- Opowiadanie: Zqros - W stronę światła

W stronę światła

Witam po raz kolejny!

 

Jakiś czas temu napisałem dwa rozdziały do książki, z którą na razie się wstrzymałem. Umieszczam pierwszy rozdział. Jestem bardzo ciekaw Waszej opinii, bo tak szczerze nie jestem w stanie obiektywnie ocenić, czy sam pomysł ma jakikolwiek potencjał i czy da się to zrozumieć (występuje słowotwórstwo i dużo metafor).  Poprosiłbym o opinię.

Życzę miłego czytania, a ja sam zabieram się za poprawę poprzedniego tekstu :D 

Oceny

W stronę światła

Sensem istnienia była modlitwa. Kamienny Bóg stanowił centrum małego pomieszczenia, a także ich życia. Nadzy i brudni stali wokół Boga. Unosili ręce. Truchła najsłabszych gniły po kątach.

 – Wielki Robaku…

Wrzawa uniosła się w górę, gdzie ciemność przywodziła na myśl niekończący się wszechświat.

 – Wielki Robaku, prosimy cię.

Wielki Robak stał niewzruszony. Wszechświat zakrywał jego oblicze. Pozostawał nieprzenikniony nawet dla emanującego, zielonego światła, bijącego od setek rosnących grzybów. 

Powoli, z ciemności wyłaniała się jasność o kwadratowym kształcie. Oświetliła wyrażające wdzięczność, wyryte oblicze Wielkiego Robaka. Posypało się z niej pożywienie, wprost u stóp posągu. Następnie ciemność powoli wyparła łunę światła, a twarz boga znów pogrążyła się w ciemności. 

Ludzie zaczęli się zabijać. Najsłabsi nie mieli żadnych szans. Poddawali się, kryli po kątach, a ich śmierć z głodu stawała się kwestią czasu. Po wszystkim, w centrum, ukazał się Prorok i jak zwykle nikt nie dostrzegł jego przybycia.

 – Ciekawe o czym opowie – mruknął młody człowiek, zlizując krew z ciała.

Klęczał i przytrzymywał głowę rannej osobie, aby bezpiecznie spożyła dar życia. 

 – Głupie pytanie. Pewnie to co zwykle.

 – Cii, Woda – wyszeptał – jedz, nie gadaj. 

Przytrzymywany prychnął. Poruszył się i jęknął. chwycił za lewe ramię.

 – Sam pytasz, więc nie uciszaj – odpowiedział przez zaciśnięte zęby.

 – Aleś upierdliwy. Sprawia ci to przyjemność?

Woda uśmiechnął się pod nosem.

 – Inaczej byś się wynudził.

*

Kaczka przerwał. Wspomnienie o Wodzie nadal sprawiało ból w sercu. Schylił głowę i zakrył dyskretnie zaszklone oczy.

Cienie sześciu siedzących tańczyły jak im ogień zagrał. Rozłożone były w miarę równo, po obwodzie okręgu. Środek stanowiło ognisko, na którym skwierczały Skrzydlaki. Tak jak jedzenie (życie) dawało życie, tak ogień napełniał ciepłem.

Kaczka nigdy nie czuł ciepła, oraz nie słyszał o śpiących w ciemnościach stworzeniach. Wątpił, aby stworzył je Wielki Robak, bowiem Prorok milczał na ten temat. Prawdopodobnie urodziła je ciemność. 

 – W naszej przestrzeni też się pojawiał – rzekł Kamień, jeden z koczowników – zawsze po zamknięciu wszechświata.

 – Pewnie do dzisiaj to robi – dodał Knykieć – Kaczka, jak wygląda wasz wszechświat? 

 Kaczka wytarł oczy i wciągnął powietrze nosem.

 – Mówiłem przecież. Wydaje się nie mieć końca, a jak się otwiera, to tak jakby… 

Zamilkł, wyszukując odpowiedniego słowa.

 – Nie wiem jak to określić. Tak jakby otwierała się kolejna głębia wszechświata.

Niektórzy spojrzeli nad głowy, zafascynowani wizją otwierającego się nowego wymiaru nieskończoności. Dostrzegli litą skałę, kończącą się tam, gdzie umierało światło. 

 – Wszechświat wszechświatem, a Wielki Robak? – zapytał Kaczka – jak u was wyglądał?

 – Hmm… nie mieliśmy go. Wierzyliśmy że istnieje, bo tak mówił Prorok. 

Kaczka wątpił, czy ktokolwiek z jego przestrzeni uwierzyłby w Wielkiego Robaka, gdyby nie mieli dowodu na jego istnienie. Jego Kamienna postać patrzyła na nich. Z góry. Przez całą wieczność.

 – Opowiadaj dalej.

Skinął głową do Liczka. Wytarł oczy i kontynuował.

*

Wielu z ocalałych, w tym Kaczka, zerkało na Proroka. Niektórzy nie otwierali oczu, a ich skostniałe ciała pozostawały w spoczynku. 

 – Po raz kolejny Wielki Robak okazał nam łaskę – zaczął przemowę Prorok mocnym głosem – Po raz kolejny ci z was, którzy najmocniej prosili o życie, dostali je, żeby trwać w jego łasce. Dziękujmy mu!

Wszyscy, prócz Kaczki i przyszłych trupów, zaczęli wspólną modlitwę:

 

 

Ty, który tworzysz przestrzeń w skale

Ty, który karmisz nas stale

Ty, nasz stwórco i zbawco

Ty, nakarm nas łaską

Ty, z którego ciała powstaliśmy

Pozwól trwać nam, o panie

 w twym domu, w przestrzeni między skałami

 

Ostatnie słowa odbiły się echem po pomieszczeniu. Nieokreślony czas jedynie rytmiczne uderzanie kropel o podłoże zakłócało ciszę, odmierzając cykl trwania społeczeństwa.

 – Drodzy wierni, co było początkiem?

 – Skała. – odpowiedział chór głosu.

 – Skała – potwierdził Prorok – niekończąca się, lita skała. 

Kaczka nie należał do chóru. Słuchał tylko i analizował po raz setny to samo. Zawsze dochodził do tego samego i ciągle marzył o nowych przestrzeniach. Nawet jeśli musiał zmierzyć się ze złem, rozlewającym się po międzyskalnych światach.

 – Była ona domem Wielkiego Robaka, który tworzył rozległe przestrzenie, ciągnące się niewyobrażalnie daleko. W pewnym momencie tworzenia zatrzymał się, popatrzył za siebie i popadł w smutek. Samotność ciążyła mocniej z każdą chwilą, więc postanowił: przegryzł kawałek ciała i ulepił zeń człowieka. Człowiek okazał się słaby. Bez odpowiedniej opieki zmarł po kilku dniach, co Wielki Robak przyjął z olbrzymim smutkiem. Wielki Robak nie poddał się i spróbował jeszcze raz. Tym razem udało się. Tak jak on karmił się szczątkami świata, tak człowieka karmił tym, co wydalał. Od tej pory kontakt człowieka z bogiem ograniczał się przez modlitwę. Zajęty przygotowaniem życia i poszerzaniem ciała dla innych, fizyczna obecność przy swoim stworzeniu była niemożliwa.

Kaczka musiał przyznać: Prorok potrafił rozbudzić wyobraźnię. Zawsze mówił o tym samym, lecz opowiadanie pociągało do rozmyślań. Z resztą bez tych przemówień byłaby pustka. Jedynie olbrzymi kamienny Bóg, ściany, modlitwy, nieosiągalny wszechświat, oraz – daj Wielki Robaku, aby było to prawdą – opowieści o innych, czekających na odkrycie przestrzeniach.

Nic więcej.

*

 – U nas też, nie? Też stale nawijał o Wielkim Ro…

 – Kamień, co ty mówisz – przerwał mu siedzący naprzeciwko Knykieć – zdarzały się inne bajania, nie pamiętasz? Choćby opowieść o rozsądnym i nierozsądnym chłopcu.

Kaczka czekał, aż Knykieć zacznie opowiadać wspomnianą opowieść. Ku jego rozczarowaniu pominął wątek, zwracając się do trzymającego się cienia osobnika:

 – A u was? Powiecie coś w końcu?

Nawet żartobliwy ton nie wymazał jego wyrazu twarzy. Był milczącym. Jego przestrzeń pozostawała tajemnicą, i to nie tylko dla Kaczki. Kaczka zastanawiał się, czy chciał pozostawić przeszłość za sobą, czy w jego świecie (przestrzeni) panowała odwieczna cisza.

 – Kaczka, mów, bo zaraz zaś ktoś się wtrąci – powiedział Kamień.

 – Na przykład ty? 

Kamień posłał Knykciowi ponure spojrzenie. 

 – Niech cię Wielki Robak zeżre…

– Dajcie Kaczce dokończyć – przerwał Liczka – to on jest tutaj nowy i to on mówi swoją historię.

Knykieć posłał Kamieniowi tryumfalny uśmiech. Kamień odwdzięczył się pogardliwym spojrzeniem.

 – Gdzie ja to skończyłem…

 – Pojawił się Prorok i mówił o powstaniu świata i człowieka.

 – Dzięki, Liczka.

Odkaszlnął i wgłębił się ponownie w niedaleką przeszłość.

*

Przemowa skończyła się, a Prorok zniknął. Zaczęło się na nowo.

Wokół trwało coś, co odbierali za ciszę: charkot umierających, mlaski i rozpruwanie świeżych trupów głodujących i modlitwy modlących się. Wszystko przy uderzaniu kropel wody o podłoże, wprost ze wszechświata. Wiecznym deszczem to zwali, w odróżnieniu od wody pojawiającej się jakby znikąd na kamiennych ścianach.

Kaczka lizał jedną z nich. Razem z nim robiło to kilku, po innych stronach pomieszczenia. Wielu musiało obejść się z pragnieniem, bowiem byli zbyt słabi na rywalizację o mokrą ścianę. Zdarzali się spragnieni desperaci, łykający wodę z podłoża, skażoną trupami i odchodami.

Gdy uznał pragnienie za zaspokojone, przyłożył rękę do ściany i czekał. Woda zebrała się po kilkunastu wydechach. Ostrożnie, starając się nie uronić ani kropelki, oddalił się. Następnie przybliżył rękę do ust Wody.

 – Dzięki, Kaczka. Z ciebie to równy gość. 

 – Uważaj, bo się rozkleję.

Wykonał jeszcze kilka takich serii, po czym usiadł koło kompana. 

– Popatrz na nich.

Kaczka wlepiał wzrok w najbliżej usytuowanych wokół boga.

 – Myślą, że im mocniej proszą, tym więcej dostaną…

 – Daj spokój, Kaczka. Chcą, niech się modlą. 

 – Myślisz że on tego chce?

Kaczka nie musiał mówić o kim mowa. 

 – Myślę, że dla niego to bez znaczenia. Tak i tak by nam zrzucał pożywienie. Chyba pamiętasz słowa Proroka, co nie?

 – Nie, nie pamiętam słów które wpaja nam od zawsze – prychnął kaczka – oczywiście że pamiętam. Daje nam życie, żeby nie czuć się samotnie. 

 – No właśnie. 

 – Tylko że nie o to mi chodzi. Do stu przestrzeni – zaklął – zastanawiam się co o tym sądzi. Bo zamiast myśleć o odkrywaniu nowych światów, my bezustannie wpatrujemy się w niego. Czy na pewno tego chce?

 – Kaczka, skąd mam wie… au!

Woda zacisnął powieki.

 – Ręka to już posłuży mi do ozdoby.

 – I tak do niczego więcej nie służyła – odparł Kaczka.

Zaśmiali się. Ich śmiechy utonęły w coraz głośniejszych modłach. 

 – Spytam się go. W sensie Proroka.

Woda zmarszczył brwi i spojrzał na Kaczkę.

 – Ciebie do reszty porąbało.

Kaczka odpowiedział milczeniem. Od dłuższego czasu myślał nad rozmową z Prorokiem, która mogła skończyć się podobnie do przypadku z Mączką.

 – Może. – stwierdził ostrożnie – ale wolę zginąć za złe słowa, niż tkwić bez odpowiedzi.

Mączka sprzeczał się z Prorokiem o nieskończoność Skały. Powiadał, że poza nią nie istnieją ściany i sufity. Nie istnieją granice, można iść gdzie się tylko zapragnie, a Wielki Robak nie ma tam władzy. Niedługo po przemowie wszyscy zebrani usłyszeli ponury głos, wprost ze wszechświata. "Zabijcie Mączkę, mówię Ja, Zabijcie go, a obsypię was życiem.” 

Kaczka był wtedy jednym z nowych, a zdarzyło się to dawno temu. Mimo tego nigdy o tym zdarzeniu nie zapomniał. Tak samo jak opowieści Mączki o Zewnętrznym Świecie.

*

 – Dlatego uciekłeś? Chciałeś zobaczyć, czy Zewnętrzny Świat istnieje?

 – Nie, Liczka, to nie tak. Nie uciekłem.

Wszyscy z obecnych popatrzyli się na Kaczkę. Ich twarze nikły w mroku wraz z dopalającym się ogniem. 

Każdy z nich, a przynajmniej każdy z tych, który potrafi mówić, uciekli ze swoich przestrzeni z własnej woli. Nikt ich nie ścigał.

 – Kamień, idź przynieść więcej energii – zarządził Liczka – a ty – wskazał palcem na Knykcia – dołóż to, co zostało.

Obaj – Kamień i Knykieć – rzucili pełne wyrzutów spojrzenie na Liczkę i – ku zdziwieniu Kaczki – zabrali się do pracy. 

„Słuchają się go jak Proroka. Czym sobie na to zasłużył?” – pomyślał.

Po tym, jak Kamień wyszedł z przestrzeni, Knykieć uniósł kawałek energii (w naszym rozumowaniu gałęzi), która – według koczowników – była częścią żyjącego stworzenia. Kaczka powątpiewał, patrząc na podłużne nieruchome "coś".

Postanowił się przydać i pomóc Knykciowi w podsycaniu ognia.

 – Nie rób tego – powiedział Sad, przytrzymując mu rękę przed wrzuceniem zimnego i ciężkiego kamienia do ognia – Ogień nie lubi kamieni. Ogień lubi tylko to, co ciepłe. Ogień lubi energię i człowieka. Widziałem na oczy.

Faktycznie, gdy Kaczka wziął energię do ręki, wydała mu się przyjemniejsza w dotyku. Wrzucił ją do ognia. Może trochę za mocno, sądząc po tym, jak odbiła się i prawie uderzyła w siedzącego naprzeciwko Liczkę.

 – Wybacz. – powiedział tylko, z lekkim, nieudolnym uśmiechem na twarzy.

Gdy Liczka, bez słowa, poprawiał robotę Kaczki, Kaczka zastanawiał się, czy samemu nie wskoczyć do ognia. Stale odczuwałby ciepło, które coraz bardziej podchodziło mu do gustu.

 – Muszę cię zasmucić – powiedział Liczka, wyrywając Kaczkę z rozmyślań – Nikt nie odkrył jeszcze czegoś takiego jak przestrzeń bez ścian. Jest wielkie prawdopodobieństwo, że jej po prostu nie ma.

"Jeśli tak, to już nie żyję" – pomyślał smętnie Kaczka, patrząc na czarne piętno na swojej ręce.

 

ps. Tak tylko dodam, ponieważ w 1 rozdziale nie jest to wytłumaczone, że tego, kogo Prorok naznaczy czarnym piętnem, tego będzie ścigał Wielki Robak. A przynajmniej każdy w to wierzy.

Koniec

Komentarze

Zgrosie, chciałabym abyś wiedział, że fragmenty nie cieszą się powodzeniem wśród użytkowników tego portalu. Mało kto chce tracić czas na lekturę tekstu, nie mając gwarancji, że kiedykolwiek doczeka się kontynuacji, a Ty w przedmowie wspominasz o wstrzymaniu się z pisaniem dalszego ciągu. Dlatego lepiej zamieszczać skończone opowiadania, niż fragmenty czegoś niedokończonego.

Ponadto fragmenty nie wchodzą do grafiku dyżurnych, więc ci nie mają obowiązku ich czytać. Nie mogą też być nominowane do piórka.

 

Wiedz także, że wrzucanie tekstów dzień po dniu nie jest dobra taktyką. Daj czytelnikom czas na lekturę jednego opowiadania, zbierz opinie o nim i kolejne opowiadanie zamieść po kilku, kilkunastu dniach. Ręczę, że wtedy będzie czytane przez więcej osób.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Droga @regulatorzy, dziękuję za rady. Na pewno wezmę je sobie do serca. Ogólnie będę musiał sobie przeczytać jeszcze regulamin.

Pozdrawiam!

Bardzo proszę, Zgrosie. Miło mi, że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Drogi Zqrosie,

 

przeczytałam Twój tekst, bo również wrzucam fragmenty i staram się trochę na przekór zaglądać na portalu właśnie do części większych całości :)

W miarę odnalazłam się w fabule, choć nie ukrywam, że podczas lektury momentami miewałam z tym problemy. Wiadomo, skoro fragment, to wiele rzeczy wyjaśni się w dalszych częściach. Ale na tym etapie chyba zabrakło mi bardziej obrazowych opisów, szczególnie jakiejś charakterystyki bohaterów – pamiętam ich imiona, ale w trakcie lektury gubiłam się, kto jest kim, bo nie potrafiłam ich sobie wyobrazić.

Zastanawia mnie też rozdźwięk między powagą sytuacji modlitw i rytuałów a rozmowami postaci, które mówią o tym dość lekko, może nawet beztrosko. Właściwie nie wiem, czy obawiają się Wielkiego Robaka, czy sobie z niego kpią. 

Myślę, że fabuła mogłaby mnie zaciekawić, zwłaszcza jeśli poznałabym lepiej przedstawione tu osoby i uniwersum. Z kolei zakończenie zrobiłoby na mnie większe wrażenie, gdybym przeczytała PS przed lekturą całości ;) Dobrze by było umieścić taką informację w opisie nad tekstem.

Wypisałam sobie kilka uwag redakcyjnych, na które myślę, że warto by zwrócić uwagę. Nie wypunktowałam błędów interpunkcyjnych, ale szczególnie polecam przyjrzeć się dialogom (w niektórych fragmentach pojawiają się drobne niekonsekwencje), a także cudzysłowom – stosujesz angielskie (") zamiast polskich („ ”).

 

Kamienny Bóg stanowił centrum małego pomieszczenia, a także ich życia. Nadzy i brudni stali wokół Boga.

Nadzy i brudni stali wokół Niego.

 

Wrzawa uniosła się w górę (…)

Jeśli się unosiła, to na pewno w górę :) A więc: Wrzawa uniosła się (…)

 

(…) twarz boga znów pogrążyła się w ciemności. 

W niektórych miejscach zapisujesz „Boga” małymi literami, warto by to ujednolicić.

 

 – Cii, Woda – wyszeptał – jedz, nie gadaj. 

Przytrzymywany prychnął. Poruszył się i jęknął. chwycił za lewe ramię.

Tu przykład interpunkcji w dialogu (a przy okazji kropka zamiast przecinka):

– Cii, Woda – wyszeptał.Jedz, nie gadaj. 

Przytrzymywany prychnął. Poruszył się, jęknął i chwycił za lewe ramię.

 

Zamilkł, wyszukując odpowiedniego słowa.

Zamilkł, szukając odpowiedniego słowa.

 

Kaczka wytarł oczy i wciągnął powietrze nosem.

Kaczka przetarł oczy i wciągnął powietrze nosem.

 

Nieokreślony czas jedynie rytmiczne uderzanie kropel o podłoże zakłócało ciszę

Przez nieokreślony czas (…)

 

Od tej pory kontakt człowieka z bogiem ograniczał się przez modlitwę. Zajęty przygotowaniem życia i poszerzaniem ciała dla innych, fizyczna obecność przy swoim stworzeniu była niemożliwa.

Od tej pory kontakt człowieka z Bogiem ograniczał się do modlitwy. Zajęty przygotowaniem życia i poszerzaniem ciała dla innych, nie mógł być obecny w fizycznej postaci przy swoim stworzeniu.

 

Z resztą bez tych przemówień byłaby pustka.

Zresztą (…)

 

Nawet żartobliwy ton nie wymazał jego wyrazu twarzy. Był milczącym.

Nawet żartobliwy ton nie zmienił jego wyrazu twarzy. Milczał.

 

Wiecznym deszczem to zwali, w odróżnieniu od wody pojawiającej się jakby znikąd na kamiennych ścianach.

Nieoczekiwana zmiana składni: Zwali to wiecznym deszczem (…)

 

Wielu musiało obejść się z pragnieniem

Wielu musiało obejść się smakiem [albo: Wielu musiało znosić pragnienie]

 

– Nie, nie pamiętam słów które wpaja nam od zawsze – prychnął kaczka – oczywiście że pamiętam.

– Nie, nie pamiętam słów, które wpaja nam od zawsze – prychnął z ironią Kaczka. Oczywiście, że pamiętam.

 

Zaśmiali się. Ich śmiechy utonęły w coraz głośniejszych modłach. 

Zaśmiali się. Ich głosy utonęły w coraz donośniejszych modłach. 

 

Od dłuższego czasu myślał nad rozmową z Prorokiem, która mogła skończyć się podobnie do przypadku z Mączką.

Od dłuższego czasu myślał nad rozmową z Prorokiem, która mogła skończyć się podobnie jak spotkanie/dyskusja/ta [w sensie rozmowa] z Mączką. – Tutaj nie przychodzi mi do głowy jedna dobra propozycja, może sam jeszcze inaczej przeredagujesz to zdanie.

 

Widziałem na oczy.

Widziałem na własne oczy.

 

Stale odczuwałby ciepło, które coraz bardziej podchodziło mu do gustu.

 Stale odczuwałby ciepło, które coraz bardziej przypadało mu do gustu.

 

Pewnie nie wszystko wyłapałam, ale nie brałam się za to, czego nie jestem pewna :) Trzymam kciuki za dalsze teksty i rozwijanie warsztatu.

 

Pozdrawiam!

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

@nati, dzięki wielkie że zerknęłaś na tekst i za wypunktowanie błędów. 

 

Od tego czasu trochę zmieniłem końcówkę tego rozdziału. Teraz Kaczka po prostu mówi, że jest zmuszony szukać Zewnętrznego Świata i w ramach wyjaśnień pokazuje rękę tym ludziom.

Przedstawiam jedynie ich reakcje (szok).

To, co widnieje na ręce, wyjaśnia się w ostatnim flashbacku, w którym jest przedstawiona egzekucja Wody i scena naznaczenia piętnem. Bez zbędnych informacji, tylko sam opis, aby czytelnik mógł sam ogarnąć, że egzekucja jest czymś w rodzaju oczyszczenia, a naznaczenie czymś o wiele gorszym.

Myślę, że takie coś będzie lepiej obrazować powagę tego piętna.

 

Co do Twoich uwag. Mam właśnie wrażenie, że powinienem jakoś jaśniej przedstawić świat. Może nie świat, a postaci w nim przedstawione, bo świat chcę opisać oczyma Kaczki (np. nietoperze, to dla niego skrzydlaki, stalaktyty, to dla niego bolaki, zaś ciemność w na górze z niewidocznym sufitem, gdzie spada jedzenie, to po prostu wszechświat). Wiem, że to może wzbudzać niejasności, ale myślę, że nawet jeśli czytelnik weźmie sobie dosłownie te rzeczy, to za bardzo nie straci. Ba, nawet zyska, bo zakończenie tym bardziej go zszokuje. 

Co do postaci to czego według Ciebie im brakuje? Po prostu opisu zachowania, czy bardziej nakreślonych dialogów? 

Co do rozdźwięku między dialogami, a powagą sytuacji. Chciałem osiągnąć kontrast między wydarzeniami, a ludźmi, którzy – zamiast być w tłumie i robić to co inni – rozmowami pokazują, że mają pewien dystans do tego wszystkiego. Zauważ, że każda przedstawiona postać uciekła ze swoich społeczności. Nakreślona jest jedynie mniejszość w uniwersum. Tą większość (która się jeszcze pojawi) chcę przedstawić jako marionetki większych sił, a mniejszość jako coś, co jest dla tych większych sił niewygodne i wymaga banicji, może nawet zniszczenia.

 

Jeszcze raz dzięki za przeczytanie. Bardzo bym prosił o rady co do postaci, jak je przedstawić, najlepiej w sposób nie za bardzo dłużący się. 

Osobiście nie przepadam za przesyconymi niepotrzebnymi na dłuższą metę szczegółami. W sensie jeśli podaję jakiś szczegół, to ma on do czegoś służyć. Np. Blada twarz, lub szorstka skóra – może to sugerować, że przez brak światła słonecznego skóra przybrała innych odcieniów i jest innej struktury. 

 

Pozdrawiam!

 

 

Cieszę się, że mogłam pomóc! Skoro zmieniłeś końcówkę, to może warto by wrzucić tu ulepszoną wersję? ;) 

Jeśli rzeczywiście z tego fragmentu powstanie książka, to przyjdzie jeszcze czas, żeby przedstawić szczegóły uniwersum, tutaj jest dopiero wprowadzenie. Mówiąc o postaciach, miałam na myśli jakieś cechy charakterystyczne bohaterów typu „barczysty mężczyzna o długich, czarnych włosach i zielonych oczach” (tu może akurat banalny przykład), oczywiście jakoś ciekawie wplecione w narrację. I tak, nie ma co przesadzać ze szczegółami, ale takie drobne wskazania nadałyby postaciom indywidualne cechy, po których łatwo je rozpoznać :) Blada twarz i szorstka skóra już są właśnie czymś takim.

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

Nowa Fantastyka