
Niedaleka przyszłość i prawie wszyscy żyją w Powszechnej Szczęśliwości, choć niektórym to się nie podoba. Jednak trudno wyjść z idylli.
Niedaleka przyszłość i prawie wszyscy żyją w Powszechnej Szczęśliwości, choć niektórym to się nie podoba. Jednak trudno wyjść z idylli.
Obudziłem się w wielkiej noclegowni na skraju idylli. Opaska cicho zabrzęczała, jakby zmuszała do założenia na rękę. Niepotrzebnie, bez niej nie wiedziałbym nawet, gdzie znaleźć ubranie. Nie chciałem nikogo obudzić. Najciszej jak umiałem, zszedłem po drabince z wielopiętrowego łóżka. Z tej wysokości powinno się to liczyć za gimnastykę albo chociaż rozgrzewkę. Napis na wyświetlaczu opaski wskazał mi numer szafki i półkę. W celofanowym opakowaniu przygotowano dla mnie strój do pracy robotnika leśnego. Nie był on nowy, nawet trochę podarty, ale czysty. Poszedłem do komory prysznicowej, wykąpałem się, osuszyłem.
Już ubrany usiadłem przy stole w jadalni, gdzie czekało na mnie śniadanie. O tej porze było zwykle pusto, ale miałem pecha. Przylazł Archimedes 773, który dzisiaj pracował przy wydawaniu posiłków. Mówiono na niego Archi i wszyscy ostrzegali, że to prowokator.
– Wychodzisz dzisiaj? – spytał, nawet nie próbując ukrywać zazdrości.
– Będę pracował w lesie… – powiedziałem.
Chciałem mu wytłumaczyć, że wprawdzie komarów już nie ma, ale czasem pada deszcz, wieje i na dworze łatwiej o wypadek niż tu, w idylli.
– Mnie nigdy nie wypuszczą na zewnątrz – poskarżył się.
– Widocznie jesteś zbyt cenny dla społeczności, dla idylli – poprawiłem się – żeby cię narażać. Umiesz badać żywność, jesteś jakby lekarzem.
– Tak sądzisz? – Na twarzy Archiego wykwitł uśmiech.
– Nieważne, co ja sądzę. Regulator tak uważa. Chyba nie chcesz powiedzieć, że się myli.
Byłem z siebie dumny. Nie ma jak sprowokować do nieprzemyślanej wypowiedzi prowokatora. Nie udało się oczywiście, ale przynajmniej spróbowałem. Poszedł sobie, coś mrucząc pod nosem i mogłem spokojnie zjeść. Robotnikowi leśnemu należała się większa porcja.
Wiedziałem, co Regulator każe mi dzisiaj robić. Strój był wystarczającą wskazówką. Wszyscy wiedzieli. Wyszedłem przed noclegownię. Na opasce wyświetlił się cel podróży. Czekał na mnie samochód, gdy się zbliżyłem, włączył oświetlenie kabiny. Pojazd był nieco większy niż zazwyczaj. Oprócz dwóch foteli z przodu sześć miejsc znajdowało się z tyłu. Byłem doświadczonym kierowcą, od razu oceniłem jego sprawność terenową. Trafił mi się lepszy pojazd niż te, którymi jeździłem poprzednio. Ucieszyłem się tak samo jak wtedy, kiedy byłem chłopcem i dostałem nową zabawkę, bardzo dawno temu.
Przedstawię się. Nazywam się Totmes, bo możemy się nazywać, jak tylko chcemy. Sami decydujemy o zmianie imienia, ale nie częściej niż raz na siedem lat. Regulator dodawał tylko do tego liczbę, żebyśmy się mu nie mylili. Słyszałem, że Totmes to był kiedyś mocny gość. Tyle pamiętałem ze szkoły. Urodziłem się jeszcze zanim nastała powszechna szczęśliwość. Teraz już nas nie uczą niepotrzebnych rzeczy. Po co komu historia, ciągi liczbowe albo szeregi geometryczne?
Ruszyłem, ale ledwo znalazłem się poza idyllą, musiałem zjechać na pobocze, bo z naprzeciwka sunął automatycznie sterowany pociąg drogowy. Jest za ciężki, żeby się zatrzymać. Chciałem się przyjrzeć, ale wielokołowa lokomotywa tylko przemknęła, wszystkie wagony wyglądały podobnie, jedynie cysterny się wyróżniały. Wysiadam i odsuwam się od drogi, wolę być dalej. Wypadki się zdarzają, ale tym razem wagony suną za sobą równiutko jak po sznurku.
Wokół rozciągały się hydroponiczne uprawy warzyw. Każda sałatka, każdy buraczek dostaje wszystkiego tyle, ile potrzeba. Nikt nie ma za dużo, nikt nie ma za mało, nic się nie marnuje. Ścieżki między uprawami są zadaszone panelami słonecznymi. Idylla potrzebuje energii, pompy do zasilania upraw też.
Patrzę na gładkie ściany noclegowni, widzę ludzi, którzy ścieżkami idą w kierunku upraw. Poczułem się bardzo samotny. Kilka dni takich, jak ten, a zacznę rozmawiać sam ze sobą.
Wreszcie pociąg drogowy przejechał. Wschodzi słońce, panele słoneczne odbijają światło jak lustro. Wsiadłem do samochodu, ruszyłem i wjechałem na drogę. Dalej rozciągały się farmy robaków, niskie hałdy kompostu i spod ziemi sterczały rury wytwórni biogazu. Nie pachnie to najlepiej, ale takie jest życie. Regulator kazał jechać szybciej, a nie rozglądać się. Mam dużo do zrobienia dzisiaj, a nie mogę pracować po ciemku.
Zaczyna się las. Dojeżdżam na wskazane miejsce. Między drzewami wciąż panuje poranny półmrok, ale nie przeszkadza mi to znaleźć zaparkowanej przy drodze wielkiej ciężarówki z dźwigiem, przystosowanej do przewozu dłużyc. Las pachnie pięknie. Ptaki śpiewają, lekki powiew wiatru porusza liśćmi.
Kiedyś ludzie musieli wykonywać prace, do których nie mieli zdolności. Głupsi mogli skończyć jako bezrobotni, bezdomni lub byli zmuszeni żyć w nędzy i monotonii. Do specjalnie lotnych nigdy nie należałem, a mam wszystko, czego potrzebuję i ciekawe życie. Regulator dba, żebym dostawał nowe i rozwijające zadania. Często pracuję w lesie, na świeżym powietrzu i należę do nielicznych, którzy nawet podróżują między idyllami. Ci zbyt mądrzy rzadko mają takie szczęście.
Teraz jeżdżę między wyznaczonymi punktami w lesie, chwytakiem na dźwigu zbieram ścięte drzewa i układam w stertę na wskazanej polanie. Nic się nie marnuje w powszechnej szczęśliwości. Potem ktoś te pnie zabierze, ale nie musimy na siebie czekać ani się spieszyć. Regulator to świetnie organizuje.
Kolory uniformów są dobrane tak, byśmy nie rzucali się w oczy w gęstwinie i nie płoszyli zwierząt. Sarny, jelenie, czasami nawet stada wilków przystawały, przyglądały się, co robię. Człowieka widywały rzadko i nie kojarzył im się z niczym złym. Chociaż dziś jedna sarenka na mój widok się spłoszyła. Stało się to, kiedy odszedłem dalej od ciężarówki. Zły znak!
