Sensem istnienia była modlitwa. Kamienny Bóg stanowił centrum małego pomieszczenia, a także ich życia. Nadzy i brudni stali wokół Boga. Unosili ręce. Truchła najsłabszych gniły po kątach.
– Wielki Robaku…
Wrzawa uniosła się w górę, gdzie ciemność przywodziła na myśl niekończący się wszechświat.
– Wielki Robaku, prosimy cię.
Wielki Robak stał niewzruszony. Wszechświat zakrywał jego oblicze. Pozostawał nieprzenikniony nawet dla emanującego, zielonego światła, bijącego od setek rosnących grzybów.
Powoli, z ciemności wyłaniała się jasność o kwadratowym kształcie. Oświetliła wyrażające wdzięczność, wyryte oblicze Wielkiego Robaka. Posypało się z niej pożywienie, wprost u stóp posągu. Następnie ciemność powoli wyparła łunę światła, a twarz boga znów pogrążyła się w ciemności.
Ludzie zaczęli się zabijać. Najsłabsi nie mieli żadnych szans. Poddawali się, kryli po kątach, a ich śmierć z głodu stawała się kwestią czasu. Po wszystkim, w centrum, ukazał się Prorok i jak zwykle nikt nie dostrzegł jego przybycia.
– Ciekawe o czym opowie – mruknął młody człowiek, zlizując krew z ciała.
Klęczał i przytrzymywał głowę rannej osobie, aby bezpiecznie spożyła dar życia.
– Głupie pytanie. Pewnie to co zwykle.
– Cii, Woda – wyszeptał – jedz, nie gadaj.
Przytrzymywany prychnął. Poruszył się i jęknął. chwycił za lewe ramię.
– Sam pytasz, więc nie uciszaj – odpowiedział przez zaciśnięte zęby.
– Aleś upierdliwy. Sprawia ci to przyjemność?
Woda uśmiechnął się pod nosem.
– Inaczej byś się wynudził.
*
Kaczka przerwał. Wspomnienie o Wodzie nadal sprawiało ból w sercu. Schylił głowę i zakrył dyskretnie zaszklone oczy.
Cienie sześciu siedzących tańczyły jak im ogień zagrał. Rozłożone były w miarę równo, po obwodzie okręgu. Środek stanowiło ognisko, na którym skwierczały Skrzydlaki. Tak jak jedzenie (życie) dawało życie, tak ogień napełniał ciepłem.
Kaczka nigdy nie czuł ciepła, oraz nie słyszał o śpiących w ciemnościach stworzeniach. Wątpił, aby stworzył je Wielki Robak, bowiem Prorok milczał na ten temat. Prawdopodobnie urodziła je ciemność.
– W naszej przestrzeni też się pojawiał – rzekł Kamień, jeden z koczowników – zawsze po zamknięciu wszechświata.
– Pewnie do dzisiaj to robi – dodał Knykieć – Kaczka, jak wygląda wasz wszechświat?
Kaczka wytarł oczy i wciągnął powietrze nosem.
– Mówiłem przecież. Wydaje się nie mieć końca, a jak się otwiera, to tak jakby…
Zamilkł, wyszukując odpowiedniego słowa.
– Nie wiem jak to określić. Tak jakby otwierała się kolejna głębia wszechświata.
Niektórzy spojrzeli nad głowy, zafascynowani wizją otwierającego się nowego wymiaru nieskończoności. Dostrzegli litą skałę, kończącą się tam, gdzie umierało światło.
– Wszechświat wszechświatem, a Wielki Robak? – zapytał Kaczka – jak u was wyglądał?
– Hmm… nie mieliśmy go. Wierzyliśmy że istnieje, bo tak mówił Prorok.
Kaczka wątpił, czy ktokolwiek z jego przestrzeni uwierzyłby w Wielkiego Robaka, gdyby nie mieli dowodu na jego istnienie. Jego Kamienna postać patrzyła na nich. Z góry. Przez całą wieczność.
– Opowiadaj dalej.
Skinął głową do Liczka. Wytarł oczy i kontynuował.
*
Wielu z ocalałych, w tym Kaczka, zerkało na Proroka. Niektórzy nie otwierali oczu, a ich skostniałe ciała pozostawały w spoczynku.
– Po raz kolejny Wielki Robak okazał nam łaskę – zaczął przemowę Prorok mocnym głosem – Po raz kolejny ci z was, którzy najmocniej prosili o życie, dostali je, żeby trwać w jego łasce. Dziękujmy mu!
Wszyscy, prócz Kaczki i przyszłych trupów, zaczęli wspólną modlitwę:
Ty, który tworzysz przestrzeń w skale
Ty, który karmisz nas stale
Ty, nasz stwórco i zbawco
Ty, nakarm nas łaską
Ty, z którego ciała powstaliśmy
Pozwól trwać nam, o panie
w twym domu, w przestrzeni między skałami
Ostatnie słowa odbiły się echem po pomieszczeniu. Nieokreślony czas jedynie rytmiczne uderzanie kropel o podłoże zakłócało ciszę, odmierzając cykl trwania społeczeństwa.
– Drodzy wierni, co było początkiem?
– Skała. – odpowiedział chór głosu.
– Skała – potwierdził Prorok – niekończąca się, lita skała.
Kaczka nie należał do chóru. Słuchał tylko i analizował po raz setny to samo. Zawsze dochodził do tego samego i ciągle marzył o nowych przestrzeniach. Nawet jeśli musiał zmierzyć się ze złem, rozlewającym się po międzyskalnych światach.
– Była ona domem Wielkiego Robaka, który tworzył rozległe przestrzenie, ciągnące się niewyobrażalnie daleko. W pewnym momencie tworzenia zatrzymał się, popatrzył za siebie i popadł w smutek. Samotność ciążyła mocniej z każdą chwilą, więc postanowił: przegryzł kawałek ciała i ulepił zeń człowieka. Człowiek okazał się słaby. Bez odpowiedniej opieki zmarł po kilku dniach, co Wielki Robak przyjął z olbrzymim smutkiem. Wielki Robak nie poddał się i spróbował jeszcze raz. Tym razem udało się. Tak jak on karmił się szczątkami świata, tak człowieka karmił tym, co wydalał. Od tej pory kontakt człowieka z bogiem ograniczał się przez modlitwę. Zajęty przygotowaniem życia i poszerzaniem ciała dla innych, fizyczna obecność przy swoim stworzeniu była niemożliwa.
Kaczka musiał przyznać: Prorok potrafił rozbudzić wyobraźnię. Zawsze mówił o tym samym, lecz opowiadanie pociągało do rozmyślań. Z resztą bez tych przemówień byłaby pustka. Jedynie olbrzymi kamienny Bóg, ściany, modlitwy, nieosiągalny wszechświat, oraz – daj Wielki Robaku, aby było to prawdą – opowieści o innych, czekających na odkrycie przestrzeniach.
Nic więcej.
*
– U nas też, nie? Też stale nawijał o Wielkim Ro…
– Kamień, co ty mówisz – przerwał mu siedzący naprzeciwko Knykieć – zdarzały się inne bajania, nie pamiętasz? Choćby opowieść o rozsądnym i nierozsądnym chłopcu.
Kaczka czekał, aż Knykieć zacznie opowiadać wspomnianą opowieść. Ku jego rozczarowaniu pominął wątek, zwracając się do trzymającego się cienia osobnika:
– A u was? Powiecie coś w końcu?
Nawet żartobliwy ton nie wymazał jego wyrazu twarzy. Był milczącym. Jego przestrzeń pozostawała tajemnicą, i to nie tylko dla Kaczki. Kaczka zastanawiał się, czy chciał pozostawić przeszłość za sobą, czy w jego świecie (przestrzeni) panowała odwieczna cisza.
– Kaczka, mów, bo zaraz zaś ktoś się wtrąci – powiedział Kamień.
– Na przykład ty?
Kamień posłał Knykciowi ponure spojrzenie.
– Niech cię Wielki Robak zeżre…
– Dajcie Kaczce dokończyć – przerwał Liczka – to on jest tutaj nowy i to on mówi swoją historię.
Knykieć posłał Kamieniowi tryumfalny uśmiech. Kamień odwdzięczył się pogardliwym spojrzeniem.
– Gdzie ja to skończyłem…
– Pojawił się Prorok i mówił o powstaniu świata i człowieka.
– Dzięki, Liczka.
Odkaszlnął i wgłębił się ponownie w niedaleką przeszłość.
*
Przemowa skończyła się, a Prorok zniknął. Zaczęło się na nowo.
Wokół trwało coś, co odbierali za ciszę: charkot umierających, mlaski i rozpruwanie świeżych trupów głodujących i modlitwy modlących się. Wszystko przy uderzaniu kropel wody o podłoże, wprost ze wszechświata. Wiecznym deszczem to zwali, w odróżnieniu od wody pojawiającej się jakby znikąd na kamiennych ścianach.
Kaczka lizał jedną z nich. Razem z nim robiło to kilku, po innych stronach pomieszczenia. Wielu musiało obejść się z pragnieniem, bowiem byli zbyt słabi na rywalizację o mokrą ścianę. Zdarzali się spragnieni desperaci, łykający wodę z podłoża, skażoną trupami i odchodami.
Gdy uznał pragnienie za zaspokojone, przyłożył rękę do ściany i czekał. Woda zebrała się po kilkunastu wydechach. Ostrożnie, starając się nie uronić ani kropelki, oddalił się. Następnie przybliżył rękę do ust Wody.
– Dzięki, Kaczka. Z ciebie to równy gość.
– Uważaj, bo się rozkleję.
Wykonał jeszcze kilka takich serii, po czym usiadł koło kompana.
– Popatrz na nich.
Kaczka wlepiał wzrok w najbliżej usytuowanych wokół boga.
– Myślą, że im mocniej proszą, tym więcej dostaną…
– Daj spokój, Kaczka. Chcą, niech się modlą.
– Myślisz że on tego chce?
Kaczka nie musiał mówić o kim mowa.
– Myślę, że dla niego to bez znaczenia. Tak i tak by nam zrzucał pożywienie. Chyba pamiętasz słowa Proroka, co nie?
– Nie, nie pamiętam słów które wpaja nam od zawsze – prychnął kaczka – oczywiście że pamiętam. Daje nam życie, żeby nie czuć się samotnie.
– No właśnie.
– Tylko że nie o to mi chodzi. Do stu przestrzeni – zaklął – zastanawiam się co o tym sądzi. Bo zamiast myśleć o odkrywaniu nowych światów, my bezustannie wpatrujemy się w niego. Czy na pewno tego chce?
– Kaczka, skąd mam wie… au!
Woda zacisnął powieki.
– Ręka to już posłuży mi do ozdoby.
– I tak do niczego więcej nie służyła – odparł Kaczka.
Zaśmiali się. Ich śmiechy utonęły w coraz głośniejszych modłach.
– Spytam się go. W sensie Proroka.
Woda zmarszczył brwi i spojrzał na Kaczkę.
– Ciebie do reszty porąbało.
Kaczka odpowiedział milczeniem. Od dłuższego czasu myślał nad rozmową z Prorokiem, która mogła skończyć się podobnie do przypadku z Mączką.
– Może. – stwierdził ostrożnie – ale wolę zginąć za złe słowa, niż tkwić bez odpowiedzi.
Mączka sprzeczał się z Prorokiem o nieskończoność Skały. Powiadał, że poza nią nie istnieją ściany i sufity. Nie istnieją granice, można iść gdzie się tylko zapragnie, a Wielki Robak nie ma tam władzy. Niedługo po przemowie wszyscy zebrani usłyszeli ponury głos, wprost ze wszechświata. "Zabijcie Mączkę, mówię Ja, Zabijcie go, a obsypię was życiem.”
Kaczka był wtedy jednym z nowych, a zdarzyło się to dawno temu. Mimo tego nigdy o tym zdarzeniu nie zapomniał. Tak samo jak opowieści Mączki o Zewnętrznym Świecie.
*
– Dlatego uciekłeś? Chciałeś zobaczyć, czy Zewnętrzny Świat istnieje?
– Nie, Liczka, to nie tak. Nie uciekłem.
Wszyscy z obecnych popatrzyli się na Kaczkę. Ich twarze nikły w mroku wraz z dopalającym się ogniem.
Każdy z nich, a przynajmniej każdy z tych, który potrafi mówić, uciekli ze swoich przestrzeni z własnej woli. Nikt ich nie ścigał.
– Kamień, idź przynieść więcej energii – zarządził Liczka – a ty – wskazał palcem na Knykcia – dołóż to, co zostało.
Obaj – Kamień i Knykieć – rzucili pełne wyrzutów spojrzenie na Liczkę i – ku zdziwieniu Kaczki – zabrali się do pracy.
„Słuchają się go jak Proroka. Czym sobie na to zasłużył?” – pomyślał.
Po tym, jak Kamień wyszedł z przestrzeni, Knykieć uniósł kawałek energii (w naszym rozumowaniu gałęzi), która – według koczowników – była częścią żyjącego stworzenia. Kaczka powątpiewał, patrząc na podłużne nieruchome "coś".
Postanowił się przydać i pomóc Knykciowi w podsycaniu ognia.
– Nie rób tego – powiedział Sad, przytrzymując mu rękę przed wrzuceniem zimnego i ciężkiego kamienia do ognia – Ogień nie lubi kamieni. Ogień lubi tylko to, co ciepłe. Ogień lubi energię i człowieka. Widziałem na oczy.
Faktycznie, gdy Kaczka wziął energię do ręki, wydała mu się przyjemniejsza w dotyku. Wrzucił ją do ognia. Może trochę za mocno, sądząc po tym, jak odbiła się i prawie uderzyła w siedzącego naprzeciwko Liczkę.
– Wybacz. – powiedział tylko, z lekkim, nieudolnym uśmiechem na twarzy.
Gdy Liczka, bez słowa, poprawiał robotę Kaczki, Kaczka zastanawiał się, czy samemu nie wskoczyć do ognia. Stale odczuwałby ciepło, które coraz bardziej podchodziło mu do gustu.
– Muszę cię zasmucić – powiedział Liczka, wyrywając Kaczkę z rozmyślań – Nikt nie odkrył jeszcze czegoś takiego jak przestrzeń bez ścian. Jest wielkie prawdopodobieństwo, że jej po prostu nie ma.
"Jeśli tak, to już nie żyję" – pomyślał smętnie Kaczka, patrząc na czarne piętno na swojej ręce.
ps. Tak tylko dodam, ponieważ w 1 rozdziale nie jest to wytłumaczone, że tego, kogo Prorok naznaczy czarnym piętnem, tego będzie ścigał Wielki Robak. A przynajmniej każdy w to wierzy.