- Opowiadanie: Salvado - Kolory

Kolory

Kolejne takie krótkie opowiadanie. Trochę bardziej z fantastyki postapokaliptycznej.  Chciałem znów spróbować monologu. Życzę miłego czytania.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Kolory

Byłeś świetny. Nie sądziłem, że potrafisz tak dobrze strzelać! Zawsze na szkoleniach ledwo co w butelkę z jednego metra nie mogłeś trafić, a teraz? Położyłeś tego mutanta. Popatrz. Tak prawdziwy, a jaki? Masz rację. Kiedy nie widziałeś, to zdążyłem podbiec do najbliższego sklepu z pamiątkami i zakupić sztukę za czterdzieści fajek. No oczywiście, że prawdziwy! Ale czemu ja jeszcze gadam na ten temat? Masz. To przecież twoje zabójstwo. Twój ząb mutanta. Twoje PIERWSZE zabójstwo. Tamten promienieć? Nie, nie. On był mój! W stu procentach. Nie usprawiedliwiaj się wiekiem. To, że jesteś młodszy ode mnie o ile? A, nieważne. To nic nie znaczy. Ile my się znamy? Piętnaście? Jakoś tak. Tamtego promieńca to ja zabiłem, ale powiem ci, że jestem z ciebie dumny. Na widok tego mutanta to nawet ja obsrałem spodnie. I wtedy wpadasz ty. Jeden strzał, drugi. Z zimną krwią położyłeś potwora do wiecznego snu.

 Wiesz o czym myślę? O… Albo nie. Dam ci się trochę zastanowić. Może akurat trafisz. Przecież znamy się tyle czasu. Okej, okej, już ci mówię. Myślę co znajdzie się tym razem zaraz za rogiem tej ulicy. Ostatnio staram się przewidywać dużo rzeczy, ale to co mnie czeka za kilka chwil przeraża mnie najbardziej więc i to mi chodzi uporczywie po głowie… Mówisz, że byłeś blisko? Uważaj, bo ci uwierzę haha! Ach, mogłeś powiedzieć… Szkoda, szkoda, ale może przy następnej najbliższej okazji znowu ci dam szansę na popis czytania w myślach. Nie, wykluczone. Nie ma postojów. Chciałbym tam zdążyć przed dwunastą. Pamiętasz, jak mówiłem, że obaj dojdziemy tam żywi? I tak się stanie obiecuję ci to. Przysięgam. Przed dwunastą. Ani chwili dłużej. Muszę jednak przyznać, że słońce daje popalić. Co? A! tak, tak, już ci daję wody. W sumie niewiele jej zostało. Wiesz co? Wypij do dna, ale uważaj, żeby się nie zakrztusić. Wypij na spokojnie. Te kilka sekund nas nie zbawi. No! Mówiłem żebyś uważał! Przechyl głowę. Już, spokojnie. To tylko zwykłe zakrztuszenie. To jak? Idziemy dalej nie?

To? Nie, coś ty. To tylko pot z czoła. Wcale nie płaczę, ja tylko boję się tego zakrętu, okej? To wszystko. Coraz bardziej zamartwiam się faktem, że Bóg doskonale nas widzi, ale nic nie powie. Nawet jeśli będzie tam bezpiecznie. A tak to cały czas ten silny wiatr popycha nas coraz to bardziej do przodu. A ja jednak mam wrażenie, że idziemy coraz wolniej, że tracimy powoli siły. A ty? Też? No właśnie… Wydaję mi się, jak byśmy szli tą ulicą jakiś rok. Co? Nie przyjacielu, nie! Za niedługo tam będziemy. Nie możesz się teraz poddać. Tam jest duża społeczność. Pomyśl o wielkiej wyżerce jaka nas czeka po przybyciu na miejsce. Tak. Mam tam paru znajomych i znajomych znajomych. Spokojnie.

Tak wiem, że cały się trzęsę. Czuję to. Jest tak gorąco. Spójrz. Zbliżamy się do końca ulicy. Do wspomnianego zakrętu. Boże dopomóż. Ciężko jest nie płakać, przyjacielu. Ciężko jest odetchnąć, kiedy wokół mnie tylko czerń i szarość. Co cię tak bawi? Nie widziałeś mnie chyba jeszcze nigdy w takim stanie, co? Heh, ja też do tego nie przywykłem. Jeszcze parę kroków Tadek. Wtedy się wszystko ułoży na lepsze.

<21:30>

Tadek nie zasypiaj mi tu, proszę. Tadek! Jezu, Bogu dzięki. Nie strasz mnie, proszę. Ja wiem, że robi się ciemno, ale już nie daleko. Cholera! Cholera jasna! Gdzie ta droga?! Co? Nie, nic. Tak tylko mruczę pod nosem. Często gadam do siebie. A ty nie? Nie, nie uwierzę ci. Widziałem i słyszałem na szkoleniach bitewnych bardzo wyraźnie. Mówisz, że od dziecka? No. No to ja mam podobnie. Hej! Hej! Jestem tu. Nie zasypiaj. Będę mówił do ciebie cały czas obiecuję. Zimno? Jasne, już ci daje mój płaszcz. Poczekaj chwilkę. Mam go w plecaku.

Moje ręce brudne krwią

Moja głowa ze mną nie współpracuje.

Pragnę kolorów…

Śpisz Tadziu? Widzę, że tak. Słuchaj, chciałem cię przeprosić. Trochę się spóźniliśmy, ale teraz będzie lepiej, obiecuję. Wiesz co. Też jestem trochę zmęczony. Pora na drzemkę. Muszę trochę wypocząć.

***

– Bartek?

– Co tam?

– Tutaj są kolejni. Mężczyzna i chłopak. Ciała dosyć świeże.

– Ojciec, syn?

– Nie wiem, może. Kurwa mać!

– Co jest?!

– Patrz co ten chłopak ma na plecach.

– O ja cię… sprawka mutanta. Rozcięcia na całe plecy. Pięć centymetrów głębokości.

– Chłopak umierał w cierpieniach. Wykrwawił się…

– Facet chciał go zabrać w bezpieczne miejsce. Jest tu gdzieś takie?

– Kiedyś było. Runęło parę lat temu. 

Koniec

Komentarze

Przyznam się od razu, że nie jestem fanem takich opowiadań. Dwóch facetów kona. Bywa. Kiedyś lubiłem pograć sobie w strzelanki, ale teraz jak już się kogoś “zabija” w tekście, to szukam jakiegoś sensu dla tego wydarzenia. Tu nic specjalnego z tego nie wynika, oprócz tego że ciężkie jest życie po apokalipsie. A i to mocno naciągnąłem.

Jako wprawka całkiem nieźle, komunikatywnie. Poszukaj może wskazówek na temat składania/opowiadania historii. Może czasem w zdaniach jest za dużo wyrazów, ale ogólnie nie jest źle.

Jest jeszcze jedna rzecz, w której osobiście nie gustuję. Ten rodzaj kończenia opowieści. Taki epilog z trzeciej ręki. Widziałem to ostatnio sporo razy na forum. Buduje się nastrój przez cały tekst, zwodzi, zaciekawia, prowokuje. A jak się już człowiek wkręci, to na koniec przypadkowa postać spoza opowieści znajduje trupa w szafie. Ja bym był za tym, żeby dociągnąć opowieść do końca bez tracenia klimatu i podawania zdjęcia zrobionego z boku. To bardzo dużo potrafi popsuć.

Powodzenia.

Przyznam się od razu, że nie jestem fanem takich opowiadań. Dwóch facetów kona. Bywa. Kiedyś lubiłem pograć sobie w strzelanki, ale teraz jak już się kogoś “zabija” w tekście, to szukam jakiegoś sensu dla tego wydarzenia. Tu nic specjalnego z tego nie wynika, oprócz tego że ciężkie jest życie po apokalipsie. A i to mocno naciągnąłem.

Jako wprawka całkiem nieźle, komunikatywnie. Poszukaj może wskazówek na temat składania/opowiadania historii. Może czasem w zdaniach jest za dużo wyrazów, ale ogólnie nie jest źle.

Jest jeszcze jedna rzecz, w której osobiście nie gustuję. Ten rodzaj kończenia opowieści. Taki epilog z trzeciej ręki. Widziałem to ostatnio sporo razy na forum. Buduje się nastrój przez cały tekst, zwodzi, zaciekawia, prowokuje. A jak się już człowiek wkręci, to na koniec przypadkowa postać spoza opowieści znajduje trupa w szafie. Ja bym był za tym, żeby dociągnąć opowieść do końca bez tracenia klimatu i podawania zdjęcia zrobionego z boku. To bardzo dużo potrafi popsuć.

Powodzenia.

Dziękuję za szczerą krytykę i komentarz ;)

Narracja drugoosobowa zawsze wiąże się z pewną specjalną sztucznością i ona jest tutaj dosyć widoczna w bardzo nienaturalnych zwrotach i opisach – nie sprawdza się to jako monolog osoby mówiącej do umierającego towarzysza. Szczególnie raziło mnie “Do wspomnianego zakrętu”, ale jest więcej takich momentów podcinających wiarygodność.

Wydaję mi się też, że dobrze byłoby wyraźniej zaznaczyć przejście między końcem narracji i tym dialogowym epilogiem. Brak jakiejkolwiek przerwy powoduje niepotrzebne zamieszanie.

Świat przedstawiony bardzo standardowy, ale nie wydaję mi się, żeby była to też rzecz, której warto się czepiać.

Rzuciły mi się też w oczy częste błędy w interpunkcji, np.:

Nie strasz mnie proszę.

i tutaj:

Ciężko jest nie płakać przyjacielu

Nie widziałeś mnie chyba jeszcze nigdy w takim stanie co?

Dziękuję za komentarz i opinię. Błędy interpunkcyjne już poprawione. 

Cześć, Salvado. Drugie Twoje opowiadanie które czytam i muszę powiedzieć, że tamto pierwsze, pomimo mojego narzekania, jest jednak nieco lepsze. Tutaj ta rwana narracja powoduje, że ciężko się to czyta.

Końcowy dialog miał chyba wzbudzić jakieś odczucia u czytelnika, każąc się zastanowić nad wcześniej zarysowaną relacją postaci. I to jest OK, nie mam z tym problemu. Tylko ta relacja jest poszarpana i ledwo zarysowana, więc na koniec wzruszyłem tylko ramionami nad losem dwójki martwych bohaterów, próbujących dotrzeć do miejsca, które już dawno nie istnieje.

Ale pisz, szlifuj warsztat i nie zniechęcaj się.

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Dziękuje Sewer

Dawno nie czytałem opowiadania w narracji drugoosobowej, więc chętnie zabrałem się za czytanie. Zaintrygowany początkiem przeczytałem cały tekst.

 

Poniżej wpisuję to, co zauważyłem:

 

Tamten promienieć? Nie nie.

(co to jest promienieć?) oraz – powinno być: Nie, nie.

 

Co? A! tak, tak, już ci daję wody.

podkreślony fragment trzeba poprawić

 

Często gadam do siebie a ty nie?

Powinno być: Często gadam do siebie. A ty nie?

 

Ogólnie o tekście: czytała się dobrze, opowiadania zakończone w ciekawym momencie. Pozdrawiam.

No cóż, przygnębiająca scena, kiedy czuwający przy ciężko rannym wie, że nic się już dla niego nie da zrobić, ale przynajmniej gadaniem – o ile to w ogóle możliwe – stara się jakoś pomóc, podtrzymać na duchu.

Końcowy dialog, dodany nagle i bez ostrzeżenia, sprawił, że poczułam się całkiem zdezorientowana.

 

A nie ważne. –> A, nieważne.

 

Wy­da­ję mi się, jak­by­śmy szli… –> Literówka.

 

ale już nie da­le­ko. –> …ale już nieda­le­ko.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zawsze na szkoleniach ledwo co w butelkę z jednego metra nie mogłeś trafić, a teraz?

Albo: ledwo co trafiałeś, albo po prostu: nie mogłeś trafić. Konstrukcja, którą tu zastosowałeś się wzajemnie wyklucza.

 

Tamten promienieć?

A co to znaczy?

 

Oddziel końcowy dialog gwiazdkami, bo czytelnik nie wie, o co chodzi, kiedy się nagle na niego natyka.

Niby smutna historia, ale ponieważ nic nie wiem ani o tym świecie, ani o bohaterach, specjalnie mnie nie ruszyła. Przydałoby się trochę rozwinąć. Opowiedzieć historię, a nie tylko pokazać scenkę.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Salvado – wziąłeś się za barki z najtrudniejszym w mojej opinii typem narracji. Może nie poległeś z kretesem jak Twoi bohaterowie, ale nie można też powiedzieć, że odniosłeś spektakularne zwycięstwo ;) Podobało mi się, jak próbowałeś oddać relacje panujące między mężczyznami, chociaż w tej formie było to niełatwe. W dodatku długość tekstu nie sprzyja temu, by czytelnik mógł zanurzyć się w klimacie.

Końcowy dialog musi być koniecznie oddzielony, wypadałoby też popracować nad interpunkcją i literówkami, które gdzieniegdzie się pojawiają.

 

P.S. Mam dodatkową interpretację: starszy był tak zmęczony czernią, szarością, okropieństwami, które widział, że zapragnął odmiany (zwariował czyli). Zapragnął koloru. I tylko w jeden sposób mógł to osiągnąć. Dziabnął młodego w plecy, a czerwień rozlewającej się krwi była najpiękniejszym, co dane mu było zobaczyć, nim sam umarł.

Dziękuję za chęć przeczytania i za komentarz. Swoją drogą, ciekawa interpretacja ;) co do dialogu, to zostanie on oddzielony. Masz rację.

Cześć Salvado,

spodobała mi się Twoja narracja, jakoś ten monolog mnie zaciekawił, ta forma wydaje mi się interesująca. Nie ustrzegłeś się kilku błędów, ale to zdarza się najlepszym, doczepiłbym się do tych swoistych didaskaliów (podawana godzina, myśli bohatera) no i do końcówki, na co pierwszy zwrócił uwagę Seener. Uważam, że gdybyś spróbował opowiedzieć tekst z jednej perspektywy kontynuując ten monolog wypowiedziany, historia byłaby dużo lepsza. A Seener wie co mówi, bo jego opko ma szansę na piórko :) Z kolei Rrybak poszedł w stronę, podobnej jak u Ciebie, końcówki.

 

Edit: Seener nie tylko miał szansę na piórko, ale je otrzymał :)

Che mi sento di morir

Masz rację, Base, co do tego dialogu na końcu. Wiem, że może wyrywać z kontekstu, ale pisząc tekst, czułem, że będzie fajnie pasował. Fakt. Sposób przedstawienia zakończenia w owy sposób jest dośc oklepany. Niektórym się podoba, a niektórym nie ;)

Myślę, że na końcu opowiadania, które dałoby mi czas by zżyć się z bohaterami, scena wywołałaby większe emocje.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nowa Fantastyka