“Czajnik Russella” to humorystyczna gawęda o kosmicznym czajniku, sentymentalizmie oraz MILFach.
“Czajnik Russella” to humorystyczna gawęda o kosmicznym czajniku, sentymentalizmie oraz MILFach.
Co to za róże więdną w sypialni?
I czemu są w szklanej butelce?
– W kwiatach zaklęta jest miłość
młodzieńcza, w szklanym wazonie
studenckie serce.
Dwie róże splątane ze sobą karmazynową wstążką więdną w butelce po Soplicy. Ksiądz Robak również znalazłby się w pobliżu, niemniej jednak staram się ignorować ślady jego istnienia. Onegdaj dwie róże były czerwone, teraz poczerniały, a ich płatki przypominają bardziej wysuszone śliwki aniżeli kwiaty. Nie wiem, jaka to odmiana, nie znam zbyt wielu odmian róż. Zwykłam odmieniać słowa, zdarzyło się, że życie – zwłaszcza swoje, o! Swoje życie to ja lubię odmieniać. Ale odmian róż, to choć zapewne wiele widziałam, to nazwać nie umiem, a już na pewno nie znam się na ich sadzeniu.
Koło przyozdobionego akcyzą wazonu z różami stoi zakurzony i wyłączony z użytku czajnik. Traktuję go jako modernistyczną dekorację, która przełamuje rustykalny styl zabitego dechami pokoju. Nie jestem pewna, jaki to typ czajnika, zdaje się, że elektryczny, ale co dalej? Nie znam zbyt wielu modeli czajników. Co więcej, dochodzi do mnie, że nie mogłabym wskazać metali tworzących czajnikową strukturę. O liczbach masowych tych pierwiastków nie wspominając. Muszę ci przyznać, że nasza rozmowa trochę mnie męczy. Uświadomiłam sobie, że nie znam zbyt wielu odmian róż, a także ździebko wiem cokolwiek o swoim czajniczku. Moja samoocena spada z każdym napisanym zdaniem. Ale do rzeczy…
Czy słyszałeś o eksperymencie myślowym noszącym dumną nazwę Czajnik Russella? Jeżeli tak, to pozwól, że tycio ci o nim przypomnę, a jeżeli nie, z chęcią zapoznam cię z tym tworem myślowym. Otóż podczas debat mających dowieść prawdziwość lub nieprawdziwość wierzeń religijnych bardzo często padało pytanie: „Jakie są dowody na istnienie Boga?”. Na to ci, którzy wierzyli w istotę boską, odpowiadali: „A jakie są dowody na nieistnienie Boga?”. Bertrand Russell stworzył wtedy wyimaginowaną postać czajnika krążącego po orbicie Słońca, lecz och! Czajnik miałby być stanowczo zbyt mały, by go zobaczyć. Jednakowoż, Russell nakazał oponentom, by uwierzyli w jego istnienie. W ten sposób filozof usiłował wykazać nonsens argumentacji opozycji oraz postawił tezę, że to wierzący powinien udowodnić swoją wiarę, a nie na odwrót. Jednakże, nie wgłębiajmy się w merytorykę tej dyskusji, chcę opowiedzieć o czymś całkiem innym, posłuchaj proszę.
Od kiedy usłyszałam o czajniku okrążającym orbitę Słońca, nie mogłam zapomnieć o tej idei. Russell stał się bogiem dla obrazu czajniczka, który orbituje w moim umyśle. Niestety, jak to z zegarmistrzami bywa, jegomość nastawił zegar, a właściwie bombę zegarową!, i pozostawił tykającą. Wówczas czajnik wydostał się z orbity Słońca i powędrował daleko hen w zakamarki mojej wyobraźni.
Załóżmy teraz, że rzeczywiście istnieje sobie czajniczek, dajmy na to taki jak ten mój, elektryczny, i że okrążał orbitę Słońca w latach 50-tych XX-ego wieku. Tylko proszę, nie mów mi, że te założenia nie mają sensu. Zawsze trzeba od czegoś zacząć i coś założyć. Kto by to widział latać między teorematami tak jak Pan Bóg go stworzył, prawda? O wilku mowa. Ale mniejsza. Powiedz mi lepiej: co by było, gdyby Czajnik Russela okrążał orbitę Słońca? Czym mógłby się kierować, i jaki byłby sens jego egzystencji?
Cóż, czajnik mógłby się najzwyczajniej w świecie stopić. Spróbujmy jednak oczami wyobraźni ubrać urządzenie w niezniszczalny skafander. Gotowe. Co dalej? Wydaje mi się, że skoro czajnik powędrował samodzielnie na orbitę (z drobną pomocą B. Russella), to musi być inteligentny. Myślę sobie, że taki czajnik czuje się straszliwie samotny w kosmicznej próżni. Ludzie inteligentni ogółem często czują się samotni, a co dopiero wysłać takich samych w kosmos.
Co mogłoby być sensem egzystencji czajnika? Dla nas to raczej oczywiste: czajnik służy do zaparzania w nim wody. Pytanie tylko, czy oderwany od kontekstów dnia codziennego, zagubiony między rozbłyskami supernowych czajnik, byłby świadomy swojego przeznaczenia?
Jeśli o mnie chodzi, uważam, że był świadomy. Bo w końcu mówimy o super inteligentnym czajniku. Dokąd mógłby się więc udać w poszukiwaniu wody, którą następnie zaparzyłby w sobie? Mógłby udać się na Ziemię, ale na Ziemi ludzie go nie chcą, sceptycy nazwali go w końcu nonsensem. Myślę, że czajniczek powędrowałby na planetę Mars, bo tam wszyscy poszukują lub poszukiwali wody. A oto moja wersja dalszych zdarzeń.
Czajnik Russela powędrował na czerwoną planetę. Skaliste podłoże usłane chropowatym regolitem skradło jego grzałkę. Na marsjańskiej ziemi roiło się wręcz od niesamowitości: ach, tlenki żelaza. Ach, skorupy bazaltowe. Ach, kratery uderzeniowe. Czajnik Russela był oczarowany marsjańską atmosferą (na orbicie Słońca atmosfery nie było). Poświęcił się poszukiwaniom wody, którą mógłby w sobie zaparzyć, gdy tylko wynajdzie elektryczność.
Niestety, wędrówka po Marsie okazała się mozolna, a poszukiwania bezowocne. Czajnik powoli zaczął powątpiewać, że kiedykolwiek spełni swoje przeznaczenie. A tu nagle… Gdy przechylał jedną ze skał, zdarzyło się coś niezwykłego. Przez obiektyw swojej kamerki ujrzał dwa łaziki, Curiosity oraz Perseverance. Łaziki podjechały bliżej czajnika zainteresowane obcą formą życia. Gdy tylko usłyszały jego historię, zamigały diodami imitując ludzkie wzruszenie, a następnie zaoferowały swoją pomoc. Marsjańskie maszyny porozumiewały się językiem o znajomym brzmieniu. Porównałaby, go do brzmienia rozmowy pralki ze zmywarką. Mam na myśli ten moment, gdy obie zakończyły już swoją pracę, ale ja wcale nie spieszę się, by wyciągnąć z nich domowe utensylia.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. To dostawca sajgonek. Podejrzewam, że będą smakować paskudnie. Jedzenie na wynos zamówione w nocy zawsze smakuje paskudnie. Gdy tylko zjem, wrócę do historii. Muszę ją wreszcie dokończyć. Ten czajnik nie może orbitować w moim umyśle przez wieczność. Pieprzony B. Russell! Pieprzone spory religijne. Nikt na tym świecie nie daje mi spać. Pieprzony Nikt!
Wróciłam, usiadłam przy biurku. Spoglądam ciekawsko na mój zardzewiały elektryczny czajnik, który już zawsze będzie dla mnie Czajnikiem Russella. Obok stoi butelka po Soplicy z więdnącymi różami. Olśnienie – tak, to jest to!
Łaziki Curiosity i Perseverance zaprowadziły czajnik na północny biegun Marsa. A tam zastały ich lśniące polarne czapy oraz lodowe. A gdzie lodowce, tam i woda: brawo czajniczku, znalazłeś wodę. Teraz tylko… A, co to?
Niestety, to nie zlodowaciałe wybrzusza ziemskie przyciągnęły uwagę czajnika, a ktoś, kto między nimi zapuścił swoje korzenie. Ktoś, kto nie tak dawno zamieszkiwał planetę B-612 wraz z Małym Księciem. Równie kapryśna, co i piękna, nie biało, lecz czerwonogłowa: Pani Róża. Nazwę ją właśnie Panią Różą, gdyż swoje lata miała już za sobą, trzeba przyznać. Niemniej jednak podwiędłe końce płatków nadawały jej zjawiskowego piękna tkwiącego w dojrzałości. Czajniczek Russella oszalał, a łaziki oddaliły się z politowaniem potrząsając kamerkami.
I tak o to super inteligentny Czajnik Russela porzucił sens swego istnienia, jakim było zaparzenie wody. Uznał ten cel za zbyt prostacki, a wręcz mechaniczny (my byśmy użyli słowa: “zwierzęcy”). Od tamtej chwili inne idee zawładnęły jego grzałką. Zapragnął zapoznać się z Panią Różą, poznać jej tajemnice i wyjaśnić nareszcie, co tak naprawdę łączyło ją z Małym Księciem. Co na to sama Róża? Cóż, była dość drażliwa, wspominała coś o przekwitaniu.
Uwolniłam się. Przynajmniej na chwilę. Czajnik Russella przestał okrążać Słońce. Niestety, wplątałam go w szaleńczy romans ze zlodowaciałą i kapryśną rośliną. Cóż, uhonorujmy minutą ciszy naszych braci poległych w skomplikowanych relacjach z kosmosu.
Mam świadomość, że zadanie, którego się podjęłam, i założenia, jakie przyjęłam, nie stanowią bramy do budynku, którego rusztowaniem byłaby logika. Jednak pokój, w którym teraz się znajduje, przestał przypominać mi zabite dechami więzienie. Wręcz przeciwnie, od teraz spoglądam nań z sentymentem.
Ach, czyż nie jest to wspaniałe? Całe to zamieszanie wydarzyło się jedynie wewnątrz mojego umysłu, ale jak odmieniło sposób, w jaki właśnie spoglądam na to, co realne. I choć mało wiem o różach czy czajnikach, to czy wyobraźnia nie bywa czasem, jeśli nie ważniejsza, to chociaż weselsza od wiedzy? Kto wie?
I niech mi ten czajnik będzie od teraz symbolem nonsensu, który odnalazł inny sens niż ten z góry narzucony. I niech mi te więdnące róże w butelce po Soplicy będą symbolem dojrzałych kobiet, które za bardzo wybrzydzały, dlatego teraz są same.
Zdałam sobie właśnie sprawę, że przywiązałam się do pokoju, który stał się świątynią dla misternych symboli. I w zasadzie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt – psiakrew! – och, wielebny Kosmosie, ty jesteś jednemu prawu wierny, Prawu Murphy-ego. Bo widzisz, czytelniku, ja się stąd pojutrze wyprowadzam. I jedynym sposobem, by pogodzić sentyment z bieżącym rozwojem, będzie zabranie ze sobą rzeczy, wobec których ten sentyment odczuwam. Nieszczęsny los z nieubłaganą Fortuną czyhają na „przydasiów” na każdym zakręcie ich życia.
Bo widzisz, rzeczy to ja mam nie mało, jak się być może spodziewasz. Już w tym momencie na środku pokoju leżą potężne kartony, w których spoczywa lwia część moich skarbów. Nie będę w stanie przenieść tych pudeł z jednego domu do drugiego. Przynajmniej nie sama.
Dlatego ciekawi mnie, jak wytłumaczę tacie, że na swoich obolałych, nie najmłodszych już barkach, dźwiga kartony wypełnione po brzegi “niezbędnymi rzeczami”. I dlaczego z tych kartonów wystaje, między innymi, “niezbędny” zardzewiały czajnik elektryczny. No, o zwiędłych różach w butelce po Soplicy nie wspominając…
Bardzo mi się tekst podoba. Powinniśmy do rzeczonego czajniczka zastosować zakład Pascala i założyć, że ten istnieje. Jakże wiele możemy zyskać, szczególnie gdy już zaczniemy parzyć kawę na marsie.
Ale odmian róż, to choć zapewne wiele widziałam, to nazwać nie umiem, a już na pewno nie znam się na ich sadzeniu.
Koło przyozdobionego akcyzą wazonu z różami ← ?
rustykalny styl zabitego dechami pokoju. ← ?
Bądź uprzejma zmienić rodzaj tekstu z opowiadania na szort. Tu opowiadania zaczynają się od 10 000 znaków. :)
Dziękuję za komentarze! Poprawię tekst wieczorem, Koalo, i zmienię kategorię. Dziękuję.
Oto nadciąga ZUO. Czyli ja.
niemniej jednak staram się ignorować ślady jego istnienia
"Ignorować": 1.
Nie wiem, jaka to odmiana, nie znam zbyt wielu odmian róż
Kolokwializm (nawet anglicyzm) na tle purpury.
Zwykłam odmieniać słowa, zdarzyło się, że życie – zwłaszcza swoje, o! Swoje życie to ja lubię odmieniać. Ale odmian róż, to choć zapewne wiele widziałam, to nazwać nie umiem, a już na pewno nie znam się na ich sadzeniu.
O co chodzi, nie wiem. Wiem, że zabrakło przecinka w drugim zdaniu.
przyozdobionego akcyzą
Akcyza jest to podatek od luksusu. Na butelce wódki znajduje się natomiast (potwierdzająca opłacenie akcyzy) banderolka.
Traktuję go jako modernistyczną dekorację, która przełamuje rustykalny styl zabitego dechami pokoju
Nie znam zbyt wielu modeli czajników.
Kolokwializm/anglicyzm, p. wyż.
Co więcej, dochodzi do mnie, że nie mogłabym wskazać metali tworzących czajnikową strukturę.
Sztuczne.
O liczbach masowych tych pierwiastków nie wspominając.
Jak wskazać liczby?
Muszę ci przyznać, że nasza rozmowa trochę mnie męczy
Ciebie? Tutaj "ci" zmienia sens słowa "przyznać", chyba nie na taki, jaki masz na myśli – "przyznać coś komuś" oznacza albo coś mu przydzielić, albo ustąpić w dyskusji (przyznać rację).
a także ździebko wiem cokolwiek o swoim czajniczku
Nie po polsku. "Ździebko" to "troszeczkę".
dumną nazwę Czajnik Russella
Nie wydaje mi się, żeby tytuły eksperymentów myślowych pisało się dużą literą.
że tycio ci o nim przypomnę
Dziwna fraza.
dowieść prawdziwość lub nieprawdziwość
Dowieść kogo, czego? prawdziwości (lub nieprawdziwości).
Bertrand Russell stworzył wtedy wyimaginowaną postać czajnika krążącego po orbicie Słońca
Niezależnie od tego, że Russell dał na głupie pytanie głupią odpowiedź i zasłynął tym o wiele bardziej, niż pożytecznymi rzeczami, których parę zrobił, "postać" to (fikcyjna) osoba. O ile pamiętam, Russell nie postulował osobowości czajniczka.
Jednakowoż, Russell nakazał oponentom, by uwierzyli w jego istnienie.
Jednakowoż jest to bardzo nadęte zdanie. Pierwszy przecinek można wyciąć.
Jednakże, nie wgłębiajmy się w merytorykę tej dyskusji
Jednak nie wgłębiajmy się w merytorykę tej dyskusji. I dobrze, bo nie ma w co. Taki wtręt od filozofa.
chcę opowiedzieć o czymś całkiem innym, posłuchaj proszę.
Przecinek i subtelności znaczeniowe: chcę opowiedzieć o czymś zupełnie innym, posłuchaj, proszę. W sumie zdanie można spokojnie podzielić na dwa.
Russell stał się bogiem dla obrazu czajniczka, który orbituje w moim umyśle.
Niestety, jak to z zegarmistrzami bywa, jegomość nastawił zegar, a właściwie bombę zegarową!, i pozostawił tykającą.
…? jaki zegarmistrz, jaki zegar, o co tu chodzi? Przecinka po wykrzykniku nie powinno być, ale po pierwsze – ?
Wówczas czajnik wydostał się z orbity Słońca i powędrował daleko hen w zakamarki mojej wyobraźni.
Orbita nie jest pojemnikiem, z którego można się wydostać: Wówczas czajnik zszedł z orbity wokół Słońca i powędrował daleko, hen w zakamarki mojej wyobraźni.
dajmy na to taki jak ten mój
Przecinki: dajmy na to, taki, jak ten mój.
okrążał orbitę Słońca
Orbity się nie okrąża. Orbita to trasa okrążania.
Kto by to widział latać między teorematami tak jak Pan Bóg go stworzył, prawda?
Po polsku "teoremat" to twierdzenie pochodne, występujące w obrębie systemu dedukcyjnego. Nie należy go mylić z angielskim "theorem", oznaczającym "twierdzenie" w ogóle w matematyce (np. Bayes' theorem = twierdzenie Bayesa). Ponadto: Kto to widział, latać między teorematami tak, jak Pan Bóg go stworzył, prawda?
Powiedz mi lepiej: co by było, gdyby Czajnik Russela okrążał orbitę Słońca?
P. wyż.
Czym mógłby się kierować, i jaki byłby sens jego egzystencji?
Zakładając, że byłby istotą rozumną (innymi kierują prawa fizyki, nie ich wola) oraz umieszczoną w świecie w jakimś celu.
Spróbujmy jednak oczami wyobraźni ubrać urządzenie w niezniszczalny skafander.
Metafory powinny mieć sens. Ubieranie oczami go nie ma.
Wydaje mi się, że skoro czajnik powędrował samodzielnie na orbitę (z drobną pomocą B. Russella), to musi być inteligentny
Nie, nie musi. Mógł tam, chociażby, spontanicznie powstać na skutek fluktuacji kwantowych.
Ludzie inteligentni ogółem często czują się samotni, a co dopiero wysłać takich samych w kosmos.
Ludzie inteligentni ogółem często czują się samotni, a co dopiero, jak takich wysłać samych w kosmos.
Dla nas to raczej oczywiste: czajnik służy do zaparzania w nim wody.
To jest kontekst narzędziowy, i w przypadku czajnika – który jest narzędziem! – zupełnie wystarczający. Natomiast analogii do sensu życia tu nie ma.
czajnik, byłby
Nie stawiamy przecinka między podmiotem a orzeczeniem.
Jeśli o mnie chodzi, uważam, że był świadomy.
Był? Czy byłby?
Bo w końcu mówimy o super inteligentnym czajniku.
"Superinteligentny" razem. A przed chwilą czajnik był tylko inteligentny.
wody, którą następnie zaparzyłby w sobie?
Wodę by zagotował, parzy się herbatę.
wody, którą mógłby w sobie zaparzyć
J.w.
Przez obiektyw swojej kamerki
Ponieważ nagle, spontanicznie mu wyrosła, jak mniemam.
Porównałaby, go
Skąd tu, u licha, przecinek?
Mam na myśli ten moment, gdy obie zakończyły już swoją pracę, ale ja wcale nie spieszę się, by wyciągnąć z nich domowe utensylia.
Mam na myśli ten moment, gdy obie zakończyły już pracę, ale ja wcale się nie spieszę, by wyciągnąć z nich domowe utensylia.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. To dostawca sajgonek.
Rym.
Spoglądam ciekawsko
Z ciekawością.
A tam zastały ich lśniące polarne czapy oraz lodowe.
Skoro to nasza wesoła gromadka tam powędrowała, to właśnie gromadka zastała lodowe czapy: A tam zastały lśniące polarne oraz lodowe czapy.
zlodowaciałe wybrzusza ziemskie
Czym, do jasnej ciasnej, są wybrzusza ziemskie? Na Marsie?
między nimi zapuścił swoje korzenie
"Swoje" zbędne.
Równie kapryśna, co i piękna
"I" zbędne.
swoje lata miała już za sobą
???
łaziki oddaliły się z politowaniem potrząsając kamerkami.
Brak przecinka: łaziki oddaliły się, z politowaniem potrząsając kamerkami. Jest też aliteracja.
I tak o to super inteligentny Czajnik Russela porzucił sens swego istnienia, jakim było zaparzenie wody.
I tak oto superinteligentny czajnik Russela porzucił cel, jakim było zagotowanie wody.
Zapragnął zapoznać
Aliteracja.
Jednak pokój, w którym teraz się znajduje, przestał przypominać mi zabite dechami więzienie.
Jednak pokój, w którym teraz się znajduję, przestał mi przypominać zabite dechami więzienie.
czy wyobraźnia nie bywa czasem, jeśli nie ważniejsza, to chociaż weselsza od wiedzy
Wyobraźnia nie może być wesoła, ponieważ nie jest osobą i nie ma stanów psychicznych.
symbolem nonsensu, który odnalazł inny sens niż ten z góry narzucony
świątynią dla misternych symboli
https://sjp.pwn.pl/slowniki/misterny.html ?
by pogodzić sentyment z bieżącym rozwojem
Cokolwiek to znaczy.
rzeczy to ja mam nie mało
Rzeczy, to ja mam niemało.
na środku pokoju leżą potężne kartony
Raczej stoją.
jak wytłumaczę tacie, że na swoich obolałych, nie najmłodszych już barkach, dźwiga kartony wypełnione po brzegi “niezbędnymi rzeczami”.
Jak wytłumaczę tacie, że na swoich obolałych, nie najmłodszych już barkach dźwiga kartony wypełnione po brzegi “niezbędnymi rzeczami”.
Autor upił się purpurową siwuchą i oto, co mu wyszło. Chociaż czajnik biegający po Marsie i zakochany (?) w róży Małego Księcia ma w sobie pewien urok. Ale fantastyka jest pretekstowa (to fantazjowanie narratora, nie dzieje się w świecie przedstawionym), a pióro robi, co samo chce (zwłaszcza z abstraktami). Zalecam sok z kiszonej kapusty i porządne przeczesanie tekstu. I może ktoś się uśmiechnie, bo – jest tu jakaś wartość. Ważne, żeby ją dobrze przekazać. Powodzenia!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Niezłe. Przypomina bardziej felieton filozoficzny niż opowiadanie. Czytało się dobrze, mimo że nie bardzo lubię, jak się narrator zbytnio spoufala z czytelnikiem.
PS
Wzmiankę o MILF traktuję jako chwyt marketingowy.
Oto nadciąga ZUO.
ZUO jest wielkie, zuo jest złe, zuo robi to co chce…
Dlatego buzia w ciup! Sypnę tylko dygresją…
Niejaki Bertrand Arthur William Russell jako 3. hrabia Russell (oraz wynalazca
rzeczonego czajniczka) powinien czaić, że do jego ulubionych kołnierzyków
pasuje wyłącznie krawat z węzłem wiktoriańskim, a nie toto co zwykle nosił.
No, w najgorszym razie Plattsburgh…
Czaj prosto z czajniczka to przyjemność. Jednak poplecznik 3. hrabiego – niejaki
R.Dawkins (bez arystokratycznych korzeni, ale także krawatowy dziwoląg) – do onego
czajniczka domalował był przeróżne epitety. A że heretyk, apostata, bluźnierca…
Ba, nawet bąka coś o małżeństwie z czajniczkową [sic!] sziksą (jidysz). Fuj.
dum spiro spero
Tak. Wyznaję. Jestem hiszpańską inkwizycją.
Gif przedstawia łapankę w toku. Starsza pani przedstawia tekst. Wygodny fotel przedstawia fotel o wiele wygodniejszy od tego, na którym teraz siedzę.
Hops! Oto idzie serek!
(A Dawkins jest, ku mojemu nieustającemu zdziwieniu, żonaty z Lallą Ward, skoro już plotkujemy o znanych Anglikach.)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ach, te ploteczki ze sfer…
Lalla, bo fafluniła od kołyski i nie mogła wymówić swojego imienia: Sarah…
Ukończyła tylko podstawówkę. Podobno na fakultetach, ale i tak zdolna bestia.
Może ma dobre geny? Babką jej była Irlandka Mary Ward – pierwsza na świecie
śmiertelna ofiara udokumentowanego wypadku drogowego i kobieta-naukowiec.
dum spiro spero
Dziękuję za uwagi, Tarnina. Popracuję jeszcze nad tekstem
Cieszę się, że pomogłam ^^
pierwsza na świecie śmiertelna ofiara udokumentowanego wypadku drogowego i kobieta-naukowiec.
… serio? A co do Dawkinsa i Ward, to moim zdaniem ona mogła trafić lepiej. Ale według najnowszych doniesień paparazzi już się rozwiedli. Ulubiona_emotka_Baila
(Kurczę, robimy Pudelka… sorki )
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
(Kurczę, robimy Pudelka… sorki )
To prawda, więc się “czepnę” aby nie było…
Czajnik Russela był oczarowany marsjańską atmosferą (na orbicie Słońca atmosfery nie było).
Otóż jest. To fotosfera, chromosfera i korona. W sumie 23 pierwiastki oznaczalne plus
0,0002% miszmaszu. Jest wodór, hel, argon, tlen, neon, azot… A wiatr słoneczny hula po całym
układzie. Nie ma zasię wiatru bez atmosfery, wiadomo.
No, sicher ist sicher – jak mawiał Kramer…
Fajny kotek (-ka), mimo że rudy, przekarmiony i mańkut. Moje są czarne z białymi krawatami.
W sumie jest potencjał i po dopieszczeniu…
dum spiro spero
Po dopieszczeniu kotek będzie fest :)
Ale wiatr słoneczny to nie to samo, co wiatr zwyczajny: https://pl.wikipedia.org/wiki/Wiatr_s%C5%82oneczny
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Oj tam, za dokładnie. Tu jest fest. Sztuka się liczy…
https://pl.wikipedia.org/wiki/Atmosfera_s%C5%82oneczna
dum spiro spero
Tekst może być niezły po wprowadzeniu poprawek. Fantastyki rzeczywiście za bardzo tu nie ma.
Sekret, przyjmuję do wiadomości, że postanowiłaś napisać humorystyczną gawędę, ale nic nie poradzę, że opowiastka nie zdołała mnie rozbawić, natomiast dość mocno znużyć, i owszem.
…więdną w butelce po Soplicy. → …więdną w butelce po soplicy.
Nazwy trunków piszemy małą literą.
Nie wiem, jaka to odmiana, nie znam zbyt wielu odmian róż. Zwykłam odmieniać słowa, zdarzyło się, że życie – zwłaszcza swoje, o! Swoje życie to ja lubię odmieniać. Ale odmian róż… → Czy to celowe powtórzenia?
…dekorację, która przełamuje rustykalny styl zabitego dechami pokoju. → Zabita dechami może być jakaś wieś/ wiocha, zacofana i pozbawiona wygód, oddalona od ośrodków cywilizacji.
Dziura zabita deskami to związek frazeologiczny, czyli forma ustabilizowana, utrwalona zwyczajowo, której nie korygujemy, nie dostosowujemy do współczesnych norm językowych ani nie adaptujemy do aktualnych potrzeb piszącego/ mówiącego.
…bombę zegarową!, i pozostawił tykającą. → Po wykrzykniku nie stawia się przecinka.
…w latach 50-tych XX-ego wieku. → …w latach pięćdziesiętych XX wieku.
Liczebniki zapisujemy słownie.
…czajnik służy do zaparzania w nim wody. → Nieprawda, wody się nie zaparza, wodę się gotuje.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Zabrzmiał dzwonek u drzwi.
Obok stoi butelka po Soplicy… → Obok stoi butelka po soplicy…
…nie biało, lecz czerwonogłowa… → …nie biało- lecz czerwonogłowa…
…gdyż swoje lata miała już za sobą… → Czy tu aby nie miało być: …gdyż swoje najlepsze lata miała już za sobą…
Zapragnął zapoznać się z Panią Różą, poznać jej tajemnice… → Nie brzmi to najlepiej.
Jednak pokój, w którym teraz się znajduje, przestał przypominać mi zabite dechami więzienie. → Literówka. Więzienie nie jest zabite dechami.
…róże w butelce po Soplicy… → …róże w butelce po soplicy…
…czyhają na przydasiów na każdym… → …czyhają na przydasie na każdym…
Tu znajdziesz odmianę rzeczownika przydaś.
…w butelce po Soplicy… → …w butelce po soplicy…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Sekrecie!
A ja dam tekstowi szansę. Znaczy się, biblioteczną. Bo może i nie jest to konkretnie mój typ opek, ale właśnie, przeczytałem go bez przykrości. I nawet pomimo tego, że polega głównie na strumieniu świadomości narratora, to jakoś podążałem za tą ścieżką i szukałem jej celu. Cel był, więc daję kciuka w górę. :)
Pozdrawiam!
Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.
Nie jestem fanem takiej formy opowiadania historii (takie narratorskie ADHD), więc niestety, nie podobało mi się. Nie mniej, to nie tak, że sama historia mnie odrzuciła – pisząc, potrzeba sporo gimnastyki i otwartej głowy do interpretacji emocji i planów czajnika. ;)
Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.
Czajnik chce wierzyć. Posunę się do stwierdzenia, że możliwe, iż czuje potrzebę kochania. Czym jest kochanie? Jak zdefiniować sens własnej egzystencji? Czy Absolut jest li tylko naszym wyobrażeniem? Oczekiwaniem? A może karmimy się nadzieją w obawie przed końcem? Definitywnym zakończeniem. Nasuwa się kolejne pytanie – co ze świadomością? Zostawiam to tęgim umysłom.
Jestem przekonany, że tylko kochając warto żyć, nawet, jeśli jest się czajnikiem. Róży zupełnie nie muszę rozumieć – różę można tylko kochać.
Pozdrawiam
Czajnik okrążał orbitę Słońca? Znaczy, jaką? Wokół jądra galaktyki? Zmęczył mnie ten swobodny ciąg świadomości, bo tak zdaje się owa forma twórczości się nazywa. No, do pewnej bodajże magdalenki (ciastka takiego dość słynnego w literaturze;) jednak twemu czajniczkowi jeszcze troszkę brakuje, ale nie zniechęcaj się. Tyle że bez Twej dbałości o szczegóły wskazane przez szanowne Przedpiszące , nic z tego nie będzie. Niestety. Pozdrawiam i zachęcam takoż do większej dozy autokorekty i autoredakcji.
Już tylko spokój może nas uratować