- Opowiadanie: Ćwikiełka - Baba Jaga

Baba Jaga

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

thargone, NoWhereMan, Werwena

Oceny

Baba Jaga

 Baba Jaga wyszła przed chatę i z trudem wyprostowała zgarbione wiekiem plecy. Podreptała wolniutko do ławki ustawionej obok krzywego płotka. Wokół ławki wiły się nieporządnie nasturcje, zza sztachet swoje żółte główki wychylały rudbekie, kwieciły się lilie o omdlewającym zapachu. Ciężko przysiadła na brzegu ławki, opierając obok swoją laskę wystruganą z dębowej gałęzi. Letnie słońce miło grzało stare kości. Zgrubiałymi od reumatyzmu palcami zgarnęła fałdy obszernej spódnicy i ostrożnie wyciągnęła opuchnięte nogi obleczone w grube pończochy. Krytycznym spojrzeniem obrzuciła rozdeptane kapcie, które miała nasunięte na stopy. Nagle zamaszyście splunęła na ziemię.

”Tfu!” – pomyślała. “Do kitu ta starość.”

Gdyby znajomi sprzed kilku wieków ją zobaczyli, nigdy by nie dali wiary, że to właśnie ona, Baba Jaga. Ech, średniowiecze. To były czasy! Miała wtedy jędrne ciałko, długie włosy i nosiła suknie z dekoltem. Niejeden z wioski tu do niej przychodził, na swoje zatracenie, oj niejeden. Chłopi zachodzili, i kupcy, i panowie na włościach. Niby to przychodzili się poradzić i wróżby wysłuchać, a tak naprawdę tylko czekali okazji, coby ją na siano zaciągnąć. A ona owszem, co który był gładszy, to i chętnie się zabawiła. Zachichotała na wspomnienie jednego szczególnie jurnego barona, co ją chciał baronową uczynić. Nagle posmutniała, patrząc na swoje powykręcane dłonie.

– I co mi z tego zostało. Nic. Teraz tylko lumbago i problemy z pęcherzem – rzekła w przestrzeń, skarżąc się brzózce, rosnącej przy jej chatce.

Brzózka zatrzepotała listkami w odpowiedzi tak, że Baba Jaga zastanowiła się, czy aby przypadkiem kogoś w to drzewo nie zaklęła. Nie mogła sobie jednak przypomnieć, wzruszyła więc tylko ramionami.

Wróciła do swoich rozmyślań. Starała się zwykle nie wspominać dawnych czasów, bo straszna żałość ją wtedy ogarniała i zaczynały się od razu odzywać wrzody na żołądku. Jednak nie potrafiła sobie odmówić rozkoszy tamtych dni, gdy była w tej puszczy, ba, nawet w tym kraju, kimś, kto się liczy.

Wspominała dawne sabaty, kiedy to na Łysej Górze razem z innymi wiedźmami tańczyła nago w świetle księżyca. Żaden z śmiertelników nie odważył się im wtedy przeszkadzać, o nie! A jeśli znalazł się jaki śmiałek, miał do czynienia z Rokitą, ten to potrafił pogonić, bodąc rogami i dymiąc oparami siarki z nosa! Ciekawe co też się z nim teraz działo… I co z Borutą, z Lichem, ze Smętkiem, z Dusiołkiem…? Pewnie siedzą gdzieś pod jakim kamieniem przydrożnym, ze skulonymi ogonami czekają na lepsze czasy. Może czasem tylko wyskoczą, kogoś dla zabawy postraszą, ale czy to teraz kto się Złego boi… Pokręciła zdegustowana głową.

Ciężkie czasy rozpoczęły się wraz z POSTĘPEM. Nienawidziła tego słowa z całego swojego czarnego serca. POSTĘP zniszczył jej cały świat, a ją samą zdeptał i zostawił taką oto, połamaną reumatyzmem starowinką.

Najpierw przestali przysyłać jej dary. Nie uświadczyła ani małej kurki, ani świeżego miodu, ani nawet wianuszka grzybów suszonych. Nie to, że sama sobie tego nie potrafiła zapewnić, o nie! Ale ludziska chcieli żyć z nią dobrze, to dzielili się tym, co mieli. Później przestali przychodzić po wróżby i po porady. Toż to zabobony, krzyczeli na nich z ambon i w szkołach. Nauka da wam na wszystko odpowiedź, radzili uczeni. A głupie ludziska słuchali, i wciskali uczonym złote i srebrne monety, zamiast bańkę mleka mądrej Babie Jadze przynieść. Następnie przestały pojawiać się kobiety po zioła i lekarstwa. Teraz miały już swoich znachorów, z tytułami i z mądrymi podręcznikami, których nikt oprócz nich nie rozumiał. A na koniec, co najgorsze, zapomnieli. Wpisali między bajki, wcisnęli na półki z legendami, nie wierzyli w historie opowiadane przez starców przy ogniskach, że w lesie żyje Baba Jaga co dzieci porywa i je. Z tymi dziećmi to też nie do końca prawda. Porywała, owszem, ale nie jadała. Na kolejne pokolenia wiedźm wychowywała, żeby nie zaginęły nauki i wiedza gromadzona przez wieki.

Smutne życie twoje w tym cywilizowanym świecie, Babo Jago, smutne i samotne. Teraz nawet te dzieci są jakieś inne! Takie niewydarzone. Nie bawią się wcale, nie śmieją. Chodzą dziwacznie ubrane, wpatrzone w dziwne szkiełka trzymane w dłoniach (Baba Jaga podsłuchała, że mówi się na to "smartfon"). Ani takie to dzieciątko sił witalnych nie ma, z których by Baba Jaga zaczerpnąć ciut mogła. Gapią się tylko w te swoje ustrojstwa i suwają po nich palcami, że niby w gry grają. Raz koło chatki przechodziła duża grupka takich dzieci. Baba Jaga wyszła do nich na chwilę, by może czarami które do siebie przywiązać. A żeby to się dało! Zaraz opiekunka do niej wyskoczyła, że z obcymi dzieci rozmawiać nie mogą i poszła szybko dalej. Kilku chłopców, jak tylko nauczycielka odwróciła wzrok, skorzystało z okazji i obrzuciło ją i jej chatkę kamieniami. Złorzeczyła im i groziła pięścią, a ci tylko w śmiech! Zostawili po sobie kilka pustych puszek po pepsi i torebkę po czipsach. A do czorta z takimi dziećmi! Nie chce ich w swoim lesie. Ani tym bardziej w swojej chatce.

– Zginąć ci tu przyjdzie marnie, Babo Jago – zamruczała do siebie ze smutkiem. Mocy w niej zostało ciut– ciut, tyle tylko, by nie umrzeć z głodu i starości. Raz przyszedł do niej jakiś typ z opieki społecznej, który dowiedział się, że jakaś stara babka w lesie sama mieszka. Zaczął gadać, że niby warunków odpowiednich nie ma, że chałupka stara, że do domu starców ja przeniosą. Strasznie ją wtedy zdenerwował… Nagle spojrzała odkrywczo na brzózkę kołyszącą się na wietrze. Ach, właśnie, to jego zaklęła wtedy w to drzewo! Mogłaby to już odwrócić, ale po prawdzie to siły do tego za bardzo nie miała, ani mocy wystarczającej, a przede wszystkim ochoty.

– Biedulku, musisz tu jeszcze trochę zostać – rzekła czule do drzewka, myśląc jednocześnie, że brzózka prezentuje się na tle chaty bardzo malowniczo.

I siedziałaby biedna Baba Jaga jeszcze długo przed chatką i rozmyślała sobie, gdyby nie głosy, które rozległy się w lesie.

“Znowu wycieczka?” – pomyślała niechętnie z początkowym zamiarem ukrycia się w chatce. Wolałaby nie napotykać więcej tych bezczelnych smarkaczy, z ich przemądrzałymi opiekunkami i smartfonami w kieszeniach. Jednak głosy były… inne. To nie były piskliwe wrzaski niedorostków, tylko basowe głosy dorosłych mężczyzn.

– …urwa… urwa… urwa… urwa… – Niosło się między drzewami. Jeden opowiadał coś z przejęciem, a reszta odpowiadała chóralnym rechotem. Wprawne ucho Baby Jagi wychwyciło, że intruzów było dziesięciu.

– A ja mu na to, kurwa, mówię, żeby tyle nie gadał, kurwa, tylko spadał, bo zaraz zadzwonią po psy. No i przyjechali, kurwa.

– Te, stary, zobacz jaka rudera.

– Kurwa, tak w środku lasu? – Zdziwił się jeden z głosów. Po świszczącym brzmieniu głosek poznała, że autorowi musiało brakować kilku zębów.

Głosy były coraz bliżej. Baba Jaga wsparła się na lasce i zwlokła ze swojej ławeczki. Wolniutko podeszła pod płot, aby obejrzeć niespodziewanych gości. Bądź co bądź, rzadko tu ktokolwiek zaglądał. Zerknęła na ścieżkę ponad bujnie rozrośniętymi kwiatami.

Leśną dróżką wśród traw zmierzało dziesięciu wysokich i barczystych młodych mężczyzn. Obcisłe koszulki podkreślały nadmierną i nienaturalną muskulaturę ciała. Głowy mieli przystrzyżone do gołej skóry, a przedramiona i szyje znaczyły czarne ścieżki tatuaży.

“Co też się teraz z tymi chłopami porobiło” – zdumiała się starowinka. Od kiedy piersi jej obwisły i włosy zbielały, nieczęsto tu takich młodych widywała. Ostatnio chyba, kiedy cofała się armia Napoleona spod Moskwy. “Wszyscy bez włosów, ani chybi kołtuny mieli lub wszy, że się tak wystrzygli.”

Intruzi byli już na tyle blisko, że mogła zobaczyć ich jednakowe stroje. Biało-zielone koszulki z literą L w kółeczku. Baba Jaga wytężyła pamięć, ale nie mogła sobie przypomnieć, czy już takie znaki kiedyś widziała. Ech, ta starość, nic już nie pracuje tak, jak powinno! Wtem poczuła głęboką złość na swój los. Cóż za jawna niesprawiedliwość! Oni tam, te młodzieniaszki, są pełni życia. Czuła, niemal namacalnie, ich zwierzęcą siłę. Mieli poczucie, że cały świat jest u ich stóp. Całe życie, choć pewnie krótkie i nędzne, przed nimi. A przed nią tylko samotność i mogiła. Czy tak ma skończyć ona, Baba Jaga, która potrafiła odczyniać takie czary i uroki, że oko bielało? Która ratowała życie i zabierała je, stojąc na straży równowagi? Która była taka potężna, że absolutnie każdy respektował jej władzę nad tym lasem…?

Nagle zrozumiała co musi zrobić. Ryzyko jest duże… Zużyje całą moc, którą jeszcze dysponuje… ale raz kozie śmierć! Jeśli się nie uda, lepiej umrzeć niż dalej wegetować z reumatyzmem i wrzodami. Decyzja zapadła.

– A kawalerowie dokąd to tak spieszą? – zagadała skrzeczącym, starczym głosem.

– Kurwa, to tu ktoś mieszka? – Zdumiał się bezzębny przywódca bandy. Dopiero przechodząc kilka metrów od niej zauważyli pomarszczoną twarz Baby Jagi wystającą ponad otaczającą roślinność.

– Ano mieszkam sobie, kawalerze, tutaj – przytaknęła przymilnie, zastanawiając się w duchu co pocznie, jeśli i oni zechcą obrzucić ją kamieniami. – Już ładnych kilkadziesiąt latek. – Przecież nie powie im, że kilkaset, bo pomyślą, że uwiąd starczy dotknął też jej mózgu.

Jednak ci tutaj, mimo dziwnego słownictwa, wydawali się lepiej wychowani niż młodzież szkolna. Widząc drżącą starowinkę, grupka zwolniła kroku, a później przystanęła.

– Przepraszam, jeśli przeszkadzam – podjęła Baba Jaga. – Alem ciekawa, co tu takich kawalerów sprowadza.

– Z ustawki, babciu, wracamy. – Zarechotał Bezzębny. Reszta grupy mu zawtórowała. – Wie babcia, co to ustawka?

– Oczywiście. – Baba Jaga nie była do końca pewna czy wie, ale sądząc po stanie uzębienia swojego rozmówcy oraz po siniakach i podbitych oczach reszty chłopaków domyśliła się, że chodzi o jakąś współczesną utarczkę.

– Ale dostali od nas, kurwa! – cieszył się Szczerbaty. – Leżą tam teraz i zdychają! – dodał z mściwym błyskiem w oczach.

Nagle cała grupa jęła śpiewać piosenkę o jakiejś Legii, że nie ma takiej drugiej w całym świecie i że chcą za nią umierać.

“Legia?” – myślała gorączkowo Baba Jaga. “Jakaś dziewczyna?” Jednak nie zadała tego pytania na głos. Uśmiechnęła się za to i pokiwała głową.

– To pięknie kawalerze, to pięknie. A z kim żeście walczyli?

– Z Pogonią – odparł nadobny młodzian. Baba Jaga zdumiała się. Nieźli musieli z nich być woje, skoro z rycerzami na koniach wygrali. Tym lepiej dla niej.

– A ja tu właśnie próbuję szczap narąbać. – Pokazała drżąca dłonią stosik drewna naszykowany do pocięcia na mniejsze kawałki. – Ale siły nie mam, pomyślałam, może kogo poproszę. A tu kawalerowie idą, tacy duzi i silni, to myślę, może starej… hmm hmm, babci Agnieszce pomogą… – powiedziała chytrze.

Szczerbaty spojrzał na nią niepewnie po czym zerknął na swoich towarzyszy. Jeden zagwizdał przez zaciśnięte zęby ze złością.

– Stary, kurwa, nie mamy czasu. Musimy być dzisiaj jeszcze u Łysego, pamiętasz?

Szczerbek zawahał się, a tymczasem najniższy, krępy chłopak ze złamanym nosem nieoczekiwanie przyszedł Babie Jadze z pomocą.

– Weź, Kogut, nie bądź ciul. W pięć minut to drewno porąbiemy. Co ty, babci nie masz?

Reszta towarzystwa tak jakby zawstydziła się i zarumieniła pod swoimi tatuażami. Jeden Kogut nadal wyglądał na niezadowolonego.

– Te, Kogut, a może cię uszkodzili za bardzo co? I siły teraz, kurwa, nie masz, co? – zapytał Złamany Nos. – Albo żeś nigdy porządnej siekiery w łapie nie trzymał, he he he… – zarechotał, a pozostali mężczyźni zgodnie dołączyli.

Kogut napuszył się jak jego podwórkowy odpowiednik i bez słowa wziął się do przerzucania bali leżących pod komórką. Dwóch chwyciło zgodnie za siekiery, reszta układała porządnie porąbane szczapy przy ścianie chatki. Baba Jaga uśmiechnęła się z satysfakcją i wykonała skomplikowany gest krzywymi palcami prawej dłoni.

Czas upływał… Mężczyźni zgodnie pracowali, od czasu do czasu intonując piosenkę o Legii. Porównując swoje napompowane muskuły prężyli się nad pieńkami. Baba Jaga tuptała wkoło nich podpierając się laseczką, kiwała zadowolona głową i coś tam do siebie mamrusiła. Zajęci pracą, która powinna im zająć nie więcej niż kwadrans nie zauważali, że drewna wcale nie ubywa, że zbliża się wieczór i cienie nocy powoli wynurzają się z lasu. Rąbali drewno i rąbali, i nosili, i układali. Nie zauważali, że coraz rzadziej intonują pieśni, że ręce im słabną a oddech staje się cięższy i rzężący. Gdyby ktoś postronny zajrzał im w twarze zobaczyłby absolutną pustkę. Zobojętniali i milczący, nie byli w stanie dostrzec zmian, jakie zaszły w Babie Jadze, czy też w babci Agnieszce, jak im się przedstawiła. Laseczkę odrzuciła na bok, jej kroki się wydłużyły i stały bardziej sprężyste, wyprostowała plecy. Z zadowoleniem oglądała swoje odmłodniałe nagle dłonie, pozbawione zgrubień i plam wątrobowych. Kiedy zapadła ciemność przysiadła ponownie na ławce, machając w powietrzu nogami jak mała dziewczynka, z przyjemnością przyglądając się zapracowanym mężczyznom.

Czas upływał… Zmierzch zabrał już kolory dnia i świat pogrążył się w szarościach. W narastającej ciemności zaczęły budzić się nocne zwierzęta. Wychynęły spośród traw, wysunęły zaspane cielska z ciemnych nor, opuściły ciche gniazda i zmurszałe dziuple drzew. Pohukiwaniem, miękkim łopotem skrzydeł i szelestem traw pod łapami dały światu znać, że nadchodzą. Jednak… ta noc była inna niż zwykle. Zatrzymały się na chwilę, węsząc, wypatrując i nasłuchując. Wyczuły, że w lesie dzieje się coś od wieków niespotykanego. Nagły, głęboki puls z głębi lasu przeniknął je do głębi napełniając dziką, nieskrępowaną energią i radością. Stworzenia nocy rozpoczęły szalony taniec, biegając i latając jak w amoku. Szczekały i wyły upojone rozpierającą je mocą, z zachwytem witały czerwony księżyc i wirujące w szalonym pędzie gwiazdy.

– To ta noc! – krzyczały lisy.

– To ta noc! – zawodził wilk.

– Ta noc! Ta noc! – huczały sowy.

Instynkt dziesiątek pokoleń przodków zakumulowany w ich ciałach podpowiadał, że oto są świadkami odrodzenia pradawnej mocy rządzącej tymi lasami. Że oto nadchodzi ich opiekunka w całej swej sile i chwale. Podążyły więc do pulsującego falami mocy serca lasu, którego zew tęsknie ich nawoływał.

Czas upływał… Wokół chatki na kurzej nóżce swoje harce rozpoczęły świetliki, fruwając w podniebnym tańcu. Księżyc jaśniał bladym, zimnym światłem, odbijając się w dziesiątkach par ślepiów wpatrzonych w to zadziwiające, nocne przedstawienie. Odgłosy głuszy rozlegały się co chwila, niosąc w przestrzeń ogrom ekscytacji i oczekiwania. W blasku gwiazd po podwórzu wlekło się kilka zgarbionych postaci, z trudem próbując przenosić drewniane bale. Kilka innych leżało w dziwnych pozycjach w przypadkowych miejscach na ziemi. Lekkie ruchy ich klatek piersiowych wskazywały, ze są pogrążeni w głębokim śnie. A wokół nich…

Wydawało się, że świeci swoim własnym blaskiem. Wrażenie to sprawiały jasne włosy, w których odbijał się blask księżyca oraz oczy gorejące czystą mocą. Co chwila wybuchała głośnym, perlistym śmiechem, od którego jej różowe, pełne usta rozchylały się w młodzieńczym uśmiechu. Gdyby przechodził tamtędy ktoś obcy zdziwiłby się, czemu tak niezwykle urodziwa dziewczyna ubrana jest w brzydkie, siermiężne ubranie i filcowe papucie. Ale hoże dziewczę za nic miało swój ubogi strój. Biegała, podskakiwała, robiła piruety i tańczyła ze szczęścia. Ta sama co przed wiekami. Mocna, piękna i niebezpieczna. Baba Jaga.

Noc powitała ją deszczem gwiazd.

 

Ranek zastał Babę Jagę siedzącą na trawie przed chatką, Była półnaga, z zachwytem poprawiała skąpą lnianą koszulinę, którą wyciągnęła ze starego kufra. Cieszyła się swoim odzyskanym, młodym ciałem.

– Nooo… To rozumiem… – mruczała ukontentowana, muskając białymi dłońmi delikatną skórę przedramienia. Wypiła łyk kwaśnego mleka z kamionkowego kubka. Do jej małych stóp tuliły się dwie łasice. Czułym wzrokiem obrzuciła dziesięć nieruchomych postaci leżących nieopodal kurnika.

– Moje zmęczone biedactwa – powiedziała słodkim głosem. – Śpijcie sobie dzieciątka, śpijcie. Zacnie żeście się napracowali.

Najbliżej niej, z policzkiem wciśniętym w kurzą kupkę, leżał Szczerbaty. Nie był to jednak ten sam byczek co wczoraj. Wspaniałe bicepsy zniknęły, klatka piersiowa zapadła się, policzki nabrały odcienia chorobliwej bladości. Najprościej rzecz ujmując, Szczerbek wyglądał, jakby od kilku miesięcy poważnie nie dojadał i jednocześnie pracował w kamieniołomach. Podobny widok przedstawiali jego kamraci. Jeszcze kilkanaście godzin temu pełni werwy i nabuzowani przemocą, dzisiaj spali, opierając głowy na kościstych przedramionach, ubrani w za szerokie koszulki na wystających żebrach.

– Troszkę sobie odpoczniecie – wytłumaczyła śpiącym Baba Jaga. – A za kilka dni wypuszczę was do domu. Chyba, że któryś zechce zostać ze mną troszkę dłużej – zachichotała, oblizując różowe usta. Wystawiła twarz do słońca, śmiejąc się pod nosem i rozchełstując koszulę jeszcze bardziej. Wokół panowała cisza, przerywana chrapaniem i sapaniem dziesięciu niefortunnych pomocników. Zapowiadał się piękny dzień. Tylko szum delikatnych gałązek brzozy rosnącej opodal chatki brzmiał jakoś tak smutno.

 

Z notatki lekarskiej:

Wszyscy pacjenci przyjęci na oddział z objawami silnej anemii i oznakami odwodnienia. Z czterema kontakt słowny całkowicie niemożliwy, katatonia. Dwóch nieprzytomnych, bełkocze przez sen ("dawaj siekierę") bądź płacze. Kolejnych czterech z omamami wzrokowo-słuchowymi. Twierdzą, ze byli więzieni przez wiedźmę, która wykorzystywała ich seksualnie w swojej chatce. Jeden błaga nas, abyśmy go odwieźli z powrotem do lasu. Ciekawy przykład psychozy zbiorowej. Zgłoszono do organów ścigania pojawienie się w okolicy nowego dopalacza o nazwie "siekiera". 

Koniec

Komentarze

Starość Baby Jagi to nie jest temat nowy, ale coś tam od siebie dodajesz. Jak dla mnie, trochę za wolno się to rozkręca, przycięłabym opisy przyrody i starości – każdy mniej więcej wie, jak to wygląda. Jeśli nie z autopsji, to z obserwacji.

Masz błędy w zapisie dialogów, to najbardziej rzuca się w oczy.

Zgrubiałymi od reumatyzmu palcami zgarnęła powoje obszernej spódnicy

Na pewno powoje?

– Tfu!- pomyślała.– Do kitu ta starość.

Jeśli pomyślała, a nie powiedziała, to wypadałoby to zapisać jakoś inaczej niż dialog. BTW, spacje z obu stron myślnika.

Babska logika rządzi!

No cóż, starość, w przeciwieństwie do młodości, rzadko bywa szczęśliwa i radosna, nawet jeśli dotyczy istot tak szczególnych jak Baba Jaga. Tyle że babcia Agnieszka, choć wiekowa, słaba i schorowana, umiała temu zaradzić.

Powiedziałbym, że to całkiem niezły debiut, gdyby nie liczne błędy i usterki, które nie ułatwiają lektury.

 

Wokół ła­wecz­ki wiły się nie­po­rząd­nie łubin i na­stur­cje… –> Jeszcze nie widziałam wijącego się łubinu.

 

Zgru­bia­ły­mi od reu­ma­ty­zmu pal­ca­mi zgar­nę­ła po­wo­je ob­szer­nej spód­ni­cy… –> Czy aby nie miało być: Zgru­bia­ły­mi od reu­ma­ty­zmu pal­ca­mi zgar­nę­ła fałdy ob­szer­nej spód­ni­cy

 

– Tfu!- po­my­śla­ła.– Do kitu ta sta­rość. –> Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

Niby to przy­cho­dzi­li się do­ra­dzić i wróż­by wy­słu­chać… –> Niby to przy­cho­dzi­li się poradzić/ po poradę i wróż­by wy­słu­chać

Doradzić można komuś, ale nie można się doradzić.

 

– I co mi z tego zo­sta­ło. Nic. Teraz tylko lum­ba­go i pro­ble­my z pę­che­rzem. – rze­kła… –> Zbędna kropka po wypowiedzi.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

Żaden z śmier­tel­ni­ków nie od­wa­żył się im wtedy prze­szka­dzać,o nie! –> Brak spacji po przecinku.

 

( Baba Jaga pod­słu­cha­ła… –> Zbędna spacja po otwarciu cudzysłowu.

 

Ani takie to dzie­ciąt­ko ener­gii nie ma, ani sił wi­tal­nych… –> Energiasiły witalne to synonimy, znaczą to samo.

 

Zło­rze­czy­ła za nimi i gro­zi­ła pię­ścią… –> Zło­rze­czy­ła im i gro­zi­ła pię­ścią

Można złorzeczyć komuś, ale nie można złorzeczyć za kimś.

 

Zo­sta­wi­li po sobie kilka pu­stych pu­szek po Pepsi… –> Zo­sta­wi­li po sobie kilka pu­stych pu­szek po pepsi

Nazwy napojów zapisujemy małymi literami. http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

Mocy w niej zo­sta­ło ciut ciut… –> Mocy w niej zo­sta­ło ciut-ciut/ ciut, ciut

 

A ja mu na to, …urwa, mówię, żeby tyle nie gadał, ..urwa, tylko spa­dał, bo zaraz za­dzwo­nią po psy. No i przy­je­cha­li,…urwa. –> – A ja mu na to, kurwa, mówię, żeby tyle nie gadał, kurwa, tylko spa­dał, bo zaraz za­dzwo­nią po psy. No i przy­je­cha­li, kurwa.

Wcześniej Baba Jaga mogła słyszeć echo rozmów dziesięciu panów, ale skoro podeszli, to chyba słyszała ich wyraźnie. Autocenzura jest zbędna. Uwaga dotyczy też autocenzury w dalszym ciągu opowiadania.

 

-..urwa, tak w środ­ku lasu? –> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Brak jednej kropki w wielokropku, który tutaj jest zbędny. Wielokropek ma zawsze trzy kropki. Zbędna autocenzura.

Winno być: – Kurwa, tak w środ­ku lasu?

 

Głowy mieli wy­go­lo­ne do gołej skóry… –> Zbędne dopowiedzenie. Golenie to usuwanie włosów/ zarostu tuż samej skórze.

 

– A ja tu wła­śnie pró­bu­ję drew­na na­rą­bać– po­ka­za­ła drżą­ca dło­nią sto­sik drew­na na­szy­ko­wa­ny… –> Powtórzenie.

Proponuję: – A ja tu wła­śnie pró­bu­ję szczap na­rą­bać.Po­ka­za­ła drżą­ca dło­nią sto­sik drew­na, na­szy­ko­wa­ny

 

jej kroki się wy­dłu­ży­ły i stały bar­dziej sprę­ży­sty, wy­pro­sto­wa­ła plecy. –> Literówka.

 

To ta noc! Krzy­cza­ły lisy.

To ta noc! Za­wo­dził wilk.

Ta noc! Ta noc! Hu­cza­ły sowy. –> Zapisałabym to jak dialog:

– To ta noc! – krzy­cza­ły lisy.

– To ta noc! – za­wo­dził wilk.

– Ta noc! Ta noc! – hu­cza­ły sowy.

 

In­stynkt dzie­sią­tek po­ko­leń ich przod­ków za­ku­mu­lo­wa­ny w ich cia­łach mówił im, że oto są świad­ka­mi od­ro­dze­nia pra­daw­nej mocy rzą­dzą­cej tymi la­sa­mi. Że oto nad­cho­dzi ich opie­kun­ka… –> Nadmiar zaimków. Czy wszystkie są konieczne?

 

dziew­czy­na ubra­na jest w brzyd­kie, sier­mięż­ne ubra­nia… –> …dziew­czy­na ubra­na jest w brzyd­kie, sier­mięż­ne ubra­nie

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą mamy na sobie to ubranie.

 

Zro­bi­ła łyk kwa­śne­go mleka z ka­mion­ko­we­go kubka. –> Czy dobrze rozumiem, że kamionkowy kubek przemieniła czarami w łyk kwaśnego mleka?

A może miało być: Wypiła łyk kwa­śne­go mleka z ka­mion­ko­we­go kubka.

 

spali, pod­pie­ra­jąc głowy na ko­ści­stych przed­ra­mio­nach… –> …spali, pod­pie­ra­jąc głowy ko­ści­stymi przed­ra­mio­nami… Lub: …spali, o­pie­ra­jąc głowy na ko­ści­stych przed­ra­mio­nach

 

Wy­sta­wi­ła buzię do słoń­ca… –> Wy­sta­wi­ła twarz do słoń­ca

Buzię mają dzieci.

 

Zgło­szo­no do or­ga­nów ści­ga­nia po­ja­wie­nie się w oko­li­cy no­we­go nar­ko­ty­ku o na­zwie "sie­kie­ra". –> Napisałabym raczej: Zgło­szo­no do or­ga­nów ści­ga­nia po­ja­wie­nie się w oko­li­cy no­we­go dopalacza o na­zwie "sie­kie­ra".

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak ma debiut to bardzo ładnie. Regulatorzy wytknęła już błędy więc nie będę się czepiam. Powiem tylko że temat oklepany i raczej nudny. Opisy przyrody omijałem.

Nic nowego pod słońcem, ale przyjemna wariacja na temat. Byłoby jeszcze przyjemniej, gdybyś poprawiła wskazane błędy, bo one jednak tę lekturę utrudniają. Tekst opublikowany na portalu możesz zmieniać do woli, choć w przypadku zmian zasadniczych warto o tym poinformować czytelników ;) Niemniej to, co dostaniesz w łapankach, po prostu poprawiaj – kolejni czytelnicy dostaną lepszy tekst, co wpływa na ich odbiór i oceny.

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję za powyższe wyczerpujące uwagi, wypunktowane błędy poprawiłam. Dziękuję też za linki, przydatne bardzo :)

Bardzo się cieszę, Ćwikiełko, że linki i uwagi uznałaś za przydatne. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałem tekst już po wprowadzeniu poprawek, więc błędów nie dostrzegłem, a to pozwoliło mi na cieszenie się zupełnie niezłym stylem – lekko i ze swadą, czasem zabawnie, czasem melancholijnie, czasem znowu obrazowo i nieco poetycko. Debiut na portalu, ale taki zupełny debiut to chyba nie jest – bardzo dobrze operujesz słowem, budową zdań, ogólnym klimatem tekstu.

O treści już się wypowiedziano – nic nowego, choć pomysł na urok wysysający siły witalne poprzez rąbanie drew całkiem fajny. Ogólnie tekst całkiem fajny i lektura sprawiła mi przyjemność. A to, w połączeniu ze wspomnianym dobrym stylem (i faktem, że szybko wyszlifowałaś co trzeba) powoduje, że klik się należy. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

thargone, dziękuję za klik oraz za bardzo miłe słowa. Opowiadanie nie jest moim debiutem, ale ostatnio zajmowałam się pisaniem dla przyjemności w czasach szkolnych, czyli niestety ponad dekadę temu :)

Sympatyczny tekścik, taki w sam raz na wyluzowanie. Czytało się go przyjemnie, temat nienowy, ale ujęty zgrabnie. Zgadzam się z Finklą, że długo się rozkręca, ale nie jest to jakaś krytyczna wada. Za to od przybycia Szczerbatego z ekipą jest już całkiem ciekawie. Dam więc klika, bo szort wyszedł zacnie.

Co do problemów technicznych, chwytaj ciekawe linki, na pewno pomogą:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Bardzo dobre opisy przyrody. I temat, nie powiem, ciekawy. :) 

Przyjemne, nostalgiczne, podobnie jak “Paciorek” łączące humor z nawiązującą do dziecięcych strachów grozą. Podobało mi się :)

Ciekawa ta Jaga – staruszka, strumień świadomości, którym otwierasz tekst, pozwala bardzo się do niej zbliżyć, bo choć może starość nie wszystkim jeszcze jest znana, to nostalgia już tak – zagrałaś na uniwersalną nutę i ja to kupiłam. W którymś momencie złapałam się jednak na tym, że choć czyta mi się przyjemnie, to czekam już na jakieś wydarzenia. Dlatego wstęp oceniłabym jako udany, choć nazbyt rozciągnięty.

Potem, od pojawienia się byczków, nastrój nieco się zmienia, więcej jest humoru, chociaż muszę przyznać, że nieco obawiałam się, jak się to spotkanie skończy. Na szczęście okazało się, że nie doceniłam sił starowinki ;) Spodobało mi się, jak sobie z nimi poradziła, ucieszyłam się, że odzyskała utęsknioną młodość. 

Masz ode mnie kolejny klik :)

 

Dwa czy trzy razy zauważyłam jakieś powtórzenia, ale na większe wyboje nie wpadłam. Pasuje mi Twój styl – jest płynnie, z wyrazem, choć raczej prosto – pasuje to i do treści i do konwencji (takiej bajkowej).

 

Tekst mnie nie zachwycił, chociaż historyjka lekka i da się ją przeczytać bez większych boleści. Co mnie raziło w oczy, to źle zapisane dialogi. Ogólne wrażenie pozytywne. 

Stylistycznie kilka drobnostek zakłuło mnie w oczy, szczególnie na początku. Druga część tekstu już mnie wciągnęła i czytałem ją z przyjemnością. Opowiadanie dość lekkie, z pewną dozą humoru. Jakbyś się skusiła na betę przed publikacją, to pewnie byłoby już w bibliotece. 

 

Kilka sugestii z mojej strony:

– za często używasz spójnika “i”,

– przymiotników gdzieniegdzie jest za dużo, przez co opisy stają się przyciężkie,

– zwracaj uwagę na powtórzenia,

 

 Baba Jaga wyszła przed chatkę i z trudem wyprostowała zgarbione wiekiem plecy. Podreptała wolniutko do ławki ustawionej obok krzywego płotka.

Za dużo zmiękczeń w jednym zdaniu

 

Dalej jest w tekście też zmiękczenie “kurza kupka”.

Zmiękczenia słów uważanych za “nieładne” lub “wulgarne” bardzo mnie rażą. Sprawia to wrażenie jakby autorowi “brzydkie” słowo nie chciało przejść przez gardło, i próbował złagodzić jego wydźwięk. Efekt mnie zwykle drażni.

 

Na koniec jeszcze uwaga metrytoryczna. Nie wiem jak jest obecnie, ale przez długie lata Legia z Pogonią miała “zgodę”, więc ustawka między tymi akurat kibicami byłaby mało prawdopodobna. Być może teraz jest inaczej.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

@Werwena

dziękuję za komentarz. Cieszy mnie, że tekst się spodobał.

Po przejrzeniu opowiadania po raz n-ty i po Waszych uwagach widzę, że wstęp rzeczywiście jest przydługi. Jednak stwierdzam, że nie będę go zmieniać– niech zostanie ku wiecznej pamięci, aby takich więcej nie robić :)

 

@chroscisko

zmiękczenie “kupka” tyczyło się raczej ilości guano niż mojej awersji do używania “brzydkich” wyrazów :D ale masz słuszność co do innych zmiękczeń, zaraz je poprawię. Dzięki!

Nowa Fantastyka