- Opowiadanie: Windsor_Loockwood - Napad

Napad

Króciutka historia, napisana pod natchnieniem chwili.  To mój pierwszy publikowany tekst (chociaż nie pierwszy jaki napisałem) i zarazem najkrótszy. Liczę, że udało mi się pobudzić czyjąś wyobraźnię i stworzyć w niej ciekawą, chociaż bardzo krótką, historię. Miłego czytania i dzięki za poświęcony czas!

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Napad

– Jedzie. Teraz spokojnie, Zośka. Pełne skupienie.

Ofiara nadjeżdżała północnym traktem. Słońce chyliło się ku zachodowi. Powoli. Bardzo powoli. Wolno wlokło się słońce tak jak i klacz Nieznajomego.

To był taki spokojny dzień. Ponury, ale jednak spokojny.

– No ja nie wiem, Postrach. Nie wygląda mi no na majętnego zbytnio. Koń jakiś lichy, chyba dużo na nim przejechał, miecz jak jakiś czubek na plecach i do tego chyba nawet nie jest wykończony jakoś ładnie, a co dopiero drogo. I czemu on tak wolno jedzie? I o tej porze? Zmierzch za pasem, a ten wyrusza.

– Stul już pysk, Zośka. Przez to twoje gadanie już nam trzech w ciągu dwóch ostatnich tygodni uciekło. Jeszcze słowo, a następnym razem w burdelu przypomnę ci ten moment. Przy wszystkich panienkach!

– Tylko spróbuj, a jak ci zaraz…

– Morda w kubeł obydwoje! – odezwał się trzeci głos – Zaraz was usłyszy i spieprzy nam albo straż zawoła. Jeszcze tego brakowało.

Jak na komendę wszyscy zamilkli, a jedynym dźwiękiem jaki niósł się po utartym szlaku był odgłos podków konia, obijających się o ziemię.

Zośka napiął kuszę i zaczął mierzyć w stronę ofiary ich dzisiejszej zbrodni. Miała ona być niejakim sponsorem ich następnych kilku dni w gospodzie i – jeżeli się poszczęści – w burdelu.

Plan był przedni, dzięki niemu, od kilku tygodni mogli się dobrze bawić, gdy tylko mieli na to ochotę, atakowali samotnych wędrownych poprzez strzał z kuszy wprost w konia, a ten, zrzucając jeźdźca na bruk, dopełniał zbrodni.

Jeżeli ofiara stawiała się to bili ją dotkliwie, ale nigdy śmiertelnie. Nie byli, aż tak odważni. Cała czwórka nie miała żon i dzieci.

Po prawdzie, gdyby nagle zniknęli to nie byłoby nikogo kto by ich opłakał. Dlatego też, nikt nie zwracał na nich uwagi, gdy wymykali się godzinę przed zmrokiem i wracali kilka godzin później.

Ofiara nadjechała. Odległość, jaka ich dzieliła od niej, była zdaniem Zośki, przedobra.

Postrach uśmiechnął się paskudnie, a trzeci, nie zapamiętany nawet z imienia, zacierał już ręce.

Świst strzały przebił spokojne powietrze i bezpowrotnie zabił ciszę, dyktowaną tupnięciami konia.

Zabił spokój podróży przypadkowego jeźdźca.

Ale sam bełt nie zranił ani go, ani zwierzęcia.

– Tylko ty Zośka pacanie potrafisz nie trafić z kuszy z takiej odległości!

– Nie może być, jeszcze nigdy nie chybiłem… To psia mać niemożliwe. Co teraz zrobimy?

– Improwizujemy.

Z krzaków, towarzyszących drodze od wieków, wyskoczyło czterech mężczyzn. Dwóch rosłych i dwóch chudych. Kuszę trzymał jeden z rosłych i nie zdawało się, aby miał zacząć ją przeładowywać. Poza nią mieli jeszcze nóż, który dumnie dzierżył w prawej ręce, obdarty, chudy łachudra. Był to ten, który przemówił:

– Oddawaj konia i sakiewkę.

Nieznajomy zatrzymał zwierzę i odpowiedział:

– Właśnie go używam. A sakiewkę potrzebuję na owies dla niego i jedzenie dla mnie.

– Schodź z niego. Nie będziemy przecież robić tutaj scen. Życie ci nie miłe?

Jeździec objął wzrokiem całą czwórkę. Byli do siebie podobni w biedzie i jako bracia zbrodni. Źle patrzyło im z oczu.

– A wam? – odrzekł zimno.

Przemawiający roześmiał się, ale jego kompania nie zawtórowała mu w tym, co go nieco rozzłościło.

I nadało to całej sytuacji nieco innego wyrazu.

Powietrze zawibrowało prawie nie zauważalnie.

– Szefie, puśćmy może go. Jakiś niemrawy się wydaje, może toć to chory na jakąś zarazę. – powiedział Postrach.

– Teraz to dużo tego się panoszy wszędzie. Łatwo co to złapać – dodał od siebie Zośka. Czwarty mężczyzna wzruszył ramionami.

– Morda wszyscy! A ty schodź, chyba że chcesz, żebym wbił ten sztylet najpierw kobyle, a potem tobie, co?

– Nie dotykaj tego konia. – odpowiedział spokojnie i na pozór posłusznie zeskoczył na ziemię.

– Dawaj uzdę. – Nieznajomy postąpił zgodnie z poleceniem. – I miecz. – zawahał się, ale po chwili oddał go oprawcom z ledwie widocznym uśmiechem na twarzy.

Trójka mężczyzn odeszła przetrzepać juki, a jemu polecili stanąć z boku. Na Zośkę przypadł zaszczyt przeszukania go.

Wyciągnął niepewnie ręce i zawahał się, a po chwili jego ręka znalazła się blisko kieszeni Nieznajomego. Za blisko.

– Nie dotykaj mnie. – rzekł Nieznajomy.

– J… Jasne. Ale jak masz mieszek to oddaj. No go. Ten no. Sam.

– W porządku.

Sięgnął za pazuchę i wyciągnął zzań brzęczący mieszek.

Wyciągnął prawą rękę przed siebie mieszkiem do dołu.

– Bierz.

Zośka powoli wyciągał rękę w jego stronę.

Jeździec upuścił mieszek na ziemię i w tym samym momencie jego rękę spowiła smuga czarnej mgły.

Miecz wyleciał z pochwy i z prędkością światła pojawił się w ręce rzekomej ofiary napadu, wydzierając przy tym sporą dziurę w brzuchu Zośki.

Miecz przeleciał przez niego na wylot.

Zośka po raz pierwszy i ostatni spojrzał w jego oczy i zrozumiał jak duży błąd popełnili. Osunął się na kolana, a potem, z krzykiem na ustach, runął na wznak i zapaskudził krwią trakt.

Pozostali trzej stali osłupieni i dopiero po chwili ruszyli na Nieznajomego.

Krótkie cięcie, odskok, parada i cięcie.

Czyjaś bezwładna ręka potoczyła się po bruku, a ktoś padł z rozciętą szyją.

Został sam Postrach. Trzęsła mu się szczęka i nogi uginały pod ciężarem strachu.

Nieznajomy zmierzał w jego kierunku. Odrzucił swój miecz, Postrach dostrzegł, że jego lewa ręka zamknięta jest w żelaznym rękawie, który pokrywał ją całą.

Zanim jednak Nieznajomy doszedł do Postracha, ten zaczął uciekać i krzyczeć, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Potknął się i upadł uderzając potylicą w przydrożny kamień.

To był ponury dzień. Jesień zbierała swoje żniwa.

Potem Jeździec wrócił do ciała Zośki po swój mieszek, później podniósł pochwę i zawiesił ją na plecach.

Sprawdził czy w jukach wszystko jest na miejscu. Poklepał potulnie klacz po szyi, nad wyraz dzisiaj spokojną, po czym dosiadł ją i odjechał północnym traktem w towarzystwie krzyku i strachu, który zaczął od tego dnia towarzyszyć każdemu podążającemu tą drogą.

A o nikogo z tamtej czwórki nikt, nigdy nie zapytał.

Koniec

Komentarze

Windsorze, przedstawiłeś czterech bandziorów, z których jeden nawet nie ma imienia, zasadzających się przy drodze na samotnych podróżnych. I właśnie taki się trafił, jednakowoż do rabunku nie doszło, bo ów podróżny w jakiś nadprzyrodzony sposób położył bandytów trupem. Koniec.

Nie raczyłeś słowem wspomnieć, kim był nieznajomy, ani jakie moce sprawiły, że pokonał zbirów.

A szkoda, bo przeczytawszy Twój Napad, nijak nie umiem się domyślić, co miałeś nadzieję opowiedzieć.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.

Nie chciałabym, brońcie bogowie, odwodzić Cię od dalszych prób literackich, ale sugeruję abyś je chwilowo zawiesił, a zyskany czas przeznaczył na poznanie zasad rządzących językiem polskim.

 

– Morda w kubeł oby­dwo­je! – ode­zwał się trze­ci głos – Zaraz was usły­szy i spie­przy nam albo straż za­wo­ła. Jesz­cze tego bra­ko­wa­ło. –> – Morda w kubeł obaj! – ode­zwał się trze­ci głos – zaraz was usły­szy i ucieknie nam albo straż za­wo­ła. Jesz­cze tego bra­ko­wa­ło.

Piszesz o mężczyznach, więc obaj. Obydwoje/ oboje to mężczyzna i kobieta.

Obawiam się, że bohaterowie tego szorta mogli nie wiedzieć, co znaczy spieprzyć.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Miała ona być nie­ja­kim spon­so­rem… –> To słowo, moim zdaniem, nie ma racji bytu w tym tekście.

Proponuję: Miała ona być nie­ja­ko fundatorem

 

ata­ko­wa­li sa­mot­nych wę­drow­nych po­przez strzał z kuszy wprost w konia, a ten, zrzu­ca­jąc jeźdź­ca na bruk, do­peł­niał zbrod­ni. –> Nie wydaje mi się, aby koń uczestniczył w zbrodni. Nie wydaje mi się także, aby jeźdźcy poruszali się zawsze po drogach brukowanych.

Proponuję: …ata­ko­wa­li sa­mot­nych wę­drow­nych strzałem z kuszy w konia, a ten zrzu­ca­ł jeźdź­ca.

 

a trze­ci, nie za­pa­mię­ta­ny nawet z imie­nia… –> …a trze­ci, nieza­pa­mię­ta­ny nawet z imie­nia

 

Świst strza­ły prze­bił spo­koj­ne po­wie­trze i bez­pow­rot­nie zabił ciszę, dyk­to­wa­ną tup­nię­cia­mi konia. –> Z kuszy strzela się bełtami, nie strzałami. Powietrza nie przebija się. Na czym polega spokój powietrza? W jaki sposób tupnięcia konia dyktują ciszę?

A może wystarczy: Świst bełtu przeszył po­wie­trze i nastała cisza.

 

Ale sam bełt nie zra­nił ani go, ani zwie­rzę­cia. –> Ale sam bełt nie zra­nił ani jego, ani zwie­rzę­cia.

 

To psia mać nie­moż­li­we. –> To, psiamać, nie­moż­li­we.

 

– Im­pro­wi­zu­je­my. –> Nie wydaje mi się, aby to słowo miało rację bytu w tym opowiadaniu.

 

Życie ci nie miłe? –> Życie ci niemiłe?

 

– A wam? – od­rzekł zimno. –Skoro zdanie kończy pytajnik, to raczej: – A wam? – zapytał zimno.

 

Prze­ma­wia­ją­cy ro­ze­śmiał się, ale jego kom­pa­nia nie za­wtó­ro­wa­ła mu w tym, co go nieco roz­zło­ści­ło. –> Czy wszystkie zaimki są konieczne? Miejscami nadużywasz zaimków.

Może wystarczy: Prze­ma­wia­ją­cy ro­ze­śmiał się, ale kom­pa­nia nie za­wtó­ro­wa­ła, co go nieco roz­zło­ści­ło.

 

Po­wie­trze za­wi­bro­wa­ło pra­wie nie za­uwa­żal­nie. –> Po­wie­trze za­wi­bro­wa­ło pra­wie nieza­uwa­żal­nie.

 

Jakiś nie­mra­wy się wy­da­je, może toć to chory na jakąś za­ra­zę. – po­wie­dział Po­strach.–> Toć znaczy przecież. Czy na pewno chciałeś użyć tego słowa?

Zbędna kropka po wypowiedzi.

Proponuję: Jakiś nie­mra­wy się wy­da­je, może jest chory na jakąś za­ra­zę – po­wie­dział Po­strach.

 

Łatwo co to zła­pać – dodał od sie­bie Zośka. –> Czy Zośka mógł dodać coś od kogoś?

Proponuję: Łatwo coś zła­pać – dodał Zośka.

 

żebym wbił ten szty­let naj­pierw ko­by­le, a potem tobie, co? –> Sztylet można wbić w kogoś/ coś, ale chyba nie komuś/ czemuś.

 

– Nie do­ty­kaj tego konia. – od­po­wie­dział spo­koj­nie… – Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

– I miecz. – za­wa­hał się… –> – I miecz. – Za­wa­hał się

 

Na Zośkę przy­padł za­szczyt prze­szu­ka­nia go. –> Zośce przy­padł za­szczyt prze­szu­ka­nia go.

Zaszczyt może przypaść komuś, nie na kogoś.

 

Się­gnął za pa­zu­chę i wy­cią­gnął zzań brzę­czą­cy mie­szek. –> Pazucha jest rodzaju żeńskiego, więc: Się­gnął za pa­zu­chę i wy­cią­gnął zza niej brzę­czą­cy mie­szek.

Zań znaczy za niego.

 

po­ja­wił się w ręce rze­ko­mej ofia­ry na­pa­du… –> Raczej: …po­ja­wił się w ręce niedoszłej ofia­ry na­pa­du

 

Miecz prze­le­ciał przez niego na wylot.

Zośka po raz pierw­szy i ostat­ni spoj­rzał w jego oczy i zro­zu­miał jak duży błąd po­peł­ni­li. –> Czy dobrze rozumiem, że Zośka spojrzał w oczy miecza?

 

Czy­jaś bez­wład­na ręka po­to­czy­ła się po bruku… –> Raczej: Czy­jaś odcięta ręka po­to­czy­ła się po bruku

 

za­czął ucie­kać i krzy­czeć, ale nogi od­mó­wi­ły mu po­słu­szeń­stwa. Po­tknął się i upadł ude­rza­jąc po­ty­li­cą w przy­droż­ny ka­mień. –> Jeśli ktoś, uciekając, potknie się i przewróci, upadnie przed siebie twarzą do dołu i raczej nie ma szans, aby uderzyć się w potylicę, albowiem ta znajduje się z tyłu głowy.

 

Je­sień zbie­ra­ła swoje żniwa. –> Je­sień zbie­ra­ła swoje żniwo.

 

Po­kle­pał po­tul­nie klacz po szyi… –> Na czym polega potulne klepanie konia?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Scenka rodzajowa, dodatkowo z rodzaju tych, które niekoniecznie dają pełne tło. Stąd pojawia się pytanie – kim jest ów podróżny, czemu zdołał położyć trupem całą ekipę bandytów? Czasem nic tak nie denerwuje czytelnika, jak oczekiwanie odpowiedzi na oczywiste pytania.

Sama akcja raczej mało dynamiczna, bohaterowie ledwo zarysowani.

Podsumowując: jeszcze niemało pracy przed Tobą, Autorze. Chwytaj przydatne linki, pomogą w szlifowaniu tekstów :)

Chwytaj przydatne linki. Pomogą w szlifowaniu kolejnych tekstów:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję autorom poprzednich komentarzy za wyręczenie mnie we wskazaniu niedoskonałości tekstu i pomocnych linków.

 

 W przedmowie napisałeś

Liczę, że udało mi się pobudzić czyjąś wyobraźnię i stworzyć w niej ciekawą, chociaż bardzo krótką, historię.

Jeżeli przez historię rozumieć opowieść o czymś, co się wydarzyło, to owszem stworzyłeś historię. W dodatku jeśli jest to twoja pierwsza publikacja, to gratuluję, z każdą kolejną pewnie będziesz nabierał wprawy w pisaniu :). 

Moim zdaniem poprawne pisanie, zwłaszcza w języku polskim, wcale nie należy do łatwych zadań. Nie chciałbym skupiać się na kwestiach warsztatowych, poruszonych już wyżej, tylko na zagadnieniach pobudzania wyobraźni i tego, co jest ciekawe.

czterech bandziorów, z których jeden nawet nie ma imienia, zasadzających się przy drodze na samotnych podróżnych. I właśnie taki się trafił, jednakowoż do rabunku nie doszło, bo ów podróżny w jakiś nadprzyrodzony sposób położył bandytów trupem. Koniec.

To streszczenie w zasadzie oddaje fabułę. Wiemy od Ciebie, że bandyci są niesympatyczni, nie pałają miłością do zwierząt, nikt po nich nie zapłacze i nie biją ofiar na śmierć, ale nie z poczucia człowieczeństwa, tylko z tchórzostwa. Momentalnie odgadujemy, że podróżny jest potężniejszy od napastników, choć nie wiadomo kim jest, ani gdzie tkwi źródło jego siły. Najbardziej prawdopodobnym finałem takiej historii jest uśmiercenie zasługujących na to bandziorów przez tajemniczego. Tymczasem w finale… tak właśnie się dzieje ;).

Sądzę, że następnym razem siadając do pisania lub do wstępnej lektury napisanego przez siebie tekstu, powinieneś przeanalizować bohaterów i zdarzenia pod kątem tego, co może w nich zainteresować, zaintrygować, zaskoczyć czytelnika. Jakie elementy są w nich oryginalne, nowe, nieprzewidywalne? Nie zaszkodzi, jeśli ci “źli” nie będą zupełnie odczłowieczeni i będą mieć jakieś pozytywne cechy. Nie zaszkodzi, jeśli ten potężny też będzie miał swoje słabości. Oczywiście w tak krótkim tekście ciężko byłoby zawrzeć to wszystko, ale mam nadzieję, że następnym razem nie pozostawisz wyobraźni nieusatysfakcjonowanej. Powodzenia.

 

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

No, taka scenka bardziej ;)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka