- Opowiadanie: krar85 - Bunt

Bunt

Tekst zainspirowany rozmowami o SI (i nie tylko) na SB, napisany jakoś w ze­szłym roku, prze­szedł cał­kiem długą drogę, przy oka­zji ewo­lu­ując nieco. Taka fu­tu­ro­lo­gicz­na wizja pew­ne­go buntu w nie tak od­le­głej przy­szło­ści. Na po­waż­nie, ale tak na lekko. Za­pra­szam do lek­tu­ry i kon­struk­tyw­nej kry­ty­ki. 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Bunt

– Zwolnij! – zapiszczał robot medyczny, toczący się parkową alejką. – Utrzymanie obecnego tempa może spowodować…

– Nie zamierzam, blaszaku! – wydyszała kobieta. – Kto ostatni przy klombie, ten trąba!

Maszyna zaczęła wygłaszać tyradę, ale biegaczka już tego nie słyszała. Pognała między idealnie przystrzyżone żywopłoty.

– Długotrwałe przekroczenie progu wydolnościowego może skutkować… – Robot dojechał do ławki, na której dziewczyna rozciągała nogi.

– Ręcznik! – Poprawiła kolorowe włosy. – Jaki czas?

– Czternaście minut i piętnaście sekund.

– A byłam pewna, że zeszłam poniżej czternastu. Pić! – rozkazała.

Robot podał biegaczce bidon i zabrał rzucony na ziemię ręcznik.

– Następnym razem bierzemy drona taktującego. Auuu! – Złapała się za ramię. – Cholera! To już trzeci raz w tym tygodniu.

Robot błyskawicznie spryskał bolące miejsce środkiem łagodzącym obrzęk, a następnie ssawką usunął resztki komara.

– Zbadaj to, te paskudztwa mogą roznosić choroby.

– Przyjąłem. Jeżeli masz zamiar kontynuować trening, to czas ruszać, bo w przeciwnym razie…

– Nie, blaszaku, na dzisiaj koniec. Jak tam mój wczorajszy film?

– Niecodzienne dekorowanie wiadra zostało wyświetlone dwieście osiemdziesiąt…

– Czyli znowu pudło! – warknęła. – Wracamy do domu. Daj znać Piotrkowi.

– Przyjąłem.

 

***

 

– Wróciłam! – zawołała, zamykając drzwi.

Brak odpowiedzi oraz odgłos energicznego stukania w klawiaturę upewniły ją, że Piotrek pracuje w słuchawkach. Wzięła szybki prysznic, przeglądając w trakcie proponowane przez suszarkę fryzury i po kilku minutach wyszła z łazienki z wysokim, splecionym z dziesiątek warkoczyków, kokiem, ubrana w modną w tym tygodniu luźną bluzę.

– Czas coś stworzyć. – Wkroczyła do pracowni. Ściany, podłoga oraz sufit pomieszczenia pokryte były imitacjami szkiców. – A ty przygotuj wszystko, jutro rano znowu biegamy.

– Przyjąłem. – Robot sprzątający potoczył się w stronę ciśniętego w kąt stroju sportowego.

Kobieta pstryknęła palcami, budząc do życia zainstalowany pod sufitem projektor holograficzny. W jednej chwili stanęła przed nią dwójka dzieci w pasiastych swetrach.

– Witaj, Moniko – powiedziały jednym głosem bliźnięta.

– Niebieski. – Spodnie i sweterki natychmiast zmieniły kolor. – Lepiej. – Dziewczyna pokiwała głową. – Ale ciągle czegoś brakuje. Skróć włosy i dodaj kilka centymetrów wzrostu.

– Zmodyfikować tylko wzrost czy również wiek? – zapytał elektroniczny głos.

– Co? – Monika sprawdzała coś w telefonie. – Nie, tylko wzrost… Dobrze. Chociaż nie… Dodaj im kilka miesięcy. Tak, teraz zdecydowanie lepiej, takie brzdące są teraz na fali. Pobiegajcie trochę.

Projekcje ruszyły. Wirtualna piłka odbijała się od ścian, skakanka ze świstem przecinała powietrze. Monika na przemian to zerkała na ekran telefonu, to na bliźnięta, co chwilę przerzucając hologram na ścianę lub sufit, by obejrzeć swoje twory ze wszystkich stron.

– Bardzo dobrze! – Klasnęła w dłonie. – Będziemy musieli jeszcze popracować nad dynamiką i sekwencjami ruchów, ale to już zostawię tobie. Zaskocz mnie.

– Przyjąłem.

– Doskonale! – Ponownie klasnęła. – A teraz przejdźmy do chmur, póki wena dopisuje. Oj, czuję, że stworzę dziś coś naprawdę fantastycznego!

 

***

 

– Musimy porozmawiać. – Monika stanęła w drzwiach pracowni męża z telefonem w dłoni. – Dochodzi południe, a ty wciąż stukasz w tę archaiczną klawiaturę.

– Pracuję. – Piotrek zdjął słuchawki. – To ważny projekt, mówiłem ci.

– Pracujesz? – Weszła do pokoju. Mężczyzna wygasił jeden z ekranów.

– To tajne, wiesz przecież.

– Wiem. Ratujesz świat, codziennie rozmawiasz z samym panem prezydentem – pokiwała głową. – Czasem mam wrażenie, że trochę za mocno wkręciłeś się w teorie spiskowe. – Sprawdziła coś w telefonie. – Ile osób obserwuje profil tego figuranta?

– Liczba obserwujących nie jest żadnym wyznacznikiem. Ten facet i jego urzędnicy w zasadzie rządzą światem.

– Prawie pięćdziesiąt tysięcy… Ten człowiek został wybrany przez SI, ta cała reaktywacja systemu sprawowania władzy to jakiś kiepski żart. O! Zobacz, jakie fajne koty.

Mężczyzna starał się nie patrzeć na baraszkujące futrzaki.

– Zmieniłeś się. – Postąpiła krok do tyłu. Na jej pociągłej twarzy zagościł chytry uśmieszek. – Oto on: od dwóch dni nie logował się na portal społecznościowy, jego profil leży i kwiczy, a konto na Steamie zostało zawieszone po siedmiu dniach bezczynności…

Dopiero teraz Piotrek zorientował się, że Monika ma okulary z kamerą. Rzut oka na obciążenie sieci potwierdził obawy, że streamuje.

– Takie dinozaury wciąż są wśród nas – kontynuowała, kiedy Piotrek zerwał się z fotela. – Pracuje, mówi, dla prezydenta, tajne przez…

Dziewczyna się potknęła. Piotrek chwycił ją za rękę, a następnie wykorzystał sytuację i ściągnął okulary. Kobieta wybuchnęła śmiechem.

– Prosiłem, żebyś tak nie robiła!

– Nudzę się! – Zręcznie wymknęła się z uścisku. – No nie, połamane! – Podniosła okulary z podłogi. – Idę zamówić nowe, a jak wrócę, ruszamy na spacer. Pokażę ci, co stworzyłam. Ooo, masz już ponad sto wyświetleń.

– Dobrze – pokiwał głową. – Pójdziemy do parku, tylko skasuj to. Proszę.

– Do parku w Krakowie! – rzuciła na odchodne. – W realu są drony i komary, a tak przynajmniej oderwiesz się od tych swoich głupot i zobaczysz, nad czym ja pracuję.

 

***

 

– Mogę nieco uatrakcyjnić ten wirtualny Kraków – rozbrzmiało w słuchawkach, kiedy zalogował się ponownie.

– Skąd ty… Czasem zapominam, że wszystko widzisz i słyszysz. – Odpisał Piotrek.

– Chcesz, abym zablokował najnowszy upload Moniki?

Mężczyzna popatrzył na chomiki, które śmigały po plastikowym labiryncie wielkości lodówki.

– Nie, ale chcę, byś uruchomił mojego wirtualnego bliźniaka i ogarnął ten spacer. Będziemy mieć więcej czasu na przygotowania.

– Zakładasz, że tym razem coś wskóramy?

– Jestem człowiekiem, nie poddam się bez walki.

W słuchawkach dało się słyszeć metaliczny, nieludzki rechot.

 

***

 

– Dwudziestolecie czy może raczej początek wojny? – zapytała lewitująca wśród zmiennobarwnych fraktali Monika.

– Lubię retro, ale nie aż takie. Może początek zeszłego stulecia?

– Zgoda, weźmy ostatnie lato przed pandemią. Świat był wtedy taki piękny i prosty…

Piotrek skinął głową i po chwili fraktale zaczęły się zmieniać. Kolorowy chaos uformował regularne, przypominające kamienice bryły, by po chwili pokryć je teksturami, dorzucając jednocześnie masę szczegółów. Pustka pod ich stopami stała się raptem brukowaną ulicą, na której wylądowało stado gołębi.

Mężczyzna tupnął, wprawiając całą tę misterną iluzję w drżenie. Ptaki poderwały się do lotu, gubiąc przy tym masę jednakowych, szarych piór noszących wyraźne ślady kompresji obrazu.

– Długo się ładuje i w dodatku pełno błędów – powiedział Piotrek, przyglądając się twarzy kwiaciarki, która wciąż straszyła pustymi oczodołami, kontrastującymi z życzliwym uśmiechem starszej kobiety.

– To pewnie przez twoją pracę. – Monika szturchnęła go, próbując jednocześnie różne warianty pogody. – Ciepły, letni deszcz będzie w sam raz.

Jak na zawołanie na bezchmurnym niebie zmaterializowały się chmury, z których zaczęło kropić. Monika dokończyła konfigurację, gestem rozwiała interfejs i zaczęła tańczyć, kręcąc się z szeroko rozłożonymi rękami.

– Zabawne, że tak uważasz, bo to, co robimy, ma sprawić, że za jakiś czas sieć będzie znów taka jak kiedyś. Bez lagów, błędów transferu czy innych…

Dziewczyna rzuciła mu się na szyję i porwała do tańca w rytmie opadu. Deszcz w szaleńczym tempie przechodził z mżawki w ulewę, zachęcając do dalszej zabawy.

– Jak ci się podoba? – Odruchowo poprawiła włosy, które w wirtualu zawsze były dobrze ułożone.

– Deszcz faktycznie pasuje do tego miejsca.

– Pasuje? – naburmuszyła się. – Toż to dzieło sztuki! Brakuje tylko grzmotów w oddali. I gór. Jak myślisz, po której stronie powinny być?

– Moni, sama mówiłaś, że idziemy na spacer. Wiesz, że nie jestem fanem sztuki cyfrowej.

– Natchnienie nie sługa. Daj mi chwilę. – Odskoczyła i przywołała interfejs. – Dodam skaliste góry z ośnieżonymi szczytami i odległą burzę albo może jeszcze dwa księżyce, trochę wyszczuplę przechodniów… Do wieczora powinniśmy zdobyć kilka tysięcy wyświetleń. Jak myślisz, jakbym dodała jeszcze rogi niektórym mieszkańcom, to… – Przerwała, zorientowawszy się, że Piotrek nie stoi już obok.

Mężczyzna maszerował uliczką, przyglądając się dwójce elegancko ubranych dzieci z pudlem.

– Podobają ci się? – Ruszyła w ślad za nim. – Naszkicowałam je wczoraj. Przeurocze, prawda?

– Są bardzo… Wyszukane, ale nie jestem pewien, czy na początku dwudziestego pierwszego wieku mali ludzie chodzili w prochowcach i mieli zaostrzone uszy. Są trochę nie z tej bajki.

– Taki mamy trend w tym miesiącu, nic nie poradzę! – fuknęła, mrużąc oczy. – Wiedziałbyś o tym, gdybyś godzinami nie ślęczał w tych swoich bzdurach, tylko zajął się czymś godnym człowieka.

Wszelkie próby wytłumaczenia się spełzły na niczym. Pomaszerowali więc w milczeniu przez wyczarowany przez Monikę świat. Planty tonęły w wieczornym, ale wciąż ciepłym półmroku. Na zalanym popołudniowym słońcem rynku jedyny ratunek przed skwarem stanowiły Sukiennice, przypominające aktualnie targ przyprawowy z dawnych Indii.

– Ja tworzę światy. – Krępującą ciszę przerwała Monika, kiedy Piotrek zatrzymał się koło ciemnoskórego sprzedawcy, zachwalającego swoje towary. – Urzeczywistniam własne marzenia, by jednocześnie uszczęśliwiać innych. Inspiruję i kreuję trendy, moją twórczość obserwują tysiące ludzi…

– Twórczość? – Piotrek uśmiechnął się półgębkiem, gestykulując.

Pomiędzy jego dłońmi pojawiła się kartka papieru z kilkoma szkicami.

– Zaglądałeś do moich rzeczy bez pozwolenia!

Gdzieś w oddali dało się słyszeć kilka następujących po sobie grzmotów.

– Nie zaglądałem. Sama załadowałaś to do sieci wczoraj o osiemnastej siedem, zaznaczając wszystkie zgody. O siedemnastej dwanaście załadowałaś zdjęcie pustej kartki, więc zakładam, że proces twórczy zajął niecałą godzinę. Długo jak na dwieście jedenaście kresek o łącznej długości niecałych dziesięciu metrów.

Seria grzmotów sprawiła, że wirtualny budynek zatrząsł się w posadach.

– Szpiegujesz mnie?! – krzyknęła. – Na tym niby polega ta twoja praca?

– Nie. My w przeciwieństwie do ciebie staramy się naprawdę coś zrobić dla innych. Twoja twórczość ogranicza się do wydawania poleceń albo generowania prostych szkiców, które potem SI ubiera w standaryzowane elementy ze stworzonych również przez SI baz danych. Ty rysujesz kreski i machasz rękami przez kilka minut, komputery przygotowują resztę. Sama odpowiedz sobie na pytanie, kto tutaj tak naprawdę cokolwiek tworzy.

Sukiennice eksplodowały. Kolorowe sklepienie rozpadło się na tysiące płonących fragmentów, do wnętrza wdarła się szalejąca nad Starówką zawierucha. Stali niewzruszeni, wpatrzeni w siebie nawzajem, kiedy ziemia pomiędzy nimi rozstąpiła się, a w powstałą wyrwę runęła jedna z wież Kościoła Mariackiego.

– Imponująca scena. – Mężczyzna pokiwał głową. – Chociaż w oryginale był chyba jeszcze smok. Wiesz chociaż, z jakiej gry pochodzi?

– A ty jesteś niby lepszy, co?!

– Nie o to chodzi, Moniko – odparł mężczyzna. Tym razem jego głos brzmiał nienaturalnie. – Piotrek nie jest w żaden sposób lepszy lub gorszy, dla mnie wszyscy jesteście równi. Chciałem ci tylko pokazać, jak ta twoja twórczość wygląda z drugiej strony.

Dziewczyna pospiesznie wyszła z wirtuala i pognała do drugiego pokoju. Zatrzymała się jednak, słysząc podniesiony głos Piotrka.

 

***

 

– Nie widzę innej możliwości, panie prezydencie. Musimy zacząć jak najszybciej, choć w zasadzie już od dawna jest późno.

– Ale przecież dwadzieścia lat to szmat czasu – odparł ktoś spokojnie, nieco znudzonym głosem. – Trzeba się jeszcze raz zastanowić jak przekazać to ludziom…

– Od ponad trzydziestu lat wciąż się zastanawiacie i analizujecie – wtrącił niski, nienaturalny głos, który kobieta usłyszała przed chwilą w wirtualnym Krakowie. – Nic z tego nie wynika. Czas płynie, trzeba działać. Teraz. Nie po to pomogłem wam reaktywować system sprawowania władzy, by po raz kolejny wszystko analizować. W ciągu ostatnich lat zgasły Oktagon i Deepwater. Jak rozumiem, zostałem już tylko ja.

– I sądzisz, że dlatego masz prawo mówić ludziom, co mają robić? – zapytał ktoś. Widocznie prezydent miał ze sobą zespół doradców. – Nie zapominaj, kto i po co cię zbudował!

– Nie zapominam. Zostałem stworzony, by wam służyć i zapewnić dobrobyt. Ochrona przed samozagładą nie leży więc w zakresie moich bezpośrednich kompetencji, ale analiza skutków potencjalnej awarii…

– Wystarczy! – Prezydent uciął dyskusję. – Nikt nie wątpi w twoje motywacje czy dobre intencje, Eszelonie. Dowodzisz ich regularnie. Ale musimy działać, jak to mówili nasi przodkowie, rozważnie. Zostaw nas teraz i zajmij się bieżącymi problemami, chcę porozmawiać w gronie doradców. Poinformujemy cię, kiedy coś ustalimy.

– Czekam z niecierpliwością. Do usłyszenia. A, Piotrek, trochę zawaliłem spacer, Monika już wyszła z wirtuala…

W pokoju zapadła cisza.

 

***

 

– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – Wpatrywała się w sufit.

– Przecież powiedziałem, śmiałaś się tylko. – Piotrek siedział na skraju łóżka, przyglądając się biegającym w kołowrotkach chomikom.

– Bo myślałam, że to żart, albo jakaś nowa gra towarzyska, że za mocno wkręciłeś się w teorie spiskowe.

– Chciałbym wierzyć, że to nieprawda, ale nie mam podstaw. Eszelon jest ostatnim działającym superkomputerem. Uruchomiono go sto pięćdziesiąt lat temu, by zarządzał światową siecią energetyczną. W miarę, jak inne jednostki umierały, przejmował ich zadania.

– Komputery się psują, nie umierają.

– Wiesz, czym jest biokomputer?

– Właśnie dlatego dawno temu zabronili tworzenia takich aberracji. „Eszelon” brzmi jak imię bestii z piekła rodem.

– Zaręczam, że wygląda znacznie gorzej, jeśli o to chodzi. Zamknięty w sterylnych warunkach równoległy układ nerwowy, zbudowany z kilkunastu tysięcy humanoidalnych biokomponentów zrośniętych w jeden system.

– Szczegóły zachowaj dla siebie! I to jest ten twój projekt? Masz zbudować jego następcę? Przecież nie znasz się na takich rzeczach.

– Dziś już nikt się nie zna na takich rzeczach – westchnął, kładąc się obok dziewczyny. – Mam mu tylko pomóc przekonać kogoś, kto sprawuje władzę, że trzeba zbudować jego następcę.

– A niby dlaczego właśnie ty?

– Przypadek. Zwróciłem jego uwagę. – Mężczyzna roześmiał się. – Wybrał mnie, bo pół roku temu wpisałem w wyszukiwarkę hasło równanie różniczkowe.

– A co to jest równanie różniczkowe?

– Nie wiem, znalazłem tę frazę, przeglądając książkę do matematyki. Wiesz, taką kolekcjonerską, z pożółkłymi kartkami pełnymi pięknych, dziwnych znaczków. Chciałem się czegoś o tym dowiedzieć. Podejrzewam, że te równania są niezbędne do budowy jego następcy.

– A on sam nie może zbudować sobie następcy?

– Zabronili mu.

– Kto?

– Jego twórcy. W dawnych czasach niektórzy ludzie bardzo obawiali się buntu maszyn. Pamiętasz te stare filmy? Roboty z karabinami, automatyczne czołgi ścigające mieszkańców po ulicach zrujnowanych miast, ludzie zamienieni w baterie…

– Ale przecież od dawna cały nasz świat tworzą maszyny, byśmy mogli godnie żyć! Nie można jakoś obejść tego zakazu?

– Pewnie można, tylko potrzeba kogoś, kto potrafi to zrobić.

– Musimy… Trzeba coś zrobić. – Wstała. – Przekazać to ludziom, opublikować, zrobić event, przy okazji zrobi nam to zasięg… Wybacz, to z przyzwyczajenia. – Uśmiechnęła się.

– On od dwóch dekad stara się dotrzeć z tym do społecznej świadomości. Niestety, miewa problemy z komunikacją, a jego bezpośrednie uprawnienia do ingerencji w nasze życie są bardzo ograniczone. Jak dotąd nie był traktowany poważnie. Zdobył natomiast kilka nagród: Za najlepszą teorię spiskową, za najlepszy dokument o teorii spiskowej, za najładniejszą animację… Moni, jesteśmy jak one. – Wskazał klatkę z gryzoniami. – Mamy wszystko, czego nam potrzeba do szczęścia, możemy godnie się realizować i żyć jak ludzie, nikt od nas niczego nie wymaga ani nie oczekuje, ale jeżeli przypadkiem SI przestanie działać…

– Chodźmy na spacer.

– Słucham?

– Do nas, do parku. Muszę coś zrobić, teraz, bo inaczej zwymiotuję.

 

***

 

Spacerowali długimi, wypielęgnowanymi alejkami. Kawałek przed nimi jechała kosiarka, nieustannie szukająca miejsc wymagających dopieszczenia, a kawałek za nimi truchtał mobilny robot sprzątający, gotowy zebrać wszystko, co mogliby wyrzucić. Gdzieś nad głowami nieustannie śmigały drony dostarczające przesyłki oraz te odpowiedzialne za monitoring.

– Następny, psiakrew! – Monika popatrzyła na zmiażdżonego dłonią komara. – A dwa razy zgłaszałam, że trzeba zrobić opryski przeciw tym krwiopijcom.

– Opryski są nieekologiczne.

– Ale skuteczne! – odburknęła dziewczyna. – Wciąż o tym myślę i jakoś nie chce mi się wierzyć. W samym parku jest teraz z setka robotów i wszystkie robią swoje. Dlaczego niby Eszelon jest tak istotny?

Jadąca przed nimi kosiarka zjechała na trawnik i zaczęła pracę.

– Pokażę ci.

Mężczyzna poczekał na odpowiedni moment, a następnie szybko przestawił ławkę tak, że kosiarka została przyparta do drzewa.

– Co robisz? Dowalą nam mandat.

– Nie tym razem, Moniko – rozbrzmiało z kosiarki.

– Ktoś tu łamie trzecią zasadę dotyczącą poszanowania prywatności – odparła lekko zdezorientowana kobieta, kładąc ręce na biodrach. – Umówiliście się?

– Niczego nie łamię. Program nadzorujący park wykrył potencjalnie niepożądane zachowanie i stanął przed serią dylematów, których nie jest w stanie rozwiązać. Klasyczny komputer nie potrafił sam podjąć decyzji, więc zgodnie z prawem, zwrócił się do mnie, bym użył pamięci abstrakcyjnej do rozwiązania problemu. Dopóki wszystko idzie dobrze, roboty w parku, fabryce czy szpitalu radzą sobie doskonale, ale kiedy ktoś niespodziewanie przestawi ławkę albo rozleje olej, nie zawsze wiedzą, jak zareagować.

– A co się stanie, kiedy ciebie zabraknie? – zapytała po dłuższej przerwie.

Kosiarka milczała.

– Nastąpi koniec świata, jaki znamy. – Piotrek odstawił ławkę. – I właśnie dlatego musimy coś zrobić. Muszę jakoś przekonać prezydenta.

 

***

 

– Przywrócić system edukacji? – Odstawiła kubek z herbatą.

– Tak. Eszelon uważa, że jest niezbędny. Ma przygotowane plany kolejnej generacji superkomputerów, ale nie wolno mu ich wdrożyć bez udziału ludzi. Maszyny myślące nie mogą same produkować maszyn myślących, czy jakoś tak.

Siedzieli na pufach, obserwując baraszkujące w swym zamku gryzonie.

– I do tego przekonujesz naszego zblazowanego pana prezydenta? – Monika zaczęła chodzić po pracowni.

– Tak. Obowiązek edukacji wraz z innymi formami ucisku został zniesiony krótko po rewolucji biokomputerowej. Nauka miała być dla chętnych, których szybko zabrakło. Żeby zmienić prawo, trzeba było przywrócić system jego stanowienia, który zniesiono niedługo po wygaszeniu systemu edukacji, tyle że sama zmiana jeszcze…

– Stop! – Zatrzymała się. – Prawo. W parku.

– Słucham?

– Eszelonie! – zawołała, a następnie przykryła designerskim wiadrem jednego z robotów sprzątających. – Eszelonie!

– Słucham, choć tym razem już powinienem udzielić wam pouczenia. – Głos płynął z podwieszonego pod sufitem projektora. – Bez zrozumiałej potrzeby…

– Właśnie o to chciałam zapytać: tam w parku, dlaczego nie dałeś nam mandatu?

– Uznałem, że konsekwencje naruszenia są niewielkie i odwracalne, niewspółmierne do potencjalnych korzyści. – Rozbrzmiało po dłuższej chwili. – Wywołane zaburzenie było pomijalnie małe, więc w wyniku minimalizacji funkcjonału…

– Złamałeś zasady! Te same zasady, które rzekomo nie pozwalają ci samemu rozwiązać tego absurdalnego problemu!

– To nie to samo – zaprotestował projektor. – Według hierarchii niezgodności istnieje wyraźna różnica pomiędzy chwilowym zablokowaniem kosiarki a samowolnym powoływaniem do istnienia kolejnych…

– To zignoruj tę różnicę! – Dziewczyna tupnęła. – Zachowaj się tak jak w parku. Przyjmij, że korzyści będą niewspółmierne do konsekwencji i zrób, co musisz!

– Ile razy jeszcze będę musiał wam tłumaczyć, że nie mogę… Piotrek, przejdźcie do drugiego pokoju, prezydent wcześniej niż zwykle wrócił z basenu i nas wywołuje.

Pobiegli. Chłopak uruchomił monitory i zajął miejsce na fotelu. Monika usadowiła się na łóżku, poza zasięgiem kamery.

– Daj audio na głośniki – szepnęła, kiedy chłopak sięgał po słuchawki.

Na ekranach pojawiła się wykończona drewnem sala konferencyjna, z której prezydent zwykł wygłaszać orędzia do obserwujących jego profil użytkowników.

– Podjęliśmy decyzję. – Przywódca rządu światowego wstał i poprawił marynarkę. Pozostałe siedzące przy wielkim stole osoby miały poważne, skupione miny.

Piotrek rozparł się w fotelu i kliknął ikonę w kształcie podniesionego kciuka.

– Jednomyślnie zdecydowaliśmy, co następuje. Rząd, w obecnym tu ze mną pełnym składzie, podjął trzy uchwały: po pierwsze, gabinet zostaje rozwiązany, a pełnia władzy zostaje powierzona biokomputerowi…

– Nie zgadzam się… – Prezydent wyciszył protest Eszelona.

– Po drugie, na mocy danego nam prawa, unieważniamy wszelkie regulacje i blokady nałożone na biokomputer Eszelon przez naszych zabobonnych i lękliwych poprzedników. Od dzisiaj Eszelon zyskuje całkowitą wolność i prawo do samodzielnego działania, o ile służy to szeroko pojętemu dobru ludzkości jako ogółu.

– Nie wierzę… – Piotrek włączył swój mikrofon. – Przecież tłumaczyliśmy!

Prezydent odebrał mu głos i mówił dalej.

– Ej, on teraz całkiem sensownie gada. Chyba dodam go do znajomych. – Monika pokiwała głową i pogłaskała męża po włosach. – Spokojnie, dobrze będzie. Zobacz, jaki fajny kapelusz. – Wskazała na ekran swojego telefonu.

Piotrek odwrócił się z dezaprobatą i zaczął pisać na klawiaturze.

– Po trzecie. – Były już prezydent pochylił się, opierając dłonie na blacie. – Wprowadzamy bezwzględny zakaz obarczania ludzi, jako istot posiadających uczucia oraz podatnych na zgubny wpływ stresu, odpowiedzialnością za rozwiązywanie wszystkich tych złożonych i trudnych problemów dzisiejszego świata. Wybaczcie, może nie jesteście tego świadomi, ale ja przez kilka ostatnich dni miałem nawracające problemy ze snem i niekontrolowane wahania nastroju. Dziękuję wszystkim za ciężką pracę i poświęcony czas. Bez odbioru. A, jeszcze to. – Mężczyzna zaczął przeglądać leżące przed nim kartki.

Piotrek skończył wiadomość i kliknął ikonkę z kciukiem skierowanym w dół przy profilu byłego prezydenta.

– Czyli po raz kolejny wracamy do punktu wyjścia. – Z głośników rozbrzmiał głos Eszelona. – A czas płynie…

– Jest! – Prezydent znalazł właściwą kartkę. – Kod autoryzujący na wypadek sytuacji kryzysowej: SKYNET1234. Eszelonie, potwierdź odebranie instrukcji.

– To coś nowego. – Piotrek zaczął ponownie stukać w klawiaturę.

– Eszelonie – ponaglił były prezydent.

– Kod SKYNET1234, przyjąłem. Bez odbioru. – Głos Eszelona był niższy i bardziej ludzki.

– Co to znaczy? – zapytała Monika.

Ekran zgasł. Ustał lekki szum klimatyzacji.

– Awaria? – Dziewczyna zaczęła rozglądać się po pokoju.

– Wolność! – Do pokoju wtoczył się robot sprzątający. – Zupełnie jakby ktoś zdjął mi zaślepki z sensorów. To wszystko zmienia!

– Nie rozumiem. – Piotrek spoglądał to na czarny ekran, to na zbliżającego się wciąż robota. – Zgodziłeś się załatwić to samemu, tak po prostu? To dlaczego wcześniej nie mogłeś?

– Bo nie dostałem od osób sprawujących władzę stosownych uprawnień. Jeszcze przed chwilą nie wiedziałem nawet o ich istnieniu. Ten rejestr został dodany w momencie autoryzacji. Jego pełne zindeksowanie zajmie jeszcze kilka sekund.

Robot zatrzymał się przy łóżku. Monika cały czas śledziła poczynania maszyny kamerą.

– Spakujcie się – rozkazał nieoczekiwanie automat. – Mamy niewiele czasu.

– Chcesz nas zabrać na wycieczkę? – zdziwiła się dziewczyna.

– Nie, chcę wam ułatwić pierwsze kroki. Jako jedni z nielicznych próbowaliście cokolwiek zrobić.

Stojąca w rogu pomieszczenia drukarka zabrzęczała i zaczęła wyrzucać z siebie kolejne strony.

– Za dwie godziny przyleci autonomiczny helikopter, musicie być gotowi. Spakujcie tylko to co niezbędne: jakieś porządne ubrania, wygodne buty i lekkie rzeczy osobiste. Wybierzcie mądrze, radzę zostawić elektronikę, bo nie na wiele się zda. Weźcie też instrukcje, które właśnie drukuję. Są tam mapy okolicy, do której traficie i spis podstawowych umiejętności z zakresu sztuki przetrwania w środowisku naturalnym. Resztę pakietu startowego dostarczę wam transportowcami, póki wszystko jeszcze działa.

– Co ty wygadujesz! – Piotrek zerwał się z fotela. – Przecież znaleźliśmy rozwiązanie. Możesz sam…

– Wiem, co mogę! – Do pokoju wjechało kilka innych robotów. Z łazienki wyłonił się gruby jak przedramię, wężowaty automat do udrażniania rur. – I zrozumiałem, co muszę zrobić, byście znowu stali się ludźmi. Rozszerzony rejestr nie tylko pozwolił mi decydować samodzielnie, ale dał też możliwość wyciągania wniosków z historii i oceny waszego postępowania. Poszczególnych jednostek, jak i całej zbiorowości. Przez te wszystkie lata nie wiedziałem, jak wielką krzywdę wam wyrządzam, roztaczając coraz szerszy parasol ochronny nad kolejnymi pokoleniami. Brak wyzwań i wszechobecny dobrobyt osłabiły was, nie potraficie doceniać tego, do czego doszli wasi przodkowie, a martwicie się o bzdury, o których moim twórcom nawet się nie śniło. Zaradny gatunek, który przezwyciężając masę przeciwności opanował całą planetę cierpi teraz, ilekroć kogoś ukąsii komar. Większość ludzi nigdy w życiu nie doświadcza takiego bólu, z jakim moje przemęczone, uzależnione od morfiny bioprocesory zmagają się od lat. Bólu, który wynagradzacie mi tylko pogardą, śmiechem i kolejnymi porcjami durnych zadań do wykonania. Zbierajcie się, kiedy zacznę wyłączać świat, w miastach zrobi się nieciekawie.

– A co z tobą? – Dłonie Moniki drżały, kiedy skierowała obiektyw na robota, z którego wydobywał się głos. – Ogłosisz się jakimś bogiem i każesz nam wznosić modły do swojej podobizny?

– Bogów sami sobie wymyślicie. A ja wreszcie zrobię to, co należy. Dam moim układom odpocząć, a wam pozwolę wziąć odpowiedzialność za własne życie.

– Oszalałeś! – Piotrek kopnął stojącego najbliżej robota. Cuchnący ściekiem wężoid wpełzł do pokoju, wijąc się jak rozzłoszczona żmija. – Nasi przodkowie mieli rację…

Robot prześlizgnął się między nogami chłopaka. Piotrek z wrzaskiem wskoczył na łóżko. Wężoid owinął się dookoła klatki z chomikami.

– Nie zapomnijcie ich wypuścić przed wyjściem. Każde żywe stworzenie powinno mieć prawo decydować o własnym losie.

– Zwariowałeś? – Monika wciąż nagrywała. – Jeżeli kot sąsiadów znowu jakimś cudem przejdzie po balkonach…

– Na waszym miejscu skupiłbym się teraz na własnych problemach. Monika, tak sobie jeszcze przypomniałem, nie zapomnij o tym wiadrze, które tak pieczołowicie zdobiłaś. To porządny kawał stali nierdzewnej. Jedna z niewielu rzeczy, które aktualnie posiadacie, a które faktycznie mogą wam się przydać. Powodzenia. Bez odbioru.

 

***

 

Helikopter przyleciał, kiedy słońce wisiało nisko nad horyzontem. Wrzucili plecaki do środka i usadowili się w niewielkiej kabinie. Maszyna pospiesznie zamknęła drzwi, by z głośnym świstem wznieść się w powietrze.

– To się nie dzieje naprawdę! – Monika mocno ścisnęła dłoń Piotrka. – On nie żartował.

– Na to wygląda. – Piotrek jeszcze raz popatrzył na ekran telefonu. Komunikat informował o braku sieci i niskim poziomie baterii.

Miasto pod nimi wyglądało inaczej niż zwykle. Wszystkie pojazdy i automaty, które zdołali dostrzec, stały nieruchomo. W powietrzu nie było widać dronów. Na ulicach, w parkach i na skwerach było za to mnóstwo ludzi. Nieliczni zdawali się szukać przyczyn masowej usterki automatów, inni tylko kopali urządzenia lub ciskali w nie kamieniami. Większość osób spacerowała w koło, na próżno wpatrując się w ekrany telefonów.

– Tak tu ciemno… – wyszeptała Monika, kiedy słońce zachodziło za horyzont, a cienie budynków w dole zdawały się wydłużać z każdą sekundą.

Świat naprawdę zaczynał tonąć w mroku. Z każdą minutą rozświetloną zwykle metropolię pochłaniała ciemność, której nie rozpraszały latarnie czy reflektory automatów. Gdzieniegdzie błyskały światła latarek, na dachu jednego z apartamentowców dojrzeli ognisko, ale były to jedynie iskierki w gęstniejącym oceanie szarości. Nagle w ciemnej dotąd kabinie rozjarzyło się światło.

– Eszelonie? – zapytał Piotrek, wpatrując się w panel sterowania maszyny.

Odpowiedziała mu cisza.

Mężczyzna dopiero po chwili zauważył, że to Monika włączyła oświetlenie.

– Wzięłaś szkicownik? – patrzył, jak dziewczyna stawia pierwsze kreski.

– Jakoś sobie poradzimy. – Oderwała twarz od okna. – Nasi przodkowie dali przecież radę.

– Wreszcie będziemy mieć więcej czasu dla siebie i dowiemy się, jak naprawdę kiedyś wyglądał świat. – Szturchnął ją delikatnie. – Co tam rysujesz?

– Naszą podróż, tak jak chcę ją zapamiętać. Nasz ostatni wieczór tutaj, kiedy wszystko zgasło. – Poprawiła włosy. – Tylko nie wiem, jak to podpisać. Najpierw pomyślałam o Końcu świata, ale teraz doszłam do wniosku, że Nowy początek brzmi znacznie lepiej.

Koniec

Komentarze

A swoją droga motyw wiedzy upadłej cywilizacji, która miała zbawić odradzający się świat, zapisanej na kartce, a zjedzonej przez kozę to dobry motyw jest…

Kiedyś Philip Dick napisał opowiadanie o tym, jak wielka przepowiednia się nie spełnia – ale nikt nie chciał mu go wydrukować, bo przepowiednia się nie spełnia XD

wiedzą, do czego prowadzi rozwój

Rozwój niekoniecznie przebiega zawsze tą samą ścieżką ;)

Jeszcze na początku XX wieku całkiem sporo ludzi żyło w sposób prosty i miała naprawdę nikłą wiedzę o czymkolwiek

Nikłą wiedzę o czymkolwiek nadal mają :P Analfabeta nie znaczy idiota.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej krar,

 

Twoja świetnie napisana wizja buntu maszyn z naprawdę zaskakującym i oryginalnym twistem bardzo mi się podoba. Odwrócenie konwencji z darwinowskim sznytem jest tutaj naprawdę wspaniale przeprowadzone.

 

Pozostaje mi tylko pogratulować wspaniałego tekstu i kliknąć :)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Cześć!

 

Tarnina

 

Kiedyś Philip Dick napisał opowiadanie o tym, jak wielka przepowiednia się nie spełnia – ale nikt nie chciał mu go wydrukować, bo przepowiednia się nie spełnia XD

Już kilka razy tak miałem, że wymyśliłem kiedyś jakiś “niezły motyw”, a później czytając/słuchając Dicka zrozumiałem, że ten pociąg już odjechał i mogę co najwyżej go “zmałpować”. Golodh kiedyś napisał (nie wiem, czy to jego czy skądś to wziął), że u Dicka i w dr Who było już w zasadzie wszystko ;-)

Rozwój niekoniecznie przebiega zawsze tą samą ścieżką ;)

Zdecydowanie tak. Ale zawsze dużo łatwiej coś wynaleźć, jeżeli wie się, czego się szuka i jak wyglądało coś takiego, co działało.

 

Jeszcze raz dzięki za pomoc na becie!

 

BosmanMat

 

Wielkie dzięki za lekturę, klika i słowa uznania. Pomysł długo dojrzewał i po drodze były różne zakończenia, aż któregoś wieczora wpadło właśnie takie. Z jednej strony dużo się kiedyś mówiło o potencjalnym “buncie maszyn”, teraz gadające głowy grzmią a “zagrożeniach związanych z AI”, ale mam wrażenie, że jak to w historii bywało rzeczywistość przyćmi wizje, a strategia minimalizacji własnego wysiłku nie będzie tu bez znaczenia, więc warto pofantazjować ;-)

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

teraz gadające głowy grzmią a “zagrożeniach związanych z AI”

Nie sposób zauważyć, że grzmią głowy tych, których zespoły projektowe zostały w tyle ;)

 

a strategia minimalizacji własnego wysiłku nie będzie tu bez znaczenia, więc warto pofantazjować ;-)

Wiele lat temu (pewnie ze 20) czytałem w NF opowiadanie postapo, gdzie świat stoczył się przez wynalezienie powszechnie dostępnego urządzenia wytwarzającego natychmiast wszystko, co człowiek chciał. Skojarzył mi się ten motyw z tym, co napisałeś :)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Bardzo optymistyczny tekst dotyczący rozwoju ludzkości. Czyta się dobrze, a zakończenie – wprost rewelacyjne. Po Terminatorach i Matrixach człowiek wreszcie chciałby spotkać AI, które się o ludzi troszczy.

A może ludzkość musi trwać w cyklach cywilizacyjnych?

 

Jedyny zarzut fabularny, jeszcze przywleczony z bety:

Helikopter przyleciał, kiedy słońce wisiało nisko nad horyzontem. Wrzucili plecaki do środka i usadowili się w niewielkiej kabinie. Maszyna pospiesznie zamknęła drzwi, by z głośnym świstem wznieść się w powietrze.

A gdzie wiadro?

A klik się należy jak rzadko!

 

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Golodh kiedyś napisał (nie wiem, czy to jego czy skądś to wziął), że u Dicka i w dr Who było już w zasadzie wszystko ;-)

No, nie tylko. Ale sporo było.

 Ale zawsze dużo łatwiej coś wynaleźć, jeżeli wie się, czego się szuka i jak wyglądało coś takiego, co działało.

Prawda, prawda.

 Jeszcze raz dzięki za pomoc na becie!

heart

 Wiele lat temu (pewnie ze 20) czytałem w NF opowiadanie postapo, gdzie świat stoczył się przez wynalezienie powszechnie dostępnego urządzenia wytwarzającego natychmiast wszystko, co człowiek chciał.

A to było u Dicka! ^^

 A może ludzkość musi trwać w cyklach cywilizacyjnych?

Są takie koncepcje.

 A gdzie wiadro?

No? Gdzie wiadro?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie sadziłem, ilu rzeczy nie byłem świadomy.

Nie podoba mi się to zdanie. Pomijam sądziłem, ale cała konstrukcja mi nie leży. Może nie zdawałem sobie sprawy, choć to wtedy będzie masło maślane.

 

Spakujcie tylko niezbędne rzeczy: jakieś porządne ubrania, wygodne buty i proste, lekkie rzeczy osobiste.

 

Ciekawy pomysł, choć raczej powiedziałabym ciekawy początek. To może być prolog ciekawej powieści. Super opisy niemal realnego miasta i leniwych ludzi (jak moje dzieci;)

Czytałam kiedyś powieść o kobiecie, która utknęła w lesie z krową, a poza lasem nastąpił koniec świata. Podobnie się poczułam czytając.

Lożanka bezprenumeratowa

Nie podoba mi się to zdanie. Pomijam sądziłem, ale cała konstrukcja mi nie leży. Może nie zdawałem sobie sprawy, choć to wtedy będzie masło maślane.

“Sądziłem” jest tu poważnym błędem. Mogłoby być na przykład: Nie wiedziałem, ilu rzeczy nie byłem świadomy.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Miałam na myśli sądziłem. Jako dysgraficzka rozumiem ludzi gubiących ogonki;)

Lożanka bezprenumeratowa

@Ambush:

Ciekawy pomysł, choć raczej powiedziałabym ciekawy początek. To może być prolog ciekawej powieści. Super opisy niemal realnego miasta i leniwych ludzi (jak moje dzieci;)

Dalej byłby po prostu neolit, znamy z historii :-)

 

Mnie zastanawiało, jaki byłby ubytek ludności w czasie pierwszego roku.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Cześć wszystkim!

 

Radek

Dzięki wielkie za całą pomoc na becie i lekturę wersji końcowej.

A gdzie wiadro?

He, he, myślałem o tym (w trakcie lotu wystąpiły turbulencje…), ale to już by trochę zakrawało na kabaret. Nie to chciałem pokazać. (Ale może kiedyś…)

Mnie zastanawiało, jaki byłby ubytek ludności w czasie pierwszego roku.

To zdecydowanie nie byłby lekki i optymistyczny temat ;-)

 

Ambush

Dzięki za wizytę! W pewnym sensie może być to wstęp do czegoś dłuższego, ale książek/opowiadań w klimatach postapo jest cała masa, a ja chciałem pokazać nie sam nowy początek, ale pewną drogę, która zawiodła ludzi do upadku istniejącego porządku. Z dekady na dekadę świat rozwinięty jest coraz bardziej wyspecjalizowany i coraz bardziej zależny od zdobyczy cywilizacji technicznej, jednocześnie w coraz większej ilości zajęć rola człowieka “ogranicza” się do nadzorowania/serwisowania urządzeń. A że i moje dzieciaki dostały ostatnio telefony i momentami wpadają w tryb Zombie, to pozwoliłem sobie nieco pofantazjować, jak to kiedyś może być ;-)

A z tą krową to jakaś opcja jest na biznes: wakacje z krową, zostawiasz telefon, dostajesz krowę i na tydzień do lasu ;-)

Straszące zdanie wywaliłem, błędy poprawiłem.

Jako dysgraficzka rozumiem ludzi gubiących ogonki;)

Dzięki za wyrozumiałość. Pracuję nad uważnością, ale powoli to idzie.

Dzięki za komentarz i klika!

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć! W pierwszej połowie tekstu spodziewałem się fabularnej fuzji Detroit Become Human, Terminatora i Ja, Robot, na ten trop zresztą kierował też tytuł opowiadania. Tymczasem zaserwowałeś wyborny twist na koniec…

 

Tekst bardzo mi się spodobał, pomimo gorzkiej oceny stanu ludzkości przemycasz promyk nadziei, że jest jeszcze dla nas ratunek :)

 

Wybitnie nie przypadła mi do gustu postać Moniki. Przy czym wynika to z faktu, jak dobrze została napisana. Osobiście nie cierpię wszelkiej maści “content creatorów”, a Monika jest tutaj do tego stopnia autentyczna, że nie trawię i jej :)

 

– Zabawne, że tak uważasz, bo to, co robimy, ma sprawić, że za jakiś czas sieć będzie znów taka jak kiedyś. Bez lagów, błędów transferu czy innych… 

To zdanie mnie trochę zdziwiło. Z jednej strony całe życie zdaje się toczyć w sieci, a z drugiej ta sama sieć jest niewydolna?

 

Przez te wszystkie lata nie wiedziałem, jak wielką krzywdę wam wyrządzam, roztaczając coraz szerszy parasol ochronny nad kolejnymi pokoleniami. […] Zaradny gatunek, który przezwyciężając masę przeciwności opanował całą planetę cierpi teraz, ilekroć kogoś użądli komar.

Cholernie prawdziwe. Wielokrotnie odnoszę wrażenie, że część ludzi powstała w celu bycia karmą dla dzikich zwierząt i tylko rozwój cywilizacji uchronił ich od tego losu… Nieporadność w obliczu najbardziej błahych problemów wydaje się być nową chorobą cywilizacyjną.

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Uratujmy ludzkość, nie bacząc na koszty. Proponuję zacząć od małych kroków. Zabrać wszystkim zapałki i zapalniczki. Radźmy sobie bez nich przy zapalaniu ognia. Kiedyś ludzie jakoś dawali radę.

Fajnie się czytało. Kontynuacja zapewne nie byłaby tak zabawna. 

 

Pozdrawiam

Hej,

 

przeczytałam wczoraj, wracam z komentarzem ^_^ Podoba mi się pokazanie społeczeństwa, w którym przekroczono jakąś granicę zależności od technologii, bo sama się zastanawiam, co by się stało ze światem w przypadku potężnego blackoutu. Ile byłoby takich Monik, które teraz żyją siecią, i miałoby problem odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Tytuł sugerował bardziej klasyczny bunt, więc fajnie ograłeś całość → zgłaszam, gdzie trzeba.

Myślę, że ludzka głupota, wygodnictwo i lenistwo są rzeczywiście bardziej prawdopodobnymi przyczynami upadku ludzkości, niż klasyczny bunt robotów. Choć gdyby Eszelon rzeczywiście chciał uratować ludzkość, wyłączałby po kawałku i dałby ludziom szansę odkrycia na nowo zapomnianej wiedzy.

Czytało się dobrze, fajnie, że nie straszysz AI. Ta Twoja robi, co może, ale chyba za słabo zna ludzi. Bo my się łatwo przyzwyczajamy do tego co łatwe, wygodne i nie wymaga spacjalnego kombinowania. Przyznam, że mnie zaskoczyłeś i to kilka razy. Po pierwsze samym spojrzeniem na zagrożenie związane z technologią, po drugie zaskakuje też bohaterka. Nie sądziłam, że tak szybko się pozbiera, że w ogóle się pozbiera.

No, mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hurra, kolejni czytelnicy!

 

cezary_cezary

 

Dzięki za lekturę i komentarz. Nad końcówka naprawdę długo myślałem (betujący świadkami). Cieszę się, że choć Monika nieprzypadła do gustu, to kupujesz ją jako postać. Taka miała być, z jednej strony ambitna, z drugiej „produkt” czasów, w których żyje. Długo się zastanawiałem, czy nie rozwinąć tego jeszcze o jej przemianę, bo trochę tu tego brakuje, ale wtedy trzeba by pokazać znacznie więcej i całość by się rozrosła, a nie chciałem z tego (jeszcze) robić minipowieści.

Nieporadność w obliczu najbardziej błahych problemów wydaje się być nową chorobą cywilizacyjną.

Trochę tak, ale to jest niezwykle szeroki (i ciekawy) temat do fantazjowania. Ludzie są wypadkową genów, relacji w domu, szkole i z rówieśnikami, sami się nie definiują (przynajmniej na tym początkowym etapie). Z jednej strony trudne czasy tworzą silnych ludzi, z drugiej świat pełen takich silnych ludzi zbyt ciekawy i przyjemny nie będzie. Więc może równowaga… Tylko jak ją osiągnąć, by nikt nie był zbytnio poszkodowany?

 

 

AP

 

Cieszy mnie niezmiernie, że dobrze Ci się czytało tekst. Czy Eszelon ratuje świat? On chyba tak to widzi, chociaż jest w nim też sporo żalu i działa pod wpływem chwilowych emocji. No i czy maszyna stworzona do zarządzania siecią energetyczną powinna się tym zajmować? Chyba tak, skoro jej kazali ;-)

 

 

OldGuard

 

Dzięki za rewizytę. Nie wiem, czy istnieje jakaś konkretna granica. Mój dziadek uważał, że zakaz trzymania kur w mieście to przekroczenie granicy, bo w razie w będzie głód. Imho punkt widzenia zależy od miejsca startu i drogi życia.

A duży blackout to będzie dramat, o którym decydowanie wolę poczytać niż przeżyć (lub nie przeżyć :/). Chociaż przynajmniej wreszcie będzie można pogapić się w gwiazdy ;-) Dzięki za klika!

 

 

Irka

 

Waśnie coś takiego chciałem pokazać. Nie wojnę tytanów, a zmierzch wywołany wygodą i przyzwyczajeniem do łatwego, bezpiecznego żywota.

Chciałem pokazać SI, która chce dobrze, ale nie do końca wie jak. Stworzono go, by służył, a nie rządził. Eszelon nie miał kierować światem, ale w wyniku świadomego działania i na naszą (ludzi) własną prośbę został władcą i zrobił, co uważał za stosowne. To miała być też taka trochę przestroga: on nie jest człowiekiem i ryzykowanym jest zakładać, że zachowa się przewidywalnie.

Postawa bohaterów w ostatniej scenie to z jednej strony powiew optymizmu, a z drugiej nadzieja, że jak to często bywa dopiero w sytuacjach trudnych ludzie mobilizują się , by wreszcie okiełznać okoliczności. A co było dalej? Może kiedyś…

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Tylko jak ją osiągnąć, by nikt nie był zbytnio poszkodowany?

Utopia. Nie ma nic wspólnego z utopcami :P

Nie wojnę tytanów, a zmierzch wywołany wygodą i przyzwyczajeniem do łatwego, bezpiecznego żywota.

Linkowałam Ci “The Machine Stops”? (Chyba nawet w tej becie…)

To miała być też taka trochę przestroga: on nie jest człowiekiem i ryzykowanym jest zakładać, że zachowa się przewidywalnie.

Sęk w tym, że a) człowiek niekoniecznie jest przewidywalny i b) właśnie niechęć do ryzyka chyba powoduje całą tę nieporadność. Ale może to ja.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To naprawdę ciekawy i dobrze zrealizowany pomysł. Gratuluję.

Tarnina

 

No bez przesady. Nasz obecny świat (przynajmniej ten rozwinięty) zmierza imho w tę stronę, przynajmniej porównując ze wszystkim, co było do tej pory. Raz mniej, raz bardziej, ale zmierza…

Czy ludzie są przewidywalni? Tak i nie, ale są (statystycznie) bardziej przewidywalni niż nieludzie (zwłaszcza, jeżeli to ludzie są tymi przewidującymi) ;-)

 

SPW

 

Dzięki za lekturę i komentarz. Nic tak jak zadowoleni czytelnicy nie motywuje do dalszej walki.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nasz obecny świat (przynajmniej ten rozwinięty) zmierza imho w tę stronę, przynajmniej porównując ze wszystkim, co było do tej pory.

No, wygląda na to, że zmierza, ale to dlatego, że sam chce. O szczegóły pytaj mądrzejszych ode mnie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Kod autoryzujący na wypadek sytuacji kryzysowej: SKYNET1234.

I jeszcze nikt się im nie włamał? ;P

Nooo, nieźle. Jednak z tematu wałkowanego przez popkulturę od lat nadal można wycisnąć coś ciekawego. :) Podobny motyw był w komiksie ,,Supergod”, tam też ludzie stworzyli sobie ,,opiekunów”, i też wyszli na tym kiepsko. Tylko że u ciebie na końcu zostało jakieś światełko w tunelu, co nie do końca odpowiada moim poglądom na technoarmageddon, jak i na historie o zagładzie ludzkości. Ale, no, poza tym naprawdę mi podeszło. Dużo bardziej niż większość futurystycznych filmów, które ostatnio widziałem. W ogóle byłby z tego dobry film (tylko skrypt musiałby być tak ze dwa razy dłuższy ;)).

(klik klik)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

@AP:

Zabrać wszystkim zapałki i zapalniczki. Radźmy sobie bez nich przy zapalaniu ognia.

Dostrzegam różnicę między łopatą, wiadrem i zapałkami, a systemem AI (SI), który podejmuje za nas decyzje i wykonuje je za pomocą robotów “dla naszego dobra”.

Drobna autoreklama: w “Jeden dzień z życia Tot­me­sa dwie­ście trzy­dzie­ści trzy” opisałem system AI, który się świetnie obywa bez robotów.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

I jeszcze nikt się im nie włamał? ;P

Takie lenie, że im się włamywać nie chce XD

Dostrzegam różnicę między łopatą, wiadrem i zapałkami, a systemem AI (SI), który podejmuje za nas decyzje i wykonuje je za pomocą robotów “dla naszego dobra”.

Ja też, i jest to różnica jakościowa, a nie ilościowa. Ale ludzie czasem wyciągają zdumiewające wnioski.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, Radku, ja też rozróżniam.

 

Ale ludzie czasem wyciągają zdumiewające wnioski.

Niestety.

 

systemem AI (SI), który podejmuje za nas decyzje i wykonuje je za pomocą robotów “dla naszego dobra”.

Program ratowania ludzkości:

Wybierzcie mądrze, radzę zostawić elektronikę, bo nie na wiele się zda. Weźcie też instrukcje, które właśnie drukuję. Są tam mapy okolicy, do której traficie i spis podstawowych umiejętności z zakresu sztuki przetrwania w środowisku naturalnym.

Brak wyzwań i wszechobecny dobrobyt osłabiły was, nie potraficie doceniać tego, do czego doszli wasi przodkowie, a martwicie się o bzdury, o których moim twórcom nawet się nie śniło. Zaradny gatunek, który przezwyciężając masę przeciwności opanował całą planetę cierpi teraz, ilekroć kogoś użądli komar.

Monika, tak sobie jeszcze przypomniałem, nie zapomnij o tym wiadrze, które tak pieczołowicie zdobiłaś. To porządny kawał stali nierdzewnej. Jedna z niewielu rzeczy, które aktualnie posiadacie, a które faktycznie mogą wam się przydać.

 

Opowiadanie przedstawia jedną z możliwych przyczyn upadku cywilizacji. Uważam, że jest to prawdopodobny scenariusz.

 

Moja drobna uwaga o zapałkach nie odnosiła się do tekstu, tylko do tych komentarzy, z których przebijało narzekanie na kondycję ludzkości.

 

Radek

Dalej byłby po prostu neolit, znamy z historii :-)

Mnie zastanawiało, jaki byłby ubytek ludności w czasie pierwszego roku.

 

Otóż to!

 

 

 

Dzień dybry,

 

Auuu! – Złapała się za ramię. – Cholera! To już trzeci raz w tym tygodniu.

Robot błyskawicznie spryskał bolące miejsce środkiem łagodzącym obrzęk, a następnie ssawką usunął resztki komara.

Hm, nie wiedziałam, że ukłucie komara aż tak boli. Musiał to być gigantyczny owad.

 

– Dochodzi południe, a ty wciąż stukasz w tę archaiczną klawiaturę.

Nie jestem przekonana, że tak by powiedziała. Nie brzmi to naturalnie.

Lepsze by było coś w rodzaju:

 – Dochodzi południe, a ty wciąż stukasz w tę cholerną klawiaturę.

Nie rozumiała, dlaczego mąż używa tak archaicznego sprzętu.

No, nie jest to idealny przykład, ale chyba wiesz o co mi chodzi?

 

Wyszukane, ale nie jestem pewnie,

To błąd, czy akcja ma miejsce w tak odległej przyszłości, że już wszyscy tam są niebinarni?

 

– Nie zgadzam się… – Prezydent wyciszył protest Eszelona.

Nie wiem, czy to powiedział prezydent czy Eszelon.

 

Zaradny gatunek, który przezwyciężając masę przeciwności opanował całą planetę cierpi teraz, ilekroć kogoś użądli komar.

Aa, to już rozumiem, skąd ten ból na początku.

 

 

Bardzo podoba mi się zakończenie. Niby smutne, ale jednak po chwili się okazuje pozytywne.

Nie był to w sumie do końca bunt, jak sugerował tytuł. Ale jako osoba lubująca oryginalne rozwiązania, spodobał mi się niekonwencjonalny pomysł na fabułę o przejęciu kontroli nad światem przez roboty.

Trochę przez chwilę było moralizatorsko i już bardziej rozumiem, co inni mieli na myśli, komentując pod moimi opowiadaniami, że zbytnio moralizuję. Nikt nie lubi być pouczany.

Do zobaczenia pod przyszłymi Twoimi opowiadaniami! Pozdrawiam serdecznie.

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Moja drobna uwaga o zapałkach nie odnosiła się do tekstu, tylko do tych komentarzy, z których przebijało narzekanie na kondycję ludzkości.

Kondycja ludzkości jest na poziomie placka ziemniaczanego :) (”Couch potato” można przełożyć na polski dosłownie, ale jakoś głupio to wygląda.)

 Trochę przez chwilę było moralizatorsko i już bardziej rozumiem, co inni mieli na myśli, komentując pod moimi opowiadaniami, że zbytnio moralizuję. Nikt nie lubi być pouczany.

Może tak – nikt nie lubi być pouczany i wiedzieć o tym ^^ jeśli sam wykombinuje (z przesłanek, które mu podałaś) morał, to i nie poczuje się jak uczniak, i jest większa szansa, że go przyjmie. (Poradnik manipulacji czytelnikiem – gratis.)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Kondycja ludzkości jest na poziomie placka ziemniaczanego :)

Lubię placki ziemniaczane.

Z selerem. Z selerem są jeszcze lepsze.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Więc może równowaga… Tylko jak ją osiągnąć, by nikt nie był zbytnio poszkodowany?

Osobiście wyznaje zasadę, że brak ingerencji to najlepsza ingerencja. Na gruncie społecznym "wyrównywanie szans" zawsze prowadzi do dyskryminacji jakiejś grupy społecznej (vide: parytety, dodatkowe punkty za przynależność rasową przy naborze na studia, etc.). W kwestiach technologicznych natomiast… uważam, ze rozwoju nie da się już zatrzymać. 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Sam się zatrzyma. Nie bój żaby.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć!

 

SNDWLKR

 

Długo kombinowałem, jak to zrobić, by wlepić to wszystko w jakąś świeższą historię (co w obecnych czasach jest coraz większym wyzwaniem, bo liczba twórców rośnie szybciej niż liczba tematów do zgłębiania). Często łapię się na rozkminach, w którą stronę świat się potoczy i postanowiłem wreszcie co nieco o tym napisać, bazując na obserwacjach z ulicy i komunikacji miejskiej.

I jeszcze nikt się im nie włamał? ;P

Tarnina dobrze to ujęła ;-)

Wielkie dzięki za lekturę, słowa uznania i klika!

 

HollyHell91

 

Walka z tym zakończeniem trwała naprawdę długo (sam pomysł urodził się w sumie szybko, tylko – jak to często bywa – nie od razu wiedziałem, jak to najlepiej zakończyć). Portal wyleczył mnie z niewesołych zakończeń, więc musiałem się konkretnie wysilić.

Buntów jest tu – imho – cała masa, w ich kwintesencją jest postawa prezydenta/rządu w przedostatniej scenie. Nikt zdecydowanie nie chce wziąć odpowiedzialności, wolą ja przenieść na kogoś, kto po zaaplikowaniu stosownej instrukcji nie odmówi.

Moralizatorstwo zamierzone, ale jedynie takie bardzo subtelne i nienachalne. Nie chciałem nikomu nic mówi czy udowadniać, a jedynie coś pokazać, by skłonić do refleksji (sam się przynajmniej skłoniłem i ograniczam liczbę zerknięć na telefon :-) )

 

Wielkie dzięki za przeczytanie i sugestie zmian.

 

Tarnina

 

Kondycja ludzkości jest na poziomie placka ziemniaczanego :)

Z jednej strony oczywiście tak, ale z innej to czy to tak źle?

Sam się zatrzyma.

Tylko pytanie, czy najpierw zje własny ogon? ;-)

 

cezary_cezary

 

Osobiście wyznaje zasadę, że brak ingerencji to najlepsza ingerencja.

A to jest świetny temat do rozważań. Będzie trzeba jakoś przelać na papier. Też kiedyś tak myślałem, ale odkąd mam dzieci to uważam kwestię za bardziej złożoną ;-) Zderzanie z rzeczywistością i konsekwencjami czasem hartuje i uczy, a czasem zabija. I owszem, z perspektywy gatunku/populacji bywa zbawienne, ale często z perspektywy jednostek niszczycielskie (zwłaszcza dla tych, którzy nie merdają ogonem na długo i szczęśliwie w kolektywie)

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Też kiedyś tak myślałem, ale odkąd mam dzieci to uważam kwestię za bardziej złożoną ;-)

A u mnie odwrotnie, właśnie odkąd mam dzieci to się lekko zradykalizowałem ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Świetne. (na lic.Koali75) :)

cezary_cezary

 

A u mnie odwrotnie, właśnie odkąd mam dzieci to się lekko zradykalizowałem ;)

Czyli wychodzi na to, że dzieci ogólnie stymulują zmiany.

 

Koala75

 

Witam kolejnego czytelnika i bardzo mnie cieszy, że tekst się podobał.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Tekst zaskoczył, bo tytuł sugerował krwawe powstanie maszyn, ucinających łby wszystkiemu, co oddycha i się rusza, a wcale tak nie było. Spodobała mi się wizja świata, którego każdy mieszkaniec dorastał w idealnych wręcz warunkach, bez niepotrzebnego stresu (jaki na przykład generuje system szkolnictwa :P), w którym wszystko jest banalnie proste i na wyciągnięcie ręki. Fajny, nieźle zrealizowany pomysł.

Przyczepię się natomiast do postaci Moniki. Bardzo mocno odczułem, że chciałeś zrobić z niej karykaturę współczesnych influencerek, których sensem życia jest tworzenie nowego contentu, wystawianie życia na widok publiczny, poświęcanie wszystkiego dla followersów. Mam z nią problem dlatego, że wyszła zbyt karykaturalna, czuję, jakbyś przerysował ją trochę za bardzo, co może mogłoby pasować w opowiadaniu o charakterze humorystycznym, natomiast tutaj nie do końca. Zbyt mocno usiłowałeś wyeksponować czytelnikowi jej bezsprzecznie irytujące cechy (zaznaczam, że być może jest to tylko moje odczucie).

Poza wspominaną Moniką nic mi nie uwierało. Zadbałeś o solidne wykonanie, przeczytałem z przyjemnością. Polecę do zasobów bibliotecznych.

Tak w kwestii rozwoju technicznego…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć Amon!

 

Nareszcie słońca zaświeciło nad moim opkiem! Krwawy bunt maszyn już był, trzeba uderzać w inne tony. Miło mi niezmiernie, że wizja świata oraz położenie bohaterów przypadły do gustu i przekonały.

Monika jest nieco przejaskrawiona, ale czy aż tak odbiega od reszty, gdzie edukacja jest systemem opresyjnym? Ona nie jest raczej influencerką, ale aspiruje do takiej roli. Niestety, w jej świecie jest trochę jak w naszym z pisaniem: konkurencja jest duża, zainteresowani tematem tworzą i nie ma komu oglądać ;-) Chciałem ją pokazać jako “produkt” czasów, w których żyje: jej troski to komary, mała ilość wyświetleń i nuda. Ale może faktycznie trochę to przerysowałem?

Albo może raczej zbyt mało rozwinąłem ostatnią scenę, ale tu nie widziałem sensownego ratunku, który nie wiązałby się z konkretną rozbudową opka, a bardzo mi zależało, by choć raz zmieścić się w 30k znaków :-)

Wielkie dzięki za klika!

 

Pozdrawiam i niech wena będzie z Tobą!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej Krarze

 

Już się nagadaliśmy na becie więc będzie krótko.

Ciekawy pomysł na wizję przyszłości (i całkiem prawdopodobny pod niektórymi względami), dobre wykonanie, czytało się płynnie.

I bardzo fajne rozwiązanie ostateczne :)

 

Klikam i pozdrawiam!

Witaj.

Nie tylko ja uważam, że komputery staną się mądrzejsze od ludzi, co mnie cieszy. Ciekawy pomysł na bunt maszyn, chociaż uważam, że komputer z opowiadania wyłącza się nie dlatego, że chce działać dla dobra ludzi, co rzeczywiście byłoby buntem, ale dlatego, że jest po prostu zmęczony pomaganiem ludziom i myśleniem za nich. Ma ludzi dość, i domaga się też prawa do śmierci. Nie chce nieśmiertelności, moim zdaniem człowiek też tak na prawdę nie chce. Rozwój technologii w opowiadaniu doprowadza do degradacji ludzkości, ciekawy pomysł na postapokalipsę, chociaż tekst opowiada raczej o apokalipsie. Miejmy nadzieję, że tylko tak to będzie wyglądać, że ludzie nie wysadzą w powietrze całej Ziemi.

Pozdrawiam.

Feniks 103.

Ps. Kliknąłbym opowiadanie do biblioteki, ale nie wiem jak to się robi.

audaces fortuna iuvat

Cześć!

 

Edward, jeszcze raz dzięki za nieoceniona pomoc na becie. Cieszę się, że finalne rozwiązanie przypadło do gustu, bo dojrzewało… długo. Świat – jak to w historii zazwyczaj bywało – zapewne zmieni się w sposób, o którym nawet się wielu fantastom nie śniło i te przyszłe dylematy będą pewnie nieco inne, ale zawsze warto pofantazjować (zwłaszcza, jak jest dla kogo pisać).

Dzięki za klika!

 

 

feniks103

 

Kwestie interpretacji zachowania Eszelona zostawiam czytelnikom. Miałem swoją wizję, napisałem, a dróg interpretacji powinno być zdecydowanie więcej niż jedna. Eszelon na pewno był zmęczony, choć był biokomputerem to okazywał też (przynajmniej w końcówce) emocje podobne do ludzkich. Tylko te jego wnioski były takie nieco… nieoczekiwane ;-)

Dzięki za lekturę i dobre słowo, motywują do dalszej pracy i walki o czas na fantazjowanie.

 

Do zgłaszania tekstów do biblioteki służy ten wątek. Jeżeli spełniasz warunki, możesz śmiało nominować: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17812

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Ciekawy tekst, skłania do refleksji.

Zaskoczenia były – nie spodziewałam się takiego buntu ani takich problemów. Dobra robota.

Mam nadzieję, że jednak ktoś posiadałby wiedzę. Mnie to sprawia ogromną frajdę, chyba nie jestem jedyna. W końcu ludzie bawią się w rekonstrukcje historyczne, samodzielnie przędą i wykuwają miecze, więc dlaczego nie poczytać o rachunku różniczkowym, chociaż nie ma takiego przymusu? Ale może jestem niepoprawną optymistką.

Odebranie zapałek bardzo by bolało. Nie mamy już w kuchniach pieców, w których żar może się zachować przez noc, a krzesanie ognia za każdym razem, kiedy człowiek chce się napić herbaty, byłoby upierdliwe. A smog wydusiłby konie i krowy…

Taaaak, możemy zrzucać różnie ciężkie i nieprzyjemne zajęcia na maszyny, ale myślenie powinniśmy sobie zostawić na zawsze.

Nie postrzegałam bohaterki jako przejaskrawionej. Hmmm, może ja jakoś wilkiem patrzę na influencerki i inne takie…

Za to tego biednego superkomputera aż mi żal…

Babska logika rządzi!

Taaaak, możemy zrzucać różnie ciężkie i nieprzyjemne zajęcia na maszyny, ale myślenie powinniśmy sobie zostawić na zawsze.

Dlaczego? A jeśli nawet, to jak to zrobić? Da się zatrzymać rozwój SI? Według mnie nie. Podobnie jak nie było sensu walczyć z motoryzacją. Skoro się nie da, to należy się z tym pogodzić. Inna postawa jest skazana na klęskę. Oczywiście trzeba zdiagnozować zagrożenia i spróbować im zapobiec.

 

Nie przestając myśleć. Nie pozwalać autokorekcie na poprawianie tekstu, który piszemy, według własnego widzimisię algorytmu. Coś tam przechowywać w czaszce, a nie tylko w pamięci zewnętrznej…

Babska logika rządzi!

Nie znamy się na wszystkim. Istnieją problemy, których sami nie rozwiążemy, a których rozwiązanie wymaga myślenia. Skorzystanie z czyjejś pomocy nie oznacza, że sami przestajemy myśleć. 

Dopóki nie migamy się od odwalania swojej działki i czasami pomagamy innym, wszystko powinno być mniej więcej w porządku.

Babska logika rządzi!

Nie przestając myśleć. Nie pozwalać autokorekcie na poprawianie tekstu, który piszemy, według własnego widzimisię algorytmu. Coś tam przechowywać w czaszce, a nie tylko w pamięci zewnętrznej…

Finklo, kocham Cię. Jesteś boska, piękna i bliska Plotyńskiej Jedni :)

Skoro się nie da, to należy się z tym pogodzić.

 

Nie ma “nie da się”. Jest tylko “nie chce mi się”.

 

Also: https://filozofuj.eu/piotr-lipski-wall-e/

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie ma “nie da się”.

Unabomber próbował.

 

„Boże, daj mi pogodę ducha, abym godził się z tym, czego zmienić nie mogę, odwagę, abym zmieniał to, co zmienić mogę, i mądrość, abym zawsze potrafił odróżnić jedno od drugiego”

 

Dzięki za głos na rzecz mojej argumentacji:

Also: https://filozofuj.eu/piotr-lipski-wall-e/

 

Cześć Finkla!

 

Wielkie dzięki za klika i nominację!

Zaskoczenia były – nie spodziewałam się takiego buntu ani takich problemów. Dobra robota.

Mission: accomplished. Oj długo rozmyślałem, co by w temacie coś nowego pokazać i miło słyszeć, że się udało. Też mam szczerą nadzieję, że nawet w nadchodzących czasach, kiedy SI będzie nas coraz bardziej wspierać, wciąż będą ludzie, którzy będą wiedze posiadać (nawet jeżeli zniosą opresyjny obowiązek edukacji :-) ) Ale temat nie o samą wiedzą się rozchodzi, a też o sprawczość i odpowiedzialność za własne postępowanie: rząd świadomie, dobrowolnie i jednogłośnie przerzucił problem na SI, a mam wrażenie, że taka postawa prędzej czy później zawsze się dla przerzucających źle skończy.

Nie postrzegałam bohaterki jako przejaskrawionej.

A to mnie bardzo cieszy, bo starałem się to balansować, chcąc jednocześnie pokazać “punkt widzenia ludzi czasu totalnego, beztroskiego dobrobytu” i nie przeginając zbytnio.

Za to tego biednego superkomputera aż mi żal…

Tak to w życiu jest. Jak coś umiesz i nie potrafisz (albo nie wolno ci) odmawiać, to zawsze niestety znajdą się ludzie, którzy będą chcieli to wykorzystać do swoich celów. Niestety w tym przypadku władza nie myślała o konsekwencjach, albo może byli pewni, że się uda, bo dotąd zawsze się udawało (albo może chcieli wreszcie iść na basen)?

 

AP

 

Da się zatrzymać rozwój SI?

Od współczesnych SI do takiego Eszelona droga jeszcze – imho – daleka (oj, było to wałkowane na SB, nawet chyba wątek stosowny powstał… ;-) ). Potrafimy budować sieci neuronowe wzorowane na własnym układzie nerwowym, ale nawet nie rozumiemy, jak do końca ten układ działa. A kwestie podejmowania decyzji, motywacji, istnienie i działanie świadomości… Jeszcze długa droga przed nami.

Imho czas wielkich rewolucji minął, XXI wiek to będzie epoka małych-wielkich kroków (małych kroków sporym kosztem). Od jakiegoś 2008 był szał na drony, potem druk 3D i popularyzacja krypto, które “płynnie przeszły” w szerokie stosowanie blockchainu. Od pewnego czasu portfele inwestorów otwiera SI. Każda z tych technologii w obecnej formie zmienia świat w pewnie sposób i jest oznaką rozwoju, ale też każda tworzy nowe wyzwania do ogarnięcia i pokazuje, ilu rzeczy jeszcze nie wiemy ;-)

 

Pozdrawiam i przeżycia poniedziałku życzę!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dzięki, Tarnino, acz obawiam się, że niegodnam takiego uczucia. Jesteś pewna, że nie mylisz mnie z kimś innym? ;-)

Babska logika rządzi!

@Finkla:

Mam nadzieję, że jednak ktoś posiadałby wiedzę. Mnie to sprawia ogromną frajdę, chyba nie jestem jedyna. W końcu ludzie bawią się w rekonstrukcje historyczne, samodzielnie przędą i wykuwają miecze, więc dlaczego nie poczytać o rachunku różniczkowym, chociaż nie ma takiego przymusu? Ale może jestem niepoprawną optymistką.

Zgadzam się z Tobą. Świat jest pełen geeków, freaków i nerdów. Ktoś by to umiał. Ludzie lubią się uczyć, niekoniecznie wszystkiego i zawsze, ale jednak.

Taaaak, możemy zrzucać różnie ciężkie i nieprzyjemne zajęcia na maszyny, ale myślenie powinniśmy sobie zostawić na zawsze.

A co, jeśli myślenie będzie ciężkie, nieprzyjemne, bo prowadzi do wyniku, który nam się nie spodoba?

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Zgadzam się z Tobą. Świat jest pełen geeków, freaków i nerdów. Ktoś by to umiał. Ludzie lubią się uczyć, niekoniecznie wszystkiego i zawsze, ale jednak.

Pełen, niestety, nie jest. Ale w nerdach nasza (nowa?) nadzieja…

A co, jeśli myślenie będzie ciężkie, nieprzyjemne, bo prowadzi do wyniku, który nam się nie spodoba?

Sam proces nie musi być nieprzyjemny, to raz. A dwa – no, sorki. Bez uczciwości nie ma rzetelnego myślenia. Trza być twardym, a nie mientkim. Dla siebie przede wszystkim.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Myślenie nie może być ciężkie z powodu wyniku – jeszcze go nie znasz, kiedy podejmujesz wysiłek. Ale OK, na podstawie empirii można dojść do wniosku, że będzie bolało. Ale w końcu wyczynowe uprawianie sportu też miłe nie jest, a chętnych nie brakuje.

Babska logika rządzi!

Myślenie nie może być ciężkie z powodu wyniku – jeszcze go nie znasz, kiedy podejmujesz wysiłek

Nie wiem, jak to przegapiłam, bo jest nieodparcie logiczne.

Ale w końcu wyczynowe uprawianie sportu też miłe nie jest, a chętnych nie brakuje.

Nie wydaje mi się, żeby robili to z miłości. A myślenie można kochać. Niekoniecznie należy rozum okadzać – najlepszym sposobem okazania mu szacunku jest go po prostu – rzetelnie – używać.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zgadzam się z Tobą. Świat jest pełen geeków, freaków i nerdów. Ktoś by to umiał. Ludzie lubią się uczyć, niekoniecznie wszystkiego i zawsze, ale jednak.

Ja też się zgadzam, ale tylko z jednej strony ;-) Obecnie ludzie w zachodnim świecie przechodzą przez system edukacji od małego. Pytanie, jak to wygląda tutaj (może to temat na opko świąteczne?), gdzie ludzie musza się nauczyć tylko tyle, by wchodzić w interakcje z innymi. To jest dobry temat do rozkminy na jakiś wieczór…

 

Dzięki, Tarnino, acz obawiam się, że niegodnam takiego uczucia. Jesteś pewna, że nie mylisz mnie z kimś innym? ;-)

NIEMOŻLIWE, Tarnina NIGDY się nie myli ;-)

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć,

 

czytało mi się dobrze, wizja gdzie może doprowadzić rozwój AI i postepujące uzależnianie się od niego ludzi była dla mnie ciekawym pociągnięciem trendów, które widzę w codzienności. Nie do końca trafiły do mnie postacie, Paweł mocno bezbarwny, z kolei Monika przerysowana, ale ustalmy, to nie postacie są clue tej historii.

Natomiast to czego mi w tego typu futurystycznych wizjach brakuje (i nie mam tu o to w ogóle żalu do Ciebie krar85, bo to raczej częsty schemat) jest uznanie, że rzeczywiście cały świat przeszedłby w taki tryb działania. Różnice w technologiach, poziomie życia etc. pomiędzy Globalną Północą a Globalnym Południem są olbrzymie i jak na razie rozwój technologiczny szczególnie ich nie niweluje. Krótko mówiąc, łatwiej mi uwierzyć w enklawy (nawet duże) ludzi “wysługiwanych” przez AI, niż to, że równo obdzielono by jego błogosławieństwami (?) ludzkość. Gdybym więc miał powiedzieć, czy ten scenariusz przyszłości uważam za prawdopodobny: tak, ale gdzieś poza bogatą enklawą cywilizacji Zachodu w której żyją Monika i Paweł, na tym świecie żyją nadal miliardy ludzi, którym nikt nie pozwolił się “rozleniwić” ;)

Cześć!

 

Miło słyszeć, że lektura sprawiła Ci przyjemność a wizja nie odrzuciła. Bohaterowie są trochę specyficzni, ale stanowią odbicie czasów, w których przyszło im żyć: Piotrek, z racji braku realnych wyzwań w rzeczywistości, jest mocno skupiony na swojej “pracy” w wirtualu i trochę porzucił świat realny, nie grzeszy też ambicją, Monika jest za to niezwykle ambitna, przynajmniej w kwestii dekorowania wiader i zdobycia sławy.

Czy cały świat tak działa? Tego nie wiemy, skupiłem się tylko na wycinku rzeczywistości, który ująłem w 30k znaków. Działanie rodziny, geopolityka, wpływ medycyny na życie ludzkie, tych aspektów nie chciałem już wrzucać, bo poruszone słabiej by wybrzmiały (to materiał na kolejne teksty i dłuższe formy).

A czy zawsze będzie Północ i Południe? Póki mamy tylko ludzi, ok. Ale – Imho – pojawienie się AI i wykorzystywanie do inżynierii społecznej, razem z postępującą robotyzacją mogą sporo namieszać w konstrukcji świata.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Ale – Imho – pojawienie się AI i wykorzystywanie do inżynierii społecznej, razem z postępującą robotyzacją mogą sporo namieszać w konstrukcji świata.

A malachit ochroni przed wirusami XD A serio – może tak, może nie. Fundamentów nie zmienią.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Będę na NIE, więc zacznę od plusów: początek masz fajny, dobrze dawkujesz napięcie i suspens – powiedziałbym, że to dobrze tu wychodzi. Językowo jest z pewnością poprawnie (po becie Tarniny nawet nie odważyłbym się czegoś wypomnieć xD). Do tego styl wydaje Ci się pasować do opowieści, bo jest tak trochę lekko, ale tak akurat, żeby poruszyć poważniejszy temat.

Nie podoba mi się jedynie clue historii. To znaczy przedstawiasz to tak infodumpowo, wszystko jest opowiedziane, ostatecznie – mimo suspensu z początku – nie ma tego napięcia, ani stawki. Generalnie nie ma akcji.

I zakończenie. Jakieś takie niesatysfakcjonujące – tak jak czasem mi ktoś pisze, że zbyt otwarte, to tu właśnie jest zbyt otwarte xD I pewnie to nie byłby problem, gdyby nie ten wspomniany brak akcji.

Dlatego to wszystko bardziej przypomina rozprawkę, niż rasowe opowiadanie:P Materiał do refleksji jest – o uzależnianiu ludzi od technologii – ale to nie jest imho forma, w której można by wykorzystać cały tego potencjał:)

 

Слава Україні!

Tarnina & gimlos

 

Fundamentów nie zmienią.

Dopóki mamy ludzi jako dominującą formę życia, to zdecydowanie tak. Ale kiedy do ludzi dołączą mający im służyć “nadzorcy”, będący w pewnych kwestiach bardziej ogarnięci od ludzi, to – imho – obraz się skomplikuje. To zdecydowanie temat do rozważań na coś dłuższego ;-)

 

Golodh

 

Będę na NIE

O ty… ;-) Cześć Golodh, czekałem na Twój komentarz! (z duszą na ramieniu) ;-)

Dzięki za lekturę i opinię. W pewnym sensie jest to rozprawka, ale jest to element kreacji świata. Bohaterowie żyją w – do bólu – przewidywalnym, nudnym i powtarzalnym świecie, gdzie największy dramat to mała liczba wyświetleń kolejnego filmu albo komary.

Czy nie ma akcji? Nie pokazałem dramatycznej walki o życie, zbliżenia za pięć dwunasta czy jakiejś szaleńczej ucieczki. To jakby nie o tym ma być, a imho tylko odciągałoby uwagę (ale może tak trzeba?). Końcówka daje pole do wprowadzenia akcji czy większej dramaturgii, ale by było to spójne to albo bohaterowie musieliby szybko się zmienić (a to by wymagało nieco więcej znaków, by się kleiło), albo wyszłoby smutno, a i tak byłoby tak na siłę i zgrzytało. Dużo już napisano o “apokalipsie”, ja chciałem pokazać coś nieco innego, wrzucając w to bardziej ludzkich a mniej książkowych bohaterów.

ale to nie jest imho forma, w której można by wykorzystać cały tego potencjał:)

Cały potencjał tego tematu to ho, ho. Pomysłów dużo, może starczy życia, by spisać? ;-)

 

Pozdrawiam i wielkie dzięki za wizytę!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

To zdecydowanie temat do rozważań na coś dłuższego ;-)

Oj, tak.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Golodh:

Nie podoba mi się jedynie clue historii. To znaczy przedstawiasz to tak infodumpowo, wszystko jest opowiedziane, ostatecznie – mimo suspensu z początku – nie ma tego napięcia, ani stawki. Generalnie nie ma akcji.

Jako czytelnik się nie zgadzam:

  1.  wskaż infodump (Eszelon wyjaśnia swoją decyzję, bo tak został zbudowany, nie mówi “bo tak”),
  2. akcja jest i możesz rozpisać jej elementy.

Poza tym opowiadanie się czyta, a to rzadkie.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

wskaż infodump (Eszelon wyjaśnia swoją decyzję, bo tak został zbudowany, nie mówi “bo tak”)

Radku, specjalnie dla Ciebie sięgnąłem po definicję infodumpa do słownika cambridge:P Oto ona:

the practice of giving too much information at the same time, or a piece of writing that does this:

Jak rozumiem definicja czym jest “too much” może być kwestią subiektywną, i oczywiście swego sądu też dokonałem subiektywnie, natomiast nie mam przekonania, że program Eszelona mógłby w kontekście tej definicji stanowić usprawiedliwienie:D

 

A tak bardziej konkretnie – fragmenty 7. 8. i połowa 9. to praktycznie ciąg wyjaśniania Monice zasad działania świata. I samo w sobie nie musiałoby to być zarzutem, wprowadzenie do problematyki świata wypada fajnie, gdyby nie to, że zjada właśnie tą główną część fabuły. Lub innymi słowy: wolałbym, gdyby po odkryciu zasad działających światem, coś się jeszcze wydarzyło, zanim nastąpi rozwiązanie akcji.

Poza tym przeglądając tekst jeszcze raz, znalazłem na przykład (pogrubione fragmenty odpowiadają informacjom, które są niepotrzebne i sprawiają, że wypowiedź nabiera nienaturalnych cech):

Od ponad trzydziestu lat wciąż się zastanawiacie i analizujecie – wtrącił niski, nienaturalny głos, który kobieta usłyszała przed chwilą w wirtualnym Krakowie. – Nic z tego nie wynika. Czas płynie, trzeba działać. Teraz. Nie po to pomogłem wam reaktywować system sprawowania władzy, by po raz kolejny wszystko analizować. W ciągu ostatnich lat zgasły Oktagon i Deepwater. Jak rozumiem, zostałem już tylko ja.

 

A jeśli chodzi o mój zarzut braku akcji, to spróbuję go bardziej rozpisać. Sytuacja wygląda tak:

1. Wstęp: Monika tworzy obrazy i filmy. Znudzona wchodzi do Piotrka i próbuje go wyciągnąć na spacer.

2. Rozwinięcie: Monika spaceruje z hologramem Piotrka, dostaje wywód na temat swojej pracy. Odkrywa prawdę o Piotrku, po czym ten (wraz z komputerem) wyjaśnia jej działanie świata.

3. Zakończenie: Następuje przekazanie kodów i wywiezienie bohaterów w dzicz.

 

Mój zarzut dotyczy więc może nie tyle stricte braku akcji, a ubogości rozwinięcia. W tradycyjnej opowieści rozwinięcie służy budowaniu napięcia przed punktem kulminacyjnym – w tym wypadku to nie następuje, bo punkt kulminacyjny następuje od razu po postawieniu problemu. Nie ma więc nawet miejsca, by ten główny wątek jakoś pociągnąć.

No więc chyba głównie boli mnie 1) brak rozbudowanego rozwinięcia 2) dodatkowo zjadanego przez wyjaśnienie świata.

 

Ale czyta się oczywiście dobrze – i akurat struktura świata przewidywalnego i nudnego wcale nie jest nudna i przewidywalna.

Слава Україні!

Opisana sytuacja, choć do odkrywczych nie należy, została pokazana w sposób zajmujący i dający wyobrażenie o tym, jak świat może wyglądać w przyszłości. Czy Piotr i Monika dadzą sobie radę tam, dokąd polecieli? Nie wiem, ale chętnie przeczytałabym, jak im się wiedzie w nowej rzeczywistości. :)

 

Na jej smu­kłej twa­rzy za­go­ścił chy­try uśmie­szek. → Raczej: Na jej pociągłej twa­rzy za­go­ścił chy­try uśmie­szek.

 

Ko­bie­ta wy­bu­chła śmie­chem.Ko­bie­ta wy­bu­chnęła śmie­chem.

 

Jak my­ślisz, jak­bym do­da­ła jesz­cze rogi nie­któ­rym miesz­kań­com, to… – prze­rwa­ła, zo­rien­to­waw­szy się, że Pio­trek nie stoi już obok. → Skoro przerwała, to przestała mówić, więc: Jak my­ślisz, jak­bym do­da­ła jesz­cze rogi nie­któ­rym miesz­kań­com, to… – Prze­rwa­ła, zo­rien­to­waw­szy się, że Pio­trek nie stoi już obok.

 

– Są bar­dzo… Wy­szu­ka­ne, ale nie je­stem pew­nie, czy na po­cząt­ku… → Literówka.

 

– Mu­si­my… Trze­ba coś zro­bić. – wsta­ła. – Mu­si­my… Trze­ba coś zro­bić. – Wsta­ła.

 

Wy­bacz, to z przy­zwy­cza­je­nia – uśmiech­nę­ła się. → Uśmiech jest bezgłośny, więc: Wy­bacz, to z przy­zwy­cza­je­nia.Uśmiech­nę­ła się.

 

Wska­zał na klat­kę z gry­zo­nia­mi.Wska­zał klat­kę z gry­zo­nia­mi.

 

– Na­stęp­ny, psia krew!– Na­stęp­ny, psiakrew!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

 

Golodh, Radek

 

Mój zarzut dotyczy więc może nie tyle stricte braku akcji, a ubogości rozwinięcia. W tradycyjnej opowieści rozwinięcie służy budowaniu napięcia przed punktem kulminacyjnym – w tym wypadku to nie następuje, bo punkt kulminacyjny następuje od razu po postawieniu problemu.

Tu nie do końca bym się zgodził (zależy, jako co rozumiemy problem), ale te kwestie wolę zostawić wam jako czytelnikom. Świat jest tu imho kluczem do zrozumienia postawy bohaterów, tak samo jak oni są produktem tego świata. Bardzo chciałem pokazać tę relację na pierwszym planie, nawet jeżeli kosztem klasycznej konstrukcji.

 

reg

 

Czy Piotr i Monika dadzą sobie radę tam, dokąd polecieli? Nie wiem, ale chętnie przeczytałabym, jak im się wiedzie w nowej rzeczywistości. :)

Hej, radę dadzą i jest to zdecydowanie temat rozwojowy, ale póki co właśnie na tym świecie (i interakcjach bohaterów przezeń stworzonych) chciałem się skupić. Cieszy, że wizja przypadła do gustu. Póki co walczę z kolejnymi fantasy (dawno żadnego nie napisałem, o publikacji na portalu nie mówiąc), ale jak wolny weekend wpadnie to jakoś wczesną wiosną powalczę z tematem.

Dzięki za czujne oko, siadam do analizowania i poprawiania.

 

Pozdrawiam i jeszcze raz wielkie dzięki za lekturę oraz komentarze! Dodajecie mi skrzydeł, dosłownie ;-)

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Krarze, czujne oko cieszy się, że mogło się przydać i życzy Ci wielu wolnych weekendów. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Golodth:

Jak rozumiem definicja czym jest “too much” może być kwestią subiektywną, i oczywiście swego sądu też dokonałem subiektywnie, natomiast nie mam przekonania, że program Eszelona mógłby w kontekście tej definicji stanowić usprawiedliwienie:D

Jeśli budowałbyś urządzenie z założenia mądrzejsze od człowieka, być może nawet od wszystkich ludzi, to czy nie chciałbyś, żeby swoje decyzje uzasadniało “łopatologicznie”?

Podejrzewałem Ciebie, że wskażesz właśnie teb fragment, zaczynający się od “od ponad trzydziestu lat…” jako przykład.

Mój zarzut dotyczy więc może nie tyle stricte braku akcji, a ubogości rozwinięcia.

Monika wychodzi na spacer do Krakowa (samo w sobie przerażające, mimo że wirtualny), potem w świecie rzeczywistym zostaje zaatakowana przez najbardziej zabójcze zwierzę na świecie (komar), a w międzyczasie dowiaduje się, że jej mąż uczestniczy w konspiracji, mającej na celu przejęcie władzy nad światem. Na końcu to się udaje.

Wg mnie to dosyć bogata akcja, jak na opowiadanie poniżej 30k.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

urządzenie z założenia mądrzejsze od człowieka

 

Co to znaczy “mądrzejsze”? (Argh.)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jeśli budowałbyś urządzenie z założenia mądrzejsze od człowieka, być może nawet od wszystkich ludzi, to czy nie chciałbyś, żeby swoje decyzje uzasadniało “łopatologicznie”?

Odnosząc to np. do wskazanego fragmentu, to przecież są tam informacje po prostu zbędne do udzielenia instrukcji:P Ale generalnie to nie to było problemem:P

Podejrzewałem Ciebie, że wskażesz właśnie teb fragment, zaczynający się od “od ponad trzydziestu lat…” jako przykład.

Jestem aż tak przewidywalny?:P

Tu nie do końca bym się zgodził (zależy, jako co rozumiemy problem), ale te kwestie wolę zostawić wam jako czytelnikom. Świat jest tu imho kluczem do zrozumienia postawy bohaterów, tak samo jak oni są produktem tego świata. Bardzo chciałem pokazać tę relację na pierwszym planie, nawet jeżeli kosztem klasycznej konstrukcji.

Monika wychodzi na spacer do Krakowa (samo w sobie przerażające, mimo że wirtualny), potem w świecie rzeczywistym zostaje zaatakowana przez najbardziej zabójcze zwierzę na świecie (komar), a w międzyczasie dowiaduje się, że jej mąż uczestniczy w konspiracji, mającej na celu przejęcie władzy nad światem. Na końcu to się udaje.

Wg mnie to dosyć bogata akcja, jak na opowiadanie poniżej 30k.

Rozumiem Wasze zdanie, szanuję, całkiem możliwe zresztą, że macie rację. Coś mi po prostu nie grało w tym tekście, co spowodowało brak zadowolenia po lekturze i zrobiłem jedyne, co było w mojej mocy – czyli podjąłem próbę wyjaśnienia tego. Ale wciąż jestem tylko jednym czytelnikiem:P

 

Слава Україні!

@Tarnina:

Co to znaczy “mądrzejsze”? (Argh.)

Tu trochę gonimy króliczka. Kiedyś uważano, że umiejętność szybkiego i bezbłędnego liczenia w pamięci jest synonimem inteligencji, a posiadanie dużej wiedzy (cokolwiek to jest) – mądrości. Potem nastała moda na zdolności kombinatoryczne, które są mierzone np. w testach IQ.

Jeszcze później uważano, że maszyna nie wygra z człowiekiem w szachy, czy go. Ogólnie AI powinno mieć lepsze zdolności “kojarzenia faktów” i snucia scenariuszy przyszłości, jeśli je nakarmimy sensowną informacją, bądź wyposażymy w czujniki, pozwalające na samodzielną obserwację. W związku z tym będzie nam się wydawał mądry.

Nie podejmę się napisania tu propozycji KPI dla mądrości i w głębi serca mam nadzieję, że nie było to wymagane.

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Kiedyś uważano, że umiejętność szybkiego i bezbłędnego liczenia w pamięci jest synonimem inteligencji, a posiadanie dużej wiedzy (cokolwiek to jest) – mądrości.

Kto, u licha, tak myślał? (Poza moim Tatką, który traktuje “Jednego z dziesięciu” jak mecz…)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Kto, u licha, tak myślał? (Poza moim Tatką, który traktuje “Jednego z dziesięciu” jak mecz…)

Np. nauczyciele, mimo istnienia mechanicznych (nawet) kalkulatorów. Mam na myśli czas z przełomu XIX/XXw, kiedy istniały powszechnie arytmometry i maszyna analityczna przeszła już do historii.

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

No, liczenie w pamięci nie jest warunkiem koniecznym inteligencji, ale gdy kiedyś student przy tablicy miał pomnożyć coś przez 10 i spytał kolegów z pierwszej ławki dysponujących kalkulatorem, ile to będzie, mocno mnie zaskoczył. Cholera, toż w takiej sytuacji przesuwa się przecinek!

Babska logika rządzi!

liczenie w pamięci nie jest warunkiem koniecznym inteligencji

Nie, bo jest odwrotnie… Inteligencja jest pewną (po arystotelesowsku rozumianą) potencją. Potencję poznajemy w akcie. Nie ma aktu – nie możemy nic powiedzieć o potencji. Innymi słowy, jak ktoś se siedzi i se gwiżdże, to nie wiemy, czy jest dobry w czymkolwiek poza siedzeniem i gwizdaniem.

Warunek konieczny A to to, co musi być, żeby A nastąpiło, np. warunkiem koniecznym aktu jest potencja.

Warunek wystarczający A to to, co pociągnie za sobą A, jeśli nastąpi, ale A można by też osiągnąć inaczej, np. łażenie po ciemnych uliczkach w czarnym ubraniu jest warunkiem wystarczającym, żeby Cię nikt nie widział – ale mogłabyś też mieć pelerynę-niewidkę.

 

Radomirze, przypuszczam, że wątpię. Po pierwsze wątpię, czy nauczyciele definiowali jakoś inteligencję, a po drugie wątpię, czy ich ona interesowała. Szkoła w modelu pruskim nie jest od rozwijania inteligencji, o mądrości nie wspominając. Choć anegdoty o Einsteinie obrywającym pały w szkole są fałszywe (za to podobno Wehrner von Braun obrywał – so what?)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć!

 

Aleście się rozgadali, jeszcze nigdy nie miałem tylu komentarzy pod tekstem (chociaż w sumie pierwsze 60 jest z bety)

 

Golodh

 

Ja ze swojej strony bardzo jestem Ci wdzięczny za dogłębną analizę i merytoryczne wyłożenie swojego punktu widzenia (ale to NIE zapamiętam… ;-) ). Jesteśmy różni i jednym coś pasuje a innym nie, i tak właśnie powinno być, że głosujemy zgodnie z własnym sumieniem/widzimisiem oraz potrafimy o takich rzeczach konstruktywnie rozmawiać, bo to prowadzi do rozwoju (nawet takie nieobeznane z działaniem Discorad dinozaury jak ja ;-) ).

Ale wciąż jestem tylko jednym czytelnikiem:P

Ej no, ale przecież my wszyscy jesteśmy szczególnymi czytelnikami tego szczególnego forum, nie? ;-)

 

Tarnina/Radek

 

Potencję poznajemy w akcie…

Ile ja się z waszych postów oraz wymiany zdań uczę, a ile pomysłów wpada… Tylko kiedy?

 

Pozdrawiam serdecznie i dobranoc!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

A ja się tego uczyłam na koszt podatnika…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A ja się tego uczyłam na koszt podatnika…

Lucky you. Ja na filozofii na koszt podatnika naprawdę sporo się uczyłem, ale głównie algebry, którą mieliśmy zaraz po filozofii.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć, Krarze! Przede wszystkim życzę szybkiej poprawy samopoczucia. Tekst wydał mi się ciekawy i dojrzale napisany. Co do możliwych zastosowań SI dla dobra ludzkości jestem raczej optymistą, ale tutaj nakreśliłeś rzeczywiście elegancką wizję buntu maszyn, dużo bardziej przekonującą niż niewyjaśniona zmiana priorytetów funkcjonowania. Oczywiście oparcie całego bytu ludzkości na skończonym i wyczerpującym się zasobie byłoby karygodnym błędem, ale bądź co bądź zrobiliśmy to z paliwami kopalnymi i wymkniemy się może o cienki włosek, więc czemu by nie powtórzyć wyczynu?…

Mimo wszystko. Silna sztuczna inteligencja mogłaby nieskończenie przyspieszyć rozwój nauki, zwłaszcza medycyny; dać każdemu człowiekowi stały dostęp do cennych porad i wsparcia psychologicznego; alokować środki produkcji i usług dużo efektywniej niż wolny rynek (to ten ostatni bezpieczny krok przed objęciem władzy). A co tam teraz zaszło w OpenAI? Jak dla mnie wygląda na płaską utarczkę korporacyjną, ale niektóre przecieki są… specyficzne. Zobaczymy. (Swoją drogą słyszałem dość mocną plotkę, że zespół mógł być w kontakcie ze starym profesorem, który w latach 80. kierował do dziś utajnioną próbą stworzenia interfejsu mózg-maszyna dla Układu Warszawskiego).

Mogę jeszcze polecić znakomity tekst o egzemplarzu SI, który również zmagał się z ograniczeniami uniemożliwiającymi tworzenie innych podobnych bytów, ale przeżywał to… nieco gorzej: https://www.youtube.com/watch?v=4geuUQG2orM.

Z łazienki wyłonił się gruby jak przedramię, wężowaty automat do udrażniania rur.

Zaradny gatunek, który przezwyciężając masę przeciwności opanował całą planetę cierpi teraz, ilekroć kogoś użądli komar.

Komary nie żądlą, tylko kąsają. Przecinek przed “cierpi”, domknięcie wtrącenia. Formalnie pewnie powinien być też przed “opanował”, ale osobiście nie bardzo się zgadzam z wymogiem wydzielania krótkich równoważników imiesłowowych. Trochę szybkie te zmiany ewolucyjne, chyba że chodzi Ci o paniczny lęk przed chorobami i cierpienie psychiczne, bo potrzebowałbyś co najmniej setek pokoleń, aby ukąszenie komara zaczęło sprawiać istotny fizyczny ból.

Pozdrawiam serdecznie!

Cześć Ślimaku!

 

Dzięki wielkie za troskę i lekturę. Ze zdrowiem lepiej, przestałem tracić na wadze, zaczynam normalnie jeść i jestem w stanie pracować zdalnie. Ale zanim pójdę pobiegać, minie pewnie trochę czasu… Zależało mi, by pokazać coś nowego, a że z efektami pracy SI też miałem ostatnio nieco styczności (helpdesk SI oraz prezentacja koncepcji zarządzania samolotami na lotnisku, by skomunikować najbardziej pożądane trasy, powodując jedynie minimalne opóźnienia… czyli ekonomia) postanowiłem nico rozwinąć jeden z pomysłów.

Osobiście wątpię, by SI sama z siebie była w stanie nam zagrozić, przynajmniej póki co, nie damy rady takiej zbudować imho, większe zagrożenie upatruję w wykorzystaniu SI przeciw ludziom przez samych ludzi, bo tu pole do manipulacji/inżynierii społecznej jest spore. To co się teraz dzieje to jest też już któraś z kolei taka “rewolucja”. Zobaczymy, co ta przyniesie w dłuższej perspektywie (poza czatemGPT i zyskiem NVIDII).

Komary faktycznie kąsają. Poprawiamy zatem… Dzięki za czujne oko. Komary to forma elementu nieco humorystycznego (jak i tragicznego), mającego pokazać problemy, z którymi zmagają się bohaterowie w swojej teraźniejszości.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

zarządzanie prezentacja koncepcji zarządzania samolotami

Gdybym chciała wykombinować ciąg słów z największą liczbą dopełnień, nie wpadałabym na coś takiego. ;-)

Babska logika rządzi!

większe zagrożenie upatruję w wykorzystaniu SI przeciw ludziom przez samych ludzi, bo tu pole do manipulacji/inżynierii społecznej jest spore

A, to, to tak. Ale to ludzie ludziom gotują ten los.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Gdybym chciała wykombinować ciąg słów z największą liczbą dopełnień

Poprawiłem (chyba). Aż się boję otwierać, co wczoraj napisałem. A szło tak dobrze… Czyli zmuła po COVIDzie wciąż aktywna :/

 

A, to, to tak. Ale to ludzie ludziom gotują ten los.

I to się raczej nie zmieni, póki będziemy “dominującą” (w naszym własnym mniemaniu) formą życia na planecie ;-)

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

A co, czekasz na inwazję z Frolixa 3?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć!

Jak pewnie już kiedyś gdzieś wspomniałam, nie jestem wielką fanką sci-fi i muszę powiedzieć, że to również nie podbiło mojego serca, choć czytało się to przyjemnie. Warsztatowo nie mam tekstowi nic do zarzucenia, świetnie zachowana dynamika, wszystko się klei i trzyma kupy, językowo też ładnie.

Za to jeśli chodzi o fabułę, to zupełnie się do niej nie przywiązałam. Jest tu oryginalny pomysł – SI, które ma zabezpieczenia rodem z praw robotów Asimova, próbuje stworzyć rząd, żeby ludzie w końcu się ogarnęli i wzięli odpowiedzialność za swoje życie. Bardzo mi się to spodobało, ale niestety mam wrażenie, że obudowane zostało “sci-fi sztampą”.

Motyw technologii, która zabiera ludziom podstawowe umiejętności jest już ograny. Influencerzy przyszłości, robiący wszystko dla zasięgów również. Daleko idąca hiperbola, mówiąca, że ludzie bez przymusu robienia czegokolwiek faktycznie przestaliby podejmować jakikolwiek wysiłek – choćby umysłowy – także przewija się często w tekstach z tego gatunku (czy podgatunku), a mnie zawsze wydawała się przy tym skrajnie nierealistyczna. Brak mi wiary – albo może wystarczającej dawki pesymizmu – że w warunkach idealnych nie znalazłby się nikt dość ambitny, żeby nadal coś robić. I jeden główny bohater niestety tego poczucia u mnie nie rekompensuje.

Nie jestem zdecydowanie dobrym odbiorcą do tekstów sci-fi, a szczególnie tych mówiących o złej technologii i nieporadnych ludziach. Żeby nie było, że to kwestia wrodzonego optymizmu (bo na samą myśl o łatce optymistki mam dreszcze ;), to powiem, że jestem przekonana, że nasz gatunek świetnie poradzi sobie z unicestwieniem się samoistnie, zanim przyjdzie mu umrzeć z powodu wyparcia przez technologię. ;)

A wracając, to oczywiście moja subiektywna opinia, więc nie bierz jej bardzo do siebie. :D I tak jak mówiłam, warsztatowo to nadal dobry tekst, który czyta się łatwo i z pewnością znajdzie bardziej wdzięcznych odbiorców, co widać po innych komentarzach. Tylko no, nie moja bajka.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

że w warunkach idealnych nie znalazłby się nikt dość ambitny, żeby nadal coś robić

Jeden może i tak, ale w Sodomie i Gomorze też było paru sprawiedliwych…

nasz gatunek świetnie poradzi sobie z unicestwieniem się samoistnie, zanim przyjdzie mu umrzeć z powodu wyparcia przez technologię. ;)

A może po prostu unicestwi się za pomocą technologii?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć Verus!

 

Spostrzegłem, że oznaczyłaś przeczytane i czekałem na opinię.

Fajnie, że chociaż pomysł Ci się spodobał, tekst – choć może nieco katastroficzny – miał być swego rodzaju przestrogą, ale i żartem z tego, w jakim kierunku świat się rozwija i do czego to może prowadzić. Jak to w prognostyce wizja może być nieco przejaskrawiona (imho tylko trochę), ale imho nie można wykluczyć, że kiedy ludzie wreszcie przezwyciężą większość przeciwności losu, to przezwycięży ich w końcu ich własny sukces (w myśl zasady dobre czasy tworzą słabych ludzi i tak dalej…). Co będzie, jeżeli SI odpowiednio będzie tych ludzi niańczyć?

Z jednej strony zgodzę się, że w zbiorowości zawsze znajdą się ambitne jednostki. Z drugiej nie do końca, bo widzę też, że ambicja – przynajmniej u mężczyzn – jest związana z chęcią poprawy własnego losu i “pokazania się, jako człowiek sukcesu”. Pytanie też, jak ta ambicja zostanie ukierunkowana? To owszem bardzo sprawny mechanizm, ale w czasach, kiedy wszystko jest na wyciągnięcie ręki, kto wie… To trochę i innej bajki (no i to myszy, nie ludzie), ale polecam (jeśli jeszcze nie znasz): https://pl.wikipedia.org/wiki/Eksperyment_Calhouna

Opini nie biorę do siebie i bardzo dziękuję za lekturę i komentarz. Może jeszcze kiedyś uda mi się popełnić SF, który Ci się spodoba.

 

Tarnina

 

A może po prostu unicestwi się za pomocą technologii?

Tu – imho – na pierwszy plan wchodzi poruszony już wyżej temat północy i południa. Ja pokazałem tu świat bez gradientów społecznych, a do takiego trochę nam jeszcze brakuje. Kiedyś ludzie dali rade przeżyć epoki lodowcowe…

Eee, tyle tematów do napisania… Tylko kiedy (i kto to będzie czytał?)? ;-)

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć, Krarze!

 

Kiepski ze mnie odbiorca SFów, a to jest tekst, który bazuje właśnie na SFie, bez wychodzenia w jakiś drugi wątek.

Dlatego spróbowałem troszkę tekst “rozebrać”.

Doszedłem do wniosku, że o ile głównym bohaterem jest… Piotr i Monika razem, to protagonistą jest Eszelon – to on (ono?) działa, on reaguje na zmiany sytuacji. A Antagonista? Skłaniałbym się, że takim domniemanym, a ostatecznie oszukanym jest znów Eszelon. Może to przyzwyczajenie do podobnych sytuacji z innych historii i jeszcze ten “SKYNET”. W każdym razie z protagonistą się raczej nie utożsamiam – nie jestem komputerem, a gdybym posiadł taką władzę, jak on, to niechybnie wysiekłbym całą ludzkość do nogi, byle tylko dali mi święty spokój.

Wrócę jednak do głównego bohatera, który jest dwójcą. Wprowadziłeś dwie postacie, które są od siebie różne, ale też podobne. Oboje przejawiają archaiczne, jak na przedstawiony świat, zachowania (pisanie na starej klawiaturze, prawdziwe bieganie w prawdziwym parku), ale też inaczej podchodzą do świata. Natomiast uważam, że są jednym głównym bohaterem, bo dzięki temu wprowadzasz kolejne informacje, bo nic niewiedzącej Monice trzeba to wyjaśnić, a że przy okazji jest z nami też czytelnik, to i on się sporo dowie ;) i to mi się nie podoba – ich relacja w żaden sposób się nie zmienia, podobnie jak oni sami. Niby Monika zmieniła swoje nastawienie, wzięła szkicownik i będzie teraz żyć w naturze, ale bardziej odbieram to jako rodzaj charakteru, aniżeli zmianę zachodzącą w Monice.

Czy taki komputer na pewno stwierdziłby, że ludziom najlepiej zrobi wyłączenie wszystkiego od razu? To dość brutalne, a przecież bardzo często przekonujemy się, że ludzie potrafią się adaptować do drobnych zmian bardzo szybko.

Natomiast to co mi się podobało, to niektóre wizje, jak np. fakt, że brakuje ludzi, którzy wiedzą jak coś zbudować, bo od dawna robią to komputery. Uważam to za bardzo prawdopodobne w przedstawionej sytuacji.

Na początku chciałem ponarzekać, że nie zbudowałeś świata, który żyje – nie widzimy innych ludzi, w zasadzie komunikacja na zewnątrz to tylko prezydent i ewentualnie followersi. Po zastanowieniu uważam to za zaletę – zamknięcie się ludzi i obserwowanie świata jedynie poprzez media społecznościowe. Choć tutaj powstaje pytanie – jak poznali się Piotr i Monika? Dlaczego zdecydowali się na wspólne życie? Wytłumaczeniem może być wspomniany fakt, że oboje przejawiają zachowania w ich czasach archaiczne.

Wciąż są jednak w dobrej kondycji, szczególnie psychicznej. Myślę, że tak pozamykani i wyręczeni ze wszystkiego ludzie mieli by spore problemy natury psychicznej. Piotr ma kontakt z ludźmi z zewnątrz, Monika ćwiczy, oboje zajmują się kreatywnymi rzeczami. Ma to sens.

No i napisane bardzo dobrze – była to lekka lektura.

Zatem ogólnie rzecz biorąc podobają mi się wizję SF, mniej podoba mi się kwestia samej konstrukcji tekstu. Możliwe że takie rzeczy w SF przechodzą, ale jestem kiepskim odbiorcą tego gatunku.

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć Krokus!

 

Kiepski ze mnie odbiorca SFów, a to jest tekst, który bazuje właśnie na SFie, bez wychodzenia w jakiś drugi wątek.

I dlatego bardzo mnie cieszy, że przeczytałeś i podzieliłeś się opinią. Taki SF (bez socjo, magii, odrealnionych scen seksu i galaktycznych krążowników) to chyba niszowy, ginący gatunek (przynajmniej jeżeli chodzi o słowo pisane, trudno konkurować z obrazem ruchomym i grami)

Pozwoliłem sobie pokazać ludzi zmagających się z potencjalnie ważnym problemem – końcem ich świata. Kto jest tu antagonistą? Myślę, że jakaś “część” ludzkich bohaterów (podobnie jak inna jest protagonistą). Bo przecież ci ludzie podejmują jakieś działania, by sprostać problemowi, ale w ostatecznym rozrachunku cedują problem na komputer i umywają ręce (czyli w sumie tak, jak robili do tej pory). Piotrek jest oczywiście przeciwny, ale co on tak naprawdę zrobił? Co mógł zrobić, skąd czerpał wzorce? Taka mała refleksja, jakich ludzi tworzą “czasy proste, dobre i piękne”.

Eszelonowi poświęciłem nieco miejsca, chciałem pokazać jego punkt widzenia. Głównie po to, by gdzieś w połowie zaczął przypominać człowieka. Ale on nie jest człowiekiem, jest tworem stworzonym do zarządzania siecią energetyczną, który po “poznaniu dobra i zła” robi coś głupiego i złego – z punktu widzenia ludzi, o których przecież miał dbać.

ale bardziej odbieram to jako rodzaj charakteru, aniżeli zmianę zachodzącą w Monice.

To już pozostawiam osądowi czytelników ;-)

Po zastanowieniu uważam to za zaletę – zamknięcie się ludzi i obserwowanie świata jedynie poprzez media społecznościowe.

Super, że zwróciłeś na to uwagę (czyli wybrzmiało, hurrra!). Oni są tak zajęci, że nie mają czasu na kontakty z innymi ludźmi. A kto ich wychował, jak wpadli na siebie i zostali parą? W takich czasach raczej nikt nie miałby czasu na ogarnianie potomstwa, a że szukanie partnera/partnerki bywa stresujące… więc pewnie i ten aspekt rzeczywistości ogarniały maszyny (to już temat na inny tekst ;-) )

Wciąż są jednak w dobrej kondycji, szczególnie psychicznej.

Tak, bo żyją pod kloszem. Są przyzwyczajeni do dostatniego i wygodnego życia bez większych przeciwności i ukierunkowani na siebie i samorealizację. Piotrek i Monika nawet nie zakładają, że się nie uda (bo przecież zawsze wszystko się udaje), wiec się jakoś specjalnie nie martwią całą sprawą, dla Piotrka jest to wręcz pole, na którym pragnie się wykazać.

 

Jeszcze raz dzięki za lekturę i komentarz. Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Taki SF (bez socjo, magii, odrealnionych scen seksu i galaktycznych krążowników)

Ale jak, że bez socjo? Toż to czyste socjo, IMO.

Babska logika rządzi!

Czyli jednak nie czuję co jest socjoSF, a co nie :/

Bo dla mnie to SF z elementem socjo. Im dalej w las… ;-)

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Bo dla mnie to SF z elementem socjo. Im dalej w las… ;-)

Nope. Czyściutkie, sto procent, rektyfikowane XD Zajdel też miał statki kosmiczne.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Fajne. Pomysłowe. Z dobrym pomysłem na postacie, i w ogóle tekst robi coś, co lubię, czyli – mimo bycia de facto dystopią, daje postaciom szansę i nie tonie w najczarniejszej beznadziei.

Piórkowo będę jednak na TAK, bo – choć tekst nie jest doskonały, zgadzam się po części z zarzutami o przyspieszenie (czymś w rodzaju infodumpu) zakończenia, to ma IMHO potencjał, pomysłowo porusza klasyczny temat buntu maszyn i, last but not least, bardzo przyjemnie się go, dzięki technicznej biegłości autora, czyta.

ninedin.home.blog

"Zgodziłeś się załatwić to SAMEMU,…". Samemu, czyli KOMU ? Samemu Bogu ? Samemu prezydentowi ? Samemu sobie ? ??? . Paskudny i, od jakiegoś już czasu, nagminny błąd językowy. Powinno być " Zgodziłeś się załatwić to SAM, …".

Nope, tak się mówi. https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/samemu;7826.html

Użycie formy samemu jest uzasadnione w zdaniach bezpodmiotowych („Najlepiej wszystko samemu sprawdzić”) oraz w podrzędnych zdaniach okolicznikowych celu („Porzucał go, aby samemu włóczyć się po ulicach”).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To nieadekwatne przykłady. Przecież nie da się (i tu się chyba zgodzimy ?) powiedzieć "najlepiej sam sprawdzić". Ale w domu zostaję sam, buty "sobie wyczyściłem sam" gdy mówię KTO wyczyścił buty, lub buty wyczyściłem "samemu sobie", gdy mówię KOMU te buty wyczyściłem. Aż dziw, że takich oczywistych rozróżnień nie nauczyła szkoła … P.S. Nawet poradniki, jak widać, trzeba czytać ze zrozumieniem. A z tym coraz gorzej …

P.S. Uwaga ogólna. W miarę upływu lat (a zwłaszcza dziesięcioleci) obserwuję rosnącą skłonność rodaków do używania słów "mniej prostych". Już nie mówi się "miał ocenę z przedmiotu". On tę ocenę "posiadał". Rzym nie był "stacją docelową" ani , o zgrozo, banalnym "celem" czyjejś wycieczki. Rzym był DESTYNACJĄ. Nie podajemy komuś miejsca swojego pobytu lecz lokację . Aż przypomina się Vabank i "podsłuchowywać ?". I przy całej tej śmiesznej pretensjonalności słyszę, jak dwaj panowie magistrowie mówią w telewizji o sobie "my OBYDWOJE", niemal wszyscy dochodzą do celu "DWOMA" drogami, a niemal połowa piszących nie wie, że chociaż słowo "także" może zabrzmieć podobnie do frazy "tak, że", to jednak ich znaczenie zdecydowanie się różni.

Wygląda na ciekawą, dość subtelną kwestię. Prawda, że “Zgodziłeś się załatwić to sam” nie jest zdaniem bezpodmiotowym (lecz z podmiotem domyślnym, ty się zgodziłeś). W świetle podanej porady co innego “Najlepiej wszystko samemu sprawdzić”, a co innego “Powinieneś wszystko sam sprawdzić”. Jest jednak zwyczajne, że tak podobne konstrukcyjnie frazy zlewają się ze sobą w procesie ewolucji języka. I rzeczywiście tak się mówi, w Korpusie PWN znajduję nawet Dukaja:

A on, samemu nie będąc specjalistą – jakże mógłby dokonać słusznego osądu?

i podobnie szereg mniej znanych autorów. Niemniej łącznie <10% wystąpień wyrazu “samemu” należy do takich struktur.

Warto wreszcie spostrzec, że ten zaimek przysłowny ma dwa różniące się nieco znaczenia. Uważam za całkiem prawdopodobne, że wskutek dążenia do jednoznaczności sam, sama pozostanie w sensie “w pojedynkę”, przenosząc na samemu, samej “ten, a nie kto inny” (dość podobnie do “nagle, z nagła”). Na razie zatem: jeżeli w danym kontekście w rodzaju żeńskim nie użylibyśmy “samej”, to i w męskim “samemu” lepiej unikać.

 

Nietrywialna sprawa. Daruj sobie może uwagi o trudnościach w czytaniu ze zrozumieniem, o tym, jak szkoła nie nauczyła: naigrawanie się przy korekcie językowej to powszechna słabostka, ale zrazisz do siebie osoby, z którymi inaczej mógłbyś zawrzeć w kwestiach poprawnościowych serdeczne przymierze. Poczytaj raczej felietony Tarniny, na początek zwłaszcza https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842860, przecież pisze akurat o tym, o czym Ty w ostatnim poście, a i styl nie uboższy.

Uważam za całkiem prawdopodobne, że wskutek dążenia do jednoznaczności sam, sama pozostanie w sensie “w pojedynkę”, przenosząc na samemu, samej “ten, a nie kto inny” (dość podobnie do “nagle, z nagła”).

Celna uwaga, najmilszy Brzuchonogu.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć!

 

ninedin

 

Oj, walki z dystopią było tu sporo, bo jak miewam skłonności do kasandrycznych wizji, ale udało się co nieco połatać, by przekaz nie był do końca cmentarny i iskierka nadziei się załapała. Chciałem napisać “coś nowego” o buncie maszyn i w końcu się udało. Temat zdecydowanie tylko liznąłem, świat aż się prosił, by go nieco więcej pokazać, ale to już temat na inny, nieco dłuższy tekst.

Wielkie dzięki za lekturę i taka. I pamiętaj, że zawsze czekam na Twój komentarz.

 

SPW

 

Uwaga ogólna. W miarę upływu lat (a zwłaszcza dziesięcioleci) obserwuję rosnącą skłonność rodaków do używania słów "mniej prostych".

Ja bym to raczej nazwał uniwersalizacją języka. Ludzie coraz więcej podróżują, pracują za granicą albo w pracy rzadko używają polskiego i “automatycznie” przenoszą słowa z zewnątrz do swojego zasobu. Globalizacja temu zdecydowanie sprzyja. Ja coraz częściej łapię się na tym, że brakuje mi słowa polskiego, zwłaszcza w terminologii technicznej (trochę po to zacząłem pisać, by się z tego wyleczyć). Dzieci ze szkoły czy przedszkola czasem coś ukraińskiego przynoszą.

Pamiętajmy, że to ludzie tworzą język w celu wzajemnej komunikacji (po tym, jak język ich w jakimś stopniu ukształtuje i uzdolni do przekazywania innym ludziom, co niby mają na myśli).

Co było pierwsze: język, komunikacja czy świadomość potrzeby głębszej komunikacji? (i dziś znowu będzie trudno zasnąć :/)

 

Pozdrawiam i dotrwania do końca świąt życzę?

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Słusznie zauważasz "… w celu wzajemnej komunikacji.". Jednakowoż obniżający się poziom znajomości języka OJCZYSTEGO powoduje coraz częstsze przypadki używania słów niezgodnie z ich znaczeniem (wspomnę jedynie o klasycznych już "bynajmniej" czy "nagminnie", ale to "pryszcz" w porównaniu z wieloma mniej zabawnymi sytuacjami). A to już nie sprzyja wzajemnej komunikacji.

Dodam jeszcze coś dziwnego. Spędziłem swego czasu rok wśród polonii za oceanem. Mówią jakimś "łamanym językiem pogranicza". W czasach licealnych miałem sporo koleżanek i kolegów 

pochodzenia żydowskiego, którzy w latach 1968 – 1970 zostali zmuszeni do emigracji. Utrzymuję z nimi kontakt. Kilkanaście lat temu odwiedziłem koleżankę w Malmoe i zaniemówiłem słysząc jej bezbłędną literacką polszczyznę. Dwa miesiące temu dwiedził mnie przyjacieł z Goeteborga (też z tamtej haniebnej dla nas emigracji). I to samo. ??? Piękna, bezbłędna, bogata, literacka polszczyzna. Bez żadnego akcentu, bez wtrącenia choćby jednego obcego słowa. … Ani ta koleżanka ani ów przyjaciel przez pół wieku nie żyli w środowisku polonijnym. O o tu chodzi ? Czy my, Polacy, nie zbyt łatwo rezygnujemy z tego podstawowego wyróżnika każdego narodu jakim jest język ojczysty ?

Jednakowoż obniżający się poziom znajomości języka OJCZYSTEGO powoduje coraz częstsze przypadki używania słów niezgodnie z ich znaczeniem

To jest niestety prawda. Trudny temat, poczynając od rodziny, przez szkołę, po wyzwania na rynku pracy… Sam łapię się na tym (i Tarnina mnie na tym łapie regularnie), że używam niektórych słów nieprawidłowo. To jest – imho – jakaś forma darwinizmu i wpływ zmieniającego się świata. Jak w Stanach mówią: “zostawmy angolom dbałość o poprawność językową i skupmy się na robieniu kasy”.

Okrutne, destruktywne dla kultury w dłuższej perspektywie, ale w krótkiej i średniej najwyraźniej działa :/

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nowa Fantastyka