- Opowiadanie: mwwronska.pisze - Modelka

Modelka

W ra­mach od­po­czyn­ku od dłu­gich form po­peł­ni­łam takie krót­kie dzie­ło, mam na­dzie­ję, że się spodo­ba :)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

kam_mod, Użytkownicy, Łosiot, Finkla

Oceny

Modelka

Stoję na po­de­ście czwar­tą dobę i przy­znam, że już nóg nie czuję. Wła­ści­wie cała je­stem jakaś odrę­twia­ła. Mię­śni to w ogóle jak­bym nie miała, nawet nie pró­bu­ję ru­szyć ręką. A jak po­my­ślę sobie, ile jesz­cze mam tu stać… Mó­wi­li, że zmia­na ko­lek­cji za trzy dni. A to, że ja już nie mogę, nie wy­trzy­mu­ję, to ni­ko­go nie ob­cho­dzi? Naj­chęt­niej bym usia­dła jak Ruda, tam pod ścia­ną. Sie­dzi taka mil­czą­ca, nawet nie ma z kim po­roz­ma­wiać. Ka­sjer­ki mnie lek­ce­wa­żą, to i re­wan­żu­ję się tym samym. A nie będę prze­cież krzy­czeć do Blon­dy­ny i Czar­nej przez cały sklep. Więc stoję dalej i mil­czę, i ob­ser­wu­ję.

A jest na co po­pa­trzeć. Pfff, gdyby Sze­fo­wa wie­dzia­ła, jakie Ka­sjer­ki po­tra­fią być nie­uczci­we, od razu by je zwol­ni­ła. Czy one myślą, że tego nie widać? No pro­szę, bez prze­sa­dy, prze­cież jest ka­me­ra w rogu. O, i tam druga. A one co? Naj­wy­raź­niej Sze­fo­wa nie oglą­da na­grań z kamer, ale jak przyj­dzie, to ja jej od razu po­wiem. Jak ob­słu­gu­ją swoje zna­jo­me, jak za­ni­ża­ją ceny ubrań, jak liczą im co trze­cią czy czwar­tą rzecz. Nic dziw­ne­go, że te ko­le­żan­ki wy­cho­dzą stąd za­wsze z wie­lo­ma tor­ba­mi. A jak za­cho­wu­ją się wobec in­nych klien­tów! Nie­sym­pa­tycz­ne, nie­uprzej­me, nie­kom­pe­tent­ne. Cza­sa­mi mam wra­że­nie, że one pra­cu­ją tu za karę, tak źle im tutaj i dla­te­go chcą się wyżyć na Sze­fo­wej. Prze­cież ina­czej by się zwol­ni­ły. Głu­pie ja­kieś. 

Ruda obok mnie też nie lep­sza. Tyle razy da­wa­łam jej znać, że może byśmy sobie po­roz­ma­wia­ły, za­wsze to przy­jem­niej tak i czas szyb­ciej leci. A ona nic. Wpraw­dzie nie robi ni­cze­go, o czym po­win­na do­wie­dzieć się Sze­fo­wa, ale jako współ­pra­cow­nicz­ka to nie jest dobra. No bo, żeby tak cały dzień się nie od­zy­wać? Gdy­bym jeszcze jej coś zro­bi­ła, a ja nic. Nawet jej nie do­tknę­łam.

Ooooo, wresz­cie się coś bę­dzie dzia­ło. Sze­fo­wa wpa­da jak burza, go­dzi­ny za­my­ka­nia, teraz im wy­gar­nie! Pod­la­tu­je do kasy, do drob­nej Kasi. „Kasia – do­rad­ca” tak ma na pla­kiet­ce na pier­si. Ale jaki tam z niej do­rad­ca… Po za­mknię­ciu sobie naj­le­piej do­ra­dza, co i jak może za­brać, żeby Sze­fo­wa nie wie­dzia­ła. Tym­cza­sem Sze­fo­wa syczy na Ka­się-Ka­sjer­kę, a ja­sno­wło­sa Jo­wi­ta, też “do­rad­ca”, za­cie­ka­wio­na nie­spo­dzie­wa­nym po­ja­wie­niem się Sze­fo­wej od­ry­wa się od mio­tły, z którą tań­czy w kącie. Po­wo­li w jej oczach po­ja­wia się obawa, widać z da­le­ka. Do mnie tym­cza­sem do­la­tu­je wście­kły syk Sze­fo­wej, który z każdą ko­lej­ną mi­nu­tą po dwudziestej pierwszej robi się coraz gło­śniej­szy… Uuu! Ale wal­nę­ła pię­ścią w blat! Sze­fo­wa zna­czy, drob­nej Ka­sjer­ce oczy ze stra­chu po­więk­szają się dwu­krot­nie. Prze­łyka ślinę i cof­a się pod ścia­nę. Ha! Wy­da­ło się, wstręt­ne zło­dziej­ki! Sze­fo­wa już wszyst­ko wie! Jo­wi­ta rzuca mio­tłę precz, pod­bie­ga, żeby ko­le­żan­ki, i sie­bie przy oka­zji, bro­nić. Ale Sze­fo­wa nie słu­cha żad­nych wy­ja­śnień. „Po­za­mia­ta­ne!”, krzy­czy, „Wszyst­ko po­za­mia­ta­ne!”. No to, to chyba do­brze moim zda­niem. Przy­naj­mniej sprzą­tać te Ka­sjer­ki umie­ją. Hm… Ale o dziwo, Sze­fo­wej się to nie po­do­ba. Może nie­do­kład­nie po­za­mia­ta­ne? Oj! Ten blat długo nie wy­trzy­ma przy ta­kiej sile ciosu. Drob­na Ka­sjer­ka za­kry­wa twarz, sły­chać spo­mię­dzy pal­ców coraz moc­niej­sze chli­pa­nie. Sze­fo­wa wy­dzie­ra się na ja­sno­wło­są Ka­sjer­kę, ta już nie ma nic do do­da­nia, nic do obro­ny. „Ko­niec! To już jest ko­niec!”, Sze­fo­wa krzy­czy, „Jutro won! Pa­ku­je­cie się, za­my­ka­cie sklep i won!”. 

Nie wiem, co to jest ten „won”, ale samo słowo „pa­ku­je­cie” nie przy­pa­da Ka­sjer­kom do gustu. Nic z tego nie ro­zu­miem. Prze­cież co one mają spa­ko­wać? Na od­chod­ne po­zwa­la im jesz­cze tro­chę po­kraść? Teraz już za jej wie­dzą? Ale nawet moż­li­wość wzię­cia ko­lej­nych ubrań nie uspo­ka­ja Ka­sje­rek. Jo­wi­ta rzuca się za już od­cho­dzą­cą Sze­fo­wą, łapie ją za ramię. Ta jak się nie ob­ró­ci! Ja­sno­wło­sa ma szczę­ście, że Sze­fo­wa chy­bia. Jak by tak w Jo­wi­tę wal­nę­ła, jak wcześniej w blat… Jo­wi­ta w szoku, Sze­fo­wa mówi jesz­cze: „Jutro ma was tu nie być!” pod­nie­sio­nym tonem, od­wra­ca się i od­cho­dzi. Ale nie, w progu znowu zwra­ca się do Ka­sje­rek i mówi coś o pa­pie­rach i o klu­czach. Że Ka­sjer­ki mają się zgło­sić z klu­cza­mi na Że­la­zną, to do­sta­ną pa­pie­ry. Jakaś dziw­na wy­mia­na… Pa­pie­ry? Pie­nią­dze są z pa­pie­ru. Chce im pła­cić za klu­cze od wła­sne­go skle­pu? Nie ro­zu­miem.

Sze­fo­wa wresz­cie po­szła. Ka­sia-Ka­sjer­ka nadal sku­lo­na za kasą chli­pie pod ścia­ną. Ka­sjer­ka-Jo­wi­ta stoi w szoku wle­pia­jąc wzrok przed sie­bie, gdzie jesz­cze przed chwi­lą stała Sze­fo­wa. Po chwi­li po­wo­li od­wra­ca głowę, a jej wzrok spo­czy­wa na mnie. „Co się, kurwa, ga­pisz, głu­pia dziw­ko”, syczy jak wcze­śniej Sze­fo­wa. Nic się nie od­zy­wam, bo i co mam jej po­wie­dzieć? Ja nic nie zro­bi­łam, więc po co wy­ży­wać się na mnie? Od­wra­ca się, teraz już wście­kła, pod­cho­dzi do Kasi i sta­now­czym ru­chem pod­cią­ga ją z pod­ło­gi do góry. „Otrzą­śnij się, idiot­ko!”, mówi. A ta, co jej zro­bi­ła? Też nic. Nie ro­zu­miem. Ka­sjer­ka-Ka­sia wy­cie­ra wil­got­ną dło­nią wil­got­ne oczy. Pa­trzy z niemą na­dzie­ją na Ka­sjer­kę-Jo­wi­tę. Ta wy­tra­ca tro­chę swej zło­ści. Naj­wy­raź­niej nie umie się zło­ścić na Kasię. Ale nadal jest zła. Stra­ci­ła pracę, obie stra­ci­ły, sły­sza­łam wy­raź­nie. Chyba jed­nak nie pra­co­wa­ły tu za karę, chyba bę­dzie im brak, skoro pła­czą. Ale czego brak? Sze­fo­wej nie, skoro je zwol­ni­ła. Ubrań, które pod­kra­da­ły, to na pewno. Sa­me­go za­ję­cia? Nie, nie wy­glą­da­ły na szczę­śli­we ob­słu­gu­jąc klien­tów. Chyba że to były ich ko­le­żan­ki, wtedy były i uśmie­chy, i żarty. Aha, no i jesz­cze pie­nię­dzy, które Sze­fo­wa im pła­ci­ła, cho­ciaż pła­ci­ła kiep­sko. Tak sły­sza­łam. 

Mnie na pewno nie bę­dzie im brak. Nigdy nie roz­ma­wia­ły­śmy. Nigdy się mną nie in­te­re­so­wa­ły, tylko prze­bie­ra­ły byle szyb­ciej, kiedy byłam tak odrę­twia­ła, że nie mo­głam prze­brać się sama. Tak samo z resz­tą mo­de­lek. „Mo­del­ki. Pie­przo­ne mo­del­ki, nor­mal­nie no!”, tak się o nas wy­ra­zi­ła kie­dyś Jo­wi­ta. Mo­del­ka. Je­stem mo­del­ką. Jak to ład­nie brzmi. Szko­da tylko, że nie mogę sama de­cy­do­wać o tym, co mam na sie­bie za­ło­żyć w danym ty­go­dniu. No i że muszę stać twa­rzą do skle­pu, a nie na ga­le­rię, jak Ruda…

Nie! Co ona robi?! RA­TUN­KU­UU!!! Mor­du­ją!

Nie mogę się ru­szyć! Je­stem tak prze­ra­żo­na, że nie mogę się ru­szyć! Zo­staw ją! Ty… ty świ­nio! Ruda! RUDA!!! Nieee! Co ty jej ro­bisz?!! ZO­STAW JĄ!!! Ruda…! Ona zwa­rio­wa­ła! Za­bi­łaś Rudą! A teraz…! Pa­trzy na mnie! Nie, nie patrz na mnie!

Pró­bu­ję za­mknąć oczy, ale nie mogę. Nie mogę za­mknąć oczu! Ra­tun­ku­uu!

Chwi­la wy­tchnie­nia. Ka­sjer­ka-Ka­sia ją od­cią­ga. Co się z nią stało, czemu to zro­bi­ła Rudej?!! Pa­trzę na Rudą, w jakim jest sta­nie. Nie! NIE! To… to… be­stial­stwo! Ruda leży w ka­wał­kach… W ka­wał­kach!!! Leży obok mnie, nie wie­rzę. Nie ma już Rudej, jest tylko kupka czę­ści ciała, gdzieś się plą­czą rude włosy…

„Ta zdzi­ra nam za­pła­ci, zo­ba­czysz. Rano skle­pu nie pozna”, mówi Ka­sjer­ka-Jo­wi­ta. Jak to? Co ona chce zro­bić? „Co ty chcesz zro­bić?”, nie­świa­do­mie po­wta­rza moje py­ta­nie wil­got­na na twa­rzy Kasia. „Damy tej łaj­zie po­pa­lić”, Jo­wi­ta roz­glą­da się po skle­pie, ki­wa­jąc ener­gicz­nie głową. „Po­ża­łu­je. Że nas wy­wa­li­ła. Zde­mo­lu­je­my jej sklep”. „Osza­la­łaś?!”, krzy­czy Kasia, „Są ka­me­ry, zła­pią nas! Nie pójdę do paki!”. Do pacz­ki? Nie zmie­ści­ła­by się. No chyba, że do ta­kie­go du­że­go pudła. Oszo­ło­mio­na słu­cham dalej. „Roz­je­bie­my ka­me­ry i upo­zo­ru­je­my wła­ma­nie. Rano jak gdyby nigdy nic po­je­dzie­my oddać klu­cze. I jesz­cze się ob­ło­wi­my kasą z utar­gu. Co ty na to?”. Ob­ło­wi­my? Gdzie chcą łowić? „Osza­la­łaś? Wita, prze­cież będą wie­dzie­li, że to my! Że nas dzi­siaj zwol­ni­ła! Mamy motyw!”. „Gówno mamy, a nie motyw! Nic nam nie udo­wod­nią! Rę­ka­wicz­ki za­ło­ży­my, nie bę­dzie na­szych od­ci­sków pal­ców”. „Ale ka­me­ra teraz na­gry­wa wszyst­ko, co mó­wi­my!”, pa­ni­ku­je prze­stra­szo­na Kasia. „Nic nie na­gry­wa, ona tylko obraz na­gry­wa, nic nie sły­chać”, ja­sno­wło­sa Ka­sjer­ka uśmie­cha się trium­fal­nie, „To co? Do ro­bo­ty?”. Idzie za­ło­żyć rę­ka­wicz­ki. Drob­na Kasia pró­bu­je jesz­cze coś dodać, ale po chwi­li za­my­ka usta i idzie po­słusz­nie za Jo­wi­tą.

Teraz ja je­stem prze­ra­żo­na. Zde­mo­lo­wać sklep? Tak na­zy­wa mor­der­stwo Rudej? Bo je Sze­fo­wa zwol­ni­ła? To jest uspra­wie­dli­wie­nie zbrod­ni? Je­stem w szoku. Boję się tak bar­dzo, że nie mogę się ru­szyć, a one za­czy­na­ją po­zo­ro­wa­nie wła­ma­nia. Pod­bie­ga­ją do wie­sza­ków, ścią­ga­ją ubra­nia na pod­ło­gę, rzu­ca­ją wie­sza­ka­mi, gdzie po­pad­nie. Kasia już prze­sta­ła pła­kać, łapie jakąś bluz­kę i stara się ją ro­ze­rwać. W rę­ka­wicz­kach nie idzie jej łatwo. Jo­wi­ta rusza do kasy, otwie­ra ją i wyj­mu­je z niej wszyst­kie pie­nią­dze. Pod­no­si plik bank­no­tów do góry i woła trium­fal­nie do Kasi: „Mamy kasę! Je­ste­śmy bo­ga­te! Ju-hu!”. Kasia od­wza­jem­nia ra­do­sny uśmiech, po­ka­zu­jąc jej ro­ze­rwa­ną bluz­kę. „Zuch dziew­czyn­ka”, woła Ka­sjer­ka-Jo­wi­ta, „Bierz się za na­stęp­ne. Ja idę wy­łą­czyć ka­me­ry”. Moim zda­niem po­win­ny od tego za­cząć, prze­cież ka­me­ry nadal dzia­ła­ją, ale ja się nie od­zy­wam. Boję się zwró­cić na sie­bie naj­mniej­szą ich uwagę.

Jo­wi­ta sta­wia krze­sło pod pierw­szą ka­me­rą. Wcho­dzi na nie z prę­tem do ścią­ga­nia ubrań z gór­nych wie­sza­ków. Jak się nie za­mach­nie! Ude­rzy­ła! Raz! I drugi! I jesz­cze raz! Wali w tę ka­me­rę jak Sze­fo­wa wcze­śniej w blat. Z całą siłą. Boję się. Na­praw­dę się boję. A jakby tak mnie…?

Kasia speł­nia moje obawy. Pod­bie­ga w moją stro­nę. Chcę się za­sło­nić ręką, ale nie mam siły jej unieść! NIE! Nie… To jesz­cze nie moja pora. Zła­pa­ła… Ona… łapie rękę Rudej! Patrzy na mnie dziko, z groź­bą w ciem­nych oczach, odwraca się i biegnie na drugą stro­nę skle­pu. Zaraz… Nie! Prze­cież Blon­dy­na i Czar­na! Nie! Zo­staw je! NIE!!! Ra­tun­ku­uu! Ra­tun­ku­uu! Gdzie ja je­stem, gdzie ja je­stem?! Ka­sjer­ka-Jo­wi­ta nisz­czy ka­me­ry, Ka­sia-Ka­sjer­ka za­bi­ja Czar­ną. Czemu one nic nie robią, czemu one się nie bro­nią? Czar­na, zrób coś! Krzy­czę, ale tylko w swo­jej gło­wie. Mam ści­śnię­te gar­dło ze stra­chu. Jo­wi­ta koń­czy­ z ka­me­ra­mi, rzuca się na resz­tę ubrań. Ścią­ga je z wie­sza­ków, dep­cze, pluje, wy­cie­ra o nie po­de­szwy butów. Ka­sia-Ka­sjer­ka zo­sta­wi­a zbez­czesz­czo­ne szcząt­ki Czar­nej, od­wra­ca się w stro­nę Blon­dy­ny i łapie ją za włosy! Włosy spa­da­ją z jej na­giej głowy… Nie wie­dzia­łam, że nosi pe­ru­kę! Kasia dep­cze jej-nie-jej włosy, prze­sta­je i ręką Rudej! ude­rza Blon­dy­nę w twarz! NIE! NIEEE!!! Nie mogę pa­trzeć, nie mogę pa­trzeć! Jej głowa, jej głowa… Nie­do­brze mi, nie­do­brze MIII!!! Jo­wi­ta chwy­ta no­życz­ki z szu­fla­dy pod kasą. Tnie wcze­śniej za­dep­ta­ne ubra­nia, tnie te wi­szą­ce jesz­cze na wie­sza­kach, tnie za­sło­ny od przy­mie­rzal­ni. Kasia… Kasia… Nie mogę na to pa­trzeć! Niech ktoś przyj­dzie, niech one prze­sta­ną! Niech mi ktoś po­mo­że!

NIE! Nie patrz na mnie! „Czemu ta łysa kurwa jesz­cze cała stoi?”, Jo­wi­ta pyta się Kasi. „A, bo chcia­łam naj­pierw tam­tym kudły po­wy­ry­wać”, śmie­je się Kasia. Jo­wi­ta jej wtó­ru­je. Jak to „łysa”? Prze­cież ja mam włosy…

Jo­wi­ta pod­cho­dzi do mnie z no­życz­ka­mi, bie­rze się pod boki i okrut­nie uśmie­cha. „Ej, łysa. Masz wpier­dol”. Śmie­je się, nie wiem z czego i kon­ty­nu­uje: „Za­wsze chcia­łam to po­wie­dzieć. Wiesz, w takim razie no­życz­ki mi się nie przy­da­dzą…”. Pa­trzę z ulgą za rzu­co­ny­mi na pod­ło­gę no­życz­ka­mi. Ale ulga mija, gdy Jo­wi­ta chwy­ta za kij do zdej­mo­wa­nia ubrań. Nie zdążę nawet krzyk­nąć…

 

***

 

Po chwi­li do dam­skie­go skle­pu odzie­żo­we­go wbie­ga ochro­na. Byłe ka­sjer­ki są zdzi­wio­ne, nie sta­wia­ją oporu. Drob­niej­sza za­czy­na pła­kać. Ja­sno­wło­sa jest w szoku, tylko duka coś nie­wy­raź­nie. Ochro­nia­rze wy­pro­wa­dza­ją je, dwóch zo­sta­je. Star­szy z nich, który już nie­jed­no w życiu wi­dział, wy­cią­ga służ­bo­wą ko­mór­kę. Wy­stu­ku­je numer wła­ści­ciel­ki skle­pu. Młod­szy bie­rze się pod boki i roz­glą­da w nie­mym szoku zmie­sza­nym z po­dzi­wem.

– Ale baj­zel, Krzy­chu. I zro­bi­ły to w, ile, pół go­dzi­ny?

– Ano.

– Tyle ciu­chów poniszczyły. Ko­bi­ta się wściek­nie.

– No. Dobra, cicho, bo dzwo­nię.

Młody ochro­niarz mil­czą­co tak­su­je znisz­czo­ne wnę­trze skle­pu.

– Nawet ma­ne­ki­ny po­roz­pie­prza­ły. Tylko ta jedna się osta­ła, no pra­wie… – Od­wra­ca się do star­sze­go ochro­nia­rza, który, ze słu­chaw­ką przy uchu, nie­cier­pli­wie od­pę­dza go ręką.

Młod­szy pod­no­si obie dło­nie w prze­pra­sza­ją­cym ge­ście i pod­cho­dzi do sto­ją­ce­go ma­ne­ki­na. Schy­la się i pod­no­si łysą głowę z ład­nie na­ma­lo­wa­ną twa­rzą. Uśmie­cha się.

– Wy­star­czy łeb na­sa­dzić i bę­dzie jak nowa. 

Koniec

Komentarze

Chytrze to sobie wymyśliłaś;) Mniej więcej podczas wizyty szefowej domyśliłam się, co to za modelka, ale i tak mi się dobrze czytało. Dzięki temu pomysłowi, pojawiła się całkiem inna perspektywa. 

 

Jest trochę błędów:

Tak gdybym ja jej coś zrobiła, a ja nic. Nawet jej nie dotknęłam.

To zdanie mi się nie podoba. Może “ gdybym jeszcze jej coś zrobiła, ale nawet jej nie dotknęłam?

 

Trochę mieszasz doradcę i kasjerkę.

Dialogi powinny być inaczej zapisane. 

 

Sporo pomieszanych czasów. Trzeba się zdecydować albo na teraźniejszy, albo na przeszły. 

Jasnowłosa miała szczęście, że Szefowa chybiła. Jak tak waliła w blat, to jak by tak w Jowitę walnęła…

To drugi zdanie brzmi bardzo źle. 

Za dużo jest też imion. Ponieważ dziewczyny mają różne włosy, możaby pozamieniać na blondynka.

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Fajne, bardzo lekkie opko, czytało się przyjemnie mimo, że to praktycznie jeden duży blok tekstu. Manekin uroczy. Plan pracowniczek idiotyczny, ale mam internet, więc wiem, że głupsze zbrodnie się zdarzają.

 

Zamieniłbym jedno “porozpieprzały” w rozmowie ochroniarzy na coś innego i nie zaczynał obu zdań starszego od “ale”. 

 Przykro mi to pisać, Mwwronska, ale scenka „widziana” oczami manekina nie tylko nie zdołała mnie rozbawić, ale w ogóle nie przypadła do gustu. W dodatku nie dostrzegłam tu fantastyki – manekin „obserwujący” awanturę i demolowanie sklepu to dla mnie stanowczo za mało.

 

z każdą ko­lej­ną mi­nu­tą po 21:00 robi się… → …z każdą ko­lej­ną mi­nu­tą po dwudziestej pierwszej robi się

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Nie! Co ona robi?! RA­TUN­KU­UU!!! Mor­du­ją! → Czy ona umie myśleć wielkimi literami? Czy wielkie litery są konieczne, czy trzy wykrzykniki nie wystarczą?

 

Jo­wi­ta chwy­ta za no­życz­ki→ Jo­wi­ta chwy­ta no­życz­ki

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzień doberek! 

Przyznam szczerze, że z początku nie sądziłem, że mi się spodoba. A to dlatego, że przez chwilę myślałem, że starasz się upozorować “zaskoczenie” w takiej postaci, że modelka to manekin. A przy tych opisach i takiej długości tekstu, byłoby o to trudno, bo już z początku łatwo się domyśleć. Tak więc fajnie, że nie chodziło tu o zaskoczenie na siłę. 

No bo, żeby tak cały dzień się nie odzywać? Tak gdybym ja jej coś zrobiła, a ja nic. Nawet jej nie dotknęłam.

→ Dużo tu takich sympatycznych tekstów, które potrafią uśmiechnąć :) 

Co do obecności fantastyki, to pod tym względem tekst bym bronił. Sam fakt, że opowiada nam tę historię manekin, jest dla mnie wystarczający, bo przecież to jest niemożliwe, a zatem… fantastyka :) 

Ruda kwiczy jak szalona, dziewczyny demolują sklep, a nasza modelka przygląda się wszystkiemu ze strachem, wrzucając teksty, które uśmiechnąć potrafią – no cóż za sklepowe szaleństwo! A końcowe zdanie mega :D

Podobało mi się, mimo że ciężko w me humory trafić, to jednak podobało. 

Polecę do biblioteki. 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Pechowo niedawno było tu opowiadanie o manekinie, które otarło się o piórko (Najsmutniejszy człowiek na świecie), z taką samą perspektywą narracyjną, to jako osoba z portalowego obowiązku czytająca wszystkich nominatów, miałam od początku całkowitą pewność, że to będzie o manekinie.

To kolejny powód, żeby zapoznać się z twórczością innych, do czego nieustająco zachęcam :)

Fantastyki istotnie jak na lekarstwo.

http://altronapoleone.home.blog

Ambush, Reinee, NearDeath – cieszę się, że się podobało :)

regulatorzy – każdy czytelnik odbierze tekst inaczej, niemniej dziękuję za doczytanie do końca :)

drakaina – w ogóle nie chodziło o ukrycie tego faktu, co słusznie zauważył NearDeath. Moja “modelka” jest nieświadoma tego, czym jest, w przeciwieństwie do lalki z podlinkowanego opowiadania, które właśnie zaczęłam czytać :)

Dziękuję Wam wszystkim za uwagi, poprawki techniczne wrzuciłam, a co do reszty:

Trochę mieszasz doradcę i kasjerkę. → chodziło mi o taką osobę w sklepie, która robi wszystko – zarówno sprząta, układa ciuchy, przyjmuje pieniądze i reklamacje, jak i zaczepia między wieszakami i pyta: “W czym mogę pomóc?”, “Tak, już donoszę większy rozmiar”, dlatego mają to na plakietkach.

Dialogi powinny być inaczej zapisane. → jest to celowe. Dalej, w końcówce są “po bożemu”, ale wyżej, w opowieści Łysej chodziło o utrzymanie relacji na zasadzie: “No, a ona wtedy powiedziała… No, a ja jej na to…”

Ponieważ dziewczyny mają różne włosy, możaby pozamieniać na blondynka. → Blondwłosa “modelka” już ma ksywkę Blondyna :) A chciałam maksymalnie uprościć charakteryzację innych postaci w oczach Łysej.

Czy wielkie litery są konieczne, czy trzy wykrzykniki nie wystarczą? → chodziło o oddanie ogromu grozy sytuacji, w końcu “mordują” jej koleżanki ;)

 

Jasne, są różnice, aczkolwiek nie odebrałam Twojej bohaterki jako wiedzącej czym jest. Albo inaczej, bo to jest istotniejsze: tak starasz się prowadzisz narrację, żeby czytelnik nie miał pewności, że to manekin (piszesz o mięśniach, których manekin przecież nie ma – a piszesz to w narracji pierwszoosobowej, więc wychodzi na to, że jednak bohaterka uważa się za człowieka?). Niemniej mój osobisty odbiór był “skażony” przez podobną perspektywę w opowiadaniu Sary: nieruchomej lalki obserwującej, co się dzieje w sklepie. To skojarzenie podpowiedziało, kim musi być tytułowa bohaterka, i okazało się, że bingo ;)

http://altronapoleone.home.blog

drakaina – tak starasz się prowadzisz narrację, żeby czytelnik nie miał pewności, że to manekin → niby tak, ale daję tyle sygnałów, że jednak to manekin, że nie jest to wielkim wyzwaniem, by czytelnik /-czka potwierdził /-a swoje przypuszczenia.

Plus, może nie tyle za człowieka, bo filozofować to jednak Łysa nie filozofuje, ale na pewno jest przekonana, że jest istotą ożywioną, o aparycji człekopodobnej ;) Szkoda, że odbiór skażony i przez to negatywny, niemniej dziękuję za przeczytanie do końca. A podlinkowane opowiadanie całkiem niezłe, choć z zastrzeżeniami.

Przyjemna, barwna narracja. Wpadłam na chwilę, zostałam do końca. Zręcznie prowadzisz opowieść, utrzymujesz tempo i napięcie, wiesz, co zachować dla siebie, bez walenia łopatą nieszczęsnego czytelnika. Twardo ustalony punkt widzenia i nierzetelny narrator – świetnie wykorzystane środki literackie. Mogę pogratulować umiejętności :)

 

Sama treść już bez szału – jednowymiarowe postaci (poza narratorką, której mięśni do tej pory nie rozumiem), sklep nie porywa, a demolka nie ma sensu, biorąc pod uwagę monitoring i ochronę (ciekawe, bo nigdy nie słyszałam o sklepie odzieżowym, który zatrudniałby aż dwójkę ochroniarzy 24/7? A przecież musieli być blisko, skoro pojawili się tak szybko – i musieli być zatrudnieni przez sklep, bo inaczej właścicielka sprowadziłaby policję). I może jeszcze taki drobiazg, ale opisując sklep odzieżowy, mogłaś zaszaleć z opisami kreacji i uczynić opowiadanie bardziej plastycznym. Bo teraz, to czy to odzież, czy spożywczak (czy osoby zatrudnione w sklepie odzieżowym to w ogóle kasjerki? Przecież do ich obowiązków należy dużo więcej, niż stanie na kasie). W sumie, im dłużej o tym opowiadaniu myślę, tym więcej szczegółów mnie, nomen omen, nie kupuje.

 

Widzę tu umiejętności, znajomość języka i wiedzę, jak wykorzystać środki językowe. Jest dobrze. Z inną tematyką może ci wyjść naprawdę udane opowiadanie :) Ode mnie biblioteka.

www.facebook.com/mika.modrzynska

Negatywny to przesada, ale porwać nie porwało :)

http://altronapoleone.home.blog

kam_mod, dzięki za komentarz i wszystkie komplementy. To naprawdę budujące przeczytać takie słowa od bardziej doświadczonej pisarki :)

Co do reszty komentarza, to w pewnych kwestiach masz rację – owszem, sklep, ciuchy i dziewczyny są płaskie jak naleśnik, ale taki był cel – Łysa jako kiepski, oszczędny narrator ludzkich zachowań, wyglądu czy przedstawienia sklepu.

Jeśli idzie o bezsensowność całej demolki, to jak już Reinee napisał wyżej – w internecie można łatwo znaleźć przykłady jeszcze głupszych zbrodni. Nie każdy musi być jak postać Georga Clooney’a w Ocean’s Eleven. Niektórzy są po prostu głupi i nie myślą przewidująco ;)

A co do ochroniarzy, to sklep jest po prostu w galerii handlowej – jest zdanie, że Ruda gapi się na galerię i Łysa jej zazdrości. Może faktycznie słabo to wybrzmiało.

Cześć!

 

Niestety nie wciągnęła mnie ta historia, za duży tu chaos. Bohaterka jest manekinem, ale używa zwrotów jakby była człowiekiem, na przykład to o samodzielnym ubieraniu się czy ruszaniu rękami. Dla mnie to nie ma sensu, bo skoro nigdy się sama nie ubrała to w żaden sposób nie mogłaby tego oczekiwać. Podobnie ma się sprawa z oczekiwaniami dotyczącymi komunikacji, skoro manekiny ze sobą nie rozmawiały, to skąd złość na Rudą.

Odniosłam też wrażenie, że w zrozumieniu świata przez manekina jest zupełna losowość, nie widać w tym wzorca, który pozwalałby na zbudowanie percepcji manekina i to w jaki sposób odbiera świat. Do tego zachowanie kasjerek jest niestety pozbawione sensu, co sprawia, że nie czyta się tej historii z zainteresowaniem.

Sam pomysł był ciekawy, ale moim zdaniem zabrakło porządnego przemyślenia perspektyw bohaterki.

Potencjał widać, jednak dobór tematyki wypadł nieco płasko. Rozumiem, że można popełnić głupią zbrodnię w afekcie i dość szybko się przekonać, że kara nadejdzie. Dlatego zachowanie ludzkich bohaterek opowiadania jest spokojnie do wybronienia. Perspektywa manekina – nie znałam utworu Sary, ale dość szybko się domyśliłam kto jest narratorem. Myślę, że blisko mi do zdania Kam, że trochę brakuje plastyczności – w końcu jesteśmy w sklepie odzieżowym. I tutaj moje zastrzeżenia leksykalne. Kasjerki – bardziej kojarzy mi się słowo ekspedientki. Też brakowało mi określenia butik. Z Twoich opisów wnioskowałam taki mniejszy sklep z odzieżą i markową. To już podpowiedź mojej osobistej wyobraźni :)

Alicella – dziękuję za komentarz.

Łysa myśli, że jest istotą ożywioną, stąd fragmenty o “ludzkich” zachowaniach. Co do reszty Twojej wypowiedzi, to… nie chciałam wykładać wszystkiego na tacę (czy manekiny mogą się jednak jakoś porozumiewać albo czy się ruszają, jak ludzie nie patrzą itp.). Chodziło też o lekkie wodzenie czytelnika za nos, by od razu nie miał pewności, co to za “modelka” ;) Aspekt humorystyczny był tutaj również istotny, stąd takie, a nie inne przedstawienie bohaterki.

Co do zachowania kasjerek – w necie można znaleźć przykłady jeszcze głupszych przestępców ;)

 

Deirdriu – również dziękuję za opinię.

Co do braku plastyczności, to już odpowiedziałam wyżej na komentarz Kam, że Łysa jest specjalnie takim narratorem – to w końcu manekin sklepowy, nie ma takiego zasobu słownictwa, nie zna metafor, wreszcie – dlaczego miałaby rozwodzić się malowniczo nad każdą kolejną ciętą sztuką ubrania? Miała być trochę naiwna, nieznająca świata, nie rozumiejąca za bardzo, co się dzieje dookoła. Zna “życie” tylko na podstawie zachowań Jowity, Kasi, szefowej i klientek.

Kasjerki – mają na plakietkach “doradczynie”, co może i nie jest najlepszym wyborem, ale chodziło o osoby wszystko-robiące – czyli układanie ciuchów, donoszenie innych rozmiarów do przymierzalni, sprzątanie, zwroty, reklamacje itp. To Łysa je tak nazywa ;) Z jej punktu widzenia głównie przebywają w strefie kas.

Misia nie porwało, chociaż pomysł przedstawienia wydarzeń oczami manekina (b.szybko rozpoznawanego, że to manekin) jest nośny i znośny. smiley

Cześć

 

Super. Chytrze to wymyśliłaś :) Nie było wiadomo co się dzieje, czekałem na zakończenie z ciekawością. Ja bym spróbował się doczepić ale nie wiem czy można :) Cały tekst opiera się na ostatnim twiście. Nie żeby było nudne, absolutnie ale jednak chciałbym żeby tych twistów w tekście było więcej.

 

Ja wiedziałem, że tak głupich ludzi nie ma :))) ale zakończenia się nie domyśliłem.

 

Pozdr. :)

 

Jestem niepełnosprawny...

Jest jakiś pomysł, ale zawieszenie niewiary mi się wylączyło. Właścicielka zwalnia pracownice w sposób dość brutalny, a potem każe im…, no właśnie, co im każe? Mają zamknąć sklep i jeszcze odnieść utarg, klucze itp. Raczej by tego tak nie załatwiła.

Kim jest modelka, łatwo się domyślić. I w sumie spojrzenie z takiego punktu widzenia byłoby fajne, ale chyba raczej jako dłuższa obserwacja, odkrywanie własnej tożsamości. A tu akcja leci na łeb na szyję, modelka wpada w panikę i robi się lekki fabularny bajzel, który do niczego odkrywczego nie prowadzi.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, fajny tekst. Zupełnie nie znam realiów funkcjonowania sklepów odzieżowych, ale scenka wydaje się naturalna i realistyczna, choć głupota i złośliwość pań kasjerek jest (mam nadzieję) mocno przerysowana. I podoba mi się umiejscowienie w tym bajzlu naiwnego, niewinnego manekina. I ten jego narastający strach, i bezsilność, ja to kupuję, przejąłem się, choć to w sumie chyba tekścik humorystyczny. Albo właśnie wcale nie?

Czytałam tamten tekst, więc nietrudno mi było odgadnąć tożsamość narratorki. Ale to nie Twoja wina.

Trochę dziwne, że właścicielka zatrudniła te dziewuchy i powierzyła im kupę hajsu bez sprawdzenia, jak się w tych okolicznościach zachowają. I chyba dość długo zajęło jej dojście do wniosku, że niewłaściwie.

Ogólnie nie czytało się źle.

Babska logika rządzi!

Hej, na wstępie zaznaczę, że czytało się dobrze i bezboleśnie :-)

Co prawda jeśli chodzi o tożsamościowy twist bohaterki, to wydało mi się to oczywiste już od

Stoję na podeście czwartą dobę

czyli od pierwszego zdania. W sumie to przez całe opowiadanie spodziewałem się, że twistem będzie, że to bohaterka na koniec odkryje swoją prawdziwą tożsamość. Tak się jednak nie stało, co trochę mnie zawiodło.

Podsumowując, podobało się bardziej techniczne wykonanie, niż fabuła. Wydaje mi się, że można było wyciągnąć z tego pomysłu ciut więcej :-)

Nowa Fantastyka