- Opowiadanie: kielbass - Chmura

Chmura

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Chmura

 

1

 

Wśród kilkunastopiętrowych bloków idzie chłopak, zaledwie dwudziestoletni. Zwykły niczym nie wyróżniający się do tej pory z tłumu. W jednej ręce niesie torbę pełną zakupów, w drugiej telefon. Czeka na jego odzew, czeka aż ktoś do niego zadzwoni.

 

Dookoła wszyscy krzątają się jakby bez celu, jak mrówki, którym wsadzi się kij w mrowisko. Z tą jednak różnicą, że one nie opuszczają swojego domu. Mieszkańcy miasta zbierają wszystko co mają i wrzucają do samochodów, aby odjechać jak najdalej stąd. W wiadomościach mówią, że jeszcze został niecały tydzień. Sporo czasu, ale prawie wszyscy się śpieszą. Jedynie chłopak spokojnie zmierza do swojego mieszkania.

 

Dotarł w końcu do bloku, w którym mieszka. Nie lubił windy i zawsze wchodził schodami, na szóste piętro. Otworzył drzwi w kuchni i tam zostawił zapasy. Wygrzebał z torby butelkę piwa i usiadł w salonie przed telewizorem. Jak zwykle od kilku tygodni leciały wiadomości. Tym razem konferencja prasowa z ministerstwa obrony.

 

– Dlaczego wojsko nie zostanie by nas ochronić? – pytała dramatycznie jedna z dziennikarek.

 

– Proszę pani, powtarzam to po raz setny – odpowiedział jej zdenerwowany minister. -Wojsko czeka na granicy na przybycie Chmury. Ich zadaniem jest spowolnienie, o ile to możliwe. Widzieliście co się stało w Ameryce Północnej? Śladu po USA już nie ma, nasza armia ugra dla nas tyle czasu ile się da, na nic więcej nie możemy sobie pozwolić. Tylko bóg może nas teraz uratować – przeżegnał się i wyszedł bez słowa.

 

Chłopak wstał i wyszedł do kuchni. Zgłodniał. Postawił wypitą do połowy butelkę piwa na stole, po czym wygrzebał z torby chleb i pasztet. Rozległ się znany mu dźwięk zwiastujący, że ktoś chce z nim rozmawiać. Klasyczny dzwonek z Nokii niósł się donośnie między ścianami. Chłopak podszedł do telefonu, spojrzał na wyświetlacz i nacisnął zielony przycisk.

 

– Czarek? – odezwała się jego dziewczyna, Ola.

 

– Tak, czekałem na telefon…

 

– Jedź z nami, proszę.

 

– Nie, wiesz, że nie wierzę w to co mówią.

 

– Wiem, ale mówiłeś też, że… – głos jej zamarł, i między nimi zapadła cisza. – Jutro wyjeżdżamy o dwunastej. Ojciec powiedział, że cię weźmiemy. Proszę…

 

– Nie, przepraszam to silniejsze od wszystkiego co znam.

 

– Od naszej miłości też?

 

Ola się rozpłakała, a Czarek zbierał słowa.

 

– Do zobaczenia, Olu.

 

Rozłączył się po czym zaczął robić sobie kanapki. Z pokoju obok dobiegały głosy kolejnej rozmowy na ten sam temat, koniec świata. Bóg nas każe. Trudno, pomyślał, coś trzeba oglądać.

 

2

 

Sala wykładowa była pełna. Poza ostatnimi w semestrze wykładami, profesor Kotarski nie widział takich tłumów. Wszystkie miejsca były zajęte, cała wolna powierzchnia wokoło także. Jedynie podest na którym stał profesor był pusty. Nawet w drzwiach stali ludzie, chcący wysłuchać dzisiejszego wykładu, prawdopodobnie ostatniego.

 

– Profesorze – zapytała jedna ze studentek siedzących w głębi sali. – Czym jest Chmura?

 

Kotarski postukał w mikrofon, żeby sprawdzić czy aby na pewno działa.

 

– Moi drodzy, nikt nie wie co to tak naprawdę jest. Istnieje wiele teorii na ten temat. Najgorsze jest to, że każdy kto miał z nią styczność niestety nie żyje. Co wyklucza jakiekolwiek badania. Są jednak pewne teorie jak już wcześniej powiedziałem. Wiemy na pewno, że Chmura wywołuje impuls elektromagnetyczny, który powoduje… – wskazał na jednego ze studentów.

 

– Niszczy wszystkie elektryczne urządzenia?

 

– Dobrze, powoduje zwarcie i wszystko się psuje. Dlatego nie mamy, żadnych nagrań. Jedynie zdjęcia satelitarne. Pewnie je już widzieliście, ale w ramach przypomnienia, pokażę wam.

 

Na ścianie wyświetliła się ogromna mapa ziemi.

 

– To jest dzień przed jej pojawieniem się. Teraz dzień po…

 

Zdjęcie na ścianie niewiele się zmieniło, poza pewnym małym szczegółem. Czarną plamą zasłaniającą niemal połowę Ameryki Północnej.

 

– Chmura jak wiecie podążała na południe. Ale nie wiecie, że na te tereny, które pierwsze zostały przykryte Chmurą, polecieli badacze. To jest, a raczej było tajne. Ja też tam byłem.

 

Po sali przeleciały szumy poruszenia jakie wywołały słowa profesora.

 

– Wylądowaliśmy na lotnisku. Samoloty stały na swoich pasach, dookoła nie było ludzi. Szliśmy dalej i ciągle pustka. Nikt nie przeżył, nie było nawet śladów zniszczeń. Miasto wyglądało jakby wszyscy po prostu wyjechali. Przypuszczamy z dozą wysokiego prawdopodobieństwa, graniczącego z pewnością, że wszyscy zginęli. Ciał nie było – na chwilę zadumał się, – kolejne pytanie?

 

– Myśli pan, że to może bóg zesłał na nas koniec świata?

 

– Nie wiem kto to zesłał, wiem jednak, że jeśli szybko nie odkryjemy jak z tym – wskazał na mapę świata – walczyć, to koniec świata jest bliższy niż nam się to wydaje. Jeszcze pytania?

 

3

 

Panuje jeszcze mrok, niedługo nastanie ranek i słońce wzejdzie ukazując to co ukryte.

 

Przez las ile sił w silniku pędzi ciężarówka, a zaraz za nią kilkadziesiąt takich samych. Wszystkie jadą w identycznym kierunku, na granicę. Barwy oraz tablice rejestracyjne zaczynające się na literę U zdradzają ich wojskowe pochodzenie. Każda z nich wiezie żołnierzy, gotowych by bronić granic kraju. Nie wiedzą z czym będą mieli do czynienia, lecz dostali jasny rozkaz: utrzymać pozycję. Początkowo mieli aż dwa dni na pożegnanie się z rodzinami i przygotowanie do podróży. Plan niestety uległ zmianie, gdy niespodziewanie Chmura znalazła się tuż przy granicy. Wszelki kontakt z zachodnimi sąsiadami się urwał. To było jakieś trzy godziny wcześniej. Wszystkie jednostki dostały rozkaz natychmiastowej mobilizacji i utrzymywania przypisanych im pozycji.

 

Pierwsze na miejsce zjechały ciężarówki z miejscowości nadgranicznych. Szybko rozbiły obóz i rozpoczęły przygotowania do obrony. Wszyscy byli skupieni na wykonaniu planu i przygotowani na najgorsze. Nikt z nikim nie rozmawiał, tylko wykonywał polecenia przełożonych.

 

Powoli na horyzoncie pojawia się słońce. W swoim blasku oświetla krzątających się żołnierzy, przygotowujących pozycje obronne. Gdzieś w oddali widać nadjeżdżające ciężarówki i wyładowujących się z nich żołnierzy, którzy również zaczną w pośpiechu przygotowania. Na zachód od ich pozycji jednak nie pojawia się słońce. Ciemność panuje tam i doskonale widać ścianę stojącą między nimi a opanowanym przez Chmurę terenem.

 

– Jak myślisz co się tam teraz dzieje? – zapytał Kowalski kładąc worek z piachem nad okopem.

 

– Nie wiem, na pewno nikt się tam nie opala – odpowiedział Nowak, który pomaga mu w budowie stanowiska strzeleckiego. – Wkrótce się dowiemy.

 

– No raczej. W pewnym sensie nie mogę się doczekać.

 

– Śpieszy ci się na drugą stronę? – Nowak przerwał na chwilę pracę i z przeszywającym na wylot wzrokiem spojrzał na Kowalskiego.

 

– Nie, nie chcę umierać, ale dokopać temu czemuś… – wskazał na Chmurę, którą z tej pozycji było widać doskonale.

 

– Spokojnie, wszystko przed nami – poklepał go po ramieniu i poszedł po kolejny worek.

 

Kowalski stanął i patrzył na nią, wydawała mu się taka straszna a jednocześnie miała w sobie coś co go do niej ciągnęło.

 

4

 

W parku w środku miasta, po którym jeszcze dwa tygodnie temu spacerowali ludzie, szło dwóch mężczyzn. Rozmawiali cicho i podziwiali drzewa, jakby pierwszy raz tutaj byli. Wkrótce skręcili w lewo i stanęli na mostku łączącym dwa brzegi, przecięte wolno płynącą zieloną rzeką.

 

– Przygotowałeś się do podróży?– zapytał Czarek, patrząc w górę rzeki. –Patrz, nawet kaczki uciekły.

 

– Głupio robisz, że zostajesz.

 

– Wiesz dobrze, że nie ma dla mnie już ratunku. Gdyby nie ta Chmura…

 

– To co? Znam cię, nie udałoby im się ciebie namówić na to.

 

Czarek się uśmiechnął i spojrzał na swego towarzysza.

 

– To jak? – spytał.

 

– Pytasz o podróż? – Czarek skinął głową. – Ojciec się cieszy, mówi, że dzięki tej Chmurze spełni swoje dwa wielkie marzenia.

 

-Aż dwa?

 

– No dwa – odwrócił się i oparł plecami o barierkę. – W końcu zwiedzi świat, nie cały co prawda, ale przynajmniej Afrykę może nam się uda, a w dodatku zrobi to ze mną.

 

– Cwaniak.

 

– No raczej, miło widzieć, że ktoś się nie przejmuje złym losem. Wiesz… myślałem, że to bujda, albo że przynajmniej będzie tyle czasu i ktoś coś wymyśli. Nawet się łudziłem, że morze to powstrzyma.

 

– Głupie – Czarek spojrzał na niego i się roześmiał, a zaraz potem jego towarzysz zrobił to samo.

 

Nastała między nimi cisza. Patrzyli się przed siebie i myśleli, że to już ich ostatnie spotkanie. Znali się od dziecka, byli najlepszymi przyjaciółmi. Rozumieli się bez słów.

 

– Myślisz, że powinienem jej powiedzieć? – przerwał tę ciszę Czarek. Przyjaciel spojrzał na niego i wzruszył ramionami.

 

– Nie wiem, jakbyś nie zrobił i tak by cierpiała. Teraz przynajmniej szybciej jej przejdzie. Prawdopodobnie.

 

To ostatnie słowo wypowiedzieli równocześnie, jak to mieli w zwyczaju.

 

– Jeszcze wpadnę do ciebie z ojcem, jak będziemy wyjeżdżać.

 

– No dobra, to do zobaczenia.

 

Podali sobie ręce i mocno uścisnęli. Chwilę patrzyli na siebie, po czym Czarek odwrócił się i poszedł w stronę domu. Jego towarzysz chwilę stał i spoglądał w jego kierunku. Wiedział, że ciągle się gryzie z myślami, zbyt dobrze się znali. Mimo to, wiedział, że Czarek podjął dobrą decyzję i popierał go całym sercem. Nawet jakby zmienił zdanie, zawsze znajdzie się jeszcze jedno miejsce w ich samochodzie.

 

5

 

– Cały dzień i nic! – powiedział rozżalony Kowalski.

 

– Ciesz się, przynajmniej jesteśmy gotowi.

 

– Tak, ale teraz, po ciemku nawet nie zauważymy jak to nadejdzie.

 

Spojrzeli w stronę Chmury, za którą pewnie gdzieś w oddali zachodziło słońce. Wsparci o worki z piachem, z których powstała solidna pozycja obronna, obserwowali. Nowak w ciszy przyznał rację swemu towarzyszowi. Łatwiej by było przynajmniej wiedzieć kiedy to się zacznie.

 

– Żarcie! – rozległ się głos w oddali. Nowak odwrócił się i poszedł w stronę, z której dochodziło wołanie.

 

– Nie idziesz? – zapytał Kowalskiego.

 

– Zaraz przyjdę.

 

Nagle jego oczom ukazał się dziwny widok. W jednej chwili ujrzał zachodzące w oddali słońce. Chmura zniknęła, a za jego plecami rozległo się głośne skwierczenie. Zaraz po tym w powietrzu unosił się zapach spalonych kabli. Kowalski z wielkimi jak pięciozłotówki oczami wybiegł z bunkra i zobaczył pusty plac.

 

– Gdzie jesteście? – krzyknął z całej siły i pobiegł przed siebie. Nad jego głową unosiła się Chmura, a mimo to, że zasłaniała całe niebo, było dość jasno. Nagle coś go mocno uderzyło w plecy i upadł. Odwrócił się szybko i sięgnął po przypięty do spodni pistolet. Niestety było już za późno, nim go dosięgną leżał już martwy.

 

6

 

Czarek siedział na balkonie w swoim mieszkaniu. Patrzył na niemal opustoszałe miasto. Parę godzin temu wyjechały ostatnie oddziały policji pilnujące dobytku mieszkańców, którzy uciekli. Mimo to co chwila ktoś wchodził do jakiegoś bloku i wychodził z pełnymi rękoma. Co rusz podjeżdżał samochód, na który ładowano łupy i zaraz potem z piskiem opon odjeżdżał. Każda sekunda się liczyła, pomyślał Czarek, zaraz wszyscy mogą zginąć, a mimo to rządza zysku jest silniejsza.

 

Wstał i oparł się o barierkę. Spojrzał na zachód, gdzie powinno być widać krwistoczerwone słońce. Nie było go tam, chociaż czuł jego obecność. Odwrócił się i poszedł do kuchni. Otworzył lodówkę i z głośnym dźwiękiem spaliła się żarówka. Zaraz po niej cała lodówka, toster, telefon i telewizor w drugim pokoju. Cały pokój przesiąknięty był smrodem spalonych kabli.

 

– To już – powiedział do siebie i pobiegł na balkon. Na niebieskim przed chwilą niebie wisiała gęsta czarna Chmura. Zakrywała cały nieboskłon. Daleko na zachodzie ujrzał zachodzące słońce.

 

Na dole widział jak szabrownicy, którzy nie zdążyli odjechać przewracają się z krzykiem i gwałtownie milkną.

 

Jeden z nich siedział w samochodzie. Odpalał go w pośpiechu, lecz jak na złość ten nie chciał ruszyć. Cała instalacja przecież się spaliła, pomyślał Czarek. Chwilę później samochód zrobił fikołka w powietrzu i z głośnym hukiem upadł na ziemię. Z baku zaczęła cieknąć ciecz. Mężczyzna przeżył upadek i z trudem się wyczołgał z wnętrza wraku. Wyjął coś z kieszeni i po chwili wszystko stanęło w płomieniach. Ogień unosił się wysoko i pokrył cały wrak. Dawał dużo światła, dzięki czemu Czarek zauważył kilka cieni rzucanych na drogę. Były bardzo zniekształcone, lecz w ogólnym zarysie przypominały sylwetki ludzkie. Nikogo jednak obok nie było.

 

Szybko zamknął balkon i siadł na kanapie w środku mieszkania. Zza okien co rusz dobiegały odgłosy umierających ludzi, którzy zlekceważyli zagrożenie. Siedział i patrzył w ścianę, zastanawiając się kiedy nadejdzie jego kolei.

 

7

 

– Jedźmy już profesorze – powiedział młody chłopak stojący przy zapakowanym niemal po brzegi starym mercedesie.

 

Kotarski stał przed drzwiami swojego rodzimego uniwersytetu. Patrzył z tęsknotą na otwarte na oścież drzwi starego budynku. Wspominał dzień w którym postawił tutaj pierwszy krok. Był wtedy przerażony ogromem możliwości jakie przed nim stoją, tylu ludzi i w dodatku nowe, nieznane wielkie miasto. Zupełnie inne społeczeństwo niż to w którym się wychowywał. Potem szybki rozwój kariery i został profesorem. Jednym z lepszych w kraju, lecz teraz to nie ma znaczenia. Profesor czy zwykły rolnik, każdy teraz jest równy i wszystkimi kieruje ten sam cel – przeżyć. Teraz wszystko mija i staje się mało ważne.

 

– Profesorze! – krzyknął jeszcze raz zniecierpliwiony chłopak. Kotarski odwrócił się do niego i uśmiechnął.

 

– Już idę, przepraszam.

 

Podszedł do samochodu i wsiadł. Chłopak odpalił samochód i z piskiem opon ruszył w stronę autostrady. Kotarski siedział zamyślony i patrzył przez okno na puste ulice. Wszyscy już uciekli, pomyślał, tylko głupcy jeszcze tutaj siedzą. Sentymentalni głupcy.

 

– Już dawno mogliśmy być bezpieczni – warknął chłopak.

 

– Przepraszam cię, zdążymy. Chmura będzie tutaj za jakieś dwie godziny, a my w tym czasie będziemy mogli ją spokojnie oglądać z daleka.

 

– Mam nadzieję, nie chciałbym tutaj zostać.

 

– A ja sam nie wiem.

 

Chłopak spojrzał na niego i pokręcił głową, po czym skupił się na drodze.

 

Wyjechali już daleko za miasto, które było ledwo widzialne na horyzoncie. Jedynie najwyższe budynki widoczne były na tle czerwonego zachodzącego słońca.

 

– Co jest? – zapytał nerwowo chłopak. Kotarski spojrzał na niego, a potem na prędkościomierz. Silnik przestał pracować i szybko wytracali swoją szybkość. Po chwili samochód stanął.

 

– Chmura –powiedział Kotarski i szybko się odwrócił . Na horyzoncie nie było widać już zachodzącego słońca na tle miasta. Wisiała tam ciemna warstwa przykrywająca ziemię, tak że żaden promień słońca nie dochodził do niej. Nad nimi jednak, jej nie było.

 

Chłopak wyskoczył z samochodu i przeklął głośno, po czym dodał:

 

– Mało brakowało.

 

Chmura znajdowała się jakieś dwa kilometry od nich.

 

– Dalej musimy iść pieszo – stwierdził Kotarski wychodząc z wnętrza. Spojrzał się na swego towarzysza, który z przerażeniem patrzył na miasto, które niedawno opuścili. – Musimy iść!

 

8

 

Czarek leniwie otworzył oczy i z zaskoczeniem stwierdził, że jeszcze żyje. Odruchowo spojrzał na zegarek, który jednak stanął w miejscu wskazując za piętnaście dziewiętnasta. W pokoju panowała ciemność, co go nie zdziwiło. Podszedł do balkonu i wyjrzał na zewnątrz. Na ulicy było pusto, wszyscy którzy przed jego zaśnięciem zginęli zniknęli, podobnie stało się z wrakiem spalonego samochodu.

 

Odwrócił się i udał do lodówki, z której wyciągnął czteropak swojego ulubionego piwa. Wrócił z nim do pokoju rozsiadł się wygodnie na kanapie i zajął się jego konsumpcją.

 

Kiedy skończył, jego zegar biologiczny, mówił mu, że zaraz będzie świtać. Tak się jednak nie stało. Wyszedł jeszcze raz na balkon, gdzie nasłuchiwał jakichkolwiek odgłosów. Nic nie było słychać, nawet cichego powiewu wiatru. Zupełna cisza.

 

Rozejrzał się dookoła, lecz niczego nie zobaczył. Wiedział, że to tak będzie wyglądać, jednak wydawało mu się, że nie uda mu się zobaczyć. Miał nadzieję, że ujrzy dziwne rzeczy, po których zaraz umrze i skróci swe męki. Tak się jednak nie stało.

 

Zaczęło mu się kręcić w głowie. Wiedział od dziecka, że nie wolno mieszać leków z alkoholem. Teraz jednak było mu wszystko jedno. Wrócił na swoją kanapę i rozmyślał o tym co teraz będzie. Jeśli przeżyje tę całą Chmurę to będzie się musiał zmierzyć ze swoją chorobą. Wolał, żeby to Chmura go dobiła, szybko i bezboleśnie, ale jak to zazwyczaj bywa, los płata figle. Chmura nie poszła mu na rękę i trzyma go przy życiu.

 

W jednej chwili wszystko się zatrzęsło i powietrze przeszedł głośny huk, który wprawił w drganie wszystkie szyby znajdujące się w mieszkaniu. Czarek szybko zerwał się z kanapy i podbiegł na balkon. Na północy ujrzał wysoki ogień, wznoszący się ponad wszystkie bloki. Mieszkał tu nie od dzisiaj i wiedział, że gdzieś w tamtych rejonach stała rozlewnia gazu. Nie mogła sama wybuchnąć, pomyślał, temperatura nie wzrosła, wręcz drastycznie zmalała. Po za tym nie było prądu.

 

– Tam ktoś jest – powiedział do siebie po czym szybko ubrał kurtkę i zbiegł na dół klatki.

 

9

 

Kotarski ciężko oddychając, wraz ze swoim studentem dotarli do wsi, znajdującej się przy autostradzie. Wiedzieli oboje, że na pieszo nie uciekną Chmurze, potrzebują samochodu.

 

– Może tutaj nie doleciał ten impuls, co? – zapytał chłopak, siadając jednocześnie na trawie aby zaczerpnąć nieco oddechu. Na niebie nie było żadnych chmur i księżyc jasno oświetlał całą wieś.

 

– Miejmy nadzieję, tamte wcześniejsze miejscowości były bliżej, ale nie wiem jak daleki ma zasięg impuls elektromagnetyczny.

 

Usiadł obok swojego studenta i rozglądał się po okolicy. W dwóch poprzednich wsiach znaleźli kilka porzuconych samochodów, lecz mimo, że nawet udało im się dobrać do kluczyków, nie mogli ich odpalić. Ta miejscowość znajdowała się dziesięć kilometrów od miasta.

 

– Poczeka pan tu, profesorze. Poszukam, a jeśli nie będzie idziemy dalej.

 

Kotarski skinął głową, a chłopak pobiegł w głąb wsi. Po jakichś piętnastu minutach przybiegł zdyszany z powrotem i z uśmiechem na twarzy stwierdził, że udało mu się znaleźć działający samochód. Poszli tam ile sił w nogach. Kotarski siadł od strony pasażera. Chłopak przekręcił kluczyk, a silnik z oporem i ogromnych hałasem ruszył. Powoli udali się w stronę autostrady.

 

– Musimy odnaleźć stację paliw, o ile jeszcze tam są jakieś zapasy – powiedział Kotarski zerkając na wskaźnik poziomu paliwa.

 

– W bagażniku mam z czterdzieści litrów ropy, jakiś chłop przygotował się do wyjazdu, lecz został w domu.

 

– Został?

 

– Spał tam nawalony jak świnia. Zarzygał całą podłogę…

 

– Oszczędź mi szczegółów, proszę. Nie wiem czy dobrze zrobiliśmy.

 

– Był tam tylko jeden samochód, więc dobrze zrobiliśmy.

 

Kotarski spojrzał na niego, lecz ten nawet nie spuszczał oka z drogi. Autostradą ruszyli na wschód, a na niebie księżyc powoli ustępował słońcu.

 

10

 

Czarek zbiegł szybko na dół i stanął przy wielkich drzwiach oddzielających go od ulicy. Upewnił się, że niczego za nimi niema, zerkając przez małe okienko z zbrojonego grubego szkła. Otworzył je lekko i ostrożnie wychylił się na zewnątrz, po czym powoli zamknął drzwi aby nie wydały żadnego odgłosu.

 

Dopiero teraz poczuł jak zimno zrobiło się na zewnątrz. Pomimo, że ubrał grubą zimową kurtkę, którą z trudem odnalazł w ciemnym mieszkaniu, czuł zimno przeszywające go całego. Ze swojego lokum zabrał również nieco prowiantu, który upchnął w plecaku.

 

Przebiegł szybko, ile sił w nogach przez szeroką dwupasmową ulicę. W zwykły dzień, nawet z samego rana byłby to nie lada wyczyn. Na ulicy było zupełnie pusto, nawet samochodów zaparkowanych przy krawężniku nie było. Wbiegł pomiędzy dwoma starymi kamienicami i znalazł się na dużym placu. Na prawo znajdowała się piaskownica i huśtawka, na lewo zaś wisiały sznury na bieliznę oraz stał dostojnie trzepak. Czarek ruszył prosto, aby znaleźć się jak najszybciej po drugiej stronie.

 

Gdy znalazł się przy korytarzu prowadzącym między kamienicami usłyszał za sobą skrzypienie, dawno nieoliwionych zawiasów. Odwrócił się i zauważył, że wcześniej nieruchoma huśtawka opada. Serce zaczęło bić znacznie mocniej i po upływie niemal sekundy poczuł je w gardle. Uciekaj, pomyślał, nie stój idioto. Nie mógł się jedna ruszyć z miejsca.

 

Nagle coś go uderzyło w twarz i odleciał dwa metry do tyłu, złapał się jedną ręką za otwarte drzwi, dzięki czemu nie upadł. Otrząsnął się szybko z szoku i wbiegł do klatki schodowej, zatrzaskując za sobą drewniane wrota. Z nosa ciekła mu krew, a na klatce piersiowej czuł ucisk, jakby dostał czymś ciężkim.

 

Pobiegł szybko na drugą stronę korytarza, gdzie znajdowały się schody. Wbiegł szybko po nich, zostawiając za sobą pusty korytarz. Wbiegł zaraz potem do jednego z mieszkań, o dziwo wszystkie drzwi były otwarte.

 

Po całej klatce schodowej rozszedł się głośny huk. Na dole drzwi wyleciały z zawiasów i odleciały kilka metrów dalej uderzając o ściany. Po chwili zatrzymały się i nastała cisza.

 

Czarek siedział wpatrzony w drzwi do pokoju, w którym się ukrył. Mijały sekundy, długie jak godziny. Nie słyszał nic poza głośnym biciem swojego serca. Nagle usłyszał głośne warczenie, które po chwili przerodziło się w szczekanie. Groźne ujadanie nie ustawało i po chwili zaczęło się oddalać, żeby po minucie wróciło na miejsce w którym się zaczęło. Mało tego, teraz szczekanie zbliżało się do pokoju z Czarkiem w środku.

 

W drzwiach, których w szoku Czarek nie zamknął, stanął mały kundelek. Przestał szczekać co prawda i już tylko warczał. Wyszczerzył zęby i nie spuszczał wzroku z intruza. Czarek ostrożnie zdjął z pleców plecak i wygrzebał z niego kiełbasę, którą rzucił psu.

 

– Jedz psinko, nic ci nie zrobię – powiedział, gdy wyjął drugą. Trzymał ją w ręku i obserwował jak pies swoim małym pyskiem w mgnieniu oka pochłania pęto. Zjadł całość i zamerdał krótkim ogonem. Ostrożnie zaczął się zbliżać do Czarka i gdy tylko znalazł się obok niego, ugryzł kawałek kiełbasy. Odbiegł do drzwi gdzie zjadł i po chwili wrócił po dokładkę. Tym razem już nie uciekał, tylko wesoło merdał ogonem.

 

– Głodny chyba byłeś? – pies spojrzał na niego, jakby zrozumiał co Czarek powiedział. – Jedz spokojnie.

 

11

 

– Kto by się spodziewał, że wszystko zabrali – powiedział zrezygnowany chłopak do profesora. Zajechali na kolejną już stację paliw, na której dystrybutory były puste. – Jakiś pomysł?

 

– Musimy jechać dalej, może gdzieś…

 

– Co? Wszędzie jest to samo! Przygotowali się do wyjazdu, pewnie wojsko potem zabrało wszystko – kopnął zgniecioną puszkę w stronę budynku stacji. – Już po nas, możemy tylko odjechać dalej i liczyć na cud.

 

– Przynajmniej z głodu nie umrzemy.

 

Obaj w ciszy weszli do budynku stacji. Wszystkie pułki były niemal zapchane po brzegi. Ludzie potrzebowali tylko paliwa, reszta została na miejscu. Chodzili i zbierali co smaczniejsze smakołyki, po czym usiedli przy stoliku i zajadali się nimi. Ku ich zdziwieniu w środku wszelki sprzęt działał, więc napoje mieli schłodzone. Klimatyzacja dała im ulgę od tego okropnego ukropu jaki panował na zewnątrz.

 

– Na długo jeszcze starczy? – zapytał Kotarski patrząc przez okna na ich stare auto.

 

– Jeszcze ze sto pięćdziesiąt, o ile nic w tym gruchocie nie nawali.

 

Kotarski zrobił minę, którą znali wszyscy jego studenci. Najczęściej pojawiała się gdy, ktoś ze nich zadał trudne, albo skomplikowane pytanie.

 

– O ile dobrze liczę, to jest nadzieja – powiedział powoli i spojrzał na swojego towarzysza. – Jeszcze z dwieście kilometrów i będziemy bezpieczni, na jakiś czas co prawda.

 

– Jak to?

 

– Chmura w Europie ma dużo mniejszy promień i z moich szacunków wynika, że jeśli się przesunie w naszą stronę to obecnie byśmy byli w jej środku, czyli jadąc ciągle na wschód uciekniemy jej. Dwieście kilometrów, a potem będziemy się martwić co dalej. Tylko, że czas ucieka – zerwał się na równe nogi i szybko poszedł do samochodu. – Idziesz? – Chłopak na chwilę się zamyślił, ale po chwili wstał i biegiem udał się w stronę samochodu.

 

12

 

Czarek spędził ze swoim nowym kompanem kilka godzin nim zdecydował się na wyjście z mieszkania. Cokolwiek tam było, najwidoczniej przeraziło się tego małego kundelka. Metodą prób i błędów, odkrył, że pies wabi się Reksio.

 

Ostrożnie wychylił się zza drzwi i udał na dół. Po drodze zemdliło go i zwymiotował całe śniadanie, które niedawno zjadł. Zapomniałem o tabletkach, pomyślał i zajrzał do plecaka. Nie wziął ich ze swojego lokum. Postanowił jednak, że nie będzie wracał.

 

Wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się, podobnie jak wcześniej niczego tutaj nie było. Wiał lekki ciepły wiatr od strony rozlewni. Skręcił w stronę ulicy przez którą szybko przebiegł. Krok za nim podążał wesoły Reksio.

 

Szybko znaleźli się na parkingu otaczającym rozlewnię. Mimo braku elektryczności był bardzo dobrze oświetlony. Płomień tryskający wysoko z gazowni, wesoło przeskakiwał na pobliskie kamienice, które równie ochoczo się nim zajmowały. Przeszli przez uszkodzone ogrodzenie i udali się w stronę rozlewni.

 

Zbliżali się coraz bliżej i temperatura rosła, tak że Czarek cały mokry od potu musiał zdjąć kurtkę, która wcześniej ratowała go od mrozu.

 

– Myślisz, że tam ktoś jest? – zapytał Reksia, który tylko spojrzał na niego i pomerdał ogonem.

 

Stanęli i przyglądali się ogromnej ścianie ognia otaczającej teren wokoło rozlewni gazu. Spośród języków ognia wystawał wysoko budynek, w którym prawdopodobnie mieściły się biura. Wysoki na trzydzieści pięter stał nie wzruszony i patrzył na niemogący go dosięgnąć ogień. Po chwili ujrzeli, że ogień po środku tego muru opada i tworzy swoistą bramę. Czarek spojrzał na Reksia, lecz ten jakby sobie nie zdawał sprawy ze zjawiska. Obserwował nerwowo okolicę.

 

– Chodź, idziemy! – pobiegli w stronę tego przejścia.

 

Przeszli przez nie i zaraz gdy znaleźli się na terenie rozlewni, ogień znowu podniósł się w górę. Zdezorientowany Czarek stanął i rozejrzał się po okolicy. Wszystko już dawno spłonęło, oprócz tego wieżowca po środku. Udał się w tamtą stronę.

 

Usłyszał za sobą kroki, szybko odwrócił się i zobaczył dziwny jak na te czasy widok. Biegła do niego kobieta. Na jej twarzy błyszczał szeroki uśmiech. Czarek nie wiedział co o tym sądzić i poczuł się jeszcze bardziej zdezorientowany niż był do tej pory.

 

– Skąd ty się tu wziąłeś? – zapytała zdyszana, gdy tylko dobiegła do Czarka. Ubrana była skąpo i cała błyszczała od potu. Czarkowi było gorąco przez otaczający go ogień, a teraz przez nią poczuł duchotę.

 

– Zobaczyłem, że się pali i przyszedłem.

 

– Ale jak tam przeżyłeś!?

 

– Mogę ci opowiedzieć, jak masz coś do jedzenia.

 

– Mam, wchodź.

 

Poszli do wieżowca.

 

13

 

Słońce powoli już zachodziło i chowało się za ciągle wiszącą w tym samym miejscu Chmurą. Samochód dojechał dalej niż obaj przypuszczali, mimo to mieli jeszcze do przejścia jakieś trzydzieści kilometrów. Kotarski wiedział, że zostało im niewiele czasu. Chmura niebawem się przesunie i prawdopodobnie znajdzie się nad nimi. Nie mają nawet gdzie się schować. Idą szybko długą prostą drogą wiodącą wśród pól.

 

– Trzydzieści kilometrów to dużo – powiedział chłopak.

 

– Zdążymy, albo nie. Nie oglądaj się na mnie tylko idź do przodu.

 

Chłopak stanął przed Kotarskim i spojrzał na niego, po czym poważnym tonem dodał:

 

– Bez pana nigdzie nie idę, wpadliśmy w to gówno razem to razem z niego wyjdziemy. Łatwiejszą albo cięższą drogą.

 

Kotarski uśmiechnął się, ale było mu przykro. Chłopak w ten sposób zdeklarował, że zginą obaj. Profesor swoje lata młodości miał dawno za sobą i nie był w stanie przejść tylu kilometrów w tak, krótkim czasie jaki im prawdopodobnie został. Chyba, że zdarzy się jakiś cud.

 

14

 

Cała trójka siedziała w stołówce na pierwszym piętrze i zajadała się przepysznymi konserwami. Rozmawiali głośno i równie głośno śmiali się. Mijały długie godziny, nie byli pewni dokładnie ile czasu minęło , ale oboje byli pewni, że Chmura jest tutaj ponad dobę.

 

– Niedługo odejdzie – odezwał się Czarek.

 

– Miejmy nadzieję, bo gazu tam niewiele zostało.

 

– Potem będzie po nas?

 

Dziewczyna kiwnęła głową. Reksio podbiegł do niej i wskoczył jej na kolana.

 

– Chyba cię polubił.

 

– Więc mówisz, że cię uratował?

 

– Szczekał jak oszalały, sam bym się przestraszył. Nie wiem co mnie goniło, ale dość mocno uderza.

 

– Na początku, jak to się zaczęło widziałem, jak jakiś mężczyzna wyskoczył na jakieś pięć metrów w powietrze, a potem spadł rozbijając sobie głowę. Zniknął po jakiejś godzinie, gdy już wszelkie krzyki ustały. Zniknął jak wszyscy inni, co leżeli na ulicy…

 

– A jak odkryłaś, że Chmura boi się ognia?

 

– Zabawne, chciałam po prostu zginąć z hukiem…

 

– Nie rozumiem – spojrzała na niego i gestem pokazała mu, że chodziło jej o wybuch.

 

– Przybiegłam tutaj, nie wiem jak to zrobiłam, ale nic mi się nie stało. Odkręciłam zawory i wyjęłam zapalniczkę. Wtedy coś mnie uderzyło i walnęłam głową w ścianę – pokazała guza z tyłu głowy. – Zapalniczka wyleciała mi z ręki i spadła na ziemię, pękła i wybuchła, a razem z nią cały ten gaz też. Wszystko się zajęło ogniem i teraz wszędzie tam gdzie gaz wycieka z rur pali się. Jeszcze maksymalnie dzień mamy.

 

Między nimi zapadła znowu cisza, mimo to było dosyć głośno. Ogrom ognia i jego bliskość sprawiała, że w całym budynku było bardzo głośno. Czarek spojrzał na swoją towarzyszkę, która z uśmiechem głaskała Reksia.

 

– Zastanawiam się – przerwał tę ciszę Czarek patrząc się na stół. – Co jeśli Chmura musi zabrać wszystkich? I bez nas stąd sobie nie pójdzie?

 

– To jeszcze chwilę poczeka, póki ogień się pali jesteśmy bezpieczni.

 

15

 

– Cuda jednak się zdarzają – mówił zadowolony chłopak. – Mówił pan profesorze, że Chmura już dawno powinna się przesunąć, a się nie rusza.

 

– Cud, chłopcze, cud – odpowiedział zasapany Kotarski.

 

Szli niemal bez przerwy całą noc, potem dzień i kolejną noc. Obaj weszli na wyżyny i krańce wytrzymałości. Mimo zmęczenia czuli się szczęśliwi, chociaż obaj wiedzieli, że to tylko przejściowe. Chmura się przesunie raz, potem znowu i znowu, a na pieszo daleko nie uciekną.

 

Dotarli do przejścia granicznego i zbliżali się do miasta, przez które jeszcze nie dawno przemieszczały się tysiące ludzi dziennie. Główna droga na wschód. Bez słów doszli do wniosku, że powinni przynajmniej chwilę odpocząć. Przygotowali sobie posiłek z towarów znalezionych w jednym z supermarketów przy samej granicy.

 

Słońce leniwie wstawało, dodając im otuchy. Po chwili odpoczynku chłopak postanowił, że poszuka jakiegoś transportu.

 

– Kolejny cud profesorze! Znalazłem samochód! – krzyczał szczęśliwy. Po chwili jego radość przeszła na wyczerpanego Kotarskiego. Obaj udali się do samochodu i go odpalili, zajechali na najbliższą stację paliw i znaleźli tam niemal pełne dystrybutory. Zatankowali do pełna i napełnili wszystkie plastikowe butelki jakie udało im się znaleźć.

 

– No to jedźmy – powiedział Kotarski, gdy już siedzieli wygodnie w samochodzie. Chłopak przekręcił kluczyk i silnik wesoło zawył.

 

Wjechali na autostradę i po chwili byli już za miastem. Chłopak kierował, a Kotarski postanowił się zdrzemnąć. Słońce świeciło wysoko na niebie. Było około dwunastej.

 

Nagle samochód stanął, a całe wnętrze prześmierdło spaloną gumą. Chłopak odwrócił się i ujrzał za sobą Chmurę. Była na wyciągnięcie ręki. Kotarski obudził się i również spojrzał za siebie.

 

– No to powtórka z rozgrywki.

 

Wyszli obaj z samochodu i patrzyli na teren nad, którym wisiała Chmura.

 

– I co teraz? – zapytał chłopak.

 

– Idziemy dalej.

 

Udali się na wschód autostradą, do momentu w którym słońce chyliło się ku zachodowi. Wyszli już z miasta i postanowili chwilę odpocząć. Rozpalili ognisko i pierwszy raz od kilku dni zjedli coś ciepłego, a konkretniej pieczoną kiełbasę.

 

Gdy już całkiem się ściemniło obaj pogrążyli się we śnie.

 

– Co wy tu robicie? – zapytał po rosyjsku mężczyzna w wojskowym mundurze. Poświecił im latarką po twarzach i nogą lekko szturchnął, żeby ich obudzić. – E?

 

Chłopak zerwał się na równe nogi i podniósł ręce do góry przerażony, znał trochę rosyjski. Kotarski wychowany w PRL-u, znał ten język doskonale

 

– Spokojnie, nie bójcie się mnie. Macie szczęście, mieliśmy już odjeżdżać, ale zauważyliśmy wasze ognisko i wróciliśmy po was. Wskakujcie i odjeżdżamy.

 

Nieopodal stał wóz terenowy armii wschodnich sąsiadów. Wskoczyli szybko do niego i odjechali dalej na wschód, gdzie czekała reszta jednostki i tysiące uchodźców zapakowanych na ciężarówki.

 

– Gdzie jedziemy? – zapytał po jakimś czasie Kotarski.

 

– Nasi naukowcy sądzą, że na Dachu Świata będziemy bezpieczni, ale czy tak będzie, to się okaże.

 

 

 

Patryk Atłas, 2012r

Koniec

Komentarze

"Czarek, patrząc w górę rzeki. –Patrz, nawet kaczki uciekły." - wstaw spację po myślniku. Drobiazg.
"-Aż dwa?" -- jw.
"Chwilę patrzyli na siebie, po czym Czarek odwrócił się i poszedł w stronę domu. Jego towarzysz chwilę stał ..." -- powtórzenie.
"...mimo to rządza zysku jest silniejsza." -- :)
"Czarek ostrożnie zdjął z pleców plecak" -- wiadomo raczej, że z pleców.
"- Głodny chyba byłeś? – pies spojrzał na niego..." -- wielkim P.
"Wszystkie pułki były niemal zapchane po brzegi." -- dwa do zera... ;)
"Na długo jeszcze starczy?" -- wystarczy. Wiem, że dialog, ale tytuł profesora zobowiązuje...
"Najczęściej pojawiała się gdy, ktoś ze nich zadał trudne, albo skomplikowane pytanie. -- przeprzeprze cinki.
"Chłopak na chwilę się zamyślił, ale po chwili wstał..." -- polubiłeś chwilowo to słówko.
"Metodą prób i błędów, odkrył, że pies wabi się Reksio." -- przecinek, przecinek... Z przecinkami Ci trochę nie idzie. Tragedii nie ma, ale pracuj nad tym. Wielu potknięć z nimi nie wyciągnąłem. Te wystarczą.
"...ogromnej ścianie ognia otaczającej teren wokoło rozlewni gazu. Spośród języków ognia..." -- powt.
"...ogromnej ścianie ognia otaczającej teren wokoło rozlewni gazu. Spośród języków ognia..." -- jw. i na koniec zdania znów ogień. I w następnym też. I dalej ze dwea razy. Napisz jeszcze raz ogień i nie czytam! :) Napisałeś. Doczytam, bo już końcówka.
"...przejść tylu kilometrów w tak, krótkim czasie jaki im prawdopodobnie..." -- miałem odpuścić przecinki, ale się prosił ten jeden i wprosił.
"...pokazała guza z tyłu głowy. " -- :D
"niemal pełne dystrybutory. Zatankowali do pełna i napełnili wszystkie plastikowe butelki j..." - - powt.

No dobra. Zakończenie do pupy. Zawiodłem się.
Tragedii nie ma, ale mogłeś trochę to opowiadanie dopracować (wiem, długie, ale jednak).
Pozdrawiam.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Przeczytałem. Zgrzyty, powtórzenia, przecinki i tak dalej.

Pomysł fajny, ale chyba brakuje Ci drogi autorze środków na jego poprawaną realizację. Jeszcze dużo pracy przed tobą, jak to tu mówią, 

No i na koniec coś, co mnie rozbroiło:

Czarek spędził ze swoim nowym kompanem kilka godzin nim zdecydował się na wyjście z mieszkania. Cokolwiek tam było, najwidoczniej przeraziło się tego małego kundelka. Metodą prób i błędów, odkrył, że pies wabi się Reksio.

To tak się da?! Ekspertem od psów nie jestem, ale jak to napisał klasyk: Mój pies nazywa się Zagraj, ale jak zawołasz na niego: "Ty kundlu zasrany!", to też przyjdzie. 

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

To co boli:

"Zwykły niczym nie wyróżniający się do tej pory z tłumu." interpunkcja, poza tym to sugeruje, że zaraz zrobi coś wyróżniającego go z tłumu. Tymczasem wczesniej szedł spokojnie, ludzie się krzątali, a później też idzie spokojnie i ludzie się krzątają. Ja bym po prostu wywalił "do tej pory" i byłoby krócej, lepiej i bez wątpliwości.

"Bóg nas każe"

"Sala wykładowa była pełna. Poza ostatnimi w semestrze wykładami, profesor Kotarski nie widział takich tłumów. Wszystkie miejsca były zajęte, cała wolna powierzchnia wokoło także. Jedynie podest na którym stał profesor był pusty." styl, jeden z wielu

"ile sił w silniku" brzmi słabiutko

"Pierwsze na miejsce zjechały ciężarówki z miejscowości nadgranicznych. Szybko rozbiły obóz i rozpoczęły przygotowania do obrony (...)." w nowym akapicie ja bym wrócił do ustalonego czasu narracji, czyli teraźniejszego

"W parku w środku miasta, po którym jeszcze dwa tygodnie temu spacerowali ludzie, szło dwóch mężczyzn" To raczej nic szokującego. Uważam, że to zdanie brzmiałoby sensownie, gdybyś napisał np. "W opustoszałym parku (...) szło tylko dwóch(...)". To że idzie sobie dwóch facetów przez park a 2 tygodnie temu spacerowali tam ludzie nie daje jeszcze wyraźnego odczucia wyludnienia - w końcu ci faceci to tez ludzie.

"z głośnym dźwiękiem spaliła się żarówka. Zaraz po niej cała lodówka, toster, telefon i telewizor w drugim pokoju." Magiczny pożar? Chyba raczej chodziło o awarię instalacji, ale co innego dałeś tu do zrozumienia.

"udało mu się znaleźć działający samochód. Poszli tam ile sił w nogach. " a na ch** iść do działającego samochodu? :D

"Wszystkie pułki były niemal zapchane po brzegi." Dżizus! Tak wielu żołnierzy, że nie mieścili się w pułkach.

"- Chmura w Europie ma dużo mniejszy promień i z moich szacunków wynika, że jeśli się przesunie w naszą stronę to obecnie byśmy byli w jej środku, czyli jadąc ciągle na wschód uciekniemy jej." Nie wiem ocb, że w środku chmury? Europy?

"Cała trójka siedziała w stołówce na pierwszym piętrze i zajadała się przepysznymi konserwami. Rozmawiali głośno i równie głośno śmiali się." ...pies? ^^'

Oprócz tego było sporo błędów stylistycznych, cała masa interpunkcyjnych i zły zapis dialogów. Praca sprawia wrażenie nieodleżanej i nieprzeredagowanej - chociaż niby z 2012.

Brakuje wyjaśnienia istoty chmury i jej pochodzenia oraz zamknięcia wątku Czarka, skąpo odzianej panny i gadającego psa. Zachwycony nie jestem. Raziły mnie też zmiany czasu narracji w poszczególnych częściach, jeśli rządziła nimi jakaś prawidłowość to jej nie dostrzegłem.

Żeby nie było smutno i zrzędliwie, to dodam, że podobała mi się jedna rzecz: klimat. Mimo błędów i pomyłek dało się odczuć atmosferę ucieczki i pustoszejącej aglomeracji. Gdyby porządnie, w pocie czoła, popracować nad tym opowiadaniem, wszystkie gafy (a na pewno nie wszystkie wymieniłem, nawet nie usiłowałem tego zrobić) poprawić oraz dodać w miarę logiczne objaśnienie natury Chmury, opisać domniemany powód jej lęku przed ogniem plus stworzyć spójne zakończenie - niekoniecznie szczęśliwe - to byłaby z tego sympatyczna historia. Jesli jesteś przywiązany do tej pracy to ją szlifuj, a jeśli niekoniecznie to napisz coś opartego na niej, ew w ogóle ją zostaw i stwórz kompletną nowość na inny temat. Co byś nie zrobił, powodzenia :)

Bóg nas każe --- albo nam każe, albo nas karze
Nikt nie przeżył, nie było nawet śladów zniszczeń. Miasto wyglądało jakby wszyscy po prostu wyjechali. Przypuszczamy z dozą wysokiego prawdopodobieństwa, graniczącego z pewnością, że wszyscy zginęli. --- to nikt nie przeżył, czy prawdopodobnie nikt nie przeżył?
- Myśli pan, że to może bóg zesłał na nas koniec świata? --- Bóg, bo zakładam, że chodzi o konkretnego Boga
- Jak myślisz co się tam teraz dzieje? – zapytał Kowalski kładąc worek z piachem nad okopem. --- hmm... wszystko zabija niszczycielska chmura, a żołnierze się okopują?
Kowalski i Nowak? serio nie mogłeś wymyślić oryginalniejszych nazwisk?
- Pytasz o podróż? – Czarek skinął głową. – Ojciec się cieszy, mówi, że dzięki tej Chmurze spełni swoje dwa wielkie marzenia. --- grunt to zachować optymizm nawet w obliczu końca świata :)
- Nie wiem, jakbyś nie zrobił i tak by cierpiała. --- napisałbym raczej: cokolwiek zrobisz, i tak będzie cierpiała
- Cały dzień i nic! – powiedział rozżalony Kowalski. --- mieli za zadanie grać na czas, więc powinni się cieszyć, że "cały dzień i nic"
nim go dosięgną --- dosięgnął! mam nadzieję, że to literówka
Parę godzin temu wyjechały ostatnie oddziały policji pilnujące dobytku mieszkańców, którzy uciekli --- no już nic lepszego nie mieli do roboty, tylko pilnować dobytku ludzi, którzy uciekli i prawdopodobnie nigdy nie wrócą?
Chwilę później samochód zrobił fikołka w powietrzu --- że co?
Z baku zaczęła cieknąć ciecz. --- j.w.
siadł na kanapie w środku mieszkania --- w środku w sensie wewnątrz, czy w takim geometrycznym środku? W każdym razie, w obu przypadkach brzmi to dziwnie
kiedy nadejdzie jego kolei. --- kolej
Jednym z lepszych w kraju --- profesorów chyba nie dzieli się na lepszych i gorszych, a klasyfikuje pod względem wybitności :)
Podszedł do samochodu i wsiadł. Chłopak odpalił samochód --- powtórzenie, poza tym, jest raczej oczywiste, że aby wsiąść, musiał podejść do samochodu
Silnik przestał pracować i szybko wytracali swoją szybkość. --- to mi dziwnie brzmi
Wrócił z nim do pokoju rozsiadł się wygodnie na kanapie i zajął się jego konsumpcją. --- to też
będzie się musiał zmierzyć ze swoją chorobą --- jaką chorobą? Może przegapiłem, ale nie wydaje mi się, żeby było gdzieś coś o tym, że jest chory.
Wiedzieli oboje - obaj
że na pieszo --- albo pieszo, albo na piechotę
- Miejmy nadzieję, tamte wcześniejsze miejscowości były bliżej, --- raczej musiały być bliżej, skoro byli w nich wcześniej, a z kontekstu:
Ta miejscowość znajdowała się dziesięć kilometrów od miasta. --- wynika, że wiedzą, jak daleko jest ta miejscowość
- Poczeka pan tu, profesorze. Poszukam, a jeśli nie będzie idziemy dalej. --- czego nie będzie?
z oporem i ogromnych hałasem --- ogromnym
Powoli udali się w stronę autostrady. --- ruszyli w stronę autostrady brzmi lepiej
- Był tam tylko jeden samochód, więc dobrze zrobiliśmy. --- ciekawy argument moralny
Upewnił się, że niczego za nimi niema, --- po pierwsze za nimi, po drugie, co niby miałoby być?
ubrał grubą zimową kurtkę --- w co ubrał tę kurtkę? ;)
stał dostojnie trzepak --- nie wiem, czy trzepak może stać dostojnie :)
korytarzu prowadzącym między kamienicami --- korytarz między kamienicami?
drewniane wrota --- wrota to mogą być do stodoły :)
Przestał szczekać co prawda i już tylko warczał. --- co prawda wymusza jakieś ale
powiedział, gdy wyjął drugą --- lepiej by brzmiało powiedział i wyjąłdrugą
najwidoczniej przeraziło się tego małego kundelka --- serio?
Zbliżali się coraz bliżej --- serio serio?
podniósł się w górę --- dobrze, że nie podniósł się w dół :)
zobaczył dziwny jak na te czasy widok --- jak na jakie czasy i co było w nim dziwnego? Że kobieta, czy że biegła?
Łatwiejszą albo cięższą drogą --- lepiej: łatwiejszą albo trudniejszą
Rozmawiali głośno i równie głośno śmiali się. --- rozumiem, że cała trójka z psem włącznie rozmawiała i śmiała się
nie dawno --- niedawno

 

Błędów interpunkcyjnych nawet nie ruszałem. Ogólnie, nie jest dobrze. Pomysł może i byłby ciekawy, ale zrealizowany dość słabo. Większość wątków zostawiona sama sobie i niewyjaśniona. Zajrzyj do Zimy Cellulara. Podobny pomysł.

>> Wśród kilkunastopiętrowych bloków idzie chłopak, zaledwie dwudziestoletni. << --- Dwudziestolatek (w domyśle wiadomo wtedy, że chodzi o chłopca. Dzięki temu możesz uniknąć powtórzenia i masz w zapasie słowo do wykorzystania) otoczony kilkunastopiętrowymi blokami, idzie aleją/chodnikiem/… Tak, to bym ja napisał, ale można inaczej, na wiele sposobów. Twój nie jest dobry. Nie zachęca czytelnika do przeczytania. Zresztą wszystko tu jest to poprawy.

 

>> Zwykły niczym nie wyróżniający się do tej pory z tłumu. << „do tej pory” --- wyrzucić to. „Niewyróżniający” razem.

 

>> W jednej ręce niesie torbę pełną zakupów, w drugiej telefon. << „w jednej ręce (trzyma, nie niesie. Nieść można coś na rękach. ) torbę zakupionych rzeczy.”

 

>> Czeka na jego odzew, czeka aż ktoś do niego zadzwoni.<<  dwa zdania o tym samym znaczeniu plus zbędny zaimek (niego). Ja bym napisał tak--- „czeka aż ktoś zadzwoni.”

 

>> Dookoła wszyscy krzątają się jakby bez celu, jak mrówki, którym wsadzi się kij w mrowisko. Z tą jednak różnicą, że one nie opuszczają swojego domu. Mieszkańcy miasta zbierają wszystko co mają i wrzucają do samochodów, aby odjechać jak najdalej stąd. W wiadomościach mówią, że jeszcze został niecały tydzień. Sporo czasu, ale prawie wszyscy się śpieszą. Jedynie chłopak spokojnie zmierza do swojego mieszkania. << --- Tutaj wszystko nie dość, że jest źle, to jeszcze są powtórzenia, kiepsko skonstruowane zdania i naprawdę bezsensowne opisy (typu: jak mrówki, którym wsadzi się kij w mrowisko).

 

>> Dotarł w końcu do bloku, w którym mieszka. << --- Co on, w całym bloku mieszka?

 

>> Nie lubił windy i zawsze wchodził schodami, na szóste piętro. << --- Nie lubił windy. Mimo, że mieszkał na szóstym piętrze/szóstej kondygnacji, to zawsze korzystał z klatki schodowej.

 

>> Otworzył drzwi w kuchni i tam zostawił zapasy. << --- TAM – możesz wyrzucić! W ogóle tu jest straszny młyn. Nie lepiej prościej: W kuchni zostawił zapasy.

 

>> Wygrzebał z torby butelkę piwa i usiadł w salonie przed telewizorem. Jak zwykle od kilku tygodni leciały wiadomości. Tym razem konferencja prasowa z ministerstwa obrony.<< -- Tu też jest cyrk. Do przerobienia te zdania.

 

Ogólnie to zgadzam się z przedpiścami powyzej. Masa roboty przed Tobą. Bardzo duzo błędów. Wszystko masz źle. Pomysł wtórny, ale na czymś trzeba ćwiczyć. Czytaj i sprawdzaj swoej teksty zanim opublikujesz. Teskt jest kiepski. Z kolejnymi tekstami powinno być co raz lepiej.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Przyznam, że nie chce mi się sprawdzać, czy przedmówcy nie pominęli jakichś rażących błędów. Ja starałem się przymknąć na nie oko i spośród nich wyłuskać jakieś plusy. Na pewno sam pomysł jest niezły, ale opowiadaniu brakuje napięcia, jak na paniczną ucieczkę przed zagładą wszyscy są zbyt spokojni. Brak też choćby próby wyjasnienia, skąd ta chmura się wzięła, czemu boi się ognia, dlaczego nie wszyscy giną i tak dalej... Generalnie jest słabo, ale jeśli przysiądziesz nad tym pomysłem, kiedyś może być dobrze.

A i prawie zapomniałbym o zakończeniu. A właściwie jego braku.

Bardzo interesuje mnie, dzięki czemu zachował sprawność samochód. Najpierw wszystkie instalacje elektryczne palą się na skutek indukowanego przepięcia, a potem cud, autko na chodzie...  

Takiego natłoku "łapaczy" pod jednym opowiadaniem jeszcze nie widziałem. Ale też było co wyłapywać... Szkoda, bo tekst w założeniu niezły, tylko nie domyślany do końca, niedopracowany w wielu szczegółach. Autorze, zaczynaj od początku, ale po solidnym przygotowaniu, żeby nie było czego wytykać, czemu się dziwić.

Ponieważ wszystko zostało powiedziane, a ja zgadzam się z opiniami wcześniej komentujących, dodaję tylko moją łapankę.

 

„Wśród kilkunastopiętrowych bloków idzie chłopak…” –– Myślę, że można iść obok bloku, wzdłuż bloku, mijać blok, przechodzić między blokami, ale wśród bloków? Czy może masz na myśli, że chłopak idzie wśród bloków, tak jak chodzi się wśród drzew, w lesie.

 

„W jednej ręce niesie torbę pełną zakupów, w drugiej telefon. Czeka na jego odzew…” –– Czy chłopak wcześnie podał telefonowi jakieś hasło? ;-)

Ja napisałabym: Czeka na wiadomość

 

„Dookoła wszyscy krzątają się jakby bez celu, jak mrówki, którym wsadzi się kij w mrowisko”. –– Dookoła wszyscy krzątają się jakby bez celu, jak mrówki, kiedy wsadzi się kij w mrowisko.

Mrówkom nie wsadza się kija.

 

„Z tą jednak różnicą, że one nie opuszczają swojego domu”. –– Owszem, opuszczają. Gdyby nie opuszczały mrowiska, nigdy nie widziałbyś mrówek.

Myślę, że masz na myśli porzucenie domu, zostawienie go, bez zamiaru powrotu.

 

„Wojsko czeka na granicy na przybycie Chmury. Ich zadaniem…” –– Wojsko czeka na granicy na przybycie Chmury. Jego zadaniem

Wojsko występuje w tym zdaniu w liczbie pojedynczej.

 

„Tylko bóg może nas teraz uratować…” –– Tylko Bóg może nas teraz uratować

 

„Postawił wypitą do połowy butelkę piwa na stole…” –– Czy chłopak na pewno wypił połowę butelki, czy raczej połowę tego, co butelka zawierała? ;-)

Proponuję: Postawił na stole opróżnioną w połowie butelkę

 

„…po czym wygrzebał z torby chleb i pasztet”. –– Czy robiąc zakupy, chłopak zagrzebywał je w torbie, i teraz wszystko –– wcześniej piwo, teraz chleb i pasztet –– musi wygrzebywać? ;-) Nie może wyjmować zakupów?

 

„…głos jej zamarł, i między nimi zapadła cisza”. –– Czy cisza zapadła między Olą i głosem? ;-)

 

„Ola się rozpłakała, a Czarek zbierał słowa”. –– Czy słowa się rozsypały? ;-)
Może: …Czarek zbierał myśli.

 

„…poza pewnym małym szczegółem. Czarną plamą zasłaniającą niemal połowę Ameryki Północnej”. –– Naprawdę uważasz, że coś, co zasłania połowę Stanów Zjednoczonych, to mały szczegół? ;-)

 

„Myśli pan, że to może bóg zesłał na nas koniec świata?” –– Myśli pan, że to może Bóg zesłał na nas koniec świata?

 

„Przez las ile sił w silniku pędzi ciężarówka, a zaraz za nią kilkadziesiąt takich samych. Wszystkie jadą w identycznym kierunku, na granicę”. –– Bardzo nieładne zdanie. Ja napisałabym: Przez las, ile mocy w silnikach, pędzi sznur/konwój ciężarówek. Zmierzają ku granicy.

 

„Początkowo mieli aż dwa dni na pożegnanie się z rodzinami i przygotowanie do podróży”. –– Uważam za nieprawdopodobne, że w obliczu takiej katastrofy, w miejsce natychmiastowej mobilizacji, żołnierze dostają dwa dni urlopu.

 

„Pierwsze na miejsce zjechały ciężarówki z miejscowości nadgranicznych. Szybko rozbiły obóz i rozpoczęły przygotowania do obrony”. –– Rozumiem, że to były ciężarówki bezzałogowe, samokierujące, które umiały szybko rozbić obóz i przygotować obronę. Takie cuda przodujących myśli technicznych. W tej sytuacji zaczynam rozumieć, dlaczego żołnierze mogli przebywać na łonie rodziny. ;-)

 

„Powoli na horyzoncie pojawia się słońce”. –– Słońce, w zasadzie pojawia się nad horyzontem.

 

W swoim blasku oświetla…”. ––  Oświetla blaskiem

Wiadomo, że słońce świeci swoim blaskiem, nie trzeba tego podkreślać.

 

„Na zachód od ich pozycji jednak nie pojawia się słońce”. –– Czy spodziewali się, że na zachodniej stronie wzejdzie drugie słońce, a ono się pojawiło? ;-)

 

„Nowak przerwał na chwilę pracę i z przeszywającym na wylot wzrokiem spojrzał na Kowalskiego”. –– Czy przeszywający na wylot wzrok, towarzyszył im, ale nie brał udziału w rozmowie, a potem, razem z Nowakiem, spojrzał na Kowalskiego i przeszył go? ;-)

 

„W parku w środku miasta, po którym jeszcze dwa tygodnie temu spacerowali ludzie…” –– Ludzie spacerowali po mieście, naprawdę? ;-)

 

„…stanęli na mostku łączącym dwa brzegi, przecięte wolno płynącą zieloną rzeką”. –– Czy sądzisz, że gdybyś nie napisał, że mostek łączył dwa brzegi, czytelnik mógłby pomyśleć, że stanęli na, np. mostku kapitańskim? ;-)

W jaki sposób rzeka przecina brzegi? Rzeka nie przecina brzegów. Gdyby nie rzeka, brzegów w ogóle by nie było.

 

„Nagle jego oczom ukazał się dziwny widok. W jednej chwili ujrzał zachodzące w oddali słońce”. –– Skoro widok ukazał się, to zrozumiałe, że go ujrzał.

Czy widok ukazał się tylko jego oczom, czy inni nic nie widzieli? ;-)

 

„Otworzył lodówkę i z głośnym dźwiękiem spaliła się żarówka. Zaraz po niej cała lodówka, toster, telefon i telewizor w drugim pokoju. Cały pokój przesiąknięty był smrodem spalonych kabli”. –– Dlaczego tylko smród kabli, czy cała lodówka, toster, telefon i telewizor paliły się bezwonnie? ;-)

 

„Chwilę później samochód zrobił fikołka w powietrzu i z głośnym hukiem upadł na ziemię”. –– Szkoda, że nie wykonał ewolucji na koniu z łękami. ;-)

 

„Z baku zaczęła cieknąć ciecz”. –– Rozumiem, że płynu sprzedawanego na stacjach nie można było nazwać paliwem, dlatego piszesz o cieczy w baku. ;-)

 

„Na horyzoncie nie było widać już zachodzącego słońca na tle miasta”. –– Nie umiem sobie tego wyobrazić. W jaki sposób miasto może stanowić tło dla słońce? Chyba tylko jakieś kosmiczne miasto. ;-)

 

„Odruchowo spojrzał na zegarek, który jednak stanął w miejscu wskazując za piętnaście dziewiętnasta. W pokoju panowała ciemność, co go nie zdziwiło”. –– A mnie zdziwiło, że w ciemności dojrzał, na której godzinie zatrzymały się wskazówki zepsutego zegarka.

 

„Odwrócił się i udał do lodówki, z której wyciągnął czteropak swojego ulubionego piwa”. –– Przecież napisałeś, że całą lodówka spaliła się. Czy zawartość spalonej lodówki ocalała? Piwo było pewnie bardzo ciepłe, fuj.  ;-)

 

„Rozejrzał się dookoła, lecz niczego nie zobaczył. Wiedział, że to tak będzie wyglądać, jednak wydawało mu się, że nie uda mu się zobaczyć”. –– Niczego nie zobaczył, ale to go nie zdziwiło, bo wiedział, jak będzie wyglądać to, czego nie można zobaczyć, jednak wydawało mu się, że nie uda się zobaczyć. ;-)

Autorze, popraw mnie, jeśli źle odczytałam ten fragment.

 

„Miał nadzieję, że ujrzy dziwne rzeczy, po których zaraz umrze i skróci swe męki”. –– Aż do tego miejsca, Autor słowem nie wspomniał, że bohater cierpi.

 

„Wiedział od dziecka, że nie wolno mieszać leków z alkoholem”. –– I nawet kiedy jeszcze był przedszkolakiem, i golnął kielicha z kolegami z grupy, to witaminek już nie połykał. ;-)

 

„…powiedział do siebie po czym szybko ubrał kurtkę i zbiegł na dół klatki”. –– W co, w takim pośpiechu ubrał kurtkę? Czy przy okazji nie zapomniał sam się ubrać? ;-)

Kurtki się nie ubiera, kurtkę się wkłada. W kurtkę można się ubrać. Dotyczy to każdej części garderoby, każdego ubrania, które posiadasz!

 

„Upewnił się, że niczego za nimi niema…” –– Upewnił się, że niczego za nimi nie ma

 

„Pomimo, że ubrał grubą zimową kurtkę…” –– Już zostało ustalone, że to chłopak ubrał się w kurtkę, skutkiem czego miał ją na sobie! Kurtka w dalszym ciągu jest nieubrana! ;-)

 

„Ze swojego lokum zabrał również nieco prowiantu, który upchnął w plecaku”. –– Kiedy zdążył zabrać prowiant w plecaku, skoro natychmiast po wybuchu włożył kurtkę i wybiegł z mieszkania?

 

„Groźne ujadanie nie ustawało i po chwili zaczęło się oddalać, żeby po minucie wróciło na miejsce w którym się zaczęło”. –– Groźne ujadanie nie ustawało, i po chwili zaczęło się oddalać, żeby po minucie wrócić na miejsce, w którym się zaczęło.

 

„Mało tego, teraz szczekanie zbliżało się do pokoju z Czarkiem w środku”. –– Zaczyna się horror! Okazuje się, że krążące po mieszkaniu ujadanie-szczekanie zbliża się do pokoju, a w środku ma Czarka, o czym pewnie sam Czarek jeszcze nie wie. Ale ujadanie jest wyszczekane, i pewnie mu zaraz powie. ;-)

 

„Obaj w ciszy weszli do budynku stacji. Wszystkie pułki były niemal zapchane po brzegi. Ludzie potrzebowali tylko paliwa, reszta została na miejscu”. –– Czy budynek stacji wypełniały pułki wojska? Żołnierze, którym potrzebne było paliwo? A reszta trwała w okopach, na posterunku. ;-)

 

„Chodzili i zbierali co smaczniejsze smakołyki…” –– Mniej smaczne i niesmaczne smakołyki zostawiali, gardząc ich niewyszukanym smakiem smakołyków gorszego gatunku. ;-)

 

„Płomień tryskający wysoko z gazowni, wesoło przeskakiwał na pobliskie kamienice, które równie ochoczo się nim zajmowały”. –– No, prawdziwą sielankę przedstawiłeś Autorze. Wesołe przeskakiwanie ognia na kamienice, które ochoczo zajmują się wysoko tryskającym płomieniem, jest naprawdę urocze. ;-)

 

„Wysoki na trzydzieści pięter stał nie wzruszony i patrzył na niemogący go dosięgnąć ogień. Po chwili ujrzeli, że ogień po środku tego muru…” –– Wysoki na trzydzieści pięter stał niewzruszony i patrzył na niemogący go dosięgnąć ogień. Po chwili ujrzeli, że ogień pośrodku tego muru

 

„Usłyszał za sobą kroki, szybko odwrócił się i zobaczył dziwny jak na te czasy widok. Biegła do niego kobieta”. –– Zaiste, biegnąca kobieta to widok przedziwny, w tych czasach, oczywiście. Bo to były czasy, kiedy biegali tylko mężczyźni, jak opisuje Autor –– przeważnie co sił w nogach. ;-)

 

„Na jej twarzy błyszczał szeroki uśmiech. Czarek nie wiedział co o tym sądzić i poczuł się jeszcze bardziej zdezorientowany niż był do tej pory”. –– No cóż, błyszczący uśmiech na twarzy każdego wprawiłby w konsternację, i to nie tylko w tych czasach. ;-)

„Ubrana była skąpo i cała błyszczała od potu. Czarkowi było gorąco przez otaczający go ogień, a teraz przez nią poczuł duchotę”. –– Błyszczała uśmiechem i potem, nic dziwnego, że Czarka po prostu zatkało na jej widok, do tego stopnia, że zrobiło mu się duszno. ;-)

 

„Cała trójka siedziała w stołówce na pierwszym piętrze i zajadała się przepysznymi konserwami. Rozmawiali głośno i równie głośno śmiali się”. –– A Reksiowi, to paszcza się po prostu nie zamykała, tyle miał do powiedzenia. Radośnie paplał, śmiał się i jednocześnie zajadał konserwy. ;-)

 

„…jak jakiś mężczyzna wyskoczył na jakieś pięć metrów w powietrze, a potem spadł rozbijając sobie głowę. Zniknął po jakiejś godzinie, gdy już wszelkie krzyki ustały”. –– Zniknął, bo kiedy przestał krzyczeć, to i leżeć nie było po co. ;-)

 

„…zbliżali się do miasta, przez które jeszcze nie dawno…” –– …zbliżali się do miasta, przez które jeszcze niedawno

 

„Zatankowali do pełna i napełnili wszystkie plastikowe butelki jakie udało im się znaleźć”. –– Dlaczego zawracali sobie głowę butelkami, skoro na stacji z pewnością były kanistry?

 

„Chłopak przekręcił kluczyk i silnik wesoło zawył”. –– O ile się nie mylę, kiedy silnik wyje, wesoło nie jest. ;-)

 

„No to powtórka z rozgrywki”. –– Chciałeś zapewne napisać: No to powtórka z rozrywki.

 

Gdzie jedziemy? – zapytał po jakimś czasie Kotarski”. –– Dokąd jedziemy? – zapytał po jakimś czasie Kotarski.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za opinię i sprawdzenie błędów ;) wiedziałem, że będzie ich trochę, ale nie spodziewałem się takiej ilości. Z ręką na sercu przyznaję: niezbyt przyłożyłem się do sprawdzenia tekstu, mea kulpa :) jestem początkujący w tej branży i oczekiwałem na kubeł zimnej wody, który oczywiście dostałem ;P jeszcze raz dziękuję :)

A teraz odnosząc się do zarzutu nie dokończenia wątków, chciałbym oświadczyć, że przy kopiowaniu tekstu nie zaznaczyłem ostatniej linijki, którą było: "Ciąg dalszy nastąpi."

Samochód jest na chodzie, bo pan profesor wraz ze swoim studentem znajdował się na terenie, który nie gościł jeszcze Chmury.

Następnym razem bardziej przyłożę się do sprawdzenia tekstu :)

I poćwicz na nieco krótszych opowiadaniach. Łatwiej nam będzie sprawdzić; więcej osób przeczyta. Dowiesz się jeszce więcej i będziesz mógł dalej się rozwijać.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Pomysł całkiem całkiem, ale zakończenie mnie nie urzekło.

Nowa Fantastyka