Długo stawiam pierwsze kroki, niezdarnie, ale chce pokazać świat przez kolor moich oczu. Dziękuje.
Długo stawiam pierwsze kroki, niezdarnie, ale chce pokazać świat przez kolor moich oczu. Dziękuje.
Bolesny rozbłysk świadomości przeszył skronie i wybudził Jan w ostatniej chwili odbieranego mu życia. Coś go trzymało w żelaznym uścisku. Otworzył oczy. Istota, którą ujrzał patrzyła na niego okrągłymi, mokrymi i rybimi oczami. Jej nos był zdeformowany, jakby wielokrotnie łamany. Usta otwierały się tworząc koślawy, spuchnięty i popękany okrąg. Zęby nieregularne, szpiczaste, połamane i niemieszczące się w szczęce. Uszy przyklejone do nagiej skóry głowy. Całość była gładka jak tafla wody, ani jednego włoska tylko pojedyncze łuski, opuchlizny, czyraki i jakby maź spajająca to wszystko w jeden potworny kształt.
Jan czuł dłonie istoty na swojej głowie. Jedna podpierała ją od strony potylicy, obejmując swoimi długimi połączonymi błoną palcami. Druga zakrywała mu usta, wciskając jeden palec głęboko do gardła, a dwa następne do nosa. Czuł, jak się wydłużają i wchodzą coraz głębiej, dławiąc i powodując wymioty. Pusty żołądek nie miał czym i wymiotować. Zatoki pękały, czuł, że zaraz to coś dotknie jego mózgu. Ból był niewyobrażalny.
W jednej chwili to wszystko zniknęło. Ból przyniósł ze sobą ciszę i obrazy. Jan zobaczył jak jego oczy wypełniają się przenikającymi się nieziemskimi pejzażami. Pradawnymi lasami, które przeplatane są nadmorską mgłą i zapachem rybiej stęchlizny. Klęczącymi wokół zielonego ognia istotami z ich uniesionymi i podwójnymi ramionami. Światami, które wydawały się, że są stworzone z kryształków rozbitych witraży, upadłej świątyni Boga, który był przed wszystkim. I ten głos, spoza czasu i przestrzeni. Wypowiadał słowa czci i śmierci.
***
Wczesnym rankiem piętnastego marca Jan obudził się zaskakująco wcześnie. Długo nie mógł zasnąć, noc miał porwaną niejasnymi i niepokojącymi obrazami. Trudno to było nazwać snem. Czekało go dzisiaj ważne spotkanie. Może to powodowało dodatkowo niepokój. Może, bo od wczoraj czuł się… dziwnie. Zaczęło się, gdy znalazł w zaułku niedaleko swojego domu obdartą paczkę zawiniętą w pożółkły papier. Była mała, prostokątna i nienaturalnie ciężka jak na swój rozmiar. Gdy otworzył ją w domu, jego oczom ukazała się wyrzeźbiona od pasa w górę figurka jakiegoś potwora.
– To chyba krzemień? – zdziwił się i powąchał – Pachnie rzecznym mułem, to krzemień – zaczął dokładnie ją oglądać obracając w dłoniach. Figurka wyglądała na niedokończoną. Przedstawiała istotę, która klęczała lub biegła. Trudno to było stwierdzić, była niedokończona. Miała ludzkie ciało, lecz pełne było zwierzęcych cech. Tors muskularnie zbudowany, lekko zapadał się w jej pozie. Ramiona dwie pary, nienaturalnie długie i wyrzeźbione. Mógł na nich dostrzec poszczególne włókna mięśniowe. Dłonie przerażające, szerokie i zakończone dwa razy dłuższymi niż u człowieka palcami. Głowa, była najgorsza, łysa, lekko owalna, z okrągłymi i wypukłymi oczami. Miały coś rybiego w sobie. Nos mały. Usta owalne, wypełnione drobnymi i nieregularnymi igiełkami.
– Kurwa – wymruczał pod nosem Jan – I co ja mam teraz z tobą zrobić? – pytanie odbiło się lekkim echem w jego głowie.
Odstawił figurkę na stół i zaczął się szykować na spotkanie. Miał jeszcze piętnaście minut do wyjścia i niecałą godzinę do spotkania. Niby nic, ale wiązał z nim nadzieje na poprawienie swojej sytuacji. Wyszedł, wróci za osiem godzin.
***
– Dziękuje bardzo, liczę na pozytywne rozpatrzenie mojej sprawy. Do widzenia – Jan uścisnął dłoń kobiecie, z którą spędził właśnie 3 godziny. Ten czas wypełniony był negocjacjami, prośbami, straszeniem konsekwencjami, planowaniem i wreszcie uzgodnieniem planu dalszej współpracy.
– Ja również dziękuję. Do widzenia. Widzimy się jutro punkt ósmej rano – Usłyszał w odpowiedzi. Jej ton był spokojny, a głos zmęczony.
Jan wyszedł z budynku, jego głowę przeszył ból biegnący między skroniami. Miał poczucie, że wypycha mu oczy.
– Jezu – wycedził przez zaciśnięte zęby i złapał się mocno za głowę. Poczuł, jak uginają się pod nim nogi. Na szczęście niedaleko stała ławka i udało mu się do niej dotrzeć. Przez chwilę tak siedział. Ból nie mijał. Pulsował. Teraz czuł jakby coś rozpychało jego głowę od wewnątrz. W uszach pojawił się narastający gwizd. Nie. To inny dźwięk. Jakby pojedyncza nuta jakiejś pieśni, która zaczyna budować napięcie przed rozpoczęciem utworu. Zaczął masować skronie, ból troszeczkę zelżał. Dźwięk nadal tam był. Jan czuł jak jego ciało zaczyna reagować na drżenie. Rytm? Jakby dołączył bęben?
– Muszę to rozchodzić. Może to kwestia zmęczenia i nerwów – pomyślał. Wstał i zaczął iść w stronę domu, a przynajmniej tak mu się zdawało.
Po kilkunastu minutach zorientował się, że idzie w innym kierunku, w stronę starego parku miejskiego potocznie nazywanego „sadem”. Było tam mnóstwo starych, poznaczonych czasem jabłoni, grusz i wiśni rosnących wkoło stawu. Podobno to miejsce pamiętało jeszcze czasy przedwojenne. Niezależnie od pory roku za dnia było miejscem spacerów, spotkań, dziecięcych zabaw. Natomiast po zachodzie słońca wypełniał je mrok, wilgotny, duszny i lepki. Tylko nieliczni i najstarsi mieszkańcy osiedla, które wybudowano wkoło, co jakiś czas chodzili tam na spacer. Zawsze sami. Zawsze milczący. Zawsze po zachodzie słońca.
Jan szedł spokojnym krokiem cały czas próbując uspokoić głowę. Nie zauważył tego, ale dźwięk i rytm stawały się coraz wyraźniejszy. Im bliżej parku i im bliżej stawu, głowa przestawała pulsować bólem. Zaczynała ją wypełniać melodia podsycana rytmem bębna. Jan nie zwracał uwagi na to, co robi i co się dzieje wkoło. Szedł, coś go ciągnęło do sadu, do stawu.
***
Pustynia o ciemnym grafitowym kolorze. Nagie szczyty olbrzymich gór obserwowały świat zza horyzontu. Wszędzie były kolorowe drobinki. Wisiały w powietrzu, leżały pod stopami. Jan czuł jak nimi oddycha. Nad głową miał wszechświat. Jakby widział go w całości w jednej chwili. Należał do niego. Należeli do siebie. Przestrzeń wypełniona była rytmem potężnego bębna.
***
– Hej! Proszę pana! Halo! Ej! Proszę Pana! Co pan robi? Wszystko ok? – słowa docierały do Jan jak przez ścianę. Słyszał je, ale nie mógł w żaden sposób zareagować. Świadomość przebijała się z wielkim trudem. Stał po kolana w wodzie. Spodnie nad taflą nasiąknęły do pół uda wilgocią. Ramiona wisiały nieruchomo wzdłuż tułowia. Był lekko zgarbiony. Szyja wygięta przez lekko odchylona głowę w tyłu. Tak jakby chiał dojrzeć coś nas sobą. Oczy lekko przymknięte, ale wyraźnie wypchnięte z oczodołów tak, że skóra powiek była napięta. Usta suche i rozchylone w kształt owalu z lekką pianą tam gdzie powinny być kąciki. Jego ciało drżało minimalnie, lecz na tyle silnie, że wkoło rozchodziły się gęsto delikatne fale.
– Proszę pana! – ktoś dotknął go w ramię. W jednej chwili wszystko się skończyło. Drgania, muzyka, rytm, wygłuszająca ściana. Wszystko. Jan głośno chrząknął i obejrzał się w stronę starszego pana, który od dłuższego czasu próbował go ocucić. Byli tylko oni dwaj w sadzie. Słońce pomału zachodziło.
– Słucham? – to jedno słowo z dużym trudem odkleiło się od ust Jan. Bolało. – Nie, nie rozumiem, słucham? – Powtórzył przyglądając się mężczyźnie.
– Chłopcze, co ty robisz? Wszystko ok? – usłyszał w odpowiedzi – Stoisz w tej wodzie chyba od godziny, a ja od piętnastu może minut próbuję cię obudzić – mężczyzna subtelnie gestykulował rękoma. – Robi się już za późno, musisz iść. Mam po kogoś zadzwonić? – ostatnie pytanie ocuciło Jan. Rozejrzał się energicznie wkoło. Spojrzał pod nogi. W delikatnych falach wody dostrzegł jeszcze swoje nienaturalnie powyginane odbicie. Zdawało mu się, że przez ułamek sekundy patrzył na istotę z figurki, którą rano oglądał w domu.
– Co? Nie! Nie, nie trzeba nigdzie dzwonić – był lekko zaskoczony, ale szybko odpowiedział na pytanie mężczyzny. – Dziękuje. Ja już pójdę. Tak, rzeczywiście już jest za późno, a ja rano mam spotkanie i nie mogę się spóźnić. Dziękuję – zaczął szybko wychodzić z wody. Na brzegu przez chwilę się rozglądał, po czym ruszył w kierunku domu. Starszy mężczyzna jeszcze przez chwilę patrzył za nim. Przez jego twarz przebiegł delikatny uśmiech. Pochylił głowę i spojrzał na uspokajająca się taflę stawu.
– Lepszy taki niż żaden. Coraz trudniej nam karmić. Coraz trudniej.
***
Jan właśnie wrócił do domu. Był cały zmarznięty. Głowa znowu pękała. Całe ciało drżało, lecz nie z zimna. Czuł, że żołądek jest zaciśnięty z głodu. Szybko poszedł do łazienki zrzucić ubranie. Potrzebował gorącej kąpieli. Zaczął lać wodę do wanny. Gdy już stał nagi przed lustrem nie mógł uwierzyć w to, na co patrzy. Jego ciało było wychudzone jakby nie jadł tygodniami. Pajęczyna niebieskich żyłek wiła się po całym ciele kończąc swoja trasę na twarzy a dokładniej w zapuchniętych oczach. Tam zamieniły się w gąszcz czerwonych plamek.
– Kurwa. Co się dzieje? – wyszeptał. Jego dłonie błądziły po ciele. Nie mógł uwierzyć, co czuje. Chłód. Jego ciało było zimne. Nie rozumiał tego, ale wiedział, co musi zrobić. Wziąć figurkę.
Wszedł do wanny, woda była prawie wrząca. Para coraz bardziej wypełniała małą przestrzeń łazienki. Jan prawie nic już nie widział i trudno mu było oddychać. Wszedł do wanny. Skóra zareagowała gwałtownie, stała się purpurowa z krwawymi siniakami. On czuł tylko delikatne ciepło. Zanurzył prawie całe ciało. Obserwował je, widział jak ono cierpi, ale nie on.
Uniósł w dłoniach figurkę na wysokość oczu, wydawała mu się cięższa niż rano. Poczuł jak zaczyna intensywnie pachnieć mieszanką mułu, piasku i wilgotnych traw nad brzegiem. Lekko opuścił figurkę. Dotknęła tafli wody.
W jednej chwili jego oczy wypełniły się mozaiką kolorów. Nieskończoność drobnych kamyków falowała przed jego oczami wypełniając całą przestrzeń. Bęben. Między nimi unosił się krystaliczny pył, który dodatkowo potęgował barwy. Bęben. Jan czuł jak wypełniają się nim płuca z każdym kolejnym wdechem. Bęben. Nagle wszystko rozbłysło białym światłem. Bęben. W jednej chwili blask zabrał wszystko. Bęben. Jan poczuł, że coś nadchodzi, jakaś przerażająca istota. Bęben. Choć jej nie widział to czuł co niesie ze sobą. Bęben. Śmierć. Bębny.
***
Ulica wypełniona była światłami straży pożarnej, pogotowia i policji. Mnóstwo ludzi z okolicznych domów przyszło zobaczyć co się wydarzyło. Poobserwować kuszący zgiełk panujący po północy na leniwym osiedlu. Ci, którzy nie mogli, po prostu wyjrzeli przez okna lub wyszli na balkon. Słychać było strzępki rozmów, komentarzy oraz pojedyncze wybuchy śmiechów obecnej młodzieży.
– Niezapowiedziane fajerwerki – powiedział pod nosem starszy mężczyzna przyglądając się rozbieganym funkcjonariuszom obecnych tu służb. Obejrzał się wkoło sprawdzając czy nikt nie zwrócił na niego uwagi i wyszedł z tłumu. Po chwili stanął u wylotu bocznej alejki bacznie się jej przyglądał. Zmarszczył nos gdy zmuszał stare oczy żeby znalazły. Jest.
Leżała tam. Na wilgotnym chodniku zobaczył małą, prostokątna owiniętą w obdarty i pożółkły papier paczkę.
– Jeszcze jesteśmy bezpieczni – pomyślał z ulgą. Trzęsącymi się palcami wytarł mokre od łez oczy i odwrócił się w stronę tłumu. Pora na spacer do sadu.
Dla Howarda
Nie udało mi się scalić w jedno intrygujących scen. Winny może być fatalny stan opowiadania, które aż klei się od błędów.
Tytułu nie wpisuj w treść.
Cyfry zapisujemy słownie.
Bolesny rozbłysk świadomości przeszył skronie i wybudził Jan[a] w ostatniej chwili odbieranego mu życia.
Zęby, nieregularne, szpiczaste, połamane i niemieszczące się w szczęce. Uszy, przyklejone do nagiej skóry głowy.
Przeszkadzają mi te równoważniki zdań.
Jedna podpierała ją od strony potylicy obejmując swoimi długimi połączonymi błoną palcami.
Druga zakrywała mu usta wciskając jeden palec głęboko do gardła, a d[w]a następne do nosa.
Pusty żołądek nie ma, czym i nie ma siły wymiotować.
Czemu czas teraźniejszy, kiedy całość jest w przeszłym?
Jan zobaczył jak jego oczy wypełniają się przenikającymi się nieziemskimi pejzażami.
Oczy bólu?
Pradawnymi lasami, które wypełnione są nadmorską mgłą i zapachem rybiej stęchlizny.
W tym i poprzednim zdaniu wypełnianie.
Klęczącymi wokół zielonego ognia istotami z ich uniesionymi i podwójnymi ramionami.
Pomijam już rym, ale czemu wyróżniasz podwójne ramiona? Ja tez mam dwa;)
Wypowiadał słowa czci i śmierci.
Jakoś cześć i śmierć mi się nie łączą.
Na tym kończę, może znajdą się ochotnicy do kolejnych akapitów.
Lożanka bezprenumeratowa
Dziękuje za uwagi.
Pozdrawiam,
MK.
Witaj.
Z kwestii technicznych – sugestie do przemyślenia:
Bolesny rozbłysk świadomości przeszył skronie i wybudził Jan w ostatniej chwili odbieranego mu życia. – literówka
Uszy, przyklejone do nagiej skóry głowy. – zbędny przecinek?
Jedna podpierała ją od strony potylicy (przecinek?) obejmując swoimi długimi (przecinek?) połączonymi błoną palcami.
Druga zakrywała mu usta (przecinek?) wciskając jeden palec głęboko do gardła, a dwa następne do nosa.
Czuł, jak się wydłużają i wchodzą coraz głębiej (przecinek?) dławiąc i powodując wymioty.
Pusty żołądek nie miał czym i nie miał siły wymiotować. – powtórzenie
Może, bo od wczoraj czuł się…dziwnie. – po wielokropku stawiamy spację
Gdy otworzył ją w domu (przecinek?) jego oczom ukazała się wyrzeźbiona od pasa w górę figurka jakiegoś potwora.
– To chyba krzemień? – Powiedział i powąchał. – czemu to zdanie jest pytające? ; błędny zapis dialogu – czynności „gębowe” zapisujemy małymi literami
– Kurwa. – Wymruczał pod nosem Jan. – tu podobnie (wcześniej nie ma kropki); przy okazji – warto wspomnieć o wulgaryzmach
Takich zdań, zapisanych błędnie w dialogach, masz w tekście dużo więcej.
Gdy otworzył ją w domu jego oczom ukazała się wyrzeźbiona od pasa w górę figurka jakiegoś potwora. (…) Figurka wyglądała na niedokończoną. Przedstawiała istotę, która klęczała lub biegła. – tutaj nie zrozumiałam – jak mógł to stwierdzić, skoro figurka była od pasa w górę?
Tors, muskularnie zbudowany (przecinek?) lekko zapadał się w jej pozie.
Dłonie, (zbędny przecinek?) przerażające, szerokie zakończone dwa razy dłuższymi niż u człowieka palcami.
Głowa, (zbędny przecinek?) była najgorsza, łysa, lekko owalna (przecinek?) z okrągłymi i wypukłymi oczami.
Usta, (zbędny przecinek?) owalne (przecinek?) wypełnione drobnymi i nieregularnymi igiełkami.
Liczebniki zapisujemy słownie.
Miał poczucie, że chce on wypchnąć mu oczy. – zbędny zaimek
– Musze to rozchodzić. – literówka
Po jakiś kilkunastu minutach zorientował się, że idzie w innym kierunku, w stronę starego parku miejskiego potocznie nazywanego „sadem”. – literówki i zarazem ortograficzny
Było tam mnóstwo starych, poznaczonych czasem jabłoni, grusz i wiśni rosnących wkoło stawu. Podobno to miejsce pamięta jeszcze czasy przedwojenne. Niezależnie od pory roku za dnia był miejscem spacerów, spotkań, dziecięcych zabaw. Natomiast po zachodzie słońca wypełniał go mrok, wilgotny, duszny i lepki. – ostatnio w zdaniu pisałeś o „tym miejscu”, do czego zatem odnoszą się wyrazy „był” i „go” z dwóch kolejnych zdań?
Tylko nieliczni i najstarsi mieszkańcy osiedla, które wybudowano w koło, co jakiś czas chodzili tam na spacer. – ortograficzny
Po jakiś kilkunastu minutach zorientował się, że idzie w innym kierunku, w stronę starego parku miejskiego potocznie nazywanego „sadem”. Było tam mnóstwo starych, poznaczonych czasem jabłoni, grusz i wiśni rosnących wkoło stawu. Podobno to miejsce pamięta jeszcze czasy przedwojenne. Niezależnie od pory roku za dnia był miejscem spacerów, spotkań, dziecięcych zabaw. Natomiast po zachodzie słońca wypełniał go mrok, wilgotny, duszny i lepki. Tylko nieliczni i najstarsi mieszkańcy osiedla, które wybudowano w koło, co jakiś czas chodzili tam na spacer. – czemu nagle w środku akapitu czas teraźniejszy?
Jan szedł spokojnym krokiem cały czas próbując uspokoić głowę. Nie zauważy tego, ale dźwięk i rytm stawał się coraz wyraźniejszy. Im bliżej parku i im bliżej stawu głowa przestawał pulsować bólem. Zaczynała ją wypełniać melodia podsycana rytmem bębna. Jan nie zwracał uwagi na to, co robi i co się dzieje wkoło. Szedł, coś go ciągnęło do sadu, do stawu. – tutaj podobnie
Nie zauważy tego, ale dźwięk i rytm stawał się coraz wyraźniejszy. – składniowy (one dwa „stawały się coraz wyraźniejsze”?)
Im bliżej parku i im bliżej stawu (przecinek?) głowa przestawał pulsować bólem. – literówka?
Słowa docierały do Jan jak przez ścianę. – literówka podobna do tej z pierwszego zdania
Spodnie nad taflą nasiąknęły do pół uda wilgoć. – tu posypała się i skłania, i styl zdania, więc nie mam pojęcia, jak ono powinno brzmieć…
– Proszę pana! – Ktoś dotknął go w ramie. – literówka
– Słucham? – To jedno słowo z dużym trudem odkleiło się od ust Jan. – i znów
Stoisz w tej wodzie chyba od godziny, a ja od 15 może minut próbuje cię obudzić. – ponownie
Ostatnie pytanie ocuciło Jan. – kolejna literówka
Zdawało mu się, że przez ułamek sekundy patrzył na istot z figurki, którą rano oglądał w domu. – kolejna
Uniósł w dłoniach figurkę przed buzie, wydawała mu się cięższa niż rano. – znów literówka; styl też tu zgrzyta
Rozejrzał się energicznie w koło. – ortograficzny powtórzony
Nie wypisuję już innych usterek, lecz całość warto najpierw kilkakrotnie przejrzeć, przeczytać spokojnie na głos i poprawić wszelkie błędy.
Dla Howarda
Jak rozumiem, Howard to ktoś, komu dedukujesz ten tekst, tak?
Pomysł na znalezioną figurkę i konsekwencje, jakie niosło owo znalezisko fajny, lecz trzeba go lepiej rozwinąć.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
A mi się spodobało!
Momentami naprawdę czuć tu klimat Lovecrafta. Popraw wszystkie błędy, bo tekst wart jest przeczytania.
Wypowiadał słowa czci i śmierci.
Dla mnie słowa jak najbardziej na miejscu, skoro tekst czerpie z mitologii cthulhu.
bruce
Bardzo ładna łapanka! Podane błędy i to z omówieniem. No po prostu KLASA!
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Nazgul, dziękuję, ale to zawsze jedynie pomocne dla Autora sugestie, sama nie piszę bezbłędnie i muszę się jeszcze sporo nauczyć. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Cześć
Poprawione!
Dziękuje bruce za pomoc i wyrozumiałość.
Nazgul dziękuję za uznanie.
Miłego czytania.
Pozdrawiam,
MK.
