- Opowiadanie: Elas3 - Najciemniej pod Latarnią

Najciemniej pod Latarnią

Cześć, zapraszam na moje pierwsze opowiadanie na tym portalu!

 

Zacznę od blurpa:

Anomalia w działaniu latarni morskiej doprowadziła do zatonięcia statku. Komisja Nadzoru Magii wysłała Imogene do zbadania tej z pozoru rutynowej sprawy. Szybko jednak okazuje się, że incydent jest znacznie poważniejszy. Czy Imogene podoła niespodziewanym wyzwaniom w jakie obfituje latarnia?

 

Opowiadanie zostało wysłane do wydawnictwa Pulp Books, gdzie zostało ciepło przyjęte, jednak nieco mu zabrakło. Jestem jednak z niego mocno zadowolony i szkoda, by siedziało tylko w szufladzie.

 

Szczególne podziękowania dla Triceraton oraz nieobecnych tu: Hella i Zajca, za przeczytanie, rzeczowe komentarze i zostawienie sporej ilości rzeczy do poprawienia!

 

Zapraszam i życzę miłego czytania!

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Najciemniej pod Latarnią

Latarnia

 

Rewidentka Imogene stała w cieniu potężnego budynku. Z tej odległości, nawet zadzierając wysoko głowę, bardziej czuła niż widziała blade, niebieskie światło. Pulsowało delikatnie magią, wysyłając kolejne sygnały. Czuła też strach. Jego zalążek zauważyła już kilkaset metrów od latarni, ale nie była pewna, co go wywołało. Zimny, jesienny podmuch? Las, który nagle ucichł, jakby nawet wiatr go mijał? Statek którym przybyła, odbijający od portu, odbierający jej jedyną drogę ucieczki?

Wiedza, że była zdana tylko na siebie?

To miała być rutynowa kontrola. Wszyscy w Komisji Nadzoru Magii zapewniali ją, że to nic wielkiego, zwykła formalność. Popłynąć, sprawdzić zaklęcie, ochrzanić latarnika i wrócić.

Tak więc czemu Komisja zignorowała wcześniejsze incydenty i zareagowała dopiero teraz, kiedy zatonął statek korporacji Silko, wraz z jego wartym miliony ładunkiem? Nie ostrzeżony w porę przez latarnię, podzielił los wielu lokalnych łódek i stateczków. Komisja musiała uznać to za przypadkowe incydenty, może błąd ludzki, zamiast obarczyć winą za brak ostrzeżenia przed nadchodzącą anomalią, a przynajmniej w to Imogen chciała wierzyć.

Przejechała palcem po ścianie latarnii, kamień był nadzwyczaj gładki. Poczuła zimny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, gdzie zmaterializował się w szorstką dłoń, wodzącą w dół pleców nazbyt długimi paznokciami. Zareagowała instynktownie. Obróciła się gwałtownie i uderzyła z całej siły. Pięść przeszyła powietrze.

– To tylko twoja wyobraźnia – wyszeptała.

Zamknęła oczy i przyłożyła całą dłoń. Latarnia zadrżała w posadach. Kamień skakał pod jej dłonią, wyrywał się, szukał drogi ucieczki. Próbowała wyczuć Źródło, skupić się na nim, lecz uciekało przed nią.

Huknęło.

Coś pękło, odłamki świszczały w powietrzu, tynk spadał na jej czarne włosy. Odskoczyła, otwierając oczy.

Latarnia stała niewzruszona.

Szybki wdech nosem, powolny wydech ustami. Powtarzała aż do skutku, aż serce uspokoiło szaleńczy rytm, aż mięśnie rozluźniły się. Czy to też mogła być wyobraźnia? Chciała w to wierzyć.

Wzięła głęboki oddech i ponownie przytknęła dłoń do latarni. Powoli zamknęła oczy, niczym dziecko chcące zobaczyć jak najwięcej, nim zacznie się gra w chowanego. Tym razem latarnia nie chciała się bawić. Wyczuła runy okalające budynek, chroniące go przed światem zewnętrznym i vice versa. 

Latarnie standardowo zabezpieczano, jednak nie w aż takim stopniu. Ciąg run był pięciokrotnie dłuższy niż zazwyczaj, dużo bardziej skomplikowany, nieporównywalnie droższy w konstrukcji. Szesnaście runicznych znaków, niczym litery w alfabecie, układało się w opowieść, której nie mogła zrozumieć. Czuła, że to zaklęcie ochronne, jednak jego szczegóły uciekały jej spod palców. Spróbowała jeszcze raz, marszcząc przy tym brwi, jednak czytanie run bez znajomości Intencji było niczym czytanie kryptogramu bez klucza do szyfru.

Pozostało tylko jedno. Zapukała do drzwi. Cisza. Uderzyła mocniej, jednak wciąż nie nadeszła żadna odpowiedź. Położyła dłoń na klamce. Cichy głos w jej głowie usilnie namawiał ją, by odwróciła się na pięcie, odeszła i nigdy nie wracała. Nie warto, powtarzał, nie warto ryzykować życia.

Imogene miała inne zdanie. Nacisnęła klamkę i weszła do środka.

 

Kuchnia

 

Powietrze było ciężkie i gęste, smakowało niczym metal i było tak ciepłe, że Imogene momentalnie pokryła się kroplami potu. Zawiesiła płaszcz na ścianie, tuż obok męskiego, którego widok dał jej odrobinę nadziei. Latarnik mógł dalej opiekować się zaklęciem. Magia pozostawiona sama sobie stawała się groźna, nieprzewidywalna, wręcz szalona. W skrajnych przypadkach, potrafiła nawet deformować rzeczywistość samą w sobie. Z całej siły trzymała się nadziei, że do tego nie doszło.

– Dzień dobry – krzyknęła. Głos poniósł się wzdłuż schodów, lecz nie nadeszła żadna odpowiedź.

W środku panował półmrok, brudne szyby niemalże nie przepuszczały światła. Westchnęła ciężko i poczekała, aż przyzwyczai się do ciemności. Kontury powoli zaczęły wyłaniać się z mroku. Kominek, równo ułożony stosik drewna, drzwi do spiżarki, obślizgły potwór. 

Grube, masywne cielsko rozpływało się na podłodze. Kilkadziesiąt macek wiło się i skręcało, przypominając wywróconego żuka. Owadzie nogi ocierały się o kamień, wydając chrobotliwy, wysoki dźwięk. Ściekała z nich gęsta substancja, falująca na powietrzu niczym dym.

Imogene powstrzymała krzyk. Sięgnęła do pasa, jednak nie znalazła tam rewolweru. Rewident nie ma prawa używać broni palnej bez przełożonego, oznajmił ironicznie cichy głos. Piskliwy śmiech w jej głowie rozległ się w tym samym momencie, co głośne bulgotanie. Potwór nabrzmiał gwałtownie, jakby coś, nie, jakby kilkaset istot próbowało wydostać się z jego cielska, rozerwać je od środka, znaleźć słaby punkt w rosnącej kupie mięsa.

– Jesteś rewidentką Komisji, ani mi się waż stchórzyć – oznajmiła głośno.

To nic, że rewidenci byli wysyłani do rutynowych i prostych spraw, że nie miała żadnego sprzętu ani wsparcia. Dobyła rapieru, broni już nietypowej w tych czasach, i sięgnęła do Źródła, by wzmocnić swoje ciało. Cokolwiek się działo, musiała to powstrzymać. Jak najszybciej. Obniżyła środek ciężkości, tanecznym krokiem ruszyła do przodu.

I wtedy się roześmiała, nerwowo i spazmatycznie. Z mroku wyłoniła się kupa porozbijanych krzeseł. Wariowała? Chyba tak, potwierdził cichy głos. Odbiło ci, zbzikowałaś, dostałaś fioła. Uciekaj stąd, wariatko, jeśli ci życie miłe.

– Nigdzie się stąd nie ruszę, mam zadanie do wykonania – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Pomogło. Cichy głosik zamknął się, dając jej w spokoju pomyśleć. Zaklęcie musiało się znacząco zdegenerować, by doprowadzić do takich efektów. Dotychczas takie skutki widziała głównie po stosowaniu czarnej magii. Głupcy, którzy się tego dopuszczali, byli surowo karani przez Komisję.

Jak długo latarnia była opuszczona? Dlaczego zabezpieczono ją tak mocno? Czemu latarnik uciekł?

Tego mogła dowiedzieć się tylko w jeden sposób.

 

Sypialnia

 

Pomieszczenie było skromnie urządzone, tak jakby służyło jedynie do spania. Spora prycza z nałożonym nań siennikiem, kilka koców i szafka nocna ze stojącą na niej oliwną lampą. Zapaliła zapałkę i przyłożyła do knota. Ten jednak, zamiast dać światło, zaczął je pochłaniać, emanować ciemnością. Imogene dmuchnęła mocno, próbując go zgasić. Ciemność zamigotała, czarny dym zawirował w lampie i sytuacja wróciła do względnej normalności. Postukała ostrożnie paznokciem w lampę, wciąż nie dowierzając w to, co się stało.

Wyraźnie czuła moc dochodzącą z czubka wieży. Nie potrafiła opisać jak to jest czuć Źródło. Tego nie dało się ubrać w słowa, niczym najskrytszych pragnień, najgorętszej miłości czy najgorszych obaw. Jakkolwiek się tego nie określiło, otrzymywało się co najwyżej mgliste przybliżenie, ledwo muskające prawdziwą naturę uczucia. Przeważnie mówiła, że jest to dziwne i przyjemne zarazem, niczym mrowienie z tyłu głowy.

Tym razem było inaczej. Ktoś rozczesywał jej włosy, szukał odpowiednich miejsc na skórze i ostrożnie rozcinał je czymś tępym i chropowatym. W każdej ranie najpierw czuła szczypanie, aż w końcu kilkanaście małych odnóży rozszerzało ją i wślizgiwało się pod skórę. Coś wiło się tuż nad czaszką, chityna skrobała o kość, chrobotanie wibrowało w uszach. Krzyknęła. Jej dłonie błądziły między włosami i szukały insektów. Drapała rozpaczliwie głowę, próbując wydobyć je spod skóry. Opuściła drżące dłonie. Paznokcie miała czerwone od krwi.

– Bądź silna – powiedziała cicho.

– Jesteś silna – dodała, chociaż nie czuła, żeby to była prawda.

Przeszukała szafkę. W środku znalazła kieszonkowy zegarek, parę narzędzi, kilka schematów latarni i zabawkę. Mała, szmaciana lalka patrzyła na nią guzikowymi oczyma. Jej usta, zrobione z czerwonej nitki, otworzyły się i wypowiedziały “pomóż mi”. Słowa nie dotarły do jej uszu. Zamiast tego wryły się w kości i rozniosły po ciele wraz z falą bólu i wtargnęły do głowy, gdzie zagościły na dobre.

Powietrze utknęło jej w gardle. Nie, nie znowu. Zamrugała. Lalka poruszyła ustami. Słowa rozbrzmiewały w całym ciele Imogene, czuła smak ich rozpaczy na końcu języka, widziała ich smutny ton. Jej ręka zaczęła się wysuwać. Nie! Próbowała napiąć mięśnie, cofnąć się, zacisnąć pięść, jednak nic nie pomogło. Opuszki jej palców dotknęły lalki.

Napięła się niczym rażona prądem, mięśnie zaśpiewały w bolesnej symfonii. Krzyknęła głośno, próbując sobie ulżyć, lecz ktoś chwycił ten krzyk, wpakował jej głęboko do gardła tak mocno i brutalnie, że zaczęła się dławić. Usta wypełnił kwaśny, metalowy smak, w uszach dominował głośny, świdrujący dźwięk. Czuła jak Źródło napływa do jej ciała, jak rozszarpuje żyły, nadyma płuca, razi serce. Czuła jak sięga jej mózgu, otacza go zimnymi palcami, zgniata w dłoni.

POMÓŻ MI.

Głos huknął w jej głowie, przeganiając wszystkie myśli.

Nie, nie, nie.

POMÓŻ MI.

Nie! Skup się! Wyczuła skąd pochodzi Źródło, znalazła połączenie i nacisnęła na nie. Miliony igieł zaczęły wbijać się w jej ciało, paląc i mrożąc jednocześnie. Naparła mocniej, ignorując ból dochodzący z każdego kawałka ciała. Głos wrzeszczał przerażony, jego krzyk odbijał się w czaszce.

Oderwała dłoń od lalki. Wylądowała na ziemi, jej serce biło jak szalone. Odpychała się stopami i rękoma, byle znaleźć się jak najdalej od szafki, jak najszybciej. Uderzyła plecami o ścianę, lecz napierała dalej, nieświadoma przeszkody.

Chłód kamienia i czas pozwolił jej pozbierać się w sobie. Najpierw jęknęła głośno, wciąż czując przejście Źródła przez ciało. Potem podciągnęła nogi, objęła je mocno i skupiła się na oddechu. Gwałtowny wdech. Powolny wydech. Powtórz.

Ściany wydawały się falować i napierać na nią, ciało pulsowało bólem w rytm uderzeń serca, natłok myśli w jednym momencie wrócił do głowy. Siedziała, oddychając miarowo i próbując odzyskać zimną krew. Wiele w swoim życiu widziała, ale to… To…

Bała się. Cichy głos prosił, żeby biegła na dół, nawet nie brała płaszcza, żeby czym prędzej ruszyła w stronę wioski i błagała, by ktoś ją ukrył. Nie mogła uciec. Musiała powstrzymać spaczenie, zanim jeszcze bardziej urośnie w siłę, rozerwie otaczające je runy i wydostanie się na świat. Było za późno, by czekać na wsparcie.

Bała się spaczenia czekającego na szczycie. Kierowała się jednak słowami swojego mentora – pozwalała istnieć strachowi, akceptowała go i rozumiała, lecz za żadne skarby nie pozwalała mu działać.

Bało się też coś jeszcze. Czuła strach, nie, czyste przerażenie unoszące się w powietrzu. Może tylko jej się wydawało? Nie była pewna gdzie kończy się rzeczywistość.

Wiedziała tylko jedną rzecz. Wstała. Nogi drżały pod nią tak bardzo, że musiała wspierać się o ścianę.

– Pomogę ci – powiedziała pewnym głosem i ruszyła wyżej.

 

Salon

 

Ledwo szła do przodu. Powietrze raniło ją w płuca jakby wciągała drobinki szkła, mroczki latały przed oczyma. Oparła się barkiem o ścianę i rozejrzała po pomieszczeniu.

Było tu inaczej. Przez czyste szyby dostawały się promienie słoneczne, oświetlając jedyną odrobinę luksusu w całej latarni. Fotel stał dumnie przy oknie, prężył się i czekał. Imogene uśmiechnęła się lekko. W tej chwili nie marzyła o niczym innym. Usiadła z trudem, pomagając sobie rękoma, ale tyłek w końcu spoczął na fotelu. Delikatna błogość rozeszła się po ciele, momentalnie zapomniała o wszystkich problemach. Świat nie istniał, była tylko ona i najwygodniejszy fotel. Powieki same się zamykały. Z początku z tym walczyła, jednak delikatny, przyjemny szum w głowie skutecznie ją od tego odwiódł. Całości dopełnił kocyk, którego nie widziała, lecz wyraźnie czuła wełnę na swojej skórze. Otuliło ją przyjemne ciepło.

Zasnęła.

Obudziła się, kiedy coś spadło na jej nogi. Zobaczyła opasłe tomiszcze. Zerknęła na okładkę i z zaskoczeniem stwierdziła, że zna ten tytuł. Książka opowiadała o Rewolucji Magicznej i jej pozytywnym wpływie na świat. Skupiała się na zdobyczach cywilizacji – pociągach, fabrykach i, rzecz jasna, napędzającej je magii. Ta obowiązkowa lektura miała wbić kadetom do głowy, że walczą o zachowanie wspaniałej przyszłości.

Imogene uśmiechnęła się ironicznie. Książka usilnie próbowała przekonać o tym, jak wiele korzyści magia przyniosła szaremu człowiekowi, jednak skrawki pamięci z jej dzieciństwa wyraźnie temu zaprzeczały. Otworzyła ją wręcz odruchowo, nawet o tym nie myśląc. 

Litery wydawały się pływać, tusz rozmazywał się na stronach. Zamrugała kilka razy, próbując skupić wzrok, jednak niewiele to pomogło. Tekst falował, rozbiegał się na wszystkie strony, zbliżał i oddalał. Próbowała przewrócić stronę, ale papier stwardniał pod jej palcami. Przygryzła nieco wargi i zaczęła się siłować z książką, aż usłyszała głośne pęknięcie i kartka została w jej dłoni. Litery zastygły w bezruchu. Przyjrzała się zdobyczy, która okazała się listem.

Kochana

U mnie wszystko w porządku. Ponoć remont się kończy i już niedługo będziecie mogły wrócić. Technicy dalej majstrują coś przy zaklęciu. Jestem ciekaw co, ale nie dopuszczają mnie do niego ani na krok. Z drugiej strony, pozwala mi to nieco odetchnąć. Urlop! Wyobrażasz to sobie? Na dodatek taki, za który mi płacą. Nigdy nie spodziewałem się takiego szczęścia. Żałuje tylko, że nie mogę go dzielić z wami.

Niestety dalej nie mogę opuścić wieży. Moja obecność jest potrzebna do jakieś kalibracji. Cóż, przynajmniej mam sporo czasu na czytanie. Szczerze mówiąc, niewiele innego mam do roboty. Technicy ciągle są na szczycie, za to menedżerowie… Próbowałem z nimi porozmawiać, pożartować trochę, znasz mnie przecież, ale straszne z nich mruki. Ze sobą rozmawiają bardzo chętnie, żywiołowo wręcz, ale ledwo pojawię się na horyzoncie, natychmiast milkną.

Ostatnio znalazłem lalkę naszej księżniczki wraz z listem. Nawet nie wyobrażasz sobie jak się ucieszyłem! Przez chwilę poczułem się mniej samotny. Nie mogę się doczekać, aż to wszystko się skończy, i znowu będziemy mogli się zobaczyć, zamiast jedynie wymieniać listy. Ponoć ma to się stać niedługo, jutro bądź pojutrze. Trzymam kciuki, żeby tak było.

Na zawsze Twój,

Eust

Powoli złożyła list na pół, potem znowu, i schowała do wewnętrznej kieszeni kamizelki. Ręce drżały jej tak bardzo, że trafiła dopiero za trzecim razem. Oparła się o ścianę. Czuła przyjemny chłód i Źródło pulsujące w kamieniu. Oddychała ciężko. Zacisnęła dłoń w pięść i uderzyła raz, drugi, trzeci. Ból ocucił ją nieco, ale nie przyniósł ulgi.

Jak mogli? Jak mogli?! Przynajmniej miała jakiś dowód, coś, co pozwoli Komisji znaleźć winnych, ukarać ich za tak rażące nadużycie. Tak. Musieli zostać ukarani, srogo i przykładnie, żeby nikt inny nie poszedł w ich ślady. Wzięła głęboki wdech i odepchnęła się od ściany.

– Zrobię co w mojej mocy, by zakończyć twoje cierpienie – oznajmiła.

Nikt nie odpowiedział.

Nikt nie musiał.

 

Szczyt

 

Na wysokim podeście znajdowała się szklana kula, w której zamknięto czarny kryształ. Pulsował niebieskim światłem, emanował mocą tak dużą, że Imogene z trudem łapała oddech. Pomyślała, że nie powinien być czarny, ale ta myśl szybko umknęła. Było w nim coś pięknego, niczym w pożarze pożerającym dom, sztormie połykającym całą flotę, drapieżniku rozrywającym gardło ofiary.

Oderwała wzrok. Kryształ dalej się w nią wpatrywał, oczekiwał, wymagał. Zaczęła drżeć. Powietrze naciskało dalej, raz było gorące a raz zimne, cały czas nieprzyjemne. Kaszlała, próbując pozbyć się drapania w gardle.

– Jestem. Przyszłam ci pomóc – wykrztusiła.

Zaskoczyło ją, że podest otoczony jest trzema rzędami run. To nie była standardowa praktyka, w tym miejscu nie powinno być dodatkowych zabezpieczeń.

Ruszyła dookoła. Każdy krok stawiała z trudem, jakby musiała wyrwać stopę z bagna, jednak nie zamierzała się poddać. W końcu dojrzała wszystkie runy, lecz nie była w stanie zrozumieć ich przeznaczenia. Zostało jej tylko jedno.

Ledwo dotknęła palcem kręgu, wrzasnęła. Wrzątek wypełnił jej gardło, spłynął do płuc i żołądka. Usta otworzyły się do krzyku, lecz dźwięk uwiązł w gardle. Magia przechodziła przez nią niczym piorun. Ciało wyginało się w makabrycznym tańcu. Czuła zapach przerażenia i śmierci, w ustach miała smak krwi. Czy to był jej strach?

Spojrzała na kryształ, który już nie pulsował. Nie. Płonął potężnym, oślepiającym światłem. Nóż z impetem wbity w jej plecy sprawił, że gięła się wpół i krzyknęła. 

UWOLNIJ MNIE. PROSZĘ UWOLNIJ MNIE.

Próbowała. Głowa jej pękała niczym ściskana w imadle. Wartki strumyk krwi zaczął cieknąć z nosa i kapać na runy. Oddech miała płytki, rwał się, powietrze drażniło poparzone płuca.

Źródło, tyle Źródła przechodzącego przez jej ciało. Widziała, skąd kryształ je czerpie, ale nie potrafiła tam sięgnąć. Za każdym razem, gdy tylko kierowała myśli w tamtą stronę, świat ciemniał. Jej usta wypełniły się żółcią. Skażenie było ogromne. Powoli zaczynała rozumieć znaczenie run, jednak nie była w stanie pojąć go w całości. Tak jakby próbowała coś złapać, lecz ledwie to musnęła.

Wiedziała jedno – to było ponad jej siły. Łzy pociekły spod zamkniętych powiek. To nie były jej łzy. Czuła się, jakby była dwoma osobami jednocześnie, pragnącymi innych rzeczy.

Zostało jej tylko jedno. Wyczuła runy otaczające latarnię. Poczuła jak jej mięśnie napinają się, szarpią i bronią. Chciała krzyknąć, lecz coś chwyciło ją za gardło. 

Skup się, Imogene, powtarzała. Imogene. IMOGENE! Brzmienie jej imienia pomagało, zakotwiczało we własnym ciele. Zaczęła łączyć krąg run z tym, który otulał całą latarnię. Mogła zmienić ich znaczenie. Uwięzić to, co skrywało się w krysztale, odciąć go od świata, powstrzymać jego niszczycielski wpływ.

PRZESTAŃ. MIAŁAŚ MNIE UWOLNIĆ.

Wszystkie szyby pękły w tym samym momencie. Lodowaty wiatr trzasnął nią o kamienie. Kości pękły niczym suche gałęzie.

Latarnia się trzęsła. Cegły wybuchały jedna za drugą. Runy wypalały się w podłodze, czerwone niczym krew Imogene. Posoka płynęła z jej uszu, z oczu, spod paznokci, zewsząd.

PROSZĘ, PRZESTAŃ!

Latarnia morska rozpierzchła się na wszystkie strony. Czerń. Rozejrzała się. Pustka, niemalże całkowita pustka. Widziała tylko kryształ, najciemniejszy punkt w mroku, i długie ciągi run unoszące się w powietrzu. Zniknęło nawet jej ciało. Przyjęła to z ulgą, wraz z tym zniknął ból.

– Przepraszam. Ja naprawdę nie chciałam, ale to jedyne, co mogę zrobić. Przepraszam. Nie mogę ci pomóc, już nie.

Głos Imogene po prostu rozniósł się w pustce. Ciągi run oplatały się wokół kryształu, tłumiły jego moc, więziły go. Światło przygasło, ukazując doskonałą czerń. 

NIE CHCĘ WIĘCEJ CIERPIEĆ.

– Wiem – odpowiedziała przez łzy.

Ostatnia runa skończyła na swoim miejscu. Latarnia morska powróciła, powietrze stało się chłodne i przyjemne, ból opuścił jej ciało. Spojrzała na dłonie, łzy ciekły po policzkach, kapały na kamienną posadzkę. 

Spojrzała na kryształ. Wraz z zaklęciem musiała zapieczętować w nim duszę Latarnika.

– Przepraszam – powiedziała cicho.

– Przepraszam – powtórzyła, kręcąc głową.

– Przepraszam, nie chciałam, by do tego doszło – powiedziała wstając.

 

Notatka do sprawy nr 13/22/21003

 

Latarnia morska została objęta kwarantanną. Spaczenie magii było zbyt daleko posunięte, aby opłacalne było jego usunięcie. Pobliskie miasteczko portowe zostało ewakuowane w trybie natychmiastowym. Sprawy odszkodowań powinny toczyć się pomiędzy poszkodowanymi a Morską Kompanią Oświetleniową. Komisja powinna być bezpieczna od wszelkich roszczeń.

Rewidentka nie dostarczyła żadnego wartościowego materiału dowodowego. Morska Kompania Oświetleniowa dostarczyła wszelkich informacji, zgodnie z protokołem przewidzianym przez ustawę. Nie dopatrzono się żadnych uchybień.

Rewidentka musi zostać pod pilną obserwacją. W/w sprawa odcisnęła się na niej w sposób dojmujący i istnieje ryzyko, że będzie kontynuowała śledztwo mimo zakazu. Proponowanym rozwiązaniem jest przydzielenie jej tak znacznej ilości obowiązków, by było to fizycznie niemożliwe. Zaleca się działać subtelnie. Rewidentka jest zbyt cennym zasobem, aby ryzykować jej utratę.

Koniec

Komentarze

Cześć, Elas!

Językowo do lekkiego szlifu (przecinki, szyk, zaimkoza, czasami dość dziwne konstrukcje albo niepasujące do kontekstu słowa), ale czytało się nie najgorzej. Momentami miałam wrażenie, że tempo trochę siada, zwłaszcza w środkowej części opka – dużo opisów, w dodatku niezbyt porywających, trochę zaczynały mi na nich błądzić myśli – gdzie moim zdaniem zabrakło nieco dynamiki. IMHO w tekście na 20k znaków zawalanie większej części tekstu opisami tego, co dzieje się z ciałem/umysłem głównej bohaterki zadziała raczej na niekorzyść opowiadania, uśpi czytelnika.

Przez motyw latarni oraz związanej z nią anomalii mocno mi się kojarzyło z trylogią Southern Reach Vandermeera. Przypadek czy inspiracja?

Najciekawszy wydał mi się świat; po tak krótkiej formie trudno ocenić, ale widzę potencjał na dalszy rozwój uniwersum, można by interesujące rzeczy z niego wciągnąć.

Powodzenia w dalszym pisanku!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Hej gravel, dzięki za komentarz!

 

To co napisałaś o opisach to dokładnie to co napisał Pulp Books, hah. Ogólnie opisy to zdecydowanie najsłabsza część mojego warsztatu i jestem tego świadom.

O Southern Reach pierwszy słyszę, więc zdecydowanie przypadek.

Ciesze się, że świat zainteresował. To jak udało mi się wpleść go w opowiadanie to chyba jego najlepsza część. Mam nadzieje, że w następnych tekstach uda mi się go sprzedać równie dobrze ;)

Pozdrowienia z Kopenhagi

Witaj, Elasie Trzeci! :) Mamy czwartek, więc środowy dyżurny melduje się na pokładzie :)

 

Zacznę od tego, co mi się spodobało w Twoim tekście. Świat przedstawiony jest całkiem intrygująco zarysowany, więc zdecydowanie masz na czym budować kolejne opowiadania. 

 

Całkiem pozytywnie odbieram też formę opowiadania. Mamy bieżące wydarzenia, elementy odbywające się “w głowie” Imogene (przeżycia wewnętrzne?), list, notatkę. Fajnie, że są takie zróżnicowane elementy.

 

Problem stanowią natomiast kwestie techniczne i językowe. Przykładowo, we wskazanej powyżej ciekawej formie opowiadania zdecydowanie zaburzony jest balans pomiędzy poszczególnymi elementami. Pod koniec tekstu miałem już przesyt wewnętrznymi przeżyciami Imogene. Ich nagromadzenie paradoksalnie doprowadziło mnie do utraty zainteresowania nimi.

 

Dość mocno kuleje warstwa językowa, w szczególności interpunkcja. Wiele zdań sprawia wrażenie pourywanych, albo stanowi rusycyzmy (te zdania zakończone “się”). Wybacz, że nie zrobię porządnej łapanki, ale niestety (stety?) jestem w pracy i nie mam aż tyle czasu. Wypatruj za to użytkowników bardziej doświadczonych w tych kwestiach (Regulatorzy, Tarnina) :)

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej! :)

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cóż, Elasie3, w zasadzie zgadzam się z komentarzami Gravel i Cezarego, więc niewiele mogę dodać do ich opinii, ale pozwalam sobie dołączyć łapankę, jako że wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą równie zajmujące i znacznie lepiej napisane.

 

Re­wi­dent Imo­ge­ne stała w cie­niu po­tęż­ne­go bu­dyn­ku. → Skoro piszesz o kobiecie, to może: Re­wi­dentka Imo­ge­ne stała w cie­niu po­tęż­ne­go bu­dyn­ku.

 

Zimny dreszcz prze­szedł wzdłuż jej krę­go­słu­pa, gdzie zma­te­ria­li­zo­wał się w szorst­ką dłoń, wo­dzą­cą w dół jej ple­ców, dra­pią­cą na­zbyt dłu­gi­mi pa­znok­cia­mi.  → Czy zaimki są konieczne? Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Poczuła zimny dreszcz wzdłuż krę­go­słu­pa, gdzie zma­te­ria­li­zo­wał się w szorst­ką dłoń, wo­dzą­cą w dół ple­ców na­zbyt dłu­gi­mi pa­znok­cia­mi.

 

aż serce uspo­ko­iło swój sza­leń­czy rytm… → Czy zaimek jest konieczny – czy serce mogło uspokoić inny rytm?

 

czy­ta­nie run bez zna­nia In­ten­cji było ni­czym czy­ta­nie kryp­to­gra­mu bez klu­cza do szy­fru. → A może: …czy­ta­nie run bez znajomości In­ten­cji, było ni­czym czy­ta­nie kryp­to­gra­mu bez klu­cza do szy­fru.

 

Po­cią­gnę­ła za klam­kę i we­szła do środ­ka. → Raczej: Nacisnęła klam­kę i we­szła do środ­ka.

 

Za­wie­si­ła swój płaszcz na ścia­nie. Tuż obok wi­siał męski, który dał jej odro­bi­nę na­dziei. → Zbędny zaimek. Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Za­wie­si­ła płaszcz na ścia­nie, tuż obok męskiego, którego widok dał jej odro­bi­nę na­dziei.

 

Jeśli la­tar­nik dalej opie­ko­wał się za­klę­ciem, to nie mogło być mowy o jego wy­pa­cze­niu. → Czyim wypaczeniu – latarnika czy zaklęcia?

 

jakby kil­ka­set istot pró­bo­wa­ło wy­do­stać się z jego ciel­ska, ro­ze­rwać go od środ­ka… → Piszesz o cielsku, które jest rodzaju nijakiego, więc: …jakby kil­ka­set istot pró­bo­wa­ło wy­do­stać się z jego ciel­ska, ro­ze­rwać je od środ­ka

 

– Je­steś re­wi­dent­ Ko­mi­sji ani mi się waż stchó­rzyć – oznaj­mi­ gło­śno.– Je­steś re­wi­dentem/ rewidentką­ Ko­mi­sji ani mi się waż stchó­rzyć – oznaj­mi­ gło­śno.

 

Wa­rio­wa­ła? Do­kład­nie tak, po­twier­dził cichy głos. Od­bi­ło ci, zbzi­ko­wa­łaś, do­sta­łaś fioła. Ucie­kaj stąd, wa­riat­ko, jeśli ci życie miłe. → Domyślam się, że ten głos to myśli Imogene. Niektóre słowa brzmią nazbyt współcześnie w opowieści fantasy.

Proponuję: Wa­rio­wa­ła? Chyba tak – pomyślała. Zgłupiałaś, zbzi­ko­wa­łaś, do­sta­łaś fioła. Ucie­kaj stąd, wa­riat­ko, jeśli ci życie miłe.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Dokladnie;1075.html

 

Za­klę­cie mu­sia­ło zna­czą­co zde­ge­ne­ro­wać, by do­pro­wa­dzić do ta­kich efek­tów. → Co zdegenerowało zaklęcie?

A może miało być: Za­klę­cie mu­sia­ło się zna­czą­co zde­ge­ne­ro­wać, by do­pro­wa­dzić do ta­kich efek­tów.

 

kilka kocymała szaf­ka nocna… → …kilka koców i szaf­ka nocna

Tu znajdziesz odmianę rzeczownika koc. Zbędne dookreślenie – szafka jest mała z definicji.

 

Za­pa­li­ła za­pał­kę i przy­ło­ży­ła do knota. → Zbędny zaimek.

 

chi­ty­na skro­ba­ła o kość, chro­bo­ta­nie wi­bro­wa­ło w jej uszach. → Zbędny zaimek – chyba że chrobotanie wibrowało w uszach kości.

 

Za­miast tego wryły się w kości, roz­nio­sły się po ciele wraz z falą bólu… → Wystarczy: Za­miast tego wryły się w kości i roz­nio­sły po ciele wraz z falą bólu

 

wtar­gnę­ły do głowy, gdzie za­go­ści­ły tam na dobre. → Zbędny zaimek.

 

Słowa roz­brzmie­wa­ły w całym ciele Imo­ge­ne, czuła smak ich roz­pa­czy na końcu ję­zy­ka, wi­dzia­ła ich smut­ny ton. → Ton można usłyszeć, ale obawiam się, że nie można go zobaczyć.

 

POMÓŻ MI. → Czy ktoś umiał mówić wielkimi literami??? Jeśli to miał być krzyk, wystarczą trzy wykrzykniki – to one informują o krzyku/ wrzasku/ podniesionym głosie, nie wielkie litery. Uwaga dotyczy także podobnych zapisów w dalszej części opowiadania.

Proponuję: – Pomóż mi!!!

 

Mi­lio­ny igieł za­czę­ło wbi­jać się w jej ciało… → Piszesz igłach, które są rodzaju żeńskiego, więc: Mi­lio­ny igieł za­czę­ły wbi­jać się w jej ciało

 

igno­ru­jąc ból do­cho­dzą­cy z każ­de­go ka­wał­ka jej ciała. → Zbędny zaimek.

 

Cichy głos wrzesz­czał prze­ra­żo­ny… → Skoro głos był cichy, to mógł być przerażony, ale nie mógł wrzeszczeć.

 

wciąż czu­jąc przej­ście Źró­dła przez jej ciało. → Zbędny zaimek.

 

WDECH. Po­wol­ny wy­dech. WDECH. Po­wol­ny wy­dech. → Czemu tu służą wielkie litery?

 

…do­sta­wa­ło się świa­tło sło­necz­ne, oświe­tla­jąc je­dy­ną… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …do­sta­wa­ły się promienie sło­necz­ne, oświe­tla­jąc je­dy­ną

 

ale jej tyłek w końcu spo­czął na fo­te­lu. De­li­kat­na bło­gość ro­ze­szła się po jej ciele… → Zbędne zaimki.

 

Ca­łość do­peł­nił kocyk… → Ca­łości do­peł­nił kocyk

 

Obu­dzi­ła się do­pie­ro kiedy coś spa­dło na jej nogi. Opa­słe to­misz­cze le­ża­ło na jej no­gach. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Obu­dzi­ła się, kiedy coś spa­dło na jej nogi. Zobaczyła opa­słe to­misz­cze.

 

że wal­czą o za­cho­wa­nie wspa­nia­łej przy­szło­ści. → Przyszłość to czas, który dopiero nastanie, więc teraz chyba nie można go zachować.

 

Ko­cha­na,

U mnie wszyst­ko w po­rząd­ku. → Zbędny przecinek w nagłówku.

 

Ża­łu­je tylko, że nie mogę go dzie­lić z wami. → Literówka.

 

Tech­ni­cy cią­gle są na szczy­cie, za to me­ne­dże­ro­wie… ->Te słowa nie brzmią najlepiej w opowiadaniu fantasy.

 

za­miast je­dy­nie wy­mie­niać li­sta­mi. → …za­miast je­dy­nie wy­mie­niać li­sty.

 

ale ta myśl szyb­ko umknę­ła z jej głowy. → A może wystarczy: …ale ta myśl szyb­ko umknę­ła.

 

– Je­stem. Przy­szłam ci pomóc – wy­krztu­si­ła z sie­bie. → Wystarczy: – Je­stem. Przy­szłam ci pomóc – wy­krztu­si­ła.

 

Każdy krok był cięż­ki, jakby mu­sia­ła wy­rwać stopę z bagna→ Każdy krok stawiała z trudem, jakby mu­sia­ła wy­rwać stopę z bagna

 

Ledwo jej palec do­tknął kręgu, wrza­snę­ła. → Ledwo dotknęła palcem kręgu, wrzasnęła.

 

Jej usta otwo­rzy­ły się do krzy­ku… → Zbędny zaimek.

 

Magia prze­cho­dzi­ła przez jej ciało ni­czym pio­run. Ciało wy­gi­na­ło się… → Zbędny zaimek. Powtórzenie.

 

Nóż z im­pe­tem wbił się w jej plecy, wy­gi­na­jąc ją w pół i wy­ry­wa­jąc krzyk z gar­dła. → Nie wydaje mi się, aby nóż wbity w plecy spowodował czyjeś wygięcie wpół.

Proponuję: Nóż z im­pe­tem wbity w jej plecy sprawił, że gięła się wpół i krzyknęła.

 

Wart­ki stru­myk krwi za­czął ciek­nąć z jej nosa i kapać na runy. → Zbędny zaimek.

 

Od­dech miała po­szar­pa­ny i płyt­ki… → Obawiam się, że oddechu nie można poszarpać.

Proponuję: Oddech miała płytki, rwał się

 

Łzy po­cie­kły przez za­mknię­te po­wie­ki. → Obawiam się, że łzy nie pociekną przez powieki.

Proponuję: Łzy po­cie­kły spod zamkniętych powiek.

 

za­ko­twi­cza­ło w wła­snym ciele. → …za­ko­twi­cza­ło we wła­snym ciele.

 

Spoj­rza­ła na swoje dło­nie, łzy cie­kły po jej po­licz­kach, ka­pa­ły na ka­mien­ną po­sadz­kę. Spoj­rza­ła na krysz­tał. → Zbędne zaimki. Powtórzenie.

 

spra­wa od­ci­snę­ła się na niej gru­bym pięt­nem→ Czy piętno może być grube?

Proponuję: …spra­wa od­ci­snę­ła się na niej w sposób dojmujący

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Elas! Wszystkie omyłki i niedociągnięcia zostały już wyłożone – dodam, że mi także zdarzyło się stracić uwagę i odpłynąć w kilku miejscach. Można byłoby kilka rzeczy przyciąć.

Ciekawie zbudowałeś świat, który – mimo ograniczeń ramowych formy, jaką jest opowiadanie – wydaje się większy i dobrze przemyślany. Polubiłem też dość szybko główną bohaterkę!

Z pewnością przeczytam w przyszłości Twoje kolejne prace. 

Hej wszystkim!

Zacznę od przeprosin za późną odpowiedź – chciałem zrobić to razem z korektą, a do niej potrzebowałem nieco trzeźwości umysłu, by jak najbardziej skupić się na swoich błędach.

 

Ciesze się, że wszystkim Wam spodobał się świat. Jestem pozytywnie zaskoczony, bo światotwórstwo jest raczej daleko na mojej liście priorytetów, ale ten akurat świat jest bliski mojemu sercu. Planuje tworzyć w nim dalej, a część z pewnością pojawi się tutaj, prędzej czy później laugh

 

Będę też uważał na przyszłość, by nie zanudzać czytelników nazbyt wieloma odczuciami.

 

cezary_cezary

Ciesze się, że spodobała się forma jak i świat.

Natomiast poprawność językowa (i opisy) to w sumie moje najsłabsze strony, czego jesteś świadom i staram się nad tym pracować, ale szczególnie języki ciężko wchodzą. Jestem słaby z języków (co jest ironiczne w wypadku pisarza).

 

A i po prostu Elas, trójka powstała z powodów, że tak to ujmę, problemów portalu ;)

 

tomasz.fromasz

Dzięki za komentarz i ciepło zapraszam na moje przyszłe teksty, kiedy już się pojawią :D

 

regulatorzy

Last, but not least.

Jestem bardzo wdzięczny za korektkę <3 nawet wpłynęła na moje ograniczenie zaimkonozy w innym tekście. Dostanie tak wielką ilością wytkniętych zaimków, naraz, prosto w nos – cóż, otwiera oczy.

 

Większość po prostu zastosowałem, zaraz wrzucę do portalowej wersji tekstu, ale z paroma się nie zgadzam.

 

Domyślam się, że ten głos to myśli Imogene. Niektóre słowa brzmią nazbyt współcześnie w opowieści fantasy.

Z dokładnie mogę się zgodzić, ale Odbiło ci, zbzikowałaś, dostałaś fioła to cytat z Alicji w Krainie Czarów. 1865 rok, pi razy oko "rok" w którym opowiadanie jest osadzone, bo mimo wszystko nie da się zrobić przekładni 1:1 do świata realnego. Aczkolwiek w wypadku tylko tego shorta, industrialność świata może być mało zauważalna.

 

Słowa rozbrzmiewały w całym ciele Imogene, czuła smak ich rozpaczy na końcu języka, widziała ich smutny ton. → Ton można usłyszeć, ale obawiam się, że nie można go zobaczyć.

Owszem, ale to celowe. No i ciekawostka, w wypadku synestezji można dostrzec dźwięki, a więc i ton :p

 

Czy ktoś umiał mówić wielkimi literami???

To ma być coś ala krzyk, ale ma być przede wszystkim czymś wyróżniającym się w tekście już na poziomie wizualnym. Tu nawet nie ma wykrzyknika. Ogólnie to moja decyzja stylistyczna i trzy wykrzykniki mnie nie przekonują.

Rozumiem, że nie jest to normalnie wykorzystywany zabieg, ale preferuje go zostawić. Usunąłem natomiast wszystkie wykorzystania wielkich liter, które nie były głosem “ducha”.

…że walczą o zachowanie wspaniałej przyszłości. → Przyszłość to czas, który dopiero nastanie, więc teraz chyba nie można go zachować.

Miałem na myśli coś ala "zachowanie kierunku do którego dąży przyszłość", zadbanie o to by ludzkość z niego nie zboczyła etc. Nie mam teraz pomysłu jak to sensownie ująć.

 

Technicy ciągle są na szczycie, za to menedżerowie… ->Te słowa nie brzmią najlepiej w opowiadaniu fantasy.

W stricte fantasy zdecydowanie. Tu mi trochę kuleje, bo w polskim to (raczej) stosunkowo świeże słowo, a przynajmniej tak się kojarzy. Postaram się wrócić do niego jak mi wpadnie coś lepszego do głowy.

 

Pozdrowienia z Kopenhagi

Elasie3, miło mi, że uznałeś uwagi za przydatne. Pragnę jednak zauważyć, że wszystkie one to tylko sugestie i propozycje. To jest Twoje opowiadanie i wyłącznie od Ciebie zależy, jakimi słowami będzie napisane. Cieszę się, kiedy mogę się przydać, zrozumiem, kiedy będziesz wolał pozostać przy własnych sformułowaniach. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Interesujące. Może stanowić początek ‘serialu’. Pisz. :)

regulatorzy

Jak najbardziej się z Tobą zgadzam. W większości wypadków po prostu to były bardzo dobrze wytknięte błędy i z przyjemnością skorzystałem z korekty.

 

Koala75

Dzięki, ciesze się, że się spodobało! Planem na kiedyś jest pełnoprawna książka, jeśli nie nawet seria, w tym świecie, a Imogene jest jedną z planowanych bohaterek. Jednym z celów tego opka było wyczucie kim ona właściwie jest ;)

Pozdrowienia z Kopenhagi

 ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, pora na chrzest ognia :) Zwykle nie czepiam się przedmów, ale na dobry początek:

 Szybko jednak okazuje się, że incydent jest znacznie poważniejszy. Czy Imogene podoła niespodziewanym wyzwaniom w jakie obfituje latarnia?

Te dwa zdania są bardzo telewizyjne, zwłaszcza drugie. "Wyzwanie" po polsku może być na pojedynek, ale na pewno nie jest czymś, w co latarnia może obfitować.

Z tej odległości, nawet zadzierając wysoko głowę, bardziej czuła niż widziała blade, niebieskie światło

Hmmmmmm.

 Pulsowało delikatnie magią, wysyłając kolejne sygnały.

Nie dam głowy za to "delikatnie".

 Czuła też strach

Troszkę słabo się to łączy.

 Jego zalążek zauważyła już kilkaset metrów od latarni, ale nie była pewna, co go wywołało.

Hmmm. Wywołało zalążek? Dziwne zdanie. Zrobiłabym to zupełnie inaczej, może tak: Już po drodze do latarni czuła się niewyraźnie, ale co ją niepokoiło?

 Zimny, jesienny podmuch?

Przecinek zbędny (nierównorzędne przydawki).

 Las, który nagle ucichł, jakby nawet wiatr go mijał?

Co masz na myśli?

 Statek którym przybyła, odbijający od portu, odbierający jej jedyną drogę ucieczki?

Po co antropomorfizujesz statek? Statek, którym przybyła, odbijający od nabrzeża, tak, że została bez drogi ucieczki?

 Wiedza, że była zdana tylko na siebie?

C.t.: jest zdana tylko na siebie.

 Wszyscy w Komisji Nadzoru Magii zapewniali ją, że to nic wielkiego, zwykła formalność.

Tnij: Wszyscy w Komisji Nadzoru Magii zapewniali, że to nic wielkiego, zwykła formalność.

 Tak więc czemu Komisja zignorowała wcześniejsze incydenty i zareagowała dopiero teraz, kiedy zatonął statek korporacji Silko, wraz z jego wartym miliony ładunkiem?

Zdanie długie, infodumpowe i zawierające niepotrzebne zapożyczenia: Skoro tak, to czemu Komisja nie zrobiła niczego wcześniej? Pchnęło ją do działania dopiero zatonięcie statku korporacji Silko z wartym miliony ładunkiem.

 Nie ostrzeżony w porę przez latarnię, podzielił los wielu lokalnych łódek i stateczków.

Nieostrzeżony. Lokalnych?

 Komisja musiała uznać to za przypadkowe incydenty, może błąd ludzki, zamiast obarczyć winą za brak ostrzeżenia przed nadchodzącą anomalią, a przynajmniej w to Imogen chciała wierzyć.

Bardzo niezgrabne zdanie. Brakuje dopełnienia do "obarczyć winą", "musiała" to anglicyzm: Najwyraźniej Komisja uznała te wszystkie wypadki za, cóż. Wypadki. Pech, błąd w nawigacji. Nikt nie pomyślał, żeby obwinić latarnika. Tak przynajmniej powtarzała sobie Imogen.

latarnii

Przez jedno i. https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/rzeczowniki-na-nia;7601.html

 Poczuła zimny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, gdzie zmaterializował się w szorstką dłoń, wodzącą w dół pleców nazbyt długimi paznokciami.

…? Co się zmaterializowało? Dreszcz? Chyba dreszcz, ale zdanie jest jednym wielkim potykaczem. Warto je skrócić i uprościć: Zimny dreszcz przesunął się po kręgosłupie jak kościsty palec zakończony ostrym paznokciem.

 Zareagowała instynktownie. Obróciła się gwałtownie i uderzyła z całej siły.

Powtórzenie dźwięku: Instynktownie odwinęła się i uderzyła z całej siły.

 – To tylko twoja wyobraźnia – wyszeptała.

Klisza.

 przyłożyła całą dłoń

Do czego? Może to rozwiń?

 Kamień skakał pod jej dłonią, wyrywał się, szukał drogi ucieczki. Próbowała wyczuć Źródło, skupić się na nim, lecz uciekało przed nią.

Ciekawe…

 tynk spadał na jej czarne włosy

Ale ona tego nie widzi, bo ma zamknięte oczy. Skoro bohaterka nie widzi, skup się na wrażeniach niewzrokowych.

 Powtarzała aż do skutku, aż serce uspokoiło szaleńczy rytm, aż mięśnie rozluźniły się.

Powtarzała to, aż rytm serca spowolnił i wyrównał się, a mięśnie przestały ściskać kości. Hmm. Nie, moja poprawka też nie jest dobra. Ale lepszej teraz nie mam.

 Czy to też mogła być wyobraźnia? Chciała w to wierzyć.

Czemu bohaterka aż tak nie chce wierzyć w istnienie demona latarni? Jest w końcu profesjonalistką.

 ponownie przytknęła dłoń do latarni

Konkretniej, konkretniej! Nie do całej latarni, tylko do ściany. Spróbuj opisać jej wrażenie – zimny kamień, szorstką powierzchnię.

Powoli zamknęła oczy, niczym dziecko chcące zobaczyć jak najwięcej

?

Tym razem latarnia nie chciała się bawić. Wyczuła runy okalające budynek, chroniące go przed światem zewnętrznym i vice versa.

Kto wyczuł? Okalać budynek może ewentualnie płot, ale runy – raczej nie. Może takie zbudowane z cegieł.

 Latarnie standardowo zabezpieczano, jednak nie w aż takim stopniu.

Wytrąciło mnie z rytmu. Zdanie mocno się różni od poprzednich. Może: O wiele więcej, i o wiele potężniejsze, niż to było w zwyczaju.

 Ciąg run był pięciokrotnie dłuższy niż zazwyczaj, dużo bardziej skomplikowany, nieporównywalnie droższy w konstrukcji. Szesnaście runicznych znaków, niczym litery w alfabecie, układało się w opowieść, której nie mogła zrozumieć.

Hmm. Czy konkretne liczby będą do czegoś potrzebne?

 Czuła, że to zaklęcie ochronne, jednak jego szczegóły uciekały jej spod palców.

Zaimki: Czuła, że to zaklęcie ochronne, jednak szczegóły uciekały spod palców.

 Spróbowała jeszcze raz, marszcząc przy tym brwi, jednak czytanie run bez znajomości Intencji było niczym czytanie kryptogramu bez klucza do szyfru.

Spróbowała jeszcze raz, marszcząc brwi, ale czytanie run, gdy nie zna się stojącej za nimi Intencji, to jak czytanie kryptogramu bez klucza do szyfru. Fajny pomysł światotwórczy, choć nie wiem, czy tak bym to wyraziła – w kryptogramach chodzi o to, żeby nikt niepowołany ich nie odczytał.

 jednak wciąż nie nadeszła żadna odpowiedź

Lepiej: ale odpowiedzi nadal nie było.

 Cichy głos w jej głowie usilnie namawiał ją, by

Zaimki: Cichy głos w głowie usilnie namawiał, żeby.

smakowało niczym metal i było tak ciepłe, że Imogene momentalnie pokryła się kroplami potu

Raczej: smakowało metalem. Te "krople potu" psują efekt – człowiek tak się nie poci.

Latarnik mógł dalej opiekować się zaklęciem.

Angielska składnia. Może latarnik nadal opiekował się zaklęciem.

 Magia pozostawiona sama sobie stawała się groźna, nieprzewidywalna, wręcz szalona.

Infodumpowo to wypada – można tę samą informację trochę zgrabniej przekazać, np. Imogen mogłaby sobie przypomnieć taki przypadek ze szkoły albo i z autopsji.

 W skrajnych przypadkach, potrafiła nawet deformować rzeczywistość samą w sobie.

Tu nie może być przecinka, ale ważniejsze – tłumaczysz, zamiast pokazywać. Zob. https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842859

 Z całej siły trzymała się nadziei, że do tego nie doszło.

I widzisz – gdybyś pokazał, nawet tylko naszkicował, przykład takiego zdarzenia, nie byłoby potrzeby zapewniać, że bohaterka się boi. Wiedzielibyśmy, że to straszne.

 Głos poniósł się wzdłuż schodów

Mmmm, chyba nie. Głos niesie się po wodzie, w korytarzu (echem), ale po schodach?

 W środku panował półmrok, brudne szyby niemalże nie przepuszczały światła.

To powinno być wcześniej. Opis zaczynamy od tego, co bohater zauważa jako pierwsze. Imogene najpierw zauważyła zaduch, dobrze, ale ciemność zauważyłaby jednocześnie z nim albo zaraz po. "Niemalże" to przesada.

 poczekała, aż przyzwyczai się do ciemności

Aż co się przyzwyczai do ciemności?

 obślizgły potwór

 Grube, masywne cielsko rozpływało się na podłodze.

Mmmm, ale jeśli się rozpływało, to bardziej blob niż wąż…

 Kilkadziesiąt macek wiło się i skręcało, przypominając wywróconego żuka.

Widywałam przewrócone żuki, ale ta metafora zamąciła mi obraz, zamiast go rozjaśnić. Potwór jest biedny, nieporadny i mam mu współczuć, czy ohydny, czający się na bohaterkę i mam się go bać? Czy to i to? Macki w ogóle nie przypominają nóżek stawonoga.

 Owadzie nogi ocierały się o kamień, wydając chrobotliwy, wysoki dźwięk.

Dobra, męska decyzja – wąż czy żuk? Zdanie skracalne (zakładam żuka): Owadzie nogi z chrobotem ocierały się o kamień.

 Ściekała z nich gęsta substancja, falująca na powietrzu niczym dym.

Falująca w powietrzu, ale – ? Z tych nóg coś spływa, paruje, co się tu właściwie dzieje? Nie mam pojęcia, jak wygląda ten potwór.

 Imogene powstrzymała krzyk. Sięgnęła do pasa, jednak nie znalazła tam rewolweru. Rewident nie ma prawa używać broni palnej bez przełożonego, oznajmił ironicznie cichy głos.

Szybciej i dynamiczniej: Imogene przełknęła krzyk. Sięgnęła do kabury, pustej. Rewident ma prawo użyć broni palnej wyłącznie w obecności przełożonego, przypomniał ironicznie cichy głos. A swoją drogą – posyłają dziewczynę w niebezpieczeństwo – bez możliwości obrony? To nie jest niemożliwe, ani nawet nierealistyczne – ale coś mówi o jej szefach.

 Piskliwy śmiech w jej głowie rozległ się w tym samym momencie, co głośne bulgotanie.

Hmm?

 Potwór nabrzmiał gwałtownie, jakby coś, nie, jakby kilkaset istot próbowało wydostać się z jego cielska, rozerwać je od środka, znaleźć słaby punkt w rosnącej kupie mięsa.

Szybciej, dynamiczniej – mniej przysłówków, więcej czasowników. Na przykład: Potwór spuchł, jakby coś, jakby kilkaset cosiów napierało od wewnątrz na jego skórę, próbowało rozerwać od środka.

oznajmiła głośno

"Oznajmić" nie jest synonimem "powiedzieć". https://wsjp.pl/haslo/podglad/26605/oznajmic/4740898/powiedziec Oznajmianie to informowanie, a mowa ma też inne funkcje. Tutaj np. Imogen wydaje (samej sobie, ale zawsze) rozkaz. Uzasadnia go pewnym faktem, ale ona ten fakt już zna. Nie informuje siebie samej (no, bo jak?).

 To nic, że rewidenci byli wysyłani do rutynowych i prostych spraw, że nie miała żadnego sprzętu ani wsparcia.

Mmm, infodump. W sumie już ograniczenia w użyciu broni na to wskazują.

 Dobyła rapieru, broni już nietypowej w tych czasach,

A to już całkiem infodump i nie pasuje do niczego, co było dotąd. Jakie znaczenie ma "nietypowość" (?) broni?

 , i sięgnęła do Źródła, by wzmocnić swoje ciało. Cokolwiek się działo, musiała to powstrzymać.

Jeden: myślałam, że Źródło to coś lokalnego? Tj. część problemu? A teraz się okazuje, że chodzi o źródło mocy magów ogólnie, tak? Secundo: rym (ciało – działo). Tertio – drugie zdanie jest zbędne. Wiemy, co bohaterka tu robi, nie musisz tego tłumaczyć.

 Obniżyła środek ciężkości, tanecznym krokiem ruszyła do przodu.

…?

 I wtedy się roześmiała, nerwowo i spazmatycznie. Z mroku wyłoniła się kupa porozbijanych krzeseł.

Hmm. Ta kupa…

 Cichy głosik zamknął się, dając jej w spokoju pomyśleć.

Imiesłów nie oznacza przyczynowości: Głosik zamknął się wreszcie. Teraz mogła spokojnie pomyśleć.

 Zaklęcie musiało się znacząco zdegenerować, by doprowadzić do takich efektów.

Angielskawe, nieładne: Sądząc po efektach, zaklęcie było mocno zdegenerowane.

 Dotychczas takie skutki widziała głównie po stosowaniu czarnej magii.

Brak łączności logicznej, nieładna fraza. Trudno to poprawić, nie wiedząc, jak się ma degeneracja zaklęcia do czarności magii.

 Głupcy, którzy się tego dopuszczali, byli surowo karani przez Komisję.

Infodump. A zostało z tych głupców coś do ukarania?

 Tego mogła dowiedzieć się tylko w jeden sposób.

Spokojnie, spokojnie. Obejdziemy się bez tej frazy.

 Pomieszczenie było skromnie urządzone, tak jakby służyło jedynie do spania.

Hmm. A do czego służy sypialnia?

 Spora prycza z nałożonym nań siennikiem

Udziwniasz. Spora prycza z siennikiem.

 szafka nocna ze stojącą na niej oliwną lampą

Dość oczywiste, że lampa stoi na szafce, a nie stepuje. Może być np.: lampka oliwna ustawiona w geometrycznym środku blatu szafki (upiorna geometria – gratis).

Ten jednak, zamiast dać światło, zaczął je pochłaniać, emanować ciemnością. Imogene dmuchnęła mocno, próbując go zgasić. Ciemność zamigotała, czarny dym zawirował w lampie i sytuacja wróciła do względnej normalności. Postukała ostrożnie paznokciem w lampę, wciąż nie dowierzając w to, co się stało.

Zdania przedłużone i infodumpowe, uważaj też na imiesłowy: Zamiast rozjarzyć się światłem, zapłonął ciemnością. Imogene dmuchnęła z całej siły. Ciemność zamigotała, czarny dym zawirował i wszystko się uspokoiło, jak gdyby nigdy nic. Imogene ostrożnie postukała paznokciem w szkło lampy. (Okazuje się, że istnieją lampy oliwne ze szkłem, ale nie jestem pewna, czy o to Ci chodzi. Pasowały tu po prostu.)

 Nie potrafiła opisać jak to jest czuć Źródło

Nie potrafiła opisać, jak to jest, czuć Źródło. To w końcu czym są te Źródła?

Tego nie dało się ubrać w słowa, niczym najskrytszych pragnień, najgorętszej miłości czy najgorszych obaw. Jakkolwiek się tego nie określiło, otrzymywało się co najwyżej mgliste przybliżenie, ledwo muskające prawdziwą naturę uczucia. Przeważnie mówiła, że jest to dziwne i przyjemne zarazem, niczym mrowienie z tyłu głowy.

Przegadane, purpurowe. Skróć.

 szukał odpowiednich miejsc na skórze i ostrożnie rozcinał je czymś tępym i chropowatym

?

 próbując wydobyć je spod skóry

Hmm.

 chociaż nie czuła, żeby to była prawda

Angielskawe.

 Mała, szmaciana lalka

Bez przecinka, nierównorzędne przydawki.

 otworzyły się i wypowiedziały “pomóż mi”

Powiedziały.

 Słowa nie dotarły do jej uszu. Zamiast tego wryły się w kości i rozniosły po ciele wraz z falą bólu i wtargnęły do głowy, gdzie zagościły na dobre.

Hmm.

 Jej ręka zaczęła się wysuwać.

Hmmm.

 Napięła się niczym rażona prądem, mięśnie zaśpiewały w bolesnej symfonii.

Purpurowe. Czy w tym świecie znają elektryczność?

próbując sobie ulżyć

Hmmmm. Konotacje!

 kwaśny, metalowy smak

Kwaśny, metaliczny smak.

 głośny, świdrujący dźwięk

Tu nie dałabym przecinka.

 Czuła jak Źródło napływa do jej ciała

Napływać może woda (albo moc, w tym przypadku), ale nie źródło wody. Przed "jak" powinien być przecinek.

 razi serce

Razi?

 Czuła jak

Tu też brak przecinka.

 Głos huknął w jej głowie, przeganiając wszystkie myśli.

Głos huknął w jej głowie. Przegonił wszystkie myśli.

 Wyczuła skąd pochodzi Źródło

Wyczuła, skąd pochodzi Źródło.

 ignorując ból dochodzący z każdego kawałka ciała

A była taka fajna atmosfera… Opisz ten ból. "Ignorować" to słowo tak brzydkie, że wyrywa mnie z zawieszenia niewiary.

 jej serce biło jak szalone

Serce biło jej jak szalone.

 lecz napierała dalej, nieświadoma przeszkody

Nie tłumacz: lecz napierała dalej. Kropka.

 Chłód kamienia i czas pozwolił jej pozbierać się w sobie.

Dwa sklejone idiomy (pozbierać się i zebrać się w sobie), angielska konstrukcja: Upłynęło trochę czasu, zanim chłód kamienia zdołał ją otrzeźwić.

 Najpierw jęknęła głośno, wciąż czując przejście Źródła przez ciało.

Hmmmm.

 Potem podciągnęła nogi, objęła je mocno

Hmmmm.

 ciało pulsowało

Rym.

 natłok myśli w jednym momencie wrócił do głowy

Na tym polega natłok, że coś się tłoczy, więc nie przesadzaj.

 Bała się.

Opowiadasz mi o tym od początku tekstu właściwie – skąd pomysł, że nie wiem?

 żeby czym prędzej ruszyła w stronę wioski

Czyli nie jest aż tak odcięta, jak powiedziałeś wyżej.

 Było za późno, by czekać na wsparcie.

Troszkę klisza…

 Kierowała się jednak słowami swojego mentora – pozwalała istnieć strachowi, akceptowała go i rozumiała, lecz za żadne skarby nie pozwalała mu działać.

I to lepiej by wypadło, gdybyśmy wcześniej widzieli tego mentora. Ale Imogene może go wspomnieć tutaj, czemu nie?

 Bało się też coś jeszcze. Czuła strach, nie, czyste przerażenie unoszące się w powietrzu.

Za grubo to kładziesz.

 Nie była pewna gdzie kończy się rzeczywistość.

Nie była pewna, gdzie kończy się rzeczywistość. Nie do końca wiem, co to oznacza.

 Wiedziała tylko jedną rzecz.

Anglicyzm: Wiedziała tylko jedno.

 Nogi drżały pod nią tak bardzo, że musiała wspierać się o ścianę.

Nogi drżały pod nią tak mocno, że musiała się wesprzeć na ścianie.

 Powietrze raniło ją w płuca jakby wciągała drobinki szkła, mroczki latały przed oczyma

"Wciąganie" prowadzi umysł na manowce: Powietrze raniło płuca jak drobinki szkła, mroczki latały przed oczyma.

 Było tu inaczej.

Zbędne zdanie.

Przez czyste szyby dostawały się promienie słoneczne, oświetlając jedyną odrobinę luksusu w całej latarni.

Nieporządny szyk, reklamowa fraza: Promienie słońca wpadały przez czyste szyby. I kropka.

 Fotel stał dumnie przy oknie, prężył się i czekał.

Prężył się?

 Usiadła z trudem, pomagając sobie rękoma, ale tyłek w końcu spoczął na fotelu.

Ej, cały tekst robisz się na Lovecrafta – a tu nagle tyłek?

 Delikatna błogość

…? Co to znaczy "delikatny"? https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842860

Delikatna błogość rozeszła się po ciele, momentalnie zapomniała o wszystkich problemach.

Dlaczego błogość zapomina o problemach?

 była tylko ona i najwygodniejszy fotel

;3

 Z początku z tym walczyła, jednak delikatny, przyjemny szum w głowie skutecznie ją od tego odwiódł.

Hmm. Na początku z tym walczyła, ale łagodny szum w głowie tak przyjemnie kołysał…

 Całości dopełnił kocyk, którego nie widziała, lecz wyraźnie czuła wełnę na swojej skórze.

Hmm. Czuła dotyk wełny na skórze (bez zaimka), ale "całości dopełnił" jest nie z tej bajki.

 Obudziła się, kiedy coś spadło na jej nogi.

Obudziła się, kiedy coś jej spadło na nogi. Ekhm. Zrzuć sobie na nogę porządną, grubą książkę… (nie, nie naprawdę. Lepiej do eksperymentów wykorzystać rodzeństwo ;D)

 Książka opowiadała o Rewolucji Magicznej i jej pozytywnym wpływie na świat. Skupiała się na zdobyczach cywilizacji – pociągach, fabrykach i, rzecz jasna, napędzającej je magii. Ta obowiązkowa lektura miała wbić kadetom do głowy, że walczą o zachowanie wspaniałej przyszłości.

Hmm. Jest to infodump (nie mogłeś, np. zacząć od Imogen przeglądającej to dzieło na statku i znudzonej?), chociaż…

 Książka usilnie próbowała przekonać o tym, jak wiele korzyści magia przyniosła szaremu człowiekowi, jednak skrawki pamięci z jej dzieciństwa wyraźnie temu zaprzeczały.

Bardzo niechlujne zdanie (a przecież potrafisz!). Ja napisałabym tak: Arcydziełem propagandy książka nie była. Bezczelnie zaprzeczała nawet faktom zapamiętanym z dzieciństwa.

 Otworzyła ją wręcz odruchowo, nawet o tym nie myśląc.

Podwojona informacja.

 papier stwardniał pod jej palcami

Zaimek zbędny.

 Przygryzła nieco wargi

Czy można przygryźć wargi bardzo?

 usłyszała głośne pęknięcie

Pęknięcie to nie dźwięk.

 kartka została w jej dłoni

Kartka została jej w dłoni.

Jestem ciekaw co

 Jestem ciekaw, co.

 Z drugiej strony, pozwala mi to nieco odetchnąć.

Z drugiej strony, dzięki temu mogę odetchnąć.

 Na dodatek taki, za który mi płacą.

Na dodatek płatny.

 nie mogę go dzielić z wami.

Jak raz zaimek powinien być dużą literą – bo to jest list.

 Niestety dalej nie mogę opuścić wieży.

Niestety, dalej nie mogę opuścić wieży.

 Technicy ciągle są na szczycie, za to menedżerowie…

Mmm, menedżerowie? W świecie fantasy?

 rozmawiają bardzo chętnie, żywiołowo wręcz

Żywiołowo? https://wsjp.pl/haslo/do_druku/13518/zywiolowy Czy jednak żywo?

 Nawet nie wyobrażasz sobie jak się ucieszyłem!

Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się ucieszyłem!

 Ponoć ma to się stać niedługo, jutro bądź pojutrze.

Mało naturalne.

 Ręce drżały jej tak bardzo, że trafiła

Ręce tak jej drżały, że trafiła.

 Ból ocucił ją nieco

Nie można "nieco" ocucić. Najwyżej rozbudzić, otrzeźwić.

 Jak mogli? Jak mogli?! Przynajmniej miała jakiś dowód, coś, co pozwoli Komisji znaleźć winnych, ukarać ich za tak rażące nadużycie.

Mmm, ale kto? Ukrywasz (p. https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842859 ).

 – Zrobię co w mojej mocy, by zakończyć twoje cierpienie – oznajmiła.

– Zrobię, co w mojej mocy, by zakończyć twoje cierpienie – oznajmiła.

 Powietrze naciskało dalej, raz było gorące a raz zimne, cały czas nieprzyjemne.

Hmmm. "Nieprzyjemne" osłabia zdanie.

 próbując pozbyć się drapania w gardle.

Hmmmm.

 To nie była standardowa praktyka, w tym miejscu nie powinno być dodatkowych zabezpieczeń.

Skróciłabym: W tym miejscu nie powinno być dodatkowych zabezpieczeń.

 W końcu dojrzała wszystkie runy, lecz nie była w stanie zrozumieć ich przeznaczenia.

Hmm. Może: Wreszcie miała w zasięgu wzroku wszystkie runy, ale nie rozumiała, do czego służą.

Usta otworzyły się do krzyku, lecz dźwięk uwiązł w gardle.

Przed chwilą wrzasnęła?

 Magia przechodziła przez nią niczym piorun. Ciało wyginało się w makabrycznym tańcu. Czuła zapach przerażenia i śmierci, w ustach miała smak krwi. Czy to był jej strach?

To już przesadne.

 Nóż z impetem wbity w jej plecy sprawił, że gięła się wpół

Na pewno forma niedokonana?

 Wartki strumyk krwi zaczął cieknąć z nosa i kapać na runy.

Raczej ciec, ale to brzydko brzmi, więc może: Strumyk krwi pociekł z nosa, prosto na runy.

 Oddech miała płytki, rwał się, powietrze drażniło poparzone płuca.

Dynamiczniej: Oddech się rwał, powietrze drażniło poparzone płuca.

 Źródło, tyle Źródła przechodzącego przez jej ciało. Widziała, skąd kryształ je czerpie, ale nie potrafiła tam sięgnąć.

Nie czerpie się źródła… I nie mogła, albo nie była w stanie, albo nie dosięgała. "Potrafić" tu nie pasuje.

 Skażenie było ogromne. Powoli zaczynała rozumieć znaczenie run, jednak nie była w stanie pojąć go w całości.

A możesz wreszcie powiedzieć coś wprost? Hmm?

 Czuła się, jakby była dwoma osobami jednocześnie, pragnącymi innych rzeczy.

Różnych rzeczy.

 Poczuła jak

Poczuła, jak.

Brzmienie jej imienia pomagało, zakotwiczało we własnym ciele

…?

Zaczęła łączyć krąg run z tym, który otulał całą latarnię. Mogła zmienić ich znaczenie. Uwięzić to, co skrywało się w krysztale, odciąć go od świata, powstrzymać jego niszczycielski wpływ.

OK, to na pierwszy rzut oka wygląda fajnie, ale na drugi powoduje zawrót głowy. O co chodzi?

 Wszystkie szyby pękły w tym samym momencie. Lodowaty wiatr trzasnął nią o kamienie. Kości pękły niczym suche gałęzie.

Dynamiczniej: Wszystkie szyby trzasnęły. Lodowaty wiatr uderzył nią o kamienie. Kości pękły niczym suche gałęzie.

 Posoka płynęła

Posoka to krew zwierzęca.

 Latarnia morska rozpierzchła się na wszystkie strony.

?

 niemalże całkowita pustka

Niemal.

 Zniknęło nawet jej ciało. Przyjęła to z ulgą, wraz z tym zniknął ból.

Przegadane: Zniknęło jej ciało. Wraz z nim zniknął ból.

 po prostu rozniósł się w pustce

?

 Światło przygasło, ukazując doskonałą czerń.

?

 Ostatnia runa skończyła na swoim miejscu.

A nie wylądowała aby?

 powietrze stało się chłodne i przyjemne

Hmm.

 Wraz z zaklęciem musiała zapieczętować w nim duszę Latarnika.

Dlaczego?

 powiedziała wstając.

Potrzeba przecinka.

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Sama końcówka:

 Sprawy odszkodowań powinny toczyć się pomiędzy poszkodowanymi a Morską Kompanią Oświetleniową.

Mało naturalne, ale to żargon.

 Rewidentka musi zostać pod pilną obserwacją. W/w sprawa odcisnęła się na niej w sposób dojmujący i istnieje ryzyko, że będzie kontynuowała śledztwo mimo zakazu.

Jak wyżej. "Dojmujący" nie pasuje tutaj.

 Proponowanym rozwiązaniem jest przydzielenie jej tak znacznej ilości obowiązków, by było to fizycznie niemożliwe.

Hmmm.

 

Hmmmmmmmmmmmmmmmmm. Atmosfera jest. Język warto podszlifować, nie zawsze nad nim panujesz, ale ogólnie – obiecujący. Problemu upatrywałabym gdzie indziej. Otóż – budujesz ciekawy świat (trochę się chwieje tu i ówdzie, ale to się podszoruje). Potem umieszczasz w nim bohaterkę i stawiasz przed nią zadanie… ale to zadanie nie jest umocowane w świecie. Rocks fall, everybody dies. Jako początek czegoś (tj. jeśli potem wyjaśnisz, kim był latarnik i dlaczego spotkał go taki los) to może być bomba, ale jako samodzielny tekst? Kluczowe informacje zostały w Twojej głowie.

 Ogólnie opisy to zdecydowanie najsłabsza część mojego warsztatu i jestem tego świadom.

Nie są takie złe. Miejscami wymykają Ci się z rąk, bywają purpurowe i nie całkiem dobrze zorganizowane – można je poprawić, ale podstawy masz.

 te zdania zakończone “się”

Czyżbym przyszła na gotowe? :) A, tak, reg już była. No, cóż :)

 Dostanie tak wielką ilością wytkniętych zaimków, naraz, prosto w nos – cóż, otwiera oczy.

Trochę jeszcze zostało ^^

 Aczkolwiek w wypadku tylko tego shorta, industrialność świata może być mało zauważalna.

Miałam wrażenie gaslight fantasy – lampka oliwna wyglądała w mojej głowie tak:

Zresztą zapałki wskazują na przemysł.

 To ma być coś ala krzyk, ale ma być przede wszystkim czymś wyróżniającym się w tekście już na poziomie wizualnym.

Mnie odpowiada. Jak Śmierć u Pratchetta.

 Tu mi trochę kuleje, bo w polskim to (raczej) stosunkowo świeże słowo, a przynajmniej tak się kojarzy

Tak, właśnie. Może: zarządcy? Urzędnicy kompanii?

 Planem na kiedyś jest pełnoprawna książka

A, to w takim razie:

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mnie również podobał się świat i chętnie przeczytałabym inne historię w nim osadzone :-)

Nowa Fantastyka