- Opowiadanie: miency - Kanty Śmierci

Kanty Śmierci

Świeżak w natarciu. Serdecznie proszę o wyłuszczenie wszystkich chochlików. Dziękuję.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Kanty Śmierci

Brzask. Czarnoksiężnik Wiktor Bruss postanowił ocenić efekty pracy magicznych narzędzi budowlanych. Rozbudowa zamku pochłonęła go całkowicie. Czujny sługa Albert koordynował pracę z należytą pieczołowitością. Odpowiadał za wymiary pomieszczeń i piony ścian. Czarnoksiężnik postanowił powiększyć swój pałacyk o dodatkowy budynek, przeznaczony na laboratorium – w dolnej części i bibliotekę – w strzelistej wieży. Fundamenty były już prawie gotowe. Młotki sprawnie zbijały szalunki, łopaty sypały piach na zaprawę, miotły sprzątały plac, miary zaznaczały punkty na deskach, a piły je docinały. Wiktor westchnął, dostrzegłszy jak kielnie układają cegły równolegle jedna na drugą. Pilnowanie zakładów na cegłach również należało do zadań Alberta. Zorientował się, że młody czeladnik śpi na stojąco, z otwartymi oczyma. Postanowił obudzić go soczystym kopniakiem, lecz tkwiąca w nim cząstka dobra zapanowała nad porywczą naturą. Pastwienie się nad młodzieńcem napawało go radością, więc niecodzienna zmiana decyzji wywołała falę niepokoju.

– Ty bara… – Urwał. – Bara… Bar… Bardzo dobry fachowcu.

Co się dzieje? – pomyślał.

Ty idio… – Albert przebudził się. Spojrzał na warstwę źle wymurowanych cegieł, a jego twarz zalała się purpurą. – Ty idealny pracowniku!

– Dziękuję mistrzu! – Czeladnik ukłonił się na tyle nisko, by ukryć zdziwienie przed Wiktorem.

Czyżby wczorajszy dekokt warzony na młodych ziemniakach mącił mi umysł? – zastanowił się czarnoksiężnik.

Wiktor Bruss pospiesznie udał się do swej komnaty. Usiadł na zydlu i spojrzał w strop, jakby chciał tam znaleźć odpowiedź na dręczące pytanie. Zerknął na butelkę z dekoktem, stojącą na stole i telepatycznie zrzucił ją na podłogę. Miotła zerwała się z narożnika pomieszczenia, a tuż za nią leciała szufelka. Kiedy uporały się z potłuczonym szkłem, wróciły na miejsce. Momentalnie przy plamie pojawiło się wiadro i szmatka, które sprawnie oczyściły brudne miejsce. Podrapał się po czarnej brodzie, poprzecinanej siwymi niteczkami. Małe, ciemne oczy zastygły bez ruchu, skupiwszy uwagę na lewitującym kandelabrze.

Tego głosu nie dało się słyszeć. Trzeba było go poczuć.

 

Porwała mnie… Jestem w Dolinie Śmierci. Złapała mnie, suka podstępna. Dręczy mnie i torturuje dobrem. Rozumiesz! Dobrem! Jątrzy mnie w środku żar uśmiechu i szalejącego miłosierdzia. Topię się, przygnieciony oceanem szacunku, a fala złości jaką usiłuję wywołać rozbija się bezradnie o klify empatii. Zbliża się mój koniec…

 

Czarnoksiężnik szybko zrozumiał, że Zło traci moc. Nie chciał do tego dopuścić, gdyż czerpał ogromną przyjemność z okazywanych ludziom nieuprzejmości, a bez Zła byłoby to niemożliwe. Miał na sobie skórzane buty na niewielkich koturnach (krzyk mody wśród czarodziejów), jedwabną koszulę, obcisłe spodnie i fioletową czapkę. Granatowy płaszcz zerwał się z wieszaka i okrył plecy swego pana. Wiktor wyszedł na dziedziniec. Zatrzymał się gdy zobaczył psa leżącego przy składzie obladrów. Nie byłoby w tym niczego niecodziennego, gdyby nie fakt, że na jego puchatym brzuchu wylegiwał się rudy kot, a w nogach futrzaka spała szara mysz.

Mam mało czasu – stwierdził.

Nie zaszczycił Alberta nawet przelotnym spojrzeniem. Wszedł do stajni. Po chwili siodło, wraz z całym ekwipunkiem, wylądowało na koniu. Wierzchowiec mistrza Wiktora zamiast sierścią był pokryty czarnymi łuskami, a ogon stanowiły srebrne łańcuchy.

 

***

Ucieszył się okrutnie, gdy dotarł na Przełęcz Strachu. Od Doliny Śmierci dzieliła go tylko mila. Moc zła wyczuwalnie wzrastała z każdym jardem. Zatrzymał się na skarpie, patrząc na Dolinę Śmierci i ogromną kolejkę utworzoną z dusz. Wszystkie czekały na wyrok. Śmierć decydowała, które z nich pójdą do nieba, a które do piekła.

– A ty gdzie? – rzekł brodaty krasnolud trzymający własną głowę pod pachą. – Kolejka jest!

– Nie pchaj się! – krzyknął ktoś z tłumu.

– Na koniec, chłopie – warknął elf z trzema strzałami w brzuchu. – Ja tu już trzy dni czekam!

Dom Śmierci przypominał nieco piekarnię, bowiem z licznych kominów buchał gęsty, smolisty dym. Gdy wszedł do środka dostrzegł śliczną i nagą kobietę. Siedziała za biurkiem, załadowanym po brzegi papierami, dokumentami i księgami. U jej boku, zakuty w kajdany, szarpał się Zło. Jego sylwetka przypominała ludzką, a uformowana była z gęstej mgły. Wielka kula, ukazująca dobre uczynki, torturowała Zło.

– Wiktor Bruss – powiedziała Śmierć dostrzegłszy Maga. – B… Br… Bru… Bruss? – Śmierć przewertowała kolejną stronę listy. – Proszę opuścić to pomieszczenie i wrócić za trzysta dwadzieścia siedem lat, pięć dni, osiemnaście godzin i dwadzieścia trzy minuty.

– To niemożliwe.

– Po co tu przyszedłeś, magu? – Śmierć wstała.

– Wypuść go.

– Zło? – Śmierć zaśmiała się słodko i niewinnie. Podeszła bliżej Wiktora. – Oczywiście, że go wypuszczę. Ale dopiero wtedy, kiedy będę chciała.

– Nie masz innego wyjścia.

– Zabawne! – Śmierć zbliżyła się do maga na odległość łokcia. – Pierwszy przypadek w mojej karierze, a uwierz, że już kilka lat tkwię w tej niewdzięcznej branży, że żywa istota przychodzi do mnie z własnej woli i jeszcze mi grozi. Masz tupet.

– Jeśli nie zrobisz tego teraz, będę musiał cię zabić – rzekł.

– Mnie? Jesteś szalony, Wiktor!

– Zgadza się.

Wiedział, że nawet jeśli Zło tkwi uwięzione w kajdanach Śmierci, to tak blisko źródła mocy będzie mógł w pełni wykorzystać swe umiejętności.

– Nie da się mnie zabić. – Śmierć założyła ręce na piersi, zakrywając słodki widok. – Zło zadarł ze mną, więc należy mu się kara.

– Bellum! – krzyknął Wiktor i wystrzelił z dłoni tysiące ognistych iskier. Zdziwił się, jak bardzo urosła jego moc w pobliżu żywego Zła.

Śmierć zdołała zasłonić się ochronną tarczą od większości z nich, lecz kilka wbiło się w ciało. Jedna w czoło, inna w brzuch, a kolejna w sutek.

To było za dziesięć – pomyślał.

Śmierć zmaterializowała kosę i rzuciła się do ataku. Wiktor wyczarował halabardę. Cios za cios. Skondensowana kula mocy za kulę mocy. Cięcie za cięcie. Wybuch za wybuch. Dom Śmierci zatrząsł się jak w ataku febry. Głos Zła ponownie wdarł się do czaszki czarnoksiężnika.

 

Okaż suce całą wściekłość. Zajadłość, zapalczywość i moc. Poczuj moją siłę i zabij! Ja jestem górą, a ty bądź lawiną i zniszcz wszystko co stoi na drodze, a u podnóża dostrzeżesz dzieło, będące świadectwem dla potomnych.

 

Czarnoksiężnik zaatakował uniesiony mocą Zła. Cisnął Śmierć na podłogę, jakby rzucił kawałek szmaty. Przycisnął halabardę do jej szyi. W tej pozycji wyglądała ponętnie.

– Pożegnaj się ładnie – rzekł.

– Nie zabijaj. Nie zniosę tego wstydu.

– Oszczędzę cię, ale przyrzekniesz, że spełnisz moje życzenie i wypuścisz Zło.

– Dobrze, słucham.

– Nie teraz, kochana. Nie teraz. – Wiktor zdematerializował halabardę.

Śmierć uwolniła Zło, który rozpłynął się w eterze.

 

***

 

Trzysta dwadzieścia siedem lat, pięć dni, osiemnaście godzin i dwadzieścia trzy minuty później Wiktor ponownie odwiedził Śmierć. Wyglądała identycznie jak przy poprzednim spotkaniu. Śliczna i seksowna. Mag był siwym starcem, któremu zostało kilkadziesiąt sekund życia.

– Dzień dobry – rzekła Śmierć.

– Przyszedłem wykorzystać moje życzenie.

– Tak, tak. Pamiętam. Czego chcesz. Kolejnych dziesięciu lat życia? Złota? No już, już!

– Zamieńmy się życiem!

 

***

 

Wiktor Bruss przejął obowiązki Śmierci, a Śmierć zmarła kilka sekund po rozmowie.

 

Koniec

Komentarze

Apropo's strumieni

Zły zapis – à propos.

Koń gryzł wszystkich głośno manifestujących swą złość, co poskutkowało tylko cichymi szeptami.

Wiem, że chodzi o “głośne manifestowanie złości”, ale po przeczytaniu miałam wrażenie, że to koń głośno gryzie. Trzeba to przeformułować.

 

Masz też dziwny (znaczy nigdy takiego nie widziałam w książce czy publikowanych opowiadaniach) zapis myśli czarnoksiężnika.

Co się dzieje? – Pomyślał.

– Ty idio.. Ty Idi…! – Albert przebudził się. – Ty idealny pracowniku!

– Dziękuję mistrzu! – Czeladnik zgiął się jak płacząca wierzba.

 

Czyżby wczorajszy dekokt warzony na młodych ziemniakach mącił mi umysł? – Zastanowił sie.

Czemu słowa “pomyślał” oraz “zastanowił się” (literóweczka przy okazji) są zapisane kursywą? Nie cytujesz już. Co do czynności gębowych w dialogach jak np. powiedział lub mówił, zapisujemy wtedy z małej litery. Nie jestem pewna co do czynności myślowych, ale osobiście bym zapisała z małej litery. Niech ktoś mądrzejszy ode mnie wypowie swoje zdanie. Niepotrzebne są też spacje dzielące myśli bohatera od reszty tekstu.

Sporo baboli jest w tym szorcie oraz niefortunnego zapisu. Dałoby się ich uniknąć, gdybyś przeczytał tekst jeszcze parę razy.

Jestem kiepska w łapaniu chochlików, ale widzę, że się rozpierzchły na wszystkie strony.

Ciąg przyczynowo skutkowy kuleje – śmierć torturuje czarnoksiężnika tym, że staje się miły dla innych? Czemu? Z czego to w ogóle wynika?

Jeszcze trochę pracy przed Tobą.

Bardzo Ci dziękuję. Wskazówki biorę do serca, a naukę do głowy. Wskazane błędy poprawiam.

Tak masz racje, niestety nie przeczytałem tekstu tyle razy ile powinienem. 

Dzięki za poświęcony czas.

Mam wra­że­nie, że prze­czy­ta­łam jedną z przy­gód Wik­to­ra Brus­sa. Nijak nie mogę do­pa­trzyć się po­wo­dów, dla któ­rych Zło zna­lazł się w nie­wo­li u Śmier­ci, nie wiem też, dla­cze­go brak Zła tak dał się ma­go­wi we znaki. Prze­czy­ta­łam bez więk­szej przy­kro­ści, ale też nie mogę mówić o sa­tys­fak­cji.

Wy­ko­na­nie, o czym już wspo­mnia­ła De­ir­driu, po­zo­sta­wia sporo do ży­cze­nia – tra­fia­ją się błędy, li­te­rów­ki, nie za­wsze czy­tel­nie zło­żo­ne zda­nia i nie za­wsze po­praw­nie za­pi­sa­ne dia­lo­gi. Pew­nie przy­da się po­rad­nik: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

Zło, od­po­wia­da­ją­ce za wsz­zyst­kie ha­nieb­ne uczyn­ki… –> Li­te­rów­ka.

 

Miał na sobie skó­rza­ne buty na lek­kiej ko­tur­nie… –> Ko­tur­ny są ro­dza­ju mę­skie­go, więc: Miał na sobie skó­rza­ne buty na nie­wy­so­kich/ nie­wiel­kich ko­tur­nach

 

je­dwab­ną ko­szu­le za­pi­na­ną na złote za­po­ny… –> Li­te­rów­ka.

 

Gra­na­to­wy płaszcz ze­rwał się z wie­sza­ka i okrył plecy swego pana. Wy­szedł na dzie­dzi­niec. Za­trzy­mał się… –> Czy do­brze ro­zu­miem, że płaszcz, okryw­szy plecy pana, wy­szedł na dzie­dzi­niec, a potem za­trzy­mał się?

 

Mam mało czasu.– stwier­dził. –> Przed pół­pau­zą, za­miast krop­ki, po­win­na być spa­cja.

 

Zwierz mi­strza Wik­to­ra za­miast sier­ści po­kry­ty był czar­ny­mi łu­ska­mi… –> Zwierz mi­strza Wik­to­ra, za­miast sier­ścią, po­kry­ty był czar­ny­mi łu­ska­mi

 

Za­sko­czo­ne brwi wy­strze­li­ły mu w górę, jakby ci­śnię­te z ba­li­sty. –> Ktoś, za­sko­czo­ny, może unieść brwi, ale brwi nigdy nie będą za­sko­czo­ne.

 

– Na ko­niec chło­pie – wark­nął Elf z trze­ma strza­ła­mi w brzu­chu. –> Dla­cze­go wiel­ka li­te­ra?

 

Dom Śmier­ci przy­po­mi­nał nieco ma­nu­fak­tu­rę pie­kar­ską, bo­wiem z licz­nych ko­mi­nów bu­chał gęsty, smo­li­sty dym. Gdy wszedł do środ­ka… –> Czy do­brze ro­zu­miem, że do wnę­trza wszedł Dom?

 

– Zło?– Śmierć za­śmia­ła się ni­czym dzie­wi­ca. –> Brak spa­cji po py­taj­ni­ku.

 

Miała ślicz­ną buzię, gład­ką skórę, me­lo­dyj­ne usta i wiel­kie czar­ne oczy… –> Na czym po­le­ga me­lo­dyj­ność ust?

 

a uwierz, że już kilka lat bawię w tej nie­wdzięcz­nej bran­ży… –> Ra­czej: …a uwierz, że już kilka lat je­stem/ pra­cu­ję/ sie­dzę w tej nie­wdzięcz­nej bran­ży

Za SJP PWN: bawić 1. «zaj­mo­wać kogoś, do­star­cza­jąc mu roz­ryw­ki» 2. «wpra­wiać w za­do­wo­le­nie» 3. «prze­by­wać gdzieś cza­so­wo»

 

– Mnie? Je­steś sza­lo­ny, Wik­tor! –> – Mnie? Je­steś sza­lo­ny, Wik­torze!

 

to tak bli­sko od epi­cen­trum mocy… –> O ile mi wia­do­mo, to nie było epi­cen­trum.

Za SJP PWN: epi­cen­trum «miej­sce na po­wierzch­ni Ziemi le­żą­ce bez­po­śred­nio nad ogni­skiem trzę­sie­nia ziemi»

 

– Bel­lum! – Ryk­nął gło­śno i wy­strze­lił… –> Masło ma­śla­ne. Czy mógł ryk­nąć cicho? Wy­star­czy:

– Bel­lum! – ryk­nął i wy­strze­lił

Za SJP PWN: ryk­nąćry­czeć  1. «o nie­któ­rych zwie­rzę­tach: wydać do­no­śny, prze­cią­gły głos 2. «huk­nąć, za­grzmieć, roz­brzmieć» 3. pot. «o lu­dziach: gło­śno, prze­raź­li­wie krzyk­nąć, za­śpie­wać, ro­ze­śmiać się lub za­pła­kać»

 

Śmierć zdo­ła­ła za­sło­nić się ochron­ną tar­czą od więk­szo­ści z nich, lecz kilka nie­sfor­nych wbiło się w ciało. –> Kim/ czym były te, od któ­rych, nie­sku­tecz­nie zresz­tą, osła­nia­ła się Śmierć?

 

Iskry krze­sa­ne z otarć stali wzbi­ja­ły się w górę… –> Masło ma­śla­ne. Czy coś może wzbi­jać się w dół?

 

Po­czuj moją siłę i zabij nie­wdzięcz­ni­ce! –> Li­te­rów­ka.

 

– Nie ze mną te nu­me­ry, ko­cha­na.Prze­rwał jej szyb­ko. –> – Nie ze mną te nu­me­ry, ko­cha­na –prze­rwał jej szyb­ko.

 

– Za­mień­my się ży­cia­mi! –> – Za­mień­my się ży­ciem/ ży­wo­ta­mi!

Życie nie ma licz­by mno­giej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Historyjek o przechytrzaniu i kiwaniu śmierci trochę już było… Temat nie jest jeszcze do cna ograny, lecz oryginalny też nie. Ale od czegoś trzeba zacząć.

Warsztat jeszcze do dopracowania. Często ucieka Ci gdzieś podmiot. Zapis dialogów do przeglądu, czasami literówki, interpunkcja niedomaga. Niekiedy używasz słów niezgodnie z instrukcją.

Mag postanowił powiększyć swój dobytek o dodatkowy budynek,

Hmmm. Nie pasuje mi tu dobytek. To oznacza cały majątek, a jeśli stawia się budynek, to trzeba kupić materiały, zapłacić pracownikom… Wychodzi, że zmienia się struktura majątku (mniej gotówki, więcej nieruchomości). Ale może u czarowników to inaczej wygląda.

– Dziękuję mistrzu! – Czeladnik zgiął się jak płacząca wierzba.

Czyżby wczorajszy dekokt warzony na młodych ziemniakach mącił mi umysł? – zastanowił się.

Wołacze, Miency, oddzielamy przecinkami od reszty zdania. A czy wierzba płacząca się zgina? Gałązki, owszem, ale pień/ całe drzewo już nie bardzo.

Miał na sobie skórzane buty na lekkiej koturnie

Koturn jest rodzaju męskiego.

od której dzielił go tylko staj odległości.

A staje nijakiego.

Lecz im bliżej Doliny, tym wszystko wracało do normy.

Nie dokończyłeś konstrukcji. Im bardziej/ szybciej/ wyżej itp. coś tam, tym bardziej coś tam innego.

Babska logika rządzi!

“…w dolnej części i bibliotekę – w zwieńczeniu strzelistej wieży”. Zwieńczenie strzelistej wieży to pinakiel, można to określić jako wieżę zwieńczoną pinaklem. I na pewno nie zmieściłaby się w nim biblioteka, nie mówiąc już o dojściu do niej, bo, zdaje się, nie prowadzą tam już żadne schody.

“dobytek” również mi zakłuł jako źle dobrane słowo, można zamienić na “majętność”, ale najlepiej w ogóle z niego zrezygnować i po prostu napisać “powiększył zamek”.

No i “czarnoksiężnik” i “mag” to nie synonimy, poza tym brak konsekwencji, trzeba wybrać albo jedno, albo drugie.

Łuszczę.

 Brzask. Czarnoksiężnik postanowił ocenić efekty pracy. Rozbudowa zamku pochłonęła go całkowicie. Na dziedzińcu wrzało.

I tak dalej. Te zdania są od siebie zupełnie oderwane – nie widać, czy na dziedzińcu wrze smoła, prosty lud burzący się przeciwko podatkom, czy właśnie magicznie animowane narzędzia.

Czujny sługa Albert koordynował pracę z należytą pieczołowitością.

To niewiele znaczy. Pokaż mi doglądającego roboty Alberta.

 powiększyć swój dobytek

To jest poprawne (dobytek to suma posiadanych przedmiotów), ale brzmi nienajlepiej.

 w zwieńczeniu strzelistej wieży

Mało miejsca, kruca bomba. Samo zwieńczenie jest zwykle wąskie.

 cęgi wiązały pręty zbrojeniowe

… żelbeton w fantasy? A kysz!

 westchnął ciężko, dostrzegłszy jak kielnie układają cegły spoinę w spoinę

Dlaczego? Co w tym takiego smutnego, męczącego, etc? I cegły nie mają spoin, są lite. Spoiny będą, jak się zrobi mur. "Dostrzegłszy" jest wydumane.

 Podszedł do młodego, korpulentnego czeladnika z czerwoną i pucołowatą twarzą

Podszedł z twarzą? I jeśli to opis Alberta, czemu nie dałeś go wcześniej?

 aby obudzić go

Naturalniej: aby go obudzić. I po co właściwie, skoro wszystko się samo robi?

 Noga maga zawahała się.

A potem się oderwała i poszła sama kupić buty. No, weź.

 Wielki Czarnoksiężnik Wiktor Bruss poczuł niepokój. Postanowił obudzić go ''dobrym'' słowem.

Obudzić niepokój? I dlaczego właściwie, co go zaniepokoiło?

 ślinę, uniemożliwiającą dokończenie słowa

Ee? W jaki sposób? Opisz, jak paskudztwo okleja mu język.

 Albert przebudził się

Pokaż to.

 zgiął się jak płacząca wierzba

Płaczące wierzby nie słyną ze zginalności.

 zastanowił się.

Albert? Uważaj na te podmioty domyślne, co?

 przy czerwonej plamie

Od kiedy bimber jest czerwony?

 hebanowej brodzie

Heban kojarzy się z twardością (z kolorem też, ale z twardością po pierwsze) – nie pasuje na brodę.

 oczy, zastygły

Nigdy, przenigdy nie stawiaj przecinka między podmiotem, a orzeczeniem.

 szalejący wicher miłosierdzia

Dalekosiężna metafora.

 fala złości jaką

Którą. To konkretna fala. I przecinek przed "którą".

 fala złości jaką usiłuję wzniecić, rozbija

Wznieca się ogień, nie fale. I znowu przecinek między podmiotem, a orzeczeniem.

 szybko zrozumiał, kto porwał Zło, odpowiadające za wszystkie haniebne uczynki i przykre słowa

… whaat?

 Udał się do wyjścia. Drzwi otworzyły się przed nim. Wrócił.

A co on tak krąży?

 Miał na sobie skórzane buty na lekkiej koturnie

Buty na niskich koturnach. Czemu nie opisałeś wcześniej, jak jest ubrany?

 koszule

Literówka.

 zapinaną na złote zapony

Aliteracja.

 stożkową, fioletową czapkę

Jaka to jest stożkowa czapka? Przecinek zbędny.

 Zatrzymał się gdy dostrzegł

Zatrzymał się, gdy dostrzegł. "Zobaczył" jest zbyt plebejskie, jak rozumiem.

 nic niecodziennego

Niczego niecodziennego.

 Miał dość blokad i czułości.

Jakich blokad?

 siodło, wraz z całym ekwipunkiem wylądowało

Jeśli o wtrącenie, to: siodło, wraz z całym ekwipunkiem, wylądowało. Jeśli nie – bez przecinków.

 Zwierz mistrza Wiktora

A może wierzchowiec?

 Przełęcz Strachu, znamionującą bliskość Doliny

Przełęcz niczego nie znamionuje (czyli nie wskazuje). Po prostu jest blisko.

 dzielił go tylko staj odległości

Staje są rodzaju żeńskiego.

 Droga upływała źle.

To już nie po polsku. Upływać może podróż, ale droga nie.

 Dobroć lała się strumieniami.

Pokaż to.

 im bliżej Doliny, tym wszystko wracało

Im bliżej doliny, tym bardziej wszystko wracało, albo tym bliżej było normy.

Moc zła, wzrastała

Przecinek między podmiotem, a orzeczeniem.

 skarpie okalającej

Yyy… nie. Skarpa nie okala. Mógł się zatrzymać na skraju.

 Zaskoczone brwi wystrzeliły mu w górę, jakby ciśnięte z balisty.

I odfrunęły, skoro miały tyle autonomii, żeby być zaskoczone niezależnie od właściciela.

 Zniecierpliwiony tłum dusz gniótł się w milowej kolejce.

I znowu – to nijak nie wynika z tego, co było przedtem.

 Na koniec chłopie

Na koniec, chłopie. Elf w środku zdania – małą literą.

 manifestowały swą złość

Wydumane.

 manufakturę piekarską

Może po prostu piekarnię?

 gołą, piękną, młodą kobietę

Czyli golizna była pierwszym, co zauważył :P

 posiadającą nienaturalnie kuszące ciało

W zamrażarce, koło lodów pistacjowych. "Posiada" się rzeczy materialne, i to tylko te kosztowne. Ewentualnie język. I opisz tę lalę.

 Przy jej boku, zakuty w niezniszczalne kajdany szarpał się

Wtrącenie: U jej boku, zakuty w niezniszczalne kajdany, szarpał się. Skąd wiadomo, że niezniszczalne?

 przypominał siwy dym w kształcie ludzkiej sylwetki

To nie jest dobrze zorganizowany opis. Zacznij od ogółu, potem idź do szczegółu.

 Wielka kula, ukazująca dobre uczynki, torturowała Zło, przenikając do jego wnętrza.

I znów się tu coś teleportowało… Jak ta kula cokolwiek ukazuje? Czy torturowanie i przenikanie to osobne czynności? I czy tortury nie są złe same w sobie (i w związku z tym nie powinny wzmacniać Zła)?

 powiedziała Śmierć dostrzegłszy Maga

Powiedziała Śmierć, dostrzegłszy maga. To nie jest nazwa własna. Ponadto – co jest nie tak ze zwyczajnym "widząc"?

 przewertowała kolejną stronę listy

Wertuje się dokument mający wiele stron (tak, wiem, że to pochodzi od "verte" – przewróć, ale słowa nie zawsze znaczą to, co znaczyli ich przodkowie).

 jej ponętne piersi zafalowały kusząco.

Przy wstawaniu? Może jakiś staniczek?

 zaśmiała się niczym dziewica

Noblewoman's laugh :)

 Miała śliczną buzię…

Miejsce na ten opis było wyżej. Opisuje się od ogółu do szczegółu, ale też od przesłanek do wniosków.

 bawię w tej niewdzięcznej branży

Bawić (czyli przebywać) to można w Saint-Tropez.

 Jakieś pół metra niżej, niż piersi.

Piersi też się na niego wytrzeszczyły.

 Z trudem okiełznał wchodzącą do umysłu chuć.

Aha.

 Pewny siebie.

Albo nielogiczny.

 uwiązane w najmocniejszych kajdanach

Uwiązane mogłoby być na sznurku. W kajdany jest zakute.

 tak blisko od epicentrum mocy, będzie mógł w pełni zdać się na swe umiejętności.

Tak blisko centrum, albo lepiej źródła. Przecinek wytnij. “Zdać się na umiejętności” to polegać wyłącznie na nich i na niczym innym – o to Ci chodzi?

 założyła ręce na piersi, zakrywając słodki widok

Nie, żeby coś, ale mag patrzył na co innego…

 Zło, wystąpił

Podmiot. Orzeczenie. Dixi.

Bellum! – Ryknął głośno i wystrzelił z paznokci tysiące ognistych iskier

Czynność paszczą – małą literą. Z paznokci?

 Zdziwił się, dostrzegając jak bardzo urosła

Czemu się zdziwił? I możesz wyciąć "dostrzegając".

 zdołała zasłonić się ochronną tarczą od większości z nich

Z czych? Pokaż, jak ona to robi.

 niesfornych wbiło się w ciało

Czemu "niesfornych"? Przecież jak się atakuje, to żeby ugodzić?

 Iskry krzesane z otarć stali

Przepraszam, że co?

 kula mocy, za kulę mocy

Bez przecinka.

 Duszyczki, gdyby żyły

One żyją, tylko życiem duchowym. Zostały wyzionięte. Przenoszą się właśnie na łono Abrahama. Kopnęły w kalendarz… już mi lepiej.

 zabij niewdzięcznice

Śmierć jest jedna. I za co niby miałaby im być wdzięczna? Że jej roboty dokładają?

 wszystko co stoi na drodze

Wszystko, co stoi na drodze.

 dzieło, będące

Dzieło będące.

 W tej pozycji wyglądała ponętnie.

Halabarda? A szanowny mag leciał na tę Śmierć od początku.

 Jeśli już leżę, a ty jesteś w pobliżu to…

… jaja sobie z nas robisz, prawda?

 pierś wnosiła się

Literówka tygodnia.

 na skutek zmęczenia walką

Nie, tak tylko się niunia zdyszała. Really.

 – Dobrze, słucham. – Mag zdematerializował halabardę.

– Nie teraz, kochana. Nie teraz.

Nie mam pojęcia, które z nich mówi i o co mu chodzi.

 mowa ciała przypominała obrażoną dozgonnie niewiastę

Mowa ciała, jak rozumiem, przyszła z drugiego pokoju, zobaczyć, co się dzieje.

 owładniętym przez sidła podagry.

Wut? Patos przebiegł przez granicę bezsensu i jeszcze narobił na budkę celników.

 Mów prędko czego chcesz.

Mów prędko, czego chcesz. No, bo ona przecież nie ma czasu, trzeba kończyć tekst.

 Zamieńmy się życiami!

 Śmierć zginęła ze starości

Ze starości zmarła. Ginie się gwałtownie.

 

Mam wrażenie, że przy pisaniu bawiłeś się super – to dobrze, ale na razie frajda czytelnika ogranicza się do wyławiania nielogiczności. A imię ich legion. Ta historyjka jest radośnie bez sensu. Nawet zabawna, ale bez sensu.

Tak czy siak – to jest szkic. Kuleje w nim format dialogów (patrz link od reg). Nie ma opisów. No i tyle.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Część Waszych uwag poprawiona, lecz w wyniku tak wielkiej nawałnicy błędów musiałbym usunąć połowę tekstu, a to byłoby nie w porządku wobec osób, które poświęciły swój czas na tak rozległe komentarze. Za to wielki szacunek!

 Głowa pełna pomysłów jest jak skrzynia zamknięta na kłódkę, a kluczem do jej otwarcia jest poprawny warsztat. Ja zamiast klucza użyłem łomu. Czeka mnie dużo ciężkiej pracy, ale ja się pracy nie boję laugh

Nieźle się czytało, choć koniec końców sama historia ni ziębi, ni grzeje. Bohater zabawny (podobał mi się motyw stawania się dobrym, bo Zło odeszło), reszta rzeczy nie denerwuje, ale też raczej nie zapamiętam. Jak na początek – całkiem nieźle.

Chwytaj przydatne linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan – Bardzo Ci dziękuję za linki!

“Pilnowanie zakładów na cegłach[-,] również należało do zadań Alberta.”

 

“Bara… Bar.. Bardzo dobry fachowcu.” – wielokropek ma trzy kroki, nie dwie

 

“– Ty idio… – Albert przebudził się. Spojrzał na warstwę źle wymurowanych cegieł, a jego twarz zalała się purpurą[+.] – Ty idealny pracowniku!”

 

“Czeladnik ukłonił się na tyle nisko, by zakryć zdziwienie przed Wiktorem.” – ukryć, nie zakryć

 

“Czyżby wczorajszy dekokt warzony na młodych ziemniakach mącił mi umysł? – zastanowił się.” – Kto się zastanowił? Ostatnim podmiotem był “czeladnik”.

 

“…czerpał ogromną przyjemność z pogardy nad innymi…” – co to jest pogarda nad innymi? Pogardę czuje się do kogoś, albo kogoś traktuje z pogardą.

 

“Wierzchowiec mistrza Wiktora zamiast sierści pokryty był czarnymi łuskami, a ogon stanowiły srebrne łańcuchy.” – Niegramatyczne. Zamiast sierścią był pokryty łuskami.

 

“Od Doliny Śmierci dzieliła go tylko mila. Moc zła wyczuwalnie wzrastała z każdym jardem. Zatrzymał się na skarpie, patrząc na Dolinę Śmierci i milową kolejkę utworzoną z dusz.”

 

“– Po co tu przyszedłeś[+,] Magu? – Śmierć wstała.” – I czemu mag wielką literą?

 

“Wiedział, że nawet jeśli Zło tkwi uwiązane w kajdanach Śmierci, to tak blisko od źródła mocy[-,] będzie mógł w pełni wykorzystać swe umiejętności.” – Uwiązane w kajdanach? Raczej uwięzione. I blisko źródła, anie od źródła.

 

“Zło[-,] zadarł ze mną, więc należy mu się kara.”

“– Bellum! – krzyknął i wystrzelił z dłoni tysiące ognistych iskier.” – Kto krzyknął? Brak dookreślenia podmiotu.

 

“To było za dziesięć – pomyślał.” – Nie rozumiem tego zdania ;(

 

“– Dobrze, słucham. – Wiktor zdematerializował halabardę.”

Czemu opis dotyczący Wiktora jest podany po kwestii mówionej Śmierci? Powinien znaleźć się w nowym wierszu.

 

Sporo już powiedziano na temat tego szorta, więc od siebie dodam tylko tyle – bardzo podoba mi się pomysł dobra szerzącego się dlatego, że ktoś uwięził personifikację Zła. Sam mag też ma potencjał jako postać. Ale samo zakończenie i myk ze Śmiercią jakoś do mnie nie przemówiły. Zgadzam się z NoWhereManem, że pointa ani grzeje, ani ziębi. Będę jednak trzymać kciuki za dalsze próby ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

joseheim – poprawki naniesione. Pomysł personifikacji Zła narodził się podczas podróży po Świecie Dysku ;) Dalsze próby podejmę wówczas, gdy bardziej zaprzyjaźnię się z mamą gramatyką i siostrą interpunkcją. Obecnie skupiam się na czytaniu opowiadań na NF i analizie takich komentarzy jak Twój. Moim zdaniem jest to całkiem niezła metoda na naukę.

Serdeczne dzięki za poświęcony czas! ;)

Jeśli tylko choć trochę pomogłam, to bardzo się cieszę ;)

Zdecydowanie popieram podróże po Świecie Dysku, podróże po portalu NF zresztą też.

Jakbyś dojrzał do napisania czegoś, a nie był pewny efektu, skorzystaj z opcji bety na tej stronie. Na pewno pomoże dopracować tekst.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ostatnie zdanie jest kompletnie niepotrzebne, wiemy, co się stało.

Ale ogólnie przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka