Czy zastanawialiście się kiedyś skąd biorą się marzenia senne? Jak to się dzieje, że w głowie zwykłego, szarego człowieka, który całe życie zajmuje się wypasaniem krów, nie wychyliwszy nosa poza swoją wioskę dalej niż proboszcz nakazał, nagle pojawiają się obrazy niezwykłe? Maszyny przenoszące ludzi między planetami, istoty zdolne samym spojrzeniem niszczyć miasta, mityczne bestie, zarówno te dobre, jak i złe, których nikt wcześniej nie miał okazji ujrzeć.
Umysł prostego człowieka tylko w skrajnych przypadkach był w stanie tworzyć baśniowe wręcz obrazy. To, co pchało ludzkość do przodu, zapewniając rozwój społeczeństw, zwało się ideą. Lecz idea nie brała się znikąd. Potrzebowała impulsu, by zaistnieć, a następnie wykiełkować. A ten często przychodził właśnie podczas snu.
Samo tworzenie snów było procesem znacząco skomplikowanym. Należało najpierw zebrać pływające w chmurach podświadome ludzkie myśli. Ludzkie nadzieje i emocje. Na szczęście piksy, odpowiedzialne za cały proces, opanowały go do perfekcji. Za sprawą skrzydeł, przypominających nieco skrzydła owadzie, potrafiły z gracją manewrować między obłokami na ogromnych wysokościach.
Co się działo dalej z zebranym materiałem? Trafiał do fabryki, gdzie z dodatkiem tajemnego składnika, zaraz po przejściu przez maszynerię, będącą szczytem piksańskiej myśli inżynieryjnej, stawał się najprawdziwszym snem. A ten lądował w niekończącym się strumieniu fantazji Morfeusza, łączącym umysły wszystkich śniących i marzących ludzi.
Wierzyły w to wszystkie piksy najniższej, a zarazem najliczniejszej kasty – zbieracze. Tak bowiem uczono ich od lat najmłodszych. Kasta inżynierów i naukowców miała swoje prawdy, którymi nie dzieliła się absolutnie z nikim. A o sekretach tych, którzy stali jeszcze wyżej, można było jedynie spekulować.
Pewnego dnia zdarzył się wypadek. Powstało coś, o czym w skromnej historii piksów nie słyszano. Narodziła się Widzącą. Jej przemiana była długa. I bolesna. Lecz gdy dobiegła końca, Aria, bo tak miała na imię, postanowiła panujący porządek zniszczyć doszczętnie.
Jednak każda historia ma swój początek.
Szalejącą właśnie burzę można by uznać za anomalię pogodową stulecia i nikt nie ośmieliłby się temu zaprzeczyć. Aria wręcz kochała wirujące w chaosie chmury, szalejące wichry i przeskakujące między obłokami bicze elektryczności. Mogła wówczas zbierać materiał wyższej niż zwykle jakości.
Po niebie poruszała się wdzięcznie, omijając potencjalne niebezpieczeństwa. Instynkt precyzyjnie podpowiadał, gdzie uderzy piorun. Podwójne powieki, z których jedną parę stanowiła przezroczysta błona, chroniły przed lecącymi do oczu odłamkami lodu, zmieszanymi z kroplami deszczu. A silne skrzydła pozwalały przezwyciężyć zgubne prądy powietrzne.
Kończyła pracę. Zbiór okazał się bardziej obfity niż początkowo zakładała. Wszystko aż błyszczało. Najwyższa jakość! Zostanie sowicie wynagrodzona.
Wracała do przyczółku zbieraczy, gdy jej wzrok przykuło coś niezwykłego. Wisząca nieruchomo kula. Płynęła w niej elektryczność, mieszając się nieustannie z ludzką myślą, jakiej dotychczas Aria nie widziała – myślą lśniąca złotym blaskiem. Myślą zmieniającą nieustannie barwę. Fascynujące.
Gdyby tylko posiadła ten obiekt, mogłaby w końcu wspiąć się wyżej w hierarchii. Zostać inżynierem. Lub nawet kimś więcej!
Piksy były twarde. Mogły przetrwać uderzenie kilku piorunów. Krążyły nawet legendy o takich, które przetrwały kontakt z kulą skoncentrowanej elektryczności. Lecz czy owe opowiastki miały w sobie choć ziarnko prawdy?
– To nie jest piorun kulisty – powiedziała do siebie Aria. – Nie może być…
Podleciała bliżej. Zawahała się, lecz po chwili szybko chwyciła kulę wszystkimi czterema rękoma naraz i przycisnęła mocno do tułowia. Elektryczność rozchodziła się po całym ciele, wypalając rozgałęziające się wzory. Oczy rozjaśniła energia elektryczności, a z czułek wystrzeliło kilka świetlistych biczy, które następnie rozeszły się po pobliskich obłokach. Dziąsła zaczynały krwawić od zbyt mocnego ścisku szczęk.
Mogła umrzeć. Uświadomiła sobie to dopiero, gdy było już po wszystkim. Z trudem utrzymywała się w powietrzu. Spojrzała na trzymaną w drżących dłoniach wielobarwną kulę, lśniącą złotem. Skarb najprawdziwszy. Musiała tylko z nim wrócić.
Nie przestawaj machać skrzydłami, nie przestawaj! – powtarzała sobie nieustannie, niczym mantrę.
Silna wola nie wystarczyła. Instynkty zaczynały zawodzić, a uszkodzone skrzydła nie były już wystarczająco zwinne, by właściwie reagować na gwałtowne i zmienne warunki pogodowe. Wichry ciskały nią jak liściem.
Zanim całkiem straciła kontrolę nad skrzydłami, uderzyły w nią dwa pioruny. Spadała. Gdy uderzył trzeci, straciła przytomność.
Zbudził ją jej własny kaszel i chłód. Próbowała się podnieść, lecz skutecznie odwiódł ją od tego przeszywający ból w żebrach. Przetoczyła się na plecy i, ciężko oddychając, skupiła wzrok na skrawku nieba, widocznym między złotymi koronami drzew. Jej twarz moczyły krople padającego wciąż deszczu.
Głęboki wdech, pełny wydech… Powtórzyć…
Kiedy w końcu udało się jej opanować nerwy, a ból nieco ustał, delikatnie przejechała dłonią po podłożu. Mokre liście, wilgotny piach. Coś nowego. Widziała już drzewa, zabudowania, zwierzęta, a nawet samych ludzi, lecz nigdy nie zlatywała tak nisko, by czegokolwiek dotknąć. Żaden piks nie zlatywał tak nisko. Bo po co?
Zapragnęła podnieść się. Uniosła jedną rękę, przyjrzała się jej i kilkukrotnie zacisnęła, po czym rozluźniła palce. Ta była cała, żadnych urazów z wyjątkiem powierzchniowych poparzeń od uderzeń pioruna. Następnie zrobiła to samo z pozostałymi trzema. Dobrze. Uniosła prawą nogę. Dobrze. Lewą… Ból, źle. Przyjrzała się jej. Widoczne złamanie poniżej kolana. Cholera! Powoli obróciła się na brzuch. Próbowała zamachać skrzydłami, lecz ku jej przerażeniu nic z nich nie zostało. Gorączkowo chwyciła się za głowę, wbiła palce w gęste włosy i krzyknęła w wilgotny piach. Na domiar złego zorientowała się, że straciła jedną z czułek. Krzyknęła raz jeszcze i nie przestawała krzyczeć, aż zabrakło jej tchu. Straciła przytomność.
Gdy w końcu otworzyła oczy, nie wiedziała, jak długo leżała bez czucia. Nadal padał deszcz, było zimno i szaro, a jej stan ani się nie polepszył, ani nie pogorszył. Poprawka, zaczynała robić się głodna, ale to szczegół. Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu ochrony przed deszczem i zimnem. W oddali zauważyła jedno z ludzkich zabudowań. Sądząc po marnym stanie, już opuszczone. A nawet jeśli ktoś tam przebywał, to i tak istoty żywe nie były w stanie widzieć piksów, a nawet ich dotykać.
Zaczęła się czołgać. Poparzenia na całym ciele boleśnie dawały o sobie znać, lecz nie poddawała się. Powoli i konsekwentnie brnęła przed siebie. Zatrzymała się po kilkunastu metrach, gdy ujrzała powód swoich nieszczęść – wielobarwną kulę, mieniącą się złotym blaskiem. Przygryzła dolną wargę, po czym splunęła ze złością w kierunku kulistego obiektu. Chciała go zignorować, pozostawić, by zdezintegrował się z upływem czasu, lecz coś mówiło jej, że jest zbyt cenny. Zabrała go, czując pogardę do samej siebie.
W końcu dotarła do zrujnowanego domostwa. Brak drzwi, rozbite okno, szkło na podłodze i zapach ziemi. Nie zanosiło się, by ktokolwiek miał tu powrócić. Poruszała się powoli i ostrożnie, by nie pogorszyć swojego marnego już stanu. Znalazła stare ubrania w szafie obok gnijącego, słomianego siennika. W kącie urządziła prowizoryczne gniazdo, a resztkami sił unieruchomiła złamaną nogę. Nie minęło dużo czasu, gdy zapadła w sen.
Budziła się często, zlana potem. Gorączka szybko ją powalała, wpędzając z powrotem do świata pustego, niespokojnego snu. I tak w kółko. Aria nie mogła nic zrobić, traciła panowanie nad własnymi odruchami, nad własnym ciałem. Spodziewała się tego. Wiedziała, że całkowita regeneracja będzie niezwykle wyczerpująca.
Minęło kilka dni. Gorączka nieco zelżała, lecz nie ustąpiła. Ogromny głód nie pozwalał Arii wrócić do snu. Przyjrzała się sobie. Proces samoleczenia wyciągał z niej więcej niż początkowo zakładała. Schudła. I to bardzo. Nie miała dostępu do pokarmów, którymi żywiły się piksy. Ze świata w chmurach pozostał jedynie zebrany materiał – skroplone elementy podświadomości ludzkiej, składowe surowego snu. Powinny trafić do fabryki. Ale…
Odpięła od nogi zbiornik, jedyny, który jakimś cudem nie rozbił się i ocalał po upadku. Otwarła wieko. Płyn śmierdział okropnie. Zawahała się, gdyż zamierzała złamać najświętsze prawo piksów, zakazujące konsumpcji. Bardziej od śmierci bała się czynów, które miała popełnić. Walczyła ze sobą.
Przegrała.
Wygrał strach.
Odłożyła pojemnik, zamknęła.
Minęły dwa dni.
Wymizerniała niemal zupełnie. Wiedziała, ze umiera i już jej nie zależało. Na niczym. Otworzyła ponownie pojemnik i wypiła połowę, ignorując okropny smak i zapach. Z trudem powstrzymała odruch wymiotny. Wstrząsnęło całym jej ciałem. Nie mogła opanować drgawek. Fale gorąca rozchodziły się od wzburzonego żołądka. Nieznośne mrowienie na skórze stawało się coraz intensywniejsze. Czuła, że płonie.
Wszystko ustało.
Śniła. Ale nie jak zawsze, pustym, czarnym snem, niepozostawiającym po sobie śladów, który miał tylko odnowić rezerwy energii przed kolejnym dniem pracy. Śniła prawdziwie, po raz pierwszy w życiu. Widziała obrazy, słyszała dźwięki i była świadkiem zdumiewających scen. Zdawało się jej, że przeżyła co najmniej kilka różnych żywotów. I nie zawsze była w nich piksem. Czasem stawała się istotą, której istnienia nawet nie śmiała podejrzewać.
Otwarła oczy, czując się lepiej. Uniosła dłonie, przyjrzała się im – skóra nabrała żywotniejszej barwy. Głód stał się mniej intensywny. Zaciekawiona omiotła spojrzeniem otaczającą ją rzeczywistość. Coś się zmieniło. Nie wiedziała, skąd się wzięła w niej taka fascynacja na pozór zwykłymi rzeczami, światem. Patrzyła na ścianę przed sobą. Widziała ją już kilka razy, lecz teraz patrzyła inaczej. Nie rozumiała, na czym to polegało. Coś na pewno…
Wypiła do końca zawartość stojącego obok gniazda cylindrycznego zbiornika. Zmysł węchu i smaku wracały do normy, przez co tym razem musiała od początku walczyć, by znieść okropne doznania. Nos czuł, język smakował, umysł krzyczał, by przestać. Zmusiła się, musiała wszystko przełknąć. Obrzydliwe, ale w jakiś sposób pomagało. Zaspokajało głód i zapewniało regenerację.
Odwróciła głowę na bok i zwymiotowała gwałtownie. Zacisnęła szczeki i gardło, by zatrzymać w sobie resztę płynu. Ogień, mrowienie, skurcze i dreszcze nadeszły ze zdwojoną siłą. Miała wrażenie, że igra ze śmiercią, lecz ostatecznie wszystko minęło i znów mogła śnić w sposób tak obcy piksom.
Spała dłużej i spokojniej.
Ciemne chmury ustąpiły.
Aria siedziała pod dębem o pomarańczowo-złotej koronie, trącając wyzdrowiałą nogą żołędzie. Raz na jakiś czas unosiła ją wysoko, kręciła stopą i rozprostowywała palce. Już nie bolało. Poparzenia pozostawiły po sobie srebrny wzór na skórze, a skrzydła odrosły i stały się niemal w pełni sprawne. Doskwierał jej tylko brak sił potrzebnych, by wzbić się w powietrze, lecz te właśnie uzupełniała.
Ostrymi kiełkami wgryzała się w glob o złotej poświacie i spijała wielobarwną zawartość. Płyn okazał się słodkawy, ku jej zaskoczeniu.
Przed upadkiem za nic w świecie nie pozwoliłaby ani sobie, ani nikomu innemu na tak samolubny akt, na zniszczenie prawdziwej anomalii wśród wolnych myśli. Lecz teraz… Postrzegała rzeczywistość w sposób wielokrotnie bardziej złożony. Zastanawiała się nad piksami, fabryką w chmurach oraz nad sobą. Podświadomość rozbudziła się na dobre i podsuwała coraz to nowe tematy do rozważań. Czasem szalone pomysły. Pozostała kwestia powrotu do domu. Aria skrzywiła się.
Nikt nie zauważył, że zniknęłam. Nikt się nie ucieszy, że wróciłam. Zabiorą mnie, jeśli się dowiedzą, jaką zbrodnię popełniłam. Zabiorą mnie jak… Ogarnął ją niepokój. Umysł zaczął pracować na przyspieszonych obrotach, podsuwając zdarzenia, których była świadkiem lub opowieści, które słyszała. Wnioski przychodziły same, przynosząc ze sobą dawkę strachu i smutku. Piksy żyją tylko po to, by pracować. Piksy znikają też bez śladu. Nikt nie zauważa, nikt nie pyta. Piksy, najsilniejsze i najbardziej pracowite, zabierają do fabryki. Wielki zaszczyt i honor? Ale one już stamtąd nie wracają. Nikt nie wrócił. Nigdy.
Z trudem przełknęła tęczowy płyn.
Czym my do cholery jesteśmy?!
Przypomniała sobie twarze tych, z którymi rozmawiała, nie wiedząc, że to po raz ostatni. Niektórzy byli najostrożniejszymi piksami, jakich znała. Niektórzy, mniej ostrożni, ośmielali się kwestionować prawa i zwyczaje. Zniknęli na zawsze. A ona nawet nie zwróciła uwagi na ich brak. Nie przejęła się, nie odczuła nic. Pracowała ciężej i ciężej, każdego dnia. Bo to był cel sam w sobie. Ciężka praca, aż do śmierci.
Ale nie obwiniała się nigdy. Tak po prostu było. Wszyscy tacy byli… Ale dlaczego?
Warunkowanie psychospołeczne już od samych narodzin, techniki budowy kultu pracy wpajane z chirurgiczną precyzją od lat najmłodszych, przez całe życie. Ignorancja, obojętność i zimne wyrachowanie pakowane do głów piksów przy każdej możliwej okazji.
Prawdę miała przed sobą cały czas, lecz jej nie widziała. Nie była zdolna zobaczyć.
Niewolnicy. Tym jesteśmy.
Otarła oczy, w których zaczynały zbierać się łzy, i wstała. Przełknęła resztę płynu, spoglądając na niebo w kierunku, gdzie znajdowała się fabryka snów. Ogarnęło ją uczucie ciepła, zrozumienia i niebywałej jasności umysłu. Przez krótką, ulotną chwilę spoglądała na inżynierów, nadzorujących proces wytwórczy; wielkie zbiorniki wypełnione ciemnoczerwonym płynem – sekretnym składnikiem produkcji; strażników, pilnujących porządku i strzegących sekretów przed światem. Ujrzała też Ją. Istoty, na które patrzyła, nie były piksami, lecz czymś innym, mrocznym. Natomiast Ona… Królowa, tyran trzymający wszystko pod kontrolą, pożeracz piksów i snów, wzmocnionych krwią zbieraczy. Budziła wstręt i przerażenie.
Niewolnicy, mięso i nic więcej. Pokarm. Żyjący i pracujący, by nasycić Jej ogromny głód.
Aria zacisnęła szczęki i po raz pierwszy w życiu poczuła gniew. Świat nigdy nie potrzebował TAKIEJ fabryki snów. Reżim musi zostać zniszczony, wiedziała o tym. Ujrzała to. Żadnych sekretów, żadnych tajemnic! Koniec z tym!
– Proroctwo – szepnęła, gdy stan jasności umysłu zaczął gwałtownie przemijać. – Anomalia wolnych myśli była proroctwem.
Spojrzała w chmury raz jeszcze i uśmiechnęła się do siebie. Los wytyczył jej drogę długą, pełną trudów i bólu. Nie przejmowała się tym.
Przetarła oczy, rozprostowała skrzydła i wzbiła się w powietrze.
Wracała do domu.
Hazel Nuts, piszesz całkiem nieźle. Trochę literówek się wkradło, ale… Serio masz tylko piętnaście lat? ;)
Jest potencjał w tym opowiadaniu, jest pomysł, jednak uważam, że przydałoby się je jednak trochę rozciągnąć, bo w obecnej wersji odbieram je jako skompresowaną historię. Albo to ja po prostu rozkojarzona dzisiaj jestem i coś mi umknęło…
Wstęp o śnie trochę mi się dłużył, natomiast przygody Arii to jakiś roller coaster. xD
Ale to tylko moja opinia.
Pozdrawiam. Pisz dalej! :)
Dzięki :^)
No cóż, przeskoczyłam dwie klasy, więc możemy założyć, że mam siedemnaście, chociaż kalendarz na to nie wskazuje ;)
Chciałam napisać szort, a wyszło opowiadanie. Może dlatego historia wydaje się skompresowana? No i obawiałam się, że rozciągnięcie niektórych scen lub opisów mogło by sprawić, że opowiadanie będzie nudne. Więc starałam się ograniczyć ilość opisów lub scen, które do opowiadania wnoszą mało, a zostawić tylko to, co jest najważniejsze dla samej historii.
Chciałam koniecznie zrobić wstęp, gdzie przekażę czytelnikowi szybko i zwięźle wszystkie informacje potrzebne do zrozumienia reszty opowiadania. Uznałam, że takie rozwiązanie pozwoli mi zachować krótką formę. Taka niecna sztuczka ;^)
Saro, które fragmenty twoim zdaniem możnaby opisać trochę bardziej szczegółowo? Czy są jakieś miejsca w opowiadaniu, gdzie brakuje jakichś informacji i nie wiadomo co się dzieje? Poprawiałam tekst kilka razy i możliwe, że trochę za dużo wycięłam, przez co dla mnie wszystko jest dalej zrozumiałe, ale dla czytelnika może być już mniej :^)
Hazel Nuts, miałaś niezły pomysł i przedstawiłaś go w dość intrygujący sposób. Tak jak nie lubię opowiadań traktujących o snach, tak Twój Upadek zaciekawił mnie i losy Arii śledziłam z zainteresowaniem. I chociaż, podobnie jak Irka_Luz, czuję pewien niedosyt z powodu zbyt powierzchownego i skrótowego potraktowania całej sprawy, to muszę wyznać, że lektura sprawiła mi przyjemność. ;)
Zbudził ją jej własny kaszel i chłod. ―> Literówka.
…skupiła wzrok na skrawku nieba, widocznym spomiędzy złotych koron drzew. ―> Zdanie sugeruje, że Aria znajduje się w koronach drzew, skąd widzi niebo.
Proponuję: …skupiła wzrok na skrawku nieba, widocznym między złotymi koronami drzew.
Straciła przytomność. Gdy w końcu otworzyła oczy, nie wiedziała, jak długo leżała nieprzytomna. ―> Powtórzenie.
Może w drugim zdaniu: Gdy w końcu otworzyła oczy, nie wiedziała, jak długo leżała bez czucia.
Znalazła stare ubrania w szafie obok gnijącego, słomianego łóżka. ―> Czy łóżko na pewno było słomiane, czy może: Znalazła stare ubrania w szafie obok łóżka z gnijącym, słomianym siennikiem. Lub: Znalazła stare ubrania w szafie obok gnijącego, słomianego siennika.
Nie minęło dużo czasu nim zapadła w sen. ―> Nie minęło dużo czasu, gdy zapadła w sen.
Bała się czynów, które miała popełnić bardziej od śmierci. ―> Co to znaczy popełnić bardziej od śmierci?
A może miało być: Bardziej od śmierci bała się czynów, które miała popełnić.
Raz na jakiś czas unosiła ją wysoko do góry… ―> Masło maślane – czy można unosić coś do dołu?
Wystarczy: Raz na jakiś czas unosiła ją wysoko…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
O, Reg wiedziała, co napiszę, zanim w ogóle przeczytałam!? Reg ma zdolności jasnowidzenia?!
No, dobra, świetnie się czyta, piszesz naprawdę bardzo dobrze i precyzyjnie wyrażasz swoje myśli. Faktycznie mam wrażenie, że można by całą tę historię trochę rozbujać, choć przyznam, że nie bardzo potrafię Ci doradzić jak. Bo tu wszystko jest na swoim miejscu, może trochę mi luzu brakuje, swobody. Psiakostka, sama nie wiem.
Twoje opowieści jednak wciągają i sam pomysł też jest niezły i oryginalny.
Na kliczka na pewno zasługuje. :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Ależ jakie tam jasnowidzenie, Irko! Zwykła starcza ślepota! Naprawdę nie wiem, jak mogłam pomylić Ciebie z SarąWinter.
Obie Panie bardzo przepraszam za tę pomyłkę.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Reg, ja tam wolę wersję z jasnowidzeniem. Pasuje do profilu portalu. ;D
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Istotnie, umiejętność jasnowidzenia jest fantastyczna. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Reg, zdarza się :D
HazelNuts,
“Saro, które fragmenty twoim zdaniem możnaby opisać trochę bardziej szczegółowo? Czy są jakieś miejsca w opowiadaniu, gdzie brakuje jakichś informacji i nie wiadomo co się dzieje?”
Trudno powiedzieć, nie chciałabym też mącić, w końcu to Twoje opowiadanie. Do pewnego momentu dokładnie nie wiedziałam, kim jest Aria, co to są te piksy, ale później się to wyklarowało. Czasem im więcej się grzebie przy tekście, tym gorzej. ;) Próbuj, eksperymentuj. Dobrze Ci idzie. Naprawdę dobrze!
Na początku pojawia się “biskup”. Nic więcej na temat religii nie ma. Termin biskup jest wybitnie chrześcijański, nie występuje w żadnej innej religii. W różnych kultach byli kapłani, arcykapłani, ale nie biskupi. Jeśli jest biskup, to powinien być Kościół, którego w namalowanym przez Ciebie społeczeństwie piksów nie dostrzegam.
A w ogóle szacuneczek. Tekst mi się bardzo podoba.
Cześć!
Jeżeli poważnie masz jeno piętnaście lat to kłaniam się nisko. Jak przypomnę sobie moje bazgroły, gdy miałem taki wiek, to zapadam się pod ziemię. Więc szacunek dla Ciebie i oby do przodu :)
Spodobały mi się Twoje Piksy, a w zasadzie jedna konkretna. Ciekawe opowiadanie, poprawnie napisane.
A co mi mniej spasowało?
Wstęp. Miast pisać taki odłączony od ciągłej narracji początek na zasadzie ,,za górami, za lasami… posłuchajcie tej historii” wystarczyłoby zacząć zwyczajnie, od poczynań Arii, a w trakcie opowiadania wplatać informacje, które zawarłaś w tym wstępie.
Zabrakło mi czegoś, choć nie wiem do końca jak to określić. W zasadzie zaczynamy od akcji podczas burzy, fajnie, ale reszta tekstu to lizanie ran i rozterki wróżki. Niby dobre to ciasto Ci wyszło, ale zapomniałaś dodać jakiegoś składnika. Tylko jakiego? ;o
No i nie rozumiem ostatniego zdania:
Wracała do domu.
Przecież chwilę wcześniej doszła do tego, że nikt tam na nią nie czeka. Że jest niewolnikiem, jest wykorzystywana itd. O co zatem chodzi? :o
Pozdrawiam!
Dziękuję za przeczytanie :^)
Regulatorzy, poprawiłam wskazane miejsca.
Macie rację, dalsze pisanie i eksperymentowanie będzie chyba najlepszym sposobem na znalezienie złotego środka.
Nikolzollern, biskup dotyczył świata ludzi, dla którego piksy produkowały sny.
Realuc, tak, myślałam nad wstawieniem informacji ze wtępu w dalszej części opowiadania, ale zdecydowałam się na obecną formę. Może w przyszłych opowiadaniach będę bardziej mieszać. Wtedy będą wydawać się nieco mniej gnające do przodu ;^). No i kwestia ostatniego zdania: po objawieniu Aria wiedziała, że musi tam wrócić i zrobić porządek. Było to też wspomniane we wtępie:
Jej przemiana była długa. I bolesna. Lecz gdy dobiegła końca, Aria, bo tak miała na imię, postanowiła panujący porządek zniszczyć doszczętnie.
Skoro biskup jest ludzki, to nadal czegoś nie rozumiem. Czyżby funkcją biskupa było kierowanie przemieszczaniem się wieśniaków? Tych z beneficjów kościelnych? Z Twojego tekstu tak wynika. Może go lepiej wcale wywalić, bo wydaje się, że znalazł się tu przypadkowo.
Ależ tak, biskup to bardzo ważna osoba w prostej społeczności wiejskiej. Jak nie pobłogosławi, to nie wolno opuszczać wioski! Bo jeszcze klątwę rzuci i z ambony będzie piorunami rzucać. I dzieci zje jak ktoś mocno podbadnie. Strzeżmy się biskupoów!
Biskup dla społeczności wiejskiej jest kimś niezmiernie odległym, widzianym raz na kilkanaście-kilkadziesiąt lat. Siedzi w mieście, gdzie ma katedrę i z rzadka wizytuje parafie. Masz chyba na myśli proboszcza. Ale i tu grubo przesadzasz.
Ooo, rzeczywiście proboszcz pasuje dużo, dużo lepiej ;^) Dziękuję za zwrócenie na to uwagi.
Ładny tekst, choć nie jestem zwolennikiem motywu “i to wszystko był sen”. Ładnie jednak opisujesz sytuacje, wstęp wciąga, potem brakuje tylko oszlifowania. Tak więc trenuj dalej, a myślę, że daleko zajedziesz :)
Chwytaj przydatne linki:
Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794
Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112
Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550
Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego
Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:
http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850
Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:
http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133
Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676
Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)
https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782
Powodzenia!
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
No to całe szczęście, że nie wykorzystałam motywu “i to wszystko był sen” ;^)
Dziękuję za pomocne linki, część już przeczytałam, ale z innych na pewno skorzystam!
Czy zastanawialiście się kiedyś skąd biorą się marzenia senne?
Czy zastanawialiście się kiedyś, skąd się biorą marzenia senne? Masz tu jakby dwa poziomy języka: pytanie (skąd się biorą") i pytanie o to pytanie (zastanawialiście się? tj. zadaliście sobie pytanie?). Fachowo to się nazywa język i metajęzyk i nie można tego mieszać, bo głupoty wychodzą.
Jak to się dzieje, że w głowie zwykłego, szarego człowieka, który całe życie zajmuje się wypasaniem krów, nie wychyliwszy nosa poza swoją wioskę dalej niż proboszcz nakazał, nagle pojawiają się obrazy niezwykłe?
Troszeczkę niejasne to wyszło – opis jest dość długi i kieruje w jedną stronę, a potem nagle się urywa. I dodaj przecinek przed "niż".
których nikt wcześniej nie miał okazji ujrzeć
Sugerujesz, że sen nie jest tworem umysłu, ale czymś choć trochę obiektywnym. To nic złego, ale mam nadzieję, że robisz to świadomie, inaczej możesz sobie sama rzucić kłody pod nogi.
Umysł prostego człowieka tylko w skrajnych przypadkach był w stanie tworzyć baśniowe wręcz obrazy.
Dlaczego "był"? Jeśli mówisz ogólnie, to "jest". I – jakich skrajnych przypadkach? Sytuacjach bliskości śmierci?
To, co pchało ludzkość do przodu, zapewniając rozwój społeczeństw, zwało się ideą.
Polemizowałabym. Cały akapit jest dość patetyczny w tonie, nie wiem, czy to dobry pomysł.
procesem znacząco skomplikowanym
"Znacząco" nie jest synonimem "bardzo".
pływające w chmurach podświadome ludzkie myśli
A skąd one się tam wzięły, hmm?
gdzie z dodatkiem tajemnego składnika, zaraz po przejściu przez maszynerię, będącą szczytem piksańskiej myśli inżynieryjnej, stawał się najprawdziwszym snem
Hmm. Cztery z plusem :)
strumieniu fantazji Morfeusza, łączącym umysły wszystkich śniących i marzących ludzi
Spójne. Nie nowe (było już i w filozofii i w jRPGach), ale spójne. Dla jasności – nie przejmuj się tym, że ktoś przed Tobą już na to wpadł (ja kiedyś wynalazłam czajnik elektryczny) – gonienie za oryginalnością na siłę daje skutki ani oryginalne, ani dobre.
Tak bowiem uczono ich od lat najmłodszych.
Szyk i związek zgody: Tak bowiem je uczono od najmłodszych lat. Jeśli to są te piksy, to musi być rodzaj nijaki. W męskim byliby ci piksowie, co brzmi trochę nie teges.
Powstało coś, o czym w skromnej historii piksów nie słyszano
Hmm. Nie jest to idealne zdanie, ale niech tam.
Narodziła się Widzącą. Jej przemiana była długa.
To narodziła się już jako Widząca, czy dopiero się w nią przemieniła?
postanowiła panujący porządek zniszczyć doszczętnie.
Ten szyk zdania nie jest naturalny – przeczytaj je na głos.
Jednak każda historia ma swój początek.
Porządek-początek – to prawie powtórzenie.
Szalejącą właśnie burzę można by uznać za anomalię pogodową stulecia i nikt nie ośmieliłby się temu zaprzeczyć.
Ale dlaczego?
wyższej niż zwykle jakości
Wygląda mi to na wtrącenie: wyższej, niż zwykle, jakości.
potencjalne niebezpieczeństwa
Każde niebezpieczeństwo jest potencjalne, dopóki się w nie nie wpadnie.
precyzyjnie podpowiadał
Jakoś nie brzmi mi to.
Podwójne powieki, z których jedną parę stanowiła przezroczysta błona, chroniły przed lecącymi do oczu odłamkami lodu, zmieszanymi z kroplami deszczu.
Może dałoby się to rozwinąć, pokazać?
przezwyciężyć zgubne prądy powietrzne
Czemu zgubne?
Zbiór okazał się bardziej obfity niż początkowo zakładała.
Zbiór okazał się obfitszy, niż początkowo zakładała. Lepsze jest stopniowanie proste, niż opisowe, a orzeczenia trzeba porozdzielać.
przyczółku zbieraczy
Oj, chyba nie.
Płynęła w niej elektryczność
I skąd ona to wie? Musisz pokazywać takie rzeczy: może niebieskie iskry? Coś, co świadczy o tej elektryczności.
Myślą zmieniającą nieustannie barwę.
Szyk trochę nie teges: myślą nieustannie zmieniającą barwę.
Gdyby tylko posiadła ten obiekt
Nie jest to zbyt naturalne. Wyobraź sobie kogoś, kto tak mówi.
elektryczności
Powtórzenie.
wystrzeliło kilka świetlistych biczy
Czy ta metafora jest spójna? Jak strzela bicz?
następnie
Zbędne – nie mogłyby się rozejść, zanim powstały.
zbyt mocnego
To też – sami się połapiemy, że był za mocny, nie ma obawy.
Instynkty zaczynały zawodzić
W jaki sposób?
uszkodzone skrzydła nie były już wystarczająco zwinne, by właściwie reagować na gwałtowne i zmienne warunki pogodowe.
Bardzo to przedłużasz i formalnie tłumaczysz. Nie ma takiej potrzeby – lepiej pokazać tę burzę (tak, wiem, że to trudne, ale starać się trzeba).
Zbudził ją jej własny kaszel i chłód.
Moja pani od polskiego zżymała się na takie połączenia.
Jej twarz moczyły krople padającego wciąż deszczu.
Hmm. Tylko, jeśli dobrze zrozumiałam, ona jest malutka – na tyle malutka, żeby kropla deszczu stanowiła zagrożenie, nie tylko niewygodę.
delikatnie przejechała dłonią po podłożu
W zasadzie "delikatnie" nie jest tutaj błędem, ale ogólnie uważam to słowo za nadużywane.
Zapragnęła podnieść się.
Nienaturalne – zbyt podniosłe słowa, poza tym "się" na końcu w polszczyźnie raczej nie gra, chyba, że w dokumentach urzędowych (których nie naśladuj, są jak biurowce w architekturze, konieczne, ale brzydkie).
poparzeń od uderzeń
Rym – unikaj ich, bo zwracają uwagę na siebie, a odwracają od sensu zdania.
Widoczne złamanie poniżej kolana.
I potrzebowała specjalnie sprawdzać, żeby się tego dowiedzieć?
Gorączkowo chwyciła się za głowę, wbiła palce w gęste włosy i krzyknęła w wilgotny piach. Na domiar złego zorientowała się, że straciła jedną z czułek.
Zobacz – w pierwszym zdaniu Twoja bohaterka jest na granicy paniki (właśnie ją przekracza). A drugie jest rzeczowe i beznamiętne. Możesz tę samą informację przekazać bez huśtawki nastrojów – spróbuj. Zobaczysz, że będzie się lepiej czytać.
Poprawka, zaczynała robić się głodna, ale to szczegół.
Strasznie niezdecydowana jesteś, Autorko, daję słowo :)
ochrony przed deszczem i zimnem
Może jednak: osłony?
istoty żywe nie były w stanie widzieć piksów
Po pierwsze: nie potrafiły zobaczyć, jak już. A po drugie – piksy same nie są żywe? Hmm? Skoro mogą umrzeć?
zignorować
Anglicyzm.
coś mówiło jej, że jest zbyt cenny
Coś jej mówiło. Ponadto – psychologia mówi nam, że kiedy poświęcimy czemuś dużo wysiłku, nie chcemy, żeby poszedł na marne. Np. jeśli musiałaś jechać do miasta, żeby kupić trampki, nie będziesz skłonna ich wyrzucić, kiedy się trochę wystrzępią. Więc to mało wiarygodne, żeby Aria nie chciała zabrać tej kuli.
by nie pogorszyć swojego marnego już stanu.
Zbędne, wiemy, jaki jest ten stan.
gnijącego, słomianego siennika
Bez przecinka, grupa nominalna.
resztkami sił unieruchomiła złamaną nogę
Nie lepsze łubki?
Gorączka szybko ją powalała
To nie brzmi dobrze, cały ten akapit jest dość patetyczny.
Minęło kilka dni.
W gorączce i bez wody?
Ogromny głód nie pozwalał Arii wrócić do snu.
To już niezręczne.
Nie miała dostępu do pokarmów
To dziwnie formalne.
podświadomości ludzkiej
Przestawiłabym: ludzkiej podświadomości.
, zakazujące konsumpcji
Zostaw to w domyśle, naprawdę widać. (I – "gdyż" naprawdę nie jest lepsze od "bo", a często bywa gorsze.)
czynów, które miała popełnić.
A nie "czynu, który chciała popełnić"?
Wymizerniała niemal zupełnie.
Zmizerniała, ale nie można zmizernieć zupełnie. Hmm.
Wiedziała, ze
Literówka.
ponownie pojemnik
Aliteracja – "ponownie" tylko przeszkadza, niepotrzebnie przedłuża zdanie.
Wstrząsnęło całym jej ciałem.
Trochę mi to burzy rytm, wycięłabym.
Otwarła oczy, czując się lepiej.
Nie brzmi dobrze. Ja bym to podzieliła: Otworzyła oczy. Czuła się lepiej.
żywotniejszej barwy
Jaka to jest "żywotna" barwa?
Zaciekawiona omiotła spojrzeniem otaczającą ją rzeczywistość.
Zaciekawiona, omiotła spojrzeniem świat dookoła. Nie przesadzajmy z tą metafizyką.
Nie rozumiała, na czym to polegało.
Na czym to polega – c.t.
stojącego obok gniazda cylindrycznego zbiornika
Wiemy, którego zbiornika, nie musisz go opisywać.
przez co
Zbędne.
Zaspokajało głód i zapewniało regenerację.
Już to pokazałaś. Powtórzenie może być zasadne, jeśli ma podkreślić, że bohaterka intelektualnie wie, że powinna to wypić, ale się brzydzi.
Zacisnęła szczeki i gardło
Szczęki. Jak zacisnąć gardło?
lecz ostatecznie wszystko minęło
Może jednak to pokaż?
trącając wyzdrowiałą nogą żołędzie
Niezręczne: trącając żołędzie zdrową już nogą. Na przykład (moje sugestie to tylko jedne z możliwości, te, które mnie wpadły do głowy – Tobie może wpaść coś lepszego).
Poparzenia pozostawiły po
Aliteracja. To, co napisałam o rymie, tyczy się też aliteracji, nawet bardziej, bo to nie jest w polszczyźnie przyjęty środek literacki.
Doskwierał jej tylko brak sił potrzebnych
Hmm.
na zniszczenie prawdziwej anomalii wśród wolnych myśli
Czegoś tu nie rozumiem. Może zaraz zrozumiem…
Postrzegała rzeczywistość w sposób wielokrotnie bardziej złożony
Co dokładnie chcesz powiedzieć? Że zaczęła zwracać uwagę na powiązania i niuanse?
Nikt się nie ucieszy, że wróciłam
Jeszcze nie wróciła: Nikt się nie ucieszy, kiedy wrócę.
Zabiorą mnie jak
Zabiorą mnie, jak.
Wnioski przychodziły same, przynosząc ze sobą dawkę strachu i smutku.
Nie mów mi, co mam czuć. Daj mi bodziec, żebym to poczuła.
Piksy znikają też bez śladu.
Dlaczego "też"?
Piksy, najsilniejsze i najbardziej pracowite, zabierają
Jaśniej będzie: Te najsilniejsze i najbardziej pracowite zabierają.
Czym my do cholery jesteśmy?!
Wtrącenie: Czym my, do cholery, jesteśmy?! Ale wulgaryzm nie wydaje mi się tu na miejscu.
że to po raz ostatni.
Hmm. Może: że widzi ich po raz ostatni?
Niektórzy byli najostrożniejszymi piksami, jakich znała. Niektórzy, mniej ostrożni, ośmielali się kwestionować prawa i zwyczaje. Zniknęli na zawsze
Nie jest to jasne. Bo – czy Aria myśli o tych, których zostawiła za sobą, czy o tych, którzy zniknęli jeszcze zanim spadła?
Pracowała ciężej i ciężej,
Anglicyzm. Coraz ciężej.
Warunkowanie psychospołeczne już od samych narodzin
I wystarczy zyskać wyobraźnię, żeby zacząć używać takich słów? Czy ta myśl, którą Aria podchwyciła, to właśnie taka myśl niepokorna i system obalająca?
techniki budowy kultu pracy
Tymi technikami posługują się raczej nadzorcy niewolników, żeby w nich zbudować kult pracy. Nie?
od lat najmłodszych
Od najmłodszych lat.
Ignorancja, obojętność i zimne wyrachowanie pakowane do głów piksów przy każdej możliwej okazji.
Ignorancja to niewiedza, czyli pewien brak. Trudno dokądś wpakować brak.
Niewolnicy. Tym jesteśmy.
Trochę daleko idą te jej wnioski.
zaczynały zbierać się łzy
Zaczynały się zbierać łzy.
Ogarnęło ją uczucie ciepła, zrozumienia i niebywałej jasności umysłu.
Mmm, ale dlaczego tak nagle? Co wywołało to uczucie?
sekretnym składnikiem produkcji
Nie ma składnika produkcji, najwyżej składnik produktu.
gdy stan jasności umysłu zaczął gwałtownie przemijać.
Czyli przestała myśleć tak jasno. Hmm.
Chyba każdy musi coś w tym stylu popełnić, prędzej czy później. Coś o wolności i niewolności, czarno-białe i niezbyt przemyślane, zawsze takie samo… No, nic, to masz za sobą i możesz pisać dalej. Poprzedni Twój tekst, który czytałam, był o wiele mocniej nacechowany osobowością, bardziej "od Ciebie", i to mi się podobało. Ten stanowi zlepek klisz.
Może dlatego historia wydaje się skompresowana?
Nie, nie dlatego. Wydaje się skompresowana, bo jest w niej za mało pokazywania, a za dużo zapewniania. Konkretniejsze wyjaśnienie znajdziesz tu: https://www.eadeverell.com/show-dont-tell/
obawiałam się, że rozciągnięcie niektórych scen lub opisów mogło by sprawić, że opowiadanie będzie nudne
O, właśnie. Nie ma co się tego obawiać. Jeśli będzie dobrze napisany i celowo osadzony w opowiadaniu, nawet opis wyjścia po chleb może być fascynujący i pełen znaczenia. Odwagi! Masz czas. Możesz eksperymentować. To Twój czas, żeby wierzyć, Twój czas, żeby szukać, Twój czas, żeby zapominać o wszystkim, co mogłoby być, ale nie będzie.
Więc starałam się ograniczyć ilość opisów lub scen, które do opowiadania wnoszą mało, a zostawić tylko to, co jest najważniejsze dla samej historii.
Sęk w tym, że historia jest złożona właśnie z opisów i scen, nie samych wydarzeń. To sposób, w jaki to robisz, nadaje jej indywidualny ton, właśnie Twój. Teraz nie bardzo mam na to czas, ale można by właściwie zrobić taki konkurs: podać z góry zarys fabuły, żeby każdy uczestnik opracował go po swojemu. Jestem pewna, że teksty byłyby całkiem różnorodne.
Chciałam koniecznie zrobić wstęp, gdzie przekażę czytelnikowi szybko i zwięźle wszystkie informacje potrzebne do zrozumienia reszty opowiadania. Uznałam, że takie rozwiązanie pozwoli mi zachować krótką formę. Taka niecna sztuczka ;^)
Oj, niecna, niecna. Lepiej tak nie robić.
przez co dla mnie wszystko jest dalej zrozumiałe, ale dla czytelnika może być już mniej :^)
Ta uwaga dobrze świadczy o Twoim pomyślunku. Tekst jest ogólnie zrozumiały, ale trzeba wziąć poprawkę na jego konwencjonalność – nie dostajemy właściwie niczego zaskakującego.
Żeby Cię nie zostawiać całkiem zdołowanej,
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No, mnie też się wydaje, że masz za dużo “tell”, a za mało “show”. Przeważnie tylko opisujesz, co się dzieje z Arią. Oj, noga złamana. Ale pospała dziewczyna trochę i się noga zrosła. To buduje dystans do opowieści. Co innego, kiedy odwiedzasz znajomego ze złamaną nogą, odpukujesz nieopatrzne słowa w niemalowany gips, a co innego, jeśli ktoś Ci opowiada, jak się zrastał pół roku temu.
Babska logika rządzi!
Kompletnie niepotrzebny wstęp.
Nie porwało mnie, ale nie czytało się źle ;)
Przynoszę radość :)