Profil użytkownika


komentarze: 32, w dziale opowiadań: 0, opowiadania: 0

Ostatnie sto komentarzy

A za tym wszystkim stoją zazwyczaj interesy polityczne i ekonomiczne.

Zmienia tyle, że twórcy nie będą inwestować czasu i pieniędzy w coś, na co zwraca uwagę tylko garstka, ryzykując odwrócenie uwagi od tych elementów, na których chcą się skupić.

Nie chodziło mi o czepianie się, ale raczej o to, że checklista bez tego drugiego czynnika, jakim jest gorrrąca pasja, jest wybrakowana. A i checklistę trzeba dobierać pod założenia literackie. Różni ludzie różnych rzeczy szukają.   "Może tylko zyskać niż stracić"… proszę, tam są fani ultra epic superhero fantasy, proszę im spróbować wytłumaczyć, że fakt, że Złoczyńca któremu przeszkodzono 200 razy, raczej się zniechęci i nie będzie próbował tego samego przez kolejne 100 odcinków, a także, że powinno być wytłumaczone skąd bierze fundusze na swoje apokaliptyczne przedsięwzięcia, no i że "zniszczenie świata" nie ma sensu. Prawdopodobna odpowiedź: "nie czaisz klimatu".

BTW Jak to "naprawdę" było u Tolkiena możecie przeczytać o Kiryła Jeśkowa w "Ostatnim Władcy Pierścienia" ;) Polecam!

Wybaczcie, nie wszystkie komentarze przeczytałem, ale przejrzałem.

Sapkowski trochę o tym mówi w wywiadzie-rzeka z Beresiem. Mniej więcej przywołując średniowieczną pogardę dla życia i zmienność historyczną poczucia moralności (co nie wyklucza zainteresowania i przerażenia śmiercią). Uwzględnić także należy odmienne wychowanie i kulturę poszczególnych warstw społecznych, szczególnie dawniej, kiedy transfer z chłopa do króla raczej rzadko występował.   Natomiast chciałbym się przede wszystkim odnieść do tytułowych przykładów. Zgadzam się z Władcą Pierścieni, w ogóle saga od strony socjo-psychologicznej raczej cieńka (z całym szacunkiem: wiele dobrego można powiedzieć o tym dziele, Tolkien wielkim pisarzem był, bla bla, ale akurat nie to). Natomiast problematyka śmierci w Sadze jest podjęta moim zdaniem (zdaniem osoby żyjącej w XXI wieku, nie-eksperta) bardzo dojrzale. A to całe zamieszanie, że Martin tak lubi zabijać bohaterów to nakręcona medialnie histeria adresowana do przeciętnego amerykańskiego czytelnika wychowanego głęboko w konwencji epicko-superbohaterskiej. Najlepsze jest to, że w momencie gdy Martin, szczególnie w ostatnich dwóch tomach, więcej dał rozdziałów gdzie się nie biją i zabijają, to od razu "nuda nuda nic się nie dzieje". W książkach kilkukrotnie jest też wyszczególnione, że te gwałty i morderstwa to nie zawsze była codzienność (nie wszędzie). Państwo pogrążyło się w chaosie wojny domowej, a jak to w wojnach domowych bywa tu już nie chodzi o potyczkę o piędź ziemi i honor rycerski, ale na wybicie wroga do nogi.   Nasza psychika też ma duże zdolności adaptacyjne. Problem z PTSD nie jest taki, że jest to złe funkcjonowanie umysłu. Problem w tym, że umysł przyzwyczaja się do warunków wojny, ciągłego stresu, balansowania nia krawędzi… a potem trzeba do domu wracać jako kochający ojciec. To ten kontrast ludzi dobija, tak mi się wydaje. Oni nie mogą wrócić do poprzedniego stylu życia. Oglądałem na YT wywiad z jednym weteranem i wychodziło z niego, że trening ma nawet wzmocnić bestialstwo, bo na wojnie się ono przydaje. Mówił, że jak strzelał do Arabów w Afganistanie to się śmiał, choć druga jego część nie mogła w to uwierzyć. Widziałem też wywiad z Rosjaninem na temat zdobycie Berlina w II wś. Mówił jak łapali Niemców i podrzynali im gardła w geście zemsty. W tak skrajnych warunkach człowiek się po prostu zmienia. Umysł jakoś tam układa się w ten sposób ze stresem i bliskością śmierci.

