- Opowiadanie: maciekzolnowski - Błogosławiony żywot mchu naszego

Błogosławiony żywot mchu naszego

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Błogosławiony żywot mchu naszego

Zamierzamy dziś rozprawiać o wnętrzu, wnętrzu w rzeczy samej, którym jest przyrody nieokiełznanej matecznik najdzikszy, dziewicza ostoja Ziemi, niezbrukana niczyją, a zwłaszcza ludzką obecnością. Nieraz już zapytywało się filozofów i mędrców, poszukiwało odpowiedzi w sobie samym nawet: jak wygląda najczarniejszy, najgęściejszy, najstraszniejszy z tych borów magicznych, co są? Przecież zawsze jest jakieś naj, nieprawdaż? Najgorszość, najlepszość, najmniejszość, najgrubszość, najplugawszość, najzacniejszość… i właśnie najmroczniejszość. W każdym uniwersum i każdym systemie aksjologicznym istnieje owo najznaczniejsze nagromadzenie substancyj, materii i struktur drzewiasto-korzennych zwane w toku dalszego wywodu maksimum albo najwyższym możliwym zagęszczeniem.

Wreszcie nadarzyła się okazja, ta rzadka gratka, by spenetrować głębię. No więc uciekło się w knieję zwaną roboczo „Lasem Testowym”, w którym testowano na las reakcję własną, jako że zamierzało się sprawdzić, jak bardzo czarny potrafi być mrok środka i środek mroku. Tu na marginesie uwaga natury generalnej: myśli piszącego te słowa zależą od chwili, zależą od układu ulic i domostw, kompozycji wszelakich roślinnych wykwitów, ukształtowania się mgławic międzygwiazdowych na mapie nieba. Zakładano przy tym, że zawsze jest jakieś wnętrze czegoś, jakieś źródło i ukorzenienie, drugie dno rzeczy i rzeczy zaranie, brzask brzasku, świt świtu, prapoczątek prapoczątku. I że my wszyscy, tak jak tu stoimy, wywodzimy się od kuśki i mamuśki strony. Esencja zawżdy poprzedza egzystencję i wyprzedza trwanie, decyduje o istnieniu.

Wystarczy lekko się unieść i przecisnąć. I przebić się przez grubą skorupę pełną niewidzialnych na pierwszy rzut oka dziur oraz łat. I oto naraz jesteśmy w Hadesie, w podziemiu, w krainie wiecznego mroku, w której wcale – jak się okazuje – nie jest ciemno, a wręcz przeciwnie – jest jasno jak w najbardziej rozżagwiony słonecznym śnieniem dzień; jesteśmy w krainie, w której maluśkie kwanty energii żywią giczoła wyższego rzędu i o większym stopniu zorganizowania; jesteśmy tam, gdzie z udawanego fałszywie mroku, z drażniącej gałki oczne niby-pustki, nie-pustki wyłania się las, w którym znajdują się wrota do innych stanów duszy i innych wymiarów – zwodnicze sezamy, po których otwarciu wkraczamy na niezgłębione czarcie odmęty naszych rojeń.

A potem? Potem wypływamy w rejs po oceanie mchu o głębokości Rowu Mariańskiego, po tafli rozfalowanego runa, wzburzanego wszystkimi humorami Posejdona. Ale na Boga! Co ja wygaduję: „wypływamy”?! Stąpamy przecież jak Chrystus po wodzie, idziemy, kroczymy, suniemy, pielgrzymujemy do miejsc świętych i najświętszych. A przez cały ten ztrybalizowany i zrytualizowany czas towarzyszy nam niemy świadek cudownego naszego nietonięcia, naszej własnej niezatapialności – Bór Tysiąca i Tysiąclecia, bór-samotnik i milczek miesiąca. I widzimy wyraźnie, jak z wolna, z mała owa mroczność wzmiankowana na początku księgi rozwadnia starodrzew podszywając się pod artystę-malarza, jak taplają się pradawne ostępy w przelewającym się tam i z powrotem mchu niby statki, jak kręci się to matczyne koło młyńskie Gai. Boże, jak mokro!

Lecz teraz należałoby oczekiwać spraw pilniejszych i w najwyższym stopniu groźnych: kto tu mieszka na plażach węglem malowanych?! Kto na powierzchni bruzdowatej kory?! Czy tubylcy z Zielonego Przylądka, ci leśni ludożercy rzucą się wnet intruzom do gardeł?! Czy Piętaszek z Robinem zapędzą w kozi róg, het na styk tego, co stoi i tego, co płynie?! Czy nie zeskoczą z góry świerków i nie zaprowadzą po cichu porządku tak bez świadków i bez motywów?!

I tak ni stąd ni zowąd wali ku końcowi na przełaj, pędzi po omacku ów Wielki Koncert Podziemia. Wnet już gasną ostatnie przedwieczorne zorza jak lampy w przegorzałym starym teatrze, a gęstwa pozostaje na powrót gęstwą-samotniczką, gęstwą-dziwaczką. Noc jej łaknie jak gąbka wody. Jeszcze tylko w domyśle, tak sobie niezauważenie, tak sobie od niechcenia faluje mech leciuchno na rubieżach majaczenia. Ta darń, ta przecudowna darnina ze snu upstrzona jest bezludnymi ostrówkami-drzewami, ostrówkami-krzewami. To z niej kiełkują dziesiątki czy nawet setki masztów udających żaglówki. Cóż za ekstraordynaryjność natury, choć szczerze mówiąc nieco zakrapiana.

Koniec

Komentarze

Wielkie nieba! Anonimie, jeśli jeszcze nie jesteś kaznodzieją – minąłeś/minęłaś się z powołaniem :D

Mistrzostwo świata. Giczoł wyższego rzędu rozmontował mi system operacyjny XD

Kazanie, dyskurs filozoficzny i średniowieczny traktat w jednym :)

LEŻĘ! I nie wstanę, tak będę leżał…

A tak bardziej poważnie: ktoś tu ma solidne przygotowanie warsztatowe i jest wielbicielem/wielbicielką mocno abstrakcyjnego humoru. Szanuję I:)

I lecę nominować do biblioteki!

Ładne.

 

Rozważyłabym tylko zmianę tych wszystkich “zapytywało się” na “zapytywano”, bo się bardzo się w tym tekście panoszy, a dzięki tej drugiej bezosobowej formie by się co nieco tego się uniknęło ;)

http://altronapoleone.home.blog

…uniknęło się… ;) Dzięki, da sss… można będzie tak zrobić. A w ogóle to mi miło. 

Jeśli pozwolisz, Drakaina, to mam pytanie: kiedy właściwie wiadomo, że nie należy więcej poprawiać tekstu (bo albo można coś popsuć, albo niewart on tego)? Jak to u Ciebie wygląda? Serdeczności! Maciek

Strasznie się cieszę, Silver Adventcie. Trochę zerżnięte, ale co tam! Wielu o głębi pisało, z Schulzem na czele.

Bardzo śliczna miniaturka!

I nic mi to, Maćku, że może nieco pijacka, tudzież, jak sam wyznajesz, trochę zerżnięta, bo cała jest wielce Maćkowa, Maćkowością przeniknięta i po Maćkowemu napisana. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

LEŻĘ! I nie wstanę, tak będę leżał…

Łazarzu wstań! Wstań!!! 

 

 

wielce Maćkowa, Maćkowością przeniknięta i po Maćkowemu napisana.

Amen. Serdeczne dzięki! :)

 

Nie wiem co przeczytałem, ale wiem, że było ładne, ciekawe, było i jest nadal warsztatem stojące, adventem leżące, śpiące i śniące, z majaków z mchu i paproci wypływające poetyckim niedookreśleniem istoty uchwytywanej rzeczy, a przynajmniej dla takiego profana jak ja. Lubię Twoje teksty, Maćku, są inne, są właśnie dla mnie często nieokreślenie piękne, bo nie potrafię powiedzieć co mnie w nich urzeka, a jednak urzeka, nie tyle treścią, a formą, choć i tego nie do końca jestem pewien ;)

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

kiedy właściwie wiadomo, że nie należy więcej poprawiać tekstu

Nigdy ;) Niedawno w muzeum w domu Balzaka w Paryżu oglądałam jego korekty wydawnicze. Poprawiał do ostatniej chwili, a potem w kolejnych wydaniach. Zazwyczaj dociągał do ośmiu korekt przy każdej książce – na wydrukowanym egzemplarzu próbnym! I jeszcze w piątej poprawek było mnóstwo. Może gdyby tak nie szalał, zrealizowałby swój projekt “Komedii ludzkiej”, z której zdążył napisać tak 1/3 tego, co zamierzył…

 

Jak to u Ciebie wygląda?

Tak, że jak widzę tekst w druku, to natychmiast znajduję miejsca, które bym poprawiła XD

 

Serdeczności!

 

 

http://altronapoleone.home.blog

Napisane ładnie, jak zwykle u Ciebie. Poetycko. Fabuły nie widać, jak często u Ciebie. ;-)

Mnie ten giczoł wydał się niepasujący do pozostałych słów. Ale może tak miało być.

Babska logika rządzi!

Nie wiem czy wszystko umysłem swym maluczkim pojęłam, za lektura cieszyła me serce ;P

Drakaina, wiedziałem od razu, komu postawić mam to pytanie. Oj tak, Balzak kreślił strasznie, Schulz podobno mniej, ale też są dowody na to, że jednak coś tam poprawiał. 

 

natychmiast znajduję miejsca, które bym poprawiła… 

Lekko dołujące.

Dzięki, Gruszel(lo). Jeśli zrozumiałaś, to zrozumiałaś, a jeśli nie, to przynajmniej poczułaś. 

są właśnie dla mnie często nieokreślenie piękne, bo nie potrafię powiedzieć co mnie w nich urzeka…

I o to chodzi! Wielkie dzięki, pozdrawiam również, Outta! :)

I Tobie również dziękuję, Finklo. Masz rację: “giczoł” – średnio czuję to słowo – wywodzi się z mowy potocznej. Może warto poszukać lepszego?

Ale wielu przede mną wspominało, że giczoł zachwyca, więc może nie warto zmieniać.

Babska logika rządzi!

Zostaw giczoła, Finkla i silver mają rację. Wybija, ale to taki tekst. Ma płynąć, bo przecież jest zakrapiany. 

Najbardziej podobają mi się te powtórzenia  w zdaniach, symetryczne. 

Czy zrozumiałam – niekoniecznie, ale chyba tutaj nie potrzeba zbytnio się wgłębiać, jest las. Czemu nie wstawiłeś na konkurs?

I ja skarżypytuję, szybciusieńko, bo lubię grę w słowa i odczucia. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Wielkie dzięki, Asylum. Miło mi, i to cholernie! 

 

Czemu nie wstawiłeś na konkurs?

A był? Ja jakiś taki mało konkursowy jestem. 

 

 

Oto streszczenie fabuły, uczynione specjalnie dla Finkli i chyba trochę też dla mnie: wieczorne na bosaka spacerowanie po lesie faceta od spacerów po lesie, a że las to bawarski podmonachijski, więc jest i czysto, i nastrojowo, i bajkowo, tak samo, jak u braci Grimm, którzy pochodzili de facto z Hesji, nie z Bawarii, co nie jest w sumie aż takie ważne, a że “mechY nie idą tutaj na strzechY”, tylko sobie grzecznie falują, przeto wszystko w oczach bohatera od siedmiu boleści i właśnie spacerów po lesie faluje. Przepraszam za rymy wszeteczne, tak wszeteczne, że aż nieprzyzwoite. Okej, co mogłem, to pomogłem i rozświetliłem, kUniec. ;)

 

 

Esencja zawżdy poprzedza egzystencję i wyprzedza trwanie, decyduje o istocie i istnieniu.

Eeee… esencja to istota, a egzystencja – trwanie. A poza tym bardzo dobrze! yes

 

Maciusiu drogi… jesteś szalony! (mówię Ci) I zawsze byłeś, lalalala-la! Ale oby więcej takiego szaleństwa na świecie, boć niezrównane ono w pięknie swoim.

 wielce Maćkowa, Maćkowością przeniknięta i po Maćkowemu napisana. ;D

Oj, bardziej Maćkowy jest już tylko jogurt :) (chociaż tam już nie robią jogurtu…)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bardzo Ci dziękuję, Droga i Szalona Moja! A na Twą cześć “darń” zmieniłem na “darninę” (rym do Tarnina). Skąd wytrzasnęłaś taką bombową animację?! Jogurt jogurtem, mam tu coś lepszego: baton maciek – Szukaj w Google .

A był? Ja jakiś taki mało konkursowy jestem.

Właśnie się zaczął, wilkowy Tu był las 

 

pzd :-)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Thx, Asylum, zaraz to sprawdzę.

 

Internety pełne są bombowych animacji ^^ A batonik to jak facet – słodki i dobiera się do bioder XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Czy tekst jest czy nie jest w konkursie?

 

Brakuje wstawki konkursowej w przedmowie, a tag widze został dodany z opóźnieniem? Na to ostatnie mogę przymknąć oko*, ale wstawka jest obowiązkowa.

 

*) To nie jest przyzwolenie dla wszystkich, którzy by chcieli dodawać lub zdejmować tag w zależności od odbioru tekstu.

Dzięki za przymknięcie oka, Wilku, już poprawiam. 

batonik to jak facet – słodki i dobiera się do biode

No to jestem gejem (nie wiedziałem), bo nie dość, że lubię różne tam gaje, to jeszcze pałaszuję batoniska. 

Faceci też mają biodra :) Tu zademonstrowane przez Johna Barrowmana:

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Very nice! O, widzę, że i ona ma biodra, tyle że małe, a ja lubię puszyste, tak w ogóle, więc odpada. 

I like big butts and I cannot lie? XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

O, dodałeś tag. :-)

 

Nasza puszcza, A.Wajrak. Jestem zakochana w jego zdjęciach.

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Tarninka, ja nigdy nie kłamię, NIGDY! ;)

 

Dzięki Tobie, Asylum, przystąpiłem do konkursu i mam wobec Ciebie dług. Kurcze, też chciałem podesłać zdjęcie lasu, który istnieje naprawdę i mnie zainspirował, ale – cholera – gdzieś posiałem; bywa!

No przeczytałam i wiem z tego, co następuje: podziwiam język, trudny w odbiorze, ale ładny; jedyne, co mi się nie spodobało, to "Noc łaknie jej jak gąbka wodę." – na moje oko, powinno być "wody", żeby się przypadki zgadzały (ale to tak mimochodem wyłapane); fabuły to tu nie ma, nie jestem też pewna, czy widzę fantastykę (acz skłonna bym była w tej kwestii sama ze sobą polemizować, więc to chyba zależy od interpretacji); no i pochodziłabym po tym lesie z przyjemnością :) Czyli w sumie jakbym nie wiedziała nic, ale może coś przeczuwała. No ciekawe. Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Poprawione, dzięki, LaLa, tzn. NaNa. :)

Cześć, Maćku!

 

Przeczytałem wczoraj, ale po drugim piwie i zdecydowałem się przeczytać dziś przed pierwszym. Różnica w sumie taka, że teraz mam w lodówce dwa piwa :D

Podziwiam jednak za umiejętność operowania językiem i płynięcia przez tekst – fantastycznie pobudowane frazy. Jak ktoś już wcześniej zauważył – iście kaznodziejskie :)

Ja nie jestem fanem takich tekstów, ale nie jestem w stanie odmówić lekkości pióra.

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dzięki i za szczerość, i za poświęcony czas, i za komplement, pozdrawiam również, M.

Nie zrozumiałam za bardzo tego tekstu, ale na pewno napisany ładnie, barwnie i ciekawie :)

Maciek nie jest do rozumienia, tylko do kochania XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Maciek nie jest do rozumienia, tylko do kochania XD

Czyli mówisz, że szykuje się wesele? :)

 

:P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tej sceny jeszcze nie widziałem, ale dziewczyny z góry (dołu) znam. Weseleeeeeeee!!! Wochenende tymczasem mamy i dobrze jest.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć maciekzolnowski !!!

 

Przeczytane.

Jestem niepełnosprawny...

Senkju, senkju, Drogi Dawidzie Masterze! :)

Cześć,

 

grafik mnie tu odesłał i dobrze, bo tekst inny, którego nie rozumiem, ale w tym niezrozumieniu bardzo mi się spodobał. Gra słów i operowanie językiem pokazuje pewien poziom, więc czym prędzej kolejkuję sobie Twoje inne teksty do przeczytania – zwłaszcza że jest wśród nich sporo szortów, a to lubię :P

 

Pozdrawiam

OG

Witaj OldGuard,

 

bardzo mi miło. Muszę Cię jednak rozczarować: piszę strasznie nierówno, za to nader często bywam monotematyczny (góry, lasy, folklory, horrory, bizarra). Ale chętnie polecę kilka zakręconych, udziwnionych, niejednoznacznych i jak zwał, tak zwał szortów. To potem. No a szorty… szorty też bardzo lubię, oj, bardzo. ;)

 

Spokojnej niedzieli, pozdrawiam

Maciek 

Maćku,

 

w takim razie czekam – teksty polecane przez autora czyta się przyjemniej, bo w/w ma do nich pewien sentyment, a to wartość sama w sobie :)

Ja z maćkowych polecam "Zakochany w pokoju dziko", ciekaw jestem Twojego odbioru OldGuard.

Known some call is air am

Nooo… nie wiem, jaka była natura gęstwiny, przez którą właśnie się przedarłam, ale chyba zaraz obejdę tę plątaninę 44 oraz dwukrotnie 44 znaków, wejdę od początku i przedrę się znowu! Nie dlatego, że nie rozumiem – bo nie rozumiem, ale to nie szkodzi, to nawet chyba o to chodzi trochę – a dlatego, że wielce mi się podoba ta gawęda trochę filozoficzna, trochę mszalna, a trochę ludowa. Jakby to jakiś swojski prorok mnie po lesie prowadził. 

Ładne, ładne i ciekawe :) Taka dopieszczona ta historia.

 

Trochę bym pomarudził na brak dialogów, być może fajnie by rozbiły lekką ścianowatość tekstu. Aczkolwiek wiadomo – tekst jest na tyle krótki, że nie ma to w sumie aż takiego znaczenia.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Outta Sewer,

 

Ja z maćkowych polecam "Zakochany w pokoju dziko", ciekaw jestem Twojego odbioru OldGuard.

Ląduje w kolejce, wrócę wieczorem i przeczytam :) 

Coś tu się zmieniło…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dzień doberek. Fakt, zdecydowanie należy Ci się korona dla najbardziej specyficznego stylu z jakim można sie na NF spotkać. Nawet maska Anonima by tu nie pomogła, gdyby można było słać tak teksty na konkurs :) Hmmm… No niezbyt moje klimaty i nie siadło.Też za bardzo nie rozumiem wizji, co z pewnością ma wplyw na odbiór tego króciaka. Jakieś lasy tu były, nawet Hades, nawet Piętaszek, ale co ma piernik do wiatraka? Kod da Vinci ;)

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Zaraz coś napiszę, napiszę komentarzyk i stosowne podziękowania, tylko w tej chwili na moment mnie wessało. SOS(u) nie wysyłam. ;)

 

 

Fakt, zdecydowanie należy Ci się korona dla najbardziej specyficznego stylu z jakim można sie na NF spotkać.

Na pewno nie, bardzo bym chciał (i dziękuję), ale nie. Nie dla Maćka kiełbasa, a raczej wurst. Pozdrowienia z krainy precli, piwa i oczywiście wina!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, leje się wino, leje i leje, a w kieliszku nic nie przybywa. Wiedziałam, że filmom nie można ufać. ;-)

Babska logika rządzi!

To kieliszek – samopij XD I butelka bez dna, bo to z niej cały czas się leje.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ten kieliszek to samopijca; kto do kielicha sięga, ten samobójca. :)

Albo po prostu fontanna. Gdzieś za kadrem wino jest pompowane z powrotem do butelki.

Babska logika rządzi!

Teleport. Na dnie kieliszka jest teleport, a drugi koniec na dnie butelki.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Szalone urzekająco, urzekające szalenie. Miś ceni taką zabawę słowami i tego rodzaju humor. yes

Szalenie się autor cieszy, cieszy i dziękuje! 

Hm, muszę przyznać, ze jestem zdezorientowany. Bo kunszt językowy spory, ale jednocześnie nie bardzo wyłapuję przekaz, czy treść. Trochę, jakby tekst w całości był w zamierzeniu muzyką, ale jedynie „malującą bez kształtów, wyłącznie barwami”. Natomiast nie bardzo jestem w stanie zinterpretować treści, czy emocji. Czyli jest poetyckość, to na plus, ale dobrze było wprowadzić coś jeszcze :-)

 

Swoją drogą jest też kilka słów, które jakby nie pasowały do całej konwencji. Bo język w całości „starodawno-poetyczny”, a co jakiś czas wpadają słowa typu „uniwersum” czy „roboczo”. To celowe?

 

Miałam niemały problem z Twoim opowiadaniem, Macieju. Generalnie literacko jest to bardzo atrakcyjny tekst – mamy tu plastyczną i elastyczną językowo narrację, unikalne zestawienia słów, całe bogactwo środków stylistycznych, spiętrzenie metafor, szczyptę słowotwórstwa. Czysta forma, coś pięknego. Mój problem polega natomiast na tym, że opowiadanie w swojej materii językowej w zasadzie naśladuje styl Schulza i przy tym też zostaje; zabrakło mi tu więcej własnej inwencji, jakiejś gry z konwencją, wzbogacenia tego schulzowskiego schematu narracyjnego o dodatkowy element. Dlatego mimo udanej stylizacji tekst trochę na niej traci, bo gdzieś to wszystko już jednak było.

Z punktu widzenia konkursu opowiadanie jest na pewno nietypowym (acz dość hermetycznym) ujęciem tematu przewodniego. Element fantastyczny dyskusyjny, choć surrealistyczna narracja jest mocnym argumentem „za”; znowu podobnie jak z prozą Schulza, którą plasuje się gdzieś w okolicach realizmu magicznego czy weird fiction.  

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Witam! Bardzo Ci dziękuję, Wilku, za miłe słowa i konstruktywną krytykę. Masz rację: słowo “roboczo” średnio pasuje do stylistyki tekstu. Cieszę się, że doceniasz muzyczność “Błogosławionego”. Bezpośrednio z muzyki (jako sztuki temporalnej) wiele można ciekawych rzeczy transferować do literatury i jest to, moim zdaniem, ogromne i zupełnie niedocenione pole do potencjalnych manewrów (przyspieszanie toku narracji, zwalnianie, nagłe skoki i zmiany tempa). 

Jeszcze tak gwoli wyjaśnienia, dopowiedzenia: chciałem opisać, utrwalić na piśmie konkretne przeżycia zw. z konkretnym lasem: Monachium, dzielnica Neuperlach, tereny podmiejskie, las. I chyba wszystko jasne. Pozdrawiam! :)

Trafiłaś w dziesiątekę, Black Cape. Lubię myśleć o Schulzu jako o przedstawicielu weird fiction. Szkoda tylko, że nie poprzestaję na myśleniu o mistrzu, lecz zaczynam bawić się w naśladownictwo i parodiowanie (ze szkodą oczywiście dla siebie). Dziękuję za rzeczowy komentarz! :)

Naśladowanie stylu Schulza to niełatwe zadanie (mam świadomość, jakie bogactwo zabiegów formalnych się na niego składa, zresztą Twój tekst doskonale to oddaje), a wychodzi Ci świetnie, więc jakby jeszcze się tą konwencją pobawić i dodać coś więcej od siebie, to powstałoby z tego coś naprawdę unikalnego literacko. Może warto poeksperymentować. :)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Miła BC, jesteś bardzo łaskawa. Kilku rzeczy u Schultza zupełnie nie ogarniam. W jaki sposób posługuje się archaizmami? Dlaczego nie pojawia się u niego: Lubosz-Drahosz? A pojawiają: alembik, okowita, ingrediencyj? Czemu zdania buduje w sposób taki, że człowiek nie wie, kiedy, gdzie i jak się skończą? Rozmywa znaczenia. Daje unieść się, porwać sensom. Czy myśli fenomenami (kwadrat blasku na dywanie) czy bardziej obrazami, a może raczej zapachami (Adela wracała w świetliste poranki, jak Pomona z ognia dnia rozżagwionego, wysypując z koszyka barwną urodę słońca)? Nie rozumiem jeszcze tego: jego język jest wg mnie dość współczesny, język – dajmy na to – takiego Grabińskiego czy Leśmiana (”Klechydy polskie”) stary, archaiczny. Oto są pytania. Gdzie mi tam do Mistrza mistrzów! Ale dziękuję i pozdrawiam! :)

Obrazami na pewno, bo te opowiadania są w gruncie rzeczy takimi scenami-obrazami (czy też ciągiem scen-obrazów) z minimalną fabułą. I w końcu to w tym medium przede wszystkim Schulz tworzył. Ale i tak to jest raczej tylko pewien punkt wyjścia, bo u Schulza materia ciągle przybiera nowe, przejściowe formy, a ostatecznie chodzi o to, żeby sięgnąć w głąb.

Z tym współczesnym językiem też, myślę, dobrze celujesz, bo Schulz jako autor nie polega tylko na archaizacji czy stylizacji – korzysta ze słownictwa różnego pochodzenia i z różnych dziedzin, często w ogóle wykorzystuje samą fonetykę słów, żeby zrytmizować tekst albo nadać mu konkretne brzmienie, a mniej mu zależy na znaczeniu tychże słów. Zresztą poczucie czasu i miejsca jest u Schulza dość zdeformowane (wszystko się rozgrywa na jakichś rubieżach, marginesach czy w bocznych odnogach), więc tak całościowo niekoniecznie chodzi mu o konkretną stylizację czy oddanie nastroju epoki, docelowo dąży wręcz do na swój sposób rozumianej uniwersalności.

Pozdrawiam również! :)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

OldGuard, przepraszam, zawiodłem na całej linii, miałem coś polecić, ale jak zacząłem czytać stare wypociny, to się zniechęciłem. Zacząłem poprawiać, przeredagowywać i tak poprawiam aż po dziś dzień. Także sorry! Co złego, to niestety właśnie ja. Pozdrawiam, MZ.

Hm. Przeczytałam. Nie lubię takich tekstów. Właściwie nic z tego nie wynika, poza kręćkiem w głowie. Moim zdaniem bliżej temu do popisywania (się) niż pisania. Dużo trudnych słów, tu bezsens, tam bezsens, tyle że jakieś dwa motywy przewodnie – ciemność i las… Przykro mi, nie podobało się.

 

Pozdrawiam :)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Dzięki, HWDP, tzn. DHBW za szczerość, jest w cenie. ;) 

Słów znasz sporo, nawet całkiem dziwnych, ale umiejętność przyjmowania krytyki leży ;) I kultura osobista przy okazji też. Smuteczek.

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

To był żart, nie znasz się na żartach? A krytykę oczywiście przyjmuję i za nią dziękuję. 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Żart bardzo dziwnie wyrażony. Zwłaszcza, że to komunikacja internetowa, w której tekst jest tekstem. Na przyszłość radzę ostrożniej dobierać znaki.

 

A krytykę oczywiście przyjmuję i za nią dziękuję.

Ależ proszę. Pisz tak dalej, to dostaniesz więcej. :)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Postaram się o więcej. :)

Nowa Fantastyka