- Opowiadanie: bruce - Jaskinka i kłamca

Jaskinka i kłamca

Opo­wia­da­nie uczest­ni­czy w kon­kur­sie „Ob­cość” pro­jek­tu Za­po­mnia­ne Sny: https://www.zapomnianesny.pl

Jeśli po­do­ba Ci się ta ini­cja­ty­wa, roz­waż da­ro­wi­znę na sto­wa­rzy­sze­nie Otwar­te Klat­ki: https://otwarteklatki.pl

 

Tekst li­czą­cy mak­sy­mal­nie 1000 słów... Nie­ła­twa spra­wa. :) Za­pra­szam do lek­tu­ry i po­zdra­wiam. :)

Dzię­ku­ję za po­moc­ne wska­zów­ki: Am­bush i Caern. :)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Jaskinka i kłamca

W nocy zbu­dzi­ły nas ha­ła­sy. Na mu­rach, ogro­dze­niu i sa­mo­cho­dzie wid­nia­ło wy­ma­lo­wa­ne czer­wo­ną farbą słowo „WON!”.

– Prze­trzy­ma­my. Lu­dzie nie lubią no­wo­ści – pró­bo­wa­łem po­cie­szać, wi­dząc jej za­wil­go­co­ne oczy.

– Wiem. – Po­ło­ży­ła głowę na moim ra­mie­niu.

– Za­wsze cię obro­nię. Obie­cu­ję.

Uśmiech­nę­ła się i przy­tu­li­ła ufnie. Po wpły­wem emo­cji skóra na wy­dłu­żo­nej ku górze, bez­wło­sej gło­wie stała się miej­sca­mi prze­źro­czy­sta, uka­zu­jąc pul­su­ją­cą w ży­łach zie­lo­ną krew.

Za­snę­ła.

Uspo­ko­iłem ją, ale wie­dzia­łem, że wkrót­ce muszę sta­wić czoła na­ra­sta­ją­cej fali nie­na­wi­ści.

***

 

Tam­te­go lata za­pu­ści­łem się da­le­ko. Nie wiem, czy spo­wo­do­wa­ła to po­go­da, czy zapał i chęć za­im­po­no­wa­nia sa­me­mu sobie. Po­ko­ny­wa­łem ko­lej­ne szczy­ty i od­kry­wa­łem nowe szla­ki znacz­nie szyb­ciej niż do tej pory.

Za­wsze mia­łem po­ciąg do gór. Ich ma­je­sta­tycz­na po­tę­ga oraz nie­zmien­ność zdu­mie­wa­ły, bu­dząc za­chwyt i po­ko­rę. Lgną­łem do ska­łek, ich ta­jem­nic, urwisk, prze­łę­czy, ja­skiń. Upodo­baw­szy sobie sa­mot­ne, pie­sze wę­drów­ki, prze­mie­rza­łem co roku setki ki­lo­me­trów, ob­cu­jąc sam na sam z na­tu­ral­ny­mi dra­pa­cza­mi chmur. Od dzie­ciń­stwa moje serce na­le­ża­ło do Tatr, więc tam re­ali­zo­wa­łem każ­de­go lata pasję i za­mi­ło­wa­nie.

 

Jed­nak tym razem prze­ho­lo­wa­łem. Od­kry­ta przy­pad­kiem ja­ski­nia przy­cią­ga­ła ni­czym ma­gnes. Im węż­sze było wej­ście, im ciem­niej­sza głę­bia, tym po­ku­sa sil­niej­sza i trud­niej­sza do od­par­cia. Zro­bi­łem kilka kro­ków, nagle po­śli­zgną­łem się i wpa­dłem z im­pe­tem do głę­bo­kiej szcze­li­ny. Leżąc na wznak, po­czu­łem prze­szy­wa­ją­cy ból i stra­ci­łem przy­tom­ność.

Kiedy się ock­ną­łem, silny ucisk uświa­do­mił mi, że leżę z licz­ny­mi zła­ma­nia­mi na dnie ciem­nej, za­gu­bio­nej ja­ski­ni gór­skiej.

Jak zwy­kle przy­je­cha­łem bez re­zer­wo­wa­nia kwa­te­ry czy po­wia­da­mia­nia bli­skich o wy­jeź­dzie, więc pies z ku­la­wą nogą nie bę­dzie mnie szu­kać.

Nie­cie­ka­wy ko­niec – my­śla­łem.

 

Próby po­ru­sze­nia się nie da­wa­ły re­zul­ta­tu, po­wo­du­jąc tylko przej­mu­ją­cy ból. Do­dat­ko­wo twarz i brzuch za­le­wa­ła lo­do­wa­ta woda. Zimno szyb­ko obej­mo­wa­ło moje sztyw­nie­ją­ce ciało. Bez­sku­tecz­nie sta­ra­łem się krzy­czeć. Wresz­cie dałem za wy­gra­ną, wy­czer­pa­ny ner­wa­mi i cier­pie­niem. Za­mkną­łem po­wie­ki, po­go­dzo­ny z bez­na­dziej­ną sy­tu­acją.

 

***

– Za­pro­to­ko­ło­wa­ne. – Aspi­rant na ko­mi­sa­ria­cie nie­chęt­nie spi­sał po­now­ne zgło­sze­nie na­ru­sze­nia prawa przez są­sia­dów i wzro­kiem wska­zał drzwi.

Kiedy wy­cho­dzi­łem, do­bie­gły mnie głosy po­li­cjan­tów:

– Tyle faj­nych dziew­czyn, a ten sobie wziął świe­cą­ce­go stwor­ka! I teraz same kło­po­ty! A po­dob­no le­ka­rze tacy in­te­li­gent­ni…

– Przy­głup!

Za­ci­sną­łem pię­ści ze zło­ści.

 

***

 

Gdy się ock­ną­łem, wokół pa­no­wa­ła zdu­mie­wa­ją­ca ja­sność. Ja­ski­nia była ob­szer­na, mie­ni­ła się ko­lo­ra­mi ni­czym sce­ne­ria baśni. Nie od­czu­wa­łem żad­ne­go dys­kom­for­tu, tylko cie­pło. Spo­czy­wa­łem na wy­god­nym po­sła­niu z traw oraz mchów.

Więc tak wy­glą­da raj – po­my­śla­łem. Gdzie anio­ło­wie?

Potem zo­ba­czy­łem ją. Sie­dzia­ła obok, uśmie­cha­ła się de­li­kat­nie. Skóra w wielu miej­scach zda­wa­ła się prze­źro­czy­stą, uka­zy­wa­ła pul­su­ją­ce na­czy­nia krwio­no­śne z zie­lo­nym pły­nem. Pa­trzy­łem zszo­ko­wa­ny.

– Witaj – po­wie­dzia­ła mięk­kim gło­sem.

Nie miała na sobie ubra­nia, a jej wiot­kie ciało czę­ścio­wo po­kry­wa­ła łu­sko­wa­ta skóra pia­sko­wej barwy. Bez­wło­sa głowa była lekko wy­dłu­żo­na ku górze. Oczy ko­lo­ru mio­du spo­glą­da­ły przy­jaź­nie.

– Co ze mną?

– W po­rząd­ku. Wy­zdro­wia­łeś.

– Byłem ranny.

– Wy­le­czy­łam cię.

– W jaki spo­sób?

Po­ka­za­ła świe­cą­ce róż­no­ko­lo­ro­wo opusz­ki pal­ców.

– Gdzie je­stem?

– W Ja­ski­ni Pa­pu­ziej.

– Pierw­sze sły­szę.

– Jest zbyt głę­bo­ko, by ją znano.

– Je­steś anio­łem? Wróż­ką?

Ro­ze­śmia­ła się.

– Nie wy­glą­dasz na czło­wie­ka, cho­ciaż mó­wisz, jak lu­dzie.

– Je­stem zie­mian­ką i znam wszyst­kie ziem­skie ję­zy­ki. Po­cho­dzę ze skały. Z wnę­trza Ziemi.

– Non­sens! To nie­moż­li­we.

– Geo­lo­dzy nie ujaw­nia­ją wszyst­kich ta­jem­nic pla­ne­ty…

– Jak mnie zna­la­złaś?

– Mam wię­cej zmy­słów niż lu­dzie. To nie było trud­ne. Życie z cie­bie ucho­dzi­ło. Nie­wie­le bra­ko­wa­ło, a od­szedł­byś na za­wsze…

– A jak zdo­ła­łaś mnie uzdro­wić?

– Już po­ka­za­łam.

– Z bli­żej nie­zna­ne­go po­wo­du masz świe­cą­ce palce. Co z tego?

– Ja cała świe­cę. – Wsta­ła i za­ja­śnia­ła, rzu­ca­jąc barw­ne pro­mie­nie na ścia­ny.

– Dla­cze­go?

– Taka moja na­tu­ra.

– Przy­by­łaś z Ko­smo­su?

– Nie, je­stem z ziem­skiej skały.

– Są inni?

Za­prze­czy­ła ru­chem głowy.

– A, ro­zu­miem! – Zde­ner­wo­wa­łem się nagle, pa­trząc do­oko­ła. – To ukry­ta ka­me­ra? No, wy­cho­dzić, dra­nie!

Cof­nę­ła się, za­kry­wa­jąc uszy. Pa­trzy­ła z wy­rzu­tem, kuląc się. Oczy wy­peł­ni­ły łzy. Ochło­ną­łem.

– Prze­pra­szam. Nie umiem tego ra­cjo­nal­nie wy­tłu­ma­czyć.

– Przyj­mij, że tuż przed śmier­cią spo­tka­łeś cu­dzo­ziem­kę, która cię ura­to­wa­ła.

 

***

 

Ko­lej­ne dni mi­ja­ły na stop­nio­wym po­zna­wa­niu nie­zna­jo­mej, którą na­zwa­łem piesz­czo­tli­wie „Ja­skin­ką”. Ży­wi­ła się ro­ślin­no­ścią gór­ską, cza­sem je­dy­nie piła wodę głę­bi­no­wą z oko­licz­nych ja­skiń. Szko­dzi­ły jej wszel­kie che­mi­ka­lia. Rzad­ko wy­cho­dzi­ła na po­wierzch­nię, choć cza­sem z od­da­li ob­ser­wo­wa­ła tu­ry­stów. Wy­szła wprost ze skały, po­ło­żo­nej w głębi Ziemi. Po­dej­rze­wa­łem, że był to me­te­oryt. Miesz­ka­jąc tu od lat, znała wszyst­kie przej­ścia, dzię­ki czemu bez pro­ble­mu wy­do­sta­li­śmy się na po­wierzch­nię.

 

Dość długo prze­ko­ny­wa­łem, aby opu­ści­ła ja­ski­nię i za­miesz­ka­ła ze mną. Przy­pusz­cza­łem, że jej ad­ap­ta­cja nie bę­dzie łatwa. Ja­skin­ka mile mnie za­sko­czy­ła, szyb­ko przy­swa­ja­jąc pod­sta­wo­we za­sa­dy funk­cjo­no­wa­nia w moim świe­cie, do­dat­ko­wo za­ra­ża­jąc bez­gra­nicz­ną na­dzie­ją, wiarą i mi­ło­ścią.

Dużo go­rzej było z miesz­kań­ca­mi ro­dzin­ne­go mia­stecz­ka.

– Dzi­wo­lą­gów nie chce­my! – krzy­cza­no za mną na ulicy.

– Precz z po­two­ra­mi!

Czę­sto ob­ry­wa­łem ka­mie­niem w plecy. Po do­no­sach po­ja­wi­li się wścib­scy re­por­te­rzy oraz po­dej­rza­ni agen­ci, gro­żą­cy su­ro­wy­mi ka­ra­mi za od­mo­wę wy­ko­na­nia badań na „wro­gim stwo­rze­niu”.

Byłem zdu­mio­ny. Wy­cho­wa­łem się wśród tych ludzi, to moje ro­dzin­ne stro­ny, za­wsze każdy każ­de­mu życz­li­wie po­ma­gał. Teraz, po za­le­d­wie dwóch ty­go­dniach, nie po­zna­wa­łem ich – mno­ży­ły się groź­by, ataki, nisz­cze­nie mie­nia. Mu­sia­łem za­mknąć ga­bi­net le­kar­ski, nie mo­głem spo­koj­nie od­wie­dzić lo­kal­ne­go skle­pu. Nagle za­po­mnia­no, ilu lu­dziom po­mo­głem, ile osób ura­to­wa­łem i wy­le­czy­łem. Teraz trak­to­wa­no nas oboje nie­uf­nie i wrogo.

 

***

 

Ja­skin­ka zno­si­ła to po­cząt­ko­wo ze spo­ko­jem i zro­zu­mie­niem, ale stop­nio­wo sta­wa­ła się coraz bar­dziej prze­ra­żo­na. W końcu za­ła­ma­ła się, za­my­ka­jąc w swoim w po­ko­ju i bez prze­rwy pła­cząc.

– Nie wy­trzy­mam! – wrzesz­cza­łem, do­bi­ja­jąc się do niej od stro­ny po­dwó­rza.

Ochło­ną­łem, kiedy w oknie mi­gnę­ła mi jej twarz. Wró­ci­łem i ukła­da­łem w myśli słowa, któ­ry­mi chcia­łem ukoić żal uko­cha­nej.

Nie zdą­ży­łem. Le­ża­ła mar­twa na pod­ło­dze. Obok zo­ba­czy­łem bu­tel­kę po che­micz­nym środ­ku i kart­kę z na­pi­sem: „Okła­ma­łeś mnie”. Mio­do­we oczy pa­trzy­ły pusto. Prze­pła­ka­łem całą noc, tłu­kąc głową w ścia­nę.

Od­mó­wio­no po­chów­ku i po­grze­bu. Po dwóch dniach skle­ci­łem trum­nę i za­ko­pa­łem w ogro­dzie. Nie po­tra­fi­łem tego za­ak­cep­to­wać, zro­zu­mieć, uwie­rzyć… Rzu­ci­łem się w dół i le­ża­łem tam do rana, ob­le­pio­ny krwią i zie­mią, ry­cząc z bez­rad­no­ści. Czu­łem się, jak śmieć.

Życie ule­cia­ło z mojej duszy.

 

***

 

Po roku wra­ca­jąc z pracy spo­tka­łem są­sia­da. Podał mi rękę i ser­decz­nie uści­skał.

– Do­brze, że wró­cił ci rozum. Bez tego okro­pień­stwa je­steś sza­no­wa­nym oby­wa­te­lem.

Bie­gnąc do domu, z tru­dem od­dy­cha­łem, owład­nię­ty wście­kło­ścią. Pła­cząc wy­ma­lo­wa­łem moją od­no­wio­ną ele­wa­cję, auto i ogro­dze­nie sło­wa­mi „WON!”.

– Zwa­rio­wał – rzu­cił jakiś prze­cho­dzień, wzy­wa­jąc po­li­cję. – To już nie czło­wiek.

Koniec

Komentarze

Hej, bruce :)

Z ciekawością przyszłam zobaczyć, co napisałaś na ten konkurs/nabór. Przeczytałam z przyjemnością, chociaż potknęłam się lekko parę razy. Ciężko mi uwierzyć, że ksenofobiczni sąsiedzi byli jedynym problemem bohaterów. Przecież gdyby nagle przyprowadził przedstawicielkę nieznanego dotąd gatunku, to przecież wszystkie możliwe instytucje, slużby i media rzuciłyby się na nich natychmiast. Próbowałaś to gdzieś tam lekko zasygnalizować, że “pojawili się wścibscy reporterzy oraz podejrzani agenci”, ale wspominasz o tym bardzo mimochodem, jakby to była tylko przelotna niedogodność. Nie przekonuje mnie to niestety.

 

Jeszcze trochę się poczepiam:

Lgnąłem do skałek, ich tajemnic, urwisk, przełęczy, jaskiń. Upodobawszy sobie samotne, piesze wędrówki, przemierzałem co roku tysiące kilometrów, obcując sam na sam z naturalnymi drapaczami chmur.

Nie bardzo wiem czemu w tym fragmencie “skałki” i “naturalne drapacze chmur” są kursywą?

zatem to tam właśnie realizowałem każdego lata pasję i zamiłowanie.

Pasję można realizować, ale zamiłowania już chyba nie? Zakończyłabym to zdanie na słowie “pasję” po prostu.

Jak zwykle, przyjechałem bez rezerwowania kwatery czy powiadomień bliskich o wyjeździe, więc pies z kulawą nogą nie będzie mnie szukać.

Nie powinno być “powiadomienia”?

Nie miała na sobie ubrania, a jej wiotkie ciało częściowo pokrywała łuskowata skóra piaskowej barwy.

Nie rozumiem tego zdania. Piszesz, że nie była goła, więc rozumiem że ta łuskowata skóra to jej własna skóra? Ale w takim razie czemu pokrywała ciało tylko częściowo? Co z resztą?

Poroniła tydzień przed rozwiązaniem.

Zgrzyta mi to zdanie. Masz na myśli, że poroniła tydzień przed wyznaczonym terminem porodu? Jeśli tak, to to już nie jest poronienie tylko przedwczesny poród.

 

Mam takie uczucie, że próbowałaś trochę na siłę docisnąć słowo “obcość” i “obcy” tu i ówdzie, żeby bardziej podeszło pod nabór, ale wydaje mi się, że niepotrzebnie, bo z samej fabuły ta obcość wynika. Chodzi mi szczególnie o te dwie wypowiedzi, brzmią mi nienaturalnie:

– I obcości. – Położyła głowę na moim ramieniu.

– Zwariował – rzucił jakiś przechodzień, wzywając policję. – To już nie człowiek. To obcy.

 

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Cześć,

Mocno prawdziwe. To wcale – o zgrozo – nie jest sci-fi, ale taka jest właśnie ponura mentalność większości “ziemian”…

Bardzo przekonująco to zostało w tym opowiadaniu zobrazowane.

Pozdrawiam serdecznie,

 

PS. Mały dysonans, który wybił mnie z czytania:

 

Jaskinka znosiła to początkowo ze spokojem i zrozumieniem. […] Była nadzwyczaj wrażliwa.

 

– Pierwsze zdanie sugeruje, że była “dość silna”, a dalej wynika, że jednak “wrażliwa”… 

 

Witam serdecznie, Mindenamifaj, Baska.Szczepanowska, dziękuję Wam za wskazówki, lecz sporo treści z wyjaśnieniami oraz opisami musiałam wyrzucić, gdyż limit cisnął. :)

Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

 

sporo treści z wyjaśnieniami oraz opisami musiałam wyrzucić, gdyż limit cisnął

tak czułam :)

pozdrowionka

Wzajemnie, dziękuję, Basiu. :)

Pecunia non olet

To nie jest szort? Wrócę, wrzuciłem do kolejki. :)

Koalo75, pytałam specjalnie w wątku konkursowym, bo dyskutowaliśmy wcześniej z innymi Uczestnikami o tym – Wilk Zimowy napisał, że regulamin mówi o opowiadaniu, a śzort to jego rodzaj, zatem tak zaznaczyłam. :)

Zapraszam serdecznie, pozdro. :)

Pecunia non olet

Ech te limity :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Prawda? :))

Pecunia non olet

Dzień dobry!

 

Bardzo przyjemny, choć smutny szorcik. Zwięźle przedstawiłaś uczucia ludzi, którzy reagują strachem, a więc i wrogością na przedmioty (lub istoty) nam nieznane, mimo że czynią dobro i mogą przynieść nam pożytek.

 

Kilka drobnych uwag:

Roześmiała się.

– Nie wyglądasz na człowieka, chociaż mówisz, jak ludzie.

Taki zapis sugeruje, że wypowiedź należy do “kosmitki”, a nie do bohatera. Dopiero w kolejnej linijce się zorientowałam, kto i co mówi. Jednak to drobiazg i nie wymaga dużego nakładu inteligencji, by się domyślić, do kogo należy wypowiedź. Domyślam się, że powodem tego małego niedopowiedzenia mógł być limit znaków.

 

Była przedstawicielką rasy długowiecznej, przypominającej człowieka, nieco niższej od ludzkiej. Wyszła wprost ze skały, położonej w centrum Ziemi.

Nieco niższej w sensie dosłownym? Czy cywilizacyjnym? Jeśli miałaś na myśli to drugie, jest to ciekawy zabieg, bo zazwyczaj w filmach czy opowiadaniach przedstawia się kosmitów jako rasę bardziej zaawansowaną.

 

Często oberwałem kamieniem w plecy.

Oberwałem czyli oberwał raz, więc poprawnie będzie często obrywałem.

 

Pytanie: na początku i na końcu opowiadania zostało podkreślone hasło “WON!” nabazgrane na ścianach sprayem. Pomyślałam, że to fajny callback, nawiązanie do początku opka, ale po chwili stwierdziłam, że coś mi się nie zgadza. Ponieważ na końcu bohater maluje napis już po śmierci ukochanej i dziecka, nie mógł tych napisów zrobić na początku opowiadania, bo wtedy jeszcze jego partnerka żyła. Czy w takim razie sprejowanie przez bohatera hasła “WON” miało symbolizować fakt, że dołączył do ludzi nienawidzących obcych, czy może to “WON” było sygnałem dla ludzi właśnie?

 

Dziękuję za przyjemną lekturę i powodzenia w konkursie!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

HollyHell91, dziękuję za odwiedziny i komentarz, obrywanie zaraz poprawię. :)

Niższa miała być fizycznie, a bohater chciał tym napisem krzyczeć do ludzi, szczególnie tych, którzy wcześniej to samo malowali.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej 

Fajne opowiadanie, taka smutna bajka dla dorosłych :). Piszesz w bardzo subtelny sposób ja jestem przyzwyczajony do nieco innego stylu. Ale jest w tym co napisałaś coś wciągającego. Coś baśniowego :) 

Pozdrawiam 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć,

 

smutne, delikatne, w pewien sposób poruszające. W krótkiej formie upchałaś sporą liczbę wydarzeń, ale wiadomo, limity, a jakoś tło trzeba przedstawić. Jest ciekawie, chociaż pobieżnie, mimo wszystko w ogólnym rozrachunku na plus :)

 

Powodzenia w konkursie :)

Serdeczne podziękowania i pozdrowienia dla Was, Bardjaskier, OldGuard. :)

Pecunia non olet

Podobało mi się.

Owszem – parę rzeczy mnie wybiło z rytmu, jak choćby to na co zwróciła uwagę mindenamifaj – brak permanentnej inwigilacji władz wydaje się czymś dziwnym, choć rozumiem, że po prostu limit Ci to zeżarł.

Ogólnie opowiadanie zarazem proste w odbiorze, jak i mające swoją głębię. Najnowsze badania wskazują, że Polacy mają serdecznie dość nie tylko wojny na Ukrainie, ale też przybyszy zza wschodniej granicy – pierwotny pozytywny i ciepły stosunek do uchodźców mocno ostygł i coraz mocniej pojawiają się postawy wrogie, antagonizmy my – oni itp. Obcość zawsze oznacza w pewnym wymiarze również – wrogość. I ładnie Ci się udało to uchwycić.

 

Zawsze miałem pociąg do gór. Ich majestatyczna potęga oraz niezmienność zdumiewały, budząc zachwyt i pokorę

Jako były grotołaz, muszę powiedzieć, że mimo iż ostatni raz wspinałem się w zeszłym tysiącleciu – to jedyną rzeczą, która w przypadku wysokich gór i choćby rozległych, nawet niekoniecznie głębokich – jaskiń, jest stała – to tak jak w przypadku rzeczywistości – zmienność. Góry jako całe masywy – owszem – mogą budzić takie skojarzenie, niezmienności, trwałości, wieczności – ale już poszczególna ściana, czy komin – potrafią po roku zaskoczyć, a jaskinia – po większej ulewie. Sam zresztą miałem podobną przygodę jak bohater opowiadania, gdy po ulewnych deszczach jedna z jaskiń zmieniła swój kształt i ja – chcący eksplorować nowopowstałe odgałęzienie – zsunąłem się nagle, po na szczęście dość łagodnym osypisku – skończyło się poobijaniem i skręceniem kostki (nie pierwszym i nie ostatnim) jednak żadnej uroczej niebianki czy jaskinianki niestety tam nie znalazłem.

 

Podsumowując – tekst całkiem niezły, dający do myślenia, mimo podknięć i trochę rozbicia mojej niewiary przez kilka szczegółów – odbieram pozytywnie.

 

entropia nigdy nie maleje

Poruszające. Niestety, pomijając element fantastyki, prawdopodobne i przez to smutne. Zakończenie dobija. Może tyle wystarczy dla uzasadnienia klika.

Prawdziwe i przez to smutne :/

Bardzo przyjemnie się czytało, ale paru spraw się doczepię:

 – “Tamtego lata zapuściłem się dalej niż dotąd” – niż dokąd?;

– “przemierzałem co roku tysiące kilometrów” – to chyba lekka przesada? tysiące to więcej niż tysiąc, a żeby przejść tysiąc, trzeba dzień w dzień przedreptać prawie 30 kilometrów – setki byłyby lepsze;

– “jaskinia przyciągała, niczym” – zbędny przecinek.

– “przeszywający ucisk” – ucisk raczej nie przeszywa;

– “rzucając barwne promienie na kolorowe ściany” – one już wcześniej były kolorowe?;

– “rasy długowiecznej, przypominającej człowieka, nieco niższej od ludzkiej” – wiem, co chciałaś powiedzieć; ale niechcący wyszedł Ci rasistowski potworek – “rasa niższa niż ludzka”;

– “Poroniła tydzień przed rozwiązaniem” – wiki twierdzi, że to już nie poronienie a przedwczesny poród.

 

Zadowolonym z lektury ogólnie :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Bruce!

 

Pomijając to, o czym wspomnieli przedpiścy (brak inwigilacji, badań etc.), bo to jest maksymalnie 1000 słów i pewne rzeczy można pominąć, jest to udany szort. Na kilku zdaniach się zatrzymałem, niektóre sformułowania może troszkę drętwe, ale i tak czytało się dobrze. :3

Smutne to i prawdziwe niestety. Odmienność często wciąż spotyka się z prześladowaniem i brakiem zrozumienia, niezależnie od pochodzenia tej cechy czy czegoś. A niby tak daleko zaszliśmy jako cywilizacja…

No, i skojarzyło mi się trochę z Avatarem, akurat świeżo po seansie drugiej części jestem. :P

Pozdrawiam i klikam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Ja tu zajęta domowymi sprawami, a w międzyczasie niespodziewanie tyle odwiedzin. :) Dziękuję bardzo. :)

 

Jimie, cieszy mnie, że nic złego Ci się wówczas nie stało. Podziwiam zamiłowanie do wspinaczek. Ja mam lęk przed takimi wędrówkami, dlatego – a to da się wyczuć – wyobrażam sobie tylko, co pociąga grotołazów. :)

 

Koalo75, to prawda, takie właśnie emocje chciałam wzbudzić, nieporadnie mi wyszło, ale cieszy mnie, że choć odrobinę zdołałam. :)

 

Staruchu, dziękuję wielce, zaraz poprawiam wszelką nielogikę. :) Zobaczyłam temat konkursu i natychmiast postanowiłam napisać o skojarzeniach, „które mi w duszy grają”. :)

 

BarbarianCataphract, chciałam bardzo, aby mój skromny tekst został dokładnie tak odebrany. :) Na drugim Avatarze jeszcze nie byłam, pierwszy zrobił na mnie przed laty niesamowite wrażenie i czekałam z zaciekawieniem na zapowiadaną kontynuację. :)

 

Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za kliki. :)

 

Pecunia non olet

Przygnębiający tekst.

Ale zwalę to częściowo na brak rozsądku bohatera. Po pierwsze, kto idzie eksplorować nieznaną (być może nikomu) jaskinię, absolutnie nikogo o tym nie zawiadamiając? Po drugie, czego on się spodziewał? Powinien zamieszkać u panny, tam byliby bezpieczniejsi. Chyba że jej lud zachowa się podobnie…

Wyszła wprost ze skały, położonej w centrum Ziemi.

Znaczy, z wewnętrznego jądra, tego z niklu i żelaza?

Babska logika rządzi!

Hej, Finklo, dziękuję za komentarz oraz klik; bohater rzeczywiście postąpił nierozsądnie, znam jednak przypadki takich zachowań. Tak, wyobraziłam sobie, że pochodzi ze skały, jej przyszły mąż w to mocno powątpiewa, lecz ona tłumaczy, że nie o wszystkim mówią badający ziemską skorupę geolodzy, gdyż skały są tam rozmaite, o czym nie wiemy.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Witaj bruce!

Bardzo smutny tekst i niestety prawdziwy :(

Mimo to jak najbardziej udany, udało się wywołać emocje. 

Również postać jaskinki bardzo interesująca.

Czytało się z przyjemnością!

Dzięki, Stormie, niestety wiele w tym prawdy; pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bruce, skałę jeszcze bym jakoś łyknęła (tylko proszę mnie nie łapać za słówka), ale z jądra Ziemi? Tego gorącego stopu metali z potwornym ciśnieniem?

Babska logika rządzi!

Nie, nie, traktuję to jako skałę bliżej powierzchni, choć ciągle mowa o głębokim wnętrzu Ziemi, nieznanym bliżej większości ludzi. :)

Pecunia non olet

No i widzisz, dla mnie “w centrum Ziemi“ to jest jądro.

Babska logika rządzi!

No tak, zatem nieco inaczej pojmujemy owo centrum (większy promień, no i lita skała). :)

Doprecyzuję zatem, aby nie było wątpliwości. 

Dziękuję za zwrócenie uwagi. :)

Pecunia non olet

Finkla

Czepiasz się :) Mi bardziej przeszkadzało po prawdzie, że facet jest takim kretynem – ale uznałem, że zawieszę niewiarę na kołek – widziałem na szlaku doprawdy różnych sprytnych inaczej, nawet takich co po górach biegali w sandałach… jak już byśmy mieli się tak czepiać, to by trzeba się przyczepić do tego jakim cudem to stworzenie zrodzone ze skały może zajść w ciążę z człowiekiem – ale jak się uzna to za baśń – to wyjaśnienia tego typu rzeczy stają się zbędne. Czemu się nie wprowadził do ludu swej wybranki? Bo był nie tylko głupcem, ale również okropną męską szowinistyczną świnią jak ten książę z Małej Syrenki czy gdzie to ona dla niego ogon na nogi przerabiała XD

 

pozdrawiam,

 

Jim

entropia nigdy nie maleje

Finklo, Jimie, Wasze uwagi są bardzo trafne i traktuję je z szacunkiem. 

Pewnie, gdyby był tam cały “lud wybranki”, bohater rozważałby taką możliwość – aby zamieszkać w jej “podziemnej ojczyźnie”. Jednak ona była sama. Do tego gość miał jak najlepsze mniemanie o swoich sąsiadach. Znał ich, szanowali go, byli mu wdzięczni za leczenie i pomoc, czuł się wśród nich dobrze i swojsko. Nie spodziewał się takich ekstremalnych zachowań. 

W moim zamyśle – to skała, być może pochodząca z Kosmosu, a zatem niekoniecznie tylko ziemska, o czym dziewczyna nie wiedziała. Wiedziała, że świeci i że umie leczyć. To coś na zasadzie Afrodyty – zrodzenie z morskiej piany. Niby nierealne, ale to mit, fantastyka, baśń właśnie.

Niestety, “kretyńskie” zachowanie w górach (jak nazwałeś je, Jimie), jest mi bardzo dobrze znane. Znałam kiedyś takiego jednego wielbiciela “skałek” (to jego określenie na każdą, nawet najmniejszą górkę), który właził w każdą jaskinię i szczelinę, i to zazwyczaj całkiem nieprzygotowany do takiego “spaceru”, np. we wspomnianych sandałach. Tylko szczęście, jakie miał, sprawiało, że wychodził cało z takich miejsc. :)

 

Tak całkiem na marginesie:

Przyznam, że bardzo fajnie jest mi tak zwyczajnie dyskutować (jak zawsze zresztą, oprócz jednego feralnego przypadku…laugh) nad pewnymi wątpliwymi elementami tekstu, kiedy nie ciąży nade mną, niczym miecz Damoklesa, groźba piórka i każdy mój odpis wygląda, jak zwyczajna dyskusja, a nie “walka wręcz” o nagrodę… :))

 

Pozdrawiam Was. :) 

Pecunia non olet

Fajny pomysł z pokręceniem perspektyw czasowych i złamaniem linearnej narracji.

Fabularnie tekst stoi gdzieś między pełnoprawnym, skupionym na fabule opowiadaniem a przypowieścią o miłości, obcości i tolerancji (a raczej jej braku), z wyraźnym moralistycznym przesłaniem, co sprawia, że tekst wydał mi się nieco “pęknięty” pod względem koncepcyjnym. Widać też, że trochę musiałaś przyspieszać końcówkę, bo limit. Ale te uwagi nie zmieniają faktu, że tu udany tekst i że z każdym opowiadaniem robisz, IMHO, zdecydowane i szybkie pisarskie postępy.

ninedin.home.blog

Dziękuję bardzo, Ninedin, to przemiłe. :)

Fakt, że okrawałam go z każdej strony wielokrotnie. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

 

 

– Przetrzymamy. Ludzie nie lubią nowości – próbowałem pocieszać, widząc jej zawilgocone oczy.

– I obcości. – Położyła głowę na moim ramieniu.

– Zawsze was obronię. Obiecuję. – Pogładziłem jej wyraźnie zarysowany brzuch.

Nie sądzę, żeby wstawianie hasła konkursowego w pierwszym dialogu było dobrym pomysłem. To w reklamach i w lokowaniu produktu stosuje się takie zabiegi. Po co ta obcość, po co bohaterowie to mówią w takim momencie? Ani to naturalne, ani ładne. Bez tego dialog wypadłby dużo lepiej.

– Przetrzymamy– próbowałem pocieszać, widząc jej zawilgocone oczy. – Zawsze was obronię. Obiecuję. – Pogładziłem jej wyraźnie zarysowany brzuch.

Skóra na lekko wydłużonej, bezwłosej głowie, z emocji stała się miejscami przeźroczysta, ukazując pulsującą w żyłach, zieloną krew.

To jest kanciaste zdanie. Przydałoby się przeredagować.

Po wpływem emocji skóra na lekko wydłużonej, bezwłosej głowie stała się miejscami przeźroczysta, ukazując pulsującą w żyłach zieloną krew.

Moje serce już w dzieciństwie zawojowały Tatry, zatem to tam właśnie realizowałem każdego lata pasję i zamiłowanie.

‘Zwojowały” nie pasuje tu znaczeniowo.

Leżąc na wznak, poczułem przeszywający ból ręki oraz głowy i straciłem przytomność.

Fakt, że bohater tuż przed utratą przytomności tak dokładnie wylicza, co go boli, wypada niewiarygodnie.

Kiedy się ocknąłem, silny ucisk uświadomił mi, lekarzowi chorób wewnętrznych, że leżę z licznymi złamaniami na dnie ciemnej, zagubionej jaskini górskiej.

Zupełnie nie tak jest to napisane. Po pierwsze wstawka o lekarzu w tym miejscu wypada sztucznie. Po drugie złamania to nie problem internistyczny. Lepszym rozwiązaniem byłoby tu pokazanie, jak bohater dochodzi do tych wniosków, zaczynając od odczuć. Kiepsko wychodzi tak diagnoza sekundę po odzyskaniu świadomości. Masz tendencję, bruce, do tworzenia właśnie takich paskudnych “skrótowców”.

Leżąc po upadku, straciłem poczucie czasu.

Usunąłbym to zdanie.

Jaskinia była obszerna, mieniła się kolorami, niczym sceneria baśni fantastycznej.

A jaka to jest baśń niefantastyczna?

 

Nie zdążyłem. Leżała martwa na podłodze, obok butelki po chemicznym środku i kartki z napisem: „Okłamałeś nas”. Miodowe oczy patrzyły pusto.

To kulminacyjna scena, ale napisałaś to tak skrótowo, ze już nie jestem pewien, czy jakskinka zabiła się sama, czy nie.

 

Pomysł powiedziałbym taki średni. Bohater zakochuje się mistycznej istocie, która go uratowała. Odnoszę wrażenie, że to nie był materiał na tak krótki tekst, bo upchnęłaś tutaj tragedie hurtowo: odrzucenie przez sąsiadów, poronienie, grzebanie dziecka w ogrodzie i na koniec śmierć jaskinki. Od raz nasuwa się pytania: jak bohater wydostał się z jaskini, dlaczego nie zamieszkał z jaskinką na odludziu, czy jaskiniowy lud jest liczny. Do tego reakcja ludzkości na pojawianie się obcej istoty byłaby dużo silniejsza niż paru reporterów i nienawistni sąsiedzi. Tekst wymaga zbyt dużego zawieszenia niewiary, żeby był satysfakcjonującą lekturą.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Cóż, Osvaldzie, ciągle jeszcze moje teksty przepełnione są “paskudztwami”, ale staram się, na ile umiem, z nimi walczyć. Nadal uczę się pisać, jak to ja. 

Pozostaje mi brać się do roboty i poprawić w tym szorcie, co się da. 

Dziękuję Ci za poświęcony czas i wnikliwą analizę oraz wskazówki co do mankamentów. 

Aha, zapomniałabym, nic nie mam na swoje usprawiedliwienie (prócz tego, że jestem szarym amatorem na Wybitnym Portalu). 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Smutne, romantyczne i piękne, podobało mi się. Do klika bibliotecznego muszę napisać coś więcej i „mądrzej”, chociaż to pierwsze zdanie zawiera w sobie wszystko, co chciałem.

Poruszająca historia pokazuje zbliżenie obcych sobie istot i brak akceptacji społecznej dla tego rodzaju związku. Medialnie wyeksploatowana Pocahontas była w lepszej sytuacji niż Jaskinka, bo od jej przychylności (i jej pobratymców), zależał los społeczności Johna Rolfe. Tutaj “obca” ziemianka uratowała tylko głównego bohatera. Jego odwaga i siła okazała się zbyt mała, żeby stawić czoła przeciwnościom.

Karteczka „Okłamałeś mnie” chwyta tym mocniej za serce, bo jest jednocześnie prawdziwa i nie.

 

Czytałem jednym tchem, ale żeby nie było, że się nie przyczepię:

Skóra w wielu miejscach zdawała się być przeźroczystą, ukazywała pulsujące naczynia krwionośne z zielonym płynem.

Bez “być” jest lepiej :-)

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Dziękuję, Radku, zaraz poprawiam; jak pisałam w wątku konkursowym – wyszedł mi ckliwy melodramat, niczym w znanym przeboju. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Można na to spojrzeć z dwóch stron – jako przypowieść lub pełnoprawne opowiadanie. Jako ta pierwsza – moim zdaniem broni się wyśmienicie. Jako opowiadanie – pomysł świetny, ale na znacznie dłuższą formę, gdzie byłoby miejsce wejść w pewne szczegóły.

 

W trakcie lektury pomyślałam, że to Gaja, ale po chwili odrzuciłam tę myśl. Bardziej by mi pasowało jakiej jej dziecię, odprysk – trochę Gai, ale jednak odrębny byt. 

 

Bardzo smutne i poruszające. Ładnie napisane. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Smutek – to chciałam osiągnąć. Dziękuję serdecznie, Śniąca, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Ja bym tylko dodał od siebie, że te zapisy kursywą zwracały moją uwagę. Sam pewnie bym ich nie użył, ale może to jakaś forma fobii.

Tekst bardzo mi przypadł do gustu. Smutny, jak to wszyscy zauważyli, ale w sposób niewymuszony, a wręcz romantyczny. W sumie najbardziej przykro mi się zrobiło, kiedy Jaskinia przeniosła się do świata powierzchniowego. Od razu pomyślałem, że będzie z tego nieszczęście.

bruce – dzięki za lekturę.

XXI century is a fucking failure!

To ja, Caernie, raz jeszcze dziękuję Ci bardzo za pomocne wskazówki i pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej, hej

Trochę tu naiwności, zarówno u bohatera, jak i jaskinki. Ten pierwszy powinien przewidzieć zachowanie ludzi, ta druga nie po to ukrywała się, aby nagle wychodzić z bezpiecznego miejsca. Dołączam do głosów, że rząd by natychmiast takie stworzenie siłą wziął na badania.

Ach, i jeszcze kwestia dni w jaskini – przydałoby się jednak wytłumaczyć jak przeżył. Obrażenia po upadku, zimno, głód – to nie są rzeczy, które można lekceważyć całymi dniami.

Jest pełno emocji, ale to już cecha Twojego pisania. Limit miałaś mały, a jednak zmieściłaś całkiem sporo wydarzeń. Zaściankowość i brak tolerancji u ludzi dobrze pokazany, reakcje, niestety, prawdziwe i nie miałem żadnego problemu, aby w nie uwierzyć. Przede wszystkim uniknęłaś pułapki tłumaczenia wszystkiego – to niepotrzebne w szortach, czasem trzeba wziąć rzeczy takie, jakie są serwowane przez autora. Nie ma sensu tłumaczyć rasy jaskinek lub sposobów wydostania się z jaskini (to akurat dość trywialne przy pomocy istoty, która jaskinie zna jak własną kieszeń). Ważniejszy jest przekaz i emocje, a tutaj zawarłaś odpowiednio i jedno i drugie.

Porządny szorcik. Do dopracowania technicznego, ale porządny. Klikam.

Witaj, Zanaisie, dziękuję za Twój czas, komentarz, a także klik, pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

Miłość jest naiwna. Nawet w Romeo i Julii, zwaśnione rody, czy to się mogło skończyć dobrze? A teraz poproszę o przypomnienie sobie swoich doświadczeń… Już?

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

laugh

Pecunia non olet

Smutna historia. Co do naiwności, to wydaje mi się, że zakończeni maja ufność, że wszystko skończy się dobrze. Czyli często są naiwni.

Lożanka bezprenumeratowa

Witaj. Fajnie, że już jesteś i podziałasz Dobrem. :)

Dzięki. Tak, ta naiwność powinna wybrzmieć jako główny sprawca nieszczęścia, takie miałam zamierzenie :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Przeczytałem, a właściwie przepłynąłem :D to dobrze, bo pływam z gracją :D trochę przypomniało mi się moje opowiadanie – Tu był las. :) Tajemnicza obcość bardzo mnie zainteresowała i limit nie był mi straszny, bo kiedy wtrąciłaś kwestie z meteorytem, ułożyłem sobie wszystko w głowie. Fajne spotkanie z obcą cywilizacją, a zarazem smutne bo wydaje się, że wszyscy potrzebują miłości – nawet oni. 

Dziękuję, Vrchamps, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Interesujące opowiadanie. I niestety smutne. Mam wrażenie, że tekst zyskałby nieco, gdyby pozwolić mu się lepiej rozwinąć (ach te konkursowe limity), ale ogólnie czytało się przyjemnie :)

Spodziewaj się niespodziewanego

Prawie równocześnie czytamy swoje teksty. :) Rzeczywiście, mocno go okroiłam. :) 

Dziękuję, NaNa, za odwiedziny, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej, Bruce. Czuję, że mamy podobną wrażliwość. Świetne dzieło o dyskryminacji i wrogości wobec inności. Pozdrawiam :)

Spike Christenson

Oj, dziękuję, Kearetonie, to skromny tekścik, ale bardzo dziękuję za tak miłe słowa. :)

Pozdrawiam. serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej ;)

Pod koniec czytania zaszkliły mi się oczy. Jejku, strasznie smutne i prawdziwe zarazem. Niestety :(

Subtelnie napisane, poruszające. Z przyjemnością czytam takie teksty :)

Wygląd Jaskinki jest niesamowity :D

Szort bardzo mi się podobał.

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie :)

tegarsini pu taheerni tvaernnat

Dziękuję, Ermirie, tak mocno melodramatycznie postanowiłam opisać moje rozumienie obcości. :)

Pozdrawiam, wzajemnie. :)

Pecunia non olet

Hej Bruce!

 

Bardzo fajne opowiadanie, dobrze się czytało!

 

– Tyle fajnych dziewczyn, a ten sobie wziął świecącego stworka! I teraz same kłopoty! A podobno lekarze tacy inteligentni…

– Przygłup!

(…)

– Dziwolągów nie chcemy! – krzyczano za mną na ulicy.

– Precz z potworami!

Inność i niezrozumienie wśród innych – bardzo podobny dialog był też w moim szorcie. Potem chęć wykonywania badań na Jaskince, z jednoczesnym brakiem woli zrozumienia kim ona jest jako osoba i co się wewnątrz niej dzieje.

Bardzo plastycznie opisałaś wycieczkę bohatera po górach. Aż sam nabrałem chęci, żeby się wybrać w Tatry. Kto wie, a nuż spotka mnie tam jakaś niezwykła przygoda?

Podobała mi się też scena uzdrowienia i potem dialogu kobiety z bohaterem w jaskini. W mojej opinii niezwykle udanie pokazałaś jej wewnętrzne dobro i subtelną naturę – w kontraście do pozorów gruboskórności, bo chociaż skóra częściowo przeświecała, to miejscami była opancerzona łuskami i pewnie twarda jak kamień.

Sama końcówka krzyczy – śmiercią Jaskinki, rozpaczą bohatera, słowem “Won!”. Trudno dziwić się jego reakcji. Dobro zostało potraktowane brutalnie. Ale może właśnie taki jest nasz świat? Skłonny zniszczyć to, czego wartość jest ukryta pod powłoką inności?

 

Mała uwaga: bohater dwa razy w jednej scenie pyta czy kobieta jest ziemianką.

– Nie wyglądasz na człowieka, chociaż mówisz, jak ludzie.

– Jestem ziemianką i znam wszystkie ziemskie języki. Pochodzę ze skały. Z wnętrza Ziemi.

(…)

– Przybyłaś z Kosmosu?

– Nie, jestem z ziemskiej skały.

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie!

Kronos.maximus, dziękuję za odwiedziny i tak miły komentarz. :)

Jak zawsze, za bardzo wzięłam sobie do serca wszelkie uwagi oraz wskazówki, próbując “dopieścić” tekst, zatem zdaję sobie sprawę, że i jego poziom w porównaniu z innymi, i spora ilość poprawek nie wróżą wzięcia go pod uwagę w konkursie, czego oczywiście jestem świadoma. :)

Co do tego pytania, chciałam podkreślić, że za drugim razem bohater sugeruje, iż Jaskinka może nie być ziemianką, lecz kosmitką, pochodzącą ze skały, przybyłej z Kosmosu, jednak prawdopodobnie nie do końca to wybrzmiało. :)

Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

Bardzo ciekawy tekst. Przeczytałam z przyjemnością. :)

Archeopteryks, miło mi, dziękuję i pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Masz wyobraźnię.

 

Technicznie: zatrzymywały mnie niektóre niepotrzebne słowa, dookreślenia lub stosowane przez cienie synonimy (naturalne drapacze chmur w ogóle łamały płynność narracji).

 

Sam pomysł oceniam bardzo dobry. Podany w uproszczonej formie bardziej przypomina przypowieść niż opowiadanie.

Nie podoba mi się końcówka. W sensie: to podanie ręki i tekst sąsiada stanowią dobitne podsumowanie strachu przed czymś obcym, ksenofobii totalnej. Dodatkowe zdania o reakcji protagonisty rozmiękczają przekaz potężnie.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dzięki, PsychoFishu za odwiedziny i komentarz. Tak nieco pojechałam z tą końcówką, fakt. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej,

ładny, smutny tekst, przywodzi mi na myśl baśń, która, mimo nadziei, nie może się dobrze skończyć. Chciałoby się więcej tego środka, jak doszło do tego, że zgodziła się z nim wyjechać, pierwszych jej reakcji na obcy świat i tego świata na nią, ale wiadomo – limit. Niemniej – intryguje :) Piszesz bardzo plastycznie, widziałam ze szczegółami i tę pierwszą scenę, i te kolorowe palce :) Jeśli miałabym się przyczepiać, to co najwyżej przecinków. Tutaj:

Jak zwykle, przyjechałem bez rezerwowania kwatery(…)

i tutaj:

mieniła się kolorami, niczym sceneria baśni

bym z nich zrezygnowała, ale nie wiem, czy to nie błędna intuicja. Plus ewentualnie “Oczy koloru miodowego” – “koloru miodu” albo zwyczajnie “miodowe”. Ale to już kwestia gustu ;)

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie! 

 

E.

Dziękuję serdecznie, zgadzam się co do tych usterek i zaraz naprawiam je; miło mi bardzo, że się spodobało, choć to skromny tekścik; pozdrawiam i wzajemnie, CesarzowaMordoru. :)

Pecunia non olet

Reakcja ludzi przewidywalna, ale podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Istotnie, Anet, reakcja ludzi była bardzo łatwa do przewidzenia; to bardzo przykre. Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za odwiedziny. :)

Pecunia non olet

Hej Bruce!

OD RAZU moje myśli i skojarzenia poszybowały w kierunku postaci królowej Tatry Konopnickiej, chociaż przypuszczam, że nie w tym kierunku powinny :) Dlatego też szalenie spodobał mi się motyw podziemnego, rozświetlonego życia we wnętrzu gór. Z żalem więc zauważyłam, że akcja przenosi się gdzie indziej, do naszej niezbyt fajnej codzienności.

Natomiast psychologiczna konstrukcja postaci wydała mi się zbyt pospieszna i powierzchowna. Nie za bardzo czuje się, dlaczego ona w ogóle chce opuścić góry, zamieszkać w jakimś M4? Czy nie byłoby bardziej prawdziwe, aby bohater zamiast szukając ukrytej kamery, stał oniemiały i zachwycił się cudownym zjawiskiem? I raczej wydawałoby mu się, że to sen?

Tytuł konkursu narzucił określony sposób rozwiązania kwestii ‘my-obcy’, ale, gdyby nie było zadanego tematu, czy poprowadziłabyś fabułę w taki właśnie sposób? A może bohaterowie mieliby szansę? laugh

Pozdrawiam!

 

Hej, Chalbarczyk. Myślę, że bym oszczędziła i ją, i ich miłość. :) Tematyka konkursu od razu nasunęła mi taki scenariusz, niezbyt wesoły, to fakt. ;)

Dzięki za odwiedziny, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Prawdziwe i smutne zarazem, podobało mi się, MZ. :) 

Dziękuję, Maćku. Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

 

Ładny, poruszający tekst z gorzkim przesłaniem o tym, jak ludzie traktują to, czego nie rozumieją. Jakże wymowne, że istota pochodząca z wnętrza Ziemi i będąca niejako uosobieniem ziemskiej natury (a przynajmniej silnie związana z naturą) jest przez ludzi postrzegana jako kosmitka. Warto by jednak trochę rozwinąć wątek adaptacji Jaskinki w świecie ludzi – czytelnik może się choćby zastanawiać, czemu bohater nie zareagował szybciej na jej prześladowania przez mieszkańców albo czemu nie przewidział, że sprowadzenie jej do miasteczka może się tak skończyć.

Czytało się dobrze – kompozycja nie jest chronologiczna, ale nie wywołuje to poczucia chaosu, narracja nabiera dzięki temu swobodnego, nieco dygresyjnego charakteru; tylko od strony językowej czasami miałam wrażenie, że styl waha się między formalnym a potocznym.

Dziękuję za udział w konkursie!

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

I ja bardzo dziękuję, Black_Cape. ;)

To była przyjemność oraz zaszczyt wziąć udział. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć. Przeczytałam i zrobiło mi się smutno. A skoro tekst wywołuje emocje to gratulacje. Szort ci się udał.

Miło mi, Nova, dziękuję, wywołanie smutku to był faktycznie mój cel. :) Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Ech, Bruce, nie powiem nic nowego ponad to, co powiedzieli inni – prawdziwe to, smutne i wielce przygnębiające.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, Regulatorzy, takie właśnie odczucia chciałam wywołać w Czytelnikach. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka