- Opowiadanie: Nikodem_Podstawski - Mirrorix

Mirrorix

Lustra są prawdomówne. Zawsze pokazują człowieka takim, jakim jest naprawdę. Niemożliwe jest, by ukryć przed nimi swoje niedoskonałości. To dlatego wielu nie lubi w nie spoglądać. Co jednak, jeśli oprócz wyglądu lustra byłyby w stanie pokazywać to, co wewnątrz?

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy IV, Użytkownicy II, Finkla

Oceny

Mirrorix

– Działaj, działaj, działaj! No, już, przecież przekonwertowałem zasilanie! Ugh! Że też akurat tutaj! – Trzasnąłem w deskę rozdzielczą o wiele mocniej niż powinienem. Pulsujący ból w dłoniach pozwolił mi to zrozumieć.

A wszystko było tak pięknie jeszcze te parę minut temu, kiedy podczas transportu z celi udało mi się uciec strażnikom. Powinni mi jednak skuć też nogi, ich błąd. Nie docenili mojej pomysłowości i tego, że umiem zrobić pełne salto w powietrzu, ale to nieistotne. Inna sprawa, że jakimś cudem nie trafili mnie nabojami paraliżującymi. Potem szybko do hangaru (całe szczęście, że kiedyś przyjrzałem się mapie krążownika), znalazłem niepilnowany statek i zanim te durne klawisze zdążyły mnie dogonić, byłem już w kosmosie. Trochę niewygodnie pilotować w kajdankach, ale dla mnie, byłego kapitana oddziału kanonierów, a obecnie zbrodniarza, to był pikuś. Szkoda, że dla dział plazmowych krążownika więziennego zestrzelenie mnie było równie łatwe, a pęd zniósł mnie na tę planetę. Ucieczka była zbyt spontaniczna i nie wiedziałem, gdzie się znajdujemy. Mimo to postanowiłem zaryzykować. I oczywiście ze wszystkich galaktyk, układów i orbit, musieliśmy przelatywać akurat obok Mirrorix.

Hę? Co mówicie? Nie wiecie za wiele o tym miejscu? Już spieszę z wyjaśnieniem. (Jest źle, już wymyślam sobie jakąś urojoną widownię). Ten uroczy zakątek wszechświata to planeta, której powierzchnia składa się w całości z niewielkich wyżyn i równin. Co w tym niezwykłego? A to, że tworzące ją kryształy świecą się jak nienormalne i działają jak lustra. Stąd się wzięła nazwa Mirrorix (sprytne, prawda?). Całe szczęście, że błękitny olbrzym tego układu jest dość daleko, bo inaczej każdy lecący obok pilot oślepłby nawet nie patrząc w tym kierunku. Mimo to i tak planeta nieźle świeci bladoniebieskim, odbitym światłem.

Gdzie byście nie zapytali, o Mirrorix krąży wiele dziwnych legend. Na przykład takich, że nic tu nie żyje, że te kamienne lustra to tak naprawdę bezcenne diamenty, że każdy, kto tu trafia, staje się obłąkany i inne miłe bajeczki. Dwie z tych historii, są jednak potwierdzonymi faktami. Po pierwsze błyszczące głazy odbijają sygnały elektromagnetyczne, więc ktoś z kosmosu nie może skontaktować się z kimś tutaj. Boleśnie przekonałem się o tym, próbując wezwać pomoc na wszystkie możliwe sposoby. Po drugie, tylko jednej załodze udało się kiedykolwiek opuścić planetę. Legendarnej załodze admirała Grisa. Wszystko zostało dokładnie opisane przez wścibskich, nieempatycznych dziennikarzy. Z 205 członków załogi wszyscy mieli różne zaburzenia psychiczne, czterdzieści jeden zniknęło bez śladu, siedemdziesiąt pięć zraniło siebie lub kogoś innego, były cztery morderstwa, dwadzieścia prób sabotażu i piętnaście prób samobójczych. Sam admirał Gris do końca życia bał się o tym opowiadać, jednak z jego zeznań wiadomo najwięcej. Cudem udało mu się przezwyciężyć szaleństwo swoje i części załogi i opuścić to miejsce. „Mirrorix to zimna, bezwzględna planeta, która wyciąga z człowieka największe zło i niszczy go od wewnątrz” – Tak ją opisywał.

W świetle wyżej przedstawionych argumentów, myślę, że mogę z dużą dozą prawdopodobieństwa wysnuć tezę, iż jestem trupem.

Mój, a właściwie nie mój, tylko więzienny statek roztrzaskał się o te lusterka. Nie działa żadna forma komunikacji, silniki są w opłakanym stanie, a żadnego jedzenia i wody po pół godziny inspekcji niewielkiego pokładu nie znalazłem. Elektryczność ledwo działa, więc system podtrzymywania życia pociągnie może jeszcze jakieś trzy doby. Całe szczęście jest skafander, więc będę mógł przynajmniej wyjść na zewnątrz, żeby zobaczyć swój grobowiec.

Jestem tu sam. Żaden statek z więzienia po mnie nie przyleci, wszyscy się boją. Wiedzą, że i tak tu sczeznę. Paradoksalnie ucieczka z więzienia nie przyniosła mi wolności, a jedynie większą i bardziej połyskliwą celę.

Założyłem skafander, lekko przyduży, ale kto by się tym teraz przejmował i wyszedłem na powierzchnię. Dobrze, że w szybie hełmu jest filtr światła, inaczej z pewnością musiałbym mrużyć oczy. Przede mną roztaczał się pofałdowany teren, w całości złożony z odbijających światło kanciastych powierzchni. Na tle czarnego nieba, które nie przeszkadzało odbitemu światłu razić wszystko dookoła, bezkresne farmy błękitnych kryształów można było nazwać pięknymi. Lustra w wielu miejscach były popękane, nierówne i krzywe. Łamały się na milion kawałków i biegły we wszystkie strony. Były też jednak ogromne, jednolite tafle, które na myśl przywodziły sławne lodowiska na Glaciabie. Eh, stare dobre czasy. Ile to lat minęło, od kiedy ostatnio wdychałem tamtejsze mroźne powietrze?

Spojrzałem pod nogi i ujrzałem kilkaset własnych odbić, w różnych kształtach i rozmiarach. Czułem się jak czcionka w dokumencie. Pogrubiony, kursywą, w rozmiarze dwanaście, obok rozmiar czterdzieści osiem i w formie nagłówka. Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego na tej planecie można zwariować. Prawdziwy raj dla mitologicznego Narcyza. I mojej byłej. Podniosłem wzrok i lekko się wzdrygnąłem.

Dzięki stosunkowo płaskiemu terenowi zobaczyłem inny statek kilka kilometrów od mojej pozycji. Starannie zaparkowany, zupełnie jakby czekał na właścicieli. Przez chwilę miałem ochotę tam iść. Pobiec. Rzucić się szaleńczym pędem w jego stronę, krzycząc: „Hej! Hej! Jest tam kto?! Tu jestem! pomóżcie mi!”, ale stłumiłem to pragnienie. Znałem bolesną prawdę. Ten statek od dawna jest pusty, oprócz być może trupów, których na tej odbijającej życie planecie nie ma co rozłożyć. A nawet gdybym kogoś tam znalazł… Nie jestem pewien, czy naprawdę tego chciałbym.

Zacząłem iść powoli w nieokreślonym kierunku. Nie zostało mi wiele czasu, więc przynajmniej pooglądam sobie to lustrzane cmentarzysko. 

Wyrok śmierci. Nie chciałem o tym myśleć, ale nie dałem rady. Skazałem samego siebie. Gdybym został w więzieniu, po prostu gniłbym w celi 5x5 do końca swoich dni. Chodziłbym na siłownię, czytał książki i jadł paskudne żarcie. Co jakiś czas odwiedziłyby mnie moje dzieci… Przez kraty widziałbym, jak dorastają… Po co…? Dlaczego ja…?

– Po co?! – wrzasnąłem z całej siły. – Mogłem żyć! Mogłem spokojnie żyć i nie przejmować się niczym! Może kiedyś wyszedłbym na wolność! Co ja chciałem osiągnąć?! Polecieć gdzieś daleko i zbierać złom do końca życia?! Być łowcą nagród?! Prowadzić monopolowy w jakimś zapomnianym przez wszystkich układzie?! Niesłusznie mnie oskarżyli, wrobili, najpierw dali rozkazy a potem kazali wziąć odpowiedzialność! To wszystko było bez sensu! Po co mi była ta ucieczka?! – Rzuciłem się na ziemię i zacząłem pięściami rozbijać kamienne tafle. – Dla adrenaliny, bo a nuż się uda i zacznę od nowa?! Dla dzieci?! Dla siebie?! Jestem taki głupi! Niech to wszystko szlag trafi! Czemu akurat tutaj?! Czemu musieliśmy lecieć akurat tutaj?! – Roztrzaskałem kolejne lustro.

– Zamkniesz się w końcu? Bo aż uszy więdną. – Usłyszałem nagle zza pleców.

Strach sparaliżował mnie od góry do dołu, jednak wraz z nim przyszła świadomość, że nie jestem tu sam. A jednak! Razem być może uda nam się stąd uciec! Zapomniałem już, że ktokolwiek tu żyje, na pewno jest obłąkany. Odwróciłem się z uśmiechem na ustach, ale szybko został zastąpiony przez grymas szczerego zdziwienia.

Przede mną, na jednym z kanciastych, lustrzanych głazów siedział starszy mężczyzna. Na sobie miał dżinsowe ogrodniczki i białą, płócienną koszulę. Siwe włosy były przerzedzone, a biała bródka starannie uformowana. Na pokaźnym nosie spoczywały cyfrowe okulary w cienkich oprawkach. Coś w nim wydawało mi się dziwnie znajome. Może rysy twarzy albo budowa ciała… Zaraz… Czemu on nie ma skafandra?!

– K-kim pan jest?! – Bardzo starałem się nie okazywać strachu. Ale jak tu się nie bać kogoś, na kim nawet brak powietrza nie robi wrażenia?

– A ty, chłopcze? Kim jesteś? – Usłyszałem w odpowiedzi.

Nie wiem, dlaczego postanowiłem normalnie odpowiedzieć na pytanie zamiast zadać jedno z kilkuset moich na temat jego osoby. Nie mam pojęcia, dlaczego stwierdziłem, żeby zignorować ten absurd i po prostu rozmawiać z nim jakbyśmy siedzieli sobie w kawiarni na Fasillo i byli serdecznymi przyjaciółmi.

– Jestem trupem – odparłem z lekkim uśmiechem.

– Trupem? – Staruszek się zaśmiał. Stary dziad, który nawet nie powinien móc tu oddychać miał czelność mnie wyśmiać. – Jesteś całkiem żywy jak na trupa.

– A można to jakoś inaczej nazwać? Niech się pan rozejrzy! Jesteśmy na pustkowiu! Na Mirrorix! Tu nie ma nic! Nic oprócz tych luster! – Stłukłem podeszwą kolejne zwierciadła. – Za kilka godzin wysiądą mi oxytory w kombinezonie i się uduszę. Jakbym bardzo chciał to mógłbym siedzieć we wraku. Może przeżyłbym ze dwa dni więcej. Ale wolę się przejść po tym cmentarzu. Nie każdemu dane jest zobaczyć legendę. Chcę się zmierzyć z przeznaczeniem, nawet tak parszywym.

– Tak, masz rację. Jest legendarna. Jednak ludzie niewiele o niej wiedzą. Zgadza się, mało osób opuściło ten lustrzany glob. A jeszcze mniej z nich wyrwało się spod jego wpływu. Ale to, co zobaczysz na Mirrorix jest widoczne tylko dla ciebie. Cóż chłopcze, pozostaje mi życzyć szczęścia. A jeśli szukasz prawdy, to najlepiej w dużych lustrach. Takich jak te tam. – Wskazał coś za mną.

Odwróciłem się i rzuciłem okiem. Spory kawałek dalej wznosiła się góra głazów zbudowana z płaskich, geometrycznych tafli.

– O jakiej prawdzie pan… – zacząłem, chcąc znowu spojrzeć na staruszka.

Poczułem, jak krew zamarza mi w żyłach, zupełnie jakbym zdjął skafander. Niewidzialna ręka zacisnęła się na mojej krtani. Miałem wrażenie, że nogi mi się roztapiają, ledwo udało mi się nie upaść. Z niedowierzaniem patrzyłem na kamień, na którym przed chwilą siedział staruszek. I zrozumiałem, że jestem tu sam.

 

Nie umiem powiedzieć, ile czasu już minęło. Kilka minut, a może kilka godzin? Dawno straciłem mój wrak z oczu. Kilka razy potknąłem się o nierówną powierzchnię planety. Oglądałem od niechcenia tysiące moich sobowtórów we wszystkich kształtach i rozmiarach.

Kończy mi się czas.

Nagle kątem oka zobaczyłem jakiś cień. Przez chwilę myślałem, że ten dziwny, niepotrzebujący tlenu staruszek wrócił. Ale kiedy odwróciłem się, nikogo nie było.

– No tak, zaczynam wariować. – Zaśmiałem się sam do siebie, choć chyba wolałbym się rozpłakać.

Świetną zabawę przerwało mi jednak coś majaczącego w oddali. Zbliżało się szybko, niosąc za sobą tuman kurzu i zajmowało sobą dużą część linii horyzontu. Zaciekawiony wpatrywałem się w to coś, stojąc nieruchomo. Skoro i tak miałem umrzeć, to było mi wszystko jedno, czy będzie to przez uduszenie czy zmasakruje mnie jakaś anomalia. Po kilku chwilach mogłem się dokładniej przyjrzeć, a widok, jaki zobaczyłem, niemal ściął mnie z nóg.

W moją stronę zmierzał cały oddział; kilkadziesięciu piechurów w granatowych zbrojach, kilka opancerzonych łazików ciągnących ze sobą artylerię. Na sprzęcie ogromnymi, białymi cyframi widniała liczba „91”. Zbyt dobrze znałem tę kolumnę. Tyle dni i nocy… Tyle misji…

– Hej! Hej, tutaj jestem! Jake! Istian! Ozal! – wrzeszczałem jak opętany. Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście! Mój oddział! Moi chłopcy. Co oni tu robią? Kto ich tu przysłał? Skąd oni… A zresztą! Kogo to obchodzi, później będziemy się tym martwić!

Rzuciłem się im na spotkanie, nie zważając na lustra, o które co chwila się potykałem. Już tylko kilka metrów! Już widzę ich twarze! Zaraz będzie jak dawniej! Zaraz…

Nie dotknąłem ich. Nie rzuciliśmy się sobie w ramiona, nie było uścisków, lawiny pytań i głupich żartów. Przeniknęli przeze mnie jak wiatr. Widziałem jak widma biegną dalej; Jake coś krzyczy, Istian do kogoś strzela, Ozal poprawia hełm, który jak zwykle mu spadał. Konwój jedzie dalej bez swojego dowódcy. Nie widzą mnie. Nie mogą. No tak, w końcu wszyscy są martwi.

Ich pochód się zatrzymuje, rozkładają sprzęt, przygotowują się do strzału; zdaje się, że bitwa się rozpoczyna. Nie chcę na to patrzeć, ale nie mogę oderwać wzroku. Wiem, jak to się skończy. W jednej sekundzie spada na nich deszcz płynnego ognia i wszystko znika. Zjawa się ulatnia. Tego dnia nikt nie spodziewał się, że przeciwnicy będą mieli broń termiczną. Wtedy z mojego bezpiecznego stanowiska dowódcy, mogłem tylko oglądać jak moi towarzysze się roztapiają. Nie było mnie przy nich. Nie zginąłem wtedy razem z nimi, choć powinienem. Te gnidy z dowództwa o tym wiedziały! Musieli wiedzieć, że tamci mają taką broń! A gdy przyszło co do czego, obwinili mnie i wsadzili do pierdla!

Poczułem ostry wstrząs w całym ciele. Skuliłem się i gdybym miał czym zwymiotować, pewnie bym to zrobił. Moi ludzie… Mój oddział… Czemu muszę znowu to oglądać?!

Chyba kilka minut zajęło mi, żeby się podnieść. Wykonałem wdech na tyle głęboki, na ile pozwalał na to kombinezon. To było złudzenie. Fatamorgana czy jak się to mówi. Chyba zaczynam rozumieć te wszystkie reportaże o Mirrorix. Jeśli lustra odbijają nie tylko światło, ale ludzką psychikę i to w dodatku w 3D…

Spojrzałem przed siebie i moją uwagę zwrócił stos kolosalnych zwierciadeł tworzący wzniesienie długie na kilkadziesiąt metrów, którego szczyt był na wysokości drugiego piętra.

– To o tym mówił staruszek? Prawda w dużych lustrach? Skoro i tak mam umrzeć, to właściwie co mi szkodzi? – westchnąłem sam do siebie, robiąc krok naprzód.

Z bliska wyżyna była jeszcze bardziej imponująca. Wielkie zwierciadła były jak ekrany bilbordów na wieżowcach wielkich miast. Z tą różnicą, że przedstawiały tylko monotonny krajobraz lustrzanego gruntu i bazaltowego nieba, a nie półnagie modelki reklamujące szampony w kapsułkach.

Spojrzałem w lewo i zauważyłem wejście do jaskini. Było tu wcześniej? Dziwna specyfika kryształów sprawiała, że wewnątrz też panowała jasność, choć nieco ograniczona. Zdecydowałem się wejść, mając dość wyboistych równin. Nagle przez rząd zwierciadeł przemknął kolorowy cień jakiejś dziewczynki. To z pewnością była dziewczynka. Dwa kucyki, sukienka z falbankami… Całkiem podobna do… Nie, niemożliwe… A jeśli…?

Pobiegłem za nią; tam, gdzie zniknęła. Korytarz był szeroki, a podłoże płaskie, więc biegło się łatwo. Czekała na mnie w jednym z wąskich luster na ścianach. Stała i uśmiechała się. Teraz byłem już pewien. To moja córka. Nogi same mi się zgięły. Pogładziłem ją po policzku.

– Xillia… Skarbie… Tak mi przykro… – Twarz wykrzywiła mi się w smutku. Patrzyłem w jej oczy, szukając w nich zrozumienia, ale one jak gdyby mnie nie widziały.

Nagle spojrzała gdzieś w dal z przerażeniem, obróciła się i zaczęła uciekać w głąb lustra. Biegłem dalej licząc, że jeszcze ją znajdę, ale zauważyłem coś innego.

W kryształowych ekranach wyrosła niewielka osada, cała w płomieniach. Widać było wybuchy, osuwającą się ziemię, walące się budynki i maszerujących żołnierzy. Cienie uciekających cywili padały na ziemię jeden za drugim pod ogniem z karabinów.

Całe ciało zaczęło mi drżeć. Pamiętna misja na Plagan. Cesarstwo w imię walki z rewolucjonistami kazało nam zrównać z ziemią jedną z ich wiosek. Nie dostaliśmy jednak pełnych informacji. Myśląc z początku, że atakujemy wroga, zabijaliśmy bezbronnych ludzi. Potem… Potem było już za późno, żeby się wycofać… A przynajmniej tak się usprawiedliwialiśmy. Wiele godzin terapii było potrzebne, by móc po tym normalnie funkcjonować. Ale zapomnieć nikt z nas nie był w stanie. Niektórych musieli potem oddalić ze służby. Czemu to widzę? To ma być ta prawda?

Obraz rozmył się, a zaraz potem pojawił się żołnierz, zaciskający rękę na gardle kilkuletniego chłopca. Dowódca, widać po barwach zbroi. Młody nie miał szans, ale nożem kuchennym udało mu się zarysować pancerz zbrodniarza, nim ten złamał mu kark. Gdy jego głowa zwisała już bezwładnie, twarz zaczęła się zmieniać. Blondynek z lekko opaloną cerą, zadartym noskiem i dołeczkami w policzkach. Zupełnie jak… Jak…

– Rister! – wrzasnąłem, przypadając do zwierciadła. Mój syn. Mój jedyny syn jest teraz martwy. Spojrzałem w czarne, puste oczy żołnierza i rozpoznałem w nich siebie. To ja. Ja zabiłem własnego syna.

Nie mam pojęcia, jak wydostałem się z jaskini. Nie wiem, ile czasu leżałem na kanciastym, błyszczącym gruncie, nerwowo łapiąc oddech. Otworzyłem oczy i spojrzałem na lustra, odbijające moją przerażoną twarz. Obróciłem się na plecy.

– To miejsce… Jest straszne… – zabrzmiałem jakoś zupełnie obco.

– Zgadza się. Całkiem przerażające – przyznał ktoś, czyj głos już znałem.

Podniosłem głowę. Tym razem staruszek stał nade mną i patrzył z politowaniem.

– Kim ty… jesteś…? – Byłem zbyt zmęczony na bardziej skomplikowane pytania.

– Tym, kim bardzo chciałbyś być.

– Nie sądzę. Jesteś tu razem ze mną, nic lepszego cię już nie spotka.

– Może tak, a może nie. – Dziadek znowu się zaśmiał. – Los bywa bardzo przewrotny.

– O co w tym wszystkim chodziło?! Moje dzieci… One… To miała być ta prawda?!

– A nie była?

– Nie zabiłbym własnego dziecka! – wrzasnąłem.

– Ale te na Plagan zamordowałeś. Poza tym myślisz, że co w tej chwili robisz? – zapytał ze smutkiem w głosie.

Spojrzałem w otchłań kosmosu. Miał rację. Xillia i Rister zostali przeze mnie porzuceni. Nigdy się nie dowiedzą, że nie mogłem wrócić. Prawdopodobnie pomyślą, że uciekłem z więzienia, by odciąć się od nich i zacząć nowe życie. Mam tylko nadzieję, że są szczęśliwi z matką. Opiekuj się nimi dobrze, stara jędzo.

– Zaakceptowałeś prawdę? – Dziadek wyrwał mnie z rozmyślań.

– Że jestem okropnym człowiekiem?

– A za takiego się uważasz?

– Te lustra tak myślą. Podobno miały pokazać mi prawdę. Ten, który zabijał dzieci, ślepo wierząc w rozkazy. Ten, który pozwolił swoim ludziom umrzeć za jakąś głupią misję. Ten, który porzucił rodzinę, myśląc, że ucieknie przed własnym losem. Kawał drania ze mnie – stwierdziłem charcząc i dysząc. Coraz trudniej było mi oddychać, najwidoczniej kończyły się rezerwy tlenu.

– A co ty myślisz?

– Że to miejsce jest idealne dla takich jak ja.

Znowu się uśmiechnął. Zaraz po tym jego postać rozpłynęła się w świetliste wstęgi, które zaczęły się mnożyć i otoczyły mnie. W tym chaotycznym tornado świecącej mgły mogłem dojrzeć swoje dzieciństwo, młodość i jej liczne błędy, początek służby w wojsku i pierwsze morderstwo ku chwale ojczyzny. Pierwszy raz z kobietą, pierwsza zdrada, pierwsze dramaty. Kilkanaście przypadków upicia się do nieprzytomności. W końcu awans na stołek kapitana i własny oddział. Moi chłopcy. Potem moja obecna ex i matka moich dzieci – Charlotte i nasz miesiąc miodowy. Kochałem cię nad życie, złotko. Przynajmniej pierwsze pięć lat. W końcu widzę moje dzieci, widzę jak spędzamy letni wieczór w miejskim parku. Chciałbym zobaczyć, jak dorastają… W końcu widzę siebie, który trafia do więzienia i moją heroicznie głupią ucieczkę. To koniec.

Wpatruję się pusto w przestrzeń. Błękitnobiałe lustra na tle czarnego nieba wyglądają bajecznie. Gwiazdy w oddali lekko świecą i migoczą. Nie jestem już w stanie złapać oddechu. Gdzieś w tle huczy alarm skafandra.

Rozumiem już dlaczego uciekłem. To do niej. Do Mirrorix. Ona mnie wezwała, by pokazać to wszystko i odpowiednio ukarać, tak jak innych, którzy przylecieli tu wcześniej. Więc to taki jest los zbrodniarzy? Czy to wszystko, na co zasługuję? Chciałbym wiedzieć to co ty, dziwny, nieoddychający staruszku. Spoglądam w jednym ze zwierciadeł na swoją zapłakaną twarz, wiedząc, że już zawsze będzie ono ją pokazywać.

Mirrorix. Planeta, o której krąży wiele legend i mitów. Jest zbudowana w całości z kryształowych kamieni, które działają jak lustra. Ktokolwiek tu przybędzie będzie mógł zajrzeć w głąb siebie. Tutaj nie ma potworów, nie ma wojen i kataklizmów. Jest bezpiecznie i cicho. Tu nigdy nie zostaniesz przez nikogo oszukany. To rezerwat, wolny od ludzkiego zła i zepsucia. Niezrozumiały świat, który pokazuje wszystko takim, jakim jest naprawdę. Lustro wszechświata. Z tego właśnie bierze się ludzki strach przed nim. To piękna planeta. I gdyby tylko mogła spojrzeć na siebie w lustrze, z pewnością pomyślałaby o sobie tak samo.

Koniec

Komentarze

Hej!

Na początek wrzucam to, co wypatrzyłem:

W moją [stronę] zmierzał cały oddział; kilkadziesiąt piechurów w granatowych zbrojach, kilka opancerzonych łazików ciągnących ze sobą artylerię.

Przyjemnie mi się czytało, piszesz sprawnie, plastycznie pokazujesz emocje. Tryskają one wprost z tekstu ale moim zdaniem nie są nadmiernie lepkie, nie odstręczają swoją natarczywością, a raczej, dzięki płynnej narracji, czytelnik łatwo może z nimi rezonować i sam je poczuć, przynajmniej część. Wiąże się to bezpośrednio z kreacją głównego bohatera, który jest wyrazisty, niejednoznaczny i choć popełnił czyny godne potępienia można zdecydowanie mu współczuć i kibicować. Podczas lektury więc kibicujemy mu (przynajmniej ja kibicowałem), by jednak jakoś odnalazł drogę ucieczki z tej planety-pułapki. Zamiast tego odnajduje drogę do wnętrza siebie i to również nas satysfakcjonuje, ponieważ w literaturze tak naprawdę najważniejsze są nie wydarzenia i miejsca, ale to, jak zmieniają się bohaterowie. A Tobie udało się to pokazać. Podoba mi się refleksja, którą nasunęła mi lektura Twojego tekstu. Mianowicie człowiek, postanowiony w sytuacji bez wyjścia, kiedy nie może nic innego począć, nieuchronnie spogląda w swoje wnętrze, co wcześniej różne sprawy mu uniemożliwiały, rozpraszając jego uwagę. Przez chwilę myślałem nawet, że chcesz przedstawić za zasłoną science-fiction metaforyczną opowieść o zespole stresu pourazowego, lecz potem rzeczywiście piszesz o PTSD dosłownie, co również jest jak najbardziej uzasadnione. Przyszło mi też do głowy skojarzenie z Solaris Lema, gdzie był podobny pomysł na planetę, której wpływ sprawia, że bohaterowie poznają samych siebie.

Podsumowując, gnothi seauton, mawiali starożytni Grecy, a to wezwanie, w naszych czasach, kiedy dzięki osiągnięciom techniki i wyobraźni cały (wszech)świat staje przed nami otworem, pozostaje bardziej aktualne, niż kiedykolwiek. 

Pozdrawiam,

Maldi.

Dziękuję za tak miłe słowa. Czuję się spełniony wiedząc, że mój tekst jest w stanie skłonić do tak rozbudowanych przemyśleń i przede wszystkim, że jest przyjemny w odbiorze. Pozytywny odzew to chyba najlepsza motywacja, jaką może otrzymać pisarz.

Również pozdrawiam. 

Zapraszam na mój kanał YouTube

Nikodemie, chyba nie mam pewności, czy dobrze pojęłam opowiadanie, bo przeczytawszy je zastanawiam się, czy gdyby bohater nie trafił na Mirrorix i osobiście nie zobaczył mnóstwa osobliwych luster, nigdy nie wejrzałby w głąb siebie? Czy żyłby i dokonał żywota w nieświadomości popełnionych uczynków?

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Tro­chę cięż­ko się pi­lo­tu­je w kaj­dan­kach… → Dość niewygodnie pi­lo­tu­je się w kaj­dan­kach

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

(Jest źle, już wy­my­ślam sobie jakąś uro­jo­ną wi­dow­nię.)(Jest źle, już wy­my­ślam sobie jakąś uro­jo­ną wi­dow­nię).

Kropkę stawiamy po zamknięciu nawiasu.

 

tylko jed­nej za­ło­dze udało się kie­dy­kol­wiek opu­ścić pla­ne­tę. Le­gen­dar­na za­ło­ga ad­mi­ra­ła Grisa. → …tylko jed­nej za­ło­dze udało się kie­dy­kol­wiek opu­ścić pla­ne­tę. Le­gen­dar­nej za­ło­dze ad­mi­ra­ła Grisa.

 

i nisz­czy go od we­wnątrz” – Tak ją opi­sy­wał. → …i nisz­czy go od we­wnątrz”. – Tak ją opi­sy­wał.

 

Ubra­łem ska­fan­der, lekko przy­du­ży… → W co ubrał skafander???!!!

Winno być: Włożyłem ska­fan­der, lekko przy­du­ży

Skafander można włożyć, przywdziać, ubrać się weń, ale tak jak nie można ubrać żadnego ubrania, tak nie można ubrać skafandra. Za ubieranie skafandra grozi sroga kara – trzy godziny klęczenia na grochu, w kącie, z twarzą zwróconą do ściany i z rękami w górze! ;)

 

Spoj­rza­łem pod swoje nogi… → Zbędny zaimek – czy istniała możliwość, aby spojrzał pod cudze nogi?

 

zu­peł­nie jakby cze­kał na swo­ich wła­ści­cie­li. → Zbędny zaimek.

 

„HEJ! HEJ! JEST TAM KTO?! TU JE­STEM! PO­MÓŻ­CIE MI!” → Bohater umiał krzyczeć wielkimi literami???

 

Bar­dzo sta­ra­łem się nie oka­zy­wać mo­je­go stra­chu. → Zbędny zaimek.

 

Za­cie­ka­wio­ny wpa­try­wa­łem się w to coś, sto­jąc nie­ru­cho­mo w miej­scu. → Zbędne dookreślenie – czy mógłby stać nieruchomo i przemieszczać się?

 

cały od­dział; kil­ka­dzie­siąt pie­chu­rów w gra­na­to­wych zbro­jach… → …cały od­dział; kilkudziesięciu pie­chu­rów w gra­na­to­wych zbro­jach

 

Twarz wy­krę­ci­ła mi się w smut­ku. → Jak wykręca się twarz?

A może miało być: Twarz wykrzywiła mi się w smut­ku.

 

Nie­któ­rych mu­sie­li potem od­da­lić ze służ­by. → Chyba miało być: Nie­któ­rych mu­sie­li potem wy­da­lić ze służ­by.

 

Obraz roz­mył się, a przed moimi ocza­mi po­ja­wił się żoł­nierz… → Zbędny zaimek.

 

Ta praw­da… → Literówka.

 

i oto­czy­ły mnie. W tym cha­otycz­nym tor­na­do świe­cą­cej mgły mo­głem doj­rzeć swoje dzie­ciń­stwo, swoją mło­dość i jej licz­ne błędy, po­czą­tek mojej służ­by w woj­sku i moje pierw­sze… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Ona mnie we­zwa­ła, by po­ka­zać mi to wszyst­ko i od­po­wied­nio mnie uka­rać… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Według mnie ludzie często tłumią głos własnego sumienia. Boimy się spoglądać w lustra, bo one pokazują to, co niekoniecznie byśmy chcieli widzieć, czego się boimy i czego w sobie nienawidzimy. Nie twierdzę, że samodzielna refleksja jest niemożliwa, ale chciałem pokazać, że w wielu przypadkach dopiero na planecie pełnej zwierciadeł widzimy własne odbicie. Żyjąc szybko i chaotycznie bywa, że nie jesteśmy w stanie obiektywnie spojrzeć na samych siebie, a gdy zmusza nas do tego sytuacja, może być już za późno na reakcję. 

Zapraszam na mój kanał YouTube

Nikodemie, dziękuję za wyjaśnienia. Trafiły do mnie, choć z pewnymi oporami, bo ja chyba w ogóle nie mam sumienia… ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jest tu koncept na opowiadanie s-f. Ale widać, że jeszcze nie panujesz do końca nad słowem i nie czynisz mu zadość. Bo to głównie strona techniczna ciągnie cały tekst w dół – od małych elementów takich jak pisanie liczebników liczbami, po większe, bo kompozycyjne. Ot, choćby na początku zamieniasz bohatera w gadułę, bo ten mówi swej “urojonej” widowni całe tło fabularne z mnóstwem nazw, które de facto czytelnika na tym etapie nie obchodzą. Bo nie ma on w tym czasie żadnego związku z jakimś Cesarstwem, czy jakimś Vez D’Orem. Tak wyraźna ekspozycja, zwłaszcza w narracji pierwszoosobowej, potrafi wybić z tekstu.

Na koniec chwytaj więc przydatne linki. Pomogą Tobie w pisaniu kolejnych tekstów :)

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Opis funkcjonowania portalu i tutejszych obyczajów autorstwa Drakainy:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Cześć Nikodem_Podstawski !!!!!

 

Panie Nikodemie, świetne opowiadanie :) Wciągnęło mnie bez reszty. Wszystko mi się tu podobało. Bardzo wielką zaletą jest, że wszystko jest jasne i zrozumiałem a przy tym bardzo zajebiste! Nie rozumiem dlaczego jeszcze nie ma klików do biblioteki. Wspaniała opowieść!!!

 

Pozdrawiam serdecznie!!!

 

PS.

Nawet jeśli nie było by tej całej głębi, opowiadanie byłoby świetne… No a głębia jest :)

Jestem niepełnosprawny...

Intrygujące. Wciągnęło mnie. Nie żałuję, że przeczytałem. Weź do serca i umysłu rady Reg, będzie ok. Pisz.

Dziękuję za wszystkie rady i miłe słowa. Bardzo mnie cieszy, że są osoby, którym się podobało i jestem wdzięczny za szczere recenzje. Wiem, że od strony technicznej jeszcze długa droga przede mną, ale postaram się nadrobić zaległości.

Zapraszam na mój kanał YouTube

Witaj.

 

Opowiadanie niezwykle przekonywująco przemówiło do mnie i zachwyciło pomysłem oraz dramaturgią.

Przypominałam sobie podczas czytania zarówno filmy o uczestnikach wojny w Wietnamie, opowiadających o traumie i tamtejszych makabrycznych przeżyciach, jak i horror “1408“– tam był tajemniczy pokój hotelowy, tu – planeta, z której ucieczka jest prawie niemożliwa i która doprowadza do obłędu.

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Dobry tekst. Jest pomysł i sprawnie prowadzona narracja. Jedyne co to gdzieś na etapie sceny zabijania tego dziecka zaczęło mi się lekko dłużyć. W sensie, że zbyt długo działo się konceptualnie to samo. Znalazłyby się jakieś dziwne elementy, np.: “Jeśli lustra odbijają nie tylko światło, ale ludzką psychikę i to w dodatku w 3D…” . To “3D” brzmi tu dosyć zabawnie, bo nijak nie mogę połączyć ze sobą obrazu ludzkiej psychiki z 3D. To trochę tak, jak wyświetlanie emocji w 3D. No jakoś się jedno pojęcie z drugim nie klei. Pomimo tego przyznam, że takie detale nie zatrzymywały mnie na długo, więc odwrócenie od nich uwagi się udało. Gratuluję.

Łukasz

Może faktycznie trochę dziwnie to brzmi. Dziękuję za komentarz i cenne spostrzeżenie.

Pozdrawiam, 

NP

Zapraszam na mój kanał YouTube

Ciekawy pomysł :)

Przynoszę radość :)

Ciekawa koncepcja. Dość refleksyjne opowiadanie. Mnie też skojarzyło się z “Solaris”.

Miotanie się i rozbijanie luster to głupi pomysł, jeśli człowiekowi zostało tlenu na kilka minut.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka