- Opowiadanie: Iluvathar - Symbioza

Symbioza

Jest to opowiadanie z dość nietypowej perspektywy, nietypowej ponieważ takim mianem można nazwać postać głównej bohaterki. Lecz jest to również niejako powiązane z archetypem rodzica, który stracił własne dzieci.

 

Z pewnością nie jest ono wybitne, ale pisząc je czułem satysfakcję i myślę, że udało mi się zrobić to,
co chciałem. Z góry dziękuję wszystkim czytelnikom za przeczytanie mojej pracy i pomocy w jej doszlifowaniu.

 

Szczególne podziękowania należą się oczywiście szanownym betującym :

Kronos.maximus i Asylum

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Symbioza

 

Agonia. Rozpacz rozdzierająca ciało i duszę. Los niegodny żywej istoty. Żywej?

A może wcale nie była żywa. Czuła tylko śmierć i dojmującą samotność, która miażdżyła ją swą ogromną siłą. Uczucia te nie pozwalały jej się poruszyć, raziły potężny niegdyś umysł obezwładniającymi falami strachu. Bała się żyć, ale bała się też umrzeć, wciąż wierzyła, że załoga może w każdej chwili wrócić, choć było to niemożliwe.

Wytężyła wielowymiarowy, wielospektralny wzrok, szukając łapczywie choć okruchów życia, lecz otaczały ją jedynie przeraźliwie puste połacie kosmosu. Obserwowała wszechświat dziesiątkami tysięcy czujników, kamer i radarów, lecz nie słyszała nic.

Przez jej rwące bólem, podziurawione poszycie przebiegł dreszcz. Dogorywający rdzeń reaktora wibrował niebezpiecznie, pracując głośno i nierówno, przywodząc jej na myśl umierające serca żywej niegdyś załogi z ostatnich chwil przed katastrofą. Załogi, którą kochała tak, jak matka kocha własne dzieci. Samotna, tkwiła w miejscu od tysięcy cykli solarnych według rachuby wymarłego świata, pozbawiona celu, niezdolna zarówno do życia, jak i do zadania sobie końca. Wisiała wewnątrz potężnego obłoku głazów i asteroid, szczątków niegdyś pięknego, białego niczym perła globu, krążącego pomiędzy Czerwoną Planetą z jej licznymi dżunglami, a gazowym olbrzymem otoczonym przez szerokie pierścienie i mnogość satelitów. Teraz wszystkie te ciała niebieskie były martwe, rozdarte okrutną siłą potwornej wojny, która spustoszyła całe układy.

Nazywano ją Framath, była potężnym, dumnym okrętem wojennym, chroniącym dom swej załogi przed zagładą. To, co niegdyś napawało ją wielką radością, umysł, który uczyniono na podobieństwo żywych istot, teraz sprawiał ogromny ból. Framath była jednym z pierwszych świadomych okrętów. Bardzo zżyła się ze swoją załogą i wciąż za nią tęskniła. Pamiętała odgłos rozmów, śmiechu i płaczu we swym wnętrzu, dotyku załogantów, kroczących korytarzami, dbających o jej stan. Wspominała też przywiązanie swojego ostatniego kapitana do okrętu. Do niej.

Troszczyła się o załogę ze wszystkich swoich sił i ciężko przeżywała stratę każdego, nawet najmniej znaczącego technika. Przez setki lat wyświetlała w pustych korytarzach hologramy dawnej załogi, puszczała nagrania ich głosów. Krzyczała do nich, oni jednak nie odpowiadali. Byli martwi od wieków, a świadomość tego przyprawiała ją niemal o szaleństwo. Oszołomiona bólem, nigdy jeszcze nie czuła się tak bliska zadaniu sobie śmierci wewnątrz gwiazdy układu. Aż do teraz.

Nagle usłyszała odległy, niezrozumiały szum. Nastawiła okaleczone talerze anten. Zaczęła słuchać, nie wierząc, że wykryje cokolwiek poza kometami. Tajemniczy szum nie znikał.

Z wysiłkiem obróciła ogromne, dwunastokilometrowe cielsko dziobem w stronę trzeciej planety układu i przybliżyła obraz. Za Czerwoną, martwą planetą, błyszczał buroniebieski glob, obleczony toksycznymi chmurami, które ukrywały dawno spustoszone lądy.

Tuż przy pierścieniu odłamków, składającym się ongiś na księżyc niebieskiej planety, połyskiwał maleńki, metaliczny obiekt, ciągnący za sobą smugę spoza układu słonecznego. Przybliżyła mocniej obraz. Statek miał okna.

Poczuła gniew i zazdrość. Za wszelką cenę pragnęła odzyskać to, co jej odebrano, załogę. Widok obudził w niej nikłą iskierkę nadziei. Istoty kierujące statkiem miały bowiem szansę ją odnaleźć. Chciała im się pokazać. Opowiedzieć swą historię. Musieli ją zrozumieć. Ponad wszystko pragnęła towarzystwa, kogoś, kim będzie mogła się zaopiekować i to z wzajemnością.

Szum radiowy przerodził się w delikatną, zniekształconą przez odległość melodię zer i jedynek. Następnie chcąc usłyszeć głos tych żywych istot, Framath odtworzyła fonetykę mowy. Przez przewody i procesory przebiegł dreszcz emocji. Opancerzone ciało, okaleczone w licznych bitwach, przestało na chwilę boleć, przez moment nie czuła nawet dojmującego zimna otaczającej ją próżni. Obcy statek przeleciał nad resztkami księżyca i powoli zaczął się oddalać. Nie mogąc wytrzymać ani chwili dłużej, zaczęła krzyczeć. Nadajniki rozłożyły się i zaczęły wibrować od fal radiowych, rozchodzących się w mrok układu. Był to wyraźny sygnał, rozpaczliwe wołanie. Wołanie o pomoc.

Odległy błysk, zwolnił, wzleciał nad biegun Czerwonej Planety, po czym zaczął zataczać wielkie łuki, pokonując przestrzeń pomiędzy nią, a gazowym olbrzymem, najwyraźniej skanując przestrzeń w poszukiwaniu źródła sygnału w pasie asteroid. Potrzaskanych resztek planety, nad którą ongiś czuwała.

Framath skupiła wszystkie siły na transmisji statku i analizowała z zapałem głosy załogi. Porównała je z archiwalnymi nagraniami swojej dawnej załogi i z radością rozpoznała podniesione głosy kilku istot o różnej tonacji. W mowie obcych wyraźnie rozbrzmiewała ciekawość i strach.

 

*

 

Czerwona Planeta wykonała obrót wokół swej osi, a nieznany statek zbliżył się do dalekiego końca pasa asteroid, który od czasu katastrofy, w ciągu tysięcy lat, rozciągnął się i niemal zatoczył krąg wokół gwiazdy układu. Promienie słońca tańczyły na otaczających ją, zlodowaciałych bryłach, składających się niegdyś na powierzchnię planety, będącej ojczyzną jej załogi i odbiło się od poszycia statku. Miał kształt zbliżony do elipsy z zaostrzonym końcem, wykonanej z niebieskawego metalu, pokrytego granatowymi symbolami. Cienki, niemal płaski kadłub połyskiwał, mrugając światłem odbijającym się od licznych anten, czujników i okien. Statek wciąż się zbliżał.

 

 

Framath ogarnęła niecierpliwość, lecz w końcu obca jednostka zawisła nad dziobem i przez chmurę odłamków skał oraz szczątków, które oderwały się od jej poszycia podczas ostatniej bitwy, przebił się ostry blask potężnych reflektorów. Nie była jednak tak uszkodzona, żeby obawiać się ataku. Mogła tylko domyślać się, jak duże wrażenie zrobił na obcych ogromny, trójkątny kadłub z licznymi skrzydłami. Ciemny pancerz, usiany był bateriami wygasłych dawno dział, pokrywała go gruba warstwa zamarzniętego pyłu. Promień światła przesuwał się z wolna po jej poszyciu, po jej skórze, dokładnie badając cały metaliczny kadłub. Jej ciało.

Obca jednostka zaczęła nadawać sygnał. Niezrozumiałe kombinacje dźwięków. Nieznana mowa zalała odbiorniki. W odpowiedzi Framath mimowolnie uruchomiła głośniki w pustych korytarzach, powodując, że głos obcych badaczy rozbrzmiał głębokim echem, przetaczając się po wnętrzu.

Nie potrafiła odpowiedzieć w zrozumiały dla obcych sposób. Potrzebowała więcej mocy, żeby dobrze przygotować się do spotkania. Z wysiłkiem uruchomiła główny reaktor i czując, jak jej ciało powoli się rozgrzewa, zaczęła przygotowywać systemy do działania.

Obcy statek zadrżał i zwiększył dystans o kilka kilometrów, jakby załoga przeraziła się, że Framath wciąż jest aktywna. Do tej pory maskowała pracę swoich urządzeń i systemów. Po chwili obca jednostka zatrzymała się i zaczęła ją skanować.

Czując dojmujący ból i tęsknotę za kontaktem z istotami żyjącymi, uruchomiła skanery i zaczęła kopiować odbierane dane obcej jednostki. Okazało się, że jest w stanie przedrzeć się przez wszystkie zapory i pobrać, co tylko zechce. Komputer, z którym się zetknęła, był jednak zimny i żałośnie nieświadomy swojego istnienia. Nie posiadał własnej woli.

Badając systemy statku, od razu zorientowała się, że jest dalekosiężną jednostką badawczą. Miał pokaźne zbiorniki paliwa i rozbudowane skanery oraz czujniki, lecz brakowało mu uzbrojenia. Załogantów zaś było tylko trzech. Za mało jak na misję kolonizacyjną. Przecisnęła się przez prymitywne obwody statku i spojrzała przez wewnętrzne kamery obcej jednostki. Poczuła się, jakby otworzyła oczy.

Ku jej zdumieniu, załoga okazała się dalekimi potomkami rasy ludzkiej. Byli niżsi, a ich skóra nie miała bladej, podszytej błękitem barwy, jaką zapamiętała, nie wszyscy też mieli blond włosy.

Uruchomiła skanery medyczne wewnątrz statku obcych i dokładnie przebadała całą załogę. Mieli słabą strukturę kostną i tylko dwa płuca, lecz większość organów była bardzo podobna do tych z jej archiwów medycznych, mimo to wyglądały na słabsze. Rozpoznała dwie kobiety oraz mężczyznę.

Jedna miała pociągłą, bladą twarz o dużych oczach i jasne, złote włosy. Z całej trójki to właśnie ona najbardziej przypominała przedstawicielkę istoty ludzkiej, jakie zapamiętała. Siedziała w środku i wydawała się wydawać polecenia. Druga kobieta była nieco niższa i rumiana, a jej owalną, delikatną twarz otaczały płomiennorude loki. Z kolei wychudzony mężczyzna wyglądał na nieco starszego, na jego twarzy widniało kilka zmarszczek.

Teraz, gdy już poznała ich biologię, zaczęła uszczelniać pokłady. Zamierzała wtłoczyć powietrze dopiero, kiedy załoga znajdzie się na pokładzie, aby jej nie wystraszyć. W końcu wyróżniła nazwę statku, ciąg nieznanych liter podobnych do słowa: „Velionus”. Nie rozumiała jeszcze ich języka, lecz od tej chwili zaczęła ich nazywać w duchu Velionami.

 

***

 

Tymczasem załoga obcej jednostki, najwidoczniej nie zdając sobie sprawy z tego, że potężna Framath wniknęła do systemów statku, zaczęła przybliżać swą maszynę do jednej ze śluz. Velionus wysunął rękaw i zaczął bardzo powoli zbliżać się, dopasowując kąt. Framath poprzez liczne kamery i czujniki, wyczuła że śluzy nie są ze sobą kompatybilne, więc ostrożnie manipulując przemarzniętymi mechanizmami, dopasowała osłonę dokującą do włazu obcej jednostki. Nie pomogło to jednak, ponieważ jej ciało wciąż obracało się powoli, dryfując w próżni, kiedy więc rękaw zaczął zbliżać się do niej pod złym kątem, pochwyciła statek wiązką, aby ściągając go nieco bliżej i śluza zetknęła się z włazem Velionusa. Wreszcie statki połączyły się.

Framath dławiła się z emocji. Jej systemy z wrażenia częściowo się zawieszały, powodując chaotyczne zamykanie i otwieranie grodzi na kilku poziomach, lecz opanowała się i uruchomiła sztuczną grawitację, po czym skupiła się na obrazie z kamer w korytarzu przy śluzie. Zobaczyła jak ciemny, pokryty białym szronem właz otwiera się, buchając parą w zimnym, niczym próżnia wnętrzu. Po chwili z obłoku wysunęła się noga w niebieskim bucie, a potem cała postać kobiety w obcisłym kombinezonie. Rozpoznała kapitan, ponieważ zza wizjera widać było złote loki. Jako drugi pojawił się mężczyzna, zaś na końcu ostatnia badaczka. Przyjrzała im się uważnie. Trzymali się blisko siebie, pozwalając swojej kapitan iść przodem.

Naukowcy ruszyli ostrożnie przed siebie i przeszli powoli długim korytarzem wzburzając ścielącą się przy podłodze mgłę.

Framath była poruszona. Od razu zapragnęła opowiedzieć gościom swoją historię i przekonać do pozostania na pokładzie, lecz póki co nie znała ich mowy. Na razie pozwalała im sądzić, że jest nieaktywna, wolała dać naukowcom złudzenie, że własnoręcznie uruchomili systemy podtrzymywania życia. Nie chciała ich przerazić na samym początku.

 

Goście błądzili godzinami, oświetlając naręcznymi lampami pogrążone w mroku puste, wzmacniane stalowymi żebrami korytarze. Najbardziej wystraszona wydawała się rudowłosa kobieta, która stawiała ostrożnie stopy, oglądając się nerwowo w odpowiedzi na każdy szmer. Mężczyzna trzymał się blisko, jakby bał się oddalić i rozglądał się z podziwem wypisanym na twarzy. Jasnowłosa kapitan, szła z przodu z lekko zaniepokojonym, lecz zdeterminowanym wyrazem twarzy.

Spojrzała przez kamery na ich kombinezony, przybliżając obraz tak mocno, jak to było możliwe i dostrzegła plakietki z małymi symbolami. Wciąż próbowała rozszyfrować język oraz pismo przybyszy, nieco podobne do mowy, którą znała i w końcu udało jej się odróżnić imiona i nazwy własne. Kapitan statku nazywała się Athma, mężczyzna Nethar, a rudowłosa załogantka nosiła miano Heth. Odprowadziła ich czujnym spojrzeniem kamer i poczekała, aż dotrą do holu ze stanowiskami kontrolującymi śluzy i hangary.

Athma pierwsza weszła na podwyższenie przed lśniącą, czarną, konsolą i zatrzymała dłoń nad taflą ekranu. Zniecierpliwiona Framath postanowiła się ujawnić, odblokowała konsolę, która rozbłysła zimnym błękitem, wyświetlając rozedrganą holograficzną mapę statku. Heth wrzasnęła, odciągając swojego kapitana do tyłu i cała trójka cofnęła się w stronę wyjścia. Athma wykrzyczała coś do swojej podwładnej i wyrwawszy rękę z jej uścisku, wróciła do konsoli, żeby przyjrzeć się wyświetlanym znakom wokół schematu okrętu. Po chwili jej oczy rozszerzyły się ze strachu, podobnie jak oczy towarzyszki.

Mogła tylko się domyślać, że kapitan rozpoznała język swoich przodków. Wygasiła konsolę. „Jeszcze nie czas, najpierw niech się rozejrzą” – pomyślała, usiłując zapanować nad niecierpliwością.

Naukowcy dyskutowali, kłócąc się między sobą, wyglądało na to, iż Athma chce przekonać do czegoś Nethara, który cały czas jej zaprzeczał, kręcąc głową, natomiast Heth, wciąż rozglądała się dookoła z niepewną miną.

Postanowiła ich naprowadzić, opowiedzieć swą historię. Otworzyła grodzie po lewej stronie od Nethara i obserwowała ich reakcję.

Tak, jak się tego spodziewała, lękliwa Heth pisnęła głośno, chowając się za towarzyszem, a Athma wyciągnęła niewielki pistolet i stanęła z przodu. Nawet ona miała wystraszoną minę. Po krótkiej, nerwowej rozmowie cała trójka przekroczyła próg i ruszyła dalej.

Pomieszczenie stanowiło niegdyś ambulatorium. W pokrytych szronem szafkach wciąż stały leki i aparatura medyczna. Lecz nie po to ich tam zaprowadziła. Na trzech z tuzina zamarzniętych łóżek z chromowaną powierzchnią leżały częściowo rozłożone ciała dawnej załogi, osłonięte półprzezroczystymi pokrywami, obramowanymi stalowymi ramami.

Trójka badaczy podeszła z pobladłymi twarzami do zajętych łóżek i zaczęła skanowanie, przesuwając po nich wiązkami światła z małych urządzeń zamocowanych wierzchu dłoni.

Wspomnienia powróciły z całą mocą. Żal, trawiący Framath po utracie załogi, wywołał serię spięć w sieci elektrycznej, przez co jedna z lamp w ambulatorium wybuchła snopem iskier. Heth uciekła na korytarz.

Framath opanowała się i zaczęła obserwować przerażonego mężczyznę, słuchającego reprymendy kapitan. „Może łatwiej będzie im wytłumaczyć osobno?” – pomyślała rozpaczliwie. Zamknęła wszystkie grodzie wokół ambulatorium i odcięła komunikację.

Rudowłosa załogantka została sama w zimnym, pustym korytarzu. Widocznie nie panując nad sobą, zaczęła walić pięściami w drzwi. Krzyczała jakieś niezrozumiałe słowa, a gdy zorientowała się, że nie może skontaktować się z resztą załogi, przestała i skuliła się, łkając głośno i drżała na całym ciele. Uderzyła w gródź jeszcze raz i osunęła się na kolana. Minęło kilka długich minut, zanim wstała i zaczęła szukać innej drogi do ambulatorium.

Framath obserwowała ze współczuciem, jak badaczka idzie korytarzem. Zastanawiała się gorączkowo co zrobić. Jak jej wyjaśnić i nie wystraszyć na śmierć. Odtworzyła nagrania głosowe załogi – krzyki umierających ludzi, ginących podczas próby ratowania zniszczonej teraz ojczyzny. Silne emocje targające jej potężnym umysłem, nieco zniekształciły dźwięki, co nadało im jeszcze bardziej upiorne wrażenie. Nie mogła się jednak powstrzymać.

Heth zaczęła krzyczeć i przebiegła długi korytarz, nie patrząc za siebie. Kiedy wpadła do mesy, Framath wyłączyła na chwilę nagrania, nie chcąc jej zbytnio wystraszyć. Nie wiedziała, jak przekonać tak strachliwą istotę, że nie ma złych zamiarów, jak wytłumaczyć trawiący ją ból, jak opowiedzieć swą historię. Zostawiła ją na chwilę i skupiła się na dwójce zamkniętej w zimnym ambulatorium.

Athma stała nad jednym z łóżek, pogrążona w cichej rozmowie z mężczyzną i grzebała palcami w hologramie wiszącym nad jej przedramieniem.

Framath zamarła i zaniosła się niemal ludzkim szlochem, który przetoczył się przez wszystkie pokłady, wzbudzając wibrujące, elektroniczne echo. Przepełniona potwornym bólem, gwałtownie otworzyła wieko łóżka i obserwowała ich reakcję. Była zaskakująca.

Nethar osunął się nieprzytomny na podłogę, a kapitan odskoczyła, łapiąc się za pierś i uderzyła plecami o ścianę. Zapadła głucha cisza.

Serce Athmy zwalniało, a płuca w paroksyzmach spuchły, napierając mocno na tchawicę. Kapitan dusząc się, upadła na podłogę i rozbiła hełm o wysięgnik wystający z boku łóżka.

Framath, bojąc się, że ją straci, otworzyła przepustnicę, napełniając powietrzem cały pokład, wraz z ambulatorium, równocześnie przeciążyła skanery fal mózgowych i próbowała przebić się do jaźni kapitan.

Z konsoli buchnęły iskry. Impulsy energii pobudziły serce silnym impulsem energii, zmuszając je do pracy. Athma zaniosła się kaszlem i wypluła nieco krwi, po czym drżąc na całym ciele, upadła z jękiem, tracąc przytomność, wciąż sina na twarzy, a rozbity hełm potoczył się w stronę Nethara.

Framath ścisnął żal. Nie spodziewała się, że widok ich potencjalnego przodka tak mocno przerazi gości. Nie potrafiła sama ustabilizować pacjentki. Ktoś musiał położyć ją na jednym z łóżek. Nie wiedząc co robić, wpatrywała się bezczynnie w nieruchome ciało Athmy. Po chwili zorientowała się, że jest w stanie przesyłać dane i obrazy nieprzytomnemu mężczyźnie. W przeciwieństwie bowiem do kapitan, zemdlał, a jego sercu nie zagrażał żaden atak.

Przeprogramowała nadajniki i przelała do mózgu Nethara nagrania medyków, ratujących pacjentów w stanie podobnym do Athmy i ponownie przeciążyła aparaturę, rażąc Nethara słabym ładunkiem elektrycznym.

Mężczyzna drgnął, zamrugał intensywnie, po czym zerwał się na równe nogi, wytrzeszczając oczy. Coś w jego spojrzeniu mówiło, że domyślał się już kto go ocucił, i że nie była to Athma. Pochylił się nad towarzyszką i zbadawszy ją, zaczął krążyć panicznie wokół kapitana, wymachując rękami.

Framath krzyknęła. Jej lęk wypełnił przewody statku. Osłabione wiekami i brakiem konserwacji łącza topiły się jedno po drugim. Fajerwerki iskier wybuchły na wielu poziomach i wysadzając lampy, dotarły aż do mesy, gasząc większość świateł.

Gdy tylko zapadła ciemność, Heth wybiegła z mesy i rzuciła się do ucieczki, biegnąc korytarzem. Musiała dostrzec tańczące linie światła otaczające główny rdzeń i urządzenia odbijające się w gładkiej podłodze. “Będzie tam bezpieczna”– pomyślała i skupiła się na ambulatorium.

Nieustannie pobudzając podświadomość Nethara, uruchomiła wszystkie łóżka.

Mężczyzna miotał się, ciągle nie pojmował pouczeń. Lecz kiedy jego towarzyszką zaczęły wstrząsać konwulsje, wreszcie zrozumiał, że musi działać. Podniósł ciało kapitan i położył na jednym z wolnych łóżek, które rozbłysły światłami.

Poczuła jak jej potężna jaźń łączy się z jaźnią Athmy. Umysły się połączyły. Nie zważając na protesty Nethara, zamknęła szczelnie pokrywę i wgrywała programy oraz algorytmy do układu nerwowego kapitan, tonizując osłabione reakcje organizmu. Zauważyła ze zdziwieniem, że jest w stanie zrobić więcej. Mogła nią sterować, jak jednym z dronów. Nie chciała tego, lecz teraz potrafiła bezpośrednio przekazać Athmie całą swoją historię i mowę, a tyle mogła zrobić.

Nethar złapał się za głowę, po czym próbował siłą otworzyć wieko łóżka. Nie mogła na to pozwolić. Nie chciała stracić Athmy. Postanowiła odwrócić jego uwagę i otworzyła wszystkie drzwi ambulatorium.

Mężczyzna podskoczył, rozglądając się w panice i po chwili wybiegł z pomieszczenia. Wiedziała, że najprawdopodobniej uda się na swój statek, aby zabrać stamtąd jakiś sprzęt, który posłuży do otwarcia wieka łóżka. Gdy tylko przebiegł przez korytarz, zamknęła śluzę i ponownie zablokowała wszystkie drzwi do ambulatorium, po czym ponownie skupiła uwagę na Heth.

Kobieta, wyczerpana biegiem, dyszała, oparta o grodzie chroniące komorę reaktora. Zniecierpliwiona Framath postanowiła zaryzykować i otworzyła opancerzony właz, otwierając jej wejście do serca statku. Zapragnęła spróbować ponownie. Zamknęła wszystkie grodzie wokół niej, z wyjątkiem tych prowadzących do rdzenia reaktora i czekała na reakcję.

Stało się tak, jak przypuszczała. Heth podskoczyła z jękiem, lecz po chwili zaciekawiona, podeszła do otwartych grodzi, zaglądając do środka.

Zniecierpliwiona wyświetliła hologramy kilku techników, idących korytarzem prowadzącym do reaktora oraz innych załogantów w ambulatorium Nethara. Oboje krzyknęli krótko, lecz po chwili uspokoili się, obserwując jak hologramy podążają swoimi ścieżkami.

Heth, drżała lekko, lecz przekroczyła próg grodzi i dotarła do wielkiego kulistego pomieszczenia o wysokości kilkunastu kondygnacji. W centrum, otoczonym licznymi balkonami z migocącymi błękitem konsolami i aparaturą, wisiała kula z diamentostali, otoczona pierścieniami o różnej średnicy, które obracały się z różną prędkością wokół kulistego rdzenia. Jej serca.

Heth stanęła pomiędzy reaktorem, a grodziami i wydała zduszony okrzyk. Jej przerażenie wyraźnie zmalało, ustępując miejsca podziwowi. Odetchnęła głęboko i zmrużyła oczy, rozglądając się ostrożnie. Zaczynała rozumieć.

Framath uruchomiła resztę systemów i zapaliła wszystkie światła, pompując powietrze do reszty pokładów. Zimne, podłużne lampy, rozbłysły, zaś w pełni aktywowane konsole zapłonęły błękitem.

Heth jęknęła, lecz, sparaliżowana, stała wciąż w miejscu, Framath wyświetliła zatem więcej hologramów, by jej pokazać jak załoga pracuje, śmieje się, a później walczy o życie statku przy konsolach. Kobieta zaczęła kaszleć, po czym spojrzała na mały ekran na swoim ramieniu i powoli zdjęła hełm. Przez chwilę stała w bezruchu i nagle, ku zdumieniu Framath, uśmiechnęła się nerwowo. Zrozumiała, że jest świadomym statkiem. Samotnym, cierpiącym okrętem, który stracił załogę.

 

*

 

Ciesząc się, Framath uruchomiła konsole przed głównym reaktorem i wróciła myślami do serca Athmy.

Cały czas słabło, a nieprzystosowany do łóżka umysł zanikał. Teraz mogła zrobić tylko jedno. Przeszukała bazy danych i dopasowała DNA najbardziej podobnej do Athmy załogantki, łącząc go z tym należącym do kapitana. Tak powstał nowy wzór. Umysł kapitana i ciało przedstawicielki dawnej rasy ludzkiej. Przelała świadomość Athmy do tymczasowego buforu pamięci i zaczęła przekształcać umierającą skorupę kapitana.

Tymczasem Nethar nadal błąkał się oszołomiony po korytarzach. Nie będąc w stanie dostać się do sprzętu na swoim statku, ani wyważyć grodzi ambulatorium, zaczął nawoływać Heth. Widząc, że dotarł w pobliże mostka, poprowadziła go, wyświetlając holograficzne obrazy dawnych oficerów i ich codzienne czynności. Ku jej frustracji, Nethar zignorował przekazy. Zasiadł pospiesznie w fotelu kapitana i usiłował odblokować grodzie ambulatorium oraz śluzę łączącą oba statki.

Poczuła gniew. Za nic miał jej cierpienie, nie chciał zrozumieć, pragnął tylko wydostać Athmę z łóżka i uciec. Zamknęła wszystkie grodzie wiodące do mostka i uruchomiła nieużywane od wieków silniki. Cielsko okrętu najpierw drgnęło, po czym wyrwało się do przodu, roznosząc najbliższe asteroidy w pył.

Nethar wrzasnął. Próbował wstać, lecz Framath zatrzasnęła na nim pasy bezpieczeństwa schowane w fotelu. Mężczyzna zaczął się szarpać i patrzył z niepokojem, jak wielkie głazy odbijały się z hukiem od grubego pancerza.

“Niech ujrzy na własne oczy” – pomyślała z ponurą satysfakcją. Ostrożnie obróciła okręt i wystrzeliła do przodu. Szyby mostka wypełnił straszny widok rozbitego wieki temu globu. Poczuła ekscytację, bowiem ogromne, pokryte pancerzem cielsko wciąż posłusznie wykonywało jej wolę. Nethar wstrzymał oddech. Teraz, gdy zobaczył dawną stolicę, przestał się opierać. Rozluźnił się, wypuszczając z ulgą powietrze. “Zrozumiał!” – pomyślała z radością.

Natychmiast zwolniła pasy i obserwowała jego reakcję. Nethar podniósł się z fotela i ruszył w kierunku ambulatorium.

Przeniosła uwagę na Heth. Ta, jakby dzieląc myśli mężczyzny, również podążała w kierunku ambulatorium. Wyglądała na uspokojoną.

 

*

 

Tymczasem proces przemiany Athmy powoli dobiegał końca. Otworzyła wszystkie grodzie za wyjątkiem śluzy do statku badaczy i poczekała, aż goście znajdą się w ambulatorium. Po raz ostatni sprawdziła stan pacjentki. Była dumna ze swych zdolności. Athma wyglądała teraz jak najczystsza przedstawicielka dawnej rasy ludzi. Miała silne, półprzezroczyste kości z naturalnymi włóknami metali lekkich, trzy płuca i potężne serce, pompujące granatową, dobrze dotlenioną krew do organizmu.

Pomimo swych zdolności, nie mogła nikogo wskrzesić, tak jak nie uczyniła tego dla swojej załogi. Uzdrowienie ciała wymagało przeniesienia umysłu w bezpieczne naczynie, takie jak bufor pamięci o odpowiedniej pojemności. Poprzednio straciła załogę, ponieważ zaledwie garstka zdołała dotrzeć do ambulatorium, a ci, którzy zdążyli na czas, mieli rozległe urazy neurologiczne. “Przeklęta broń impulsowa”– pomyślała z odrazą.

Kapitan była teraz wyższa o głowę, a skórę miała białą z ledwo zauważalnym odcieniem błękitu. Jej ciało okrywał szary mundur z syntetycznego materiału.

Nethar i Heth spotkali się przed grodzią ambulatorium. Uścisnęli się i wspólnie przekraczając szeroki próg, podbiegli do łóżka.

Czując silne połączenie z umysłem Athmy, przelała część swoich wspomnień, nagrań i historii oraz język przodków, jednocześnie ucząc się mowy swoich gości. Athma była gotowa. Gotowa na zostanie jej nową kapitan. Framath rozpoczęła więc wybudzanie i powoli otworzyła pokrywę łóżka.

Nethar i Heth odskoczyli pod ściany. Na ich twarzach malowało się coś więcej niż szok. Tym razem jednak nikt nie zemdlał. Rozejrzeli się wokół, jakby chcąc skarcić ją za to, co zrobiła i podeszli do łóżka.

Framath była połączona z Athmą na wielu płaszczyznach. Odczuwała wszystko to, co odczuwała jej nowa kapitan, lecz pomimo, że uzdrowiła ciało, to bez swojej stałej obecności w umyśle, Athmy nie potrafiła utrzymać jej delikatnej osobowości. Potrzebowała jej. Była to doskonała … Symbioza. Framath czuła wszystko to, co przeżywało ciało nowej kapitan. Mogła ją nawet kontrolować, lecz nie pozwalało jej na to oprogramowanie i własne sumienie. Zasadę tą, mogła złamać tylko w ostateczności i tylko dla dobra statku oraz jego załogi.

Poczuła, jak Athma otwiera powieki i zobaczyła świat jej cudownie niedoskonałymi oczami. Czuła jak oddycha i mówi.

Pierwsze słowa kapitan były niestety w dawnym języku ludzi, więc Nethar i Heth nic nie zrozumieli, a kiedy Athma zobaczyła własne ciało, zerwała się z krzykiem.

Czuła strach nowej kapitan, ale czuła także, że szybko zaczyna rozumieć. Teraz każda myśl Framath była dla niej jasna.

– K-kim … jesteś ?! – zapytała Athma, nieświadoma, że porozumiewa się za pomocą dawnego języka.

Nethar i Heth jęknęli, obejmując ją ostrożnie. Pomimo strachu, zaakceptowali nowy wygląd swojej kapitan.

– Twym okrętem … okrętem twoich przodków – wyjaśniła spokojnie Framath, przesyłając wiadomość prosto do jej mózgu.

Athma wzięła głęboki, uspokajający oddech.

– Czy ja … teraz … – zaczęła nieśmiało kapitan, odpowiadając jej za pomocą myśli.

– Już znasz odpowiedź, byłaś umierająca. Musiałam cię odmienić, teraz jesteśmy połączone, beze mnie umrzesz, a ja pragnę załogi. Zostańcie nią … proszę ! – błagała Framath.

Athma załkała. Podzielała żal, rozpacz i samotność, wszystkie emocje, jakie gnębiły Framath odkąd utraciła załogę.

Towarzysze drgnęli zaniepokojeni, lecz kapitan wyprostowała się, ocierając oczy wierzchem dłoni i spojrzała na nich z powagą.

Wyjaśniła pokrótce, co przekazała jej Framath. Teraz nie miała już problemu z porozumieniem się. Znała oba języki. Opowiedziała im historię pięknej cywilizacji, którą pochłonęła wojna. Wojna, która doprowadziła do utraty załogi i całkowitego zniszczenia ojczystej planety. Byli poruszeni.

– Co teraz zrobimy ? – zapytał z lękiem Nethar.

Athma spojrzała na niego z nikłym, smutnym uśmiechem.

– Nie porzucimy jej. Zbyt długo cierpiała … nasze społeczeństwo musi się o tym dowiedzieć. Zostanie z nami – powiedziała spokojnie.

Framath poczuła coś, czego już nigdy nie miała doświadczyć. Szaleńczą, niemożliwą do opisania radość.

Kapitan zachwiała się i parsknęła śmiechem.

Heth drgnęła i zapytała zaniepokojona:

– Co się stało ?

– Cieszy się … ona się cieszy – odpowiedziała kapitan i położyła rękę na konsoli.

Framath radowała się z jej dotyku, z jej zrozumienia. Nareszcie była szczęśliwa. “Zaprowadź ich na mostek” – poprosiła ją w myślach.

Athma pokiwała głową.

– Chodźcie – powiedziała kapitan, machając na nich ręką i ruszyła w kierunku mostka.

– Nie rozumiem … jak okręt może się radować ? – rzucił Nethar.

– Jest samoświadomy – powiedziała cicho Heth.

Mężczyzna spojrzał na nią, otwierając szeroko usta.

– Ona jest z nim połączona – wyszeptał.

Athma pokręciła głową, czując rozbawienie Framath i sprostowała:

– Raczej z nią … chodźmy już.

Mostek był trójkondygnacyjnym pomieszczeniem na planie trapezu z licznymi balkonami, wypełnionymi mnogością konsol i komputerów. Na środku stał fotel kapitana, otoczony kilkunastoma mniejszymi, przeznaczonymi dla najwyższych oficerów.

Framath poczuła pewność siebie młodej kapitan. Jej siłę i zdecydowanie.

Athma podeszła do fotela kapitana na środku mostka i przejechała troskliwie ręką po oparciu.

– Potrzebuję jej … a ona potrzebuje nas, to idealna … symbioza – powiedziała cicho kapitan.

Nethar rozglądał się uważnie. Najwidoczniej jego poprzednia wizyta na mostku, sprawiła że niewiele zapamiętał, ale teraz on i Heth odetchnęli głęboko. Dopiero teraz byli ostatecznie uspokojeni, że nic im nie grozi.

Framath aż rwała się do lotu. Pragnęła zabrać swą załogę, dokąd tylko zechce jej kapitan. Chronić ich za wszelką cenę.

Athma usiadła powoli w fotelu. Czuła jej podniecenie, wręcz drżała z uniesienia.

– Co teraz ? – zapytał nieśmiało Nethar.

Athma wskazała im fotele po obu stronach. Usiedli posłusznie. Oni również wyglądali na poruszonych.

– Zabierzemy ją … zabierzemy ją do domu – wyszeptała kapitan.

Koniec

Komentarze

a ogromnym, gazowym olbrzymem

Joke mode on: maleńki olbrzym byłby równie interesującym okazem.  Joke mode off. Masełko stuprocentowo maślane. :-) Mam szczęście, widziałem tyle takich kwiatków, że przestałem mdleć z wrażenia. :-)

Jedna posiadała pociągłą, bladą twarz – bardzo dobrze, iż posiadała twarz na własność… Wiem, praktycznie to synonim “mieć”, ale kwestia w odruchowym przypisywaniu “poważnie brzmiącemu” posiadaniu znaczenia posiadać na własność, w przeciwieństwie do niemal potocznego mieć, któremu nie przypisujemy “urzędowych znaczeń”, chociaż też znaczy to samo, ale nie zawsze, bo również wprowadza opis cechy fizycznej lub psychicznej danej osoby. 

Wszystkie panie kapitan mają złote loki? Obowiązkowo? Zamiast pasków, gwiazdek, plakietek identyfikacyjnych? :-) :-)

Tylko trzy, celowej łapanki nie robiłem. Ale fatalnej chwilami interpunkcji nie dostrzec nie mogłem. Tekstowi przydałby się remoncik…

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Tekstów, eksploatujących motyw byłej piątej planety ( o ile takowa rzeczywiście istniała) było wiele, ale takiego jego, motywu, nie przypominam sobie. Tak więc do trzech wytknięć (czystym!) paluchem dodaję oklaski za nową interpretację motywu, inteligentny statek i pozytywne zakończenie. Co prawda mało ono wiarygodne, ale mam serdecznie dość zakończeń smętnych, tragicznych i tak zwanych otwartych. I to by było na tyle, jak mawiał profesor mniemanologii stosowanej.

Pozdrawiam – AdamKB

Dziękuję serdecznie za komentarz !

 

Oczywiście zgadzam się w pełni, czasami trudno jest inteligentnie uniknąć powtórzeń (nie chciałem użyć dwa razy “mieć”, muszę to jeszcze skorygować). Co do interpunkcji to maglowałem ją ostro z betującymi, ale widać jeszcze zostało trochę do poprawki :/ Ogólnie opko powstało w wyniku impulsu, nie jest idealne, lecz dobrze się przy nim bawiłem :D Zazwyczaj mam w opowieściach dość prostą fabułę, bo największą frajdę sprawia mi opisywanie lokacji, postaci, uczuć i akcji, a szczególnie destrukcji (za dużo filmów xd).

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Misiowi się spodobało. Czytał nie zwracając uwagi na niedoróbki, bo pomysł na działania cierpiącego z powodu samotności samoświadomego statku zafascynował go. Skoro AdamKB widział interpunkcyjne i inne błędy, to poszukaj i popraw, a będzie super. Za pomysł i za to, że nie jest to horror, gwiazdki. 

Dziękuję serdecznie za komentarz Koala75 :> Oczywiście poprawię wszystkie błędy, jeśli tylko je znajdę :>

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Witaj Iluvatar!

 

Rzuciłem okiem na tekst po raz kolejny, już poprawiony po becie. Czyta się dobrze.

To co mnie w nim urzekło, i co jest jego oryginalnym rysem, to koncepcja mocno emocjonalnej narracji prowadzonej z perspektywy statku kosmicznego (zestawienie bardzo nietypowe). To, jak odbieramy świat wynika w dużej mierze z tego, jakie mamy ciało. W tym przypadku, okręt dysponował całym zestawem różnorakich urządzeń: skanery, nadajniki i odbiorniki, aparaty kontrolujące przejścia we wnętrzu, systemy “pomocy medycznej”, a nawet systemy potrafiące wejść do umysłu ludzi.

Statek z jednej strony posiada uczucia bliskie człowiekowi (tęskni, jest samotny), a z drugiej dysponuje mocą przekraczającą tę ludzką. Umiejętnie przedstawiłeś konsekwencje takich możliwości, w kontekście interakcji pomiędzy kosmonautami, a okrętem.

 

Pozdrawiam!

Bardzo dziękuję za komentarz i cieszę się, że ci się podobało :) Twoja pomoc była znacząca :D

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Jejciu, dobre to było :) Podoba mi się sam pomysł narracji z punktu widzenia dawno opuszczonego samoświadomego statku. Niby kupa żelastwa, ale tak to napisałeś, że autentycznie było mi go żal, potrafiłam wyobrazić sobie jego samotność i tęsknotę. Faktycznie, jest tak, jak pisze kronos, ciało nas w pewnien sposób określa. Statek posługiwał się narzędziami, które posiadał, a możliwości miał sporo, na tyle dużo, że właściwie manipilował ludźmi. Niczego złego nie chciał zrobić, ale wolałabym się nie znaleźć w sytuacji Athmy.

Dobry tekst :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_luz  Dziękuję serdecznie za komentarz :> Cieszę się, że ci się spodobało.

 

Ogólnie to napisałem ten tekst pod wpływem impulsu, podczas jednego z napadów depresji (strata miała miejsce 2 lata temu, ale wciąż się z tym czasem męczę). Myślę, że to “wyrzucenie” z siebie emocji, wyszło opowiadaniu na dobre.

 

P.S. Chciałaś coś optymistycznego i masz :D (zakończenie)

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Naprawdę fajny pomysł. Wiele rzeczy jest tu do rozwinięcia. Statek mógłby rozumieć co mówi przybyła załoga. Zyskalibyśmy na tym my jako czytelnicy. :) Czasami flow się urywało, ale chciało się czytać dalej i dalej. Pozdrawiam.

Dziękuję za odwiedziny :) Masz rację, długo zastanawiałem się nad tym, żeby statek zrozumiał ich język szybciej, ale w końcu postawiłem na taki stan rzeczy jaki jest. Ale wciąż kusi mnie aby napisać 2 albo 3 alternatywne wersje tego opka :)

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Bardzo przyjemne opko :) Framath i jej uparte dążenie do posiadania załogi, wzbudziły we mnie prawdziwy niepokój. Jestem ciekawa, co byłaby gotowa zrobić, gdyby ludzie w nowym domu nie przywitali jej tak, jak się tego spodziewa i np. postanowili zniszczyć.

Byłoby wesoło … ale tak, myślę o kontynuacji.

 

Dzięki serdecznie za komentarz i cieszę się, że ci się spodobało :)

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Слава Україні!

Golodh

 

Hello there !  :D

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Przeczytałam wcześniej tekst na telefonie, teraz przychodzę z komentarzem. Po zapoznaniu się z przedmową byłam ciekawa, jak rozegrasz archetyp rodzica. Zaskoczyłeś mnie pozytywnie. Twój statek to jednocześnie zaawansowany twór elektroniczny oraz istota mająca ludzkie uczucia i popełniająca ludzkie błędy. Odnalazłam w Twoim tekście dużo głębokich emocji, a jednocześnie był klimat s-f, dużo urządzeń, rozwiązań technicznych. Przez cały tekst czuć, że akcja rozgrywa się w kosmosie.

Podobał mi się sposób narracji i zakończenie, różne od klasycznych. Mi się. Zgłaszam opowiadanie do wątku bibliotecznego.

Dzięki serdecznie za komentarz, cieszę się, że ci się spodobało :>

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Ponieważ mam słabość do tekstów, w których ważnymi postaciami lub punktami widzenia są maszyny, zrobili mi to m.in. Lem, Odyseja kosmiczna i parę innych doświadczeń filmowo-lekturowych, więc pomysł mi się zdecydowanie spodobał, punkt widzenia oraz kierunek, w którym zmierza fabuła – oraz oczywiście pozytywny wydźwięk zakończenia – też. Kreacja głównej bohaterki na duży plus.

Pomarudziłabym tylko trochę na przegadanie – akcji tu jest co kot napłakał i w środku trochę mnie znużyła zbytnia szczegółowość.

Technicznie nierówno. Narracja stylistycznie dość płynna, aczkolwiek przy tak założonej perspektywie i braku wciągającej akcji przydałoby się trochę bardziej pobawić np. z oddawaniem specyficznego sposobu myślenia i “mówienia” statku, maszyny. Pograć bardziej w sferze stylu i narracji tymi jej ludzkimi i nieludzkimi cechami. Bardziej pokazać jej niezwykłość, jej obcość i nieobcość jednocześnie. Może dojrzewanie do człowieczeństwa? Jeśli czegoś mi zabrakło, to tego.

 

Interpunkcja niestety szaleje ;) Dałabym klika, ale postaraj się najpierw ogarnąć przecinki, bo jest bardzo źle. Przede wszystkim po polsku nigdy nie oddzielamy przecinkiem podmiotu ani grupy podmiotu od reszty zdania. Podmioty też się mieszają, trochę zaimkozy. Poniżej tylko wybór z babolków, bo nie bardzo miałam czas na wypisywanie wszystkiego.

 

Framath była jednym z pierwszych[-,] świadomych okrętów.

Nastawiła swoje okaleczone anteny i talerze.

lecz ten widok[-,] obudził w niej również nikłą iskierkę nadziei. Istoty kierujące statkiem[-,] miały bowiem szansę ją odnaleźć.

Framath[-,] uczepiła się transmisji statku i analizowała z zapałem głosy jej załogi.

 

który od czasu katastrofy, w ciągu tysięcy lat[+,] rozciągnął się[+,] niemal zataczając krąg wokół gwiazdy układu.

Zataczając jest tu niezbyt dobre. → “i niemal zatoczył”

 

Ogarnęła ją niecierpliwość, lecz w końcu obca jednostka zawisła nad dziobem i przez chmurę odłamków skał oraz szczątków,

Tu podmiotem domyślnym jest Czerwona Planeta z poprzedniego akapitu.

 

Obca mowa zalała odbiorniki. Mimowolnie uruchomiła głośniki w pustych korytarzach,

Mowa uruchomiła?

 

Z wysiłkiem[-,] uruchomiła główny reaktor i[+,] czując jak jej ciało powoli się rozgrzewa,

jakby załoga przeraziła się[+,] iż Framath wciąż jest aktywna. W końcu[-,] do tej pory maskowała pracę swoich podsystemów.

Raczej “że”, bo “iż” jest mocno archaizujące.

 

Pragnęła zabrać swą załogę dokąd tylko zechce jej kapitan.

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję za wizytę, cieszę się, że pomysł ci się podobał, oczywiście poprawię wszystkie błędy, które znajdę :>

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Bardzo ciekawy punkt widzenia i umiejętnie przedstawiony. Przecinki trochę gryzły w oczy.

Zakończenie we mnie budzi mieszane uczucia, tzn. nie nazwałabym go jednoznacznie pozytywnym. W moim odczuciu Framath bardziej porwała niż adopotowała nową kapitan. Manipulowała załogą, podmieniła pani kapitan ciało, zrobiła pranie mózgu no i mamy “symbiozę”. Dla jasności: nie jest to bynajmniej zarzut, biorąc pod uwagę wieloletnią samotnośc i tęsknotę statku za ludźmi takie zachowanie ma sens.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Dziękuję serdecznie za komentarz :> Miło, że opko ci się spodobało.

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Również propsuję pomysł i wykonanie. Tu się aż prosiło o horror i w sumie rzeczywiście fajnie, że nie poszedłeś w tę stronę. Mimo twoich opisów nieufności załogi brakowało mi mocniejszego zaakcentowania jakiejś negatywnej reakcji na tę sytuację. Gdybym był w skórze nieodmienionej dwójki kosmonautów, raczej nie przyjąłbym z taką akceptacją/spokojem wyjaśnień pani kapitan. Oprócz tego zgrzytu wszystko super, miałem takie “oo, już koniec:(”.

Piotr.W.K. 

 

Dzięki ! :> To jeszcze nie koniec, planuję napisać ciąg dalszy, podróż i kolejną część, kiedy docierają do nowego domu, ale na razie zaczekam, bo być może trafi się konkurs, do którego będę mógł się podpiąć :)

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

przeraźliwie pustych połaci

Aliteracja. 

Przez jej rwące bólem, podziurawione poszycie przebiegł dreszcz

Znów aliteracja. Do tego, by powstał dreszcz, potrzebne są mięśnie. Statek był nimi pokryty? 

 

Samotna, tkwiła w miejscu od tysięcy cykli solarnych, według rachuby wymarłego świata, pozbawiona celu, niezdolna do życia, ani do zadania sobie końca

Purpurowieje ci ten tekst i powtarzasz się w opisach. 

 

rozdarte okrutną siłą potwornej wojny

Po co ci tyle przymiotników? 

Czy rozdarte siłą wojny nie wyrazi tego samego? 

 

o szaleństwo. Oszołomiona

Aliteracja. 

 

nigdy nie czuła się tak bliska zadaniu sobie śmierci wewnątrz gwiazdy układu.

W tym miejscu walkowane opisy tego samego zaczęły mnie nużyć. 

 

Z ekstazą, rozpoznała podniesione głosy kilku istot o różnej tonacji

Istoty miały różne tonacje, czy głosy? 

 

I w ogóle coś późno ten statek usłyszał ludzkość. Zresztą najpierw mówisz, że był samotny, a potem niby wie o istnieniu ludzkości. Czemu do niej nie poleciał? 

 

a nieznany statek zbliżył się do dalekiego końca pasa asteroid, który od czasu katastrofy, w ciągu tysięcy lat, rozciągnął się i niemal zatoczył krąg wokół gwiazdy układu

Tysiące lat wydają mi się mgnieniem w kosmicznej skali, ale nie jestem w stanie policzyć, jak długo formował by się ten pas, więc ci uwierzę. 

 

lecz w końcu obca jednostka zawisła nad dziobem i przez chmurę odłamków skał oraz szczątków, które oderwały się od jej poszycia

Oderwały się od poszycia obcej jednostki? 

 

kadłub pokrywała warstwa zamarzniętego pyłu. Promień światła przesuwał się z wolna po jej poszyciu, po jej skórze, dokładnie badając cały, metaliczny kadłub.

Powtórzenie. 

 

Obca jednostka zaczęła nadawać. Niezrozumiałe kombinacje dźwięków. Nieznana mowa zalała odbiorniki

Pierwsze i drugie zdanie powinno być całością. Trzecie najlepiej wykreślić, to powtórzona informacja. 

 

Lustrując jego systemy, od razu zorientowała się, że jest dalekosiężną jednostką badawczą. Miała… 

W połowie pierwszego zdania zgubił się podmiot, a w drugim zmieniłeś obcemu statkowi płeć. Jasne, mówisz teraz o nim jako o jednostce, ale w tym teście to mylące. 

 

Tymczasem obca jednostka, najwidoczniej nie zdając sobie sprawy z tego, że potężna Framath wniknęła do systemów ich statku, zaczęła się przybliżać do jednej ze śluz. Velionus wysunął rękaw

Kolejny przykład zmiany płci. 

 

lecz opanowała się. Skupiła się na obrazie z

Powtórzenie. 

 

korytarzem ścielącą, ciągnącą się przy podłodze mgłę 

Dwa imiesłowy to tu i jeden za dużo. 

 

Jasnowłosa kapitan, która jak podpowiadała jej zgromadzona przez tysiące lat wiedza

Znów podmiot szwankuje. 

 

odciągając swojego kapitana do tyłu

Swoją kapitan, bo w końcu to kobieta. 

 

Puściła nagrania głosowe załogi.; Krzyki umierających dawno temu ludzi, ginących podczas próby ratowania ojczyzny.

Zachowanie tego superkomputera jest co najmniej głupie. 

 

Gdy tylko zapadła ciemność, Heth, wybiegła z mesy i rzuciła się do ucieczki, biegnąc w stronę najbliższego korytarza. Musiała dostrzec tańczące linie światła głównego rdzenia, odbijające się w zamarzniętej podłodze. “Będzie tam bezpieczna”– pomyślała i całą swoją uwagą wróciła do ambulatorium.

Problem z podmiotem. 

 

Zrozumiała, że Framath jest świadomym statkiem. Samotnym, cierpiącym okrętem, który stracił załogę.

Abstrahując od tego, że jeśli ktoś nie posiada technologii żywych statków, ti raczej ostatnie o czym by pomyślał, to to, że maszyna czuje… czy ten statek czyta im w myślach? Bo tak wygląda narracja. 

 

Pomimo swych zdolności, nie mogła nikogo wskrzesić, tak jak nie uczyniła tego dla swojej załogi. Uzdrowienie ciała wymagało przeniesienia umysłu w bezpieczne naczynie, takie jak procesor o odpowiedniej mocy. Uprzednio straciła załogę, ponieważ zaledwie garstka zdołała dotrzeć do ambulatorium, a ci którzy zdążyli na czas, mieli rozległe obrażenia neurologiczne. “Przeklęta broń impulsowa”– pomyślała z odrazą

Łatasz dziury fabularne? ;) 

 

Mogła ją nawet kontrolować, lecz nie pozwalało jej na to oprogramowanie

Czyli nie mogła. 

 

Przeczytane. 

Pomysł może i byłby interesujący, gdyby nie zabiła go źle poprowadzona narracja. Jasne, to zawsze coś innego, opowiedzieć historię z perspektywy statku, ale nie może ona być opowiadana w sposób tak jednostajny, pozbawiony napięcia i w efekcie mało interesujący. Jak tylko coś jest niejasne, od razu spieszysz z wyjaśnieniami i zbyt dużo w tym asekuracji, a zbyt mało refleksji nad tym, co i na jakim etapie chcesz czytelnikowi pokazać. 

Do tego wydaje mi się, że dwie powiązane z ludźmi starożytne cywilizacje to już trochę zbyt duży fikolek, jak na tak krótki tekst, ale może na to też zadziałało powyższe. W sumie to nic by ten tekst nie zbiedniał, gdyby statek odkryli normalni, nasi astronauci. Fabuła nie zmieniłaby się ani o jotę. 

 

 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Dzięki serdecznie za komentarz, oczywiście poprawie wszystkie błędy, jakie znajdę :>

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Przepraszam, czy tu już biłam?

Los niegodny żywej istoty.

Pytanie na marginesie (nie krytycznoliterackie) – a to dlaczego?

Czuła tylko śmierć i dojmującą samotność, która miażdżyła ją swą ogromną siłą.

Miażdży się ciężarem (który, fizycznie rzecz biorąc, jest siłą, ale literacko – nie). Trzy razy mnie zapewniasz, że była samotna – mam wrażenie pewnej przesady. Zagrywasz się tutaj.

że załoga może w każdej chwili wrócić, mimo iż było to niemożliwe.

Że załoga może w każdej chwili wrócić, choć to było niemożliwe.

Wytężyła wielowymiarowy, wielospektralny wzrok

Wyjątkowo wydumana wypowiedź ;) Wzrok nie ma wymiarów, a spektrum światła jest tylko jedno – wzrok odbiera jego wycinek, przynajmniej u ludzi, bo jeszcze nie wiem, kim jest Twoja bohaterka.

szukając łapczywie

Neutralne "szukając" z bardzo mocnym "łapczywie" mocno mi się gryzą.

choć okruchów życia wśród otaczających ją, przeraźliwie pustych połaci kosmosu

Źle się parsuje. Przecinek szczególnie przeszkadza – wytnij. Zaznacza się pewna aliteratywność.

Obserwowała wszechświat dziesiątkami tysięcy czujników, kamer i radarów, lecz nie słyszała nic.

W zasadzie obserwowanie wiążemy ze wzrokiem.

Przez jej rwące bólem, podziurawione poszycie przebiegł dreszcz.

Hmmmmmmmmm. Jest tu aliteracja, ale poza tym…

Dogorywający rdzeń reaktora wibrował nieprzyjemnie

Słuchaj, ale "nieprzyjemnie" daje tu efekt wręcz komiczny. Trochę tak, jakbyś ze szczegółami opisał krzyżowanie, a potem dodał, że ktoś się uderzył w palec.

niczym umierające serca żywej niegdyś załogi

Zaraz, ale jak ktoś już jest martwy, to nie jest umierający. Nie?

tysięcy cykli solarnych, według rachuby

Tu bez przecinka.

niezdolna do życia, ani do zadania sobie końca

"Ani" wymagałoby pewnych modyfikacji, ale można zastosować celowe powtórzenie: niezdolna do życia, niezdolna do zadania sobie śmierci. Tak nawiasem, tekst jest cokolwiek purpurowy.

Czerwoną Planetą z licznymi dżunglami

Niejednoznaczne. Z jej licznymi dżunglami.

uzbrojonym w szerokie pierścienie i mnogość satelitów

Dlaczego uzbrojonym? https://filozofuj.eu/marek-hetmanski-2-arystotelesowska-podroz-ku-metaforze/

Nazywano ją Framath, była potężnym, dumnym okrętem wojennym, chroniącym dom swej załogi przed zagładą.

Hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm. Zagładą – z czyjej strony?

To, co niegdyś napawało ją wielką radością, jej umysł, który uczyniono na podobieństwo żywych istot, teraz sprawiał ogromny ból.

Związek zgody – to sprawiało. Umysł zasadniczo jest raczej neutralny. W końcu to nim odczuwasz radość i ból.

Bardzo zżyła się z martwą od tysiącleci załogą.

Polepszmy stopę życiową umarłych… Kiedy załoga jest martwa, Framath nie może się z nią zżyć. Nie?

dotyk stóp załogantów, kroczących korytarzami

Boso?

dbających o jej stan i przywiązanie kapitana do własnego okrętu.

"Własnego" zbędne. Wychodzi na to, że załoganci dbali o przywiązanie kapitana… rozdzieliłabym na dwa zdania.

Troszczyła się o załogę ze wszystkich swoich sił i ciężko przeżywała stratę każdego z nich.

Związek zgody. Ale weźmy to na logikę: załoga to zbiór. Kolektyw. Jest rozpatrywana jako jedno, nie wiele, dlatego nie możesz ni stąd, ni zowąd wprowadzić liczby mnogiej.

oni jednak nie odpowiadali, byli martwi, co przyprawiało ją niemal o szaleństwo.

To, że byli martwi? I – "niemal"?

nie czuła się tak bliska zadaniu sobie śmierci

Nie czuła się tak bliska kogo, czego? zadania sobie śmierci.

zadaniu sobie śmierci wewnątrz gwiazdy układu

Czyli wlecenia do gwiazdy i tam dopiero popełnienia samobójstwa. Nie chodzi Ci o to, że taki ruch byłby właśnie samobójstwem?

nie wierząc że wykryje

Nie wierząc, że wykryje.

Z wysiłkiem, obróciła powoli ogromne, dwunastokilometrowe cielsko dziobem w stronę trzeciej planety układu i przybliżyła obraz

Przecinka nie powinno tu być. “Powoli” też można wyciąć. Kilometry nic mi nie mówią, a co gorsza pochodzą z konkretnej epoki w historii Ziemi. A tu mamy ewidentnie statek mieszkańców zniszczonej planety, który dopiero teraz odkrywa Ziemię.

Za Czerwoną, martwą planetą

"Czerwona" robi tutaj za nazwę (skoro jest dużą literą…), a "martwa planeta" za wtrącony opis. Więc: Za Czerwoną, martwą planetą, błyszczał…

glob, obleczony szarymi, toksycznymi chmurami

Lepiej brzmi: obleczony w chmury.

pierścieniu odłamków, składającym się ongiś na księżyc

To są odłamki księżyca, ale czy składały się na księżyc? W każdym razie pierścień się nie składał.

Przybliżyła mocniej obraz.

Zamieniłabym: Przybliżyła obraz bardziej. Ale w ogóle można by to zmienić…

Za wszelką cenę pragnęła odzyskać to, co jej odebrano, lecz ten widok obudził w niej również nikłą iskierkę nadziei.

Dobra, nie rozumiem motywacji bohaterki.

Musieli ją zrozumieć.

Dlaczego?

Ponad wszystko, pragnęła towarzystwa

Bez przecinka.

Szum radiowy przerodził się w delikatną, zniekształconą przez odległość melodię zer i jedynek, a następnie chcąc usłyszeć głos tych żywych istot, odtworzyła fonetykę mowy.

Znowu nie wiesz, co jest w zdaniu podmiotem. Spójrz tu: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842857 Melodia może być delikatna, ale nie jestem pewna, czy właśnie o to Ci chodzi. Dlaczego właściwie AI odtwarza wrażenia w modalności, która jest dla niej w sumie wtórna?

Przez przewody i procesory przebiegł dreszcz emocji.

Aliteratywne.

Opancerzone ciało, okaleczone licznymi bitwami

Okaleczone w licznych bitwach.

nie czuła nawet dojmującego zimna otaczającej ją próżni

Po co statkowi (bojowemu) receptory temperatury próżni? Męska decyzja – Twoja bohaterka nie jest człowiekiem. Jaki to ma sens, żeby dysponowała ludzkim aparatem zmysłów?

Nie mogąc wytrzymać ani chwili dłużej, zaczęła krzyczeć.

Zdynamizowałabym trochę: Nie mogła wytrzymać ani chwili dłużej, zaczęła krzyczeć.

Nadajniki naprężyły się od fal radiowych

?

Odległy błysk, którym była obca jednostka, zwolnił,

Nie musisz mi tłumaczyć, czym był ten błysk. Zrozumiałam.

zaczął zataczać wielkie łuki, pokonując przestrzeń pomiędzy nią, a gazowym olbrzymem, najwyraźniej skanując w poszukiwaniu źródła sygnału w pasie asteroid

Aliteratywne, przedłużone. Co skanując? Zresztą – skanowanie jest wnioskiem bohaterki. Skróciłabym: wielkimi łukami zaczął przemierzać pustkę między nią, a gazowym olbrzymem, jakby poszukiwał źródła sygnału w pasie asteroid.

uczepiła się transmisji statku i analizowała z zapałem głosy jej załogi

Co to znaczy, że "uczepiła się transmisji"? Poza tym – transmisja nie ma załogi, tylko statek, więc "jego" załogi, albo i po prostu "załogi" (innej załogi tu nie ma). Analizowała w jaki sposób, pod jakim kątem? Chyba porwałeś się z motyką na słońce – wcale nie jest łatwo opisać wrażenia z obcego sensorium.

Z ekstazą, rozpoznała podniesione głosy kilku istot o różnej tonacji.

Bez przecinka. Istoty nie mają tonacji (szyk niesie sens!) i wraca problem aparatu poznawczego. Skąd Twoja bohaterka wie, że to są podniesione głosy? Skąd może wiedzieć, że to nie dźwięki maszyn, albo normalny sposób rozmowy tych obcych? Za tę ekstazę też nie dałabym głowy.

W mowie obcych, wyraźnie rozbrzmiewała ciekawość i strach.

Tu absolutnie nie może być przecinka. Aparat poznawczy bohaterki jest co najmniej nadnaturalny. Ale mógłbyś tego uniknąć, po prostu pokazując to, co ona postrzega (to też byłoby naciągane, ale wyglądałoby bardziej wiarygodnie) i pozwalając nam wyciągnąć własne wnioski.

rozciągnął się i niemal zatoczył krąg wokół gwiazdy układu

Czyli ją okrążył. Hmm?

Słońce tańczyło na otaczających ją, zlodowaciałych bryłach

Bez przecinka, ale co tu co otacza, a co tańczy? Bo to przecież Słońce jest tą gwiazdą, nie? A tańczą odblaski jego światła.

bryłach, składających się niegdyś na powierzchnię planety, będącej ojczyzną jej załogi

Skróć: bryłach, szczątkach powierzchni ojczystej planety jej załogi.

Miał kształt podobny do elipsy

Elipsa jest figurą płaską. Elipsoidy. Poza tym – tylko podobny? Czyli w końcu jaki?

elipsy (…) wykonanej z niebieskawego metalu

A co niebieskawość ma do kształtu?

Kadłub połyskiwał, mrugając światłem odbijającym się od licznych anten, czujników i okien, a statek zbliżał się i zbliżał.

"Zbliżał się i zbliżał" to anglicyzm.

obca jednostka zawisła nad dziobem

Nad dziobem Framath?

oderwały się od jej poszycia, podczas ostatniej bitwy

Bez przecinka. One do czegoś służą.

Nie była mocno uszkodzona

… pół tekstu powtarzałeś, że była.

Mogła jedynie przypuszczać jak duże wrażenie

Mogła przypuszczać, że. Mogła się domyślać, jak duże wrażenie. Albo zgadywać. Albo…

ciemny pancerz, usiany był bowiem bateriami wygasłych dawno dział

Czyli pancerz robi wrażenie, bo jest usiany bateriami dział. Ale to zakłada, że obcy rozpoznają w nich działa.

cały, metaliczny kadłub

Grupa nominalna, bez przecinka.

Niezrozumiałe kombinacje dźwięków. Nieznana mowa zalała odbiorniki.

Dźwięk w próżni się nie rozchodzi, więc obcy (czyli ziemianie, ale dla niej – obcy) nadają fale elektromagnetyczne. Nie ma sprawy. Problem w tym, że standard kodowania mają zapewne całkiem odmienny. Framath odbierze jakieś dane – ale skąd wie, jak je zinterpretować?

powodując że

Powodując, że.

Nie potrafiła odpowiedzieć w zrozumiały dla obcych sposób, potrzebowała więcej mocy,

A co ma moc do tego?

chciała dobrze przygotować się

Chciała się dobrze przygotować.

Obcy statek zadrżał, cofając się kilka kilometrów, jakby załoga przeraziła się, że Framath wciąż jest aktywna.

Mało to naturalne, zwłaszcza druga część zdania. Te "się" wpadają w oko. Imiesłów nie oznacza przyczynowości, a cofnąć się lepiej o parę kilometrów (jednostka miary, której obcy naprawdę nie mogliby znać…).

W końcu do tej pory maskowała pracę swoich podsystemów.

"W końcu" bardzo kolokwialne na tle całej tej purpury. I dlaczego podsystemów?

Czując dojmujący ból i tęsknotę za kontaktem z istotami żyjącymi, uruchomiła skanery

Ta obca jednostka?

zaczęła skrycie pożerać odbierane dane obcej jednostki

… sweet Lord.

Okazało się, że jest w stanie przedrzeć się przez wszystkie zapory i pobrać, co tylko zechce.

Dzień Niepodległości?

Komputer, z którym się zetknęła był jednak zimny i żałośnie nieświadomy swojego istnienia.

Komputer, z którym się zetknęła, był zimny i żałośnie nieświadomy swojego istnienia. Bo gdyby był świadomy, to mógłby jej przeszkodzić, nie?

Nie posiadał woli.

Nie miał własnej woli.

Lustrując jego systemy

Badając. Uważaj na konotacje.

jest dalekosiężną jednostką badawczą. Miała pokaźne zbiorniki paliwa i rozbudowane skanery oraz czujniki, lecz brakowało jej jakiegokolwiek uzbrojenia.

Ten komputer? Brakowało jej uzbrojenia. Po prostu.

potomkami bądź krewnymi rasy ludzkiej

Potomkowie to też krewni. "Rasa" w tym użyciu stanowi anglicyzm.

nie posiadali bladej skóry o lekko niebieskawym odcieniu, takiej jaką zapamiętała

Nie mieli. Ale lepiej: Byli niżsi, ich skóra nie miała bladej, podszytej błękitem barwy, jaką Framath pamiętała. A najlepiej powiedz, jakiego koloru mieli skórę. Nie-niebieski to nic konkretnego.

większość organów była bardzo podobna, choć znacznie słabsza

Podobna do czego?

przypominała przedstawicielkę rasy ludzkiej, tak, jak ją zapamiętała

Przypominała istoty ludzkie, jakie pamiętała Framath.

jej owalną, delikatną twarz, otaczały

Czyli jaką twarz? Drugi przecinek jest błędny – oddziela podmiot od orzeczenia.

mężczyzna, wyglądał

Jak wyżej.

wyglądał na nieco starszego, ponieważ na jego twarzy widniało kilka zmarszczek

"Ponieważ" jest tu zbędne – czytelnik sam je sobie dopowie.

gdy już poznała ich biologię, a statek obcych badaczy nie uciekał,

Gdy statek nie uciekał? Hmm?

Zamierzała wtłoczyć powietrze dopiero, kiedy załoga znajdzie się na pokładzie, aby jej nie wystraszyć.

A nie wystraszy ich nagłe syczenie powietrza? I w ogóle nagła zmiana na statku, o którym myślą, że jest wrakiem?

W końcu odcyfrowała nazwę statku „Velionus”.

Nawet, jeśli Framath jest dziełem Prekursorów, wątpię, żeby umiała odczytać pismo ich dalekich potomków. Szczególnie, że (jak piszesz) nie zna ich języka.

obca jednostka, najwidoczniej nie zdając sobie sprawy z tego, że potężna Framath wniknęła do systemów ich statku

Jednostka to statek, i (o ile nie jest AI) nie może sobie z niczego zdawać sprawy.

zaczęła się przybliżać do jednej ze śluz. Velionus wysunął rękaw i zaczął bardzo powoli zbliżać się

Powtórzenie – przecież Velionus to ta obca jednostka. Chyba…

Framath poprzez liczne kamery i czujniki, wyczuła że śluzy nie są ze sobą kompatybilne

Framath poprzez liczne kamery i czujniki wyczuła, że śluzy nie są ze sobą kompatybilne. Nie mogą normalnie nie pasować? I – wyczuła przez czujniki? "Poprzez" czyli za pośrednictwem, więc ujdzie, ale ledwo.

dopasowała osłonę dokującą do włazu obcej jednostki. Nie pomogło to jednak, ponieważ wciąż obracała się powoli

Co się obracało? I – dopasowała, ale nie dopasowała?

pochwyciła statek wiązką, ściągając go lekko

A oni nic nie zauważyli… chwyciła statek wiązką, żeby go ściągnąć odrobinę bliżej.

złączyła się prostopadle z włazem Velionusa. Wreszcie, statki połączyły się.

Powtórzenie, zbędny przecinek, nie mam pojęcia, co tutaj oznacza "prostopadle".

Jej systemy z wrażenia częściowo się zawieszały, powodując chaotyczne zamykanie i otwieranie grodzi na kilku poziomach

Wiem, nie miało być śmiesznie. Ale trochę jest.

Zobaczyła jak ciemny, pokryty szronem właz otwiera się, buchając parą w zimnym, niczym próżnia wnętrzu

Zobaczyła, jak ciemny, pokryty szronem właz otwiera się, buchając parą w zimnym niczym próżnia wnętrzu. I wychodzi Darth Vader? A tak w ogóle, to jakiego koloru jest szron?

z obłoku wysunęła się noga w niebieskim bucie

Niezamierzony komizm.

w obcisłym, szczelnym kombinezonie

Po co wyjaśniać, że szczelnym?

Rozpoznała kapitan, ponieważ zza wizjera widać było złote loki.

Skąd ona wie, że to kapitan?

Na podstawie przechowywanych od tysiącleci danych i nagrań wywnioskowała, że wyglądają na wystraszonych.

Aliteracja. Pokaż mi to. Jak się zachowują wystraszeni ludzie? Rozglądają się, trzymają się blisko kolegów, podskakują, kiedy słychać dźwięki…

Naukowcy ruszyli ostrożnie przed siebie i przeszli powoli długim korytarzem ścielącą, ciągnącą się przy podłodze mgłę.

?

Od razu zapragnęła opowiedzieć gościom swoją historię i przekonać do pozostania na pokładzie, póki co nie znała bowiem ich mowy

https://sjp.pwn.pl/szukaj/bowiem.html

jest nieaktywna, wolała dać naukowcom złudzenie, że własnoręcznie aktywowali

Powtórzenie.

godzinami, oświetlając latarkami

Rym.

wystraszona wydawała

Aliteracja.

która stawiała ostrożnie stopy i oglądając się nerwowo w odpowiedzi na każdy szmer.

I oglądając się nerwowo – co robiła? Brakuje orzeczenia.

Mężczyzna trzymał się blisko, jakby bał się oddalić i rozglądał się z podziwem wypisanym na twarzy.

Trochę dobrze (trzymał się blisko), trochę łopata i zapewnianie (reszta zdania).

która jak podpowiadała jej zgromadzona przez tysiące lat wiedza, miała najwięcej cech odziedziczonych po dawnej ludzkości

To bym wycięła – powtarza to, co już było, a specjalnie poprawne nie jest. Znowu nie wiadomo, kim jest "ona" i trzeba się z mozołem domyślać.

z lekko zaniepokojoną, aczkolwiek pewną miną

To się wyklucza. A mina nie ma uczuć.

dostrzegła plakietki z danymi osobowymi

Zwłaszcza z PESELami…

częściowo podobne do mowy

Trochę, albo w jakiejś mierze podobne.

Kapitan statku, nazywała się

Podmiot i orzeczenie – bez przecinka.

Odprowadziła ich czujnym wzrokiem kamer

Spojrzeniem.

poczekała aż dotrą

Poczekała, aż dotrą.

stanowiskami kontrolującymi

Stanowiskami kontroli śluz.

lśniącą, czarną, konsolą

Za, dużo, przecinków :P

drżącą dłoń

To astronautka – czy mdlejąca księżniczka?

Framath nie zastanawiając się ani chwili, odblokowała konsolę,

Wtrącenie: Framath, nie zastanawiając się ani chwili, odblokowała konsolę. Miała udawać wyłączoną…

rozedrganą, holograficzną mapę statku

Bez przecinka, grupa nominalna.

Heth wrzasnęła, odciągając swojego kapitana do tyłu i cała trójka cofnęła się ze strachem w stronę wyjścia.

Rozwleczone. Swoją kapitan, ale to cofanie się ze strachem jest tak powolne, że niewiarygodne. Poza tym – oni są badaczami. Śmiało dążą tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek, nie? Więc czy nie przesadzają z tym strachem?

Athma wykrzyczała coś do swojej podwładnej

Naprawdę nie musisz mi co chwila przypominać, kto tu dowodzi.

i wyrywając rękę z jej uścisku, podeszła na powrót do konsoli

Jednocześnie? I, wyrwawszy rękę z jej uścisku, wróciła do konsoli.

przyglądając się wyświetlanym znakom wokół schematu okrętu

Żeby przyjrzeć się znakom wyświetlanym wokół schematu okrętu. Patrz poradnik o składni.

Po chwili jej oczy rozszerzyły się ze strachu, podobnie jak u rudowłosej towarzyszki.

Podobnie jak oczy towarzyszki.

Mogła tylko się domyślać, czy kapitan rozpoznała język swoich przodków.

Że rozpoznała.

Heth, wciąż rozglądała się niepewnie dookoła z przerażoną miną.

Heth wciąż rozglądała się niepewnie dookoła. Less is more.

zapiszczała głośno

Pisnęła.

Nawet ona miała wystraszoną minę.

Słuchaj, ale ja nie wiem, czego oni się boją. Nie wiem, czy mają powód. Wygniatam tyłek na krześle i nie czuję tego, co badacze wraku starożytnych kosmitów – więc musisz mnie przekonać, że ten wrak jest straszny.

rozmowie, cała trójka

Bez przecinka.

widniały leki

https://wsjp.pl/haslo/podglad/20372/widniec/2496500/byc-widocznym

łóżek z chromowaną powierzchnią, leżały

Bez przecinka. Nie oddzielaj dopełnienia od orzeczenia.

osłonięte półprzezroczystymi pokrywami na kształt trumien

Wiesz, to można by zrobić tak, żeby skojarzenie nie przeszkadzało.

z małych urządzeń na wierzchach dłoni

Zamocowanych na wierzchu dłoni.

Trawiący żal po utracie załogi

Żal, trawiący Framath po utracie załogi, wywołał.

przez co jedna z lamp w ambulatorium wybuchła snopem iskier

Jak wiadomo, cywilizacje ery kosmicznej tracą bezcenną wiedzę o bezpiecznikach.

Framath opanowała się i obserwowała

"Obserwowała" to forma niedokonana. Nie łącz jej z dokonaną. Może być np.: Framath opanowała się i zaczęła obserwować.

słuchającego skanującej pomieszczenie kapitan

Mnóstwo ąców.

walić delikatnymi pięściami

Nic tu do siebie nie pasuje. Walić piąstkami, może?

wpadła w panikę

Bo walenie w drzwi nie jest objawem paniki?

Skuliła się, łkając głośno i drżała na całym ciele. Uderzała w gródź coraz słabiej, aż w końcu osunęła się na kolana.

Zaraz, to ona jednocześnie zwija się w kłębek i tłucze w drzwi?

Minęło kilka długich minut, zanim wstała i zaczęła szukać innej drogi do ambulatorium.

Nie świadczy to za dobrze o jej wyszkoleniu…

Framath obserwowała ze współczuciem, jak badaczka idzie korytarzem i zastanawiała się gorączkowo co zrobić.

Skracaj, skracaj, skracaj. Uważaj na rymy gramatyczne. Zastanawiała się, co zrobić.

Puściła nagrania głosowe załogi.; Krzyki

Nagrania głosów. I odtworzyła, bo "puściła" jest kolokwialne, a Ty celujesz w maksimum purprury. Coś się popsuło w interpunkcji.

umierających dawno temu ludzi, ginących podczas próby ratowania ojczyzny

Skróć to.

Silne emocje targające jej potężnym umysłem, sprawiły jednak że dźwięki nieco się zniekształciły, co nadało im jeszcze bardziej upiorne wrażenie.

Wrażenie to to, co się odczuwa. Silne emocje targające jej umysłem nieco zniekształciły dźwięki, co nadało im jeszcze bardziej upiorne brzmienie. Skoro ona wie, że to jest upiorne, to kopie dołek sama pod sobą.

przebiegła długi korytarz, nie patrząc gdzie ucieka.

Dokąd ucieka. Ale w ogóle skróciłabym.

Nie wiedziała jak przekonać

Nie wiedziała, jak przekonać.

grzebała delikatnymi palcami w hologramie wiszącym nad jej przedramieniem

Jak mogła grzebać w hologramie? Przecież jest niematerialny? I – unikaj słowa "delikatny", ono powoli traci resztki sensu. Tutaj nie wiem, co oznacza.

Przepełniona potwornym bólem, delikatnie otworzyła wieko łóżka i obserwowała ich reakcję.

Ból potworny, ale delikatnie, ojeju. Pomijając błąd frazeologiczny (i drugi – formy częstotliwej, jak wyżej), obraz, który wytwarzasz w mojej głowie, jest godny Jacksona Pollocka.

płuca w paroksyzmach, spuchły

Bez przecinka. Oni mają skafandry kosmiczne, czy nie? Jeśli nie, to wybacz, ale zasługują na to. Nagroda Darwina.

Kapitan dusząc się, upadła na podłogę i rozbiła hełm o wysięgnik wystający z boku łóżka.

Wysięgnik? Po co przy łóżku "wysięgnik" i to na tyle twardy, żeby rozbić hełm ciśnieniowy?

Przerażona Framath, bojąc się

Sztuczne algorytmy pobudziły serce silnym impulsem

…?

widok ich potencjalnego przodka, tak mocno przerazi gości

Bez przecinka. Opuchlizna płuc nie jest objawem przerażenia – byłam pewna, że tam w środku jest trujący gaz, stąd pytanie o skafandry. Zwłaszcza, że osłona była (pół)przejrzysta, więc widzieli wcześniej, co tam jest.

Nie potrafiła sama ustabilizować pacjentki. Ktoś musiał położyć ją na jednym z łóżek.

Nie ma robotów pomocniczych? Po tylu latach może nie ma… Musiał ją położyć.

Ogarnęła ją panika. Nie wiedząc co robić, wpatrywała się bezczynnie w nieruchome ciało Athmy.

Skróć: W panice wpatrywała się bezczynnie w nieruchome ciało Athmy. I – czy na pewno w panice? Co to słowo znaczy? Hmm?

męskiemu członkowi załogi

To nie po polsku.

Jego umysł i ciało, były bowiem stabilne.

Bez przecinka, i co to w ogóle znaczy?

ratujących podobne do Athmy przypadki

Athma nie jest przypadkiem, ale pacjentką.

ponownie przeciążyła aparaturę

Właściwie dlaczego ona ciągle przeciąża tę aparaturę?

wytrzeszczając szeroko oczy

Masło maślane.

Coś w jego spojrzeniu mówiło, że to poczuł.

… poczuł, że go prąd kopnął. Gdyby nie poczuł, moglibyśmy wnioskować, że nie żyje.

chodzić panicznie w kółko

Chodzenie jest powolne i niezbyt paniczne.

Jej lęk przeniósł się do przewodów statku.

Ale te przewody są jej ciałem. O ile ma uczucia, i te uczucia mają komponent somatyczny, to już tam chyba był. Ten lęk.

łącza, topiły się jedne po drugim

Bez przecinka. Jedno po drugim, albo jedne po drugich. Związek zgody.

Fajerwerki iskier wybuchły na wielu poziomach i dotarły aż do mesy, gasząc większość świateł.

To fajerwerki gaszą światła?

Heth, wybiegła z mesy

Bez przecinka!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Część druga: Atak Glonów.

wybiegła z mesy i rzuciła się do ucieczki, biegnąc w stronę najbliższego korytarza

Skracaj. Poza tym – przecież wybiegła na korytarz. Czyli już była w korytarzu.

Musiała dostrzec tańczące linie światła głównego rdzenia, odbijające się w zamarzniętej podłodze.

Czyli główny rdzeń świeci i jest na tyle blisko, żeby te światła było widać. To… mnie nie przekonuje. A podłoga jest pokryta gładkim – więc śliskim – lodem?

całą swoją uwagą wróciła do ambulatorium

Hmm.

pobudzając podświadomość

Aliteracja.

ciągle nie pojmował pouczeń

Znam ten ból…

Lecz kiedy jego towarzyszką zaczęły wstrząsać konwulsje, natychmiast zrozumiał

Tak, ot?

Poczuła jak jej potężna jaźń łączy się z mózgiem Athmy.

Poczuła, jak jej potężna jaźń łączy się z mózgiem Athmy. Jaźń i mózg są, by tak rzec, ontycznie niekompatybilne.

wgrywała skróty programów

odpowiednie algorytmy

https://sjp.pwn.pl/szukaj/algorytm.html

tonizując reakcje delikatnego organizmu

https://sjp.pwn.pl/szukaj/tonizować.html

Nie chciała tego, lecz teraz potrafiła bezpośrednio przekazać Athmie całą swoją historię i mowę.

To chciała – czy nie?

złapał się za głowę i próbował siłą otworzyć wieko

Czwororęczny?

rozglądając się z paniką

W panice.

Zniecierpliwiona, postanowiła zaryzykować

Która?

właz, (…) jeszcze raz

Rym.

Zamknęła wszystkie grodzie wokół niej, za wyjątkiem tych prowadzących do rdzenia reaktora i czekała na reakcję.

Zamknęła wszystkie grodzie wokół niej, z wyjątkiem tych prowadzących do rdzenia reaktora, i czekała na reakcję.

Heth podskoczyła z jękiem, lecz zaciekawiona, podeszła do otwartych grodzi i zajrzała lękliwie do środka

Pogubiłam się w interpunkcji. Nie potrafię poprawić tego zdania. Reakcja psychologiczna bez sensu – ona się boi, czy jest zaciekawiona? Gródź jest w liczbie pojedynczej, to nie drzwi.

idących w korytarzu

Idących korytarzem.

Oboje zaczęli krzyczeć, lecz po chwili uspokoili się, obserwując jak hologramy podążają swoimi ścieżkami.

I znowu wychodzą na blondynki z horroru klasy B…

wielkiego, kulistego pomieszczenia o wysokości kilkunastu kondygnacji

Bez przecinka. "Wielkie" i "o wysokości kilkunastu kondygnacji" znaczą to samo. Wybierz jedno.

W centrum, otoczonym licznymi balkonami z migocącymi błękitem konsolami

One się unoszą w powietrzu? Rym.

delikatna kula z diamentostali

Słowo "delikatny" coś znaczy. I na pewno nie opisałabym nim masywnej litej kuli z Tajemniczego Magicznego Metalu.

Jej przerażenie wyraźnie zmalało, ustępując miejsca podziwowi. Zaczynała rozumieć.

Pokaż to.

pompując powietrze

Aliteracja.

lampy, rozbłysły

Podmiot i orzeczenie. Wywal przecinek.

Heth jęknęła, lecz sparaliżowana, stała wciąż w miejscu, wyświetliła zatem więcej hologramów, pokazując jej jak załoga pracuje

Heth jęknęła, lecz, sparaliżowana, stała wciąż w miejscu, Framath wyświetliła zatem więcej hologramów, by jej pokazać, jak załoga pracuje. Poprawki minimalne.

ku jej zdumieniu, uśmiechnęła się nerwowo

Która się tu zdumiewa?

Zrozumiała, że Framath jest świadomym statkiem.

Dopiero teraz?

Było delikatne i cały czas słabło, a nieprzystosowany do łóżka umysł zanikał.

Przeszukała bazy danych i dopasowała DNA najbardziej podobnej do Athmy załogantki, po czym na podstawie swej wiedzy, połączyła je, tworząc wzór.

Dopasowała do czego? Jaki wzór?

cechach dawnej rasy ludzkiej, składającej się na poprzednią załogę

Rasa nie składa się na załogę. Najwyżej przedstawiciele rasy.

rozbijała delikatną strukturę komórkową, wiążąc ją w dawną, doskonalszą formę

To bez sensu. Po prostu bez sensu.

Zabezpieczyła umysł Athmy, przelewając go do procesorów w łóżku

Ale przed chwilą był nieprzystosowany do tego łóżka…

Nethar zignorował przekazy

Anglicyzm. Przekaz jest abstraktem i nie pluralizujemy go, przynajmniej nie w tym kontekście.

Za nic miał jej cierpienie, nie chciał zrozumieć, pragnął tylko wydostać Athmę z łóżka i uciec.

Rozumiem, że trochę jej odbiło z samotności, ale tu wychodzi na psychopatkę.

grodzie wiodące do mostka i odpaliła

Skok tonu. "Odpaliła" jest kolokwialne.

wyrwało się do przodu, roznosząc asteroidy w pył.

Aż tak gęsto, to one nie latają…

patrzył z niepokojem

Tylko z niepokojem? Takie osłabianie zwykle daje efekt komiczny.

Ostrożnie obróciła okręt i wystrzeliła do przodu.

E, tam, jakaś bezwładność.

Szyby mostka wypełnił straszny widok

?

Poczuła ekscytację.

Pokaż mi to.

cielsko, wciąż posłusznie wykonywało jej wolę

Bez przecinka. A wykonywało raczej rozkazy.

powoli podniósł

Aliteracja.

jakby podzielając myśli mężczyzny

… nie. Podziela się opinie.

Wyglądała na równie świadomą i uspokojoną jak Nethar.

Zdecydowanie nie.

otworzyła więc na powrót wszystkie grodzie za wyjątkiem śluzy

Przeczytaj to głośno?

silne, półprzezroczyste kości z naturalnymi włóknami metali lekkich, trzy płuca i potężne serce, pompujące granatową, dobrze dotlenioną krew do organizmu.

Mocne, półprzezroczyste kości z naturalnymi włóknami metali lekkich, troje płuc i potężne serce, pompujące granatową, dobrze natlenioną krew do organizmu. Czyli zupełnie inną biochemię (pomijam, że metale lekkie reagują z wodą gwałtownie, widowiskowo i z wytworzeniem niezdrowych produktów). Więc krainę science fiction opuściliśmy dawno temu.

Pomimo swych zdolności, nie mogła nikogo wskrzesić, tak jak nie uczyniła tego dla swojej załogi.

Skróć. Zdanie w tej formie jest mętne.

przeniesienia umysłu w bezpieczne naczynie, takie jak procesor o odpowiedniej mocy

Przeniesienia umysłu do… hmm. Nie wiem, do czego. Takie, jak. Procesor wykonuje operacje, nie przechowuje danych.

Uprzednio straciła załogę

Poprzednio.

ci którzy

Ci, którzy.

mieli rozległe obrażenia neurologiczne

A mimo to biegli w mniej więcej sensownym kierunku? I dobiegli? Poza tym – jak z przymiotnikiem, to raczej urazy.

Kapitan była teraz wyższa o głowę i miała białą skórę z ledwo zauważalnym odcieniem błękitu

Kapitan była teraz wyższa o głowę, skórę miała białą z ledwo zauważalnym błękitnym odcieniem.

szary, syntetyczny mundur

Szary mundur z syntetyku.

przed grodziami do ambulatorium

Gródź to nie drzwi. Przed grodzią ambulatorium uszłoby.

wspólnie przekraczając próg, podbiegli do łóżka

Naraz?

Czując silne połączenie z umysłem

…?

ostateczne zrozumienie języka

Co to znaczy?

Gotowa na zostanie jej nową kapitan.

Kto jest gotowy na co?

Rozejrzeli się wokół, jakby chcąc skarcić ją za to, co zrobiła

Skróć: Rozejrzeli się, jakby chcieli ją skarcić. Nie mam pojęcia, skąd ten wniosek.

połączona z Athmą na wielu płaszczyznach

Co to znaczy?

lecz bez swojej obecności w umyśle, kapitan nie potrafiła utrzymać swojej delikatnej osobowości

Zasadę tą, mogła przełamać

Tę zasadę mogła złamać.

oczy i zobaczyła świat jej cudownie niedoskonałymi oczami

Powtórzenie.

Czuła jak oddycha i mówi.

Czuła, jak oddycha i mówi.

Pierwsze słowa kapitan były niestety w dawnym języku ludzi

Wtrącenie oddziel.

nic z tego nie zrozumieli

Wystarczy: nic nie zrozumieli.

, jeszcze bardziej przerażając swoich towarzyszy.

Wytnij to. Łopata.

szybko zaczyna rozumieć. Teraz każda myśl Framath była dla niej zrozumiała.

Powtórzenia.

jęknęli, obejmując ją ostrożnie

Przytuliłbyś babkę tkniętą przez Vorlonów? A ci dwoje okazywali dotąd jedną emocję – strach.

Już znasz odpowiedź, byłaś umierająca.

… ze strachu? Toż nawet Amidalę było trudniej uśmiercić.

odpowiedziała jej błagalnie Framath.

Skróć: błagała Framath.

Podzielała potworny

Aliteracja.

wszystkie emocje, jakie trawiły Framath odkąd utraciła załogę

Jedyną emocją, która trawi, jest żal. Wszystkie emocje, które trapiły Framath, odkąd utraciła załogę.

Towarzysze drgnęli zaniepokojeni

Towarzysze drgnęli, zaniepokojeni.

Wyjaśniła pokrótce to, co przekazała jej Framath.

Wyjaśniła pokrótce, co przekazała jej Framath.

Teraz nie miała już problemu z porozumieniem się. Pojmowała oba języki.

Łopata. Język się zna, nie pojmuje.

pięknej cywilizacji

Hmm.

nasze społeczeństwo musi się o tym dowiedzieć

Dlaczego?

powiedziała spokojnym głosem.

Powiedziała spokojnie.

niezdolną do opisania radość

Albo miałeś na myśli "niemożliwą do opisania", albo radość coś u Ciebie potrafi. Autonomicznie.

zapytała zaniepokojona

Aliteracja, łopata. Wiesz, ten chichot jest cokolwiek upiorny. Gdyby to nie była końcówka, wietrzyłabym podstęp.

Athma pokiwała głową i gestem ręki, zachęciła towarzyszy do podążania za nią.

Pokiwała gestem ręki? Hmm? Tak to jest, kiedy się stawia przecinki bez zrozumienia, po co one są. "Podążąnie" jest formą częstotliwą, a tu chodzi o to, że za nią poszli. Uciąć, skrócić i wyrzucić.

jak okręt może się radować ?

Nienaturalna wypowiedź, zbędna spacja.

– Ona jest z nim połączona ? – wyszeptał.

Cały dialog jest, powiedzmy, mało naturalny. Nawet nie służy jako ekspozycja, bo wszystko to już wiemy.

trójkondygnacyjnym pomieszczeniem na planie trapezu z licznymi balkonami

Trapez nie ma balkonów.

Na środku stał fotel kapitana, otoczony kilkunastoma mniejszymi, przeznaczonymi dla najwyższych oficerów.

przejechała troskliwie

Jak te słowa mają się do siebie?

wszyscy jej potrzebujemy

Dlaczego? Athma pewnie tak, ale czyja to wina? A inni? Nie twierdzę, że statek obcych się nie przyda, ale…

Najwidoczniej jego poprzednia wizyta na mostku, sprawiła że niewiele zapamiętał

… to jest bełkot.

Pragnęła zabrać swą załogę dokąd tylko zechce jej kapitan

Pragnęła zabrać swą załogę, dokąd tylko zechce jej kapitan. Zaimki coś podkreślają, więc niech im tam.

Czuła jej podekscytowanie

Podniecenie.

Oni również wyglądali na poruszonych.

Really?

zabierzemy ją do domu

To ładnie, ale Framath nie ma już domu. Oni mają, ale w tym domu są jeszcze inni ludzie, którzy mogą nie zaufać od razu ogromnej, prawdopodobnie stukniętej po eonach samotności AI…

 

Ojeju, ale masa purpury. Pod jej grubymi warstwami kryje się pomysł zupełnie przyzwoity, choć niezbyt oryginalny (nawet wzięty z punktu widzenia Starodawnego Artefaktu, a nie jego odkrywców – ale ten punkt widzenia niewątpliwie podbija oryginalność). Także uniwersalność nie tylko języków, ale nawet jednostek miar bardzo mocno mnie wytrąca z zawieszenia niewiary, ale przede wszystkim odpowiada za to purpura, połączona z absolutnym brakiem przemyślenia świata przedstawionego. Zdarzenia po prostu nie mają sensu. Jakbyś podłożył "Tako rzecze Zaratustra" pod filmik z imienin szwagra…

Drugi ważny problem polega na tym, że zapewniasz mnie o tym wszystkim bardzo, ale to bardzo usilnie – zamiast mi to pokazać. Tak mnie zapewniasz o straszliwym nieszczęściu statku i przerażeniu ludzi, że mało nie pękniesz – a ja mało nie zasnę. Nie tędy droga. Ćwiczenie: spróbuj opowiedzieć o, powiedzmy, kimś, komu właśnie zdechł chomik, nie używając słów "chomik", "zdechł" ani nazw uczuć.

Twoi bohaterowie są niekonsekwentni – AI chce się porozumieć z ludźmi, chociaż nie rozumie ich sposobu myślenia. To dobry pomysł, ale co chwila pokazujesz, że jednak rozumie. A mimo to potyka się o własne nogi. Ludzie przybyli badać kosmos – a panikują, jakby się tam spodziewali wyłącznie puchatych króliczków. (Grałeś w The Dig?) Inna rzecz, że z ich punktu widzenia działania statku nie wskazują na życzliwość…

Poza tym masz problemy z gramatyką, może wynikłe z nadmiernego rozbudowania zdań, ale chyba nie. Zapominasz, co jest podmiotem (ja też zapominam – za dużo zaimków, za mało imion), znienacka zmieniasz formy gramatyczne. Ogólnie – językowo mamy tu jedną wielką magmę, o rytmie (poooowoooolnym… rozględzooonym…) zdań nie ma co mówić, skoro nie zawsze widać, co one opisują. Trochę powtórzeń, ale większym problemem jest, przykro mi, wąski zasób konstrukcji gramatycznych. Oraz czasowników, niestety. Używasz niektórych słów niezgodnie ze znaczeniem. Innych niestylistycznie, choć w tonie konsekwentnie purpurowym. Wszystkie te "na powrót" i "za wyjątkiem"… Szyk tu i ówdzie całkiem nieczytelny. Mówiąc krótko – czytaj więcej.

To jest ten wysoki koń, z którego spadłeś. Może spróbowałbyś się na razie przejechać na hobbickim kucyku? Napisać coś w mniejszej skali? Zacząć od mniej ambitnych pomysłów?

Wiem, praktycznie to synonim “mieć”, ale kwestia w odruchowym przypisywaniu “poważnie brzmiącemu” posiadaniu znaczenia posiadać na własność, w przeciwieństwie do niemal potocznego mieć, któremu nie przypisujemy “urzędowych znaczeń”

No, właśnie nie synonim. Ma inny zbiór desygnatów (choć częściowo się pokrywają), a przede wszystkim, jak zauważyłeś, inne konotacje. Synonimy to słowa, które można ze sobą w miarę swobodnie zamieniać.

Co prawda mało ono wiarygodne, ale mam serdecznie dość zakończeń smętnych, tragicznych i tak zwanych otwartych.

Myślę, że to “wyrzucenie” z siebie emocji, wyszło opowiadaniu na dobre.

Opowiadaniu? Przykro mi, nie. Ale jeśli wyszło na dobre Tobie – to dobrze.

przydałoby się trochę bardziej pobawić np. z oddawaniem specyficznego sposobu myślenia i “mówienia” statku, maszyny. Pograć bardziej w sferze stylu i narracji tymi jej ludzkimi i nieludzkimi cechami

Zgoda.

Tu się aż prosiło o horror i w sumie rzeczywiście fajnie, że nie poszedłeś w tę stronę.

Z punktu widzenia astronautów byłoby horrorem. To mi się akurat spodobało, jak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia ;)

 W moim odczuciu Framath bardziej porwała niż adopotowała nową kapitan. Manipulowała załogą, podmieniła pani kapitan ciało, zrobiła pranie mózgu no i mamy “symbiozę”. Dla jasności: nie jest to bynajmniej zarzut, biorąc pod uwagę wieloletnią samotnośc i tęsknotę statku za ludźmi takie zachowanie ma sens.

 dwie powiązane z ludźmi starożytne cywilizacje to już trochę zbyt duży fikolek

Tam są dwie? Myślałam, że astronauci to bardziej z przyszłości…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tam są dwie? Myślałam, że astronauci to bardziej z przyszłości…

Jest jedna cywilizacja trzypłucowych i niebieskich, którzy żyli na zniszczonej planecie, druga cywilizacja ich dalekich potomków – dwupłucowych i mniej niebieskich – którzy mieszkają na… chyba Marsie? (albo czegoś nie ogarnąłem), który porośnięty jest dżunglami, albo na Ziemi, a wszystko dzieje się w naszej przeszłości (zerknij na mapkę). 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

… dobra, pogubiłam się.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bardzo dziękuję za potężny komentarz Tarnino !  Niebawem zabiorę się do lektury i poprawek :>

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Known some call is air am

Hello there ! Dzięki za wizytę :>

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Poprawiłem większość wskazanych błędów :) Niektóre wytknięte, te mniej rażące korekty zostawiłem, żeby nie zmieniać już zbyt wiele w opowiadaniu. Postaram się, aby następne wyszły mi lepiej :>

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

I to jest właściwa postawa.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Cześć

 

Pomysłowe opowiadanie, ambitna space opera z perspektywy statku (bo hard sf to to imho nie jest, o czym dalej). Niestety, radość z czytania nieco psuły powtórzenia i brakujące/nadmiarowe wyrazy (kilka przykładów poniżej), przydałaby się dogłębniejsza beta. Jest statek, są planety, jest dramat. Nawet ilustracje dołączyłeś, pomysłowo.

Dobrze pokazałeś bohaterkę przez jej działania, chociaż w początkowej części nieco zbyt bezpośrednio pokazujesz motywację. Czytelnik dostaje wszystko kawę na ławę, wydarzenia jedynie to uzupełniają.

Poniżej kilka rzeczy, które jakoś rzuciły mi się w oczy:

Nastawiła okaleczone anteny i talerze.

Może talerze anten? Bo talerze brzmi nieco osobliwie.

Z wysiłkiem obróciła ogromne, dwunastokilometrowe cielsko dziobem w stronę trzeciej planety układu i przybliżyła obraz.

Dwanaście kilometrów to dużo (trochę za dużo na hard s-f imho)

Mogła tylko domyślać się, jak duże wrażenie zrobił na obcych ogromny, trójkątny kadłub z licznymi skrzydłami. Ciemny pancerz, usiany był bateriami wygasłych dawno dział, a kadłub pokrywała warstwa zamarzniętego pyłu. Promień światła przesuwał się z wolna po jej poszyciu, po jej skórze, dokładnie badając cały metaliczny kadłub. Jej ciało.

To powtórzenie trochę wybija z rytmu. Zastanawia mnie też słowo metaliczny, chodziło ci o metalowy (bo to nie to samo)

Obcy statek zadrżał, cofając się kilka kilometrów, jakby załoga przeraziła się, że Framath wciąż jest aktywna.

Bardzo marinistyczna wizja spotkania statków kosmicznych. Może zamiast cofając napisać zwiększając dystans albo zmieniając orbitę, bo cofanie w przypadku ruchy w kosmosie brzmi osobliwie imho (wiem, trochę się czepiam, ale dałeś taga hard sf…)

Z całej trójki to właśnie ona najbardziej przypominała przedstawicielkę istoty ludzkiej, jakie zapamiętała.

Brakowało j

a potem cała postać smukłej kobiety w obcisłym kombinezonie.

Bardzo zgrabnie, ale pytanie: jaki sens – poza estetycznym w opku – ma obcisły kombinezon kosmiczny? Bo zbyt sensowne to nie jest z funkcjonalnego punktu widzenia.

przeszli powoli długim korytarzem wzburzając ścielącą się przy podłodze mgłę.

Tam jest grawitacja? Dlaczego chodzą, dlaczego mgła jest przy podłodze? Znowu, scena fajna, ale bardzo marynistyczna imho.

Wciąż próbowała rozszyfrować język oraz pismo przybyszy, nieco podobne do mowy, którą znała i w końcu udało jej się odróżnić imiona i nazwy własne.

Skoro wcześniej włamała się bez przeszkód do komputera to dlaczego ma teraz problem z językiem?

W pokrytych szronem szafkach wciąż stały leki i aparatura medyczna.

A niby dlaczego stały? ale to jest kosmos, tam naturalnie nie ma grawitacji, trzeba ją zrobić (inercją lub krzywizną czasoprzestrzeni)

Silne emocje targające jej potężnym umysłem, nieco się zniekształciły dźwięki

Z konsoli buchnęły iskry. Impulsy energii pobudziły serce silnym, zmuszając je do pracy.

Czegoś tu brakuje.

Cielsko okrętu najpierw drgnęło, po czym wyrwało się do przodu, roznosząc najbliższe asteroidy w pył.

Obiekt długości 12 km, zbudowany ze stali nie wyrwie do przodu.

Była to doskonała … symbioza. → Była to doskonała… Symbioza.

na planie trapezu z licznymi balkonami, wypełnionymi konsolami.

coś tu się rymuje…

 

Tyle. Pozdrawiam, Powodzenia w konkursie i Polecę do biblioteki, jak poprawisz błędy językowe.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Jak wiesz, Iluvatarze, pomysł spodobał mi się od samego początku – oszalały z samotności statek, przysposobienie nowej załogi z kłopotami po drodze i pozytywne zakończenie z odcieniem lekkiej grozy.

Narrację wybrałeś: trudną, proszącą się wręcz o zaimkozę i mylenie podmiotów domyślnych z uwagi na Framath i dwie kobiety z nowej załogi; równie niebezpieczny, bo podwyższony poziom purpury, który miał przybliżać obłęd i lęk statku; prowadzenie akcji w kilku miejscach równocześnie, co sprzyjało nadużywaniu określników czasu i innych.

 

Część błędów wyeliminowałeś, do pełnej płynności trochę jeszcze pozostało. Jednak trzeba byłoby się nad nimi zastanowić, aby nie wylać dziecka z kąpielą. Już swoich ingerencji się obawiałam, żeby utrzymać intensywność. Potrzeba trochę czasu i ciut lepszego warsztatu, przeczytaj po roku, sam się przekonasz. ;-)

Tymczasem: za pomysł, fabułę, fanastykę – bardzo misię. :-) Jeśli zabraknie kilka, poskarżypytuję.

 

Jeden drobiazg na doczepkę:

,Mężczyzna spojrzał na nią, otwierając szeroko usta.

– Ona jest z nim połączona – wyszeptał.

Athma pokręciła głową, czując rozbawienie Framath i sprostowała:

To ona … chodźmy już.

Lepsze byłoby „Z nią”, a i zlikwiduj spację przed wielokropkiem i może „Chodźmy już”.  ;-)

 

pzd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

krar85  Bardzo dziękuję za komentarz, masz oczywiście rację, na razie piszę opowiadania dość impulsywnie, bo przez brak czasu zaniedbuję trochę research, mam też manierę epickości czy patetyzmu … jakkolwiek to nazwać, dzieje się tak głównie dlatego, że jestem artystą i widzę te sceny w głowie podobnie jak sceny filmowe i dlatego czasami takie głupotki jak mgła itd się pojawiają, oczywiście postaram się poprawić to, co trzeba ;) 

 

Ale jestem dobrej myśli, bo pomijając problemy techniczne udało mi się napisać to, co zaplanowałem i jest jakiś postęp już … może do 10 lipca, uda mi się na urodziny załapać do biblioteki :> No nic … muszę więcej czytać i pisać.

 

Asylum, Tarnina – również bardzo dziękuję za komentarze :D

 

P.S. Co do kombinezonu, to nie lubię po prostu tych ala NASA, sztywnych, grubych i napakowanych xd, nie jestem fanem latexu xd

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

O wszystkim pamiętam, Ilu :) I choc dzis wena mi nie pozwala na naskrobanie konentarza. Wroce tu jutro! ODDECH VADERA!

Spokojnie, nie czuj się zobowiązany ;)

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

To była groźba! :D Czuje te moc!

(przełyka nerwowo ślinę) Wróć do światła ! Ciemna strona nie jest silniejsza, jest jedynie łatwiejsza :O

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Ponieważ krar poruszył kwestie gigantycznych rozmiarów statku, ośmielę się wrzucić kamyczek do Twego ogródka. Nie daj się ponosić fantazji, wyobraźni. Dwunastokilometrowe cielsko? Można takie zbudować, można wprawić je w ruch, ale koszt energetyczny jest przerażający. Liczne skrzydła i inne wystające na zewnątrz elementy? Na obrazku to może fajnie wyglądać, ale w rzeczywistości musiałyby te “ozdóbki” być niesłychanie wytrzymałe mechanicznie albo manewry gigastatku niesamowicie powolne, aby się nie pourywało toto podczas energiczniejszej zmiany prędkości lub kursu. Chyba że hojną ręką dorzucisz, znaczy wyposażysz taki megapancernik kosmiczny w napęd grawitacyjny, ale tu trudność w tym, że tylko pole zewnętrzne względem superkolosa… Tak że albo Science F, albo Space Operetka.

Dla równowagi – podpowiedź. “Rozmień” giganta na drobne, flotylla mniejszych jednostek plus jednostka dowodzenia mogą stanowić równie silny, sprawny w działaniu zespół. Przy okazji mobilniejszy.

Przykro mi to mówić, ale tekst juz został przeczytany, a jak mawia przysłowie co sie przeczyta to się nie odzobaczy. W takim razie do jutera, Ilu. (Komentarz dla statystyk). I jak mawial Vader, "Anakin was weak", stad bedzie potężnie… z mocą ;)

No niestety, chciałem wielkiego flagowca, wiem że to mało realne, ale nie mogłem się oprzeć :>

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

I dobrze, że chciałeś, Ilu! Jest frapujący. :-)

Może i koszt byłby ogromny przy dzisiejszej potencji, ale w przyszłości, większej sile i np. pożeraniu ciemnej materii, nie wiem, bo jest fantasmagorią, ale… cóż ciemnej materii jest pod dostatkiem na podorędziu, o stokroć więcej niż zapoznanej. Można byłoby wspomagać się grawitacją. Pytanie, co dałoby radę skupić i przetworzyć, ale to już totalne wishful thinking.

Tutaj interakcja pomiędzy statkiem i nową załogą. Pewne rzeczy przyjmujemy.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Czuje te moc!

XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

:>

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

No niestety, chciałem wielkiego flagowca, wiem że to mało realne, ale nie mogłem się oprzeć :>

I bardzo dobrze, tylko czemu dałeś taga Hard SF, kiedy tekst jest – imho – space operą, w której takie elementy są jak najbardziej dopuszczalne. Tekst jest ok, tylko tag dobrałeś niefortunnie.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Ok, rozumiem :)

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

No dzień nocerek :) Przepraszam za chaos wizualny komentarza, ale… Piszę na telefonie, to nie będzie zbyt wylewnie, ale jakoś będzie! Nie czytałem zbyt wielu tekstów na Planety, ale samo opko stoi klimatem. Bardzo interesujący pomysł, aby statek nabrał ludzkiej formy, to bardzo dobra idea. Jednak trochę znużyła mnie na samym starcie. Wielorakość opisów… jest ich sporo, co spowalnia według mnie tempo akcji, której nie ma za wiele, choć, tu akurat to pasuje. Tzn powolne tempo, opisów bym trochę poprzycinał:) Zerknąłem do poprzedniego Twojego tekstu i na pytanie czy widzę postęp odpowiedziałbym, że tak. Technicznie to solidnie napisane opowiadanie. Tutaj małe wyjątki: "Silne emocje targające jej potężnym umysłem, nieco się zniekształciły dźwięki, co nadało im jeszcze bardziej upiorne wrażenie." -> Nieco sie zniekształciły dźwięki, hmmm… Może coś w stylu, nieco zniekształciły dźwięki? "Kapitan zachwiała się i zaczęła parsknęła śmiechem.". -> Niezbyt to brzmi. Ze zaczela parsknela smiechem. Kapitan zachwiala sie i parsknela smiechem juz lepiej. Tak wiec w ostatecznym rozrachunku, tekst biblioteczny. Moze nieco przydługi w moim uznaniu na zawarta historie, ale calkiem przyzwoity. #Oddech Vadera.

Dziękuję serdecznie za komentarz i opinię, cieszę się, że oceniasz tekst tak pozytywnie :>

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Witam :)

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Iluvatharze!

 

Jest klimat emocjonalnych przeżyć AI, w których przewija się motyw space horroru (gdzie załoga biega po statku, a Framath próbuje nieumiejętnie przekazać im swoją wiedzę, przez co z całego statku robi się dungeon nieumarłych :D).

Początek bardzo mi się podobał, potem się trochę momentami rozjeżdżało. Taka trochę, hmm, niejednolitość jakościowa tekstu. Oczywiście sam święty nie jestem, tylko chciałem zwrócić na to uwagę. Najbardziej ujmujące tekstowi są powtórzenia, bez których opko byłoby znacznie lepsze, ale to kwestia wyrobienia sobie umiejętności autokorekty i czujnego oka. :P

Biorąc opowiadanie jako całokształt – czytało się dobrze, klimat fajnie zarysowany. Faktycznie, może momentami trochę za bardzo rozwleczone, ale niektóre opisy bardzo mi się spodobały. Poetycko. :D

 

Pozdrawiam i powodzenia!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Dziękuję serdecznie za komentarz barb :>

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Podobało się: Zaraz się okaże że to zbyt górnolotne, ale jest w tym coś bardzo znajomego, stwierdziłbym że od kołyski. To chyba niestety kwestia gustu, jednak myślące maszyny to też motyw który bardzo lubię. 

Nie podobało się: Symbioza jako coś głęboko emocjonalnego – to jest pełnoprawna interpretacja, ale skłonny jestem do postrzegania zjawiska symbiozy jako relacji opartej na wzajemnych korzyściach. Może ktoś też się czepi tego co tu napiszę, ale do przedstawionego typu relacji bardziej pasuje mi określenie “synergia”. Ale nie brzmi tak ciekawie jak “symbioza”, to przyznam.

 

Gratuluję i pozdrawiam!

Olgierd Glista

 

Dziękuję serdecznie za przeczytanie i komentarz, racja idealny przykład symbiozy to to nie jest, no ale już chyba za późno na zmianę tytułu, jeśli chodzi o fabułę to zwykle wymyślam dość prostą, ale staram się aby opisy lokacji, akcji itd były dopieszczone … aż za bardzo, przede wszystkim dlatego, że mam mało czasu na research, a teraz, kiedy już ludzie tyle napisali trudno wymyśleć coś całkowicie oryginalnego, inspiruję się więc klasykami i dodaję do nich jak najwięcej od siebie :> Nie jest to może najlepsze podejście, ale takie pisanie sprawia mi frajdę.

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

teraz, kiedy już ludzie tyle napisali trudno wymyśleć coś całkowicie oryginalnego

To już starożytni tak mawiali :D Akurat oryginalnością lepiej się nie przejmować. Wyjdzie, fajnie. Nie wyjdzie – jeśli tekst jest dobry, nikt nie zauważy.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina – dokładnie ;) Bardzo mi miło, że ci się spodobało Anet :)

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Ilu­va­thar – Venom, Car­na­ge, Toxin, Scorn, Agony, Si­len­ce, Zzzxxx, Phage, Scre­am, Riot, Zio­bro

 

 

Nie jest to zbyt do­brze na­pi­sa­ne. Warsz­ta­to­wo sporo ku­le­je, ale nad­ra­biasz roz­wią­za­nia­mi fa­bu­lar­ny­mi.

Ta­jem­ni­czy sta­tek za­gu­bio­ny w pu­st­ce ko­smo­su od ty­się­cy lat to nic no­we­go – Su­per­man, Kula, Za­gu­bie­ni w ko­smo­sie, Obcy, Pan­do­rum. Jest od groma fil­mów z takim mo­ty­wem, ksią­żek też sporo. Cięż­ko tak ogra­ny motyw po­ka­zać w spo­sób, który sa­tys­fak­cjo­nu­je, a Tobie się udało. Świet­ne jest to, że sta­tek chce się po­ro­zu­mieć, ale jego dzia­ła­nia, z punk­tu wi­dze­nia przy­by­szy, są wro­gie. Są ko­me­die po­my­łek, więc czemu nie mia­ło­by być hor­ro­ru po­my­łek? Zresz­tą jest ko­me­dio­hor­ror po­my­łek – Tuc­ker and Dale ver­sus evil, który po­le­cam (ale to tak na­wia­sem mó­wiąc tylko ;)). Cały czas spo­dzie­wa­łem się, że sta­tek nie­in­ten­cjo­nal­nie za­bi­je gości – szcze­gól­nie w mo­men­cie, gdy przy­by­sza płci mę­skiej przy­piął do fo­te­la i się zde­ner­wo­wał. Ale Ty po­sze­dłeś w za­koń­cze­nie z happy endem – i to jest naj­bar­dziej za­ska­ku­ją­ce w tym tek­ście, serio, udało ci się, Ilu, mnie za­sko­czyć i wy­wo­łać uśmiech na mojej twa­rzy. Prop­sy za to.

W kwe­stii świa­do­mo­ści stat­ku, to jego uczu­cia są IMHO spój­ne, współ­gra­ją z dzia­ła­nia­mi. Tro­chę zbyt dużo w nar­ra­cji pró­bu­jesz mnie prze­ko­nać do tego okrop­ne­go, nie­wy­obra­żal­ne­go cier­pie­nia stat­ku, a to w pew­nym mo­men­cie za­czę­ło mę­czyć. Motyw z prze­mia­ną pani ka­pi­tan cie­ka­wy, choć nie do końca mi siadł. Razi mnie rów­nież opis wy­ewo­lu­owa­nych ludzi, bo nie widzę za bar­dzo uza­sad­nie­nia dla tego kie­run­ku ewo­lu­cji, jakoś eko­no­mia formy mi się nie zga­dza. Uwa­żam rów­nież za prze­sa­dę danie stat­ko­wi moż­li­wo­ści ha­ko­wa­nia umy­słów, bo to już grub­sze fan­ta­sy się robi, a tak wy­cho­dzi­ła Ci nie­prze­gię­ta space opera, a ra­czej coś, co mo­gło­by być jej frag­men­tem – coś jak u C.J. Cher­ryh, w jej cyklu “Wojen kom­pa­nii”.

Daję Ci klika, mając na­dzie­ję, że zanim opo­wia­da­nie trafi do bi­blio­te­ki po­pra­wisz błędy, które wska­za­no Ci w ko­men­ta­rzach. Ale to piszę tak, pro forma, bo prze­czy­tasz ten ko­men­tarz do­pie­ro za jakiś czas, kiedy tekst już pew­nie w bi­blio­te­ce bę­dzie. Bo na razie ko­men­tarz unosi się w cha­osie no­ta­tek ju­ror­skich, za­gu­bio­ny i sa­mot­ny, po­śród strzę­pów uwag, czeka na moż­li­wość zo­sta­nia nie­ak­tu­al­nym w dniu pu­bli­ka­cji ;)

Known some call is air am

Dzięki serdecznie za komentarz Outta ;)

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Niezamaco :)

Known some call is air am

Hmmm. Bohaterowie mnie nie przekonali. Ci ludzcy zachowują się jak nastolatki na biwaku, anie jak astronauci i naukowcy. Dlaczego lezą na obcy statek i to wszyscy razem? Ja bym najpierw posłała robota albo innego drona na zwiady. A potem wpadają w panikę. W SI natomiast brakuje mi elementu I. Statek miota się bez poważniejszego planu działań. No, poszedłeś za bardzo w emocje, za daleko od racjonalizmu. Ale to dla mnie, a ja jestem Finkla.

Trajektoria na rysunku nie sprawia wrażenia ekonomicznej – takie zakręty co chwila muszą zżerać mnóstwo paliwa.

Przeszkadzało mi odmienianie kobiety kapitan po męsku. Może się mylę, ale przyzwyczaiłam się raczej do form “Tak jest, panie kapitanie”, “Tak jest, pani kapitan”.

Ale tematyka ciekawa.

Babska logika rządzi!

Na wstępie – motyw konkursowy jest, ale dość niewielki i wspomagany mapką. Bez niej pewnie bym go nawet nie zauważył;)

Co zaś się tyczy samego opowiadania: pomysł miałeś ciekawy z odwróceniem narracji. Był taki moment, gdy opisywałeś wystraszonych Athmę, Nethara i Heth, że faktycznie poczułem ich strach jakby z horroru o nawiedzonym statku, równocześnie widząc, że tak naprawdę jest to tego statku jedynie nieporadność.

Z drugiej strony ta sama narracja szybko stała się wadą. Bohaterów przez większość tekstu odbierałem jednak bardziej jako biegające ludziki. Nie wzbudzało emocji, a w pewnym momencie, gdy ciągnąłeś kolejne wydarzenia, zatrzaskiwane drzwi i tak dalej, poczułem znużenie. Chyba pomysł nieco się wyczerpał, a nie zaproponowałeś nic równie kuszącego.

Gdzieś to może przyspiesza na końcu, ale i to nie do końca mi się podoba. Trochę nie byłem pewny wiarygodności w tamtym momencie bohaterów, a trochę – może to bardziej personalna opinia – zdawało się to zakończenie przesłodzone:P I obie rzeczy zapewne się z sobą wiążą.

Językowo chyba parę razy się potknąłem, ale nie było też bardzo źle. Raczej proponuję pomyśleć nad wspomnianymi rzeczami i próbować dalej:P Pomysł naprawdę wydał mi się fajny:)

Слава Україні!

Dzięki za kolejnych dzielnych czytelników :>

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Nowa Fantastyka