***
Zaczęło robić się ciemno, więc to już ostatni kurs. Rozładowałem pnie, ułożyłem je i jeszcze raz sprawdziłem czy równo leżą. Regulator powinien być zadowolony. Kazał mi odstawić ciężarówkę i przesiąść się do tego mniejszego samochodu. Pod moją nieobecność ktoś dolał paliwa do pełna. Nie byłem zaskoczony, ale zawsze niezmiennie mnie to cieszy, bo nie marnuje się również ludzkiego czasu. Kiedy zbieram ścięte pnie, ktoś inny tankuje samochód, żebym miał jak wrócić.
Tym razem nie dostałem polecenia, żeby wracać do noclegowni, ale miałem jechać w głąb lasu. Regulator mówił do mnie zagadkami. Na ekranie pojawił się napis: „podążaj za białym królikiem”.
„Nie ma białych królików”, pomyślałem od razu. „Nie w lesie”.
Przy drodze zobaczyłem kogoś w takim samym uniformie jak mój. Wiedziałem, że to kobieta, bo miała czerwoną odblaskową chustkę na głowie i włosy dłuższe, niż Regulator pozwala nosić mężczyznom. Zatrzymałem się, bo poza idyllą regulamin nakazuje pomagać sobie nawzajem. Może znowu jestem testowany? Kiedyś zdarzało się to bardzo często, ale teraz prawie zapomniałem.
– Nazywam się Diana 508 – powiedziała.
– Totmes 233 – przedstawiłem się. – Nie spotkaliśmy się wcześniej? Wydajesz mi się znajoma.
– Nie, nie sądzę, zapamiętałabym. Przystojny jesteś – stwierdziła rzeczowo.
Opaska zabrzęczała, sygnalizując, że przyszło nowe polecenie dla mnie. Nie mogłem przeczytać bez okularów, bo wiadomość była przeznaczona tylko dla moich oczu.
Diana podeszła do samochodu. Miała na szyi medalion z białym królikiem. Szok! Od lat nie widziałem nikogo, kto by nosił biżuterię.
Kiedy założyłem okulary, zobaczyłem wyraźnie: „Diana da obiadokolację i zaprowadzi do noclegowni”.
Do przeczytania tekstu ze swojej opaski ona również musiała założyć okulary. Jednocześnie wcisnęliśmy zielone przyciski, potwierdzając przyjęcie polecenia. Otworzyłem przed nią drzwi samochodu, zdziwiła się, ale wskoczyła do środka.
– Staroświecki jesteś, kolego. Nie jestem gorsza od ciebie, chociaż nie umiem tego prowadzić. Drzwi sama bym sobie otworzyła – zaśmiała się, zdejmując chustkę. – Regulator się bajek naczytał, Czerwony Kapturek…
– To o dziewczynce, która razem z babcią tępiła wymierające gatunki? – Przypomniałem sobie.
– Tak właśnie, niosła w koszyczku…
– Jestem bardzo głodny – przyznałem. – Regulator nie przysłał nikogo z jedzeniem w południe.
– Wiem, wszystko naszykowane.
– Za młoda jesteś, żeby znać bajki – zauważyłem.
– Kiedyś Regulator mnie uznał za bystrzaka i nawet wolno mi było czytać – pochwaliła się.
Nie zapytałem, co się stało. Pewnie zawiodła go. Po co przypominać przykre chwile? To zaburza powszechną szczęśliwość, o którą powinniśmy dbać.
– Uciekłam z biblioteki koło pracowni, uczyliśmy sztuczną inteligencję myśleć – powiedziała sama, westchnęła. – Chciałam zobaczyć las na własne oczy.
– I tak zostałaś gajową? – domyśliłem się.
– Strażniczką lasu. Regulator nie lubi jeśli ci, którzy wiedzą jak myśli, poruszają się, gdzie chcą. Czasem sądzę, że chciałby…
Nie dokończyła. Podjazd do mikronoclegowni był trudniejszy, niż myślałem, ale się udało. Nawet przez chwilę pomyślałem, że to kolejny test, tym razem mojej sprawności jako kierowcy.
Udało się. Drzwi do domku otworzyły się dopiero po zbliżeniu opaski Diany. Sam zamek mnie zdziwił. Po co go zainstalowano? Skąd wziąłby się tu ktoś, kto nie ma prawa wejść do środka?
– Mieszkasz tu? – spytałem głupio.
– Tylko nocuję – odpowiedziała jak należy.
Człowiek nie potrzebuje mieszkania. Jak mogłem zapomnieć? Wystarczy mieć gdzie przenocować. Nie wyglądała na taką, która zaraportuje; za nieuwagę traciło się punkty zaufania.
Za drzwiami stał taki sam kosz na brudne ubrania jak wszędzie i identyczne szafki jak w zwyczajnych noclegowniach. Diana, zdejmując uniform, rzuciła mi spojrzenie, nie umiałem powiedzieć czy uwodzicielskie, czy zawstydzone.
– Rozbieraj się – rzuciła miękkim głosem. – Brudny nie dostaniesz jeść.
– Takie są zasady – potwierdziłem.
Wskazała drzwi łazienki. Nad futryną małymi literami napisano: „oszczędzaj wodę, kąp się z koleżanką”. Popatrzyłem na jej ciało i od razu przyszło mi do głowy, że Regulator chciał mnie nagrodzić. Złapałem spojrzenie Diany w lustrze, była podekscytowana i radosna nie mniej niż ja. Odniosłem wrażenie, jakbym był nagrodą dla niej. Regulator umie dobierać ludzi. Co by było, gdybyśmy sami się musieli znaleźć? Nigdy w życiu by nam się nie udało.
– Widzę, że cieszysz się, że mnie widzisz – zaśmiała się, wchodząc pod prysznic. – Tu nie ma automatu, musisz umyć mnie, a ja ciebie.
– Jak za dawnych czasów – powiedziałem, bo nie wiedziałem jak się odezwać, nie chciałem stać jak kołek.
Wzięła mnie za rękę i pociągnęła za sobą do kabiny prysznicowej. Temperaturę i siłę strumienia dało się ustawić, ale program mycia trzeba było zrealizować ręcznie i nawet nie dali instrukcji. Ileż wody i płynu się przy tym marnowało, ale zabawa była przednia. Poczułem jakiś niepokój, że Regulator na to pozwala, ale Diana wyglądała na taką, co wie.
Pomogła mi się wytrzeć, nie było osuszającego strumienia powietrza. Pamiętałem bardzo dobrze, że kiedyś tak się robiło, ale wyszedłem z wprawy. Chciałem owinąć się ręcznikiem, ale Diana znalazła dwa szlafroki. Nie dotykałem jeszcze tak gładkiego materiału.
– Sprowadzają to z idylli położonej daleko stąd. – Diana zauważyła moje zdumienie. – W pełni ekologiczne, nitka jest mocniejsza niż stal, a robią to robaki. Regulator sprowadza oczywiście dla naszej szczęśliwości.
Zachwyciłem się tym, jak bardzo technika poszła naprzód. To z pewnością inżynieria genetyczna. Kiedyś takie rzeczy trzeba było robić w fabryce, która dymiła, śmierdziała i truła.
Przeszliśmy do kuchni. Diana wyjęła gotowe pakiety z lodówki i wstawiła do preparatorów. Chyba nawet ja bym sobie poradził: znaczek płomienia do płomienia, a gwiazdka do gwiazdki.
***
Obejrzenie wieczornej porcji info-rozrywki było obowiązkowe, ale nie dłużyło się jak zwykle. Siedzieliśmy razem. Czułem ciepło ciała Diany, mogłem sięgnąć i dotknąć jej skóry, wszędzie. Liczyła na to. Nie musieliśmy pić czystej wody. W małych butelkach na stole było coś, czego kilka kropel dawało niesamowite aromaty. Dawno nie czułem się tak dobrze.
