- Opowiadanie: feroluce - Już z nią nie chodzę

Już z nią nie chodzę

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Już z nią nie chodzę

Witam. Mój debiut na forum, więc kłaniam się nisko wszystkim użytkownikom na przywitanie i życzę przyjemnej lektury.

 

 

Elot podniósł głowę znad szkicownika. Ktoś szedł w jego stronę, rytm wystukiwany przez szpilki wyznaczał tempo zmian oddechu zgromadzonych wokół ludzi. Powietrze zaczynało nieznośnie cuchnąć feromonami, Reynevan poważnie zaczął się zastanawiać, czy nie zmienić miejsca pobytu na bardziej przewiewne.

Przelotnie zaciekawiło go, co to za samica wzbudziła taki entuzjazm wśród studentów wydziału rysunku. Powinni być dość odporni na co bardziej standardowe piękności. Tymczasem cały długi hol przesiąkał zapach zainteresowania, a rzeczona samica jeszcze się nawet zza zakrętu nie wyłoniła.

Powrócił do szkicowania. Co go obchodziła jakaś bezwłosa cizia. Miał projekt do oddania. I, jak dotąd, brak pomysłu.

Tak, jakby smrodek feromonów dobrze wpłynął na jego komórki nerwowe, coś mu zaczęło w końcu wychodzić. A weny nie należy ignorować. Pewnie dlatego nie zwrócił uwagi na brak stukotu.

Przez chwilę.

Potem dotarło do niego, co wydzielało tak specyficzną woń. Futro zjeżyło mu się na karku. Powoli podniósł głowę.

Nie myli się – to był ten odmieniec. Czy ta, czy co tam toto było. Cholerna hermafrodyta.

– Dzień dobry.

Elot siłą zdusił warknięcie, jakie w nim narastało. Partner/ka jego siostry uśmiechnęło się do niego szeroko, błyskając długimi, nienaturalnie białymi kłami. Wszystko jasne – to ono było powodem tego ataku eroentuzjazmu, który przetoczył się korytarzem. Promieniowało seksem, bombardując zmysły feromonami i zachowaniem; nawet on – Reynevan – to odbierał. Zwykłych ludzi musiało doprowadzać do niemal narkotycznego odlotu. Na co zresztą miał naoczny dowód w postaci gromadzącego się wokół tłumu widzów. Płci mieszanej, chemiczny koktajl produkowany przez Wupara łamał zasady biologii i logiki i otumaniał po społu obie.

– Czego?

Wampir skrzywiło się.

– Jak ostro. Projekt się nie udaje?

Tym razem Elotowi wyrwało się głuche warczenie. To coś zawsze doprowadzało go do szewskiej pasji. Nie dość, że płci niezidentyfikowanej, że bezczelne, że seksowne w dawkach śmiertelnie toksycznych, to jeszcze miało czelność sypiać z jego siostrą.

Tymczasem Wampir wskoczyło na stół, z niewiadomych powodów wystawiony z sąsiedniej sali na korytarz. Założyło jedna na drugą niewiarygodnie długie, zgrabne nogi, skandalicznie krótka spódnica podwinęła się jeszcze wyżej, odsłaniając fragment podwiązki. Paru studentów w pośpiechu rzuciło się szukać czegoś do rysowania.

Elot odłożył szkicownik na parapet, na którym siedział.

– Czego chcesz?

Wupar uroczo wzruszyło ramionami.

– Pogadać? Zawrzeć pokój?

Reynevan popatrzył na rozmówcę podejrzliwie. Wyglądało jak zawsze – jak wilgotny sen miłośnika horrorów. Długie, proste, czarne jak smoła włosy, szczupłe, androgyniczne ciało bez kobiecych krągłości za to ze wspaniałymi nogami, niemal idealnie symetryczna, gładka jak porcelana twarz, na której dominowało troje zupełnie czarnych oczu, pozbawionych źrenic i białek.

I jego siostra wzdychała do tego bezfutrego, bladego jak ludzki nieboszczyk stworzenia. Normalnie, wstyd przed całą watahą.

– Pokój? Nie przypominam sobie, byśmy byli skłóceni.

Wupar rozpięło klamerki eleganckiego pantofla i postawiło go obok siebie.

– Elot, dobrze wiem, jak mnie nie lubisz. Pytanie, czy dlatego, że spotykałom się z Imm? A dokładniej: czy tylko dlatego?

Reynevan się zjeżył.

– O co ci chodzi?

Wupar uśmiechnęło się – wiedziało, że trafiło. Ponownie wzruszyło ramionami, niczym chodząca niewinność.

– Ależ nic. Ładnie pachniesz, na marginesie.

Elot z wysiłkiem zdusił złość, choć był gotowy rzucić się wrednemu Wampirowi do gardła. Ale nie, nie da mu tej satysfakcji. Cholerne psycholog, zabawę sobie urządzało jego kosztem.

– Spotykałoś? Co ma znaczyć ten czas przeszły?

Wupar spokojnie zdjęło drugiego buta, dostawiło do pary i poprosiło dziewczynę stojącą obok o opiekę, bo były dość drogie i nie chciało, by się ktoś niepowołany nimi zainteresował. Zaskoczona studentka tylko skinęła głową na zgodę. Zapewniwszy bezpieczeństwo swojej własności, Wampir powróciło do właściwego rozmówcy.

– Już z nią nie chodzę.

To jedno zdanie usadziło Elota, solidnie już rozeźlonego ignorowaniem go. Kompletnie zbity z tropu gapił się na rozmówcę z ogłupiałą miną.

– Jak to?

Wupar popatrzyło na niego z niesmakiem, jakby spodziewało się inteligentniejszego pytania i się zawiodło.

– Wydawało mi się, że moja wypowiedź jest wystarczająco klarowna, ale skoro nalegasz na dowód, oto on.

Podało mu kopertę. Potem podeszło do sąsiedniego okna i otworzyło je na oścież. Tymczasem Elot spoglądał na wręczony mu przedmiot ze złymi przeczuciami. Luksus, prawdziwy papier, pan/i psycholog na pewno do biednych nie należało. Otworzył. Wystarczyło mu jedno spojrzenie na treść złożonej na pół kartki.

– Zabijęęęę!!

Wupar wyskoczyło przez otwarte okno, w ostatniej chwili unikając ataku wściekłego Reynevana. Elotowi czerwona mgiełka przesłoniła wzrok. Rzucił się w pogoń. Ta genetyczna pomyłka jest już martwa!

Jego organizm automatycznie przestawił się na tryb bojowy. Czas zwolnił w charakterystyczny sposób, to w żyłach zaczęła krążyć hiperadenalina. Dawno nieaktywowane systemy w jednej chwili przekształciły cichego, spokojnego studenta rysunku w jedną z najskuteczniejszych broni biotechnologicznych, jakie wyhodowano w ostatnim stuleciu.

Wupar obróciło się, zablokowało atak. Silne bydlę, w końcu ich też wyprodukowano do walki. Ale nie dość szybkie, kolejny cios doszedł, odrzucił go na kilka metrów. Wylądowało miękko na czterech kończynach, uśmiechnęło jak rekin i ruszyło do kontry. Zadziwiająco zwinne było, Elot w ostatniej chwili uniknął uderzenia. Cofnął się, nie mógł dopuścić do zwarcia, do wykorzystania przez Wampira swoich atutów. Reynevani byli znacznie szybsi i wytrzymalsi od Wuparów, ci jednak przeważali siłą i odpornością.

Wampir złapało Elota w blok, trzasnęła kość w ramieniu. Nawet tego nie poczuł, naprawi się. Miał to, co chciał – odpowiednią pozycję do ataku. Odporne na ciosy, tak? Tego już tej cholernej seks-zabawce nie uda się zignorować. Odwinął się i całą siłą nadplastycznych mięśni wcisnął głowę Wupara w płyty chodnikowe.

Normalna istota miałaby w tym momencie zamiast mózgu rodzaj szaro-różowego budyniu. Ale nie Wampir. Przekręciło się w ostatniej chwili, chroniąc wrażliwe i trudne w regeneracji oczy, szczęknął uszkodzony kręgosłup, co mu nie przeszkodziło w wykonaniu karkołomnego wykopu i wbiciu Reynevana w płytę obok. Elotowi trzasnął bark, kości przebiły się przez koszulę. Warknął wściekły i spróbował wyrwać z morderczego uchwytu przeciwnika. Wampir trzymało mocno, śmiertelnie mocno, pod naciskiem nóg zaczynały Elotowi pękać żebra. Szarpnął za czaszkę, którą wciskał w beton, uścisk trochę ustąpił, uszkodził mu chyba w końcu przewodzenie w rdzeniu kręgowym. Za mało, zaczynało mu brakować oddechu, zapasy tlenu w tkankach były na wykończeniu. To była walka na przetrzymanie; co pierwsze się podda – uszkodzony kręgosłup Wupara, czy zmiażdżona klatka piersiowa Reynevana.

I w tym momencie Służby Porządkowe uznały, że dość tego dobrego. Rozrywka rozrywką, można sobie pokibicować pojedynkowi dwóch broni, ale sprzątanie trupów to już za dużo biurokratycznej roboty.

 

Czyściciel przyglądał się Wuparowi z niezdrowym zainteresowaniem. Ten gatunek był wyjątkowo nieliczny nawet przed (R)ewolucją, kiedy to uchodził za towar luksusowy, więc zobaczyć go w akcji stanowiło nie lada gratkę. Będzie miał się czym chwalić kolegom z oddziału.

– Pani/e Blue, czy mogłobyś podać mi powód, dla którego zaszło całe to zdarzenie?

Wampir odchyliło się na tyle, na ile pozwolił mu na to usztywniony kołnierz, jaki założono mu w celu przyspieszenia regeneracji. W sąsiednim pomieszczeniu, prewencyjnie oddzielonym od nich solidną kratą, zeznania składał Elot.

– Wszystko dlatego, że już nie chodzę z jego siostrą.

Reynevan nastawił uszu, przerwał wpół słowa. Spiął się. Długa, pręgowana, szara sierść zjeżyła się, nadając mu złudny wygląd pluszowej maskotki. Czyściciel popatrzył na oboje zdumiony.

– I to dlatego? Bo zerwałoś z jego siostrą?

Wupar uśmiechnęło się szeroko.

– A kto ci powiedział, że z nią zerwałom? Ja się z nią żenię.

Ze ściany posypał się tynk, gdy wściekły Reynevan o mało nie wyrwał krat.

Koniec

Komentarze

Dobry koniec. Poprawił mi humor

Spodziewałem się czegoś innego na finiszu. Duży plus za swoistą lekkość potraktowania tematu i bohaterów.

Zgadzam się z przedmówcą -  lekko napisane. Podoba mi się taki styl pisania :) A koniec? Zaskoczył mnie bo raczej spodziewałam się jakiejś fotki z dokonanego aktu zdrady :D. Czyli potrafisz zaczarować czytelni...czkę...:D

Przyznam, że na początku się zgubiłam w nazewnictwie postaci. Później było jednak wyjaśnienie, więc się nie czepiam ;) Mnie również się podobało: ładne, lekkie, z ciekawym zakończeniem. Chętnie przeczytam coś jeszcze Twojego.

Całość poprawna, zakończenie genialne :D

Bardzo dziękuję za przychylne przyjęcie.
Tekst stanowi odprysk większej całości - stąd być może zrodziły wątpliwości związne z nazewnictwem. Powstał z dwóch powodów - na pojedynek literacki oraz jako test paru dziwnych form gramatycznych. No bo jak ma o sobie mówić hermafrodyta? O.o

Nie powala, ale czyta się nieźle. Dałbym 4.

Nowa Fantastyka