Profil użytkownika


komentarze: 6, w dziale opowiadań: 5, opowiadania: 1

Ostatnie sto komentarzy

@Finkla Właśnie taką mam koncepcję – Lovecraftowskie “zło” atakuje poprzez obłęd, szaleństwo. A istniejąca uprzednio choroba psychiczna chroni przed szaleństwem dopadającym ofiary figurki “Cthulhu” wykutej z diabelskiego kamienia. Bohater jednak przyjeżdża do Gdańska zdrowy. Od kiedy staje on na orbicie wpływu figurki (spotyka się z dziewczyną pracującą w miejscu, gdzie leży figurka), zaczyna go powoli, kęs za kęsem zjadać szaleństwo – promieniujące od kamienia. A on swoimi decyzjami pcha się jeszcze bliżej – przez relację z archeolożką i wizytę w instytucie.

 

Z kolei jego była z ostatniego aktu jest osobą chorą psychicznie w “tradycyjny” sposób, jest chora zanim napotyka figurkę, więc kamień nie ma na nią wpływu, bo nie można już “bardziej oszaleć”.

 

Nieścisłe może wydawać się jak kochanka bohatera się uchowała, pracując w pokoju gdzie leży figurka. Jak dla mnie wpływ kamienia na osobę tak racjonalną, materialistyczną i ateistyczną mógł być minimalny – no ale tego w tekście nie zawarłem :)

 

Dzięki, że kontynuujesz dyskusję :D

Dziękuję za przemiłe komentarze!

 

@Finkla – może za mało podkreśliłem, że bohater od pierwszej nocy w Gdańsku powoli popada w szaleństwo. Dziwne sny, nieracjonalne zachowania czy sytuacje (małe – szloch po stracie przypadkowej kochanki, średnie – kradzież zabytku, wielkie – natrafienie na samochód kultystów). Aż kończy w szpitalu dla obłąkanych.

A sama figurka jest właśnie tym “diabelskim kamieniem”, który sam wybiera sobie ofiary: bohater był akurat odpowiednio wrażliwy i romantyczny, jego kochanka zbyt racjonalna i twardo stąpająca po ziemi. A jej koleżanki przecież już jakiś czas nikt na wydziale nie widział, praca naukowa leży rozgrzebana… ;)

 

@ManeTekelFares – cieszę się, że zmotywowałem Cię do pisania! Dialogi to trochę moja Achillesowa pięta, wciąż nad tym pracuję.

Dzięki za komentarze! Opisy miast mi wychodzą, bo umieszczam akcje tam gdzie bywałem, mam też fioła na punkcie architektury ;)

 

Co widzicie rozczarowującego w zakończeniu?  Mało mroczne, krwawe, przemocowe? Za mało rozwinięta postać Marysi?

 

Jest przycięte, po kulminacji w torpedowni była jeszcze scena z lekarzem i ratownikiem, którzy odsyłają wyłowionego szaleńca do Warszawy i nagle dostają zgłoszenie o wypadku statku na Zatoce. I ostatni akapit, w którym Marysia jedzie pociągiem, już się nie wstydzi choroby, bierze leki mimo krzywych spojrzeń ludzi. Zdaje się w jakiś sposób panować nad mrocznymi wizjami i 'rybim odorem' które za nią podążają ale jej nie prześladują. Z pomocą tych zjawisk dziewczyna podświadomie przepędza z przedziału śmiejących się z niej kolesi.

 

Ogólnym pomysłem było ukazanie, że osoby chore psychicznie są odporne na szaleństwo sprowadzane przez Cthulhu, któremu ulegają 'normalni' ludzie, jak główny bohater. I tylko szaleńcy mają szanse w spotkaniu z Przedwiecznym, są niewrażliwi na jego broń, bo nie można dwa razy oszaleć.

Najobszerniej i po naszemu jest chyba tu:

http://magazynkaszuby.pl/2018/10/demony-kaszubskie-czesto-widuje-je-lesie/

 

No i oczywiście u samego Aleksandra Labudy w książce “Bogowie i duchy naszych przodków”.

 

Można też napisać do kaszebsko.com albo magazynkaszuby.pl – myślę, że z chęcią pomogą :)

 

Generalnie mam wrażenie, że mumocz to taki odpowiednik słowiańskiego utopca vel wodnika, więc z opowieści o nich też można czerpać inspiracje.

Dziękuję za komentarze! To prawda, oryginalnie opowiadanie wyszło na 50k znaków i musiałem je ciąć. Wyleciał cały akapit z zakończenia, sny też są mocno zubożone. Ale cieszę się, że nadal tekst budzi zainteresowanie! ;)

Nowa Fantastyka