- Opowiadanie: Storm - Wieczne Miasto

Wieczne Miasto

Ro­dzą­cy się w wiel­kich bó­lach (co widać po dys­ku­sji w ko­men­ta­rzach) wiersz o sta­ro­żyt­nym mie­ście.

Dyżurni:

brak

Oceny

Wieczne Miasto

Ca­la­dria – tak mi na imię.

Na szczy­cie wzgó­rza stoję 

i widzę je­dy­nie 

ten nowy, obcy świat.

 

Lu­dzie tacy inni, 

zu­peł­nie nie do po­zna­nia.

Prze­kra­cza­jąc me bramy,

mówią: Jakie cie­ka­we ruiny!

 

Gdzie pa­try­cju­sze w to­gach?

Gdzie stara ła­ci­na?

Gdzie le­gio­ni­stów po­chód?

Gdzie ce­sar­stwa ślady?

 

Mówił sam ce­sarz:

Im­pe­rium aeter­na est!

Myślę wtedy, oto nad­szedł –

ko­niec wiecz­no­ści mego świa­ta.

 

Ruiny – wciąż po­wta­rza­ją 

Zgo­dzić się nie spo­sób,

bo oto, co z Ca­la­drii zo­sta­ło:

gruz oraz głazy, zimne i puste.

 

Wciąż jed­nak tli się na­dziei iskra,

gdy widzę ludzi na­tchnio­nych. 

Stają tacy i rze­ką, pewni sie­bie:

Pięk­ne do­praw­dy to Wiecz­ne Mia­sto.

 

Mi­ja­ją­cy ich uśmie­cha­ją się,

twier­dząc, iż ci prze­szło­ścią żyją.

Oni jed­nak nie zwa­ża­ją na to 

i sza­cu­nek od­da­ją gru­zo­wi­sku.

 

W ta­kich chwi­lach czuję ra­dość wiel­ką,

bo oto im­pe­ra­tor praw­dę po­wia­dał.

Pa­mięć o im­pe­rium wiecz­ną po­zo­sta­nie

a Ca­la­dria tego do­wo­dem żywym. 

Koniec

Komentarze

Dyżurna poetry-nazi się kłania.

 

Uch. Po pierwsze nie nazwałabym tego “liryką”, ale genologia to wyjątkowo niewdzięczna zołza. To jest utwór epicki napisany (wybacz: marnym) wierszem (mową wiązaną), bo opowiadasz tu jakąś wprawdzie szczątkową, ale jednak fabułę. Nieregularnym (wersy długości absolutnie dowolnej, aż dziwią nienaturalne formy wyrazów, które miałyby sens, gdyby udało Ci się osiągnąć izosylabizm dzięki temu), o nader często banalnych rymach. Może lepiej było nie bawić się w rymy, ale popróbować sił w rytmizacji? To by skądinąd znacznie lepiej pasowało do fanbojowania Rzymu – poezja łacińska, klasyczna, była metryczna, a nie rymowana przecież…

Myślę, że opowiastka zyskałaby na przerobieniu jej na prozę i wpleceniu nieco więcej fantastyki ;)

 

starożytne Urbi

Jeśli już, to “starożytną Urbs”, bo ten rzeczownik po łacinie jest rodzaju żeńskiego, a “urbi” to celownik, a nie mianownik, ani nawet biernik (ten byłby “urbem”, ale osobiście jestem raczej niechętna uzgadnianiu przypadków dwujęzycznie, bo zazwyczaj wypada to nienaturalnie). Urbi et Orbi, z którego zapewne zaczerpnąłeś formę = miastu i światu, a nie miasto i świat. Masz zresztą rzymską rachubę lat: ab Urbe condita, czyli jeszcze inną formę (ablativus, który nie ma dokładnego odpowiednika w polszczyźnie).

 

A tak skądinąd to chyba napiszę w końcu krótki portalowy poradnik genologiczny, do którego będę mogła odsyłać jednym linkiem w kwestii poezji, prozy, wiersza, mowy wiązanej, utworów narracyjnych i fabularnych, epiki, liryki i tak dalej :/

http://altronapoleone.home.blog

drakaina Dzięki za opinię. “Urbi” już poprawione.

Co do reszty to szkoda, że nie zagrało. Jeśli jest aż tak źle niewykluczone, że wycofam do kopii roboczych. Zaczekam jeszcze na komentarze innych 

Mimo to fajnie było spróbować sił w czymś innym niż proza :)

 

Wiesz, z pisaniem “mową wiązaną” jest taki problem, że przede wszystkim potrzebne jest “ucho”. Wiersz – niezależnie od tego, czy jest to liryka czy epika – powinien mieć jakiś rodzaj regularności (nawet nowoczesny wiersz wolny ma zazwyczaj “melodię”). Ona może być bardzo skomplikowana, ale jednak przemyślana. To nie jest pisanie przed siebie z jako tako rymującymi się wygłosami.

 

Zobacz, co tu masz: pierwszy wers to w zasadzie metrycznie dwa wersy, bo ma 17 (!) zgłosek. I jest całkowicie nienaturalny. Przy tak długim wersie trudno utrzymać rytm. W Twoim przypadku nieco ratowałaby sytuację taka drobna zmiana:

 

Zdarzyło się to w Italii, w mieścinie zwącej się Canoppe,

→ Zdarzyło się to w Italii, w mieścinie zwanej Canoppe,

 

To ma nieco lepszy rytm, 8+8 z wyraźną średniówką i z dobrze rozłożonymi akcentami

 

Drugi wers ma zgłosek 16 (to też bardzo dużo, dla polszczyzny i epiki wierszowanej najbardziej naturalne są 11 i 13 zgłosek) i jest kompletnie pozbawiony rytmu, sensownej średniówki i tak dalej. To w zasadzie proza.

 

Trzeci – trzynastozgłoskowiec 6+7, ujdzie, ale niedobry jest ten akcent na pierwszej sylabie wersu

 

Czwarty z tej stawki jest najlepszy, choć dość banalny albo pasujący do pastiszu, a nie do czegoś na serio. 

 

Dalej 17 i 15, niedobry rytm. I tak dalej. Na dodatek zamieniłeś urbi na urbs, nie zważając na to, że to zmienia długość wersu – tu akurat ani jeden, ani drugi nie był szczególnie dobry, ale normalnie należy na takie rzeczy zwracać uwagę. Do tego “majaki/jakąś” – to zupełna rymowa porażka ;)

Rymów gramatycznych i dokładnych w rodzaju “uważnie/poważnie” lepiej unikać, podobnie jak czasownikowych z tą samą formą, choć najgorsze są oczywiście imiesłowy.

 

Spróbuj może pobawić się tą historyjką w metrum, bez rymów?

 

Na portalu nieźle rymuje Ślimak Zagłady, ja raczej sama wierszami się nie bawię, zajmuję się natomiast “zawodowo” tłumaczeniem poezji, aczkolwiek coś tam w ramach zabawy portalowej popełniłam. Natomiast polecam to: Ślimak Zagłady – Król Olszyny, czyli moralność hodowli. Opowieść anapestem, bo to jest wprawdzie zapisane w sposób ciągły, ale jeśliby rozpisać na wersy, to jest regularny i całkiem porządny wiersz. Epika oczywiście :)

 

http://altronapoleone.home.blog

Kurcze, zachęciłaś mnie do ostrego przeredagowania. Wycofam do kopii i pobawię się trochę :) Tekst Ślimaka faktycznie bardzo dobry, z podziałem na wersy wyszedłby naprawdę porządny wiersz.

Śli(ma)cznie dziękuję za miłe słowa o Królu Olszyny! A jeżeli chodzi o to tutaj…

Muszę przyznać, że nie czytało się lekko i łatwo. Chętnie przytaknę tutaj wszystkim uwagom Drakainy, bo są bardzo profesjonalne i przystępnie wyrażone, a i od siebie spróbuję coś dorzucić.

Rymy rzeczywiście są w większości na tyle nieudane, że lepiej, gdyby ich wcale nie było: albo oparte o wspólne zakończenia gramatyczne, albo skrajnie niedokładne (największym – pięknem, tajemniczy – prosperity). Rytmu nie umiem dostrzec, zdania wydają się siłą wtłoczone w wersy. A nie musiałby on być bardzo zaawansowany – mógłbyś na początek, naśladując (trochę prymitywnie) łaciński heksametr, postawić sobie założenie, aby w każdej linijce padało sześć akcentów. Nawet bez rymów, byłby to już jakiś punkt wyjścia, aby dało się to czytać jako wiersz.

Następny problem: pomieszanie warstw stylistycznych języka. Utwór jest w większości napisany bardzo podniośle, ale zdarzają się też fragmenty wyraźnie potoczne (o mało ze zdumienia na ziemię nie padłemwierzgałgapiłem się tępo) lub przynależne raczej prozie użytkowej (architektonicznie pięknemiałem okazję obejrzećwdałem się w rozmowę).

Zresztą i ta podniosłość zdała mi się tu kompletnie niepotrzebna, nie jest ona wymaganą kontraktem cechą prób poetyckich. Styl trzeba dostosować do realiów i postaci mówiącej – jeżeli jest nią ktoś nam współczesny, doznający wizji starożytnego Rzymu, to nie ma powodu, aby nagle używał słów i zwrotów w rodzaju jedynie w królestwie niebieskimchramwyrzeźbion. Przy tym jego zachwyty są moim zdaniem raczej deklaratywne, nie przekazują uczuć.

Do tych problemów ogólnych dokładają się jeszcze szczegółowe, w różnych miejscach tekstu. Krótki przykładowy wybór:

Zdarzyło się to w Italii, w mieścinie zwącej się Canoppe,

gdym nagle na szczycie Monte Appio

Nie twierdzę kategorycznie, że tych miejsc nie ma, ale w słowniku geograficznym nie znajduję.

zaczął historię swego domu głosić.

Dziwny zwrot. Mógłby głosić chwałę swego domu, a historię to raczej opowiadać.

wschłuchując

Chyba się dodatkowe “ch” zaplątało.

Heliogabala i jego żądz nieczystych,

Uwaga, w ten sposób to możesz się niechcący narazić w wielu środowiskach. Heliogabal, o ile pamiętam, pasjami sypiał z osobami różnej płci i stanu społecznego oraz poszukiwał lekarza, który potrafiłby mu przyprawić żeńskie genitalia. To teraz mogą powiedzieć: pionier bi– i transseksualizmu. Owszem, ponoć zdarzało mu się też zaprzęgać nagie dziewczyny do powozów czy dusić gości płatkami róż, ale to raczej była zwykła wroga propaganda; a jeżeli nie, to i tak eksperymentował z sadyzmem na 1500 lat przed markizem de Sade’em. Wyobrażam sobie, że pomysłowo napisany tekst z Heliogabalem przedstawionym w korzystnym świetle czytałoby się całkiem ciekawie.

penetrujący każdego, kto nie padnie w czczym pokłonie.

Penetrował raczej Zeus, a jego rzymski odpowiednik był częściej przedstawiany władczo, dostojnie i powściągliwie, Jowisz Stator.

wielu zamieszkujących me włości.

Podmiot liryczny ma jakieś włości?

 

W sumie odnoszę wrażenie, że obrałeś sobie bardzo trudny temat. Samo zwiedzanie miasta mogłoby się zbliżać do liryki opisowej, która już jest satysfakcjonująca tylko przy znakomitym wykonaniu i mało dziś popularna. A tutaj dodatkowo skrępowałeś sobie pióro nieco pretekstową fabułą o kimś, komu ukazuje się widmo Rzymu i jest po nim oprowadzany, ale poza tym nic się szczególnego nie dzieje. Myślę, że nawet wybitny poeta miałby problem z napisaniem dającego się czytać wiersza w tak zadanym zakresie.

Zupełnie dobrą metodą pisania wierszy osadzonych w przeszłości jest postawienie się w skórze jakiejś nieoczywistej postaci historycznej lub mitologicznej i zastanowienie się, jak mogła postrzegać, czuć daną sytuację (niekoniecznie w pierwszej osobie). Kapitalnie to potrafiła Szymborska, także Miłosz.

Co myślał wieśniak spod Rzymu oddający pokłon posągowi Jowisza?

A grecki lekarz zawezwany przez Heliogabala?

Jakie wrażenie na mieszkańcach Rzymu wywarł najazd Wandali?

A co chciałby napisać cesarz Klaudiusz na łożu śmierci?

(Z tego ostatniego urosła dwutomowa powieść).

Inne podejście, może równie ciekawe, to próba oddania w wierszu jakichś zdarzeń historycznych w taki sposób, aby subtelnie zarysować analogie i pokazać szersze prawidłowości. Z tej kategorii naprawdę dobrze udał się Cromwell Kaczmarskiego. Pouczający (choć z dzisiejszej perspektywy denerwująco dydaktyczny) jest też wiersz Staffa zaczynający się słowami Żeśmy w zbożu pot chłopski spławiali do Gdańska

 

Wracając do tego, od czego zaczęliśmy, cieszę się, że Król Olszyny się podoba, miałem tu natomiast dwie drobne próby wierszowane dużo bliższe tematycznie temu utworowi i chyba też nie najgorsze: Arsinoe i Cezar (w wątku https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/26458) oraz Na katafalk Filipa II w Sewilli (przekład, w wątku https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/21148).

Podrzucę jeszcze na zachętę drobny fragment z opisem Rzymu w tłumaczeniu Waczkowa:

A tu? San Pietro i stare mury

Rzymu, co wsławił się ongi.

Głoszą swą piękność białe marmury,

Kolumn szeregi, posągi.

Dziewczyna klęczy przed Pańskim stołem

Ze wzrokiem w niebie, z jutrznią nad czołem

Mieniącą się blaskiem tęczy.

Życzę dużo zapału i powodzenia w dalszym rozwoju literackim, a nawet poetyckim!

mógłbyś na początek, naśladując (trochę prymitywnie) łaciński heksametr, postawić sobie założenie, aby w każdej linijce padało sześć akcentów. Nawet bez rymów

Tak, to dobry pomysł i bardzo zdecydowanie BEZ RYMÓW! Starożytni nie rymowali, rym był uważany za błąd stylistyczny. To się zmienia dopiero kiedy zanika iloczas czyli odczuwanie długości i krótkości zgłosek i oczywiście wiersz metryczny w językach pozbawionych iloczasu (jak przeważająca większość współczesnych europejskich) jest tworem sztucznym, opartym na naturalnym akcencie, ale jednak stanowiącym naśladowanie tego antycznego.

Jeśli chcesz się zapoznać z “polskim heksametrem”, przykładami są “Pieśń Wajdeloty” z Konrada Wallenroda Mickiewicza (ten kawałek od “Skąd Litwini wracali…”) oraz Bema pamięci żałobny rapsod Norwida.

 

 

Skądinąd Ślimak przypomniał wątek z idami marca, które już za pięć dni, i znalazłam, że tam wrzuciłam dwa przekłady z Kawafisa, które z kolei są niezłymi przykładami na to, jak rytmizować wiersz bez rymów i bez stałego schematu wersyfikacyjnego.

 

Z uwagami Ślimaka o treści oraz stylu się oczywiście zgadzam. Skądinąd Heliogabala zawsze mi jakoś żal, bo to było nieszczęsne chłopię, może trans, może bi, może z jakimiś zaburzeniami, trudno to dziś jednoznacznie ocenić, które zaborcze i ambitne kobiety z rodziny posadziły na tronie, do czego się kompletnie nie nadawało…

 

Skądinąd jeszcze w kwestii Rzymu, jest cudowny wiersz Sępa-Szarzyńskiego o odwiedzinach w Rzymie, który zaczyna się od takiej wspaniałej zabawy językiem:

 

Ty, co Rzym wpośród Rzyma chcąc baczyć, pielgrzymie,

A wżdy baczyć nie możesz w samym Rzyma Rzymie…

 

http://altronapoleone.home.blog

Ślimaku, drakaino, dzięki za wasze uwagi. Na pewno bardzo mi się przydadzą. 

Wieczne Miasto odchodzi w niebyt, ale na pewno wróci po gruntownym remoncie ;)

Chyba mnóstwo się tu pozmieniało…

Podobno wszystkie drogi tam prowadzą, a jakoś nigdy nie dotarłam, więc mocno brak mi wiedzy, aby się wypowiadać. Geograficznej, na poetycką to nawet nie liczę, że kiedyś się pojawi.

Babska logika rządzi!

Finklo pozmieniało się wszystko!

W moim przypadku również brakuje wiedzy poetyckiej. Mimo to spróbowałem powierszować i zrozumiałem, że proza to o wiele lepsza opcja ;)

Rzeczywiście, o ile potrafię sobie przypomnieć, zmieniło się w zasadzie wszystko, raczej na korzyść. Czyta się to bez przykrości, nie razi formą ani obrazowaniem. Wciąż, przynajmniej moim skromnym zdaniem, nie ma w tym wierszu niczego, co mogłoby zapaść w pamięć na dłużej, nie umiem tu dostrzec błyskotliwej myśli o dziedzictwie starożytnym, nie ujrzałem upadku imperium w nowym świetle; niemniej postęp jest widoczny. Spróbuję odsiać kilka drobnych błędów.

widzę jedynie, ten nowy, obcy świat.

Pierwszy przecinek niezasadny, ponieważ grupa wyrazu “świat” dopełnia “widzę”.

Stają tacy i rzeczą, pewni siebie:

Ja rzekę, ty rzeczesz, on, ona, ono rzecze, my rzeczemy, wy rzeczecie, oni, one rzeką. Jeden z rzadszych i paskudniejszych wzorców polskiej koniugacji (odmiany czasownika).

Mijający ich, uśmiechają się

Ten przecinek błędny, rozdzielałby grupy podmiotu i orzeczenia. W sumie ciekaw jestem, czy świadomie dobrałeś tę formę zdania, analogiczną do “Idący na śmierć pozdrawiają cię”.

 

To i ja pozdrawiam, ale nigdzie się na razie nie wybieram…

Ślimaku Zagłady cieszy mnie bardzo, że wreszcie czyta się bez zgrzytów, bo wiersz wisiał w kopiach roboczych kilka dobrych miesięcy i kompletnie nie miałem pomysłu na jego przebudowę. Myślę też, że miną kolejne miesiące nim ponownie zabiorę się za lirykę. Teraz czas skupić się na prozie :)

Zabieram się za poprawki błędów.

W sumie ciekaw jestem, czy świadomie dobrałeś tę formę zdania, analogiczną do “Idący na śmierć pozdrawiają cię”.

Szczerze nie było to świadome, ale przyznam, że ta analogia mi się podoba. Chyba nieświadomie dodałem wierszowi odrobinę głębi ;)

Pozdrawiam również!

Nowa Fantastyka