- publicystyka: Fantazja i wyobraźnia

publicystyka:

felietony

Fantazja i wyobraźnia

Wstęp do "The Light Princess", przedrukowany w "A Dish of Orts"

 

Brak w angielszczyźnie odpowiednika niemieckiego Mährchen zmusza nas, byśmy nazywali słowem fairytale (baśń) również opowiadania, które nie mają nic wspólnego z żadnym rodzajem wróżek czy elfów. Można jednak przytoczyć jako argument dawne zastosowanie słowa fairy, a przynajmniej jego użycie przez Spensera, gdyby uzasadnienie czy wymówka były konieczne tam, gdzie nie ma innego wyjścia.

 

Gdyby mnie zapytano, czym jest baśń, odpowiedziałbym: Przeczytaj "Undine" – to baśń. Potem przeczytaj tę i tamtą historię, a zobaczysz, czym jest baśń. Gdyby pytający prosił, żebym opisał baśń, określił jej istotę, odparłbym, że równie dobrze mogę opisać twarz człowieka, albo objaśnić, co konstytuuje istotę ludzką. Baśń jest baśnią, jak twarz jest twarzą, a ze wszystkich znanych mi baśni Undine mam za najpiękniejszą.

 

Mimo wszystko niejeden, choć nie poważyłby się definiować człowieka, mógłby spróbować się wypowiedzieć na temat tego, jaki człowiek powinien być; ja nie zaryzykuję i tego mówiąc o baśniach, bowiem moje własne dawne prace w tej dziedzinie mogą się okazać marną ilustracją mego obecnego, dojrzałego osądu. Powiem tylko kilka rzeczy przydatnych czytającemu, z odpowiednim do tego nastawieniem, takie baśnie, jakie sam chciałbym pisać i czytać.

 

Niektórzy myśliciele poczuliby się beznadziejnie skrępowani, gdyby nie pozwolono im używać żadnych form prócz tych, które występują w naturze, wymyślać niczego, co nie podlega prawom świata zmysłów – nie wolno stąd jednak wnioskować, że ci myśliciele pragną ucieczki od wszelkiego prawa. Nic, czego prawo nie dyktuje, nie może nawet w najmniejszym stopniu usprawiedliwić własnego istnienia, jego życie może być najwyżej pozorem.

 

Świat przyrody ma swoje prawa, a człowiek nie może zmienić tego, jak się przejawiają; ale one same mogą nasuwać na myśl inne prawa, człowiek może, jeśli chce, wymyślić swój własny mały świat, rządzony własnymi prawami, bo jest w nim coś, co rozkoszuje się budowaniem nowych form. Może ze wszystkiego, co możemy robić, to jest najbliższe stwarzaniu. Kiedy takie formy są nowymi wcieleniami starych prawd, nazywamy je dziełami Wyobraźni; kiedy są tylko wymysłami, jakkolwiek urocze by nie były, wolę je nazywać tworami Fantazji; tak czy owak, mamy tu do czynienia z wytworami Prawa.

 

Kiedy świat zostanie już stworzony, najwyższym prawem jest to, które nakazuje prawom nowego świata istnieć w harmonii ze sobą nawzajem, budowniczemu zaś – przestrzegać tych praw. Jeśli zapomni o jednym, opowieść stanie się, według swoich własnych założeń, niewiarygodna. By móc się na chwilę przenieść do świata wyobraźni, musimy widzieć, że prawa jego istnienia są przestrzegane. Jeśli zostaną złamane, wypadniemy z niego. Nasza wyobraźnia, której uruchomienie jest konieczne, byśmy mogli się na chwilę poddać słowu cudzej, przestaje działać z chwilą, kiedy przestaje obowiązywać Prawo. Wyobraźcie sobie pełne wdzięku stworzenia w jakimś niewinnym zakątku Krainy Baśni – przemawiające uliczną gwarą! Czy takie opowiadanie, jakkolwiek pięknie by się nie zaczynało, nie spadłoby natychmiast do poziomu burleski – najmniej wartościowej z form literackich? Wytwory człowieka mogą być bzdurne albo zgrabne, ale jeśli twórca nie trzyma się zasad, które nadał swojemu światu, albo jeśli czyni je wzajemnie niezgodnymi, zaprzecza samemu sobie jako twórcy, nie jest artystą. Jego instrumenty nie są zestrojone, grają w różnych tonacjach. Umysł człowieka jest wytworem Prawa żywego, myśli według prawa, żyje pośród prawa, z prawa czerpie siłę do wzrostu, tylko więc w zgodzie z prawem może osiągnąć cokolwiek. Nieharmonijne, niespójne idee rodzą się w tym umyśle, ale jeśli człowiek po nie sięgnie, jego dzieło stanie się nudne, a on sam je porzuci, po prostu z braku zainteresowania. Prawo jest jedyną glebą, na której może rosnąć piękno, piękno jest jedyną tkaniną, w którą można odziać Prawdę. Możemy nazwać Wyobraźnię krawcem, który kroi jej suknie, a Fantazję pomocnikiem, który je zszywa, a może tylko obrębia dziurki od guzików. Autor posłuszny prawu pracuje tak, jak jego Stwórca; nieposłuszny jest durniem, który zrzuca kamienie na stertę i nazywa ją kościołem.

 

Inaczej jest w świecie moralności – tutaj można tworzyć nowe formy, dowolnie stosując wyobraźnię, ale nie wolno tworzyć nowych treści. Nie ma celu, który usprawiedliwiałby wywrócenie na nice praw świata moralnego. Niczego nie wolno zmieniać w relacjach między żyjącymi duszami. Człowiek musi przestrzegać praw ducha zarówno w tym świecie, jak w każdym, który wymyśla. Nie byłoby niczego złego w wymyśleniu świata, w którym rzeczy odpychają się nawzajem, zamiast przyciągać. Byłoby straszliwą podłością napisać historię nazywającą dobrym człowieka, który stale czyni zło, albo złym takiego, który zawsze czyni dobro – sam pomysł sprzeciwia się prawu. Człowiekowi wolno zmyślić inną naturę, w kwestiach moralnych musi być posłusznym i zanieść prawo także światom, które sam tworzy.

 

"Piszesz, jakby baśń była czymś ważnym – przecież nie musi mieć znaczenia?"

Nie może nie mieć żadnego znaczenia: jeżeli jest w niej proporcja i harmonia, jest w niej życie, a życie jest prawdą. Piękno może być w baśni widoczne wyraźniej od prawdy, ale bez prawdy nie ma piękna, a baśń nie daje przyjemności. Jednak każdy odbiorca baśni odnajdzie w niej sens na miarę swojej własnej natury i stopnia rozwoju – jeden odczyta jedno znaczenie, drugi – inne.

 

"Skąd w takim razie mam mieć pewność, że nie wkładam w baśń mojego własnego sensu, ale odczytuję twój?"

A po co ci ta pewność? Może lepiej, żebyś odczytał z baśni twoje własne znaczenie. Może twój rozum powinien sięgnąć wyżej, nie ograniczać się do rozszyfrowania mojej myśli; twój sens może być lepszy od mojego.

 

"A jeśli moje dziecko spyta, co znaczy ta baśń, co mam powiedzieć?"

Jeżeli nie wiesz, co znaczy, cóż prostszego, niż to przyznać? A jeśli widzisz w niej sens, powiedz dziecku, co widzisz. Prawdziwe dzieło sztuki musi mieć wiele znaczeń, im prawdziwsze, tym więcej. Jeśli natomiast mój rysunek stoi tak daleko od dzieła sztuki, że muszę pod nim napisać TO JEST KOŃ, co z tego, że ani ty, ani twoje dziecko nie potraficie rozpoznać, co znaczy? Dzieło nie tyle przekazuje sens, co go rozbudza. Jeśli nie rozbudza nawet zainteresowania, odrzuć je. Może jest w nim sens, ale nie dla ciebie przeznaczony. Jeśli jednak nie potrafisz rozpoznać konia, kiedy go zobaczysz, podpis niewiele tu pomoże. Tak czy owak, nauczanie zoologii nie jest sprawą malarza.

 

Ale nie przypuszczam, żeby dziecko wypytywało cię o sens baśni. Dzieci znajdują tyle, ile potrafią, a więcej – to byłoby za dużo. Jeśli chodzi o mnie, nie piszę dla dzieci, ale dla tych, którzy są jak dzieci, czy mają lat pięć, pięćdziesiąt, czy siedemdziesiąt pięć.

 

Baśń nie jest alegorią. Może alegorię zawierać, ale nią nie jest. Musi być prawdziwym artystą ten, kto (jakim bądź sposobem) potrafi stworzyć alegorię ścisłą, ale nie nużącą duszy. Alegoria musi być mistrzostwem albo banałem.

 

Baśń, jak pszczoła czy motyl, lata z kwiatka na kwiatek, częstuje się nektarem, niczego nie marnując. Prawdziwa baśń bardzo mi przypomina sonatę. Wszyscy wiemy, że sonata coś znaczy, a jeżeli potrafimy mówić dość niejasno i dobierać stosownie odległe metafory, może zdołamy się porozumieć co do interpretacji sonaty i osiągnąć mniej lub bardziej zadowalającą świadomość wspólnoty odczuć. Ale gdyby posadzić dwóch czy trzech ludzi, by napisali, co dla każdego z nich znaczy ta sonata, jak blisko konkretnej idei byłyby ich wypracowania? Niezbyt – a i tak bliżej, niż potrzeba. Okazałoby się, że utwór wywołał zbliżone, jeśli nie identyczne, uczucia, ale żadnej wspólnej myśli. Czy zatem sonata jest nieudana? Czy miała na celu przekazanie, czy w ogóle należy od niej oczekiwać, że przekaże cokolwiek określonego, cokolwiek, co można ubrać w pojęcia?

 

"Ale słowa to nie muzyka, słowa wymyślono i skrojono, by niosły ścisłe znaczenia!"

Bardzo rzadko niosą dokładnie te znaczenia, o które chodzi użytkownikowi! A stąd, że mogą być nośnikami konkretnego sensu, nie wynika, że nigdy nie wolno im nieść niczego innego. Słowa to żywe istoty, które można zatrudnić do rozmaitych prac. Mogą przekazywać fakty naukowe albo rzucić cień snu dziecka na serce jego matki. Można je poukładać jak fragmenty pociętej mapy, albo komponować jak nuty na pięciolinii. Czy muzyka słów nie jest ważna? Nie pomaga wyklarować sensów, czy to znaczy, że należy ją odrzucić? Słowa mają długość, zakres, kształt – czy nie mogą mieć głębi? Czy mają tylko opisywać, a nigdy wywierać wrażenia? Czy tylko to, co określone, ma prawo się nimi posłużyć? Przyczyna dziecięcego płaczu może być zupełnie nieokreślona, czy to znaczy, że matka nie potrafi uśmierzyć tych niejasnych smutków? Rzecz o wyraźnej barwie może nie mieć konturów. Baśń, sonata, nadciągająca burza, bezbrzeżna noc porywa cię i unosi ze sobą – czy próbujesz się z nią mocować, pytać, kto dał jej nad tobą władzę, dokąd cię zabiera? Każdej z nich umysł jej twórcy nadaje prawo, zgodnie z którym budzi ona w jednym człowieku inne uczucia niż w drugim. Dla jednego sonata jest światem zapachu i piękna; dla drugiego tylko ukojenia i słodyczy. Jeden widzi chmury zbierające się w straszliwym tańcu bachantek; drugi majestatyczną procesję aniołów, którym Prawda wskazuje drogę, ale nie podnosząc jeszcze głosu. Największe potęgi drzemią w kraju rzeczy niepojętych.

 

Powiem więcej. Najlepsze, co możesz zrobić dla bliźniego, poza rozbudzeniem jego sumienia, to nie – dać mu nowe tematy do rozważań, ale wydobyć to, co już ma w sobie, innymi słowy, sprawić, że zacznie sam tworzyć nowe myśli. Najlepsze, co robi dla nas Przyroda, to wprawienie nas w taki nastrój, w którym rodzą się ważne idee. Czy cokolwiek w Przyrodzie budzi tylko jedną myśl? Czy sugeruje zawsze tę samą, określoną ideę? Czy nasuwa te same pomysły dwóm ludziom stojącym obok siebie? Czy zatem jest nieudana, skoro nie dookreśla? Czy nie porusza czegoś głębszego od rozumu – tej siły, która wywołuje myśli? Czy nie uruchamia uczuć, a przez nie – myślenia? Czy byłoby lepiej, gdyby robiła to zawsze w ten sam sposób, a nie na wiele sposobów? Przyroda nastraja nas, skłania do myślenia. To samo powinna czynić sonata albo baśń.

 

"Ale skoro tak, czytelnik może odczytać z twojego dzieła, cokolwiek zechce, chociaż tego nie zamierzyłeś!"

Nie cokolwiek zechce, ale cokolwiek potrafi. Jeśli jest złym człowiekiem, wydobędzie zło z najlepszej gleby – nie musimy się przejmować tym, jak traktuje sztukę! Jeśli jest dobry, wyobrazi sobie prawdy. Co to ma za znaczenie, czy ja też o nich pomyślałem? Są tam, choć nie mogę sobie rościć pretensji do tego, że je tam umieściłem! Dzieło boże różni się od ludzkiego także tym, że dzieło Boga nie może znaczyć nic więcej, niż On postanowił; zaś człowieka – musi. Wszystko bowiem, co uczynił Bóg, ma warstwy, coraz głębiej znaczące; On wyraża tę samą myśl na coraz doskonalsze sposoby i tylko stworzeniami Boga, Jego wcielonymi myślami może się posłużyć człowiek, by wyrazić swoje myśli – nie może więc zapobiec temu, że jego słowa i przenośnie ułożą się w innych umysłach w kompozycje, jakich nie przewidział, tak wiele jest myśli spokrewnionych z każdą pojedynczą myślą, tak wiele powiązań buduje każdą przenośnię, na tak wiele faktów wskazuje każdy symbol. Człowiek może niespodziewanie odkryć prawdę w tym, co sam napisał, bo cały czas zajmował się czymś, co pochodzi spoza jego umysłu.

 

"Ale przecież potrafisz objaśnić swoją ideę komuś, kto o to poprosi?"

Powtarzam, jeżeli nie umiem narysować konia, nie napiszę TO JEST KOŃ pod nieudolną próbą dokonania tego. Każdy klucz do dzieła wyobraźni będzie niemal, a może równie, absurdalny. Opowieść nie ma ukrywać, ale pokazywać: jeżeli nie pokazuje niczego przez szybki twoich drzwi, nie otwieraj jej, zostaw ją na zimnie. Kto prosi o wyjaśnienie, mówi "Róże! Nie chcemy ich na surowo!" Moje opowiadania może i nie są różami, ale nie będę ich gotował.

 

Dopóki mogę wierzyć, że mój pies potrafi szczekać, nie będę szczekał za niego.

 

Jeśli celem pisarza jest przekonać o prawdziwości sądu, musi dołożyć wszelkich starań nie tylko, by zostać zrozumianym, ale by uniknąć nieporozumienia. Jeśli jego celem jest sugerować i poruszać, budzić wyobraźnię, wtedy niech uderzy w duszę swego czytelnika jak wiatr uderza w harfę Eola. Jeśli w moim czytelniku śpi muzyka, chętnie ją rozbudzę. Niech moja baśń będzie robaczkiem świętojańskim, który rozbłyska i znika, ale może znów rozbłysnąć. Schwytany ręką, która nie kocha jego rodzaju, zmieni się w coś brzydkiego i nieważnego, niezdolnego świecić ani fruwać.

 

Najlepszym sposobem odbioru muzyki jest, jak sądzę, nie atakować jej siłami rozumu, ale trwać w bezruchu i pozwolić jej oddziałać na tę część duszy, dla której jest przeznaczona. Niezliczone skarby niszczymy przez chciwość intelektu. Ten, kto chce być człowiekiem, a nie chce być dzieckiem, musi – nie zdoła tego uniknąć – zostać małym człowiekiem, to jest, karłem. Ale nie trzeba kogoś takiego pocieszać, bo z pewnością ma siebie za bardzo duże stworzenie.

 

Jeśli którakolwiek z moich "nieporządnych melodyjek" zapaliła błysk w oczach dziecka albo zamgliła na chwilę oczy matki, nie trudziłem się nadaremno.

 

Przełożyłam ten felieton, a jego autorem jest George Macdonald. Jeśli będziesz udawał, że to Ty, może się okazać, że masz raciczki zamiast rąk.

Komentarze

Myślę, że to najbardziej wartościowy z mojej serii przekładów. Tekst traktujący o rzeczach bardzo ogólnych, ale też bardzo ważnych.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bardzo ciekawy tekst. Dziękuję za przetłumaczenie, Tarnino!

Proszę bardzo heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Świetny tekst, chociaż jeśli już się do czegoś przyczepić miejscami zdania są strasznie złożone i przez to dosyć męczące :P Chociaż kto wie, może to celowy zabieg, a bez niego nie byłoby tej wyjątkowej formy a`la specyficznej rozprawy filozoficznej (i trzeba się przy tym zmęczyć). Chociaż to tylko przekład, bardzo dziękuję za umieszczenie go tutaj. Czytając czuć, że wszystkie treści trafiają do osoby posiadającej dużo przemyśleń o rzeczach tak jak mówisz – prostych, ogólnych, ale też bardzo ważnych. 

Nie męczył się autor nadaremno, kolejną duszyczkę zaciekawił i wprawił w stan przyjemnego zamyślenia. Oby jak najwięcej ludzi potrafiło interpretować podjęte tematy, a także rozumieć sens ich indywidualnej analizy.

 

Pozdrawiam serdecznie :P Dzięki jeszcze raz @Tarnina :)

Ainvellin

Merci jak największe. Zdania były długie i płynne w oryginalnym tekście, ale może faktycznie nie zaszkodziłoby kilka rozbić... angielskie słowa są przeważnie krótsze od naszych. No, nic, miło, że się przydało.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przeczytałam. Oj, dla mnie zbyt zamknięty autor... Z wieloma kwestiami się nie zgadzam. Co do konia, cóż, byli malarze, którzy tworzyli dzieła niepodobne do tego, co znamy, a jednak docierały do ludzi. Te wszystkie Harmonie, Prawdy, Piękna, Bóg i warstwy... To nie dla mnie. :D

 

Ale doceniam przełożenie tekstu, czytało się płynnie. ;) Jedynie pewne idee autora były trochę zbyt nużące i czułam taką powtórkę tematu, ale samo tłumaczenie to naprawdę kawał dobrej roboty! 

Ha, ha, jeszcze się taki nie narodził, co by się ze wszystkimi zgodził :) Dzięki!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Interesujące. Pobudza do myślenia. Dobra robota T. yes

Ah, Misiu blush

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Poprawiłam formatowanie, żeby się wygodniej czytało.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka