- Opowiadanie: Finkla - Polityka rodzinna

Polityka rodzinna

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Polityka rodzinna

"Polityka to umiejętność przewidywania, co się stanie jutro, za tydzień, za miesiąc, za rok, a także wyjaśnienia po fakcie, dlaczego to się nie stało."

Winston Churchill

 

1. Z życia elit

 

Dwór nie zna gorszego nieszczęścia niż rozkapryszona nastolatka. A jeśli jeszcze wszechwładny ojciec rozpieszczał ją przez całe życie, bo przypominała mu zmarłą przedwcześnie małżonkę, królową Jagodę…

Pół biedy, że Śmieszka miewała dziwaczne pomysły w kwestii strojów. To nikomu nie szkodziło, a czarna aksamitna suknia zamiast klejnotów ozdobiona mrowiem stalowych agrafek wyglądała nieoczekiwanie elegancko. Podobno ambasador któregoś ze wschodnich ksiąstewek nawet okazał zainteresowanie kreacją. Zdaje się, że w jego kulturze czerń nie symbolizowała żałoby, tylko mądrość. A że uzyskanie naprawdę głębokiego koloru kosztowało krocie, to i podfruwajka w smolistej szacie budziła szacunek.

Furda, że królewna nie skąpiła otoczeniu dąsów i fochów – damy podobno źle przed nią dygały, kakao przyniesione z kuchni zawsze było zbyt zimne, straż w nocy nie pozwalała zasnąć, bo za głośno szczękała halabardami… Każdy powód nadawał się do wydęcia pąsowych usteczek, zadarcia noska i wydobywania z siebie westchnień zdolnych rozhuśtać żyrandol.

Problem polegał na tym, że Śmieszka z radością testowała na własnej skórze każdy kosmetyk, o jakim zaćwierkały wróbelki. A tradycja czyniła królową Toffę odpowiedzialną za życie, zdrowie i wychowanie pasierbicy.

– Śmieszko, dziecko drogie… – próbowała tłumaczyć Toffa.

– Nie jestem dzieckiem! A już z całą pewnością nie twoim!

– Młoda damo…

– Oczywiście, zrób ze mnie jedną ze swoich dwórek! Stado gęsi wyjących pobożne pieśni!

Królowa z całych sił próbowała odpędzić wizję gęsi wyjących do księżyca niczym wilki. A przynajmniej się nie roześmiać.

– Królewska córko, nie możesz używać maści z białym ołowiem.

– Po prostu zazdrościsz mi mojej młodości. Już nigdy nie będziesz wyglądać tak szałowo, jak ja.

– Ta maść jest trująca. W ciągu kilku lat spowoduje, że powypadają ci te piękne krucze loki. A i skórę ci zniszczy.

– Jak ty nic nie rozumiesz! Kilka lat to cała wieczność, na razie nie mam się czym przejmować.

Toffa w myślach policzyła do dziesięciu. A potem jeszcze do dwudziestu i z powrotem. Ołów wywoływał zaburzenia nastroju i pogorszenie sprawności intelektualnej. Czy to już wpływ trujących mazideł, czy jeszcze przyrodzone cechy rozpieszczonej dziewuchy, która od dziecka nie grzeszyła opanowaniem ani bystrością?

– Przynajmniej nigdy nie używaj maści z dodatkiem związków arsenu – poprosiła królowa. – To wykończy cię jeszcze szybciej, zanim ołów zniszczy cerę i włosy. Masz na toaletce tuziny nieszkodliwych preparatów…

– Jakim prawem zaglądasz do mojej komnaty?! Czy ja nie mogę mieć odrobiny prywatności?!

– Prywatność w królewskiej rodzinie? Skąd ty w ogóle znasz takie pojęcia? A gdybyś onegdaj grzecznie haftowała lub czytała w swojej komnacie, zamiast włóczyć się gdzieś po ogrodach czy korytarzach, to zauważyłabyś, że odwiedziliśmy cię wraz z królem ojcem. Niestety, oprócz okruszków po ciastkach nic nie wskazywało, że tam w ogóle bywasz…

– I jeszcze oczerniasz mnie przed papciem! Myślisz, że nie wiem, jaki jest twój cel?

– Jaki cel?

– Chcesz ograbić mnie z mojego dziedzictwa i dać wszystko temu swojemu bękartowi Swenowi! – wykrzyczała Śmieszka. – A to ja powinnam zasiąść na tronie papcia!

Toffa z trudem opanowała dreszcz na widok szaleńczo-złowrogiego spojrzenia królewny, kiedy wymawiała imię swojego przyrodniego dwuletniego braciszka. Zgodnie z tradycją żadna córka nie dziedziczyła korony, jeśli żył jej brat, choćby nawet osesek lub wręcz płód w łonie matki. Co sobie roiła ta głupia dziewucha?

 

2. Plany matrymonialne

 

Wspomnienie obłąkanych ciemnych oczu Śmieszki prześladowało królową dzień i noc. Na początek rozkazała przenieść kołyskę Swena do własnej sypialni. Jego wysokość Edred i tak rzadko ją odwiedzał, a któż lepiej od matki potrafi zadbać o bezpieczeństwo dziecka?

Ale to nie usatysfakcjonowało Toffy. O wiele skuteczniej byłoby pozbyć się pasierbicy.

– Panie mój, twoja córka powoli zmienia się w kobietę – rzekła do małżonka, kiedy ten, zziębnięty po długim pierwszym wiosennym polowaniu, grzał się przy wielkim kominku w komnacie myśliwskiej. – Najwyższy czas poszukać jej godnego męża.

Edred wyglądał na ogromnie zaskoczonego, jakby nadal wierzył, że jego córeczka ciągle pozostaje tym uroczym berbeciem, który rozśmieszał do łez cały dwór, próbując tańczyć kontredansa albo kłócąc się z papużkami.

– Ale gdzie, moja droga?

– Na pewno nie w stajniach ani wśród twojej straży, gdzie wydaje się szukać królewna. Są różne metody; możesz rozesłać swaty do sąsiednich księstw, zorganizować turniej rycerski albo huczny bal, zaoferować rękę córki jakiemuś śmiałkowi, który dokona wielkich czynów…

Edred mrugał oczyma, najwyraźniej zaoferowała mu zbyt wiele możliwości.

– Chyba masz rację, trzynaście lat to wiek, w którym już wypadałoby rozejrzeć się za mężem…

– Panie mój, Śmieszka ma już ponad piętnaście lat!

– Niemożliwe! Jak ten czas leci. Kto by pomyślał, że od śmierci naszej kochanej Jagódki minęło już tyle dni…

Usta królowej przypominały kreskę niewiele grubszą od włosa. Pośpiesznie opuściła komnatę.

 

Następnego ranka w całym zamku zaroiło się niczym w kopniętym mrowisku – Śmieszka zniknęła. Przeszukano budowlę od strychu wieży astrologów aż po opanowane przez wielgachne szczury kazamaty. Nie znaleziono ani królewny, ani jej ulubionej klaczy. Jedna plotka goniła drugą, każda kolejna coraz mniej prawdopodobna: dziewczynę porwali zbójcy, nie, wcale nie zbójcy, tylko śmiertelnie zakochany książę, ależ nie żaden książę, tylko czarownik, praczka widziała, jak unosił się nad łąką, siedząc na latającym łożu i trzymając coś zawiniętego w pierzynę…

Rozgardiasz nieco przycichł po południu, kiedy król Edred znalazł w gabinecie list od córki, w którym na wielu stronach pokrętnie i na przekór ortografii wyjaśniała, że ucieka z domu, bo nie może znieść myśli, że zostanie wydana wbrew swojej woli za mąż i będzie musiała rozstać się z ukochanym papciem. Zaklinała, żeby jej nie szukać. Oczywiście, władca ani myślał odwoływać drużyn rozesłanych na wszystkie strony świata.

Podczas kolacji Toffa raczej przesuwała jedzenie po talerzu niż wkładała je do ust. Rozmawiali, rzecz jasna, o ucieczce. To znaczy, najpierw Edred martwił się, że nie będzie mógł zasnąć bez makowych kropelek, chociaż medycy zalecali daleko posuniętą ostrożność przy ich stosowaniu. Dopiero po przystawkach zaczął roztrząsać szczegóły zniknięcia córki:

– Ale kto osiodłał jej klacz? – zastanawiał się król. – Żaden z chłopców stajennych się nie przyznaje.

– Osiodłanie konia wcale nie jest trudne, szczególnie dla kogoś, kto spędza więcej czasu w stajni niż na konwersacjach z guwernantkami. Śmieszka z pewnością by sobie poradziła.

Edred najwyraźniej nie dostrzegł ironii, bo jego twarz rozjaśniła się uśmiechem, kiedy sięgnął do wspomnień:

– Masz rację, moja droga. To dziecko od dawna uwielbia konie i inne zwierzęta. Kiedy miała cztery latka, upierała się, że sama będzie szczotkować swojego kucyka, chociaż ani nie sięgała do jego grzbietu, ani nie potrafiła utrzymać zgrzebła w jednej łapce. Przekomicznie wyglądała!

– Mnie bardziej interesuje, skąd dowiedziała się, że planujesz wydać ją za mąż.

– Och, sami jej powiedzieliśmy. – Król wzruszył ramionami. – Śmieszka ma już piętnaście lat, jest właściwie dorosła, powinniśmy z nią rozmawiać o takich rzeczach. Oczywiście, nie o wszystkim, niech nadal wierzy, że z Jagódką znaleźliśmy ją w oranżerii wśród ananasów. Ale wyjaśniliśmy córce, jakie znaczenie jej zamążpójście ma dla naszej polityki zagranicznej.

Toffa przewróciła oczami. Naiwność jej dostojnego małżonka przerastała najwyższe góry królestwa.

– Panie mój, nie rozumiem jeszcze jednego: jakim cudem list Śmieszki znalazł się w twoim gabinecie. Myślałam, że pod drzwiami bez przerwy stoi straż i pilnuje insygniów, pieczęci, tajnych dokumentów i całej reszty.

– A, sprawa jest banalnie prosta. Pokazaliśmy kiedyś córce kilka tajnych przejść. Potrzebowała ich do swoich żartów. Ileż było śmiechu, kiedy podłożyła ochmistrzyni do łóżka martwego szczura! Albo kiedy wysmarowała sadzą miecze w zbrojowni…

Toffa cichuteńko zgrzytnęła zębami. Sama, po ośmiu latach małżeństwa i wspierania królewskiego małżonka w każdej sprawie, jeszcze nie dostąpiła tego zaszczytu, w ogóle nie podejrzewała, że w zamku istnieją jakieś tajne przejścia. Ale smarkula, która ma ochotę wyrządzić komuś okrutny dowcip? O tak, ona zasługuje na poznanie tajemnic korony!

– Panie mój, możesz mi pokazać list od królewny? Może jako kobieta, na dodatek zastępująca tej biednej dziewczynie matkę, zdołam wyczytać z niego coś, co przeoczyli twoi doradcy.

– Ależ oczywiście, moja droga! Bardzo dobry pomysł, już dajemy ci list!

Edred przeszukiwał kieszenie i zakamarki wamsu. Wreszcie wydobył z rękawa kilka sfatygowanych kartek, przechylił się wzdłuż stołu i podał żonie, lekko tylko zahaczając papierami o pieczone prosię.

Ledwie królowa rzuciła okiem na zapisane strony, poczuła, jak strach ściska jej wnętrzności skuteczniej niż jakikolwiek gorset. Rano, zanim jeszcze odkryto nieobecność pasierbicy, znalazła w buduarze przypiętą do jedwabnej poduszki kartkę o treści: „Niemyśl sobie że ze mną wy grałaś pszebrzydłe suczydło!”. Zlekceważyła notatkę, myśląc, że to porachunki dwórek zazdrosnych o piękny szal, broszkę czy uśmiech przystojnego koniuszego. Ale ten charakter pisma! Przecież powinna była rozpoznać autorkę już po nieortodoksyjnej pisowni, dość się o tym nasłuchała od wszystkich guwernantek.

 

3. Kolejne zniknięcie

 

Minęły trzy miesiące. Śmieszka się nie odnalazła, ale życie na zamku wróciło do normy. Król odstawił krople makowe, służba przestała mylić się przy liczbie nakryć na stole, puszka z resztką kakao powędrowała do spiżarni na jakąś ciemną półkę… I tylko czasami ktoś westchnął ciężko, przechodząc obok drzwi do komnaty królewny.

Pewnego ranka Toffa obudziła się wyjątkowo wyspana i radosna – przez całą noc Swenik ani razu nie zapłakał, co zdarzało mu się bardzo rzadko.

Słońce wspięło się już dość wysoko, a chłopczyk ciągle posapywał miarowo za błękitnymi firaneczkami haftowanymi w herby i korony. Od czasu do czasu wiercił się, aż kołyska skrzypiała. Nie przeszkadzało mu nawet światło wpływające przez otwarte okiennice.

Wreszcie Toffa postanowiła obudzić synka. Rozsunęła firanki.

– Wstaw… – reszta słów uwięzła jej w gardle, by po chwili przekształcić się w nieartykułowany wrzask.

Zamiast Swena pod kocykiem leżał jakiś szpetny odmieniec. Zerwał się, wyskoczył z kołyski. Zrobił kilka fikołków i już był na parapecie. Obnażył zadek, donośnie zepsuł powietrze, wydobył skądsiś zwój liny przywiązanej do ciężkiego kufra w pobliżu, wyrzucił wolny koniec liny przez okno i zaczął zjeżdżać.

Kiedy zaalarmowana straż wbiegła do komnaty, odmieniec już przepływał przez fosę. Jeden z gwardzistów podniósł kuszę, ale Toffa podbiła broń.

– Bierzcie go żywego, głupcze! Oni porwali królewicza!

– Toż to Wesołek… – rzekł dowódca straży.

– Jaki znowu wesołek? – spytała Toffa.

– Karzeł i błazen królowej Jagody.

To wiele tłumaczyło.

Wesołek zgrabnie wdrapał się na drugi brzeg fosy, wyprowadził z zarośli wierzchowca i wskoczył na niego. Kiedy strażnicy wreszcie opuścili most zwodzony i objechali zamek dookoła, po zbiegu zostały już tylko stygnące końskie pączki.

Na długie godziny w sypialni zapanował harmider. Tłumy ludzi przewijały się przez komnatę. Dworzanie pocieszali królową albo prosili, żeby przypomniała sobie jeszcze coś. Może słyszała cokolwiek w nocy? A jakiej maści był koń Wesołka? Czy na pewno na siodle nie siedział królewicz? A jakiś tłumoczek wielkości dwuletniego dziecka?

W końcu rzuciła się na łoże i oznajmiła, że chce zostać sama ze swoją boleścią. Gdy sypialnia opustoszała, Toffa na palcach przemknęła do garderoby. Tam upuściła kroplę krwi na lustro, które natychmiast przestało odbijać tuziny sukien.

– Serczendżin – wyszeptała zaklęcie. Po pojawieniu się obrazu sygnalizującego gotowość na szczegółowe pytanie królowa doprecyzowała: – Lustereczko, powiedz przecie, gdzie ukryto moje dziecię.

Zwierciadło pokazało wnętrze chaty z drewnianych bali. Jakiś obcy zbir trzymał Swena. Chłopczyk miał otwartą buzię, jakby krzyczał, a mężczyzna huśtał go niepewnie. Jej synek wciąż żył! To najważniejsze. W chacie siedziało jeszcze kilku kidnaperów i Śmieszka. Tego należało oczekiwać.

Po mniej więcej pięciu kolejnych prośbach artefakt pokazał otoczenie chatki. Jeszcze nigdy Toffa tak nie żałowała, że jej matka poskąpiła na gadające lustro – obraz absolutnie nic jej nie mówił. I nie mogła go nikomu pokazać, bo w tym przeklętym zabobonnym królestwie prawo ciągle prześladowało czarodziejki i za samo używanie magicznych artefaktów nawet królowa wylądowałaby na stosie jeszcze przed końcem miesiąca.

Chwileczkę! Mogła pokazać zwierciadło Zuhurze, którą szkoliła na uzdrowicielkę. Wprawdzie dziewczyna jeszcze nie dotarła do etapu artefaktów, ale Swenik nie mógł tak długo czekać. Pobiegła po damę dworu.

– Lustereczko pokazuje to, o co je poproszę – wyjaśniała uczennicy. – W tej chwili to obraz miejsca w lesie, gdzie przetrzymują królewicza. Funkcja, której użyłam, jest uruchamiana zaklęciem “Guglmeps”, ale to w tej chwili najmniej istotne. Zapamiętaj jak najwięcej, pójdź do głównego łowczego i powiedz, że ten widok ci się przyśnił. Niech wytłumaczy, jak tam się dostać. Zwróć uwagę na punkty charakterystyczne; ten dąb musi być bardzo stary, ten grab przechyla się w stronę strumienia, a niedaleko jest wielkie mrowisko… Zrozumiałaś wszystko?

– Tak, pani.

– Zatem do dzieła!

 

Edred wyśmiał plan oparty na sennych marach młodej dwórki – sam wierzył, że jego następcę porwał któryś z okolicznych książąt. Już rozesłał ludzi z poleceniem, by w każdej karczmie rozpytywali o przewożone wbrew swojej woli dwuletnie chłopię, być może przebrane za dziewczę, zapewne w towarzystwie karła. Ale przynajmniej nie zabronił tego, co określił mianem „babskiej wyprawy wojennej”.

Jeszcze wiele cennych minut musiało upłynąć na charakteryzacji królowej, lecz widok własnego, a jednak obcego, odbicia w pełni usatysfakcjonował Toffę. Była gotowa odbijać synka.

 

4. Gambit królowej

 

Toffa zbierająca jagody w pobliżu starej chaty drwali w niczym nie przypominała królowej. Jej piękne jasne włosy zostały częściowo wycięte, a resztki dwórki obsypały mąką – teraz wyglądały jak rzadkie i brudne kosmyki staruszki. Poniszczone spódnice zebrane od wszystkich chyba praczek i posługaczek zamkowych pogrubiły sylwetkę. Skórę twarzy i dłoni natarła popiołem, a na dodatek damy poprzyklejały w kilku miejscach grudki udatnie imitujące kurzajki i krosty. Wizerunku dopełniły oszpecające oblicze malunki. Podsumowując – jagody zbierała stara uboga wieśniaczka.

Przesuwała się przy tym coraz bliżej chaty. Najważniejsze, żeby dotrzeć do celu, zanim przybłąka się tu jedna z drużyn wysłanych na poszukiwania. Królowa nie wątpiła, że w takiej sytuacji Śmieszka natychmiast zabije przyrodniego braciszka. Nagle Toffa podskoczyła, udając zaskoczenie, gdy odezwał się męski głos:

– Co tu robicie, babciu?

– Jagódki zbierom, synku – odpowiedziała Toffa, zmieniając głos. – Do kumy się wybierom, bidoczka zachorzała, niech se podje… – Ze stęknięciem wyprostowała się, pilnując, by butelki cydru schowane w koszu brzęknęły o siebie, pomasowała plecy.

– A rzeknijcie, babciu, macie dzieci?

– Oj, synku, toż czwórkę odchowołom, ale niewdzięczne psiekrwie, nic starej matce nie pomagajo…

– Bardzo dobrze – ucieszył się mężczyzna. – To znaczy, że potraficie uspokoić płaczące dziecko. Chodźcie ze mną.

Toffa nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Podreptała za nieznajomym tak szybko, jak tylko pozwalało jej przebranie.

 

Kiedy dotarli do chaty, Swenik płakał, aż jej się serce ścisnęło. Wystarczyło jedno pociągnięcie nosem, aby zrozumieć, na czym polega problem.

– Oj, toż dziecioka mus przewinąć. Dejta nową pieluchę, w mig się sprawię.

Polecenie wprawiło gospodarzy w popłoch. Najwidoczniej, nie zaplanowali porwania w najdrobniejszych szczegółach. Nic dziwnego, jeśli pomysł wyszedł od Śmieszki.

Kilku mężczyzn szukało czystej szmatki, a Toffa, zdjąwszy synkowi do szczętu przemoczoną pieluszkę, dyskretnie rozglądała się po wnętrzu.

Obcych zbirów naliczyła siedmiu, łącznie ze znanym już jej Wesołkiem, do tego Śmieszka, która szczęśliwie przycupnęła w kącie, wertowała jakąś grubą księgę (to musiało stanowić nowe doświadczenie dla królewny) i na nic nie zwracała uwagi. Czyli mieszkało tu osiem osób, ale w jednoizbowej chacie znalazła tylko siedem łóżek, a właściwie byle jak skleconych prycz. Oczywiście istniała możliwość, że Śmieszka skromnie sypiała w szałasie albo czynił to któryś z mężczyzn, zbyt pobożny, by spędzić noc pod jednym dachem z niewiastą spoza rodziny, albo ktoś tu tylko przybył z wizytą. Toffa jednak nie wierzyła w żadną z tych wersji. Tym bardziej, że przez oparcie jednego wyra przewieszono smoliście czarną kapotę należącą do królewny.

Zbiry przeszukiwały chatę, Śmieszka od czasu do czasu mamrotała coś w rodzaju: “Niech zje jego flaki. Może się nimi udławi”, “O, królik będzie dobry, gdzie tu są przepisy na królika?”. Toffa zrozumiała, że pasierbica studiuje książkę kucharską, i spokojnie czekała. Próbowała nie rzucać się nikomu w oczy, a zwłaszcza królewnie, bo ona rozpoznałaby macochę mimo przebrania.

Tylko z tego powodu królowa unikała cisnących się na usta kąśliwych uwag na temat nieczułości domniemanej matki, względnie rozumu pannicy, która nie umie uspokoić płaczącego dziecka.

W końcu kobiecie wręczono ścierkę. Szmatka kiedyś chyba stanowiła część koszuli. Musiała wystarczyć. Swenik zawinięty w suchą namiastkę pieluchy uspokoił się. Toffa miała ochotę zaśpiewać synkowi, ale to na pewno by ją zdradziło. Poprzestała na przytuleniu malca. Może jakimś cudem wyczuł, że ta stara wieśniaczka to mama, bo wyraźnie poweselał.

Toffa ukradkiem wydobyła z zakamarków spódnic cytrynowe ciasteczko, jeden z ulubionych przysmaków Swena i po kawałku wkładała mu do buzi. Wyczerpany płaczem i pocieszony słodkościami chłopiec zasnął. 

Królowa przypomniała sobie, że to jeszcze nie koniec kłopotów. Delikatnie odłożyła synka na najbliższy w miarę czysty siennik. Schyliła się po koszyk i postawiła go na stole równie niedbale zbitym jak łóżka. Dopilnowała, aby butelki ponownie brzęknęły.

– Co tam masz w środku? – zainteresował się jeden z gospodarzy, ten o wyglądzie zbójcy.

– Cydr dla chorej kumy. Samam robiła. Oj, oby tylko jej pomógł. – Widząc, że oczy nieznajomego zabłysły, dodała: – Chyba nie myślicie, coby ograbić starą kobietę z podarku dla chorej? Nie wolno wam tego pić!

– Nie będziesz nam mówić, starucho, co nam wolno. Dawaj te flaszki!

Toffa przyciągnęła koszyk do siebie, ale inny zbir wyrwał jej pobrzękujący skarb. Trzeci już stawiał poobijane kubki na stole. Śmieszce też nalali, królowa odmówiła, twierdząc, że to się nie godzi, i złorzecząc pod nosem na napastników. Nie nalegali.

Makowe kropelki zadziałały szybko, tylko dwóch gospodarzy zdążyło dotrzeć do łóżek. Reszta pochrapywała z głowami opartymi na stole, jeden upadł na podłogę. Toffę strasznie korciło, żeby wlać do cydru śmiertelną dawkę, ale dostojny małżonek nigdy by jej nie wybaczył otrucia córki. Może zmieni zdanie co do tej rozpuszczonej pannicy, kiedy zbrojni opowiedzą, co zastali w chatce.

Przed chwyceniem Swena i pobiegnięciem na polanę, gdzie wraz z końmi gotowymi do drogi czekały najwierniejsze damy dworu, królowa zatrzymała się jeszcze na moment. Z kieszeni w jednej z wewnętrznych spódnic wydobyła małą fiolkę. Ostrożnie odkorkowała i wypuściła uwięzione w środku mendoweszki na nogę nieprzytomnej pasierbicy. Niech się smarkula zastanawia, dlaczego swędzi ją bardziej niż zwykle!

Koniec

Komentarze

Hej 

Świetna wersja bajki z odwróconymi rolami :) sprytnie też zostały zamienione rekwizyty bohaterów, Czytając zastanawiałem się, co tu jeszcze zostało namieszane. No i zemsta królowej – straszliwa :) 

Pozdrawiam  

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dziękuję, BardzieJaskierze. :-)

Miło mi, że utworek się spodobał. Właśnie dla czegoś takiego mamy “antybajkę” w tagach. Napchałam jak najwięcej elementów z pierwotnej wersji.

Babska logika rządzi!

Serczendżin

Czyli taki Dżin Ser Czen :)

Guglmeps :D

 

 

Milusia bajeczka, a zemsta rzeczywiście okrutna :)

 

Nawet taki stary maruda jak Jim się uśmiechnął, więc humor jest i to zacny.

Jedyne co bym w opowiadaniu zmienił to tytuły podrozdzialików a ściślej – drugiego albo czwartego, bo “Plany królowej” i “Gambit Królowej”* brzmi zbyt podobnie. Przy tym “gambit” sugeruje, że Królowa coś poświęca (ściślej: w gambicie się poświęca coś, w celu zdobycia czegoś innego, najczęściej piona w celu zdobycia przewagi pozycyjnej) – a jedyne co Królowa poświęca w celu odzyskania syna to chyba chwilowo własny komfort i wygląd (przez przebranie)? Bo chyba nie mendy? ;)

 

pozdrawiam,

 

Jim


 

* swoją drogą – wiem, że to też miało zaśmiać, ale to kalka z angielskiego, w polskim figura obok króla to hetman, a rozpoczęcie d4 d5 c4 nazywa się Gambitem Hetmańskim

entropia nigdy nie maleje

Dziękuję, Jimie. :-)

Fajnie, że udało się rozbawić.

Przy zapamiętywaniu zaklęć możesz stosować dowolne mnemotechniki. ;-)

Z tytułami masz rację, jak wymyślę coś lepszego, to zmienię.

Toffa ryzykuje jeszcze bezpieczeństwo. Własne i uczennicy, która twierdzi, że efekt czarów jej się przyśnił.

Babska logika rządzi!

Cześć, Finklo.

Uwielbiam tego typu opowieści – rozmaite baśnie wspólnie ze sobą wymieszane, szczodrze doprawione i podane na tacy jako całkiem nowa, wykwintna potrawa. :)

Świetny, lekki, w odpowiedniej dawce humor dodaje wiele temu znakomitemu opowiadaniu. :)

Zaskoczyło mnie szybkie zakończenie, ale rozumiem, że taki miałaś na nie plan. :)

 

Z technicznych – sugestie i wątpliwości – do przemyślenia:

Są różne metody; możesz rozesłać swaty do sąsiednich księstw, zorganizować turniej rycerski albo wielki bal, zaoferować rękę córki jakiemuś śmiałkowi, który dokona wielkich czynów… – powtórzenie

Edred mrugał oczyma, chyba zaoferowała mu zbyt wiele możliwości.

Chyba masz rację, trzynaście lat to wiek, w którym już wypadałoby rozejrzeć się za mężem…

– i tu

– Panie mój, nie rozumiem jeszcze jednego: w jakim cudem list Śmieszki znalazł się w twoim gabinecie. – literówka

 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia, podwójny klik. :)

Pecunia non olet

Dzięki, Bruce. :-)

Cieszę się, że przypadło Ci do gustu. :-)

Raczej stawiałam na głowie jedną bajkę, ale może i wpadły elementy z ogólnego baśniolandu.

Chyba wychodzę z założenia, że zakończenie powinno być szybkie, bo jak zacznę przeciągać, to jeszcze mi się Czytelnik zacznie zastanawiać, do czego to wszystko dąży i zgadnie.

Babole zaraz poprawię.

Babska logika rządzi!

Usterki do przemyślenia, sama często się gubię w tych językowych zawiłościach. :)

Ogromnie mi przypadło, wredota tej królewny, ciapowaty król, do tego jeszcze wygląd siedmiu kompanów… No i to porwanie… Pieluszka jako strzęp koszuli. :)) Zemsta królowej. :) Genialne. ;) Jestem absolutną miłośniczką takich przeróbek znanych baśni. :)

Ja tu sobie oczywiście kojarzyłam i inne bajki, bo król jednak żył, bo był braciszek, bo porwano go, bo pojawił się karzeł, bo “lustereczko” nie gadało… :) Świetna sprawa, moja wyobraźnia w pełni usatysfakcjonowana. :))

Pecunia non olet

Usterki już poprawione, słusznie je wskazałaś, dzięki.

Wredota. Weź pod uwagę, że to nastolatka (ciężki wiek, ale może za kilka lat zmądrzeje), że półsierota, że źle wychowana, że tradycja pozbawia ją szans na tron…

Pieluszka. Śmieszka po pierwsze nie miała pojęcia, ile różnych rzeczy trzeba, żeby zadbać o małe dziecko, a po drugie, wcale nie zamierzała o braciszka dbać.

Braciszek był, żeby Toffa miała powód do prowadzenia wojny z pasierbicą.

Król żył, ale był tak pierdołowaty, że nie ma znaczenia.

Karzeł się pojawił, żeby nawiązać do krasnoludków. No i mógł zmieścić się w dziecinnym łóżeczku.

Lustereczko nie gadało, żeby królowa nie miała zbyt łatwo.

Trochę nad konstrukcją pomyślałam, zanim zaczęłam pisać.

Babska logika rządzi!

Pomysłowo to zrobiłaś i super, bo wyszło świetnie. ;)

Nastolatka, jak to nastolatka, wiadomo. :) Pierwowzór baśniowy ją nienaturalnie wybielił, była naj we wszystkim, w odróżnieniu od macochy, a tu jednak pododawałaś nieco przywar i opowiadanie jest genialne. :)

Pecunia non olet

Nie przesadzałabym z tym geniuszem. A i nie jest to pierwsza bajka powykręcana na nice na naszym portalu.

Babska logika rządzi!

Jeszcze wiele cennych minut musiało upłynąć na charakteryzacji królowej, lecz widok własnego a jednak obcego odbicia w pełni usatysfakcjonował Toffę. ← chyba brak dwóch przecinków, ale się nie znam

Szukałem czegoś, żeby ‘umerytorycznić’ komentarz. Stąd powyższe.

Cóż mogę napisać, poza tym, że Finklowe, to znaczy świetne. Humor i motto współgrające. Wszystkie warunki konkursu spełnione. Mnóstwo zdań, mogących być cytatami. Ode mnie klik i gwiazdki.

Nie przesadzałabym z tym geniuszem. A i nie jest to pierwsza bajka powykręcana na nice na naszym portalu.

Każdy ma inny gust, wiadomo. :) Mnie to ujęcie spodobało się bardzo.

To tak, jak z podobnym spojrzeniem na baśnie i bajki w filmach. Jest sporo, znam prawie wszystkie, a nadal tylko “Czerwony Kapturek – prawdziwa historia” jest moim zdaniem naprawdę genialny. :) Każda scena śmieszy, każdy dialog czy postać. I, przyznam, mało mnie obchodzą recenzje. :)

Pozdrawiam i raz jeszcze gratuluję nietuzinkowego poczucia humoru. :)

Pecunia non olet

Dzięki, Misiu Koalo. :-)

Przecinki. Czy są konieczne, to nie jestem pewna. Ale na pewno nie zaszkodzą, więc je zaraz wstawię.

Miło mi, że znalazłeś aż tyle zalet.

Babska logika rządzi!

Bruce, o filmach sobie ze mną nie pogadasz. W ogóle nie kojarzę tego, o czym mówisz.

Babska logika rządzi!

Ja mam podobnie z literaturą sf. :)

Pecunia non olet

No, każdy ma swoje przysmaki i odruchy wymiotne. ;-)

Babska logika rządzi!

laughheart

Pecunia non olet

A więc to tak było?!

No i teraz trzyma się kupy;)

Lożanka bezprenumeratowa

Dzięki, Ambush. :-)

No, moja wersja wydaje się bardziej prawdopodobna. Ale, wiesz, podręczniki historii piszą ci, którzy żyją dłużej, więc świat poznał wersję Śmieszki/Śnieżki. ;-)

Babska logika rządzi!

Obwieszczenie!

Książe CM III Kąśliwy przybył pod Twój tekst, by poćwiczyć sobie kpiny, drwiny i złośliwości ocenić go jak zawsze uczciwie, sprawiedliwie i… (tu wstawić jakiś ładny rym).

Koniec jest bliski…

its over todd krizelman GIF by National Geographic Channel

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dzięki, Jurorze Księciuniu CM-ie. :-)

Powitać!

Czemu bliski? Jeszcze całe dwa dni.

Babska logika rządzi!

My, król Cymbał Pierwszy, zbuntowana nastolatka influencerskiego chowu, w czerni i agrafkach, obydwa zaklęcia, Wesołek w kolebusi niczym Koszałek Opałek oraz „Jeszcze nigdy Toffa tak nie żałowała, że jej matka poskąpiła na gadające lustro”! No, woooow!laugh laughlaughKapitalne wyczucie stylu – humoreska baśniowa bez przegięcia w żadną stronę i to, co zawsze wychodzi ci perfekcyjnie – precyzja obrazowania, idealnie pasujące szczegóły, piękny język. Przez chwilę byłam zaskoczona zakończeniem, ale tylko przez chwilę, bo jest takie, jakie być powinno: królowa z dziecięciem będą „żyli długo i szczęśliwie” (przynajmniej przez najbliższą dekadę, dopóki granie na mamusinym lustrze nie namiesza mu w głowie), a fiksująca królewna? No, cóż! Znudzi jej się życie wśród squotersów, sama na komnaty wróci.

I jeszcze to, o czym wyżej już napisał Koala – co najmniej kilka zdań kwalifikujących się do kategorii bon motów. Lektura twojego opowiadania była prawdziwą przyjemnością.

Dziękuję, W_baskerville. :-)

Fajnie, że znalazłaś aż tyle zabawnych elementów.

Oj, król Cymbał nigdy nie jest pierwszy. Ale, niestety, na ogół bardziejszy…

Zakończenie – według zasad konkursowych bohater powinien rozwiązać problem. No to Toffa rozwiązała i ze skarbem w objęciach zwiała w stronę kawalerii. Do tego chciałam wykorzystać jak najwięcej pojęć z oryginału: zatrute jabłko, królowa udająca staruchę, królewna żywa, ale nieprzytomna po jabolu…

Ej, to powiedzcie, które zdania tak Wam się spodobały, a nie tylko mętnie sugerujecie, że coś…

Babska logika rządzi!

Cydr – jabol  – zatrute jabłko! Taki piękny, sugestywny ciąg skojarzeń a umknął mi! laugh Super! Ciąg super, oczywiście, a nie fakt, że późno zajarzyłam.

W poszukiwaniu bon motów (takich na własny użytek) i innych niespodzianek, przeczytałam „Politykę rodzinną” raz jeszcze. I zastanowił mnie wams. Ta część odzieży nie miała za wiele kieszeni i zakamarków i raczej nie była wyposażona w rękawy, których król mógłby używać jako schowków na korespondencję. Wams opisywany jest jako „krótki, obcisły kaftan”. Chyba sajan bardziej by się nadawał, ale nie upieram się, bo nawet jeśli E-dred widelcem wepchnął pod mankiet liścik od córki, to i tak byłoby to dziwactwo nieszkodliwe a usprawiedliwione.

 

(…) rozpoznać autorkę po nieortodoksyjnej pisowni(…)

Obnażył zadek, donośnie zepsuł powietrze (…) – Uroczy eufemizm!

(…) po zbiegu zostały już tylko stygnące końskie pączki (…) Jak wyżej.

Lustereczko, powiedz przecie, gdzie ukryto moje dziecięlaughlaughlaugh

Edred mrugał oczyma, najwyraźniej zaoferowała mu zbyt wiele możliwości. Charakterystyka urzekająco lakoniczna a niesłychanie wnikliwa.laugh

 

Czy na pewno na siodle nie siedział królewicz? A jakiś tłumoczek wielkości dwuletniego dziecka?

laugh Prześlicznie inteligentne pytania charakterystyczne dla części służb śledczych, ze szczególnym uwzględnieniem tych nieodróżniających granatnika od petardy.

A propos „nieortodoksyjnej” (laugh) logiki zacytuję (bardzo dokładnie!) opis służbowy pewnego odrażającego czynu karalnego. Oczywiście „fakt autentyczny”!

 

Obwinionego o to, że (opis czynu ze wskazaniem miejsca, czasu, sposobu i okoliczności jego popełnienia oraz wysokości wyrządzonej szkody):

W dniu 03 maja 2021 roku około godz. 18.15 w Nowym Sączu przy [wymazane] chcąc wywołać niepotrzebną czynność, poprzez zgłoszenie fałszywej interwencji dotyczącej ugryzienia tarantury w penisa wprowadził w błąd funkcjonariuszy Policji.

tj. za wykroczenie z art.66 § 1 pkt. 1 kodeksu wykroczeń.

 

Tak więc pytanie o siedzący w siodle tłumoczek wielkości dwuletniego dziecka, absolutnie nie dziwi!

Świetnie się grzebie w twoim opowiadaniu, Finklo!  „Gambit królewski” i „Prywatność w królewskiej rodzinie?  Skąd ty w ogóle znasz takie pojęcia?” – także ogromnie mi się podobają. Są na topie!

Dzięki, Baskerville. :-) Dobrze wiedzieć, co mi się udało bardziej. A przynajmniej, co jest tak postrzegane.

Chyba już nie będę majstrować przy stroju króla. Sajanu pewnie większość ludzi nie kojarzy (ze mną na czele), a wams został rozsławiony przez Sapkowskiego, który ubrał w to Wiedźmina na imprezkę. Jeśli dobrze pamiętam. Czuję się usprawiedliwiona humoreskością tekstu.

Eufemizmy po części wynikają z tego, że jurorzy nie życzą sobie bluzgów. Gdzieś kiedyś krążyły nawet pogróżki, że będą wulgaryzmy zastępować losowo wybranymi słowami.

Ooo, raporty i inteligencja milicjantów to cała gałąź dowcipów. I to se, nestety, vratilo. :-(

 

Edytka:

Wyczytałam gdzie indziej, że księciunio CM oczekuje ode mnie rymu i że to nie był nawias retoryczny.

Otóż w tym przypadku najlepiej rymuje się “wysoko”, ale proszę nie cytować mnie pod opowiadaniami konkurencji. ;-p

Babska logika rządzi!

Genialne!

  1. “Przecież powinna była rozpoznać autorkę już po nieortodoksyjnej pisowni, dość się o tym nasłuchała od wszystkich guwernantek.”
  1. “Na pewno nie w stajniach ani wśród twojej straży, gdzie wydaje się szukać królewna.”
  1. Cydr! Bo kto pokusiłby się jabłka!
  2. Weszki…

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Dzięki, Radku. :-)

Cztery obowiązkowe części, cztery zalety, wszystko się zgadza. ;-)

Babska logika rządzi!

Widzę, że za moim podszeptem zmieniłaś minimalnie podtytulik – i słusznie. Pochwalam :)

entropia nigdy nie maleje

A i owszem – jak wymyśliłam jakiś plan B, to zmieniłam.

Babska logika rządzi!

Khaire!

 

Ech, zdaje mi się, że już w zbyt wielu krzywych zwierciadłach widziałem tę baśń, żeby ta wersja mogła mnie zaskoczyć. Zaskakuje mnie natomiast, że moje wrażenie jest tak odmienne od wrażeń innych, ale może w związku z tym do czegoś się przyda? Zaznaczam, że wcale nie mam złego dnia, ani much w nosie wink

Chyba niestety dość szybko zmęczyły mnie znajome rysy postaci (równie niemądra, co nieobyczajna i wredna zbuntowana nastolatka, gamoniowaty ojciec itp.), liczba aluzji z podtekstem i dialogów nie popychających akcji do przodu.

W finale sporą ilość miejsca zajmują też umiarkowanie interesujące (mnie) opisy przygotowań, podchodów i uspokajania dziecka, a całkiem brakuje (mi) jakiegoś napięcia w stylu: czy ją przejrzą, czy dadzą się nabrać; czy dziecko zostanie uratowane i czy królewna poniesie spektakularną karę. Pewnie, (anty)baśń nie wymaga żadnych szalonych twistów fabularnych, ale ja tam nie widzę takiego choćby małego, zwyczajnego…

Choć trzeba przyznać, że kara okazała się wyjątkowo spektakularna angry

 

Pozdrawiam, mając nadzieję, że ten komentarz nie będzie mi wzięty za złe ;)

Twój głos jest miodem... dla uszu

Dziękuję, Duago_Derisme. :-)

No, wiedziałam, że kiedyś musi nadejść ten pierwszy niezadowolony Czytelnik. Odliczyłeś się, koniec świata odwołany.

Zmęczenie przerysowaniem postaci to Twoje zbójeckie prawo. Moim jest dowolne ośmieszanie bohaterów humoreski. Złóżmy jedno i drugie na karb gustu. Za to uwaga na temat nieciekawych przygotowań i braku napięcia jest wartościowa. Możesz mieć rację, lecz już po terminie konkursu, nie będę tu nic zmieniać. Przyznam się, że nie umiem opisywać uczuć, może dlatego Toffa nie czuje i nie okazuje zdenerwowania.

Fajnie, że chociaż mendy Ci się spodobały.

Babska logika rządzi!

No, wiedziałam, że kiedyś musi nadejść ten pierwszy niezadowolony Czytelnik. Odliczyłeś się, koniec świata odwołany.

Jednoosobowy lotny oddział przeciwdziałania zamarzaniu Piekła odmeldowuje się ;)

 

Zmęczenie przerysowaniem postaci to Twoje zbójeckie prawo. Moim jest dowolne ośmieszanie bohaterów humoreski. Złóżmy jedno i drugie na karb gustu.

Za to uwaga na temat nieciekawych przygotowań i braku napięcia jest wartościowa.

Oczywiście. Z żartami i przerysowaniem w humoreskach jest tak, że jeśli kogoś to z jakiejś przyczyny nie rozbawi (jak piszesz, kwestia gustu), to może się już nie mieć czego chwycić. Stąd wypłynęła moja sugestia o nieco wincyj dobra pod spodem, żeby przytrzymać i takiego paskudnego czytelnika, co się nie zna wink

Twój głos jest miodem... dla uszu

Dziękuję, spocznij. ;-)

No, ogólnie z humorem tak jest. Jednych Jaś Fasola albo Benny Hill bawią, inni śmieją się dopiero przy Monty Pythonie…

Tak, więcej dobra pewnie by nie zaszkodziło, ale raz, że już po ptakach, dwa, że takie rzeczy lepiej by wyszły implementowane na etapie pisania.

Ależ nie mówimy żadnemu Czytelnikowi, że się nie zna. Na pewno jest ekspertem we własnej reakcji na tekst.

Babska logika rządzi!

Całkiem śnieżne, znaczy śmieszne. Choć faktycznie nieco przegadane.

 

Fabularnie jest tu dość prosto, by nie powiedzieć – minimalistycznie. Muszę zgodzić się z Duago_Derisme, że proporcje tekstu mogłyby być nieco inne – finał przebiega tak łatwo i gładko, że strach, nie zaszkodziłby jakiś jeden czy drugi wybój.

Kreacja postaci dość przewidywalna, momentami karykaturalna – co oczywiście dobrze pasuje do tekstu. Bez fajerwerków, ale też i bez zgrzytu zębów.

Styl finklowy (bo jaki miałby być), niezmiennie charakterystyczny. Czytało się lekko, nie potykałem się na niczym szczególnie, a od czasu do czasu zdarzyło się uśmiechnąć.

 

Podsumowując – przeczytane z przyjemnością, acz lekkim niedosytem.

Dziękuję, None. :-)

Czyli po kilku Czytelnikach zadowolonych i jednym zdegustowanym mamy Czytelnika Średniego. ;-)

Minimalizm nie jest taki zły (w sensie, że nie odbieram tego jako zarzutu), niektórzy ludzie są z tego dumni.

Ale argumenty co do finału zaczynają się powtarzać. No i tak – niby macie rację, po części się z Wami zgadzam. Ale są jeszcze założenia konkursowe – kawałki tekstu miały być równe, a ostatni i tak jest u mnie najdłuższy. Czyli zapewne ta historia nie chce dać się wpasować w ten schemat.

Że postacie przerysowałam, nie będę polemizować. Nie wiem, czy to nie należy do finklowego stylu.

Dobrze, że chociaż przyjemność była. :-)

Babska logika rządzi!

Minimalizm nie jest taki zły (w sensie, że nie odbieram tego jako zarzutu), niektórzy ludzie są z tego dumni.

Słusznie, bo zarzutem nie było. To nie fabuła jest tu gwoździem programu.

Dobrze, że chociaż przyjemność była. :-)

Pewnie, dobra bajka (albo i antybajka) zawsze w cenie.

No, albo się umie pisać drabble, albo wielotomowe sagi fantasy. ;-)

Ufff!

Babska logika rządzi!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Powitać Jurorkę Tarninę. :-)

Gifu z niczym nie kojarzę, ale widocznie nie każdego należy wpuszczać do domu.

Babska logika rządzi!

Powitać Jurora Zanaisa.

Ropuch rechocze, uznaję to za dowód, że tekst rozbawił. ;-)

Babska logika rządzi!

Jabolem ją uśpiłaś, cudne :) Mam nadzieję, że nikt jej pocałunkiem nie będzie budził, bo może pożałować ;) Oj, podobało mi się. Humor jak się patrzy, większość (o ile nie wszystkie) elementy oryginału wykorzystałaś, a i dorzuciłaś parę własnych. Sukienka z agrafkami mi się podobała. Przyjemnie spędziłam czas z Twoim opkiem :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dzięki, Irko. :-)

Jak to ujął Radek: kto by się skusił na jabłko?

Może ją kac pocałuje… Nie wiem, jakie są skutki jednorazowego przedawkowania opium/morfiny, ale pewnie nieprzyjemne.

Fajnie, że Ci się podobało.

Nie mam kryształowej trumny.

Babska logika rządzi!

Nie mam kryształowej trumny.

A, fakt :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ale się starałam wykorzystywać elementy oryginału.

Babska logika rządzi!

"Pisał autor, pisał, bajek dziwne zlepki.

Teraz odpoczywa ucieszony.

Czego brak tym bajkom, chyba piątej klepki,

Bo to bajki dla potłuczonych."

 

No, bajka morowa, a że dla potłuczonych… jesteś wśród swoich. Ale poważnie, co ja mam tu krytykować? Tu wszystko gra i śpiewa! Język staranny, bohaterka fajna i myśląca, są niespodzianki, jest zapowiedziana samodzielność, czyli schemat zachowany. Humor zabawny i wesoło się czyta. To jest to!

 

Mogłabym się tylko czepić, że motto jakoś zjechało za kanapę. Ale praktycznie niczego poza tym.

 

Skąpe czepialstwo udostępnię na Twoją prośbę i na Twój adres (mailowy).

 

Adres do wysłania nagrody ustalimy na priv.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

O, widzę, że przy komentarzach jurorskich również obowiązują cytaty. ;-)

No, tak było – pisałam, zlepiałam, kleiłam jak pierogi.

Jakoś mi się udaje robić mało błędów, lubię myślących bohaterów… Na niedobór humoru też nigdy nie cierpiałam…

Motto. Prawda, ono się trzyma na gumę do żucia. Najpierw wymyśliłam historię, a potem próbowałam dopasować do niej motto (strasznie mało zaproponowaliście i nie w moim stylu). Churchill miał jakieś punkty wspólne.

Aaa, jak skąpe, to nie, dziękuję.

Ooo, to jakaś nagroda będzie? Pięknie. :-)

Babska logika rządzi!

E, tam, mało :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ale co mało? To nieprawda, że robię mało błędów?

Babska logika rządzi!

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

HORROR

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Nic trzy razy się nie zdarza i nie zdarzy

Z tej przyczyny prędko szukać mi tu skazy

I biadolić bez przyczyny

 

Choćbyśmy z zachwytu wyli nad jakością treści, świata

Nie będziemy w nic owijać: sztampa Finklom figla płata

 

Żadna postać (choć nie nużą!) mocno tu nas nie zaskoczyć

nie przebije się przez schemat, nie porazi „nowym” w oczy

 

Wczoraj, gdym lekturę kończył, rozum pomysł chwalił głośno

Antybajka była świetna, brak świeżości szedł za okno

 

Dziś, kiedy komentarz kreślę, zagłębiwszy się w swą pamięć

myślę, że tekst – chociaż dobry – długo mi w niej nie zostanie

 

Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem?

Mimo skaz, mimo lamentów… antybajka wyszła świetnie!

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Technicznie bez zarzutu. Nad wyraz solidnie napisany tekst. Jeśli czegoś szukać, to naprawdę wśród drobiazgów, a takiej drobiazgowości nie uważam za niezbędną.

Konstrukcyjnie? Tekst jest bardzo ładnie złożony. Czytając odnosiłem wrażenie, że te poszczególne części faktycznie były niemal równe.

Opowiadanie trzyma odpowiednie tempo, nie ma żadnych wątpliwości, jeśli chodzi o rozumienie kolejnych wydarzeń. Tekst zamknięty, zostawiony bez żadnych niedopowiedzeń. Widać tu również dużą konsekwencję, jeśli chodzi o pilnowanie założeń antybajki. Przy odwróceniu ról udaje się nie zgubić odpowiedniej charakterystyki postaci.

