- Opowiadanie: James Braddock - Mistrz i uczeń

Mistrz i uczeń

Jest to moje pierwsze opowiadanie, zamieszczone właśnie tutaj. Pisuję okazjonalnie, lecz chciałbym się podzielić z wami moimi wypocinami i poznać wasze opinie co poprawić, na co zwrócić uwagę. Za opinie najmocniej dziękuję.

 

JB

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Mistrz i uczeń

Było ich dwóch. Mistrz i uczeń. Obaj opętani ambicją. Pragnący chwały. I najprawdopodobniej właśnie stali przed momentem osiągnięcia tego.

– Mistrzu, to chyba tutaj…

– Tak, Demakurze. Dotarliśmy.

Dwie postacie, tajemniczo skryte pod tkaniną szat, nie bacząc na dobiegające z niedalekiej polany odgłosów walk, wkroczyły ostrożnie do przekraczającej wyobraźnię rozmiarami jaskini. Wydrążona przed tysiącami lat skale, pełna mroku i bezkresności napawała szacunkiem i zarazem przerażeniem. Stalagmity i stalaktyty tworzyły wrażenie pyska niewyobrażalnych rozmiarów stwora, którego zębami były wiszące skały. Dwaj wędrowcy nie ulękli się tej pradawnej pieczary. Magicznymi zaklęciami przywołali migającego kule światła, które zawisły nad ich laskami. Skrywane twarze zostały częściowo rozjaśnione promieniami zaklętego ognia.

Szli w akompaniamencie pocierania trzewików o skruszone elementy głazów i małe kamienie. Obaj kroczyli wiedzieni przez magiczną intuicję. A może własną butę?

– Panie, w jaki sposób podołamy siłom zaklętym w grobowcu, gdy przyjdzie nam go odnaleźć? – Padł jednak cień wątpliwości na młodego czarownika.

– Dowiesz się wkrótce. Cierpliwości mój adepcie, cierpliwości – uspokoił ucznia mag imieniem Purrius.

Ów czarnoksiężnik powziął onegdaj młodzieniaszka imieniem Johann na sługę i słuchacza swych sekretnych nauk. Nie wybrał go przypadkowo. Dostrzegł w nim, zwykłym synu kmiecia z południowych krain ambicję do czynów wielki, talent do przyswajania wiedzy i wrodzony spryt. Dzisiaj szedł koło niego nie Johann, a Demakur – jego pilny adept i dziedzic purriusańskiej wiedzy, opartej na naukach mistrzów magii Purpetomorze, Iretoim, Neruflocu, Ramironie i wielu innych, których imiona zostały starte wraz ze spaleniem ostatnich woluminów ksiąg ocalałych po Wielkiej Wojnie Magów.

Ich marszowi pod powierzchnią ziemi towarzyszyły odgłosay znad góry. Pomimo twardej pokrywy góry, przedzierały się przez nią odgłosy toczonych walk na powierzchni. Lecz w żadnym stopniu nie obchodziło to Demakura i Purriusa. Nareszcie dotarli do miejsca swych pożądań.

– Oto i grobowiec Arcyksiężnika, Pana Przebiegłości i Wiedzy Luftenbacha Wielkiego – Rozbrzmiał pośród ścian wielkiej sali grobowej donośny głos Mistrza a uderzenie jego laski rozświetliło zgaszone przed wiekami misy olejne. Oczom wędrowców ukazała się grobowiec w pełnej okazałości. Wsunięty w najdalszy zakątek jaskini, podparty monumentalnymi kolumnami, w samym środku zawierał sarkofag, przedstawiający postać maga w złotej szacie, długiej brodzie i z różdżką magiczną wetkniętą w splecione dłonie. Nie o samego lecz maga się rozchodziło, a oto czego nie chciał on przekazać potomnym a zostawić na ponoć wieczne zapomnienie.

– Czas dokończyć to, co dawien rozpocząłem – Mistrz Purrius dumnie pogładził swe czarno-siwe wąsy, zwracając się ku uczniowi – Podaj  mi swoją laskę magiczną i zwój pergaminu, którym cię obdarowałem zanim nie wyruszyliśmy z Belongi.

Demakur bez słowa sprzeciwu wyzbył się swej laski oraz wyjął ukryty w sakwie zwój. Gdy o tyle o pierwszą rzeczą nie był zdziwiony, tak prośba mistrza o pusty pergamin wywołała zdziwienie. Lecz z każdą chwilą zaczął rozumieć, iż w tym pochopnym osądzie popełnił paradoksalny błąd myślowy. Informacje o zaczarowanym piśmie uważał zawsze za wymysł plebsu, ale teraz pojął, że się mylił.

– To nie jest zwykłe pismo tworzone zaklęciem. Na tym pergaminie runy zostały wyryte zaczarowanym rylcem, dzięki czemu żaden czarnoksiężnik nie jest w stanie go odczytać. Prawie nie jest – Odezwał się Purrius jakby czytał w myślach swego ucznia. – Pod wpływem silnie magicznego miejsca, z którym dany wolumin jest w pewien sposób powiązany, istnieje szansa na odczytanie zapisanych słów.

– A ten zwój należał niegdyś do Mistrza Luftenbacha… – Odgadł prawdę Demakur, na co przytaknął mu mistrz.

Po chwili nastąpił oczekiwany moment.

– Przygotuj się.

Mistrz Purrius rozpostarł ręce, trzymając w nich laski magiczne. Zamknąwszy oczy zaczął wyszeptywać cykl zaklęć. Pot momentalnie pojawił się na jego twarzy. Nie wiadomo skąd przez kryptę rozdarł się wiatr, który zdławił częściowo ogień w misach. Gdy dotarł on ku sarkofagowi, mag niespiesznie otworzył oczy. Udało się. Na zwoju pojawiły się słowa, sformułowane w zaklęcie pozwalające otworzyć grób, chroniony barierą magii. Nie tracąc czasu rozpoczął od razu odczytywać pradawne runy. Wymagało to siły i determinacji. Z każdym słowem Mistrz słabł. Jego ręce zaczęły drżeć. Wymawiane frazy stawały się coraz cichsze. Strumyki potu przedzielały jego strudzoną twarz. Dym z pogaszonych lamp coraz bardziej wypełniał salę grobową. Jedynie cząstki magii przebijały się niebieskim światłem przez nie. Ale wysiłek maga przyniósł skutek. Magiczna aura okalająca sarkofag, dotychczas niewidoczna gołym okiem, stała się widzialna i w końcu…pękła. Huk i trzęsienie opanowały jaskinię. Purrius upadł na kolana, trzymając jednak dalej rozpostarte ręce. Dym i kurz chwilowo przesłoniły widok.

– Panie! Udało się! – Nie wierząc własnym słowom rzekł Demakur, podnosząc mistrza z ziemi.

Przed ich oczyma ujawnił się obraz otwartego sarkofagu. Leżały w nim już mocno nadkruszone upływem czasu kości oraz pewne zawiniątko, nie uwiecznione na nagrobku.

Podniósłszy się, Mistrz Purrius nawet nie patrząc na świętokradztwo czynu ani okazale wystającą różdżkę maga, chwycił właśnie po zawinięty przedmiot. W zwykłej szmacie, również podartej przez czas nikt nie mógł się spodziewać czegoś wielkiego. A jednak. Spośród szmaty, odkrytej gwałtownym ruchem, rozleciało się po sali oślepiające światło. Gdy cofnęło się, pozwoliło ujrzeć czym było naprawdę.

– Oko Wszechwiedzy. Kula magii pozwalająca dostrzec wszystko i każdego w każdym zakątku świata… Nadal emanuje potężną energią… – Rzekł z fascynacją mag, natychmiast kładąc na nią rękę.

Z zaskoczenia kula pochwyciła umysł i wolę Purriusa. Jęknąwszy, porwała go metaforycznie w inny świat. Przywarty do kuli zaczął krzyczeć i skamleć. Widać nie mógł się od niej uwolnić. Był to trans, bardzo silny i niemożliwy do kontrolowania. Lecz tak jak każdy w pewnym momencie musiał się zakończyć. I gdy to się stało, czarownik został odrzucony do tyłu, że padł pod stopy adepta.

– Mistrzu, co się stało? – Zapytał z nadzwyczaj wielkim spokojem młodzieniec, którego zwali niegdyś Johann Lis. Nie z powodu ojczynego zawodu czy nazwiska lecz z chytrości i przebiegłości w czynie i słowie.

– Widziałem…ppprzyszłość… – Purrius wyrzekł z przestrachem te słowa, wywrócony na ziemi i odwrócony do swego ucznia – Lecz nie swoją…a Twoją ?! To straszne…

Jednak nie dane mu było dokończyć. Gdy przerażony i spięty zdołał zwrócić się obliczem ku Demakurowi, ten z bezbłędną zimnością wbił sztylet w swego mistrza, ponownie zrzucając go na kolana. Tym razem przed sobą.

– Twa przyszłość mistrzu, nawet bez tej kuli, jawiła się w ciemnych barwach. Do mnie należy to co będzie – Stwierdził z satysfakcją w głosie, odsuwając się od konającego.

– A więc tak wygląda wypieranie starego ładu przez nowy, jak głosi zasada… – Purrius coraz mocniej czuł, że ogarnia go ciemność a jego witalność oddziela się od ciała. W ostatnim tchnieniu zdołał jednak wyrzec ostatnie zdanie. Dla potomnych prorocze.

– … Lecz ty go nie wyprzesz a zburzysz…

Tak zakończył swój żywot Mistrz Purrius, uczeń Purpetomora, ucznia Iretoima et cetera, zabity jak wielu czarnoksiężników przez chorobliwe ambitnych adeptów czarnej magii…Tak też nastąpił czas Mistrza Demakura…

Koniec

Komentarze

Zmień sobie ustawienia w profilu, bo na razie uchodzisz za kobietę. ;-)

Witamy na portalu.

Klasyczne fantasy, ze złym czarownikiem i ociekające patosem. Fabuła raczej prosta.

Wykonanie… No, widać, że dopiero zaczynasz. Błędy w zapisie dialogów, słowa użyte niezgodnie z przeznaczeniem, jeden ortograf, czasami coś się w gramatyce sypie, niekiedy nienaturalny szyk, powtórzenia…

Obaj spętani chorobliwą ambicją

Ambicja może raczej opętać niż spętać.

Dwie postacie, tajemniczo skryte pod tkaniną szat, nie oglądając się na dobiegające z niedalekiej polany odgłosów walk, wkroczyli ostrożnie do przekraczającej wyobraźnię

Jeśli postacie, to wkroczyły. Powtórzenia.

Wydrążona w starej neolitycznej skale,

Jeśli skała powstała w neolicie, to raczej jest młoda. Jak na skałę – wręcz smarkata.

Ich marsz pod powierzchnią ziemi rozbrzmiewał w odgłosach znad góry.

A tego zdania w ogóle nie rozumiem.

Mistrz Purrius nawet nie warząc na świętokradztwo czynu

Sprawdź w słowniku, co znaczy “warzyć”. Możesz się zdziwić.

Jęknąwszy porwała go metaforycznie w inny świat.

Z tego by wynikało, że to kula jęknęła. To chciałeś napisać? BTW, przecinek po “jęknąwszy”.

Babska logika rządzi!

Cześć :)

Masz trochę błędów w dialogach i źle użyte słowa, jak wspomniała już Finkla, choć… dla mnie nie ma tragedii. To znaczy widać, że piszesz, ale według mnie chcesz za dużo. Nie raz usiłujesz skonstruować niebanalne zdania, używać nie najprostszych słów, ale myślę, że to nie jest dobre, szczególnie na początku swych pisarskich prób. Więcej i bardziej skomplikowanie nie zawsze znaczy lepiej.

Co do fabuły, klasyczne fantasy właśnie. Mistrzów i uczniów, magicznych kul światła itp. jest już caaaaała masa, więc nic nowego się tutaj nie pojawiło. Moja rada: spróbuj może napisać coś choć trochę mniej powszechnego i może nieco dłuższego, aby była szansa na stworzenie jakiejś większej fabuły.

nie oglądając się na dobiegające z niedalekiej polany odgłosów walk – chyba na odgłosy walki jak już, choć nie jestem pewien, czy w ogóle można się oglądać na odgłosy. Może nie oglądając się w stronę, z której dochodziły odgłosy walki?

Pozdrawiam i życzę powodzenia w dalszych dziełach ;)

Poprzednicy to straszne lenie, a ja bardzo lubię fantasy, więc napiszę dłuższy komentarz :P

Było ich dwóch. Mistrz i uczeń. Obaj spętani chorobliwą ambicją i pragnieniem chwały. I najprawdopodobniej właśnie stali przed momentem osiągnięcia tego.

Słuchaj teraz uważnie:

Z jakiegoś powodu napisałeś “Było ich dwóch. Mistrz i uczeń” zamiast, na przykład “Było ich dwóch, mistrz i uczeń” albo “Było ich dwóch – mistrz i uczeń”. Sugeruje to, że będziesz podążał drogą krótkich, rytmicznych zdań, i jakoś trzymał się takiej koncepcji. Tymczasem później mamy:

Obaj spętani chorobliwą ambicją i pragnieniem chwały. I najprawdopodobniej właśnie stali przed momentem osiągnięcia tego.

Przeczytaj to na głos – nie brzmiałoby dobrze, nawet jakbyś rozmawiał z kolegą, a już na pewno nie brzmi jak te dwa pierwsze zdania. Poza tym dalej tekst jest stylizowany, a słowo “najprawdopodobniej” zupełnie nie pasuje do takiego języka. 

– Tak(,) Demakurze. Dotarliśmy.

brakujący przecinek.

neolitycznej skale

O widzisz, poza tym, co napisała Finkla, to tu jest jeszcze jeden problem – czy w Twoim świecie był neolit? Czy Twój świat to Ziemia? Bo w takim np. Śródziemiu to neolitu na pewno nie było.

Stalagmity i stalaktyty tworzyły wrażenie pyska niewyobrażalnych rozmiarów stwora, a owe sterczące skały były jego zębiskami.

To jest napisane tak, jakby “owe sterczące skały” i “stalagmity i stalaktyty” to nie była jedna rzecz, a zdaje się, że jednak chodzi o to samo.

Chyba jednak miałeś na myśli, że ta jaskinia to pysk, a stalagmity to zęby, no nie?

Skrzętnie skrywane twarze częściowo rozjaśniły promienie zaklętego ognia.

Moja pierwsza interpretacja tego zdania mówi, że twarze świeciły i rozjaśniały promienie, ale chyba nie o to chodziło.

cierpliwości – Uspokoił ucznia mag imieniem Purrius.

Tutaj chyba “uspokoił” można z małej.

Dostrzegł w nim, zwykłym synu kmiecia z południowych krain(,) ambicję do czynów wielki,

przecineczek

Informacje o zaczarowanym piśmie uważał zawsze za wymysł tłuszczy

wymysł czego?

Na tym pergaminie runy zostały coś na wzór wykute

Co zrobione?

zaistą prawdę

Jaką prawdę? Prawdziwą prawdę? Poza tym, nie można użyć tak słowa “zaiste”, ono jest nieodmienne i nie jest przymiotnikiem.

Twa przyszłość mistrzu nawet bez tej kuli w ciemnych barwach jawiła się

To brzmi dokładnie jak pewien zielony ludzik z popularnej filmowej serii.

 

Poradnik do dialogów: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Nie wypisywałem wszystkich błędów, w dialogach jest ich bardzo wiele.

Niestety, Twoje opowiadanie nie przypadło mi do gustu. Musisz koniecznie dużo czytać i pisać, wtedy Twoje teksty będą lepsze!

@lk, jeśli chodzi o lenistwo, to póki co autor nie raczył poprawić żadnego z wypisanych błędów ani też nie dał żadnego odzewu, więc czy jest sens wypisywać kolejne, skoro jest ich dużo? Poza tym bardziej ogólne, a nie tylko techniczne porady, również są potrzebne.

No przecież wiem, każdy ma prawo napisać cokolwiek, nawet jednozdaniową opinię, uznaj, że lenistwo tam było w cudzysłowie (podobnie jak to, że lubię fantasy XD). Poza tym, niektóre opowiadania zyskują wiele na komentarzu użytkownika regulatorzy (tak myślę), a nie wiem, czy ona się tutaj zjawi, więc dobrze byłoby wypisać jak najwięcej przykładów błędów.

A, no i może Autor się jeszcze odezwie, wrzucił tekst wczoraj wieczorem – przyjdzie z roboty, odpocznie i dopiero wejdzie na forum, nie? Tylko mam nadzieję, że nie zrazi się krytyką, poprawi tekst i będzie dalej pisał!

Też mam taką nadzieję ;) Autorze, nie zrażaj się! :)

Witajcie. Przepraszam, że tak późno odpisuję ale niedawno co wróciłem z pracy :) Oczywiście nie zrażam się do waszych uwag! Wręcz bardzo za nie dziękuję. Jak ktoś powyżej wspomniał jestem początkującym pisarzem. Pisuję od czasu do czasu co wena przyniesie (a mam jej ostatnio dużo). Odnosząc się do wielu z nich. Przecinki nie gryzą, ale jakoś za nimi nie przepadam – jakaś awersja wyniesiona z czasów szkolnych. Oczywiście do poprawy. Słownnictwo faktycznie w wielu miejscach źle użyte. Niestety nieudana próba wprowadzenia stylizacji :( Przyznam szczerze bez bicia, że budowa napięcia, operowanie zdaniami krótkimi, długimi sprawia mi nielada trudności. W tym problemie będę najbardziej wdzięczny za rady. Fabuła – gdzieś tam w tyle głowy mam pomysł, aby to było zakończenie większego, kilkunastostronnicowego opowiadania. Prosta historia fantasty? W rzeczy samej tak miało być :) Po prostu wewnętrzny głos, dopominający się aby coś w końcu napisać, zwyciężył i tak powstał ten oto potworek. 

 

Zabieram się za poprawianie błędów.

Taka standardowa rada: próbowałeś po napisaniu zostawić tekst w spokoju na tydzień lub dwa, a dopiero potem do niego zajrzeć? Sporo błędów wtedy się magicznie pojawia.

Babska logika rządzi!

Z częścią opowiadań tak robię. Często duża ich część ląduje na długie zapomnienie w szufladzie. Jednak nawet jeśli wracam do jakiegoś opowiadania i w jakimś stopniu ponownie mi się podoba, to jakaś niechęć do kontynuowania starego paraliżuje ich poprawianie. Być może to zwykłe lenistwo ;) 

Radzę Ci, abyś zmienił nawyki, i mówię to aby szczerze Ci pomóc. Doskonale wiem na własnym przykładzie, jaka jest ogromna różnica kiedy tekst odleży, nawet kilka dni. Gwarantuję, że w KAŻDYM opowiadaniu znajdziesz wtedy błędy, a po ujrzeniu niektórych postukasz się w czoło (ja tak mam :D). I choć nie jest to najprzyjemniejsza część pisania (przynajmniej dla mnie), to polecam na spokojnie przejrzeć, zdanie po zdaniu, cały tekst minimum dwa, trzy razy przed publikacją. Wiele to da, zobaczysz ;)

Po Nowym Londynie zajrzałam i tu. Niestety całkowita nieoryginalność fabuły, imiona brzmiące jak z parodii humoresek Lema, oraz zdanie “Strumyki potu przedzielały jego strudzoną twarz.” sprawiły, że i tu moją główną reakcją był fejspalm.

Jeśli chcesz nadal pisać, przestudiuj jakiś słownik frazeologiczny języka polskiego…

http://altronapoleone.home.blog

Przy­kro mi to pisać, ale opo­wia­da­nie jest na tyle nie­cie­ka­we i źle na­pi­sa­ne, że zu­peł­nie nie przy­pa­dło mi do gustu. Mnóstwo fatalnie skonstruowanych zdań nie zawsze pozwala zrozumieć, co Autor miał nadzieję napisać. Sprawy nie ułatwia też nie najlepsza interpunkcja i wiele różnych usterek.

Su­ge­ru­ję, Ja­me­sie, abyś może na pe­wien czas za­wie­sił próby li­te­rac­kie, a zy­ska­ny czas prze­zna­czył na przy­po­mnie­nie sobie choć­by pod­sta­wo­wych zasad rzą­dzą­cych ję­zy­kiem pol­skim. Do­brze by­ło­by też, abyś dużo czy­tał.  

 

nie ba­cząc na do­bie­ga­ją­ce z nie­da­le­kiej po­la­ny od­gło­sów walk… –> …nie ba­cząc na do­bie­ga­ją­ce z nie­da­le­kiej po­la­ny od­gło­sy walk

 

Wy­drą­żo­na przed ty­sią­ca­mi lat skale… –> Wy­drą­żo­na przed ty­sią­ca­mi lat w skale

 

Ma­gicz­ny­mi za­klę­cia­mi przy­wo­ła­li mi­ga­ją­ce­go kule świa­tła… –> Ma­gicz­ny­mi za­klę­cia­mi przy­wo­ła­li kule mi­ga­ją­ce­go świa­tła

 

Obaj kro­czy­li wie­dzie­ni przez ma­gicz­ną in­tu­icję. –> Obaj kro­czy­li wie­dze­ni przez ma­gicz­ną in­tu­icję.

 

Ów czar­no­księż­nik po­wziął oneg­daj mło­dzie­niasz­ka… –> Po­wziąć można ja­kieś po­sta­no­wie­nie, ale nie mło­dzie­niasz­ka.

Za SJP PWN: po­wziąć  1. «zde­cy­do­wać o czymś» 2. «za­cząć żywić ja­kieś uczu­cie w sto­sun­ku do kogoś, cze­goś»

 

Do­strzegł w nim, zwy­kłym synu kmie­cia… –> Ra­czej: Do­strzegł w nim, synu zwy­kłe­go kmie­cia

 

Ich mar­szo­wi pod po­wierzch­nią ziemi to­wa­rzy­szy­ły od­gło­say znad góry. –> Znad ja­kiej góry? Li­te­rów­ka.

 

Oczom wę­drow­ców uka­za­ła się gro­bo­wiec… –> Li­te­rów­ka.

 

przed­sta­wia­ją­cy po­stać maga w zło­tej sza­cie, dłu­giej bro­dzie… –> W jaki spo­sób mag zna­lazł się w dłu­giej bro­dzie?

Pro­po­nu­ję: …przed­sta­wia­ją­cy po­stać maga w zło­tej sza­cie, z dłu­gą bro­dą

 

Nie o sa­me­go lecz maga się roz­cho­dzi­ło, a oto czego nie chciał on… –> Lecz nie o sa­me­go maga cho­dzi­ło, a o to, czego nie chciał on…

 

– Czas do­koń­czyć to, co da­wien roz­po­czą­łem –> – Czas do­koń­czyć to, co dawno roz­po­czą­łem.

 

zwój per­ga­mi­nu, któ­rym cię ob­da­ro­wa­łem zanim nie wy­ru­szy­li­śmy z Be­lon­gi. –> …zanim wy­ru­szy­li­śmy z Be­lon­gi.

 

Gdy o tyle o pierw­szą rze­czą nie był zdzi­wio­ny… –> Gdy proś­bą o pierw­szą rze­cz nie był zdzi­wio­ny

 

Nie wia­do­mo skąd przez kryp­tę roz­darł się wiatr…–> Jak roz­dzie­ra się wiatr?

 

stała się wi­dzial­na i w końcu…pękła. –> Brak spa­cji po wie­lo­krop­ku. Ten błąd po­ja­wia się także w dal­szej czę­ści opo­wia­da­nia.

 

Przed ich oczy­ma ujaw­nił się obraz otwar­te­go sar­ko­fa­gu. –> A może ra­czej: Uj­rze­li otwar­ty sar­ko­fag.

 

Le­ża­ły w nim już mocno nad­kru­szo­ne upły­wem czasu kości… –> Le­ża­ły w nim kości, już mocno nad­gry­zio­ne zębem czasu

 

Mistrz Pur­rius nawet nie pa­trząc na świę­to­kradz­two czynu… –> Masło ma­śla­ne. Świę­to­kradz­two jest czy­nem.

 

roz­le­cia­ło się po sali ośle­pia­ją­ce świa­tło. –> W jaki spo­sób świa­tło roz­la­tu­je się po sali?

 

Lecz nie swoją…a Twoją ?! –> Brak spa­cji po wie­lo­krop­ku.

Za­im­ki pi­sze­my wiel­ką li­te­rą, kiedy zwra­ca­my się do kogoś li­stow­nie.

Zbęd­na spa­cja przed py­taj­ni­kiem, który też jest zbęd­ny.

 

ten z bez­błęd­ną zim­no­ścią wbił szty­let… –> Na czym po­le­ga bez­błęd­ność zim­no­ści?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak jeszcze czepialsko w kwestii kmieciów: kmieć w wiejskiej hierarchii to był akurat bogaty chłop, gospodarz i jakkolwiek stało się to synonimem chłopa w ogóle, w realiach fantasy kmieć raczej będzie właśnie wiejską elitą. Na dodatek oryginalnie kmieć to był dworski możny, więc jeśli realia wzorowane na średniowieczu, to w ogóle nie pasuje.

http://altronapoleone.home.blog

Właściwie mogę się podpisać pod powyższymi uwagami. Typowe fantasy, tło ma być tajemnicze, ale ich mnogość sprawia, że niedopowiedzenia bardziej uwierają niż pomagają.

Chwytaj linki, które pomogą Ci w dopracowaniu opowiadań od strony technicznej:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Co jeszcze mógłbym dodać? 

Przede wszystkim – obciąć patos. Nie udziwniać, nie silić sie na stylizację. Temu tekstowi najbardziej zaszkodziła próba uzyskania podniosłego klimatu. Niepotrzebnie, bo takie rzeczy przyjdą z czasem i doświadczeniem, jesteś, jak sam określiłeś, początkujący, masz czas. I na początek najlepiej pisać prosto, na słuch, znaczy – czytać głośno i sprawdzać, czy dobrze brzmi. Skupić się na naturalnie brzmiących dialogach, prostych opisach, bez odjechanych metafor, na pomyśle.

Masz jeszcze wiele do zrobienia, ale nie ma tragedii. Jest z Ciebie materiał! 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Piszesz:

 

Tak zakończył swój żywot Mistrz Purrius, uczeń Purpetomora, ucznia Iretoima et cetera, zabity jak wielu czarnoksiężników przez chorobliwe ambitnych adeptów czarnej magii…Tak też nastąpił czas Mistrza Demakura…

 

Demakur poważył się jednak na zabójstwo mistrza pomimo tego, że był najwyraźniej niedouczony (skoro nie wiedział nawet, że istnieje coś takiego jak zaczarowane pismo). Jeżeli wszyscy poprzedni czarnoksiężnicy czynili tak samo, to mamy najwyraźniej do czynienia z równią pochyłą wiedzy i umiejętności, wywołaną wspomnianym przerostem ambicji.

Nie porwało, ale i nie czytało się bardzo źle.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka