- Opowiadanie: Ślimak Zagłady - Król Wężów

Król Wężów

Tekst powstał w jednym rzucie ideowym jako reakcja na wiadomość o odstrzale niedźwiedzicy z młodymi w słowackich Tatrach. Realizuje większość prawideł dramatu starogreckiego, tyle że zawiera motto oraz dosyć szeroko rozumianą jedność miejsca (północna i zachodnia Słowacja). Są dwie postaci mitologiczne.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Król Wężów

MOTTO:

Zamarła w pięknie swoim trwasz, miła,

jako posąg Łady w Nitrze;

dusza twa w straszny ten świat się wzbiła,

którym czart łudził cię chytrze.

Z najznamienitszego eposu słowackiego – w przekładzie Józefa Waczkowa.

 

OSOBY DRAMATU:

KRÓL WĘŻÓW – potęga z legend góralskich;

KOSÓWKA – inteligentny i zdolny do komunikacji werbalnej okaz Pinus mugo;

DYREKTOR – parku narodowego;

MILAN – zaufany współpracownik Dyrektora, potomek polsko-słowackiej rodziny;

HANKA – młodsza siostra Milana;

ŁADA – tutaj w postaci posągu, bóstwo słowiańskie albo może zaklęta muza poety;

ponadto

CHÓR JODEŁ NA GÓR SZCZYCIE.

 

 

W wysokogórskiej dolinie.

KRÓL WĘŻÓW

Cóż mnie zbudziło? Być może głodnieję?

KOSÓWKA

Nie dziw, że zgłodniał, kto od wieków nie je.

KRÓL WĘŻÓW

Skąd wiesz, kochana? Czy żyjesz tak długo?

To w takim razie wyświadcz się przysługą

i powiedz, skąd tu takie wielkie zmiany,

czemu bór w dole cały wyłamany,

skąd takie ciepło i smutek, i szarość?

KOSÓWKA

Bór to tak leży, bo nie zdążył zarość,

odkąd go ścięli. Krótko mówiąc – człowiek.

KRÓL WĘŻÓW

Mus działać. Pilnuj, bym nie przymknął powiek.

 

CHÓR JODEŁ NA GÓR SZCZYCIE

Dziewką-ś czy mężem, gdy cię przed Wężem głos nie przestrzeże –

gdzie wicher hula, z trawieniem Króla zawrzesz przymierze.

 

W skromnie urządzonym gabinecie.

MILAN

W Ciężkiej Dolinie cosik zjada ludzi.

DYREKTOR

Niedźwiedź zapewne.

MILAN

Jakieś inne licho.

Jakby pogański stwór nam się obudził.

DYREKTOR

To niemożliwe.

MILAN

Mówisz z dziwną pychą.

Mam tu relację uczciwych wspinaczy,

takich – że żaden nic nie przeinaczy –

a każdy cielsko i łuski pamięta.

DYREKTOR

Czy chociaż trzeźwi?…

MILAN

Niczym niemowlęta.

DYREKTOR

Konfabulacja jaka czy agenda?…

MILAN

To demokraci. I szczerzy do bólu.

DYREKTOR

Jest jedna… stara, góralska legenda

o Perłowicu i wężowym królu,

co to mu trybut płacono w dziewczętach,

które onemuż dostarczano w pętach.

Nijacy męże mu dostać nie mogli,

bo kiedy jego syk się poniósł z wiatrem,

to szedł odbity o bramy Lubowli

i pierwszym echem wracał w Małą Fatrę.

Syczenie słabło… zapadała cisza…

Król się wygrzewał na polach Liptowa,

leżał tam cielskiem, a już jego głowa

groziła klęską dumnym grodom Spisza…

Jeśli to prawda, jeśli on odżyje –

mój chłopcze, czas już drżeć o własne szyje.

MILAN

Niemniej powiadasz, że miecz Perłowica

mógł nas uwolnić od tego dopustu?

DYREKTOR

Perłowic? Otóż… była tam dziewica,

która przypadła mu wielce do gustu,

psoty, zaloty i podobne bzdury.

Związek był bardzo nie po czyjejś myśli,

pańscy siepacze po nią w nocy przyszli,

za czym przymusem powiedli ją w góry.

Młody – jak bywa w podobnych przypadkach –

trochę się przejął losami dziewczęcia.

Jak stał, tak poszedł, udał się do księcia

i ordynarnie zwyzywał przy świadkach,

podał w wątpliwość jego cześć i chwałę

oraz, wyjąwszy zza pasa dwururkę,

wybił mu w stole dziurki dwie niemałe

i rzekł, że kiedyś zhańbi jego córkę,

przy czym, usiadłszy okrakiem na blacie,

zademonstrował odpowiednie gesty

na tych dwóch dziurkach – nie dbał o protesty

całego dworu – rozumiesz mnie, chwacie?

MILAN

Zmierzasz donikąd, szefie. Najwyraźniej

musisz powściągnąć swoją wyobraźnię.

DYREKTOR

Ha, mniejsza o to – dość rzec, że kawaler

udał się w góry, deptał po szarotkach,

przeszedł gęstwinę, minął jodeł szpaler

i Króla Wężów ostatecznie spotkał.

Fałsz, że się z sobą krwawo potykali,

fałsz, że Perłowic ugodził go w oko,

że go pokonał mocą zimnej stali

i że strumienie spłynęły posoką.

Prawda jest taka, że siadłszy na hali,

mówił mu długo, rozwlekle i nudnie

o sobie – o niej – i jak się kochali –

i mówił o tym całe popołudnie,

aż Król pod wieczór, przymknąwszy powieki,

ziewnął okropnie i zasnął na wieki.

Wiem to od godnych zaufania osób,

to jest: prababki.

MILAN

Można w taki sposób…

 

CHÓR JODEŁ NA GÓR SZCZYCIE

Nie miał Perłowic kling ani głowic, a samą mową

ominął ubój, więc i ty spróbuj – mówić perłowo.

 

W ciemnym przedpokoju.

MILAN

Lubię wracać po pracy do domu.

HANKA

Ja się boję, czy nie jest to praca,

która pragnie cię zjeść po kryjomu,

po kawałku, aż wtem się nie wraca.

MILAN

Lubię czasem posłuchać twych nauk.

Czy uważasz, że park narodowy

w tym przypadku kształtuje mi nałóg?

HANKA

Tu już sobie sam wejrzyj do głowy.

MILAN

Prędko, zanim ze szczętem ją stracę.

HANKA

Co ty mówisz? Czyś kurczak z jarmarku?

Wszystko mylisz: utracić masz pracę,

ale głowę zachować na karku.

MILAN

Tutaj wszystko się spotka i sprzęży

niczym kości w uścisku strzaskane,

bo się u nas pojawił Król Węży.

HANKA

To Król Wężów, przez starą odmianę.

MILAN

Rzeczywiście. Wiesz o nim coś więcej?

HANKA

Gdy się zdałam na łut etnografii,

wciąż bajania wpadają mi w ręce,

co przydatne być czasem potrafi.

MILAN

Nam brakuje koncepcji przedsięwzięć:

bestia wstała złośliwa i czerstwa,

i żeruje. To więcej niż niedźwiedź.

HANKA

Nie przysłali wam rad z ministerstwa?

MILAN

Owszem, dali nam adres psychiatry.

HANKA

To istotnie ciekawa rachuba,

ale nie waż się teraz iść w Tatry,

skoro czyha na ciebie tam zguba.

MILAN

Nie możemy z chronionych suteren

na rzeź patrzeć. To my, przewodnicy,

kiedy groza spowija nasz teren…

HANKA

Zbadam sprawę. Ty posiedź w piwnicy.

 

CHÓR JODEŁ NA GÓR SZCZYCIE

Źle jest, gdy który z pustej brawury postrada życie –

dobrze, gdy działa choć z drżeniem ciała, a należycie.

 

Pod posągiem w Nitrze.

HANKA

Wzywam ciebie, w tworzywie zaklęta bogini,

czyś jest przedwieczną, czy też kreacją poety,

z czystej rozpaczy, bowiem się do niej przyczynił

zły duch, który nam wszystkim zagraża, niestety.

Dziś, gdy Franciszek Józef przewraca się w grobie,

gdy rządowi doradcy syczą wiarołomnie,

z braku innej nadziei zwracam się ku tobie.

Błagam cię, zbudź się prędko, zbudź i przemów do mnie!

ŁADA

Kiedy tak słucham wierszy splatanych ze złota,

budzi się we mnie cicha, odległa istota,

a zatem słucham prędko, zanim sen się prześni:

cóż chcesz ode mnie, dziecko, za twe hojne pieśni?

HANKA

Z Królem Wężów są zaszłości.

ŁADA

To się zdarza katom lasu.

HANKA

Jakże ulec jego złości?

ŁADA

Wynagrodzi wam w dwójnasób.

HANKA

Zjada śmiałych ludzi liny.

ŁADA

Widno sobie zasłużyli.

HANKA

Jeśli spełznie na dziedziny…

ŁADA

Pożre tysiąc w jednej chwili.

HANKA

Temu proszę o poradę.

ŁADA

Co też ci poradzić, co ci?

HANKA

Jak tu zgrozie nieść zagładę.

ŁADA

Z Królem Wężów – po dobroci.

HANKA

Twe skrupuły, zda się, słodkie.

ŁADA

Nazbyt lekko śmiercią chlustasz.

HANKA

Może mam się za patriotkę.

ŁADA

Gdzie patriota, a gdzie ustasz.

HANKA

Zdajesz mi się czarno-biała.

ŁADA

Czasem marmur, czasem heban.

HANKA

Tkwisz już tutaj wiek bez mała.

ŁADA

Jak prowincjonalny pleban.

HANKA

Pleban czasem się i ruszy.

ŁADA

Rwać owoce z kwaśnej gruszy.

HANKA

Chcę odeprzeć groźny los ten.

ŁADA

Nie masz murem być, lecz mostem.

HANKA

Tedy radź, gdzie szukać przęseł.

ŁADA

Wreszcie mówisz z pewnym sensem.

Kto zło większym złem zwycięża,

nie bohater zeń, lecz zero;

jeśli masz więc iść na Węża,

idź bez broni, z myślą szczerą.

Przedłóż mu, że mimo przywar

ludzie pragną zieleń krzewić –

niech w tym razie nie spożywa

kawalerów ani dziewic.

Niech uwierzy nam: tak właśnie,

niechaj ma beztroską głowę

i bez lęku jeszcze zaśnie,

by się zbudzić na gotowe.

Miejcie litość nad tym krajem.

HANKA

Bądź spokojna.

ŁADA

I nawzajem.

 

CHÓR JODEŁ NA GÓR SZCZYCIE

Źle jest być rzeźbą, zwłaszcza na trzeźwo, a przecież warto,

by zwrócić Fata, zmienić los świata ostatnią kartą.

 

U progu wysokogórskiej doliny.

HANKA

Idę tą drogą przez próg doliny.

Już za mną losy wsi i miast,

przede mną Wąż, co nie z mojej winy

zapewne weźmie mnie za chwast.

KRÓL WĘŻÓW

Pod granią! Pod granią!

Zręby skalnych ostróg łamią się i ranią!

Hańbiąc kształty śmiałych iglic,

każdy co dzień by tam wlazł,

niżej drwale niedościgli

rąbią las!

Pod granią! Pod granią! Pod granią!

Stal łańcuchów i kamienny loch na panią!

Każdy winien duszą, ciałem,

rąbią, palą, szepcze wiatr,

aż zbudziłem się i wstałem

z sennych marzeń w granitowej trumnie Tatr!

HANKA

Gdybym się bała ciemnic zawartych żelazem,

nie byłoby mnie tutaj; a pomyśl zarazem,

monarcho, że jeżeli twój gniew się wypali

na obrońcach natury – i nie sięgnie drwali –

to takie zachowanie jest nie tylko brzydkie,

ale mija się z celem, sensem i pożytkiem.

KRÓL WĘŻÓW

Na obrońcach natury?… Mówisz, że są tacy?

Żeś jedną z nich? To ostro bierzcie się do pracy,

bo wierz mi, że to wszystko, co widzę dokoła,

jest teraz niepodobne do niczego zgoła…

HANKA

Niezbadany Król Wężów, los drzew, dzieje planet:

przyszłam tutaj, nie wiedząc, co mi jest pisane,

jak widzisz, nie ucieknę z krzykiem do mamusi –

zdziałamy, co możemy – stanie się, co musi.

Jeśli możesz mi ufać, pośpij jeszcze, proszę,

daj nam swobodę działań. Wandali rozproszę

i kiedy znów się zbudzisz, będzie tu ostoja.

Jeżeli zaś nie możesz – proszę, jestem twoja.

KRÓL WĘŻÓW

Jestem teraz jak zając, co by sobie pojadł,

a nie może odpoznać, czy marchew, czy tojad.

Zaufanie, dziecino, ma rozliczne stopnie,

jednakże sen wciąż jeszcze morzy mnie okropnie.

Ten Perłowic, doprawdy, nudziarz pierwszej klasy…

Dobranoc, moja droga. Chroń mi moje lasy.

 

CHÓR JODEŁ NA GÓR SZCZYCIE

Król Wężów zasnął, któż jego własną wypełni wolę?

Cóż za ambaras, zrobią z nas zaraz sąsiek w stodole!

 

Ponownie w gabinecie.

MILAN

Król Wężów wznowił długi odpoczynek.

DYREKTOR

To dobrze, można wracać do wycinek.

MILAN

To nie tak dobrze – trzeba było przysiąc,

że jego ziemiom już nic nie zawadzi.

DYREKTOR

Dbam o to mniej od zeszłorocznej szadzi.

Niech nawet wstanie za lat jaki tysiąc,

a przecież nas już z tego nie rozliczy.

MILAN

Myśląc w zakresie zysku i zdobyczy,

można się zgodzić, lecz gdzie słowność, honor?!

DYREKTOR

Mając nunatak, nie zmieniaj go w ponor.

Koniec

Komentarze

Witaj, Anonimie.

Piękny, acz bolesny, przejmujący i dołujący tekst… crying Przedmowa jeszcze potęguje takie odczucia po jego lekturze.

Rzeczywiście, wydaje się, że takie wyrażenia, jak honor, słowność, wiara, pewność, poręczenie zostały przez ludzi dawno zapomniane. Pawlak, rzucając parokrotnie w “Samych swoich”: “U mnie słowo droższe pieniędzy!” dziś pewnie uchodziłby za naiwnego głupca… 

Osobne gratulacje za niebanalną opowieść oraz rymy, dostosowane znakomicie do jej grozy. 

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Witaj, Bruce.

To miłe, że uważasz tekst za piękny.

Dotknęłaś tutaj zagadnienia kluczowego dla rozwoju akcji: Król Wężów, osadzony w innym kontekście kulturowym (sprzed wieków), bierze słowo – zwłaszcza słowo tak śmiałej osoby – za pewnik, nie zdając sobie sprawy, że współczesny Dyrektor zlekceważy je bez wahania.

Co do opisanych przez Ciebie uczuć, wobec wybranego konkursu staram się możliwie wiernie odzwierciedlić założenia starogreckiej zasady katharsis. Jeżeli jednak współczesny czytelnik nie dojdzie do etapu oczyszczenia, zatrzymując się na litości i trwodze, trudno powiedzieć, czy winić za to niedostatki mojego pióra, czy znów – zmieniony kontekst kulturowy.

Pozdrawiam anonimowo!

heartsmiley

Pecunia non olet

Bardzo ciekawa legenda. Chwilami dla mnie przegadane, ale w kilku momentach uśmiechnęłam się. No i przekaz zacny i niestety prawdziwy.

 

Powodzenia w konkursie :)

Dobrze widzieć, że zajrzałaś, Monique. Legenda o Perłowicu i Królu Wężów istotnie ciekawa, tutaj oczywiście z własną modyfikacją – w bardziej rozpowszechnionych wersjach Król jednak ginie. Może i trochę przegadane, konieczność dopasowywania rymów raczej szkodzi na zwięzłość.

 

Bardzo dziękuję!

I tak podziwiam, że udało Ci się tak ładnie zrymować. Nie znam się na poezji, ale Twoje wg mnie wyszły fajnie:).

 

w bardziej rozpowszechnionych wersjach Król jednak ginie.

To ja już wolę Twoją wersję :).

To ja już wolę Twoją wersję

Trzeba było jakoś uprawdopodobnić obecność Króla Wężów we współczesnych Karpatach. Gdyby wcześniej zginął, toby się nie mógł pojawić.

I tak podziwiam, że udało Ci się tak ładnie zrymować.

Ogółem chyba nie jest źle – dramat wybacza więcej niż poezja – ale gdyby Cię to ciekawiło, mogę pokazać kilka miejsc, w których wykorzystane rymy niezupełnie mnie zadowalają.

Ciekawa jestem, ale może lepiej nie odsłaniać się przed jury wink?​

W tym konkursie nie ma jury, tylko głosowanie aktywnie komentujących użytkowników, więc chyba mogę się spokojnie odsłaniać. Poza tym nie mówię o jakichś potężnych uchybieniach, tylko co najwyżej o wykorzystaniu paru rymów już dobrze znanych i zgranych:

człowiek – powiek, bólu – królu, osób – sposób, wiatr – Tatr, stopnie – okropnie, przysiąc – tysiąc.

Osobną kwestią są dwa miejsca, w których dla zaskakującego efektu rymowego decyduję się na naruszenie wzorca odmiany:

szarość – zarość, sprzęży – węży.

A dla równowagi wspomnę o kilku rymach, z których można odczuwać szczególne zadowolenie:

wspinaczy – przeinaczy, czerstwa – ministerstwa, psychiatry – Tatry, chlustasz – ustasz.

 

Rozpisuję się akurat o rymach, bo tak się rozmowa ułożyła, ale chyba warto dodać, że tak naprawdę są najłatwiejszą i mało ważną składową utworu poetyckiego – dużo trudniej jest wybrać i opanować rytm (wzorce metryczne), jeszcze trudniej eufonię, a potem dopiero zaczyna się pojawiać na horyzoncie cała warstwa związana z kompozycją tekstu i jego oddziaływaniem na wyobraźnię czytelnika. Wszystko to, co ostatecznie oddziela składaczy linijek od wybitnych poetów. Dopiero to bardzo trudno przeskoczyć, nie ma w tym zakresie żadnych systematycznych metod nauki…

Jak zawsze: jest jeszcze nad czym pracować.

Hmm… Wykład o rymach i poezji? 

To ja już chyba zaczynam podejrzewać, kim jesteś, Anonimiewinklaugh

Pecunia non olet

Pisząc o jury chodziło mi właśnie o nas wszystkich smiley. Ale ciekawymi przemyśleniami się dzielisz. Nigdy nie próbowałam pisać poezji (oprócz wierszy życiowych w czasach nastoletnich, ale to raczej przemilczmy :).

Rymy rymami, ale właśnie sęk w tym by odpowiednio wybrzmiał dzięki nim przekaz lub chociaż miały sens/były piękne, poetyckie. Przynajmniej ja tak to widzę. 

Pamiętam, jak kiedyś Drakaina rozmawiała z kimś z forum właśnie o budowie wierszy (nie wiem jak to poprawnie nazwać). Mało co rozumiałam, ale podziwiałam wiedzę w tym temacie. To pokazało, jak trudno piszę się poezję.

Bruce, pozory mogą mylić, nawet motto może mylić, ale kto wie…

 

Monique, nie wiem, czy te przemyślenia takie ciekawe, wydawały mi się raczej powierzchowne. To zaś bardzo słuszna uwaga, mniej więcej to samo miało być wyrażone w mojej poprzedniej wiadomości:

Rymy rymami, ale właśnie sęk w tym by odpowiednio wybrzmiał dzięki nim przekaz lub chociaż miały sens/były piękne, poetyckie.

Tak, poezję pisze się trudno. Rymowanki – w miarę łatwo.

laughheart Kto wie… wink

Pecunia non olet

Rymowane opowieści nigdy nie należały do moich ulubionych, a tym razem, o dziwo, Króla Wężów przeczytałam nie tylko bez przykrości, ale i ze sporym zadowoleniem. Rzecz, choć opiera się na starej legendzie, dotyczy spraw dzisiejszych, dość bolesnych, ale ukazanych jasno i bez ogródek, otwiera oczy na to co naprawdę ważne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Droga Regulatorko, Anonimowi jest niezmiernie miło przeczytać tak przychylną opinię, zwłaszcza gdy wyszła spod Twojej klawiatury!

Cieszę się, Anonimie, że mój komentarzyk dostarczył Ci miłych wrażeń. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czytało się miło i z zainteresowaniem, mimo smutnej, skłaniającej do przemyśleń wymowy tekstu. Pochwalę też klimat Tatr i wykorzystanie tamtejszej mitologii. No i oczywiście świetna rymowana forma też zasługuje na dużego plusa.

Panie Domingo, bardzo dziękuję za lekturę oraz wyrażenie uznania dla treści i formy. Miło mi, że się podobało!

Nie jestem pewna, czy mam wystarczające kompetencje, żeby właściwie ocenić ten tekst, ale na pewno mogę powiedzieć, że bardzo dobrze się czytało. :)

Tekst jest doskonale przemyślany od początku do końca, udanie łączy ze sobą wątki mitologiczne i ekologiczne w kunsztownej, klasycznej formie literackiej. Fabuła jest poprowadzona przejrzyście i dynamicznie, postać tytułowego Króla zostaje odpowiednio przybliżona, a ponadto lekturę uprzyjemnia piękny dobór słownictwa i całe bogactwo środków stylistycznych. Świetnie wypadają też takie wymiany krótkich kwestii (dialog Hanki i Łady, końcowy dialog Milana i Dyrektora) – błyskotliwie i z pomysłem. Wydźwięk całości zrozumiale pesymistyczny, dobrze oddane związane z tym różnice postaw bohaterów.

Ogólnie podobało mi się – oczywiście zgłaszam do biblioteki. :)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Dziękuję za wizytę i korzystny komentarz!

Nie jestem pewna, czy mam wystarczające kompetencje, żeby właściwie ocenić ten tekst

Profesjonalnych krytyków literackich jest tutaj chyba niewielu, jeżeli publikujemy, to po to, aby zapoznać się z opinią przekroju czytelników, nieprawdaż?

Tekst jest doskonale przemyślany od początku do końca

To dobrze, bo nie był zaplanowany, raczej przelany “z głowy na papier” pod wpływem chwili. Cieszę się, że mimo to utrzymał spójność.

kunsztownej, klasycznej formie literackiej

Cudownie, tak miało być!

lekturę uprzyjemnia piękny dobór słownictwa i całe bogactwo środków stylistycznych

Na słownictwo nigdy nie narzekam, ze środkami stylistycznymi bywa różnie, ale staram się rozwijać.

Świetnie wypadają też takie wymiany krótkich kwestii

W tragedii starogreckiej określa się to mianem stychomytii.

Wydźwięk całości zrozumiale pesymistyczny.

Cóż poradzić.

Ogólnie podobało mi się – oczywiście zgłaszam do biblioteki.

Cieszę się, przy anonimowej publikacji chyba zawsze trudno się spodziewać tych punkcików – i anonimowo pozdrawiam!

Profesjonalnych krytyków literackich jest tutaj chyba niewielu, jeżeli publikujemy, to po to, aby zapoznać się z opinią przekroju czytelników, nieprawdaż?

Prawdaż, niemniej chciałabym móc lepiej wyrazić swoje uznanie dla utworu. :)

 

To dobrze, bo nie był zaplanowany, raczej przelany “z głowy na papier” pod wpływem chwili. Cieszę się, że mimo to utrzymał spójność.

To tym bardziej jestem pełna podziwu, bo zupełnie nie ma żadnego wrażenia pośpiechu, skrótowości czy chaosu – wręcz odwrotnie, wszystko jest na swoim miejscu.

 

Cieszę się, przy anonimowej publikacji chyba zawsze trudno się spodziewać tych punkcików – i anonimowo pozdrawiam!

Ze swojej strony bardzo zachęcam czytelników do rozważenia, bo tekst zdecydowanie na to zasługuje. :)

Pozdrawiam!

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

zupełnie nie ma żadnego wrażenia pośpiechu, skrótowości czy chaosu

To dobrze, że tak uważasz – można mieć pewne wątpliwości, na ile czytelne są niektóre przejścia pomiędzy wątkami. Przykładowo: Hanka, dzięki przygotowaniu etnograficznemu, od razu odgaduje motywacje ekologiczne Króla Wężów, o których Dyrektor i Milan dotąd nie wiedzą. A trochę wcześniej Dyrektor opowiada Milanowi zmyślony i groteskowy fragment legendy (ten o zachowaniu Perłowica w książęcym gabinecie), aby subtelnie zwrócić mu uwagę, że i on nie grzeszy szacunkiem do zwierzchników (”mówisz z dziwną pychą”). Milan oczywiście nie dostrzega tej subtelności (i dodaje jeszcze “zmierzasz donikąd, szefie”), ale czytelnik chyba powinien. Trudno jednak mieć pewność, jak mówię, na ile łatwo da się dostrzec te rozwiązania fabularne, więc cieszy mnie tutaj Twoja opinia.

Ze swojej strony bardzo zachęcam czytelników do rozważenia, bo tekst zdecydowanie na to zasługuje.

Miło słyszeć – na pewno się nie obrażę, jeżeli rozważą…

Ponownie pozdrawiam!

Hmm, to przyznam, że tych niuansów w dialogu Milana i Dyrektora nie wychwyciłam. Za to w przypadku Hanki takie uproszczenie działa moim zdaniem na korzyść tekstu – czytelnik zdaje się po prostu na wiedzę bohaterki, a zarazem akcja nie traci na dynamiczności.

Pozdrawiam również!

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Z trudnych do wychwycenia smaczków mogę podrzucić jeszcze jeden fragment dialogu. Zauważmy, że Łada jest albo przedchrześcijańską boginią, albo kreacją poety-pastora ewangelickiego, w każdym przypadku ma prawo przejawiać podejście nieco antykatolickie. Jaką więc ma opinię na temat sposobów spędzania czasu wolnego przez proboszczów?

 

HANKA

Tkwisz już tutaj wiek bez mała.

ŁADA

Jak prowincjonalny pleban.

HANKA

Pleban czasem się i ruszy.

ŁADA

Rwać owoce z kwaśnej gruszy.

HANKA

Chcę odeprzeć groźny los ten.

Pięknie napisane, Anonimie. Mój podziw wzbudził styl, nie znam się na tym, ale chyba bardzo klasyczny. Czytało się bardzo dobrze. Niektóre przejścia słowne oszołomiły, a wprowadzenie przyspieszenia (krótkie wymiany) w rozmowie z Ładą zachwyciło.

Kunszt i wprawa.

A już ten nuntak i ponor mnie „dobił”. :-) I realne i symboliczne. Wiem, że Ślęża i Czarna Kopa są przykładami polskich nuntaków. Króla wężów na szczęście liznęłam wcześniej, trochę opowiadała mi o nim koleżanka, gdy popełniała niedużą książeczkę o laborantach. 

Łady nie znałam. Wykorzystałeś prastare bóstwa, takie, o których wzmianek jest niewiele, za to sporo interpretacji. Ciekawe niezmiernie.

Szalenie erudycyjny dramat, nawet znalazłeś miejsce na posąg w Nitrze. Wszystko się łączy. Z pewnością większości smaczków nie zdołałam odczytać, co szkoda.

Historia dramatyczna, bardzo zajmująca i przesmutna, choć równocześnie gniew się we mnie budzi z uwagi na bezmyślną wycinkę. Wszędzie ją widzę, w górach, nad morzem i na równinach. Nie znajduję dla niej żadnego usprawiedliwienia.

 

Skarżę bez wahania, chyba nawet o piórko bym się poważyła zgłosić.

 

Pzd srd, Anonima

a.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cenię sobie Twoją opinię, Asylum, i bardzo się cieszę, że tym razem okazała się naprawdę korzystna! W szczegółach…

Mój podziw wzbudził styl, nie znam się na tym, ale chyba bardzo klasyczny.

Taki był zamiar, chociaż nie wykluczam, że ktoś naprawdę dobrze obeznany z literaturą antyczną dopatrzyłby się pod tym względem niedociągnięć.

Niektóre przejścia słowne oszołomiły, a wprowadzenie przyspieszenia (krótkie wymiany) w rozmowie z Ładą zachwyciło.

Starożytni określali to jako stychomytię – taki pojedynek na repliki. Chyba najbardziej znany przykład to rozmowa tytułowej bohaterki z Kreonem w Antygonie. Bardzo udane, choć krótkie, jest też starcie Poety z Maryną w Weselu (od słów: Amor mógłby gospodarzyć).

A już ten nunatak i ponor mnie „dobił”. I realne i symboliczne.

Tutaj mi ulżyło, że tak to odebrałaś, bo były pewne obawy co do takiego zakończenia – czy nie wyda się zbyt krótkie i urwane, czy symbolika nie będzie zbyt ciemna i ukryta. Myślę jednak, że to wyraźne: nunatak jako element wyróżniający się z otoczenia – sterczący – stawiający opór (lodowcowi) – zwyciężający nad naturą – zdobywczy; ponor jako miejsce, które daje coś od siebie, spokojne, szumiące, piękne, współbrzmiące z naturą, źródło, może się nawet przypomnieć Ingres…

Wiem, że Ślęża i Czarna Kopa są przykładami polskich nunataków.

Nunataków oczywiście historycznych, obecnie nie wystają ponad lodowiec, ale tak. Z tym zastrzeżeniem, że Czarna Kopa leży jednak na Słowacji, choć niespełna kilometr od granicy.

Łady nie znałam. Wykorzystałeś prastare bóstwa, takie, o których wzmianek jest niewiele, za to sporo interpretacji.

Co do Łady, są nawet wątpliwości, czy to autentyczne bóstwo, czy późniejszy wymysł. Nie chodzi nawet o to, że “prastare” (mitologia egipska rozwijała się znacznie dawniej), tylko o to, że przetrwało o wczesnej mitologii słowiańskiej bardzo niewiele źródeł i przekazów. I to ułatwia dodawanie własnych interpretacji, bo nie są tak zesztywniałe w schematach kulturowych.

Wszystko się łączy. Z pewnością większości smaczków nie zdołałam odczytać, co szkoda.

Kilka smaczków pojawiło się już powyżej w komentarzach. Mogę wspomnieć dla odmiany o jednym bardziej strukturalnym – pierwsza wypowiedź Króla Wężów w rozmowie z Hanką dokładnie odzwierciedla (trudne) metrum Epitafium, a znów jej zamknięcie stanowi dalekie odbicie najpiękniejszego wiersza Przybosia.

Historia dramatyczna, bardzo zajmująca i przesmutna, choć równocześnie gniew się we mnie budzi z uwagi na bezmyślną wycinkę.

Tak. To ponownie kwestia klasycznej konstrukcji tekstu, miała tutaj wejść w życie zasada katharsis. I pozwolę sobie poddać recyklingowi jeden z poprzednich komentarzy:

Jeżeli jednak współczesny czytelnik nie dojdzie do etapu oczyszczenia, zatrzymując się na litości i trwodze, trudno powiedzieć, czy winić za to niedostatki mojego pióra, czy znów – zmieniony kontekst kulturowy.

Niezależnie od tego – mam nadzieję, że w końcu da się z tego wyciągnąć wartościowe przemyślenia. I dalej:

Wszędzie ją widzę, w górach, nad morzem i na równinach. Nie znajduję dla niej żadnego usprawiedliwienia.

A kto znajduje? Tutaj nie trzeba polemiki, wystarczy wymowne milczenie (spójrz dla przykładu na artykuł https://pl.wikipedia.org/wiki/Pomniki_przyrody_w_Gda%C5%84sku, ostatni akapit nagłówka). Funkcję gospodarczą lasu z funkcją społeczną, a także ochronną, łączy się trudno i tylko w bardzo ograniczonym zakresie.

Skarżę bez wahania, chyba nawet o piórko bym się poważyła zgłosić.

Tego trudno byłoby mi się spodziewać! Zgłosić możesz, jeżeli się poważysz; aby zgłoszenie było rozpatrywane (w przypadku zebrania kompletu głosów), muszę wówczas ujawnić autorstwo do 5 VI.

 

Pozdrawiam serdecznie, Anonim

Nie ukrywam, ze tak z moim widzeniem świata trochę się ten tekst zgadza, to i klimat wpadł, pomimo formy niekoniecznie “pod czytanie”. Bo jeśli chodzi o formę… To może być bardzo subiektywne, ale mnie to wybijało z rytmu, choć jednocześnie przyznaję, ze zapewne to samo bardzo dobrze by się sprawdziło jako krótki spektakl teatralny. No ten gatunek pisarski tak ma albo raczej ja mam tak, ze ten gatunek (zazwyczaj) odbieram jako element innego “medium” (acz teatr jako taki bardzo lubię, więc to nie jest zarzut, raczej stwierdzenie, że “pisane nie do końca, niepisane zaciekawiłoby).

Smaczków trochę jest, na różnych frontach. Czasem nawet nie smaczków, a takiej lekkiej, łatwej ironii, chociażby:

Nie przysłali wam rad z ministerstwa?

Owszem, dali nam adres psychiatry.

Z Królem Wężów są zaszłości.

To się zdarza katom lasu.

Ale są i ostre komentarze społeczne:

Nazbyt lekko śmiercią chlustasz.

Może mam się za patriotkę.

I nawet aluzje polityczne:

Wreszcie mówisz z pewnym sensem.

Kto zło większym złem zwycięża,

nie bohater zeń, lecz zero;

Ale i dwa tak naprawdę bardzo smutne fragmenty:

Miejcie litość nad tym krajem.

– to ze względu na kontekst.

 

MILAN

Król Wężów wznowił długi odpoczynek.

DYREKTOR

To dobrze, można wracać do wycinek.

– a to ze względu na gatunek ludzki jako całość, bo jako ludzie chyba zawsze się tak zachowujemy…

 

W sumie zadziwiające, jak w prostej zdawałoby się historyjce i przecież wyglądającej na ot, leciutką, udało się upakować kilka takich “wycelowanych szpil”, których w trakcie czytania nie widać (albo widać, ale nie wydają się szpilami), a zaczynają być widoczne (albo odczuwalne, jeśli widziało się je wcześniej, ale nie interpretowało jako szpile), gdy zada się pytanie “czy można coś o tym tekście powiedzieć”.

 

PS. Gdybym miał zgadywać autorstwo, to Silva.

 

Bardzo dziękuję za obszerną, ciekawą wiadomość z niebłahym materiałem do przemyśleń!

Nie ukrywam, że tak z moim widzeniem świata trochę się ten tekst zgadza, to i klimat wpadł

To może też być lub bywać pułapką, jak przypuszczam. Nie zawsze dobrze jest pisać teksty adresowane tylko do części społeczeństwa, ograniczać krąg odbiorców. Ten na pewno odchyla się w stronę ekologii, ale chyba nie jest całkiem jednoznaczny, przecież pożerającego losowych turystów Króla Wężów trudno poczytać za postać jednoznacznie pozytywną. Pytanie, czy ktoś, kto uważa eksploatację dóbr natury za podstawowe prawo, może nawet obowiązek człowieka, też mógłby przeczytać to z przyjemnością i zachować coś dla siebie.

Bo jeśli chodzi o formę… (…) ten gatunek (zazwyczaj) odbieram jako element innego “medium”

To prawda, że dramaty z natury są niejako bardziej chropowate w odbiorze pisemnym od epiki i liryki. Jednym to przeszkadza mniej, innym bardziej. Tutaj forma wynika oczywiście z charakteru konkursu mitologicznego, na który jest adresowany Król Wężów. Niewątpliwie ciekawie byłoby zobaczyć to na deskach teatru, ale w tym momencie nie wydaje się to bardzo realne.

Smaczków trochę jest, na różnych frontach. Czasem nawet nie smaczków, a takiej lekkiej, łatwej ironii

Bardzo elegancko łuskasz te miejsca. Większość z nich nie była planowana z wysiłkiem twórczym, raczej samorzutnie spłynęły z klawiatury podczas nadawania kształtu ogólnej koncepcji.

I nawet aluzje polityczne

Muszę uczciwie przyznać, że akurat ten jeden fragment nie był przemyślany aż do głębi, którą w nim odnalazłeś. Jak łatwo zapomnieć, że u nas już nawet liczby całkowite mają konotacje polityczne. Aluzja jednak jest, choć nieświadoma, i z tym trzeba się pogodzić – każdy opublikowany tekst zostaje rzucony na pastwę interpretacji. Kiedy skłania do refleksji i każdy może w nim znaleźć dla siebie więcej, niż autor pierwotnie zamyślił, chyba może to nawet być zaletą.

a to ze względu na gatunek ludzki jako całość, bo jako ludzie chyba zawsze się tak zachowujemy…

Możliwe, że jest to wpisane w cechy, które pozwoliły nam – jako gatunkowi – zdobyć prymat w świecie. Ewolucja nie ma szans nadążyć za zmianami społeczno-gospodarczymi.

udało się upakować kilka takich “wycelowanych szpil”

Jak zresztą wynika z przedmowy, tekst był pisany częściowo pod wpływem rozgoryczenia, a w takiej sytuacji szpile pojawiają się niemalże same…

gdy zada się pytanie “czy można coś o tym tekście powiedzieć”

Umiejętność zadawania sobie tego pytania (i sensownego odpowiadania na nie) nie jest chyba częsta, ale staram się pamiętać, aby w miarę możliwości rozpatrywać swoje teksty pod tym kątem.

 

Wilcze zgłoszenia do Biblioteki widuje się rzadko i wiem, że trochę znaczą; naprawdę się cieszę, że doceniłeś ten utwór. Pozdrawiam anonimowo!

 

PS. Nie potwierdzam i nie zaprzeczam.

Ten na pewno odchyla się w stronę ekologii, ale chyba nie jest całkiem jednoznaczny, przecież pożerającego losowych turystów Króla Wężów trudno poczytać za postać jednoznacznie pozytywną

Siła natury.

Ale ogólnie to też jest istotny element. Wśród grup światopoglądowych (wszystkich) trochę za często wszystko wpada w jeden lejek.

każdy opublikowany tekst zostaje rzucony na pastwę interpretacji

W sumie najgorsze co się może zdarzyć, to gdy autorowi przypisze się interpretację sprzeczną z intencją autora, a sam autor nie będzie miał możliwości skomentowania tego ;-)

 

Siła natury.

Z jednej strony – owszem, taki przecież jest zamysł wszelkich podobnych legend, a już zwłaszcza ich reinterpretacji, aby przyznać naturze osobową siłę sprawczą, nieraz mszczącą się za cierpienia zwierząt i roślin, a nawet elementów przyrody nieożywionej. Z drugiej strony – kiedy już pojawia się taka postać, świadoma i inteligentna, trudno przecież nie zapytać o jej odpowiedzialność moralną. Podobnie: trudno zrozumieć, dlaczego – we wszelkich tekstach opisujących hipotetyczne spotkania z Matką Naturą – bohater nigdy nie pyta: Dobra, mamuńciu, a co ci strzeliło do główki z tymi… (parazytoidami / wadami mitochondrialnymi / przemijaniem jako takim, niepotrzebne skreślić).

Wśród grup światopoglądowych (wszystkich) trochę za często wszystko wpada w jeden lejek.

Wydaje mi się (a może to tylko pozór?), że wśród grup z dawnych lat, na przykład w czasach austro-węgierskich, więcej było wszechstronnej zgody co do pryncypiów oraz starań ponad podziałami o dobro ludności. Dzisiaj często są tak rozbieżne, jak gdyby nie miały żadnej płaszczyzny porozumienia, wywodziły się z różnych kultur i zasobów pojęciowych.

W sumie najgorsze co się może zdarzyć, to gdy autorowi przypisze się interpretację sprzeczną z intencją autora, a sam autor nie będzie miał możliwości skomentowania tego

Czasami przybiera to wręcz formę złośliwą – ktoś cytuje pod tezę fragmenty wyrwane z kontekstu. Innym przykładem, skoro już mówiliśmy wcześniej o zerze, mógłby być utwór Mniej niż zero, który w rzeczywistości został napisany… przed śmiercią Przemyka, więc pierwotnie nie był w stanie się do niej odnosić.

Wątpliwości zniknęły, Anonimie, ponieważ black_cupe już zgłosiła, znaczy mogę. Obawiam się zgłaszać pierwsza, ponieważ najczęściej pecha przynoszę, a nie chcę tego robić Autorom.

 

O pomnikach na swoim obecnym terenie trochę wiem, nawet wspieram, ile tylko mogę, ale zdecydowanie niewystarczająco, choć może na miarę swoich możliwości, ale… No, nie wiem.

 

Lepiej pewnie znam góry z czeskiej i słowackiej strony niż z polskiej. ;-) Dla mnie, neptka, klasyczne i dopracowane. Antygonę pamiętam, Wesele też. :-) Chwała mojej polonistce, na wieki wieków! Przybosia niestety nie kochała, niepoprawna romantyczka, choć muszę jej oddać, że międzywojnia  nie “spaprała” – próbowała wyważyć zdarzenia, pisarzy, relacje. Może dlatego, że mąż był historykiem. Jej umiłowanym był Słowacki, a ja kłóciłam się (już po maturze, naturalnie, o pierwszeństwo Norwida).

A bóstwa rzeczywiście niezwykłe, niestandardowe, ale… nie, nie o to chodzi, chyba bardziej o to, że jest w nich tchnienie nie błota i strzyg, lecz pewien rodzaj oddechu, jasności. Ciśnie mi się na usta, znaczy papier, słowo uwznioślenie, ale – lipne. Wiem, mętne, to co piszę, lecz w ogóle nie znam słowiańskiej mitologii, lecz z tego, co dotknęłam, jest przyziemna i po wsiach się przetacza, tu mamy inny koncept bogów/bogiń. Gdy płytko googlałam, rozbawiły mnie rozważania odnośnie ich płci i natury-istoty. 

Prastare bądź nie, dziedzictwo mamy, jakie mamy. Dołożyłeś – dla mnie – cegiełkę. :-)

 

Wiesz, katharsis, jest nim gniew, dotyczy sprawy ważnej, nie obocznej. Różnie można wszystko “ustawiać”, a ponieważ wyrosłam już z krótkich spodenek na szelkach i pasę się bardziej na francuskich koncepcjach filozoficzno/socjologiczno/psychologicznych, ponieważ więcej wnoszą. Jeśli coś jest nie do zgryzienia, znaczy – nie w punkt, trza myśleć, inaczej ująć, postawić itd itp. Konkludując, nie chcę się pogodzić, że tak ma być z klimatem, szczgółowo z wycinką, strzelaniem, gdyż absurdalne.

Odnośnie korzystności opinii, już Twój pierwszy tekst był odmienny, ciekawy z uwagi na skojarzenia i zwroty. :-)

 

wilku -zimowy, to nie Silva, obecnie jest na portalu tylko jeden użyszkodnik, który potrafi się tak biegle poruszać w czterech obszarach. Loża chyba za mało wyrywkowo czyta, chociaż Ty, Finkla, Irka, Cobold, Drakaina najwięcej, za co podziękowania! Czas. Rozumiem i nie narzekam, bo regularnie ogłaszacie piórka, jak zegar nastawiony na określoną godzinę. Lubię to, bo cenię regularność. 

Wiem, przy @Wktorze się bardzo pomyliłam, ale na szczęście szybko zrozumiałam, dlaczego tak się stało, znaczy, co mnie zmyliło. 

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Wątpliwości zniknęły, Anonimie, ponieważ black_cape już zgłosiła, znaczy mogę. Obawiam się zgłaszać pierwsza, ponieważ najczęściej pecha przynoszę, a nie chcę tego robić Autorom.

Cieszę się, że możesz, ale to dla mnie nowa wiadomość. Znaczy: ogólnie wiem, że spotkanie smoczycy przynosi pecha, często drastycznego i natychmiastowego, ale żeby akurat w tym przypadku?

Lepiej pewnie znam góry z czeskiej i słowackiej strony niż z polskiej.

Ja właśnie odwrotnie – mam jeszcze bardzo dużo do zwiedzenia za południową granicą.

Przybosia niestety nie kochała, niepoprawna romantyczka

Przybosia też nie darzę miłością, ale akurat w tym wierszu wybił się o dobre dwie klasy ponad swój normalny poziom.

Jej umiłowanym był Słowacki, a ja kłóciłam się (już po maturze, naturalnie) o pierwszeństwo Norwida.

Kiedy Słowackiego z Norwidem trudno porównywać, pisali w tak różnych stylach i kontekstach. Obydwu bardzo cenię – mówiąc najkrócej, Słowackiego za czyste piękno i swobodę języka, Norwida za erudycję i głębię metafor.

jest w nich tchnienie nie błota i strzyg, lecz pewien rodzaj oddechu, jasności.

To koncepcja trudna do uchwycenia, ale ciekawie próbujesz ją wyrazić. Wydaje mi się – choć może to zaburzenie perspektywy, może znawcy wypowiedzieliby się inaczej – że owo błoto i strzygi to skutek tego, iż pierwszy romantyczny zwrot ku ludowości w naszej kulturze wysokiej nastąpił wkrótce po utracie niepodległości i to, co z niej czerpaliśmy, z konieczności pozostało skażone bagażem bezowocnego heroizmu. Kultury, które właśnie wtedy zaczynały budować swoją tożsamość – rzeczywiście od podstaw, gdzie wiejskie podania były kończyną, a nie protezą – mogły chyba zachować z nich te jaśniejsze elementy. Tak w każdym razie postrzegam (czy nie nazbyt powierzchownie?) ten pierwszy etap kształtowania się literatury słowackiej, a przecież akcja Króla Wężów toczy się właśnie na Słowacji. A pozostaje jeszcze kwestia osobniczego postrzegania sił wyższych, tego, że gdy o nich piszę – chcąc nie chcąc nadaję im pewien indywidualny rys. Błoto i strzygi… też można, ale to byłby zupełnie inny tekst. Odwróć się od szyby, rozmawiaj na migi – strzygi i widziadła, widziadła i strzygi

Gdy płytko googlałam, rozbawiły mnie rozważania odnośnie ich płci i natury-istoty.

Przyjęło się umowne rozwiązanie, w którym określamy bóstwo płcią bardziej “adekwatną” do jego zachowania w kontekście ludzkich stereotypów, ale rzeczywiste oznaczanie płci może w ich przypadku być błędne pojęciowo lub wymykać się naszemu postrzeganiu. Przypomina mi się przy okazji pewien wybitny fizyk (chyba Leon Lederman), który z uporem twierdził, że dowolny bóg monoteistyczny, który ewentualnie utworzył wszechświat o takim kształcie, musiał być – w naszym typowym rozumieniu – boginią.

Prastare bądź nie, dziedzictwo mamy, jakie mamy. Dołożyłeś – dla mnie – cegiełkę.

Dobrze to słyszeć; legendy mają wartość chyba najczęściej wówczas, gdy możemy jeszcze dołożyć do nich coś od siebie, dodać jakąś istotną – we współczesnym kontekście – interpretację. To sama przyjemność.

Konkludując, nie chcę się pogodzić, że tak ma być z klimatem, szczegółowo z wycinką, strzelaniem, gdyż absurdalne.

Cały ten akapit był niełatwy do interpretacji, ale chyba w końcu wiem, co chcesz przekazać, błysnęła mi gdzieś ta idea już wcześniej. Król Wężów, w ostatecznym rozrachunku, nie skłania – nie powinien skłaniać – do zgody na opisany stan rzeczy, a to przeszkadza oczyszczeniu. Czy jednak starożytni widzowie naprawdę wychodzili z teatru z przeświadczeniem, że człowiek jest zabawką w ręku bogów, ale wszystko poza tym jest w porządku i nie należy się tym przejmować? Chyba nie wszyscy, chyba nie zawsze. Ulga przynoszona przez taki tekst, na głębszym poziomie, powinna może polegać też na tym, że próbuje on ukazać pewne istotne mechanizmy i postawy. Wprawdzie tutaj nie ma postaci, na których naprawdę warto się wzorować (bohaterów podzielimy praktycznie na biernych – Łada, Kosówka, w znacznym stopniu też Milan – i złowieszczych – Król Wężów, Dyrektor, nawet Hanka), ale przynajmniej wiadomo, na co zwracać uwagę, czego unikać, jakich argumentów się spodziewać. Pod warunkiem, że dramat rzeczywiście jest dość dobrze napisany, aby wypełniać założoną rolę…

Odnośnie korzystności opinii, już Twój pierwszy tekst był odmienny, ciekawy z uwagi na skojarzenia i zwroty.

Brzmi, jakbyś mnie rozpoznawała. Wydaje się to zupełnie możliwe, pozostaje tylko nadzieja, że na podstawie własnego doświadczenia, a nie oprogramowania badającego statystycznie słownictwo (troszeczkę żartuję). Jeżeli poprawnie mnie identyfikujesz i myślimy o tym samym tekście, Twój komentarz pod nim wiele mnie nauczył, dał mi cenny materiał do przetworzenia, co przebudowało strukturę i zamysł kolejnych tworzonych przeze mnie tekstów. Trafiamy tutaj na intrygującą zagwozdkę filozoficzną: czuję się tą samą osobą piszącą, co wówczas, ale czy naprawdę nią jestem, skoro nie tylko piszę inaczej (sądząc po odbiorze, może nawet lepiej), ale też w innych kategoriach rozpatruję tworzone teksty, formuję je wyraźnie inaczej już na etapie kształtowania w umyśle? A co z tymi jeszcze dawniejszymi próbami pisarskimi, przy lekturze których nie odczuwam już z autorem, ze sobą owego czasu, pełnej wspólnoty rozumowań, lecz raczej zażenowanie pomieszane z przestrachem – chyba na zasadzie, którą Anglicy nazywają valley of the uncanny: widzę, że to prawie ja, ale nie do końca? Muszę jeszcze to wszystko dobrze przemyśleć!

Słowackiego za czyste piękno i swobodę języka, Norwida za erudycję i głębię metafor.

Niedyskusyjne. xd Chmurne lata mi przeszły i teraz doceniłabym jej wybory. 

Kultury, które właśnie wtedy zaczynały budować swoją tożsamość – rzeczywiście od podstaw, gdzie wiejskie podania były kończyną, a nie protezą – mogły chyba zachować z nich te jaśniejsze elementy.

Lepiej uchwyciłeś sedno niż ja! Zastanawia mnie, dlaczego Autorzy, sięgając do słowiańszczyzny we współczesnych powieściach, opowiadaniach, eksplorują nadal ten wycinek "zniekształconych" sytuacją mitów, przynajmniej nie znam innych. To kształtuje postrzeganie.

Zgodzę się również, coś bardzo zgodna jestem dzisiaj ;) – z indywidualnym rysem, który nadajemy siłom wyższym. Bliższe mi są postaci niejednoznaczne, niezrozumiałe, a nie fragmentaryczne kreowane na potrzeby konkretnego zjawiska, przejawu.

Wers o rozmawianiu na migi i strzygach, Kaczmarski. :-)

wybitny fizyk (chyba Leon Lederman), który z uporem twierdził, że dowolny bóg monoteistyczny, który ewentualnie utworzył wszechświat o takim kształcie, musiał być – w naszym typowym rozumieniu – boginią.

Wybitny! od neutrin i cząstki ypsilon, noblista. Nie wiem, czy boginią, chociaż skierowałeś moje myśli do mitów sumeryjskich i Tiamat (matka wszystkich bogów), która wraz z praojcem Apsu ucieleśnia bezmiar wód słonych i słodkich. Praświat poza dobrem i złem, chaos. Chaos (nie w znaczeniu bałagan) wydaje mi się pojemniejszym konceptem niźli porządek, dobro i zło. Dla mnie oznacza potencję do utrzymywania odmiennych wizji, możliwości, wiec poznawania. Wracając do głównego wątku, postrzeganie natury przez wczesnych ludzi może było bliższe chaosowi niż porządkowi, nie wiem.

Ulga przynoszona przez taki tekst, na głębszym poziomie, powinna może polegać też na tym, że próbuje on ukazać pewne istotne mechanizmy i postawy.

Udało Ci się. Dla mnie też większą wartość ma naszkicowanie jakiejś prawidłowości, mechanizmu, a postaci, ich zachowania mają odzwierciedlać różne postawy układania się z rzeczywistością.

nie oprogramowania badającego statystycznie słownictwo (troszeczkę żartuję)

Słów u Ciebie bez liku, ze statystyką chyba za wiele nie zdziałałabym. xd

Trafiamy tutaj na intrygującą zagwozdkę filozoficzną: czuję się tą samą osobą piszącą, co wówczas, ale czy naprawdę nią jestem, skoro nie tylko piszę inaczej (sądząc po odbiorze, może nawet lepiej), ale też w innych kategoriach rozpatruję tworzone teksty, formuję je wyraźnie inaczej już na etapie kształtowania w umyśle?

Może jest rodzajem doświadczenia, etapu. :-) Ja myślę o tym jak o narzucaniu formy, kształtowaniu. Mamy pewien materiał, lecz trzeba go obrobić, aby był najbardziej do siebie podobny. Pamiętam swoją przygodę z pierwszym krótkim tekstem przed trzema laty. Po roku w ramach zadanego ćwiczenia napisałam go ponownie – był zupełnie inny, choć traktował o tym samym (nie mówimy tu o literówkach, interpunkcji i oczywistych kiksach). Przedziwne doświadczenie, w dodatku z dużą swobodą i w gruncie rzeczy rodzajem pewności napisałam go. Myślę, że może być drogą nabywania umiejętności czytelnego przedstawiania i dyskursu z czytelnikiem. Choć dla mnie niemniej ważne pozostaje nie zakleszczyć się w pewności.

 

pzd srd

a.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

eksplorują nadal ten wycinek "zniekształconych" sytuacją mitów, przynajmniej nie znam innych. To kształtuje postrzeganie.

Myślę też sobie, że po latach już trudno dojść, co było oryginalne, co przetworzone i w jakim stopniu. Jeżeli nawet opowieść ludowa została zapisana, zwykle nie znamy związanych z nią pierwotnie kontekstów i zabarwienia emocjonalnego. Mój Król Wężów też jest bez wątpienia bardzo odległy od tego, jak wyobrażał go sobie XIX-wieczny góral, zniekształcony sytuacją, tylko może w inną stronę.

Wers o rozmawianiu na migi i strzygach, Kaczmarski.

Tak: właśnie Przeczucie przyszło mi na myśl przy zastanowieniu się, w którą stronę ewoluowałby ten dramat, gdyby naszpikować go bytami ciemnymi, jadowitymi lub pasożytniczymi. Wiersz nietypowy dla dorobku Kaczmarskiego, ale jeden z ciekawszych, nasycony klimatem i odświeżającymi frazami. Zima dzieli istnienia na czarne i białe, zimą ciało ogrzejesz tylko innym ciałem

Chaos (nie w znaczeniu bałagan) wydaje mi się pojemniejszym konceptem niźli porządek, dobro i zło. Dla mnie oznacza potencję do utrzymywania odmiennych wizji, możliwości, więc poznawania.

Czy nie dlatego jest pojemniejszy, że niczego nie narzuca i to Ty możesz wybierać kształt, utrzymywać odmienne wizje – samodzielnie definiować dobro i zło, poznawać – określać na nim własny porządek? W tym sensie na pewno, ale może interpretuję to zbyt płytko, może miałaś na myśli coś więcej.

Słów u Ciebie bez liku, ze statystyką chyba za wiele nie zdziałałabym.

Mając dłuższą próbkę tekstu, da się jednak znaleźć parametry dające duże szanse na zidentyfikowanie autora. Dobór struktur gramatycznych, spójników, typowe błędy interpunkcyjne…

Po roku w ramach zadanego ćwiczenia napisałam go ponownie – był zupełnie inny, choć traktował o tym samym

Trzeba by spróbować, ale nie wiem, czy udałoby mi się teraz napisać tę pierwszą wprawkę znacząco lepiej. Już począwszy od samych założeń, nie miała potencjału na wybitne opowiadanie. Chociaż niektóre elementy na pewno warto byłoby zmodyfikować.

 

Nawzajem pozdrawiam!

Hej, Anonimie!

 

Od razu wsiąkłem w klimat, choć przyznam, że musiałem przeczytać tekst z rana, na świeżo, bo wieczorem nie dałem rady. Na myśl od razu przyszła mi “Baśń o wężowym sercu” Radka Raka, nie tylko za sprawą samego Króla Wężów, ale też języka.

W całej smutnej historii znalazły się też miejsca, gdzie się uśmiechnąłem.

Koniec, co tu dużo mówić, mało zaskakujący, ale… komu to przeszkadza ;) Warto było przeczytać dla samego baśniowego klimatu, dla pięknie przedstawionego mitu.

 

Pozdrawiam!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej, Krokusie!

 

Cieszę się, że podobała Ci się lektura. To prawda, że w paru miejscach można się uśmiechnąć, choć wymowa całości nie jest przesadnie pogodna.

Na myśl od razu przyszła mi “Baśń o wężowym sercu” Radka Raka, nie tylko za sprawą samego Króla Wężów, ale też języka.

Konto Radka Raka nie wykazuje aktywności chyba od pięciu lat, więc bardzo mała szansa, aby nagle coś tutaj opublikował. Oczywiście, to konkurs anonimowy, więc przy pytaniach o tożsamość niczego nie mogę oficjalnie potwierdzić ani zaprzeczyć.

Koniec, co tu dużo mówić, mało zaskakujący, ale… komu to przeszkadza

Już przedmowa nadaje ton całości, a kiedy jeszcze Dyrektor opowiada legendę w wersji swojej prababki, rzeczywiście łatwo przewidzieć zakończenie. To świadomy zamysł twórczy, podyktowany charakterem tekstu i konkursu – przecież w tragedii starogreckiej zarys fabuły był zazwyczaj przewidywalny, a jej zamknięcie z góry wiadome. Chodzi też o to wrażenie nieuchronności.

Warto było przeczytać dla samego baśniowego klimatu, dla pięknie przedstawionego mitu.

Właśnie tak miało być.

 

Pozdrawiam!

Myślę też sobie, że po latach już trudno dojść, co było oryginalne, co przetworzone i w jakim stopniu

Z pewnością na jakimś poziomie masz rację. Jednak pomyślałam sobie, że być może i tutaj są różne płaszczyzny, podobnie jak przy koncepcjach dialogu. Możemy go traktować jako powierzchowną komunikację (rodzaj racjonalnego dyskursu opartego na zrozumiałych zasadach językowych); według metafory „przekładu” (w znaczeniu spojrzenia na świat z perspektywy innego języka, a nie tłumacza Googla); buberowskie spotkanie (obecność i jednocześnie nieprzewidywalność, bo dialog jest „dia”, pomiędzy); wkład Gadamera, że „język jest grą”, czyli gra gra nami, a nie my w grę (tj. panujemy nad regułami gry, a nie samą grą, vide szachy – no chyba że gramy sami ze sobą;-)). 

Wydaje mi się, że można podejmować dyskurs nawet z zapisanymi w dawnych wiekach tekstów. Może Twoja opowieść jest rodzajem przekładu, spotkaniem. Przypomina mi się piękne stwierdzenie Ricouera „kiedy rodzimy się, włączamy się w dialog, ktory trwa od wieków”. Czas,i dodajemy słowo, czasami kilka zdań, niekiedy nic.

„Przeczucie”, Kaczmarskiego – piękne!

Czy nie dlatego jest pojemniejszy, że niczego nie narzuca i to Ty możesz wybierać kształt, utrzymywać odmienne wizje – samodzielnie definiować dobro i zło, poznawać – określać na nim własny porządek?

Nie, chyba nie o to mi chodziło. ;-) Pewien filozof i pedagog niemiecki (Bollnow) dzielił myślenie na intelektualne i rozumowe. Pierwsze to młotek (wiedza, info itd, itp), przykładem może być Internet; drugie (człowiek potrafi słuchać, rozumieć i rozróżniać). Chaos stawarza temu drugiemu warunki. Traktuję chaos jako wolną przestrzeń, umożliwiającą powstawanie i oblekanie w słowa różnych potencjalnych myśli, eksperymentowanie, a nie wiedzę i osąd. :-)

Mając dłuższą próbkę tekstu, da się jednak znaleźć parametry dające duże szanse na zidentyfikowanie autora

Musiałyby być dłuższe i nie, gdy się eksperymentom oddajesz. xd

Już począwszy od samych założeń, nie miała potencjału na wybitne opowiadanie.

I, to chyba nie warto. Do tamtego, swojego pierwszego, byłam bardzo przywiązana.

Pzd srd

a.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Obawiam się, że tu już mnie przerasta głębia Twojej wypowiedzi. Nigdy nie nadarzyła mi się okazja, aby zapoznać się systematycznie z filozofią literatury, przeanalizować profesjonalne opinie o możliwościach przekazywania znaczeń. I jeżeli nawet nie widzisz w moim tekście więcej ode mnie (co też zupełnie możliwe), na pewno umiesz lepiej nazwać to, co widzisz, i ująć w karby wzorców. Cała Twoja uwaga jest nasycona intrygującymi tropami, za którymi miło byłoby kiedyś podążyć. Szczególnie nurtuje mnie jedna kwestia:

dzielił myślenie na intelektualne i rozumowe. (…) Chaos stwarza temu drugiemu warunki.

O ile dobrze rozumiem, myślenie rozumowe polega na samodzielnym dostrzeganiu wzorców, zależności logicznych, i wysuwaniu wniosków. Jeżeli mamy chaos pozorny – przesycony powiązaniami, które są dostępne niemal na wierzchu, tyle że nikt ich jeszcze nie dostrzegł – to rzeczywiście dogodne warunki do myślenia. Przy chaosie prawdziwym, cechującym się dokumentnym brakiem jakichkolwiek związków przyczynowo-skutkowych, myślenie byłoby bezcelowe – i tak niewiele można wymyślić. Zaznaczam jednak, że to tylko moje amatorskie przemyślenia i nijak nie jestem w stanie przytoczyć prac filozoficznych na poparcie tej koncepcji.

 

Przy okazji: widzę, że MrBrightside wyraźnie skrytykował zgłaszanie tego tekstu do piórka. Ze względu na anonimowość nie bardzo mogę odpisać w tamtym miejscu, rozumiem zresztą przesłanki stojące za tą krytyką i myślę, że wykazał się odwagą cywilną, zwracając na to uwagę. Z drugiej strony – sam zapis Zgłoszone może zostać każde opowiadanie bądź szort o długości do 80 tysięcy znaków jednoznacznie wskazuje, że w regule chodzi o kategorie na portalu, nie zaś kategorie filologiczne (nie ma w językoznawstwie terminu szort!), a skoro brakuje osobnej kategorii na dramaty, powinny trafiać do kategorii domyślnej, czyli “opowiadanie”, czyli mogą kandydować do piórek jako opowiadania, quod erat demonstrandum. Piszę teraz o tym, gdyż przyszło mi na myśl, że pewnie nie zauważyłaś tamtej krytyki, a może chciałabyś jakoś zareagować – samodzielnie podjąć polemikę, względnie wycofać zgłoszenie.

Pozdrawiam serdecznie!

Nigdy nie nadarzyła mi się okazja, aby zapoznać się systematycznie z filozofią literatury, przeanalizować profesjonalne opinie o możliwościach przekazywania znaczeń.

Również nie miałam po temu okazji. Pomyślałam sobie, że jeśli literatura jest porozumiewaniem się z Drugim (tak jak opowiadanie przy ognisku) dopuszczalne jest przyłożenie do niej miary koncepcji „komunikacyjnych”.

Przy chaosie prawdziwym, cechującym się dokumentnym brakiem jakichkolwiek związków przyczynowo-skutkowych, myślenie byłoby bezcelowe – i tak niewiele można wymyślić.

Trochę „przykroiłam” Bollnowa do swoich potrzeb. On nie pisał nic na temat chaosu. Skrótowo przedstawiając jego poglądy, nie powinnam była mieszać jeszcze swoich myśli, albo przynajmniej wyraźnie zaznaczyć, że „domyśliłam”. Zatem się poprawiam. 

Myślenie intelektualne jest dla niego informacjami, wiedzą, umiejętnościami posługiwania się językiem logiką, korzystaniem z narzędzi i wszystkim, co tam jeszcze można byłoby dodać. Intelekt jest poza dobrem i złem, jest neutralny jak każde narzędzie. Młotkiem możesz się posłużyć, aby zbudować dom, karmnik dla ptaków, wbić gwóźdź w ścianę, aby powiesić ulubiony obrazek. Może więc zostać wykorzystany w dobrej lub złej sprawie.

Myślenie rozumowe, według niego, służy ludziom i całym społecznościom. Umożliwia współistnienie i współzamieszkiwanie. Kluczem jest tutaj rozumienie Drugiego, umiejętność wejścia w jego położenie, nie po to, aby od razu zmienić swoje zdanie, ale by stworzyć potencjalną możliwość dla zajścia procesu korekty. Zazwyczaj to rozumienie składa się z słuchania i opracowania intelektualnego (poziom uczuć i myślenia) oraz rozróżniania. W psychologii mówi się o tym jako o umiejętności decentracji, potocznie często zwiemy to empatią, rozumiejąc przez nią wyczucie się w Drugiego, z tym, że on (Bollnow) dodaje do niej intelekt i nie redukuje zjawiska do odczuć i emocji. Nie mam pod ręką książki i, niestety, używam swoich słów, nie piszę jego tekstem. 

To myślenie rozumowe – chyba – stanowi bardzo ważny sposób ludzkiego uczenia się i jednocześnie integrowania wiedzy. Wiedzę możemy nabyć, lecz potrzebne są reguły jej użycia, a nie mogą być to prawa niezmienne, gdyż byłyby na dłuższą metę nieprzystosowawcze dla gatunku ludzkiego. Stąd myślenie rozumne.

Dwie rzeczy mogą być tutaj ważne: liczba osobistych doświadczeń i liczba słów, które znamy. Żyjemy zbyt krótko, aby nabyć empatię w sytuacjach rzeczywistych, więc czytamy książki, by żyć życiem innych i doświadczyć innych sytuacji. Czytamy, wzbogcając słownictwo, żeby nasz język był mniej toporny, a opis świata bardziej zniuansowany.

 

A teraz wrócę do swojej myśli o chaosie. Dla mnie – chyba – nie istnieje chaos prawdziwy, taki, pod ktorym nic się nie kryje. Zawsze coś się pod nim kryje, z czegoś jest utkany, lecz często nie widzimy/rozumiemy wzorców i zależności, nie potrafimy odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego tak, a nie inaczej. 

 

pewnie nie zauważyłaś tamtej krytyki, a może chciałabyś jakoś zareagować

Masz rację, że nie zauważyłam i chcę zareagować. Doczytałam szybko o rodzajach i gatunkach (literacko mam spore luki). Tak, mamy epikę, lirykę i dramat, a potem podziały na gatunki. To stary, jeszcze chyba grecki podział. 

Na forum, jak rozumiem są kategorie forumowe, bo szort, opowiadanie i liczba znaków. Nie jest napisane, że koniecznie musi przynależeć do epiki. Pamiętam, że kiedyś był na forum konkurs na słuchowisko i tam pojawiły się piórka. Poza tym Drakaina&Ninedin chyba nie organizowałyby corocznego konkursu mitologicznego, w którym nie można za tekst zdobyć piórka.

Podpytam się w tamtym wątku. I nie, nie chcę wycofywać, bo bardzo mi się spodobało przez język i odmienną, niesztampową wizję słowiańszczyzny, odwołującą się do greckiej jasności. :-)

Srd

a.

 

PS. Jak widzisz, Anonimie, przy moich nominacjach zdarzają się kłopoty. :p Chaos. xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Bardzo dziękuję za tak interesujące wyłożenie koncepcji Bollnowa. To nie była oczywista interpretacja, z pozoru myślenie rozumowe powinno oznaczać właśnie odnajdowanie powiązań logicznych – a wczuwanie się w sytuację drugiego człowieka i decentrację łatwiej byłoby powiązać ze sferą emocjonalną, o czym zresztą wspomniałaś. Widzę jednak, że rysuje się tutaj pewien związek: jeżeli mogę kreatywnie wykorzystać zebrane informacje do obrazowania sobie świata, mogę też posłużyć się słowami innej osoby, aby przedstawić (sobie lub komuś) życie z jej perspektywy. Może dotychczas nie wychodzi mi to bardzo dobrze, ale niewątpliwie jest to umiejętność niezbędna przy tworzeniu solidnej literatury. Odniosę się jeszcze pobieżnie do paru szczegółów Twojej odpowiedzi…

Intelekt jest poza dobrem, poza złem

Requiem.

Dwie rzeczy mogą być tutaj ważne: liczba osobistych doświadczeń i liczba słów, które znamy.

Z tą znajomością słów rzecz jest ciekawa: oczytany nastolatek spokojnie może znać 150 000 słów w języku polskim. To znaczy, że przez całe dotychczasowe życie poznawał średnio około 30 słów dziennie. Spróbuj poznać w ciągu dnia trzydzieści nowych polskich słów – nie tak łatwo. Chyba wszyscy łatwo zapominamy, jak plastyczne były nasze umysły w wieku wczesnodziecięcym.

Jak widzisz, Anonimie, przy moich nominacjach zdarzają się kłopoty.

Cenię sobie Twoje uznanie i absolutnie nie myślę Cię za to winić. Dopóki nie zaproponujesz mechanizmu objaśniającego ten stan rzeczy, należy zakładać, że to czysty przypadek.

Pozdrawiam!

Z przyjemnością większą część bym wstawiła, a nie mini fragment Requiem.

“… Jesteśmy – jacy jesteśmy

Byliśmy – jacyśmy byli 

Tę prawdę o sobie unieśmy 

W tej krótkiej, danej nam chwili. 

Będziemy – jacy zechcemy

Byle wiedzieć nam – czego chcieć,

Lecz nie wiemy – czego nie wiemy,

Więc nie mamy – co chcemy mieć.

Mogliśmy, czego nie wolno,

Co wolno – nie chcemy móc.

Wolimy niewolę niż wolność,

W której nie ma o co łbem tłuc.

Więc będziemy – jacyśmy byli,

Więc jesteśmy – a jakby nas brak

W tej krótkiej danej nam chwili,

Której jutro nie będzie i tak…"

 

To znaczy, że przez całe dotychczasowe życie poznawał średnio około 30 słów dziennie.

Imponująca jest chłonność umysłu dzieci i nastolatków, ale byłabym ostrożna z plastycznością i wyciąganiem wniosków odnośnie wieku, ponieważ zmienia się jakościowo sposób nabywania wiedzy i poziom złożoności przyswajanych treści. Nowe pojęcia musimy umiejscowić w obecnych już katalogach, a najlepiej silnie z nimi powiązać, bo inaczej znikną, jako nic nie znaczące.

Na początku niejako zapisujemy "czystą kartę" i najbardziej chłonne jest niemowlę na obu poziomach, tym wiedzowym i emocjonalnym (do-od, przyjemność-przykrość). Na pierwszy rzut idą nazwy przedmiotów nas otaczających, potem określenia z różnych dyscyplin (sposób nauczania testowo-klasówkowy, "wykuć i zapomnieć").

Tak, sto pięćdziesiąt tysięcy wydaje się naprawdę dużą liczbą, z tym, że warto byłoby postawić sobie dwa pytania: ile z tych słów jest używanych, które tylko rozpoznawane w tekście i niemożliwe do zwerbalizowania samodzielnie. Nie sprawdzałam tego, ale pamiętam stare (sprzed kilku lat), alarmujące wyniki wycinkowych, amerykańskich badań nastolatków – 1500/3000 słów jest w powszechnym użyciu. 

Poza tym, zawsze na początku uczenia się każdej umiejętności (tu – werbalizacji świata i mnie samego) postępy są zgoła astronomiczne, potem nachylenie bądź krzywizna przestaje rosnąć dynamicznie. Wydaje mi się bardzo przystosowawcze z uwagi na początkową szybkość, którą możemy odnieść do orientacji w otoczeniu.

Co potem się dzieje? Osiadamy na laurach, czyżby dlatego że wszystko już wiemy? Może usypiamy, bo życie jest tak męczące? Ale prawdopodobne jest też uzyskanie/przekroczenie granicy z krzywej Gaussa z odpowiednimi wariancjami, czyli co za dużo to niezdrowo. Jednak, chyba za dużo zmian dla człowieka, za krótki czas na przystosowanie, czyli w skrócie proponowany antropocen (nie wiem, czy pisać go dużą, czy mała literą) kładzie się cieniem.

 

Z tymi przypadkami to los, ale nigdy nie mam pewności, czy los i nie toczy się jakiś proces w tle. Lubię sobie czasami pooglądać różne teorie spiskowe, lecz w tym przypadku nie do nich się odnoszę i ruletki. W długich przedziałach czasu łatwiej coś dostrzec, w krótkich raczej króluje intuicja powstała z bazy doświadczeń, wrażeń, przeniesień z innych dziedzin.

Srd.

a.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Kiedy już dzielimy się większymi częściami, mój ulubiony fragment to chyba ten:

Śpijcie spokojnie – skrytym zdradom wierni,

Za bezcen strachu swej pychy kupieni,

Karni dzierżawcy cmentarnej guberni,

Hetmańskich buław, biskupich pierścieni.

Nikt wam już dzisiaj nie pohańbi mogił:

Sąd ostateczny odległy, niepewny,

Nieprzeliczone zapomnienia drogi,

Bóg – dobrotliwy, człowiek – krótkogniewny.

Uwaga do ostatniego słowa: zazwyczaj zaleca się w takich przypadkach pisownię rozdzielną (krótko gniewny), twierdzę jednak, że w tym przypadku pisownia łączna jest zasadna – a wręcz jedynie właściwa – nie mamy bowiem do czynienia z cechą przygodną, a z trwałą charakteryzacją omawianego podmiotu (porównaj: ogórek małosolny).

zmienia się jakościowo sposób nabywania wiedzy i poziom złożoności przyswajanych treści. (…) Na pierwszy rzut idą nazwy przedmiotów nas otaczających, potem określenia z różnych dyscyplin (…)

Niewątpliwie łatwiej zapoznać się z koncepcją stołu niż z koncepcją oligurii, częściej też (przy odrobinie szczęścia…) nadarza się okazja utrwalenia jej w życiu codziennym.

Tak, sto pięćdziesiąt tysięcy wydaje się naprawdę dużą liczbą, z tym że warto byłoby postawić sobie dwa pytania: ile z tych słów jest używanych, które tylko rozpoznawane w tekście i niemożliwe do zwerbalizowania samodzielnie.

Przypuszczam, że samodzielnie werbalizuję większość znanych mi słów, przynajmniej w języku polskim. Lektura opowiadań może stanowić pewną przesłankę, ale zaprojektowanie weryfikującego to obiektywnie badania byłoby trudne. Oczywiście, norma wygląda nieco inaczej – cytowane przez Ciebie oszacowanie liczby słów w powszechnym użyciu zdaje się, niestety, dosyć prawdopodobne.

Jednak, chyba za dużo zmian dla człowieka, za krótki czas na przystosowanie, czyli w skrócie proponowany antropocen (nie wiem, czy pisać go dużą, czy mała literą) kładzie się cieniem.

Małą, jak holocen i wszelkie epoki geologiczne. Na pewno masz rację w skali ludzkości – modyfikujemy środowisko i styl życia zbyt prędko, aby się do tego przystosować ewolucyjnie, i to chyba od czasu wynalezienia rolnictwa. Może też w skali pojedynczego człowieka – uczymy się, wchłaniamy wiedzę, a potem nagle zaczyna brakować koncepcji, co z tym zrobić.

Z tymi przypadkami to los, ale nigdy nie mam pewności, czy los i nie toczy się jakiś proces w tle.

Rzucając monetą przez pewien czas, często dopatrzymy się wzorca – nie dlatego, aby moneta była fałszywa, lecz dlatego, że możliwych wzorców jest wiele, a nasz umysł sprawnie je wyszukuje. Do tego dochodzą jeszcze trudności z intuicyjnym pojmowaniem twierdzenia Bayesa i kierunku wnioskowań: wiadomo, że jeżeli ktoś jest smokiem, to jest zielony i zębaty – wiele osób byłoby skłonnych twierdzić na tej podstawie, że każdy, kto jest zębaty i zielony, (zapewne) jest smokiem – i w ten sposób wykształca się światopogląd spiskowy. Wiedza o rachunku prawdopodobieństwa często pomaga się w tym nie zagubić; często, ale nie zawsze, bo niektóre prawdopodobieństwa niezmiernie trudno oszacować.

 

Pozdrawiam anonimowo!

Już pewnie przeczytałeś, jaka jest decyzja loży – tylko opowiadania (rozumiem, że w domyśle epika) otrzymały prawo do opierzania się. Poezja i dramat jako brzydkie kaczątka mają człapać po ziemi, za matką. Skrzydła im nie wyrosną, nie wzbiją się w powietrze, "ponad poziomy".

Oj, wiele odczuć Kaczmarskiego jest mi bliskich, a diagnozy, oceny historyczne płynące ze śpiewanych strof trafne. Krótkogniewny – piękne słówko.

Oliguria, cóż, z nią nie przelewki, ważne by leczyć przyczynowo. ;-) Kiedy wreszcie pojęłam, że granicę naszego świata stanowi język i że właściwie nie ma nic poza językiem w obrębie społeczności, że nazwa (i to, co za nią idzie: tył, boki, z góry, dołu) tyle znaczy, było, cóż, dla mnie epokowym odkryciem. ;-)

Przypuszczam, że samodzielnie werbalizuję większość znanych mi słów, przynajmniej w języku polskim.

Tuszę, że masz rację Waszmości, bo z Waćpanną nie jest tak wybornie. xd

 

Dzięki za mały "antropocen" – zapamiętam, ślady wiążące się z ludźmi lepiej się zapamiętywują. ;-)

Do tego dochodzą jeszcze trudności z intuicyjnym pojmowaniem twierdzenia Bayesa i kierunku wnioskowań: wiadomo, że jeżeli ktoś jest smokiem, to jest zielony i zębaty – wiele osób byłoby skłonnych twierdzić na tej podstawie, że każdy, kto jest zębaty i zielony, (zapewne) jest smokiem – i w ten sposób wykształca się światopogląd spiskowy.

A jak jeszcze im zakłócimy spostrzeganie dystraktorami to omyłka pewna. 

Jednakowoż, w kwestii smoków pozwolę się z Tobą nie zgodzić, albowiem te zielone, z zębiskami, są z powszechnie szanowanej rodziny Viridi. Dysponują one, tak zwanym, niedzielnym czepkiem, gdyż rodzą się w ten właśnie dzień ziemskiego tygodnia, który zapewnia im niewidzialność. Błona jest wąska i rozciąga się od ucha do ucha, zakrywając oczy. Jeśli zostanie przecięta przez jakiegoś konowała, mało biegłego w rozrodzie smoków, usycha, a umiejętność znika bezpowrotnie. Błona musi kontaktować się ze światem około dwudziestu czterech godzin, a wtedy zielony smok może pojawiać się i znikać. Potencjalnie. W każdym razie zielone smoki istnieją, choć nie każdy z nich zna swoje możliwości. xd

srd :-)

a.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Już pewnie przeczytałeś, jaka jest decyzja loży

Pewnie tak. Z jednej strony nawet zrozumiałe – potem jest przecież głosowanie na najlepsze opowiadania roku, wydawany jest na tej podstawie zbiór opowiadań i Król Wężów wyglądałby ewentualnie w takim zbiorze jakby Piłat w kredzie. Z drugiej strony – jak to wyżej staraliśmy się pokazać, niedostępność piórek dla utworów dramatycznych nie wynika jednak wprost z litery regulaminu, a takie wykluczenie ad hoc, odgórną decyzją wydaną dopiero przy pojawieniu się szansy, siłą rzeczy musi budzić trochę niesmaku.

Oj, wiele odczuć Kaczmarskiego jest mi bliskich

Nieraz żałuję, że nie dowiemy się, co śpiewałby o aktualnej sytuacji. Chociaż czasem można się zawahać… Na przykład dosłowna aktualność Panny, nawet w warstwie wymienianych postaci, jest przeszywająca. Mógł przewidzieć?

granicę naszego świata stanowi język

Zdarzało mi się ujmować to tak: istniejącym terminem może posłużyć się pierwszy lepszy, choćby i niepoprawnie. Aby stworzyć termin – dostrzec wzorzec i sklasyfikować zjawisko – potrzeba nieraz geniusza. Usuwając wyraz ze słownika, nie uniemożliwi się dyskusji o jego desygnacie, ale można ją skrajnie utrudnić, zahamować na długie lata.

Jednakowoż, w kwestii smoków pozwolę się z Tobą nie zgodzić

Muszę przyznać, że była w mojej wypowiedzi potraktowana nazbyt powierzchownie, jako nieprzemyślany przykład.

zapewnia im niewidzialność. Błona jest wąska i rozciąga się pomiędzy uszami, zakrywając oczy. Jeśli zostanie przecięta przez jakiegoś konowała mało biegłego w rozrodzie smoków, umiejętność znika.

Przypuszczam, że współcześnie może dałoby się temu zaradzić – odpowiednie struktury anatomiczne muszą przecież istnieć, tylko trzeba znaleźć sposób, aby je inaczej pobudzić do działania – jednak smoki, ze zrozumiałych przyczyn, nie wykazują chęci poddawania się badaniom lekarskim.

może pojawiać się i znikać. Potencjalnie. W każdym razie zielone smoki istnieją

O ile mi wiadomo, każdy żyjący gatunek z tej szlachetnej rodziny opracował własne koncepcje niezwykle skutecznej mimikry, aby uchronić się przed ekspansją ludzkości. Zdarzyło mi się słyszeć o paru przykładach – może Ty potrafisz powiedzieć, ile jest autentycznych, a ile stanowi jednak wymysły. Otóż smok zmiennokształtny Draco metamorphosis może przekształcić się tak, aby uchodzić za człowieka lub inną istotę żyjącą. Smok wawelski Draco cracoviensis dla niewprawnego oka może z kolei uchodzić za atrakcję turystyczną. Dziewczę północne Virgo nevada, jeden z nielicznych znanych nauce gadów rozmnażających się dzieworódczo, z powodzeniem udaje niewielki lodowiec (i zieje suchym lodem zamiast ognia). Żarłosmok jesienny Dragulo autumnalis, z wyglądu całkiem podobny do beczki, osiedla się najczęściej w starych piwniczkach, gdzie przetwarza wino i wydala radon, co powoduje straty w gospodarce agrarnej, a u osiadłych nieopodal ssaków wyższych schorzenia przerostowe śledziony z agranulocytozą, nawrotowe gorączki trawiące i po upływie dłuższego czasu często wysoce złośliwe białaczki. Wreszcie – last but not least – smok czarny Draco negri mieści się całkowicie wewnątrz swojego promienia Schwarzschilda. Dokładne pokrewieństwo pomiędzy tymi gatunkami jest zazwyczaj nader trudne do określenia.

 

Popraw mnie, proszę, jeżeli ten wywód jest gdzieś błędny w sensie przyrodniczym lub może pod kątem nazw łacińskich. Ze smoczym pozdrowieniem!

Decyzja jest jaka jest. Dobrze, że mamy jasność. Duży ze mnie pragmatyk i zwolennik zasad, chociaż mam swoje granice. ;-)

Mógł przewidzieć?

Mógł. Natura ludzka (procesy) jest przewidywalna. Przeszywające – uwielbiam, bo przynoszą inne spojrzenie. Mam cały box Kaczmarskiego i gdy upadam, słucham. Najlepsza odtrutka. Poeci czują mocniej i niekiedy potrafią zamknąć doświadczenie w słowie. Tak jak stary zespół "The Who" ze swoim "Substitute" z plastikową łyżeczką odnośnie klimatu.

Usuwając wyraz ze słownika, nie uniemożliwi się dyskusji o jego desygnacie, ale można ją skrajnie utrudnić, zahamować na długie lata.

Oj, ważne, przynajmniej dla mnie. Wszelkie hamowanie. Dlatego tak staram się i siebie cisnę, aby wspierać "chaos". Myśl, refleksja powinna być wolna od wszelkich obligacji.

O ile mi wiadomo, każdy żyjący gatunek z tej szlachetnej rodziny opracował własne koncepcje niezwykle skutecznej mimikry, aby uchronić się przed ekspansją ludzkości. 

Niewątpliwe, dałoby radę konowałom stawić opór, aby nie niszczyli błony, ale populacja Zielonych smoków tego nie potrafi. Uważają, że są wymierającym gatunkiem. 

Rodzina Draco metamorphosis jest zaiste niezwykła. Czarują zmiennością swoich postaci, a robią to w mgnieniu oka, upodabniając się do innych. Draco cracoviensis, uwięziono, czy jest w niej jeszcze dusza – nie wiem? Jeśli tak, raczej skrzywiona, ale (moja opinia) dałoby radę i ją uzdrowić. Rodzinę Virgo nevadę próbujemy przekonać, aby dopuściła sposób rozmnażania przez Innego. Trudną sprawą jest walka z przekonaniami wspartymi nawykami. Zajmie wiele lat i kontakt nie może chyba być fizycznym.

Zaś co do Żarłosmoków – pełna tolerancja, choć silnie ich indoktrynujemy, niektórzy z naszych jeżdżą z wykładami, aby zwiększyć stopień przeżywalności i rozrodczości.

W Czarnych smokach pokładamy nadzieję. Właściwie nie są takie ciemne. Promieniują jasnością. Ciekawe. Pierwsza linia. Oddzieliły się wcześnie. Wiemy, że są, ale nie znam nikogo. Chyba nikt nie zna , przynajmniej się nie pochwalił.  Dla nas, smoków zwyczajnych są po prostu – bogami. Tyle wiem.

 

srd :-)

a.

PS. Wcześniejszy swój komentarz ciutkę poprawię interpunkcyjnie i literówkowo, bo wiele błędów (dla mnie) widocznych się wkradło.  ;-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Przepraszam za dłuższą chwilę bez odpowiedzi, brakowało chyba pewności, czy warto tu coś jeszcze dodawać. Jedna rzecz zwraca uwagę: sugerujesz, dosyć ostrożnie, że wciąż może istnieć jakaś zorganizowana forma smoczej społeczności. Wiadomo, że z takim towarzystwem nie można zapoznać się tak po prostu, ale gdyby kiedyś pojawiła się szansa dowiedzenia się czegoś więcej, proszę pamiętać, że odczuwam pewne zainteresowanie.

Pozdrawiam anonimowo!

xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Teraz to już z pewnością nic dodać, nic ująć…

Pyk, lec do Biblioteki, króliku czy tam królu.

 

Podoba mi się ukazanie ludzkiej niegodziwości, takiej charakterystycznej dla współczesnych czasów chciwości będacej głównym motorem działań. To jest, chciwośc nie jest charakterystyczna nam współczesnie, rzecz jasna, ale jej wpływ na zachowania ludzkie nawet w obszarach, w których teoretycznie nie powinna być kryterium…

 

Wystawialne, chór jest, rymy nie bolą i nawet niektóre bardzo bawią (ten o trzeźwości mnie ujął jakoś, nie wiem czemu XD )

 

A poza tym duży plus za nasze, bliskie, tatrzańskie. To mnie najbardziej ujęło. Godna alternatywa dla karkonoskiego Liczyrzepy, taki Król Wężów!

 

Nunaka i porona musiałem wyguglać, człowiek to lubi się czegoś z literatury dowiedzieć, peem szampaństfu.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Witaj, PsychoFishu. Bardzo dziękuję za dobrze wycelowane machnięcie płetwą do Biblioteki.

 

Ciekawa uwaga o chciwości i niegodziwości. Możliwe, że współczesność sprzyja rozwojowi chciwości – jest coraz więcej osób, które mogą rzeczywiście pragnąć gromadzić dobra, a nie tylko przeżyć z dnia na dzień. Łatwiej zrozumieć chłopa, który wywozi drewno z lasu furmanką, aby ogrzać chałupę zimą, niż jego praprawnuka, który wywozi drewno z lasu kombajnem zrębowym, aby podwyższyć sobie premię kwartalną. Jednak my, jako społeczeństwo, nie przywykliśmy jeszcze do potępiania tych ostatnich, więc to nie jest do końca kwestia osobnicza.

 

Rymy – też myślę, że nie są złe, technika pozwala przejść z poziomu “grafomana” do “rymopisa”, ale do zostania poetą trzeba jeszcze czegoś więcej, co trudno uchwycić i usystematyzować.

 

Król Wężów to więcej niż godna alternatywa dla Liczyrzepy – legenda nasza, rdzenna, nie zaś przeszczepiona na obcy grunt i doszczętnie wytrącona z kontekstu. I chyba nieco większy sam w sobie.

 

Pozdrawiam anonimowo!

Zabawne w formie, ważne treściowo. Ok.

Dziękuję za lekturę i przychylny komentarz. Miło mi, że doceniasz.

Bardzo fajny tekst. Kipiący od nawiązań, bogaty w wiedzę, z rozumnym przesłaniem.

No, podobał się. Rymy też całkiem zacne.

Mam swojego typa na tożsamość anonima. Szukałabym wśród znających się na poezji – tych wszystkich metrach, anapestach i innych dziwactwach.

Babska logika rządzi!

Anonim bardzo dziękuje za lekturę i miłą opinię. To dobrze, że się spodobało i wymieniasz te wszystkie zalety – zamysł był taki, aby się tam znalazły, ale zawsze istnieje ryzyko, że w oczach danego czytelnika nawiązania wydadzą się prymitywne, wiedza infantylna, przesłanie nieznośnie dydaktyczne, a rymy płaskie.

Anonim zdaje sobie sprawę, że zostawia tu i tam – czasem rozmyślnie, czasem przez niedbałość lub pochopne decyzje – dosyć wskazówek, aby osoba czujnie śledząca życie portalu mogła odgadnąć jej lub jego tożsamość z bardzo wysokim prawdopodobieństwem. Nie ujawnia się jeszcze oficjalnie, ponieważ wciąż ma nadzieję, że kiedyś w końcu dojdzie do rozstrzygnięcia konkursu.

Świetne.

Zalet tekstu jest tyle, że ciężko będzie wszystkie wymienić. Zacząłbym od świetnie dobranych rymów, w które jesteś w stanie wpleść również lekki humor, “szpilki”, ale również całkiem sprawnie prowadzić historię.

To zaskakujące, że mimo tych trudności, potrafiłeś przedstawić tu historię świetną pod względem kompozycyjnym – dramat bowiem od pierwszej sceny sprawia wrażenie doskonale przemyślanego, każda scena pełni odpowiednią, należytą rolę w tekście, a i końcówka jest ładnie spuentowana. Gdyby czegoś się czepiać, to może mimo wszystko krótkości/prostoty fabuły.

No i aż żal byłoby nie wspomnieć o sprawnym wpleceniu we wszystko (w zasadzie w sedno) tatrzańską mitologię. Dla mnie to zdecydowanie najlepszy tekst w stawce i żal tylko, że nie pozwolili swego czasu nominować do Piór:P

Слава Україні!

Anonimowe (jeszcze) podziękowania za miły komentarz! Dobrze wiedzieć, że podoba Ci się forma i kompozycja – istotnie, i mnie się wydaje, że trudno pod tymi względami wysuwać zarzuty. Zgoda też, że fabuła nie jest szczególnie rozbudowana, rozwój akcji dosyć przewidywalny, co przynajmniej po części wynika z wymogów gatunku, ale może być postrzegane jako wada. Odnośnie tatrzańskiej mitologii, należy zaznaczyć, że to jednak własna wariacja na temat, dosyć luźne wykorzystanie motywów.

Również i mnie żal, że nie pozwolili nominować, zwłaszcza że regulamin mówi wyraźnie “Zgłoszone może zostać każde opowiadanie bądź szort”, a tutaj jednak kategoria “opowiadanie” lub “szort” pasuje przecież lepiej niż “wiersz”. Niemniej nie chowam do nikogo urazy.

Anonimie, potwierdzasz swoją tożsamość. :-D

Anonimowe teksty można nominować, ale trzeba się ujawnić przed głosowaniem Loży. Także tego. :-(

Babska logika rządzi!

Finklo, ale tam nie poszło o anonima, tylko o formę. Uzasadnienie było, że to ani opowiadanie, ani szort:P

Ale to stare dzieje, niektórych stojących za decyzją nawet nie ma już na portalu.

Autorze, wiem, że kwestia i gatunku, i długości ogranicza tu potencjalną historię, więc ostatecznie to nie szkodzi za bardzo:P Ale wolałem zaznaczyć na wszelki wypadek:P

Слава Україні!

Anonimie, potwierdzasz swoją tożsamość.

Poprzednia wiadomość jeszcze raz sprawdzona pod tym kątem – nie widzę wyraźnego potwierdzenia, ale może coś uparcie przeoczam.

Anonimowe teksty można nominować, ale trzeba się ujawnić przed głosowaniem Loży. Także tego.

Jak już napisał Golodh, tekst został odrzucony nie z tego powodu. Jeżeli masz ochotę, możesz zajrzeć do wątków https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/26832https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/27026.

Ale wolałem zaznaczyć na wszelki wypadek

Pewnie, zawsze dobrze jest wspomnieć o takim wrażeniu, to również wskazówka na przyszłość.

Tożsamość. Nie będę tłumaczyć, coby nie powiększać grona niuchających. :-)

Nominacja. Aha, czyli poszło o rymowany dramat, a nie o anonimowość… OK, można i z tego paragrafu, chociaż bardziej dyskusyjne. Nie pamiętam szczegółów.

Babska logika rządzi!

Ja tam od dawna przeczuwam autora:P

Слава Україні!

Fajna stylizacja, ale mało fabuły. Podobają mi się rymy – widać, że włożone w nie zostało trochę pracy i większość z nich prezentuje wysoki poziom. Może nie wszystkie, ale to raczej rzadkie przypadki. Będąc zupełnie szczerym: nie jestem wielkim fanem stylizacji – zawsze stawiam na pierwszym miejscu fabułę lub przemyślenia autora. Stylizacja to tylko ładne opakowanie, a co jest w środku tego niewątpliwie ładnego opakowania?

  1. Król Wężów się budzi.
  2. Króla Wężów odwiedza Hanka i sprawia, że ten ponownie zasypia.

No, trochę mało. Jasne, że to ma być krótki konkursowy dramat, więc tu nie mają być jakieś zwroty akcji (chociaż twist by nie zaszkodził), ale jednak fabularną biedę da się niestety odczuć. To jest tekst tego rodzaju, który osobiście trudno mi ocenić. Tj. gdy ma jeden element bardzo dobry, ale inne, imho znacznie ważniejsze, są zignorowane. Nie to, że są napisane źle, po prostu są zignorowane przez autora. Nie to, żebym sam nie był winny często takiego podejścia, jednak kluczową różnicą, wydaje mi się, jest tu to, że tu punktem skupienia jest coś, co powinno być jedynie środkiem prowadzącym do celu, którego nie ma. Także no, na pewno tekst wyróżnił się spośród konkurencji, którą zdążyłem do tej pory przeczytać i zrobił jedną rzecz bardzo dobrze, a to więcej, niż może się pochwalić większość tekstów publikowanych na Portalu, ale z drugiej strony, będąc zupełnie szczerym, nie znalazłem w tym tekście zbyt wiele dla siebie.

Łukasz

Dziękuję za wizytę i uważny komentarz, Lukenie. Z pewnością nie zignoruję Twoich przemyśleń i przydadzą się w przyszłości: dobrze wiedzieć, że przynajmniej dla niektórych czytelników obecność dobrze rozwiniętej fabuły jest niezbędna, aby tekst był interesujący. Nie chcę go szczególnie bronić pod tym kątem, bo też wiem, że przede mną jeszcze wiele pracy, aby nauczyć się układania naprawdę oryginalnych i zajmujących historii.

Z drugiej strony – konwencja jest tu raczej świadoma, a Twoje streszczenie “fabularnej biedy” chyba niezupełnie celne, skoro kluczową oś stanowi tutaj nieuchronność pewnych procesów (czyli “twist” byłby absolutnie niewskazany!). Od początku ma być przewidywalne, że Król Wężów nic nie zdziała, ewentualna ofiara Hanki będzie nadaremna, a Dyrektor poradzi sobie z kontynuacją wycinek. Nie jesteśmy starożytnymi Grekami i wierzymy w sprawczość, trudno zatem oczekiwać, aby czytelnik doznał oczyszczenia pod wpływem takiej lektury – może jednak powinien dostrzec myśl, że dalsza dewastacja świata wokół nas wydaje się czasem równie nieuchronna, jak spełnienie wieszczych wizji w perspektywie owych Greków.

Powtórzę jednak: doskonale rozumiem, że utwór w typie zbliżonym do dramatu starogreckiego nie musi zadowolić wielu czytelników, a Twoje uwagi doceniam.

Odezwę się tylko w kwestii, niejako formalnej, tj. Anonim i dramat. O nominacji zadecydowała forma, FiInklo, nie anonimizacja. Kwestia została – jak sądzę – wtedy rozstrzygnięta raz na zawsze – ma być czysta proza, epika, choć do dzisiaj boli mnie, że przecież konkurs był na dramat: dialogi z didaskaliami.

Cieszę się, Golodhu, że parłeś do rozstrzygnięcia. Może taka rzecz nie jest najważniejsza w naszym żyćku, niemniej dla mnie ma swoją wagę. Dlatego Ci bardzo dziękuję! 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cała przyjemność po mojej stronie:)

Слава Україні!

Kwestia została – jak sądzę – wtedy rozstrzygnięta raz na zawsze – ma być czysta proza, epika

Nie mam pewności, czy naprawdę raz na zawsze, jeżeli Loża teraz pozwalałaby nominować Króla Olszyny, który chyba nie jest dużo podobniejszy do prozy niż ten tekst. Nie sądzę natomiast, aby zamieszczenie utworu w ramach konkursu miało istotne znaczenie: był też konkurs na limeryki fantastyczne i nikt nie oczekiwał, aby wysłane nań teksty mogły kandydować do piórek.

 

I ja również bardzo dziękuję za dążenie do rozstrzygnięcia konkursu!

Tak, cóż mam rzec Anonimie? Odpuśćmy tę i inne sprawy. Patrzmy jak się przewala.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

W tej chwili powiedziałbym, że to śliski temat. Oficjalnie w regulaminie nie ma nakazu publikacji tylko prozy czy epiki – można nominować opowiadania i szorty, co akurat przez tamtą (i również obecną) Lożę zostało zinterpretowane w taki sposób, jaki zostało. To, że po dwóch latach mogli zinterpretować bardziej liberalnie to nic dziwnego, wszak i skład się zmienił, a i np. Finkla już tamtych decyzji nie pamięta:P Nawet gdyby było w regulaminie, to regulamin dałoby się zmienić – a bez tego to chyba wszystko zależy od składu Loży i ich aktualnej interpretacji przepisów. A przynajmniej na moje oko, z drugiej strony jest precedens, może jakiś prawnik albo ktokolwiek biegły w prawie mnie tu zaraz zgromi:P

Cieszę się i również dziękuję, że wziąłeś udział (przez głosowanie) w rozstrzygnięciu:P

 

EDIT: Ale tak jak Asylum, też sądzę, że nie ma co się nad tą sprawą więcej rozwodzić:P

Слава Україні!

Jak najbardziej popieram, również nie widzę potrzeby, aby dalej roztrząsać sprawę. I jeszcze raz dziękuję za komentarze oraz miłą dyskusję!

No. Tak myślałam, czemu dałam wyraz komciem o potwierdzaniu – nie każdy słyszał o tym zawirowaniu z nominacją. A skoro dobrze znasz sprawę… :-)

Gratuluję.

Babska logika rządzi!

Nie jestem pewien, czy dostrzegam Twoją linię rozumowania. Skoro tamto zawirowanie z nominacją dotyczyło mojego anonimowo opublikowanego tekstu, to chyba słyszałbym o nim niezależnie od własnej tożsamości? Tak czy inaczej, chętnie przyjmuję Twoje gratulacje!

 

I przy sposobności, ujawniwszy się dzięki zakończeniu konkursu, jeszcze raz dziękuję wszystkim czytelnikom oraz komentującym, już osobiście i ślimaczo!

Linia rozumowania. Skoro zapamiętałeś zawirowanie (w ogóle zwróciłeś na nie uwagę) na tyle mocno, żeby wykorzystać w dyskusji pod całkiem innym tekstem, to jest to argument za tym, że masz jakiś związek z wirującym tekstem.

Babska logika rządzi!

Odanonimizowano.

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Skoro zapamiętałeś zawirowanie (w ogóle zwróciłeś na nie uwagę) na tyle mocno, żeby wykorzystać w dyskusji pod całkiem innym tekstem

Dalej nie rozumiem, nie mogę znaleźć innego tekstu, pod którym wspominałbym niedawno o Królu Wężów lub jego nominacji do piórka. Przepraszam, pewnie umyka mi coś oczywistego.

 

Krokusie, całkiem ładny GIF, dziękuję!

Mam na myśli ewidentnie Twoje wierszowane opko na konkurs Wilka, nad którym Loża długo się zastanawiała.

Babska logika rządzi!

Chyba wreszcie zrozumiałem – kiedy skomentowałem tutaj (jeszcze anonimowo):

Również i mnie żal, że nie pozwolili nominować, zwłaszcza że regulamin mówi wyraźnie “Zgłoszone może zostać każde opowiadanie bądź szort”, a tutaj jednak kategoria “opowiadanie” lub “szort” pasuje przecież lepiej niż “wiersz”. Niemniej nie chowam do nikogo urazy,

najwyraźniej stwierdziłaś, że ujawniam swoją tożsamość czy ułatwiam jej odgadnięcie, bo podobne kwestie regulaminowe były właśnie poruszane względem Króla Olszyny. Niemniej wydawało mi się to na tyle odległym związkiem, że jakoś nie mogło mi zaświtać w głowie, co próbujesz przekazać.

No, właśnie! A mnie się od razu skojarzyło. Ot, jak to czytelnicy różnie interpretują słowa. Ulubiona emotka Baila.

Babska logika rządzi!

Czyli wyjaśnione! Dzięki za cierpliwość, bardzo miło się rozmawiało.

Nowa Fantastyka