"Gwiezdne wojny" są pełne takich idiotyzmów. Ludzi poruszyła wizja świata, i to przedstawiona nie słowami, ale za pomocą prawdziwej "wizji", w szczegółach to toto się rozlatuje, a już w kontekście fabuły powiązanej z głównymi postaciami – zupełnie. No ale rozumiem, że stąd właśnie ten "wink" ;)   "Autorowi trudno przysiąść do tekstu na zimno", ale czasami, patrząc po fandomowych dyskusjach, mam wrażenie, że czytelnikom niewiele łatwiej ;) To przecież pasja! I dobrze: chłód pewnie można w sobie wyćwiczyć, ale czy nie płaci się tym ceny takiej, że codzienna lektura coraz mniej ciepła, coraz bardziej techniczna, "gdzież te niegdysiejsze emocje"? Chyba, jak zwykle, jest to kwestią złotego środka. Najbardziej nie lubię "ekspertów" zachowujących się jak "kontrolerzy jakości" ze swoją checklistą. Gdy coś mnie czasem chwyci za serce w jakiejś lekturze uważam, że warto przymknąć oko na pewne niedociągnięcia, ba, samo ono mi się przymyka, bo ich czasem nie zauważam!

^ dlatego nie umawiajmy się w Pod Minogą ;) tam ostatnio miałem starcie w tej kwestii

… nie wspomniałem jednak o właścicielach pubów rzucających się na przyniesiony przeze mnie prowiant, chcących wydusić ze mnie 30 zł na opakowanie przesolonych paluszków, które sprzedają. -.-

"złej nie broni nic i nikt" – ulubiony na tym forum pan Grey, anyone? ;)

@Bravincjusz (o hipoglikemii): powoduje, jeżeli się nie podjada i nie kontroluje poziomu glukozy. Problem w tym, że z jakiegoś dziwnego powodu, po alkoholu jakoś tak odrobinę ciężej jest z tą kontrolą ;)

Będę się jednak upierał, że kwestia błędów jest drugorzędna, w przypadku autorów już publikowanych. Takie są po prostu oczekiwania pewnej (dużej) grupy czytelników -> realizm gra tam zerową rolę, a nawet przeszkadza.   Posłuchajcie tych, co chwalą "Pacific Rim" czy "Thora". Nota bene, w grudniowym numerze Nowej Fantastyki był ktoś taki. Felieton Rafała Kosika zresztą mu poniekąd wtórował.

na Pyrkonie postaram się być. Miło by było Szanowne Towarzystwo Aspirujących Fantastów poznać. Mam co prawda problem z piciem, to oznaczy odwrotny do tego co myślicie – muszę być ostrożny (cukrzyca), więc raczej zwisać z żyrandola nie będę i nie będę mógł uczestniczyć w konwersacjach pod stołami… chyba że pójdę za radą diabetologa: najmniej węglowodanów ma czysta wódka.

mi się wydaje też, że to kwestia utartych stereotypów i konwencji.  Na wyższym poziomie to już można kłócić się o poglądy na temat ludzkich charakterów czy struktury ludzkiej psychiki, bo to nie zawsze jest takie jasne, ale na poziomie popkulturowych potworków chodzi o konwencję i cel. A celem tym jest zazwyczaj eskapizm. Nie będziemy pokazywać traumy po katastrofie, bo ta katastrofa ma służyć jako pretekst do opowieści o tym, jak to za krzywdę wyrządzana jest sprawiedliwość, w dodatku własnymi rękami przy użyciu "zaaaaajebiaszczych" supermocy i akompaniamencie one-linerów. Inaczej klient będzie niezadowolony z produktu – przyszedł odpocząć po 8 godzinach pracy i konfliktach z szefem, wczoraj był pogrzeb babki, a tu mu serwują powtórkę z tej "rozrywki".   Nie to, żebym sam był miłośnikiem literatury. Ale gdy, powodując się przykładami z historii i logiką polityczno-psychologiczną postaci, GRR Martin uśmierca jakiegoś bohatera to automatycznie dostaje hate-mail od zwolenników powyższego. No i te ciągłe utyskiwania na to gdzie w komiksach ten "stary dobry" szlachetny Superman bez problemów.   Realizm nie idzie w parze z eskapizmem.

