- Opowiadanie: ketjow - Genesis - Exodus

Genesis - Exodus

Oceny

Genesis - Exodus

Ge­ne­sis – Exo­dus

XXI wiek był naj­istot­niej­szym w hi­sto­rii ludz­ko­ści, nie tylko tempo roz­wo­ju tech­no­lo­gicz­ne­go przy­spie­szy­ło jak nigdy wcze­śniej, ale także kor­po­ra­cje bo­ga­cąc się, za­czę­ły zdo­by­wać coraz więk­sze wpły­wy. Więk­sze pie­nią­dze pchnę­ły za sobą więk­szy po­stęp i jesz­cze w pierw­szej po­ło­wie XXI wieku do co­dzien­ne­go użyt­ku spły­nę­ły roz­wią­za­nia, które jesz­cze parę lat wcze­śniej uzna­wa­ne były za scien­ce-fic­tion. To z kolei po­cią­gnę­ło za sobą zwięk­sze­nie emi­sji gazów cie­plar­nia­nych i za­nie­czysz­czeń pro­sto do at­mos­fe­ry. Po­dzie­lo­na ludz­kość nie sta­ra­ła się wspól­ny­mi si­ła­mi za­bez­pie­czyć przy­szło­ści, dla­te­go bar­dzo szyb­ko po­wie­trze stało się na tyle ska­żo­ne, że bez masek

z fil­tra­mi nie można było wy­cho­dzić na ze­wnątrz. Nie­wie­le póź­niej za­so­by nie­zbęd­ne ludz­ko­ści, takie jak woda, czy su­row­ce prze­my­sło­we za­czę­ły się wy­czer­py­wać. Spo­wo­do­wa­ło to nie­po­ko­je spo­łecz­ne i ma­so­we pro­te­sty, które prze­ro­dzi­ły się

w za­miesz­ki. Mega kor­po­ra­cja Bio­Tech­no­lo­gy Cor­po­ra­tion jako pierw­sza opra­co­wa­ła trans­fer ludz­kiej świa­do­mo­ści do syn­te­tycz­ne­go ciała, co umoż­li­wi­ło nie­mal nie­śmier­tel­ność. Zaraz za nimi do wy­ści­gu o nie­śmier­tel­ność do­łą­czy­ły na­stęp­ne kor­po­ra­cje. Trans­fer był moż­li­wy tylko dla naj­więk­szych bo­ga­czy, któ­rzy szyb­ko stali się nowym ga­tun­kiem ludzi unie­moż­li­wia­jąc spa­dek cen trans­fe­ru świa­do­mo­ści. Przez cią­gle ro­sną­ce nie­rów­no­ści rządy stra­ci­ły kon­tro­le nad pań­stwa­mi, co po­grą­ży­ło świat

w wojny, które zmio­tły z po­wierzch­ni ziemi więk­szość kra­jów, co było pla­nem nad­lu­dzi mo­gą­cych trans­fe­ro­wać świa­do­mość do no­wych ciał. W ob­li­czu gwał­tow­ne­go spad­ku ja­ko­ści po­wie­trza i braku za­so­bów, za­ło­ży­li oni me­ga­mia­sta zwane Mo­lo­cha­mi. Było ich dzie­więć i znaj­do­wa­ły się w róż­nych czę­ściach pla­ne­ty. Wszyst­kie zo­sta­ły za­mknię­te ba­rie­ra­mi chro­nią­cy­mi przed ska­żo­nym śro­do­wi­skiem. Pod ko­niec XXI wieku zgi­nę­ło dzie­więć mi­liar­dów ludzi, w woj­nach jak i wsku­tek tok­syn w po­wie­trzu. W dzie­wię­ciu Mo­lo­chach po­mie­ści­ło się około jed­ne­go mi­liar­da ludzi. Wła­dze ob­ję­li nie­śmier­tel­ni, któ­rzy trans­fe­ro­wa­li świa­do­mość do no­wych ciał tak długo jak chcie­li, a cała resz­ta była im pod­le­gła.

Mię­dzy ster­tą wy­eks­plo­ato­wa­nych do gra­nic moż­li­wo­ści obiek­tów, które kie­dyś można było na­zwać bu­dyn­ka­mi, prze­jeż­dżał ma­syw­ny mo­to­cykl, pro­wa­dzo­ny przez czło­wie­ka skry­te­go pod ska­fan­drem chro­nią­cym go przed tok­sy­na­mi i in­ny­mi za­nie­czysz­cze­nia­mi uno­szą­cy­mi się w po­wie­trzu. Mo­to­cykl przy uru­cho­mie­niu trybu te­re­no­we­go, na któ­rym prze­miesz­czał się przez śmiet­ni­sko stwo­rzo­ne z ruin, miał około trzech me­trów wy­so­ko­ści. W tym try­bie felgi scho­wa­ne w po­tęż­ne opony z wy­raź­nie wy­sta­ją­cym bież­ni­kiem, roz­dzie­la­ły się by razem stwo­rzyć dwa koła z przo­du, i dwa

z tyłu. Prze­jeż­dża­jąc przez zruj­no­wa­ne mia­sto, mu­siał się zmie­rzyć z odłam­ka­mi bu­dyn­ków le­żą­cych na dro­dze, a także z po­tęż­ną war­stwą pyłu, który był jedną ze skła­do­wych za­tru­cia po­wie­trza. Do­dat­ko­wo w XXI wieku bu­dow­nic­two dzię­ki nowo wy­na­le­zio­nym sto­pom me­ta­li, wpro­wa­dzi­ło do użyt­ku me­ta­lo­we szkie­le­ty bu­dyn­ków, które teraz nie­jed­no­krot­nie ta­ra­no­wa­ły drogi. Na swo­jej dro­dze mu­siał ze­tknąć opony

z wy­sta­ją­cy­mi prę­ta­mi. Jed­nak uży­wa­na ma­szy­na ko­rzy­sta­ła z gumy, która znie­sie nie­mal wszyst­ko. Pod na­ci­skiem tylko się od­kształ­ca, za­miast pękać. W tym try­bie kie­row­ca mu­siał usta­wić się w po­zy­cji jak na mo­to­cy­klu spor­to­wym. Tuż nad tyl­ny­mi ko­ła­mi do owie­wek mo­to­cy­kla przy­le­ga­ły dwa kil­ku­li­tro­we ka­ni­stry, po jed­nym na stro­nę mo­to­cy­kla. Kie­row­ca nie­jed­no­krot­nie zwal­niał, po­ko­nu­jąc  wznie­sie­nia z resz­tek daw­nych bu­dyn­ków. Zza przy­ciem­nia­ne­go wi­zje­ra hełmu od­bi­ja­ją­ce­go ca­łość pro­mie­nio­wa­nia elek­tro­ma­gne­tycz­ne­go, któ­re­go i tak było już mniej z po­wo­du ol­brzy­mich, ciem­nych chmur tok­syn w po­wie­trzu, oczy jeźdź­ca co jakiś czas spo­glą­da­ły na kok­pit mo­to­cy­kla, i na radar przy­twier­dzo­ny tuż nad kie­row­ni­cą. Wska­zy­wał on punkt, do któ­re­go zmie­rzał. Ska­fan­der był ide­al­nie do­pa­so­wa­ny do jego syl­wet­ki, przez którą można było roz­po­znać, że jego użyt­kow­nik jest męż­czy­zną. Ze­wnętrz­na war­stwa skła­da­ła się z po­li­me­rów, która jed­no­cze­śnie izo­lo­wa­ła użyt­kow­ni­ka od śro­do­wi­ska ze­wnętrz­ne­go, jak i chro­ni­ła przed ude­rze­nia­mi ki­ne­tycz­ny­mi. Kom­bi­ne­zon przy­po­mi­nał rów­nież pan­cerz zło­żo­ny z wielu płyt. Przy zgię­ciach płyty się koń­czy­ły, a mię­dzy nimi wi­docz­na była war­stwa nie­mal­że rów­nie wy­trzy­ma­ła, lecz o wiele bar­dziej gięt­ka, dzię­ki czemu strój nie krę­po­wał ru­chów. Ma­te­riał ten przy­po­mi­nał syn­te­tycz­ne mię­śnie.

Kie­row­ca wy­je­chał z drogi, która z dużym praw­do­po­do­bień­stwem była kie­dyś ulicą, po czym za­trzy­mał się tuż przy skar­pie wci­ska­jąc klam­kę ha­mul­ca i wy­ry­wa­jąc tył mo­to­cy­kla do przo­du. Dzię­ki temu ma­new­ro­wi miał pod­gląd na to co znaj­do­wa­ło się tuż pod nim. W tym miej­scu droga wy­raź­nie opa­dła w dół, praw­do­po­dob­nie jacyś sza­brow­ni­cy szu­ka­jąc cen­nych su­row­ców, znisz­czy­li ją. Klik­nął przy­cisk od­po­wia­da­ją­cy za ob­ni­że­nie za­wie­sze­nia, po czym zer­k­nął na panel znaj­du­ją­cy się na jego pra­wym przed­ra­mie­niu. Urzą­dze­nie to po­ka­zy­wa­ło jego wszyst­kie funk­cje ży­cio­we, jak i było

w sta­nie kon­tro­lo­wać wszyst­kie funk­cje kom­bi­ne­zo­nu. Wy­brał opcję skanu

w pod­czer­wie­ni i po­now­nie przyj­rzał się oko­li­cy, aby upew­nić się, że jest tutaj sam. Po chwi­li za­koń­czył ska­no­wa­nie, które wy­ka­za­ło, że w oko­li­cy ni­ko­go nie ma. Wskaź­nik tlenu za­sy­gna­li­zo­wał jego dra­stycz­ny spa­dek, dla­te­go zszedł z mo­to­cy­kla i klik­nął przy­cisk przy kie­row­ni­cy, by na­stęp­nie przy pra­wym baku otwo­rzy­ła się klapa, do któ­rej pod­szedł. Wy­cią­gnął z niej prze­wód, która dru­gim koń­cem się­ga­ła do baku od we­wnętrz­nej stro­ny mo­to­cy­kla. Ob­ró­cił się i przy­ło­żył rurę do spe­cjal­ne­go otwo­ru

w kom­bi­ne­zo­nie, tuż przy krę­gach szyj­nych. Pod­szedł jesz­cze raz do kie­row­ni­cy by włą­czyć trans­fer tlenu do ska­fan­dra. Pro­ces ten nie trwał długo, gdy wszyst­ko prze­bie­gło po­myśl­nie, a wskaź­nik tlenu cał­ko­wi­cie się za­peł­nił, męż­czy­zna scho­wał rurę i do­siadł swoją ma­szy­nę. Spoj­rzał po raz ko­lej­ny na radar, który tym razem cel po­ka­zy­wał po lewej stro­nie, z po­wo­du usta­wie­nia mo­to­cy­kla. Tym razem cel nie znaj­do­wał się poza polem wi­dze­nia, a był w po­bli­żu.  Pod­wyż­szył za­wie­sze­nie i zje­chał w dół. Je­chał przez mo­ment po frag­men­cie ziemi, by na­stęp­nie znowu zna­leźć się w po­zio­mie. Prze­je­chał ka­wa­łek po śmie­ciach i za­trzy­mał się w miej­scu, które wska­zy­wał radar. Po ob­ni­że­niu za­wie­sze­nia zszedł z ma­szy­ny, a za po­mo­cą pa­ne­lu w przed­ra­mie­niu, usta­wił sobie radar w swoim prze­no­śnym kom­pu­te­rze.  Ten do­kład­nie wska­zy­wał po­ło­że­nie w trój­wy­mia­rze. Zo­ba­czył, że to czego szuka jest gdzieś za­ko­pa­ne na głę­bo­ko­ści kil­ku­dzie­się­ciu cen­ty­me­trów. Pod heł­mem zrze­dła mu mina, wie­dział, że to miej­sce, po środ­ku ni­cze­go, nie po­win­no za­wie­rać tego po co tutaj przy­był tak da­le­ką drogę. Po­roz­rzu­cał na boki śmie­ci, reszt­ki me­ta­li, ce­gieł itp. by do­stać w końcu to czego po­trze­bo­wał. Oko­li­ca wy­glą­da­ła jakby wy­bu­chła tutaj bomba, wszyst­ko było do­szczęt­nie znisz­czo­ne, nie było w ogóle widać ziemi, wszę­dzie wa­la­ły się reszt­ki daw­ne­go mia­sta. Opadł na ko­la­na, by le­piej wi­dzieć i po chwi­li wy­cią­gnął prawą dłoń z małym dys­kiem da­nych, trzy­ma­nym mię­dzy pal­ca­mi. Pod­niósł go w górę, a na­stęp­nie lewą ręką do­ty­ka­jąc lewej czę­ści hełmu tuż przy wi­zje­rze, roz­ja­śnił go i teraz było widać jego twarz. Był to młody męż­czy­zna

o zie­lo­nych oczach i brą­zo­wej grzyw­ce wy­sta­ją­cej spod hełmu. Wpa­try­wał się

z nie­do­wie­rza­niem w elek­tro­ni­kę, którą tak bar­dzo po­szu­ki­wał. Jego twarz nagle się zmarsz­czy­ła.

– Kurwa! – krzyk­nął pod kom­bi­ne­zo­nem.

Za­ła­ma­ny zwró­cił głowę ku do­ło­wi, a rękę, którą wcze­śniej tak dum­nie trzy­mał

w górze, oparł o ko­la­no. Od razu zo­rien­to­wał się, że dysk jest uszko­dzo­ny, nie był pe­wien czy ja­kie­kol­wiek dane z niego bę­dzie w sta­nie po­zy­skać.

– To już była ostat­nia szan­sa…– mówił sam do sie­bie.

Ro­zu­miał, że naj­praw­do­po­dob­niej pa­mięć wpa­dła w ręce sza­brow­ni­ków, któ­rzy nie zda­wa­li sobie spra­wy z war­to­ści zna­le­zi­ska, i wio­ząc wszyst­kie graty, dysk mu­siał im wy­paść. Ewen­tu­al­nie zna­lazł się tam i uszko­dził w sku­tek de­struk­cyj­nych dzia­łań sza­brow­ni­ków. To było jed­nak nie­waż­ne, od­kry­cie tego faktu nie spra­wi, że dysk bę­dzie w świet­nym sta­nie. Szyb­ko jed­nak się opa­no­wał i zro­zu­miał, że jesz­cze nie jest nic stra­co­ne. Nie pró­bo­wał od­czy­tać da­nych przez swój ska­fan­der i gniaz­do wbu­do­wa­ne tuż przy szyi. Wolał zro­bić to w lep­szych wa­run­kach, po­nie­waż nie był pe­wien czy uda mu się od­zy­skać dane. Wró­cił zatem na mo­to­cykl i opu­ścił tę stre­fę śmier­ci.

 

*

Więk­szość lądów na pla­ne­cie stało się nie­zdat­nych do pod­trzy­ma­nia ja­kie­go­kol­wiek życia, je­dy­nie małe drob­no­ustro­je były w sta­nie prze­żyć w śro­do­wi­sku nie tylko po­zba­wio­nym tlenu, ale także tok­sycz­nym dla więk­szość ziem­skich form życia. Ludz­kość oczy­wi­ście prze­trwa­ła i mu­sia­ła się przy­sto­so­wać do no­wych wa­run­ków na pla­ne­cie. Dzię­ki wy­ko­rzy­sta­niu tech­no­lo­gii po­wsta­ło wiele ma­łych dys­tryk­tów, czy jesz­cze mniej­szych ka­wał­ków ziemi, chro­nio­nych przez spe­cjal­ną ba­rie­rę BRPA (Bar­rier Re­flec­ting Pol­lu­ted Air), we­wnątrz któ­rej był tlen, czy­ste i fil­tro­wa­ne po­wie­trze, a także nie­zwy­kle cenna, jeśli nie naj­cen­niej­sza na pust­ko­wiach woda, wy­do­by­wa­na z głębi ziemi. Jed­nym z ta­kich miejsc był za­rzą­dza­ny przez tęgą ko­bie­tę w śred­nim wieku,

o imie­niu „Ró­żo­wa Kró­lo­wa”, bur­del, do któ­re­go poza samym bu­dyn­kiem, przy­le­ga­ły małe i czy­ste dział­ki, po­sia­da­ją­ce ma­szy­ne­rię nie­zbęd­ną do fil­tro­wa­nia po­wie­trza

i po­zy­ski­wa­nia wody. Ró­żo­wa Kró­lo­wa była w trak­cie wy­pra­sza­nia nie­pro­szo­nych gości ze swo­je­go te­ry­to­rium. Ko­bie­ta, która ubie­ra­ła się tylko na ró­żo­wo, jak wska­zu­je jej przy­do­mek, sto­jąc w progu swo­je­go bur­de­lu, gro­zi­ła kilku męż­czy­znom bro­nią palną.

– Wy­no­ście się stąd! – krzyk­nę­ła – to po­rząd­ne miej­sce.

Męż­czyź­ni się za­śmia­li. Byli od pasa w górę prak­tycz­nie nadzy i wy­ta­tu­owa­ni. Nie­któ­rzy no­si­li tylko skó­rza­ne ka­mi­zel­ki. Byli albo łysi, albo mieli włosy po­sta­wio­ne do góry w stylu pun­ko­wym. Ich przy­wód­ca miał me­ta­lo­wą lewą rękę i gogle.

– Spo­koj­nie pa­niu­siu – uśmiech­nął się ujaw­nia­jąc swoje żółte i prze­gni­łe zęby – chce­my się tylko za­ba­wić

– Nie przyj­mu­ję tutaj ludzi z wa­sze­go gangu – wska­za­ła lufą strzel­by na ta­tu­aż jed­ne­go z nich, który przed­sta­wiał ko­stu­chę z na­pi­sem „Żni­wia­rze”.

Ich lider wy­szedł z te­re­no­we­go sa­mo­cho­du, któ­re­go był kie­row­cą pod­szedł de­li­kat­nie w stro­nę wła­ści­ciel­ki bur­de­lu. Resz­ta spo­glą­da­ła na nich z trzech ta­kich sa­mych sa­mo­cho­dów. Po­jaz­dy te były spe­cjal­ne wy­po­sa­żo­ne w re­ak­to­ry, które emi­to­wa­ły ba­rie­rę ochron­ną, dla­te­go nie ko­rzy­sta­li ze ska­fan­drów. Byli człon­ka­mi gangu, który nie­jed­no­krot­nie ata­ko­wał każ­de­go po­dró­żu­ją­ce­go, czy także nie­wiel­kie osady bez ochro­ny więk­szych gra­czy. Z po­wo­du tej re­pu­ta­cji Kró­lo­wa nie chcia­ła mieć z nimi do czy­nie­nia. Ob­ser­wo­wa­ła wszyst­kich ban­dzio­rów i kątem oka na wie­życz­ki obron­ne umiej­sco­wio­ne w stra­te­gicz­nych punk­tach. Były to zwy­kłe ka­ra­bi­ny ma­szy­no­we za­mo­co­wa­ne na uchwy­tach wbi­tych albo w zie­mię, albo w me­ta­lo­we mury, od­gra­dza­ją­ce jej te­ry­to­rium od bez­pań­skich wło­ści. Nie na­le­ża­ła do tchórz­li­wych ludzi, w końcu trze­ba było mieć jaja, by po­ra­dzić sobie w tak dzi­kim świe­cie na od­lu­dziu. Do­tych­czas jed­nak nie po­trze­bo­wa­ła żad­nej ochro­ny swo­je­go in­te­re­su, sku­tecz­nie wszyst­kich prze­pę­dza­ły wie­życz­ki. Żni­wia­rze jed­nak się ich nie bali, było ich tylko sze­ściu, a sami nie byli w żaden spo­sób za­bez­pie­cze­ni ja­kim­kol­wiek pan­ce­rzem. Wie­życz­ki by ich po­szat­ko­wa­ły ni­czym pa­let­ka do te­ni­sa, ale mimo tego, zu­peł­nie się nie bali tutaj prze­by­wać. Była za­nie­po­ko­jo­na z po­wo­du braku re­ak­cji jej sys­te­mu obron­ne­go.

– Co? Pa­trzysz na wie­życz­ki? – wska­zał na jedną z nich umiesz­czo­ną po lewej stro­nie od ko­bie­ty – wi­dzisz to? – wy­cią­gnął z kie­sze­ni małe urzą­dze­nie, które pod­niósł na wy­so­kość swo­jej twa­rzy – to za­kłó­ca ich sy­gnał, hehe – za­śmiał się w na­praw­dę obrzy­dli­wy spo­sób.

– Dawaj ją Chudy Billy! – krzyk­nął jeden z człon­ków gangu – chce mi się pie­przyć!

Ko­bie­ta wie­dzia­ła, że jest w ta­ra­pa­tach, jej sprzęt obron­ny był sta­rej ge­ne­ra­cji. Sys­tem obron­ny po­le­gał na cen­tral­nym ste­ro­wa­niu wie­ży­czek i BRPA z kom­pu­te­ra we­wnątrz jej izby, ro­bią­cej za cen­trum ste­ro­wa­nia. Pro­gram wy­sy­łał sy­gnał do wie­ży­czek i emi­te­rów nad­prze­wod­ni­ko­wych sty­mu­lu­ją­cych cząst­ki tak, aby wy­two­rzy­ły ba­rie­rę po­ten­cja­łu tylko dla kor­pu­skuł o okre­ślo­nej wiel­ko­ści. W efek­cie ba­rie­ra prze­pusz­cza tylko to co jest więk­sze od czą­stek znaj­du­ją­cych się w po­wie­trzu. Skoro sy­gnał wy­sy­ła­ny jest z jed­ne­go miej­sca, to można go też za­blo­ko­wać i takie urzą­dze­nie użyli opry­chy spod szyl­du Żni­wia­rzy. Wie­życz­ki i BRPA dzia­ła­ły na in­nych czę­sto­tli­wo­ściach i dla­te­go je­dy­nie sys­tem obron­ny prze­stał dzia­łać. Moda na bez­prze­wo­do­wą tech­ni­kę ma pewne wady, jedną z nich jest to, że po za­blo­ko­wa­niu sy­gna­łu, urzą­dze­nie jest bez­u­ży­tecz­ne, dla­te­go nowe ge­ne­ra­cje wie­ży­czek obron­nych czy sztur­mo­wych, nie dzia­ła­ją bez­prze­wo­do­wo. Nagle przez ba­rie­rę prze­je­chał mo­to­cykl. Kie­row­ca za­trzy­mał go bo­kiem, wy­cią­gnął rękę pod prawą część baku, z wgłę­bie­nia wy­sko­czy­ła mu do ręki broń. Wstał z mo­to­cy­kla

i broń roz­ło­ży­ła się two­rząc ka­ra­bin sztur­mo­wy. Wcze­śniej broń było zło­żo­na pra­wie, że w pro­sto­pa­dło­ścian. Wy­ce­lo­wał w Billy’iego i roz­wa­lił jego urzą­dze­nie blo­ku­ją­ce,

a póź­niej jed­nym do­tknię­ciem do­ty­ko­we­go przy­ci­sku przy heł­mie, otwo­rzył go. Hełm skła­dał się w kro­kach two­rząc na końcu koł­nierz wokół szyi. Zie­lo­no­oki męż­czy­zna wy­glą­dał groź­nie, w jego oczach nie było widać czło­wie­czeń­stwa. Bły­ska­wicz­nie wszyst­kie wie­życz­ki skie­ro­wa­ły swoje lufy w stro­nę nie­chcia­nych przy­by­szów. Opro­gra­mo­wa­nie Kró­lo­wej uru­cho­mi­ło by ka­ra­bi­ny wy­plu­wa­ją­ce z sie­bie setki po­ci­sków na mi­nu­tę w sy­tu­acji wy­ce­lo­wa­nia bro­nią w któ­rąś z osób za ba­rie­rą. Billy nie mógł więc do­pu­ścić do sy­tu­acji, w któ­rej jeden z jego ziom­ków ce­lu­je do kogoś

z broni.

– Wy­pier­da­lać stąd, albo ode­ślę wa­szym wy­cię­tą skórę z ta­tu­aża­mi gangu – za­gro­ził ni­skim gło­sem.

Człon­ko­wie gangu byli na samym po­cząt­ku zszo­ko­wa­ni ob­ro­tem wy­da­rzeń, miała to być czy­sta i szyb­ka ro­bo­ta, ot co zwy­kły napad na bur­del, za­ba­wie­nie się z ży­wy­mi

i or­ga­nicz­ny­mi ko­bie­ta­mi bez po­no­sze­nia od­po­wie­dzial­no­ści. Po do­tar­ciu do ich ra­czej ogra­ni­czo­nych umy­słów faktu, iż ich plan po­szedł się walić, resz­ta gang­ste­rów wy­cią­gnę­ła

z kabur przy udach pi­sto­le­ty.

– Nie! – za­ka­zał im Chudy Billy plu­jąc przed sie­bie i wy­cią­ga­jąc otwar­tą dłoń w ich stro­nę – to prze­cież pie­przo­ny Re­ko­struk­tor! Pa­trz­cie na ten pan­cerz idio­ci … – wy­słał mu gniew­ne spoj­rze­nie.

– To ostat­ni z nich! – jeden z nich ce­lo­wał w przy­by­sza – a w do­dat­ku nomad, oni już dawno prze­sta­li ist­nieć, trze­ba go …

Ban­dy­ta nie zdą­żył do­koń­czyć przez kulę, która prze­bi­ła jego dłoń po­zba­wia­jąc go pi­sto­le­tu. Kulę po­słał mu szyb­kim ru­chem Billy. Jego czło­wiek zła­pał się za nią i krzy­czał z bólu, miał pre­ten­sje do swo­je­go do­wód­cy.

– W bazie zro­bią ci nową, ale gdy na­stęp­nym razem nie wy­ko­nasz po­le­ce­nia – pod­szedł do niego i przy­ło­żył mu lufę pod brodę – to tra­fię tutaj.

At­mos­fe­ra nie zro­bi­ła się dla Żni­wia­rzy przy­jem­na, wy­star­czył jeden czło­wiek

w świet­nym uzbro­je­niu, by spa­cy­fi­ko­wać parę opry­chów. Billy mimo, iż ko­chał gwałt

i prze­moc, to mu­siał uznać wyż­szość wobec jed­ne­go z daw­nych człon­ków od­dzia­łu pró­bu­ją­ce­go za­dbać

o ludz­kość w trud­nych dla niej cza­sach. Re­kon­struk­to­rzy pró­bo­wa­li nie tylko ją chro­nić, ale także od­bu­do­wać to co zo­sta­ło dawno temu znisz­czo­ne, jak nazwa wska­zu­je. Re­kon­struk­to­rzy za­dar­li jed­nak z inną grupą, jesz­cze po­tęż­niej­szą i o wiele bar­dziej za­awan­so­wa­ną tech­no­lo­gicz­nie, któ­rzy na na­pier­śni­kach mieli wy­ry­tą li­te­rę G, która była pierw­sza li­te­rą ich nazwy, czyli Ge­ne­sis.

– Ciesz się … no­ma­dzie – za­wie­sił głos by spe­cjal­nie upo­ko­rzyć wer­bal­nie by­łe­go Re­kon­struk­to­ra – na­stęp­nym razem twoje świet­ne cacka mogą cię nie ura­to­wać – spoj­rzał rów­nież na Ró­żo­wą Kró­lo­wą – i cie­bie też – splu­nął na zie­mię i wsiadł do po­jaz­du.

Trzy po­jaz­dy prze­je­cha­ły przez ba­rie­rę i od­da­la­ły się coraz bar­dziej od bur­de­lu nadal będąc na musz­ce sys­te­mu obron­ne­go. Ko­bie­ta ode­tchnę­ła z ulgą i zło­ży­ła swoją kom­pak­to­wą strzel­bę. Jeź­dziec zro­bił iden­tycz­nie, ale nie scho­wał ka­ra­bi­nu

w mo­to­cy­klu. Mach­nę­ła ręką w stro­nę męż­czy­zny w ge­ście za­pro­sze­nia.

– W samą porę Aiden – ro­biąc krok w tył prze­kro­czy­ła próg drzwi – za­pra­szam, bur­del Ró­żo­wa Roz­kosz ser­decz­nie za­pra­sza! – wy­krzyk­nę­ła stan­dar­do­we hasło z uśmie­chem na twa­rzy, jakby za­po­mnia­ła co się stało przed chwi­lą.

Aiden tylko się uśmiech­nął i wkro­czył na małe scho­dy trzy­ma­jąc zło­żo­ny ka­ra­bin

w ręku.

Ciąg dal­szy na­stą­pi…

 

 

Koniec

Komentarze

Autorze, jeśli to pierwsza część to oznacz powyższe jako FRAGMENT

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Autorze, jeśli to pierwsza część to oznacz powyższe jako FRAGMENT

Dziękuję za uwagę. Jestem nowy na NF i dzięki takim komentarzom będę mógł wstawiać teksty poprawnie.

 

Jasne, rozumiem. Nikt tu nie pełni roli egzekucyjnych, spokojnie ;)

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Ketjowie, tekst jest fatalnie wyedytowany – mam nadzieję, że sprawisz, aby dało się go czytać bez bólu.

Popraw też zapis dialogów, tu znajdziesz wskazówki: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

Dodam jeszcze, że fragmenty nie cieszą się powodzeniem wśród użytkowników tego portalu. Mało kto chce tracić czas na lekturę tekstu, nie mając gwarancji, że kiedykolwiek doczeka się dalszego ciągu. Dlatego lepiej zamieszczać skończone opowiadania, niż ciąć je na kawałki. Może Twoje opowiadanie, o ile nie przekracza 80000 znaków, da się zamieścić całości?

Ponadto fragmenty nie wchodzą do grafiku dyżurnych, więc ci nie mają obowiązku ich czytać. Nie mogą też być nominowane do piórka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

tekst jest fatalnie wyedytowany – mam nadzieję, że sprawisz, aby dało się go czytać bez bólu.

Rozumiem, że chodzi o brak akapitów i tekst zlany w jedną całość? Jeśli tak, to poprawię to z pewnością.

Dziękuję rownież za radę odnośnie pisania fragmentów. Niestety opowiadanie ma powyżej 80000 znaków. Mam nadzieję, że uda się wyciąć różne fragmenty by zachować spójność historii i uczynić ją przystepną jako opowiadanie do 80000 znaków.

Owszem, brak akapitów bardzo utrudnia lekturę, a tu mamy jeszcze mnóstwo zbędnych enterów.

No i życzę Ci, aby skracanie tekstu nie wpłynęło na jakość opowiadania. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No hej. Opowiadanie zdecydowanie wymaga pracy – technicznej nad formatowaniem, żeby ułatwić czytanie i koncepcyjnej nad fabułą (która jest szczątkowa i właściwie trudno się do niej odnieść). Fragment wydaje się posklejany z mało pasujących do siebie scen.

Na początku mamy opis świata i jego historii. Jest średnio interesujący, bo funkcjonuje w fabularnej próżni, tym bardziej, że składa się raczej ze standardowych elementów. Wstęp w takiej formie może być pomocny dla Ciebie na etapie koncepcji, jednak zadaj sobie pytanie – czy czytelnik go potrzebuje? Może warto pokazać niektóre aspekty świata poprzez rozgrywające się sceny? Dialogi? Osobliwe zachowanie postaci? Co prowadzi mnie do…

Scen i długości poszczególnych akapitów. Wydaje mi się, że zbyt szczegółowo opisujesz poszczególne aktywności. Żeby nie być gołosłownym – wstęp do świata to 277 słów. Opis kombinezonu, motoru i grzebania w “czymś” – 716 słów. Masz tu przestrzeń na zainteresowanie czytelnika. Piszę w swoim imieniu, ale trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś będzie zaangażowany dłuuugim opisem czterokołowego motocyklu ;) 

Generalnie mam taką hipotezę – myślisz o scenach “filmowo” i starasz się opisać wszystko to, co widzisz. Nie jest to najlepsze podejście, jeśli chcesz utrzymywać dobre tempo historii i zainteresować czytelnika. 

Ale się naprodukowałem… ale jeszcze jedna rzecz! Dyscyplina języka – myślę, że Twój styl dużo zyskałby na bardziej różnorodnych, ale krótszych zdaniach. Mam wrażenie, że czasem próbujesz coś opisać, ale nie wykorzystujesz precyzyjnych słów, co niepotrzebnie wydłuża zdanie i “osłabia” je. 

Wszystkie komentarze z miłości i chęci pomocy dla pisarza sci-fi. Powodzenia przy kolejnych opowiadaniach! :) 

Nowa Fantastyka