- Opowiadanie: drakaina - Powrót Gilberta Legranda

Powrót Gilberta Legranda

Ko­lej­ne opo­wia­dan­ko z zna­nej czę­ści czy­tel­ni­ków serii.

 

Prze­pra­szam za kilka po­wtó­rzeń – usunę je po ogło­sze­niu wy­ni­ków. Tekst po­wsta­wał w biegu, co było spo­wo­do­wa­ne ży­cio­wy­mi per­tur­ba­cja­mi, więc nie bar­dzo zdą­ży­łam go po­rząd­nie prze­czy­tać. Sta­ra­łam się, żeby był jak naj­bar­dziej do­pra­co­wa­ny mimo to, bar­dzo za­le­ża­ło mi na nie­od­ło­że­niu go ad acta. Wszel­kie wy­tknię­cia uste­rek przyj­mę na klatę ;)

Edit: po­praw­ki wpro­wa­dzo­ne.

 

OPOWIADANIE W ANTOLOGII “FANTASTYCZNE PIÓRA 2019

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Powrót Gilberta Legranda

– „W dniu 15 marca 1859 roku w Mon­tau­ban czło­wiek twier­dzą­cy, że na­zy­wa się Gil­bert Le­grand, zo­stał aresz­to­wa­ny za po­da­wa­nie się za rze­czo­ne­go Gil­ber­ta Le­gran­da, na pod­sta­wie ze­znań żony, Flo­ren­ce Le­grand, która w po­dej­rza­nym nie roz­po­zna­ła męża”. – Adam na wszel­ki wy­pa­dek od­czy­tał na głos le­żą­cą przed nim no­tat­kę po­li­cji z de­par­ta­men­tu Tarn et Ga­ron­ne, po czym pod­niósł wzrok. – Że co?

In­spek­tor Vi­do­cq wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Że to. Czło­wiek ten wtar­gnął, jak okre­śli­ła to ma­da­me, do mał­żeń­skiej sy­pial­ni, twier­dząc, że jest jej mężem. Jak zaj­rzysz dalej, zo­ba­czysz głów­ny ar­gu­ment: „Prze­cież chyba roz­po­zna­ła­bym czło­wie­ka, z któ­rym spę­dzi­łam ponad pół życia!”.

 

Całość opowiadania znajduje się w antologii “Fantastyczne Pióra 2019”, którą można ściągnąć za darmo w kilku formatach pod tym linkiem:

https://www.fantastyka.pl/antologia.

 

Koniec

Komentarze

Jak ty się wpisałaś w ten limit tak idealnie, to ja nie wiem, ale podziwiam :O

www.facebook.com/mika.modrzynska

Przeczytałem z przyjemnością. Pomysł na opowiadanie po trosze zwariowany, a po trosze zabawny, ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że mocno wciągający.

Dziękuję, Straferze :)

 

Kam – celowałam w równe 50k, ale dałam sobie spokój ;)

http://altronapoleone.home.blog

Bo podczas każdego punktowania, ktoś musi być pierwszy ;)

Rewelacyjne pastele! To jeśli chodzi o klimat.

Z każdym Twoim opowiadaniem jest lepiej.

Pomysł przewrotnie wdzięczny (albo wdzięcznie przewrotny). Tak mniej więcej od połowy nie miałem jednak wątpliwości, gdzie finalnie trafi główny bohater i dlaczego do ówczesnego Archiwum X, co także jest bardzo porządnym pomysłem na Universum.

Hmmm, w Dniu Kobiet powiem jeszcze coś a propos – że czuć w tym opowiadaniu kobiecą rękę, i dobrze.

Tak czy siak – klik.

 

Przeczytałam, świetne.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cieszę się, że się podoba, zwłaszcza że z różnych życiowych powodów było pisane na akord i ledwie, ledwie zdążyłam…

http://altronapoleone.home.blog

Ładne :)! Właśnie – ładne, w takim trochę staroświeckim, oldskulowym stylu!

Może jak dla mnie trochę zbyt powoli się rozwija, ale jak już się wciągnąłem, to lektura to była prawdziwa, nieskrępowana przyjemność. Jak te ptysie Vidocqa :P. Sam pomysł – znakomity, przez to, że właśnie taki oldskulowy. Marzenia stające się rzeczywistością? No przecież już było… Ano było, ale nie w takiej misternej, wycyzelowanej formie.

Dobra, nachwaliłem się, ale uwag też mam kilka:

– „W dniu 15 marca 1859 w Montauban” – a nie zabrakło tu słowa “roku”?;

– “Do akt dołączona była fotografia” – no niby może być, ale moim zdaniem lepszą immersję uzyskałabyś, stosując dagerotypy;

– “w której przebywał samotnie aresztant” – tu wolałbym albo “samotnie przebywał” albo “samotny aresztant”;

– “To się zaczęło kilka lat wcześniej” – zbijało mnie z tropu, jak czasem ni stąd, ni zowąd przeskakiwałaś od wspomnień do chwili obecnej i z powrotem, niczym tego nie sygnalizując;

– “ale jakkolwiek aresztant(…) – Tak – mruknął Royer czy Legrand, czy jakkolwiek” – jak na tak rzadkie słowo, za dużo “jakkolwieków” obok siebie;

– “niemalże identycznym z tym, co wymyślił” – tu wolałbym “jakie wymyślił”;

– “A czegóż on miał chcieć więcej!” – jak dla mnie to jest pytanie; to Ci się powtarza i dalej, że pytań nie kończysz pytajnikami;

– “żeby odgonić zaspanie” – “senność” byłaby lepsza;

– “A Gilbert chyba liczył na pomoc teścia w karierze” – córka tak mówi o ojcu? teść? może “liczył na pomoc drogiego papy” czy coś w tym stylu;

– “To też, ale tylko.” – zabrakło “nie”;

– “Adam nadal miał też wrażenie” – tutaj mam wrażenie nadmiarowości – “nadal” i “też”: oba są potrzebne?;

– “Człowieka, którego sam rekomendowałem do biura, (…) z dala od mojego biura” – trochę “biura” za dużo.

 

No w każdym razie – bardzo smaczny ten Twój ptyś :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dzięki, Staruchu, za miłe słowa i klika :)

 

Kilka powtórzeń sama zauważyłam – tekst powstawał w biegu z przyczyn obiektywnych i nieprzyjemnych, sama nie bardzo go miałam czas przeczytać ,więc mam je już odznaczone w kopii roboczej i poprawię, jak tylko znów będzie wolno… Dzięki za wskazanie innych, niezauważonych :)

 

no niby może być, ale moim zdaniem lepszą imersję uzyskałabyś, stosując dagerotypy;

Wiem, że ludzkości tak się kojarzy, ale w późnych latach ‘50 to już nie musi być dagerotyp, który nie pozwala na uzyskiwanie większej liczby odbitek i jest dość drogi w związku z tym. Z tego okresu pochodzą już łatwo powielane fotografie (nabyłam kiedyś za całe 5 euro album na targu staroci, miodzio…).

 

zbijalo mnie z tropu, jak czasem ni stąd, ni zowąd przeskakiwałaś od wspomnień do chwili obecnej i z powrotem, niczym tego nie sygnalizując

Bo w mocno spersonalizowanej narracji to Adam wspomina coś, co było nieco wcześniej albo rozmówca wywołuje takie wspomnienie. Lubię taką technikę narracyjną i mam nadzieję przyzwyczaić do niej fantastów. Nie jestem zwolenniczką linearności ;)

http://altronapoleone.home.blog

Spokojny żywot prowincjonalnego przedstawiciela klasy średniej – pomyślał Adam. – Dzień za dniem to samo. Nuda. Rutyna.

To zdanie wydaje mi się zbędne. Wszystko wynika z kontekstu. Początek opowiadania aż kipi spokojem prowincjonalnego miasteczka.

Adam mimo woli uśmiechnął się, ale potem przypomniał sobie opowieść Royera o wymyślanych w biurze przestępstwach.

Odwróciłbym szyk.

– Pan Legrand oczywiście nie miał wrogów, prawda?

– Niefortunnie to zabrzmiało, zważywszy ostatnie okoliczności, co?

– Była załamana. Tak, załamana. Rozumie pan, prawda?

– Poza wyglądem nie widzi pan nic, co przeczyłoby jego pretensjom, zgadza się?

To są fragmenty dialogu Adama z prokuratorem. Praktycznie co druga kwestia jest pytaniem z sugestią odpowiedzi? Strasznie dużo tego nagromadziłaś w jednym miejscu. Czy to jest zamierzone?

Drobne gesty człowieka, który dotychczas zachowywał całkowity spokój i był w pełni rozluźniony, podpowiadały, że wreszcie udało się trafić w czuły punkt.

Lepiej byłoby zostawić tylko opis tych drobnych gestów, a konkluzję zostawić czytelnikowi do wyciągnięcia.

zajadając kanapkę z suszoną wołowiną i serem z Rocamadour

Więcej tego typu detali. One robią klimat. Nie wiem jak wygląda ser Rocamadour, ale aż czuję “smród” tego sera.

Po prostu stał i nie mógł się zdecydować, żeby wejść do środka.

żeby → czy

– To był zwykły dzień – powiedział zmęczonym głosem. – Florence akurat była u rodziny w Tuluzie, miała wrócić w południe.

Tu jest pewna niekonsekwencja. Rozpoczynasz sekcję od tego jak Adam zastanawia się, czy odwiedzić Florence, a potem bez ostrzeżenia przechodzisz do retrospekcji jego rozmowy z Gilbertem.

– Nigdy wieczorem ani w biurze nie marzył pan o tym, żeby stać się kimś innym? –

Wieczór określa porę, a biuro miejsce. To “ani” między nimi mi nie pasuje.

albo choćby na przykład podróżnikiem.

Jedno z tych słów bym wywalił.

Jeśli wierzyć dalszej opowieści, w przykrótkich spodniach i zbyt ciasnym surducie, mając w kieszeni całą gotówkę, jaka była w domu, udał się na stację kolei.

Przemyśl to zdanie. Brzmi trochę jakby opowieść była w przykrótkich spodniach.

Z jakichś konkretnych powodów czy nie ufał całkowicie bankom?

Coś tu poszło nie tak.

Który z nich był prawdziwy? I dlaczego tym wszystkim tak bardzo przejmował się prokurator?

Czy to nie powinno być kursywą?

 – To też, ale [+nie] tylko.

Chwilowo znajdującego się w obcym ciele starszawego, korpulentnego urzędnika.

Dlaczego “chwilowo”? Sugerujesz w ten sposób, że to się zmieni. Wykluczasz tym samym opcję, że Adam zostanie w nieswoim ciele na zawsze.

 Komisarz Gaillard stał w kącie z miną osoby, która dowiedziała się, że ziemia jest jednak płaska, przyjęła to do wiadomości, ale nadal usiłuje poukładać sobie wszystko w głowie. Czekano na dwie ostatnie osoby.

Specjalnie przecież poprosił Gaillarda, żeby zapewnił specjalnemu gościowi odpowiednią strawę.

Ciastko jako “strawa”? :/

zauważył jednak również, że w tej jakże celnej hipotezie coś się nie zgadza.

przecinki? 

 

To tyle, jeżeli chodzi o uwagi do tekstu. Wrócę jeszcze z ogólnym komentarzem. Na razie klikam bibliotekę.

 

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Dzięki, Chrościsko :)

 

Wszelkie poprawki ogarnę we właściwym, pokonkursowym czasie; zważywszy tryb kończenia tekstu i przycinania go do limitu, i tak jest ich niewiele :/

 

Dlaczego “chwilowo”? Sugerujesz w ten sposób, że to się zmieni. Wykluczasz tym samym opcję, że Adam zostanie w nieswoim ciele na zawsze.

Bo to jest narracja z punktu widzenia bohatera, który będzie tak zakładał, choćby miało to być zaklinanie rzeczywistości… Ale przemyślę sformułowanie.

http://altronapoleone.home.blog

Jest to opowiadanie napisane w bardzo typowym dla Ciebie stylu. Takie, w którym nawet jakby pozmieniać imiona postaci oraz miejsca, oczywiste by było, że napisała go Drakaina.

Napisane bardzo poprawnie, żeby nie powiedzieć, że sterylnie. Fabuła przemyślana, od początku podajesz tajemnicę, którą bohater ma rozwiązać, i rozwiązuje ją stopniowo przez całe opowiadanie.

Swoją drogą, całkiem przyjemny kryminał Ci wyszedł.

Co do francuskości Twojej Francji, to nawet nie będę o tym wspominał. Wszystko, co piszesz biorę za dobrą monetę i wierzę Ci, że w tamtych czasach i w tamtych miejscach, tak właśnie życie wyglądało.

 

Początek bardzo leniwy, powolny, rzekłbym nawet nudnawy. Długo każesz czytelnikowi czekać, aż zagadka się stanie intrygująca. Zastanawiałem się, czy jest to efekt zamierzony, pokazanie rutyny, powtarzalności i nudy prowincjonalnego miasteczka?

Jeżeli tak, to w moim przypadku odniosłaś Pyrrusowe zwycięstwo. Oddałaś ten klimat skutecznie, ale jednocześnie zanudziłaś mnie jako czytelnika i nieco zniechęciłaś do opowiadania.

Aż zatęskniłem za agresją Wiktorii z prologu #prayfornorton, za którą ją potępiłem. Niechby, chociaż kelnerka w kawiarence przy rynku rozbiła czajniczek z herbatą. Albo na bulwarach nad rzeką, pudelek spacerującej madame obszczekał Adama. A tu nic:

rzeka toczyła leniwe wody pod średniowiecznym mostem

drzewa właśnie okrywały się wiosenną zielenią.

Royer wpatrywał się w spokojny nurt rzeki.

Komisarz przez chwilę przesuwał czubkiem buta kamyki leżące na ulicy

Wzrok prokuratora powędrował za okno, skąd dochodziły zwykłe odgłosy ulicy

Drugą kwestią, która sprawia, że nie potrafię się zanurzyć w Twój świat, są głowni bohaterowie. Zarówno Adam, jak i Vidocq, wydają mi się miałcy, mało męscy, obcy. Nie potrafię wejść w ich skórę. Pamiętam z komentarzy Twoich wcześniejszych opowiadań, że piszesz je często na podstawie oryginalnych pamiętników i że tacy Ci mężczyźni wówczas byli. Nie przeczę, że masz rację, ale nie zmienia to faktu, że dla mnie jako czytelnika, są mentalnie zbyt odlegli. Jakby brakowało im testosteronu.

Czytając o nich, czuję się jakbym oglądał klasykę kina lat 60-tych. Wiem, że oglądam filmowe arcydzieło, którym zachwycały się pokolenia krytyków, ale nie zmienia to taktu, że takie kino mnie nie pociąga i nie potrafię się w nim odnaleźć.

Spośród wszystkich Twoich opowiadań najlepiej wspominam to “Zimę”. Tam akcja działa się również w XIX w., ale postaci, drobna polska szlachta, były swojskie, namacalne, potrafiłem się wśród nich odnaleźć i zatopić w opowieść. Tak więc wychodzę z założenia, że to nie styl nie jest problemem, a właśnie konkretni bohaterowie.

 

Dużo bardziej mi się podobała druga część opowiadania. Jak już splotłaś odpowiednią ilość nitek i wątków postaci, zagadka mnie zaciekawiła i czytałem z przyjemnością.

Sam pomysł na fabułę dobry. Fajny twist ze zmianą wyglądu Adama. Zakończenie sympatyczne.

Podsumowując, pomimo powyższych krytycznych uwag, tekst oceniam pozytywnie. Zastrzeżenia zaś wynikają głównie z moich preferencji i upodobań, a nie z wad opowiadania.

 

Moja ocena: 5.0/6.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Jakby brakowało im testosteronu.

Widzisz, ja mam alergię na bohaterów z testosteronem. Mam dość policjantów z wszystkich możliwych kryminałów, którzy frustrację zalewają alkoholem, gadają o kurwach i kurwami rzucają oraz nadużywają przemocy. Mam dość tak rozumianej “męskości” bohaterów literackich. Nie znoszę jej u jej “wysokich” źródeł, jak Hemingway, nie cierpię w literaturze średnich lotów (np. Lowry), nienawidzę we współczesnym kryminale – jest tam już tak do niemożności sprana i wyeksploatowana, że dla mnie właśnie nudna

Może jest to jeden z powodów, dla których wybrałam czasy, kiedy savoir-vivre miał się dobrze. Co nie jest tylko wymysłem osób stęsknionych za takim światem, ale znajduje sporo potwierdzenia w źródłach właśnie. (Ostatnio czytałam bardzo fajny tekst o tym, że francuskich żołnierzy zachęcano, a nawet dyscyplinowano do wyrażania się kulturalnie, a wyzwiska wobec żołnierzy ze strony oficerów – cecha charakterystyczna np. Wellingtona – były bardzo źle widziane, nawet karane). A zatem kreacja jest dość zamierzona, zwłaszcza w tej serii “urban fantasy”.

Mam też dość babrania się przez kryminały w bebechach i rozkoszowania opisywaniem najniższych warstw społecznych (o których autorzy mają zazwyczaj marne pojęcie, więc wychodzi to sztucznie i płasko), dlatego piszę raczej o sprawach rozgrywających się w okolicach klasy średniej, choć debiutanckie opowiadanie na tym forum miało innego głównego bohatera. Nie wykluczam zagłębienia się raz jeszcze w prozę naturalistyczną i napisania opowiadania w klimatach “Germinala” Zoli, ale to musi poczekać na odpowiedni pomysł (mam jeden, ale nie do tej serii).

 

PS. To skądinąd bardzo ciekawe, bo Twoi bohaterowie nie są przecież typowo “testosteronowi”…

http://altronapoleone.home.blog

Widzisz, ja mam alergię na bohaterów z testosteronem. Mam dość policjantów z wszystkich możliwych kryminałów, którzy frustrację zalewają alkoholem, gadają o kurwach i kurwami rzucają oraz nadużywają przemocy. Mam dość tak rozumianej “męskości” bohaterów literackich.

Myślę, że mamy zupełnie inne pojęcie tego, co rozumiemy poprzez testosteron.

To nie frustracja ani chamstwo, ani przemoc.

 

Miałem tu na myśli pewne cechy osobowości: zdecydowanie, pewność siebie, skłonność do rywalizacji, przebojowość, wyrazistość, pokonywanie własnych słabości.

 

To skądinąd bardzo ciekawe, bo Twoi bohaterowie nie są przecież typowo “testosteronowi”…

Nie są i nie będą.

Typowa “testosteronowatość” to tylko otoczka, jak słusznie zauważyłaś, dość zużyta. Chodzi mi o siłę umysłu. O to, że taki “policjant” właśnie w obliczu problemów nie popadnie we frustrację i nie będzie się zapijał na umór, a weźmie się w garść i przetrwa kryzys.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

No widzisz, czyli jednak się zgadzamy, choć cieszę się, że wyartykułowałam to powyższe credo ;)

 

Czyli myślę, że u mnie to trochę kwestia epoki, ale też świadomy wybór – Adam ma być taki trochę sprawiający wrażenie niezdecydowanego, bo mam w zanadrzu kilka tekstów, w których tak nie jest (z opublikowanych zalążek tego jest w “Noir”, aczkolwiek może nie dość mocno podkreślony) – i odmienne działanie ma być ich ważnym elementem. Uważam, że fajniej jest, jeśli bohater robi coś, czego się po nim nie spodziewamy, a biografie moich bohaterów są rozpisane na wiele tekstów… Co oczywiście jest wadą, jeśli czyta się je w oderwaniu od innych – jestem świadoma tej słabości.

 

Miałem tu na myśli pewne cechy osobowości: zdecydowanie, pewność siebie, skłonność do rywalizacji, przebojowość, wyrazistość, pokonywanie własnych słabości.

Ale dlaczego to ma być cecha męskości i testosteron? Mam wrażenie, że część z tych cech posiadam na przykład ja, a jestem mimo wszystko kobietą… I czy mężczyzna, który jest inny, naprawdę przestaje być mężczyzną?

http://altronapoleone.home.blog

Właśnie. A czy Adam lub Vidocq mają jakieś żony/kochanki/przyjaciółki?

Zawsze są sami. Zawsze traktują kobiety bardzo “profesjonalnie” i szarmancko. Nie pokazują po sobie tego, że któraś wpadła im w oko. Nie oceniają ich przez pryzmat “atrakcyjności”.

Może to właśnie o to chodzi? Czegoś mi w nich brakuje, co nie do końca potrafię zdefiniować.

 

Pamiętam, że w którymś z opowiadań pojawiały się wątki pachnących liścików, ale wciąż było to bardziej kulturalne i poprawne zachowanie, niż pełnokrwiste uczucie.

 

EDYTA:

 I czy mężczyzna, który jest inny, naprawdę przestaje być mężczyzną?

Nie, nie przestaje, ale trudniej go zrozumieć o ile się nie wywnętrza. A Twoi bohaterowie zwykle snują rozważania nad sprawami, z którymi przyszło im się parać, niż nad własnymi uczuciami.

 

Ale dlaczego to ma być cecha męskości i testosteron? Mam wrażenie, że część z tych cech posiadam na przykład ja, a jestem mimo wszystko kobietą…

Możesz to uznać za niefortunny skrót myślowy.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

czy Adam lub Vidocq mają jakieś żony/kochanki/przyjaciółki?

To jest niestety brzemię uniwersum… W jednym tekście, który pewnie długo nie ujrzy światła dziennego, choć jest prawie skończony (ale jest długą i skomplikowaną fabularnie powieścią, którą po doświadczeniach forumowych muszę mocno przemyśleć), pada odpowiedź na to pytanie.

W opowiadaniach – zwłaszcza limitowanych objętościowo – nie bardzo jest na to miejsce, podobnie jak na wywnętrzanie. Zwłaszcza że istnieje ryzyko pojawienia się marudy z drugiej strony barykady, która (maruda) zapyta, po co wrzucam niezwiązany z główną fabułą wątek prywatny, skoro nic on nie wnosi do opowiadania ;)

Ale może dobra wiadomość: przygotowuję właśnie dla Fantazmatów zbiór mikropowieści i opowiadań z dokładnie tego cyklu (z forumowych będzie tam tylko “Jeśli wykluczysz możliwe” i Legrand), gdzie postaram się upchnąć nieco więcej informacji o życiu prywatnym bohaterów, bo będzie na to miejsce, a i ciągłość fabularna tego się domaga.

 

No i przyznam, że nie miałabym nic przeciwko temu, żeby czytelnicy powzięli na jakimś etapie wątpliwości co do preferencji zwłaszcza Adama ;) Planuję opowiadanie z tego typu kwestią obyczajową w tle, więc coś takiego mogłoby być przydatne. A Adam ma powody do pewnego rodzaju “wycofania” i introwertyczności. Wiem, że te wszystkie wyjaśnienia nijak nie usprawiedliwiają niedociągnięć i niedopowiedzeń wynikających z uniwersumowości tych historyjek, mam nadzieję, że zbiorek to choć trochę wynagrodzi – forum jest przecież głównie areną sparingową i poligonem doświadczalnym…

http://altronapoleone.home.blog

No i przyznam, że nie miałabym nic przeciwko temu, żeby czytelnicy powzięli na jakimś etapie wątpliwości co do preferencji zwłaszcza Adama ;)

Ha… interesujące.

 

Wiem, że te wszystkie wyjaśnienia nijak nie usprawiedliwiają niedociągnięć i niedopowiedzeń wynikających z uniwersumowości tych historyjek, mam nadzieję, że zbiorek to choć trochę wynagrodzi – forum jest przecież głównie areną sparingową i poligonem doświadczalnym…

Wygląda na to, że może niepotrzebnie w krótkich formach opierasz się na tych samych postaciach i uniwersum. Ewidentnie jest to materiał na rozbudowaną powieść, a serwując nam jedynie urywki większej całości, zawsze czegoś brak.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

– Na ostatnią chwilę.

– Na styk w limicie znaków.

– Na bardzo dobrym poziomie . :)

 

Ode mnie krótko.

Nie będzie piania z zachwytu nad tekstem, bo też (przynajmniej dla mnie) nie było jego rolą wzbudzenie podziwu nad pomysłem czy treścią. Dla mnie to nie ten typ opowiadania.

Od przedstawionej przez Ciebie propozycji oczekiwało się:

– Ciekawego problemu/ intrygującej zagadki.

– Poszukiwania odpowiedzi, które nie znuży czytelnika (a wręcz spotęguje początkową ciekawość).

– Rozwiązania, które nie zepsuje odbioru tekstu (czyli nie będzie zbyt sztampowe).

W Twoim opowiadaniu znalazłem w zasadzie wszystko.

Pomysł wydał mi się bardzo ciekawy. Droga do rozwiązania chyba trochę zbyt długa. Chociaż w takich przypadkach nigdy nie wiem, czy uznać to za wadę. Bo ta zbyt długa droga może oznaczać równie dobrze “przeciągnięty” początek, jak i moją skrajną ciekawość odpowiedzi (czyli zwykłą niecierpliwość). O rozwiązaniu złego słowa nie napiszę.

W sumie bardzo przyjemne opowiadanie.

 

 

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Wygląda na to, że może niepotrzebnie w krótkich formach opierasz się na tych samych postaciach i uniwersum

Nie jestem w stanie pisać tylko powieści, bo i umieścić je gdzieś jest trudniej… Opowiadaniami chcę zbudować sobie nazwisko, żeby potem było łatwiej z innymi formami. Poza tym po co wprowadzać inne postacie do opowiadań o tym samym “Archiwum X”, jak ktoś to słusznie nazwał?

Dobra, jedna, napisana w 1/3 powieść, ma już chętnego wydawcę, ale to jest powieść o m.in. ojcu Adama… Opowiadania, które będą w Fantazmatowych antologiach, a i w Creatio Fantastica, też akurat są z czasów wcześniejszych, choć uniwersum to samo i bohaterowie są z sobą powiązani.

“Zima” też jest z uniwersum – tam cameo appearance ma nienazwany ojciec Adama oraz nazwany ojciec jego sekretarza, który pojawia się w Dragonezie i w “Jeśli wykluczysz…”

 

CM – bardzo dziękuję, polecam się na przyszłość :)

http://altronapoleone.home.blog

Chyba za późno w tekście pada nazwisko Adama… Ponadto – czemu komisarz rozmawia z Adamem w kawiarni, a nie w komisariacie, prezydium policji? Dziwne.

Jeszcze wrócę.

Pozdrówka.

Bo sprawa jest dziwna i nietypowa – ot tak. A poza tym świat nie zawsze był tak sformalizowany, jak jest dzisiaj… ;) No i RODO nie było, więc można sobie przy kawce i croissancie pogwarzyć o innych…

http://altronapoleone.home.blog

Wtedy chyba tak było, ale mentalność policjantów chyba jednak była podobna do dzisiejszej, tym bardzie, że Adam jednak przybywa z misją urzędową. Ale to była Francja, a poza tym jest to szczegół.

Ciekawy tekst, dobry pomysł. Jednakowoż trochę się ciągnie. Powiedziałbym, że jest trochę za dużo smaczków, a za mało dramatyzmu. I chyba brakuje, jako kontrapunktu, rysu posępności.

Ale napisany jest bardzo dobrze.

Pozdrówka.

Nieoczekiwana zmiana miejsc?

Sympatyczny tekst, chociaż oparty na nie całkiem nowych ideach. Skojarzyło mi się z jakimś oglądanym w dzieciństwie polskim filmem, w którym ojciec i syn zamienili się miejscami.

Postacie znane, ciastka niezmienne, zagadka nowa.

– To też, ale tylko.

No i celowanie w limit szlag trafił. ;-)

Babska logika rządzi!

Limit tak naprawdę to wyszedł przypadkiem, a szlag go trafił, jak wykryłam powtórzenia ;)

Dzięki, anyway, za wyłapanie tej paskudnej pozostałości po skrótach…

 

Jeśli chodzi o inspiracje, to akurat takiego filmu nie kojarzę, natomiast w bardzo dalekim tle jest znana historia ze znacznie wcześniejszych czasów, za to dziejąca się mniej więcej w tamtej okolicy.

http://altronapoleone.home.blog

Świetne opowiadanie, trzyma się klimatu epoki. Intryga rozwija się z wolna, ale jednocześnie pozostawia czytelnika w niepewności. Cały czas miałem niejasne przeczucie, albo wrażenie iż znajdzie się logiczne wytłumaczenie, może to z powodu, iż kiedyś oglądałem film pod tytułem “Powrót Martina Guerre“ 

Samo zaś zakończenie było świetne i jednocześnie zaskakujące. jestem na tak :) 

Dobre, detektywistyczne opowiadanie. Nie wiem, dlaczego jeszcze nie znalazło się w bibliotece. Z przyjemnością kliknę.

Co mi się podoba:

*czystość narracji,

*podobieństwo do klasyki (Christie),

*zagadka, której sens odsłaniasz.

 

Jeśli chodzi o opinie przedpiśców, to dla mnie nie toczy się (na początku) zbyt wolno, lecz ok:) Zastanawiam się, czy nie jest to aby związane z internetowym czytaniem?

Porównanie do „człowieka bez właściwości” – bardzo dobre.

 

Jeśli chodzi o minusy to chciałabym/ marzyłabym o:

* pogłębieniu postaci,

* tła – lecz, przez inne zmysły niż wzrok, silniej i mocniej, niż to obecnie jest.

 

Drobiazgi zauważone, wyrzuciłabym, lecz to może być moja maniera (nadmiarowa):

‚ Po co panu ta cała zabawa? – dodałabym „była”

‚ Najchętniej porozmawiałbym z szanowną małżonką, a także może (+z ) kimś z jego biura. 

, skonstatował natychmiast, krzywiąc się lekko

‚ Adam westchnął, usiadł… na przyniesionym przez młodego adepta policyjnego fachu nieco sfatygowanym krześle i wskazał rozmówcy pryczę – gospodarzem w celi był Legrand?, więc może niepotrzebne?

‚ Oczywiście, na wiosnę nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie to, że powiewy wiatru zgasiły wszystkie świece, a nawet lampy naftowe

. choć bardzo mocno

‚ ja wtedy jakoś tak dziwnie poczułam

‚ najlepszej tawernie w mieście” – tawernie?

 

Gratulacje, a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

MPJ – brawo za jakże słuszne skojarzenie z Martinem Guerre – ta historia (autentyczna z XVI w. i z właśnie tych okolic, choć trochę bardziej na południe) była oczywiście daleką inspiracją :) Tytuł oczywiście też z tego

 

Asylum – dzięki za uwagi, uwzględnię, jak już będzie wolno

 

przez inne zmysły niż wzrok

To może być trudne, bo ja jestem radykalnym wzrokowcem i mimo że bez muzyki żyć nie potrafię, najwyraźniej wzrokowość rzuca mi się na pisanie… Postaram się nad tym popracować, ale możesz ewentualnie rzucić konkretami – czego brakuje? zapachów? dźwięków? czegoś jeszcze innego?

 

Idę sobie kliknąć tę bibliotekę jako użytkownicy ;)

http://altronapoleone.home.blog

Każdy jest wzrokowcem przez edukację – trening, a co do uwag to “feel free”, nie są istotne; kocham pewien rodzaj elegancji i prostoty, natomiast zmysłów rzeczywiście brakuje, chociaż nie mam pojęcia, czy w opowiadaniach to możliwe i jak to zrobić. Daj mi czas, na zerknięcie do zbiorów współczesnych opowiadań:)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Każdy jest wzrokowcem przez edukację

Ale różni ludzie w różnym stopniu. Zaobserwowałam, że jak oglądamy filmy z przyjaciółką, to ona patrzy na nazwiska w obsadzie (które w przypadku aktorów drugoplanowych zazwyczaj mi nic nie mówią oraz nie kojarzę nazwiska z wyglądem) i oznajmia “o, tego faceta widziałyśmy w tym i tym”, a potem w środku filmu ja krzyczę “o, tego faceta widziałyśmy, zaraz ci powiem, w czym”, bo rozpoznaję twarz (przyjaciółka nie) i muszę tylko z pamięci wywołać odpowiedni obraz, żeby skojarzyć dokładnie, w czym to było (włącznie z epizodami). To jednak świadczy o odmiennym typie pamięci i ważności bodźców…

Audiobooki dla mnie praktycznie nie istnieją – nie potrafię się skupić na treści, piny i inne ciągi liczb widzę, a nie pamiętam abstrakcyjnie, dwa wydania książki z innym układem stron to dla mnie dwie odmienne lektury itd.

Ale zacznę ćwiczyć np. opisywanie zapachów, w końcu akurat gdzie jak gdzie, ale we Francji ich różnorodność jest olbrzymia…

http://altronapoleone.home.blog

Opowiadanie bardzo mi się podobało, również dlatego, że miałam wielką ochotę przeczytać coś hmm… spokojnego. Wyjątkowo odpowiadało mi, że akcja toczy się niespiesznie, a ja mogę koncentrować się na kolejnych postaciach i powoli stopniowo zapoznawać się z intrygą. To dało mi dużo możliwości, jeśli chodzi o domysły. 

Gdzieś w komentarzach padło już nazwisko Christie. Miałam takie samo skojarzenie.

Ciekawe opowiadanie, takie do poczytania dla odprężenia. Akcja toczy się niespiesznie i składa się z kulturalnych rozmów przy herbatce i ciasteczkach. Sprawa też nie jest jakaś wielce kryminalna, właściwie nikt nie popełnił nawet przestępstwa. Taki Poirot, tylko bez trupa ;) Czytało się przyjemnie, chociaż ja gustuję jednak w bardziej intensywnych kryminałach.

Kolejne opowiadanie ze znanymi bohaterami, dziejące się w czasach też dobrze już znanych, tyle że tym razem mamy do czynienia z sytuacją wymykająca się rozumowi – spełnianie się marzeń, magiczna wędrówka osobowości do innych powłok cielesnych i wynikłe stąd zagadki i komplikacje. Podoba mi się, że opowiadasz tę historię niespiesznie, zdobisz ją detalami, ale umiarkowanie – ot tak, aby raz jeszcze wrócić do minionych czasów, poczuć klimat epoki…

 

– Le­grand znik­nął czte­ry lat temu. –> Literówka.

 

– Nie wy­glą­da mi pan na na­stęp­ne­go kan­dy­da­ta na męża – oznaj­mił z prze­ką­sem, przy­glą­da­jąc się uważ­nie ubra­niu Adama. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

pani Le­grand skry­wa prze­ra­że­nie i nie­pew­ność. Nie był tylko pewny… –> Jak wyżej,

 

Flo­ren­ce Le­grand pa­trzy­ła na niego z nie­uda­nym zdu­mie­niem. –> Czy mam rozumieć, że pani Legrand nieudolnie udała zdumienie?

Proponuję: Flo­ren­ce Le­grand pa­trzy­ła na niego z nie­uda­wanym zdu­mie­niem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobrze napisane, fabuła złożona, przemyślana i spójna. Plus za domknięcie wszystkich wątków. Niemniej jako całość niespecjalnie mi podeszło. Pewnie to głownie kwestia gustu, ale tak czy inaczej postaram się napisać, co mi nie pasowało, może moje uwagi coś wniosą.

Odniosłem wrażenie, że opowiadanie jest przede wszystkim łamigłówką intelektualną (to chyba redundancja, ale to w celu podkreślenia ;)), natomiast brakuje w nim emocji. Bohaterowie niby są w niezłych tarapatach, ale nie czuje się tego. Nie ma zwrotów akcji, wszystko dzieje się spokojnie, a śledztwo posuwa się do przodu gładko, bez problemów i zagrożeń.

 

Royer był opanowany, jakby nie przejmował się własną sytuacją, choć ta nie była szczególnie wesoła.

Zbędne są takie wyjaśnienia typu “choć ta nie była szczególnie wesoła”, jest to oczywiste z kontekstu.

 

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Można powiedzieć, że kolejnymi opowiadaniami z serii wyrobiłaś sobie pewną markę :) Jak zawsze czuć klimat, jak zawsze wyraźne postacie i zagadka w tle. W tym wypadku bardzo intrygująca, oparta o pytanie: “a co gdybym mógł być kimś innym?” Odpowiedź na końcu spodziewana, ale nadal satysfakcjonująca. Jednak czułem, że brakuje mi trochę w tekście jakiegoś czerwonego śledzia. Adam idzie bowiem prosto do rozwiązania, analizuje każde zdanie, a ewentualne zmyłki (jak np. romans żony i prokuratora) szybko zostają wyjaśnione. Dosyć prostolinijne.

Literacko tekst dobrze opowiedziany, klimatyczny. Solidnie przygotowany i zrealizowany koncert fajerwerków :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Z przyjemnością wróciłam do Twojego uniwersum. Początek przykół moją uwagę. Pomimo dość szybkiego domyślenia się istoty problemu i tak czytałam dalej ciekawa jak się wszystko ułoży. Zakończenie pasuje, choć przez myśl przemknął mi na nie inny pomysł. W ciekawy i platyczny sposób prowadzisz akcje, z lekkim żartem, co lubię.

 

[…] niedługo przez zniknięciem Gilberta – chyba przed zniknięciem?

 

Powodzenia:)

I’m back after a not-so-commercial break, więc hurtowo:

 

NWM – bardzo dziękuję za tę “markę” :) Co do śledzia – limit, panie… Ale ponieważ opowiadanie powędruje do zbiorku, który przygotowuje się dla Fantazmatów, akurat w tym tekście zamierzam trochę tego i owego dołożyć ponad konkursowe ramy, więc może i rybka się zmieści ;) Takoż emocje, o które upomniał się Bardzozły Wilk przemyślę w wersji publikowanej.

 

MoniqueM, Anet, Reg, Rosso – dzięki za miłe słowa!

 

Wszelkie wasze poprawki oczywiście uwzględnię w odpowiednim czasie.

 

Bio-Hazardzie – mnie właśnie znudziły “intensywne” kryminały; nie wiem wprawdzie, jakich autorów cenisz szczególnie, ale Larsson mnie zniesmaczył, podobnie jak np. Krajewski – nie czym innym jak nadmiarem. I celowo postanowiłam pisać w innym stylu, a akurat na dodatek to opowiadanie jest z bardziej “pogodnej” i zahaczającej o urban/rural fantasy (ale nie paranormal romance) serii, parakryminalnej właściwie. Niemniej mam w zanadrzu też prawie skończoną powieść z tymi samymi bohaterami, gdzie fabuła jest zawikłana, mroczna, oparta na autentycznej i wyjątkowo paskudnej i do dziś niewyjaśnionej zbrodni… Ale porównanie z Poirotem mnie cieszy :)

http://altronapoleone.home.blog

Niemniej mam w zanadrzu też prawie skończoną powieść z tymi samymi bohaterami, gdzie fabuła jest zawikłana, mroczna, oparta na autentycznej i wyjątkowo paskudnej i do dziś niewyjaśnionej zbrodni

Chętnie przeczytam :)

Lubię Twoje opowiadania z tej serii, Drakaino. O ile wątki z “czarnym” zdecydowanie mnie nie przekonują, o tyle jak ich nie ma, to zwykle jestem bardzo zadowolona ;)

 

„Jak zajrzysz dalej, zobaczysz główny argument: „Przecież chyba rozpoznałabym człowieka, z którym spędziłam ponad pół życia!”[+.]

 

„…nadal miał ten sam zniechęcony wyraz twarzy, co godzinę temu, kiedy Adam zobaczył go po raz pierwszy, był to inny rodzaj rezygnacji niż ta, która biła z postawy i miny mężczyzny na zdjęciu.

– Tak – mruknął Royer czy Legrand, czy jakkolwiek naprawdę się ten mężczyzna nazywał. – W całych trzydziestu egzemplarzach. Na więcej nie było mnie stać. – Zawiesił głos. – Zwłaszcza że doszły też inne wydatki – dodał niechętnie.”

 

„Historia opowiedziana mu przez podejrzanego była dziwaczna, ale mogła też stanowić sprytne zmyślenie. Rzekomy Legrand utrzymywał, że ilekroć wymyślał jakieś przestępstwo, wkrótce podobne akta lądowały na jego biurku. Z początku uznawał to za zbieg okoliczności, ale kiedy z gazety dowiedział się o wyjątkowo perfidnym włamaniu…”

 

Ogólnie mam wrażenie, że są tu fragmenty, gdzie „ale” pojawia się dość często.

 

„– Chodzi zapewne [+o] mojego ojca – przerwał mu Adam”

 

„Adam milczał nadal, mając nadzieję, że przedłużająca się cisza sprowokuje prokuratora.

– Pan się widział z aresztantem? – zapytał w końcu.

Mercadier skrzywił się.

– Poza wyglądem nie widzi pan nic, co przeczyłoby jego pretensjom, zgadza się? – podpowiedział.

– To jest oszust. Bardzo sprawny, ale oszust – oznajmił prokurator.”

Kto „podpowiedział”? Bo z kontekstu wynika, że Mercadier, to on był ostatnim podmiotem. Ale prokurator wypowiada następną kwestię. Brak dookreślenia podmiotu.

 

„…pod warunkiem, że miało się doświadczenie pracy w biurze do spraw specjalnych.” – Co to jest doświadczenie pracy?

 

„– To też, ale tylko.” – Ale nie tylko?

 

„…było coś takiego, ale sprzedało się na pniu.

– Zdołałem zainteresować sobą literacki światek, ale marzyłem wciąż tylko o tym…”

 

„– Dałby pan spokój z tytułami – mruknął Adam w zamyśleniu. Coś nie dawało mu spokoju.”

 

„– Wie pan – powiedział – ta sprawa chyba za bardzo pana pochłania, a nie wiem, czy jest tego warta.

– Każda zagadka jest warta rozwiązania – odparł sentencjonalnie Adam. – Tylko niektóre sprawiają wrażenie…”

 

„Jeśli coś takiego istniało – napomniał sam siebie. – To tylko domysły.”

Brak dookreślenia podmiotu. Napomniał sam siebie Adam. Jego imię nie pada od samego początku akapitu/fragmentu.

 

„Zaskoczenie było tak ogromne, że panika powoli torowała sobie drogę do jego myśli.” → Zaskoczenie było tak ogromne, że panika torowała sobie drogę do jego myśli powoli.

 

„Dało się jednak wyczuć, że pod fasadą opanowania pani Legrand skrywa przerażenie i niepewność. Nie był tylko pewny, czego lękała się bardziej: dziwnego zdarzenia, które postawiło świat na głowie, czy perspektywy powrotu do życia sprzed czterech lat.”

W tym drugim zdaniu brak jest dookreślenia podmiotu. Kto nie był pewny?

 

„A więc jednak świat nie wyszedł całkowicie z normy.” – Mam wątpliwości co do zwrotu „wychodzenie z normy”. Czy aby na pewno jest to poprawne?

 

 

Krótkie podsumowanie: to, że tak dobrze czujesz się w klimatach, po których poruszasz się od dawna, wspaniale procentuje. Widać, że wiesz, co piszesz, masz plan, znasz swoich bohaterów i realia itp., więc z każdą nową historią tym łatwiej prawdopodobnie odmalować Ci kolejny pomysł, kolejną fabułę. Pomysł zawarty tutaj jest ciekawy, udatnie przedstawiony, pozostawia dreszczyk zaciekawienia, “co będzie dalej”, a przy tym opowiadanie daje radę jako osobna całość. Lubię to. Gratuluję też powodzenia w konkursie ;)

 

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jose, bardzo Ci dziękuję :) Teraz, pokonkursowo, mogę sobie pozwolić na odrobinę osobistych wyznań: tekst wymyśliłam wcześniej, ale pisałam głównie w okresie, kiedy dowiedziałam się, że prawdopodobnie będę musiała iść do szpitala, deadline zaś był w dniu, kiedy okazało się, że na pewno (jestem już z powrotem w domu). Nie wierzyłam, że je skończę, ale nieskończenie byłoby w tej sytuacji poddaniem się i porażką, a tego nie chciałam. Niemniej przykrawanie do limitu i ostatnie poprawki (bez szans na żadne, choćby pozaportalowe betaczytanie – rybak powinien się zachwycić) były już przy na pewno i już w weekend zauważyłam sporo błędów (między innymi nieszczęsne brakujące “nie” ;))

 

Wszystkie poprawki wprowadzę asap, pewnie jutro, póki co zasypiam jak skowronek, a budzę się jak sowa :/

 

Edyta: poprawki z wszystkich uwag wprowadzone (w 99%, bo z czymś tam jednak niedużym się nie zgodziłam).

http://altronapoleone.home.blog

Opowiadanie trzyma poziom reszty historii z uniwersum. Podkreślany przez innych powolny rozwój akcji uważam w tym przypadku za zaletę, bo pozwala czytelnikowi jeszcze bardziej chłonąć, jak zwykle u Ciebie świetny, klimat opowieści. Być może rzeczywiście przydałoby się więcej przeszkód na drodze do rozwiązania zagadki, ale podejrzewam, że przeszkodą dla przeszkód był limit.

– Czy prokurator jest żonaty? – zapytał na wszelki wypadek.

– Owdowiał kilka lat temu.

To pytanie mi trochę zgrzytnęło. Oczywiście, jest ono zgodne z tokiem myślenia Adama, ale pani Legrand nie siedziała przecież w jego głowie. Tak oderwane od dotychczasowego wątku rozmowy pytanie musiała uznać za co najmniej dziwne, albo wręcz za bezczelne sugerowanie, że jest/była kochanką prokuratora. Oczywiście Adam za chwilę i tak to zasugeruje, ale wcześniej grzecznie spyta czy może. Przez to ten fragment mi tym bardziej nie gra, bo skoro już zrobił zawoalowaną sugestię, to po cóż jeszcze dopytuje, czy może to zrobić?

 

Drugim zastanawiającym mnie epizodem była zamiana twarzy pod koniec. Na początku myślałem, że Legrand zrobił to w celu ucieczki, ale potem oddał się w ręce policji. Po cóż więc dokonał zamiany? Żeby udowodnić Adamowi, że nie zmyśla?

 

Gratuluję sukcesu w konkursie! :)

Dzięki, Światowiderze. W kwestii ostatniego pytania: to nie Legrand dokonał zamiany, ale Adam. A parę razy podkreślam, że to działa lekko chaotycznie, więc nie tylko on został Legrandem, ale zamienili się. W wersji dłuższej – do Fantazmatowego zbioru – takie rzeczy zostaną dopowiedziane, tu, jak zgadłeś, trochę szczegółów zjadł limit.

http://altronapoleone.home.blog

W kwestii ostatniego pytania: to nie Legrand dokonał zamiany, ale Adam. A parę razy podkreślam, że to działa lekko chaotycznie, więc nie tylko on został Legrandem, ale zamienili się.

Racja, w sumie jest to wyjaśnione w tekście. Tak to jest, jak się komentuje parę dni po przeczytaniu ;)

Drakaino, czytało się po prostu przyjemnie, chociaż fabuła nie jest nadzwyczajna, historie powiązane z biurem do spraw specjalnych Vidocq-a są po prostu sympatyczne, podobnie jak ich bohaterowie. Może trochę nazbyt cukierkowate, ale niekoniecznie mi to przeszkadza.

 

 

– Jak się pan zapewne domyśla, to nie było małżeństwo z miłości. – Zaśmiała się krótko, chrapliwie.

To “chrapliwie” nie pasuje mi do spokojnej damy z klasy średniej, ale to raczej subiektywna opinia.

 

 

Uświadomił sobie, że nie ma się czego obawiać: jeśli wyprowadzą go stąd w kajdankach, to reputacja pana Cardellego nie ucierpi (…)

Nie miało być “Cardelliego”?

 

 

W razie kłopotów proszę krzyczeć albo uderzać laską w kraty.

Nie wiem jakiej wielkości była cela, ale nie lepiej bić aresztanta?

 

Jeszcze ciekawi mnie kiedy Gilbert Legrand rozwinął w sobie tą niezwykłą umiejętność paranormalną myślenia życzeniowego, wnioskując z fragmentu “ojciec chciał mnie w miarę dobrze wydać za mąż za kogoś, kto nie będzie miał wielkich oczekiwań co do posagu”, powiedziałbym że mógł ją posiadać od zawsze.

A i czy twój Vidocq lubi tabakę oraz, czy grzybki z boczkiem w winie to rzeczywiście specjalność francuskiej kuchni? Tzn. są smaczne?

 

 

Dzięki, Krikosie, za inspirujące pytania (zwłaszcza to o początki myślenia życzeniowego – chyba uwzględnię to w wersji dłuższej).

 

Z biciem aresztanta – Francja to nie Anglia i przemoc fizyczna oraz kary cielesne nie były już od pół wieku w modzie. Nie znaczy to, że ich całkiem nie stosowano, oczywiście, ale w wojsku zostały zniesione za rewolucji/Napoleona, w tym samym czasie zniesiono przemoc w szpitalach psychiatrycznych, a i kodeks postępowania policji (nie twierdzę, że bezwzględnie przestrzegany) był bardziej restrykcyjny. Policjant nie zaproponuje też czegoś takiego dżentelmenowi, choć zakładam, że każdy by się oprócz wzywania pomocy również bronił ;)

 

Może trochę nazbyt cukierkowate

Tylko ta konkretna seria (”urban fantasy”), gdzie zasadniczo unikam wątków politycznych i wymyślam fabuły właśnie dość lekkie. W szufladzie jest sporo tekstów znacznie mroczniejszych, ale jedno to duża powieść, a pozostałe chyba lepiej wydać razem, bo wtedy wątek historyczno-polityczny może będzie zrozumiały…

 

czy twój Vidocq lubi tabakę

To jest bardzo dobre pytanie, poproszę o następne ;) Staram się być bardzo wierna epoce, ale są takie elementy życia, których nie chciałabym promować i wszelkie wyroby tytoniowe do nich należą (jestem radykalną przeciwniczką palenia). Zapewne gdzieś w tle się pojawią, podobnie jak polowania, bo należą do kolorytu epoki, ale nie będę z nich robiła centralnych elementów świata przedstawionego i charakterystyki bohaterów.

 

czy grzybki z boczkiem w winie to rzeczywiście specjalność francuskiej kuchni

Konkretnie kuchni tego właśnie regionu, gdzie rozgrywa się akcja (nie ma czegoś takiego jak ogólna “kuchnia francuska”) :) Niestety, nie miałam okazji posmakować, choć w Montauban i pozostałych występujących w opowiadaniu miastach byłam, może przy następnej okazji… Bo jak o tym przeczytałam, to bardzo mi się spodobało i chętnie skosztuję.

http://altronapoleone.home.blog

Cóż mogę powiedzieć. Znasz już bardzo dobrze to rzemiosło, Drakaino i znasz również wiele literackich chwytów. Opisy, didaskalia, dialogi, tworzące klimat i budujące świat detale – to wszystko jest tutaj na wysokim poziomie i na pewno na portalu jesteś jedną z osób z najbardziej wyrobionym piórem. To, co nieco szwankuje, to kompozycja i… fabuła. Bo pomysły masz, i to nic, że są zazwyczaj Twoim rozwinięciem lub wariacją na znane w kulturze tematy (wszak zamiana osobowości to żadne novum, ale tutaj zaproponowałaś całkiem nowe przyczyny tego zjawiska).

Osadzając je w "swojej" epoce, swoim świecie i wśród znanych nam (i lubianych) bohaterów, nadajesz im osobisty szlif i błysk. Może brakuje w tym wszystkim odrobiny szaleństwa i nie ma tutaj wielkich zaskoczeń czy twistów, a "atmosfera" jest zazwyczaj letnia, co objawia się nie tylko oszczędnie dozowanymi emocjami (także emocjami bohaterów), ale także bierze się z ogólnie sielskiej atmosfery Twoich opowieści. W zasadzie brakuje tym historiom nieco dramaturgii i pazura.

A ja kolejny raz zapytam, gdzie w tych sprawnych i świetnie napisanych historiach napięcie, tajemnica, tragedia, na miarę wykreowanych bohaterów głównych?

W powyższym opowiadaniu wysyłasz do rozwikłania zagadki Adama. I chyba pamiętając wcześniejsze uwagi i zarzuty czytelników pytających: a gdzie tu dochodzenie, przecież sprawa sama się rozwiązuje, gdzie meandry śledztwa, kluczenie, zbieranie dowodów, fałszywe tropy? tym razem dorzuciłaś kilka momentów, w których Adam niby dedukuje, niby rozważa sytuację i niby waha się nad odpowiedziami czy tropami. Jednak tak naprawdę sprawę rozwiązuje dopiero Vidocq, który nie brał udziału w "śledztwie", nie dedukował, nie zastanawiał się, tylko przyjechał, skonfrontował uczestników wydarzeń i… rozwikłał tajemnicę.

Moim zdaniem, Twoja sytuacja zaczyna trochę przypominać sytuację Ochy i jej świata fantasy z lubianymi na portalu postaciami. Przykro to pisać, ale niestety w pewnym momencie zaczęli zwyczajnie dreptać w miejscu według sprawdzonego schematu: pojawiają się w nowej, nieco sielskiej lokacji, natrafiają na jakąś tajemnicę, kręcą się po okolicy i zagadka się rozwiązuje przy niewielkim ich udziale. Owszem, z zainteresowaniem czytamy kolejne opowiastki czy scenki z ich udziałem, bo lubimy bohaterów, wyczekujemy wielkiego BUM!, chcemy wiedzieć o co chodzi z ta magią, ale wiadomo, że gdzieś tam czai się powieść, która ma przybliżyć świat i pokazać więcej, sporo wyjaśnić, czymś zaskoczyć itd. 

Kolejny raz dostajemy zatem opowiadanie pisane "na" i "pod" konkurs, w którym to opowiadaniu nieco brakuje powera, jakiejś bardziej wyrafinowanej fabuły, porządnie zagmatwanej akcji. Brakuje super zagadki, mega uniesień i extra emocji. I przede wszystkim, nie ma też antagonisty na miarę oczekiwań. Ba! Nie ma wcale antagonisty! Jest za to fajnie i ciepło opisana Francja. Czy to wystarczy? Oczywiście na pewnych płaszczyznach tak, tylko po co tworzyć takiego bohatera, jak Vidocq czy Adam, jeśli mają uczestniczyć w lekkich, łatwych i przyjemnych perypetiach na prowincji? A przy okazji przyznam szczerze, że takich podobieństw z Ochą znajduję więcej: podobne delikatne tchnięcie magii w wykreowanych światach, równie sympatyczni bohaterowie, a nawet zbliżone pomysły (np. zamiana osobowości). Problem w tym, że w pewnym momencie te opowieści, bardzo dobrze napisane, miłe w lekturze, zdają się lekko wyblakłe. Bo nie ma w nich ostrzejszych barw, a zwłaszcza czerwieni…

Mój drugi zarzut dotyczył kompozycji. Powiem krótko: snujesz swoją opowieść, dorzucasz postaci jedna po drugiej, bez pospiechu rozwijasz akcję i w zasadzie dopiero na koniec wykonujesz mały zwrot, który nie wynika nawet z działania głównego bohatera, bo na scenę wkracza Vidocq, Adam sam pada ofiarą badanego zjawiska, a główny "winowajca" nie jest nawet zły, podstępny tylko… bierny. I wszyscy okazują się ofiarami czegoś, co wynika skądś i jakoś. Tylko nie dowiadujemy się niestety, dlaczego i jak.

Sprawa kolejna – mylące "retrospekcje". Kiedy Adam coś robi współcześnie i wspomina w myślach o jakiejś rozmowie, czytelnik gubi się, bo postacie z przeszłości gadają swoje, a autor zapomniał to wyróżnić, podkreślić lub poinformować czytelnika, że oto teraz mamy fragment przeszłej rozmowy, którą wspomina Adam.

A teraz o kwestiach technicznych. Warsztat naprawdę na poziomie, tylko czasem trafiają się zdania, w których upchanych jest za dużo słów. Przykłady:

Adam westchnął, usiadł na przyniesionym przez młodego adepta policyjnego fachu nieco sfatygowanym krześle i wskazał rozmówcy pryczę.

 

– nie da się skrócić tego "młodego adepta policyjnego fachu"?

Rysy na fotografii nie były bardzo dobrze widoczne, ale wprawdzie aresztant nadal miał ten sam zniechęcony wyraz twarzy, co godzinę temu, kiedy Adam zobaczył go po raz pierwszy, był to inny rodzaj rezygnacji niż ta, która biła z postawy i miny mężczyzny na zdjęciu.

 

– zdanie długie i bardzo złożone. Tylko zgrzyta nieco i trzeszczy. No i Adam nie zobaczył go po raz pierwszy, bo widział go kilka lat wcześniej.

 

Z początku uznawał to za zbieg okoliczności, kiedy kednak z gazety dowiedział się o wyjątkowo perfidnym włamaniu, niemalże identycznym z tym, jakie wymyślił na potrzeby nieistniejącej powieści w odcinkach, przestraszył się nie na żarty.

 

– literówka w "jednak".

Nie bez znalezienia się w głowach zaangażowanych w nie osób. A może i z nim.

 

– tego nie rozumiem.

 

Specjalnie przecież poprosił Gaillarda, żeby zapewnił specjalnemu gościowi ulubione przysmaki.

 

– specjalnie specjalnemu?

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dzięki, Marasie, za odwiedziny :)

 

Tak, przyznaję, ta seria opowiadań jest miła i nie jest o złych ludziach. Jedna de facto mikropowieść z tej serii ma mroczne tło, ale ona będzie dostępna dopiero w tomie, który właśnie przygotowuje się w Fantazmatach.

Powody są dwa:

1) po pierwsze ja osobiście mam totalnie dość bebechowatych, niby mrocznych, a tak naprawdę obrzydliwych historii, niby odkrywających straszliwe pokłady ludzkiego zła, a tak naprawdę to już banalnych, zwłaszcza jeśli występuje w nich detektyw, który życiową frustrację zagłusza alkoholem i dziwkami;

2) po drugie przygodę z pisaniem o Vidocqu i Adamie zaczęłam od niewydanej powieści, która jest długa, mroczna i oparta na wyjątkowo odrażającej zbrodni (prawdziwej), a na dodatek fabularnie zawiła – więc może potrzebowałam oddechu od tamtej historii, która nie wiem, kiedy i jak ujrzy światło dzienne.

A właściwie jest też trzeci powód: jak umieszczałam tu opowiadania bardziej mroczne, to cieszyły się mniejszym wzięciem. Wprawdzie “Kroki Komandora” znalazły się w dziesiątce Legendy, ale to “Gilbert” zajął pierwsze miejsce w konkursie ;)

 

Co do kwestii kompozycyjnych: limit. W wersji, która pójdzie do zbioru opowiadań, pewne wątki zostaną dopracowane, uzupełnione itd. Ale zakładam, że ta publikowana wersja będzie miała jakieś 70k.

 

Co do emocjonalności zaś: może po prostu nie potrafię (nie chcę?) pisać krzykliwie o emocjach? Jestem wbrew pozorom introwertyczką i Adam ma to zapewne po mnie. Oraz – patrz punkt 1 powyżej.

 

Niemniej z ciekawością czytałam Twoje uwagi, bo dają do myślenia na przyszłość :)

http://altronapoleone.home.blog

Jakoś umknął mi ten tekst w nawale nominacji i dopiero teraz się za niego zabrałem :-) 

I o ile nie lubię pisać, że zgadzam się z przedpiścami, bo rodzi się we mniej nieprzyjemne wrażenie lenistwa stosowanego – tekst przeczytałem, ale wysilić sie i napisać oryginalny komentarz to już mu sie nie chciało – to w tym przypadku właściwie nie mogę inaczej; mój komentarz byłby niemal toczka w toczkę z panamarasowym. 

Zarówno jeśli chodzi o wyrobienie pióra, o profesjonalny poziom (co zaznaczałem już przy okazji komandorskiego kroku) jak i dbałość o detale (o klimacie epoki niestety ma co wspominać, to wiadomo) – zgadzam się z Marasem w stu procentach. Co do tego, że w tekście trochę brak pazura, "powera" – w zasadzie też. Z tym że nie do końca uważam to za wadę.

Faktycznie, gdyby tekstowi dodać nieco czerni i czerwieni, a nie poprzestawać na ciepłych pastelach, byłby lepszy fabularnie, emocjonalnie, a może i nawet literacko. Ale z pewnością straciłby na fajności. Czasami dobrze jest przeczytać tekst jasny i łagodny, gdzie nie widać złych ludzi i złych intencji, gdzie nikomu nie dzieje się poważniejsza krzywda, a przestępstwa (kradzieże i oszustwa, żadnych morderstw) są tylko sądowymi aktami w tle. Gdzie niesamowitość i nietypowość kryminalnej zagadki nie wiąże się z czyimś cierpieniem i nikt nie musi być ukarany. Oczywiście gdyby wszystkie Twoje teksty z Vidocqiem były takie, to kręciłbym nosem, głownie za marnowanie potencjału postaci. Ale nie są. 

Tutaj jest miejsce na jedyny w zasadzie zarzut – Vidocq przyjeżdża i od razu wie co jest grane. Cóż, limity. Trudno. 

Ale poza tym… Okej, nie jest to tekst wybitny, nietuzinkowy, specjalny, czy co tam jeszcze. Ale bardzo dobry, a co najważniejsze – niezmiernie przyjemny w lekturze. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Rysy na fotografii nie były bardzo dobrze widoczne, ale wprawdzie aresztant nadal miał ten sam zniechęcony wyraz twarzy, co godzinę temu, kiedy Adam zobaczył go po raz pierwszy, był to inny rodzaj rezygnacji niż ta, która biła z postawy i miny mężczyzny na zdjęciu.

Zdanie-potworek, które trudno mi było zrozumieć. Może by zamienić “wprawdzie” na “chociaż”?

 

Vidocq, który przyjechał pierwszym pociągiem

Vidocq machnął ręką.

– Całe rano poświęciłem na przekopanie się przez akta spraw, o których mi pan opowiedział.

Czyli albo olał przeglądanie akt, albo pociąg to kolejna sprawa dla wydziału spraw nadzwyczajnych, bo z Paryża na południe Francji w XIX wieku jedzie się niczym pendolinem. :p

 

 

Podobało mi się! Chyba paradoksalnie pisanie pod presją czasu wyszło temu opowiadaniu na dobre, bo odniosłem wrażenie, że nie miałaś już kiedy wyłuszczać historycznych faktów, czy dostawiać kolejnych elementów scenografii, a zamiast tego postawiłaś na mięcho, czyli akcję. Misię!

Wątek fantastyczny rewelacyjny, a jego wyjątkowość tylko podbił twist w końcówce. W ogóle muszę pochwalić za zarzucanie wędki i podtrzymywanie napięcia, bo po dwóch pierwszych fragmentach byłem już kupiony i zwyczajnie chciałem wiedzieć, o co tu chodzi i jak to się skończy. Moim zdaniem jednak nadużywasz tutaj nieco formuły cliffhangerów, są do siebie podobne i, paradoksalnie, efektu ekscytującego wyczekiwania, przynajmniej u mnie, nie udało się utrzymać na jednakowo wysokim poziomie do końca.

Ponadto – skracałbym. Postać Adama ma tendencję do podsumowywania faktów i wyciągania wniosków w narracji. O ile bazuje to na jakichś nowych informacjach, o których np. wspomina tylko mimochodem, to fajnie to wygląda. Ale jeśli mówi o czymś, co wydarzyło się przed chwilą i co raczej jasno wynika z ciągu zdarzeń, powiązań między postaciami, etc., to raczej tracisz w tej chwili cenne znaki, które na pewno mogłabyś spożytkować lepiej.

Właściwie jedyna rzecz, która mi się naprawdę nie podobała, to postać Vidocqa. Raz że to zarozumiały buc, dwa że ta jego słabość do ciastek wydała mi się wciśnięta bardzo na siłę i nie wiem czemu próbujesz definiować tę postać właściwie tylko za pomocą tej cechy, i wreszcie trzy – przyjechał z drugiego końca kraju, rozwiązał całą sprawę w jeden wieczór, popisując się swoją zajebistością, koniec. Ja rozumiem, że to bohater łączący teksty Twojego uniwersum, ale jego obecność w finale uważam za zbędną. Adam dałby radę rozwiązać sprawę samodzielnie, a wystarczyłoby, że Vidocq zerkałby na paterę z owocami przy zlecaniu sprawy i więcej się nie pojawiał.

 

PS. Wyguglałem sobie tego Vidocqa i na Wikipedii stoi, że zmarł w 1857, tymczasem czas akcji opowiadania to 1859. :x

MrB – dziękuję!

 

Akurat sceny z Vidocqiem najbardziej ucierpiały na limicie i ostatniej chwili – w wersji do druku będą nieco bardziej rozwinięte. Po prostu nie miałam czasu lepiej rozłożyć proporcji między początkiem a końcówką… Ale jeśli odebrałeś V. jako buca, to może i nieźle, bo ja bym chciała, żeby on w sumie wyszedł na człowieka nieprzewidywalnego. Co do ciastek – cóż, pamiętniki…

 

Dzięki za wszelkie uwagi, przydadzą się w ostatecznej redakcji!

http://altronapoleone.home.blog

Zaskoczyłaś mnie tą transfiguracją Adama – użycie takiego motywu wymaga pewnego rodzaju dystansu do swojego bohatera i do swojego pisania, dystansu o który Cię nie podejrzewałem. No, przynajmniej nie widziałem go w Twoich wcześniejszych opowiadaniach (może z wyjątkiem tego z freudowskim żartem). Uśmiechnąłem się.

W ogóle odnoszę wrażenie, że zrobiłaś duży krok do przodu, jeśli chodzi o sposób prowadzenia narracji – jest płynnie, czytelnie, konsekwentnie, w tempie dostosowanym do dynamiki fabuły. Zwróciłem uwagę na to, jak powtarzasz pewne spostrzeżenia Adama, reasumujesz fakty – to świadczy o dojrzałej świadomości tego, że Odbiorca z reguły czyta mniej uważnie, niż się to autorowi może wydawać. Podobały mi się detale: kanapka z wołowiną i serem skądś tam, ta scena z wpatrywaniem się w zawartość filiżanki – niewymuszone, niekonieczne, a przecież budujące tkankę Twojego świata.

Uważaj na podmioty domyślne i opuszczone didaskalia. Potknąłem się np. tutaj:

Adam potaknął, ale stojący przed nim człowiek nie sprawiał wrażenia, jakby miał zamiar rzucić się na kogokolwiek z pięściami.

Odczekał, aż kroki komisarza ucichły na korytarzu, po czym spojrzał gniewnie na wpatrzonego w niego mężczyznę.

– Monsieur Royer, co pan tu robi, na litość boską?

No bo po pierwszym zdaniu nie wiadomo, kto jest podmiotem w kolejnym i kto wypowiada kwestię.

W pewnym momencie wprowadzasz retrospekcję, zaczynającą się od słów „Rano odwiedził raz jeszcze aresztanta”. Fragment ten jest tak długi, że moment powrotu do „teraźniejszości”  jest mało czytelny. Chyba lepiej byłoby to rozbić na osobne epizody.

A tego nie zrozumiałem:

Całe rano poświęciłem na przekopanie się przez akta spraw, o których mi pan opowiedział. We wszystkich przypadkach wcześniejszy modus operandi przestępców był podobny. Pan raczej przechwytywał ich plany i wyobrażał sobie jako literaturę, a potem widząc je w aktach, powziął pan błędne pojęcie o przyczynach i skutkach.

Nad tym tekstem wahałam się najdłużej.

Motyw zmiany ciał zasadniczo znany, chociaż dodałaś mu nowy element. Bohaterowie znani, ogólnie maławo nowości w tym tekście.

No, ale sytuacja małżonki przedstawiona miodnie. Jak sobie człowiek coś takiego wyobrazi – przychodzi obcy facet i twierdzi, że jest mężem. A do tego całkiem przystojny… Interesujące przeżycia. ;-)

Talent męża też ciekawy.

Wszystko podane jak zwykle bardzo sprawnie i francusko.

Jestem na TAK, czyli, acz ledwo-ledwo.

 

Babska logika rządzi!

Wracam z komentarzem piórkowym.

Jak pisałem – od strony technicznej i konstrukcyjnej tekst bez zarzutu. Motyw z zamianą ciał dobry. To co mi przeszkadzało, czyli brak czerwonych śledzi lub łatwe ich rozpracowywanie, nie jest jakoś szczególnie kujące w oczy, a i limit ma na to wpływ. Czytadło więc przyjemne, dobrze doprawione, z każdym elementem na swoim miejscu. Stąd jestem na TAK.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nie wiem, czy Cię tym zaskoczę czy nie, ale… podobało mi się. Nawet bardzo :)

Opowiadanie jest długie, ale wcale się nie ciągnie. Zainteresowanie wzbudzasz już pierwszymi zdaniami opowiadania i hak ten skutecznie trzyma uwagę przez następnych kilka, kilkanaście akapitów.

Opisy są oszczędne, ale celne – nie rozwadniasz akcji, zamiast tego skutecznie malując wykreowany świat.

Tempo nie jest zbyt szybkie, jednak konsekwentne, dzięki czemu nie miałem wrażenia, że błądzisz, wahasz się. Wszystko fajnie zmierzało do wymyślonego przez Ciebie zakończenia.

Które to… powinno mi się nie podobać. Bo nie wyjaśniasz, a Count wyjaśnienia lubi ;p

Mimo wszystko jednak i tajemnicza zdolność Legranda dobrze wpasowała mi się w tę opowieść. Próba wyjaśniania jej zapewne zaszkodziłaby tekstowi, spłyciła go. Ograniczona objętość też nie ułatwiała sprawy – złe rozłożenie akcentów mogłoby zepsuć rytm.

Stworzyłaś frapujący kryminał z elementem fantasy i zrobiłaś to z wdziękiem.

 

Do czego mógłbym się przyczepić? W sumie nie wiem. Niby motyw zamiany nienowy, ale też nieprzesadnie zmęczony, mnie tam pasuje.

Nie czytałem wszystkich opowiadań z serii, niemniej pamiętam, że ludzie narzekali na niemrawość Vidocqa, który, jakby nie patrzeć, jest Twoim czołowym bohaterem. Niby konsekwentnie wpierdziela ciastka, ale i tym razem jego obecność nie wzbudziła we mnie żadnych szczególnych emocji. Nie wyróżnia się na tle świetnego Royera oraz interesującego Adama. Z pewnością jest to również spowodowane jego drugoplanowością, ale tak zgłaszam, coby nie umknęło ;)

 

Tyle ode mnie.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Councie, bardzo Ci dziękuję za hrabiowskie błogosławieństwo i miłe słowa :)

 

Vidocqa, który, jakby nie patrzeć, jest Twoim czołowym bohaterem

I tak, i nie. W opowiadaniach z pierwszej połowy XIX wieku – tak. Ale w tym cyklu, z którego są oba piórka, on jest już w zasadzie poza swoją realną biografią i jest raczej w tle, a głównym bohaterem jest Adam, który od V. jest diametralnie różny pod każdym możliwym względem. I to w zasadzie jest seria główna (ukaże się też pierwsza jako tom opowiadań), a te wcześniejsze chronologicznie opowiadania to na razie luźne zabawy.

Kiedy zaczynałam przygodę z Vidocqiem jako bohaterem literackim (od na razie niewydanej powieści), nie czułam się – i w sumie nadal się nie czuję – na siłach pisać o geniuszu kryminalistyki. Dlatego na głównego bohatera wybrałam sobie człowieka, który do całej tej roboty trafia przypadkiem, wbrew swojej pozycji społecznej, i jest w tym ciągle lekko zagubiony. Potem zaczęłam pisać de facto półhumoreski o samym Vidocqu – nie bardzo poważne sprawy, gdzieś w kryzysowych momentach jego kariery.

http://altronapoleone.home.blog

Vidocq jest bardzo ciekawą postacią – przypomniało mi się właśnie, że muszę obejrzeć najnowszy film o nim, “Władca Paryża” (ten poprzedni oglądałem i bardzo mi się podobał, wiem, że jeszcze jest stary serial). Bardzo podoba mi się pomysł pokazania takiego duetu bohaterów Vidocq-Adam – ukłon w stronę licznych detektywistycznych duetów z Holmesem i Watsonem na czele. Chętnie przeczytałbym cały zbiór opowiadań w podobnym klimacie. Jednak o ile mnie nie raziły nieścisłości historyczne, wiele osób zwraca na to dużą uwagę – osadzenie fabuły w konkretnej epoce i miejscu wymaga potężnego researchu. Trzymam kciuki na przyszłość!

Wow. Prawie padłam z wrażenia na widok (ha ha) nicka.

 

Co do “Władcy Paryża” – polecam. Jest zupełnie inny od filmu z 2001, a starych seriali jest nawet kilka.

 

Chętnie przeczytałbym cały zbiór opowiadań w podobnym klimacie.

To się akurat już robi w Fantazmatach :)

 

o ile mnie nie raziły nieścisłości historyczne

Byłabym wdzięczna za wskazanie konkretów, skoro je dostrzegasz, bo takie sformułowanie – nie mówiąc o tej uwadze o riserczu – bez konkretów brzmi protekcjonalnie. Od razu zaznaczam: Vidocq żyje dłużej niż w realu celowo i ma powody.

Epoką zajmuję się zawodowo (naukowo), a i tak risercz robię do każdego opowiadania potężny (no dobra, tu dotyczył głównie lokalnych kulinariów), więc swoich świadomych wyborów będę bronić jak niepodległości, choć coś oczywiście mogło mi umknąć albo wejść “z automatu”. Zaznaczam jednak, że w całym uniwersum, do którego należy ta seria, świat jest nieco alternatywny (inne “drugie cesarstwo”, inna historia od ok. 1830; widać to bardziej np. w “Komecie”). Jedyną nieścisłością historyczną, jaką tu świadomie i celowo popełniłam, jest obecność w Paryżu (a nie na wyspie Jersey) Victora Hugo, ale to wiąże się z alternatywnością historii.

http://altronapoleone.home.blog

No więc wykonanie pozwolę sobie skwitować wyrażającym satysfakcję uśmiechem, bo czyta się po prostu dobrze, płynnie i bez zgrzytów. Jak na tekst napisany na kolanie… to nie powiedziałbym, że to tekst pisany na kolanie. Jest po prostu dobrze, no.

Natomiast z fabułą już zdecydowanie gorzej, bo o ile pomysł wyjściowy miałaś zwyczajnie świetny, o tyle, moim zdaniem, rozwinięcie (osobliwie finał) już mocno zawodzi.

Pomijam już to, że Adam przez cały tekst snuje się z kąta w kąt i zasadniczo wyciąga wciąż te same wnioski tylko w różnych kombinacjach, ale już fakt, że wyciągał zeznania od Legranda po kawałku, przez kilka posiedzeń i ileśtam dni – mimo że właściwej opowieści od A do Z było tak naprawdę na kilka, góra kilkanaście minut monologu – w moich oczach jest już bardzo niewiarygodny. Rozumiałbym jeszcze, gdyby informacje faktycznie trzeba było od niego (czy też od innych bohaterów dramatu) wyciągać siłą, jakoś go łamać, zachęcać, zdobywać zaufanie czy cokolwiek. Ale nie. Owszem, są jakieś próby uzasadnienia takiego rozwlekania, ale dla mnie wszystko i tak wygląda, jakbyś po prostu grała na czas, by… no i właśnie nie wiem, po co. Jedyny wniosek, jaki mi się nasuwa, to potrzeba udeptania sobie miejsca na pełnoprawne opowiadanie, a nie szorta. Generalnie jest więc mocno, a przy tym zupełnie tym razem niepotrzebnie przegadany ten tekst. Nie wygląda to – przynajmniej dla mnie – fajnie ani naturalnie. Nie podsyca to też ciekawości co do rozwiązania zagadki (bo ta chwyciła już na początku) ani nie utrzymuje zainteresowania samą historią. Nie mogę powiedzieć, że te powolne dokładanie cegiełek i ciągłe dywagacje Adama na temat zdrad, romansów, motywów i przemilczeń jakoś specjalnie nużyły (no, może trochę), ale w pewnym momencie zacząłem zadawać sobie pytanie: po co? Zwłaszcza, że nie prowadziło to ani Adama, ani fabuły do przodu praktycznie w ogóle.

Tutaj za startup posłużył poniekąd losowy a dziwny przypadek zamiany ciał, który na nowo pobudził moje zainteresowanie sprawą – byłem autentycznie ciekaw, jak to rozwiążesz – i faktycznie pchnął opowieść do przodu, ale, jak się okazało, w dość nieciekawym dla mnie kierunku i jednak za szybko, przynajmniej w porównaniu z całą resztą opowieści (brak balansu).

Wygląda to tak: przez cztery piąte opowiadania (albo i gorzej) Adam snuje się jak, za przeproszeniem, smród po gaciach i nic wiele się nie dzieje, a potem PYK!, nagły zwrot akcji (zamiana ciał), bynajmniej nie będący efektem “śledztwa” (cudzysłów, bo dla mnie to jednak nie do końca adekwatne słowo), przyjeżdża V. i już: szybkie, brzydko infodumpowe, a przy tym totalnie niesatysfakcjonujące i do pewnego stopnia niejasne/nielogiczne zakończenie a’la Vidocq ex Machina. Takie trochę na odwal się, bym rzekł może nawet.

Nie kupuję tego, że Vidocq na podstawie informacji i domysłów, nie przeprowadzając zasadniczo żadnego własnego śledztwa wyciągnął jedynie słuszne wnioski i na ich podstawie powyciągał od wszystkich zainteresowanych zeznania, które idealnie pasowały do jego teorii. Nie kupuję również tego, że pruderyjna kura domowa i robiący ze strachu o własną karierę urzędniczyna (swoją drogą raczej nie typ przystojnego poety, o jakim marzyła szacowna małżonka, więc te swaty też mnie nie przekonują) praktycznie bez zająknięcia przyznali się do swoich małych grzeszków i sekrecików – i to jeszcze w obecności Legranda, którego te grzeszki dotyczyły – jakby byli zahipnotyzowani. Do tego naprawdę brzydkie spłaszczenie wątków z przestępstwami, które Gilbert sobie rzekomo wyobrażał, bo – mam wrażenie – ni jak nie dało się ich dopasować do całego konceptu, co zauważyłaś po prostu zbyt późno, by dało się/chciało Ci się je wycinać z tekstu albo zmieniać, i przepis na rozczarowujące zakończenie mamy gotowy.

Ponadto, jak już wspomniałem, jest w tym wszystkim grosik nielogiczności, bo skoro “talent” tytułowego bohatera działa na opak i spełnia życzenia innych pod jego adresem (przy czym jednak nie łapię, jak to się ma do szumu wokół tej jego powieści, bo tam sam Legrand był autorem powstałej kreacji; nic w tekście nie świadczy o tym, by było inaczej), to jednak ta zamiana ciał mi nie pasuje. No, w każdym razie nie do końca, bo jeśli przyjąć, że była to manifestacja życzenia Adama odnośnie tego “wchodzenia w cudzą skórę”, to jednak tyczyła jego samego i była zbyt ogólnikowa, bym bez mrugnięcia okiem to po prostu kupił. Przynajmniej w wersji podanej przez policjanta, ponieważ w tekście ten urwany fragment, chyba jedyny jaki można powiązać z tematem:

“– Każda zagadka jest warta rozwiązania – odparł sentencjonalnie Adam. – Tylko czasami ma się wrażenie, jakby nie dało się ich rozwiązać, nie będąc…

Kim? – zapytał sam siebie.”

mnie nie przekonuje, bo całość wygląda, jakby wtedy Adam nie dokończył zdania, tylko zamyślił się już nad czymś innym, więc te sakramentalne słowa nie padły. Dlatego też nie zrozumiałem tego wyjaśnienia i musiałem szukać w tekście potwierdzenia tych domysłów policjanta, co już samo w sobie jest niefajne, bo znaczy, że nie zagrało to tak jak powinno. Co gorsza, zasadniczo tego potwierdzenia nie znalazłem. Tutaj po prostu zdajesz się na dobrą wolę czytelnika (”Albo coś w tym rodzaju – mruknął(.)(s)(S)zczegółowe wyjaśnienie musi poczekać.”), a tej trochę mi jednak brakuje, bo cała intryga – choć pomysł miałaś naprawdę zacny – jest jednak pozszywana zbyt grubymi nićmi i ze zbyt mocno naciągniętego momentami materiału.

Inna kwestia, że Legrand powinien mieć w życiu totalnie, ale to totalnie przerąbane; odbijając się od rzeczywistości jak piłeczka w pinballu; każda myśl czy słowo pod jego adresem, czy też w jakikolwiek sposób z nim związane, powinny wywracać mu życie do góry nogami. Wciąż i wciąż. Kiedy zaginął, jego żona chciała, jak stoi w tekście, żeby się znalazł, mniejsza o to, czy żywy. (Dlaczego się więc nie znalazł?) W przeciągu tych kilku lat inni też na pewno mieli jakieś swoje życzenia w związku z jego osobą, często pewnie sprzeczne. A nie daj Boże, żeby biedak kogoś obraził albo, niechby, zastąpił komuś drogę albo szturchnął w karczmie, w rezultacie czego zostałby obdarowany życzeniem w stylu: „Niech cię szlag!”, „Idź do diabła!”, „Pies cię…!”^^

Generalnie zmierzam do tego, że facet powinien umrzeć najdalej po tygodniu od chwili, gdy ujawniła się ta jego moc, a zwariować – po trzech dniach. Tymczasem jakoś nic podobnego w opowiadaniu nie widać. Są tylko przypadki, można by rzec, wybiórcze. I ta wybiórczość też nieco razi.

 

Szkoda, że limity, terminy i inne takie, bo to chyba przez nie nie udźwignęłaś swojego, było nie było, rewelacyjnego pomysłu.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dzięki, Cieniu, za elaborat ;) Nie ze wszystkim się zgadzam, oczywiście, ale nie będę polemizować szczegółowo. To, z czym się zgadzam, i tak zamierzałam rozwinąć w wersji bezlimitowej (do zbioru wydawanego w Fantazmatach). Np. kwestię przestępstw – ten kawałek, napisany inaczej, ścięłam do limitu. A jakie były okoliczności kończenia tego tekstu, wiesz, więc pozostaje mi tylko cieszyć się, że większości czytelników to wszystko, o czym piszesz, nie przeszkadzało :)

http://altronapoleone.home.blog

No, już myślałam, że to będzie bardzo wtórny pomysł, a tu twist za twistem i szybko się okazało, że nic z tego. Nie jest to mój ulubiony rodzaj pisania czy literatury, ale tekst został skrojony jak dobry, klasyczny kryminał, z wszystkimi niezbędnymi ku temu elementami, i nie sposób tego nie docenić. Początkowo myliły mi się nazwiska, to na G, tamto na G, ale udało się to ujarzmić. Nie wiem, jak z logiką przypadłości głównego bohatera, ale kładłaś nacisk na co innego, więc niespecjalnie widzę sens, żeby się nad tym rozwodzić. 

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Znakomicie misię czytało. Jednym tchem. To było lepsze od eukaliptusa. Będę musiał przejrzeć opowiadania autorki w celu znalezienia więcej Vidocqa. 

Nowa Fantastyka