Pierwsze wrota
Zwróciła Inanna oczy na ki-gal, zwróciła oczy na obcą krainę. Długo pragnęła skarbów ukrytych w ciemności, wiele nocy śniła o dumnym pałacu z lazurytu zamkniętym za siedmioma wrotami. Chciała podzielić mrok według boskich praw me, utkać z niego swoją królewską szatę. Chciała rzucić nasiona światła na czarną, zmarzniętą ziemię. Mieszkańcy ki-gal wiecznie dygotali z zimna, a za pokarm mieli jedynie kurz i pył.
Raz już wróciła Inanna z krainy bez powrotu.
Utkano dla bogini miękką suknię i wykuto twardy pancerz. Przystrojono ją w korale z lazurytu i kamienie nunuz. Na nadgarstkach i kostkach zalśniły złote bransolety. Założyła Inanna koronę na głowę, a w dłonie wzięła tablice z me, sznur i pręt mierniczy.
Opuściła Uruk, Badtibir, Zabalam, Adab, Nibru, Kisz, opuściła Agade.
Opuściła Ninszubur, swoją wierną posłankę. Gdyby i tym razem została uwięziona w obcej krainie, Ninszubur miała poruszyć niebo i ziemię, by sprowadzić Inannę z powrotem.
Nad jej głową płynęły obłoki z kropli wody, białe i puszyste jak trzoda Dumuziego, u jej stóp kłęby gryzącego dymu wiły się niczym jadowite węże, gotowe pokąsać wszelkie żywe stworzenie. Po raz ostatni Inanna objęła wzrokiem królestwo Anu, Enkiego i Enlila. Rozpaliła ogień, by oświetlał jej drogę, i wkroczyła w ciemność.
Idź, myślała Ninszubur ze łzami w oczach. Idź, wyważ wrota, połam rygle, podnieś krzyk tak głośny, że zbudziłby umarłych.
Stanęła wkrótce Inanna u bramy, a strażnik zdjął z jej głowy koronę.
– Takie jest święte prawo ki-gal – powiedział oschłym, zakurzonym głosem.
Drugie wrota
Świat wstrzymał oddech, gdy Inanna szła przez obcą krainę. Kapłani i słudzy, odlegli teraz jak cienie wspomnień, przestali na chwilę uwijać się niczym mrówki. Wypełnili swoje zadanie. Węże gryzącego dymu, które wypełzły spod ziemi i prześlizgnęły się koło stóp bogini, rozeszły się po świecie, by kąsać porzucone zwierzęta i bezbronne rośliny.
Inanna wiedziała, że przy wejściu zażądają od niej zapłaty. Odźwierny rozbił koronę na trzy części, wszystkie odłamały się jednocześnie jak zdmuchnięte płatki kwiatu. Ale była na to przygotowana, była gotowa na to poświęcenie. To nie pierwsza obca kraina, która rządzi się takimi prawami, tego już zdążyła się nauczyć.
Szybciej. Jeśli się nie pospieszy, nigdy nie dotrze do celu. Wszędzie czaiły się niebezpieczeństwa, choć wydawało się, że ta przeraźliwa pustka nawet potworów i demonów nie byłaby zdolna obdarować życiem. Lodowate wichry siekły płomień oświetlający bogini drogę, a w powietrzu coraz trudniej chwytało się oddech. Inanna drżała pod suknią i pancerzem, kaszlała kurzem i pyłem.
Nie zatrzymała się pod drugą bramą. Krzyknęła i wrota roztrzaskały się w drzazgi. Strażnik w ostatniej chwili dogonił Inannę, chwycił ją za rękę i przypomniał o surowych zasadach.
– Czy nie oddałam już wiele? – zapytała z wyrzutem.
– Takie jest święte prawo ki-gal – padła chłodna odpowiedź.
Inanna nie mogła dłużej trwonić czasu. Boski żar zgasł w koralach z lazurytu, nić pękła, a niebieskie paciorki rozsypały się jeden po drugim jak łzy.
Ninszubur wznosiła tęskne oczy ku niebu. Smutny będzie wschód słońca bez gwiazdy porannej.
Trzecie wrota
Na tablicach z me zapisane było wszystko.
W ich glinie wyryto tajemną wiedzę, zaszyfrowaną wiedzę, zebraną z czterech stron świata – boskie prawa rządzące niebem i ziemią, podstawowe mechanizmy ludzkiego życia. Znalazły się tam zasady sztuk i rzemiosł, wzorce modelowych miast, gmachów i domów, ulic i pojazdów, insygniów władzy, narzędzi pracy.
Na tablicach z me zapisane było bicie serca i odgłosy kroków, śmiech i płacz, tętent końskich kopyt i stukot kół powozu, beczenie owiec, świergot ptaków i cykanie świerszczy, szum wiatru, huk gromu i wybuch wulkanu, syrena statku i odgłos nadjeżdżającego pociągu.
Inanna niosła obcej krainie słowa we wszystkich ludzkich językach i muzykę wszystkich instrumentów.
Za każdy okruch złota przyniesie mieszkańcom ki-gal ciepłe pozdrowienie, za każdy klejnot – ulotną melodię fletów, za każdą perłę – łagodne szepty liry. Tam, gdzie postawi stopę, na kurzu i pyle wyrośnie trawa. Potwory pokochają taniec, a demony pieśni weselne. Ciemność zadrży w posadach od uderzeń bębnów, chóralnych śpiewów i potężnych symfonii.
Inanna czuła, że zbliża się do trzeciej bramy. Kolia z kamieni nunuz jeszcze trzymała się mocno na szyi, ale klejnoty już pobrzękiwały niespokojnie, już trzęsły się ze strachu.
Kolia zerwała się i spadła na ziemię, gdy tylko w kamieniach nunuz wypalił się do końca ciekły tlen i ciekły wodór.
Czwarte wrota
Inanna płynęła przez nieskończoną przestrzeń. Nie miała pewności, czy są to jej własne myśli, czy wpływ owego świata kurzu i pyłu, ale zdało jej się, że wraz z koroną, koralami z lazurytu i kamieniami nunuz zdjęto z niej ogromny ciężar. Dopiero wtedy mogła w pełni rozwinąć skrzydła. Rozprostowała ręce i nogi, rozejrzała się dookoła, nadstawiła uszu. Powoli zaczynała rozróżniać barwy ciemności, słyszeć jej muzykę, czuć jej tętno.
W oddali rozciągało się królestwo Anu, Enkiego i Enlila, zatopiona w ciemności szafirowa kula; i królestwo Nanny, mleczny opal, wiecznie czujne oko w królewskim pierścieniu. Brat jej, Utu, wstrzymał swoją wędrówkę po niebie i przywdział żałobę. Z każdą chwilą coraz bardziej przypominał inne złote drobiny, nieprzeliczone skarby ki-gal.
Ninszubur z niepokojem wpatrywała się w zamierające wykresy danych z urządzeń przypiętych do ramion Inanny, kilkumetrowych wysięgników. Potem usłyszała niewyraźny, zniekształcony szmer; pospiesznie poprawiła słuchawki i wyregulowała głośność.
– Co się dzieje, Inanno?
Niecierpliwiła się; sygnał zwrotny z tej odległości docierał z opóźnieniem, jak kropla wody kapiąca ze stropu gigantycznej jaskini. Niewyobrażalny dystans niczym surowy strażnik dyktował rozmowie senne tempo, wymuszał oszczędność słów.
– Czy to już czwarte wrota, Ninszubur?
– Nie ma żadnych czwartych wrót. Nie tutaj. Trzecia brama była ostatnia.
– Chcą odebrać moje złote bransolety. Mówią, że takie jest odwieczne prawo tej krainy.
– Nie pozwolę im – uniosła się Ninszubur. – Pójdę natychmiast wezwać pomoc.
Jeszcze przez chwilę z bijącym sercem nasłuchiwała odpowiedzi, jednak tym razem na ziemię nie spadła kolejna kropla dźwięku. Ninszubur zdjęła słuchawki, zawiesiła je na szyi i odwróciła się w stronę sąsiedniego biurka.
– Mamy awarię magnetometrów.
– Wszystkich, Nisho? – zaniepokoił się technik z sąsiedniego biurka.
– Tych na nadgarstkach… – Urwała, by natychmiast się poprawić. – Tych do pomiaru słabych pól.
– Może to fałszywy alarm. Wyślę Inannie odpowiednie polecenia. – Odwrócił się do komputera. – Czasami naprawdę mnie przeraża, zwłaszcza kiedy sobie przypomnę, że przeszła test Turinga. Rozmawia się z nią jak z prawdziwym człowiekiem.
Boginią, odpowiedziała w myślach Ninszubur.
Piąte wrota
Sonda Inanna, oficjalnie bezzałogowa, pędziła przez magnetosferę Saturna, chciwie pochłaniając wszelkie dostępne dane. Tysiące fotografii trafiały do ziemskiego skarbca – a kosmicznych bogactw odnaleziono znacznie więcej, niż przewidywano. Przed instrumentami sondy nie ukryły się trzy nieznane dotąd księżyce planety, tysiące pomniejszych pierścieni i tajemnice nieprzeniknionej atmosfery. Przed instrumentami sondy nie umknął sam wiatr, poddany precyzyjnym pomiarom. Inanna ciekawie zaglądała za zasłony ciemności, stroiła się w nieoszlifowane diamenty, przymierzała eteryczne szaty.
Ninszubur miała złe przeczucia, odkąd jej pani wspomniała o czwartej bramie. Magnetometrom nie udało się odzyskać pełnej sprawności. Sygnały, gnając z prędkością światła przez kolejne godziny drogi, stawały się coraz mniej wyraźne. Słowa docierały znacznie rzadziej niż obrazy i obliczenia.
Czasami brakowało jej dawnej Inanny, śmiejącej się beztrosko, dzwoniącej bransoletami, roztaczającej wokół zapach perfum. Pozostał po niej tylko głos, zsyntetyzowany wprawdzie na wzór tego, który był jej tak drogi, ale znacznie chłodniejszy i zamknięty w innym ciele.
Tyle się zmieniło, odkąd niespełna dwa tysiące lat temu opuściły wyludnione Uruk i wyruszyły w niekończącą się tułaczkę. W ubiegłym wieku, gdy ruiny miasta odkopano spod piasku, wydawało się, że dla Inanny pojawiła się nowa szansa. Zamiast tego okazało się jednak, że wiele szans przepadło wówczas bezpowrotnie.
– Brak danych z detektora plazmy – usłyszała Ninszubur.
– Nie dostaliśmy też zdjęć z przelotu Inanny obok Hyperiona. Coś ją oślepiło.
– Promieniowanie. Fotopolarymetr musiał dostać zabójczą dawkę. Już przy Jowiszu miał problemy z przesyłaniem danych.
Sygnał potwierdził jej obawy dopiero godzinę później.
– Ninszubur, nie mogę znaleźć sznura i pręta mierniczego.
Szóste wrota
Ninszubur pamiętała, jak przed laty zwiedzała u boku Inanny wielkie sale pełne bezbarwnych reliefów i popękanych glinianych tablic zamkniętych w szklanych gablotach. Ledwie wskrzeszono jej panią, a już stała się martwa dla świata. Inanna za szybą, potężna uskrzydlona postać stojąca na lwie, była tylko wspomnieniem. Wzbudzała ciekawość, przykuwała spojrzenia, ale nikt nie myślał nawet o oddawaniu jej pokłonów i składaniu ofiar.
Inanny stojącej obok w zupełnej ciszy, przesuwającej dłonią po gładkim szkle, jakby w ogóle nie było.
Rozpacz bogini szybko ustąpiła miejsca determinacji. Oto znów była gotowa wyruszyć choćby do piekieł. Ninszubur z początku usiłowała odwieść Inannę od szaleńczego planu, ale w końcu i w jej oczach rozbłysły te same ogniki. Przystała na obłędną, niemożliwą wizję; bo czy dla Inanny istniało niemożliwe?
Pod jednym warunkiem.
Inanna niechętnie zamieniła koronę na hełm do rezonansu. Wpatrywała się nieodgadnionym wzrokiem to w swoje odbicie w szybie monitora, to w trójwymiarowy obraz w głębi ekranu. Wyglądało to, jakby jej ciało było tylko ubraniem, które musiała zostawić przy wejściu. Przy bramie. Konstelacje neuronów lśniły na czarnym tle niczym miniaturowy wszechświat.
– To przecież nie ja, Ninszubur – westchnęła smutno. – Ja jestem tutaj.
– Jestem tutaj – odpowiedział jej syntetyczny głos z głośnika.
Po skanowaniu Inanna zabrała swoje tablice z me i odeszła po raz ostatni.
Dwa miliardy kilometrów od Ziemi sonda Inanna, opuściwszy pole grawitacyjne Saturna, płynęła z prędkością trzydziestu kilometrów na sekundę na kraniec Układu Słonecznego. Coraz bliżej przestrzeni międzygwiezdnej, coraz bliżej odkryć, które rozświetlą ciemność i rozpalą umysły. Nic nie mogło jej zatrzymać. Nic nie mogło jej uratować. Na wpół oślepiona, nie dostrzegła tego, co pędziło wprost na nią.
Ciało Inanny przeszyła seria potężnych wstrząsów.
Ostatkiem sił wróciła na swoją trajektorię. Poobijany, wgnieciony pancerz prześwitywał teraz przez rozdartą szatę.
– Ninszubur – odezwał się upiorny, zdeformowany, mrożący krew w żyłach głos. – Nie przekażę już boskich praw obcej krainie. Nie dotrę do pałacu z lazurytu.
Siódme wrota
Inanna ciągnęła za sobą postrzępiony tren sukni. Kolejne urządzenia zamarzały pod nieszczelną osłoną termiczną; na ziemię zamiast kropli wody spadały pojedyncze płatki śniegu.
– Dlaczego, Ninszubur? – rozpaczała bogini pod fasadą chłodnego, syntetycznego głosu. – Dlaczego dałaś mi to ciało? Chciałabym móc cieszyć się słodyczą daktyli i wina, odpoczywać w moim łożu z drzewa halub, czuć pod stopami rosę na trawie.
– Nie pamiętasz, Inanno? – przeraziła się Ninszubur. – Taka była nasza umowa, nasz plan, na wypadek gdybyś nie wróciła. Czekałam na ciebie, chodziłam wśród chorych i rannych, przemykałam się obok strażników, szukałam cię pod gruzami. Twoje ciało było zimne, kiedy wreszcie cię znalazłam; wszystkie kosztowności rozkradzione. Pochowałam cię w kwitnącym ogrodzie pod rozgwieżdżonym niebem.
– Dlaczego? – powtórzyła Inanna.
– Na tym świecie nie ma już miejsca dla bogów z ciała i krwi. Stałabyś się taka jak ja, bezimienna i niewidzialna, ludzie mijaliby cię na ulicy, nie zatrzymując wzroku. I nawet gdyby podnieśli oczy, nikt by nie uwierzył. A ja… – zająknęła się. – A ja nie mogłam cię znowu stracić.
– Przecież i tak przyjdzie mi tu umrzeć, Ninszubur.
Słowa zapadły jak kamień grobowca.
– Nie, Inanno. – Ninszubur otarła łzę z policzka. – Przywrócę cię do życia, tak jak zawsze. I odrodzisz się w nowym ciele.
– Wydostań mnie z grobu w kwitnącym ogrodzie – rozkazała bogini. – Podaj mi wodę i pokarm życia.
– Czy tego właśnie chcesz, Inanno? Czym jest słodycz daktyli wobec bogactw obcej krainy, wobec pałacu z lazurytu? Świat już cię nie rozpozna. Ale będzie latami pracował w pocie czoła, by stworzyć cię na nowo. W tym ciele, Inanno, staniesz się jego największą nadzieją. Z twoim imieniem na ustach ludzkość będzie spoglądać w przyszłość.
Dłużyły się godziny bez odpowiedzi, godziny bez snu. Każde słowo mogło być tym ostatnim.
– Dobrze, Ninszubur. Niech ludzkość podaruje mi nowe ciało i utka dla mnie nowe szaty.
Ninszubur przez cały następny dzień czekała na ostatni sygnał, ostatnie pożegnanie, którego nigdy nie usłyszała.
O katastrofie misji Inanna 1 mówiono w Nowym Jorku, Buenos Aires, Paryżu, Moskwie, Tokio, Kairze, mówiono w Sydney. Tylko Nisha Bauer z centrum kontroli lotów nic nie mówiła. Cierpliwie czekała, aż zakończą się prace konstrukcyjne i będzie mogła sprowadzić swoją panią z powrotem.
Trzy lata później, podczas pierwszych testów, Nisha Bauer uruchomiła kopię zapasową sztucznej inteligencji sondy Inanna 2.
– Inanno? – odezwała się niepewnie.
– To była długa noc, Ninszubur – usłyszała w odpowiedzi upragniony głos. – Pozwól, że opowiem ci, co mi się przyśniło.