I ja dziękuję, pozdrawiam serdecznie, powodzenia w dalszym pisaniu. :)
Pecunia non olet
Mam wrażenie, Michale, że tekst jest dość chaotycznym zlepkiem scenek, skutkiem czego nie do końca umiem wywnioskować, co tam się wydarzyło i jaki był w tym udział starszego pana.
Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.
Bolesny rozbłysk świadomości przeszył skronie i wybudził Jan w ostatniej chwili odbieranego mu życia. → Czy dobrze rozumiem, że rozbłysk świadomości, wybudziwszy Jana, odebrał mu życie?
Jan czuł dłonie istoty na swojej głowie. → Zbędny zaimek – czy czułby coś na cudzej głowie?
…obejmując swoimi długimi połączonymi błoną palcami. → …obejmując długimi, połączonymi błoną palcami.
…czuł, że zaraz to coś dotknie jego mózgu. → Zbędny zaimek.
W jednej chwili to wszystko zniknęło. → Jak wyżej.
Jan zobaczył jak jego oczy wypełniają się przenikającymi się nieziemskimi pejzażami. → W jaki sposób Jan zobaczył, że oczy czymś się wypełniają? Czy miał pod ręką lusterko?
Oczy mogą dużo zobaczyć, ale niczym się nie wypełnią. A jeśli już, to łzami.
…znalazł w zaułku niedaleko swojego domu obdartą paczkę zawiniętą w pożółkły papier. → Z czego była obdarta paczka, skoro była zawinięta w pożółkły papier?
– To chyba krzemień? – Powiedział i powąchał. – Pachnie rzecznym mułem, to krzemień. – Zaczął dokładnie ją oglądać obracając w dłoniach. → Didaskalia małą literą. Narracji nie zapisujemy z didaskaliami. Winno być:
– To chyba krzemień? – powiedział i powąchał. – Pachnie rzecznym mułem, to krzemień.
Zaczął dokładnie ją oglądać obracając w dłoniach.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.
Figurka wyglądała na niedokończoną. Przedstawiała istotę, która klęczała lub biegła. Trudno to było stwierdzić, była niedokończona. → Niepotrzebne powtórzenie.
Ramiona, dwie pary, nienaturalnie długie i wyrzeźbione. → Skoro opisujesz rzeźbę, to zrozumiałe, że jej ramiona były wyrzeźbione.
Mógł na nich dostrzec poszczególne włókna mięśniowe. → Mógł widzieć mięśnie, ale nie wydaje mi się, aby mógł dostrzec poszczególne włókna mięśniowe.
…z którą spędził właśnie 3 godziny. → …z którą spędził właśnie trzy godziny.
Liczebniki zapisujemy słownie.
Widzimy się jutro punkt 8 rano. → Widzimy się jutro punkt ósma rano.
Teraz czuł jakby coś rozpychało jego głowę od wewnątrz. → Zbędny zaimek.
Jan czuł jak jego ciało zaczyna reagować na drżenie. → Zbędny zaimek.
– Muszę to rozchodzić. Może to kwestia zmęczenia i nerwów. – Pomyślał. -> Myślenia nie rozpoczynamy półpauzą. Zbędna kropka po myśleniu. Didaskalia małą literą.
Proponuję: Muszę to rozchodzić. Może to kwestia zmęczenia i nerwów – pomyślał.
Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.
Podobno to miejsce pamiętało jeszcze czasy przedwojenne. Niezależnie od pory roku za dnia było miejscem spacerów… → Powtórzenie.
Nagie szczyty olbrzymich gór obserwowały świat zza horyzontu. → Góry, nawet największe, jeśli są za horyzontem, nie widać ich, więc i one nie mogą obserwować.
Jan czuł jak nimi oddycha. → Jan czuł, że nimi oddycha.
– Hej! Proszę pana! Halo! Ej! Proszę Pana! → – Hej! Proszę pana! Halo! Ej! Proszę pana!
Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.
Spodnie nad taflą nasiąknęły do pół uda wilgocią. → Spodnie nad taflą do połowy ud nasiąknęły wilgocią.
Zakładam, że Jan miał dwie nogi, a tym samym dwa uda.
Tak jakby chiał dojrzeć coś nas sobą. → Pewnie miało być: Tak jakby chciał dojrzeć coś za sobą.
Byli tylko oni dwaj w sadzie. → Raczej: W sadzie byli tylko oni.
Mężczyzna subtelnie gestykulował rękoma. → Zbędne dookreślenie – gestykuluje się rękoma.
– Robi się już za późno, musisz iść. → Za późno na co?
Wystarczy: – Robi się już późno, musisz iść.
…że przez ułamek sekundy patrzył na istotę z figurki… → Istota nie była z figurki, była figurką.
Proponuję: …że przez ułamek sekundy patrzył na znalezioną figurkę…
Tak, rzeczywiście już jest za późno… → Tak, rzeczywiście już jest późno…
…spojrzał na uspokajająca się taflę stawu. → Literówka.
Był cały zmarznięty. Głowa znowu pękała. Całe ciało drżało… → Powtórzenie.
Zaczął lać wodę do wanny. → Przypuszczam, że tylko odkręcił kurek, a woda lała się sama.
On czuł tylko delikatne ciepło. → Zbędny zaimek.
W jednej chwili jego oczy wypełniły się mozaiką kolorów. Nieskończoność drobnych kamyków falowała przed jego oczami… → Zbędne zaimki. Powtórzenie.
…oraz pojedyncze wybuchy śmiechów obecnej młodzieży. → Zbędne dookreślenie – czy gdyby młodzież nie była obecna, to byłoby ją słychać?
…przyglądając się rozbieganym funkcjonariuszom obecnych tu służb. → Wystarczy: …przyglądając się zabieganym funkcjonariuszom.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuje za uwagi.
Pozdrawiam,
MK.
Bardzo proszę, Michale.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Tekst ma fajne scenki – sęk w tym, że mi, czytelnikowi, nie zawsze udało się znaleźć logiczne wytłumaczenie, dlaczego bohater idzie w tym kierunku, a nie innym. Jest tu sporo pomysłów, często fajnych, ale te koncepcje trzeba jeszcze ubrać w coś spójnego.
Technicznie jest trochę do poprawy.
Nie ma co się jednak przejmować – czas zakasać rękawy i pracować nad kolejnymi, lepszymi tekstami! Chwytaj przydatne linki, Autorze:
Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794
Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112
Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550
Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego
Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:
http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850
Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:
http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133
Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676
Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)
https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782
Opis funkcjonowania portalu i tutejszych obyczajów autorstwa Drakainy:
https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842
Powodzenia!
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Dziękuje za uwagi i pomoc.
Pozdrawiam,
MK.
Dzień dobry, lepiej późno niż dyżurny!
Po łapance reg skupię się na ogólnym wrażeniu po czytaniu kolejnych fragmentów.
Otwierające zdanie jest nieco nazbyt dramatyczne, ale opis kreatury całkiem ciekawy. Dziwi mnie tylko, że z jednej strony jest gładka, z drugiej jest mowa o czyrakach.
Dalej – ciekawy opis bycia w pułapce, wydłużające palce na pewno wywołują u czytelnika pewien niepokój, ale sporo powtórzeń “był”, “czuł”, wymioty raz po raz.
Jan zobaczył jak jego oczy wypełniają się przenikającymi się nieziemskimi pejzażami.
To zdanie dobrze pokazuje, z czym mam problem – nadmiernie zagmatwana narracja (”zobaczył jak” można bez żadnej straty wywalić), potem dość niefortunna zbitka z dwoma “się”. Ogólnie jest to dość abstrakcyjne, brakuje bardziej namacalnego opisu, zostajemy z ogólnym stwierdzeniem “nieziemskie” i musimy uwierzyć autorowi.
Trochę nadmiar napuszenia, ale też czuje się klimat.
Przez chwilę tak siedział. Ból nie mijał. Pulsował. Teraz czuł jakby coś rozpychało jego głowę od wewnątrz. W uszach pojawił się narastający gwizd. Nie. To inny dźwięk. Jakby pojedyncza nuta jakiejś pieśni, która zaczyna budować napięcie przed rozpoczęciem utworu. Zaczął masować skronie, ból troszeczkę zelżał. Dźwięk nadal tam był. Jan czuł jak jego ciało zaczyna reagować na drżenie. Rytm?
Powyżej przeszkadzają mi krótkie, niepołączone ze sobą prawie zdania.
Pustynia o ciemnym grafitowym kolorze. Nagie szczyty olbrzymich gór obserwowały świat zza horyzontu. Wszędzie były kolorowe drobinki. Wisiały w powietrzu, leżały pod stopami. Jan czuł jak nimi oddycha. Nad głową miał wszechświat. Jakby widział go w całości w jednej chwili. Należał do niego. Należeli do siebie. Przestrzeń wypełniona była rytmem potężnego bębna.
Zaczyna się dość ciekawie, ale potem robi się nieco napuszenie, a przy okazji z tych zaznaczonych zdań nic nie wynika.
Uwagi ogólne:
Dość udane zastosowanie pola semantycznego mułowo-wodnego.
Jak na krótki tekst jest sporo mało istotnych informacji typu opis standardowych aspektów mycia się w łazience.
Tekst robi robotę, gdy jest plastyczny, a gdy się robi abstrakcyjno-nieokreślony, to jednak mniej.
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
Dziękuje za uwagi.
Pozdrawiam,
MK.
Mamy starożytny artefakt, mamy stan emocjonalny bohatera, mamy zakończenie.
Większość błędów już została wyżej wypisana, od siebie dodam tylko zastrzeżenie wobec pewnej niekonsekwencji w opisach, na przykład:
. Jej nos był zdeformowany, jakby wielokrotnie łamany. Usta otwierały się tworząc koślawy, spuchnięty i popękany okrąg. Zęby nieregularne, szpiczaste, połamane i niemieszczące się w szczęce. Uszy przyklejone do nagiej skóry głowy.
Mamy jeden opis, ale początkowe elementy są zdaniami, a następne jego równoważnikami. Używanie tych drugich sprawdza się nieźle przy nadawaniu dynamiki lub opisom lakonicznym, ale jeśli są tak przemieszanie to czytelnik trochę się o to potyka. Także zdecydowałabym się na jeden z nich, a jeśli już mają przechodzić z jednego w drugie, to by to było uzasadnione fabularnie: na przykład gonitwa myśli bohatera, choćby i z perspektywy narratora, byłaby w porządku, by taki zabieg uzasadnić i nie sprawiać wrażenia dziwnego.
Zdarzały się i uwierające mnie kolokacje. Mozaika kolorów… hm, kolorów może być paleta, gama, kraina, orgia, względnie feeria barw, lub kolorowa mozaika.
Czasem rytm potyka się o powtórzenia:
Ból był niewyobrażalny. W jednej chwili to wszystko zniknęło. Ból przyniósł ze sobą ciszę i obrazy.
Pewne non sequitur:
Pachnie rzecznym mułem, to krzemień
Krzemień nie pachnie mułem, ani rzecznym ani końskim, a tu wygląda jakby na podstawie tego zapachu bohater wyciągnął taki wniosek. Skała ta ma na tyle charakterystyczny aromat, że jeśli już go opisujemy, to aż się prosi o wykazanie wyobraźnią; choćby “poczuł metaliczny, gryzący aromat, przywodząc mu na myśl świeżo upuszczoną krew” lub coś podobnego. Ale nie muł.
Zawsze bardzo mnie cieszy, gdy czytam kolejne lovecraftiańskie historie; dla niektórych jest to dość wąski gatunek, bo o, albo kosmicyzm i macki, albo popadanie w szaleństwo, ale jednocześnie jest bardzo pojemny, bo pozwala się wykazywać i eksplorować różne kategorie strachu. I każdy autor, poza główną osią fabularną, dodaje zawsze coś od siebie, zostawiając w historii taki imprint swojej osobowości lub stylu. U Ciebie znalazłam dwa takie elementy:
1. Aby przekazać artefakt, zamiast zabawy w wykopaliska, paczki, mamy z pozoru nieracjonalne zachowanie głównego bohatera, który znalazłszy w pożółkłym papierze śmiecia podniósł go, powąchał i jeszcze zaniósł do domu; kto tak robi? Otóż wiele osób, ale rzadko się o tym wspomina. Ludzie robią różne głupoty, a ta nie jest nawet w topce. Można to tez uzasadniać “zewem” figurki.
2. Wplątanie osoby trzeciej, która zdaje się manipulować bohaterem i być odpowiedzialna za podrzucenie artefaktu, stan i zakończenie; może to jakiś sługa, może rybak. Można pomyśleć nad dodatkowym wyeksponowaniem motywu przynęty dodając ze dwa akapity na ten temat, ale nie jest to konieczne, bo bez tego można się domyślić.
3. Zamiast tylko osobistej katastrofy i implozji osobowości, uzewnętrznienie śmierci w postaci wybuchu. Rzadko są spektakularne ze szkodą dla osób postronnych.
W skrócie – próba do bólu klasycznego horroru lovecraftiańskiego, z poprawnie zastosowanymi podstawowymi jego elementami i pewną wartością dodaną w przypadku powyższych; jeśli to próba pierwsza to całkiem niezła, natomiast popracowałabym nad warsztatem i pewnymi niuansami. Jeśli już masz pomysły w tej tematyce, to warto też pisać odważniej, ze śmielsza historią, bardziej niecodzienną, ogranicza Cię tylko wyobraźnia; a figurek i artefaktów to już mieliśmy setki. Niemniej, próby gatunkowe są dobrymi wprawkami do pisania.
Dziękuje za uwagi.
Pozdrawiam,
MK.