- Opowiadanie: victor - Biciami serca

Biciami serca

Życzę przyjemnej lektury! :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Biciami serca

 

I wtedy nagle zacząłem odpływać, kiedy poczułem w głowie takie ŁOOOOOOOOOOO, tu Ziemia, witamy kosmici. Jakby te wszystkie drzewa i budynki zbliżyły się do mnie, jakbym stanął w ich centrum sikając w poselekcyjnie wybranym cieniu na Warszawskim Nowym Świecie. Dwadzieścia pięć lat mieszkałem na tym zadupiu, zbierałem pieniądze, żeby zjeść coś ciepłego, teraz wreszcie widzę kobiety jak z teledysku bogatych murzynów. Co mogę robić, kiedy przyjaciele rozeszli się po innych stolikach, zostawiając mnie samego z połową wypłaty i paczką papierosów? Postanowiłem zapomnieć o wszystkich w tym właśnie momencie, wyrzucić szluga, włożyć do pyska drugiego i spytać te dwa fajne Milfy, czy mają ognia, choć wiedzą, że mój się nie zepsuł. Tak też zrobiłem. Podszedłem do nich i mówię: „siemano, kocice, dawajcie ogienka, ten blondyn, z którym gadałaś to debil, już z ryja wygląda jak bezmózg nieznający entropii, chodzący cyborg”. I nie zdziwiło mnie, że adresatka drugiej części mojej wypowiedzi, zamiast spławić mnie krótkim „spierdalaj”, podniosła brwi delikatnie i uśmiechnęła się półgębkiem, bo przecież cała materia się ku mnie schylała. Elegancko przypaliła mi papieroska (kiedy pomagałem jej robić daszek, to sekundę dłużej przytrzymałem dłoń na jej palcach, żeby poczuła, jak między nami iskrzy) i spytała, gdzie mam kolegów. Była ode mnie niższa o głowę, więc mogłem spokojnie spojrzeć na nią z góry wzrokiem afrykańskiego króla dziczy, tak żeby zrobiło to dobre wrażenie i żebyśmy wszyscy wiedzieli, o co chodzi. Drugiej koleżance nie bardzo spodobał się pomysł, żebym pił z nimi wódkę przy jednym stoliku; jeszcze dobrze miejsca nie wybraliśmy, a już obliczała, za ile odjeżdża ostatni nocny na centrum. „Idiotko. On stawia”, stuknęła się dwukrotnie w czoło patrząc jej w oczy moja wybranka, a ja się coraz bardziej cieszyłem, że kobieta umie tupnąć obcasem i napuszyć policzki, jak czuje, że trzeba. Ucieszyłem się jeszcze bardziej, gdy salwą pytań osobistych dała po sobie poznać, że interesuje ją człowiek, bo mnie przecież dokładnie tak samo. I jak tak na nią patrzyłem (miała króliczą twarz), odpowiadając jak ankieterowi ankietowany, to mówię: zdradzę jej chyba wszystkie swoje tajemnice. Czułem, że oboje czekamy na tę dwunastą trzydzieści sześć z niemniejszym utęsknieniem od koleżanki, która po pierwszym szocie powiedziała, że dziękuje i jeszcze przed północą musiała włączyć tryb oszczędzania energii w telefonie, tak często odświeżała Jakdojadę. Całkiem możliwe, że zepsułem im wypad. Powiedziałem to na głos. „Wybaczcie, że zepsułem wam ten zjebany wypad na ploty do jednej z największych wylęgarni patologicznych dzieci nowobogackich rodziców w Warszawie”. Naburmuszona zaskoczyła mnie wtedy, bo napuszyła się mocno i wyglądało to nieźle, pociągająco. Ale już Króliczka moja zdeklasowała rywalkę reakcją, bo okazała radość i zainteresowanie. Zapatrzony byłem po prostu w moją Króliczkę, w jej bystry wzrok, grzywkę ściętą równiutko, gumę energicznie żutą i co parę szotów zmienianą. Ona już była porządnie zrobiona, ja jeszcze porządniej, coraz dłużej patrzyliśmy sobie w oczy, aż wreszcie nastał ten moment, kiedy koleżanka musiała iść na autobus; odprowadziliśmy ją pod sam przystanek i poczekaliśmy z nią grzecznie na przyjazd nocnej linii. Kiedy autobus zniknął za rogiem, odwożąc naszą koleżankę (pod koniec mniej naburmuszoną) w eskapadzie kibiców Legii, świętujących 6:0 z Termalicą u siebie, na Dworzec Centralny, Króliczka odepchnęła mnie pijackim gestem i spytała, czy jestem gejem. Miałem w przeszłości podobną sytuację, kiedy młodsza z kolei dziewczyna spytała mnie, czy jestem gejem i tak samo mnie odepchnęła pijacko. Strasznie to wtedy za mną chodziło; dopiero mój kumpel Radosław[1], nietuzinkowy jebarro z Explosion, uspokoił mnie, że dziewczyny tak robią, kiedy są chętne, bo chcą zwrócić na siebie uwagę. Zapytała więc: „dzieciaku, a ty jesteś gejem w ogóle, nie?”. Ja mówię, „nie”. Ona na to: „nie? a fajnego masz fiuta?”. Ja mówię: „proste, że fajnego”. „Ja lubię fiuty”, odparła. A ja już wtedy powiedziałem jej: „ty, to dawaj do mnie, ja sam dzisiaj jestem, bo współlokator w robocie, a potem idzie gdzieś tam, uwolnimy z klatek wszystko, co trzeba, a rano jeszcze odsmażę ci, kurwa, kotlety”. Zgodziła się pod warunkiem, że pójdziemy pieszo, bo musi po drodze powiedzieć mi coś naprawdę ważnego. Dobra, mówię, idziemy. Pięć kilometrów mieliśmy do zrobienia lekko. Nie przeszkadzało mi to zupełnie, bo często wychodziłem z domu na długie spacery, kiedy rozsadzał mnie nadmiar energii. Nie pytałem jej o wiek, bo ważne, że była przed czterdziestką, ale po raz kolejny bardzo się ucieszyłem, kiedy okazało się, że Króliczka jest fryzjerką na Filtrowej, bo u mnie na Rakowcu nie ostrzygą cię taniej jak za 25zł. I tak to się właśnie odbywa w ekonomii, że wydajesz dwieście złotych na drinki, czujesz się z tym źle, ale tylko dlatego, że zapominasz o korzyściach płynących z profesji kobiety, której te drinki stawiasz. Niecałe dziesięć strzyżeń u Króliczki, i już jestem na plusie. Główka pracuje, rachuje. Dobrze, że deszcz przynajmniej nie padał, bo już bym zamawiał Ubera, gdybym miał coś na koncie. „Dzieciaku, życie to nie tylko koks i dupy zahaczone na Pawixach”, powiedziała Króliczka, „jesteś zagubionym debilem, który do tego stopnia nie ma kolegów, że wychodzi sam na miasto w nadziei, że przyczepi się do kogoś jak gówno do buta. Ja rozumiem te twoje filozoficzne zapędy, że miałeś trudne dzieciństwo, teraz nie wierzysz w miłość, jesteś takim niedostukanym głąbem solidaryzującym z patologią, i co tam jeszcze sobie o sobie pomyślisz. Ale mogę się założyć, że ty nawet ruchać porządnie nie umiesz. Naprawdę jestem ciekawa, czy będziesz umiał mnie dobrze wyruchać, jak jesteś taki mądry, z samej ciekawości chcę to sprawdzić”. Oj prowokowała mnie ta Króliczka, prowokowała. Ale serce rosło, że wreszcie ktoś nie uprawia kokieterii jak te junior specjalistki z żółtawymi plamami na dupsku nie do odkażenia i nie zgrywa trzpiotki, która nigdy parówy w ustach nie miała, to fakt. Króliczka była poważną kobietą, takie właśnie powinniśmy pierwsze w drzwiach puszczać. Trochę jednak się wnerwiłem, nie powiem, więc odpowiedziałem jej: „hipokrytko jebana, jutro mnie pouczysz, jak cię puści mefedron”. I nagle stopklatka, nie wiedzieć z jakiego powodu wszystko się zatrzymuje i trwa bez ruchu. Oczy Króliczki wybałuszone na mnie, brwi podniesione do trzeciej zmarszczki mniej więcej. Liczę czas biciami serca. Trzy bicia, cztery, i już wszystko wraca do porządku, światła znowu wchodzą do okien i lamp drogowych, potrafię rozpoznać kształty samochodów. Z zapaści zostało tylko milczenie, bo milczeliśmy długo, w zasadzie od Centralnego na Plac Zawiszy. Ja nie jestem za tradycyjnym modelem rodziny, w dupie mam takie zasady, że facet powinien zagadać pierwszy, więc mówię: pierdolę to, i nie odzywałem się. Najwyżej, mówię, nie przyjdzie do mnie… Wielka, kurwa, strata. Ale Króliczka już przerwała to milczenie i zaczęła śpiewać Here comes the rain again zespołu Eurythmics. Wtedy ujrzałem ją w nowym świetle, bo naprawdę jakby zaczęła wokół niej unosić się jakaś łuna wieczorna. Z taką energią to śpiewała… jakby normalnie Bogu stawiała zarzuty tym tekstem, naprawdę. A we mnie pojawiła się miłość i skrucha; niewiele brakło, a całkiem bym się rozczulił, patrząc na Króliczkę, która śpiewa I want to walk in the open wind… jakby do Boga krzyczała. Mówię sobie: chyba poważnie będzie ten koniec świata niedługo. W końcu nie wytrzymałem, przerwałem jej, nieopodal Raszyńskiej zaciągłem ją w bramę, przytwierdziłem do ściany, ona skrzyżowała nogi na moich pośladkach. Ledwo zaczęliśmy się całować, spadł deszcz, a ona odkleiła się ode mnie i powiedziała: „chodź, bo mogę się rozchorować”. Miałem jej już coś odpowiedzieć, ale ugryzłem się w język, bo ciągle pamiętałem, jak śpiewała, jakby do Boga miała żal jakiś. A najebana była strasznie, język jej się tak plątał, ledwo ją rozumiałem, co mówi, ale mówiła mniej więcej tak: „jakby mój stary zobaczył, z kim się żona w jego nieobecność pierdoli, z kim się po nocy po Warszawie włóczy, to by mnie chyba najpierw wyśmiał, a potem zajebał”. Odparłem: „czego, kurwa, kłamiesz? gdzie masz pierścionek na palcu?” Powiedziała: „debilu, w domu zostawiłam”, a potem zaczęła gadać głupoty od rzeczy, aż pod sam Uniwersytet Medyczny, gdzie skręciliśmy na bloki, bełkotała coś, co się kupy w ogóle nie trzymało, aż mnie to zaczynało męczyć. Żeby przerwać jej dysertację, poprosiłem, żeby pokazała mi zdjęcie swojego starego. Z ciekawości chciałem zobaczyć, komu będę żonkę bił w dupsko. Ona pokazała mi to zdjęcie, a ja, przysięgam, od razu się zrzygałem na środku chodnika, aż mi nosem poszło. Nie czułem, żeby mnie znowu podbijało, ale trzęsłem się jakoś tak, że nie mogłem się wyprostować. I tak stałem w pozycji narciarza obok placu zabaw na deszczu, w jednej ręce trzymając telefon z wyświetlonym zdjęciem mojego ojca, a w drugiej chusteczkę, którą jakoś w międzyczasie podała mi Króliczka: z podniesionym kciukiem czekałem na autostradzie moich myśli, aż któraś się wreszcie zatrzyma. Kiedy to się udało, wyprostowałem się i powiedziałem Króliczce, że zaraz umyję zęby. Weszliśmy do mieszkania. Króliczka zdejmując buty powiedziała, że ładnie tu, i zaraz pierdolła się na łóżko. Ja poszedłem do łazienki, a potem do lodówki wyjąć wódkę, bo potrzebowałem alkoholu bardzo. Króliczka już nie chciała pić, zaraz zasnęła. Chrapała tak głośno, że zagłuszała mi muzykę z laptopa. Ale co się działo w mojej głowie, to jest nie do pojęcia. Mówię sobie: kurwa mać, no nie wierzę. Piłem tę wódeczkę, patrzyłem na Króliczkę, i nie mogłem się uspokoić, usiedzieć na miejscu. Zadzwoniłem do mojego współlokatora Jareczka. Jareczku, mówię mu, mogę ci tam w szafeczce pogrzebać, a pieniądze jutro oddać, bo mam? Jareczek zgodził się bez problemu, więc jakieś dwadzieścia minut później siedziałem na miękkim fotelu w pozycji kwiatu lotosu, pocieszając umysł pełnią oceanów i na nich kaczek. Ale był tam i on. Stary lebiega z Pruszcza Gdańskiego, cichy kat rodzinny, po domu chodzący w ortalionowym porwanym dresie łachmyta. Sznyta na twarzy napuchła mu razem z polikami. Przytył, skurwysyn. Dobrze mu się powodzi. Rucha dwadzieścia lat młodsze narkomanki, tak stęsknił się za młodością w stolicy. Chyba, mówię, zabiję go po prostu. W sumie, co mi szkodziło? Ja na życie generalnie i tak już lagę położyłem, robię bo robię, rodziny też przecież nie założę, bo nie umiem utrzymać stałych relacji. A w więzieniu wreszcie mógłbym coś, kurwa, przeczytać, nauczyć się języka jakiegoś. Nie był to głupi pomysł. Tylko że to by musiało się z jakimś planem wiązać, i tu się pojawiają problemy. Na chwilę zapadła cisza na świecie, bo się zastanawiałem. Nagle w środku poczułem takie wewnętrzne skrzywienie i mówię: nieee tam. Co ja jestem, kurwa, Agent Tomek, żeby wycyganiać od niej adres delikwenta? To by dużo kosztowało mnie zdrowia psychicznego, a zresztą nie chciałoby mi się chyba. Ja musiałem zrobić to szybko, w afekcie, póki wszystkie hormony buzują. Wziąłem z jej torebki telefon, i mówię: jak teraz zrobić, żebym poznał ich adres? Doznałem olśnienia, bo wszedłem na portal do zamawiania szamy z dowozem (mówię: przecież na bank ma autouzupełnianie danych włączone. No i miała). Przy Agorze się kutas urządził, na szóstym piętrze mieszkanie, ciekawe, ilupokojowe. Spisałem jego numer, ubrałem się po cichu, po cichu wyszedłem, nie budząc chrapiącej Króliczki. Deszcz cały czas padał, ale delikatny, inny niż zwykle tym mieście. Zadzwoniłem do mojego kolegi Tomka, który jeździ na Taxifaju, z prośbą, żeby podrzucił mnie na Bielany. Następnie zadzwoniłem do mojego ojca i powiedziałem, że właśnie wpierdoliłem mu się na chatę i jeśli nie będzie go w przeciągu pół godziny, to rozpierdolę mu ten cały przybytek do końca. A jak się psom wypucuje, to mu żonkę podpalę. A jak się zesra, to i tak go, kurwa, znajdę. A mówiłem to tonem człowieka, który rozmawia ze starym kumplem ze szkoły, tak go zaszachowałem. Podjechaliśmy z Tomkiem na to osiedle, powiedziałem mu, żeby poczekał z pół godziny, a jak nie wrócę, to niech jedzie dalej na kursy. Wjechałem windą na to szóste piętro i od razu zobaczyłem, że jest w środku, bo spod drzwi widać było, że pali się tam światło, ale drzwi były zamknięte. Zapukałem w rytm CWKS Legia!, a on, o dziwo, otworzył. Nie poznał mnie, skurwysyn. Widziałem w jego oczach, że mnie nie poznał, skurwysyn. I tak to we mnie jakoś złą krew wzburzyło, że wziąłem go bez słowa za chabety, przeciągłem chama po podłodze i wyrzuciłem penerę przez balkon. Licząc czas biciami serca, czekałem, aż roztrzaska się o chodnik. Ledwo go z tego balkonu widziałem, bo ciemno było, ale wyglądał jak kot, któremu nie pykło. Wyszedłem bez stresu, z rękoma w kieszeni, głową podniesioną wysoko. Tomek stał twardo na ręcznym, i za to go szanuję. Spytałem, czy słyszał coś szczególnego, ale powiedział, że nic nie słyszał, tylko, że jakiś typek się darł, bo pewnie gdzieś jest impreza, weekend mamy w końcu. Tomek był zawsze dobrym człowiekiem, takim pamiętam go od najmłodszych lat. Kiedy zjeżdżaliśmy z trasy Toruńskiej zaczęło wschodzić słońce. Wyglądało naprawdę pięknie. Ja jednak wciąż bałem się, że ochujeję.

 

[1] Pozdrawiam Cię, Radziu.

Koniec

Komentarze

Nie wiem czy tekst miał być takim blokiem, czy skopiowano go z jakiegoś edytora, ale kliknij autorze edytuj i dodaj enterów trochę, lżej będzie czytać.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Takoż doczytałem.

Narkotyczno alkoholowe uniesienia, podane strumieniem świadomości, to nie fantastyka. To co najwyżej fantazje lub wspomnienia autora.

Czytało się płynnie, pomijając drobne błędy. Przydały by się entery. No i element fantastyczny. A tak poza tym, to nic ciekawego, trochę niewyszukanego humoru, trochę bluzgów. Jakiś pomysł majaczący w oddali.

Takie napisane na kolanie dla beki.

 

Pozdrawiam.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Straszny kloc tekstu. Victorze, spraw, aby Twoje opowiadanie dało się przeczytać bezboleśnie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zaczęłam czytać, ale z taką ścianą tekstu bardzo niewygodnie się to robi. Enter się zaciął? A i temat podrywania bab w knajpie mnie nie interesuje.

Babska logika rządzi!

Odpuściłem po 10 linijkach. Nie moja bajka. Z filozofów wole Wittgensteina.

Strumień świadomości niestety nie wiadomo za bardzo o czym, na dodatek nie wykryłam fantastyki :( Pijackie obyczajówki przetykane wulgaryzmami to bardzo nie moja bajka. Może trzeba było wszystko na dodatek napisać jednym zdaniem, żeby jeszcze niezbyt oryginalny eksperyment literacki dorzucić.

http://altronapoleone.home.blog

No cóż, Autorze, Twoje życzenie przyjemnej lektury pozostanie w sferze życzeń, albowiem to, co nazywasz opowiadaniem, moim zdaniem, w obecnej postaci nie nadaje się do czytania, już to za sprawą błędów i usterek, źle zapisanych dialogów, że o zwartym bloku tekstu nie wspomnę.

Zwierzenia bohatera nie zainteresowały mnie w najmniejszym stopniu. :(

Tu dowiesz się, jak zapisywać dialogi: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przede wszystkim jeden zbity blok tekstu to koszmar każdego czytelnika. Jak gdzieś zgubiłem zdanie, to potem nie idzie go łatwo odnaleźć.

Sama treść raczej słaba. Śniąca kiedyś napisała, że absurd powinien być celny. Niestety ten lata wszędzie, ale nie trafia w cel. Bywa.

Przeczytaj natomiast rzeczy spod tych linków, powinny się przydać:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka