- Hydepark: Rodzaje narracji - zaproszenie do dyskusji.

Hydepark:

Rodzaje narracji - zaproszenie do dyskusji.

Witam szanownych internautów, oraz internautki.

Chciałbym poruszyć dziś sprawę narratorów w opowiadaniach i powieściach. A właściwie, to zapytać was, który z narratorów bardziej wam odpowiada. Czy jest to narrator trzecioosobowy, o którym mówimy, że jest wszechwiedzący i wszechobecny (nie będę tego rozwijał, każdy na pewno wie, o cho chodzi)? Czy też pierwszoosobowy?

Ja osobiście nie mam nic, przeciwko temu drugiemu, ale jestem raczej przychylny temu pierwszemu. Większość z książek, które mam w swojej biblioteczce, jest właśnie tak napisana i mojej serce nie może do końca przekonać się do prowadzenia powieści z perspektywy pierwszej osoby. Wyjątkiem w moim skromnym zbiorze jest tylko "Chorągiem Michała Archanioła", pana Przechrzty, a także "Sztejer", pana Forysia.

A jak jest z wami? Zapraszam do wypowiadania się.

Komentarze

obserwuj

Bardzo to jest zawężające, nie wiem też czemu pokutuje stwierdzenie, że trzecioosobwy narrator jest wszechwiedzący i wszechobecny. Często jest, ale przecież nie zawsze, a nawet osmielę się stwierdzić, że ciekawiej jest kiedy nie jest :)

Nie preferuję przy czytaniu jakiegokolwiek rodzaju narracji, ważne żeby stanowiła ona całość z utworem. Natomiast zauważam, że najprościej pisze mi się w trzeciej osobie, ale to wcale nie znaczy, że najlepiej ;)

Poza tematem -- co wy tak z tymi "zaproszeniami do dyskusji"? To chyba raczej logiczne, że hajdpark nie jest działem publicystycznym, więc to raczej zbędne.

Do tematu: Kusi mnie, żeby napisać, że wolę kiedy narracja jest prowadzona z trzeciej osoby, a narrator jest wszechwiedzący. Bo i zazwyczaj takie teksty czyta mi się najlepiej. Czasem jednak spotyka się takie utwory, które bez narracji jednoosobowej dużo by straciły.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Jako osoba pisząca, zwykle wolę narrację trzeciosobową. Z prostej przyczyny, ławiej wtedy przeskakiwać między postacami, przekazać odczucia innych osób, nie mówiąc o tle i "mechanice" świata przedstawionego (kiedy robimy pierwszosobowym, łatwo wpaść na czymś takim, że postać sama sobie wyjaśnia zasady rządzące światem, w którym żyje). Ale czasem mielę w głowie pomysł i nagle sobie uświadamiam: tu się aż prosi, żeby postać sama o tym opowiadała. Wtedy biorę pierwszoosobowego i nie przeczę - kilka moich ulubionych wypocin własnych tak właśnie powstała.

Jako czytelnik (i odbiorca, bo narrator nie li w książkach występuje), działam na zasadzie "zaskocz mnie". Tyle fajnych rzeczy można pokombinować w temacie narracji, że z utęsknieniem witam kombinacje w tym względzie. Niekoniecznie zawsze to wychodzi, ale jak wyjdzie, to efekt rażenia jest ogromny. Lubie też bardzo narratora nierzetelnego, albo jak ujawnia się na końcu zaskakująco tożsamość narratora.

Narracja pierwszoosobowa jest najłatwiejsza do napisania, skupie sie tylko na jednej osobie jednocześnie, i treba tylko pamiętać o zasadzie psychologicznego prawdopodobieństwa.
Jeśli chodzi o czytanie... myślę, że narracja auktoralna jest najciekawsza ;)

Zawsze stosuję narrację, w której narrator - że się tak wyrażę - nie istnieje. A konkretniej, uznaję że jest kamerą, którą ktoś włożył w wydarzenia dziejące się w opowieści.

Kategorycznie unikam wszelakich metafor, "wstawek odautorskich", generalnie wszystkiego, co wciska do opisów subiektywizm autora (subiektywizm ląduje natomiast w dialogach). Czyli jak gdzieś było wielkie drzewo, to było to po prostu "wielkie drzewo", a nie "leśny monument Matki Natury, pnący swoje gargantuiczne, obfitujące w zieleń liści konary ku Słońcu, niczym poskręcane dłonie prastarego olbrzyma". Książka/opowiadanie ma być równie łatwo przyswajalna co film, czytelnik nie powinien nawet czuć, że czyta.

Jeśli pojawiają się jakieś myśli postaci, to wyraźnie sygnalizuję to słowami "pomyślał", "przeszło mu przez myśl" itp. Żadnych "płynnych przejść" w narracji i kropka.

 

Kompletnie nie rozumiem natomiast narracji pierwszoosobowej w fantasy/sci-fi dziejących się w "innym świecie". Gdzie tu jest, kurde, logika? Narracja pierwszoosobowa to ZAPIS czegoś. Pamiętnika, listu, czegokolwiek - i wtedy jest ok. Ale jeśli są to po prostu jakieś "myśli", które wzięły się na tej kartce/książce nie wiadomo jak i nie wiadomo skąd, a postać opowiadająca żyje w jakichś Forgotten Realms albo w roku 2348293734... no to o co tu chodzi? Skąd to się "u nas" wzięło? Zachowajmy chociaż te pozory realizmu, naprawdę... Inaczej klimat zostaje dla mnie doszczętnie zarżnięty już na starcie.

A już najbardziej absurdalne są opowiadania pierwszoosobowe, w których główny bohater/narrator umiera na końcu...

Narracja pierwszoosobowa jest najłatwiejsza do napisania
A moim zdaniem najtrudniejsza - trzeba się bardzo pilnować by nie wyjść poza to, co nasz bohater wiedzieć powinien. A pamiętajmy, że jako autorzy wiemy o naszym świecie wszystko (albo chociaż powinniśmy ;). Bardzo łatwo jest tutaj się zapomnieć i wprowadzać opisy, emocje innych, których nasz bohater znać nie powinien.
Ja dobrze się czuję pisząc w trzeciej osobie. Ale podczas czytania żadna narracja mi nie przeszkadza, byle była umiejętnie poprowadzona.

@ANGEGARDIEN
Właśnie to skupienie na jednej jedynej osobie jest tym, co czyni narrację pierwszoosobową najtrudniejszą. Najłatwiej zerwać wtedy zawieszenie niewary. WSZYSTKO co się pojawia, musi być przefiltrowane przez osobowość, poglądy, ograniczenia, język i myśli jednej osoby. Jeśli nie jest ona figurantem, biernym obserwatorem wydarzeń (a to szybko robi się nudne), albo stuprocentowym awatarem autora, to pisanie pierwszoosobowe wymaga większego nakładu pracy, żeby być wiarygodnym.

@Mortycjan
Podejście "kamerkowe" ma swoje zalety. Przede wszystkim zapędza czytelnika do ruszenia głową i dopowiedzenia sobie wszystkiego, czego nie dostał "odautorsko", za pomocą własnej wyobraźni. Ale ma też zagrożenia. Największym jest chyba to, że może nam wyjść "proza beżowa", czyli niedopisana, posiadająca za mało opisów, sucha, a przez to po prostu nudna. To wszystko zależy oczywiście od indywidualnego stylu, ale niektórzy autorzy akurat nabierają skrzydeł jak im się pozwoli na ten "subiektywizm", jak to określiłeś.

Natomiast co do postulatu realizmu i zapisowości prozy pierwszoosobowej... Hmm... może jestem odosobnionym przypadkiem, ale mi zupełnie nie przeszkadza wstępne założenie, że oto nagle wskoczyliśmy do czyjejś głowy i mamy do czynienia z zapisem myśli, który w żaden realistyczny sposób nie przekłada się na "źródło pisane". Więcej, nawet coś takiego lubię. Może dlatego, że w prawdziwym życiu do czyjejś głowy nie wskoczę. :)

 albo stuprocentowym awatarem autora

Niestety, wiiększość właśnie tak podchodzi do pisania w narracji pierwszoosobowej. I dopiero wtedy robi się naprawdę nudno...  

Tak btw, wszyscy tylko pierwsza, trzecia, pierwsza, trzecia... a przecież istnieje również narracja drugoosobowa. Czyli ta z gier paragrafowych (i, może, opowiadań experymentalnych). 

Niestety, wiiększość właśnie tak podchodzi do pisania w narracji pierwszoosobowej
Nie wydaje mi się.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Tak naprawdę to wszystko zależy od sposobu napisania. Np. zazwyczaj ciężko mi strawić teksty pisane w czasie teraźniejszym. A w powieści fantasy czy s-f to już w ogóle. Ale np. "Nie przed zachodem słońca" Johanny Sinisalo czytało mi się świetnie, chociaż narracja jest tam równie szalona, jak tematyka powieści ;) Pierwsza osoba, każdy rozdział pisany z innej perspektywy, do tego teksty udające artykuły w gazecie czy w sieci... Po tej książce trochę zmieniłam zdanie co do narracji pierwszoosobowej w czasie teraźniejszym. Wszystko można, byle umiejętnie ;)

Wyjątkowo dobrze wspominam narrację pierwszoosobową z wielu perspektyw w "Pieśni oberżysty" Petera Beagle'a, i bezosobową z "Lodu" (ale pomysł był nienowy, bo zerżnięty od Stachury, tylko podany w bardziej łatwostrawnej formie).

@Mortycjan
Fakt, ale ona właśnie jest mało wykorzystywana w literaturze, raczej w mediach interaktywnych (i reklamie często). Niby zapewnia ona immersję, w sensie, że jest skierowana bezpośrednio do odbiorcy, ale w przypadku powieści to oddziaływanie jest ciężko zbudować.

Wyjątkiem może być taka naciągana  instancja, że narrator jest drugoosobowy, ale narracja jest kierowana do postaci występującej w książce, nie do czytelnika. Z perspektywy odbiorcy wygląda to jak drugoosobówka.  Przychodzi mi też na myśl inna faux-drugoosobowa narracja. Pierwszoosobowa, ale postać opisuje wydarzenia tak, jakby kierowała ten opis do ciebie. Przykład kryminalny na biegu: detektyw jest bohaterem i z jego perspektywy obserwujemy akcję, ale relacjonuje on wydarzenie np. w taki sposób: Wchodzisz do pokoju i od progu czujesz smród zgnilizny. Gdy żyjesz w tym mieście, to dla ciebie normalka bla bla bla bla.

Ale może przekombinowałem ;)

@M.Bizzare

Coś jak "Szkolenie" Pilipiuka? Stary grabarz szkoli/mówi do swojego ucznia-czytelnika, "odpowiada" na zadawane pytania itp.

Faktycznie, to było kiepskie. Tylko nie wiem, czy dlatego, że taka narracja, czy to po prostu Pilipiuk...

Mniej więcej coś takiego.

Druga osoba w narracji literackiej to jednak jest chyba przede wszystkim zabawa dla postmodernistów (np. Palahniuk w "Dzienniku", co skacze sobie między rodzajami narracji) i dla tych, którzy bawią się z tzw. czwartą ścianą. Pisanie w tym stylu z zachowanie spójności i z efektem musiało by być strasznie upierdliwe.

"Widzisz grupkę zbirów zamierzających zgwałcić twoją towarzyszkę:
1. przyłączasz się do nich
2. zdzierasz z niej ubranie
3. nie robisz nic, by za chwilę dołączyć do nich"

Wtedy to się nazywa psychozabawa :D

"Widzisz grupkę zbirów zamierzających zgwałcić twoją towarzyszkę:
1. przyłączasz się do nich
2. zdzierasz z niej ubranie
3. nie robisz nic, by za chwilę dołączyć do nich"
A gdzie jakaś wersja z magnumem .357, zbirami wzbogaconymi o kilka dodatkowych otworów i piękną dziewoją płączącą na twoim ramieniu?

A ja stosuję coś jeszcze innego, co de facto występuje w wielu książkach i co ja nazywam narracją trzecioosobową odpostaciową. W sumie to chodzi o to, ze narracja jest trzecioosobowa, ale myśli, wrażenia, odczucia i wnioski znane są wyłacznie postaci przewodniej danego fragmentu, np.

Oberżysta podniósł wzrok na dźwięk od dawna nie oliwionych drzwi. Ujrzał grupkę mało schludnych mężczyzn, którzy rzucali na wszystkie strony wrogie spojrzenia. "Czego oni chcą?", pomyślał. Ich wygląd nie zachęcał do zawarcia bliższej znajomości, a wręcz sugerował, że mają oni nie do końca dobre zamiary.
(z punktu widzenia oberzysty)

Oberżysta podniósł wzrok, gdy tylko grupka mało schludnych mężczyzn weszła do jego gospody. Rzucali oni wrogie spojrzenia na wszystko, co tylko mogli dostrzec. "Czego oni chcą?", pomyślał. Nie mógł wiedzieć, że jest to grupa zbójecka, okryta złą sławą i ściągająca haracz ze wszystkich okolicznych lokali. Ich herszt, zwany Kolcorękim, kiedy dostrzegł spojrzenie barmana, uśmiechnął się, czując, że nie będzie on stawiał oporu.
(brak konkretnego punktu widzenia)

Moim zdaniem lepiej brzmi ten pierwszy fragment. Gdy wiedza narratora jest ograniczona do wiedzy postaci przewodniej, nie dojdzie do sytuacji, gdy czytelnik wiedziałby coś, czego wiedzieć nie powinien. A zmiany perspektywy oddziela się wyłącznie pustą linijką i wiadomo, ze czytelnik ma się przestawić na zasób wiedzy owej innej postaci :)

Powiem tak - narracja pierwszoosobowa to wyższa szkoła jazdy. Najcięższy rodzaj narracji, bo wypadałoby przy tym unikać nadmiernego eksponowania emocji. Ja zwyczajnie nie lubie czytać długich wywodów o przygodach wewnątrz głowy osoby mówiącej :)

A lubie narrację trzecioosobową, ale kiedy narrator nie jest wszechwiedzący i wszechobecny.

Wow, just wow.

Czasem człowiek już myśli, że nic co wyskoczy z Internetu go nie rozwali. A jednak. Wpływ nieobecności Tolkiena na froncie II wojny na dobór narracji trzecioosobowej? WTF.

A nie prostszym wyjaśnieniem byłoby to, że opowieści o charakterze epickim, z tuzinami postaci i przeplatającymi się wielowarstwowymi wątkami po prostu nie za bardzo się opyla pisać w pierwszej osobie (nie mówiąc o tym, że byłoby to męczące i samoograniczające), bo nijak nie przystaje do rozmachu fabuły? Nie mówiąc o tym, że mityczno-legendarna stylizacja, do której Tolkien lubił, z zasady pierwszoosobowej narracji nie przewiduje? Trzeba w to od razu wojnę mieszać (zwłaszcza, że Tolkien zwykle odcinał się od uznawania WP za jakąkolwiek parafrazę II WŚ)?

@M.Bizzare, trocko

Czyżbyśmy czytali innego "Władcę Pierścieni"...? Przecież Tolkien pisał PIERWSZOOSOBOWO.
"Książka ta w znacznej mierze poświęcona jest hobbitom i z jej kartek dowiedzą się czytelnicy wiele o ich charakterze, a trochę też o ich historii. (...) Tę wcześniejszą opowieść oparłem na najstarszych rozdziałach Czerwonej Księgi, napisanych przez Bilba, pierwszego hobbita, który zdobył sławę w szerszym świecie; (...) Wielu czytelników zechce może jednak dowiedzieć się więcej o tym godnym uwagi ludzie już na samym początku tej opowieści, niektórzy zaś mogą nie posiadać wcześniejszej książki. Dla tych właśnie czytelników zamieszczam tu kilka uwag dotyczących ważniejszych spraw zaczerpniętych z zachowanych źródeł, traktujących o hobbitach; przypominam też pokrótce przebieg wcześniejszej wyprawy. "
- z "Prologu".
Nie wspominając o używanych przez niego porównaniach z rodzaju "uruk'hai gnał jak rozpędzony pociąg". We Władcy mamy przykład najłatwiejszej (z punktu widzenia pisarza) narracji wszech czasów - czyli pisarz jako narrator jawny, tak jakby Tolkien siedział przed nami na bujanym krześle, pykał z fajki i sam opowiadał całą historię. We współczesnej fantasy takie coś nie ma prawa bytu i z miejsca zostanie zakwalifikowane jako "nieklimatyczne" (widać to zwłaszcza tutaj, gdy ktoś użyje współczesnego słowa w opowiadaniu fantasy). 

Ja osobiście w moich opowiadaniach preferuję perspektywę pierwszoosobową z trzecioosobowymi wstawkami. Łatwiej się pisze, no i można od czasu do czasu bezkarnie wrzucić przemyślenia postaci na jakiś temat.

Tolkien wchodzi w pierwszą osobę tylko wtedy gdy opowiada i staje się bajarzem. 

No, to faktycznie "tylko". 

De facto Mortycjan ma rację. Osoba narratora jest jasno określona, jest to opowieść przekazywana przez niego osobiście, pojawiają się wtręty od niego i ogólna konwecja baśni/epopeji, użyta jako klamra, też to jasno wskazuje. Narracja jest pierwszoosobowa, a że technicznie wychodzi z tego trzecia osoba w przedstawieniu wydarzeń to już inna sprawa (narrator nie jest uczestnikiem historii, więc jakby inaczej miał ją przekazywać). I tak kwestia tyczy się właśnie ukazania losów postaci (perspektywa własna vs. z punktu widzenia narratora nieuczestniczącego), więc nie jest to naprawdę kwestia do dalszego omawiania.

@trocko

Przeczytaj swój wpis jeszcze raz. Jest kompletnie niepoukładany, bardzo dziwny, i ja jak go czytam, to wręcz wyciągam wniosek, że Tolkien narzucił perspektywę trzeciosobową, bo siedział w fotelu, a nie w okopie. Wiem, że Hyde Park to luźna dyskusja, ale porządek w formułowaniu myśli pomaga uniknąć właśnie takiej nadekspresywnej reakcji, jaką zademonstrowałem. A że nie musiałem, to inna sprawa, no ale cóż, szybka reakcja nie równa się przemyślana reakcja, nie?

Jest kompletnie niepoukładany, bardzo dziwny, i ja jak go czytam, to wręcz wyciągam wniosek, że Tolkien narzucił perspektywę trzeciosobową, bo siedział w fotelu, a nie w okopie. 

Nie wspominając o tym, że w pierwszej światowej właśnie uczestniczył... 

I światowej w to nie mieszam, bo była mowa o okresie pisania WP. Wiadomo, że Tolkien wobec II Wojny Światowej miał określoną postawę, krytykował wojnę totalną, Nazizm (vide otoczka wydawania Hobbita w III Rzeszy) i komunizm. Ale zaprzeczał on mniemaniom krytyków, że WP jest alegorią tej wojny i należy go odnosić bezpośrednio do niej, zresztą najwokalniej chyba we wstępie do drugiej edycji WP (o ile się nie mylę, ten wstęp pojawia się w polskich edycjach, np. w zniesławionym tłumaczeniu Łozińskiego).  Nadal podtrzymuje, że wybór stylu narracji zależał li wyłącznie od konwencji opowieści, co dopowiedział Mortycjan.

I na tym kończę swój pochopny udział w tym segmencie dyskusji. Nie ma co już bardziej rozwijać wątku i flejmować.

Tolkien pisał w trzeciej osobie. Co z tego, że we wstępie przemawia w swoim imieniu?
Albo po raz kolejny nie uchwyciłem Twojego, Mort, przesłania, pomimo oczojebnie grubej czcionki. Albo zbyt mało mam subtelny umysł, aby dostrzec ironię. Bo w Tolkiena wgryzałem się dość mocno i dogłębnie, a narrację pierwszoosobową dostrzegłem tylko w "Listach od świętego Mikołaja". A i wtedy nie zawsze. Nawet najbardziej osobiste opowiadanie T., "Liść, dzieło Niggle'a", jest trzecioosobowe.

Skoro zaś temat Tolkiena jest poruszany - narracja wyjątkowo dobrze prowadzona jest w "Hobbicie", gdzie pomimo obecności wszechwiedzącego narratora cały czas obserwujemy Bilba, to, co robi i to, co myśli, i są tylko dwie sceny w całej książce, gdzie Bilba nie ma (pierwsza: przesłuchanie Thorina przez króla elfów, druga: atak Smauga na Dale; bez obu książka mogłaby się obyć). Gdy Bilbo zasypia albo traci przytomność, autor opuszcza zasłonę. Jak dla mnie - najlepsza forma trzecioosobówki. Jeśli dobrze rozumiem, właśnie to jest narrator niewszechwiedzący i niewszechobecny, o którym ktoś wyżej pisał.

Nie wyobrażam sobie dobrej książki bez osobistego stylu autora. Pratchetta czytałem dla wyjątkowego stylu. Nawet Kinga, którego nie lubię, cenię za swoistość języka. Bezwyrazowe relacjonowanie nawet w książce dokumentalnej się nie sprawdza. Język sprawia, że opowieść się dzieje, nie sama opowieść. Film to też nie tylko obraz. Kamerzysta nie zrobi niczego sam. Nawet, jeśli ma scenariusz gotowy i przemyślany. 

@Ajwenhoł
Kwestia tego, jaką definicję narracji pierwszoosobowej uznajemy - czy jest to uczestnik wydarzeń przedstawionych, czy po prostu określona osoba, ale niekoniecznie biorąca udział w opowieści. 

OK, rozumiem, o co Ci chodzi.

Ponieważ od lat uczę o tym, dam wam krótką lekcję prowadzenia narracji.

Po pierwsze: 3 os., czas przeszły lub teraźniejszy - ta narracja daje dystans, czytelnik jest obserwatorem, który sobie obserwuje, że "on poszedł, ona usiadła, oni pobili się" Albo: "On idzie. Wchodzi do mieszkania. Czuje igłę na szyi. Osuwa się na podłogę." Itd. Tu sobie, czytelniku, obserwujesz. Nie musisz się angażować.
Po drugie: 2 os., czas przeszły lub teraźniejszy - w tej narracji ktoś ciebie, czytelniku, prowadzi za rączkę. "Idziesz ciemnym korytarzem. Czujesz strach. Kiedyś też tak szedłeś. Potknąłeś się. Upadłeś. Usłyszałeś głos." Itd. Tu jesteś zaangażowany osobiście i nie masz wyboru (rzadko się tej narracji używa, bo wielu czytelników wkurza, że nie maja wyboru, a muszą się angażować).
Po trzecie: 1 os. czas przeszły lub teraźniejszy - tutaj ktoś, mówiąc obrazowo, łapie cię, czytelniku, za guzik i nawija: "Wtedy to zobaczyłem. Strach odebrał mi mowę. Nie mogłem się ruszyć." Lub - w czasie teraźniejszym - jeszcze mniej dystansu, jak gdyby ktoś szeptał ci, czytelniku, do ucha: "Widzę to. Nie mogę wydobyć głosu. Nie mogę się ruszyć." Itd. Tu zachodzi taki przypadek, że jak tego kogoś, kto do ciebie gada, polubisz, albo cię zaciekawi, to go wysłuchasz. Ale jak cię znudzi, powiesz mu (i autorowi, który tej narracji używa), żeby spadał.

Jak widzicie, sekret tkwi w stopniu zdystansowania opowieści w stosunku do czytelnika. I w stopniu zaangażowania czytelnika, jaki chcemy osiągnąć. Jeśli chcemy mówić czytelnikowi wprost do ucha, dobra będzie narracja w pierwszej osobie w czasie teraźniejszym. Jeśli chcemy, żeby czytelnik czuł się, jak ktoś, kto siedzi naprzeciw nas i w każdej chwili może się wyłączyć - narracja w 3 os. w czasie przeszłym będzie idealna. Jeśli chcemy włóczyć czytelnika, jak np. Michael Faber w "Szkarłatnym płatku i białym" albo VanderMeer w "Podziemiach Veniss", wtedy zakładamy mu obrożę ze smyczą w postaci narracji w 2 os. w czasie przeszłym lub teraźniejszym i dopóki nam się ze smyczy nie zerwie - jest nasz.

Poza tym: jest kilka, a może już kilkanaście teorii narratologicznych. Wszystkie wielce ciekawe, ale większość wydumana. Na początek, jeśli nie chcecie strawić życia na zgłębianiu tego tematu, wystarczy wiedzieć to, co powyżej napisałem.
 

Jakubie a mógłbyś przybliżyć jakąś dla przykładu? Bo ciekawa jestem ;)

Poza tym: jest kilka, a może już kilkanaście teorii narratologicznych. Wszystkie wielce ciekawe, ale większość wydumana. Na początek, jeśli nie chcecie strawić życia na zgłębianiu tego tematu, wystarczy wiedzieć to, co powyżej napisałem.
Ja się przyłącze do prośby lady madder, bo tak na dobrą sprawę to chyba wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z takiego stanu rzeczy, jaki opisałeś.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Kochani, Google waszym przyjacielem. ;)

Zerknijcie choćby tu: hasełko z wikipedii. 

Ciekawa książka też wyszła niedawno, "Demon teorii. Literatura a zdrowy rozsądek" Antoine'a Compagnona. Notka o tej książce (też z netu): "Co to jest literatura? Jaki jest związek między literaturą i autorem? Jaki jest związek między literaturą a rzeczywistością? Jaki jest związek między literaturą a czytelnikiem? Jaki jest związek między literaturą a językiem? Aby istniała literatura, niezbędnych jest pięć elementów: autor, książka, czytelnik, język oraz odniesienie. Do tego trzeba dodać dwie kwestie, które sytuują się nie całkiem na tej samej płaszczyźnie, a odnoszą się właśnie do historii i krytyki: jakie hipotezy stawiamy na temat zmiany, ruchu, ewolucji literackiej, oraz wartości, oryginalności, istotności literackiej? Ktokolwiek otwiera jakąś książkę, ma te pojęcia na uwadze. Książka Demon teorii, opublikowana w roku 1998, stała się we Francji wielkim wydawniczym sukcesem - ukazała się nawet w wersji kieszonkowej. Klarowność i kompletność wykładu, wyważone opinie i erudycja połączona z lekkością stylu sprawiają, że Demona teorii czyta się jak fascynującą opowieść o odwiecznych zmaganiach teoretyków z materią literacką."

Myślę, że to na jakiś czas zaspokoi wasz głód teorii. :)

Pozdrówka.

Narracja auktorialna (narrator wszystkowiedzšcy, neutralny):

Ludzie pracowali od rana, kiedy tylko słońce zaczęło spijać rosę z trawy i zwierzęcej sierœci. Długie, wiszšce prawie do ziemi kozie runo należało starannie wyczesać zgrzebłem, a kłaczki wełny zebrać do worków. Kóz nie strzyżono tak jak owiec. Wyczeski wędrowały w kobiece ręce, a spod ich zręcznych palców wychodziły następnie wełniane szale niezrównanej delikatnoœci, które można było przewlec przez pierœcionek, albo płaszcze słynne w całej prowincji – ciepłe, a jednoczeœnie tak lekkie, że się ich prawie nie czuło na ramionach.

(Ewa Białołęcka „Naznaczeni błękitem”)

Narracja auktorialna (narrator wszystkowiedzšcy, ale zdradza swoje podejœcie do opisywanych elementów):

Biel rysowała obwódki wypukłym ornamentom bramy wiodšcej do starej secesyjnej kamienicy przy Roosevelta 5. Zimne pierzynki pojawiały się też na chodnikach i jezdniach, puszyły się na kioskach zapchanych prasš i na ohydnych budkach z hot-dogami oraz zapiekankami czy batonami Milky Way i Snickers. [...] Trawnik przed Operš œwiecił niepokalanš płaszczyznš w blasku jodowych lamp ulicznych, a na szczycie operowego dachu, ponad klasycznym tympanonem, górował zielonkawy Pegaz z wdzięcznie uniesionym kopytkiem. Œnieg uformował Pegazowi dwa stożki na rozpostartych skrzydłach, a na łbie usypał komicznš czapeczkę.

I padał dalej.

(Małgorzata Musierowicz „Pulpecja”)

Narracja auktorialna (narrator zwraca się bezpoœrednio do czytelnika):

Dom ów nazywano „Domem Gribojedowa”, ponieważ jego właœcicielkš była niegdyœ jakoby ciotka pisarza Aleksandra Gribojedowa. Była jego właœcicielkš czy też nie była – tego dokładnie nie wiemy, zdaje się nawet, że Gribojedow nie miał żadnej ciotki-posesjonatki... Dom ów wszakże takie nosił miano. Co więcej, pewien blagier moskiewski opowiadał, że jakoby na pierwszym piętrze tego domu, w okršgłej sali kolumnowej, znakomity pisarz miał czytać tej właœnie rozpartej na kanapie ciotce fragmenty „Mšdremu biada”. A zresztš, diabli to wiedzš, może i czytał, nie jest to takie ważne!

(Michaił Bułhakow „Mistrz i Małgorzata”)

Narracja personalna (z punktu widzenia postaci, emocjonalnie):

Ranek był słoneczny, ale diablo chłodny. Triss obudziła się zziębnięta, niewyspana, ale uspokojona i zdecydowana. (...)

Komnatka Ciri była wiernš kopiš kwater wiedŸminów. Nie było tu praktycznie nic poza zbitym z desek łóżkiem, stołkiem i kufrem. Na drzwiach wisiała skóra olbrzymiego szczura ze wstrętnym łuskowatym ogonem. Triss zwalczyła w sobie chęć, by zerwać œmierdzšce paskudztwo i wyrzucić je przez okno.

(Andrzej Sapkowski „Krew elfów”)

Narracja personalna z wplecionymi myœlami postaci:

Patrycja odstawiła ciężki budzik i kulšc się zapaliła małš lampkę, by poszukać szlafroka. U-uuu, ależ zimno! Lodowaty chłód przeniknšł jš całš, od bosych pulchnych stóp po czubek głowy spowitej w złote loczki. Trzeba się ubrać. Nie warto już nawet wchodzić pod kołdrę, i tak niedługo zadzwoni któryœ z budzików.

Rozejrzała się teraz, szukajšc ciepłych skarpet. Niczego tu nie można było znaleŸć, doprawdy, po porzšdkach, do jakich zapędziła młodsze siostry rozgoršczkowana narzeczona. Musiały tuż przed Œwiętami doprowadzić swój pokój do stanu nieludzkiego zaiste ładu. Ida kazała im nawet wymienić przepalony nieznacznie abażurek oraz wycerować dywanik przed łóżkiem! (Kompletny idiotyzm).

(Małgorzata Musierowicz „Pulpecja”)

Dalej, jeszcze dalej! Koń, który zbyt długo dreptał niemrawo za wozem, niesie radoœnie i szybko, szczęœliwym pędem, biegnie płynnie, mięœnie grajš między udami, wilgotna grzywa chlaszcze po twarzy. Dalej, koniku, nie czuj wędzidła ni munsztuka, dalej, w cwał, w cwał, ostro, ostro! Wiosna!

(Andrzej Sapkowski „Krew elfów”)

Barak nie był pusty. Kręciło się w nim kilku żołnierzy, jacyœ ludzie, sšdzšc po strojach, służšcy. Nikt jednak nie zamierzał jej szykanować. Wskazano jej pomieszczenie za przepierzeniem gdzie mogła, cała czerwona ze wstydu, ale sama, zdjšć wreszcie bogato zdobionš suknię i włożyć... O Bogowie! Krótkš tunikę ze zgrzebnego płótna, króciutkš spódniczkę ze Ÿle wyprawionej skóry, która (co za poniżenie...) nie sięgała jej nawet do połowy ud, sandały i coœ w rodzaju pancerza (czy oni w tym wojsku naprawdę nie wiedzš co to pancerz?) zrobionego ze zszytych nierówno kawałków... skóry!!! No może nabijanej spiżowymi ćwiekami, ale skóry! Przecież to nawet... A, mniejsza z tym! Gorzej, że cały ten strój był najwyraŸniej przewidziany dla chłopca.

(Andrzej Ziemiański „Achaja”)

Narracja personalna-gawędziarska:

Gospodarz, domowy chochlik, dziadek Fieokist Stiepanycz, wpuœcił goœcia, ale, żeby być szczerym, bez entuzjazmu.

No bo i z czego tu się cieszyć? Przybyły zgoła nie przypominał chochlika torebkowego. Chudy, rozczochrany, wymięty, niezadbany, i patrzył jakoœ tak ponuro. Niedobrze patrzył. [...] Domowy był pulchny i kudłaty, wyglšdał tak, jak powinien wyglšdać domowy dziadek w bogatym mieszkaniu, i częstujšc goœcia, wyraŸnie przechwalał się swojš sytuacjš – oto, jak można syto sobie żyć, nawet częstować możemy.

(Dalia Truskinowskaja „W torebce nie ma życia”)

Narracja samym dialogiem:

– Umaluję sobie oczy, dobrze? Z czego się œmiejesz? Ty zawsze malujesz sobie oczy. Ja też chcę!

– Dobrze. Masz, pocieniuj tym powieki. Ciri, nie zamykaj obojga oczu, nic nie widzisz, mażesz się po całej buzi. WeŸ odrobinkę i tylko muœnij powieki. Muœnij, mówiłam! Pozwól, trochę rozetrę. Zamknij oczy. A teraz otwórz.

– Ooooo!

– Jest różnica? [...] Teraz weŸ kredkę, obrysuj cieniutko górnš powiekę, przy samych rzęsach. Ciri, co ty robisz?

– Nie œmiej się! Powieka mi drży! To dlatego!

– Rozchyl lekko usta, przestanie drgać. Widzisz? Gotowe.

(A. Sapkowski „Krew elfów”)

Narracja pierwszoosobowa:

Tydzień już, jak znajdujemy się w letnim obozie. Jak zwykle burdel. Nie ma co żreć, œpimy na gałęziach, ogniska rozpalać nie wolno. A wczoraj, jako posiłki, przysłali Glaurunga. Też mi wsparcie. Dla ekonomii jego też nie karmiš. Smok się sam wyżywi. No i żywi się, psi syn, wszystkim, co mu się pod paszczę napatoczy. Dziœ rano napatoczył się pišty oddział. Uratował się tylko Warhuk. Zwiemy go teraz Jškała.

(Farit Achmedżanow „Dziennik pewnego orka”)

I wie pan, to było wieczorem, prawie wszyscy już poszli, ale ja zostałem. Nie wiem dlaczego, po prostu chciałem być przy nim. Otępiały byłem od tego wrzasku, głowa mnie bolała. Po jakimœ czasie człowiek przestaje zauważać. Przynajmniej tak mu się wydaje. To schodzi na plan dalszy, ale co jakiœ czas pulsuje. Myœli uciekajš, rwš się. Jak we œnie, kiedy ma się goršczkę. Więc stałem z boku i patrzyłem. Tak tępo, bezmyœlnie. Pamiętam ten widok, jak on stoi na tle mauzoleum. Wtedy budowę już ukończono i bryła kopca była podœwietlona. Jej trójkšt górował nad Jubilatem, a potężne reflektory strzelały z Błoń w niebo, zaznaczajšc ostre krawędzie budowli. I właœnie pamiętam ten jego profil na tle mauzoleum. Oœwietlony reflektorami z dołu, bo przecież mury Wawelu też sš podœwietlone. Teraz wszystko się podœwietla. Patrzyłem, jak powoli oddycha, jak co chwila unosi głowę i patrzy w niebo.

(Wit Szostak „Miasto grobów”)

Zmiędzy przeœcieradeł, zmiędzy pergaminów wyłania się nikt inny jak Masłoska. Może wycišgnęła mnie właœnie z szuflady, otworzyła kopertę, położyła sobie na stół, siedzi i patrzy. A jak zacznę się ruszać, to ona we wrzask i trzaœnie mnie jakšœ ksišżkš. Tyle jeszcze kojarzę, że to ona. Lecz muszę to powiedzieć, iż ona wyglšda gorzej jeszcze ode mnie, o matko. Że ja wyglšdam być może Ÿle, to jest logika, zwišzki przyczynowo skutkowe w przyrodzie, lecz dlaczego ona. Spuchnięta czajna tałn, dostała pracę w Berlinie Zachodnim i robi się na Japonkę, ostatnio płacze sobie trochę w wolnych chwilach o mój wypadek, by bardziej wyglšdać egzotycznie. Och, ależ mi cię żal, moja piękna, niby ty mi to wszystko wyrzšdziłaœ, lecz ja ci przebaczam, porozumienie ponad podziałami, ja odeszłem, lecz to nie znaczy, iż ty również masz o to płakać, upijać się flegaminš i robić sobie zamach na kable.

(Dorota Masłowska „Wojna polsko-ruska pod flagš biało-czerwonš”).

Narracja pierwszoosobowa mniej emocjonalna, bardziej opisowa:

Nim opadły za wozem wrota baraku, ujrzałem jak w myœliwcu obracajš się turbiny, buchnšł spodeń brudny wiatr, wiry cienia, na ich krzywych słupach maszyna podniosła się chybotliwie na pięć, osiem, dziesięć metrów, wówczas pilot odpalił główne silniki i Wiesel uderzony stożkiem obrzydliwie białego ognia runšł w gruboziarnisty monochrom wiecznie zachmurzonego nieba Mroku, w ciasnym zakręcie tnšc przestrzeń nad opadajšcym już na platformie megawindy wahadłowcem, z wahadłowca jedynie szary statecznik wystawał nad ziemię.

(Jacek Dukaj „Serce Mroku”)

O szlag, rozwailło kodowanie. No to bez pliterek:

Narracja auktorialna (narrator wszystkowiedzacy, neutralny):

 

Ludzie pracowali od rana, kiedy tylko słonce zaczeło spijac rose z trawy i zwierzecej siersci. Długie, wiszace prawie do ziemi kozie runo nalezało starannie wyczesac zgrzebłem, a kłaczki wełny zebrac do worków. Kóz nie strzyzono tak jak owiec. Wyczeski wedrowały w kobiece rece, a spod ich zrecznych palców wychodziły nastepnie wełniane szale niezrównanej delikatnosci, które mozna było przewlec przez pierscionek, albo płaszcze słynne w całej prowincji - ciepłe, a jednoczesnie tak lekkie, ze sie ich prawie nie czuło na ramionach.

(Ewa Białołecka "Naznaczeni błekitem")

 

Narracja auktorialna (narrator wszystkowiedzacy, ale zdradza swoje podejscie do opisywanych elementów):

 

Biel rysowała obwódki wypukłym ornamentom bramy wiodacej do starej secesyjnej kamienicy przy Roosevelta 5. Zimne pierzynki pojawiały sie tez na chodnikach i jezdniach, puszyły sie na kioskach zapchanych prasa i na ohydnych budkach z hot-dogami oraz zapiekankami czy batonami Milky Way i Snickers. [...] Trawnik przed Opera swiecił niepokalana płaszczyzna w blasku jodowych lamp ulicznych, a na szczycie operowego dachu, ponad klasycznym tympanonem, górował zielonkawy Pegaz z wdziecznie uniesionym kopytkiem. Snieg uformował Pegazowi dwa stozki na rozpostartych skrzydłach, a na łbie usypał komiczna czapeczke.

I padał dalej.

(Małgorzata Musierowicz "Pulpecja")

 

Narracja auktorialna (narrator zwraca sie bezposrednio do czytelnika):

 

Dom ów nazywano "Domem Gribojedowa", poniewaz jego włascicielka była niegdys jakoby ciotka pisarza Aleksandra Gribojedowa. Była jego włascicielka czy tez nie była - tego dokładnie nie wiemy, zdaje sie nawet, ze Gribojedow nie miał zadnej ciotki-posesjonatki... Dom ów wszakze takie nosił miano. Co wiecej, pewien blagier moskiewski opowiadał, ze jakoby na pierwszym pietrze tego domu, w okragłej sali kolumnowej, znakomity pisarz miał czytac tej własnie rozpartej na kanapie ciotce fragmenty "Madremu biada". A zreszta, diabli to wiedza, moze i czytał, nie jest to takie wazne!

(Michaił Bułhakow "Mistrz i Małgorzata")

 

 

Narracja personalna (z punktu widzenia postaci, emocjonalnie):

 

Ranek był słoneczny, ale diablo chłodny. Triss obudziła sie zziebnieta, niewyspana, ale uspokojona i zdecydowana. (...)

Komnatka Ciri była wierna kopia kwater wiedzminów. Nie było tu praktycznie nic poza zbitym z desek łózkiem, stołkiem i kufrem. Na drzwiach wisiała skóra olbrzymiego szczura ze wstretnym łuskowatym ogonem. Triss zwalczyła w sobie chec, by zerwac smierdzace paskudztwo i wyrzucic je przez okno.

(Andrzej Sapkowski "Krew elfów")

 

 

Narracja personalna z wplecionymi myslami postaci:

 

Patrycja odstawiła ciezki budzik i kulac sie zapaliła mała lampke, by poszukac szlafroka. U-uuu, alez zimno! Lodowaty chłód przeniknał ja cała, od bosych pulchnych stóp po czubek głowy spowitej w złote loczki. Trzeba sie ubrac. Nie warto juz nawet wchodzic pod kołdre, i tak niedługo zadzwoni którys z budzików.

Rozejrzała sie teraz, szukajac ciepłych skarpet. Niczego tu nie mozna było znalezc, doprawdy, po porzadkach, do jakich zapedziła młodsze siostry rozgoraczkowana narzeczona. Musiały tuz przed Swietami doprowadzic swój pokój do stanu nieludzkiego zaiste ładu. Ida kazała im nawet wymienic przepalony nieznacznie abazurek oraz wycerowac dywanik przed łózkiem! (Kompletny idiotyzm).

(Małgorzata Musierowicz "Pulpecja")

 

Dalej, jeszcze dalej! Kon, który zbyt długo dreptał niemrawo za wozem, niesie radosnie i szybko, szczesliwym pedem, biegnie płynnie, miesnie graja miedzy udami, wilgotna grzywa chlaszcze po twarzy. Dalej, koniku, nie czuj wedzidła ni munsztuka, dalej, w cwał, w cwał, ostro, ostro! Wiosna!

(Andrzej Sapkowski "Krew elfów")

 

Barak nie był pusty. Kreciło sie w nim kilku zołnierzy, jacys ludzie, sadzac po strojach, słuzacy. Nikt jednak nie zamierzał jej szykanowac. Wskazano jej pomieszczenie za przepierzeniem gdzie mogła, cała czerwona ze wstydu, ale sama, zdjac wreszcie bogato zdobiona suknie i włozyc... O Bogowie! Krótka tunike ze zgrzebnego płótna, króciutka spódniczke ze zle wyprawionej skóry, która (co za ponizenie...) nie siegała jej nawet do połowy ud, sandały i cos w rodzaju pancerza (czy oni w tym wojsku naprawde nie wiedza co to pancerz?) zrobionego ze zszytych nierówno kawałków... skóry!!! No moze nabijanej spizowymi cwiekami, ale skóry! Przeciez to nawet... A, mniejsza z tym! Gorzej, ze cały ten strój był najwyrazniej przewidziany dla chłopca.

(Andrzej Ziemianski "Achaja")

 

Narracja personalna-gawedziarska:

 

Gospodarz, domowy chochlik, dziadek Fieokist Stiepanycz, wpuscił goscia, ale, zeby byc szczerym, bez entuzjazmu.

No bo i z czego tu sie cieszyc? Przybyły zgoła nie przypominał chochlika torebkowego. Chudy, rozczochrany, wymiety, niezadbany, i patrzył jakos tak ponuro. Niedobrze patrzył. [...] Domowy był pulchny i kudłaty, wygladał tak, jak powinien wygladac domowy dziadek w bogatym mieszkaniu, i czestujac goscia, wyraznie przechwalał sie swoja sytuacja - oto, jak mozna syto sobie zyc, nawet czestowac mozemy.

(Dalia Truskinowskaja "W torebce nie ma zycia")

 

 

Narracja samym dialogiem:

 

- Umaluje sobie oczy, dobrze? Z czego sie smiejesz? Ty zawsze malujesz sobie oczy. Ja tez chce!

- Dobrze. Masz, pocieniuj tym powieki. Ciri, nie zamykaj obojga oczu, nic nie widzisz, mazesz sie po całej buzi. Wez odrobinke i tylko musnij powieki. Musnij, mówiłam! Pozwól, troche rozetre. Zamknij oczy. A teraz otwórz.

- Ooooo!

- Jest róznica? [...] Teraz wez kredke, obrysuj cieniutko górna powieke, przy samych rzesach. Ciri, co ty robisz?

- Nie smiej sie! Powieka mi drzy! To dlatego!

- Rozchyl lekko usta, przestanie drgac. Widzisz? Gotowe.

(A. Sapkowski "Krew elfów")

 

 

Narracja pierwszoosobowa:

 

Tydzien juz, jak znajdujemy sie w letnim obozie. Jak zwykle burdel. Nie ma co zrec, spimy na gałeziach, ogniska rozpalac nie wolno. A wczoraj, jako posiłki, przysłali Glaurunga. Tez mi wsparcie. Dla ekonomii jego tez nie karmia. Smok sie sam wyzywi. No i zywi sie, psi syn, wszystkim, co mu sie pod paszcze napatoczy. Dzis rano napatoczył sie piaty oddział. Uratował sie tylko Warhuk. Zwiemy go teraz Jakała.

(Farit Achmedzanow "Dziennik pewnego orka")

 

I wie pan, to było wieczorem, prawie wszyscy juz poszli, ale ja zostałem. Nie wiem dlaczego, po prostu chciałem byc przy nim. Otepiały byłem od tego wrzasku, głowa mnie bolała. Po jakims czasie człowiek przestaje zauwazac. Przynajmniej tak mu sie wydaje. To schodzi na plan dalszy, ale co jakis czas pulsuje. Mysli uciekaja, rwa sie. Jak we snie, kiedy ma sie goraczke. Wiec stałem z boku i patrzyłem. Tak tepo, bezmyslnie. Pamietam ten widok, jak on stoi na tle mauzoleum. Wtedy budowe juz ukonczono i bryła kopca była podswietlona. Jej trójkat górował nad Jubilatem, a potezne reflektory strzelały z Błon w niebo, zaznaczajac ostre krawedzie budowli. I własnie pamietam ten jego profil na tle mauzoleum. Oswietlony reflektorami z dołu, bo przeciez mury Wawelu tez sa podswietlone. Teraz wszystko sie podswietla. Patrzyłem, jak powoli oddycha, jak co chwila unosi głowe i patrzy w niebo.

(Wit Szostak "Miasto grobów")

 

 

Zmiedzy przescieradeł, zmiedzy pergaminów wyłania sie nikt inny jak Masłoska. Moze wyciagneła mnie własnie z szuflady, otworzyła koperte, połozyła sobie na stół, siedzi i patrzy. A jak zaczne sie ruszac, to ona we wrzask i trzasnie mnie jakas ksiazka. Tyle jeszcze kojarze, ze to ona. Lecz musze to powiedziec, iz ona wyglada gorzej jeszcze ode mnie, o matko. Ze ja wygladam byc moze zle, to jest logika, zwiazki przyczynowo skutkowe w przyrodzie, lecz dlaczego ona. Spuchnieta czajna tałn, dostała prace w Berlinie Zachodnim i robi sie na Japonke, ostatnio płacze sobie troche w wolnych chwilach o mój wypadek, by bardziej wygladac egzotycznie. Och, alez mi cie zal, moja piekna, niby ty mi to wszystko wyrzadziłas, lecz ja ci przebaczam, porozumienie ponad podziałami, ja odeszłem, lecz to nie znaczy, iz ty równiez masz o to płakac, upijac sie flegamina i robic sobie zamach na kable.

(Dorota Masłowska "Wojna polsko-ruska pod flaga biało-czerwona").

 

Narracja pierwszoosobowa mniej emocjonalna, bardziej opisowa:

 

Nim opadły za wozem wrota baraku, ujrzałem jak w mysliwcu obracaja sie turbiny, buchnał spoden brudny wiatr, wiry cienia, na ich krzywych słupach maszyna podniosła sie chybotliwie na piec, osiem, dziesiec metrów, wówczas pilot odpalił główne silniki i Wiesel uderzony stozkiem obrzydliwie białego ognia runał w gruboziarnisty monochrom wiecznie zachmurzonego nieba Mroku, w ciasnym zakrecie tnac przestrzen nad opadajacym juz na platformie megawindy wahadłowcem, z wahadłowca jedynie szary statecznik wystawał nad ziemie.

(Jacek Dukaj "Serce Mroku")

 

Jak  mówiłem, że teoryjek jest mnóstwo. Achika ładnie to zasygnalizowała. Mogła dać jeszcze z pięć razy więcej rodzajów narracji, ale i to, co dała, pokazuje dobitnie, że teoryjek jest wiele. QED. 

Osobiście wolę narrację pierwszoosobową... Czytając (lub pisząc) opowiadanie w tej postaci, mogę całkowicie i bez reszty zapaść się (wczuć) w osobę lub rzecz opisującą bieg wydarzeń... Jej uczucia stają się prawdziwe i wyraziste. Mogę ocenić czy w danej sytuacji były słuszne lub nie. ;D

Wolę, jak autor dba o uczucia i wrażenia czytelnika, nie własne. Ale musiałbym zobaczyć tekst, żeby ocenić efekt.

Ja najbardziej lubię narrację pierwszoosobową. Czytać, znaczy się, bo pisząc, ogranicza. trudno pisać o czymś, co dzieje się pod nieobecność głównego bohatera, gdy jest on nieobecny.
Trzecioosobowa też nie jest zła.
Ciekawa byłaby też narracja drugoosobowa. W horrorze szczególnie;)

trudno pisać o czymś, co dzieje się pod nieobecność głównego bohatera, gdy jest on nieobecny - ...?
A tak przy okazji... to jak można pisać o czymś w czym nie uczestniczył bohater w narracji pierwszoosobowej?

"A tak przy okazji... to jak można pisać o czymś w czym nie uczestniczył bohater w narracji pierwszoosobowej?"

Ha, to właśnie jedna z pułapek tej narracji. :-) Oraz narracji trzecioosobowej personalnej, którą stosowała na przykład Rowling w cyklu o Harrym P. - w pierwszych trzech tomach świetnie się to sprawdzało, bo pozwoliło czytelnikowi wczuć się w bohatera, który niewiele wie o oglądanym świecie, w kolejnych częściach przyjęta konwencja, że autorka opisuje tylko to, co Harry osobiście widzi i slyszy, stawała się coraz bardziej ograniczająca i zmuszała pisarkę do (niekiedy bardzo sztucznych) wybiegów w rodzaju podsłuchanej rozmowy w lesie, z której bohater dowiaduje się czegoś ważnego.

Oczywiście można zrobić i tak jak Grzędowicz w "Panu Lodowego Ogrodu" (i nie tylko on, ten rodzaj pisania jest ostatnio coraz bardziej popularny), dzieląc tekst na fragmenty w narracji pierwszoosobowej i inne, z trzecioosobowym narratorem.

Byłabym ostrożna z mówieniem o kunszcie narracyjnym książki, którą znamy tylko z przekładu. Wiadomo, tłumaczenia są jak kobiety - albo piękne, albo wierne.

1) Kto z przekładu, to z przekładu...

2) Jaki jest wpływ przekładu na ukazywanie wydarzeń tylko z punktu widzenia bohatera? (bo mnie się wydaje, że żaden, ale mogę się mylić).

3) W którym miejscu wspominałam o kunszcie?

Przekład ma olbrzymi wpływ na odbiór literatury. Widać nigdy nie spotkałaś się ze złym przekładem? Tom lloyd napisał sagę, nad której pierwszym tomem "Siewca burzy" - piałam, ale przy drugim zmienił się tłumacz i nie dałam rady przeczytać 100 stron.

Oczywiście można zrobić i tak jak Grzędowicz w "Panu Lodowego Ogrodu" (i nie tylko on, ten rodzaj pisania jest ostatnio coraz bardziej popularny), dzieląc tekst na fragmenty w narracji pierwszoosobowej i inne, z trzecioosobowym narratorem.

Albo jak mój "ulubiony" Pierumow, który w swojej "Ziemi bez radości" miesza wszystkie rodzaje narracji, pierwszoosobową w czasie przeszłym i teraźniejszym, trzecioosobowa personalną i auktoralną, a do tego niektóre rozdziały składają się wyłącznie z dialogów, jak w sztuce teatralnej. I wychodzi z tego takie pomieszanie z poplataniem, ze w pewnym momencie przestałam rozumiec "kto mówi".

Jan Potocki napisał "Rękopis znaleziony w Saragossie", polecam ją z tego względu, że niektórzy uważają ją za pierwszą powieść fantasy w polskiej literaturze, ale nie o tym chciałam. Otóż autor zastosował kompozycje szkatułkową, gdzie toczy się akcja, a bohater spotyka kogoś, kto zaczyna opowiadać, w opowieści pojawia się kolejny bohater, który opowiada, dalej w jego opowieści ktoś też coś opowiada i tak w kółko. Można się nieźle zakręcić :D zwłaszcza, kiedy Potocki wraca do samego głównego bohatera :D

@Dreammy
To "Ziemię bez radości" warto w ogóle czytać? Pierumowa "Pierścień mroku" przeczytałem, całkiem przyzwoita trylogia, ale za to dwa pierwsze tomy "Kronik Hjorwardu" mocno mnie zniechęciły: czytając "Śmierć bogów" miałem wrażenie, że uczestniczę w sesji RPG (i to jeszcze w jakimś powergamingu, Potężne Zaklęcia pokonywane przez Jeszcze Potężniejsze Zaklęcia - czyli to, co jak dla mnie w fantastycznym mainstreamie najgorsze), a przy "Wojowniku wielkiej ciemności" zwyczajnie się nudziłem. Pierumow dobrze zaczyna, a potem gubi wątki, nie domyka motywów, zbyt wiele próbuje rozwiązać - hop,siup - jakimś potężnym zaklęciem. Widziałem ostatnio "Ziemię bez radości" w taniej księgarni, myślałem, żeby kupić i mieć na półce całą trylogię... Ale jeśli ma się okazać lepsza niż dwie pierwsze...

Owszem, mnóstwo razy sptkałam się ze złymi przekładami, ale wytłumacz mi, w jaki sposób jakoś przekładu ma wpłynąć na rodzaj zastosowanej narracji? Jeżeli u Rowling oglądamy wszystko oczami Harry'ego, to u Polkowskiego również będziemy oglądali wszystko oczami Harry'ego.

Kto chce mieć przegląd narracji pod ręką, niech się w "Ulissesa" Joyce'a zaopatrzy. Oraz w np. "Zero" albo "Urazy mózgu", których autorką jest Kathe Koja, oraz - to moje ulubione - "Fale" i "Pani Dalloway" Virginii Woolf. Fajnie narrację miesza też zawsze Palahniuk. A już taki Leopold Buczkowski w "Kamieniu w pieluszkach" jest nie do pobicia (i - dla wielu - zrozumienia). ;)

Nowa Fantastyka