Profil użytkownika


komentarze: 23, w dziale opowiadań: 17, opowiadania: 7

Ostatnie sto komentarzy

Pierwotnie opowiadanie miało zostać opublikowane w Polskim Centrum BIZARRO Niedobre Literki: http://niedobreliterki.wordpress.com/ .

Zrezygnowałem jednak z tej publikacji, ale redaktorzy owego portalu już dokonali korekty, które znajdują się w tekście. Dziękuję im za to i dlatego też stwierdziłem, że powienienem o tym napisać w tym miejscu.

Jednak za wszelkie błędy i potknięcia etc. odpowiada Autor.

nie pomyślałem o takich ludziach, przepraszam!
zawsze jednak możesz potraktować to jako ćwiczenie pamięci, czy coś w tym rodzaju.

TEKELcz.1: http://www.fantastyka.pl/4,4924.html

no tak, o psychologizmach nie pomyślałem... to trudne, popracuję. Co do obowiązku - hmm, pewnie względem Ciebie. Może nie nie chcialem: po prostu pomyślałem sobie, że miło będzie zobaczyc, jak zareaguje czytelnik, gdy ulubione fragmenty skrócę do jednego zdania. Wyszlo, jak myślalem.
w sumie tyle, nie martwiłbym się.
Co do gildii i miasta: Remenvi jest, jak miasto uniwersyteckie: ludzie uczą się, przyjeżdzają na praktyki i wyjeżdzają. Nie muszą siebie sami ścinać: gdyby kaci wykonywali na sobie wyroki, to bylaby to autodestrukcja i inne miasta uznałyby ich za oszustów, którzy pod płaszczykiem prawa sami grzeszą.
Cenne uwagi, ale czasami nie wiem, czemu mam czegoś nie robić, bo argumentacja jest "nie bo nie", czyli "nie podoba mi się" (co brzmi lepiej i jest uzasadnione).
Wzór - tak, masz rację: bezsens. Ale i tak broni się opis kręgów, chociaż mogłem go skrócić. Anatomii nie będzie już, chociaż chyba nikt już nie jest ciekawy końca.
Dziękuję (druga część za tydzień plus parę dni)

miałem inne intencje przywołując symbolistów.
trudno mi tu się spierać o kompetencje, ale nawet jeśli to metoda pokazywania błędów (przecież ja bardzo chętnie wysłucham krytyki), to myślę (po tym co przeczytałem), że większość uwag jest jakimś wymysłem. Sądzę, że pisałem poprawnie (nie będę robił wykładu o "by"!), nie widzę nielogiczności, to znaczy poprawności wnioskowań (więc sądzę, że użycie tego słowa jest zwykłą erystyką): nieprecyzyjność i stylistyka może może...
Ale nie będę uzywał języka, jak cepa. Czytelniku postaraj się!!!
Dziękuję, nie chciałem być niemiły: naprawdę cieszę się, że jest ktoś, kto się stara podjąć dobrą polemikę, nawet jeśli się nie ze wszystkim zgadzam.  

W sumie nie wiem i nie zauważyłem problemów ze spacjami.
Nie wzorowałem się na Tomaszu Mannie.
Co do fabuły: zgadzam się.
W sumie juz mi nie szkoda: przegadane, chociaż chciałem opisać pewien dialog, który mi przyszedł do głowy, gdyby była rozbudowane fabuła, to dialog stałby się bardziej dodatkiem, kiedy on jest najważniejszy. Ale tu jest zgoda: fabuła jest nikła.
Staram się, by ktoś łyknął, ale widocznie preferuję inne smaki i przyprawy niż inni konsumenci.
Dziękuję.

A tak serio: jeśli chodzi o uwagę z zakończeniem - ok, jak mówię to raczej zabrudzenie, które powstało w czasie klarowania stylu. Cieszę się, że zgodziliśmy się co do kręgów, chociaż nie wiem, co nam to daje (z pewnością mogę być pewien, że osoba po drugiej stronie jest ssakiem).
Co do języka: uwagi nie są związane w ogóle z językiem, tzn. stylem lub poprawnością gramatyczną, składniową. Są to uwagi "widzi mi się", które są cenne, ale wiążą się z subiektywnym odczuwanie językowym: osobiście uważam je za beznadziejne, a uwagi bzdurne, chociaż cenię ten gest: podobnie swego czasu zrobił Izydor Lucien Ducasse (Lautreamont) pisząc "Pieśni", które miały być w zamyśle także szkicem do "poprawionych" dzieł np. Baudelaire'a (zrobił to jednak dużo lepiej...).
Dziękuję za uwagi, te cenniejsze przemyślę.
P.S. - chociaż zabrzmi to jak zakrywanie przegranej, ale mimo wszystko liczyłem na taką reakcję i oburzenie związane z opisem walki. 

Co do języka, to nie rozumiem.
Cóż: o pewność można zadbać samemu (przecież nie będę liczył i przeprowadzał załego rozwiazanie podanego równania dla czytelnika!). Nie zmienia to faktu, że jest to rzeczywiście trochę naciągany fragment, prowadzony na siłę. Kręgów szyjnych jest siedem: nic na to nie poradzę.
Co do opisu walki: najczęściej leje się krew i jest osoba, która jest mistrzem we władaniu mieczem; walka kończy się na zgonie jednej ze stron konfliktu: mało mnie to interesuje w tym opowiadaniu, dlatego jeśli się jeszcze pojawi taka potrzena, będę ją opisywał lakonicznym "Zawarli się..."etc. Jest tyle materiałów filmowych i literackich, które opisują ten proceder, że można sobie wybrać i "wkleić" (w swojej wyobraźni rzecz jasna) - przyzwalam.
Dziękuję za uwagi, postaram się lepiej.

Będę starał się, co jakiś czas dodawać następne części. Choć mam szkielet, to trudno powiedzieć w ilu się zmieszczę.

Duży projekt estetyczny! Z tego, co wiem, to z psychologicznej perspektywy bardzo ciekawe są rozważania Pawłowa na temat snów (a nie ten kłamliwy Freud!). Niestety mało o tym wiem. Rzeczywiście przykładów jest mało i są one dosyć subiektywnie dobrane, a nawet gdyby pociągnąć temat z grobem w tle, to można by było wejść na problem fobii i psychologii: chociaż, jak mówię, jest to dosyć grząski grunt szczególnie po Freudzie... Nie znaczy to, że nie powinno się tego opisać, tym bardziej że rzeczywiście tak jest, że literatura grozy jest jedną z najblizszych krewnych poezji, choćby przez tragedię (szczególnie Ajschylosa i Eurypidesa), a także współcześni eksperymentatorzy, jak James Joyce, czy William Butler Yeats odnoszą się właśnie do przeżyć związanych ze strachem. Oczywiście jest tes strach nie związany z zjawiskami nadnaturalnymi. Czytałem takie opowiadanie Elizabeth Hand "Krokusy" (w cytowanej Wielkiej Księdze Horroru), które dla mnie było wielkim zaskoczeniem, bo trudno było mi tam znaleźć coś z horroru: jest to opis bardziej pewnej anomalii w życiu człowieka niż zderzenie z "nieznanym". Dziwne opowiedanie. W ogóle problem "nieznanego" też potrzebóje opisu: myślę, że w ogóle nie istnieje coś takiego, jak "nieznane", którego sie boimy.

Dziękuję za uwagi, przydadzą się.

Problem strachu psychologicznego to duży problem, na którym niezbyt się znam. Wydaje mi sie, że "obawa, że ten obraz jest nieprawdziwy" w sumie nie wywołuje strachu. Kiedy czytamy literaturę grozy pojawiające się fikcje, które powstają przez tworzenie analogii przez twórcę, są już ustanowione: są jako materia o pewnych właściwościach. Tak mi się wydaje. Dla mnie jest już starszne, ze ktoś mógłby dotykać mojego mózgu, co dopiero jeść: i nie ważne czy to kot, czy czlowiek, czy zombie. Pomyślę jednak nad tym. Dziękuję za uwagi.

Tekst był publikowany w tutejszym Hyde Parku na ostatni "błyskawiczny konkurs". Jako, że już minął stwierdziłem, że nie będzie to nic złego, jeśli zamieszczę go też tutaj w "opowiadaniach".

ODBICIE

Motto: Czymże jest to, co tchnie ogień w równania, i stwarza Wszechświat, aby mogły go opisać?

                                                                                              Stephen Hawking

 

Zobaczyły zamknięcie, które nie pozwalało im widzieć. Ciemność powodowały jakieś wklęsłe drzwi.

            - Otwórz oczy! Nie możemy już tu czekać. Miałyśmy wyjść; trochę materii i materiałów. - powiedział wysoki głos, zwracając się ku komuś w ciemności.

            - Chyba nie wyobrażasz sobie, że ta prawie bezmasa pokraka mogłaby je uchylić! - drugi głos wyraźnie niski starał się zastukać swym nierozświetlonym ciałem w drzwi. Panowała ciemność, przez którą przelatywały z szybkością światła głoski układające się w słowa gniewu, pewnego zniecierpliwienia oraz niepewności. - Nie krzycz zresztą; wiesz, że jej tu nie ma. Musi się przebić.

            - A odbijcie się całkowicie wewnętrznie ode mnie! Czy jak tam! Zawsze tylko te wasze załamania - zabrzmiało coś jakby żart z niewidocznych ust, które tu w jakiś sposób wlazły. Gdyby nie całkowita ciemność i atmosfera niecierpliwości, z pewnością byłby to moment zażenowania.

            - Mówiłaś, że otworzysz przed chwilą! - krzyknął niski głos.

            - No chciałam, ale przeleciałam! - odpowiedziała dopiero, co przybyła. Tym razem żart zabarwiony był złośliwością. Z pewnością głos należał do bardzo małej cząsteczki, prawie nienamacalnej i niesłyszalnej w tej ciemnicy, gdzie pozostałe głosy próbowały się rozpychać.

            - Koniec! Zrozum, że nie możesz tak się szlajać, kiedy my tu nie istniejemy zamknięte. Obiecałaś, że znów coś zrobisz, by się otworzyły. Miałyśmy znów spróbować znaleźć trochę materiału, byśmy już nigdy nie musiały tu wracać. - wysoki głos zaciemnił jaśniejącą w ciemności kłótnię. - Możemy wyjść?

            - Tam nic nie ma. Szlajam się, jak mówisz, tam i tu, i jeszcze na nic się nie nadziałam! - odpowiedział głos najmniejszy.

            - No, wiesz!!! - niski głos zaczął uderzać w niewidoczne drzwi.

            - Stop, stop - wysoki i powabny strumień zdań znów odezwał się, gdzieś za próbującą żartować. - Mówiłaś, że coś tam może być. Chcemy wyjść i zobaczyć. Otwórz oczy i pozwól nam wyjść.

            - I tak wrócicie. A zresztą sama otwórz.

            - Zobaczy się.

            Otworzyły się i wszystko rozbłysło. Świat ni to przepływał, ni to się zderzał. Świat bez materii, czysta energia. Wszystkie trzy płynęły w tej monotonii elementarnych prawd, wypełniając to wszystko w niczym; gdy świat znów zaczął się zamykać.

            - No to sobie pochadzałyśmy! Taki pożytek z neutrin - niski głos zakwarkał. Przepływy bez przestrzeni zaczęły znów gasnąć. Pozostałości ich świateł zawracały w ciemności.

            - To nie moja wina, że mruga! - bezmasa towarzyszka gotowała się do bezwładnej ucieczki.

            - Dziewczyny! - wyraźnie spokojny (ten wysoki) głos zamierzał znów uspokoić atmosferę. - Nie zapominajcie, że przecież możemy się całkowicie wewnętrznie odbić. Jeśli dobrze pójdzie, to u naszego celu, jakaś myśląca materia to udowodni... Mógłby, ktoś przecież zająć się naszymi rozognionymi od samotności wzorami.

            - Cel?! Przecież znów będziemy zamknięte! - krzyknęła o niskim głosie.

            - Ale rozświetlnięte! - neutrino zniknęło, przebijając się przez spadające drzwi.

            Mimo ponownego zamknięcia, załamanie światła w gęstszej atmosferze więzienia pozwoliło na ich widoczność. Dwa głosy - niski i wysoki - znów odbijały się o ściany swojego zamkniętego oglądu. Jednak tym razem ich ciała muskały rażąc i świetlnie szurając o włókna i dziwnie pulsujące czerwone nitki. Miejsce, w którym musiały mieszkać było ohydne. Błyszczący śluz i słonawa wilgoć oblepiała całą powierzchnię ścian, a z tyłu (jeśli gdzieś tu były jakieś kierunki) widniał wąski i ciemny korytarz - nie do rozświetlenia - gdzie one nigdy nie zapuszczały się; miały jedynie odwagę - od czasu do czasu - krzyknąć w ową ciemność, by posłuchać, jak echo porusza tym okrągłym budynkiem - i chyba czymś jeszcze?

            - Przynajmniej uporałyśmy się z ciemnością na jakiś czas - wysoki głos.

            - A ta znów lata! - niski naciskał na miękką powierzchnię ściany. - Chyba rzeczywiście tam nic nie ma, oprócz wciskających się w każdą rozbłyszczoną dupę neutrin!

            - Bez przesady! Nie dość, że razicie mnie w ciemności, to obrażacie jasność, co jest poza moją ciemnością - dobiegł ich głos z kanału. Był jeszcze widoczny, mimo powolnego gaśnięcia ich ciał. - Pominę fakt, że przeczycie prawom zdrowej optyki, ale żeby przeczyć swojej egzystencji. Aktorki!

            - Chcemy stąd wyjść i przestać się bawić z tobą w suflerkę! - niski głos krzyknęła w kanał, starając się wykrzesać ostatnie rażące głoski.

            - Taka rola. Mimo to pomogę wam trochę poznać to, co w sumie jest waszym wymysłem... Grawitony.

            - Proszę? - wysoki głos stał się znów powabny. - Co to graw...

            - Coś, jak wy, ale bardziej podstawowe, choć niepewne. Z nimi powinno być trochę tej waszej materii... Pozwolę wam to znaleźć, ale pod jednym warunkiem.

            - Tak? - dwa głosy już prawie zgasły.

            - Nie spróbujecie tego dotknąć.

            Drzwi się otworzyły i znów bez-przestrzeni się rozświetliło. Tym razem głosy opuściły całość swojego zamknięcia i nastającej ciemności.  To, w czym były i czym były zaczęło razić. Wszystko gęstniało, spowalniało, jakby ktoś dosypał jakiś innych cząsteczek. Światło, jakby zaczęło opadać w nieskończoności. Miękkie stawały się coraz bardziej ziarniste.

            - Razi! - słyszały za sobą. Znów jakby wszystko zaczęło ciemnieć, choć z drugiej strony otaczało je jakieś przyciąganie: rozrywało nierozrywalne ich ciała. Starały się nie słuchać i łapać otaczającą je gęstą jasność. Aż...

            ...to, co jeszcze przed chwilą było wysokim głosem nagle stanęło na podłożu. Pojawiły się tkanki i czerwone ciecze. Wszystko się prężyło we włóknach i skórach. Podtrzymywało ją światło lepiące, następna rzecz, dziwna cząsteczka, której nie znała. Otworzyła oczy i zobaczyła to samo, co zawsze jednak tym razem rażące i bolesne.

            - Razi! Razi! - usłyszała za sobą.

            - Otworzyło i się ucieleśniło! - pojawił się również za nią piskliwy, usiłujący przedrzeźniać ten pierwszy, neutrinowy głos. - Dobra dziewczyny! Trzeba być bezmasą, jak ja, by sobie pozwolić na takie zabawy. Każda z nas zna swoje właściwości, czy jak chcecie powaby. Więc dajcie spokój! Jazda do piwnicy, a ja po staremu się tu poszwendam!

            - Razi! - nerwy jej usłyszały znów krzyk. Zdążyła tylko zmrużyć oczy i znów nastała ciemność i wilgoć starej celi. I chyba przestała czuć ciepło - następną rzecz nie do końca  niepoznaną. Gdzieś jeszcze słychać było przelatujące neutrina.

            - Otwórz oczy! - słyszała jeszcze swój wysoki głos.

 

KONIEC   

 

(od autora: Słowo zakwarkać nie jest moim pomysłem; wziąłem to z Jamesa Joyce'a)  

W sumie dziękuję za wszystkie komentarze: pomyślę i podszlifuję styl.

nie zgadzam się tylko z przestawianiem zdań: jak piszę, to myślę liniowo, choc nie koniecznie horyzontalnie.

Dziękuję.

Nowa Fantastyka