Profil użytkownika


komentarze: 22, w dziale opowiadań: 22, opowiadania: 9

Ostatnie sto komentarzy

Dzień dobry, Koala75

Hmm, teraz to nawet przyczepić się nie ma do czego. 

Myślę, że te kamienie to może są chińskie radyjka. I jak to w radiach plotą trzy po trzy, że nawet powtórzyć hadko. 

Udanej majówki. 

Dzień dobry, Koala75 :)

Ładne, ciche, spokojne, takie trochę terapeutyczne. Na pewno bardzo fantastyczne i z wyraźną domieszką absurdu.

Gdyby w pustym pubie jakiś obcy facet chciał się przysiąść, brrr, natychmiast wyszedłbym, gdyby chciał gadać o swoim życiu (brrrrr) – też bym wyszedł i w przyszłości ów pub omijałbym z daleka. Dlatego taka rozmowa nie mogła się odbyć. 

Mołdawit nie jest meteorytem. Nie jest nawet kamieniem, w rzeczywistości jest szkłem. Znalezienie mołdawitu na Podhalu mogło się zdarzyć, o ile jakiś turysta z Czech mołdawit tam zgubił. 

Zdając na studia geologiczne, nie ma egzaminu z geologii.

Szkoda, że bohater opisywanej historii nie jest kobietą, wówczas propozycja: 

“– Chodź do mnie. Sam będziesz mógł posłuchać opowieści kamienia” – brzmiałaby jak podryw. Nie wiem, czy skuteczny, ale na pewno oryginalny. 

A teraz rzecz najdziwniejsza i najbardziej fantastyczna… wiesz co, podobało mi się. 

 

Powodzenia we wszystkim

Dzień dobry, Finklo :)

W pisaniu tak samo chodzi o to, żeby się dobrze czytało, jak w gotowaniu – żeby smacznie się jadło. Cała reszta, te wszystkie kliki i biblioteki, mogłyby nie istnieć. I dlatego ogromnie dziękuję Ci za wizytę i za taki właśnie komentarz. 

Serdeczności :)

Dzień dobry, AP :)

Dałem się nabrać. Też myślałem, że bohater pojedzie drogą, która zmieni się w tunel, a na końcu będzie jasne światło i ciepły głos, który przywita bohatera słowami: “Czekałem na ciebie”. Oszczędziłeś mi tego. W zamian zanurzyłem się w niepokojącej atmosferze, która jak asfalt lepiła się do myśli Jest tu absurd: wycieraczki działające w pogodę bez deszczu, licznik zamieniający kilometry w mile, podróż bez nawigacji (a kto dzisiaj wybiera się w nieznaną drogę bez nawigacji?). Lecz ten absurd nie jest niedorzeczny. Wpisuje się w klimat. I wcale nie uważam, że jest to opowieść, w której jest wiele pytań pozostawionych bez odpowiedzi. Dla mnie to opowieść o samotności, o bezradności, o zagubieniu i niepewności. W jakimś sensie jest to opowieść o życiu. Dziękuję Ci za ten tekst. 

Udanej niedzieli i powodzenia :)

 

Dzień dobry, AP :)

Jesteś jedyną osobą, która nie krzywi się, że za krótko, za długo, że nie tak, że czegoś brakuje bądź coś zbywa. Jesteś jedyną osobą, która uznała, że mogłem napisać prostą historyjkę w sposób, w jaki ją napisałem. Jesteś w końcu jedyną osobą, przed którą nie muszę się tłumaczyć ani wyjaśniać. Niesamowite. A jakże miłe. 

Serdeczności, AP :)

Dzień dobry, Finklo :)

Kiedy w komentarzu dojrzałem opinię, że czytało się przyjemnie, nawet nie wiesz, jak się ucieszyłem. Potem zajrzałem do innych Twoich komentarzy i okazało się, że to taka trochę standardowa formułka, coś jak opinia lekarza w rozmowie z przyszłą wdową: “pacjent jest stabilny”. Ale i tak się cieszę, naprawdę i naprawdę bardzo. 

Zastanowiłem się nad zadanymi w komentarzu pytaniami. No i nie wiem, czy coś by zmieniło, gdyby się okazało, że wisiorek wykonany był z łoparskiej krwi, raczej rzadkiego minerału znajdywanego nad Jeziorem Duchów na Syberii. A może był to wisiorek podarowany przez Marię Antoninę łaskawemu strażnikowi w nocy tuż przed egzekucją? W końcu jakie to ma znaczenie. Co do pary starszych ludzi: to on posiadał sklepik z talizmanami na przedmieściach Lublina, starsza pani z kolei trudniła się stawianiem kart tarota. Tylko co z tego? Można udzielić dowolnie wielu odpowiedzi, które przecież niczego nie zmieniają w tekście. Bo nie jest to tekst o złośliwości starszych ludzi ani o mocy przedmiotów, tylko o pogubieniu się, o wyborze, który nakręca spiralę kolejnych, coraz gorszych decyzji. 

Zapewne nie było to wyłożone dość jasno w tekście. Ot, poważny mankament. Na szczęście ten tekst nie rości sobie ambicji do czegokolwiek. 

 

Miłej niedzieli i oczywiście ogromnie, ogromnie dziękuję za wizytę i za komentarz.

Hejka, Szyskowydziadku.

Ciekawy tekst, zmuszający do refleksji… 

Najpierw zastanowiłem się, czym – do diaska – miałoby być filozoficzne zombie. Jeszcze przed rozpoczęciem czytania uznałem, że chodzi o jakąś niebezpieczną doktrynę filozoficzną, która zaczyna nachodzić ludzkość i zmieniać zachowanie homo sapiens. Okazało się, że się myliłem, a zombie ma coś wspólnego z amputacją świadomości. Hmmm. Ale okej. W 2006 roku magazyn “Edge” zadał czytelnikom pytanie: “Jaka jest Twoja niebezpieczne idea?”. Do redakcji wpłynęły różne odpowiedzi, jedna nudniejsza od drugiej. A to, że dusza nie istnieje, że jesteśmy paczką neuronów, że wolna wola nie istnieje. Wśród listów znalazła się i taka idea, że jaźń to zombie (Clark). Czyli jakąś zależność pomiędzy zombie a świadomością da się wyprowadzić. Ja jej nie pojmuję, na szczęście nie muszę wszystkiego rozumieć. Tylko, że Ty trochę dalej podałeś definicję filozoficznego zombie, która zupełnie zbiła mnie z pantałyku. Przeczytałem ją parę razy, w końcu uznałem, że z filozoficznym zombie jest jak ze świnką morską – ani świnka, ani morska. Co przecież niczemu nie szkodzi, bo zwierzę takie istnieje i w nosie ma, jak go nazywają. 

Kolejny raz zatrzymałem się nad czytanym tekstem, gdy doszedłem do tego, jak wykonać maszynę do pozbawiania świadomości. Myślałem, że będą to socialmedia, które codziennie dokonują prania mózgu swoich użytkowników. Też się pomyliłem. Maszyna przypominała skrzyżowanie kabiny prysznicowej z silnikiem samochodowym. Przymknąłem oczy, próbowałem sobie wyobrazić taką krzyżówkę – i ni hu-hu. 

Przeczytałem tekst do końca. Bo jednak mnie wciągnął i zaciekawił. Urządzenie, wiedziałem, że nie zadziała. Kiedyś czytałem o umieszczonych w mydelniczce kawałku sznurka, korku od butelki i ogarka świecy – co miało pomóc zwalczyć jedną z najpoważniejszych chorób. Ludzie to kupowali. I znowu zastanowiłem się nad tytułem. Pomyślałem sobie: sprytne. Tak powinien zaczynać się każdy dobry tekst marketingowy. Zaciekawiać, przekonywać, prowadzić myśl czytelnika własną ścieżką. Wygrałeś. Bo przecież przeczytałem do końca. I wiesz, co? Podobało mi się. 

Od momentu, gdy skończyłem czytać, trapi mnie jednak pytanie? Gdzie można taką maszynę kupić?

Powodzenia :)

@SzyszkowyDziadek

Miło, że wstąpiłeś i zechciałeś zostawić komentarz. Dziękuję.

 

@AmonRa

Najprostsze wyjaśnienie, skąd się wzięła starsza i raczej złośliwa para staruszków, jest takie, że zostali wynajęci przez żonę Karola. Inne wyjaśnienie, że starsze osoby, tak jak dzieci, bywają złośliwe same z siebie, a może też mają własne rachunki do wyrównanie. Zresztą nieważne. Najważniejsze, że bardzo dziękuję Ci za wizytę, za ciekawe spostrzeżenia i miłe słowo. Ukłony :)

Dobry wieczór, Reinee

Historia o mieszkańcach rezydencji, którzy upodabniają się do siebie. Zaczynają dzielić podobne odczucia i przejmują podobne poglądy. Fakt. Tak się po prostu dzieje, podobno winne są neurony lustrzane. Wspólne zamieszkiwanie zawsze doprowadza do ujednolicenia myśli, zwyczajów i emocji. W przeciwnym razie współmieszkańcy zagryźliby się na śmierć. Więc niby nic takiego. Ale…

…masz niezwykły dar tworzenia nastroju. Nawet nie zauważyłem, a przeniosłem się do rezydencji z “Tajemniczego ogrodu”. Brakowało tylko muzyki Preisnera do “Secret garden”.

Opowiadanie klimatem stoi. Było melancholijnie, wiktoriańsko, w pewnych momentach miałem wrażenie, że czuję zapach naftaliny i drewnianych boazerii nacieranych kamforą. A w powietrzu unosił się kurz ze starych zasłon. Ładnie odmalowałeś życie w rezydencji. I mimo, że niewiele się dzieje, to przecież było ciekawie, a na końcu nawet krwawo. Mnie się podobało. 

 

Dobry wieczór, Reinee

Bardzo miło, że wstąpiłeś. Dziękuję.

Wszystkie dobre słowa zbieram jak chrust na zimę, by móc się nimi ogrzać podczas chłodu.

 

A co do kelnera – uśmiercenie jako efekt zaburzeń wywołanych znaleziskiem było najprostsze i najłatwiejsze do przeprowadzenia. Rach-ciach i już. W zamian mógł być opis narastającej paranoi, rozbudowa treści o urojenia i manie prześladowcze. Masz rację, że pomogłoby to tekstowi (o ile zostałoby dobrze napisane). Natomiast byłoby trudno utrzymać się w tysiącu słów. Oczywiście nie zamierzam się limitem zasłaniać ani tłumaczyć, wszak był znany od początku.

Dziękuję. 

Oto służby archeo znajdują… no właśnie, co: grube i z celulozy to musi być książka. Okazuje się jednak, że to kindle (bo raczej nie laptop), który przecież nie jest ani gruby, ani z celulozy. Zapewne w odkopanym domu mieszkał nastolatek, bo kto inny czytałby Lalkę na kindlu.

Zazdroszczę, że w czytniku tak długo wytrzymała bateria. U mnie szybko się wyczerpuje. 

Piszesz: 

Byli oparci na węglu i ulegali fizjologicznej entropii! Fascynujące… 

a ja się zastanawiam, co w starzeniu się jest fascynujące.

 

Piszesz: […] Era Starożytności…

Nazwy okresów i epok piszemy małą literą: antyk, starożytność, średniowiecze, renesans itd. 

 

Przede wszystkim: fajne i ładnie napisane. Miło się czyta, tak, że chce się doczytać do końca, co nie zdarza się często (tzn. zdarza się rzadko). Mnie się podobało.

@CesarzowaMordoru

Słuszna uwaga. Dziękuję.

 

@Staruch

Dzięki za odwiedziny. 

Tekst przypomina studium przypadku z życia korporacji. Mnie się podoba. 

Księżyc – gdy piszesz o naturalnym satelicie Ziemi, powinien być z wielkiej litery. 

Powodzenia :)

Śmierć jako kara za ujawnienie, że Ziemia spoczywa na czterech słoniach. Do tego instrukcja wykonywania kary śmierci. I wszystko ładnie napisane. 

Na pewno może się spodobać. 

Powodzenia :)

Impresyjny klimat z aranżem gęstym od szlochów i westchnień. I jeszcze szkatułka, która nie jest jak “list w butelce”. Na pewno może się podobać. 

Powodzenia :)

Regulatorzy

Lubię się uczyć od mądrzejszych. Dziękuję!

 

Koala75

Zapewne masz słuszność, że powinni się pokłócić. Jakaś scena soczystej zazdrości dobrze by zrobiła temu tekstowi. Ale z drugiej strony – przecież nic tak nie łączy, jak możliwość wyrządzania bliźnim kolejnych przykrych psikusów. Fajnie, że zajrzałeś. 

 

Milis

Dziękuję!

Jasne, Regulatorzy. Dzięki za wyjaśnienie. To są już ostatnie sekundy creepy w tekście o wisiorku. I odtąd wszystko będzie wpadać w trawę, jak kamień w wodę. 

Wielkie dzięki i miłego :)

Hej, Milis :)

Masz rację. Bez dwóch zdań – masz rację. Kulminacja powinna być obudowana emocjami. A nie jest :(

Mam pewne podejrzenia, że za tym może stać limit słów, który przy końcu stawał się dokuczliwy. Co oczywiście nie jest żadnym wytłumaczeniem.

Masz nie tylko rację, ale i wyczucie: tekstowi w kulminacji brak wewnętrznej walki bohaterki. 

Miłego :)

Dzień dobry, Koala75 :)

Jakże mógłbym podkreślić, że para na końcu to jednak nie ci wcześniejsi, skoro to właśnie ci wcześniejsi? 

Dziękuję, że chciało Ci się przeczytać i napisać uwagę.

Dzień dobry, Regulatorzy :)

Ciekawe uwagi, bardzo fajne podpowiedzi. Dziękuję. Oczywiście wprowadziłem poprawki. Lecz przy dwóch wskazaniach się zatrzymałem i zastanowiłem. W związku z tym mam do Ciebie prośbę. Właściwie dwie prośby. Ale po kolei.

Wrzucić w trawę czy do trawy?

Tam, gdzie mieszkam, każdy powiedziałby, że wrzuca się do trawy, tak samo jak do kubła, do tornistra i jak wrzuca się piłkę do kosza.

Stąd moje pytanie, czy: rzucanie w trawę jest rusycyzmem? Czy ma regionalne odmiany? Czy tylko jedna forma jest poprawna? 

 

Moje drugie zastanowienie i kolejna prośba są bardziej złożone.

Rozumiem Twoje intencje wobec anglicyzmu creepy. Chodzi o to, by nie wprowadzać obcych słów do języka, skoro można je udanie zastąpić polskimi określeniami. 

Stąd kolejna prośba. 

Określenie creepy oznacza, że coś jest dziwne na granicy niepokoju. Nie musi to być nic złowieszczego. Po prostu są ludzie, którzy drażnią swą niewidoczną na pierwszy rzut oka osobowością. Nie przywiązuję się do słów i nie mam żadnego problemu z ich zmianą. Tylko że to słowo jest na tyle odmienne, że jednocześnie etykietuje osoby pojawiające się w tekście. Dzięki temu wiadomo, że para starszych ludzi ze środka historii jest parą pojawiającą się również na końcu tekstu. 

I teraz pytanie/prośba:

Czy jeśli wymienię creepy na bardziej pospolite określenie, wciąż będzie wiadomo, że to są te same osoby?

Jeśli napiszesz, że spoko, że każdy to wychwyci – oczywiście, że wyrzucę irytujące creepy.  Ewentualnie wymyślę jakieś inne określenie. 

 

Dziękuję za dokładność podczas czytania tekstu i za bardzo fajne podpowiedzi. 

Dzień dobry, Milis :)

Piszesz, że brak emocji. Ano brak. Udane pisanie o emocjach to zupełnie inna szkoła jazdy. Dla mnie niedostępna. 

Piszesz, że brak motywu. Toż to prosta historyjka. Kobieta otrzymuje świecidełko i popada w szaleństwo. To jest właśnie ten element fantastyczny, bo od błyskotek przecież kobietom nie przewraca się w głowach. 

 

Piszesz, że w poniższym zdaniu brakuje dwóch przecinków.

“Po powrocie do hotelu pierwsze co zrobiła to weszła pod prysznic”. – Według mnie brakuje jednego, tego przed “to”. Przed …pierwsze co zrobiła…” raczej nie powinno dawać się przecinka, wszak okolicznik czasu nie może być oddzielony przecinkiem od orzeczenia. No chyba, że się mylę, a wtedy mojej nauczycielce od polskiego nie wyślę tego roku kartki na te święta. (Okej, już wysłałem, zresztą nie jestem małostkowy”).

 

Jest mi bardzo miło, że chciało Ci się napisać o swoich wrażeniach po przeczytaniu.

Dzień dobry, Hesket:)

Taki komentarz potrafi zrobić dzień. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie ucieszył. Bo przecież zdaję sobie sprawę ze słabości wysłanego tekstu. Zarzuciłbym mu zbyt słabo zaznaczone obsuwanie się bohaterki w szaleństwo, zbyt mało plastycznie przedstawione to, co się w jej głowie działo. A pewnie i inne słabości (w tym językowe) wyrywają się, by o nich wspomnieć. 

Tym większe dzięki za wyrozumiałość i za ocenę :) 

Co do tego bycia creepy to jest tak, że chyba nie ma dobrego słowa w języku polskim. Takie balansowanie na granicy dziwności, że milimetr więcej, a już wywołałoby przestrach. I jak tu takie coś opisać, wiedząc, że ma się tylko przestrzeń na tysiąc słów? 

Bardzo dziękuję, Hesket. Za miłe słowa, za wyrozumiałość…. Dzięki.

Nowa Fantastyka