Oryginalność: tak, jak można i trzeba chwalić za konsekwencję przy tworzeniu bohaterów, trzymanie założeń gatunku i tak dalej, tak brakuje tu jednak odrobiny świeżości. Postaci są schematyczne i o ile dobrze pasują do konwencji, o tyle nie robią niczego, żeby poza ten schemat się choćby wychylić. Zaskoczyć, czy to niekonwencjonalną interpretacją danej postaci, albo jakimś wyjściem poza założenia gatunku. Antybajka jest antybajką i o ile sam tekst w tym gatunku jest napisany bardzo dobrze (co przekłada się u mnie na wysoką ocenę), o tyle nie zawiera w sobie żadnej wartości dodanej (co mogło tę ocenę jeszcze podnieść).

Wartość komediowa: humor jest i to bez wątpienia dobrej jakości. Taki, jakiego oczekiwałbym po literaturze – umiejętna zabawa słowem, która nawet rzeczy proste potrafi przedstawić w żartobliwy sposób. Jeśli na coś bym miał ponarzekać to może na pewne „zaciągnięcie hamulca”, jeśli chodzi o nagromadzenie humoru. Nie uważam, że każde zdanie czy nawet każdy fragment ma być zabawny, ale jednak odnoszę wrażenie, że tych rodzynków w Finklowym cieście jest ciut za mało, patrząc na potencjał humorystyczny czy to postaci czy samej historii.

Wykorzystanie motta: z jednej strony bardzo zaskakujesz, bo nie pomyślałbym, że ten cytat z Churchilla można wykorzystać akurat do stworzenia antybajki – duży plus dla Ciebie za niekonwencjonalność. Z drugiej strony, jeśli wczytać się w cytat, to potrzeba jednak odrobiny dobrej woli, żeby w zdecydowany sposób powiązać do z tekstem.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Ale co mało? To nieprawda, że robię mało błędów?

Prawda, ale przy tamtym komentarzu mój mózg wykonał nieprawidłową operację i nie mam teraz pojęcia, o co mi chodziło… yy. To chyba źle.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dzięki, CM-ie. :-)

Piękny wierszowo-prozowy komentarz. A Szymborska, jak na poetkę, daje radę.

Do równości częściom trochę brakowało. Ale tak się tekst układał.

Powiadasz, że jadę stereotypami przy postaciach? Możesz mieć rację. Ale co by tu było niekonwencjonalną interpretacją? Z króla zrobiłam umysłową ciamajdę, z królowej inteligentną wiedźmę.

Humor. Nie chciałam zrobić z tekstu skeczu. Wydawało mi się, że cokolwiek napiszę, humor się w tym znajdzie. :-)

Motto jest naciągane, racja. Dlatego, że najpierw powstała historia, a dopiero potem dopasowywałam motto.

Cała przyjemność po mojej stronie.

Babska logika rządzi!

Tarnino, i jak? Zresetowałaś muska? ;-)

Babska logika rządzi!

Sądząc po tym, że dzisiaj nie umiałam zrobić prostego odejmowania… nie. To smutne.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No to control, alt, delete i jedziesz z koksem. ;-)

Babska logika rządzi!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ups! Chyba powinnaś wyszarpnąć wtyczkę. W przypadku laptopa na baterie… Może zamknąć klapę? Przytrzymać guziczek od włączania/wyłączania? Czyli: kobieto, spróbuj się porządnie wyspać. Jeśli to nie pomoże, to już nie mam więcej pomysłów.

Babska logika rządzi!

Power reset konieczny. Tarnino, przytrzymaj Tarninie przycisk jakieś 8h, w wietrzonym pomieszczeniu.

 

@Finkla

Bardzo lubię re-tellingi bajek. Lubię Twoje poczucie humoru. W tej uraczasz nas odwróceniem ról dobry-zły, bawiąc się stereotypami i modyfikując, może i nieoryginalnie, ale po swojemu, kluczowe postaci. Kompozycyjnie jest w porzadku: jest tempo, pewnie akty da się ładnie wyróóżnić, nie mam instynktownego odruchu ‘tu jest za rozwlekle, a tu za krótko’. Dialogi budujące postaci i pozwalające pogłębić zrozumienie relacji Króla, Śmieszki i Nowej Kurowej, pozornie nie popychające fabuły do przodu, dodają jednak potrawie smaku.

Ale nie powaliło. W sensie: czytało się przyjemnie, po prostu nie zapamiętam. Brakuje tutaj albo postaciom, albo zwrotom akcji, jakiejś drapieżności, pazura albo oryginalności, albo formy. Świetnie bawisz się kliszami, to jest doskonała robota i z czystym sumieniem powiem, że chciałbym, by Biblioteka portalu składała się tylko z tekstów na takim poziomie lub wyższym, ale jest to też – rozrywka, porządne, radosne antybajkowanie, które nie zapada w pamięć.

Myślę, że Nowa Kurowa jest najmocniejszą gwiazdą na tej scenie. Zbudowałaś wiarygodny portret postaci i doprawiłaś, uuu, ależ wredną zemsta na koniec. Myślę też, że motywacja Śmieszki, jakkolwiek jawnie wyłożona, jest dość słabo podbudowana – jej unikalna relacja z Kurem, pardon, Królem, aż każe zapytać, czy na pewno tate nie uległ by kaprysowi córki i nie złamał tradycji ‘for teh lolz’. Tu jest tyle możliwości rozegrania tego trójkąta, że nie musisz podążać za Kurewną do chatki siedmiu krasnoludków, tfu, zbirów, a nawet jak już podążasz, to rozwiązanie konfliktu też ma kilka ciekawych, intrygujących opcji (choć oczywiście dobro wygrywa, zło jest ukarane, uuu, wrednie i stosownie). Także postać Śmieszki wyszła bardzo, bardzo sztampowo (jesli chodzi o nastolatki), co nie znaczy, że te stereotypy nie mają pokrycia w prawdzie. Zaczyna isę od intrygującecj czarnej sukni, która potem nigdy nie wraca (odruchowo czekałem na jakiś motyw z nią związany).

 

Generalnie: potencjał, w którym nie zaryzykowałaś, chociaż aż się o to prosi. Mimo to, przyjemny umilacz czasu do kawy czy herbaty!

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dzięki, Psycho. :-)

No, w antybajce wypada poprzestawiać. Wyszłam od przyczyny konfliktu. Oryginalna wydaje mi się naciągana. No, która dorosła kobieta wierzy, że może konkurować urodą z nastolatką? Po co jej to? Za to rywalizacja na tle schedy i promowanie własnego dziecka kosztem pasierba wygląda w moich oczach całkiem wiarygodnie.

Jeśli twierdzisz, że za mocno pograłam kliszami, to możesz mieć rację. Acz Śmieszce do stereotypu nastolatki dorzuciłam bycie na bakier z ortografią, flirtowanie z facetami i złośliwość (come on, martwy szczur w łóżku to nie jest fajny dowcip). Sukienka z agrafkami to tylko rekwizyt, baśniowy odpowiednik czarnej kurtki nabijanej ćwiekami. Nie przywiązywałam do niej wagi, jednorazowy żarcik.

Toffa wyszła na najlepiej zarysowaną postać, bo cała opowieść jest pokazana z jej punktu widzenia. Jako oryginał trzymał się osieroconej królewny. A prawda (jeśli można o czymś takim mówić w przypadku baśni) zapewne leży gdzieś pośrodku. A wina po stronie teściowej… ;-)

Chatka w lesie pojawiła się, bo wystąpiła w oryginale. W ogóle starałam się odhaczyć maksymalnie dużo elementów.

Ryzyko, sugerujesz? Hmmm. A na czym polegałoby jego podjęcie? Napisałam wszystko, co mi przyszło do głowy w temacie antybajki. Nie wiem, co jeszcze mogłam dołożyć.

 

Tarninie życzymy kolorowych i regenerujących snów.

Babska logika rządzi!

Tarninie życzymy kolorowych i regenerujących snów.

To napiszcie Płatnika od nowa :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Oj, masz koszmary związane z robotą? No to kanał…

Babska logika rządzi!

Hrrrr… pobierz aktualizacje… hrrrrrrr… ustawienia wysyłki… hrrrrr… pobierz certyfikat! Nieeee! Nieeeeeee!!!

(XD)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ryzyko, sugerujesz? Hmmm. A na czym polegałoby jego podjęcie?

 

Ot na przykład na uczynieniu obydwu stron konfliktu niejednoznacznymi, każda ma swoje motywację ba, najlepiej nawet dobre, ale w ich realizacji robi rzeczy złe. 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

W bajce? Nawet anty?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, wiem, że masz teraz sajgon… Ale dobrze, że zaczynasz się śmiać. Choćby w nawiasie.

Edytka: No właśnie, to antybajka, nie telenowela. Hmmm. Antytelenowela… To by było coś.

 

Psycho, to jest jakaś myśl, ale przywracałam równowagę w inny sposób – przez odwrócenie znaków. Raz królewna była ta dobra, a królowa zła, teraz na odwrót. No, może z lekkim złagodzeniem – mendy jednak znalazły nowe lokum, a Śmieszka poprzestała na planowaniu morderstwa.

Babska logika rządzi!

Śmiech przez łzy :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To i tak krok w dobrą stronę. :-)

Teraz tylko odejmij łzy i będzie git.

Babska logika rządzi!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Witaj Finklo!

 

“Furda” – bardzo fajne słowo. :)

– Niemożliwe! Jak ten czas leci. Kto by pomyślał, że od śmierci naszej kochanej Jagódki minęło już tyle dni…

Usta królowej przypominały kreskę niewiele grubszą od włosa. Pośpiesznie opuściła komnatę.

Król trochę jak słoń w składzie porcelany. ;) Ale pewnie jako monarcha mógł sobie pozwolić na “emocjonalną nonszalancję”.

To nikomu nie szkodziło, a czarna aksamitna suknia zamiast klejnotów ozdobiona mrowiem stalowych agrafek wyglądała nieoczekiwanie elegancko.

Fajny opis sukni. Skojarzyła mi sie trochę ze strojami Wednesday.

Zaklinała, żeby jej nie szukać. Oczywiście, władca ani myślał odwoływać drużyn rozesłanych na wszystkie strony świata

Podczas kolacji Toffa raczej przesuwała jedzenie po talerzu niż wkładała je do ust.

W tym momencie mam przeczucie, że Toffa ma coś wspólnego ze zniknięciem księżniczki. :)

Sama, po ośmiu latach małżeństwa i wspierania królewskiego małżonka w każdej sprawie, jeszcze nie dostąpiła tego zaszczytu, w ogóle nie podejrzewała, że w zamku istnieją jakieś tajne przejścia.

W każdym zamku są tajne przejścia i każdy dworzanin o tym wie. Może nie wie gdzie się znajdują, ale wie, że takie coś istnieje. Trochę nie chce mi się wierzyć, że królowa miałaby tego nawet nie podejrzewać.

“Serczendżin”, “Guglmeps”

laugh Pojechane mocno. Tego pierwszego nie zrozumiałem po pierwszym przeczytaniu. Skojarzyło mi sie z jakimś egoztycznym “dżinem” z butelki. :)

Jej piękne jasne włosy zostały częściowo wycięte, a resztki dwórki obsypały mąką – teraz wyglądały jak rzadkie i brudne kosmyki staruszki. Poniszczone spódnice zebrane od wszystkich chyba praczek i posługaczek zamkowych pogrubiły sylwetkę. Skórę twarzy i dłoni natarła popiołem, a na dodatek damy poprzyklejały w kilku miejscach grudki udatnie imitujące kurzajki i krosty.

Podobał mi sie ten opis – ani nadmiernie ozdobny, ani zbyt skąpy czy abstrakcyjny. Akurat taki, żeby czytelnik bez trudu zanurzył się w wykreowanym świecie.

 

A jednak pomyliłem się co do Toffy – to nie ona kombinowała, winna była księżniczka. :)

 

Kilka uwag:

Księżniczki nie było już trzy miesiące, tak? Dlaczego tak długo zwlekała z porwaniem dziecka? Czy może nie dlatego zniknęła?

Jeżeli księżniczka nie napiła się “cydru” to dlaczego była nieprzytomna?

Dlaczego było o jedno łóżko za mało, czy to sugestia, że królewna spała z którymś z facetów?

 

Podumowując, tekst czytałem z autentycznym zainteresowaniem. Napisany jest lekko, zawiera sporą dawkę humoru, a opisy są plastycznie, dzięki czemu bez trudu można sobie wyobrazić scenki. Ale co najważniejsze, dobro zwycięża, a rozpieszczona księżniczka dostaje prztyczka w nos!

O, Tarnino, wygląda na interesujące ćwiczenie relaksujące. Jeśli tylko macie jeszcze wystarczająco dużo lodu i zdrowie pozwala na kąpiele w morzu… ;-)

 

Dziękuję, Kronosie. :-)

Król jak słoń. Chciałam go przedstawić jako głąba, który nie kuma, jak żona odbierze jego słowa.

Sukienka z agrafkami. Zbieżność z Wednesday wynika stąd, że obie poszły w gocką czerń.

Nie, to nie Toffa uknuła porwanie.

Tajne przejścia. Hmm. Może faktycznie powinna podejrzewać, że jakieś są. Nie wiem, nigdy nie mieszkałam w zamku.

Fajnie, że zaklęcia się spodobały. Jestem z nich dumna.

I fajnie, że znalazłeś tyle zalet. :-)

Księżniczki nie było już trzy miesiące, tak? Dlaczego tak długo zwlekała z porwaniem dziecka? Czy może nie dlatego zniknęła?

Ona nie uciekła, żeby porwać brata, tylko w celu uniknięcia ślubu. Na pomysł z kidnapingiem mogła wpaść później. Albo Wesołek nie chciał zimą pływać w fosie…

Jeżeli księżniczka nie napiła się “cydru” to dlaczego była nieprzytomna?

Ależ piła. To królowa Toffa odmówiła.

Dlaczego było o jedno łóżko za mało, czy to sugestia, że królewna spała z którymś z facetów?

Tak, drobna sugestia, że się puszczała. Jedna z kilku. ;-)

Babska logika rządzi!

Niestety, nie jestem pingwinem :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jeśli to Ci przeszkadza w życiu, zawsze możesz wstąpić do zakonu. ;-)

Babska logika rządzi!

W bajce? Nawet anty?

Tak. Nieodmiennie polecam serial ‘Smoczy Książę’ / ‘Dragon Prince’, dziecko zachwycone, ja też. Niby bajka, a już bardziej baśń. I to seriozna.

 

Psycho, to jest jakaś myśl, ale przywracałam równowagę w inny sposób – przez odwrócenie znaków.

Tak, ja piję do tego – ta ścieżka jest bardzo jasna dość szybko w tekście, podążasz nią konsekwentnie, ale zbóje-krasnoludki i księżniczkę z kurwikami w oczach to już Sapkowski do tej bajki wprowadził.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hmmm. Niby tak. Chociaż nie pamiętam szczegółów u Sapka…

Babska logika rządzi!

Nieodmiennie polecam serial ‘Smoczy Książę’ / ‘Dragon Prince’, dziecko zachwycone, ja też. Niby bajka, a już bardziej baśń. I to seriozna.

Rybeńko, ale baśń właśnie ma mieć jasny i wyraźny porządek moralny, bez półtonów. O “Księciu” zresztą słyszałam same dobre rzeczy, ale ogólny obraz rysuje mi się raczej w barwach YA/fantasy niż baśni.

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Shrek chyba podoba się i młodym, i ich rodzicom. Ale tam wiadomo, kto jest dobry, a kto zły.

Babska logika rządzi!

Ja się tu męczę i tłumaczę, a Wy nie czytacie. Foch cool

Chesterton: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842837

MacDonald: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842830

 

Znowu Chesterton, tego nie przetłumaczyłam, ale może, jak będę miała czas: https://www.excellence-in-literature.com/fairy-tales-essay-by-g-k-chesterton/

O, to jest to, czego szukałam: https://www.excellence-in-literature.com/g-k-chesterton-on-aesop-and-his-fables/

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, wolę opowiadania od publicystyki. Żywsza fabuła.

Babska logika rządzi!

Akurat Chesterton pisywał kryminały… :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Czekaj, czekaj… Chcesz powiedzieć, że publikował je u nas i to na publicystyce?

Babska logika rządzi!

Tak, duch G.K.Chestertona załatwił sobie Internet i konto na NF.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Duchu, zaklinam Cię, zacznij publikować w opowiadaniach. ;-)

Babska logika rządzi!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Duch czyta książkę, a nie NF. No nic, zobaczymy, co z tego wyniknie.

Babska logika rządzi!

To antologia. Ha!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Aha. To odwołuję egzorcystę. ;-)

Babska logika rządzi!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet. :-)

Cieszę się, że na plus.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka