- Opowiadanie: Bellatrix - Aproksymacja ekstrapolacji

Aproksymacja ekstrapolacji

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Aproksymacja ekstrapolacji

Katarzyna zgrabiałymi dłońmi wsunęła klucz do zamka. Nareszcie w domu. Zdjęła płaszcz, nastawiła wodę. Parę chwil później siedziała już w wygodnym fotelu, z kubkiem gorącej herbaty przed laptopem. Zdążyła się zalogować, gdy przyszedł SMS.

„Hej, spotkamy się? Chciałabym pogadać i złożyć Ci życzenia”.

Skrzywiła się. Ostatnie, na co miała teraz ochotę, to wychodzić na ten ziąb i pchać się w tłum robiący przedświąteczne zakupy. Ale dawno się nie widziały, nie wypadało odmawiać przyjaciółce.

„Może Skype?” – zaproponowała. Na wyświetlaczu telefonu wyskoczyło szybkie „OK!”.

Odetchnęła. Zamieszała herbatę, wypiła słodki, gorący łyk. Po chwili na ekranie pojawiła się szczupła brunetka na tle soczyście zielonej choinki.

– Dzięki, że tak szybko odpisałaś. Muszę ci opowiedzieć parę rzeczy.

Katarzyna słuchała, kiwała głową, piła herbatę. Dobrze było się spotkać, nie wychodząc z domów. Szkoda, że nie możemy tak pogadać z całą paczką – pomyślała.

 

***Kilka lat później***

 

– Pamiętajcie, dziś robimy Wigilię, ma być cała nasza paczka i nie chcę słyszeć wymówek.

– Co? U kogo? Przecież jest zakaz zgromadzeń.

– Grupowy videochat na kanale #nasi_online, głuptasku.

Grzegorz wiązał duże nadzieje z tym spotkaniem, a konkretnie z tym, że wreszcie zobaczy Kaśkę. Nie widzieli się praktycznie od lockdownu, zdalne zajęcia miała z inną grupą. Aż wstał i wyszedł z pokoju. Spojrzał w lustro, przeczesał włosy. Wrócił i ogarnął wzrokiem bałagan. Mapy nieba na łóżku, rozstawiony teleskop, przez który patrzył na Księżyc, porozrzucane ubrania. Sprzątać mu się nie chciało, wrzucę jakiś ładny filtr – pomyślał. – Regały z książkami, ona lubi czytać.

Poszedł jeszcze do łazienki, starannie umył zęby. Oddech pachniał nieskazitelną świeżością.

Szkoda, że przez sieć nie będę mógł jej pocałować, choćby w policzek – westchnął.

 

***Kilkanaście lat później***

 

Jemioła pachniała oszałamiająco. Kasia co prawda nie wierzyła w przesądy, ale skoro Grzesiek uważał, że całowanie się pod nią przynosi szczęście, to czemu nie? Zwłaszcza że pocałunki były naprawdę świetne, czuła pożądanie niemal na krawędzi spełnienia. Idealne uwolnione dawki neuroprzekaźników, wprost do rdzenia. Te prawdziwe ekscytowały dużo mniej. Tylko ten zapach… trochę zbyt intensywny. Odsunęła się na chwilę, zmieniła ustawienia w progach dla receptorów węchowych. Grzesiek popatrzył pytająco, ale gdy udekorowany jemiołą i girlandami salon zalała woń świątecznego piernika, zrozumiał.

– Przez ciebie zrobiłem się głodny – powiedział z żartobliwym wyrzutem. – Musimy zrobić przerwę na zakupy i kolację. Wrócę za pół godziny.

Cóż, niechętnie przyznała mu rację. Zdjęła hełm z głowy, ostrożnie odpięła przewody z karku. Mały pokój z wyblakłą tapetą wyglądał okropnie i boleśnie kontrastował z pięknym domem, który stworzyli razem.

Bodźce, wrażenia i zapachy w wirtualu były wspaniałe.

Szkoda, że nie możemy zjeść razem w naszym gniazdku – pomyślała.

 

*** Kilkadziesiąt lat później ***

 

Grześ siedział na honorowym miejscu, za suto zastawionym stołem. Po lewej stronie miał żonę, dalej trójkę dzieci, brata z rodziną, szwagierkę, kuzynów i sędziwą matkę. Po prawej puste nakrycie czekało na niezapowiedzianego gościa. Potraw, jak nakazywała tradycja, podano dwanaście, choć mnogość półmisków dawała złudzenie, że jest ich znacznie więcej.

Dzieci się wyraźnie niecierpliwiły, co rusz wyciągały szyje, żeby popatrzeć na stos kolorowych pudeł upchanych pod ogromną, obwieszoną od góry do dołu bombkami, choinką.

Grześ chrząknął, wstał i wyciągnął przed siebie talerzyk z opłatkiem.

– Niech tegoroczne święta Bożego Narodzenia będą pełne ciepła i miłości, tego wam wszystkim życzę.

Talerzyk powędrował z rąk do rąk, w trzasku łamanych opłatków brzmiały szeptane życzenia. Doniosłą atmosferę przerwał jęk Adka, najmłodszego synka:

– Fuuuj, dlaczego mój jest taki kwaśny?

– Jest w porządku, prawie bez smaku, lekko słodki – zaoponował kuzyn.

– Nieee… kwaśny, bleee! Nie będę tego jadł!

Kathy westchnęła ciężko.

– Sprawdź mu ustawienia, pewnie znów się bawił, zanim usiedliśmy i zamienił kolejność – ponagliła szeptem.

Grześ obrzucił żonę morderczym wzrokiem, przeprosił wszystkich i się wylogował. Rozsunął kombinezon, odpiął z ciała wszystkie przewody, wyjął z ust sondę. Tyle z tym roboty, przez głupiego dzieciaka. Wrzask nieznośnie świdrował uszy, nogi kopały powietrze. Przynajmniej Grześ nie miał wątpliwości, które z półleżących obok siebie ciał w szarych kombinezonach, jest jego najmłodszą latoroślą.

Trochę zbyt gwałtownym ruchem rozpiął kombinezon Adka i sprawdził pojemniki z odżywczymi pastylkami. Oczywiście, miał je na odwrót, smak opłatka zastąpiły grzybki w occie. Dobrze, że smarkacz nie spróbował barszczu, zamiast którego miał znienawidzonego karpia. Wrzask byłby jeszcze większy.

Grześ pokręcił głową, podpiął wszystko, jak trzeba i wrócił do własnego kombinezonu.

Szkoda, że trzeba tracić czas na wracanie do tego miejsca – pomyślał jeszcze i płynnie zajął miejsce przy świątecznym stole.

 

***Sto lat później***

 

Kate odkryła, że uwielbia zwiedzać egzotyczne zakątki, o których czytała w książkach. Nawet długie podróże w czasie rzeczywistym, jak na tę małą wysepkę gdzieś na końcu oceanu, miały swój urok. Coraz częściej wybierała się sama, Grega interesowały inne rzeczy. Nie wiedziała i nie chciała wiedzieć jakie, wszak po ponad wieku małżeństwa należało się im trochę odpoczynku od siebie.

Święta jednak zawsze spędzali razem, taką mieli niepisaną umowę. Oni, dzieci, wnuki, prawnuki… gromadka się powiększała. Rok temu jedna z prawnuczek wystąpiła z prośbą o dostarczenie nasienia partnera do jej kapsuły. Możliwe, że maluszek już miał własną, tak szybko rosły.

W te święta, zamiast radosnej ekscytacji na myśl o spotkaniu z rodziną, czuła dziwny niepokój. Odetchnęła, widząc Grega, jednak osiem pustych miejsc przy stole, osiem zamiast jednego, krzyczało, że coś jest nie tak.

Chwycił ją za rękę, na moment przejął kontrolę i wydał polecenie, by jej podać dawkę benzodiazepin.

– Po co? – Szarpnęła się, czując jak zaordynowany przez męża i zaakceptowany przez system lek osłabia jej zdolność koncentracji.

– Była awaria w bloku F12A – powiedział, a te słowa zabrzmiały jakoś tak dziwnie. F12A, przecież doskonale wiedziała, że tam jest ich córka, wnuki… – Zabrakło tlenu. Roboty nie zdążyły podłączyć manualnie wszystkich kapsuł.

Obraz w oczach pociemniał. Łzy, jedna za drugą potoczyły się, aż w polu widzenia Kate mignął komunikat o nadmiernym poziomie wilgoci. Tak się cieszyła, gdy zamienili małe, ciasne mieszkanie na kapsuły w nowoczesnych blokach, a teraz okazało się to przekleństwem. Jej śliczna Eli, którą urodziła jeszcze w szpitalu obsługiwanym przez ludzi, dwójka cudownych wnucząt… Już nigdy ich nie zobaczy, bo bezużyteczne, biologiczne ciała nie mogły wytrzymać pięciu cholernych minut bez tlenu.

Szkoda, że nie możemy się pozbyć ciał, przecież nie są nam już do niczego potrzebne, a wypadki zdarzają się coraz częściej – pomyślał Greg, tuląc w ramionach szlochającą żonę.

 

***Kilkaset lat później***

 

W młodości G pasjonowała astronomia. Zadziwiająco wyraźnie pamiętał te chwile, gdy wychodził w nocy ze śpiworem i czerwoną latarką. Albo, gdy rozstawiał teleskop-zabawkę i patrzył na Księżyc. Potem wybudowali osiedle, drogę i stadion, a samo niebo zasnuły stada satelitów. Ożenił się z K, coraz mniej czasu spędzali na zewnątrz, życie przeniosło się do sieci.

Teraz nie było świateł, osiedli i dróg, przestali ich potrzebować. Nocne niebo przecinały tylko niedobitki satelitów. G mógł patrzeć na Kosmos oczami najlepszych teleskopów i sond kosmicznych, które przez te lata dotarły daleko poza Układ Słoneczny.

Własnych już nie miał.

Dziś, w dzień przesilenia zimowego, czekał z sentymentu na Pierwszą Gwiazdkę. Mógł co prawda wyfiltrować rozpraszanie atmosfery, by zobaczyć ją od razu, ale nie chciał. Drgnął, gdy tuż obok wyczuł obecność K. Nigdy nie pogodziła się z utratą E, choć po przejściu w bezcielesność stworzyli kilka jej kopii na podstawie zasymulowanego DNA. K, przy jej całej nienawiści do biologicznego ciała, zadziwiająco dużo wagi przykładała do cielesnego faktu narodzin.

– Wesołych Świąt, G – wyszeptała, przybierając awatara ze swej młodości.

Wenus właśnie zalśniła na granatowym, czystym niebie.

– Wesołych Świąt, K – odparł.

Obraz nagle zadrgał, coś ich rozdzieliło. G szybko zlokalizował usterkę i wydał polecenie staremu, podniszczonemu już robotowi, by zgarnął śnieg z paneli zasilających. Wkrótce znów byli razem, choć prysł urok tamtej chwili.

– Kiedyś te płytki, na których jesteśmy zapisani, ulegną zniszczeniu i odejdziemy – zauważyła K.

– Nie myśl o tym. Nie dziś.

– Wielu z tamtych rzeczy już nie potrzebujemy – dodała, wlewając w brzmienie głosu melancholię. – Szkoda, że jako gatunek, nie zapisaliśmy się na czymś prostszym i bezawaryjnym.

 

***tysiące lat później***

 

Nad rozległą pustynią wiatr niósł drobne, pojedyncze płatki śniegu. Czyste niebo przecięła jasna smuga, przypominająca starodawny zaprzęg. Jeden z segmentów odłączył się i delikatnie wylądował. Konstrukcja z nigdy nieznanego ludzkości materiału dogłębnie przeskanowała powierzchnię planety. Potem odleciała, wysyłając do macierzystej jednostki komunikat:

„Brak śladu istot inteligentnych”.

 

Dwa, zmęczone wiecznością ziarenka piasku, śniły o swoim domu.

Koniec

Komentarze

O, w mordę, całe szczęście nie dożyję ;)

No, zdołowałaś dokumentnie, ale faktycznie, życie powoli przenosi się do sieci, i w którymś momencie to się może tak skończyć.

Pięknie napisane, nie mogłam się oderwać, choć dołujące to było jednocześnie :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziękuję, Irko :) przyznaję, że mało optymistyczna ta wizja mi wyszła ;)

No, dół totalny i depresja :) Ale nie tylko.

Podobało mi się. W takim krótkim tekście przemyciłaś tysiące lat i zrobiłaś to naprawdę dobrze. Właśnie czasem zastanawiam się, czy za tysiące lat zostaną po naszym życiu jakieś ślady, jakieś nic nieznaczące ziarenka piasku i dlatego sama końcówka podziałała mi mocno na wyobraźnię. Sama historia jest smutna, ale dostrzegam tu pewną ironię w kontraście między scenką nr 1 a pozostałymi :) Myślę, że w czasach pandemii niejedna osoba zatęskniła za spotkaniem z upierdliwą przyjaciółką w tłumie ludzi robiących przedświąteczne zakupy. Pewnie główna bohaterka także.

Podobało mi się, jak ewoluują imiona bohaterów i jak zmieniają się ich życia, a oni, mimo oczywistych zmian w życiu i zachowaniu, zdają się przez te tysiące lat pozostawać w głębi duszy tacy sami. Zadziwiające, że uczucie, które ich połączyło jeszcze w “naszych” czasach, zdolne było przetrwać tysiące lat. Także ten tekst, który na pierwszy rzut oka wydawał się dołem totalnym i depresją, nie tylko jest smutny. Jest według mnie całą paletą różnych silnych emocji, które podajesz w nienachalny sposób – ironii, złości, frustracji, gorzkiego śmiechu, ale też miłości i świątecznego, rodzinnego ciepła.

Tekst na pewno budzi sporo refleksji, a zwłaszcza to, jak zmieniają się święta i jaki ludzie mają do nich stosunek. Może i ciężko uwierzyć, że ktoś będzie po tysiącu lat nadal miał sentyment do tej samej osoby, świąt i pierwszej gwiazdki, ale to jest do wybaczenia, bo cały tekst jest naprawdę świetny.

To kwestia perspektywy, siedząc miesiącami w zamknięciu wyrwiesz się bardzo chętnie, ale jak właśnie wróciłaś zmarznięta i zmęczona, to podejrzewam, że entuzjazm będzie znikomy ;) Niemniej, bardzo dziękuję za szczegółową analizę i cieszę się bardzo, że podziałało na wyobraźnię i że dostrzegłaś wiele różnych emocji.

Witaj Bellatrix !!!

 

Ciekawa wizja. Bardziej jednak podobały mi się niektóre fragmenty, zdania niż całość. Krótki tekst, pewnie nie miałaś pola do popisu :) Powodzenia w konkursie!!!

 

Pozdro!

Jestem niepełnosprawny...

Bardzo ładne i smutne opowiadanie. Podobał mi się sposób, w jaki przedstawiłaś tę parę, elementy, które wysunęłaś na pierwszy plan. Fajny zabieg z imionami. Wyobrażenie jak może wyglądać świat w przyszłości, to  żadna nowość, ale ładnie podane, bardzo emocjonalnie, mimo swej subtelności. Lubię tak. Moim zdaniem to wcale nie jest tak łatwo napisać. W zaledwie 10k zmieściłaś historię pary, ludzkości i świąt i niczego mi tu nie brakuje. Świetna robota.

Powodzenia w konkursie!

 

Dziękuję, Dawidzie, za przeczytanie :) długi być nie mógł że względu na limit konkursowy. Zresztą, lubię czasem napisać krótką formę;)

Edit: w tzw. międzyczasie zauważyłam Cię, Saro :) dziękuję bardzo ♥️

Miś przeczytał. Powodzenia w konkursie

Misiowi dziękuję bardzo :)

Cześć!

Bardzo duża oszczędność w środkach, ale maksimum wyrazu. Smutne na tyle, żeby do mnie trafiło, ale nie przeciorało dramatyzmem. Gdyby nie limit, można kręcić nosem o rozwinięcie tego i owego, jednak z drugiej strony upraszczanie imion i rytuałów świątecznych w miarę upływu czasu wpisuje się w taki demencyjny smutek i ładnie splata z ciemną stroną rozwoju techniki.

Tak sobie piszę i piszę, ale dodam dla jasności, że bardzo się podobało.wink

Pozdrawiam

Cześć, Oidrin :) miło mi, że się spodobało, serdecznie dziękuję za wizytę i komentarz :)

Pierwsza część podobała mi się bardzo, druga nieco mniej.

W oszczędny, ale jednocześnie głęboki sposób opisujesz relacje między ludźmi. Może dlatego, kiedy ludzi zastąpiła technika, a potem pustynia, poczułam pustkę. 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Z początku trochę kręciłem nosem, bo w zasadzie od pierwszego fragmentu wiadomym było, do czego tekst zmierza. A wyparcie świata realnego przez świat wirtualny, co doprowadza do zagłady ludzkości, wizją jakoś specjalnie odkrywczą nie jest. ALE, wewnętrzne marudzenie szybko zastąpiło zadowolenie, ponieważ po pierwsze, najzwyczajniej w świecie dobrze piszesz, po drugie, jak to u Ciebie zazwyczaj bywa, tekst jest bardzo dobrze przemyślany pod względem kompozycji. Tak więc zmiany w poszczególnych fragmentach wynikające z poprzednich (imiona itd.) wypadły naprawdę nieźle. Ogółem: podobało się, choć nie mogę się pozbyć wrażenia, że mogłaś wycisnąć z tego więcej :)

Ależ to smutne, ależ trafne i dojmujące. Genialny w swej prostocie pomysł, świetne wykonanie. To nie jest tekst,pod którym ma się ochotę pisać obszerne komentarze. Rozsmarowałaś nas niczym masło na ciepłym toście. A może jak miodek na ciepłym pierniku?

 

Gratulacje, kapitalny tekst.

Ambush, to chyba dobrze, na końcu pozostała tylko pustka :)

Realucu, może i mogłam. A czego Ci zabrakło w tym wrażeniu? :)

Michale Pe, ten miodek to Ty polałeś na moje świąteczne serduszko ;)))

Dziękuję Wam bardzo za komentarze :)

 

Kolejny dołujący tekst w konkursie światecznym, i zarazem kolejny napisany pięknie, z mocnym zakończeniem. Mógłbym się przyczepić do tego, że w zasadzie od samego początku wiadomo, w którą stronę to pójdzie, ale w szorcie na niespełna 10k znaków, w dodatku napisanym tak dobrze, wcale mi to nie przeszkadzało, więc się czepiał nie będę :) W pewnym momencie, podczas czytania, przypomniał mi się film “Surogaci”, a końcówka co najmniej kilka dzieł traktujących o posthumaniźmie (to przenoszenie świadomości na nośnik i odtwarzanie zmarłych z zapisów mocno mi zapachniało “Holocaustem F” Zbierchowskiego:)). Aha, no i świetna ta ewolucja imion – chociaż ewolucja to chyba złe słowo.

Oczywiście klikam i pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Bello, chodzi mi chyba o to, że tak jak już wspominałem ja czy Outta, fabuła jest mocno przewidywalna, no i przez to trochę mało w niej oryginalności. Gdybyś do tego świetnego wykonania dodała coś jeszcze niestandardowego, namieszała w tej historii, pokazała inną stronę, niż każdy się spodziewał, to wtedy byłoby bosko. Ale to jest tylko takie gadanie, bo w zasadzie ten tekst ma to, co powinien mieć, a ja poprostu zawsze wyszukuję powodu, dlaczego dany tekst wisi w mojej ocenie gdzieś między biblioteką a piórkiem :)

Dziękuję, Outta, z imionami to bardziej degeneracja niż ewolucja ;)

Rozumiem, Realucu, dzięki za dodatkowe wyjaśnienie :)

Początek taki niemrawy. Ot zwyczajna scenka, trochę lenistwa w niej, trochę zmęczenia, trochę zwyczajnego życia. Tu by się chciało spotkać, pogadać, ale w sumie to się nie chce.

Potem dostajemy pojedyncze scenki i ewolucję Świąt, a zarazem ludzkości, w skali lat, dziesięcioleci, wieków. I tutaj już narzekać nie ma na co. Nie potrzebujesz zbyt wielu słów, by przedstawić swoją wizję. A wizja ta, choć odległa, zdaje się niepokojąco bliska i realna. I przez to właśnie porusza.

Opowiadanie krótkie i mocne, trochę w stylu „Szóstej”. Ma w sobie to coś.

 

Ocena: 5.25 / 6

 

ps.

Dodatkowy plus za to, że Święta z ich cukierkowatością nie pchają się na pierwszy plan. Nie stanową istoty tekstu, a jedynie subtelną dekorację w tle.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Tez mi sie skojarzylo z Szosta :) Piekna historia. Wszystko na swoim miejscu: nienachalna ekspozycja, dopasowane do dlugosci tekstu swiatotworstwo, wycisniecie maksimum z bohaterow. Swieta to ladny dodatek. Kawal solidnego tekstu, dobijam do biblioteki.

www.facebook.com/mika.modrzynska

Chrościsko, bardzo dziękuję za komentarz i tradycyjny ułamek :) Czy Święta bardziej jako tło niż pierwszy plan będą plusem, to się okaże po konkursie ;)

Kam, dziękuję pięknie heart

Podobało mi się bardzo ;) Teraz muszę napisać jakiś dłuższy komentarz, żeby móc nominować, bo jestem osobą obowiązkową oraz bezkonfliktową i niepotrzebne mi animozje. Podoba mi się, jak święta subtelnie stanowią oś fabuły, ale nie pchają się na pierwszy plan i nie są niczym niezapowiedziani, niechciani goście z butami brudnymi od piachu, gliny i jakiejś dziwnej, zielonej mazi, o którą w sumie trochę strach zapytać, ale która syfi świeżo odkurzoną i umytą podłogę w przedpokoju, korytarzu, i w salonie, a potem nawet i w łazience, bo goście siedzą długo i nieludzkie byłoby ich pozbawić możliwości skorzystania chociażby z prostej umywalki, o innych porcelanowych przedmiotach nie wspominając.

Znaczy, że nie jest ładnie? Ech, no wiem, nie każdy może być Sarą ;)

Dzięki, Mort :)

Jest ładnie. Nawet bardzo ładnie. I ładnie bardzo.

I od razu mi lepiej ;)

Cześć, Bellatrix!

 

Czytałem wcześniej tylko jeden Twój tekst, ale od razu skojarzyłem “Szóstą” – tam podobnie snułaś dość bezduszną wizję przyszłości.

Tutaj najbardziej podoba mi się zabieg z imionami. Od Katarzyny do K i od Grzegorza do G. To świetnie doprawiło ten tekst.

A już bez tej przyprawy tekst powala – jest mocny, skłaniający do refleksji nad “tu i teraz”. Aż nie mogę się doczekać weekendu, by wyjść na dwór i przejść się po lesie. Tak zrobię!

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Przeczytane.

Dziękuję, Krokusie, dobrze wiedzieć, że udało mi się zmotywować Cię do pożytecznej aktywności ;) W sumie, to trochę mnie zaskoczyły te skojarzenia z ‘6’, wydawało mi się, że poza ‘odhumanizowaną’ wizją przyszłości i niedużą objętością, to nie mają ze sobą dużo wspólnego. Ale z drugiej strony, może to wystarcza :)

 

Witam też Jurorkę :)

Sama idea, na której oparłaś tekst, nie jest szczególnie oryginalna, ale sposób, w jaki tę historię przedstawiłaś, naprawdę mi się spodobał.

Bardzo wiele zmieściłaś w tych niecałych dziesięciu tysiącach znaków. Wydaje mi się, że umiejętnie sprzedajesz czytelnikowi punkt widzenia głównych bohaterów – w każdym fragmencie są oni diametralnie innymi osobami, a ja bez wahania kupuję ich motywacje, podążam za tym, o czym marzą, czego się boją. Wiem, co ich drażni i zachwyca. Satysfakcjonująca lektura.

Pozdrawiam!  

Bardzo dziękuję, Adamie, i cieszę się, że lektura Cię usatysfakcjonowała :)

Nie moja bajka, ale jednoczesnie wizja bardzo trafnie pokazująca jak uciekają pewne rzeczy i jak zarazem udajemy jako ludzkość, ze tej “ucieczki” nie ma.

Szkoda, że jako gatunek, nie zapisaliśmy się na czymś prostszym i bezawaryjnym.

Bardzo ładne zdanie, jedno z tych, które potrafią uderzyć lub zdołować (jakkolwiek by to się ze słowem “ładne” nie gryzło).

 

Dziękuję, Wilku :) Też lubię to zdanie i też ‘lubienie’ się trochę z nim gryzie ;)

Cześć!

 

Ho ho ho, kolejne bardzo dobre opowiadanie na konkurs świąteczny i kolejne z silnym akcentem covidowym. Napisane w bardzo przystępny i plastyczny sposób, wciąga i nie zanudza. Kurcze, do Świąt 2020 to by super pasowało, ale do 2021 to już tak nie do końca, bo Świat faktycznie nieco się zmieniał, ale bez przesady, większość ludzi ciągle jeszcze preferuje real (jeżeli jest to tylko możliwe), choć formy zdalne na pewno się spopularyzowały.

Bardzo sprytnie wykorzystałaś motyw Świąt do ekstrapolacji sytuacji z początku pandemii przy akompaniamencie rozwoju techniki. Tak krok po kroku od plotek przy Skype do egzystencji w postaci czegoś na kształt pamięci masowej. Z czasem zgubili nawet imiona…

Świetne wrażenie psuje nieco końcówka:

Konstrukcja z nigdy nieznanego ludzkości materiału dogłębnie przeskanowała powierzchnię planety. Potem odleciała, wysyłając do macierzystej jednostki komunikat:

„Brak śladu istot inteligentnych”.

Jak można dogłębnie przeskanować powierzchnię? Trochę to straszy. Pokory też w tych “kosmitach” nie za wiele (mało, jak na kogoś, kto istnieje wystarczająco długo, by nauczyć się podróżować po wszechświecie)

 

2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć, krarze :)

Nie precyzuję, który to rok w drugiej scence, niekoniecznie to musi być 2021, wszak akcja się dzieje na przestrzeni tysięcy lat ;)

Z tym dogłębnym przeskanowaniem powierzchni być może wyszło trochę niefortunnie, ale to kosmici, może potrafią. Czwarty wymiar albo co ;)

I 1D(ziękuję) za 2P , wizytę i komentarz :)

Świetny pomysł. Dobrze, że nie jestem w konkursie, bo nie mógłbym napisać szczerego komentarza, a musiałbym dusić w sobie dla dobra ogółu moje przemyślenia a tak: ucieszę się gdy wygrasz.:) Piękne sci-fi.

Vrchampsie, dziękuję za przeczytanie i bardzo mi miło, że życzysz mi wygranej. A to, że w konkursach są teksty, które podobają się bardziej niż własny, nie powinno Cię do konkursów zniechęcać. Konkursy na portalu fajne są i mają zwykle więcej czytelników niż teksty nie-konkursowe.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet!

(ten moment, kiedy człowiek zastanawia się co zrobił źle, że nie fajne)

Bello, podoba mi się pomysł i wykonanie, a także sposób, w jaki pokazałaś bohaterów obchodzących kolejne święta, jednak nie ukrywam, że wielce mnie raduje, iż nie doczekam opisanych czasów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, Reg. Miło, że Twój komentarz jest pierwszym w Nowym Roku u mnie, wróży to nieźle na przyszłość.

A czasów opisanych w dwóch pierwszych scenkach już doczekałaś. Rozumiem, że po prostu nie masz ochoty na resztę.

Cieszę się, Bell, że przyjmujesz ten komentarzyk za dobrą wróżbę. I owszem, dobrze rozumiesz moją niechęć do uczestniczenia w opisanej przyszłości. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj, Bello!

Ładny Ci wyszedł ten szort, a przy tym całkiem smutny. W niewielu słowach potrafisz wyrazić emocje bardzo precyzyjnie i dźgnąć nimi prosto w serduszko. Zazdrość.

Kolejne przeskoki w kreacji świata imo nie wniosły zbyt wiele świeżości, ot wykorzystałaś popularne wizje do pokazania ewolucji relacji międzyludzkich. Trochę uwiera, że w tej warstwie nie zaszalałaś, choć jakiś ślad inwencji się tutaj przedziewa – w skracanych imionach, czy w motywie postępującej digitalizacji. Trąca mi to retrofuturyzmem, bo takie trzymanie sflaczałych ciał w realnym świecie z przeniesieniem życia de facto do sfery wirtualnej, to jednak lata ‘90 i Matrix. Myślę, że formy pośrednie między współczesnością, a pełnym transferem umysłów do stanu cyfrowego, będą bardziej subtelne, bardziej zniuansowane i bardziej bezpieczne. No ale nie o tym był ten szort, rozmiar pozwolił skupić się na jednej kwestii i ta wyszła dobrze.

 

PS: tytuł, jak dla mnie, równie dobrze mógłby być w nieznanym mi języku, tyle samo bym zrozumiał. ;D

Witaj, MrB!

Dziękuję bardzo za komentarz. Tak to już bywa, że każdy czegoś komuś zazdrości.

Specjalnie dla Ciebie tłumaczenie tytułu: “Przybliżenie oszacowania przy zadanych warunkach brzegowych”. Lepiej?

 

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dziękuję Jurorce za przeczytanie!

Hej,

 

wiesz, czemu tu przychodzę, więc przejdę od razu do rzeczy. Trochę mam dylemat, ale raczej się nie dołożę. Końcówka jest mocna – głównie chyba dwie ostatnie sceny – ale wcześniej tekst jest spokojny, z początkiem nawet nieprzekonujący, a ogólnie przewidywalny. Fajnie, że zdecydowałaś się na taką budowę i konsekwentnie pisałaś w tych ramach. Ale tak całościowo… wiem, że to mało merytoryczne (:c), ale mam wrażenie, że dało się tu pociągnąć trochę więcej, właśnie w początkowej części. Poza tym trochę wyżej cenię konkursowe teksty Sary i Marasa, których nie nominowałem :/

 

(zresztą i tak by to nic nie pomogło ;) )

 

 

 

(ale końcówka naprawdę łapie, godne podziwu)

Слава Україні!

Dzięki, Golodhu, pod względem merytorycznym jest ok ;)

Ładnie ekstrapolowałaś, aproksymując przy okazji.

Spodobała mi się ewolucja na różnych planach; świąt, ludzi, nawet imion…

Za najbardziej fantastyczny element uznaję jednak tak długo trwające ciepłe uczucia między bohaterami. Nieee, moje zawieszenie niewiary tyle nie wytrzyma. Że oni się nie rozstali, nie pokłócili, nie znudzili sobą nawzajem? Toż mało kto wytrzymuje pół wieku, a tu taki kosmiczny staż.

Uważam, że ja to mózg, ale przy czymś takim można się poczuć nieswojo.

Jestem na TAK, czyli.

Babska logika rządzi!

Dziękuję, Finklo. Bohaterowie w pewnym momencie zaczęli żyć swoimi sprawami, ale fakt, optymistycznie założyłam, że ciepłe uczucia między nimi przetrwały. Możliwe, że to większa fantastyka niż virtual reality ;)

Ech, no, jak ja tego nie lubię. Zostawiłam krótki komentarz, klikłam i sobie poszłam, a teraz muszę wrócić i się powymądrzać, bo nominowanego opka nie wypada zostawić bez porządnego komentarza ;)

Cudnie piszesz, potrafisz wywołać wzruszenie bez wielkich słów. Przeleciałaś przez parę tysięcy lat i w narracji nie ma dziur, mimo że to ledwie szorcik. Oczywiście opko ma swoje minusy – to przede wszystkim przewidywalność, choć na końcu podbiłaś moje serce tymi dwoma ziarenkami piasku.

Coś przy tym pokazujesz, nie jest to tylko historia dla historii. Rzeczy, które są w danej chwili przydatne, czynią życie ciut łatwiejszym, mogą być jednocześnie tym kamykiem, który rozpocznie lawinę. Ciekawie pokazujesz stosunek ludzi do biologicznego ciała. Grzegorz żegna się z nim chyba łatwiej niż Kaśka. Co prawda facet twierdzi, że żona nienawidzi biologicznego ciała, ale to chyba nie jest takie proste, skoro fakt urodzenia dziecka wciąż ma dla niej znaczenie. Ten wątek mogłaś IMO trochę podkręcić.

Upraszczanie imion mnie osobiście kojarzy się z pośpiechem, ale jeśli masz dla siebie całą wieczność, to gdzie się śpieszyć?

To czego mi najmocniej brakuje, to nieobecni. Bo to jest w gruncie rzeczy świat nie wszystkich ludzi. Są osoby, które ze względów finansowych i/lub intelektualnych nie odnjdą się w takiej rzeczywistości i ciekawam, co się z nimi stało. Wiem, że to szorcik, że limit zabójczy, ale jakieś jedno zdanko by się przydało.

Hmm, co przeważy? No, tak przecież możesz już podglądnąć ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziękuję Ci Irko, za powtórną wizytę. Upraszczanie imion to raczej tendencja do ułatwiania sobie wszystkiego (wszak z każdą scenką bohaterowie mają ‘łatwiej’, nie muszą wychodzić, nie muszą jeść, nie muszą oddychać a w końcówce to nie muszą już zupełnie nic;)). I tak, Kaśka – kobieta – jest bardziej przywiązana do ciała, to też pewna ekstrapolacja dzisiejszych zachowań, wszak dużo kobiet nienawidzi swojego ciała za brak idealności, ale jednocześnie to ciało traktuje jak wyznacznik własnej wartości. Zgoda, mogłam ten wątek trochę pociągnąć, choć w krótkiej formie staram się skupić na wątku głównym, żeby się nagle nie okazało, że wątek poboczny przysłania puentę ;) I podobnie jest z nieobecnymi, jedno zdanie na temat śmierci tych, co się nie przystosowali pewnie zrodziłoby pytania (śmierć ze starości, skoro nie przenieśli się w wieczność? czy może z głodu, jak wszyscy żywili się kroplówkami?) i mogłoby przysłonić główny motyw. Choć niewątpliwie temat ciekawy.

A podgląd jest super ;) W końcu wiem, co jest w tych tajnych wątkach i jak to wszystko wygląda ‘od kuchni’ ;)

Hej, hej,

 

Hmmm… ja widzę sporo jasnych promyków “nadziei” w tej historii. Przede wszystkim miłość – G i K są ze sobą, przez setki lat, kochają swoje dzieci, celebrują Święta. Dodatkowo mimo tej całej technologicznej otoczki – nie akceptują sztucznych odpowiedników swojego potomstwa, są więc w jakiś sposób świadomi “istoty człowieczeństwa”, znaczenia mędzyludzkich kontaktów.

Ja widzę wizję (hehe), która dla mnie jest mało przygnębiająca no i niezbyt rewolucyjna. Nikt raczej nie ma tutaj złamanego życia, żyją jak chcą, są razem, celebrują święta, czego chcieć więcej? Można by tutaj się pokusić o jakieś badziej “przemocowe” rozwiązania – może dzieci, po smiercie z powodu braku tlenu, zastąpiłyby ich cyfrowe kopie, a Grześ niczego by nie powiedział małżonce? Może cyfrowy inpostor zabiłby Grzegorza (w wersji hard nasłany przez żonę po odkryciu oszustwa z dziećmi)? Trochę pozostał we mnie niedosyt “potyrania bohaterów.”

Z drugiej strony, kolejny niedosyt – można by technicznie pięknie rozwinać tę historię: tworząc AI, uczące algorytmy, jakieś fikuśne bazy danych w chmurach, przechodząc od rozszerzonej rzeczywistościa przez wirtuala, na rzeczywistości w stylu San Junipero z Black Mirror kończąc. Umiejętnie przeslizgując się pomiędzy światem realnym a rzeczywistym w taki sposób, że nie tylko bohaterowie, ale i sam czytelnik nie wiedziałby już do końca co realne, a co nie.

 

Najbardziej przypadła mi do gustu końcówka – i ona dla mnie świadczy najlepiej o wymowie całego utworu, o domu i o byciu razem. Jakoś mi się ta końcówka, czy to przesłanie nie połączyły logicznie z resztą historii. Z tego powodu i z uwagi na opisane wyżej niedosyty – “Nie” dla piórka.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Dobrze i mądrze wymyślona historia o czymś, co ważne i prawdziwe. Do tego z pięknym ostatnim zdaniem. Ale jakoś mi nie pasuje do tej skrótowej formy – taka przebieżka po eonach daje efekt bardziej satyry niż dramatu, do tego bohaterowie, niby stali, ale zmienni nie mają w krótkich odsłonach szansy naprawdę się pokazać. Ja bym to widział pokazane w większej formie, z głębią i oddechem.

Niewiele temu tekstowi brakuje, w mojej ocenie, do piórkowego TAK. Piszesz jak zawsze bardzo efektownie, literacko i stylistycznie ciekawie, masz też ciekawe pomysły i fabularne, i literackie (jak to skracanie imion). Tu muszę jednak zgodzić się z Coboldem – tekst wydał mi się nieco przyspieszony, “zduszony“ koncepcyjnie przez limit. Tym razem więc będzie NIE. 

ninedin.home.blog

Hej Bellatrix!

 

Podziwiam twój styl, to naprawdę łatwo i przyjemnie się czytało. Koncepcja tez ciekawa, choć przyznaję, wolałabym nieco dłuższą wersję.

Zaś do co samego świata… czemu nie? Gdybyśmy żyli tysiące lat, może moglibyśmy zobaczyć jak zakończy się, jeśli nie nasz układ słoneczny, to chociaż nasza cywilizacja. Zawsze ubolewałam, że moje życie to jedynie fragment z arcyciekawej książki, ale nie znam ani początku, ani końca. Teraz może chociaż na końcówkę byłaby nadzieja ;)

No i tysiące lat na poznanie kogoś na wylot, tysiące na rozwój i tysiące na pisanie ;) Brzmi cudownie!

Cześć!

 

Podobała mi się konstrukcja tego tekstu, zestawiłaś sceny, które dzieli wiele lata. Nie opisujesz niczego wprost, ale łatwo sobie wyobrazić jakie zmiany zaszły w społeczeństwie. Technologia jednocześnie zbliża i oddala ludzi. Bardzo dobre opowiadanie.

„Brak śladu istot inteligentnych”.

Tutaj sobie pomyślałam, że aktualnie też kosmici mogliby dojść do takiego wniosku :(

Pięknie napisane, ale okropnie dołujące misia. Mimo tego daje gwiazdki.

Bardzo dziękuję za przeczytanie i zostawienie śladu, Gruszel, Alicello, Misiu i wszystkim Lożanom. I przepraszam, że tak późno ;)

Nowa Fantastyka