– Wystarczy tego – powiedziała, gdy jej opaska pisnęła, że obejrzała już wystarczająco dużo info-rozrywki.
Na ekranie właśnie pojawiła się informacja o tym, że na drodze do pobliskiej idylli, zginęła dwójka dzieci. Zbyt wolno odsunęły się od pociągu drogowego i wciągnął je pęd powietrza. Poszarpane ciała pokazano tylko przez chwilę, ale wyjaśniono efekt obniżonego ciśnienia obok pędzącego pojazdu. Można było wszystko pojąć z kolorowych schematów bez żadnych wzorów.
Regulator wymusza ćwiczenia i rozwój naszych umysłów, żebyśmy rozumieli otaczający nas świat.
U mnie na opasce też się wyświetliło: „Możecie iść do łóżka”. Ruszyłem za Dianą. W sypialni było miejsce do odwieszenia opasek na noc i dystrybutor tabletek na mocny sen bez snów. Były dla mnie ważne, bo czasami męczyły mnie koszmary.
– Nie chcesz zapomnieć dzisiejszego dnia, tak sądzę. – Diana powstrzymała moją rękę, zanim wziąłem pigułkę. – Zróbmy to jeszcze raz.
– Albo dwa – powiedziałem.
Zaśmiała się i przytuliła do mnie zachłannie.
Potem bez pomocy tabletki spałem do samej pobudki. Nasze opaski jednocześnie zadźwięczały z informacją, że mamy jeszcze dwadzieścia minut, zanim będziemy musieli wstać.
***
Szafki na ubrania otworzyły się. W mojej był hełm, pałka, karabinek szturmowy i czarny mundur z czerwonym napisem Tot233 na plecach. Z wprawą zasznurowałem buty. Diana dostała sporą maczetę i mały pistolet. Sprawdziła czy załadowany i czy zamek dobrze chodzi. Na plecach jej bluzy mundurowej widniał napis Dia508.
– A włosy to czym mam sobie związać? – Była zawiedziona, że musiała sobie uciąć kawałek sznurówki. – Sprawdź samochód, przygotuję śniadanie. Zaraz będziemy jechać.
– Jesteś pewna, że powinniśmy jeść?
– Chyba tak. – Przejrzała ostatnie komunikaty na opasce.
***
Wstawało słońce, promienie przesiane przez gałązki i przefiltrowane przez liście oświetlały drogę wystarczająco, żebym mógł wyłączyć światła. Tak jest bezpieczniej.
Siedzieliśmy obok siebie. Samochodem trochę rzucało po wertepach, ale nie tak, żebyśmy walili hełmami w sufit. Nie miałem rękawicy na prawej ręce, ona na lewej. Dzięki temu mogliśmy się czasem dotknąć.
– Wiesz, co będziemy robić? – spytała Diana z troską w głosie.
– Polować na dysydentów i aktywistów – odpowiedziałem machinalnie. – Nie wiem, o co im chodzi! Jak można chcieć rzucić w krzaki opaskę i schować się w lesie? Regulator tak o nas dba…
– Odrzucić dorobek całej cywilizacji – przytaknęła Diana. – Powszechna szczęśliwość jest przecież czymś fantastycznym na tle całej historii ludzkości. Nie chcieć w niej uczestniczyć? To potwory!
– Oni zabijają zwierzęta, kradną uprawy, pasożytują na cudzej pracy – powiedziałem. – Niszczą las.
– A chcieliby się rozmnażać jak zwierzęta, bez żadnych ograniczeń – wybuchnęła złością.
– Każdy głupi wie, że Ziemia nie pomieści więcej niż miliard ludzi – zgodziłem się, ale spokojniej.
– Chcieliby, żeby niepełnosprawni, przewlekle chorzy i zbyt starzy mogli sobie po prostu żyć.
– Chociaż nie przynoszą żadnej korzyści…
– To obrzydliwe! – Diana się skrzywiła ze wstrętem.
Wskazała palcem na ekran w samochodzie, bo zmienił się obraz.
– Czerwone punkciki to miejsca, gdzie system rozpoznał kryjówki dysydentów, niebieskie to nasz oddział, musimy ich zebrać, a kwadraty, to inne samochody…
Zamilkła, bo nisko nad nami przelatywał dron. Miał lekko uszkodzone skrzydło, tkwiła w nim strzała. Przyglądaliśmy mu się. Jego kamery śledziły otoczenie, ale wyrzutnik bombowy miał już pusty.
– Nie robię tego pierwszy raz – rzuciłem.
– Nie można mieć nadziei, że dysydenci dostaną jakąś szansę, ale ich dzieci mogą stać się pełnowartościowymi mieszkańcami idylli i uczestniczyć w powszechnej szczęśliwości. – Diana westchnęła. – Szkoda ich by było.
– Tak – zgodziłem się, ale jak na złość przypomniałem sobie swój własny pobyt w ośrodku reedukacyjno-adaptacyjnym.
– Chciałabym się jeszcze z tobą spotkać. – Złapała mnie mocno za rękę.
– Ja też – westchnąłem. – Jak będziemy bardzo posłuszni, Regulator nam na pewno pozwoli.
– Sądzisz, że pozwoliłby nam się nigdy nie rozstawać?
Nie odpowiedziałem. Nie chciałem przyznać, że to niemożliwe. Spojrzałem na karabinek szturmowy, zamocowany w drzwiach. Maskujące uniformy do pracy w lesie mniej się rzucały w oczy niż te, które mieliśmy na sobie. Jednak na czarnym nie było widać krwi. Koszmary wrócą, ale nie ma się czym przejmować. Regulator daje pastylki na spokojny sen.
Radku, podsumuję, bo znam doskonale z bety: oryginalny pomysł, świetna jego realizacja, gratuluję wyobraźni, poczucia humoru i merytorycznego ujęcia fantastyki, tak typowego u Ciebie. :)
Pozdrawiam serdecznie, klik. :)
Pecunia non olet
Hej
Taki rok 1984 tylko z perspektywy zadowolonych obywateli. Fajnie poprowadzona historia, z romansem w tle :). Chyba najbardziej podobało mi się, jak bohaterowie potrafią sobie wytłumaczyć i usprawiedliwić swoje działania oraz jaki w każdej sytuacji usprawiedliwić system w którym żyją.
Pozdrawiam
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Bardzo Wam dziękuję za komentarze. Ludzie ogólnie lubią i umieją sobie wytłumaczyć wszystko, co robią, jeśli jest im wygodnie.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Betowałam jakiś czas temu, wiec musiałam sobie odświeżyć tekst, żeby napisać dopracowaną recenzję. Staram się tam, bo planuję zgłosić tekst do piórka;)
Pierwsze skojarzenie miałam z Folwarkiem zwierzęcym, a potem jeszcze trochę z Opowieściami podręcznej. Kiedy zaczęłam czytać , pomyślałam sobie, że będzie schemacik SF, taka chromowana idylla. Okazało się, że nie koniecznie;)
Podoba mi się swobodne i niezobowiązujące prezentowanie świata, który im głębiej w niego wchodzimy, tym bardziej wciąga. No i oczywiście to, że kiedy już tkwimy w nim głęboko, dostajemy niespodziewanie w łeb kijem bejsbolowym. Tak, ten cios zrobił na mnie duże wrażenie.
Z kolei prozaiczność zła przypomniała mi 08/15.
Powiem tak. Możesz wezwać policję do spraw niewłaściwych analogii.. wygląda ciekawie, ale gdyby poszczególne części twojego opowiadania, potraktować, jak dajmy na to, części samopowtarzalnej broni palnej.. To owszem, z ciekawości, przywiązałabym ją do drzewa i za pomocą linki uruchomiłabym mechanizm spustowy. Ale żeby z gołym okiem, moimi wypielęgnowanymi dłońmi ze ślicznie pomalowanymi paznokietkami?! K…a?! Stracić oko i żeby mi jeszcze wszystkie tipsy pourywało?! Nie wiedzieć czemu przypomniała mi się pewna scena z filmu "Existance" Hi, hi! Pozdrawiam. Ostatecznie czytało się całkiem nieźle ;)
/°> Uiścij kawkoj dary!
Khaire!
Bardzo dobra lektura. Lubię taki konsekwentny, lekko ironiczny ton narracji i inteligentny, nienachalny humor, który pozwala się uśmiechać pod nosem bez kręcenia nim. Mogłem spokojnie wyławiać sobie co smaczniejsze kąski bez poczucia, że Autor stoi mi nad głową, wskazując, gdzie jest zabawnie (a nie zawsze jest). Doceniam easter eggi :)
Finał raczej spodziewany, ale jak się przeczyta parę książek czy obejrzy kilka filmów o dystopiach, to przecież nie można nie spodziewać się, że pod przykrywką “idylli” będzie terror.
Regulator kazał jechać szybciej, a nie rozglądać się, mam dużo do zrobienia dzisiaj, a nie mogę pracować po ciemku.
Czy tu po “rozglądać się” nie powinno być kropki?
Powszechna szczęśliwość jest przecież czymś fantastycznym na tle całej historii ludzkości.
Czy ja tu widzę frazę klucz?
Pozdrawiam,
D_D
Twój głos jest miodem... dla uszu
Wczoraj przeczytałem raz jeszcze, żeby się zastanowić nad swoimi inspiracjami. Opowiadanie (jak większość innych w moim wykonaniu) jest “efektem kompostowania”. Czytam oraz oglądam różne rzeczy, to mi się w głowie miesza, a potem coś kiełkuje. Porównanie inspirowane Pilipiukiem :-)
Sam zauważam w przypadku Totmesa “Rok 1984” (Orwell), przynajmniej w zakresie estetyki “Czerwonego Kapturka”, tylko tam czerwona szarfa (a nie chustka) były symbolem przynależności Ligi Antyseksualnej. Inwigilację wszechobecnymi tam telekranami zastąpiłem opaskami, bo chciałem odrobiny fantastyki. Obecnie teleekrany nosimy w kieszeni i mówimy na nie “smartfon”.
Dostrzegam pewną odpowiedniość terminologii z Nowym wspaniałym światem (Huxley) np.: “powszechna szczęśliwość” i pigułki.
Pewną inspiracją do budowy sceny w lesie były również “Rękopisy paryskie” Karola Marksa, ale tam bohater miał (mógł) łowić ryby. Zastąpiłem to wycinką (raczej “zbieraniem”) drzew ze względu na obowiązującą w świecie przedstawionym miłość do zwierząt.
Pomysł, że dobry (skuteczny) totalitaryzm musi się opierać na sztucznej inteligencji, jest mój, choć nie wiem, w jakim stopniu oryginalny. Maszyna ma w założeniu nie tyle zwalczać ludzi, ile się nimi posługiwać dla ich “większego dobra”.
@Ambush: 08/15 nie czytałem, ale mam na liście.
@AstridLundgren: Czy to ten Existence? https://www.imdb.com/title/tt10288242/plotsummary/?ref_=tt_ov_pl
Bardzo dziękuję!
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Hejka! Mój błąd :) miałam na myśli eXistenZ z 1999r. Chociaż muszę przyznać, że ten z podanego przez ciebie linka, jawi się interesująco i wydaje się być, nawet hi, hi, na czasie :) pzdr.
/°> Uiścij kawkoj dary!
@Duago_Derisme:
Co do humoru, to dosyć różne rzeczy bywają śmieszne dla różnych ludzi. Na przykład zdanie:
Nie ma takiej sztuki walki, która pozwala obronić się przed ciosem stołkiem, kiedy się śpi.
wywołuje skrajne reakcje od rechotu i chichotu po głęboki smutek. Cieszę się, że się podobało, choć starałem się raczej pisać lekko niż opowiadać dowcipy.
Finał raczej spodziewany, ale jak się przeczyta parę książek czy obejrzy kilka filmów o dystopiach, to przecież nie można nie spodziewać się, że pod przykrywką “idylli” będzie terror.
Od razu terror, tylko koszenie zewnętrza…
Czy tu po “rozglądać się” nie powinno być kropki?
Tak, dużo lepiej!
A propos frazy-klucza, to ludzie używają określenia “fantastyczny” dla mówienia o czymś bardzo dobrym. Miał być taki “tani żarcik”.
Pozdrawiam i też bądź szczęśliwy!
@AstridLundgren:
Dziękuję :-) Też tak myślałem, ale mnie ortografia zmyliła: https://www.filmweb.pl/film/eXistenZ-1999-871
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Cieszę się, że się podobało, choć starałem się raczej pisać lekko niż opowiadać dowcipy.
Może mój komentarz źle wybrzmiał, nie chciałem sugerować, że to opowiadanie jest humorystyczne. Chodziło mi właśnie o swobodny ton i od czasu do czasu puszczanie oka do czytelnika, co może paradoksalnie bardziej mnie cieszy, niż niejedna humoreska. Ta powierzchowna lekkość doskonale łączy się zresztą z ukrwioną tkanką pod spodem.
A propos frazy-klucza, to ludzie używają określenia “fantastyczny” dla mówienia o czymś bardzo dobrym. Miał być taki “tani żarcik”.
Doskonale rozumiem, zwłaszcza że żyłem tej frazy w podobny sposób w pierwotnej wersji własnego opowiadania
Twój głos jest miodem... dla uszu
Hej,
tytuł i fabuła przypominają mi “Jeden dzieiń z życia Iwana Denisowicza”, mamy tutaj taki łagier przyszłości, choć pewnie z nieco większą swobodą.
Ta swoboda rodzi moje największe wątpliwości, czy system nie powinien być bardziej opresyjny, czy nie za łatwo jest pominąć pigułkę i wyrzucić opaskę w krzaki? Ludzie w łagrze mają (bo łagry dalej funkcjonują) dużo mniej wolności, a ich największymi strażnikami jest głód oraz mróz.
Druga wątpliowość – co sprawiło, że bohaterowie uwierzyli w ten nowy ład? Czy to pigułki, które biorą codziennie? Czy jakiś przekaz z tv?
Mimo tych kilku niedopowiedzeń, uważam, że tekst jest ciekawy i dobrze napisany. Jest też spójny, nie ma tutaj jakichś pojawiających się jak diabeł, z pudełka elementów fabuły a uwaga czytelnika (przynajmniej moja) była z bohaterem, który odsłania kolejne elementy utopii (antyutopii) w której żyje.
Plusik biblioteczny ode mnie.
Pozrawiam!
Che mi sento di morir
tytuł i fabuła przypominają mi “Jeden dzieiń z życia Iwana Denisowicza”, mamy tutaj taki łagier przyszłości, choć pewnie z nieco większą swobodą.
Rzeczywiście tytuł miał nawiązywać do Sołżenicyna, ale wydaje mi się, że idylla (z opowiadania) zapewnia mniejszą swobodę niż łagier, choć z pewnością większą wygodę i lepszy poziom zaspakajania potrzeb.
Ta swoboda rodzi moje największe wątpliwości, czy system nie powinien być bardziej opresyjny, czy nie za łatwo jest pominąć pigułkę i wyrzucić opaskę w krzaki?
