Profil użytkownika


komentarze: 15, w dziale opowiadań: 15, opowiadania: 11

Ostatnie sto komentarzy

Ojej, jaka dyskusja…

Dziękuję :)

Faktycznie, przyznałam się, że akurat informacji o tym, jakim cudem Obserwator jest poza układem nie umieściłam w tekście. Wszelkie wyjaśnienia, które tak szeroko umieszczałam w komentarzach odnosiły się do pojęć użytych w szorcie, dlatego to konkretne wyjaśnienie się nie pojawiło. Nie dopisuję suplementu do opowiadania w komentarzu, a tym to by własnie było. 

To jest naprawdę tylko obrazek, spójny z aktualnym stanem wiedzy tak bardzo, jak to tylko leżało w moich możliwościach. W dłuższych opowiadaniach zawieram więcej wyjaśnień :) Myślę, że jak na niespełna dwuipółstronicowego szorta, jego zgodność z aktualną wiedzą jest na tyle duża bym jednak mogła używać tagu hard. W sensie, że opisuje zjawisko możliwe z naukowego punktu widzenia w tej konkretnej sytuacji, która też jest teoretycznie możliwa (Obserwator może załamać funkcję falową). Jest opis zjawiska, jest jego uzasadnienie naukowe. Dlaczego więc miałabym nie używać tego tagu? Wydaje mi się, że główny wątek szorta jak najbardziej się wpisuje w definicję podaną przez gary_joiner (garego_joinera? jak to się odmienia?). Choć jak sądzę, on po prostu chciałby więcej (a przynajmniej takie odniosłam wrażenie). 

 

pozdrawiam

 

Luce

 

gary_joiner, faktycznie masz rację, tej akurat informacji w tekście nie ma :( Nie czułam potrzeby, żeby jeszcze i to upychać w tekst, ale teraz widzę po komentarzach, że by się przydało. 

 

Dziękuję za doprecyzowanie wątpliwości oraz wszystkim komentującym raz jeszcze :)

 

Luce

gary_joiner, ależ wyjaśniłam :) Bohater jest Obserwatorem. Pojęcie to odnosi się do teorii, wg której wszystkie stany kwantowe istnieją równolegle (ich prawdopodobieństwo jest jednakowe), dopóki zewnętrzny obserwator nie określi ich stanu (tak najprościej mówiąc). Kot Schrodingera nie jest ani żywy, ani martwy, póki ktoś nie zajrzy do pudełka i tego nie określi. 

Bohater jest Obserwatorem Ostatecznym, czyli jego obserwacja określa wszystkie stany kwantowe (powoduje załamanie każdej funkcji falowej). Całkiem niezły sposób na zatrzymanie apokalipsy opartej na zapadaniu się wieloświata Everetta (wieloświat Everetta to teoria mówiąca, że każde określenie stanu kwantowego powoduje natychmiastowe powstanie równoległej rzeczywistości, w której cząstka uzyskała przeciwny stan, czyli każda obserwacja powoduje powstawanie dwóch wszechświatów, w których wyniki obserwacji są przeciwstawne).  

Przyznaję, też wolę mniej ludzkie SI, ale w tym wypadku po prostu taka była mi potrzebna. 

 

Dziękuję tobie i pozostałym osobom za komentarze :)

 

Luce

Pojęcie osobliwości odnosi się do SI, jakoś nie wpadłam, że ta najprostsza, wręcz narzucająca się interpretacja może być dla kogoś nieoczywista. Stąd moje (szczere) zdziwienie. 

 

Tekst miał być z założenia obrazkiem. To o Ziemi jako kulce błota nie planowałam jako dowcipu, tylko jako jedno z wielu teorii i odniesień upchniętych w tekście (w tym wypadku antropocentryzm np. chrześcijański kontra jego krytyka). Absolutnie nie poczuwam się tu do oryginalności. Jak mówiłam w przedmowie, celem powstania tego szorta było wepchnięcie maksymalnej ilości teorii w jak najmniejszą objętość tak, by było zdatne do czytania. Wychodzi na to, ze trochę przegadałam :)

 

Bardzo dziękuję za komentarze. 

 

Luce

Eeee… ale w tekście jest dosłownie, wręcz łopatologicznie powiedziane, kim jest narrator i w jaki sposób miał uratować ludzkość. I dlaczego świat rozpada się po kawałku. Ale tak, by to zrozumieć, obawiam się, że trzeba mieć trochę wiedzy z dziedziny fizyki kwantowej smiley

Dziękuję za komentarzsmiley

Redil, nie przejmuj się, ja też. Bardzo dużo słów, bardzo mało treści. Podczas lektury miałam poważne wrażenie, że Autor cierpi na słowotok. Zdania poskładane jak harmonijka, mnóstwo metafor, przepych jak w rokokowym kościele - tyle, że nic z tego nie wynika. Niczemu to nie służy. Nie ma fabuły, akcji jak na lekarstwo, puenty brak - tekst sprawia wrażenie urwanego w przypadkowym miejscu - o bohaterze też nie da się nic konkretnego powiedzieć.
Nie rozumiem o co tu chodzi, nie widzę sensu powstania tego tekstu, nie dociera do mnie jego przesłanie.
Jedyne, co potrafię powiedzieć, to, że Autor zagadał mnie na śmierć.

Muszę się zgodzić z przedmówcami - początek świetny, środek daje radę, końcówka... Ech. Delikatnie mówiąc - przewidywalna. A szkoda, bo tekst miał spory potencjał, ładnie napisany, plastyczny. Niemal do samego końca łudziłam się, że może jednak nie pójdziesz po najprostszej linii oporu. Niestety.

Szkoda...

Stężenie medycznych głupot mnie zabiło <bije głową w stół z rozpaczy patrząc na opis "szoku anafilaktycznego"> Autorze, proszę, nie używaj pojęć, o których wydajesz się nie mieć zielonego pojęcia.
Jakby Autorowi zechciało sie trochę przysiąść nad researchem oraz poprawić estetykę tekstu - rozumiem zjedzony ogonek, ale brak tak podstawaowego znaku interpunkcyjnego jak kropka to już przesada! - byłoby to całkiem przyzwoite czytadło ze średniej półki.
A tak - nie jest dobrze.

Witam

Czytało się całkiem dobrze. Ale byłoby znacznie lepiej, jakby Autor zechciał skorzystać z usług wujka Gugla. Krótko mówiąc: research!!

Nie wiem, drogi Autorze, czy zdajesz sobie sprawę, że "osączanie" z krwi z leżącej zdobyczy jest baaardzo trudne, jeśli nie niemożliwe z warunkach polowych. W tym celu zawsze wiesza się, najlepiej jeszcze żyjącą, ofiarę głową w dół. A serducho robi resztę. I tak się robi zawsze - nawet jak wiejska baba obcina głowę kurakowi na rosół, to też go tak zwiesza.

Dalej - wyjątkowo rozbawiło mnie to szykowanie sałatki i ziemniaków do świeżego mięsa. To se postoi! Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że świeże mięso, zaraz po uboju, nie nadaje się do spożycia! Jest łykowate, niestrawne, i baaardzo niesmaczne, na surowo wręcz trujące. By zyskało smak powinno poleżeć minimum 2 - 3 dni, czyli tzw. dojrzeć. Dopiero wtedy można jeść ze smakiem. Owszem, można je upiec, ale żeby nie miało smaku i konsystencji podeszwy kalosza, obrabia się je termicznie kilka ładnych godzin (dlatego zwierzaki na rożnie piecze się od rana, choć one też bywają już skruszałe).

Bardzo dziękuję za przychylne przyjęcie.
Tekst stanowi odprysk większej całości - stąd być może zrodziły wątpliwości związne z nazewnictwem. Powstał z dwóch powodów - na pojedynek literacki oraz jako test paru dziwnych form gramatycznych. No bo jak ma o sobie mówić hermafrodyta? O.o

O lol. Hitlerowcy? Hitlerowcy???
Drogi Autorze. Podręczniki do historii nie gryzą. Wujek Gugiel też.
O tym, że tekst wymaga solidnego liftnigu, że wygląda, jakby był napisany na kolaniewklejony od razu po napisaniu, to już ktoś wyżej wspominał. Ja tylko potwierdzam. Taki brak podstawowej choć estetyki jest cokolwiek obraźliwy dla czytelnika, wiesz?
Za to pomysł niezły. Szkoda, zę podany w tak beznadziejnej formie.

Ortograf i powtórzenie w drugim zdaniu. Błąd merytoryczny w opisie bunkra. Zapis dialogów leży i kwiczy. Aż się chce spytać: "Autorze, czytałeś to choć raz przed wysłaniem?!"
Fabuła... eee, jaka fabuła? Mamy scenkę, z której kompetnie NIC nie wynika. Aż się chce zapytać: no i co w tego? Ale nie zapytam, tylko wzruszę ramionami i pójdę poszukać czegoś lepszego.
Posdumowanie: słabizna.

Nowa Fantastyka