W sumie powinienem się był dwukrotnie zastonowić, zanim zaczałem w innym temacie narzekać, że strona NF taka "nienowoczesna" – przynajmniej działa na moim pececie! ;D

ofc nie liczę że każdego miesiąca będę mógł mieć gierkę z TOP nowości śmigającą na najwyższych detalach – ale mnie cała generacja gier już ominęła, z zakupem kompa miałem taki pechowy timing, że zaraz potem rynek zaczął się przerzucać się na wielordzeniówki i PCI-E, ja nawet zupgradować niczego nie mogłem, same przestarzałe złącza na płycie głównej (a mówili, że płyta ma tyyyle możliwości rozbudowy). No a gry internetowe mają duży zasięg skalowania i niższe wymagania sprzętowr bo tam grafa nie najważniejsza. A moi znajomi czekają aż wrócę do nich w World of Warcraft <– nawet to mi nie chodzi (3fps w nowszych lokacjach). Jest jeszcze scena indie, i nawet z tego jestem wykluczony. Ha, youtube się już od jakiegoś czasu zaczął sypać, filmy w wyższej niż DVD jakości tną się i szarpią ekran…  Ogólnie rzecz biorąc jestem 100% pewien, że będę zadowolony z jakiegokolwiek upgrade'u. Kwestia skali ;)

co z tego, jak procesor jednordzeniowy? ;) zawiesza się na wejściu. Klepię biedę na razie, ale niedługo wkroczę triumfalnie w świat aktualnego sprzętu i technologii, wtedy się zacznie…

Ja najpierw muszę wymienić mojego 10-letniego kompa :P BTW to jest hyde park, więc chyba wolno rozmawiać o różnych różnościach? No i, jak rozmówcy wspomnieli, nie daleko fantastycznym grom od fantastyki ;)

Cholera, zróbcie coś z brakiem opcji edycji bo nie mogę patrzeć na literówki w moim poście!!! ;P

A propos płatności – nie można po prostu kartą? Ja się nie znam, ale większość serwisów internetowych, gdzie coś kupuję, ma opcję płatności kartą: albo "natywną" (przykład: GOG.com) albo obsługiwane przez jakieś 3rd party od procesowania płatności. To znaczy ok, wszystko zależy od stopnia lenistwa, bo tu też trzeba coś zrobić, ale na pewno mniej niż logowanie się na serwis bankowy i wypełnianie przelewu. A co do tematu poruszonego przez Anet, czyli co skłania nas, a co zniechęca do płatności za materiał w Internecie (oprócz omówionego już lenistwa), to mam pesymistyczno-idealistyczny pogląd na sprawy, jakkolwiek dziwnie brzmiałaby taka kombinacja. To znaczy: nie chodzi o "obiektywną wartość" materiału, ale o wpływ społeczny i wewnętrzne poczucie więzi i zobowiązania z autorami. Dlatego kupujemy. Bo np NF nie jest dla nas anonimowa, bo znamy redaktorów, bo chcemy im wynagrodzić wysiłek, bo chcemy wesprzeć projekt, bo znajomi z forum nas zachęcają. Nie "racjonalna jednostka wybierająca najlepszy dla niej produkt na rynku" ale "jednostka wchodząca w osobiste więzi". To była część idealistyczna. Część pesymistyczna jest taka, że jak to się nie uda, to Internet zmiecie z powierzchni kulturę jako biznes, jakkolwiek marny i ekskluzywny by teraz nie był, czyli kulturę jako zawód / sposób na życie. Ostanie się tylko może amerykańskie wielkobudżetowe holiłód i pokrewne. No albo wariant drugi, równie niewesoły, czyli kontrola Internetu przez podmioty gospodarcze. A więc, budujmy więzi, bądźmy interaktywni, dyskutujmy na forum, i te pe! The prophet has spoken.

Hmm… po moim przywitaniu też rozwinął się wątek o ciąży, coś musi być na rzeczy. Jak epidemia, coraz to nowych osób dotyczy ta ciąża. Rzeczywiście można się przestraszyć. A tak OnTopic: część Tomku, też jestem tu nowy!

Z góry przepraszam za objętość tekstu, ale ja wolę tak: raz a dobrze, a nie się rozdrabniać :P Zapoznaję się z dyskusją od deski do deski i podejmuję kilka wątków jakie się pojawiły.

Numer styczniowy jeszcze leży nieczytany, natomiast grudniowy mam obcykany, i "Aksjomat Wyboru" mi się bardzo podobał, choć może nie zostałem zwalony na kolana i nie zapłakałem z zachwytu. Mam wrażenie, że parę osób nie zrozumiało tutaj intencji autora, ale innych parę osób w dyskusji już te intencje objaśniło. Jestem zdecydowanie otwarty na tego rodzaju eksperymenty. Mam trzy spostrzeżenia odnośnie tej debaty: Irytuje mnie w tego typu rozmowach, gdzie w tle dokonuje się ocena jakiegoś produktu i sposobu jego prowadzenia – tu NF – że częstokroć przywołuje się mityczne Oczekiwania Czytelnika i czasem jakieś dane statystyczne wyciągnięte z rękawa, a może też, o zgrozo, predykcje typu "gdyby je zebrać to pewnie otrzymalibyśmy takie wyniki" (więc po co je zbierać). Wolałbym, żeby ludzie a) mówili za siebie, b) dopuszczali pluralizm odbiorców. Nawet gdy stosunek "za"-"przeciw" wynosi 30-70, to 30% to nadal spora grupa i nie należy ich potrzeb negować tylko dlatego, że są "mniejszością". Zazwyczaj też ludzie, którzy komentują, to specyficzna grupa (pojęcie vocal minority). Nie róbmy z siebie Reprezentantów Ludu. Nie wiemy jak jest, znamy głównie własne potrzeby. Skromnie. Inna rzecz, której nie lubię, to traktowanie sprawy jako albo-albo i tworzenie grubych murów między pojęciami. Nie jest tak, że forma i treść to byty które egzystują całkowicie niezależnie. Nie jest też tak, że eksperyment formalny z definicji odbywa się kosztem treści, a mam często wrażenie, że z góry się tak zakłada, tj. albo mamy Prawdziwe Dobre Opowiadania, albo Eksperymenty Formalne. Nie czytałem "Wesprzyjcie…", więc nie mogę powiedzieć, że nie jest tak, że treść nie udźwignęła ciężaru formy (see what I did there? -> zazwyczaj używa się tego określenia w odwrotnym kierunku). Być może, ale to żadna zasada ogólna. Jeśli forma ma swe uzasadnienie, jeśli ma swoje pokrycie i nawiązanie w treści – tak jak to było w przypadku Aksjomatu Wyboru, forma absolutnie nieprzypadkowa! – jeśli dokonuje się tu jakaś niebanalna obserwacja, to jak najbardziej, popieram takie eksperymenty. Pewnie część problemu w tym, że "Wesprzyjcie…" to satyra, bo namnożyło się w sztuce ogólnie (nie tylko w literaturze) utworów prześmiewczych, a o wiele trudniej jest potraktować rzecz na serio, a jeszcze trudniej – wymieszać humor z powagą. Ale to tylko spekulacja. Doszukiwanie się w tekstowych wypowiedziach tego, co "między wierszami", zawsze traktuję z podejrzliwością, bo to trochę wróżenie z fusów. Jeśli naszym medium jest tekst, to moim zdaniem nadawca musi wystrzegać się zamieszczania w nim takich międzywierszowych komunikatów, zaś odbiorca węszenia za nimi: bo wtedy debata zaczyna tracić sens, jak za komuny. Malakh mówiła o wzorze, poszerzeniu horyzontów: to nie oznacza, że jest tylko jeden wzór, a poszerzenie horyzontów następuje czasem poprzez poznanie "przeciwnika" czy "konkurenta", nie musimy od razu się z nim zgadzać. Fajnie jest się dowiedzieć, co się na świecie robi i co wywołuje reakcje, jakie mody panują, niezależnie od tego czy się z nimi zgadzamy, czy nie. Wzorzec jest Jeden, Wzorzec musi być Ideałem, albo Forma albo Treść, ufff… zlitujcie się, świat nie jest taki czarno-biały!   P.S. @ Janie_Janku : bardzo podoba mi się Twoja ostatnia wypowiedź, tak jak ją rozumeim. Podałeś w niej bliskie mi kryterium Dobrej Sztuki: czy powoduje pracę w mózgownicy, rodzi różne interpretacje i refleksje. Nieważne czy pozytywne czy negatywne. Już wolę "jezus maria, a po co on to pisał, może (tu 30 możliwości)" od "fajne (kropka, jedziemy dalej)". P.P.S. @ Michal3 Czemu nie? ;)

Okej, zakasać rękawy i do boju. ID: sam jestem 20+ Gdy pisałem, to nie domyślałem się, że chodzi o dotarcie tylko do grupy 30+. Definicja targetu od razu zmienia postać rzeczy. Tylko dlaczego definiować go tylko przez wiek? Czy to wystarczające kryterium? Moim zdaniem absolutnie nie, podbijanie serca grubej większości całej populacji w danym przedziale wiekowym to wyprawa z motyką na Słońce. I to nie tylko dlatego, że literatura jako taka nie ma już siły przebicia i nie konkuruje tylko z TV, ale dlatego, że kultura rozbiła się na nisze, w dużej mierze dzięki powszechności Internetu, tak jak rozpadła się wielka fonografia. Zresztą, nawet gdyby tak nie było, to po prostu nie można przedstawiać ani 30+ ani 20+ jako grupy jednorodnej. Wiek to zaledwie jedna ze zmiennych, jaką należy uwzględnić. Nie mówiąc już, że istnieje ogromna różnica między 15-20 a 20-30, a właściwie 25-30 to coś zupełnie innego niż poprzedzająca ją piątka (koniec studiów, mozolna transformacja na swoje). W każdym razie chodzi o dotarcie do pewnej niszy. Proszę wybrać się na przykład na Pyrkon i tamtą młodzież zachęcać, bo wiadomo, że z miłośnikami Graya będzie ciężej, aczkolwiek i tu pewnie da się coś zwalczyć. A na Pyrkonie pojawiło się ostatnio 12 tysięcy osób. Inna rzecz, że wyniki popularności Graya nie powinny dziwić z prostego powodu: mamy tu do czynienia z gigantyczną machiną medialną, dodatkowo daleko wykraczająco poza światek literatury. Marketingu w dzisiejszym świecie nie obejdziesz, dodatkowo powoduje on moim zdaniem wzrost sprzedaży, która nie skutkuje właściwą lekturą (ot, niechciane prezenty na przykład). Powstaje szum i tysiące nawiązeń popkulturalnych i ludzie chcą często wiedzieć, o co chodzi, niezależnie czy dobre, czy po to, by wyśmiewać to ze znajomymi przy piwie. Grupa 20+ potrafi być wierna (crowdfunding na przykład jest na to dowodem), ale "dobra literatura" to żadne określenie, to warunek wstępny, bo dalej jest już gust. To miałem na myśli mówiąc o charyzmie – czytelnik NF musi zaufać selekcji redakcji, musi poczuć z nią więź, identyfikować się z marką. Innymi słowy: powinien być fanem. Co z tego, że mamy "płatny" materiał. Są tysiące sposobów, aby dowiedzieć się o jakości (płatnego) pisarstwa danego autora na sposób darmowy: recenzje w internecie, serwisy takie jak "goodreads" czy "lubimy czytać", komentarze, fora, darmowe rozdziały, podcasty. A potem tylko do sklepu i kupujemy. Książke lub zbiór opowiadań. Nota bene wcześniej chodziło mi nie tylko o konkurencję literacką, tylko o wszystkich graczy chcących zaanektować czyiś "wolny czas", którego ostatnio nawet na studiach za dużo nie ma (2 fakultety, kurs językowy, staż, praktyka, praca w kawiarni w weekend). I nie można nawet tego ujmować w terminach tak ogólnych jak "literatura vs gry komputerowe". Jakie gry? Mamy retrogamerów, indie-gamerów, AAA-gamerów, MMO-gamerów, casual-gamerów – każda grupa poszukuje czego innego i każda z nich ma poczucie, że jest w swoim hobby w tyle, że można więcej, że nie nadąża za nowościami, że mogłaby poświęcić 100% czasu a to i tak by nie wystarczyło (i o to btw producentom zresztą chodzi, dlatego grube tomiszcza i cykle są popularne i dlatego gry reklamuje się hasłami typu "hundreds of hours of gameplay"). Inna sprawa, że jak młody człowiek zmuszony jest oszczędzać na jedzeniu, to rzeczywiście zacznie sięgać po mniej oficjalne narzędzia, takie jak "chomikuj". P.S. Przeczytałem właśnie "Czarne Oceany" i nie mogę wyjść z podziwu, jak bardzo przedstawiona tam wizja rzeczywistości oddaje tendencje naszych czasów: świat sobie, my sobie, metaksokracja. TL;DR: bez uproszczeń i uogólnień proszę.

Zgadzam się z PsychoFish. Nie o to chodzi, że jest to wszystko niezbędne – w teorii rzeczywiście można sobie bez tego poradzić. Ale w praktyce jest tak, że wszyscy wokół mają te ułatwienia, więc wygrywają w walce o odbiorcę/czytelnika. Bo nie jest tak, że wypełnia się jakąś niszę, w której zieje pustka, a na środku wielka NF i sprawa jasna. Bo w Internecie jest wszystko, problem tylko, jak się do tego dokopać. Serwisy, ziny, czasopisma tę rolę właśnie wypełniają. Innymi słowy, coraz ważniejsze staje się nie "co", ale "jak". Wcześniej liczyło się dostarczenie treści, której nijak nie szło przeciętnemu człowiekowi inaczej zdobyć. Teraz? Google, setki portali, zinów, forów, komentarzy, widea na YT…   Żeby chociaż ten Internet nieporęczny był, a w kieszeni się dziś mieści. Papier, kiedyś udogodnienie, dziś nieporęczny, jak PsychoFish wskazał. Niby ta sama rzecz, a kontekst tak ją zmienił. Ja kupuję książki bo ładnie wyglądają, inaczej w 100% przesiadłbym się na e-booki (Sapkowski mnie zainspirował, mówiąc że wszystko już czyta na kompie). Czasem nawet mam papierową wersję książki, a i tak czytam wersję wirtualną.

@Unfall pracujesz przy pozycjonowaniu? :)   @Dreammy ja nie tyle zaprzeczałem co tonowałem, bo ująłeś to skrajnie. No i grałem pod nutę częstej u mnie refleksji, że na dzisiejszym rynku kultury panuje przesyt treści: teoretycznie regularny czytelnik Polityki, przeciętny ale zainteresowany kulturą na miarę wolnego czasu, jaki posiada, o ile nie jest die-hard fantastą lub nie ma innych wyspecjalizowanych zainteresowań, potrzebę kuturalnego drogowskazu ma zapewnioną. Moja intuicja jest taka, że dziś popularność buduje się w mniejszym stopniu na contencie, ale na charyzmie i budowaniu społeczności + robieniu marketingowego hałasu. Oczywiście nie masz contentu, to nie masz nic, ale to tylko warunek wstępny. Wystarczy, bo idę w dygresję ;)

