- Opowiadanie: MPJ 78 - Cena klątwy

Cena klątwy

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Cena klątwy

Mężczyzna zatrzymał się przed sztucznym pagórkiem, na którym stała świątynia Kirie, bogini magii, wiedzy tajemnej i patronki awallachańskiego wywiadu. Promienie zachodzących dwóch słońc układu Atlinne'a, oświetlały kompleks upiorną czerwienią. Sceneria pasowała do tego, co miał tu zamiar osiągnąć. W wieczornym świetle było doskonale widać, iż przed wiekami musiano tu użyć potężnych broni, które zeszkliły zbocza pagórka w jedną gładką powierzchnię. Mężczyzna okiem fachowca oszacował zniszczenia, i lekko zdziwił się, że nie ma tu śladów promieniowania.

Czekał, aż wśród strażników pilnujących schodów prowadzących do świątyni pojawiła się jego znajoma kapłanka. Odruchowo poprawił płaszcz z futra czarnego wilka. Strzepnął niewidzialny pyłek z nieskazitelnie białego lekkiego pancerza imperialnej floty. Rzucił jeszcze okiem, czy na piersi ma dwie małe tarcze herbowe podkreślające jego status. Pierwsza z nich była imperialna i na błękitnym tle miała uskrzydlony miecz. Druga oznaczała przynależność do szlachty awallachańskiej i przedstawiała czerwonego wilka na czarnym tle. Mężczyzna wziął głęboki oddech i ruszył w stronę przybytku. Kapłanka, długowłosa blondynka odziana w jadowicie zieloną suknię, uśmiechnęła się do niego smutno. Hakelber skłonił się w ceremonialnym ukłonie.

– Bądź pozdrowiona Sylvestris aep Geulliaere.

– Witaj admirale Anatidae – odrzekła.

– Wszystko gotowe?

– O ile nadal tego chcesz.

– Chcę.

– A więc chodźmy.

 

Pokonując kolejne stopnie Sylwestris popatrzyła na Hakelbera i powiedziała:

– Choć znamy się setki lat, chyba po raz pierwszy boję się o ciebie.

– Dlaczego?

– Rytuał nigdy nie jest taki sam, a jego efekty bywają niekiedy problematyczne.

– Jestem gotów zaryzykować.

– I to właśnie mnie martwi.

– Niepotrzebnie, przecież wiesz, że umiem sobie dawać radę, nawet w trudnych sytuacjach.

– To nie jest bitwa gwiezdnych flot ani podbój planet. W tym jesteś świetny. Nie chciałabym jednak być zmuszona szukać kogoś na twoje miejsce.

– Czyżby agentka awallachańskiego wywiadu okazała mi właśnie sympatię. – Hakelber spojrzał na kapłankę rozbawionym wzrokiem.

– Bez przesady. – Sylwestris odwzajemniła uśmiech. – Jesteś skuteczny, nie za drogi, ogólnie rzecz biorąc dobrze mi się z tobą współpracuje, a to nieczęste w obecnych czasach.

– Wierzę, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.

– A nie mógłbyś tego załatwić tradycyjnie, porwanie, pojedynek, trucizna uszkadzająca dyskretnie układ nerwowy, no wiesz klasyka?

– Tak będzie lepiej.

 

Sylwestris nie wydawała się przekonana, niemniej poprowadziła go do wnętrza świątyni z czarnego granitu. Nie udali się jednak przed główny ołtarz, ale plątaniną schodów i korytarzy zeszli do podziemi i czegoś, co przypominało wielką naturalną jaskinię. Znajdował się w nim posąg sześciorękiej kobiety. Hakelber czuł, że przestrzeń tu drży jakby coś na nią napierało. Kiedy ostatnio miał takie wrażenie, przelatywał niebezpiecznie blisko horyzontu zdarzeń czarnej dziury. Na znak Sylwestris zapłonęły ofiarne zioła. Kapłanki w sukniach do samej ziemi, za to mające dekolty odsłaniające całe piersi utworzyły krąg, wewnątrz którego znalazł się Anatidae oraz wizerunek bogini. Sylwestris, zgodnie z wymogami rytuału, zwróciła się do Hakelbera.

– My wzywamy Kirie, ale nie mamy wpływu na jej decyzje, wiedząc, że może spełnić twoją prośbę, lub zabić cię, masz jeszcze szanse odejść stąd. Tak więc jaka jest twoja decyzja?

– Niech wasza pani osądzi mą prośbę wedle swojego uznania.

 

Sylwestris skinęła głową, po czy opuściła krąg. Gdy znalazła się na zewnątrz, rozpoczęła inkantacje do bogini. Pozostałe kapłanki na ten znak ruszyły do ekstatycznego tańca. Rzeczywistość drżała, aż w końcu coś w niej pękło i przed Hakelberem pojawiła się znikąd kobieta o oczach niczym wnętrze czarnej dziury.

– Po co przybywasz?

– By prosić o klątwę na wroga?

– Ciekawe… Nie czuję byś się mnie bał.

– Jestem żołnierzem imperium, patrzyłem już nieraz w oczy śmierci.

– A wiesz, że jestem gorsza od niej, bo nie możecie mnie oszukać klonowaniem.

– Tak. – Hakelber spojrzał w bezdenne oczy bogini.

– Zobaczymy ile jest warta twoja odwaga.

 

Kirie zaczęła się zmieniać w istoty jak z najgorszych koszmarów, półumarłe, ropiejące, gnijące, drapieżne, toksyczne. Anatidae stał jednak wyprostowany, nie okazując emocji. Dopiero gdy Kirie zamieniała się w szarżującego arachnoida, nagle złożył się do strzału, a w jego rękach pojawił się karabin plazmowy. Bogini znów przyjęła ludzką postać.

– Zabawne, ale wygląda na to, że jesteś odważny i gotów walczyć. Większość z tych, którzy tu przybywają myślałaby o tym, aby odgrodzić się od najgorszego koszmaru ze swej podświadomości, ty atakowałeś.

– Czy to ważne?

– Po części tak, zazwyczaj po klątwę przychodzą ci, którzy się boją działać. Ty masz inne cele.

– Liczę, że oczyści mi ona przedpole. Co do działania i odwagi to chyba dobrze, że je mam, nawet w kontakcie z tobą, pani. – Hakelber znowu spojrzał na Kirie.

– Dla mnie na pewno. – Bogini pozwoliła sobie na ludzki uśmiech. – Nie będziesz się bał zapłacić za przysługę.

– Złożyłem już stosowne ofiary twoim kapłankom…

– To było dla nich za przyzwanie mnie, teraz porozmawiamy o tym, co dostanę ja.

– Jak znam życie, nie zadowolisz się dymem kadzideł. – Hakelber uśmiechnął się smutno.

– Dobrze kombinujesz. – Kirie łaskawie się zgodziła – Tak więc co mi dasz?

– Tę część mojej duszy, która jest najbardziej potrzebna do realizacji klątwy.

– Uczciwa cena. – Bogini skinęła głową. – Potrzebuję obrazu twego wroga.

– Już wyjmuję. – Hakelber sięgnął do kieszeni.

– Nie trzeba, wezmę go z twojego umysłu. – W powietrzu zmaterializowała się podobizna Armanda de Horacjo.

– To wszystko? – Hakelber zainteresował się tym, co zrobi Kirie.

– Oczywiście, że nie. Teraz oplotę jego los, a ty potwierdzisz.

– Tak jest.

– Krzywda została wyrządzona. – Głos bogini wibrował przenikając przestrzeń. – Przyzywam żywioły: powietrza, wody, ziemi, ognia i metalu oraz matkę ich skrytą w sercu gwiazd. Zaklinam je wszystkie w tej sprawie. Mur o czterech strażnicach niech zlegnie oczy i myśli Armanda de Horacjo. Niech jego udziałem stanie się strach, ból, wina i zła krew. Nich jego siostrą będzie klęska, a bratem brak litości. Ja stworzę prawo przeciwko niemu, bo prawo przeciw niemu powinno zostać wskazane. Potrójna klęska, sto nieszczęść, ból i gniew niech staną się jego udziałem. Niech klątwa ta będzie związane przeze mnie. Niech on będzie przeklęty przeze mnie. – Rzeczywistość wprost falowała od rozpierającej ją energii. Bogini spojrzała na Hakelbera.

– Niech tak się stanie! – Anatidae wykrzyczał ostatnią formułę.

– Zrobione. Czas na moją zapłatę.

 

Kirie zamieniła się w czarną mgłę, która przeniknęła przez Hakelbera. Mężczyzna osunął się na ziemię. Bogini zaś po prostu przeszła barierę rzeczywistości i znikła. Sylwestris skończyła śpiewać i przez krąg tancerek podbiegła do leżącego Anatidae. Dotknęła jego twarzy i cicho powiedziała:

– Zdaje się, że nasza pani cię wysłuchała, żyjesz.

– Mówiłem, że będzie dobrze – wyszeptał Hakleber.

– To się jeszcze okaże, przecież ona zabrała kawałek twojej duszy.

– Wiem, taki był plan – cicho zgodził się Anatidae i stracił przytomność.

 

 

Armand de Horacjo, właśnie po raz kolejny przegrał w kasynie, co mu się normalnie nie zdarzało. Stracił już nie tylko własne pieniądze, ale też sporo kasy swojej narzeczonej Aveline Min'Saibh. Co więcej ta ostatnia nie chciała mu dać więcej pieniędzy, a przecież mógł się odegrać. Na dodatek skończył mu się kredyt i szef sali prosił go o opuszczenie miejsca przy ruletce. Oburzony poszedł z wyjaśnić sprawę z menadżerem. Nie doszli jednak do porozumienia i na oczach narzeczonej, niekoniecznie grzecznie, ale na pewno dość boleśnie ochrona wyjaśniła mu, że do czasu spłaty długu, nie jest tu mile widziany. Szef kasyna z czystej złośliwości do długu dorzucił mu rachunek za czyszczenie podłogi upapranej krwią Armanda podczas dyskusji z ochroniarzami. Awantura z narzeczoną była wisienką na torcie zdarzeń tego dnia. Avelina po raz pierwszy pomyślała, że tak naprawdę nie zna swego narzeczonego. Jednocześnie gdzieś tam, pojawiła się myśl, że admirał Anatidae, byłby lepszym wyborem. 

 

Piorunujący, flagowy liniowiec admirała Anatidae przemierzał nadprzestrzeń lecąc na Afrodytę w układzie 7706. Wyczerpany Hakelber spał w swojej kajucie, po raz pierwszy od setek lat nie dręczony bólem po utracie ukochanej Belli, przeczuciem pecha w stosunkach damsko męskich, ani wspomnieniami miłości, którą kiedyś stracił. Zadrę tkwiącą w jego duszy, odebrała mu przecież Kirie jako tę część duszy, która była najbardziej potrzebna do realizacji klątwy.

 

 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Jest jakaś historia, ale dość prosta – facet prosi o klątwę, dostaje, płaci umówioną cenę.

A ja nie jestem nawet pewna, czy dobrze wyszedł na transakcji, czy źle. Wydaje mi się, że można to różnie rozumieć.

Tradycyjnie – przecinkologia szwankuje.

Nie udali się jednak przed główny ołtarz położony, ale plątaniną schodów i korytarzy

Gdzie w końcu był ten ołtarz?

Babska logika rządzi!

Klątwę rzucali w podziemiach 

 

Koncepcja opierała się na tym, że miał zapłacić czymś bardzo drogim, cząstką własnej duszy, tyle że stracił to co było i tak było kulą u nogi. 

 

 

Ale nie jestem pewna, czy po utracie nadal kochał tę kobietę, czy to uczucie też zniknęło.

Babska logika rządzi!

Cześć!

Podobał mi się pomysł na bohatera, który ucieka się do klątwy, aby pozbyć się niechcianych wspomnień. Nie jest to jednak dobrze napisany tekst. Dialogi nie wyszły naturalnie, zwłaszcza rozmowa z boginią. Wypowiedzi postaci wydają mi się niespójne. Boginie mówi podniosłym tonem, a potem nazywa Hakelbera głuptaskiem. Treść klątwy wyszła nieskładnie. Rozmowa z kapłanką sprawia wrażenie, że bohaterowie wymieniają się zbędnymi informacjami. Trzeba by te aspekty przepracować, bo pomysł na szort jest całkiem niezły. Zabrakło mi też wyjaśnienia, dlaczego Hakelber akurat Armanda wybrał na ofiarę klątwy. W tekście jest też sporo mankamentów technicznych. 

Zachodzące promienie dwóch słońc tego układu oświetlały kompleks upiorną czerwienią.

To słońca zachodzą, a nie promienie. Jeśli nie podajesz nazwy układu i nie rozwijasz tego wątku, to taka informacja nic nie wnosi.

Rzucił jeszcze okiem[+,] czy na piersi ma dwie małe tarcze herbowe podkreślające jego status.

Kapłanka, długowłosa blondynka odziana w jadowicie zieloną suknię[+,] uśmiechnęła się do niego smutno.

Sylvwstris

Sylwstris 

Nie chciałabym jednak być zmuszona szukać kogoś na twoje miejsce, zbyt dobrze mi się z tobą współpracuje.

Lepiej uprościć tę konstrukcję zdania.

– Rytuał nigdy nie jest do końca pewien, a jego efekty bywają niekiedy problematyczne.

pewny

“Pewien” odnosi się do osób i nie jest równoznaczne z “pewny”.

– To nie jest bitwa gwiezdnych flot, ani podbój planet.

Przed “ani” zwykle nie stawia się przecinka.

– A nie mógłbyś tego załatwić, tradycyjnie, porwanie, pojedynek, trucizna uszkadzająca dyskretnie układ nerwowy, no wiesz klasyka?

Zbędny przecinek.

Nie udali się jednak przed główny ołtarz położony, ale plątaniną schodów i korytarzy zeszli do podziemi i czegoś, co przypominało wielką naturalną jaskinię.

Położony gdzie?

Sylwestris[+,] zgodnie z wymogami rytuału[+,] zwróciła się do Hakelbera.

Zapisałabym to jak wtrącenie.

– Niech wasza pani mnie osądzi mą prośbę wedle swojego uznania.

Albo jedno, albo drugie.

Gdy znalazła się na zewnątrz[+,] rozpoczęła inwokacje do bogini.

Na pewno inwokację?

– Jestem żołnierzem imperium, patrzyłem już nie raz w oczy śmierci.

nieraz

– Liczę, że oczyści mi ona przedpole. Co do działania i odwagi to chyba dobrze, że je mam, nawet w kontakcie z tobą[+,] pani.

– To wszystko? – Hakelber zainteresował się tym[+,] co robi Kirie.

A wcześniej się nie interesował?

– Oczywiście, że nie[+,] głuptasku. Teraz oplotę jego los, a ty potwierdzisz.

– Krzywda została wyrządzona. – Głos bogini wibrował przenikając przestrzeń[+.] - Przyzywam żywioły: powietrza, wody, ziemi, ognia i metalu oraz matkę ich skrytą w sercu gwiazd.

Stracił już nie tylko swoje pieniądze, ale też sporo kasy swojej narzeczonej Aveline Min'Saibh.

Powtórzenie.

Finklo – Oczywiście że Hakelber kochał Bellę jeszcze długo po utracie. Wiem to bardzo dobrze, to było od sylwestra po studiach… Może lepiej pytaj skąd ;)

 

Alicello poprawki naniosłem. Jak widać z przedmowy trochę już opowiadań w tym uniwersum zgrzeszyłem, a jeszcze więcej mam rozbabrane na kompie :D Powód, dla którego Hakelber chce rzucić klątwę na Armanda de Horacjo znajduje się w opowiadaniu Zdobyć serce poza tym mi bruździ ;) 

 

Inwokacje jak słusznie zauważyłaś pomyliłem z inkantacją. Treść klątwy jest bardzo mocno wzorowana na autentycznej. W zasadzie poza żywiołem metalu i matką żywiołów śpiącą w sercu gwiazd.

 

 

 

Ciekawy zamysł – mamy gościa, który pragnie zemsty i udaje się do kapłanki, by ta rzuciła klątwę, ale zapłatą jest część duszy, w której ta chęć zemsty drzemała, przynajmniej tak to zrozumiałam. No i na koniec zostaje pytanie – ile warta jest taka zemsta, z której, kiedy się już dokona, nie można się cieszyć?

O świecie niewiele wiadomo, ale podoba mi się połączenie wysoko zaawansowanej technologii i prostych rytuałów, bogów i klątw, jakby ludzie, pomimo rozwoju, nadal mieli w sobie coś z tych przesądnych wiejskich chłopków. Niestety skąpisz nieco na opisach, dlatego miałam problem z wyobrażaniem sobie tej świątyni. Ale rozumiem, że szorty rządzą się swoimi prawami.

Niestety przecinki żyją sobie własnym życiem i to przeszkadzało w czytaniu, a jest tego trochę i nie bardzo mi się chce wszystko wypisywać :P Ogólnie poczytaj gdzieś sobie jakiś skrót zasad stawiania tych przecinków i co jakiś czas na to zerkaj, bo ja tak na przykład robię, żeby o nich nie pozapominać ;)

Z mankamentów to jeszcze te dialogi głównego bohatera z kapłanką – trochę nienaturalne, trochę jakby wyrwane z kontekstu. Mam wrażenie, że ludzie, którzy się znają i wiedzą, czego od siebie oczekiwać, nie rozmawialiby w taki sposób, czegoś mi tam zabrakło.

Zielony Groszku wygląda na to, że zawaliłem cos więcej niż przecinki. Aczkolwiek wynika to pewnie z tego, że to opowiadanie jest jednym z wielu w tym uniwersum. Bella i Aevelina, to są dwie różne osoby. Klątwa w tym przypadku to nie tyle zemsta, co coś w rodzaju przygotowania artyleryjskiego przed atakiem. Ma osłabić wroga, zniszczyć go na tyle, by atak się udał bez wielkich strat.  

 

Koncepcja opowiadania opierała się na przekorze. Zostaje rzucona klątwa, ten kto ją zamawia oddaje część swojej duszy, z jednej strony mroczne i przerażające, a jednocześnie pozbywa się tego, co powodowało, że mu się nie układało. Jak to ująć . Płaci bogini swoim złamanym sercem, za załamanie serca Armanda.

O, to trochę zmienia postać rzeczy. Chociaż teraz wydaje mi się bardziej zagmatwane, bo nie znam tego uniwersum i tych bohaterów i wyobraziłam sobie, że Anatidae i Armand rywalizowali kiedyś o kobietę i odebranie Aeveliny to właśnie taka zemsta.

Z pewnością ciekawy jest sam pomysł na opowiadanie – motyw klątwy, za którą zapłatą jest ta część duszy, która jej chciała. W sumie, w tych okolicznościach nie dziwi mnie podejście admirała, prędzej dziwię się, dlaczego więcej osób nie traktuje zapłaty jako tej najbardziej interesującej części

Zgrzytały mi dialogi. Były dość ekspozycyjne, a przez małą ilość dopisków ich toporność mocniej dawała się we znaki. Niestety, same dialogi się sprawdzają, gdy się pisze je jak Sapkowski… Tutaj raczej przydałoby się i doszlifowanie ich, i dorzucenie choćby paru wzmianek o mimice postaci, ich gestach. 

Pospieszna wydała mi się też końcówka, nagle pojawiło się sporo nowych postaci, i trochę nie załapałam, kto, co i dlaczego. 

Świat istniejący w tle opowiadania wydaje się interesujący, z jednej strony jest nowoczesna technologia (broń plazmowa), z drugiej bardziej tradycyjne elementy settingu fantasy. Mam słabość do tego połączenia, zwłaszcza, gdy obywa się bez długiego wyjaśniania na wstępie, jak do tego doszło i dlaczego. 

Postaram się popracować nad dialogami. Polecam też inne opowiadania z tej serii które pozwolą lepiej zrozumieć sposób myślenia bohatera :) 

 

MPJ-cie, pięć poprzednich części historii ad­mi­ra­ła Ana­ti­dae zamieściłeś tak dawno (lipiec 2017 – lipiec 2020), że zdążyłam zapomnieć, o co w nich chodziło i pewnie dlatego Cena klątwy, zdała mi się fragmentem pozbawionym kontekstu. Nie wydaje mi się też, aby któryś użytkownik chciał przeczytać opowiadania liczące łącznie niemal siedemdziesiąt siedem tysięcy znaków, aby zrozumieć dlaczego admirał zapragnął rzucić klątwę, choć nie wykluczam, że taki ktoś może się trafić.

Mam wrażenie, że publikowanie części dzieła w tak dużych odstępach czasu, nie jest dobrym pomysłem.

 

- Przy­zy­wam ży­wio­ły: ―>Zamiast dywizu powinna być półpauza.

 

Mur o czte­rech straż­ni­cach niech zle­gnie oczy i myśli Ar­man­da de Ho­ra­cjo. ―>Co to znaczy, że mur ma zlec oczy i myśli Armanda?

Za SJP PWN: zlec 1. «położyć się na czymś» 2. daw. «zachorować obłożnie» 3daw. «położyć się do łóżka na okres porodu i połogu; też: urodzić dziecko»

 

Nie zna­leź­li jed­nak po­ro­zu­mie­nia… ―> Nie doszli jed­nak do po­ro­zu­mie­nia… Lub: Nie zna­lazł jed­nak z­ro­zu­mie­nia

 

że tak na praw­dę nie zna swego na­rze­czo­ne­go. ―> …że tak napraw­dę nie zna swego na­rze­czo­ne­go.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

reg zaraz naniosę poprawki, co do część to u mnie niekoniecznie tak działa. Każde opowiadanie jest bytem samodzielnym, choć nie ukrywam, że mam ulubionych bohaterów. Niektórzy z nich tak jak Hakelber są ze mną od dzieciństwa. Co jakiś czas mam jakby przebłysk. Pojawia się pomysł, historia, opowieść. Zazwyczaj gdzieś tak w połowie albo i później część mojego ja, nie ta impulsywna, ale ta logiczna umieszcza historię gdzieś na osi czasu i miejsc świata, który kreuję. 

 

Tu inspiracją było poczucie krzywdy. Może kiedyś powstanie opowiadanie z tym co się działo na krótko przed wydarzeniami tu opisanymi. Tego jeszcze nie wiem :) 

 

Co do muru o czterech strażnicach…. ten fragment pochodzi z oryginalnej klątwy. Czort wie co to znaczy, po prostu to jej element i już 

:) 

 

 

Pomysł mi się podoba. Tak się tylko zastanawiam, skąd on wiedział, że bogini odbierze mu właśnie tę najbardziej problematyczną cząstkę duszy?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nie wiedział, ryzykował licząc, że się uda. :D

 

 

 

Fajne, podoba mi się. Ten twist z duszą bardzo interesujący, dobrze wyszedł na tej wymianie admirał, a jako czytelnik byłem dość zaskoczony jak potoczyła się ta sprawa.

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

MPJ 78 – oj, jakiż ja mam problem teraz… Przeczytałam opowiadanie, spodobał mi się koncept, a potem przeczytałam komentarze i… okazało się, że nie czytałam zbyt uważnie. O co chodzi? Ano o to:

Bella i Aevelina, to są dwie różne osoby.

Byłam przekonana, że głównemu bohaterowi zależy na zemście, że cena, którą ma zapłacić bogini, jest tak naprawdę swego rodzaju wybawieniem. Spodobała mi się ta wizja, bo otwierała jakieś pole do refleksji, no ale legła w gruzach ;) Jakieś przedpola zaserwowałeś, wojna zamiast romansu, niedobry Ty :P Wzdychu, wzdych.

 

Czytało się przyjemnie, zaciekawiłeś mnie, tworząc świat, w którym technologia przeplata się z wiarą, nie dziwię się, że opowiadań w tym uniwersum jest więcej :)

 

Jest kilka potknięć, ale raczej drobnych, tekst jest napisany sprawnie.

Czyli ciutkę przekombinowałem, ale akurat ten bohater jest mocno wojowniczy ;) 

Niech klątwa ta będzie związane przeze mnie. ← literówka

Liczyłem na uśmiechnięcie, skoro na półce humor. Nie zauważyłem nic takiego. Nie będę szukał specjalnie. Pax. :)

Nowa Fantastyka