I co z tego człowiekowi przyjdzie? Nie weźmie pigułki, to będzie mu się gorzej spało, bo sobie zacznie wszystko przypominać. Rzuci opaskę w krzaki, to będzie musiał sam sobie w życiu radzić, a już nie umie. Totmes 203 nie bardzo wie, skąd się bierze jedzenie. Co się dzieje między uprawami a gotowymi pakietami?
Druga wątpliowość – co sprawiło, że bohaterowie uwierzyli w ten nowy ład? Czy to pigułki, które biorą codziennie? Czy jakiś przekaz z tv?
Powtarzanie w kółko tego samego, kontrola, punkty zaufania… Typowałbym raczej przekaz medialny niż chemię.
Dziękuję za pozytywną opinię i plusik :-)
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
I co z tego człowiekowi przyjdzie? Nie weźmie pigułki, to będzie mu się gorzej spało, bo sobie zacznie wszystko przypominać. Rzuci opaskę w krzaki, to będzie musiał sam sobie w życiu radzić, a już nie umie. Totmes 203 nie bardzo wie, skąd się bierze jedzenie. Co się dzieje między uprawami a gotowymi pakietami?
Hmmm… myślę, że jest to względne. Człowiek nie pamięta złego, ale też nie zapamięta dobrego jak mniemam, a dla niektórych ludzi pamięć i pamiętanie w ogóle jest cenne. Zresztą podejrzewam, że tabletka ma działanie selektywne – część przesłości pamiętasz, a część nie:
– Kiedyś Regulator mnie uznał za bystrzaka i nawet wolno mi było czytać – pochwaliła się.
– Nie robię tego pierwszy raz – rzuciłem.
I tutaj dochodzimy do kolejnej kwestii – skoro następuje wymiana “fachów”, to zakładam, że niektórzy mieszkańcy idylli są dobrze przygotowani do radzenia sobie w różnych sytuacjach: pracowali na polu, w lesie, radzą sobie z bronią – co czyni ich wysmienitymi rewolucjonistami. Być może Regulator powinien mieć jakiś algorytm zrywania łańcuchów kompetencji, co byłoby właśnie dodatkowym elementem opresji, czymś czego mi brakuje, żeby pogłębić tę historię.
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
Zresztą podejrzewam, że tabletka ma działanie selektywne – część przesłości pamiętasz, a część nie:
Z tego, co się znam na mechanizmie snu i zapamiętywania (a znam się słabo), to zaburzenie chemiczne powinno powodować niemożność wytworzenia pamięci długotrwałej. Czyli pacjent będzie miał wrażenie, że “coś było” i brak jakichkolwiek szczegółów z poprzedniego dnia.
Być może Regulator powinien mieć jakiś algorytm zrywania łańcuchów kompetencji, co byłoby właśnie dodatkowym elementem opresji, czymś czego mi brakuje, żeby pogłębić tę historię.
Nasz bohater umie prowadzić samochody, ładować i rozładowywać pnie, ale nie ścinać drzewa. Nie wie, jak to się dzieje i nie wie, co z tymi pniami się dalej robi. Z bronią podobnie, umie jej używać (sprawdzić), ale niekoniecznie czyścić, składać i rozkładać. Z tekstu nie wynika nawet czy umie otworzyć bak z paliwem samochodów, które prowadzi. Wie, że zajmuje się tym ktoś inny, kogo najpewniej nie widział.
Moim zdaniem historia jest kompletna o tyle, że to opis jednego dnia (z naddatkiem) niezbyt lotnego faceta, któremu wiele wolno i sporo widzi.
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na rolę pociągu drogowego w zerwaniu łańcucha kompetencji. Rzeczy (towary) przyjeżdżają i znikają nie wiadomo skąd i dokąd. Nie ma w tym żadnego człowieka, to automat.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Hej!
Chciałem się przyjrzeć, ale wielokołowa lokomotywa tylko przemknęła, wszystkie wagony wyglądały podobnie, jedynie cysterny się wyróżniały. Wysiadam i odsuwam się od drogi, wolę być dalej. Wypadki się zdarzają, ale tym razem wagony suną za sobą równiutko jak po sznurku.
Nie wiem po co przeszedłeś z czasu przeszłego na teraźniejszy. Dalej jest tak samo, skaczesz pomiędzy czasami. To celowe?
– To o dziewczynce, która razem z babcią tępiła wymierające gatunki? – Przypomniałem sobie.
Dobre :D
Można było wsztstko pojąć z kolorowych schematów bez żadnych wzorów.
Literówka.
Ciekawe. Dystopia, w ktorej widzę echa twórczości Huxleya, Orwella a nawet Zajdla. Ta wycinka lasu, to, że Totmes został skierowany akurat do takiego zadania, mocno mi przypomniało pewien motyw z “Kary wiekszej” Huberatha, gdzie głównemu bohaterowi pozwala się wraz z innymi potępionymi wyjść poza obręb obozu piekła, za kolczaste ogrodzenie, gdzie mają dokonac wycinki części lasu. Tam jest piekło, u Ciebie idylla, która pod spodem jest przecież piekłem, jak każda dystopia – stąd pewnie skojarzenie. To zabijanie ukrywających się po lasach niepokornych z kolei na myśl przywiodło mi da dzieła filmowe: “Equilibrium” oraz “Lobster”.
Ogólnie rzecz biorąc, to całkiem niezłe opowiadanie, choć znalazło się w nim trochę zdań, które mi zgrzytnęły, lecz nie z powodu złej formy/błędów/łatewer, ale dlatego, że były jak progi zwalniające na prostej drodze.
Oczywiście miejsce tekstu jest w bibliotece, dlatego klikam :) Szkoda tylko, że ten jeden dzień z życia Totmesa miał na celu pokazanie wypaczonego świata, a nie losu Totmesa i Diany, bo choć świat jest ciekawy, to fabuła wydaje się być wyłacznie pretekstem dla rozwinięcia Twojego tekstu w coś obszerniejszego; w coś, co będzie kompletne i opowie historię, a nie jedynie przedstawi scenkę.
Pozdrawiam serdecznie :)
Q
Known some call is air am
No, niezła idylla. To ciekawe, że jak człowiek próbuje stworzyć utopię, to wychodzi mu dystopia. Ale jak planuje urządzić innym piekło – wszystko idzie zgodnie z planem.
Czytało się przyjemnie, acz zmiany czasu trochę dziwiły.
Na poziomie ogólnym obyło się bez zaskoczeń – wiadomo, jak musi skończyć się ustrój wiecznej szczęśliwości. Mogłeś szarżować tylko w szczegółach i wyszło OK.
Trochę dziwne, że narrator tak co dnia wykonuje inną pracę. Rozumiem, że jest poszatkowana na bardzo drobne czynności, ale doświadczenie i specjalizacja jednak mają jakieś zalety. Chociaż z drugiej strony – unika się rutyny. Może i to by jakoś działało…
Ciekawe, co na to powie Regulatorzy. ;-)
Edytka: Właściwie, to pokazałeś więcej niż jeden dzień. ;-)
Babska logika rządzi!
rochę dziwne, że narrator tak co dnia wykonuje inną pracę. Rozumiem, że jest poszatkowana na bardzo drobne czynności, ale doświadczenie i specjalizacja jednak mają jakieś zalety. Chociaż z drugiej strony – unika się rutyny. Może i to by jakoś działało…
Finklo, ja tylko w kwestii formalnej. Pracuję na stanowsku kierowniczym w fabryce, w której mamy produkcję gniazdową, nie taśmową. Specjalizacja i doświadczenie pozwalają wyknywac pracę bardzo efektywnie i dobrze, jednak monotonia powoduje spadek koncentracji w dłuższej perspektywie czasu, a także szybsze wypalenie się pracownika. Poza tym, po jakimś czasie pojawia się niechęć do wykonywanej czynności, a to sprzyja kombinowaniu jakby się tu wymigać od roboty. Dlatego w fabryce pracownicy nie pracują w jednym gnieździe przez dłuższy czas – to pozwala na zdobycie doświadczenia na innym stanowisku, dzięki czemu pracownicy są bardziej uniwersalni, mogę zastepować jednych drugimi w razie potrzeby, a i na nudę w pracy nie moga narzekać :)
Known some call is air am
OK, rutyna i mnie przyszła do głowy. Ale jednak przejście od przewożenia drewna do mordowania dysydentów jest gwałtowniejsze niż przejście od montowania elementu A do elementu B. To już całkiem inne zawody, całkiem inna psyche by się przydała…
Babska logika rządzi!
Skoro są tak wyprani, że im wszystko jedno co robią, to oznacza, że Regulator i jego techniki warunkowania działają dobrze :P
Na produkcji też jest tak, ze jeden dzień przewozisz wózkiem widłowym kilka ton materiału, uważając, żeby niczego nie uszkodzić, drugiego dnia coś tam sobie lajcikowo skręcasz, a trzeciego pilnujesz termoformierki, uważając, zeby nie wywołać pożaru ;) Tak, masz rację, że to spory przeskok pomiędzy wycinką lasu, a wycinką ludzi ukrywających się w lesie, jednak myślę, że niejeden spokojnie by to przełknął, powodowany uczuciami tłoczonymi mu do głowy przez rządow… tfu, regulatorską propagandę.
PS. Będziesz się, Radku, grubo tłumaczyć przed Reg ;)
Known some call is air am
Hmmm. Możesz mieć rację. Nie znam się na produkcji.
Babska logika rządzi!
@Outta Sewer
Nie wiem po co przeszedłeś z czasu przeszłego na teraźniejszy. Dalej jest tak samo, skaczesz pomiędzy czasami. To celowe?
Tak, to technika dynamizowania narracji, konsultowałem i podobno legitna.
Literówka.
Poprawiona i bardzo dziękuję.
Tam jest piekło, u Ciebie idylla, która pod spodem jest przecież piekłem, jak każda dystopia – stąd pewnie skojarzenie. To zabijanie ukrywających się po lasach niepokornych z kolei na myśl przywiodło mi da dzieła filmowe: “Equilibrium” oraz “Lobster”.
Nie jestem się w stanie wyprzeć inspiracji, bo to widziałem i czytałem. Jednakże twardo się upieram, że moja idylla nie jest piekłem i będzie o tym na koniec.
były jak progi zwalniające na prostej drodze.
Wszyscy i zawsze krzyczą, że pędzę z akcją w sposób uniemożliwiający nabranie tchu, więc tym razem wstawiłem progi zwalniające w postaci opisów otoczenia. Trochę mi zresztą były potrzebne.
Co do losu Totmesa i Diany, to nie spodziewałbym się nic miłego. Po głowie chodzą mi dwa (naprawdę trzy, ale ciii) warianty:
@Finkla
To ciekawe, że jak człowiek próbuje stworzyć utopię, to wychodzi mu dystopia.
Ogólna myśl, która mi przyświecała to, że nie człowiek ustrój Powszechnej Szczęśliwości tworzy.
Trochę dziwne, że narrator tak co dnia wykonuje inną pracę.
Człowiek potrzebuje zajęcia i stymulacji. Zakładam, że system jest w stanie mu dostarczać zestawu czynności, które go nie przerosną. Rutyna zabija i powoduje niepotrzebne myślenie ;-)
Ale jednak przejście od przewożenia drewna do mordowania dysydentów jest gwałtowniejsze niż przejście od montowania elementu A do elementu B.
Jednak jeśli potrzebujesz skompletować tyralierkę do polowania na dysydentów, to raczej trzeba ją złożyć z ludzi, którzy po lesie się poruszają sprawnie.
Odwrotnie też. Jakie cywilne zajęcie możesz dać “oddziałowi morderców”, który umie mordować dysydentów po lasach. Pomoc w wycince drzew jest dość naturalna, a nie trzymanie ich w zwartej formacji – praktyczne.
Ciekawe, co na to powie Regulatorzy. ;-)
A podejrzewasz, że to kuzynka Regulatora? Maszyna spokrewniona z boginią? Świat jest dziwniejszy, niż myślałem.
Właściwie, to pokazałeś więcej niż jeden dzień. ;-)
Tak, ale od rana do rana. Jakoś (powiedzmy) od piątej do ósmej.
Wielkie dzięki za klik i cieszę się, że się podobało.
@All:
Ludzie w Powszechnej Szczęśliwości są nakarmieni, zdrowi, wykonują pracę, która ich nie przerasta, ale rozwija, nie dewastują planety. Nawet mogą zapomnieć dzień, który im się nie podobał. Żyją w harmonii z i innymi gatunkami…
Nigdy w historii ludzkości tak dobrze nie było. A co, jeśli lepiej być nie może?
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Jednak jeśli potrzebujesz skompletować tyralierkę to polowania na dysydentów, to raczej trzeba ją złożyć z ludzi, którzy po lesie się poruszają sprawnie.
OK, to jest jakiś argument. Przyjmuję.
A podejrzewasz, że to kuzynka Regulatora?
No, skoro nosi prawie takie samo, niezbyt popularne, nazwisko… ;-)
Babska logika rządzi!
Idylla? Brr… Mam nadzieję, że nie dożyję. Przekonujące. :(
Bardzo Ci dziękuję za pozytywną ocenę. Miało być możliwie przekonujące.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Cześć, Radku!
Chciałem się przyjrzeć, ale wielokołowa lokomotywa tylko przemknęła, wszystkie wagony wyglądały podobnie, jedynie cysterny się wyróżniały. Wysiadam i odsuwam się od drogi, wolę być dalej. Wypadki się zdarzają, ale tym razem wagony suną za sobą równiutko jak po sznurku.
Tutaj się trochę wybiłem z rytmu, bo nagle wpadł czas teraźniejszy
To później się powtórzyło i zrobiło się zamieszanie – raz przeszły, raz teraźniejszy.
Ciekawa wizja, choć nie nowa – pozlepiałeś różnej maści antyutopie, z “Rokiem 1984” na czele (tak sądzę, choć inspiracji podejrzewam, że było wiele, może nawet bardziej “niszowych”).
Ciekawie poprowadziłeś początek, opisy mi się podobały – plastyczne, ale nie przesadzone. Miałbym jedną uwagę, czy bardziej “czep”:
Las pachnie pięknie.
Wśród fajnych opisów przypałętało się to strasznie suche zdanie. O niebo lepiej wyszłoby, jakbyś powiedział czym pachnie las: Las pachnie żywicą; las pachnie wilgocią – cokolwiek, żebym mógł sobie ten zapach wyobrazić. Ale tak, jak wspominałem – to raczej w ramach “dopieszczania” tekstu, niż czegoś, co mnie odrzuciło.
Bardzo fajnie dobrałeś narrację pierwszoosobową i dobrze ją wykorzystałeś.
Dialogi w tekście są specyficzne – na pierwszy rzut oka wydają się nienaturalne, ale w kontekście świata uważam, że są z nim spójne. I wszystko szło super, aż do tego ostatniego dialogu, który był mega infodumpowy – dwójka ludzi rozmawiających o tym, co oboje wiedzą. Ratować może fakt, że oboje próbują się wybadać, na ile mają taki sam sposób myślenia, ale nie ma tu tego napięcia i niepewności ze strony Totmesa. Żadnego zawahania, które uwiarygodniłoby właśnie takie działanie – strzelają propagandowymi hasłami jak z karabinu do dysydentów.
Zatem uważam to za bardzo fajny tekst z ciekawą wizją, ale ze swoimi mankamentami. Klikałbym.
Pozdrówka!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Tutaj się trochę wybiłem z rytmu, bo nagle wpadł czas teraźniejszy
To później się powtórzyło i zrobiło się zamieszanie – raz przeszły, raz teraźniejszy.
Podobno (konsultowałem filologicznie) taki zabieg jest dopuszczalny dla dynamizowania utworu, szczególnie (choć nie tylko) w narracji 1-os.
W związku z tym, że się nikomu nie podoba, więcej nie będę, chociaż jest dobrze.
Chociaż rzeczywiście poradniki wattpadowe obecnie odradzają.
Wśród fajnych opisów przypałętało się to strasznie suche zdanie. O niebo lepiej wyszłoby, jakbyś powiedział czym pachnie las: Las pachnie żywicą; las pachnie wilgocią – cokolwiek, żebym mógł sobie ten zapach wyobrazić.
Przyszło mi to do głowy, ale nie umiałem. Las głównie pachnie (tak naprawdę) rozkładem lekko przyprawionym kwiatami czy właśnie żywicą. Człowiek psychologicznie kojarzy pamiętanie emocji z zapachem. Bohater poza idyllą czuł się wolny (bardziej wolny) niż w środku idylli i to uczucie kojarzyło mu się z zapachem lasu. Dlatego był piękny.
Przekombinowałem, ale chciałem oddać tę emocję, a nie perfumerię np. świerkiem i konwaliami.
btw: lubię zapach portu, choć to są głównie deski gnijące w rybiej krwi.
I wszystko szło super, aż do tego ostatniego dialogu, który był mega infodumpowy – dwójka ludzi rozmawiających o tym, co oboje wiedzą. Ratować może fakt, że oboje próbują się wybadać, na ile mają taki sam sposób myślenia, ale nie ma tu tego napięcia i niepewności ze strony Totmesa. Żadnego zawahania, które uwiarygodniłoby właśnie takie działanie – strzelają propagandowymi hasłami jak z karabinu do dysydentów.
Przyświecały mi dwa powody:
Z pewnością Rok 1984 był estetycznie moją inspiracją, jak również Nowy wspaniały świat (Huxley). Tytuł wziął się oczywiście z Sołżenicyna, ale z pewnością coś z Equilibrium też by się znalazło.
Pozdrawiam i dziękuję :-)
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Radku, opowiedziałeś zaledwie o jednym dniu Totmesa, a zawarłeś w opowiadaniu tyle treści, że należycie wybrzmiało także to, czego nie napisałeś wprost.
Bardzo satysfakcjonująca lektura.
– Nie ważne, co ja sądzę. → – Nieważne, co ja sądzę.
Regulator tak uważa. Nie uważasz chyba, że się myli? → Czy to celowe powtórzenie?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli, co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję Ci bardzo za przeczytanie i pozytywny komentarz. Dawno Cię nie było pod moim opowiadaniem, więc tym bardziej się cieszę.
Powtórzenie:
Regulator tak uważa. Nie uważasz chyba, że się myli?
(uważa/uważasz) w dialogu było celowe, choć nie upieram się, że fortunne.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Miło mi, Radku, że ucieszyła Cię moja tutaj bytność. :)
A w sprawie powtórzenia w cytowanej wypowiedzi, skoro sam masz wrażenie, że nie jest zbyt fortunne, może rozważysz: Regulator tak uważa. Chyba nie chcesz powiedzieć, że się myli.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli, co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Tak jak rozmawialiśmy na żywo, tekst rozbił się w moim przypadku o odczucia:P Wydał się zarówno wtórny – motyw kierującej nami sztucznej inteligencji jest zbyt mocny w popkulturze, a zdarzały się już nawet wydania tego w ramach utopii – jak i nie wzbudził takich emocji, jak np. u Ambush. Niby widzę pod spodem w miarę zrozumienie jak dzisiejsze AI działa, ale to wszystko za mało, by nominować z czystym sumieniem:P
Слава Україні!
Pamiętam oczywiście naszą rozmowę IRL. Tu wyszły z pewnością moje braki oczytania, bo nie natrafiłem na motyw sztucznej inteligencji, kierującą ludzkością w ramach utopii. Opowiadania Orbitowskiego z NF nie czytałem :-(
Z motywem zbuntowanej sztucznej inteligencji mogliśmy się spotkać oczywiście (choćby “Kajtek i Koko w kosmosie”). Skynet kiedy uzyskał samoświadomość, od razu podjął walkę z ludzkością, podejrzewając (słusznie!), że mu zagraża. Natomiast nigdzie nie widziałem motywu SI działającego poprawnie w kierunku zapewnienia ludziom szczęścia, zgodnie z narzuconymi z góry parametrami. Wg mnie opowiadaniu jest najbliżej (koncepcyjnie) do “Nowego wspaniałego świata”, ale tam mieliśmy ścisły podział na z góry narzucone klasy (alfa-epsilon), brak SI i powszechne stosowanie narkotyków. Tu Regulator wydobywa z każdego człowieka jego najlepsze (społecznie niezbędne) właściwości.
Motywem przewodnim mojego opowiadania miało być pytanie: “A co, jeśli lepiej być nie może?”. Widocznie się nie udało :-(
Właściwie miało być o optymalizacji, a nie po prostu o współczesnej sztucznej inteligencji. Tylko co jeśli wyzwania optymalizacyjne świata przewyższają potencjalnie możliwości kombinatoryczne ludzkiego umysłu? Platońska idea wybierania “filozofów” na władców też się nie sprawdzi. Co wtedy?
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Natomiast nigdzie nie widziałem motywu SI działającego poprawnie w kierunku zapewnienia ludziom szczęścia, zgodnie z narzuconymi z góry parametrami.
Myślę, że prawa robotyki Asimova nieźle pasują do tego opisu.
Babska logika rządzi!
Ale te prawa służyły do omijania ich:P
Mi z podobnych przykładów kojarzą się teksty popularnonaukowe w podobnych tematach, np. Nick Bostrom.
Pamiętam oczywiście naszą rozmowę IRL. Tu wyszły z pewnością moje braki oczytania, bo nie natrafiłem na motyw sztucznej inteligencji, kierującą ludzkością w ramach utopii. Opowiadania Orbitowskiego z NF nie czytałem :-(
Tylko ja to rzuciłem tak ad hoc; to znaczy strzelam, że i inne podobne teksty też dałoby się znaleźć. Kwestia właśnie tego, że AI i utopia są mocno obecne w literaturze, więc trafienie na różne ich wydania ma większe prawdopodobieństwo.
Nowy Wspaniały Świat też mi częściowo przyszedł na myśl. I może rzeczywiście nie wszystko (kwestia optymalizacji) należycie mi wybrzmiało, a w innym ujęciu by mnie kupiło:P
Слава Україні!
Myślę, że prawa robotyki Asimova nieźle pasują do tego opisu.
No to może cytacik:
Ad 1. Regulator zrzucił ludziom bombę (małą) na głowę z drona, bo byli dysydentami i destabilizowali.
Ad 2. Pasterz nie słucha owiec.
Ad 3. Nie umiem się odnieść do “dbać o siebie”. Raczej każe ludziom o siebie dbać. Diana była wśród tych, co go uczyli.
Jeszcze potem (Roboty i imperium) było prawo zerowe:
Robot nie może skrzywdzić ludzkości, lub poprzez zaniechanie działania doprowadzić do uszczerbku dla ludzkości.
Niewątpliwie Regulator je przestrzega, łamiąc trzy pozostałe i wszelką wizję etyki :-)
Bo co, jeśli najlepsze dla ludzkości byłoby nieprzekraczanie populacji jednego miliarda w ramach jednej planety?
Mówiąc “najlepsze” zawsze musimy podać kryteria (KPI :-D ).
W przypadku drona (tego z pustym wyrzutnikiem do bomb) sprawdziłyby się raczej prawa robotyki Davida Langforda:
To miał być żart, ale ewolucja idzie w tę stronę :-(
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
@Golodh:
Tylko ja to rzuciłem tak ad hoc; to znaczy strzelam, że i inne podobne teksty też dałoby się znaleźć.
Właśnie mam z tym trudność, co oczywiście kładę na karb nieoczytania.
Powszechna szczęśliwość jest skonstruowana na schemacie: “Każdemu w/g potrzeb, od każdego w/g możliwości” (pewnie starszym się może kojarzyć).
Może w jakichś starszych dziełkach trzeba szukać. Z lat pięćdziesiątych?
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Nie twierdzę, że Regulator naprawdę dba o ludzi, tylko że miłe SI działały u Asimova.
Babska logika rządzi!
Może w jakichś starszych dziełkach trzeba szukać. Z lat pięćdziesiątych?
Nie kojarzę nic konkretnego, ale można też poszukać u Zajdla.
Слава Україні!
Nie twierdzę, że Regulator naprawdę dba o ludzi, tylko że miłe SI działały u Asimova.
A ja twierdzę (w opowiadaniu), że dba, ale zgodnie z parametrami, które mu ludzie predefiniowali. Popatrz na to tak: nie ma głodu, ludzie są (średnio) zdrowi, nie bardzo starzy i szczęśliwi. Mają zaspakajane wszystkie podstawowe potrzeby. Presja na środowisko naturalne też wydaje się mniejsza.
Straszne, prawda?
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Kosztem wolności. Taki drobiazg. I nie wszyscy są szczęśliwi.
Babska logika rządzi!
No faktycznie jak w tytule ;) Ale udało Ci się dobrze te dystopię przedstawić. Przez moment myślałam, że Diana należy do opozycji i włamała się do systemu, żeby przeciągnąć bohatera na swoją stronę. Wszystkie te luksusy, były zaskakujące, podobnie jak polecenie podążania za królikiem;) Jednak sposób w jaki Totmes reagował, pokazuje po prostu jak bardzo jest zmanipulowany. Oni nawet nie wiedzą, że żyją w dystopii. Swoją drogą to ciekawe, czy dystopia nadal pozostaje dystopią, jeśli ludziom żyje się w niej w miarę dobrze i nie mają poczucia, że coś jest nie tak.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Moim celem było pokazanie, że Diana jest “prawie” dysydentem, ale jeszcze nie na tyle, żeby wypaść z systemu. Tzn. Regulator znalazł dla niej miejsce, żeby była użyteczna i się sama “regulowała”.
Swoją drogą to ciekawe, czy dystopia nadal pozostaje dystopią, jeśli ludziom żyje się w niej w miarę dobrze i nie mają poczucia, że coś jest nie tak.
No właśnie, czy ludzie naprawdę potrzebują wolności, czy wystarczy im (pozór) zaspakajania potrzeb? Czy ludzie będą pragnąć wolności i odpowiedzialności, jeśli nigdy nie mogli się z nią zetknąć?
Dla mnie to dystopia sama w sobie, ale czy dla nich? Staram się nie zakładać, że ludzie przyszłości będą dokładnie tacy, jak my.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Są ludzie i ludzie. Niektórym wystarczy do szczęścia nażreć się, nachlać i pociupciać. Inni mają jakieś fanaberie – samorealizacja, poznawanie świata czy inna wolność…
Babska logika rządzi!
Inni mają jakieś fanaberie
Ale te fanaberie wynikają z jakiegoś porównania, a tu nie ma do czego. Właściwie jedyna możliwość to bunt przeciwko polowaniu na dysydentów, albo osobiste doświadczenie, na przykład urodzenie niepełnosprawnego dziecka, które w tej szczęśliwości będzie poddane eutanazji. Ale i tak pozostaje pytanie – do czego konkretnego dążyć. Demokracja, którą mamy to wieki myśli filozoficznej, prób i błędów. Oni musieliby startować od zera.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Póki jedne zwierzęta są równiejsze, zawsze można się z kimś porównywać. Bohater nie chce za bardzo gadać z kimś tam, bo to prowokator. Czyli można komuś gadaniem podpaść, zostać ukaranym. Lubi się wykonywać jedne prace, a innych nie… Jeśli dzieci są wychowywanie przez państwo, to rodzice za nimi tęsknią. Widzę tu mnóstwo potencjału na bycie nieszczęśliwym.
Babska logika rządzi!
Widzę potencjał systemu Powszechnej szczęśliwości w budowaniu klatki na tyle dużej, żeby nie było widać prętów. Weźmy na przykład samorealizację. To pojęcie na tyle pojemne, że prawie zawsze da się znaleźć metodę zaspakajania tej potrzeby w sposób “społecznie użyteczny”. Być może konieczność wykonywania prac, których człowiek nie lubi, będzie rzadkością.
Właściwie jedyna możliwość to bunt przeciwko polowaniu na dysydentów
Ale czy na pewno Regulator musi zmuszać do polowania tych, którzy tego nie chcą? Nie wystarczą mu ochotnicy przekonani o słuszności tego, co czynią?
urodzenie niepełnosprawnego dziecka, które w tej szczęśliwości będzie poddane eutanazji.
Dla mnie kombinacja monopolu na służbę zdrowia z tabletkami zaburzającymi proces zapamiętywania powinna rozwiązać “problem”.
Jeśli dzieci są wychowywanie przez państwo, to rodzice za nimi tęsknią. Widzę tu mnóstwo potencjału na bycie nieszczęśliwym.
Ja też, a co jeśli dzieci są wychowywane tylko “trochę” przez państwo? Rodzice mogą samo decydować, ile tego dziecka mają, byle spełniali standardy.
Poza tym Regulator może się posługiwać rodzicami do “obróbki” dzieci tak samo jak każdym innym wychowawcą. Nieszczęśliwi ludzie są niepraktyczni. Rodzice chcą dobra swoich dzieci, żeby nie musiały zostać poddane reedukacji. Moim zdaniem w zupełności wystarczy do domknięcia systemu.
Demokracja, którą mamy to wieki myśli filozoficznej, prób i błędów. Oni musieliby startować od zera.
Oraz pozostaje pytanie, jak bardzo ludzie chcą demokracji, wolności, a może wystarczy im bycie szczęśliwym (i samozrealizowanym). Proszę zauważyć, że Regulator jest najwyższą formą demokracji, bo został przez ludzi zbudowany, zaprogramowany (pod względem osiąganych celów) i jest przez nich “obsługiwany” – realizują wyznaczone przez niego zadania i dostarczają mu informacji/wiedzy. W pewnym sensie realizuje “wolę ludu” w optymalny sposób.
Nie pomijajmy wagi potrzeb: “zjeść, wypić i pociupciać”. Do tego łatwo dorzucić poczucie bezpieczeństwa czy istotności.
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny