- Opowiadanie: CM - Powiernik wspomnień

Powiernik wspomnień

Ogromne podziękowania dla dzielnych betujących za pomoc, cenne uwagi i cierpliwość do bety kajdanowej, gdzie każdej sugestii dogląda czujne oko tej parszywej mendy, limitu.

Saro, MaSkrolu, dziękuję.

 

Ponieważ w tekście pozwoliłem sobie na “wrzutkę” dwóch przerobionych fragmentów piosenek, na wszelki wypadek wrzucam linki:

https://www.youtube.com/watch?v=_EdZbopNeS8

https://www.youtube.com/watch?v=hiF8H2yQ0v0

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Powiernik wspomnień

Na początku był wielki przeciąg. Podobno, bo jak dotąd nikt nie zdołał tego dowieść. Zresztą znacznie istotniejsze jest to, co zdarzyło się później.

Później stali się kurzowie.

Kurzowie byli drobni, szarzy i nazywali się tak… bo powstali z kurzu. Ich świat zamykał się w ścianach opuszczonej rudery i to w zasadzie wszystko, co trzeba wiedzieć.

Yanni Mahr siedział w pajęczynowej celi, doglądany przez dwa pająki. Jego myśli skupiały się na najbliższej przyszłości oraz szansach dożycia przyszłości dalszej. Jeszcze wczoraj był zwykłym śmieciarzem. No, prawie. Różnica polegała na tym, że prowadził jedyną na świecie spalarnię wspomnień. Biznes nie był może do końca legalny, ale nie miało to większego znaczenia. Yanni podziwiał niektórych kurzów, którzy z uporem maniaka chowali wszystko pod dywan, podczas gdy cały sekret polegał na płaceniu podatków. Reszta nikogo nie obchodziła.

Przynajmniej póki coś nie wybuchło…

 

*

 

Lord Aeki, władca Pawlacza i terenów przyległych, był zły. Pół biedy, że nazywał się jak kurzowa pacynka. Mniejsza z tym, że ta baryła, władca Szafy, miał dużo większe państwo. Ważne, że jakiś śmieciarz chciał go zrobić w balona!

– Siadajcie – burknął i odprawił pająki ruchem dłoni.

Yanni osunął się na pajęczynowe krzesło. Komnata wyglądała jak średnio udany związek królestwa i urzędu. Zabytkowy tron utkany był z barwionej na złoto, wzmacnianej pajęczyny*, zaś całą resztę urządzono w stylu „koszmar petenta”.

* Aeki nie ufał budownictwu z tektury.

– Co my tu mamy? – Aeki zerknął w papiery. – Osiem lat temu w niejasnych okolicznościach weszliście w posiadanie spalarni wspomnień. Następnie rozkręciliście biznes, windując ceny do nieba, co, jak sądzę, miało skłonić kurzów do przemyślanych decyzji. Bardzo chwalebne – szydził. – Później uznaliście, że władca Pawlacza to ślepy tuman i zaczęliście odkładać co cenniejsze wspomnienia. Zabroniłem tego! – Aeki rzucił spojrzenie, przy którym wyrok śmierci wydawał się aktem łaski. – Wspomnienia magazynowaliście w starej bańce, która jakimś cudem pękła dopiero po roku. Powinszować.

Yanni wiercił się niespokojnie. Miał przecież wymienić tę bańkę za dzień, góra dwa. I tak jakoś zostało*.

* Zgodnie z zasadą: prowizorka, nie ruszana przez miesiąc, staje się rozwiązaniem trwałym.

– Macie coś do dodania? – zapytał władca.

Yanni zwiesił głowę. W takich chwilach miało się wiele do dodania i niewiele odwagi, by dodać cokolwiek.

– Widzicie, Mahr, istnieje pewna różnica między „nie widzieć”, a „przymykać oko”. Wiecie, co mogą zrobić wolne wspomnienia?

Kurz pokręcił głową.

– Ja też nie. Ale świat obwini władcę Pawlacza, który dopuścił do wybuchu. Chcieliście mnie skompromitować! – warknął Aeki.

– Ale przecież… – jęknął Yanni.

– Aninrat, wyrok!

Yanni teraz dopiero dostrzegł małą istotę, unoszącą się nad tronem. Nie mogła być kurzoną. Miała pałeczkowaty kształt i…

Bakteria! Królestwo Faraona!

Aninrat, nie wypowiedziawszy słowa, dmuchnęła złotym pyłem, który ułożył się w migotliwy obraz: Yanni siedzący w kącie za grubą warstwą pajęczyny.

– Wieczne zaleganie. – Aeki odczytał wyrok.

Zaleganie było karą tylko pozornie łagodniejszą od śmierci. Przypominało czekanie w kolejce, z tą różnicą, że nigdy nie docierało się do okienka.

– Litości – jęknął kurz.

Aeki podniósł się z tronu, podszedł do więźnia i utkwił w nim zmęczone spojrzenie.

– Wierzycie we wróżki?

Yanni spojrzał z nadzieją. Uwierzyłby i w kurzową zębuszkę, gdyby mogła ocalić go od wyroku.

– Wróżek nie ma – wyjaśnił władca. – Są za to wiedźmy. Mamy kilka w dziale księgowości. Twierdzą, że zaleganie w kącie jest nierentowne. To wasza szansa, Mahr. Wspomnień nie widać. Nikt nie wie, co się stało, a wy zadbacie o to, by nic się w tej kwestii nie zmieniło. Spiszcie się, jak trzeba, a zatrudnię was w Państwowej Spalarni Wspomnień.

– Państwowej? – Yanni wzmógł czujność do poziomu „drobny druczek”.

Aninrat dmuchnęła białym proszkiem i przed kurzem pojawił się plik dokumentów.

– Darowizna spalarni na rzecz państwa. Pawlacz jest wdzięczny za wasze dobre serce. I skruchę! – Aeki rzucił SPOJRZENIE. – Atrament!

– Mam swój – burknął Yanni.

Wszystko działo się zbyt szybko. Władca podsunął papier i kurz, patrząc z rezygnacją, złożył niezgrabny podpis, pilnując, by nie rozchlapać atramentu*.

* W przypadku kurzów prysznic nie wchodzi w grę.

Aninrat podleciała nad dokument i dmuchnęła czarnym dymem.

– Klątwa antyprawnicza – wyjaśnił Aeki. Później podszedł do Yanniego i niespodziewanie klepnął go w plecy. – Głowa do góry! Znajdźcie Tamagochiego i dalej macie już z górki.

– On żyje?! – Yanni wytrzeszczył oczy.

– W pewnym sensie. Aninrat, gdzie on się zaszył?

Kolejna chmurka pyłu. Kurz uniósł głowę i nagle wizja zalegania wydała mu się godną rozważenia alternatywą.

Obraz przedstawiał lasy mopowe.

 

*

 

Pawlacz otwarli wcześniej niż zwykle. Madein*, Królewski Smok Pluszowy, czekał gotowy do drogi, tymczasem Yanni montował świeżą bańkę na jego ogonie. Spalarnia nie była trudna w obsłudze. Pobrane wspomnienia wtłaczało się do bańki, a gdy ta osiągnęła limit pojemności, Yanni nakrywał ją szklanym kloszem. Na końcu smok zionął w otwór zielonym ogniem i po wspomnieniach nie zostawał ślad.

* Dokładnie: Made In Taiwan Prać Czterdzieści Stopni.

Yanni nie miał wielkiego pojęcia o prowadzeniu biznesu. Działał na wyczucie, ucząc się w biegu i musiał przyznać, że jakoś to szło. Teraz nawet śmiał się z kształconych kurzentów, którzy ze zdumieniem odkrywali, że dwa i dwa wcale nie musi dać cztery.

W biznesie dawało rzadko. Zwykle było to raczej trzy, bez faktury nawet dwa i pół, choć zdarzało się i pięć przy unikalnym towarze i zdesperowanym kliencie. Yanni windował ceny ostro, ale uczciwie. Każdy mógł się pozbyć niechcianych wspomnień, choć zwykle w pakiecie z większością zaskórniaków. Młody kurz stał się dzięki temu kimś więcej niż zwykłym zbieraczem. Był powiernikiem najgłębiej skrywanych wspomnień.

Yanni wskoczył na smoka, poklepał go po karku i oczy gada strzeliły żółtym blaskiem. Później wzbili się w ciemność. Zbliżała się pora mroku – czas, gdy światło na Zewnątrz gaśnie szybciej, a kurzowie bywają bardziej markotni.

Skręcił w lewo i obrał kurs na Wielką Izbę – największy kontynent kurzowego świata. Frunąc wysoko nad progiem widziało się całą jej panoramę: Republika Betowa strasząca pajęczynowymi blokami, Dywania i jej nowoczesne domostwa z tektury, parę pomniejszych księstw – Podbiurcze, Parkietowa Plamincja, Parapetua. Yanni pochylił się nad smokiem i pociągnął go za ucho – Madein miał wbudowane radio.

 

dio Bajzel! Nadajemy cały czas! Na każdego! Wszędzie szaro, dni coraz krótsze, ale my dzielnie walczymy o twój uśmiech. Bardacia Pyliste, „Froter Face”.

 

Zatopił się w skocznym bicie. Radio, jak wiadomo, stanowi podstawę pracy. Jest to prawda tak oczywista, jak „stówa nie premia”, czy „katar nie choroba”. Sklepy, budowy, smocze warsztaty – nie istnieje rzetelna praca bez radia, co najlepiej potwierdzają urzędy, w których radia nie ma.

Zamyślił się. Po wybuchu bańki, zdążył już przejść od stanu „wszystko się wali”, przez „wszystko skończone”, aż po „wszystko mi jedno”. Obecnie zmierzał na powrót do pierwszej stacji. Jak właściwie walczyć z czymś, czego nie widać? I co mogą zrobić wolne wspomnienia?

Wszystko – pomyślał ze zgrozą i czym prędzej skupił się na radiu.

 

mości!

Zmarł Jan Sopless, wieloletni zapalacz światła w Królestwie Chłodu.

Dramat w Płaskostole. W wyniku oderwania skrawka nieba zginęło ośmiu kurzów. To drugi taki wypadek w tym roku.

Trwają obchody objęcia tronu przez Frazesa V…

 

Ani słowa o wspomnieniach, rozważał. Dlaczego?

Cisza przed przeciągiem – zasugerował pesymizm. Yanni zaklął w duchu, machnął ręką i ruszył na Zaszafostan. Skoro wszystko ma wyglądać jak zwykle, zbierze bieżące wspomnienia, a później się zobaczy.

Albo się zginie – szepnęła wyobraźnia. Z lasów mopowych nikt nie wracał.

 

Szare Strachy i „Dzień dobry”.

 

Dzień dobry! Witam cię!

Spójrz jak wszystko cudnie wali się

Chodź, może znów nam spadnie coś na łeb

Pośmiejemy się z tego oboje…

 

*

 

Bańka była ciemnoróżowa. Kiedy przejdzie w fiolet, jej ścianki zablokują się, sygnalizując osiągnięcie limitu. Dominowały najdroższe i najnudniejsze ze wspomnień – nieszczęśliwe miłości, zmarnowane szanse, błędne decyzje. Każde z nich, wyparte z pamięci, miało oznaczać początek nowej drogi, stąd Yanni, windując ceny, dbał, by ich dawnym właścicielom nie zabrakło odpowiedniej motywacji.

Większość porzuconych wspomnień zawierała historie bolesne i przykre. Trafiały się i chwile szczęścia – właśnie takie trzymał w zniszczonej bańce – zdawane zwykle przez najstarszych kurzów. Migawki z młodości, uśmiechy zmarłych małżonków, czas spędzony z milczącymi od lat dziećmi. I one jednak były okryte tym szczególnym rodzajem nostalgii, który poprzez utrwalone obrazy zdawał się krzyczeć: Hej! To nie wróci!

Yanni marzył nieraz, by zbudować dla nich muzeum wspomnień. I może nawet by zdołał, gdyby był przy nim Tamagochi, a bańka-magazyn nie pękła.

Robota szła szybko. Na trasie została mu już tylko Południowa Dywania i Plamincja. Od kilku lat na ich granicy toczyła się wojna o dywanowe frędzle. Plamici twierdzili, że frędzle bezprawnie zajmują tereny Księstwa, okruchowie upierali się, że to przedłużenie obszaru Dywanii.

Konflikt zaczął się niewinnie. Parę protestów, kłótni, pojedyncze ataki i nagle okazało się, że z wojny żyje zbyt wiele istnień, by można było zawrzeć rozejm.

– Kurzu złoty! Yanni! Co tam tak u was pieprznęło? – Generał Okruszenko wyściskał przybysza, gdy tylko ten zwlekł się ze smoka.

– Wymiana bańki. Nic wielkiego – wyjaśnił Yanni, rozmasowując ciało. Po długiej podróży zawsze odczuwał ból, zwłaszcza tam, gdzie kończą się plecy. – Jest i generał Fleksander!

– Me bratie! – krzyknął dowódca. Nie mógł podejść bliżej. Uścisk ręki plamity oznaczał dla kurza pożegnanie z dłonią.

– Co tam na froncie? – zapytał Yanni z życzliwym uśmiechem.

Uśmiech był równie ważny jak faktura. Dzięki niemu Yanni, odebrawszy wspomnienie, zostawiał w jego miejscu inne, dobre – o kurzu, który wybawiał od trosk.

– Stara bieda. Omawiamy rozejm – zaczął Okruszenko. – Będzie naprawdę blisko, ale wszystko przekreśli przypadkowy wybuch. Oni oskarżą nas, my ich i można walczyć dalej.

– Końca nie widać? – zapytał Yanni, rozkładając wspomiennik.

– Ledwieśmy dostali czołgi miotełkowe, plamici testują działa brejowe. Co byśmy z tym zrobili? Ta wojna się nigdy nie skończy.

– Coś wymyślimy, generale. Yanni nie rzuca słów na wiatr*.

* Właściwie bez przerwy rzucał słowa na wiatr. Na tym w końcu polega życzliwość. Szczęśliwie dla Yanniego, akurat jego słowa wiatr niósł zawsze w dobrą stronę.

Zabieg zaczynał się od spowiedzi. Klient opisywał niechciane wspomnienie, po czym Yanni decydował o jego przyjęciu lub odrzuceniu. Nigdy nie brał wspomnień kłamstw i wyrządzonych krzywd. Nie był czyścicielem sumień, do mopa**! Wyjątek robił tylko dla uczestników walki o frędzle. To nie była ich wojna. Zresztą dowódcy pilnowali, by ofiary istniały jedynie w statystykach.

** Każdy świat ma swojego diabła.

Później Yanni dokonywał wyceny usługi – zawsze indywidualnie i zgodnie z możliwościami klienta. Kiedy smoczy skarbiec wypluł fakturę, kurz mógł brać się do pracy.

Generał dał znak, że przywołał wspomnienie w pamięci. Yanni przyłożył pobierak do ust Okruszenki, który dmuchał przez kilka chwil, aż ścianki stały się jasnoszare.

– Gotowe – powiedział kurz i wsunął część pobieraka do bańki, która zassała wspomnienie. Yanni rzucił ostatni uśmiech i, zebrawszy ekwipunek, odleciał ku lasom mopowym.

 

*

 

Lasy mopowe…

Było to jedno z miejsc, w których nawet cisza potrafi szepnąć „uciekaj”, właściwie tylko po to, by żądni wrażeń idioci szli z jeszcze większą ekscytacją. Yanni nie był idiotą. Raczej niewolnikiem sumienia, choć czasem trudno wskazać różnicę.

Szedł na oślep, ostrożnie stawiając stopy. Mrok stymulował wyobraźnię, która malowała takie obrazy, że Yanni najchętniej zostawiłby ją przed lasem. Klepnął smoka w kark i żółte światło przebiło się przez ciemność.

Mopy. Szczotki. Szmaty.

Były wszędzie!

Umysł Yanniego szybko rozdzielił role: nogi prowadziły dalej, wyobraźnia tworzyła wizje zagłady, zaś cała reszta skupiła się na drżeniu ze strachu. Coś się poruszyło. Później rozbrzmiała nostalgiczna muzyka. Pozytywka?

 

Ze składzika, na kurzusia, miotełeczka mruga

Chodź, zetrzemy ci rączusię, później zniknie druga

 

Rozejrzał się. Po prawej straszyło ogromne wiadro. Yanni był prawie pewien, że w środku znajdowała się woda. Po lewej ciągnęły się drzewa miotłowe. Coś spadło. Szmata! Przez moment bał się, że zacznie do niego pełznąć. Z oddali grała kolejna melodia.

 

My jesteśmy miotłoludki

Hopsa sa, hopsa sa

Wycieramy kurzom główki

Hopsa sa, hopsa sa

 

Na drodze stanęło mu ogromne „coś”. Miało paskudny brunatny kolor i było tak wielkie, że z perspektywy kurza mogłoby stanowić samodzielne państwo.

– Stać!

W dodatku mówiło.

– Chcesz przejść, rozwiąż zagadkę!

Yanni westchnął z grymasem. Potwór-zagadka. Bo co innego?

Dotąd sądził, że była to jedynie legenda, którą straszono niegrzeczne kurzątka. A jednak istniała naprawdę.

Wersalka Zagłady!

Coś załomotało w jej wnętrzu. Wersalka pamiętała ponoć początki kurzowego świata. Mimo to trzymała się świetnie, zgodnie z regułą: im większy rupieć, tym bardziej trwały.

– A jak nie rozwiążę? – spytał Yanni.

– Zgnijesz w pojemniku na pościel.

Łomotanie się wzmogło.

– Mam uwierzyć, że wystarczy podać odpowiedź? Gdzie haczyk?

– Nie ma haczyka. Mówię zagadkę…

Yanni przyglądał się czujnie. Zawsze jest haczyk. Sztuka polega na tym, by trzymać wędkę.

– Ig miał w koszu trzy kule – zaczęła Wersalka. – Każdej z trzech kurzon dał po kuli, a mimo to jedna pozostała w koszu. Dlaczego?

– Co? Już? A gdzie reszta?

– To wszystko.

– Ta zagadka jest niekompletna – zaczął Yanni tonem prawnika obalającego testament. – Skąd mogę wiedzieć, czy Ig nie miał zapasowych kul? A może przechowywał rozdane kule? Albo…*

* Tutaj ciągnie się reszta długiego wywodu i równie długie negocjacje. Stanęło na tym, że Yanni przejdzie dalej, a zagadkę usłyszy w drodze powrotnej.

 

*

 

Tamagochi, nakręcany wynalazca, leżał na pumeksie w pozycji horyzontalnej. Yanni rozejrzał się kilkukrotnie, po czym dotarło do niego, że właśnie przybył bezcześcić kryptę.

I wskrzesić nieboszczyka.

Po cichu, na palcach, zbliżył się do ciała, bardzo ostrożnie ułożył je na boku i zaczął kręcić plastykową korbą. Coś się poruszyło. Zadrżały kończyny, pojawił się oddech, profesor otworzył oczy…

– Co do ciężkiej… – burknął półprzytomny. Gdy obraz przestał śnieżyć, poderwał się. – Yanni! Pewno, że Yanni! Kto inny miałby czelność budzić zwłoki?!

Tamagochi nie należał do „typowych” wynalazców, którzy wystrzelą się tylko po to, by sprawdzić nową wyrzutnię. Był pozbawionym złudzeń altruistą. Jak by nie próbował i czego nie robił, zawsze na końcu odkrywał, że życzliwość wymaga instrukcji obsługi, a łatwo dostępne szczęście jest najkrótszą drogą do nieszczęścia. Pewnie dlatego z czasem zrobił się zrzędliwy.

– Nabroiłeś, hę? Schrzaniłeś coś, a ja mam po tobie sprzątać? Gadaj no zaraz! I nakręć mnie jak trzeba do brudnej ściery!

Yanni zbliżył się jak do wody, chwycił korbę i zaczął kręcić. Najpierw wolno, później – wysłuchawszy wykładu „jak kręcić korbą” – zdecydowanie. Na końcu zebrał po głowie i mógł przystąpić do spowiedzi.

Mówił szczerze, z należytą pokorą, ale bez strachu. Znał profesora. Pojęczy, zruga, ale na końcu nie odmówi pomocy.

– Jesteś tuman – stwierdził Tamagochi. – Ale to ci wyłożę po drodze. Idziemy!

– Stop!

Yanni spojrzał na profesora. Mina wynalazcy nie pozostawiała złudzeń: będą tak stać, aż znajdzie poprawną odpowiedź.

Wersalka mówiła długo, zawile i niezbyt składnie. Wyczerpała przy tym bodaj wszystkie możliwości, z pochodzeniem producenta kul włącznie.

– Jak brzmi odpowiedź? – skończyła.

Yanni zerknął na wynalazcę z trudno skrywanym uśmiechem. W końcu „właściwa odpowiedź” to dość szerokie pojęcie.

– W imieniu profesora zwracam ci wolność – oświadczył.

Tamagochi zaniósł się kaszlem.

– Jak?! – wydusił, obrzucając kurza spojrzeniem przeznaczonym dla oszołomów.

– Co?… Przecież… Nie wiem, co powiedzieć. – Wersalka wywiesiła białą flagę.

– Wystarczy „dziękuję” – uśmiechnął się Yanni. Później dodał parę życzliwych porad, w jaki sposób korzystać z wolności.

Trochę go poniosło*.

* Dzięki czemu Wersalka ogłosiła niepodległość, więźniowie stali się pierwszymi mieszkańcami, a Yanni honorowym obywatelem Republiki Wersalkowej.

 

*

 

Yanni leciał na smoku, obserwując Wielką Izbę przez kolorowe szkiełko*. Nie wiedział, jak i dlaczego działa. Niektórzy zbyt wiele czasu tracą na podobne pytania, podczas gdy znacznie istotniejsze brzmi: co z nim zrobimy?

* Tamagochi ukończył Wyższą Szkołę “Zrób Coś Z Niczego”, prowadzoną przez biedę.

Profesor frunął nieco niżej na skrawku różowej karimaty**. Prawdopodobnie zrzędził. Yanni nie mógł tego usłyszeć, ponieważ zagłuszał go radiem.

** Wynalazcy nie znają terminu „gust”.

 

…żemy z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że olbrzymy z Zewnątrz zamieszkiwały niegdyś nasz świat.

 

Słuchał piąte przez dziesiąte. Obserwowane przez szkiełko wspomnienia wyglądały jak mgiełkowe strzępki. Regały Wielkie, Podstolis, Góry Ciuchowe – niewidoczne dla kurzów szare mikrochmurki unosiły się w każdej części Wielkiej Izby. Yanni zakładał, że w podobnym tempie rozchodziły się po innych kontynentach. A jednak radio uparcie milczało. Dlaczego?

– Stój! – krzyknął profesor. Sądząc po zdartym głosie, najpewniej po raz enty. – Patrz!

Dzięki szkiełkom, nawet z dużej wysokości, doskonale widzieli okrucha, który, wchłonąwszy wspomnienie, zatrzymał się nagle, jakby o czymś sobie przypomniał. Stał tak jakiś czas, zupełnie nieobecny, aż wreszcie ruszył przed siebie, pogrążony w głębokim zamyśleniu.

– Toś narobił – mamrotał Tamagochi.

– Zamyślił się – powiedział Yanni, raczej z nadzieją niż przekonaniem.

– Wchłonął obce wspomnienie! Wiesz, pusty cabanie, czym to grozi?! Dostaniem szmergla! Zainfekowani będą przeżywać historie, których nie doświadczyli. Wspominać kurzów, których nie znali. Wracać do przeszłości, której nigdy nie mieli. Aż pewnego dnia przestaną pojmować, co wydarzyło się naprawdę.

Yanni zwiesił głowę. Więc stąd ta cisza. Świeże wspomnienia zawsze trawi się w samotności.

– Chciałem dobrze – jęknął.

– Chciałem dobrze… Dobre chęci zawsze kończą się tak samo – stwierdził Tamagochi, już bez irytacji, za to z nutą refleksji. – Lećmy do Pawlacza. Nie ma chwili do stracenia.

 

*

 

Tamagochi siedział nad stertą papierów, rysując coraz bardziej wymyślne konstrukcje. Marudził przy tym tyle, co zwykle, z tą różnicą, że wyjątkowo był z tego pożytek.

Yanni kręcił się przy szklanym kloszu, przygotowując wspomnienia do utylizacji. Co jakiś czas zerkał na profesora, który wspinał się po kolejnych szczeblach frustracji. W końcu spadł.

– Nic z tego – oświadczył. Jego mina mówiła wyraźnie: zawiódł. Jasne, nie był niczemu winien, jednak sumienie jest głuche na argumenty. – Myślałem o wchłaniaczu wspomnień, ale to są miesiące pracy.

– A pobierak? – zapytał Yanni. – Nie zbierze ich?

– Pobierak potrzebuje impulsu z pamięci. Samo wspomnienie go nie wytworzy.

Yanni zwiesił głowę, przywołał Madeina i wyszedł na spacer. Nie był zły. Czego właściwie oczekiwał? Tylko w opowieściach zawsze istnieje wyjście, a świat zostaje cudownie ocalony. Życie nie lubi ckliwych historii, choć czasem przegina w drugą stronę.

Yanni przysiadł na skraju Pawlacza, spojrzał w dół i czekał na kolejne nieszczęście. Spadnie na pewno. Może i budować należy krok po kroku, ale sypie się wszystko naraz.

Niebawem zjawiła się Aninrat.

 

*

 

Yanni wpatrywał się w migotliwy obraz. Przedstawiał akt darowizny spalarni na którym podpis jest…

…a za chwilę go nie ma.

– Odebrali ci spalarnię? – oburzył się Tamagochi.

– Prawie – mruknął Kurz, uciekając wzrokiem przed bakterią.

Aninrat dmuchnęła pyłem, który ułożył się w znak zapytania wsparty wykrzyknikiem.

Yanni przygryzł wargę. Później zaczął myśleć o wszelkich możliwych tragediach. Nie pomogło.

– Atrament sympatyczny – wyszczerzył zęby.

– A to dobre! – Profesor parsknął rechotem.

Aninrat rzuciła spojrzenie tak lodowate, że cały Pawlacz mógłby robić za Królestwo Chłodu.

Yanni bał się tylko przez moment. Później rozsądek abdykował na rzecz tupetu.

– Pomóż nam! – wypalił.

Umysł Aninrat powoli analizował bieg zdarzeń. I jeszcze raz. Nadal nic się nie zgadzało. Kilka wyplutych chmurek utworzyło sekwencję obrazów „dziesięć oblicz pożogi”.

Yanni zaczął się uśmiechać. Skoro tupet podbił stawkę, równie dobrze może zagrać va banque.

– Władasz klątwami – oświadczył tonem kurza, który w obliczu zagłady posłał rozum do mopa. – A jednak Frazes cię nie potrzebuje, a lord Aeki sprowadził do roli popychadła. – Zawiesił głos, pozwalając, by słowa wgryzły się w dumę. – Brakuje odwagi, co? Swoją drogą, twój pan jest zapewne szczęśliwy, że tak łatwo dałaś się zwieść? – Kolejna pauza. – Możesz mnie ukarać, ale kurzów to nie ocali. Znajdź trochę godności, poślij Aekiego do mopa i pomóż!

Zapadła cisza. Później Aninrat odezwała się po raz pierwszy.

– Hmm…

 

*

 

Aninrat… gapiła się. Nie jest to może szczególnie piękny początek akapitu, ale dość wiernie oddaje jej zachowanie. Tuman białego proszku zawirował kilkukrotnie i po chwili Yanni ujrzał znajomy akt darowizny, tusz oraz sugestywne spojrzenie.

Westchnął, pokiwał głową i złożył podpis, tym razem bez żadnych sztuczek. Spodziewał się, że bakteria odleci. A jednak kolejne drobiny pyłu wzbiły się w powietrze, tworząc dwa obrazy. Pierwszy przedstawiał akt darowizny, tarczę oraz balon. Na drugim widniała mapa ze znakiem zapytania.

– Czy profesor mógłby…

– Mógłby, mógłby… – burknął Tamagochi. – Nic się nie uczą. Obraz pierwszy: to polisa na wypadek, gdybyś znów chciał mnie zrobić w balona. Drugi: jaki masz plan?

Yanni… gapił się. Najpierw z niedowierzaniem, później z wdzięcznością, a na końcu… Na końcu zdał sobie sprawę, że kwestię jego planu najwierniej oddaje obraz nędzy i rozpaczy.

– Może mogłabyś… Wiesz – improwizował rozpaczliwie. – Możesz sprowadzić wspomnienia do bańki?

Odpowiedzią był obraz białej flagi.

– To może potrafisz je unicestwić?

Kolejna biała flaga.

– Rzucasz klątwami, a nie potrafisz zebrać paru wspomnień? – zapytał Yanni, ciut zbyt głośno i oskarżycielsko. Później z obawą wpatrywał się w tańczące drobiny pyłu: czarne monstrum z ostrym „czymś”.

– Co to za cholerstwo? – Zerknął na profesora.

– Fruwający półgigant z Zewnątrz, ignorancie. Pyta, czy chcesz w dziób?

Yanni usunął się pospiesznie. I tak jest zawsze, pomyślał. Wielki wynalazca, pani klątw i plag, a na końcu z wszystkim zostaje sam. Przywołał Madeina, wtulił głowę w pluszowe futro i włączył radio.

 

Czego może chcieć od losu prosty kurz jak ja?

Nikt już z tego, co ktoś zmiótł…

 

– Matko Plamista!

Yanni trzasnął pięścią w podłogę. Wypełniał go szczególny rodzaj złości, który pcha do czynów wielkich i szalonych*. Zrobi coś. Pewnie, że coś zrobi! Na bogów, w kilka chwil stworzył niepodległe państwo. Jasne, nie było to szczególne racjonalne, ale jakie to ma znaczenie? To nienormalni tworzą świat.

* Znanych w historii pod hasłem: spektakularne klęski.

– Aninrat! – krzyknął. – Możesz sprowadzić plagę wspomnień na Południową Dywanię?

Yanni poczuł na sobie dwa zdumione spojrzenia. Jakiś czas bakteria tkwiła w osłupieniu, aż wreszcie odpowiedziała obrazem słońca.

– Może! – Kurz klasnął w dłonie.

– Pyta, czy cię pogrzało – doprecyzował profesor.

– Słuchajcie! – Yanni przestroił na radio Wybawca. – Jeśli skierujemy falę wspomnień w jedno miejsce, łatwiej nad nimi zapanujemy. Aninrat poceluje ofiary, my będziemy je uzdrawiać za pomocą pobieraków…

– Plagę wymyślił – fuknął Tamagochi. – To niemoralne!

– Dlaczego? Na granicy Dywanii od lat toczy się wojna. Gdyby tak stworzyć wrażenie, że to kara boska…

Aninrat dmuchnęła pyłem. Obraz przedstawiał jej… eksplodujące oblicze.

– Porzućcie wszelkie nadzieje na logikę, wy, którzy tu wchodzicie – przetłumaczył profesor i złapał się za głowę.

 

*

Najpierw pojawiły się znaki. Dziesiątki obrazów migotały nad Dywanią i Plamincją, prezentując ciut tylko przerysowane, dramatyczne sceny z wojny. Bogowie są źli – głosił Tamagochi, tłumacząc w radiu przepowiednie Aninrat. Wkrótce ześlą na zwaśnione nacje plagę złych wspomnień.

Pod prowizorycznym namiotem czekało kilka błyszczących baniek. Są trwałe – zapewniał profesor. Później zaczął zrzędzić.

– Spróbuj brać opłaty…

– Trzeba. Profesor wie.

Wiedział. Pół ceny za ostatni szmelc zawsze jest świetną okazją, podczas gdy „darmo” oznacza „przekręt” od którego trzeba się trzymać z daleka.

– Mimo to…

– Datki na budowę muzeum wspomnień – uśmiechnął się Yanni. – Żadnych opłat*.

* Nie licząc zbiorczych faktur dla Dywanii i Plamincji.

Mina profesora wyrażała coś na kształt uznania, które można wyrazić słowami: ty przebiegła kanalio! Po chwili zrzedła.

– Aeki nie pozwoli…

– Są inne miejsca**.

** Na przykład Republika Wersalkowa, której nie dopadły jeszcze choroby cywilizacyjne jak biurokracja czy podatki.

– Łajdak!

– Profesorze… – Yanni spoważniał. – Dlaczego profesor zostawił mi spalarnię?

Tamagochi odłożył pobierak, myślał przez chwilę i spojrzał na kurza.

– Jesteś szuja. Kombinujesz, zdzierasz, a słowa „podwyżka” używasz częściej niż „dzień dobry”. – Zaczerpnął tchu. – Jednak na końcu zawsze widzisz kurza. Nie klienta. I nigdy nie policzysz więcej niż trzeba. Lepszego powiernika wspomnień nie znajdę.

 

*

– Gotowi? – krzyknął Yanni.

– Gotowi! – ryknął Okruszenko.

– We pronti! – potwierdził Fleksander.

Yanni rozejrzał się po placu Wzorkowym. Nie byli gotowi. Tworzyli zbieraninę aktorów, którym przyszło grać improwizowany spektakl. Nie znali słów, ale nikt się nie przejmował, tak długo jak ktoś wydawał polecenia.

Yanni kręcił się, rozstawiając „magiczne wisiory”. Miał też pajęczynowy kitel. Nie były mu potrzebne, ale robiły właściwe wrażenie. To zabawne, że wystarczy odpowiedni wygląd, by z miejsca stać się fachowcem.

– Zaczynamy!

 

*

 

Radio trąbiło o każdym szczególe, eksperci prześcigali się w dywagacjach. Historycy tworzyli setki notatek, a cywile błagali bogów o litość. Historia zapamięta inwazję wspomnień jako jedno z najważniejszych zdarzeń w świecie kurzów, zwyczajowo pomijając fakt, że w rzeczywistości z pola walki wiało nudą.

Aninrat ciskała wspomnieniami według wskazań generałów, a ponieważ były niewidoczne, dla lepszego efektu towarzyszył im pył stylizowany na kule ogniowe.

Yanni uwijał się jak w ukropie, czując specyficzny rodzaj zawodu.

Musiał harować.

I robił wciąż to samo.

Trafieni przypominali wyrwanych z głębokiego snu, których świadomość lawiruje pomiędzy marą i jawą. Było to ciekawe, ale tylko przy pierwszych dwudziestu przypadkach. Yanni przejmował pobierakiem wspomnienia, wtłaczał je do bańki i wzywał następnych “rannych” z werwą medyka walczącego z epidemią kataru. Żadnych rozmów, opowieści, życiowych historii. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że inwazja oznacza coś więcej niż zwykłą monotonię.

To była praca!

Cztery dni powtarzalnych działań według wyuczonego schematu. Niech go bogowie chronią przed tym w przyszłości!

Niektórzy będą zapewne rozczarowani tak gładkim triumfem nad inwazją wspomnień. Cóż.

Kurzowie się cieszyli!

Yanni Mahr zapisał karty historii i był to najnudniejszy okres w jego życiu. Piątego dnia odpoczywał.

W znajomej celi pod okiem pająków.

 

*

 

– Jest nasz bohater! Cóż za rozmach! No, no. – Władca Pawlacza kiwał głową z uznaniem. Dziwnie długo. – Przy okazji: darujcie tę celę. Chwilowa konieczność. Pojutrze organizujemy dla was małą uroczystość. Mam nadzieję, że nie zepsułem planów?

– Nie? – Yanni zmrużył oczy.

– Całe szczęście. Pogadajmy o słowach, Mahr. Zadziwiające, ile można dzięki nim zdziałać, co? – Aeki uśmiechnął się przelotnie. – Niektórzy są prawdziwymi mistrzami żonglerki słownej. Tacy prawnicy. Albo władcy. – Lord zawiesił głos w zamyśleniu. – Słowa wymagają wielkiego wyczucia. Istnieje cała przepaść między „niech nikt się nie dowie” i „niech dowiedzą się wszyscy”. A przecież brzmią tak podobnie – stwierdził z pozorną beztroską.

– Ale…

– Tak, Mahr. Rozwiązaliście problem wspomnień. Ba! Stworzyliście historię, co oznacza, że za chwilę paru ciekawskich gamoni zjawi się z tym swoim „jak to było naprawdę?”. Ile jest na świecie spalarni wspomnień?

– Jedna – szepnął Yanni.

– I akurat na terenie Pawlacza. W dodatku słynna wieszczka plag pracuje dla miejscowego władcy. Nawiasem mówiąc, lepiej, żebyście wiedzieli, gdzie jej szukać. – Aeki zmiął coś w dłoni. Bardzo wymownie. – Można pomyśleć, że to lord Aeki sprowokował inwazję wspomnień dla celów politycznych. Nie sądzicie?

– Nie chciałem…

– Wiecie, co się robi w takich sytuacjach, Mahr? Należy dać światu odpowiedź, zanim znajdzie własną. Nasza odpowiedź brzmi: Yanni Mahr sfingował inwazję wspomnień.

Yanni chciał coś powiedzieć. Nie potrafił.

– Trzeba… dowodów – wydusił w końcu.

– Jestem pewien, że właśnie zakończone śledztwo nam ich dostarczy. Odnoszę wrażenie, że zawsze dostarcza, gdy trzeba.

– To…

– Słowa, Mahr, mają wielką moc, ale zawsze na końcu wystawiają rachunek. Egzekucja pojutrze!

 

*

 

zel! Witamy w bezpośredniej relacji z egzekucji Yanniego Mahra. Łączymy się z naszym komentatorem. Halo, Plamme!

 

Yanni kroczył na ścięcie prowadzony przez pajęczą straż. Nie czuł strachu. W jego głowie panował kompletny chaos, przez który z mozołem przebijał się krzyk świadomości: to się dzieje naprawdę!

Nie spodziewał się śmierci. Do końca wierzył w interwencję Aekiego, który złoży mu ofertę nie do odrzucenia. Albo tłumu. Byli przecież wszyscy: okruchowie, plamici, dawni więźniowie Wersalki. Każdy patrzył z głębokim współczuciem, a jednak nikt nie garnął się, by ruszyć z odsieczą.

 

…czy już nadszedł ten czas? Yanni Mahr w długiej drodze pod gilotynę. Grobowa cisza na placu Panelowym. Setki widzów z całego świata obserwują w milczeniu marsz patrona wspomnień. Wielu kurzów nie wierzy w winę Yanniego. Inni biorą stronę władcy Pawlacza. Nie jestem pewien, czy ta kwestia rozstrzygnie się dzisiaj, ale dla jednego z nas wkrótce przestanie to mieć znaczenie.

 

– Ostatnie słowa? – zapytał kat.

Yanni stał w asyście pająków i… nie potrafił nic wymyślić. Słowa są kluczem – myślał – którym można otworzyć każde drzwi. Wystarczy je tylko dobrać. Niestety umysł skupiał się na fakcie, że za chwilę wraz z resztą ciała zostanie starty z powierzchni ziemi.

Yanni przemknął wzrokiem po tłumie. Słowa zawsze wystawiają rachunek – twierdzi Aeki. Na szczęście bankrut nie musi się tym martwić.

– Aeki was oszukał! – krzyknął oskarżycielsko. – Chce zagarnąć wasze wspomnienia!

 

…speracki atak Mahra! Tłum wyraźnie poruszony, ale czy to nie jest spóźniona szarża? Lord wściekłym gestem ponagla kata. Yanni, Yanni! – daje się słyszeć nieśmiałe okrzyki. Patron wspomnień szarpie się, prowadzony pod gilotynę. Precz z Aekim! – woła. Pająki wrzucają go pod gilotynę. Nie, tu już się nic nie stanie. Kat pociąga za dźwignię! Koniec, Yanni! Koniec!

 

Ponoć ścieranie nie boli. Co prawda podobne teorie głoszą wyłącznie żywi, ale Yanni musiał przyznać, że mają sporo racji. Niczego nie poczuł. Usłyszał za to szmery, piski i złowrogie mamrotanie.

– Szlag by to!

Otworzył oczy. Kat szarpał się z zablokowaną dźwignią, podczas gdy tłum wyglądał na poruszony.

 

znaki! Następne znaki! Złoty pył na niebie układa się w skrzące obrazy! Święci kurzowie, nadciągają kolejne plagi!

 

Czekali. Chmury złotego pyłu ciągnęły po niebie, formując się w sekwencje obrazów. Ocalenie więźniów, pokój w Dywanii, heroiczna walka z inwazją wspomnień. Poniżej dziesiątki kurzów uśmiechały się z kolorowych okienek, spoglądając na Yanniego z wdzięcznością i zaufaniem.

Zawsze zostawiaj pozytywne wspomnienia.

Kat instynktownie poluzował więzy, by Yanni mógł lepiej obserwować zjawiska na niebie. Aninrat!

Nagle pył zmieszał się ze sobą, tworząc gigantyczny obraz: Aeki wymusza na Yannim darowiznę spalarni.

Buu! – rozległo się wśród tłumu.

Yanni, korzystając z zamieszania, ruszył w stronę zebranych. Pomartwię się później – uznał.

– Ściąć Aekiego!

Patrzył z nadzieją na pobudzoną zbieraninę. Kilka grupek niepewnie powtórzyło okrzyk. Wystarczy. Za chwilę, zgodnie z regułą „głupi tłum w tłumie”, powtórzą wszyscy.

Ściąć Aekiego! – ryknęła tłuszcza. Później ruszyła.

 

cud nad placem Panelowym! Tłum rusza w stronę władcy Pawlacza! Straż pająkowa próbuje obrony, ale jest ich mniej niż wierzących w piekle. Uciekają! Tłum prowadzi Aekiego pod gilotynę! Matko Plamista, to naprawdę się dzieje! Szczota leci w dół! BOOM! Koniec! Koniec! Umarł król, niech żyje król!

 

*

 

Yanni Mahr, władca Pawlacza i terenów przyległych, był zły. Pół biedy, że miał imię jak kurzowa gimnastyczka. Mniejsza z tym, że ten rupieć, Wersalka Zagłady, ma dużo większe terytorium. Ważne, że jakiś szambiarz smutków chciał go zrobić w balona!

Koniec

Komentarze

Sympatyczna historia. Wspaniałe światotwórstwo. Bajka w świecie kurzu. Przepraszam, kurzów. Kto by pomyślał…

Widać, że limit zrobił krzywdę temu opku. Musiałeś strasznie ciąć, aż akcja się zrobiła porwana.

Fajna zabawa z imionami, mrugnięcia do Tarniny. :-)

No i humorek jest.

Babska logika rządzi!

Powitał Finklów!

Dziękować za ekspresowe przybycie i komentarz.

Okazuje się, że na kurzu całkiem sporo można zbudować. ;-)

Gdyby się uprzeć, to tego świata mogło wystarczyć i na mikropowieść.

Limit zrobił krzywdę, bo musiał. Tego było chyba za dużo na te 30 000 znaków z hakiem. I tak cud, że udało się zejść. :)

Swoją drogą, drugi raz robię dokładny plan tekstu i drugi raz mam problem z limitem. Coś tu jest nie tak. :-)

Te mrugnięcia do Tarniny to w sumie był główny powód napisania tego tekstu, mam nadzieję, że ona mnie za tą bakterię nie zabije. :D

A z humorem to jest tak, że skoro i tak mi się wpycha drzwiami i oknami, to lepiej go było wpuścić po dobroci. ;)

Podziękował za klika.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Kurzowie… Jestem pod ogromnym wrażeniem pomysłu i opartego na nim świata. Powtórzę za Finklą – wspaniałe światotwórstwo. Sama historia też mi się podoba, chociaż rzeczywiście trochę ją limity uszkodziły… ale tylko trochę. Bardzo dobrze mi się czytało, jak to u Ciebie wszystko okraszone doskonałym humorem :) Dziękuję za wyjątkowo przyjemną lekturę :)

Oczywiście klikam bibliotekę i życzę powodzenia w konkursie.

 

Ps. Wciąż się zastanawiam, jak Ty na pomysł tych Kurzów wpadłeś…

Chyba od dziś, a może nawet od wczoraj przestaję odkurzać… ;-)

mam nadzieję, że ona mnie za tą bakterię nie zabije. :D

Za “tą bakterię” by mogła, ale jak napiszesz “tę”, będziesz miał większe szanse na przeżycie. ;-)

Babska logika rządzi!

To jest ten słynny Hieronim? Czemu zmieniono tytuł, ten z bety był doskonały!

(kolejkuję na później)

I cały CM-owy sektor razem:

Limit to stara miotła!

Limit froterką jest!

 

Powitał powitanych i niepowitanych. ;)

 

Katiu, hej!

Dziękuję za szybkie przybycie, komentarz i klika. :)

Kurzowie… Jestem pod ogromnym wrażeniem pomysłu i opartego na nim świata. Powtórzę za Finklą – wspaniałe światotwórstwo

Dziękować. Muszę po konkursie podziękować Tarninie, bo gdybym nie chciał się z nią trochę podrażnić, to pewnie w życiu by mi to nie przyszło do głowy. :D

Sama historia też mi się podoba, chociaż rzeczywiście trochę ją limity uszkodziły… ale tylko trochę.

Kulawa, ale chodzi. XD

Wiem, limit mi ją trochę skrzywdził. Ale to wszystko wina Tarniny! ;-)

Bardzo dobrze mi się czytało, jak to u Ciebie wszystko okraszone doskonałym humorem :) Dziękuję za wyjątkowo przyjemną lekturę :)

Oczywiście klikam bibliotekę i życzę powodzenia w konkursie.

Dziękuję bardzo. :)

Ps. Wciąż się zastanawiam, jak Ty na pomysł tych Kurzów wpadłeś…

Tak naprawdę to trochę z konieczności. Przez ostatnie kilka miesięcy Tarnina wrzucała różne wstawki o cyklicznych odwiedzinach jakiegoś mieszkania, które, jak mi się zdaje, zdążyło mocno zaleźć jej za skórę. Dlatego kiedy ogłosiła konkurs, to pomyślałem, że trochę ją “podpuszczę” i zbuduję opowiadanie na tych jej wrzutkach. Stąd wzięła się część bohaterów i elementów, jak:

A zapomniałam jeszcze o jedwabnych chusteczkach, zepsutej pozytywce, nowej wiertarce (z 1982 – zawłaszczył ją mój rodziciel, bo on lubi wiercić) i absolutnym hicie. Czekaj… Czekaj… Przygotuj się….

Oto Władcy Pawlacza, którzy tylko czekają, aż zaczniesz tam grzebać! Potem będzie za późno…

albo:

Jak będziesz marudził, wyślemy Ci tutejszą wersalkę. Wersalkę Zagłady!

oraz:

Mamy też masującą nakładkę na bujany fotel i różową karimatę. Really. Różową.

a także:

Tam jest wisior w kształcie smoka, może głowy nie rozbije, ale śliwkę koledze nabić można XD

Generalnie akcja opowiadania musiała się dziać w jakiejś zagraconej ruderze, a ponieważ bardzo chciałem własnego świata, to zacząłem się zastanawiać, co by tam mogło żyć. Nie chciałem jakichś myszy, elfów czy krasnali, bo to oklepane, więc zacząłem sobie wyobrażać opuszczone mieszkanie…

Ujrzałem sterty kurzu…

I dalej już jakoś poszło. :-)

 

A jak tam u Ciebie? Piszesz coś, czy odpoczywasz od pisania?

 

Chyba od dziś, a może nawet od wczoraj przestaję odkurzać… ;-)

Finklo, to za mało. Nie wolno odkurzać, myć podłóg, ścierać kurzu. A najlepiej, jakby Cię ktoś jeszcze zalał z góry, to kurzowe niebo nabierze odpowiednich kolorów. ;-)

Za “tą bakterię” by mogła, ale jak napiszesz “tę”, będziesz miał większe szanse na przeżycie. ;-)

Szlag! Ale przy wyłączaniu laptopa czułem, że chyba się tu machnąłem. Tylko nie zdążyłem go włączyć i tego poprawić. ;-)

W sumie z dwojga złego lepiej się machnąć w komentarzu niż w tekście. ;)

 

 

To jest ten słynny Hieronim? Czemu zmieniono tytuł, ten z bety był doskonały!

Wilku, Hieronim zniknął z dwóch powodów. Po pierwsze miałem obawy, czy czasem Lożanie nie odbiorą tego jako jakiejś prowokacji, wyrażania poglądów czy nawet pokpiwania.

Po drugie gdybym zostawił taki tytuł, to pewnie większość czytelników mogła by wyjść z założenia, że cały tekst powstał trochę “dla jaj”, a niezależnie od tego, że jest to tekst humorystyczny, to potraktowałem go w miarę poważnie i starałem się złożyć jak najlepszą historię.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Nie wolno odkurzać, myć podłóg, ścierać kurzu.

Luzik. Na czym polega haczyk?

Babska logika rządzi!

Że to kiedyś ożyje. XD

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Spoko. Ostateczny termin na porządki, to kiedy życie zaczyna eksperymentować z ogniem. Mogą sfajczyć chałupę. ;-)

Babska logika rządzi!

CM – od sierpnia nic nie napisałam, ale teraz powoli wracam przynajmniej do pisania komentarzy ;) Trochę mi się życie pokomplikowało, czasy trochę zwariowane, ale może niedługo coś naskrobię :)

Pozdrawiam serdecznie.

Ale może dzięki temu powstanie jakiś fajny materiał na opowiadanie? ;-)

I tak, wiem, marne pocieszenie. :D

Poza tym, jak sfajczą chałupę, to może nie trzeba będzie sprzątać. Albo inaczej: nie będzie wiele do sprzątania. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

CM – od sierpnia nic nie napisałam, ale teraz powoli wracam przynajmniej do pisania komentarzy ;) Trochę mi się życie pokomplikowało, czasy trochę zwariowane, ale może niedługo coś naskrobię :)

Pozdrawiam serdecznie.

Może po takiej przerwie łatwiej się będzie pisało, pojawi się świeżość. Większa frajda z pisania.

Powodzenia w każdym razie. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Ale ilu zacnych kurzów zginie w pożarze?

Babska logika rządzi!

Historia ich doceni. ;-)

Poza tym może po zetknięciu z ogniem ewoluują? Kto ich tam wie? ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Powitał Tarninę!

Z czego ten obrazek? To jakaś bajka, nie?

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Mnie się kojarzy z krainą lodu, ale co ja tam wiem o obrazkach…

Babska logika rządzi!

Pewnie tyle, co i ja… ;-)

Wpisałem w google, ale nie widzę na obrazkach tego tarninowego ludzika. Najwyżej pokrzyczę na SB, gdyby się tutaj nie dotoczyła z odpowiedzią.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Ta pani z gifa jest chyba z “Zaplątanych” :p

Faktycznie, Gertruda. ;-)

Dziękować, dobra kobieto.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Nie za ma co. ;)

 

To jak już tu jestem, to dodam od siebie, tym razem publicznie, że bardzo mi się to opowiadanie podoba. 

Przyznaję też, że podczas pierwszego czytania kwiczałam ze śmiechu, wytrzeszczałam oczy z podziwu i nie mogłam się skupić na becie, tak mnie to opowiadanko chwyciło. Nie dość, że zaserwowałeś nam fajną historię ze świata Kurzów, to napisałeś ją w lekki, zabawny sposób, ale też ze subtelnie wplecionymi zdaniami-mądrościami, takimi nienachalnymi. Bardzo fajny humor. 

Fantastyczne światotwórstwo, nazwy i historyjka też niczego sobie. 

 

Nie mam w zwyczaju polecać do Biblioteki tekstów, które betowałam, bo lubię takie teksty śledzić i patrzeć, jak kolejni czytelnicy wrzucają polecajki. Ale ode mnie, w domyśle, kilczka masz. ;)

 

Powodzenia w konkursie!

bardzo mi się to opowiadanie podoba. 

I takich opinii nam trzeba! :-)

Przyznaję też, że podczas pierwszego czytania kwiczałam ze śmiechu, wytrzeszczałam oczy z podziwu i nie mogłam się skupić na becie, tak mnie to opowiadanko chwyciło.

Może to i lepiej patrząc na to, że później na większość uwag moja odpowiedź brzmiała: chętnie bym zmienił, ale limit! ;-)

Swoją drogą pierwszy raz mi się zdarzyło, że musiałem jechać z gilotyną przez cały tekst tylko po to, żeby móc dopisać jedno zdanie. :D

Nie dość, że zaserwowałeś nam fajną historię ze świata Kurzów, to napisałeś ją w lekki, zabawny sposób, ale też ze subtelnie wplecionymi zdaniami-mądrościami, takimi nienachalnymi. Bardzo fajny humor. 

Bo kurzowie to w ogóle lekkie istoty są. Z nimi nie mogło być ciężko. :-)

Dziękować jeszcze raz.

 

I cały CM-owy sektor:

Preeeeeeecz z limitem!

KLAP! KLAP! KLAP!

Preeeeeeecz z limitem!

KLAP! KLAP! KLAP!

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Cześć, CMie!

Kolejny raz tworzysz bardzo ciekawy świat, okraszając historię sporą dawką humoru. Aż nawet wybaczam żart o wiedźmach z ksiegowości. XD Mimo akcji pędzącej momentami na łeb na szyję wszystko ma tu ręce i nogi, nawet kurzowe stworki i tamagochi. Pewnie bez limitu byłoby jeszcze lepiej, ale i tak naprawdę przyjemnie się czytało i uśmiechnęło więcej niż raz. Duży plus za kreatywne ożywienie przedmiotów, które tak nostalgicznie kojarzą się z dzieciństwem i… danie im drugiego, fantastycznego życia. Tak, że będzie klikane.

Pozdrawiam

Jego myśli skupiały się na najbliższej przyszłości oraz szansach dożycia przyszłości dalszej

Yanni zwiesił głowę. W takich chwilach miało się wiele do dodania i niewiele odwagi, by dodać cokolwiek.

łatwo dostępne szczęście jest najkrótszą drogą do nieszczęścia

 

Piękne zdania. W opowiadaniu jest jeszcze kilka takich, ale te mnie wyjątkowo wzięły. 

 

Zaleganie było karą tylko pozornie łagodniejszą od śmierci. Przypominało czekanie w kolejce, z tą różnicą, że nigdy nie docierało się do okienka.

– Wróżek nie ma – wyjaśnił władca. – Są za to wiedźmy. Mamy kilka w dziale księgowości.

nie istnieje rzetelna praca bez radia, co najlepiej potwierdzają urzędy, w których radia nie ma.

 

Humor też prima sort. 

 

Większość porzuconych wspomnień zawierała historie bolesne i przykre. Trafiały się i chwile szczęścia – właśnie takie trzymał w zniszczonej bańce – zdawane zwykle przez najstarszych kurzów. Migawki z młodości, uśmiechy zmarłych małżonków, czas spędzony z milczącymi od lat dziećmi. I one jednak były okryte smutnym rodzajem nostalgii, który poprzez utrwalone obrazy zdawał się krzyczeć: Hej! To nie wróci!

Świetny fragment, bardzo refleksyjny. Przypomniał mi o moim starym opowiadaniu, w którym bohater parał się obróbką myśli… i w sumie obróbka wspomnień była planem na kontynuację, ale chyba lepiej wykorzystałeś potencjał tego pomysłu. 

 

To zabawne, że wystarczy odpowiedni wygląd, by z miejsca stać się fachowcem

To zabawne i prawdziwe. Przypomniał mi się pewien eksperymebt z drabiną (do obejrzenia w internecie). Słowem: jeśli idziesz gdzieś z drabiną, wszyscy cię wpuszcza, bo przecież musisz mieć dobry powód, żeby ją targać. 

 

Co mogę powiedzieć? W sumie wiele, ale zacznę od tego:

 

Opowiadanie jest pod każdym względem świetne, miejscami wręcz wybitne. 

Po pierwsze: znakomite swiatotworstwo, które oferujesz nam przy okazji, wrzucasz smaczki jego dotyczące snując fabułę całkiem z nim niezwiązaną. To powoduje, że świat, choć mały, wydaje się bogaty. 

Po drugie: styl i koncept. Przepięknie napisałeś to opowiadanie. Do tego błyskotliwie użyłeś przypisów. Na początku mnie one trochę zdziwiły, ale potem uznałem, że to był genialny zabieg. 

Po trzecie: fabuła. Poza dwoma powyższymi udało ci się stworzyć nietuzinkową opowieść, nawet o propagandzie i procesach dziejowych było dane nam poczytać. 

Trudno mi wskazać najmocniejszy element tego tekstu, bo wszystkie są tak mocne jak bimber mojego dziadka. 

 

Za dwa dni będę miał przyjemność zgłosić to opowiadanie w wątku piórkowym, a na razie leci biblioteka. 

 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Dzień dobry wszystkim!

Na początek radio Bajzel i fragment przemówienia Kurzeja Frotera:

…skąpy limit musi odejść! Skąpy limit musi odejść! SKĄPY LIMIT MUSI ODEJŚĆ!…

 

No, to można przystąpić do odpowiedzi.

 

Oidrin, hej!

Dziękować za przybycie, komentarz i wniosek o klika.

Kolejny raz tworzysz bardzo ciekawy świat, okraszając historię sporą dawką humoru.

Dziękuję. Starałem się. :)

Aż nawet wybaczam żart o wiedźmach z ksiegowości. XD

Ale spójrzmy na to uczciwie. Przecież one bez przerwy wypowiadają jakieś straszne zaklęcia:

– Będzie podatek!

– Będzie strata!

– Za duże koszty!

– Nierentowne!

– Trzeba się przygotować na zmiany w podatkach!

– Tego nie wolno wrzucić w koszty!

– Tego się nie wrzuca w koszty, to idzie w amortyzację na dziesięć lat!

 

I jakoś tak się dziwnie składa, że po każdym z tych zaklęć z kieszeni znikają pieniądze. No to kim mogą być? :D

Mimo akcji pędzącej momentami na łeb na szyję wszystko ma tu ręce i nogi, nawet kurzowe stworki i tamagochi.

Nom, akcja gna, ale przynajmniej w końcu nikt mi nie marudzi, że przegadane. ;-)

Pewnie bez limitu byłoby jeszcze lepiej, ale i tak naprawdę przyjemnie się czytało i uśmiechnęło więcej niż raz. Duży plus za kreatywne ożywienie przedmiotów, które tak nostalgicznie kojarzą się z dzieciństwem i… danie im drugiego, fantastycznego życia.

Gdyby nie limit, pożyłyby dłużej. :-)

Dziękować jeszcze raz za poświęcony czas.

 

Powitał i Gekikarę!

Tobie również dziękuję za przybycie i opinię.

Nie wiem, jak się odpowiada na pozytywne komentarze, więc spodziewałbym się sekwencji “dziękować” we wszelkich możliwych odmianach. ;-)

Piękne zdania. W opowiadaniu jest jeszcze kilka takich, ale te mnie wyjątkowo wzięły. 

Dziękuję. W sumie ta humorystyczna forma bardzo sprzyja wplataniu takich zdań.

Humor też prima sort. 

No… jakby to ująć… Dziękować. :D

Przypomniał mi o moim starym opowiadaniu, w którym bohater parał się obróbką myśli… i w sumie obróbka wspomnień była planem na kontynuację

A to opowiadanie wisi tu na stronie?

Słowem: jeśli idziesz gdzieś z drabiną, wszyscy cię wpuszcza, bo przecież musisz mieć dobry powód, żeby ją targać. 

W sumie to pewnie można i odwrócić: pozwól prawnikowi przyjść do kancelarii w dresie, a każdy pewnie uzna, że gość się na niczym nie zna. :-)

Opowiadanie jest pod każdym względem świetne, miejscami wręcz wybitne. 

Dziękuję. :)

Po pierwsze: znakomite swiatotworstwo, które oferujesz nam przy okazji, wrzucasz smaczki jego dotyczące snując fabułę całkiem z nim niezwiązaną. To powoduje, że świat, choć mały, wydaje się bogaty. 

Ech, żebym miał więcej miejsca, to jeszcze było parę fajnych elementów świata do pokazania.

Tarnino, Twoja wina! ;)

Po drugie: styl i koncept. Przepięknie napisałeś to opowiadanie. Do tego błyskotliwie użyłeś przypisów. Na początku mnie one trochę zdziwiły, ale potem uznałem, że to był genialny zabieg. 

U mnie te przypisy to już w przypadku humoru standard. Pamiętam, że na początku miałem problemy, żeby je wplatać w opowiadania, bo ciężko znaleźć dobre miejsce, ale w sumie dość fajnie się przyjęły, więc sobie z nich korzystam.

Po trzecie: fabuła. Poza dwoma powyższymi udało ci się stworzyć nietuzinkową opowieść, nawet o propagandzie i procesach dziejowych było dane nam poczytać. 

A to mnie chyba cieszy najbardziej, bo fabuła zwykle u mnie kuleje.

A czasem nie kuleje, bo nie ma jej wcale. :D

Trudno mi wskazać najmocniejszy element tego tekstu, bo wszystkie są tak mocne jak bimber mojego dziadka. 

Fajnie, cieszę się bardzo, bo tutaj starałem się powyciągać wnioski z wcześniejszych tekstów i wprowadzić parę korekt (zwłaszcza w przypadku proporcji humoru do opowieści), więc świetnie, że się udało.

Za dwa dni będę miał przyjemność zgłosić to opowiadanie w wątku piórkowym, a na razie leci biblioteka. 

Dziękować za bibliotekę.

A w kwestii nominacji…

Jeśli nie jest to duży problem, chciałbym poprosić, żebyś nie wskazywał tego opowiadania w wątku nominacyjnym. Ostatni tekst humorystyczny (taki naprawdę humorystyczny) dostał piórko dobre parę lat temu i, co tu dużo ukrywać, nie ma we mnie ani krzty chęci, żeby walić humorem w ten piórkowy mur.

Dziękuję jeszcze raz za poświęcony czas i komentarz.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Ale czemu nie próbować? Może kiedyś się uda.

Babska logika rządzi!

Chciałem coś mądrego napisać na temat Twojego opowiadania, ale jestem pod takim wrażeniem, że stać mnie tylko na szczere: wow!

Świetny tekst, wręcz fenomenalny :)

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Chyba, Cm-ie, tym razem się przeciwię i zgłoszę do piórka. Dzisiaj czytam właściwie po śpiku, więc koment będzie za dwa dni, a potem za kolejne dwa – “wash&go”. xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Wiele do dodania po przedmówcach nie mam. Genialne światotwórstwo (szczególnie nazwy krain przypadły mi do gustu), widać, że nawet z kawałka podłogi można zrobić krainę pełną cudów i przygód. Czasem miałem problem ze zbyt wielkim przeskokiem, ale to zapewne z powodu cięć. Tekst w oryginalnej formie pewnie był jeszcze lepszy, aż żal pomyśleć ile humoru straciliśmy ;)

Zgłosiłbym do klika, ale masz już komplet :)

Ale czemu nie próbować? Może kiedyś się uda.

Bo to trochę tak, jakby stanąć przed takim wyzwaniem: przebiegnij trasę poniżej dziesięciu sekund, z zastrzeżeniem, że wszyscy biegną sto metrów, a jakaś niewielka grupka (w której się znajdujesz) z bliżej nieznanych przyczyn ma biec sto pięćdziesiąt.

Jeden się zaweźmie i będzie chciał na siłę tę (drugi raz się tu nie machnę!^^) dłuższą trasę w wyznaczonym czasie przebiec (a później będzie się frustrował, że mu się nie udaje), drugi uzna, że to nie jest warte takiej szarpaniny i machnie ręką. ;)

 

Dzień dobry przybyłym!

 

Outta, cześć!

Podziękował za wizytę i komentarz.

Jezu, nawet nie wiem, co napisać. Miło mi bardzo, zwłaszcza, że to już chyba blisko pewnego limitu (możliwości), do którego jestem w stanie w tej konwencji dobić. Dziękuję Ci bardzo za tak miłe słowa. :)

 

Asylum, hej!

Chyba, Cm-ie, tym razem się przeciwię i zgłoszę do piórka. Dzisiaj czytam właściwie po śpiku, więc koment będzie za dwa dni, a potem za kolejne dwa – “wash&go”. xd

Pamiętaj, że mamy tu czołgi miotełkowe, działa brejowe i Wersalkę Zagłady. ;-)

A razie czego jest jeszcze Aninrat z klątwami. ;-)

Jesteśmy przygotowani do obrony przed nominacjami. :D

 

Zanaisie, witam!

Tobie również bardzo dziękuję za odwiedziny. W sumie, jak tak czytałem Twój tekst, to przyszło mi do głowy, że miejscami mieliśmy bardzo podobne pomysły na ten konkurs. ;)

Genialne światotwórstwo (szczególnie nazwy krain przypadły mi do gustu), widać, że nawet z kawałka podłogi można zrobić krainę pełną cudów i przygód.

Nom, okazuje się, że świat można budować na wszystkim. Co w sumie bardzo pocieszające pod kątem tworzenia kolejnych tekstów. :-)

Czasem miałem problem ze zbyt wielkim przeskokiem, ale to zapewne z powodu cięć.

W jakimś stopniu na pewno. W końcu szlag trafił ok. 27 000 znaków. :D

A po części to też pewnie wynika z mojej tendencji, by skakać od sceny do sceny. Nie zawsze przy tym pilnuję, by to przejście było całkowicie płynne i myślę, że te dwie rzeczy mogły się na siebie nałożyć.

Tekst w oryginalnej formie pewnie był jeszcze lepszy, aż żal pomyśleć ile humoru straciliśmy ;)

Ja tylko czekam, aż mi mniejszość Pleśniowa wytoczy proces za całkowite pominięcie w tekście. ;)

Dziękować za wizytę. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

I jakoś tak się dziwnie składa, że po każdym z tych zaklęć z kieszeni znikają pieniądze. No to kim mogą być? :D

Ekhm, etat czarnowidzki brzmi zdecydowanie bardziej elegancko, ale niech już będzie. XD

 

A z tym piórkiem… To chyba ściągniemy tu parę czołgów.wink Będzie śmiesznie.

Nie wiem, jak się odpowiada na pozytywne komentarze, więc spodziewałbym się sekwencji “dziękować” we wszelkich możliwych odmianach. ;-)

Tak, odpowiadanie na pozytywne komentarze jest o wiele trudniejsze… na szczęście mnie rzadko się trafiają takie bez żadnego ale, więc nie mam takich problemów. :D

 

A to opowiadanie wisi tu na stronie?

Wisi, wisi… to było w sumie pierwsze moje opowiadanie, które powędrowało do biblioteki, więc bardzo je lubię, choć wszelkie głosy o słabszej drugiej części tekstu są w stu procentach słuszne:

Nowa Fantastyka – Opowiadanie: Gekikara – Myślniarz

 

Ech, żebym miał więcej miejsca, to jeszcze było parę fajnych elementów świata do pokazania.

Tarnino, Twoja wina! ;)

Dokładnie! Mam tekst który nie mieści się w limicie o jakieś 19tys znaków… ale w sumie i tak pozamiatałeś, więc to nawet dobrze, że nie umieszczę go w konkursie, tylko pozakonkursowo.

Swoją droga po raz kolejny jestem zdumiony, że w moich 48k znaków jest mniej fabuły niż np u ciebie w 33k. – jak to się dzieje?

 

U mnie te przypisy to już w przypadku humoru standard. Pamiętam, że na początku miałem problemy, żeby je wplatać w opowiadania, bo ciężko znaleźć dobre miejsce, ale w sumie dość fajnie się przyjęły, więc sobie z nich korzystam.

Mnie czasami kusi styl takich wielokrotnie złożonych zdań, ale właśnie w wielu przypadkach można się w nich zgubić, dlatego taki sposób przypisów to genialny sposób… oczywiście nie będę go podkradać, bo to wygląda twoja cechę szczególną.

 

Jeśli nie jest to duży problem, chciałbym poprosić, żebyś nie wskazywał tego opowiadania w wątku nominacyjnym. Ostatni tekst humorystyczny (taki naprawdę humorystyczny) dostał piórko dobre parę lat temu i, co tu dużo ukrywać, nie ma we mnie ani krzty chęci, żeby walić humorem w ten piórkowy mur.

Nie musisz mi o tym mówić, znam to wyczekiwanie, te komentarze na NIE i wynik 0:9 – i to przy niehumorystycznych tekstach. :P Ale uważam, że nie ma co się nastawiać negatywnie, ten tekst ma szanse (moim zdaniem).

 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Dobra, to teraz będzie obszerniej, bo bardziej na chłodno :)

 

Jak wspomniałem, tekst jest fenomenalny. Światotwórstwo prima sort. Zawsze staram się znajdować jakieś analogie do tego co kiedyś już czytałem/widziałem/słyszałem, ale ciężko mi było odnaleźć jakiekolwiek w przypadku Twojego opowiadania, bo jest dla mnie czymś świeżym. Gdybym się uparł, to mógłbym przywołać “Dom obiecany” Garrego Killwortha, książkę w której głownymi bohaterami są myszy, żyjące w krainie jaką jest dom – mają swoje terytoria, klany, własne wierzenia, mity, diabła (kota of kors). Książka fabularnie średnia, ale światotwórczo bardzo fajna. Ty jednak poszedłes jeszcze krok dalej i zamiast ogranych (jestem, a raczej byłem, erpegowcem i “Mouse Guard” mi się od razu przypomniał :)) żyjatek, jakimi są myszy, dałeś kurz i bakterie.

Z kolei to wynajdywanie elementów świata kurzu, plam i rudery oraz dostosowywanie ich do realiów stworzonego świata poprzez nadawanie im znaczeń dla nas zrozumiałych, w pewnym momencie przywiodło mi na myśl “Beszamel”, grę RPG w której autor stworzył klasyczny świat fantasy, w którym wszystko kręci się wokół jedzenia (walki na widelce, bomby budyniowe, epickie bitwy o ser i tak dalej). I te analogie są świetna pozywka dla wyobraźni, bo w pewnym momencie czytelnik zaczyna się zastanawiać nad kolejnymi elementami, które można by dodać do świata i wymyslić dla nich funkcje. To jest dla mnie najsilniejszy element Twojego tekstu – prowokowanie mnie do zabawy w dopisywanie sobie kolejnych elementów i ekstrapolowanie, jak wpłynęłyby na stworzony świat.

Druga ważna dla mnie rzecz, o której muszę wspomnieć, to te wtrącenia. Nawet nie wiesz jak one mnie zazwyczaj wkurzają, nieważne czy dodane w nawiasach, czy oznaczone gwiazdką gdzieś poza głównym tekstem. Ale tutaj nie zirytowały mnie ani odrobinę. Zastanawiałem sie dlaczego i chyba do tego doszedłem. Zazwyczaj wtrącenia mają rozwijać to, co chce nam przedstawić autor, ale nie miał pomysłu/nie chciało mu się tego zrobić gdzieś w tekście właściwym (albo postanowił dopisac je po zbudowaniu już wszystkich zdań i nie ma chęci czegokolwiek zmieniać) – tak ja to widzę. Daje mi więc taki autor irytujące nawiasy, gwiazdeczki, myslniki czy inne cholerstwa, w których zawiera dodatkowe opisy i informacje. Ale po prześledzeniu wtrąceń u ciebie, wyszło mi, że wiekszośc tych dodanych informacji nie buduje świata, za to buduje humor poprzez inteligentne spostrzeżenia, dla których rzeczywiście nie byłoby miejsca w tekście właściwym. Dlatego nie wkurzają. Powiem więcej – one u Ciebie robią świetną robotę. I nawet te trzy, które dopisują jakiś element świata, robią to w sposób na tyle zabawny, że nie mogę się o nie przyczepić.

No, to chyba tyle. Jak mi jeszcze coś do głowy przylezie, to napiszę.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Ekhm, etat czarnowidzki brzmi zdecydowanie bardziej elegancko, ale niech już będzie. XD

Ale wiedźma brzmi krócej, co jest o tyle istotne, że…

uwaga, uwaga…

LIMIT! ;-)

A skoro już jesteśmy przy limicie to…

Cały CM-owy sektor razem:

 

Jak długo na Wawelu

Zygmunta bije dzwon

Tak długo wszyscy razem

Krzyczymy LIMIT WON!

 

A z tym piórkiem… To chyba ściągniemy tu parę czołgów.wink Będzie śmiesznie.

Czołgi w gotowości. ^^

 

Geki,

Tak, odpowiadanie na pozytywne komentarze jest o wiele trudniejsze… na szczęście mnie rzadko się trafiają takie bez żadnego ale, więc nie mam takich problemów. :D

Mnie się w sumie też rzadko zdarzają, więc mam patenty wyłącznie na negatywne. :D

Wisi, wisi… to było w sumie pierwsze moje opowiadanie, które powędrowało do biblioteki, więc bardzo je lubię, choć wszelkie głosy o słabszej drugiej części tekstu są w stu procentach słuszne:

Nowa Fantastyka – Opowiadanie: Gekikara – Myślniarz

Fajne, jutro się dotoczę z komentarzem.

 

Dokładnie! Mam tekst który nie mieści się w limicie o jakieś 19tys znaków… ale w sumie i tak pozamiatałeś, więc to nawet dobrze, że nie umieszczę go w konkursie, tylko pozakonkursowo.

A w sumie miałem pytać, czy też zamierzasz szaleńczo ścinać, ale dostałem odpowiedź jeszcze przed zdaniem pytania. :D

Swoją droga po raz kolejny jestem zdumiony, że w moich 48k znaków jest mniej fabuły niż np u ciebie w 33k. – jak to się dzieje?

Bo moje miało 60k, a nie mogłem za bardzo wyciąć żadnej sceny. Tekst więc schudł, ale fabuła została. ;-)

Mnie czasami kusi styl takich wielokrotnie złożonych zdań, ale właśnie w wielu przypadkach można się w nich zgubić, dlatego taki sposób przypisów to genialny sposób… oczywiście nie będę go podkradać, bo to wygląda twoja cechę szczególną.

Dlaczego, jak będą Ci pasowały do tekstu to korzystaj. ;-)

Nie musisz mi o tym mówić, znam to wyczekiwanie, te komentarze na NIE i wynik 0:9 – i to przy niehumorystycznych tekstach. :P

Też to przerabiałem. A jaka radość, jak się jednak uda wyszarpać tego jednego czy dwa TAKI. 2-7, a radość taka, jakby było 9-0. :D

Swoją drogą, do tej pory nie mogę Finklom darować, że mi o tym TAK-u nie powiedzieli. Cholera, ile ja się wtedy naczekałem, aż się ktoś zlituje. :-)

Ale uważam, że nie ma co się nastawiać negatywnie, ten tekst ma szanse (moim zdaniem).

Wiesz co, to już nawet pół biedy z negatywnym nastawieniem, to bardziej taka niechęć do czegoś, co niektórym gatunkom (bo przecież dotyczy to choćby i szortów) wydłuża drogę. Ale pewnie jakoś desperacko przed tymi nominacjami też się bronić nie będę, bo nie chcę znowu robić za dużego zamieszania wokół swojej osoby.

 

Outta, no to witam jeszcze raz.

I tak, jak wcześniej nie wiedziałem co napisać, tak teraz już kompletnie nie wiem. Ale jakąś odpowiedź wyrzeźbię. ;-)

Wiesz, chyba najfajniejszą cechą tematów konkursowych jest to, że potrafią nieraz pokazywać (i otwierać) drogi, których wcześniej byśmy nie dostrzegli. Nieraz sprawiają, że choćbyś chciał oprzeć tekst na czymś, co już czytałeś, to zasady czy temat konkursu wymuszają na Tobie poszukanie czegoś świeżego.

Ty jednak poszedłes jeszcze krok dalej i zamiast ogranych (jestem, a raczej byłem, erpegowcem i “Mouse Guard” mi się od razu przypomniał :)) żyjatek, jakimi są myszy, dałeś kurz i bakterie.

Mnie chyba bliżej do tworzenia takich własnych… tworów (albo jakichś dziwnych wariacji na temat istniejących, jak mówiąca obrazkami bakteria), bo wtedy w takim świecie, jako autor, mogę rządzić od początku do końca. Jest mi też chyba łatwiej.

To jest dla mnie najsilniejszy element Twojego tekstu – prowokowanie mnie do zabawy w dopisywanie sobie kolejnych elementów i ekstrapolowanie, jak wpłynęłyby na stworzony świat.

Przyznam Ci, że aż sam byłem zaskoczony, ile ten konkretny świat daje takich możliwości. Na początku miałem obawy, czy zdołam jakoś ten świat zbudować, albo czy się w nim nie pogubię, a później okazało się, że właściwie muszę decydować, które elementy pokazać, bo wszystkiego wystarczyłoby i na mikropowieść. :)

Ale po prześledzeniu wtrąceń u ciebie, wyszło mi, że wiekszośc tych dodanych informacji nie buduje świata, za to buduje humor poprzez inteligentne spostrzeżenia, dla których rzeczywiście nie byłoby miejsca w tekście właściwym. Dlatego nie wkurzają. Powiem więcej – one u Ciebie robią świetną robotę.

Bo one w tym przypadku są raczej czymś w rodzaju urozmaicenia. To trochę tak, jakby, bo ja wiem, nauczyciel historii, opisując przebieg jakiejś wojny, wtrącił nagle krótką anegdotę na temat jednego z dowódców. Słowem, to jest w sumie zwykły ozdobnik, który ma jakąś drobną rolę, ale który niczego właściwie nie buduje, bo ja też zdaję sobie sprawę, że takie wstawki w poważniejszych tekstach bywają irytujące.

Pozdrawiam również i dziękuję za obszerny komentarz.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Bieganie na 150 metrów. Popatrz na to w ten sposób – to nie Ty biegniesz i się męczysz, tylko Loża. Ale to prawda – Ty się stresujesz wynikiem. Za to komentarze dostaniesz.

No, nie bądź taki, nie daj się prosić, wycofaj zakaz.

Babska logika rządzi!

Swoją drogą, do tej pory nie mogę Finklom darować, że mi o tym TAK-u nie powiedzieli. Cholera, ile ja się wtedy naczekałem, aż się ktoś zlituje. :-)

O, jaki obrażalski i pamiętliwy… ;-)

Babska logika rządzi!

Bieganie na 150 metrów. Popatrz na to w ten sposób – to nie Ty biegniesz i się męczysz, tylko Loża.

Ej, no właśnie nie. :-)

To ja biegnę, a Loża mi mierzy czas. ;-)

No, nie bądź taki, nie daj się prosić, wycofaj zakaz.

Teraz, jak już ściągam czołgi miotełkowe? Taką bitwę chcesz przegapić? :D

Dobra, ale poważnie. Zakazu nie mam co wycofywać, bo to jest zwyczajnie moja wola. Ktoś może się do tego przychylić, albo postąpić po swojemu. Jak pisałem wyżej, nie będę się mocno bronił przed nominacjami, bo nie chcę robić jakiegoś mocnego zamieszania wokół swojej osoby. Trzeba szanować czytelników, bo następnym razem mogą nie przyjść. ;)

O, jaki obrażalski i pamiętliwy… ;-)

Bo to trochę tak, jakbyś cały dzień szła głodna po górach, a na końcu dowiedziała się, że kanapki cały czas były w plecaku. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

A popatrz, jakie długie komentarze pisze Maras, zanim poda ten czas.

Czołgi miotełkowe. Cholercia, kusisz… ;-)

Kanapki w plecaku. I tu nam się metafora rozjeżdża, bo ja sama pakuję swój plecak.

No dobrze – gdyby ewentualnie doszło do głosowania, to nie można wykluczyć, że istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że możliwe jest, jakoby światotwórstwo kupiło mojego taczka. Mimo pokiereszowanej fabuły.

Babska logika rządzi!

A popatrz, jakie długie komentarze pisze Maras, zanim poda ten czas.

Ponieważ chwilowo nie przychodzi mi do głowy żadna błyskotliwa odpowiedź, zastosuję trick Nevaza:

<tutaj pracują nad odpowiedzią>

EDIT: To tym bardziej szkoda, żeby się chłop jeszcze dodatkowo męczył przy tym. ;-)

<tutaj zakończyli prace nad odpowiedzią>

Czołgi miotełkowe. Cholercia, kusisz… ;-)

A jak dobrze pójdzie, to i te działa brejowe uda się sprowadzić…

…a później stworzę kolejny odcinek sensacji XXI wieku. :D

Kanapki w plecaku. I tu nam się metafora rozjeżdża, bo ja sama pakuję swój plecak.

Nie czarujmy się, to nie była zbyt kreatywna metafora. ;-)

No dobrze – gdyby ewentualnie doszło do głosowania, to nie można wykluczyć, że istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że możliwe jest, jakoby światotwórstwo kupiło mojego taczka. Mimo pokiereszowanej fabuły.

<tutaj też pracują nad odpowiedzią XD>

EDIT: Obiecana prezentacja armii i broni:

karabiny i bomby wodne:

 

Miny wodne:

 

Działo brejowe:

 

I nasz specjalny sojusznik z Zewnątrz – wodny kamikaze! :-)

 

<tutaj poniesiono klęskę w pracach nad odpowiedzią i dokonano taktycznego odwrotu gifowego ;-)>

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

To daj znać, jak zakończysz roboty albo sprowadzisz nowe działa. ;-)

Babska logika rządzi!

Nie ma sprawy. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Roboty zakończono – rezultat powyżej.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Już tak chłopa nie żałuj. I tak będzie na nie, to niech się przynajmniej wytłumaczy. ;-)

Oho, gify się przegrupowują! ;-)

Oj tam, od razu bomby. Ja bym rzekła, że granaty.

Za to mina i działo budzą respekt, przyznaję. :-)

Wodny kamikadze fantastyczny. Siłę rażenia musi mieć niesamowitą.

Babska logika rządzi!

Już tak chłopa nie żałuj. I tak będzie na nie, to niech się przynajmniej wytłumaczy. ;-)

Wiesz, właściwie to mógłby skopiować komentarz lożowy z tego poprzedniego tekstu humorystycznego i zmienić tylko tytuł. :D

Oho, gify się przegrupowują! ;-)

Jak uczy Tarnina: jeśli nie masz pomysłu na odpowiedź, rzuć gifem. ;-)

Oj tam, od razu bomby. Ja bym rzekła, że granaty.

Trochę podkoloryzowałem dla lepszego efektu. ;)

Za to mina i działo budzą respekt, przyznaję. :-)

I niech mnie ktoś teraz spróbuje straszyć nominacją. XD

Wodny kamikadze fantastyczny. Siłę rażenia musi mieć niesamowitą.

Taki to całą wojnę w pojedynkę rozstrzygnie. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Cześć!

Intrygująca koncepcja i świetne wykonanie. I bardzo dużo nawiązań do wielu różnych takich (Nawet Strachy na lachy się chyba załapały!). Przeczytałem tekst dwa razy i przy drugim czytaniu dopiero wiele rzeczy załapałem. Jak dla mnie trochę za dużo tego, jak na tak krótka formę, ale z drugiej strony czytając trzeba być czujnym, bo łatwo się pogubić (wielu smaczków pewnie i tak nie wychwyciłem), motywuje do koncentracji i uważności ;-) Lasy mopowe, podejrzana spalarnia, plagi, wojna, smok, rewolucja, inżynieria społeczna… dużo tego. Akcja wartka, nie sposób się nudzić. Fajny tekst, by się w nim zanurzyć w ciszy i skupieniu, bo stopień nasycenia tekstu treścią wysoki. Zdecydowanie nie do czytania na komie podczas multitaskingu.

Bardzo piękna, fantastyczna wizja świata, i adekwatne do tego nazwy. Uniwersum, że aż strach, nawet smok się załapał. Imiona bohaterów też dosyć niecodzienne, wiele pewnie do czegoś/kogoś nawiązuje, ale ja jedynie Aninrat wyłapałem.

Kompletnie nie złapałem za to rozważań o nie-kończącej-się wojnie. Odniosłem wrażenie, że ten wątek został jakby skompresowany, i gdzieś zgubiłem więź łącząca go z resztą utworu (albo może muszę to trzeci raz – na spokojnie – przeczytać).

Podsumowując: zgrabnie napisane, uniwersum pierwsza klasa (że aż się boję odpalić odkurzacz, bo dokonam pogromu), ale jak dla mnie trochę za mocno to skompresowane i upchnięte w 32.8k znaków. Trochę tego za dużo na tak krótka formę. Ale to tylko moja skromna opinia. 

Także 3P dla Ciebie, CM: Pozdrawiam, Powodzenia w konkursie i polecam do biblioteki.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Yanni Mahr, władca Pawlacza i terenów przyległych, był zły. Pół biedy, że miał imię jak kurzowa gimnastyczka. Mniejsza z tym, że ten rupieć, Wersalka Zagłady, ma dużo większe terytorium. Ważne, że jakiś szambiarz smutków chciał go zrobić w balona!

Czyli że historia kołem się toczy ;)

Czy moje skojarzenia z bieżącą sytuacją są uprawnione?

 

Fajne opko, świetne światotwórstwo, niezwykła przygoda opisana z epickim rozmachem ;) Przydałoby Ci się jeszcze ociupinkę znków, ale za bardzo narzekać w tym temacie nie będę. To taki tekst, który można czytać wiele razy i za każdym wyłapać coś nowego.

Lubię Twoje teksty za lekko ironiczny humor, który powoduje, że trafiają Ci się zdania perełki. Na szybko wyłapany przykład:

Yanni zwiesił głowę. W takich chwilach miało się wiele do dodania i niewiele odwagi, by dodać cokolwiek.

Absurd dobrze Ci robi, Twoje teksty są z opka na opko lepsze.

Mi się :)

Wysyłam do Biblioteki :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Powitał nowo przybyłych.

Krarze:

Dziękować za odwiedziny i fajny komentarz.

Intrygująca koncepcja i świetne wykonanie.

Dziękuję. :)

I bardzo dużo nawiązań do wielu różnych takich (Nawet Strachy na lachy się chyba załapały!).

Prawda, załapały się. :-)

Chyba, że będą wysuwać jakiejś roszczenia. Wtedy nie mam pojęcia, o czym mowa. :D

Jak dla mnie trochę za dużo tego, jak na tak krótka formę, ale z drugiej strony czytając trzeba być czujnym, bo łatwo się pogubić (wielu smaczków pewnie i tak nie wychwyciłem), motywuje do koncentracji i uważności ;-)

Bo to w ogóle jest taka forma, która średnio pasuje do opowiadania. Humor jednak bywa strasznie znakożerny. Sama zabawa słowem zabiera sporo miejsca. Tu już od dłuższego czasu mam problem i złotego środka jeszcze nie znalazłem.

Lasy mopowe, podejrzana spalarnia, plagi, wojna, smok, rewolucja, inżynieria społeczna… dużo tego.

I właśnie dlatego nie wolno tworzyć planu tekstu. ;-)

Wcześniej jechałem na rympał i było jak trzeba. XD

Bardzo piękna, fantastyczna wizja świata, i adekwatne do tego nazwy. Uniwersum, że aż strach, nawet smok się załapał. Imiona bohaterów też dosyć niecodzienne, wiele pewnie do czegoś/kogoś nawiązuje, ale ja jedynie Aninrat wyłapałem.

Nie, z imion chyba jeszcze tylko Aeki do czegoś nawiązuje. Przeczytaj od tyłu. ;)

Kompletnie nie złapałem za to rozważań o nie-kończącej-się wojnie. Odniosłem wrażenie, że ten wątek został jakby skompresowany, i gdzieś zgubiłem więź łącząca go z resztą utworu (albo może muszę to trzeci raz – na spokojnie – przeczytać).

Bo wiesz co, ten wątek to jest w sumie taki półozdobnik. Generalnie taki wymyślony świat bez wojny jednak byłby uboższy. Zawsze jest jakaś wojna, więc pasowała mi i tutaj. A ponieważ i tak potrzebowałem jakiegoś elementu przejściowego między lotem nad Wielką Izbą, a pokazaniem sceny pobierania wspomnień, to ona mi tu akurat fajnie pasowała.

Ten element jest taki ciut parodystyczny, może z domieszką lekkiej kpiny (głównie poprzez ten schemat, że za dużo istnień zarabia na wojnie, żeby można było ją przerwać) i chyba niewiele więcej. Dokładniej nie napiszę, bo pamięć do własnych tekstów nie jest najmocniejszą stroną CM-a. :D

Trochę tego za dużo na tak krótka formę. Ale to tylko moja skromna opinia. 

Moja też. Uważam, że Tarnina powinna się głęboko wstydzić i po konkursie przeprosić mnie za ten limit. XD

Także 3P dla Ciebie, CM: Pozdrawiam, Powodzenia w konkursie i polecam do biblioteki.

Dzięki bardzo. Pozdrawiam również.

 

Powitał i Irkę.

Tobie również dziękuję za przybycie, opinię i ostatniego klika.

Czyli że historia kołem się toczy ;)

No ba! ;-)

Czy moje skojarzenia z bieżącą sytuacją są uprawnione?

Wiesz co, ja generalnie staram się nie nawiązywać do bieżącej rzeczywistości. Boję się tego. Jeśli są odniesienia do rzeczywistości, to głównie ogólne, ale nawiązań do bieżącej sytuacji nie ma (przynajmniej celowych ;-)), bo to zbyt duże ryzyko dla odbioru tekstu.

Fajne opko, świetne światotwórstwo, niezwykła przygoda opisana z epickim rozmachem ;) Przydałoby Ci się jeszcze ociupinkę znków, ale za bardzo narzekać w tym temacie nie będę.

I chwała Ci za to, bo już mi się kończą tłumaczenia. :D

Poza tym oczywistym, że wszystko przez Tarninę. ;-)

Lubię Twoje teksty za lekko ironiczny humor, który powoduje, że trafiają Ci się zdania perełki.

Humor daje fajną możliwość wplatania takich zdań, więc korzystam. :-)

Absurd dobrze Ci robi, Twoje teksty są z opka na opko lepsze.

Staram się korzystać z tego, co mi podrzucacie w komentarzach. :-)

Dziękować jeszcze raz za przybycie i opinię.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Fragment artykułu z pierwszej strony sufitowego tygodnika “Na suficie jest najjaśniej”.

"… wielkim echem wśród wszystkich sufitowców od pierwszych dni emisji odbija się zekranizowana historia o obecnym władcy Pawlacza. Po niecałym miesiącu serial przebił poziom statystycznej oglądalności i atakuje rekord. Pajęczyca Ara nie może nadążyć ze snuciem nici dostępów i zagroziła strajkiem odpoczynkowym, jeśli obywatele nie przestaną jej nękać, a ci nie bacząc na to szturmują infolinię.

Królowa Żola starannie i z wielkim namysłem, dla dobra swoich poddanych, podjęła wspaniałomyślną decyzję o dopuszczeniu zewnętrznego podmiotu do obrotu gospodarczego w naszym kraju. Ogromne ekrany proszkowe na licencji Aninrat zostaną zakupione i zainstalowane na wszystkich krawędziach królestwa. Serial będzie wyświetlany na nich za niewielką opłatą (została powołana specjalna komisja do określenia jej wysokości, by zrównoważyć popyt z podażą i wziąć pod uwagę datki na królestwo) i według harmonogramu. Wszyscy chętni mogą wpisywać się już na cztery listy: kz, kw, kpd, kpł na stronie żola_yanni.com. Godziny projekcji zostaną podane w późniejszym terminie, lecz będą uwzględniały obowiązkowe oddawanie się pracy przez obywateli pomiędzy godzinami szósta – osiemnasta. Królowa z góry dziękuje wszystkim za aplauz dla swojego rozstrzygnięcia i wyjścia obywatelom naprzeciw: "To była trudna, ale jakże potrzebna decyzja. I takie trzeba podejmować, licząc się z dużym ryzykiem. Zarówno chleb jak igrzyska są nam potrzebne" – powiedziała.

Cieszymy się z tej decyzji razem z wami. 

 

A teraz kilka słów recenzji, gdyż miałem szczęście obejrzeć całą pierwszą serię. Tak, jestem takim szczęśliwcem, bo kocham swoją robotę i żadna inna nie dałaby mi więcej satysfakcji.  

“Powiernik wspomnień” jest wspaniałą historią o złotym kurzonie, który chociaż był niewielkim, właściwie zwyczajnym kurzem, nie żadnym tam znanym i lajkowanym celebrytą pyszniącym się w swoim wyjątkowo przestronnym kącie (jak ktoś ma takie warunki mieszkaniowe to i łatwiej mu urosnąć), może nie najdzielniejszym i najmądrzejszym, ale w końcu czy koniecznie trzeba marzyć o byciu nakręcanym profesorem Tamagotchi. Ten oto niepozorny bohater prowadzący spokojne życie, z dala od zgiełku i kokosowych interesów, został wtrącony do więzienia i wyrósł na bohatera, bo poczciwy był z niego kurzon. Właśnie ta cecha charakteru ocaliła go w mopowych lasach i dała szansę na zwycięstwo. 

Z niecierpliwością czekam na druga serię o zmaganiach Yanniego z szambiarzem smutku! 

A wy, pospieszcie do ekranów na krawędziach. Pędem, bo liczba miejsc na seansach jest ograniczona.

Na zakończenie kilka cytatów, jakże trafnych. Z jednym zapoznała was już Kira Zul, więc aby się nie powtarzać:

"Właściwie bez przerwy rzucał słowa na wiatr. Na tym w końcu polega życzliwość. Szczęśliwie dla Yanniego, akurat jego słowa wiatr niósł zawsze w dobrą stronę."

"Zawsze jest haczyk. Sztuka polega na tym, by trzymać wędkę."

"Jasne, nie był niczemu winien, ale sumienie jest głuche na argumenty."

"Życie nie lubi ckliwych historii, choć czasem przegina w drugą stronę."

Oddany Wam Pozbawiony Złudzeń Altruista…

 

Za co zgłoszę w wątku najlepszych opowiadań:

*światłotwórstwo,

*oryginalność zapisu,

*humor,

*piękne zdania podpadające pod bon-moty.

 

Zacznij szykować armię. Podrzucam kilka wskazówek:

*opracuj przynajmniej trzy wersje planów operacyjnych, a najlepiej pięć,

*wyczyść karabiny i ściągnij zapas bomb wodnych,

*sprawdź zapasy magazynowe min wodnych i ewentualnie uzupełnij zapasy,

*upewnij się, że breja do dział nie zaschła (jaką ma datę ważności?),

*zarezerwuj czym prędzej termin u wodnego kamikadze, słyszałam, że jest zawalony robotą u trzech Somsiadów, też z Zewnętrza, i zapełnia mu się kalendarz na grudzień.

 

Masz dwa dni na przygotowania. XD

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dotarłam. :) Akurat potrzebowałam czegoś na poprawienie humoru, dobrze że zajrzałam tutaj. Doskonale się bawiłam przy czytaniu. Lasy mopowe – padłam. Tamagotchi, do tego profesor – super, znalazłam też kilka innych perełek. Przypomniały mi się klimaty PRL-u. ;)

Powtórzę za przedpiścami, że światotwórstwo wypadło świetnie. Miałeś oryginalny pomysł z osadzeniem historii w świecie kurzów.

Asylum, hej!

Podziękował za wizytę i komentarz…

…swoją drogą będę musiał zmienić w końcu ten powitalny wstępniak, bo się zaczyna robić strasznie oklepany. ;-)

Fragment artykułu z pierwszej strony sufitowego tygodnika “Na suficie jest najjaśniej”.

Wiesz, tak fajnie Ci to wyszło, że najchętniej bym to sobie wkleił na koniec tekstu. ;-)

Jak nie będziesz miała nic przeciwko, to po rozstrzygnięciu konkursu zgłoszę się ze stosowną prośbą.

 

A jeśli chodzi o resztę komentarza to…

Nie wiem, co napisać. :D

Wiesz, ja bardzo nie lubię odpowiadać zdawkowo na komentarze, zwłaszcza tak obszerne i kreatywne, ale naprawdę poza “dziękować” nic nie przychodzi mi do głowy. ;-)

Swoją drogą muszę Ci przyznać, że bardzo fajnie odnalazłaś się w tej konwencji. Złożyłbym wniosek o klika, gdyby to było możliwe. ;-)

A ponieważ już ustaliliśmy, że CM nie ma pomysłu na odpowiedź, niestety pojadę samą sztampą:

Bardzo się cieszę, że tekst przypadł do gustu. W sumie, jeśli dzisiaj w ogóle mówimy o nominacjach, czy to dla tego tekstu, czy “Że będzie kolorowo”, to też trzeba podkreślić, że masz w tym spory udział, bo ja jednak strasznie dużo wyniosłem z tych Twoich komentarzy, zwłaszcza pod kątem wprowadzania różnych korekt, więc za to również bardzo dziękować. :)

Druga część komentarza pojawi się jutro, bo muszę ją przygotować. ;-)

Czego będzie dotyczyć ta druga część, to się pewnie domyślasz. XD

*opracuj przynajmniej trzy wersje planów operacyjnych, a najlepiej pięć,

*wyczyść karabiny i ściągnij zapas bomb wodnych,

*sprawdź zapasy magazynowe min wodnych i ewentualnie uzupełnij zapasy,

*upewnij się, że breja do dział nie zaschła (jaką ma datę ważności?),

*zarezerwuj czym prędzej termin u wodnego kamikadze, słyszałam, że jest zawalony robotą u trzech Somsiadów, też z Zewnętrza, i zapełnia mu się kalendarz na grudzień.

 

Masz dwa dni na przygotowania. XD

I ja mam to wszystko ogarnąć w dwa dni?! :D

Cóż, nie chciałem tego robić, ale to chyba dobry moment, żeby sięgnąć po wunderwaffe! ;-)

Do jutra! ;-)

 

ANDO, hej!

Tobie również dziękuję za przybycie i opinię. I obiecuję następnym razem przygotować jakieś ciekawsze powitanie. ;-)

Akurat potrzebowałam czegoś na poprawienie humoru, dobrze że zajrzałam tutaj.

Cieszę się, że zadziałało. :-)

Doskonale się bawiłam przy czytaniu.

Ja się w sumie dobrze bawię przy odpowiadaniu. :-)

Przynajmniej dopóki ktoś nie rzuci hasła: limit. ;)

Lasy mopowe – padłam.

Tam ponoć wielu padło. :D

Tamagotchi, do tego profesor – super, znalazłam też kilka innych perełek.

Wiesz, najfajniejsze jest to, że tydzień po opublikowaniu tekstu ja już nawet nie pamiętam, jak na niego wpadłem. XD

Przypomniały mi się klimaty PRL-u. ;)

Warto było stylizować. ;-)

Powtórzę za przedpiścami, że światotwórstwo wypadło świetnie.

Dziękuję, w sumie trochę szkoda, że nie wystarczyło miejsca na więcej tego świata. Z tego można było rzeźbić i rzeźbić. :)

Miałeś oryginalny pomysł z osadzeniem historii w świecie kurzów.

W sumie jak na mnie to i tak w granicach normalności. :D

 

Dziękuję Ci bardzo za poświęcony czas i komentarz. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Nie, żebym nie uważał, że temu tekstowi należy się piórko (bo się należy), ale jakby co, to podsyłam link do wodnego wunderwaffe, którego działanie jest zaprezentowane na tym krótkim filmiku:

 

Klik!

 

Może się zgodzą odstąpić patent ;)

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Spadasz mi z nieba z tym filmem, bo mam czas do jutra, żeby się przygotować do obrony. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Swoją drogą muszę Ci przyznać…  fajnie odnalazłaś się w tej konwencji.

Swoją drogą, gdy taki tekst, łatwo o komentarz. ^^

masz w tym spory udział

Może konkretniej z tymi udziałami,  znaczy ile % z tantiem. Co będziemy gadać po próżnicy. :DDD

Udział ty masz – niepodzielny! Widzę, że Ci trochę język skołowaciał od podziękowań. :P

 

A, zapomniałam dodać coś o limicie w związku ze wstępniakiem. Moim zdaniem, limit  nie wyrządził szkody temu tekstowi, choć nie wiem, jak przedstawiał się wyjściowy, więc… Ze światłotwórstwem chyba też należy uważać, aby nie przesadzić i stopniowo wprowadzać różne jego elementy. Poza tym, zawsze możesz wykazać się w innym opku z tego uniwersum. Co tam się może dziać, “Ho, ho, ho”, że zakrzyknę po mikołajowemu. ;-)

 

mam to wszystko ogarnąć w dwa dni?! :D

Tak, to bardzo dobry pomysł, warto być przygotowanym i mieć strategię. ;-)

Poza tym widzę, że podrzucają Ci pomysły. Nie będziesz sam. ;-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

No i przeczytane.

 

"co najlepiej potwierdzają urzędy, w których radia nie ma"

Znam urząd, w którym było. Koszmarne wspomnienie.

 

"Było to jedno z miejsc, w których nawet cisza potrafi szepnąć „uciekaj”"

O, jakie ładne sformułowanie. Nawet jeśli w wyrwaniu od zupełnie innego kontekstu, gdy połączy się je z resztą zdania.

 

"Yanni nie był idiotą. Raczej niewolnikiem sumienia, choć czasem trudno wskazać różnicę."

A to w ogóle na sentencję.

 

"łatwo dostępne szczęście jest najkrótszą drogą do nieszczęścia"

O, znam to.

 

"ukończył Wyższą Szkołę “Zrób Coś Z Niczego”, prowadzoną przez biedę"

Życiowe.

 

Podobało mi się, bajki to co prawda nie moja bajka, ale fajnie Ci wychodzi utrzymywanie humoru na jednym poziomie – co nie jest łatwa sztuką, zwłaszcza w przypadku długiego tekstu. Choć tu jedną rzecz muszę zarzucić – ów humor lekko opadł w ostatnim akapicie – trochę mam wrażenie, jakby tam coś nie wyszło lub brakło pomysłu na ostatnie zdanie. Ale może się mylę.

Zdecydowanie na plus i mam nadzieję, że trafię jeszcze na tekst, w którym humor zagęszczasz. I ostrzysz. Tak fest. Myślę, ze gdzieś w przyszłości można się tego doczekać :-)

 

 

Może konkretniej z tymi udziałami,  znaczy ile % z tantiem. Co będziemy gadać po próżnicy. :DDD

Tantiemy wynoszą zero, więc jeśli chodzi o procenty jestem w tym momencie bardzo elastyczny. XD

Udział ty masz – niepodzielny! Widzę, że Ci trochę język skołowaciał od podziękowań. :P

Podziękowania były pisane po pracy, kiedy CM-owy mózg już delikatnie lewitował. :D

Ale ja Ci zaraz pokażę, jak to udział mam tylko ja! ;-)

A, zapomniałam dodać coś o limicie w związku ze wstępniakiem. Moim zdaniem, limit  nie wyrządził szkody temu tekstowi, choć nie wiem, jak przedstawiał się wyjściowy, więc…

Wiesz co, on się jakoś radykalnie nie zmienił, bo nie bardzo miałem możliwość, żeby powycinać jakieś sceny (na upartego była jedna czy dwie, które mogłem posłać do mopa, ale to i tak mała oszczędność znakowa), więc tak naprawdę główna zmiana polega na tym, że to, co było zapisane w dwóch zdaniach, musiało się zmieścić w jednym. ;-)

Ze światłotwórstwem chyba też należy uważać, aby nie przesadzić i stopniowo wprowadzać różne jego elementy.

Widzisz, właśnie o takich uwagach pisałem! Pozornie drobiazg, ale ja na takich drobiazgach, wprowadzając korekty do swojego pisania, wiozę się od półtora roku. ;-)

Co tam się może dziać, “Ho, ho, ho”, że zakrzyknę po mikołajowemu. ;-)

W sumie to samo królestwo Faraona wystarczyłoby na opowiadanie. ;-)

Tam nie dochodzi naturalne światło, więc można by stworzyć humorystyczną wersję “Krainy Ślepców” Wellsa. ;)

Tak, to bardzo dobry pomysł, warto być przygotowanym i mieć strategię. ;-)

Moja strategia zakładała, że na wieść o wodnym kamikadze wszyscy uciekną w popłochu. ;) No nic, skoro to nie pomogło, znaczy najwyższy czas na…

 

…adio Bajzel! Łączymy się z naszym komentatorem! Halo, Plamme!…

 

…Oto nadszedł dzień, na który wszyscy czekali! Koniec rozmów, dywagacji i analiz! W ostatnich dniach o tej walce powiedziano już wszystko. Teraz czas na rozwiązanie konfliktu. CM, weteran wojny pomidorowej, będzie dzisiaj bronił twierdzy antynominacyjnej. Przed wojną był pewny siebie. Zapowiadał gładkie zwycięstwo w starciu z nominacyjnymi barbarzyńcami. Eksperci są jednomyślni. Stawiają, że żelazna CM-owa obrona stanie się twierdzą nie do przejścia i zapewni mu łatwą wygraną. Trzeba przyznać, że skład jest naprawdę mocny. Na szpicy powalczy Fontanna Zagłady:

Fountain Flip Ohh Snap GIF – FountainFlip OhhSnap FunWithWater GIFs

 

Tuż za nią ustawione są miny wodne. Na skrzydłach zawalczą: wodni karabinierzy i mały kamikadze. W środku pola pojawią się wodni grenadierzy, zaś szczelną obronę utworzą działa brejowe. Długo zastanawiano się nad ostatnią linią obrony. Ponoć CM przygotował specjalne wsparcie, które może zdecydować o losach wojny. Czekamy na nadejście armii-niespodzianki. Ziemia drży. Potężny, miarowy huk niesie się z oddali. Czyżby?… Tak! Wydaje się, że tak! To naprawdę oni!

 

…Tarninowi Władcy Pawlacza! To koniec! Koniec! Wojna wydaje się być przesądzona!

 

Asylum, życzę powodzenia w walce. ;-)

 

Dobra, to teraz można powitać Wilka!

Dziękować za przybycie, poświęcony czas i komentarz.

Znam urząd, w którym było. Koszmarne wspomnienie.

Ja znam urząd, w którym nie było. I w którym trzeba było przez siedem godzin układać dokumenty według numerów NIP. To dopiero koszmarne wspomnienie. :D

O, jakie ładne sformułowanie. Nawet jeśli w wyrwaniu od zupełnie innego kontekstu, gdy połączy się je z resztą zdania.

Ono mi tu fajnie pasowało, bo jednak na poważny tekst, to brzmiało tak jakoś zbyt tanio, a do humoru było akurat. Ani do końca prześmiewcze, ani poważne. ;)

O, znam to.

Ja też. :-)

Życiowe.

Dziękować. Dopisane w ostatniej chwili…

Pół tekstu musiałem przekopać w poszukiwaniu oszczędności znakowych, żeby móc to zdanie wrzucić. :D

bajki to co prawda nie moja bajka

To nie mogłeś pisać przed Granicami Nieskończoności? :D

Chociaż w sumie ten tekst nie był planowany jako bajka. Ja chciałem to pisać jak normalną historię, tylko tych dziecinnych elementów chyba zebrało się ciut za dużo, żeby mogło wyjść inaczej.

Choć tu jedną rzecz muszę zarzucić – ów humor lekko opadł w ostatnim akapicie – trochę mam wrażenie, jakby tam coś nie wyszło lub brakło pomysłu na ostatnie zdanie. Ale może się mylę.

Tak, bo tam już nawet nie walczyłem o to, żeby się ten humor pojawił. Ten akapit jest taki umownie humorystyczny – tak naprawdę pasował mi jako klamra do tekstu.

Fajnie, że na plus. I takie pytanie: jak rozumiesz zaostrzanie humoru? ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

To nie mogłeś pisać przed Granicami Nieskończoności? :D

A co to, ja tam jedyny juror, a gusta to jedyna zmienna? :P 

Do wersji finalnej bajki też się dostały :-) 

 

Cześć CM,

jestem zachwycona! :-)

Kupiłeś mnie już dwoma pierwszymi zdaniami. Są świetne. Cudowny świat, taki zwyczajny zakurzony, pełen pajęczyn i mopów, a jakże niezwykły:-) Lubię takie pisanie. Poruszanie się, wydawało by się, po mało ciekawych sferach, nadając im wyjątkowości.

Pomysł na spalarnię wspomnień– genialny. Humor subtelny i inteligentny. 

Do tego budujesz piękne zdania, wplatasz w fabułę refleksje, przemyślenia. Nie mogłam się oderwać od lektury:-) 

Bardzo podoba mi się zakończenie i Yanni, który stawia wszystko na jedną kartę, bo nie ma już nic do stracenia.

A to stwierdzenie jest świetnym podsumowaniem:

Słowa zawsze wystawiają rachunek (…) Na szczęście bankrut nie musi się tym martwić.

 

Opowiadanie niby lekkie, a jednak skłania do przemyśleń.

Za dwa dni zgłoszę do piórka:-)

pozdrawiam serdecznie

A co to, ja tam jedyny juror, a gusta to jedyna zmienna? :P 

Chciałem zaznaczyć, że jest mi bardzo przykro, iż ta odpowiedź definitywnie pozbawia mnie możliwości skutecznej i efektownej riposty. :D

 

Olciatko, hej!

jestem zachwycona! :-)

To ja już teraz też. :-)

Kupiłeś mnie już dwoma pierwszymi zdaniami. Są świetne. Cudowny świat, taki zwyczajny zakurzony, pełen pajęczyn i mopów, a jakże niezwykły:-)

Czasem i szarość potrafi być kolorowa. :-)

Lubię takie pisanie. Poruszanie się, wydawało by się, po mało ciekawych sferach, nadając im wyjątkowości.

I takich ludzi mi trzeba! :)

Do tego budujesz piękne zdania, wplatasz w fabułę refleksje, przemyślenia. Nie mogłam się oderwać od lektury:-) 

Wiesz, kiedyś się bałem, że za wplatanie tych refleksji będę od czytających obrywał. Że będzie ich to irytowało. Cieszę się, że jest odwrotnie, bo tak lubię ten element, że ni cholery bym z niego nie zrezygnował. ;)

Bardzo podoba mi się zakończenie i Yanni, który stawia wszystko na jedną kartę, bo nie ma już nic do stracenia.

A tutaj chyba najbardziej zmieniło się moje pisanie, bo jeszcze parę miesięcy temu przy takiej akcji rzuciłby wszystko na jedną kartę i… sromotnie poległ. :D

A to stwierdzenie jest świetnym podsumowaniem:

Słowa zawsze wystawiają rachunek (…) Na szczęście bankrut nie musi się tym martwić.

Dziękuję.

Opowiadanie niby lekkie, a jednak skłania do przemyśleń.

Taki sobie kiedyś wymyśliłem pomysł na humor, żeby poprzez lekkość i żartobliwość przemycać takie wstawki do przemyśleń. Wydaje mi się, że on się fajnie do tego nadaje, bo z jednej strony poruszy i pewne poważniejsze zagadnienia, z drugiej strony jednak poprzez uśmiech, więc nie trzeba się smucić.

Dobra, miałem unikać tej sztampowej formułki, ale moja odpowiedź byłaby jednak niepełna: bardzo dziękuję za odwiedziny, poświęcony czas i komentarz. :)

Fajnie, że się podobało, bo to już chyba powoli limit tego, co jestem w stanie z tej konwencji wycisnąć. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dobry wieczór jurorce Sonacie! :-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

 

CM, godzina nadejszła.  Strategię widzę już masz. I dobrze. xd

Asylum, życzę powodzenia w walce. ;-)

Nie mojać ci ona, ale…

Hi, hi, moja lala, gdy ją dostałam była prawie taka duża jak ja, ale niestety większość swego życia przeżyła, leżąc na szafie, bo droga była, miętka, gadała i włosy do czesania miała. Nie weszłyśmy w bliską relację, bo ona na szafie w pudełku wiecznie odpoczywała, więc jak z nią było gadać. Nijak się było tam dostać. Jej sukienka niezniszczona moimi lepkimi od klejów rączkami pozostała nieskazitelna. Co się z nią stało – nie wiem, wolałam misia bez oka, z oderwanym uchem, sierścią może i z lekka zmierzwioną, ale przysięgam, że dało się czesać. Niekiedy sobie z nim gadaliśmy o niej, tej niedostępnej księżniczce, ale w gruncie rzeczy woleliśmy swoje towarzystwo. 

Twoje lale są piękne, każda stosownie zużyta i ma po jednej skarpetce? Podzieliły się „skubane”. Wyglądają na zaprawione w bojach. 

Życzę powodzenia!:-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

wolałam misia bez oka, z oderwanym uchem, sierścią może i z lekka zmierzwioną, ale przysięgam, że dało się czesać

Takie misie są najlepsze. Choć, jak dotąd, nie udało się ustalić dlaczego. ;)

Twoje lale są piękne, każda stosownie zużyta i ma po jednej skarpetce?

Właściwie to nie moje, tylko tarninowe, które CM gwizdnął bez pozwolenia, korzystając z faktu, że szanowna jurorka nie może śledzić offtopu pod tym tekstem. ;-)

Życzę powodzenia!:-)

Ech, więc nawet Władcy Pawlacza Ci nie straszni… ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Bardzo interesujący tekst, szczególnie przypadło mi do gustu światotwórstwo i humor. Twój świat wygląda trochę jakby powstał w głowie kreatywnego, fantazjującego dzieciaka ;D Te wszystkie nazwy kojarzą mi się właśnie z dzieciństwem, sam nie do końca wiem dlaczego.

Jeśli miałbym wyróżnić którąś część tekstu, na pewno byłby to początek. Kilka pierwszych fragmentów, w których poznajemy świat, to prawdziwe mistrzostwo ;)

No i jeszcze jedno – „Z popielnika na Wojtusia” i „krasnoludki” wyszły Ci naprawdę fajnie i idealnie pasują do tekstu.

Perruxie, cześć!

Bardzo interesujący tekst, szczególnie przypadło mi do gustu światotwórstwo i humor.

Bardzo się cieszę. :-)

Twój świat wygląda trochę jakby powstał w głowie kreatywnego, fantazjującego dzieciaka ;D

Bo ten tekst to jedna z tych niepowtarzalnych okazji, żeby sobie bez żadnych konsekwencji pobalansować na granicy dziecka i dorosłego. Żal nie skorzystać. ;-)

Te wszystkie nazwy kojarzą mi się właśnie z dzieciństwem, sam nie do końca wiem dlaczego.

Bo one gdzieś chyba mocno nawiązują do jakichś elementów dzieciństwa. To nie był do końca plan, teraz dopiero widzę, że tak jest. Tekst miał oczywiście jakoś wykorzystywać elementy świata dziecka, ale nie zakładałem, że aż do tego stopnia, by stał się czymś w rodzaju humorystycznego wyrobu bajkopodobnego. ;-)

Inna rzecz, że rzeczywiście tych nazw takich nawiązujących jakoś do dzieciństwa jest sporo. Yanni, który brzmi trochę jak nazwa zabawki. Madein, smok pluszowy. Tamagochi, nakręcany wynalazca…

Trochę się tam tego zebrało. ;)

Jeśli miałbym wyróżnić którąś część tekstu, na pewno byłby to początek. Kilka pierwszych fragmentów, w których poznajemy świat, to prawdziwe mistrzostwo ;)

Dziękować. Fajnie, że to wyszło, bo pierwszy raz bawiłem się w takie światotwórstwo, więc działałem trochę na wyczucie. ;-)

No i jeszcze jedno – „Z popielnika na Wojtusia” i „krasnoludki” wyszły Ci naprawdę fajnie i idealnie pasują do tekstu.

A tutaj to od razu wiedziałem, że muszę to wykorzystać. ;-)

Nawet jeszcze przed stworzeniem planu tekstu byłem pewien, że to się tu znajdzie. Wydawało mi się, że to może być fajne uzupełnienie tekstu, a jednocześnie takie przyjemnie urozmaicenie, które nie zabierze dużo miejsca.

Dziękować za poświęcony czas.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

W wieku 17 lat Terry Pratchett napisał debiutancką powieść "Dywan" (The Carpet People) o istotach zamieszkujących świat w dywanie. Humorystyczną. Do zapomnienia. Jak będzie z opowiadaniem CM? Przekonamy się wkrótce…

Po przeczytaniu spalić monitor.

Do zapomnienia.

Zamówiłem parę dni temu. :D

Dobrze wiedzieć, że nie mam na co czekać. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

W ogóle zapomnisz, że zamawiałeś. ;-)

Babska logika rządzi!

E, tam jest jeszcze dziesięć innych pozycji. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Bardzo podoba mi się wykreowana przez Ciebie rzeczywistość i sam pomysł. Czyta się sprawnie i jest ciekawie, ale wygląda na to, że wielu żartów językowych i nawiązań zwyczajnie nie ogarnęłam, a w pewnym momencie z mojego punktu widzenia akcja się zrobiła tak chaotyczna i niezrozumiała, że nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Zdaje się, że wiele to opowiadanie straciło na konkursowym limicie znaków. Rozwiń kiedyś ten kurzowy świat ;)

 

“Po wybuchu bańki[-,] zdążył już przejść od stanu „wszystko się wali”, przez „wszystko skończone”, aż po „wszystko mi jedno”. Obecnie zmierzał na powrót do pierwszej stacji. Jak właściwie walczyć z czymś, czego nie widać? I co mogą zrobić wolne wspomnienia?

Wszystko – pomyślał ze zgrozą i czym prędzej skupił się na radiu.”

 

“okryte smutnym rodzajem nostalgii” – a są jakieś wesołe?

 

Yanni decydował o jego przyjęciu[-,] lub odrzuceniu.”

 

“Obserwowane przez szkiełko[-,] wspomnienia wyglądały jak mgiełkowe strzępki.”

 

“Jasne, nie był niczemu winien, ale sumienie jest głuche na argumenty. – Myślałem o wchłaniaczu wspomnień, ale to są miesiące pracy.”

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Bardzo, ale to bardzo dobrze mi się ten tekst czytało. Zgadzam się, że gdyby był odrobinę dłuższy, to fabuła układałaby się płynniej (limit froterką jest, zaiste), ale pomysłowość światotwórstwa, konceptów, poczucie humoru i efektowne ogranie konwencji przygodowej fantasy wyszły Ci znakomicie. Nie wyparłbyś się tego tekstu, choćbyś chciał, bo jest bardzo w Twoim stylu, oryginalny i własny – chyba najlepiej z dotychczasowych napisanych przez Ciebie opowiadań tę swoistość stylu ogrywa. Naprawdę dobra robota i wielka frajda dla czytelników.

ninedin.home.blog

Jose, cześć!

Dziękować za przybycie. :)

Bardzo podoba mi się wykreowana przez Ciebie rzeczywistość i sam pomysł.

Dziękuję.

Czyta się sprawnie i jest ciekawie

Bardzo się cieszę, bo desperacka walka o zejście do limitu sprawiła, że możliwość sprawnego przeczytania tekstu wcale nie była gwarancją. ;-)

Zdaję sobie sprawę, że pewne żarty czy nawiązania mogły być niejasne. U mnie często występuje tendencja do przegadywania tekstów, staram się z nią walczyć i… czasem mi się przesadzi w drugą stronę. ;-)

Generalnie pewnym zdaniom czy żartom mogło braknąć odpowiedniego rozwinięcia, które pozwoliłoby je lepiej zrozumieć. Ponieważ jednak mam taki jeden bardzo fajny argument, który dostarczyła mi Tarnina, wszystko zwalę na limit. :D

Akcja na pewno jest chaotyczna. Głupio to pisać, ale cud, że ten tekst się w ogóle trzyma. :) On naprawdę stracił sporo znaków. Miałem taki pomysł, żeby skakać od sceny do sceny (w sumie często tak robię, tylko przy trochę innej formie opowiadań), liczyłem, że może w jakiś sposób się tym wyratuję, ale w pełni to się sprawdzić nie mogło.

Rozwiń kiedyś ten kurzowy świat ;)

Jak się trafi okazja, to pewnie spróbuję.

“okryte smutnym rodzajem nostalgii” – a są jakieś wesołe?

Ech, a kilka razy się przy tym zatrzymywałem. Nie ma. :)

Dziękuję za wskazane przecinki i powtórzenia, jutro postaram się to posprzątać.

 

Ninedin, hej!

Tobie również dziękuję za wizytę.

Bardzo, ale to bardzo dobrze mi się ten tekst czytało.

Bardzo się cieszę.

I tak, limit zdecydowanie nie jest moim przyjacielem. :-)

A ponieważ Tarnina do zakończenia konkursu nie może tu zajrzeć, będę konsekwentnie twierdził, że to wszystko jej wina. :-)

pomysłowość światotwórstwa, konceptów, poczucie humoru i efektowne ogranie konwencji przygodowej fantasy wyszły Ci znakomicie

Oby chciały wychodzić tak częściej. :D

Nie wyparłbyś się tego tekstu, choćbyś chciał, bo jest bardzo w Twoim stylu, oryginalny i własny – chyba najlepiej z dotychczasowych napisanych przez Ciebie opowiadań tę swoistość stylu ogrywa.

Z tego akurat bardzo się cieszę. Kiedyś się bałem, że szukając rozwoju będę musiał jakoś mocno ten mój styl zmienić czy dopasować. Na szczęście okazuje się, że jakąś tam (nawet całkiem sporą) część udało się zachować.

Naprawdę dobra robota i wielka frajda dla czytelników.

Bardzo, bardzo dziękować. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Z tego akurat bardzo się cieszę. Kiedyś się bałem, że szukając rozwoju będę musiał jakoś mocno ten mój styl zmienić czy dopasować. Na szczęście okazuje się, że jakąś tam (nawet całkiem sporą) część udało się zachować.

To ja jeszcze dodam jedną ciekawostkę, o której wcześniej zapomniałem. Zgrałem sobie kilka konkursowych opowiadań na czytnik, nie patrząc na autora i tytuł. Po dotarciu do kurzowego opka już po pierwszych trzech fragmentach miałem pewność, że to właśnie Ty jesteś autorem, mimo że znam tylko kilka Twoich tekstów. Więc na pewno jest coś w tym, co pisze ninedin ;)

Ja generalnie miałem taki pomysł na pisanie, żeby poszukać czegoś charakterystycznego. Z założenia miały to być takie teksty może nawet z pogranicza literatury, bardzo elastyczne, jeśli chodzi o formę. I przy tym mocno eksperymentalne. Tutaj pod tym względem i tak byłem w miarę grzeczny. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Było to jedno z miejsc, w których nawet cisza potrafi szepnąć „uciekaj”, właściwie tylko po to, by żądni wrażeń idioci szli z jeszcze większą ekscytacją.

* Tamagochi ukończył Wyższą Szkołę “Zrób Coś Z Niczego”, prowadzoną przez biedę.

Fragmentów, które mnie urzekły w tej historii było bardzo dużo, ale te dwa mają szczególne miejsce na podium. :D Świetne opowiadanie – i pod kątem warsztatowym, i pod kątem światotwórczym, co chyba nie jest zaskoczeniem. Uśmiałam się, przyznam. Zawarłeś tu mnóstwo zabawnych spostrzeżeń, ale też akcję, której nie spodziewałabym się po, cóż, kurzu. Bohaterowie mają swoje charaktery, są rzeczywiście zbudowani z krwi i kości (czy też raczej pyłu, futra, resztek naskórka i całej reszty niezbyt apetycznych rzeczy, które składają się na kurz).

Dawno nie czytałam na portalu nic z taką dozą humoru i tak fajnie napisanego. Dobra robota!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Verus, hej!

Bezlitosny masz ten nick. Ani to zdrobnić, ani odmienić. I jak ja mam Cię życzliwie powitać? ;-)

Dziękować za poświęcony czas i komentarz.

Fragmentów, które mnie urzekły w tej historii było bardzo dużo, ale te dwa mają szczególne miejsce na podium. :D

Szczególnie mnie cieszy uznanie dla drugiego, który wpadł w ostatniej chwili. :D

Świetne opowiadanie – i pod kątem warsztatowym, i pod kątem światotwórczym, co chyba nie jest zaskoczeniem.

Dziękować. :-)

Uśmiałam się, przyznam.

Bardzo się cieszę. :)

Zawarłeś tu mnóstwo zabawnych spostrzeżeń, ale też akcję, której nie spodziewałabym się po, cóż, kurzu.

Kurz daje tysiące możliwości. ;-)

A najfajniejsze jest to, że po takim tekście, na każdą uwagę typu “jaki ty tu masz bajzel” mogę odpowiadać, że tworzę nowy świat. :D

Ile to się człowiek musi nieraz nakombinować, żeby nic nie robić. ^^

Bohaterowie mają swoje charaktery, są rzeczywiście zbudowani z krwi i kości (czy też raczej pyłu, futra, resztek naskórka i całej reszty niezbyt apetycznych rzeczy, które składają się na kurz).

W sumie bardzo mi się podobało przy tych bohaterach, że chociaż to są takie niepozorne kurzowe, pyłowe czy okruchowe istoty, to nawet nie trzeba było dla nich szukać charakterystyki. Ona przy każdym bohaterze narzucała się sama i to właściwie od razu. ;)

Dawno nie czytałam na portalu nic z taką dozą humoru i tak fajnie napisanego. Dobra robota!

A dziękuję. Fajnie, że się podobało. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

A najfajniejsze jest to, że po takim tekście, na każdą uwagę typu “jaki ty tu masz bajzel” mogę odpowiadać, że tworzę nowy świat. :D

Ile to się człowiek musi nieraz nakombinować, żeby nic nie robić. ^^

Wspaniała wymówka, żałuję, że nie wpadłam na nią jako dziecko.

 

W sumie bardzo mi się podobało przy tych bohaterach, że chociaż to są takie niepozorne kurzowe, pyłowe czy okruchowe istoty, to nawet nie trzeba było dla nich szukać charakterystyki. Ona przy każdym bohaterze narzucała się sama i to właściwie od razu. ;)

I takie też bohaterowie robią wrażenie – to bardzo dobrze.

 

Bezlitosny masz ten nick. Ani to zdrobnić, ani odmienić. I jak ja mam Cię życzliwie powitać? ;-)

Buhaha, zrobiłam to specjalnie. Nie znoszę zdrobnień, fuj. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Ile to się człowiek musi nieraz nakombinować, żeby nic nie robić. ^^

Można prościej. Kiedyś po zwiedzaniu pięknej jaskini ogłosiłam, że przestaję sprzątać w łazience. I niech ten kamień rośnie! Próbowali mnie zniechęcać, że to tysiące lat trzeba czekać… Jakby mnie albo kamieniowi się gdzieś spieszyło! Ale tak sobie myślę, że łazienkę mam za małą na porządne formy naciekowe. ;-)

Babska logika rządzi!

Niewątpliwe masz talent, CMie. I wyobraźnię. Trzymasz też poziom, co dobrze rokuje na przyszłość i w ogóle na Twoje pisanie. Nie nominuję betowanych opowiadań, a jeśli już to bardzo rzadko. Chociaż tutaj inni raczej niewiele mieli do roboty. Czuć Twoją rękę. Niemniej jednak piórka Ci życzę, bo prawie każdy chce je dostać.

Zaczynasz wyrastać na pro użytkownika. ;)

Jedyne, co mi przeszkadzało, to zwracanie się w oficjalnych rozmowach w liczbie mnogiej. Te “wiecie i rozumiecie” kojarzy mi się z PRLem i zabiera trochę ducha tej oryginalności. Poza tym – ekstra.

Pozdrawiam.

 

Wspaniała wymówka, żałuję, że nie wpadłam na nią jako dziecko.

Może można to jakoś przerobić i zaadaptować do pracy? ;-)

Buhaha, zrobiłam to specjalnie. Nie znoszę zdrobnień, fuj. :D

Dobrze wiedzieć. :-)

 

 

Próbowali mnie zniechęcać, że to tysiące lat trzeba czekać… Jakby mnie albo kamieniowi się gdzieś spieszyło!

Dlaczego? Kamień w pralce czy czajniku pojawia się chyba znacznie szybciej. :D

 

 

Darconie, cześć!

Dziękuję za poświęcony czas i komentarz.

Niewątpliwe masz talent, CMie. I wyobraźnię.

Dziękuję. W sumie jak tak dzisiaj patrzę na swój pomysł na pisanie, to ta wyobraźnia jest niezbędna. Samym humorem wiele bym nie wyszarpał. Dlatego teraz chyba dopiero w pełni dostrzegam, jaką wartość ma branie udziału w konkursach. One mi otworzyły oczy na wiele dróg i rozwiązań, o których szukaniu nawet bym nie pomyślał.

 Chociaż tutaj inni raczej niewiele mieli do roboty.

Przede wszystkim sprawdzali, czy pacjent przeżył ścinanie do limitu. ;)

Niemniej jednak piórka Ci życzę, bo prawie każdy chce je dostać.

Dziękuję. Inna rzecz, że ja już dzisiaj nie czuję jakiegoś wielkiego ciśnienia, żeby to piórko dostać. Będzie, to fajnie. Nie będzie, to też mi się wielka krzywda nie stanie. Bez piórka można żyć. ;)

Jedyne, co mi przeszkadzało, to zwracanie się w oficjalnych rozmowach w liczbie mnogiej. Te “wiecie i rozumiecie” kojarzy mi się z PRLem i zabiera trochę ducha tej oryginalności.

Wiem, trochę to ryzykowne, jeśli chodzi o odbiór. I nie każdemu to się musi spodobać. Tutaj było tak, że ten pomysł nasunął mi się właściwie od razu i jakoś tak bardzo mi do Aekiego pasował. Ale pewnie będę na to zwracał uwagę w przyszłości, bo jeżeli staram się tworzyć w miarę autorski świat, to tego typu zabiegi są tekstowi średnio potrzebne.

Dziękuję jeszcze raz za poświęcony czas.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dlaczego? Kamień w pralce czy czajniku pojawia się chyba znacznie szybciej. :D

Prawda, ale nie wygląda tak ładnie. Chyba szybkie powstawanie ma jakieś wady. ;-/

Babska logika rządzi!

Oj tam, liczy się wnętrze. Wnętrze na pewno ma bogate. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

A czy takie płaskie płatki kamienia z czajnika mają jakieś wnętrze?

Babska logika rządzi!

A kto je tam wie? Może są wrażliwe i bogato uduchowione, tylko nikt ich nigdy o to nie pytał. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

W sumie… Jeśli kurz może, to dlaczego kamień nie?

Babska logika rządzi!

Właśnie. Zresztą, ja podejrzewam, że taki kamień może być nawet częścią kurzowego świata. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Mi się. Wrócę z konkretniejszym komentarzem o trochę bardziej życiowej porze ;)

http://altronapoleone.home.blog

Drakaino, cześć!

Bardzo cieszę się z “mi siów” i czekam na bardziej życiową porę. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

To, że mi się, już wiesz :) Teraz tylko krótkie uzasadnienie TAKa :)

Najbardziej ujęła mnie w Twoim opku taka dziecięca radość tworzenia. Rozejrzałeś się po mieszkaniu Tarniny, dorzuciłeś jakiś (może własny) stryszek albo pawlacz i stworzyłeś z tego odjazdowy świat. Trochę mi to przypomina zabawy dzieciaków (no, przynajmniej tych z mojego pokolenia), gdy kij od miotły stawał się koniem, drewniany klocek czołgiem, a butelki wyrzucone przez pijaków – skarbami, które chroni smok. Tworzysz coś z niczego, bierzesz to, co masz pod ręką i zmieniasz w czarujący świat.

A jednocześnie nie jest to świat dziecięcy. Te zdania-perełki, które już tu niejeden czytelnik powyciągał świadczą o tym, że stosunek do życia masz trzeźwy i pozbawiony złudzeń ;)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dzień dobry Loży. ;)

Najbardziej ujęła mnie w Twoim opku taka dziecięca radość tworzenia.

Oj tak, tu jestem bardzo wdzięczny Tarninie, bo (trochę wbrew własnej woli) znowu mi pokazała fajne możliwości, jakie daje literatura. ;-)

Trochę mi to przypomina zabawy dzieciaków (no, przynajmniej tych z mojego pokolenia), gdy kij od miotły stawał się koniem, drewniany klocek czołgiem, a butelki wyrzucone przez pijaków – skarbami, które chroni smok.

Tak się zastanawiam, czy ktoś próbował wykorzystywać wyobraźnię dzieci do tworzenia tekstów. Ja muszę bazować na własnej, ale coś mi się widzi, że w tym może być potencjał. ;)

Tworzysz coś z niczego, bierzesz to, co masz pod ręką i zmieniasz w czarujący świat.

Powiem Ci, że akurat przy tym opowiadaniu to światotwórstwo szło zaskakująco łatwo. Aż byłem zaskoczony, jak łatwo wyprowadzić taką konstrukcję świata od zwykłego bajzlu. ;-)

A jednocześnie nie jest to świat dziecięcy.

Mnie się wydaje, że to chyba tak musi być. Że w tym wykreowanym, fantastycznym świecie musi być jednak coś z tego zwykłego, codziennego. To jest, tak sądzę, niezwykle istotne, jeśli czytelnik ma się w tym świecie odnaleźć.

Te zdania-perełki, które już tu niejeden czytelnik powyciągał świadczą o tym, że stosunek do życia masz trzeźwy i pozbawiony złudzeń ;)

Wiesz, to ostatnie zdanie (szczególnie końcówka) bardzo fajnie uzupełnia się z tym, co masz wpisane w sygnaturce. ^^

Dziękować za lożowy komentarz.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Wiesz, to ostatnie zdanie (szczególnie końcówka) bardzo fajnie uzupełnia się z tym, co masz wpisane w sygnaturce. ^^

Optymistycznego, a nie hurraoptymistycznego ;) Jak coś jest za optymistyczne, to mi się niewiara włącza ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Podobało mi się.

Początek jest znakomity. Świetny pomysł, bardzo dobre otwarcie, sprawnie ustawiasz nas kilkoma zdaniami w świecie pełnym kurzu. Bardzo podobało mi się jak mapowałeś nasze realia na tamte, przepisując procesy, słowa piosenek, przekleństwa i tak dalej. Tekst jest okraszony zgrabnym humorem, cały czas puszczasz oko do czytelnika i jest przyjemnie. Pomysł na wspomnienia też zacny.

Gdzieś od połowy, jak dla mnie, troszeczkę tekst “zwolnił”. W sensie nadal był dobry, ale już nie tak świeży i odkrywczy jak pierwsza część. Ale może to wina limitu, który nie pozwolił do końca rozwinąć skrzydeł (w pełni rozsiać kurzu)?

Niemniej jednak bardzo przyjemna lektura.

 

Niektórzy są prawdziwymi mistrzami w żonglerki słownej

Czy tu nie ma nadmiarowego “w”

Edwardzie, witam!

Podziękował za wizytę i komentarz.

Cieszę się z odbioru początku, bo miałem co do niego sporę obawy. Myślałem, że może będzie zanudzał. Że za dużo będzie tego ględzenia o świecie, zbyt wiele opisów, itd. Fajnie, że te obawy się nie sprawdziły.

Z drugą połową jest faktycznie gorzej. Wiele rzeczy się na to złożyło. Przede wszystkim pierwszą część pisałem swobodniej. Przy drugiej miałem już świadomość, że ostro przestrzelę limit i tak, jak sobie mówiłem, że mam pisać normalnie, a limitem pomartwię się później, tak jednak przy tworzeniu dalszej części trochę mi to w głowie siedziało. Nie ma co też ukrywać, że narobiłem błędów przy rozpisywaniu tekstu, pewne rzeczy należało odpuścić, inne zaakcentować mocniej i poświęcić im więcej miejsca – myślę, że wtedy tekst wypadłby w tej drugiej części lepiej. Ale tak to już jest, że żeby się uczyć na błędach, to najpierw trzeba te błędy popełnić. :D

Niemniej jednak bardzo przyjemna lektura.

Cieszę się bardzo. Nadmiarowe “w” zaraz usunę. W przypadku tego tekstu mam już wprawę w usuwaniu. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Któż z nas nie wyobrażał sobie krain, które mogłyby się ukrywać w jakichś mikroświatach naszego otoczenia (sam widziałem kiedyś na kacu, jak roztocze liże atom)? Były już wszechświaty w atomie, były wspomniane przeze mnie we wstępnym komentarzu Nomy zamieszkujące pratchettowski Dywan, byli też Ktosie zamieszkujący kłębek kurzu (bajki Dr. Seussa i ich ekranizacje „Horton słyszy Ktosia” oraz „Grinch, świąt nie będzie”) itd. A jednak Twój świat i Kurzowie przypominają mi bardziej filmowe światy i bohaterów „Pożyczalskich” albo nawet krasnoludkową Szuflandię z „Kingsajzu". Ogólnie to całość wydała mi się niestety nieco wtórna wobec przytoczonych tytułów.

Nie będę wchodził w buty jury konkursu eklektycznego, ale właśnie owe ramy narzucone przez wymogi konkursowe powodują, że nie jestem w stanie zachwycać się fabułą (w ocenie pod kątem piórkowym, owe ramy bardzo ograniczają i twórców oraz mnie jako lożanina i wpływają raczej negatywnie na moją ocenę), pozostaje więc oceniać i ewentualnie zachwycać się innymi stronami i elementami składowymi tekstu. Jeśli jest czym.

A Kurzowie mnie nie zachwycili. Rozgrywasz na ich „aparycji" kilka gagów i dorzucasz kilka innych małowymyślnych gatunków, wszystko właściwie opierając na skojarzeniu z kurzem, podłogą czy brudem w kątach. Nie powaliły mnie ani te kreacje, ani ich charakterystyka, ani to jak wykorzystałeś ich dziwność oraz cechy szczególne w tekście. Bo w sumie nie wykorzystałeś. Ani się do nich przywiązać, ani przejąć ich losem, a na dodatek żaden nie dostał jakieś ciekawej i oryginalnej charakterystyki i choćby pięciu minut oskarowej roli w scenariuszu…

Zauważyłem, że chwalone jest tutaj (pod tekstem) światotwórstwo, ale ja dla odmiany będę na ten element marudził. Światotwórstwo w tym tekście przypomina mi bowiem sytuację, w której Autor usiadł na środku salonu, rozejrzał się po mieszkaniu i ponazywał „humorystycznie” różne zakamarki i kąty swojego lokum na zasadzie skojarzeń albo nawet zupełnie wprost. I to by było w zasadzie tyle na temat tego światotwórstwa. Bo czy jakoś szczególnie i zaskakująco wykorzystałeś ów świat poza zabawą w różne mniej lub bardziej wymyślne (ale niezbyt odkrywcze) skojarzenia? Ja nie zauważyłem tutaj niczego zachwycającego i pomysłowego.

Sama fabuła, poza wspomnianymi ograniczeniami konkursowymi też mnie nie porwała. Dodałeś do swojego zakurzonego świata jeden element jakby z innej bajki (spalarnia wspomnień) i pomijając fakt, że jest on jakby doklejony do reszty i nie wynika za bardzo z wykreowanej rzeczywistości, a jest niejako obok i poza nią, to reszta przypomina trochę odhaczanie lokacji z „zabawnymi” nazwami. A i kilka postaci powstałych według podobnego klucza jak wspomniane lokacje, nie porwało mnie zupełnie. Zabrakło emocji, bohaterów traktowałem niepoważnie, bo tak zostali przedstawieni, a i sam Autor jakoś nie przyłożył się do budowania napięcia (np. najpierw strasząc czytelnika Lasami Mopowymi, a potem czyniąc z nich jakąś nieistotną lokalizację odhaczoną bez atrakcji i wrażeń). Pod koniec wydarzenia dzieją się bardzo życzeniowo i schematycznie, akcja przyspiesza, a całość wygląda jakby Autor pisał co mu ślina na język przyniesie po najmniejszej lini oporu.

To co się rzuca w oczy, to chaos tej fabuły, skokowość akcji, jej "scenkowość" - niby idzie od punktu do punktu a zarazem przypomina nieco wymuszone ramami fabuły miotanie się po scenie wydarzeń w celu zaprezentowania kolejnych dowcipów słownych, a jako całość jest dosyć licha i przewidywalna. Jedyny wart odnotowania chwyt to zakończenie z bohaterem wskakującym w buty poprzednika, ale czy to jest coś czego nie znaliśmy i nie widzieliśmy wcześniej? Nie.

Powiem szczerze, że motywowany tyloma nominacjami podczas lektury wciąż wyczekiwałem jakiegoś WOW!, a zamiast tego męczyłem się i brnąłem przez Twoją opowieść, zastanawiając się jednocześnie do kogo jest ona skierowana? Do dzieci? Młodzieży? Do dorosłych? Miała bawić? Miała cieszyć? Zaskakiwać? Przyznaję, że nadal nie wiem za bardzo dla kogo to pisałeś i co chciałeś tym opowiadaniem powiedzieć.

No i na koniec jeszcze humor, bo całość jak mniemam jednak miała być w zamierzeniu Autora zabawna. No nie jest niestety, moim zdaniem. Ani razu się nie uśmiechnąłem i mam wrażenie, że powyższy tekst jest chyba najmniej zabawnym opowiadaniem Twojego autorstwa, jakie czytałem. Ile razy można odgrzewać te same zagrywki (np. gwiazdki i przypisy, wstawki tekstów piosenek, hermetyczne aluzje i nawiązania portalowe oraz ogólne pójście na chaotyczny żywioł itp.?). To jest tak naprawdę bardzo proste i letnie poczucie humoru, oparte na prostych grach słowno-skojarzeniowych, na przekręcaniu tekstów jakichś piosenek itp. Zupełnie mnie nie rusza. A nieustanna maniera urywanych, chaotycznych, niby dowcipnych dialogów, nawiązujących do tego i owego oraz przypisów narratora odnoszących się niby do świata przedstawionego a będących mruganiem do czytelnika z naszego świata, również oparta najczęściej na przekręcaniu cytatów, niby żartobliwych aluzjach itp. jest na dłuższą metę męczącą.

Nie lubię porównywać opowiadań portalowych, ale inny kandydat do piórka, startujący w tym samym konkursie i również prezentujący humorystyczny tekst, postarał się chociaż o jakieś głębsze zabawy konwencją, a owo mruganie do czytelnika odbywa się u niego na kilku poziomach m.in. poprzez rozbijanie schematów czy grę tymi schematami fabularnymi i światotwórczymi, zabawnymi kontrastami itp.. Z różnym skutkiem, ale moim zdaniem ogólnie z lepszym efektem humorystycznym i jakby nieco inteligentniej.

Na zakończenie komentarza lożowskiego do „Kukły boga” pisałem, że piszesz coraz lepiej i piórko jest kwestią czasu. Nadal to podtrzymuję, ale tym tekstem akurat nieco się od mojego TAK-a oddaliłeś (jeśli można to tak ująć). Czyli znów jestem na NIE. Pozostaje czekać do stycznia ; ).

Po przeczytaniu spalić monitor.

Powitał Lożę!

Podziękował za obszerny komentarz. W imieniu zwłok opowiadania postaram się krótko odnieść. ;-)

Generalnie z odczuciami czy wrażeniami z lektury nie ma co dyskutować. Są, jakie są, i nic tego nie zmieni, więc te elementy pozwolę sobie pominąć.

Kurzowie nie zachwycili i nic nie poradzę. Światotwórstwo? Mnie taka okrojona wersja do tego tekstu pasowała. Nie mam tu 50 000 znaków czy więcej, muszę spełnić odpowiednie założenia konkursowe. A czytelnik powinien dostać szansę, by się w tym świecie odnaleźć.

Fabuła? Tak, jest chaotyczna. Po części dlatego, że nieraz piszę humor na przeskokach od jednego bohatera do drugiego. Po części dlatego, że musiałem zredukować opowiadanie prawie o połowę. Co miało większy wpływ na ten chaos? Nie wiem. Dowiem się przy którymś z następnych opowiadań, kiedy nie będzie przeszkadzał mi limit.

Do budowania napięcia nie tyle się nie przyłożyłem, co zwyczajnie go nie chciałem. Lasy mopowe miały być w założenia bardziej jakąś parodią horroru, niż rzeczywiście budzić strach. Nie czarujmy się, jakbym tego napięcia nie budował, jeśli “straszę” czymś pokroju Wersalki Zagłady, to nikt się na serio tym nie przejmie.

Do kogo jest kierowana moja opowieść? To chyba akurat najprostsze pytanie. Wystarczy przemknąć po komentarzach. To nie jest szort, trochę czasu na ten tekst trzeba poświęcić. A jednak parę osób, o różnych preferencjach czytelniczych i w różnym wieku, zechciało to opowiadanie przeczytać. Niektórym nawet podeszło. Ja uważam, że do pewnego stopnia tekst może być elastyczny, jeśli chodzi o grupy odbiorców. Wystarczy być zmęczonym ciągłą inwazją poważnych tekstów, które koniecznie, po raz enty, poruszą ważne problemy, zaleją czytelnika gęstością, ponurą atmosferą i będą tłuc go po łbie nieszczęściami, celując w wywołanie emocji.

Ten tekst niczego wielkiego od czytelnika nie oczekuje. Oferuje tyle, ile w mojej ocenie może w tej konwencji. I jako taki, według mnie, ma jakieś szanse trafiania do różnych grup odbiorców. Nawet mimo tych mocno bajkowych akcentów. W każdym razie, jak widzisz, czy to po komentarzach, czy to po nominacjach, jakąś grupę zainteresowanych czytelników udało się znaleźć. ;)

Humor? Tak, to jest najmniej zabawny z moich tekstów. Przynajmniej miał taki być. W oparciu o komentarze i ogólny odbiór ostatnich tekstów humorystycznych miałem określone wnioski i widziałem potrzebę pewnych zmian. Pewne rzeczy nie miały już bezpośrednio bawić, ale bardziej wpisywać się w lekką konwencję. Brzmi absurdalnie? Być może. I jeśli spojrzysz ze swojej perspektywy, w oparciu o swoje odczucia z lektury, uznasz pewnie, że piszę głupoty. Albo że strzelam sobie w stopę, bo wcześniej moje teksty humorystyczne były tylko beznadziejne, a teraz już są kompletnie do niczego. :D

Ale jeśli spojrzysz szerzej, czy to z perspektywy ogólnego odbioru, czy z perspektywy nominacji, zobaczysz, że ta decyzja była opłacalna. Nie przez przypadek akurat ten tekst przyniósł mi dwa TAKI. Nie przez przypadek akurat ten tekst stosunkowo łatwiej, w porównaniu z poprzednimi, uzyskał nominację. Jasne, na piórko się to raczej nie przełoży. Ale też piórko w tym konkretnym momencie nie jest moim priorytetem. Dostać piórko znaczy tyle, co wpisać się w definicję opowiadania piórkowego przynajmniej połowy Loży. Ja dzisiaj skupiam się na tym, co najbardziej podchodzi czytelnikowi i jaką formą opowiadania do niego trafić. Bo jeśli spróbuję wyjść poza portal, powalczyć o jakąś antologię, to ta wiedza może się okazać niezbędna.

Wtórność gwiazdek i im podobnych? To jest część mojego stylu pisania. Taki styl sobie wymyśliłem i takiego zamierzam się trzymać. Gwiazdki będą się pojawiać zawsze, ile razy będę pisał tekst humorystyczny. Podobnie jak próby wplatania dodatkowych elementów, jak radio, piosenki, itp. Wymyśliłem sobie pisanie tekstów na pograniczu literatury, z bardzo luźnym podejściem do formy. I tego zamierzam się trzymać w każdym tekście humorystycznym. Z tym pomysłem zacząłem się bawić w pisanie i tym pomysłem będę sprawdzał, jak daleko można zajść. Do wszystkich tym nie trafię, ale podobnie ma się rzecz z większością tekstów. Kwestia, czy takich osób będzie w moim przypadku na tyle, żeby móc się bawić w dalsze pisanie. Dzisiaj tego nie wiem. Ale w końcu zacząłem całą tę zabawę po to, żeby się dowiedzieć. Za rok będę mądrzejszy.

Podziękował za poświęcony czas. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Masz pełne prawo nie zgodzić się z moją opinią, CM.

O światotwórstwie napisałem, bo jest ono dosyć intensywnie chwalone pod tekstem, a mnie nie zachwyciło.

O humorze powiem tylko tyle, że każdy żart bawi zazwyczaj tylko raz. Ale oczywiście, jeśli ma to być taka cecha charakterystyczna Twojej twórczości (gwiazdki, przekręcone cytaty itp.) to nic mi do tego. Po prostu do mnie to nie trafia, gdy widzę te same zagrywki w kolejnym Twoim tekście na portalu. Po prostu nie kupię Twojej antologii, ale ktoś inny zapewne kupi.

Nie jest to na pewno Twoje najmniej zabawne opowiadanie, bo jednak „Kukła boga” była utrzymana w zdecydowanie poważniejszym tonie.

Pytając do dla kogo napisałeś tekst, nie miałem na myśli portalowiczów, którzy czytali go, bo się pojawił nowy tekst na liście, albo w ramach wdzięczności za komentarze, w ramach wzajemności, z czystej ciekawości, z obowiązku dyżurnego albo lożaniana, jako juror konkursu lub jego uczestnik zainteresowany konkurencją, lub po prostu ceniąc sobie Twoją twórczość, czy też w poszukiwaniu Twojego poczucia humoru itd. ale pytałem ogólnie, gatunkowo. Bo dla dorosłych wydaje się zbyt błahy (i mało zabawny, co sam potwierdzasz), nieco bajkowy i mało odkrywczy fabularnie, a dla dzieci na pewno nie powstał, więc kto jest targetem, w który celowałeś? O to pytałem.

Gratuluję tych dwóch TAKów i prędkości nominacji. Patrząc od tej strony oczywiście zabieg się opłacił. Ale ja bym pamiętał o tym, że na takie sprawy jak np. prędkość nominacji wpływ ma naprawdę wiele czynników.

Życzę Ci piórka z całego serca, ale w mojej opinii akurat nie za ten tekst. Gdyby były piórka za komentarze, miałbyś ode mnie z trzy srebrne.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Masz pełne prawo nie zgodzić się z moją opinią, CM.

Ja nie tyle się nie zgadzam z Twoją opinią, co bardzo Ci kibicuję, żebyś w pewnych kwestiach nie miał racji. :)

Nie jest to na pewno Twoje najmniej zabawne opowiadanie, bo jednak „Kukła boga” była utrzymana w zdecydowanie poważniejszym tonie.

Pisząc o najmniej zabawnych miałem na myśli te, które opatrzone były tagiem humor i w jakiś sposób miały się jednak w ten gatunek tekstów humorystycznych wpisywać. Bo “Kukłę boga” faktycznie starałem się pisać poważnie i tam tego humoru nie chciałem.

Odbiorcy. Dla mnie, na ten moment, to jest opowiadanie, które ślizga się gdzieś na granicy tekstu humorystycznego i żartobliwej bajki. Ja dzisiaj wierzę, że ono jest w stanie wpisać się jeszcze w kategorię tekstów humorystycznych. Patrząc na komentarze tutaj, pod tekstami humorystycznymi oraz stylizowanymi bajkami, mam nadzieję, że ono się koło tych granic jeszcze kręci. Jeśli mam rację, grupa odbiorców (w pewnym uproszczeniu) jest taka, jak dla innych tekstów humorystycznych. Jeżeli się mylę, jeżeli jednak to jest opowiadanie, któremu bliżej do żartobliwej bajki, to jest tekst właściwie dla nikogo i takie pisanie trzeba będzie sobie wybić z głowy. Ewentualnie pozmieniać pewne rzeczy, żeby skierować je do konkretnej grupy.

Ale ja bym pamiętał o tym, że na takie sprawy jak np. prędkość nominacji wpływ ma naprawdę wiele czynników.

Jasne, tylko widzisz, te TAKI mają tutaj (dla mnie) trochę szerszy wymiar. Wcześniej, tak wynikało z komentarzy, kiedy pisałem opowiadanie humorystyczne, one było postrzegane raczej jako humor. Zabawna historyjka. Opowieść do pośmiania. Chwila rozrywki i tyle. Dzisiaj, patrząc czy to na nominacje, czy na same komentarze, ten tekst jest już chyba bliższy opowiadaniu humorystycznemu. To niekonieczne jest tak, że ono jest dużo lepsze od poprzednich. Może nawet w ogóle nie jest lepsze. Ale wydaje się, że to jest chyba bliższe temu, czym mogę trafić do czytelnika. Albo czym mogę lepiej zawalczyć o jego “pamięć”, zainteresowanie.

Ja nie patrzę na to w ten sposób, że więcej TAK-ów czy wskazań oznacza automatycznie lepszy tekst. Raczej wierzę w to, że on jest postrzegany nieco inaczej. Że czytający widzą nie zbiór żartów i dowcipów, ale tekst, który jest do napisania równie trudny jak każdy inny gatunek. I który później będzie miał szansę być doceniony tak samo, jak inne (nie myślę już o tym konkretnym tekście, ale o tekście w taki sposób zbudowanym).

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dla mnie tego typu opowiadanie ma mi umilić czas i tak też się stało. Może nie zaśmiewałam się przy nim, ale na pewno dobrze bawiłam, ciekawa jak to się skończy. Swoją drogą zadziwia mnie Twoja wyobraźnia CM :).

Monique, hej!

Dziękować za odwiedziny!

Skoro tekst umilił czas, to się cieszę, bo akurat tyle był w stanie zaoferować. :-)

Okazji do zaśmiewania się pewnie wiele nie było, bo bardziej mi zależało na lekkim tekście o humorystycznym wydźwięku, bez jakoś bardzo wyraźnego nacisku na humor.

Swoją drogą zadziwia mnie Twoja wyobraźnia CM :).

Wymyślanie jest łatwiejsze niż pisanie, więc staram się kompensować braki warsztatowe wyobraźnią. XD

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Wracam z komentarzem piórkowym, niestety sytuacja życiowa nie pozwoliła wrócić wcześniej.

Otóż nadal bardzo mi się. Zwłaszcza mi-się bardzo dobrze czytało. Jest miło, wręcz momentami milutko, jest bardzo fajnie z gwiazdkami i komentarzami wewnątrz tekstu, jest całkiem zgrabna fabuła. Jest też dużo CM-a w CM-ie.

A jednak ostatecznie do piórkowego TAK-a mi czegoś zabrakło. A może czegoś było za dużo? Może też to, co za pierwszą lekturą zrobiło wrażenie, czyli ten świat trochę z Szuflandii, trochę z Toy Story czy podobnej bajki, nie wydał mi się już tak świeży i odkrywczy jak za pierwszą lekturą?

Zaznaczam: brakło bardzo niewiele, bo zasadniczo jestem zdania, że teksty lekkie, lekko napisane, żartobliwe i humorystyczne mają miejsce w piórkowej kategorii. Ba, jeśli ostatecznie to opowiadanie piórko dostanie, nie będę płakać, bo w moim rankingu to jest tak o milimetry pod poprzeczką.

Nieustająco czekam na kolejne przygody Quetzalcoatla. Mam też nadzieję, że kolejny Pierzasty Wąż się opierzy ;)

http://altronapoleone.home.blog

Dzień dobry Loży. :)

Podziękował za piórkowy komentarz.

Wiesz, dla mnie najważniejsze jest to, że się podobało. Że ocena tego opowiadania jest generalnie pozytywna, bo to daje nadzieję, że może tekstami o takiej charakterystyce będzie można w przyszłości coś zrobić. Że może będą w stanie skutecznie walczyć w naborach do antologii i tak dalej. Słowem, taki odbiór daje gdzieś tam chęci do tego, żeby dalej się w ten sposób bawić, a to chyba nawet cenniejsze niż piórko.

Rozumiem, że do piórka mogło zabraknąć. Ja sam byłbym na NIE za tę “pochlastaną” drugą część, więc raczej cudów, jeśli chodzi o decyzje piórkowe, nie oczekiwałem. :)

Dziękuję jeszcze raz za poświęcony czas.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

No i piórko masz. :) Moje życzenia się spełniają, więc jak coś, to wszyscy z życzeniami do mnie. ;)

Nom! Faktycznie się spełniło! Może czas pomyśleć o portalowej studni życzeń Darcona? Jeśli to ma działać tak, jak w moim przypadku, to spodziewałbym się tłumów chętnych. :-)

W sumie sam bym nieraz wpadał. :-)

Kajam się za lekki poślizg w odpowiedzi.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Bardzo spodobało mi się, jak tu tworzysz świat, jednocześnie nie wytracając tempa opowieści, jak elementy stwarzania są w nią wtopione – i czymże jest teraz to okrutne, zimne uczucie w mej piersi? A tak. Wiem. To zazdrość. Cholerna zazdrość. Miałem kiedyś podobny pomysł – w sensie świata nie samej historii – ale zazdrość nie wynika z tego, żeś mnie z pomysłem ubiegł – ale ze świadomości, że pomysł nie ma tu nic do rzeczy, bo bym go i tak spartolił. Pomysł zacny, owszem, ale nie jakiś wyjątkowy. Za to wykonanie. Wykonanie! Wykonanie – zasługuje by uczcić je owacją na stojąco.

entropia nigdy nie maleje

Jimie, cześć!

Dziękuję za poświęcony czas i komentarz oraz kajam się za lekki poślizg w odpowiedzi.

Cieszę się z pozytywnego odbioru. To może brzmieć jak banał, ale, nie czarujmy się, kto z nas publikując nie liczy na dobre opinie?

Miałem kiedyś podobny pomysł – w sensie świata nie samej historii – ale zazdrość nie wynika z tego, żeś mnie z pomysłem ubiegł – ale ze świadomości, że pomysł nie ma tu nic do rzeczy, bo bym go i tak spartolił.

W fantastyce (i w ogóle w pisaniu) fajne jest to, że nawet ten sam świat można opisać na sto różnych sposobów i pokazać go z wielu różnych perspektyw. Może jak raz ten Twój pomysł i to, w jaki sposób byś go zaprezentował, trafiłby do czytelnika? Zawsze warto spróbować. :)

Pomysł zacny, owszem, ale nie jakiś wyjątkowy.

A wiesz, jakiś czas temu, pod jednym z opowiadań doszedłem do takiego wniosku, że niemal wszystko zależy od wykonania (jasne, mało odkrywcze, ale kiedyś sądziłem inaczej). Wcześniej uważałem, że do czytelnika trafia się przede wszystkim pomysłem. Ale później, kiedy czytałem tekst oparty na pomyśle bardzo prostym, który nie przedstawiał w sumie wiele nowego, ale jednocześnie oferował określony poziom literacki, dotarło do mnie, że jest dokładnie odwrotnie (pozdrowienia dla Kam ;-)). Jasne, pomysł jest istotny, ale to, czy trafimy do czytelnika, zależy od jego prezentacji. I tak sobie wtedy pomyślałem, że właśnie to dzieli nieraz te lepiej piszące osoby na portalu (bo wnioski opierałem na twórczości portalowej) od takich prostych CM-ów. Oni nie tyle mają lepsze pomysły, co lepiej rozumieją, jak je czytelnikowi zaprezentować. Mnie do tego zrozumienia jeszcze daleko, ale cieszę się, że w tym przypadku się udało.

Wykonanie – zasługuje by uczcić je owacją na stojąco.

Dziękuję. :-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

CM-ie, fajne to opowiadanie.

Popisałeś się szaloną wyobraźnią i stworzyłeś świat tyleż osobliwy co absurdalny, a i humoru tradycyjnie nie poskąpiłeś, choć, jak na mój gust, miejscami było go nazbyt wiele i obawiam się, że nie wszystkie zabawne momenty wybrzmiały z należytą mocą. Mimo wszystko lektura sprawiła mi przyjemność, zwłaszcza że obyło się bez łapanki. ;)

 

Póź­niej wzbi­li się w górę. ―> Masło maślane – czy mogli wzbić się w dół?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, dzień dobry!

Jakże się cieszę, że mogę Cię znów u siebie gościć. W dodatku całkiem zadowoloną z lektury. Cieszę się też, że nie było dużo baboli. Zwłaszcza, że nie mam jeszcze komentarza Tarniny, więc tym razem mogę sobie przypisać przynajmniej część zasług. :)

Tradycyjnie dziękuję za poświęcony czas i komentarz. Wiem, że tego humoru jest trochę za wiele. Ja jeszcze szukam właściwego balansu między humorem, a samą opowieścią, ale tak czy inaczej plan był taki, żeby tego humoru było w przyszłości ciut mniej, więc w sumie fajnie, że te moje odczucia potwierdzasz.

To nieszczęsne wzbicie się w górę zaraz zniknie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Miło słyszeć, CM-ie, że moja wizyta Cię ucieszyła i pozostaję z nadzieją na satysfakcjonującą lekturę jeszcze wielu Twoich opowiadań. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

smiley

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

[Przeczytane]

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Powitał jurora Mytrixa.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Anet, cześć!

Jej, w końcu “fajne”! Ile ja się na to naczekałem! ;-)

Dziękować za wizytę i Anetny stempel jakości. :-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Cześć!

No ciekawy pomysł na opowiadanie, choć aż kichać się chce w trakcie lektury – ale znaczy to tyle, że świat jest zbudowany przekonująco ;) Wyłapałam Ci literówkę, jak sądzę:

Dobre chęci zawsze kończą się tam samo – stwierdził Tamagochi, już bez irytacji, za to z nutą refleksji.

Poza tym nie mam większych uwag, może znalazłoby się parę przecinków, ale nie będę się czepiać. Trochę mnie może wytrącały z rytmu te przypisy w środku tekstu, niemniej doceniam humorystyczny wydźwięk.

Wciągnęło mnie, dobrze się czytało, chwilami nawet zabawnie było, czyli generalnie tak, jak lubię! Podobało mi się :)

Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Witam Nanę!

Cieszę się, że pomysł wydał Ci się ciekawy.

choć aż kichać się chce w trakcie lektury

To niedobrze. Dla kurzów takie kichnięcie może oznaczać zagładę… ;-)

…a dla mnie pomysł na drugą część. XD

Fajnie, że się spodobało. Z przecinkami na pewno jest coś nie tak, bo mam batalistyczne podejście do zasad interpunkcji, ale powoli się uczę. ;)

Z naciskiem na powoli.

Dzięki za poświęcony czas i komentarz. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Oo jak druga część powstanie to ja chętnie poczytam :D nawet na betę się piszę, żeby zupełnie bezkarnie się po czepiać (również interpunkcji) xD

Spodziewaj się niespodziewanego

Oj, tak. Beta tu super moment do bezkarnego czepiania. Albo nawet kopania. Możesz bić, gryźć, krytykować, a na końcu z miną niewiniątka oświadczyć, że przecież to wszystko po to, żeby tekst wypadł jak najlepiej. :D

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

I jeszcze Ci za to podziękują xD

Spodziewaj się niespodziewanego

Nom. To w sumie nie powinno się nazywać “beta” tylko “zlot prześladowców”. XD

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Ale z zaproszeniami od samego prześladowanego :P

Spodziewaj się niespodziewanego

Literackie sado-maso.

Babska logika rządzi!

Bal prześladowców na koszt prześladowanego. W dodatku bez ograniczeń wiekowych. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Tego nie należy czytać szybko. Nie, żeby nie stworzyć przeciągu, ale żeby smakować, bo jest co. Po skończeniu smakowania dmuchnąłem ostrożnie na piórko, żeby kurzom nie zrobić krzywdy, a piórku przywrócić kolory

Cześć!

Przede wszystkim dziękuję za odwiedziny. Bardzo się cieszę, że opowiadanie przypadło do gustu. Zawsze miło czytać takie komentarze, zwłaszcza, że ten tekst wymagał sporo pracy. Najpierw przy pisaniu, a później przy wywalaniu połowy z tego, co napisałem, żeby się zmieścić w konkursowym limicie. :-)

Myślę, że i kurzom będzie bardzo przyjemnie. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Za siedmioma kanapami, za siedmioma fotelami, pod siedmioma dywanami…

 

mieszkał CM z dobrymi pomysłami. Wspominałam, że pasuje mi Twoje poczucie humoru? Oraz zdolność opowiedzenia wesołej, zabawnej historii nawet, jak się okazuje, o kłębkach kurzu? Nie? To mówię to teraz. Niepozbawione drobnych wad, ale w czytaniu rozkoszne, Twoje opowiadanie zasługuje na wszelkie zaszczyty.

 

Muszę jednak przyznać, że limit je poddusił. Nie zabił, ale okaleczył. Nie dość, że gęstość semantyczną osiągnąłeś na poziomie kostki rosołowej, to jeszcze nie zmieścił się porządny warunek udzielenia pomocy – "nie pozbawię cię środków do życia" to nie jest pomoc. Mimo to zająłeś wysoką lokatę dzięki humorowi i przyjaznemu tonowi (aż się chce zamieszkać w tym świecie), oryginalności świata i celności obserwacji.

 

Za elementy punktowane zdobyłeś 5 i pół punktu: jest smok jako integralna część całej historii, oraz kruk w rebusie i w metaforze. Aninrat też zauważyłam, ale dodatkowych punktów nie dostaniesz, cwaniaczku.

 

Jeśli zamierzasz się kształcić na moim wyszczególnieniu błędów, które jednak popełniłeś, poproszę adres na priv.

Poproszę też adres fizyczny do wysłania nagrody.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Powitał jurorkę Tarninę!

Przede wszystkim chciałem jeszcze raz ładnie podziękować za organizację konkursu. Pośrednio załatwiłaś mi piórko. :-)

Wspominałam, że pasuje mi Twoje poczucie humoru? Oraz zdolność opowiedzenia wesołej, zabawnej historii nawet, jak się okazuje, o kłębkach kurzu?

Dziękować. Wiesz, kiedyś mi się wydawało, że do stworzenia humorystycznej historii trzeba odpowiednio dobranych bohaterów i fabuły. Że to musi być wymyślone “pod humor”. Teraz sądzę, że wszystko zależy od spojrzenia, jakie się przyjmie. I trochę od stylu pisania. Okazuje się, że humor można budować na wszystkim. :)

Muszę jednak przyznać, że limit je poddusił. Nie zabił, ale okaleczył.

Nom. Nie da się ukryć. :-)

Wiesz, ja za cholerę nie zakładałem, że z tego może wyjść aż 60 000 znaków. Zwłaszcza, że wcześniej przez niemal cały rok nawet nie wychodziłem poza 25 000. Cholera, pierwszy raz zrobiłem dokładny plan opowiadania i widzisz, co się stało. ;-)

Inna rzecz, że też trochę przekombinowałem, bo jednak w ciemno założyłem, że dowalicie mi masę ujemnych punktów, ale pozwolicie ten limit przestrzelić. ;-)

Aninrat też zauważyłam, ale dodatkowych punktów nie dostaniesz, cwaniaczku.

A za Władcę Pawlacza i Wersalkę Zagłady? :P

Jeśli zamierzasz się kształcić na moim wyszczególnieniu błędów, które jednak popełniłeś, poproszę adres na priv.

Pewnie, że zamierzam. Zwłaszcza, że chyba i tak czeka mnie jeszcze praca nad tym tekstem.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Pośrednio załatwiłaś mi piórko. :-)

Nie ma sprawy ^^

Cholera, pierwszy raz zrobiłem dokładny plan opowiadania i widzisz, co się stało. ;-)

He, he. Jak ja nie robię planu, to nic nie napisze. A jak robię, to napiszę zupełnie nie to, co zaplanowałam XD

A za Władcę Pawlacza i Wersalkę Zagłady? :P

Też nie :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A jak robię, to napiszę zupełnie nie to, co zaplanowałam XD

Jak u mnie wygląda praca według plan, to już miałaś okazję się przekonać, więc nawet nie będę tego tłumaczył. :D

Też nie :P

Szlag! :P

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Gratuluję piórka! Twoja niesamowita wyobraźnia zasłużyła na tę nagrodę : ) 

Pomysłowy tekst. Stworzyłeś naprawdę oryginalny świat przedstawiony i bohaterów. Jest bajkowo, ale nie jest to sielankowy infantylny świat, bo czuć atmosferę pewnego smutku, gdy akcja rozgrywa się w zakurzonej, zapomnianej przez wszystkich ruderze, a bohaterowie tego mikrowszechświata są niepozornymi cząsteczkami brudu. To tworzy klimat. Widać też klimat, gdy Yanni wchodzi do lasu mopowego – świetny, taki filmowo-horrorowy i dobrze udało się uchwycić to w tekście.

Ciekawie umieszczone smoki, smocze skarbce i krukowate. Świetny pomysł (z tą karą boską) na zakończenie wojny/uświadomienie ludziom, że jest zła. Na koniec historii dobrze pokazane, jak działa “owczy pęd”, kiedy ktoś krzyczy, a potem cały tłum powtarza i w końcu to prowadzi do śmierci władcy – jak łatwo w miarę spokojny tłum, zapalony małym impulsem, może się wściec i kogoś nawet zabić. 

Trochę na początku się gubiłam, nie wiedziałam, po co on ma znaleźć Tamagochiego – nie było od razu powiedziane, że aby pomóc głównemu bohaterowi, przez co miałam lekki chaos, czytając początek. W ogóle swoją drogą – po co był wątek z nim? Pisałeś, że limit straszny i że musisz ciąć, a wstawiasz do tekstu dość obszerny wątek z bohaterem, który właściwie nie zrobił nic, niby miał pomóc Yanniemu, ale w końcu nie pomógł – to jeszcze rozumiem, czasami tak się dzieje – ale nie zrobił też nic innego, by jakoś usprawiedliwić swoją obecność w tekście, a przynamniej nic takiego nie zauważyłam. Całe odkręcanie pęknięcia bańki mogłoby się odbyć bez Tamagochiego. 

Nie wiem też, o co chodziło z wersalką i tym zwróceniem wolności, nie załapałam, dlaczego Yanni, zamiast odpowiedzieć na pytanie, nagle zwrócił wolność wersalce (i z jakiej racji?), która nie była więźniem, a raczej więziła (?) 

Ciekawy pomysł na niebezpieczeństwo wynikające z wchłonięcia przez populację obcych wspomnień, mieszanka prawdziwego z nieprawdziwym, rzeczywiście mieliby przechlapane, nie wiedząc, co się działo naprawdę, a co nie! Naprawdę byłam ciekawa, jak ten problem rozwiążą. Wspomnienia to ulotna rzecz, niby coś się wydarzyło, ale człowiek pamięta to tylko jako niematerialne wspomnienie, więc czy nawet “prawdziwe” wspomnienia są prawdziwe? Są w zasadzie o krok od nieprawdziwości, bo coś się zdarzyło i pyk, już tego nie ma. Wspomnienia są ulotne, niematerialne i naprawdę można by było zastąpić je inną wizją, żylibyśmy wtedy w zupełnie innej rzeczywistości, może takiej, jakbyśmy sobie wymarzyli, zastępując sobie w głowie wspomnienia nudnego szarego życia tymi z wymarzonego : D Taka moja refleksja, widać, że tekst naprawdę mocno skłania do refleksji. 

Opowiadania mocno broni świat przedstawiony, bohaterowie i pomysł na niektóre zdarzenia, natomiast fabuła i struktura jakoś do mnie nie przemówiły dostatecznie głośno, w pewnych miejscach są wciśnięte mało oryginalne elementy (np. rozmowa z Tar… Annirat po powrocie z lasu mopowego: Pomóż mi! Nie! Pomóż! No dobra, to jaki masz plan?) albo zdarzenia takie hmm, mało ciekawe i mało “opowiadaniowe”, np. pod koniec bohater tak po prostu wykaraskał się, bo powiedział: król jest zły i poddani mówią uuu rzeczywiście, a oczekiwałabym jakiegoś ciekawszego twista. Ale nie są to jakieś wielkie minusy i tekst jako całokształt mi się podobał. 

Styl/język bez zarzutu, wstawiam parę rzeczy, które wyłapałam, a było tego naprawdę niewiele: 

Tamagochi nie należał do „typowych” wynalazców, którzy wysadzą się tylko po to, by sprawdzić nową wyrzutnię 

Czy wyrzutnia wysadza? Wysadzenie to wybuch, a wyrzutnia, jak sama nazwa wskazuje, wyrzuca. 

Dobre chęci zawsze kończą się tam samo 

Literówka. 

Niektórzy są prawdziwymi mistrzami w żonglerki słownej. 

Niepotrzebne “w”. 

Sonato, cześć!

Jaki fajny komentarz jurorski! :-)

Dziękować. Musiałaś się bardzo napracować.

Gratuluję piórka! Twoja niesamowita wyobraźnia zasłużyła na tę nagrodę : ) 

Dziękować. Dyżurni mnie do niej zatargali na swych dzielnych barkach. :P

Trochę na początku się gubiłam, nie wiedziałam, po co on ma znaleźć Tamagochiego – nie było od razu powiedziane, że aby pomóc głównemu bohaterowi, przez co miałam lekki chaos, czytając początek.

Nie Ty jedna. Ja wiem, że tam w co najmniej w paru miejscach można się było pogubić. Nie myślałem, że to opowiadanie wyjdzie aż takie długie i trochę był problem ze skracaniem, stąd potem wychodzą takie wątpliwości.

W ogóle swoją drogą – po co był wątek z nim?

Wiesz co, on w założeniu miał mieć dość sporą rolę w tym tekście. Miał być głównym konstruktorem takich właśnie niemal magicznych tworów jak spalarnia wspomnień (bo chciałem pokazać tego więcej). Miał trochę bardziej objaśniać działanie tej spalarni, bo Yanniego sobie wymyśliłem jako takiego laika, która ogarnia jej działania tylko w takim stopniu, w jakim jej potrzebuje. Tamagochi miał być odpowiedzialny za całą tę sferę techniczną walki z problemem “wolnych” wspomnień. Chciałem też pobawić się takim motywem, żeby pokazać bezradność tych “mocniejszych”, że tak to ujmę bohaterów (albo bardziej sprawczych jak właśnie Tamagochi czy Aninrat) i wykorzystać do rozwiązania problemów kombinatorstwo laika – Yanniego.

Oczywiście później niespodziewanie poległem w starciu z limitem i okazało się, że większości z tych rzeczy nie jestem w stanie wyeksponować. Dlaczego więc został? Wiesz, jak to jest. Ja nie mam problemu, żeby usiąść nad tekstem i przepisać go od nowa. Żadna to dla mnie nowość. Ale tutaj było trochę inaczej. Tutaj musiałbym zmienić cały plan na tekst. Gdyby wypadł Tamagochi, wypadłby i powód odwiedzenia lasów mopowych. Wypadłby ten drobiazg w postaci szkiełka do obserwacji wspomnień (a przecież trzeba było wytłumaczyć, dlaczego Yanni widzi te wspomnienia, a reszta kurzów nie).

Jak pisałem, nie mam problemu z przepisaniem tekstu od nowa, ale kiedy (mając już napisaną większość tekstu) pojawia się nagle konieczność dość radykalnej zmiany samego planu na tekst, to dla mnie jest to już trochę za dużo. Tego nie potrafię. ;)

Nie wiem też, o co chodziło z wersalką i tym zwróceniem wolności, nie załapałam, dlaczego Yanni, zamiast odpowiedzieć na pytanie, nagle zwrócił wolność wersalce (i z jakiej racji?), która nie była więźniem, a raczej więziła (?)

Bo nie znał odpowiedzi na pytanie, a musiał jakoś przejść. ;-)

Ale wiem, że to powinno znaleźć się w tekście.

Naprawdę byłam ciekawa, jak ten problem rozwiążą.

Wiesz, tego motywu to chyba najbardziej było mi żal w tym opowiadaniu. Tutaj można było napisać i pokazać dużo więcej. Bawić się tym motywem, pokazywać możliwe zdarzenia, konsekwencje, rozważać możliwe warianty działań i wydarzeń. Ja rozwiązując ten problem poszedłem na skróty i w efekciarstwo, trochę przez limit, a trochę przez to, że nie potrafiłbym chyba utrzymać humoru w opowiadaniu rozwijając ten motyw.

W każdym razie fajnie, że ten motyw Cię zaciekawił, bo dla mnie on był w sumie najbardziej interesujący z całego opowiadania, przynajmniej kiedy sobie ten tekst wymyślałem.

natomiast fabuła i struktura jakoś do mnie nie przemówiły dostatecznie głośno, w pewnych miejscach są wciśnięte mało oryginalne elementy

Fabuła nigdy nie była moją najmocniejszą stroną. I tak dobrze, że się w ogóle pojawiła, bo u mnie to wcale nie reguła. :P

A ten brak oryginalności. Możesz sobie dopowiedzieć, jak desperacko walczyłem, żeby się jednak w ten limit wepchnąć. ^^ Tutaj poszedłem trochę po linii najmniejszego oporu. Inna rzecz, że ja mam też tendencje do nadmiernego kombinowana, więc trochę próbowałem tu być grzeczny. ;)

Ale ja wiem, że to mało porywające. Mnie przy pisaniu też nie porywało. :-)

Dziękować jeszcze raz za obszerny jurorski komentarz. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Jaki fajny komentarz jurorski! :-)

Dziękować. Musiałaś się bardzo napracować.

Miałeś fart, że dodałeś opowiadanie jako jeden z pierwszych, kiedy jeszcze nie pisałam komentarzy hurtem :)

 

Co to za ciekawe stworzenie, ten CM, że nawet z jego odpowiedzi na komentarze można się czegoś nauczyć :)

 

Myślę, że już jesteś na takim etapie, że jeśli teraz napiszesz coś, czego nie będzie ograniczał żaden limit ani żadne inne blokady, także te w głowie, to wyjdzie coś naprawdę kosmicznie rozwalającego system!

Co to za ciekawe stworzenie, ten CM, że nawet z jego odpowiedzi na komentarze można się czegoś nauczyć :)

Homo sapiens :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Miałeś fart, że dodałeś opowiadanie jako jeden z pierwszych, kiedy jeszcze nie pisałam komentarzy hurtem :)

Podejrzewam, że w “Tajemnicach światów” zastosuję podobny system. :P

Myślę, że już jesteś na takim etapie, że jeśli teraz napiszesz coś, czego nie będzie ograniczał żaden limit ani żadne inne blokady, także te w głowie, to wyjdzie coś naprawdę kosmicznie rozwalającego system!

Na pewno kosmicznie długiego. :D

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Witaj, CM!

 

Poniżej wrzucam moje jurorskie notatki:

 

Powiernik Wspomnień

 

Ciekawe światotwórstwo, sympatyczna narracja i trochę prawd uniwersalnych. Jest wesoło, uruchamia się wyobraźnia (pluszowy smok z wbudowanym radiem jako latający środek transportu!). Dopasowane nazewnictwo. Na szkodę (acz niewielką) zadziałał tutaj limit znaków wymuszając rozbicie na krótkie fragmenty dynamicznie pchające fabułę (i odhaczające kolejne punkty planu). Momentami jednak czuć niedosyt znaków i kompresję. Nie przeszkadza to jednak całości dobrze wybrzmieć. Taki cenny kamień ale z małą skazą. Sympatyczna klamra dopełnia całości – no bo historia lubi się powtarzać.

Plan na opowiadanie wykonany.

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Na pewno kosmicznie długiego. :D

Space. The final frontier XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć, Mytrixie!

Podziękował za jurorskie notatki.

Fajnie, że nazbierało się trochę pozytywów. Wiem, że tekst cierpiał przez limit, ale… kto mógł wiedzieć, że tyle mi tego wyjdzie. ;-)

 

Space. The final frontier XD

W przypadku konkursów i naborów wolałbym “only”. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

W przypadku konkursów i naborów wolałbym “only”. ;-)

Ale wiesz, że większość jurorów nie dysponuje wehikułem czasu?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Odkąd zaczęły mi wpadać opowiadania na “Tajemnice…” to nawet lepiej, niż bym sobie życzył. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Cierp, ciało, gdyś konkurs ogłaszało XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie kracz z tym cierpieniem! XD

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A nie masz jakiejś mądrości od cwanych i leniwych? ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Co masz zrobić jutro, zrób pojutrze – w ten sposób będziesz miał dwa dni wolne.

Babska logika rządzi!

O, widzisz. I taka myśl mi się bardzo podoba. ;-)

Problem komentarzy jurorskich z głowy. :P

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

 

Pracuj, pracuj, a zając Ci sam wyrośnie XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jeśli piśmienny, to biorę. XD

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Byle nie ten zając ;)

 

Known some call is air am

Nie, tego bym reklamował. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Roztapia się… czyli jest z czekolady!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Richard Waterson jest zrobiony z lenistwa, a nie z czekolady ;)

 

Known some call is air am

Lenistwo się nie topi, cbdu.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

CBD Ujarana? ;)

Known some call is air am

No, tak, jak CM dostał dragi od Tarniny to, podzieliła się swoim kawałkiem i sprawa wydaje się zakończona. Zwiodła go na pokuszenie, nawet malkontenctwo nie pomogło. I jak tu się obronić? Jedynym wyjściem zdaje się poddanie. xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

CBD Ujarana? ;)

Nie potrzebuję takiego wspomagania :P

Zwiodła go na pokuszenie

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Lenistwo się nie topi

A szkoda. ;-)

Jedynym wyjściem zdaje się poddanie. xd

Jak widać, w każdej sytuacji da się znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

A szkoda. ;-)

A może? Jakie temperatury osiągnąłeś? XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cóż… Jak by to ująć… Nie chciało mi się mierzyć. XD

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Gif bez związku :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie tak do końca bez związku. W RAPorcie mniejszości miałem generała Potato. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Wiesz, kartofle można powiązać ze wszystkim. Dostarczają przecież rozrywki i wspomagają sztukę ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nawet nie wiesz, jak mnie korci, żeby rzucić Ci jakieś wyzwanie w stylu: udowodnij i napisz pieśń o rozrywkowym ziemniaku. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

A gorzałkę z czego się pędzi? XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o moje wyzwania. XD

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Gorzała na ziemniakach i czipsy.

I może jeszcze frytki do tego. ;-)

Babska logika rządzi!

Czyli o tym, jak dać zarobić dietetykowi. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Albo grabarzom.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nom. Są co najmniej dwie drogi. I parę punktów postojowych w drodze do któregoś z “celów”.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Cześć!

 

Opowiadanie zrobiło na mnie duże wrażenie i bardzo mi się podobało. Kreacja świata naprawdę ciekawa, a do tego ironiczny humor, super.

Cześć!

Jaka miła niespodzianka. Nie myślałem, że ktoś tu jeszcze będzie zaglądał. Dziękować za odkopanie tego tekstu i cieszę się, że opowiadanie przypadło do gustu.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

To jest pierwsze humorystyczne opowiadanie na portalu, które mnie rozbawiło, a mnie rozbawić niełatwo. Przypisy mocno w pratchettowskim stylu, przebijające granicę świata przedstawionego. Sam świat bardzo ciekawy, powiedziałbym, że logiczny w swoim absurdzie. Aż czuć lęk przed lasami mopowymi. Fabularnie niby dużo się dzieje, ale to raczej wrażenie wynikające z krótkich i dynamicznych scen. Czytając, pomyślałem sobie, że nie pogardziłbym mitologią świata Kurzów.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Nowa Fantastyka