Profil użytkownika


komentarze: 23, w dziale opowiadań: 0, opowiadania: 0

Ostatnie sto komentarzy

Coś mi zjadło komentarz :< Po kliknięciu "Dodaj" strona się przeładowała i nic się nie pojawiło... A się rozpisałem... (Chociaż... może to wina, że z telefonu piszę? A to złom jeden...)

Czasami mam wrażenie, Suzuki, że lektury celowo są wybierane tak, żeby zniechęcić uczniów. A wiele lektur mi się podobało, jak moja ukochana Trylogia Sienkiewicza, komedie Moliera lub "Pan Tadeusz" i "Wesele". Było wiele średniaków o ciekawym stylu i kijowej fabule lub kompletnie odwrotnie. Były takie, co czytanie ich to była droga przez mękę, były i ciekawe i wciągające dzieła.

A idąc dalej tropem klasyki... Podoba mi się każda książka, jaką czytałem, a nie była lekturą - gatunek był bez znaczenia. Za to za Chiny Ludowe nie mogłem przebrnąć przez... "Władcę Pierścieni". Po prostu nie dałem rady - chociaż fabułę znam i uważam, że jest świetna. O dziwo jednak, "Hobbita" wspominam bardzo miło ^^

Diriad - Właśnie imbir mi pasuje, więc...

Nie powiedziałbym, że te odpowiedzi i zarzuty były przyjemne, ale racja - na Waszym miejscu zapewne zareagowałbym identycznie. I nie, nie jestem obrażony ani nic :)

Przy okazji - dziękuję za wstawiennictwo :)

Pontnik - jego kluczowym argumentem było to, że piwo rozwija komunikatywność i otwartość, a sam przyznaję, że mi tego brakuje, bo do właściciela klubu na osiemnastkę musiał zawsze on dzwonić - nie lubię wydzwaniać po obcych xD

Diriad - teoretycznie mógłbym na to pójść. Pomijam łamanie własnych zasad (a nawet doszedłem do wniosku, że gdyby nie to przekraczanie norm, to nadal skakaliśmyby po drzewach xD), bo jak tak słucham w szkole, to wielu kumpli by się chętnie ze mną napiło :D

Hmm... Brat zaczynał od Gingersa... Może to by się nadało?

Rinos, to mogłoby być ciężkie - osobiście naprzeciw "Zbrodni..." postawiłbym z litr spirytusu (to... duuużo, co nie? :D) - ja przez to nie przebrnąłem xD

A jak się do tego doda dzisiejszą zamianę warunku zaczęcia picia na zaczęcie grania w LoLa... Czytałby więcej xD

Dziecinny? Nie wiem, może. Wiem, że jestem naiwny i łatwo mnie wrobić... Tylko nie wiem, czego ma dotyczyć owa dziecinność - troski o kumpli czy złapania doła? :)

Nie wiem do końca, jak to działa, ale jeden z nich machnął kilka piw w przeciągu 10 minut... Może to przez to.

Skyrim? Szczerze mówiąc, jeszcze się z tym tytułem nie zetknąłem. Ale skoro mówicie, że fabularnie miecie, koniecznie muszę w to zagrać - w gry gram głównie dla fabuły. Dlatego też nie przeszkadzała mi dość pikselowa grafika gier spod szyldu Golden Sun - niestety, dość mało znane, bo na Game Boy Advance'a (ale są emulatory, a jakże...) - wszelkich rozmów i innych takich jest tam od groma, co wprowadza mnóstwo fabuły. Właśnie dla niej pierwsze dwie części przeszedłem chyba z dziesięć razy :) Trzecią mniej, bo dopiero rok ma i na inną konsolę, ale fabuła też świetna.

W TESa żadnego też nie miałem okazji zagrać :/ I nie wiem, jak kumpel, może grał i może zagra w Skyrima... Zobaczymy.

A wracając do tematu alkoholi (bezstronnie będzie, bez obaw - a przynajmniej mam taką nadzieję)... Wczoraj byłem na imprezie - własnej osiemnastkowej, organizowanej razem z dwoma kumplami z klasy, w tym jeden to ten, co chcę go do książek zachęcić. Gdzieś po północy z pewnych powodów złapałem doła i jestem pewien, że gdybym się napił, to o wiele lepiej bym na tym wyszedł. Z drugiej jednak strony większość kumpli przesadziła trochę z piwem - targało nimi po toalecie i przewietrzaniu się. Więc biegałem w tę i we w tę, pomagając, wspierając fizycznie i duchowo razem z jednym kumplem, który po dwóch piwach przestał i jeszcze ogarniał. Z tego wynika, że z jednej strony niepicie jest niekorzystne dla mnie, z drugiej może pomóc kumplom ;)

Drogi Krisbaumie, ja nigdzie nie napisałem, że chcę go odwieść od alkoholu. Piszę już drugi raz - przez myśl mi nie przeszło prowadzić krucjaty anty-alkoholowej. Ja bym sam z przyjemnością postawił mu browara, bo wiem, że lubi. I nie, nie uważam, że mój sposób życia jest najlepszy - biorąc pod uwagę jego całość, to praktycznie wręcz przeciwnie - chciałem jedynie trochę ubarwić jego życie. (Chociaż do ubarwiania życia właśnie takie wciąganie mogłoby się zdać...)

Mam nadzieję, że mu się odmieni. Planujemy iść na te same studia, nawet się już w 4 czy 5 zgadaliśmy na wspólne mieszkanie czy dwa. Może wtedy uda mi się jakoś na niego wpłynąć - lub, jeśli znudziłoby mu się granie, sam przerzuci się na książki.

Chyba nie miałbym nic przeciwko robieniu za kierowcę. Przynajmniej w jakiś sposób bym im się przydał.

Mam nadzieję, że, jak to ujęłaś, naturalnie jakoś to będzie. Zobaczymy, w którą stronę.

Mogę spróbować z tym czytaniem przy nim, ale z tym realnym życiem to tak średnio jest - od paru tygodni notorycznie gra z 7 innymi chłopakami z klasy w grę online - League of Legends, może ktoś słyszał. Też dlatego chcę, żeby zaczął czytać - żeby tak nie nolife'ował.

Poza tym, nie mam nic przeciwko spotkania się przy piwku - a nikomu nie przeszkadza to, że ja piję jakąś wodę lub sok. A częste rozmowy filozoficzne jakoś się nie zacinają przeze mnie. Nawet dostrzegli w tym dobrą stronę - po jakiejś mocnej popijawie miałby kto ich odwieźć do domu. Radzili mi nawet zrobienie prawka na autobus...

Ale ja przecież nie potępiam pijących! Ja nie mam nic przeciwko temu - niedawno kumplowi na 18 wódkę kupiłem. Ja nie prowadzę krucjaty anty-alkoholowej. W moim zachęcaniu nic o alkoholu nie było, to on ten warunek wymyślił.

Chciałem go tylko zachęcić, nie konwertować na fanatyka książek. Ale niestety nic nie chce wychodzić tak, jak zamierzam, jak na złość -.-

Kurka no, naprawdę nie chciałem wywrzeć takiego wrażenia. Jeszcze raz przepraszam.

Ja wiem, że jestem dziwny (gdybyście tylko wiedzieli, jak bardzo...). Ale niestety, nie ma znaczenia, co teraz powiem, bo wszystko zostanie uznane za próbę wybrnięcia... A gdybym o tym piciu-nie-piciu nie wspomniał, to nie udałoby mi się ukazać, że to tak nazwę, "ciężaru" wymagania kolegi. Ale masz rację, Berylu, nie wyszło to, jak chciałem.

A studiować chciałem informatykę.

Poza tym, jeśli kogoś uraziłem/zdenerwowałem/cokolwiek innego, przepraszam. Nie taki był mój zamiar. Chciałem się tylko dowiedzieć, jak komuś pokazać cudowność książek...

Może i narzucił sobie taką zasadę, tylko co ona miałaby mieć na celu? Bo moim zdaniem tylko ograniczanie siebie...

Poza tym, ja chciałbym mu tylko pokazać, co traci nie czytając, a nie wiem jak. (A utraty obciążania wątroby nie uważam za wielką stratę.)

A porównanie "takie se". Ktoś nie lubiący czytać może się przekonać do tego - a geja nie zmienisz, bo to tak, jakbyś mu kazał zmienić kolor skóry czy wzrost.

Berylu drogi, rozmawiasz z człowiekiem, który nigdy nie wagarował (a za pół roku maturę obala) :) Ja tak łatwo swoich postanowień i zasad nie łamię, bez obaw.

Hmm, czemu ludzie zawsze sądzą, że studia zmienią mój stosunek do alkoholu? :] Jak inni chcą, niech piją, wszystko jest dla ludzi. Ale osobiście nie czuję takiej potrzeby i, szczerze mówiąc, nie widzę w tym głębszego sensu :D

(Książki zaś... Książki rozwijają. I świetnie się je czyta.)

Aha, czyli pozostaje mi podeptać własne zasady i zacząć pić, jednocześnie udając kogoś, kim nie jestem, aby innym się podobało? Rozumiem :D

Ale serio, spróbujcie spojrzeć z mojego punktu widzenia. Postanowiłem, że nigdy nie tknę alkoholu. Jednocześnie chciałbym, żeby kolega odkrył radość z czytania (i korzyści, jak lepszy język, ortografia i inne - minusów nie dostrzegam, szczerze mówiąc). On za to próbuje zmusić mnie do przesunięcia granicy, którą sam sobie narzuciłem (a Zenuś z "Granicy" Nałkowskiej na tym kiepsko wyszedł). Może i bym spróbował, ale, znając mnie, jakbym się rozsmakował, straciłbym umiar (mogę czytać do 5 w nocy, nie zdając sobie sprawy z upływu czasu, równie długo oglądać anime lub wcinać tabliczki czekolady jedna po drugiej). Więc nawet wolę nie próbować :D

Poza tym, od razu poszerzyłby się zakres tematów, na które można rozmawiać - a i mi jest przyjemniej, jak wiem, że ktoś jak ja kocha czytać.

Aha, Suzuki - próbowałem z tym testem. Nawet go zacząć nie chciał...

Suzuki, właśnie chodzi o to, że mu podeszło. Tylko później zniechęcił się lekturami...

IpMan - niestety, nie grał. Teoretycznie mógłby, bo inny kumpel ma, ale raczej i tak nie będzie miał czasu zagrać... I tak mamy ambitny plan podrzucić mu pierwszy tom opowiadań, ale nie wiem, jak go do tego przekonać...

A nie, przepraszam, to nie Ty napisałeś ^^"

"Hmm, wybacz, ale to jest raczej standardowe podejście. Jakoś nie przypominam sobie, żeby gdzieś nieumarli zmieniali płeć po wskrzeszeniu."

Chodziło mi o to, że mówiłeś, że większość to mężczyźni. Żeby tak było, to wtedy rzeczywiście musiałbym zmieniać płeć ;)

"Mianowicie, zauważyliście, żę jak gdzieś pojawiają się nieumarli, to zwykle są mężczyznami ;)?"
I właśnie dlatego u mnie nieumarli nie sa do końca sprecyzowani, jeżeli chodzi praktycznie o wszystko - także o płeć. Czym byłeś za życia, tym będziesz po śmierci - i stąd nieumarli wzrostu i postury krasnoludów żyją wspólnie z nieumarłymi o elfich uszach (chociaż czasem mogły już odpaść w procesie gnilnym :D).

"Tyle, że jak krasnoludów przedstawisz jako nielubiące walki, to musisz poświęcić i9m ze 4 strony opisu, aby rzetelnie wyjaśnić, dlaczego tak jest."
Jeżeli masz opracowaną historię świata, to nie stanowi problemu :) Można wszystko razem ładnie opisać i wtedy już nie trzeba 4 stron na krasnoludy poświęcać. Poza tym, można to w usta jakiegoś bohatera wstawić ;]'

90% mężczyzn? A co trudnego jest w wyobrażeniu sobie olbrzymki, orczycy, trollicy...? A driady, które są z założenia rasą żeńską?

"Jak jakaś istota może zostać stworzona od początku jako nieumarły?"
Głównie to chodzo o to, że rasy tworzone było stopniowo, nie wszystkie naraz. I z założenia, były sobie wrogie. Więc Vixeren to wykorzystał, i swoją magią wskrzesił poległych w tych walkach, dając im nieskończone życie (bo Wskrzeszenie nekromatów nie ma tak wielkiej mocy, więc młodsi nie mają szans na nieskończone życie... chociaż i tak zyją długo ;]). W sumie ta długowieczność im niewiele daje, bo i tak tego, co działo się więcej, niż 200 lat temu, praktycznie nie pamiętają.
(I taka mała dygresja... Władcą nieumarłych zawsze zostaje pradawny. Przez to przez tysiąc lat mieli tylko trzech władców :D)

Hmm, jakby Ci to wyjaśnić?

U mnie nieumarli są tak jakby oddzielnymi stworzeniami, ale z racji swojej liczności zostali uznani za jako-taką rasę i mają swojego przedstawiciela u władzy. I to nie do końca się przenosi przez zarażanie... Wyjątek z książki "Tajemnice śmierci" z mojego opowiadanka :)

"Na naszym świecie istnieje wiele rodzajów życia i śmierci. Najlepszymi przykładami ich połączenia są nieumarli. Ci najstarsi, stworzeni na początku przez Vixerena [jeden z dwóch pierwszych i odwiecznych bogów, władca demonów, utożsamiany z wszelkim złem; ożywił ich dla zdobycia sobie wiernych popleczników], nie mają określonego czasu życia, nie mogą też w pełni umrzeć – gdy nadchodzi ich czas, za sprawą rany lub trucizny, po prostu zasypiają, czego, jako w pełni „zdrowi” nieumarli, nie muszą robić. Zwie się ich pradawnymi lub pierwotnymi.

Drugim rodzajem nieumarłych są tak zwani nieumarli młodsi. Są oni ożywianymi przez dowolnego nekromantę zmarłymi, którzy za życia odprawili Rytuał Trwania. Nie mają określonej długości życia, aczkolwiek ich żywotność zależy od czasu, po jakim zostali wskrzeszeni, a tym samym – stopnia rozkładu ich ciała."

Nie wiem, czy to dobrze wyjaśnia... W razie czego, pisz :)

A ja stosuję coś jeszcze innego, co de facto występuje w wielu książkach i co ja nazywam narracją trzecioosobową odpostaciową. W sumie to chodzi o to, ze narracja jest trzecioosobowa, ale myśli, wrażenia, odczucia i wnioski znane są wyłacznie postaci przewodniej danego fragmentu, np.

Oberżysta podniósł wzrok na dźwięk od dawna nie oliwionych drzwi. Ujrzał grupkę mało schludnych mężczyzn, którzy rzucali na wszystkie strony wrogie spojrzenia. "Czego oni chcą?", pomyślał. Ich wygląd nie zachęcał do zawarcia bliższej znajomości, a wręcz sugerował, że mają oni nie do końca dobre zamiary.
(z punktu widzenia oberzysty)

Oberżysta podniósł wzrok, gdy tylko grupka mało schludnych mężczyzn weszła do jego gospody. Rzucali oni wrogie spojrzenia na wszystko, co tylko mogli dostrzec. "Czego oni chcą?", pomyślał. Nie mógł wiedzieć, że jest to grupa zbójecka, okryta złą sławą i ściągająca haracz ze wszystkich okolicznych lokali. Ich herszt, zwany Kolcorękim, kiedy dostrzegł spojrzenie barmana, uśmiechnął się, czując, że nie będzie on stawiał oporu.
(brak konkretnego punktu widzenia)

Moim zdaniem lepiej brzmi ten pierwszy fragment. Gdy wiedza narratora jest ograniczona do wiedzy postaci przewodniej, nie dojdzie do sytuacji, gdy czytelnik wiedziałby coś, czego wiedzieć nie powinien. A zmiany perspektywy oddziela się wyłącznie pustą linijką i wiadomo, ze czytelnik ma się przestawić na zasób wiedzy owej innej postaci :)

"Jeśli potrafisz wymyśleć oryginalną obcą rasę, jej biologię, kulturę itd, to jak najbardziej to się liczy na plus."

W sumie to mam łącznie... 12 ras? Wiem, dużo. Większość jest, można by powiedzieć, tolkienowska, typu orkowie, krasnoludy, ale mam też rasy mniej używane (olbrzymy, centaury, driady, gnomy) lub lekko zmienione od pierwowzorów (trolle, nieumarli [trochę kontrowersyjni jako rasa, ale to ma swoje uzasadnienie], elfy). W sumie mam jeszcze jedną rasę autorską, wymyśloną od podstaw, która i tak będzie miała największą rolę ^^

"Autor pisze "ork" i czytelnicy od razu wiedzą mniej więcej o co chodzi."

Tak, ale musiałbyś jeszcze uwzględnić to, ze racja, orkowie są znani - zielonoskóre osiłki - ale co z trollami? Praktycznie w każdej odsłonie, w której je widziałem, przedstawione są inaczej, więc tu trzeba by było już opisać, chociażby pobieżnie.

"Dobrze jest, oczywiście, te schematy urozmaicać i wzbogacać."

Albo zmieniać :) Moją dewizą jest "Łammy stereotypy" i wprowadzam tak odbiegające od schematów postacie, jak niepijące i niewalczące krasnoludy ^^

"Geralt - wiedźmin, czyli wojownik-mag, Jaskier - bard, Milva - łowczyni, Angouleme - łotrzyk itd"

To ma jeszcze takie znaczenie, że niezależnie od sytuacji znajdzie się rozwiązanie. To w sumie takie "iście na rękę" bohaterom, żeby im się łatwiej wypełniało "quest główny" i żeby mogli ewentualnie wykonać każdy "quest poboczny", jeden wymagający praktycznie niewykrywalnego skrytobójcy, drugi umiejącej świetnie gotować kucharki ;)

"Dodatkowo sporo technikaliów, jak np. wyjaśnienie skąd magowie czerpią moc"

Dobre wyjaśnienie nie jest złe, ale ważne, żeby nie przesadzić w druga stronę - gdy starasz się coś wyjaśnić za bardzo, np. działanie magii lub jej możliwości w zależności od nieskończonej ilości czynników, wtedy wychodzi taki "pseudouczony" bełkot i wygląda to jeszcze sztuczniej niż bez uzasadnienia. Trzeba umieć znaleźć złoty środek.

Ja w sumie też tak mam, że swojsko brzmiące nazwy do wszelkiego fantasy mi nie leżą. Pisząc, oczywiście umieszczam takie, które wymawia się, jak są napisane. Mam też system imion dla danej rasy i staram się, aby był oryginalny ;)

I dochodzę do wniosku, że ciężko czasami uniknąć patetyzmu. Oczywiście, sam staram się momentami rozładowywać napięcie tekstami bohaterów. A dziwne wydarzenia typu zaklęcie przydatne tylko w jednym momencie lub zachowania stereotypowe są komentowane pod tym względem przez główną bohaterkę, która w sumie jest dość mocno oczytana :D

Co z tego, że bohater „jest sierotą"? Da się wybrnąć. Co z tego, że jest Wybrańcem(tm)? Może to przecież totalnie zlekceważyć. Ocalenie świata nie musi być główną przyczyną wędrówki, to przecież może być potraktowane jako „misja dodatkowa" do głównego celu, jakim może być odnalezienie starożytnego przepisu na nalewkę arbuzową xD Mnogość ras? To akurat jest często potrzebne do fabuły (np. u mnie) i jest jej podstawą.
Można by tak długo wymieniać, ale nawet utarte stereotypy i schematy da się znieść, jeżeli książka jest ciekawa. Chociaż... Ja w sumie cierpię (no dobra, to nie jest cierpienie ^^) na taką przypadłość, że podoba mi się każda książka fantasy, jaką przeczytam, więc schematy mi nie przeszkadzają.

Nowa Fantastyka