Profil użytkownika


komentarze: 23, w dziale opowiadań: 21, opowiadania: 10

Ostatnie sto komentarzy

Dzięki Finklo za komentarz i klika :)

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Dzięki za lekturę i komentarz.

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Hej, Zanais, na początek parę uwag:

Zaczęła tracić świadomość i nawet gdy usłyszała dźwięk otwieranego zamku,

otwieranego zamka – nawet specjalnie to sprawdziłem i okazuje się, że słowo “zamek” ma dwie różne formy dopełniacza, w zależności od tego, czy mówimy o zamku jako mechanizmie, czy zamku jako budowli

Nie, żeby na jej widok mężczyźni dostawali zadyszki

Jak dla mnie tego przecinka być nie powinno, ale mogę się tutaj mylić. Podobnych miejsc masz w tekście kilka.

„kiedy wpadniesz do rynsztoka płyń z prądem, albo nałykasz się gówna”

heart (slow clapping sound)

Opowiadanie podobało mi się, szczególnie zaprezentowany w nim humor. Warsztatowo też bardzo dobrze, czytało się gładko; może ze trzy przecinki postawiłbym trochę inaczej, ale wybitnym ekspertem w tej dziedzinie nie jestem.

Pozdrawiam i powodzenia!

 

 

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Ciekawa koncepcja, przyjemnie napisane. Czytelnik ma po lekturze trochę do przemyślenia; niby fantastyka, a człowiek ma wrażenie, że to coś może dziać się na rogu najbliższej ulicy…

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Zanaisie, zrozumiałem, o co ci chodziło, za pierwszym razem; dla Ciebie jest to mistrz Yoda, a dla mnie język mówiony tego uniwersum :)

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Hej, Serce Wiatru, nareszcie pełnoprawne opowiadanie z Twojego świata! Przede wszystkim musisz popracować nad warsztatem, szerzej na ten temat rozpisywać się nie będę, ponieważ:

a) musiałbym mówić o tych samych błędach, o których wspominałem przy okazji dwóch poprzednich opowiadań

b) Asylum zrobiła ci dość kompleksową łapankę, więc materiał do pracy warsztatowej masz od niej; ja nic ponad to do dodania nie mam.

Twój pomysł na to, jak narracja powinna wyglądać jest ciekawy, pomaga wczuć się w klimat (w przeciwieństwie do Zanaisa nie wyczuwam obecności mistrza Yody), jednak wymaga on dopracowania.

Jeśli chodzi o fabułę, pomysł na nią naprawdę mi się podobał, jednak mam tutaj dwa zarzuty:

– Zarzut większy – wolałbym zobaczyć historię na własne oczy, zamiast słyszeć opowieść z ust postaci (coś w stylu – bohater zaczyna opowiadać, cięcie, obserwujemy scenę na polu niby-kapusty, cięcie, wracamy do Kota i jego towarzyszy).

– Zarzut mniejszy – nijaka trójka bohaterów. Poza imionami i płcią, nie odróżnia ich nic. Widziałem Twoje wyjaśnienie w jednym z powyższych komentarzy, ale skoro miała być nijakość, to nie lepiej, aby taki bohater był tylko jeden? Tak czy siak, ten zamysł nieszczególnie przypadł mi do gustu. Ale Kot i Sulidar na plus :)

Pozdrawiam i powodzenia!

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Hej, Texic, opowiadanie czytało się gładko i przyjemnie, co prawda nie było w nim nic super oryginalnego, jednak ja nie jestem jedną z tych osób, które wymagają, by unikalność biła w oczy z każdego zdania, by móc wczuć się w historię. Moi poprzednicy wytknęli ci kilka niedoskonałości w warsztacie, więc ja nie będę tego wszystkiego jeszcze raz przepisywał, wspomnę jedynie, że moją uwagę zwróciły oklepane zwroty – mrożenie krwi w żyłach, grom z jasnego nieba i porównanie, że coś wygląda/dzieje się jak w horrorze (pisać tak w opowiadaniu typu horror nie jest zbyt porywające). Do tego uderzyło mnie to:

Tomasz rozpoznał w niej znajomą sylwetkę. (…) Nieznajoma postać nagle zastygła w bezruchu.

To w końcu Tomasz go rozpoznał, czy nie?

Jeśli chodzi o historię, do końca zastanawiałem się nad tym, co właściwie się dzieje, jednak zakończenie rozczarowało mnie. I nawet nie chodzi o to, że klasyka i sztampa, tylko tak bardzo chciałeś ukryć to, co naprawdę się dzieje przed czytelnikiem, że ma się wrażenie, całkowitej losowości. Niestety końcówka to jeden z tych złych zwrotów akcji, które nie mają umocowania w fabule, a istnieją tylko po to, by za wszelką cenę zaskoczyć czytelnika. A jak dla mnie wystarczyłoby w pierwszej scenie napisać, że żona Tomasza też ma na imię Żaneta. Nie miała, tylko ma. Nie jestem pewny, jakby to wyszło w finalnej wersji, ale wydaje mi się, że w ten sposób osadziłbyś zakończenie w historii, nie wydając wszystkiego przedwcześnie; na dodatek podkreśliłbyś stan Tomasza przez niepogodzenie się ze śmiercią żony, a nawet całkowite wyparcie tego faktu. W mieszkaniu też mógłbyś umieścić coś wskazującego, że Tomasz nie mieszkał tam sam – może uchyloną szafę pełną kobiecych ubrań? Może bohater mógł pomyśleć coś w stylu “Żaneta znowu nie wróciła na noc do domu”? Jeżeli czytelnik nie wie, że Tomasz miał żonę, to zakończenie nie wywoła u niego żadnej reakcji.

To co napisałem, to tylko moja sugestia; pamiętaj, że żadną literacką wyrocznią nie jestem. Nie licząc zakończenia, bardzo przyjemnie spędziłem czas. Chętnie zapoznam się z innymi twoimi tekstami.

Pozdrawiam i powodzenia!

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Dzięki, ANDO, za komentarz. Rady twoich przedpiśców wziąłem sobie do serca i następny tekst obiecuję bardziej dopracować.

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Nie Silvo, nie zniechęcisz mnie. Ja doskonale zdaję sobie sprawę, że tylko w bajkach bohater podbija świat po tym, jak wysilił się na coś jeden jedyny raz. Publikowałem po to, by wiedzieć, na co zwrócić uwagę następnym razem i teraz mam materiał do przemyśleń.

Dzięki, że dobrnęłaś do końca, serdeczne pozdrowienia.

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Dzięki za miłe słowo, Serce Wiatru.

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Dzięki za chęci, ale ostrzegam – ja się literacko dopiero rozkręcam, więc nic szczególnie porywającego jeszcze nie spłodziłem :)

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Hej Serce Wiatru, zacząć muszę od tego, że zgadzam się w pełni z Drakainą, ludzie na portalu wolą skończone opowiadania zamiast fragmentów. Ja sam pojawiam się tutaj tylko dlatego, że obiecałem ci to przy poprzednim tekście. I zdecydowanie nie zgadzam się z tym:

nie ma sensu tworzyć opowiadania na motywach powieści, którą zna tylko jej autor.

Jest sens. Poprzednio szwankowało to, że dałeś, de facto, opis świata zamiast opowiadania. Po prostu wymyśl jakąś historię mającą miejsce w twoim świecie i opisz ją, traktując swój świat i wydarzenia z powieści jako elementy tła, a wszystko powinno być w porządku.

Jeśli chodzi o tekst, muszę zaznaczyć, że przeczytałem jedynie kawałek – nie dlatego, że mi się nie podobał, po prostu nie widzę sensu w czytaniu całości, skoro i tak nie poznam zakończenia historii. Jeśli chodzi o język, to na pewno jest lepiej niż w przypadku tekstu, który wrzuciłeś ostatnio, jednak nadal są w nim błędy, w większości te, o których już wspominałem.

Literówki:

Nie masz co prawda wyrazów, które w języku polskim by nie występowały, jednak są niedopasowania form wyrazów, zapewne na skutek literówek właśnie, wystarczy popatrzeć na drugie zdanie:

Poczynając od blasku pierwszych promieni słońca, które w większość rozbijała się o wschodni mur

Tutaj masz dwie opcje na poprawienie tego: …które w większości rozbijały się o wschodni mur

lub …których większość rozbijała się o wschodni mur. Ty zrobiłeś tak jakby mix pomiędzy tymi dwiema możliwościami. Biorąc pod uwagę także inne błędy, o których napiszę za chwilę, mogę wysnuć wniosek, że po napisaniu pierwszej wersji całą edycję ograniczyłeś do sprawdzenia, czy edytor nie podkreśla wyrazów. Mam rację? Jeśli tak, to musisz wiedzieć, że taka edycja to za mało, jeśli myślisz o profesjonalnym pisaniu – nie jest to moje prywatne zdanie, pisze o tym np. Stephen King w swojej książce.

Interpunkcja:

Choć muszę przyznać, że błędy są dość konsekwentne, np. często wtrącenie wydzielasz przecinkiem tylko z jednej strony, zamiast z dwóch:

Chłodny wiatr, muskający policzki i rozwiewający włosy(+,) w połączeniu z połyskującymi się od słońca towarami(+,) szybko pochłonął Monaka

Natomiast tutaj wyszedł ci mały potworek:

Choć wiosna w tym roku była bardziej deszczowa(+,) niż kiedykolwiek wcześniej którykolwiek z żyjących(-,) by pamiętał.

Przecinek w złym miejscu + te dwa słowa bym wywalił, bo zdanie robi się przekombinowane i jak dla mnie źle brzmi.

Zapis dialogów:

-  Twój ojciec był dobrym człowiekiem, miał szczęście spotykając taką kobietę jak Urylia i posiadając takich synów jak ty i Monak. – uprzejmie odpowiedział Stanir.

W takim przypadku kropki na końcu wypowiedzi ma nie być – poza tym, skoro didaskalium zaczyna się z małej litery, to z jakiej racji ta kropka? Pytajnik lub wykrzyknik owszem, ale nie kropka. Do tego w tego typu didaskaliach daje się czasownik na początek, więc raczej: odpowiedział uprzejmie Stanir.

Powtórzenia:

Tu jest najwięcej roboty. Posłużę się dłuższym fragmentem:

Ordern zostało wzniesione przy pomocy Boga Berna. Była to zresztą najbardziej na wschód wysunięta Polis; z dala od centrum i Starych Miast. Minęło to już ponad dwieście lat, jak bogowie przybyli na kontynent Anes i po wschodniej stronie ów kontynentu wznieśli swe Polis. To rok, w którym przybyli bogowie, dał w Polis początek wszystkim następnym datą. Mieszkańcy Polis niebawem mieli obchodzić “Święto Zstąpienia”, tym samym przejść z 213 roku, na 214 rok. W Starych Miastach powinien być teraz 1037 rok ery Dwóch Wiar. Z racji tego, że to Monran przejęło wtedy zwierzchnictwo nad miastami i swych postulatach między innymi obiecało; fałszywych obalić bogów, a ich Polis spalić. Lata w Starych Miastach liczone są od czasów objęcia zwierzchnictwa Monran nad pozostałymi, które nastąpiło pięć lat po przybyciu bogów. Wydarzeniem, które miało być zaczątkiem pełnienia tej funkcji przez Monran, była bitwa, która zależnie od miejsca, tu dzież karczmy, w której by się piło, nazywano inaczej. W Polis mówiło się o tej bitwie jako o “Wielkiej Bitwie”, zaś w Starych Miastach nazywaną ją “Zapomnianą Bitwą”, bo pamiętać o niej nie chciano. Tak to minęło już 209 lat pełnienia funkcji przez Monran, bowiem bitwa, o której była mowa, odbyła się przed obchodzeniem “Festynu Zstąpienia”. Po tej bitwie miasta, nazywano Starymi Miastami. Bitew większych jak tamta już więcej nie było, lecz Monran nadal funkcje swą zwierzchnią nad innymi miastami pełniło.

Widzisz? Wiadomo, że to nie wypracowanie z polskiego i powtórzeń nie trzeba unikać za wszelką cenę, czasem są nawet zabiegiem celowym, ale co za dużo, to niezdrowo.

Zbędne wyrazy:

Tutaj znowu posłużę się tym samym fragmentem:

Ordern zostało wzniesione przy pomocy Boga Berna. Była to zresztą najbardziej na wschód wysunięta z Polis; z dala od centrum(?) i Starych Miast. Minęło to już ponad dwieście lat, jak odkąd bogowie przybyli na kontynent Anes i po wschodniej stronie ów kontynentu wznieśli swe Polis. To rok, w którym przybyli bogowie, dał w Polis początek wszystkim następnym datą datom. Mieszkańcy Polis niebawem mieli obchodzić “Święto Zstąpienia”, tym samym przejść z 213 roku, na 214 rok. W Starych Miastach powinien być teraz 1037 rok ery Dwóch Wiar. Z racji tego, że to Monran przejęło wtedy nad nimi zwierzchnictwo nad miastamiswych postulatach między innymi obiecało: fałszywych obalić bogów, a ich Polis spalić. Lata w Starych Miastach liczone są od czasów objęcia zwierzchnictwa Monran nad pozostałymi nimi, które co nastąpiło pięć lat po przybyciu bogów. Wydarzeniem, które miało być było zaczątkiem pełnienia przez nie tej funkcji przez Monran, była bitwa, którą(+,) zależnie od miejsca, tudzież karczmy, w której by się piło, nazywano inaczej. W Polis mówiło się o niej tej bitwie jako o “Wielkiej Bitwie”, zaś w Starych Miastach nazywaną ją “Zapomnianą Bitwą”, bowiem pamiętać o niej nie chciano. Tak to minęło już 209 lat pełnienia funkcji przez Monran, bowiem bitwa, o której była mowa, odbyła się przed obchodzeniem “Festynu Zstąpienia”. Po tej bitwie Począwszy od niej, miasta nazywano Starymi Miastami mówiono o “Starych Miastach”. Bitew Starć większych jak tamta już więcej nie było, lecz a Monran nadal funkcję swą zwierzchnią nad innymi miastami pełniło.

Tak ja bym poprawił ten fragment. Oczywiście nie jestem żadną literacką wyrocznią, to jest tylko moja propozycja, z którą masz pełne prawo się nie zgodzić. Pytajnik przy słowie centrum dostałeś, gdyż nie wiadomo, o jakie centrum chodzi. Centrum kontynentu? Centrum obszaru, które zajmują Polis? Ze zdania to nie wynika, a ponieważ owo centrum jest napisane z małej litery, sądzę, iż nie jest to żadna nazwa własna, której znaczenie poznam później.

To teraz co do treści:

Świat. Zdecydowanie najmocniejszy element, jest dopracowany i ciekawy. Tekst zaczynasz znowu od opisu świata, na co narzekałem poprzednio, jednak tutaj jest znacznie lepiej zrobiony, bo po pierwsze mamy tylko trzy akapity i przechodzimy do akcji, po drugie jest znacznie mniej nazw własnych niż ostatnio, dzięki czemu mam możliwość rozeznać się co jest czym i coś zapamiętać. Bardzo podobała mi się legenda o pochodzeniu słońca i księżyca w twoim świecie, a już ludowa interpretacja zaćmienia – no czyste złoto po prostu.

Fabuła i bohaterowie. Tu mam za mało danych, aby oceniać. Mogę jedynie powiedzieć, że gdybym miał w ręku całą twoją powieść (po poprawieniu usterek językowych), to zapewne nie odłożyłbym jej po pierwszym rozdziale.

Podsumowując, widzę potencjał w tym co napisałeś, szwankuje głównie język, co jest dla ciebie dobrą informacją – niedostatki językowe uzupełnić znacznie łatwiej, niż brak wyobraźni. Czytaj książki, pisz i publikuj opowiadania, poczytaj artykuły językowe – o interpunkcji i zapisie dialogów na początek. Wszystko to, z czasem, da ci wiedzę i doświadczenie niezbędne, by wyeliminować usterki z powieści.

No dobra, kończę, bo za chwilę mój komentarz będzie dłuższy niż twój tekst :) Powodzenia.

PS. Miło mi, że wspomniałeś o mnie w przedmowie i to w pozytywnym sensie :)

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Droga Asylum,

Nie musisz tak martwić się o moje uczucia! ;) Przecież to nie tak, że teraz chlipię sobie w poduszkę, to tylko moje niepokorne ego chcące pochwał za coś, nad czym się napracowałem. Wystawiając to widok publiczny doskonale wiedziałem, że może się nie spodobać i nie mam z tym problemu. Widziałem kiedyś takie fajne powiedzenie – “ja nigdy nie przegrywam – albo wygrywam, albo się uczę”. Po prostu dzisiaj przyszedł czas na naukę :)

PS. Za komentowanie opowiadań innych już się wziąłem :)

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Hej Asylum,

dzięki za słowa krytyki. Przykro mi, że opowiadanie nie przypadło ci do gusty, dlatego tym bardziej doceniam, że chciało ci się przez nie przebrnąć (wszak dyżury obejmują jedynie 50% opublikowanych tekstów, więc teoretycznie nie musiałaś), a po tym wszystkim wysmażyć tak długi komentarz, bylebym tylko miał z czym pracować. Przyznaję tekst rozrósł się trochę poza moją kontrolę, sam bym wolał, żeby wyszło ok. 40 tys. znaków, jednak wolałem opisać to co mam w głowie w pełni. Wygląda na to, że popełniam typowe błędy nowicjusza – popadanie w schematy i sztampa. Dzięki wielkie jeszcze raz i mogę mieć tylko nadzieję, że następny mój tekst przeczytasz z przyjemnością, a nie z przymusu :)

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Jak tylko masz, to wrzucaj, ale najlepiej za jakiś czas, bo nikt się tym nie zainteresuje, jeśli zobaczy, że jeden autor publikuje swoje teksty taśmowo, jeden za drugim.

Co do opisu świata – ludzie lubią czytać takie opisy, ale tylko w przypadku uniwersów, które znają i lubią. Podejrzewam, że gdyby Tolkien opublikował encyklopedię Śródziemia przed napisaniem Hobbita i Władcy Pierścieni, to nikt by się tym nie przejął.

Poza tym w samej podróży kupców może być wiele ciekawych rzeczy – mogą zostać napadnięci, mogą przewozić coś nielegalnego i za wszelką cenę starają się uniknąć kontroli, może dotarli do celu swojej podróży tylko po to, by przekonać się, że miasto, do którego jechali, wyparowało i teraz muszą dowiedzieć się, co się stało?

A nawet jeśli nie, to:

– Jeśli chcesz zapytać o tamtą noc w burdelu, już tyle razy mówiłem ci, że nie wiedziałem, że była ona twoją siostrą. – bez zastanowienia odpowiedział Kalimnes. 

Napisz opowiadanie o tym, to ma potencjał jak dla mnie.

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Siedziało dwoje kupców na jednym wozie…

Dwóch kupców. Ten błąd pojawia ci się kilka razy w opowiadaniu.

…a ich długie gałęzie opadały do ziemi, oddając hołd wszystkim tam wędrującym.

Ja bym to wyrzucił. Uważam, że jeżeli usunięcie danego słowa nie zmienia sensu zdania, to powinno być ono usunięte.

Zachodzące słońce oświetlało tył wozu, który był nakryty przez poniszczoną brązowawą narzutę – która to pewnie pamiętała czasy, gdy na jednej stronie kontynentu panowała tylko wieczna noc, a druga była skąpana w wiecznym blasku słońca.

Kolejny problem, który pojawia się w twoim tekście nagminnie, powtórzenia. W tym konkretnym przypadku proponowałbym tak: Zachodzące słońce oświetlało tył wozu, nakryty podniszczoną brązowawą narzutą, zapewne pamiętającą czasy, gdy na jednej stronie kontynentu panowała wieczna noc, a druga była skąpana w wiecznym blasku słońca.

Jednak nie wszyscy, byli wrogo nastawieni, bo chętnych do dołączenia nie brakowało. W końcu bogowie, którzy przybyli(+,) obiecali miejsce do spania i jedzenie, a pracę tylko dla chętnych, za co wynagrodzenie dostawać mieli.

Pogrubionego przecinka być nie powinno, bo rozdzielasz nim na pół jedno zdanie składowe bez żadnego powodu, zaś “którzy przybyli” jest wtrąceniem, więc powinno być wydzielone przecinkami z obu stron. 

- Kalinesie mam do ciebie pytanie. – jeszcze bardziej podpity niż wcześniej postanowił się o coś zapytać Benigius 

Pogrubionej kropki być nie powinno, do tego zapomniałeś o kropce na końcu całego zdania. Powinieneś poczytać o zasadach zapisu dialogów – odnośnik masz tutaj.

I żebyśmy mieli jasność, wspomniane przeze mnie rzeczy pojawiają się nie tylko w miejscach, o których wspomniałem, są to rzeczy powszechne w całym tekście. Do tego masz pełno literówek. Szczegółowej i kompleksowej łapanki organizował nie będę, bo to nie jest moje zadanie. Na pochwałę zasługuje fakt, że starałeś się archaizować styl, aby nadać opowiadaniu odpowiedni klimat.

– Gdyby ta era, nie miała już swej nazwy, to nazwałaby się Erą Handlarzy! – jeden z kupców postanowił przerwać ciszę, która przez prawie cały dzień im towarzyszyła.

Naprawdę? Zaledwie dziesięć lat po bitwie bohater wie, że jest ona wyznacznikiem nowej ery? Takie rzeczy wyznaczają historycy i to z perspektywy kilku stuleci.

Co do fabuły – na dzień dobry atakujesz mnie czymś, co de facto jest wypracowaniem na temat historii twojego świata, w którym pojawia się z milion nazw, które nic dla mnie nie znaczą i których na pewno nie zapamiętam. Takie rzeczy trzeba robić subtelniej – czy na przykład przeczytałbyś Harry’ego Pottera, gdyby Rowling przywitała cię pięćdziesięciostronicowym traktatem na temat funkcjonowania świata czarodziejów, a dopiero potem zaczęłoby się cokolwiek dziać? Raczej wątpię. Tam Harry wchodzi w ów świat nie wiedząc o nim nic, dopiero go poznaje, a my robimy to razem z nim. 

Ale dobra, przebrnąłem, teraz zacznie się akcja, samo gęste, prawda? No nie. Jak już wydaje się, że kupcy zaczną rozmawiać o czymś ciekawym i coś może się wreszcie wydarzy, zaczynają rozmawiać o historii świata. Scena się kończy i dostajemy następny opis twojego świata. A potem wracamy do kupców, którzy piją winko i bardzo szybko schodzą z powrotem na tematy związane ze światem.

Uwierz, przykro jest mi pisać te słowa, bo widzę, że napracowałeś się, konstruując swój świat, jednak musisz zrozumieć, że ten świat może być jedynie tłem dla dobrej fabuły, nie zaś fabułą samą w sobie. W przyszłości bardzo chętnie przeczytam jakąś przygodę w tym uniwersum, ale właśnie – przygodę, nie opis świata. Pisz dalej i powodzenia.

PS. Oznaczyłeś, że jest opowiadanie Science-Fiction, a tekst zdecydowanie nie jest Science-Fiction.

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Przyjemny tekścik, świetnie ukazujący naturę naszych ulubionych czworonogów. I muszę przyznać – jak do tej pory nie zdecydowałbym się na kota, tak teraz dodatkowo utwierdziłeś mnie w moich przekonaniach ;)

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Ciekawy tekst oparty na dość oryginalnym pomyśle, gładko i sprawnie napisany. Niby nic konkretnego się nie dzieje, a jednak czytelnik chce się z nim zapoznać do końca.

Z minusów – narracja. Ja w tej kwestii jestem zamkniętym na nowinki tłukiem, który rękami i nogami trzyma się narracji trzecioosobowej w czasie przeszłym do tego stopnia, że narracja pierwszoosobowa w czasie teraźniejszym była jedynym powodem, dla którego “wymiękłem” przy próbie przeczytania “Pana Lodowego Ogrodu” Grzędowicza. Tutaj we fragmentach posługujesz się narracją drugoosobową i choć nie cieszy ona moich oczu, to jej zastosowanie jest na tyle ograniczone, że nie psuje lektury.

Co do zakończenia – nie czuję się nim szczególnie zawiedziony, choć przyznaję, że odbiera ono całej historii trochę uroku.

Podsumowując, przyjemnie spędziłem czas i gdybym miał dostateczną ilość skomentowanych tekstów, z przyjemnością zgłosiłbym opowiadanie do biblioteki w wątku na Hyde Parku.

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Cześć wszystkim, jestem Jakub i nie do końca jestem tu nowy – swego czasu popełniłem opowiadanie na słynną Dragonezę 2014, ale od tamtego czasu nic. Teraz staram się wrócić do pisania i mam nadzieję zostać stałym bywalcem na tym forum, stąd ów post.

Książki które lubię? Z tych najbardziej popularnych – Harry Potter, Pieśń Lodu i Ognia, Wiedźmin, z tych trochę mniej – Achaja, Kłamca, a i Wędrowycza zdarzało się czytać.

Poza literaturą? Szachy i gry RPG ze znajomymi.

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Dziękuję, Sethraelu, za miłe słowo. Jest to moje pierwsze opowiadanie i świadomość, że komuś się podobało szalenie motywuje do dalszej pracy. Nie udało się uniknąć błędów, ale przynajmniej mam nad czym popracować :)

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Dzięki za uwagę – strona mi ścinała i wywalało błędy – to dlatego miałem powielone :) 

NIgdy nie przegrywam - albo wygrywam, albo się uczę.

Nowa Fantastyka