Z tymi znanymi nazwiskami do bez przesady – ja czytam NF po to, by podpatrzeć wschodzące gwiazdy lub spróbować czegoś nieznanego i nowego. Dla celów marketingowych, żeby nazwisko było na okładce, można opowiadanie "tuza" zamieścić, ale jedno. Sezon Burz można kupić w każdej Żabce (!), po co komu Sapek w NF. Z tą "jedynością" NF też nie przesadzajmy. Oczywiście, w obrębie specjalizacji "fantastyka" tak, ale ja na przykład Lampę czasem czytam, objętość recek chyba nawet większa, zdaża się nawet recenzja czegość fantastycznego. A na półce "kultura" w Empiku siedzi też kilka innych rzeczy. Wyjątkowość leży przede wszystkim w % objętości jaki zajmują opowiadania i fantastycznej stricte tematyce. Ale już mówić że jedyne czasopismo o kulturze… Jakby tak skleić zakładkę "kultura" w Polityce z czterech tygodni w miesięcznik, to wyszłoby chyba więcej objętościowo, niż nie-opowiadaniowa część NF.

Dzięki za odpowiedzi. W świecie równoległym jestem skorym do współpracy i umiejętnym informatykiem i rzucam się do bezinteresownej pomocy, ale nie tutaj, niestety. Haha widzę, że towarzystwo wesołe, jedna kropla wody starczy i w kociołku bucha, trzęsie.

No wiadomo, że da się odnaleźć, jakoś się powoli odnajduję, piszę tylko w trosce o użytkownika z mniejszym samozaparciem (i mniejsza ilością wolnego czasu / wyższym poziomem zmęczenia); taka ma natura martwić się światem. czyli rozumiem taktyka "na Dukaja": wrzućmy na głęboką wodę i niech se radzi, po jakimś czasie załapie albo rzuci w kąt ;) można i tak, jakiś przesiew jest, nie zawsze User Friendly jest warte zachodu. Dwa pytania: 1.to co z tą przeprowadzką na nowy serwis? To jest w toku? Gdzieś tu znalazłem wypowiedź "jak z tym jest każdy wie". Chciałbym wiedzieć to, co każdy ;) 2. "Hyda park to takie forum" – a to forum tam w zakładce w prawym górnym rogu to jaką ma rolę względem hyde parku? współistnieje, pasożytuje? Mam się przywitać i tu, i tam? :)

Witam wszystkich, Jestem Bartek, przesiaduję w Pyrlandii aka Poznań. Ostatnio powziąłem pewne postanowienie: lubię przesiadywać na forach, aktywność ta była moim pierwszym krokiem w krainie Internet. Portal Nowa Gildia, czasy gimanzjalne, różne głupoty się pisało. Potem się jakoś rozmyło. Pomyslałem jednak ostatnio: warto by zajrzeć do tej studni opisanej słowem "fandom", zaktywizować się. Dziura bez dna – trzeba było znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Nie jestem stałem czytelnikiem Nowej Fantastyki, właściwie nigdy nie byłem stałym czytelnikiem jakiegokolwiek czasopisma (częściej czytam Czas Fantastyki bo jestem trochę ą ę no :P ), no ale gdy myślę "fantastyka" no to pierwsze skojarzenie – NF. No i jestem tu. Heloł. (dużo tego "no") Aczkolwiek, jestem trochę zagubiony. Nic dziwnego, gdy spadłem z nieba jak Vuko Drakkainen. Jest zakładka "forum". Czytam tam, że umiera. Że jest jakiś nowy projekt strony, beta. Wracam na stronę główną. Orientuję się, że choć nie przypomina znanego mi phpBB, to nie jest to typowy "portal", lecz coś zbliżonego do forum. Jako wisienka na torcie temat Kto czyta "Nową Fantastykę"? . Czyli reasumując: twór autonomiczny względem papierowego, dzielący się na dwa (autonomiczne? uzupełniające się?) fora, jedno z nich umiera i wszystko w trakcie przesiadki na nowy serwis? Chaos :P Mała sugestia: powinien tu być jakiś tutorial, pierwsze kroki z Nową Fantastyką czy cóś. Ale rozumiem że wszystko w przygotowaniu dla tej nowej odsłony serwisu, tak?

Nowa Fantastyka