- Opowiadanie: MPJ 78 - Zdobyć serce

Zdobyć serce

Wizja bę­dą­ca roz­wi­nię­ciem dys­ku­sji, w którą się wda­łem pod opo­wia­da­niem Fin­kli Hi­po­te­za wy­rod­ne­go ro­dzi­ca. Do­ty­czy ty­po­wych pro­ble­mów, które my fa­ce­ci mamy w kon­tak­tach z ko­bie­ta­mi. ;)

Na warsz­ta­cie mój ulu­bio­ny bo­ha­ter :D  Akcja opo­wia­da­nia jest nieco przed wy­da­rze­nia­mi z Sza­leń­stwo jest go­rą­ce i Spro­wa­dzić ze­spół   

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Zdobyć serce

 

Ha­kel­ber pa­trzył z ta­ra­su swej willi na ma­low­ni­czy za­chód słoń­ca. Z ogro­dów ota­cza­ją­cych bu­dy­nek niósł się in­ten­syw­ny za­pach kwia­tów i śpiew pta­ków. Sa­te­li­ty po­go­do­we Afro­dy­ty, spra­wi­ły, że dwie go­dzi­ny temu za­koń­czy­ły się po­po­łu­dnio­we opady desz­czu, toteż aro­ma­ty z ogro­dów były wy­jąt­ko­wo in­ten­syw­ne, a i pta­sie trele brzmia­ły ra­do­śnie i czy­sto. Wszyst­ko to spra­wi­ło wra­że­nie jakby scenę wy­cię­to z fi­na­łu ro­man­tycz­ne­go ho­lo­se­ria­lu, albo ko­me­dii.

– Ja tu chyba nie pa­su­ję – rzekł w my­ślach Ha­kel­ber.

– Je­steś u sie­bie – od­rze­kła roz­sąd­niej­sza część jego świa­do­mo­ści.

– Ale ja je­stem Mie­czem Im­pe­rium, ad­mi­ra­łem, sza­leń­czo od­waż­nym wo­jow­ni­kiem, a tu ple­ne­ry jak ze sta­re­go ro­man­su.

– Znajdź więc sobie uko­cha­ną. – Do­ra­dzi­ła świa­do­mość.

– No, ale Bella…

– Było, mi­nę­ło. Opła­ka­łeś, po­mści­łeś, po­nad­to upły­nę­ło już ponad czte­ry­sta lat.

– Tro­chę racji w tym jest. – Ha­kel­ber zgo­dził się na ar­gu­men­ty swej świa­do­mo­ści.

– Więc po­pra­cuj nad zna­le­zie­niem żony.

– Czy ja mam na to czas? – Ana­ti­dae nie był pe­wien.

– Wo­lisz pła­cić po­da­tek za brak wkła­du w po­pu­la­cję Im­pe­rium?

– Po­da­tek?

– Nie uda­waj, że nie pa­mię­tasz. Jed­nym z naj­star­szych im­pe­rial­nych po­dat­ków jest ten zwany po­pu­la­cyj­nym.

– No tak, jeśli w ciągu pięć­dzie­się­ciu lat oby­wa­tel Im­pe­rium nie ma dzie­ci, musi oddać po­ło­wę swego ma­jąt­ku na rzecz wy­sił­ku wo­jen­ne­go.

– Więc jak?

– Chyba czuję, jak się za­ko­chu­ję.

 

Ha­kel­ber za­sta­no­wił się głę­bo­ko nad sy­tu­acją. W trak­cie czte­rech wie­ków z po­wo­dze­niem sto­so­wał różne me­to­dy uni­ka­nia tego po­dat­ku. Wy­ma­ga­ne pra­wem po­tom­stwo ro­dzi­ły mu: su­ro­gat­ki, i nie­ofi­cjal­ne ko­chan­ki. Na dłuż­szą metę były to roz­wią­za­nia mę­czą­ce. Jedne i dru­gie mu­sia­ły pod­pi­sy­wać sto­sow­ne umowy i za dys­kre­cję in­ka­so­wa­ły zna­czą­ce sumy. Wy­jąt­kiem była Nika aep Am­phi­rion, uro­cza Awal­la­chan­ka. Ta chęt­nie po­ja­wia­ła się z Ad­mi­ra­łem na spo­tka­niach jako asy­stent­ka. Dzię­ki po­zy­ska­nym kon­tak­tom szyb­ko zbu­do­wa­ła wła­sną po­zy­cję i obec­nie jako żona księ­cia krwi wła­da­ła kil­ko­ma pla­ne­ta­mi kró­le­stwa an'Gle­an­na. Kom­pli­ka­cje nie do­ty­czy­ły jed­nak sa­mych matek. Roz­cią­ga­ły się też na po­tom­stwo, które poza wy­jąt­ka­mi po­twier­dza­ją­cy­mi re­gu­łę, miało nie­po­ko­ją­cą ten­den­cję ła­do­wa­nia się w kło­po­ty. Praw­do­po­dob­nie co naj­mniej część tych kwe­stii roz­wią­za­ła­by żona, tylko jak ją zna­leźć? Teo­re­tycz­nie mógł­by sko­rzy­stać z ofert jakie od setek lat re­gu­lar­nie za­py­cha­ły skrzyn­ki pocz­to­we. Za­in­te­re­so­wa­ne za­pew­nia­ły o bez­mia­rze swo­jej mi­ło­ści, re­kla­mo­wa­ły się na dzie­siąt­ki spo­so­bów, czę­sto za­łą­cza­jąc do li­stów ho­lo­gra­ficz­ne wi­ze­run­ki po­zwa­la­ją­ce dro­bia­zgo­wo za­po­znać się z nawet naj­mniej­szy­mi szcze­gó­ła­mi ich urody. Nie bu­dzi­ły one jed­nak jego za­ufa­nia. Szyb­ko za­sta­no­wił się nad po­ten­cjal­ny­mi kan­dy­da­tu­ra­mi dziew­czyn, które znał oso­bi­ście. Jesz­cze kró­cej za­ję­ło mu stwier­dze­nie, iż w za­sa­dzie naj­chęt­niej pojął­by za żonę Ave­li­nę Min’Saibh. Pro­blem w tym, że ona była w nie­sfor­ma­li­zo­wa­nym związ­ku z Ar­man­dem de Ho­ra­cjo. Nie miało to dla ad­mi­ra­ła więk­sze­go zna­cze­nia. Przy­wykł bo­wiem do po­ko­ny­wa­nia nie ta­kich prze­szkód. Wszyst­ko wią­za­ło się z do­bra­niem wła­ści­wych na­rzę­dzi ataku.

 

Wśród gwiezd­nych potęg za­sie­dla­ją­cych dzie­siąt­ki sys­te­mów i po­sia­da­ją­cych ogrom­ne floty, nie­ła­two wy­wo­łać pa­ni­kę. Na pew­nym stop­niu roz­wo­ju tech­no­lo­gicz­ne­go nawet gwiaz­dy na ostat­niej pro­stej do zo­sta­nia su­per­no­wą nie po­wo­do­wa­ły bólu głowy. Były jed­nak sy­tu­acje, w któ­rych przy­wód­cy ko­smicz­nych do­mi­niów drże­li ni­czym osiki na wie­trze. Wro­gów Im­pe­rium w ten stan wpro­wa­dza­ły za­zwy­czaj in­for­ma­cje o tym, że ad­mi­rał Ana­ti­dae wzywa swo­ich naj­bliż­szych do­rad­ców. Takie na­ra­dy ozna­cza­ły bo­wiem, że wkrót­ce ruszą w bój floty wo­jen­ne, próż­nię ko­smo­su prze­tną nio­są­ce znisz­cze­nie smugi pla­zmy i la­se­rów, gwiezd­ne okrę­ty i or­bi­tal­ne sta­cje za­mie­nią się w kupy sto­pio­ne­go złomu, na pla­ne­ty z nieba spad­nie ogień i de­san­ty pie­cho­ty, a krew bę­dzie pły­nąć stru­mie­nia­mi. Nie przej­mu­jąc się tym wszyst­kim Ha­kel­ber go­ścił w swej po­sia­dło­ści na Afro­dy­cie za­ufa­nych do­rad­ców ze swej pry­wat­nej floty, w oso­bach: Ty­be­riu­sza Blit­za, do­wód­cy jed­no­stek spe­cjal­nych, Ka­ri­ny de Ka­na­rii sze­fo­wej wy­wia­du, Kol­be­ta De­na­ri głów­ne­go fi­nan­si­sty oraz Ha­riet­ty Ciano od­po­wie­dzial­nej za sze­ro­ko po­ję­tą dy­plo­ma­cję i wi­ze­ru­nek. Le­d­wie się ze­bra­li oświad­czył im:

– Za­ko­cha­łem się.

– Gra­tu­lu­je sze­fie – rzekł Ty­be­riusz.

– Kim ona jest? – Ka­ri­na i He­riet­ta jed­no­cze­śnie za­da­ły py­ta­nie?

– Jakie kwoty mam w związ­ku z tym wy­asy­gno­wać? – Kol­bert był prak­tycz­ny jak za­wsze.

– Ave­li­ne'a Min’Saibh – od­po­wie­dział Ha­kel­ber.

– Aha… – Ka­ri­na szyb­ko za­czę­ła ko­ja­rzyć fakty.

– Myślę, że będę po­trze­bo­wał fun­du­szu ope­ra­cyj­ne­go na po­zio­mie… – Ana­ti­dae za­wie­sił na chwi­lę głos. – Po­wiedz­my po­rów­ny­wal­nym z tym, który mi szy­ku­jesz, kiedy mam ru­szyć ze zgru­po­wa­niem ude­rze­nio­wym li­niow­ców na trzy­mie­sięcz­ny rajd.

– Czy wy­bran­ka, wie z ja­ki­mi obo­wiąz­ka­mi re­pre­zen­ta­cyj­ny­mi bę­dzie się wią­za­ła jej nowa rola? – Hen­riet­ta już w my­ślach opra­co­wy­wa­ła po­ten­cjal­ny har­mo­no­gram szko­le­nia.

– No więc tak. – Ha­kel­ber wziął głę­bo­ki od­dech. – Są drob­ne pro­ble­my. Pierw­szy jest taki, że ona jesz­cze o ni­czym nie wie, drugi, że z tego, co się orien­tu­ję za­in­te­re­so­wa­na jest nie­ja­kim Ar­man­dem del Ho­ra­cjo.

– Sze­fie, taki pro­blem, to nie pro­blem. – Ty­be­riusz lek­ce­wa­żą­co mach­nął ręką. – Naj­da­lej w ciągu ty­go­dnia zor­ga­ni­zu­ję na niego za­mach.

– Za­bój­stwo nic nam nie da. – Ana­ti­dae skrzy­wił się lekko. – Trafi do klo­na­rium i za trzy mie­sią­ce bę­dzie z po­wro­tem.

– Szef, myśli o wszyst­kim. Fak­tycz­nie, po­rwa­nie bę­dzie lep­sze. Zwi­nie­my go i po­trzy­ma­my ile trze­ba na ja­kiejś za­py­zia­łej pla­ne­cie, gdzieś, gdzie świa­tło nie do­cie­ra. – Blitz sta­rał się zga­dy­wać myśli ad­mi­ra­ła.

– Pa­no­wie, ochłoń­cie! – Ciano prze­rwa­ła im ostro. – To co pro­po­nu­je­cie, jest nie­zgod­ne z pra­wem i su­ro­wo ka­ra­ne przez Im­pe­rium.

– Nie takie rze­czy się ro­bi­ło. – Ty­be­riusz spoj­rzał na swoja roz­mów­czy­nię z wyż­szo­ścią. – Moi lu­dzie są w sta­nie zo­sta­wić ślady wska­zu­ją­ce na do­wol­ne­go na­sze­go wroga.

– Spraw­stwa tego typu ope­ra­cji nie da się ukryć na dłuż­szą metę. Trze­ci ród, z któ­re­go po­cho­dzi Ar­mand, sły­nie z tego, że bar­dzo długo pa­mię­ta swe krzyw­dy choć­by uro­jo­ne.

– Nie­ste­ty, ona ma rację – rzekł Ha­kel­ber.

– Pro­po­nu­ję zdo­by­wać jej serce kla­sycz­nie, acz z nutą eks­tra­wa­gan­cji. – Ka­ri­na na szyb­ko ana­li­zo­wa­ła pro­fil psy­cho­lo­gicz­ny wy­bran­ki ad­mi­ra­ła.

– Czyli przy­kła­do­wo jakoś nie­ty­po­wo mam jej wrę­czyć kwia­ty? – Ha­kel­ber nie był pe­wien, co jego do­rad­czy­ni su­ge­ru­je.

– Wiem – Ty­be­riusz znów wy­ka­zał się re­flek­sem. – Mo­że­my zor­ga­ni­zo­wać na nią po­zo­ro­wa­ny napad, a szef niby przy­pad­kiem ją obro­ni. Jak ją bę­dzie wy­no­sił na rę­kach spod ognia, to kilka na­szych bom­bow­ców ob­sy­pie wszyst­kich kwia­ta­mi. Żadna ko­bie­ta się nie oprze ro­man­tycz­nej sce­ne­rii, za­chód słoń­ca, spa­da­ją­ce z nieba płat­ki róż, i bo­ha­ter który przed chwi­lą ja oca­lił.

– Brzmi cie­ka­wie – Ana­ti­dae ana­li­zo­wał pro­po­zy­cję.

– Wy­ście to­tal­nie osza­le­li! – Ciano nie ukry­wa­ła furii. – Życie to nie sce­na­riusz ro­man­tycz­nej ho­lo­dra­my.

– Ale prze­cież Ka­ri­na mó­wi­ła, bym był kla­sycz­ny i eks­tra­wa­ganc­ki. – Ha­kel­be­ro­wi po­mysł Ty­be­riu­sza po­do­bał się głów­nie dzię­ki temu, że na­wią­zy­wał do spraw­dzo­nych bo­jo­wych sce­na­riu­szy.

– To nie muszą być bom­bow­ce, mo­że­my użyć gwiezd­ne­go eskor­tow­ca, krą­żow­ni­ka, lub cze­goś jesz­cze bar­dziej oka­za­łe­go – dodał Ty­be­riusz.

– Stop! Nie idź­cie w tę stro­nę! – Ha­riet­tę po­no­si­ły nerwy.

– Ona ma rację – do­da­ła Ka­ri­na – Nie rób­cie tego w ten spo­sób.

– To co mam robić? – Ana­ti­dae po raz pierw­szy od wie­ków był wy­raź­nie sko­ło­wa­ny.

– Przy­go­tu­je­my ad­mi­ra­ło­wi szcze­gó­ło­wy plan dzia­ła­nia. W prze­ci­wień­stwie do wa­sze­go da­ją­cy duże szan­se suk­ce­su.

– Niech i tak bę­dzie. – Z cięż­kim ser­cem zgo­dził się Ha­kel­ber.

 

Kil­ka­na­ście dni póź­niej Ana­ti­dae prze­glą­dał plan przy­go­to­wa­ny przez sze­fo­wą swego pry­wat­ne­go wy­wia­du we współ­pra­cy ze spe­cja­list­ką od wi­ze­run­ku. Z każ­dym prze­czy­ta­nym aka­pi­tem, w jego serce wsą­cza­ło się zwąt­pie­nie. Do­ku­ment miał około czte­ry­stu stron i obej­mo­wał naj­drob­niej­sze szcze­gó­ły po­stę­po­wa­nia. Co ma mówić i kiedy, jak się „przy­pad­ko­wo” spo­ty­kać, jak ubie­rać. Ha­kel­ber po tym jak prze­czy­tał, że w celu pod­kre­śle­nia to­no­wa­nej eks­tra­wa­gan­cji po­wi­nien nosić bok­ser­ki w ró­żo­we jed­no­roż­ce, zga­sił wy­świe­tlacz.

– Dla­cze­go to nie może być łatwe? – spy­tał sam sie­bie.

– Jeśli chcia­łeś mieć z górki, to trze­ba było wy­brać, któ­rąś z ofert ma­try­mo­nial­nych za­py­cha­ją­cych ci skrzyn­ki. – Życz­li­wie pod­szep­nę­ła część świa­do­mo­ści.

– Po­czą­tek może i byłby prost­szy, ale potem naj­praw­do­po­dob­niej kosz­to­wa­ło­by to mnie wię­cej, niż opła­ce­nie po­dat­ku po­pu­la­cyj­ne­go.

– Skoro wiesz, to czemu na­rze­kasz?

– Bo wo­lał­bym, aby to było pro­ste, tak jak zdo­by­cie ukła­du pla­ne­tar­ne­go.

– Głu­piś – od­rze­kła roz­sąd­niej­sza część świa­do­mo­ści.

Ha­kel­ber dał sobie spo­kój z dal­szą dys­ku­sją. Roz­są­dek psuł bo­wiem znacz­ną część drob­nych ży­cio­wych przy­jem­no­ści, o ileż przy­jem­niej­sze by­ło­by pusz­cze­nie wodzy fan­ta­zji. Prze­cież jeden roz­kaz wy­star­czy by rzu­cić do akcji Czer­wo­ne Psy, elitę elit jed­no­stek spe­cjal­nych Im­pe­rium. Ar­mand del Ho­ra­cjo znikł­by jak ka­mień w wodę. Wsa­dzi­ło­by się go tak jak ra­dził Ty­be­riusz, do tyleż taj­ne­go, co nie­le­gal­ne­go pry­wat­ne­go wię­zie­nia, gdzieś na końcu ga­lak­ty­ki. Prze­trzy­ma­ło ile trze­ba, wszyst­ko by się upro­ści­ło, a tak trze­ba bę­dzie kupić te cho­ler­ne bok­ser­ki.

 

Pierw­szy atak, wypad roz­po­znaw­czy. Tak to na­zy­wał, żeby jakoś oswo­ić otrzy­ma­ne in­struk­cje. Miało być łatwo, drob­ny wer­ni­saż sztu­ki mod­ne­go ar­ty­sty, o pseu­do­ni­mie „Kla­peł­cjusz Kon­te­sta­tor”. Agen­ci Ka­ri­ny usta­li­li, iż Ave­li­na Min’Saibh tam bę­dzie. Ciano za­ła­twi­ła wej­ściów­ki dla ad­mi­ra­ła. Po­świę­cił ład­nych kil­ka­na­ście go­dzin, na to, by mniej wię­cej przy­swo­ić in­for­ma­cje o tren­dach w sztu­ce i dzie­łach au­to­ra, na któ­re­go po­ka­zie miał się zna­leźć. Na miej­scu Ha­kel­ber mę­czył się bar­dziej niż pod­czas naj­cięż­szych ko­smicz­nych ba­ta­lii, ale był twar­dy. Roz­mo­wy o ni­czym, dziw­ni lu­dzie za­afe­ro­wa­ni czymś co miało być sztu­ką. Szło mu to wszyst­ko jak po gru­dzie, choć czę­sto sty­kał się z Awal­la­cha­na­mi, ma­ją­cy­mi opi­nię wy­ra­fi­no­wa­nych es­te­tów. Pro­blem w tym, że pod­da­ni kró­le­stwa an'Gle­an­na fa­scy­no­wa­li się pięk­nem przed­mio­tów co­dzien­ne­go użyt­ku, zaś ar­ty­ści Im­pe­rium pre­fe­ro­wa­li abs­trak­cję. Z ulgą przy­jął po­ja­wie­nie się wy­bran­ki. Mimo zmę­cze­nia, na­wią­za­nie kon­tak­tu wzro­ko­we­go, po­dej­ście i roz­mo­wę o sztu­ce wy­ko­ny­wał zgod­nie z in­struk­cja­mi, Ha­riet­ty. No pra­wie.

– Wspa­nia­ły przy­kład, try­wia­li­zmu mi­ni­ma­li­stycz­ne­go – za­ga­ił Ha­kel­ber.

– Co pan powie? – Ave­li­na rzu­ci­ła okiem w ka­ta­log su­ge­ru­ją­cy, iż me­te­or czę­ścio­wo za­to­pio­ny w bia­łym walcu pa­ra­fi­ny, to prze­jaw nurtu trium­fa­li­zmu na­tu­ra­li­stycz­ne­go.

– Widzę, że pani fa­scy­nu­je się sztu­ką – kon­ty­nu­ował na­tar­cie.

– Ha­kel­ber, do­brze pa­mię­tam? – Dziew­czy­na przy­po­mnia­ła sobie kim jest jej roz­mów­ca.

– Masz do­sko­na­łą pa­mięć Ave­li­no. – Zna moje imię, więc idzie do­brze, po­my­ślał Ana­ti­dae.

– Coś mi mówi, że nie tylko ja. Wra­ca­jąc zaś do te­ma­tu sztu­ki, ow­szem bywa fa­scy­nu­ją­ca. – Znów rzu­ci­ła okiem w ka­ta­log.

– Co cię w niej naj­bar­dziej po­cią­ga? – Ha­kel­ber do­strzegł w le­wi­tu­ją­cych za swą wy­bran­ka frag­men­tach lu­ster, że prze­glą­da ona w ka­ta­lo­gu ze­sta­wie­nie cen z au­kcji sztu­ki.

– Wzrost… Chcia­łam po­wie­dzieć dą­że­nie do wznio­sło­ści. – Ave­li­na szyb­ko sko­ry­go­wa­ła swą wy­po­wiedź.

– Awal­la­cha­nie twier­dzą, że w od­bio­rze sztu­ki po­ma­ga odro­bi­na do­bre­go trun­ku. Czy więc po­zwo­lisz za­pro­sić się do baru, byśmy mogli zwe­ry­fi­ko­wać prak­tycz­nie ich teo­rię?

– Ależ oczy­wi­ście. – Dziew­czy­na lekko się uśmiech­nę­ła.

 

Ha­kel­ber wy­de­du­ko­wał z tego, co prze­glą­da­ła dziew­czy­na, że in­te­re­su­je ją prak­tycz­ny aspekt sztu­ki. Spro­wa­dza­ło się to moż­li­wie ta­nie­go za­ku­pu i ko­rzyst­nej od­sprze­da­ży. Oczy­wi­ście był przy­go­to­wa­ny i na taki wa­riant. Nie­ste­ty nie do końca pa­mię­tał, co w tym przy­pad­ku za­le­ca Ha­riet­ta. Na szczę­ście in­struk­cje roz­pi­sa­ne na wiele sce­na­riu­szy miał przy sobie. Nie trzy­mał ich oczy­wi­ście w elek­tro­nicz­nym ka­ta­lo­gu dzieł sztu­ki. Uznał, że wów­czas mógł­by je od­czy­tać ktoś nie­po­wo­ła­ny. Za­sto­so­wał roz­wią­za­nie modne na Awal­la­chu, czyli ele­ganc­ką chu­s­tecz­kę po­kry­tą pi­smem w pa­śmie wi­dzial­nym je­dy­nie dla po­sia­da­cza zsyn­chro­ni­zo­wa­nych z nią so­cze­wek kon­tak­to­wych. Za­po­znaw­szy się z od­po­wied­ni­mi in­struk­cja­mi, od­ru­cho­wo uru­cho­mił me­cha­nizm sa­mo­znisz­cze­nia chu­s­tecz­ki. Do­pie­ro po chwi­li zro­zu­miał jaki błąd po­peł­nił. Żeby nie szo­ko­wać in­nych uczest­ni­ków wer­ni­sa­żu wy­rzu­cił ją do mi­ja­ne­go kosza na śmie­ci. Pech chciał, iż to nie był zwy­kły kosz, ale ele­ment in­sta­la­cji ar­ty­stycz­nej o wdzięcz­nej na­zwie „Po­wrót po śla­dach”. Ar­ty­sta we­wnątrz za­in­sta­lo­wał re­pli­ka­tor oraz silny na­dmuch. Chwi­lę póź­niej całe po­miesz­cze­nie wy­peł­ni­ły la­ta­ją­ce pło­ną­ce strzę­py. Ha­kel­ber za­czął to gasić wodą so­do­wą z baru. Kel­ner chciał mu pomóc, ale w stre­sie zła­pał bu­tel­kę z bim­bru­sem mak­si­mu­sem. Ogień wy­buch­nął ze zdwo­jo­ną siłą. Nie­któ­re dzie­ła, zwłasz­cza te wy­ko­na­ne z pa­ra­fi­ny, to­pi­ły się i pło­nę­ły. Mniej wy­ro­bio­na ar­ty­stycz­nie część wi­dzów za­czę­ła ucie­kać. Ci bar­dzie obyci bili brawo do­ce­nia­jąc per­for­man­ce. Ko­niec koń­ców za­dzia­łał sys­tem prze­ciw­po­ża­ro­wy.

 

Ha­kel­ber, w po­nu­rym na­stro­ju, sie­dział na ta­ra­sie swej willi i pił. Sa­te­li­ty po­go­do­we Afro­dy­ty współ­gra­ły z jego na­stro­jem i ser­wo­wa­ły wie­czor­ne opady desz­czu.

– No i wy­szła ka­ta­stro­fa – rzekł do sie­bie.

– Nie było tak źle – od­po­wie­dzia­ła jakaś część jego świa­do­mo­ści.

– Coś mogło pójść go­rzej?

– Nie było ofiar w lu­dziach. Część z nich nawet nie zo­rien­to­wa­ła się, że coś po­szło nie tak. Nawet ten cały, Kla­peł­cjusz Kon­te­sta­tor nie wniósł prze­ciw­ko tobie pozwu za znisz­cze­nie prak­tycz­nie wszyst­kich wy­sta­wia­nych dzieł.

– Bo ku­pi­łem cały ten roz­wa­lo­ny szajs z wy­sta­wy i dru­gie tyle fan­tów, któ­rych tam nie dał rady upchnąć! – Ana­ti­dae wy­krzy­czał te słowa w prze­strzeń.

– Grunt, że nie bę­dzie więk­sze­go skan­da­lu – po­cie­szy­ła go roz­mow­niej­sza część świa­do­mo­ści.

– Co z tego, skoro nie dałem rady nawet wypić drin­ka z Ave­li­ną. Co tu mówić o tym bym zdo­był jej serce. Trze­ba było uru­cho­mić Ty­be­riu­sza i Czer­wo­ne Psy.

– Z twoim szczę­ściem, to pew­nie skoń­czy­ło­by się po­tęż­nym skan­da­lem.

– Wła­śnie, skoro nie mam szczę­ścia w mi­ło­ści, to może je­stem prze­klę­ty przez, któ­reś z bóstw? Może Medea knuje prze­ciw­ko mnie?

– Po­sta­wisz na Afro­dy­cie po­tęż­ną świą­ty­nię dla Ledo, pa­tron­ki za­ko­cha­nych. To po­win­no pomóc.

– Dobry po­mysł. Zajmę się tym, jak tylko do­pro­wa­dzę na Awal­la­cha za­mó­wio­ne eskor­tow­ce z moich stocz­ni.

– Wy­ślij też wia­do­mość do Ave­li­ny. Za­proś ją na ko­la­cję, drin­ka, czy coś po­dob­ne­go. – Pod­po­wia­da­ła roz­sąd­niej­sza część świa­do­mo­ści.

– Może, jak świą­ty­nia Ledo bę­dzie go­to­wa.

 

Mniej wię­cej w tym samym cza­sie na Vin­cim w sys­te­mie 6584, Ave­li­na Min’Saibh za­sta­wia­ła się co zro­bić. Wy­da­rze­nia z ostat­nie­go wer­ni­sa­żu Kla­peł­cju­sza Kon­te­sta­to­ra ob­ro­sły plot­ka­mi i le­gen­dą. Wy­ge­ne­ro­wa­ło to ol­brzy­mie za­po­trze­bo­wa­nie na te dzie­ła ar­ty­sty, które tam wy­sta­wio­no. Pro­blem w tym, że wszyst­kie zgar­nął Ha­kel­ber. Nie in­we­sto­wał wcze­śniej w sztu­kę, ale tu wy­ka­zał się świet­nym in­stynk­tem. Gdyby tak dało się je choć czę­ścio­wo od­ku­pić, nie wy­da­jąc na to for­tu­ny. Tylko jak uro­bić ad­mi­ra­ła? Czy on aby przy niej nie zgłu­piał odro­bin­kę? To pod­su­nę­ło jej po­mysł. Się­gnę­ła pa­pier i pióro po czym skre­śli­ła krót­ką wia­do­mość.

 

Sza­now­ny Ad­mi­ra­le Ana­ti­dae. Pod­czas na­sze­go ostat­nie­go spo­tka­nia, za­pro­po­no­wał mi Pan drin­ka. Póź­niej­sze przy­pad­ki unie­moż­li­wi­ły mi sko­rzy­sta­nie z Pana pro­po­zy­cji. Wie­rzę jed­nak, iż słowo ad­mi­ra­ła to pew­nik. Cze­kam na wia­do­mość.

Ave­li­na

Koniec

Komentarze

Ciekawe połącznie sci-fi, romansu i komedii. Hm, główny bohater ma chyba w sobie coś ze schizofrenika. Jego rozmowy z podświadomością są co najmniej niepokojące.

Cieszę się, że dyskusja pod moim tekstem zainspirowała Cię do napisania opka. :-)

Sympatyczna historyjka, kończy się dobrze, jak to komedia romantyczna. Chociaż wcale nie było lekko. Te gacie w różowe jednorożce… Mam nadzieję, że wybranka doceni poświęcenie.

Jak to w końcu jest z tym podatkiem? Po pięćdziesięciu latach trzeba bulić, a tu minęło czterysta i bohater nie wie, o jakim podatku mowa… Sztucznie wypadły te wyjaśnienia.

Niestety, pośpieszyłeś się z publikacją, nie przejrzałeś porządnie. Na porządek z przecinkami nie liczyłam, ale zostało za dużo literówek.

Babska logika rządzi!

Możliwe że się pospieszyłem, ale bałem się, że minie mi pomysł. 

;)

 

A nie dało się poczekać po spisaniu?

Babska logika rządzi!

Pewnie by się przydało ale czas ostatni jest u mnie towarem deficytowym

 

;) 

Gacie w różowe jednorożce to nie jest dobra rzecz :P

Samo opowiadanie lekkie, przyjemne. Podobał mi się motyw z chusteczką i zsynchronizowanymi soczewkami. Fajna scena z paleniem wystawy odebrana jako performace. Dziś nawet kibel nazwany dziełem sztuki, uważa się za sztukę. :/ To ci wyszło.

Chciałabym dowiedzieć się, dlaczego bohater wybrał akurat Avelinę. Co miała w sobie, co go urzekło? 

Podatek od nieposiadania potomstwa… Straszna wizja.

W przedmowie pisałeś:

Dotyczy typowych problemów, które my faceci mamy w kontaktach z kobietami.

 

Z opowiadania wynika, że jedynym problemem jest znalezienie żony. :D I faceci widać bardzo szybko potrafią się zakochać, ot, padło na Avelinę, ale nie znalazłam w opowiadaniu wyjaśnienia, dlaczego tak się stało.

 

Ogólnie opowiadanie ok, ale chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o bohaterach.

Biję się w piersi, że pominąłem przyczyny. Powiedzmy, że teoretycznie gdzieś w zupełnie innej niż nasza galaktyce istnieje Avelina istnieje i ma coś takiego w spojrzeniu, że Hakelber poczuł, iż to ta.

 

;)

 

ps. Jakiekolwiek podobieństwa do osób które znajdują się w układzie słonecznym są zupełnie przypadkowe i nie były zamierzone ;)

Fajny tekst, choć komedie romantyczne to nie specjalnie moje gusta. Zabawnie napisany i właśnie dobry humor jest tym, co w opowiadaniu pod pasowało mi najbardziej. Bardzo dobrze wyszła scena w galerii. Zakończenie też pasuje. No i oczywiście pomysł na dywanowy nalot kwiatowy.

W końcu jak inaczej admirał może nietypowo wręczyć wybrance kwiaty :D

 

Lekkie, łatwe i przyjemne. Złożone z mocno ogranych kawałków “kobity lecą na kasę”, “sztuka nowoczesna”, ale przy kilku błyskotliwych wypowiedziach uśmiechnąłem się. Dzięki!

Trochę mógłbyś zbastować z określeniami nijakimi typu: „malowniczy, intensywny” – ponieważ wydaje mi się, że lepiej byłoby napisać – jaki. Ja nie wiem, jaki zachód jest malowniczy oraz jakie kwiaty pachną intensywnie, nie potrafię sobie tego wyobrazić i słabo, w związku z tym, wchodzę w Twoje uniwersum.

intensywny zapach kwiatów i śpiew ptaków. Satelity pogodowe Afrodyty, sprawiły, że dwie godziny temu zakończyły się popołudniowe opady deszczu. Toteż aromaty z ogrodów były wyjątkowo intensywne, a i ptasie trele brzmiały radośnie

powtórzenie i moim zdaniem, gdybyś wyostrzył romantyczny pastisz przez konkret (a nie zgeneralizował go), to brzmiałby lepiej, ale to moje zdanie;)

Nie udawaj(+,) że nie pamiętasz. Jednym z najstarszych imperialnych podatków ten zwany populacyjnym.

tu coś nie gra, brakuje „jest” lub zmień to inaczej – połącz w jedno zdanie?

No tak(+,) jeśli w ciągu pięćdziesięciu

tu, chyba też przecinek

 

Nie wiem, lecz chyba mamy problem z zamiennikami, gubiłam się, jednak może tylko ja tak mam: czy Hakelber to Anatidae (?) i potem dalej Admirał (?; przy Admirale masz dużą i potem małą literę). 

 

Niecierpliwość rozumiem, lecz sama przyzwyczajam się do sprawdzania, sprawdzania, sprawdzania (przecinki). Opowiadanie mogłoby tylko na tym zyskać, również narracyjnie, gdyż przy okazji, pewnie  usunąłbyś też nadmiarowe zdania. Dla mnie niezrozumiały-niepotrzebny był drugi akapit o Nice i Aveline,  a dodatkowo – czy są  to te same osoby, bo obie Awallachanki. 

 

A teraz, kiedy już „nagadałam”, to napiszę, że mi się spodobało – zabawne z pomysłem :DDD

W gruncie rzeczy, bardzo lubię takie opowiadania, uważam że są trudne do napisania oraz nabieram ochoty, aby napisać ripostę;) Planowanie zdobycia małżonki na sposób podbicia galaktyki i w dodatku sprowadzone do konkretów przez zaangażowanie tylu zasobów – fajne. Najlepsze dla mnie – rozmowy admirała z samym sobą i zdarzenie w galerii:)

Klikam, lecz proszę, przejrzyj tekst pod kątem przecinków i literówek.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Jutro jak będę przytomniejszy postaram się to i owo poprawić :)

 

Całkiem fajnie opowiedziana kolejna historia z życia admirała Hakelbera Anatidae, tym razem ukazująca go jako zdobywcę niewieściego serca. Czytało się całkiem nieźle i tylko szkoda, że dobre wrażenie psuje wykonanie pozostawiające sporo do życzenia.

 

dwie go­dzi­ny temu za­koń­czy­ły się po­po­łu­dnio­we opady desz­czu. Toteż aro­ma­ty z ogro­dów były wy­jąt­ko­wo in­ten­syw­ne… –> …dwie go­dzi­ny temu za­koń­czy­ły się po­po­łu­dnio­we opady desz­czu, toteż aro­ma­ty z ogro­dów były wy­jąt­ko­wo in­ten­syw­ne

 

– Znajdź więc sobie uko­cha­ną.Do­ra­dzi­ła świa­do­mość. –> – Znajdź więc sobie uko­cha­ną – do­ra­dzi­ła świa­do­mość.

 

czę­sto za­łą­cza­jąc do ho­lo­gra­ficz­ne wi­ze­run­ki… –> Co załączano do holograficznych wizerunków?

 

w za­sa­dzie naj­chęt­niej pod­jął­by za żonę Ave­li­ne'a Vul­pes. –> …w za­sa­dzie naj­chęt­niej po­jął­by za żonę Ave­li­ne'a Vul­pes.

 

Wszyst­ko wią­za­ła się z do­bra­niem wła­ści­wych na­rzę­dzi ataku. –> Literówka.

 

ad­mi­rał Ana­ti­dae wzywa do sie­bie swo­ich naj­bliż­szych do­rad­ców. –> Czy oba zaimki są niezbędne, czy może wystarczy: …ad­mi­rał Ana­ti­dae wzywa do sie­bie naj­bliż­szych do­rad­ców.

 

Nie przej­mu­ją się tym wszyst­kim Ha­kel­ber go­ścił… –> Nie przej­mu­jąc się tym wszyst­kim, Ha­kel­ber go­ścił

 

Ana­ti­dae za­wie­sił na chwi­le głos. –> Literówka.

 

– Nie takie rze­czy się ro­bi­ło – Ty­be­riusz spoj­rzał… –> Brak kropki po wypowiedzi.

 

– Widzę, że pani fa­scy­nu­je się sztu­ką. Kon­ty­nu­ował na­tar­cie. –> – Widzę, że pani fa­scy­nu­je się sztu­ką – kon­ty­nu­ował na­tar­cie.

 

Spro­wa­dza­ła się to moż­li­wie ta­nie­go za­ku­pu… –> Literówki.

 

fan­tów, któ­rych tam ie dał rady upchnąć! –> Literówka.

 

– Grunt, że nie bę­dzie więk­sze­go skan­da­lu.Po­cie­szy­ła go… –> – Grunt, że nie bę­dzie więk­sze­go skan­da­lu – po­cie­szy­ła go

 

Nie in­we­sto­wał się wcze­śniej w sztu­kę… –> Nie in­we­sto­wał wcze­śniej w sztu­kę

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tekst lekki, momentami zabawny, czytałem z przyjemnością. Co do wykonania to Reg pięknie Ci już wypisała, co jest do skorygowania.

Ode mnie dodam sugestię, by popracować nad pierwszym zdaniem, bo nie zachęca. Zdaję sobie sprawę, że jest to Twój świadomy wybór, by skontrastować praktyka admirała z niepasującą do niego scenerią, nie mniej mimo wszystko, pierwsze zdanie, to pierwsze zdanie. Nie jest dobrze, gdy zalatuje kiczem.

Masz ode mnie klika.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Asylum wiesz ja jestem z prowincji i malownicze zachody słońca mogą być różne np 

ewentualnie 

albo 

Co do zapachu kwiatów niestety nie dam rady podesłać :D

 

bronchospazm Avelina nie leci na kasę, ona ją zarabia stąd chęć handlowania dziełami Klapełcjusza Kontestatora 

 

regulatorzy melduję naniesienie poprawek ;) 

Piękne! i każdy zachód inny:)

W przypadku admirała, wyobrażałam sobie (nie wiedzieć dlaczego?): taras, morze, ocean.

Z zapachami sobie radzę;), nawet w mieście – wsadzam nos w każdy uliczny kwiat. Najładniej pachną dzikie róże, takie koloru porcelany. Jeden dziwnie rozbudowany krzak, właściwie krzaczysko o długich pędach (niespotykane) zwiesza je przez wysoki ogrodowy żywopłot. Właśnie zakwitł i kilka pędów przerzucił na stronę uliczną… dla przechodniów?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Taras morze itd też może być :D aczkolwiek nie mam w tych klimatach fotek, z magią.

 

;)

 

Niezłe, uchichrałam się okrutnie. :)

Osobiście wolałabym nalot kwiatowy od gaci w różowe jednorożce. ;)

 

Edit: Założyłam wątek, w którym można pochwalić się swoimi cyklami.

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/22549

Wrzuć tam admirała, tylko po kolei, bo ciekawa jestem poprzednich opków.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Sympatyczny, lekki tekst. Parę razy się uśmiechnęłam :) Ogólnie mi się podobało i chyba tym bardziej go doceniam, że sama nawet gdybym się bardzo starała, nie jestem w stanie nic takiego napisać. Z pomysłem, żartobliwe… Zakończenie też na plus. Ode mnie kliczek :)

Irka_Luz jak się tylko z tym pozbieram, to wrzucę je we właściwej  kolejności.

 

Katia 72 dziękuję za kliczek i dobre słowo ;)

 

 

Nie przepadam za tekstami w jednym uniwersum, które są rozsypane po całym portalu. Nic w tym złego, ale tak dano czytałam o admirale, że miałam problem z lekturą. Ale to tylko moje i subiektywne ;)

Z dużą lekkością piszesz swoją space operę i to jest bardzo fajne. Nie wiem czy Twoje poczucie humoru mi pasuje, a groteskowość w kontekście zakładania związku, no cóż. Jakoś mnie nie przekonuje, ani specjalnie nie rozbawia. Ale nie zmienia to faktu, że na pokrętny sposób podoba mi się Twój świat przedstawiony, bo space opera ;)

Zostaje mi jeszcze coś poczytać o admirale :)

Zazwyczaj zostawiam linkowania do innych tekstów z danego wymyślonego przeze mnie  uniwersum i to powinno pomóc ogarnąć całość. 

W przypadku tego konkretnego uniwersum nie wszystkie teksty są pisane z aż takim przymrużeniem oka. Zdaje się że “Misja” ratunkowa jest bardziej na poważnie. 

Fajne :) (na lic. Anet)

Nowa Fantastyka