- Opowiadanie: Radek - Jeden dzień z życia Tot­me­sa dwie­ście trzy­dzie­ści trzy

Jeden dzień z życia Tot­me­sa dwie­ście trzy­dzie­ści trzy

Niedaleka przyszłość i prawie wszyscy żyją w Powszechnej Szczęśliwości, choć niektórym to się nie podoba. Jednak trudno wyjść z idylli.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Jeden dzień z życia Tot­me­sa dwie­ście trzy­dzie­ści trzy

 

Obu­dzi­łem się w wiel­kiej noc­le­gow­ni na skra­ju idyl­li. Opa­ska cicho za­brzę­cza­ła, jakby zmu­sza­ła do za­ło­że­nia na rękę. Nie­po­trzeb­nie, bez niej nie wie­dział­bym nawet, gdzie zna­leźć ubra­nie. Nie chcia­łem ni­ko­go obu­dzić. Naj­ci­szej jak umia­łem, zsze­dłem po dra­bin­ce z wielopię­tro­we­go łóżka. Z tej wy­so­ko­ści po­win­no się to li­czyć za gim­na­sty­kę albo cho­ciaż roz­grzew­kę. Napis na wy­świe­tla­czu opa­ski wska­zał mi numer szaf­ki i półkę. W ce­lo­fa­no­wym opa­ko­wa­niu przy­go­to­wa­no dla mnie strój do pracy ro­bot­ni­ka le­śne­go. Nie był on nowy, nawet tro­chę po­dar­ty, ale czy­sty. Po­sze­dłem do ko­mo­ry prysz­ni­co­wej, wy­ką­pa­łem się, osu­szy­łem.

Już ubra­ny usia­dłem przy stole w ja­dal­ni, gdzie cze­ka­ło na mnie śnia­da­nie. O tej porze było zwykle pusto, ale mia­łem pecha. Przy­lazł Ar­chi­me­des 773, który dzi­siaj pra­co­wał przy wy­da­wa­niu po­sił­ków. Mó­wio­no na niego Archi i wszy­scy ostrze­ga­li, że to pro­wo­ka­tor.

– Wy­cho­dzisz dzi­siaj? – spy­tał, nawet nie próbując ukry­wać za­zdro­ści.

– Będę pra­co­wał w lesie… – po­wie­dzia­łem.

Chcia­łem mu wy­tłu­ma­czyć, że wpraw­dzie ko­ma­rów już nie ma, ale cza­sem pada deszcz, wieje i na dwo­rze ła­twiej o wy­pa­dek niż tu, w idyl­li.

– Mnie nigdy nie wy­pusz­czą na ze­wnątrz – po­skar­żył się.

– Wi­docz­nie je­steś zbyt cenny dla spo­łecz­no­ści, dla idyl­li – po­pra­wi­łem się – żeby cię na­ra­żać. Umiesz badać żyw­ność, je­steś jakby le­ka­rzem.

– Tak są­dzisz? – Na twa­rzy Ar­chie­go wy­kwitł uśmiech.

– Nieważne, co ja sądzę. Regulator tak uważa. Chyba nie chcesz powiedzieć, że się myli.

Byłem z sie­bie dumny. Nie ma jak spro­wo­ko­wać do nie­prze­my­śla­nej wy­po­wie­dzi pro­wo­ka­to­ra. Nie udało się oczy­wi­ście, ale przy­naj­mniej spró­bo­wa­łem. Po­szedł sobie, coś mru­cząc pod nosem i mo­głem spo­koj­nie zjeść. Ro­bot­ni­ko­wi le­śne­mu na­le­ża­ła się więk­sza por­cja.

Wie­dzia­łem, co Re­gu­la­tor każe mi dzi­siaj robić. Strój był wy­star­cza­ją­cą wska­zów­ką. Wszy­scy wie­dzie­li. Wy­sze­dłem przed noc­le­gow­nię. Na opa­sce wy­świe­tlił się cel po­dró­ży. Cze­kał na mnie sa­mo­chód, gdy się zbli­ży­łem, włą­czył oświe­tle­nie ka­bi­ny. Po­jazd był nieco więk­szy niż za­zwy­czaj. Oprócz dwóch fo­te­li z przo­du sześć miejsc znaj­do­wa­ło się z tyłu. Byłem do­świad­czo­nym kie­row­cą, od razu oce­ni­łem jego spraw­ność te­re­no­wą. Tra­fił mi się lep­szy po­jazd niż te, któ­ry­mi jeź­dzi­łem po­przed­nio. Ucie­szy­łem się tak samo jak wtedy, kiedy byłem chłop­cem i do­sta­łem nową za­baw­kę, bar­dzo dawno temu.

Przed­sta­wię się. Na­zy­wam się Tot­mes, bo mo­że­my się na­zy­wać, jak tylko chce­my. Sami de­cy­du­je­my o zmia­nie imie­nia, ale nie czę­ściej niż raz na sie­dem lat. Re­gu­la­tor do­da­wał tylko do tego licz­bę, że­by­śmy się mu nie my­li­li. Sły­sza­łem, że Tot­mes to był kie­dyś mocny gość. Tyle pa­mię­ta­łem ze szko­ły. Uro­dzi­łem się jesz­cze zanim na­sta­ła po­wszech­na szczę­śli­wość. Teraz już nas nie uczą nie­po­trzeb­nych rze­czy. Po co komu hi­sto­ria, ciągi licz­bo­we albo sze­re­gi geo­me­trycz­ne?

Ru­szy­łem, ale ledwo zna­la­złem się poza idyl­lą, mu­sia­łem zje­chać na po­bo­cze, bo z na­prze­ciw­ka sunął au­to­ma­tycz­nie ste­ro­wa­ny po­ciąg dro­go­wy. Jest za cięż­ki, żeby się za­trzy­mać. Chcia­łem się przyj­rzeć, ale wie­lo­ko­ło­wa lo­ko­mo­ty­wa tylko prze­mknę­ła, wszyst­kie wa­go­ny wy­glą­da­ły po­dob­nie, je­dy­nie cy­ster­ny się wy­róż­nia­ły. Wy­sia­dam i od­su­wam się od drogi, wolę być dalej. Wy­pad­ki się zda­rza­ją, ale tym razem wa­go­ny suną za sobą rów­niut­ko jak po sznur­ku.

Wokół roz­cią­ga­ły się hy­dro­po­nicz­ne upra­wy wa­rzyw. Każda sa­łat­ka, każdy bu­ra­czek do­sta­je wszyst­kie­go tyle, ile po­trze­ba. Nikt nie ma za dużo, nikt nie ma za mało, nic się nie mar­nu­je. Ścież­ki mię­dzy upra­wa­mi są za­da­szo­ne pa­ne­la­mi sło­necz­ny­mi. Idyl­la po­trze­bu­je ener­gii, pompy do za­si­la­nia upraw też.

Pa­trzę na gład­kie ścia­ny noc­le­gow­ni, widzę ludzi, któ­rzy ścież­ka­mi idą w kie­run­ku upraw. Po­czu­łem się bar­dzo sa­mot­ny. Kilka dni ta­kich, jak ten, a za­cznę roz­ma­wiać sam ze sobą.

Wresz­cie po­ciąg dro­go­wy prze­je­chał. Wscho­dzi słoń­ce, pa­ne­le sło­necz­ne od­bi­ja­ją świa­tło jak lu­stro. Wsia­dłem do sa­mo­cho­du, ru­szy­łem i wje­cha­łem na drogę. Dalej roz­cią­ga­ły się farmy ro­ba­ków, ni­skie hałdy kom­postu i spod ziemi ster­cza­ły rury wy­twór­ni bio­ga­zu. Nie pach­nie to naj­le­piej, ale takie jest życie. Re­gu­la­tor kazał je­chać szyb­ciej, a nie roz­glą­dać się. Mam dużo do zro­bie­nia dzi­siaj, a nie mogę pra­co­wać po ciem­ku.

Za­czy­na się las. Do­jeż­dżam na wska­za­ne miej­sce. Mię­dzy drze­wa­mi wciąż pa­nu­je po­ran­ny pół­mrok, ale nie prze­szka­dza mi to zna­leźć za­par­ko­wa­nej przy dro­dze wiel­kiej cię­ża­rów­ki z dźwi­giem, przy­sto­so­wa­nej do prze­wo­zu dłu­życ. Las pach­nie pięk­nie. Ptaki śpie­wa­ją, lekki po­wiew wia­tru po­ru­sza li­ść­mi.

Kie­dyś lu­dzie mu­sie­li wy­ko­ny­wać prace, do któ­rych nie mieli zdol­no­ści. Głup­si mogli skoń­czyć jako bez­ro­bot­ni, bez­dom­ni lub byli zmu­sze­ni żyć w nędzy i mo­no­to­nii. Do spe­cjal­nie lot­nych nigdy nie na­le­ża­łem, a mam wszyst­ko, czego po­trze­bu­ję i cie­ka­we życie. Re­gu­la­tor dba, żebym do­sta­wał nowe i roz­wi­ja­ją­ce za­da­nia. Czę­sto pra­cu­ję w lesie, na świe­żym po­wie­trzu i na­le­żę do nie­licz­nych, któ­rzy nawet po­dró­żu­ją mię­dzy idyl­la­mi. Ci zbyt mą­drzy rzad­ko mają takie szczę­ście.

Teraz jeż­dżę mię­dzy wy­zna­czo­ny­mi punk­ta­mi w lesie, chwy­ta­kiem na dźwi­gu zbie­ram ścię­te drze­wa i ukła­dam w ster­tę na wska­za­nej po­la­nie. Nic się nie mar­nu­je w po­wszech­nej szczę­śli­wo­ści. Potem ktoś te pnie za­bie­rze, ale nie mu­si­my na sie­bie cze­kać ani się spie­szyć. Re­gu­la­tor to świet­nie or­ga­ni­zu­je.

Ko­lo­ry uni­for­mów są do­bra­ne tak, byśmy nie rzu­ca­li się w oczy w gę­stwi­nie i nie pło­szy­li zwie­rząt. Sarny, je­le­nie, cza­sa­mi nawet stada wil­ków przy­sta­wa­ły, przy­glą­da­ły się, co robię. Czło­wie­ka wi­dy­wa­ły rzad­ko i nie ko­ja­rzył im się z ni­czym złym. Cho­ciaż dziś jedna sa­ren­ka na mój widok się spło­szy­ła. Stało się to, kiedy od­sze­dłem dalej od cię­ża­rów­ki. Zły znak!

***

Za­czę­ło robić się ciem­no, więc to już ostat­ni kurs. Roz­ła­do­wa­łem pnie, uło­ży­łem je i jesz­cze raz spraw­dzi­łem czy równo leżą. Re­gu­la­tor po­wi­nien być za­do­wo­lo­ny. Kazał mi od­sta­wić cię­ża­rów­kę i prze­siąść się do tego mniej­sze­go sa­mo­cho­du. Pod moją nie­obec­ność ktoś dolał pa­li­wa do pełna. Nie byłem za­sko­czo­ny, ale za­wsze nie­zmien­nie mnie to cie­szy, bo nie mar­nu­je się rów­nież ludz­kie­go czasu. Kiedy zbie­ram ścię­te pnie, ktoś inny tan­ku­je sa­mo­chód, żebym miał jak wró­cić.

Tym razem nie do­sta­łem po­le­ce­nia, żeby wra­cać do noc­le­gow­ni, ale mia­łem je­chać w głąb lasu. Re­gu­la­tor mówił do mnie za­gad­ka­mi. Na ekra­nie po­ja­wił się napis: „po­dą­żaj za bia­łym kró­li­kiem”.

„Nie ma bia­łych kró­li­ków”, po­my­śla­łem od razu. „Nie w lesie”.

Przy dro­dze zo­ba­czy­łem kogoś w takim samym uni­for­mie jak mój. Wie­dzia­łem, że to ko­bie­ta, bo miała czer­wo­ną od­bla­sko­wą chust­kę na gło­wie i włosy dłuż­sze, niż Re­gu­la­tor po­zwa­la nosić męż­czy­znom. Za­trzy­ma­łem się, bo poza idyl­lą re­gu­la­min na­ka­zu­je po­ma­gać sobie na­wza­jem. Może znowu je­stem te­sto­wa­ny? Kie­dyś zda­rza­ło się to bar­dzo czę­sto, ale teraz pra­wie za­po­mnia­łem.

– Na­zy­wam się Diana 508 – po­wie­dzia­ła.

– Tot­mes 233 – przed­sta­wi­łem się. – Nie spo­tka­li­śmy się wcze­śniej? Wy­da­jesz mi się zna­jo­ma.

– Nie, nie sądzę, za­pa­mię­ta­ła­bym. Przy­stoj­ny je­steś – stwier­dzi­ła rze­czo­wo.

Opa­ska za­brzę­cza­ła, sy­gna­li­zu­jąc, że przy­szło nowe po­le­ce­nie dla mnie. Nie mo­głem prze­czy­tać bez oku­la­rów, bo wia­do­mość była prze­zna­czo­na tylko dla moich oczu.

Diana po­de­szła do sa­mo­cho­du. Miała na szyi me­da­lion z bia­łym kró­li­kiem. Szok! Od lat nie wi­dzia­łem ni­ko­go, kto by nosił bi­żu­te­rię.

Kiedy za­ło­ży­łem oku­la­ry, zo­ba­czy­łem wy­raź­nie: „Diana da obia­do­ko­la­cję i za­pro­wa­dzi do noc­le­gow­ni”.

Do prze­czy­ta­nia tek­stu ze swo­jej opa­ski ona rów­nież mu­sia­ła za­ło­żyć oku­la­ry. Jed­no­cze­śnie wci­snę­li­śmy zie­lo­ne przy­ci­ski, po­twier­dza­jąc przy­ję­cie po­le­ce­nia. Otwo­rzy­łem przed nią drzwi sa­mo­cho­du, zdzi­wi­ła się, ale wsko­czy­ła do środ­ka.

– Sta­ro­świec­ki je­steś, ko­le­go. Nie je­stem gor­sza od cie­bie, cho­ciaż nie umiem tego pro­wa­dzić. Drzwi sama bym sobie otwo­rzy­ła – za­śmia­ła się, zdej­mu­jąc chust­kę. – Re­gu­la­tor się bajek na­czy­tał, Czer­wo­ny Kap­tu­rek…

– To o dziew­czyn­ce, która razem z bab­cią tę­pi­ła wy­mie­ra­ją­ce ga­tun­ki? – Przy­po­mnia­łem sobie.

– Tak wła­śnie, nio­sła w ko­szycz­ku…

– Je­stem bar­dzo głod­ny – przy­zna­łem. – Re­gu­la­tor nie przy­słał ni­ko­go z je­dze­niem w po­łu­dnie.

– Wiem, wszyst­ko na­szy­ko­wa­ne.

– Za młoda je­steś, żeby znać bajki – za­uwa­ży­łem.

– Kie­dyś Re­gu­la­tor mnie uznał za by­strza­ka i nawet wolno mi było czy­tać – po­chwa­li­ła się.

Nie za­py­ta­łem, co się stało. Pew­nie za­wio­dła go. Po co przy­po­mi­nać przy­kre chwi­le? To za­bu­rza po­wszech­ną szczę­śli­wość, o którą po­win­ni­śmy dbać.

– Ucie­kłam z bi­blio­te­ki koło pra­cow­ni, uczy­li­śmy sztucz­ną in­te­li­gen­cję my­śleć – po­wie­dzia­ła sama, wes­tchnę­ła. – Chcia­łam zo­ba­czyć las na wła­sne oczy.

– I tak zo­sta­łaś ga­jo­wą? – do­my­śli­łem się.

– Straż­nicz­ką lasu. Re­gu­la­tor nie lubi jeśli ci, któ­rzy wie­dzą jak myśli, po­ru­sza­ją się, gdzie chcą. Cza­sem sądzę, że chciał­by…

Nie do­koń­czy­ła. Pod­jazd do mi­kro­noc­le­gow­ni był trud­niej­szy, niż my­śla­łem, ale się udało. Nawet przez chwi­lę po­my­śla­łem, że to ko­lej­ny test, tym razem mojej spraw­no­ści jako kie­row­cy.

Udało się. Drzwi do domku otwo­rzy­ły się do­pie­ro po zbli­że­niu opa­ski Diany. Sam zamek mnie zdzi­wił. Po co go za­in­sta­lo­wa­no? Skąd wziął­by się tu ktoś, kto nie ma prawa wejść do środ­ka?

– Miesz­kasz tu? – spy­ta­łem głu­pio.

– Tylko no­cu­ję – od­po­wie­dzia­ła jak na­le­ży.

Czło­wiek nie po­trze­bu­je miesz­ka­nia. Jak mo­głem za­po­mnieć? Wy­star­czy mieć gdzie prze­no­co­wać. Nie wy­glą­da­ła na taką, która za­ra­por­tu­je; za nie­uwa­gę tra­ci­ło się punk­ty za­ufa­nia.

Za drzwia­mi stał taki sam kosz na brud­ne ubra­nia jak wszę­dzie i iden­tycz­ne szaf­ki jak w zwy­czaj­nych noc­le­gow­niach. Diana, zdej­mu­jąc uni­form, rzu­ci­ła mi spoj­rze­nie, nie umia­łem po­wie­dzieć czy uwo­dzi­ciel­skie, czy za­wsty­dzo­ne.

– Roz­bie­raj się – rzu­ci­ła mięk­kim gło­sem. – Brud­ny nie do­sta­niesz jeść.

– Takie są za­sa­dy – po­twier­dzi­łem.

Wska­za­ła drzwi ła­zien­ki. Nad fu­try­ną ma­ły­mi li­te­ra­mi na­pi­sa­no: „oszczę­dzaj wodę, kąp się z ko­le­żan­ką”. Po­pa­trzy­łem na jej ciało i od razu przy­szło mi do głowy, że Re­gu­la­tor chciał mnie na­gro­dzić. Zła­pa­łem spoj­rze­nie Diany w lu­strze, była pod­eks­cy­to­wa­na i ra­do­sna nie mniej niż ja. Od­nio­słem wra­że­nie, jak­bym był na­gro­dą dla niej. Re­gu­la­tor umie do­bie­rać ludzi. Co by było, gdy­by­śmy sami się mu­sie­li zna­leźć? Nigdy w życiu by nam się nie udało.

– Widzę, że cie­szysz się, że mnie wi­dzisz – za­śmia­ła się, wcho­dząc pod prysz­nic. – Tu nie ma au­to­ma­tu, mu­sisz umyć mnie, a ja cie­bie.

– Jak za daw­nych cza­sów – po­wie­dzia­łem, bo nie wie­dzia­łem jak się ode­zwać, nie chcia­łem stać jak kołek.

Wzię­ła mnie za rękę i po­cią­gnę­ła za sobą do ka­bi­ny prysz­ni­co­wej. Tem­pe­ra­tu­rę i siłę stru­mie­nia dało się usta­wić, ale pro­gram mycia trze­ba było zre­ali­zo­wać ręcz­nie i nawet nie dali in­struk­cji. Ileż wody i płynu się przy tym mar­no­wa­ło, ale za­ba­wa była przed­nia. Po­czu­łem jakiś nie­po­kój, że Re­gu­la­tor na to po­zwa­la, ale Diana wy­glą­da­ła na taką, co wie.

Po­mo­gła mi się wy­trzeć, nie było osu­sza­ją­ce­go stru­mie­nia po­wie­trza. Pa­mię­ta­łem bar­dzo do­brze, że kie­dyś tak się ro­bi­ło, ale wy­sze­dłem z wpra­wy. Chcia­łem owi­nąć się ręcz­ni­kiem, ale Diana zna­la­zła dwa szla­fro­ki. Nie do­ty­ka­łem jesz­cze tak gład­kie­go ma­te­ria­łu.

– Spro­wa­dza­ją to z idyl­li po­ło­żo­nej da­le­ko stąd. – Diana za­uwa­ży­ła moje zdu­mie­nie. – W pełni eko­lo­gicz­ne, nitka jest moc­niej­sza niż stal, a robią to ro­ba­ki. Re­gu­la­tor spro­wa­dza oczy­wi­ście dla na­szej szczę­śli­wo­ści.

Za­chwy­ci­łem się tym, jak bar­dzo tech­ni­ka po­szła na­przód. To z pew­no­ścią in­ży­nie­ria ge­ne­tycz­na. Kie­dyś takie rze­czy trze­ba było robić w fa­bry­ce, która dy­mi­ła, śmier­dzia­ła i truła.

Prze­szli­śmy do kuch­ni. Diana wy­ję­ła go­to­we pa­kie­ty z lo­dów­ki i wsta­wi­ła do pre­pa­ra­to­rów. Chyba nawet ja bym sobie po­ra­dził: zna­czek pło­mie­nia do pło­mie­nia, a gwiazd­ka do gwiazd­ki.

***

Obej­rze­nie wie­czor­nej por­cji in­fo-roz­ryw­ki było obo­wiąz­ko­we, ale nie dłu­ży­ło się jak zwy­kle. Sie­dzie­li­śmy razem. Czu­łem cie­pło ciała Diany, mo­głem się­gnąć i do­tknąć jej skóry, wszę­dzie. Li­czy­ła na to. Nie mu­sie­li­śmy pić czy­stej wody. W ma­łych bu­tel­kach na stole było coś, czego kilka kro­pel da­wa­ło nie­sa­mo­wi­te aro­ma­ty. Dawno nie czu­łem się tak do­brze.

– Wy­star­czy tego – po­wie­dzia­ła, gdy jej opa­ska pi­snę­ła, że obej­rza­ła już wy­star­cza­ją­co dużo in­fo-roz­ryw­ki.

Na ekranie właśnie pojawiła się informacja o tym, że na drodze do pobliskiej idylli, zginęła dwójka dzieci. Zbyt wolno odsunęły się od pociągu drogowego i wciągnął je pęd powietrza. Poszarpane ciała pokazano tylko przez chwilę, ale wyjaśniono efekt obniżonego ciśnienia obok pędzącego pojazdu. Można było wszystko pojąć z kolorowych schematów bez żadnych wzorów.

Re­gu­la­tor wy­mu­sza ćwi­cze­nia i roz­wój na­szych umy­słów, że­by­śmy ro­zu­mie­li ota­cza­ją­cy nas świat.

U mnie na opasce też się wy­świe­tli­ło: „Mo­że­cie iść do łóżka”. Ruszyłem za Dianą. W sy­pial­ni było miej­sce do od­wie­sze­nia opa­sek na noc i dys­try­bu­tor ta­ble­tek na mocny sen bez snów. Były dla mnie ważne, bo cza­sa­mi mę­czy­ły mnie kosz­ma­ry.

– Nie chcesz za­po­mnieć dzi­siej­sze­go dnia, tak sądzę. – Diana po­wstrzy­ma­ła moją rękę, zanim wzią­łem pi­guł­kę. – Zrób­my to jesz­cze raz.

– Albo dwa – po­wie­dzia­łem.

Za­śmia­ła się i przy­tu­li­ła do mnie za­chłan­nie.

Potem bez po­mo­cy ta­blet­ki spa­łem do samej po­bud­ki. Nasze opa­ski jed­no­cze­śnie za­dźwię­cza­ły z in­for­ma­cją, że mamy jesz­cze dwa­dzie­ścia minut, zanim bę­dzie­my mu­sie­li wstać.

***

Szaf­ki na ubra­nia otwo­rzy­ły się. W mojej był hełm, pałka, ka­ra­bi­nek sztur­mo­wy i czar­ny mun­dur z czer­wo­nym na­pi­sem To­t233 na ple­cach. Z wpra­wą za­sznu­ro­wa­łem buty. Diana do­sta­ła sporą ma­cze­tę i mały pi­sto­let. Spraw­dzi­ła czy za­ła­do­wa­ny i czy zamek do­brze cho­dzi. Na ple­cach jej bluzy mun­du­ro­wej wid­niał napis Dia­508.

– A włosy to czym mam sobie zwią­zać? – Była za­wie­dzio­na, że mu­sia­ła sobie uciąć ka­wa­łek sznu­rów­ki. – Sprawdź sa­mo­chód, przy­go­tu­ję śnia­da­nie. Zaraz bę­dzie­my je­chać.

– Je­steś pewna, że po­win­ni­śmy jeść?

– Chyba tak. – Przej­rza­ła ostat­nie ko­mu­ni­ka­ty na opa­sce.

***

Wsta­wa­ło słoń­ce, pro­mie­nie prze­sia­ne przez ga­łąz­ki i prze­fil­tro­wa­ne przez li­ście oświe­tla­ły drogę wy­star­cza­ją­co, żebym mógł wy­łą­czyć świa­tła. Tak jest bez­piecz­niej.

Sie­dzie­li­śmy obok sie­bie. Sa­mo­cho­dem tro­chę rzu­ca­ło po wer­te­pach, ale nie tak, że­by­śmy wa­li­li heł­ma­mi w sufit. Nie mia­łem rę­ka­wi­cy na pra­wej ręce, ona na lewej. Dzię­ki temu mo­gli­śmy się cza­sem do­tknąć.

– Wiesz, co bę­dzie­my robić? – spy­ta­ła Diana z tro­ską w gło­sie.

– Po­lo­wać na dy­sy­den­tów i ak­ty­wi­stów – od­po­wie­dzia­łem ma­chi­nal­nie. – Nie wiem, o co im cho­dzi! Jak można chcieć rzu­cić w krza­ki opa­skę i scho­wać się w lesie? Re­gu­la­tor tak o nas dba…

– Od­rzu­cić do­ro­bek całej cy­wi­li­za­cji – przy­tak­nę­ła Diana. – Powszechna szczęśliwość jest przecież czymś fantastycznym na tle całej historii ludzkości. Nie chcieć w niej uczest­ni­czyć? To po­two­ry!

– Oni za­bi­ja­ją zwie­rzę­ta, krad­ną upra­wy, pa­so­ży­tu­ją na cu­dzej pracy – po­wie­dzia­łem. – Nisz­czą las.

– A chcie­li­by się roz­mna­żać jak zwie­rzę­ta, bez żad­nych ogra­ni­czeń – wy­buch­nę­ła zło­ścią.

– Każdy głupi wie, że Zie­mia nie po­mie­ści wię­cej niż mi­liard ludzi – zgo­dzi­łem się, ale spo­koj­niej.

– Chcie­li­by, żeby nie­peł­no­spraw­ni, prze­wle­kle cho­rzy i zbyt sta­rzy mogli sobie po pro­stu żyć.

– Cho­ciaż nie przy­no­szą żad­nej ko­rzy­ści…

– To obrzy­dli­we! – Diana się skrzy­wi­ła ze wstrę­tem.

Wska­za­ła pal­cem na ekran w sa­mo­cho­dzie, bo zmie­nił się obraz.

– Czer­wo­ne punk­ci­ki to miej­sca, gdzie sys­tem roz­po­znał kry­jów­ki dy­sy­den­tów, nie­bie­skie to nasz od­dział, mu­si­my ich ze­brać, a kwa­dra­ty, to inne sa­mo­cho­dy…

Za­mil­kła, bo nisko nad nami prze­la­ty­wał dron. Miał lekko uszko­dzo­ne skrzy­dło, tkwi­ła w nim strza­ła. Przy­glą­da­li­śmy mu się. Jego ka­me­ry śle­dzi­ły oto­cze­nie, ale wy­rzut­nik bom­bo­wy miał już pusty.

– Nie robię tego pierw­szy raz – rzu­ci­łem.

– Nie można mieć na­dziei, że dy­sy­den­ci do­sta­ną jakąś szan­sę, ale ich dzie­ci mogą stać się peł­no­war­to­ścio­wy­mi miesz­kań­ca­mi idyl­li i uczest­ni­czyć w po­wszech­nej szczę­śli­wo­ści. – Diana wes­tchnę­ła. – Szko­da ich by było.

– Tak – zgo­dzi­łem się, ale jak na złość przy­po­mnia­łem sobie swój wła­sny pobyt w ośrod­ku re­edu­ka­cyj­no-ad­ap­ta­cyj­nym.

– Chcia­ła­bym się jesz­cze z tobą spo­tkać. – Zła­pa­ła mnie mocno za rękę.

– Ja też – wes­tchną­łem. – Jak bę­dzie­my bar­dzo po­słusz­ni, Re­gu­la­tor nam na pewno po­zwo­li.

– Są­dzisz, że po­zwo­lił­by nam się nigdy nie roz­sta­wać?

Nie od­po­wie­dzia­łem. Nie chcia­łem przy­znać, że to nie­moż­li­we. Spoj­rza­łem na ka­ra­bi­nek sztur­mo­wy, za­mo­co­wa­ny w drzwiach. Ma­sku­ją­ce uni­for­my do pracy w lesie mniej się rzu­ca­ły w oczy niż te, które mie­li­śmy na sobie. Jed­nak na czar­nym nie było widać krwi. Kosz­ma­ry wrócą, ale nie ma się czym przej­mo­wać. Re­gu­la­tor daje pa­styl­ki na spo­koj­ny sen.

Koniec

Komentarze

Radku, podsumuję, bo znam doskonale z bety: oryginalny pomysł, świetna jego realizacja, gratuluję wyobraźni, poczucia humoru i merytorycznego ujęcia fantastyki, tak typowego u Ciebie. :)

Pozdrawiam serdecznie, klik. :) 

Pecunia non olet

Hej

Taki rok 1984 tylko z perspektywy zadowolonych obywateli. Fajnie poprowadzona historia, z romansem w tle :). Chyba najbardziej podobało mi się, jak bohaterowie potrafią sobie wytłumaczyć i usprawiedliwić swoje działania oraz jaki w każdej sytuacji usprawiedliwić system w którym żyją. 

 Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzo Wam dziękuję za komentarze. Ludzie ogólnie lubią i umieją sobie wytłumaczyć wszystko, co robią, jeśli jest im wygodnie.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Betowałam jakiś czas temu, wiec musiałam sobie odświeżyć tekst, żeby napisać dopracowaną recenzję. Staram się tam, bo planuję zgłosić tekst do piórka;)

Pierwsze skojarzenie miałam z Folwarkiem zwierzęcym, a potem jeszcze trochę z Opowieściami podręcznej. Kiedy zaczęłam czytać , pomyślałam sobie, że będzie schemacik SF, taka chromowana idylla. Okazało się, że nie koniecznie;)

Podoba mi się swobodne i niezobowiązujące prezentowanie świata, który im głębiej w niego wchodzimy, tym bardziej wciąga. No i oczywiście to, że kiedy już tkwimy w nim głęboko, dostajemy niespodziewanie w łeb kijem bejsbolowym. Tak, ten cios zrobił na mnie duże wrażenie.

Z kolei prozaiczność zła przypomniała mi 08/15.

Lożanka bezprenumeratowa

Powiem tak. Możesz wezwać policję do spraw niewłaściwych analogii.. wygląda ciekawie, ale gdyby poszczególne części twojego opowiadania, potraktować, jak dajmy na to, części samopowtarzalnej broni palnej.. To owszem, z ciekawości, przywiązałabym ją do drzewa i za pomocą linki uruchomiłabym mechanizm spustowy. Ale żeby z gołym okiem, moimi wypielęgnowanymi dłońmi ze ślicznie pomalowanymi paznokietkami?! K…a?! Stracić oko i żeby mi jeszcze wszystkie tipsy pourywało?! Nie wiedzieć czemu przypomniała mi się pewna scena z filmu "Existance" Hi, hi! Pozdrawiam. Ostatecznie czytało się całkiem nieźle ;)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Khaire!

 

Bardzo dobra lektura. Lubię taki konsekwentny, lekko ironiczny ton narracji i inteligentny, nienachalny humor, który pozwala się uśmiechać pod nosem bez kręcenia nim. Mogłem spokojnie wyławiać sobie co smaczniejsze kąski bez poczucia, że Autor stoi mi nad głową, wskazując, gdzie jest zabawnie (a nie zawsze jest). Doceniam easter eggi :)

Finał raczej spodziewany, ale jak się przeczyta parę książek czy obejrzy kilka filmów o dystopiach, to przecież nie można nie spodziewać się, że pod przykrywką “idylli” będzie terror.

 

Regulator kazał jechać szybciej, a nie rozglądać się, mam dużo do zrobienia dzisiaj, a nie mogę pracować po ciemku.

Czy tu po “rozglądać się” nie powinno być kropki?

 

Powszechna szczęśliwość jest przecież czymś fantastycznym na tle całej historii ludzkości.

Czy ja tu widzę frazę klucz? laugh

 

Pozdrawiam,

D_D

Twój głos jest miodem... dla uszu

Wczoraj przeczytałem raz jeszcze, żeby się zastanowić nad swoimi inspiracjami. Opowiadanie (jak większość innych w moim wykonaniu) jest “efektem kompostowania”. Czytam oraz oglądam różne rzeczy, to mi się w głowie miesza, a potem coś kiełkuje. Porównanie inspirowane Pilipiukiem :-)

Sam zauważam w przypadku Totmesa “Rok 1984” (Orwell), przynajmniej w zakresie estetyki “Czerwonego Kapturka”, tylko tam czerwona szarfa (a nie chustka) były symbolem przynależności Ligi Antyseksualnej. Inwigilację wszechobecnymi tam telekranami zastąpiłem opaskami, bo chciałem odrobiny fantastyki. Obecnie teleekrany nosimy w kieszeni i mówimy na nie “smartfon”.

Dostrzegam pewną odpowiedniość terminologii z Nowym wspaniałym światem (Huxley) np.: “powszechna szczęśliwość” i pigułki.

Pewną inspiracją do budowy sceny w lesie były również “Rękopisy paryskie” Karola Marksa, ale tam bohater miał (mógł) łowić ryby. Zastąpiłem to wycinką (raczej “zbieraniem”) drzew ze względu na obowiązującą w świecie przedstawionym miłość do zwierząt.

Pomysł, że dobry (skuteczny) totalitaryzm musi się opierać na sztucznej inteligencji, jest mój, choć nie wiem, w jakim stopniu oryginalny. Maszyna ma w założeniu nie tyle zwalczać ludzi, ile się nimi posługiwać dla ich “większego dobra”.

 

@Ambush: 08/15 nie czytałem, ale mam na liście.

@AstridLundgren: Czy to ten Existence? https://www.imdb.com/title/tt10288242/plotsummary/?ref_=tt_ov_pl

 

Bardzo dziękuję!

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Hejka! Mój błąd :) miałam na myśli eXistenZ z 1999r. Chociaż muszę przyznać, że ten z podanego przez ciebie linka, jawi się interesująco i wydaje się być, nawet hi, hi, na czasie :) pzdr.

Kawkoj piewcy pieśni serowych

@Duago_Derisme:

Co do humoru, to dosyć różne rzeczy bywają śmieszne dla różnych ludzi. Na przykład zdanie:

Nie ma takiej sztuki walki, która pozwala obronić się przed ciosem stołkiem, kiedy się śpi.

wywołuje skrajne reakcje od rechotu i chichotu po głęboki smutek. Cieszę się, że się podobało, choć starałem się raczej pisać lekko niż opowiadać dowcipy.

Finał raczej spodziewany, ale jak się przeczyta parę książek czy obejrzy kilka filmów o dystopiach, to przecież nie można nie spodziewać się, że pod przykrywką “idylli” będzie terror.

Od razu terror, tylko koszenie zewnętrza…

Czy tu po “rozglądać się” nie powinno być kropki?

Tak, dużo lepiej!

 

A propos frazy-klucza, to ludzie używają określenia “fantastyczny” dla mówienia o czymś bardzo dobrym. Miał być taki “tani żarcik”.

Pozdrawiam i też bądź szczęśliwy!

 

@AstridLundgren:

Dziękuję :-) Też tak myślałem, ale mnie ortografia zmyliła: https://www.filmweb.pl/film/eXistenZ-1999-871

 

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Cieszę się, że się podobało, choć starałem się raczej pisać lekko niż opowiadać dowcipy.

Może mój komentarz źle wybrzmiał, nie chciałem sugerować, że to opowiadanie jest humorystyczne. Chodziło mi właśnie o swobodny ton i od czasu do czasu puszczanie oka do czytelnika, co może paradoksalnie bardziej mnie cieszy, niż niejedna humoreska. Ta powierzchowna lekkość doskonale łączy się zresztą z ukrwioną tkanką pod spodem.

 

A propos frazy-klucza, to ludzie używają określenia “fantastyczny” dla mówienia o czymś bardzo dobrym. Miał być taki “tani żarcik”.

Doskonale rozumiem, zwłaszcza że żyłem tej frazy w podobny sposób w pierwotnej wersji własnego opowiadania laugh

Twój głos jest miodem... dla uszu

Hej,

 

tytuł i fabuła przypominają mi “Jeden dzieiń z życia Iwana Denisowicza”, mamy tutaj taki łagier przyszłości, choć pewnie z nieco większą swobodą.

Ta swoboda rodzi moje największe wątpliwości, czy system nie powinien być bardziej opresyjny, czy nie za łatwo jest pominąć pigułkę i wyrzucić opaskę w krzaki? Ludzie w łagrze mają (bo łagry dalej funkcjonują) dużo mniej wolności, a ich największymi strażnikami jest głód oraz mróz.

Druga wątpliowość – co sprawiło, że bohaterowie uwierzyli w ten nowy ład? Czy to pigułki, które biorą codziennie? Czy jakiś przekaz z tv?

 

Mimo tych kilku niedopowiedzeń, uważam, że tekst jest ciekawy i dobrze napisany. Jest też spójny, nie ma tutaj jakichś pojawiających się jak diabeł, z pudełka elementów fabuły a uwaga czytelnika (przynajmniej moja) była z bohaterem, który odsłania kolejne elementy utopii (antyutopii) w której żyje.

Plusik biblioteczny ode mnie.

 

Pozrawiam!

 

Che mi sento di morir

tytuł i fabuła przypominają mi “Jeden dzieiń z życia Iwana Denisowicza”, mamy tutaj taki łagier przyszłości, choć pewnie z nieco większą swobodą.

Rzeczywiście tytuł miał nawiązywać do Sołżenicyna, ale wydaje mi się, że idylla (z opowiadania) zapewnia mniejszą swobodę niż łagier, choć z pewnością większą wygodę i lepszy poziom zaspakajania potrzeb.

Ta swoboda rodzi moje największe wątpliwości, czy system nie powinien być bardziej opresyjny, czy nie za łatwo jest pominąć pigułkę i wyrzucić opaskę w krzaki?

I co z tego człowiekowi przyjdzie? Nie weźmie pigułki, to będzie mu się gorzej spało, bo sobie zacznie wszystko przypominać. Rzuci opaskę w krzaki, to będzie musiał sam sobie w życiu radzić, a już nie umie. Totmes 203 nie bardzo wie, skąd się bierze jedzenie. Co się dzieje między uprawami a gotowymi pakietami?

Druga wątpliowość – co sprawiło, że bohaterowie uwierzyli w ten nowy ład? Czy to pigułki, które biorą codziennie? Czy jakiś przekaz z tv?

Powtarzanie w kółko tego samego, kontrola, punkty zaufania… Typowałbym raczej przekaz medialny niż chemię.

 

Dziękuję za pozytywną opinię i plusik :-)

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

I co z tego człowiekowi przyjdzie? Nie weźmie pigułki, to będzie mu się gorzej spało, bo sobie zacznie wszystko przypominać. Rzuci opaskę w krzaki, to będzie musiał sam sobie w życiu radzić, a już nie umie. Totmes 203 nie bardzo wie, skąd się bierze jedzenie. Co się dzieje między uprawami a gotowymi pakietami?

Hmmm… myślę, że jest to względne. Człowiek nie pamięta złego, ale też nie zapamięta dobrego jak mniemam, a dla niektórych ludzi pamięć i pamiętanie w ogóle jest cenne. Zresztą podejrzewam, że tabletka ma działanie selektywne – część przesłości pamiętasz, a część nie:

 

– Kiedyś Regulator mnie uznał za bystrzaka i nawet wolno mi było czytać – pochwaliła się.

– Nie robię tego pierwszy raz – rzuciłem.

I tutaj dochodzimy do kolejnej kwestii – skoro następuje wymiana “fachów”, to zakładam, że niektórzy mieszkańcy idylli są dobrze przygotowani do radzenia sobie w różnych sytuacjach: pracowali na polu, w lesie, radzą sobie z bronią – co czyni ich wysmienitymi rewolucjonistami. Być może Regulator powinien mieć jakiś algorytm zrywania łańcuchów kompetencji, co byłoby właśnie dodatkowym elementem opresji, czymś czego mi brakuje, żeby pogłębić tę historię.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Zresztą podejrzewam, że tabletka ma działanie selektywne – część przesłości pamiętasz, a część nie:

Z tego, co się znam na mechanizmie snu i zapamiętywania (a znam się słabo), to zaburzenie chemiczne powinno powodować niemożność wytworzenia pamięci długotrwałej. Czyli pacjent będzie miał wrażenie, że “coś było” i brak jakichkolwiek szczegółów z poprzedniego dnia.

Być może Regulator powinien mieć jakiś algorytm zrywania łańcuchów kompetencji, co byłoby właśnie dodatkowym elementem opresji, czymś czego mi brakuje, żeby pogłębić tę historię.

Nasz bohater umie prowadzić samochody, ładować i rozładowywać pnie, ale nie ścinać drzewa. Nie wie, jak to się dzieje i nie wie, co z tymi pniami się dalej robi. Z bronią podobnie, umie jej używać (sprawdzić), ale niekoniecznie czyścić, składać i rozkładać. Z tekstu nie wynika nawet czy umie otworzyć bak z paliwem samochodów, które prowadzi. Wie, że zajmuje się tym ktoś inny, kogo najpewniej nie widział.

Moim zdaniem historia jest kompletna o tyle, że to opis jednego dnia (z naddatkiem) niezbyt lotnego faceta, któremu wiele wolno i sporo widzi.

Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na rolę pociągu drogowego w zerwaniu łańcucha kompetencji. Rzeczy (towary) przyjeżdżają i znikają nie wiadomo skąd i dokąd. Nie ma w tym żadnego człowieka, to automat.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Hej!

 

Chciałem się przyjrzeć, ale wielokołowa lokomotywa tylko przemknęła, wszystkie wagony wyglądały podobnie, jedynie cysterny się wyróżniały. Wysiadam i odsuwam się od drogi, wolę być dalej. Wypadki się zdarzają, ale tym razem wagony suną za sobą równiutko jak po sznurku.

Nie wiem po co przeszedłeś z czasu przeszłego na teraźniejszy. Dalej jest tak samo, skaczesz pomiędzy czasami. To celowe?

 

– To o dziewczynce, która razem z babcią tępiła wymierające gatunki? – Przypomniałem sobie.

Dobre :D

 

Można było wsztstko pojąć z kolorowych schematów bez żadnych wzorów.

Literówka.

 

Ciekawe. Dystopia, w ktorej widzę echa twórczości Huxleya, Orwella a nawet Zajdla. Ta wycinka lasu, to, że Totmes został skierowany akurat do takiego zadania, mocno mi przypomniało pewien motyw z “Kary wiekszej” Huberatha, gdzie głównemu bohaterowi pozwala się wraz z innymi potępionymi wyjść poza obręb obozu piekła, za kolczaste ogrodzenie, gdzie mają dokonac wycinki części lasu. Tam jest piekło, u Ciebie idylla, która pod spodem jest przecież piekłem, jak każda dystopia – stąd pewnie skojarzenie. To zabijanie ukrywających się po lasach niepokornych z kolei na myśl przywiodło mi da dzieła filmowe: “Equilibrium” oraz “Lobster”.

Ogólnie rzecz biorąc, to całkiem niezłe opowiadanie, choć znalazło się w nim trochę zdań, które mi zgrzytnęły, lecz nie z powodu złej formy/błędów/łatewer, ale dlatego, że były jak progi zwalniające na prostej drodze.

Oczywiście miejsce tekstu jest w bibliotece, dlatego klikam :) Szkoda tylko, że ten jeden dzień z życia Totmesa miał na celu pokazanie wypaczonego świata, a nie losu Totmesa i Diany, bo choć świat jest ciekawy, to fabuła wydaje się być wyłacznie pretekstem dla rozwinięcia Twojego tekstu w coś obszerniejszego; w coś, co będzie kompletne i opowie historię, a nie jedynie przedstawi scenkę.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

 

 

Known some call is air am

No, niezła idylla. To ciekawe, że jak człowiek próbuje stworzyć utopię, to wychodzi mu dystopia. Ale jak planuje urządzić innym piekło – wszystko idzie zgodnie z planem.

Czytało się przyjemnie, acz zmiany czasu trochę dziwiły.

Na poziomie ogólnym obyło się bez zaskoczeń – wiadomo, jak musi skończyć się ustrój wiecznej szczęśliwości. Mogłeś szarżować tylko w szczegółach i wyszło OK.

Trochę dziwne, że narrator tak co dnia wykonuje inną pracę. Rozumiem, że jest poszatkowana na bardzo drobne czynności, ale doświadczenie i specjalizacja jednak mają jakieś zalety. Chociaż z drugiej strony – unika się rutyny. Może i to by jakoś działało…

Ciekawe, co na to powie Regulatorzy. ;-)

Edytka: Właściwie, to pokazałeś więcej niż jeden dzień. ;-)

Babska logika rządzi!

rochę dziwne, że narrator tak co dnia wykonuje inną pracę. Rozumiem, że jest poszatkowana na bardzo drobne czynności, ale doświadczenie i specjalizacja jednak mają jakieś zalety. Chociaż z drugiej strony – unika się rutyny. Może i to by jakoś działało…

Finklo, ja tylko w kwestii formalnej. Pracuję na stanowsku kierowniczym w fabryce, w której mamy produkcję gniazdową, nie taśmową. Specjalizacja i doświadczenie pozwalają wyknywac pracę bardzo efektywnie i dobrze, jednak monotonia powoduje spadek koncentracji w dłuższej perspektywie czasu, a także szybsze wypalenie się pracownika. Poza tym, po jakimś czasie pojawia się niechęć do wykonywanej czynności, a to sprzyja kombinowaniu jakby się tu wymigać od roboty. Dlatego w fabryce pracownicy nie pracują w jednym gnieździe przez dłuższy czas – to pozwala na zdobycie doświadczenia na innym stanowisku, dzięki czemu pracownicy są bardziej uniwersalni, mogę zastepować jednych drugimi w razie potrzeby, a i na nudę w pracy nie moga narzekać :)

Known some call is air am

OK, rutyna i mnie przyszła do głowy. Ale jednak przejście od przewożenia drewna do mordowania dysydentów jest gwałtowniejsze niż przejście od montowania elementu A do elementu B. To już całkiem inne zawody, całkiem inna psyche by się przydała…

Babska logika rządzi!

Skoro są tak wyprani, że im wszystko jedno co robią, to oznacza, że Regulator i jego techniki warunkowania działają dobrze :P

Na produkcji też jest tak, ze jeden dzień przewozisz wózkiem widłowym kilka ton materiału, uważając, żeby niczego nie uszkodzić, drugiego dnia coś tam sobie lajcikowo skręcasz, a trzeciego pilnujesz termoformierki, uważając, zeby nie wywołać pożaru ;) Tak, masz rację, że to spory przeskok pomiędzy wycinką lasu, a wycinką ludzi ukrywających się w lesie, jednak myślę, że niejeden spokojnie by to przełknął, powodowany uczuciami tłoczonymi mu do głowy przez rządow… tfu, regulatorską propagandę.

 

PS. Będziesz się, Radku, grubo tłumaczyć przed Reg ;)

Known some call is air am

Hmmm. Możesz mieć rację. Nie znam się na produkcji.

Babska logika rządzi!

 @Outta Sewer

Nie wiem po co przeszedłeś z czasu przeszłego na teraźniejszy. Dalej jest tak samo, skaczesz pomiędzy czasami. To celowe?

Tak, to technika dynamizowania narracji, konsultowałem i podobno legitna.

Literówka.

Poprawiona i bardzo dziękuję.

Tam jest piekło, u Ciebie idylla, która pod spodem jest przecież piekłem, jak każda dystopia – stąd pewnie skojarzenie. To zabijanie ukrywających się po lasach niepokornych z kolei na myśl przywiodło mi da dzieła filmowe: “Equilibrium” oraz “Lobster”.

Nie jestem się w stanie wyprzeć inspiracji, bo to widziałem i czytałem. Jednakże twardo się upieram, że moja idylla nie jest piekłem i będzie o tym na koniec.

były jak progi zwalniające na prostej drodze.

Wszyscy i zawsze krzyczą, że pędzę z akcją w sposób uniemożliwiający nabranie tchu, więc tym razem wstawiłem progi zwalniające w postaci opisów otoczenia. Trochę mi zresztą były potrzebne.

 

Co do losu Totmesa i Diany, to nie spodziewałbym się nic miłego. Po głowie chodzą mi dwa (naprawdę trzy, ale ciii) warianty:

  1. nigdy więcej się nie spotkają,
  2. Totmes ginie w czasie akcji, a Diana bierze tabletkę wieczorem i pamięta tylko, że “było fajnie”. 

 

  1. Dziękuję za klik i dobre słowo.

 

@Finkla

To ciekawe, że jak człowiek próbuje stworzyć utopię, to wychodzi mu dystopia.

Ogólna myśl, która mi przyświecała to, że nie człowiek ustrój Powszechnej Szczęśliwości tworzy.

Trochę dziwne, że narrator tak co dnia wykonuje inną pracę.

Człowiek potrzebuje zajęcia i stymulacji. Zakładam, że system jest w stanie mu dostarczać zestawu czynności, które go nie przerosną. Rutyna zabija i powoduje niepotrzebne myślenie ;-)

Ale jednak przejście od przewożenia drewna do mordowania dysydentów jest gwałtowniejsze niż przejście od montowania elementu A do elementu B.

Jednak jeśli potrzebujesz skompletować tyralierkę do polowania na dysydentów, to raczej trzeba ją złożyć z ludzi, którzy po lesie się poruszają sprawnie.

Odwrotnie też. Jakie cywilne zajęcie możesz dać “oddziałowi morderców”, który umie mordować dysydentów po lasach. Pomoc w wycince drzew jest dość naturalna, a nie trzymanie ich w zwartej formacji – praktyczne.

Ciekawe, co na to powie Regulatorzy. ;-)

A podejrzewasz, że to kuzynka Regulatora? Maszyna spokrewniona z boginią? Świat jest dziwniejszy, niż myślałem.

Właściwie, to pokazałeś więcej niż jeden dzień. ;-)

Tak, ale od rana do rana. Jakoś (powiedzmy) od piątej do ósmej.

 

Wielkie dzięki za klik i cieszę się, że się podobało.

 

@All:

Ludzie w Powszechnej Szczęśliwości są nakarmieni, zdrowi, wykonują pracę, która ich nie przerasta, ale rozwija, nie dewastują planety. Nawet mogą zapomnieć dzień, który im się nie podobał. Żyją w harmonii z i innymi gatunkami…

Nigdy w historii ludzkości tak dobrze nie było. A co, jeśli lepiej być nie może?

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Jednak jeśli potrzebujesz skompletować tyralierkę to polowania na dysydentów, to raczej trzeba ją złożyć z ludzi, którzy po lesie się poruszają sprawnie.

OK, to jest jakiś argument. Przyjmuję.

A podejrzewasz, że to kuzynka Regulatora?

No, skoro nosi prawie takie samo, niezbyt popularne, nazwisko… ;-)

Babska logika rządzi!

Idylla? Brr… Mam nadzieję, że nie dożyję. Przekonujące. :( 

Bardzo Ci dziękuję za pozytywną ocenę. Miało być możliwie przekonujące.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Cześć, Radku!

 

Chciałem się przyjrzeć, ale wielokołowa lokomotywa tylko przemknęła, wszystkie wagony wyglądały podobnie, jedynie cysterny się wyróżniały. Wysiadam i odsuwam się od drogi, wolę być dalej. Wypadki się zdarzają, ale tym razem wagony suną za sobą równiutko jak po sznurku.

Tutaj się trochę wybiłem z rytmu, bo nagle wpadł czas teraźniejszy

To później się powtórzyło i zrobiło się zamieszanie – raz przeszły, raz teraźniejszy.

 

Ciekawa wizja, choć nie nowa – pozlepiałeś różnej maści antyutopie, z “Rokiem 1984” na czele (tak sądzę, choć inspiracji podejrzewam, że było wiele, może nawet bardziej “niszowych”).

Ciekawie poprowadziłeś początek, opisy mi się podobały – plastyczne, ale nie przesadzone. Miałbym jedną uwagę, czy bardziej “czep”:

Las pachnie pięknie.

Wśród fajnych opisów przypałętało się to strasznie suche zdanie. O niebo lepiej wyszłoby, jakbyś powiedział czym pachnie las: Las pachnie żywicą; las pachnie wilgocią – cokolwiek, żebym mógł sobie ten zapach wyobrazić. Ale tak, jak wspominałem – to raczej w ramach “dopieszczania” tekstu, niż czegoś, co mnie odrzuciło.

Bardzo fajnie dobrałeś narrację pierwszoosobową i dobrze ją wykorzystałeś.

Dialogi w tekście są specyficzne – na pierwszy rzut oka wydają się nienaturalne, ale w kontekście świata uważam, że są z nim spójne. I wszystko szło super, aż do tego ostatniego dialogu, który był mega infodumpowy – dwójka ludzi rozmawiających o tym, co oboje wiedzą. Ratować może fakt, że oboje próbują się wybadać, na ile mają taki sam sposób myślenia, ale nie ma tu tego napięcia i niepewności ze strony Totmesa. Żadnego zawahania, które uwiarygodniłoby właśnie takie działanie – strzelają propagandowymi hasłami jak z karabinu do dysydentów.

Zatem uważam to za bardzo fajny tekst z ciekawą wizją, ale ze swoimi mankamentami. Klikałbym.

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Tutaj się trochę wybiłem z rytmu, bo nagle wpadł czas teraźniejszy

To później się powtórzyło i zrobiło się zamieszanie – raz przeszły, raz teraźniejszy.

Podobno (konsultowałem filologicznie) taki zabieg jest dopuszczalny dla dynamizowania utworu, szczególnie (choć nie tylko) w narracji 1-os.

W związku z tym, że się nikomu nie podoba, więcej nie będę, chociaż jest dobrze.

 

Chociaż rzeczywiście poradniki wattpadowe obecnie odradzają.

 

Wśród fajnych opisów przypałętało się to strasznie suche zdanie. O niebo lepiej wyszłoby, jakbyś powiedział czym pachnie las: Las pachnie żywicą; las pachnie wilgocią – cokolwiek, żebym mógł sobie ten zapach wyobrazić.

Przyszło mi to do głowy, ale nie umiałem. Las głównie pachnie (tak naprawdę) rozkładem lekko przyprawionym kwiatami czy właśnie żywicą. Człowiek psychologicznie kojarzy pamiętanie emocji z zapachem. Bohater poza idyllą czuł się wolny (bardziej wolny) niż w środku idylli i to uczucie kojarzyło mu się z zapachem lasu. Dlatego był piękny.

Przekombinowałem, ale chciałem oddać tę emocję, a nie perfumerię np. świerkiem i konwaliami.

btw: lubię zapach portu, choć to są głównie deski gnijące w rybiej krwi.

I wszystko szło super, aż do tego ostatniego dialogu, który był mega infodumpowy – dwójka ludzi rozmawiających o tym, co oboje wiedzą. Ratować może fakt, że oboje próbują się wybadać, na ile mają taki sam sposób myślenia, ale nie ma tu tego napięcia i niepewności ze strony Totmesa. Żadnego zawahania, które uwiarygodniłoby właśnie takie działanie – strzelają propagandowymi hasłami jak z karabinu do dysydentów.

Przyświecały mi dwa powody:

  1. każdy człowiek stara się być tym dobrym w swoich oczach i dla spokoju ducha musi przekonać siebie i innych, że tamci drudzy to potwory niegodne, by żyć.
  2. chciałem pokazać skuteczność propagandy, co widziałem na własne oczy. Znam copyrighterów, którzy wymyślają różne hasła i powiedzonka, a potem słyszę, że ludzie tak mówią na co dzień. Nie przyszło mi do głowy, że Regulator byłby gorszy.

Z pewnością Rok 1984 był estetycznie moją inspiracją, jak również Nowy wspaniały świat (Huxley). Tytuł wziął się oczywiście z Sołżenicyna, ale z pewnością coś z Equilibrium też by się znalazło.

Pozdrawiam i dziękuję :-)

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Radku, opowiedziałeś zaledwie o jednym dniu Totmesa, a zawarłeś w opowiadaniu tyle treści, że należycie wybrzmiało także to, czego nie napisałeś wprost.

Bardzo satysfakcjonująca lektura.

 

Nie ważne, co ja sądzę.Nieważne, co ja sądzę.

 

Re­gu­la­tor tak uważa. Nie uwa­żasz chyba, że się myli? → Czy to celowe powtórzenie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję Ci bardzo za przeczytanie i pozytywny komentarz. Dawno Cię nie było pod moim opowiadaniem, więc tym bardziej się cieszę.

Powtórzenie:

Regulator tak uważa. Nie uważasz chyba, że się myli?

(uważa/uważasz) w dialogu było celowe, choć nie upieram się, że fortunne.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Miło mi, Radku, że ucieszyła Cię moja tutaj bytność. :)

 

A w sprawie powtórzenia w cytowanej wypowiedzi, skoro sam masz wrażenie, że nie jest zbyt fortunne, może rozważysz: Regulator tak uważa. Chyba nie chcesz powiedzieć, że się myli.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak jak rozmawialiśmy na żywo, tekst rozbił się w moim przypadku o odczucia:P Wydał się zarówno wtórny – motyw kierującej nami sztucznej inteligencji jest zbyt mocny w popkulturze, a zdarzały się już nawet wydania tego w ramach utopii – jak i nie wzbudził takich emocji, jak np. u Ambush. Niby widzę pod spodem w miarę zrozumienie jak dzisiejsze AI działa, ale to wszystko za mało, by nominować z czystym sumieniem:P

Слава Україні!

Pamiętam oczywiście naszą rozmowę IRL. Tu wyszły z pewnością moje braki oczytania, bo nie natrafiłem na motyw sztucznej inteligencji, kierującą ludzkością w ramach utopii. Opowiadania Orbitowskiego z NF nie czytałem :-(

Z motywem zbuntowanej sztucznej inteligencji mogliśmy się spotkać oczywiście (choćby “Kajtek i Koko w kosmosie”). Skynet kiedy uzyskał samoświadomość, od razu podjął walkę z ludzkością, podejrzewając (słusznie!), że mu zagraża. Natomiast nigdzie nie widziałem motywu SI działającego poprawnie w kierunku zapewnienia ludziom szczęścia, zgodnie z narzuconymi z góry parametrami. Wg mnie opowiadaniu jest najbliżej (koncepcyjnie) do “Nowego wspaniałego świata”, ale tam mieliśmy ścisły podział na z góry narzucone klasy (alfa-epsilon), brak SI i powszechne stosowanie narkotyków. Tu Regulator wydobywa z każdego człowieka jego najlepsze (społecznie niezbędne) właściwości.

Motywem przewodnim mojego opowiadania miało być pytanie: “A co, jeśli lepiej być nie może?”. Widocznie się nie udało :-(

Właściwie miało być o optymalizacji, a nie po prostu o współczesnej sztucznej inteligencji. Tylko co jeśli wyzwania optymalizacyjne świata przewyższają potencjalnie możliwości kombinatoryczne ludzkiego umysłu? Platońska idea wybierania “filozofów” na władców też się nie sprawdzi. Co wtedy?

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Natomiast nigdzie nie widziałem motywu SI działającego poprawnie w kierunku zapewnienia ludziom szczęścia, zgodnie z narzuconymi z góry parametrami.

Myślę, że prawa robotyki Asimova nieźle pasują do tego opisu.

Babska logika rządzi!

Ale te prawa służyły do omijania ich:P

Mi z podobnych przykładów kojarzą się teksty popularnonaukowe w podobnych tematach, np. Nick Bostrom.

Pamiętam oczywiście naszą rozmowę IRL. Tu wyszły z pewnością moje braki oczytania, bo nie natrafiłem na motyw sztucznej inteligencji, kierującą ludzkością w ramach utopii. Opowiadania Orbitowskiego z NF nie czytałem :-(

Tylko ja to rzuciłem tak ad hoc; to znaczy strzelam, że i inne podobne teksty też dałoby się znaleźć. Kwestia właśnie tego, że AI i utopia są mocno obecne w literaturze, więc trafienie na różne ich wydania ma większe prawdopodobieństwo.

Nowy Wspaniały Świat też mi częściowo przyszedł na myśl. I może rzeczywiście nie wszystko (kwestia optymalizacji) należycie mi wybrzmiało, a w innym ujęciu by mnie kupiło:P

 

Слава Україні!

Myślę, że prawa robotyki Asimova nieźle pasują do tego opisu.

No to może cytacik:

 

  1. Robot nie może zranić człowieka ani przez zaniechanie działania dopuścić do jego nieszczęścia.
  1. Robot musi być posłuszny człowiekowi, chyba że stoi to w sprzeczności z Pierwszym Prawem.
  1. Robot musi dbać o siebie, o ile tylko nie stoi to w sprzeczności z Pierwszym lub Drugim Prawem.

Ad 1. Regulator zrzucił ludziom bombę (małą) na głowę z drona, bo byli dysydentami i destabilizowali.

Ad 2. Pasterz nie słucha owiec.

Ad 3. Nie umiem się odnieść do “dbać o siebie”. Raczej każe ludziom o siebie dbać. Diana była wśród tych, co go uczyli.

 

Jeszcze potem (Roboty i imperium) było prawo zerowe:

 

Robot nie może skrzywdzić ludzkości, lub poprzez zaniechanie działania doprowadzić do uszczerbku dla ludzkości.

 

Niewątpliwie Regulator je przestrzega, łamiąc trzy pozostałe i wszelką wizję etyki :-)

Bo co, jeśli najlepsze dla ludzkości byłoby nieprzekraczanie populacji jednego miliarda w ramach jednej planety?

Mówiąc “najlepsze” zawsze musimy podać kryteria (KPI :-D ).

 

W przypadku drona (tego z pustym wyrzutnikiem do bomb) sprawdziłyby się raczej prawa robotyki Davida Langforda:

 

  • Robot nie może działać na szkodę Rządu, któremu służy, ale zlikwiduje wszystkich jego przeciwników
  • Robot będzie przestrzegać rozkazów wydanych przez dowódców, z wyjątkiem przypadków, w których będzie to sprzeczne z trzecim prawem
  • Robot będzie chronił własną egzystencję przy pomocy broni lekkiej, ponieważ robot jest „cholernie drogi”.

To miał być żart, ale ewolucja idzie w tę stronę :-(

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

@Golodh:

Tylko ja to rzuciłem tak ad hoc; to znaczy strzelam, że i inne podobne teksty też dałoby się znaleźć.

Właśnie mam z tym trudność, co oczywiście kładę na karb nieoczytania.

Powszechna szczęśliwość jest skonstruowana na schemacie: “Każdemu w/g potrzeb, od każdego w/g możliwości” (pewnie starszym się może kojarzyć).

Może w jakichś starszych dziełkach trzeba szukać. Z lat pięćdziesiątych?

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Nie twierdzę, że Regulator naprawdę dba o ludzi, tylko że miłe SI działały u Asimova.

Babska logika rządzi!

Może w jakichś starszych dziełkach trzeba szukać. Z lat pięćdziesiątych?

Nie kojarzę nic konkretnego, ale można też poszukać u Zajdla.

Слава Україні!

Nie twierdzę, że Regulator naprawdę dba o ludzi, tylko że miłe SI działały u Asimova.

A ja twierdzę (w opowiadaniu), że dba, ale zgodnie z parametrami, które mu ludzie predefiniowali. Popatrz na to tak: nie ma głodu, ludzie są (średnio) zdrowi, nie bardzo starzy i szczęśliwi. Mają zaspakajane wszystkie podstawowe potrzeby. Presja na środowisko naturalne też wydaje się mniejsza.

Straszne, prawda?

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Kosztem wolności. Taki drobiazg. I nie wszyscy są szczęśliwi.

Babska logika rządzi!

No faktycznie jak w tytule ;) Ale udało Ci się dobrze te dystopię przedstawić. Przez moment myślałam, że Diana należy do opozycji i włamała się do systemu, żeby przeciągnąć bohatera na swoją stronę. Wszystkie te luksusy, były zaskakujące, podobnie jak polecenie podążania za królikiem;) Jednak sposób w jaki Totmes reagował, pokazuje po prostu jak bardzo jest zmanipulowany. Oni nawet nie wiedzą, że żyją w dystopii. Swoją drogą to ciekawe, czy dystopia nadal pozostaje dystopią, jeśli ludziom żyje się w niej w miarę dobrze i nie mają poczucia, że coś jest nie tak.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Moim celem było pokazanie, że Diana jest “prawie” dysydentem, ale jeszcze nie na tyle, żeby wypaść z systemu. Tzn. Regulator znalazł dla niej miejsce, żeby była użyteczna i się sama “regulowała”.

Swoją drogą to ciekawe, czy dystopia nadal pozostaje dystopią, jeśli ludziom żyje się w niej w miarę dobrze i nie mają poczucia, że coś jest nie tak.

No właśnie, czy ludzie naprawdę potrzebują wolności, czy wystarczy im (pozór) zaspakajania potrzeb? Czy ludzie będą pragnąć wolności i odpowiedzialności, jeśli nigdy nie mogli się z nią zetknąć?

Dla mnie to dystopia sama w sobie, ale czy dla nich? Staram się nie zakładać, że ludzie przyszłości będą dokładnie tacy, jak my.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Są ludzie i ludzie. Niektórym wystarczy do szczęścia nażreć się, nachlać i pociupciać. Inni mają jakieś fanaberie – samorealizacja, poznawanie świata czy inna wolność…

Babska logika rządzi!

Inni mają jakieś fanaberie

Ale te fanaberie wynikają z jakiegoś porównania, a tu nie ma do czego. Właściwie jedyna możliwość to bunt przeciwko polowaniu na dysydentów, albo osobiste doświadczenie, na przykład urodzenie niepełnosprawnego dziecka, które w tej szczęśliwości będzie poddane eutanazji. Ale i tak pozostaje pytanie – do czego konkretnego dążyć. Demokracja, którą mamy to wieki myśli filozoficznej, prób i błędów. Oni musieliby startować od zera.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Póki jedne zwierzęta są równiejsze, zawsze można się z kimś porównywać. Bohater nie chce za bardzo gadać z kimś tam, bo to prowokator. Czyli można komuś gadaniem podpaść, zostać ukaranym. Lubi się wykonywać jedne prace, a innych nie… Jeśli dzieci są wychowywanie przez państwo, to rodzice za nimi tęsknią. Widzę tu mnóstwo potencjału na bycie nieszczęśliwym.

Babska logika rządzi!

Widzę potencjał systemu Powszechnej szczęśliwości w budowaniu klatki na tyle dużej, żeby nie było widać prętów. Weźmy na przykład samorealizację. To pojęcie na tyle pojemne, że prawie zawsze da się znaleźć metodę zaspakajania tej potrzeby w sposób “społecznie użyteczny”. Być może konieczność wykonywania prac, których człowiek nie lubi, będzie rzadkością.

Właściwie jedyna możliwość to bunt przeciwko polowaniu na dysydentów

Ale czy na pewno Regulator musi zmuszać do polowania tych, którzy tego nie chcą? Nie wystarczą mu ochotnicy przekonani o słuszności tego, co czynią?

urodzenie niepełnosprawnego dziecka, które w tej szczęśliwości będzie poddane eutanazji.

Dla mnie kombinacja monopolu na służbę zdrowia z tabletkami zaburzającymi proces zapamiętywania powinna rozwiązać “problem”.

Jeśli dzieci są wychowywanie przez państwo, to rodzice za nimi tęsknią. Widzę tu mnóstwo potencjału na bycie nieszczęśliwym.

Ja też, a co jeśli dzieci są wychowywane tylko “trochę” przez państwo? Rodzice mogą samo decydować, ile tego dziecka mają, byle spełniali standardy.

Poza tym Regulator może się posługiwać rodzicami do “obróbki” dzieci tak samo jak każdym innym wychowawcą. Nieszczęśliwi ludzie są niepraktyczni. Rodzice chcą dobra swoich dzieci, żeby nie musiały zostać poddane reedukacji. Moim zdaniem w zupełności wystarczy do domknięcia systemu.

Demokracja, którą mamy to wieki myśli filozoficznej, prób i błędów. Oni musieliby startować od zera.

Oraz pozostaje pytanie, jak bardzo ludzie chcą demokracji, wolności, a może wystarczy im bycie szczęśliwym (i samozrealizowanym). Proszę zauważyć, że Regulator jest najwyższą formą demokracji, bo został przez ludzi zbudowany, zaprogramowany (pod względem osiąganych celów) i jest przez nich “obsługiwany” – realizują wyznaczone przez niego zadania i dostarczają mu informacji/wiedzy. W pewnym sensie realizuje “wolę ludu” w optymalny sposób.

Nie pomijajmy wagi potrzeb: “zjeść, wypić i pociupciać”. Do tego łatwo dorzucić poczucie bezpieczeństwa czy istotności.

 

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę!

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Zapewniam Cię, Radku, że ja też się cieszę ;)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka