- Opowiadanie: Astraph - Krok za krokiem

Krok za krokiem

Zaczynając od rzeczy drobnych – szorcik ten machnąłem oryginalnie jako posta na redditowym r/shortstories. Głównym impulsem była kapitalna animacja Erika Wernquista “Wanderers” – polecam obejrzenie każdemu, komu miła jest bezkresna pustka ponad naszymi głowami.

 

Mam przy tym nadzieję, że nic nie spartoliłem dodając tutaj swój pierwszy tekst...

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy II, mr.maras

Oceny

Krok za krokiem

Maybe it’s a little early. Maybe the time is not quite yet. 

But those other worlds – promising untold opportunities – beckon.

Silently, they orbit the Sun, waiting.

Carl Sagan

 

Widziany z orbity, Mars przedstawiał sobą niezapomniany widok.

Dzienną półkulę przecinały delikatne wstęgi błękitu – pajęczyna drobnych nici, okalająca niezmierzone, pokryte czerwonym pyłem pustynie. Niektóre ze strumieni wpadały do jezior pełnych rdzawej wody, oaz życia pośrodku jałowych pustkowi. Plamy ciemnozielonej roślinności rozciągały się wzdłuż cieków, przekazując iskrę życia coraz dalszym obszarom. Nad nimi półprzejrzyste chmury sunęły poprzez niebo, rzucając na powierzchnię ulotne cienie. Formacja świateł zdobiła wąski sierp nocnej półkuli, każdy punkt odpowiadający pojedynczemu habitatowi. Archipelag ludzkości, rozrzucony na obcym świecie.

W ciągu życia widział Czerwoną Planetę niezliczoną ilość razy. I zawsze jej spektakl toczył się według nieco innego scenariusza. Za każdym razem czuł, że mógłby spędzić wieczność na wypatrywaniu drobnych różnic pomiędzy tym co widział, a tym, co pamiętał z poprzedniej wizyty. Wyszukiwać nowe osiedla i świeżo zasadzone lasy, liczyć młode dopływy starych rzek, zgadywać, jak daleko sięgnie w tym roku strefa wegetacji.

Kolejne światła wchodziły w pole widzenia w miarę jak statek przesuwał się ku nocnej stronie planety. Były pośród nich zupełnie nowe. Jasnoniebieskie rozbłyski, znajome, lecz niepodobne do niczego, co kiedykolwiek wcześniej widział na Marsie. Uśmiechnął się, zdając sobie sprawę skąd je kojarzy. Obcy widok na tym świecie był jak najbardziej swojskim na Ziemi. Błyskawice. Rozrzedzona atmosfera planety wreszcie wzmocniła się na tyle, by podtrzymywać burze. Oczywiście, nie mogły się one równać z ziemskimi odpowiednikami pod względem gwałtowności – ale wreszcie powstawały. Zastanawiał się, jak musiały wyglądać z powierzchni. Jak charakterystyczny zapach ozonu mieszał się z metaliczną, suchą wonią marsjańskiego powietrza.

Uśmiechnął się i odprężył, a jego ciało opadło głębiej w objęcia miękkiej, żelowej wyściółki. Podczas ostatnich kilku wizyt stało się to jego małym rytuałem. Podziwiał Czerwoną Planetę, dzieło swojego życia – po czym pozwalał ciału odpocząć, a oczami wyobraźni oglądał przyszłość.

 

Łąki porastające stoki Olympus Mons, morza soczyście zielonej trawy pojone ciepłymi deszczami, ze śpiewem ptaków niesionym na wietrze.

Lodowe równiny Europy, pokryte ospą podziemnych habitatów, z charakterystycznymi ciemnymi liniami poprzecinanymi szlakami kolei magnetycznej.

Niezłomnych pionierów opierających się wenusjańskim huraganom, z ich aerostatami unoszącymi się pośród rozgrzanych oparów siarki.

Wieczny cyklon Jowisza, wszechwidzące oko władcy bogów, niemo obserwujące okruchy metalu wlatujące w jego zionącą źrenicę.

Przyszłość, której poświęcił swoje życie. Ulotne marzenie, o którym wiedział, że pewnego dnia się ziści.

 

* * *

 

“Pokład widokowy” statku ledwo zasługiwał na swoje zaszczytne miano. Ciasny przedział miał do zaoferowania jedynie panoramiczny iluminator i trzy żelowe kanapy, pozwalające na tyle komfortu, na ile pozwalały wymogi konstrukcyjne. Nawet najbiedniejszy jacht na Ziemi oferował więcej – lecz mimo to znajdowali się ludzie uważający otwarty kosmos za wystarczająco piękny, by znosić spartańskie warunki międzyplanetarnych rejsów.

Nie dziwiło jej, że do owego grona zaliczał się jej dziadek. Podobnie jak nie zaskoczyło jej znalezienie go śpiącego. Mijające lata wreszcie odcisnęły swoje piętno na zasłużonym inżynierze – lecz mimo emerytury nie chciał on porzucić świata któremu oddał życie. Podeszła do śpiącego mężczyzny, chcąc delikatnie wybudzić go ze snu – ale jej uwagę przyciągnęła czerwona planeta, rozpościerająca się po drugiej stronie szyby.

Przypomniały jej się analizowane po drodze z Ziemi raporty. Zapisane w pamięci tabletu wiadomości mówiły o nienasyconej pustyni, siłą odbierającej ludziom to, co zdołano już ucywilizować. O lasach pogrzebanych pod wędrującymi wydmami i jeziorach skażonych metalicznym pyłem z burz piaskowych. O nieprzewidywalnych mikrobach, których ewolucję przyspieszało docierające na powierzchnię promieniowanie. O codziennej walce, którą na tym zapomnianym przez Boga świecie toczyli ludzie.

Gdy wyłonili się z cienia planetarnej nocy, ostatnia błyskawica przypomniała o najaktualniejszej sprawie badanej przez jej zespół. Niespodziewana burza zniszczyła filtry powietrza w habitacie. Trzy tuziny mieszkańców zginęło, podczas gdy szalejące żywioły zniweczyły każdą próbę ewakuacji lub dostarczenia pomocy. Ludzie dusili się we własnych domach, zabijani przez powietrze, którym powinni móc oddychać.

Patrzyła na rozciągające się poniżej widoki. Zieleń roślinności miała chorobliwy odcień. Jej plamy wyglądały na tle rdzawej gleby jak pleśń na starym chlebie. Ciemnoczerwone jeziora zawierały wodę ledwo zdatną do picia, nawet po zastosowaniu wielostopniowej filtracji. Nieprzewidywalnie rozwijający się klimat czynił powstające burze nieobliczalnie gwałtownymi. Momentami odnosiła wrażenie, że śpiąca do niedawna planeta obudziła się w momencie, gdy pierwszy kolonista postawił stopę na marsjańskim gruncie. Że rozwścieczony świat ze wszystkich sił starał się zrzucić szkodniki, które śmiały zakłócić jego spoczynek.

Ale wiedziała, że planetę w końcu uda się poskromić. Tak jak każde inne miejsce, które zechciał dotąd posiąść człowiek. Była to tylko kwestia czasu. A jej zadaniem – tak jak legionu ludzi podobnych jej i dziadkowi – było sprawienie by to beznadziejne zadanie udało się wykonać. Prędzej czy później.

Wahadłowiec rozpoczął powolny obrót tyłem do kierunku lotu, szykując się do manewru zejścia z orbity. Mars zanurkował pod krawędzią iluminatora, zastąpiony bezmiarem gwiazd. Bez słabego poblasku planety i ze statkiem osłaniającym oczy przez słońcem, mogła zobaczyć bezkresny ocean rozpościerający się przed jej oczami. W nieskończenie krótkiej chwili jej myśli sięgnęły w dal, ku jego brzegom, ku Drodze Mlecznej rozpiętej w poprzek pustki.

 

Ku oceanicznym światom, których lazurowych mórz nie burzyła ani jedna wystająca ponad powierzchnię skała, a fale lśniły w świetle niezwykłego słońca.

Ku dżunglom pełnym obcego życia, tętniącego, rozmnażającego się i ewoluującego; niewyobrażalnego, lecz równie realnego, co sam wszechświat.

Ku jałowym asteroidom i pozbawionym atmosfery planetom. Pogrążonym w martwej ciszy, tańczącym swój wieczny taniec pośród gwiazd.

Ku niepojętym możliwościom, czekającym aż ludzkość sięgnie po nie w tę odległą toń.

 

Powróciła do rzeczywistości, układając myśli potrząśnięciem głowy. Liczyło się tu i teraz. Nie jakieś złudne fantazje, na których można było bezowocnie spędzać całe dekady.

Dziadek zareagował na próbę rozbudzenia gniewnym pomrukiem, nie chcąc by świat wyobraźni rozpłynął się przed jego oczami. Ale jedno spojrzenie na krwistoczerwony dysk poniżej sprawiło, że zapomniał o sennych marach.

Ich podróż liczyła tysiąc kroków. To nie dziadek wykonał pierwszy – dokonano tego stulecia wcześniej. Ostatni zaś, oddalony o kolejne wieki, na pewno nie będzie należał do niej. Ale sztafeta musiała trwać. Bez względu na koszta, bez względu na trudności. Każde pokolenie wytyczało szlak swoim następcom. Każde stawiało krok za krokiem poprzez bezczasową czerń.

 

Koniec

Komentarze

Obejrzałam poleconą animację, a potem przeczytałam Krok za krokiem i cóż… Widać, że filmik pięknie Cię zainspirowała, bo szort okazał się bardzo malownicza impresją.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie dziwiło że do owego grona zaliczał się jej dziadek.

Nie dziwiło jej.

 

Podobnie jak nie zaskoczyło znalezienie go śpiącego.

jej

 

A jej zadaniem – tak jak legionu ludzi podobnych jejjej dziadkowi

Ojej, ale dużo jej ;) To ostatnie możesz spokojnie wyrzucić, tylko jej dziadek pojawia się w tekście, więc wiadomo, że o niego chodzi.

 

Miałam tylko zerknąć, ale po pierwszym zdaniu zostałam ;) Zgadzam się z Reg, ładnie napisana impresja. Fajny pomysł z dwoma spojrzeniami na Marsa – bezkrytyczno-romantycznym dziadka i trzeźwym, choć pełnym nadziei wnuczki.

Czepnę się tylko tego, że trochę mało się tu dzieje. To się aż prosi o rozwinięcie w barwną historię. Ale debiucik niczego sobie :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nawet najbiedniejszy jacht na Ziemi oferował więcej – lecz mimo to znajdowali się ludzie uważający otwarty kosmos za na tyle piękny, by znosić spartańskie warunki międzyplanetarnych rejsów.

Nie ma tu błędu, ale zabrakło mi w tym zdaniu “flow”, które jest w reszcie tekstu. Sugerowałbym zmianę “na tyle” na “wystarczająco”. 

Nie dziwiło ją że do owego grona zaliczał się jej dziadek.

Brakujący przecinek przed “że”. 

 

Ludzie dusili się we własnych domach, zabijani przez powietrze(przecinek) którym powinni móc oddychać.

Piszesz tak, że przyjemnie się czyta. Taka refleksyjna sielanka o podboju kosmosu. Osobiście skojarzyła mi się od razu z planszówką “Terraformacja Marsa”, w którą często pogrywam ze znajomymi. Swoją drogą polecam. Takie same klimaty.

 

 

Reg, Irka & GhostWriter – dziękuję za komentarze, naniosę poprawki ASAP :) Przyznaję, że stresowałem się sprawdzaniem wątku niemiłosiernie – z jakiegoś powodu dzielenie się tekstami po polsku jest dla mnie cięższe, niż twórczością w j. angielskim…

 

Terraformację Marsa znam i posiadam – fajnie jest z żoną spuścić sobie raz na jakiś czas na głowę Deimosa :D

Czepnę się tylko tego, że trochę mało się tu dzieje. To się aż prosi o rozwinięcie w barwną historię. Ale debiucik niczego sobie :)

Tutaj nie kryję – mam z dłuższymi formami pewien problem. “Krok po kroku” jest chyba najbardziej ekstremalny pod tym względem (jak wspomniałem, powstał oryginalnie na potrzeby r/ShortStories), ale nawet dłuższe formy rzadko daję radę pociągnąć na więcej jak 20k znaków. Dopiero od ostatniego roku -dwóch próbuję sił z dłuższymi tekstami. Przynajmniej takimi na serio – twórczości do Fanfiction.net nie liczę XD

Terraformację Marsa znam i posiadam – fajnie jest z żoną spuścić sobie raz na jakiś czas na głowę Deimosa :D

Tak się domyślałem <żółwik> :D 

Cześć Astraph,

Dwojako w sumie oceniam tekst. To co mi się podobało, to barwne, rozbudowane opisy, którymi karmiła się moja wyobraźnia w czasie czytania. Robiło wrażenie, a obrazy, które przedstawiłeś łatwo przyszły do głowy (animację oglądałem w sumie dopiero po czytaniu). Pojawiły się jakieś wątki egzystencjalne – tak jak z tą życiową sztafetą i pokazywaniem drogi następnym pokoleniom – podobało mi się, że zaistniały, bo dobrze wkomponowały się w tekst.

 

Coś co mi się nie podobało, to to, że terraformacja jest niemożliwa moim zdaniem, ale to wracam wówczas do pomysłu, który mówi o pięknej wizji, niekoniecznie patrząc na realizm. :D

I w formie luźnej dyskusji:

lecz mimo to znajdowali się ludzie uważający otwarty kosmos za na tyle piękny, by znosić spartańskie warunki międzyplanetarnych rejsów.

Nie uważam, że byłyby to tylko spartańskie warunki takich rejsów, a raczej powolne popadanie w obłęd podczas wielomiesięcznych podróży, będąc zamkniętym w metalowej puszce sunącej przez kosmos, który się nie zmienia, a dzień trwa cały czas.

Ode mnie będzie klik do biblioteki. :)

Pozdrawiam

Sagitt, czwartkowy dyżurny

PS. KSP <3

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Rzeczywiście, jest to ciekawa impresja, napisana z kosmicznym oddechem oraz fantastycznonaukowym drygiem. I może to rzeczywiście tylko dwie malownicze i kontrastujące scenki/wizje, ale sama koncepcja przeciwstawnych punktów widzenia dziadka marzyciela i wnuczki realistki, to fajnie pomyślana kompozycja i świeże spojrzenie na poruszone w tekście zagadnienie.

Ostatnie akapity, pewna ucieczka owej realistki w świat wyobrażeń na temat kolejnych światów (jeszcze dziewiczych), daje ciekawy kontrapunkt i pobudza do myślenia. Czy powinniśmy niszczyć (terraformować) owe nieskalane jeszcze przez człowieka światy? I czy mamy inne wyjście na drodze rozwoju naszego gatunku? Raczej nie. Dzięki takiemu podejściu do tematu robi się i ciekawie i inteligentnie, co tylko potwierdza fakt, że Autorowi udało się zawrzeć naprawdę sporo w krótkim szorcie.

Jest w tekście klimacik, jest pewna nostalgia, ale zarazem odpowiedni kosmiczny i futurystyczny rozmach. Jest też wystarczająca wiarygodność przestawionej wizji.

Może nie wszystkie porównania i poetyckie niemal opisy trafiły w mój gust, może nie każdą myśl udało się ująć w zgrabne zdanie, ale całość mi się podoba. Mało na portalu science-fiction w klasycznym, kosmicznym entourage. Jeśli jeszcze pobudza wyobraźnie i skłania do myślenia tym bardziej należy się kliczek i biblioteka. 

Nie czepiam się merytorycznych i technicznych detali, bo opowiadanie ma swój urok i jako właśnie urokliwe, a nie stricte naukowe je odebrałem. Przez chwilę chciałem rugać za to „dzieło życia” dziadka, wszak terraformacja to proces z pewnością długotrwały (jeśli możliwy) i obliczony na dziesiątki pokoleń, ale w końcówce rozwiałeś moje wątpliwości. Mam nadzieję, że zaraz trafi tutaj kilku innych czytelników i doklika do biblioteki.

Technicznie, jak już chyba wspomniałem, jest różnie. Na pewno Autor ma spory problem z interpunkcją i to podstawową. Zastrzeżenia mam również do kilku miejsc wskazanych przez poprzedników i dziwię się, że takie kwiatki jak: „A jej zadaniem – tak jak legionu ludzi podobnych jej i jej dziadkowi” nie zostały jeszcze poprawione.

Płynność lektury utrudniała również maniera „oderwanych zdań”, której przykład podaję poniżej.

Plamy ciemnozielonej roślinności rozciągały się wzdłuż cieków, przekazując iskrę życia coraz dalszym obszarom. Półprzejrzyste chmury sunęły poprzez niebo, rzucając na powierzchnię ulotne cienie. Formacja świateł zdobiła wąski sierp nocnej półkuli, każdy punkt odpowiadający pojedynczemu habitatowi. Archipelag ludzkości, rozrzucony na obcym świecie.

– dlaczego nie połączyć tych zdań? Tak, żeby jedno wypływało z drugiego (np. “Plamy ciemnozielonej roślinności rozciągały się wzdłuż cieków, przekazując iskrę życia coraz dalszym obszarom. Nad nimi półprzejrzyste chmury sunęły poprzez niebo, rzucając na powierzchnię ulotne cienie”)? Teraz mamy jakąś wyliczankę, w której każde kolejne zdanie oderwane jest od poprzedniego. Pozbawia to tekst płynności i „szarpie” czytelnikiem podczas lektury.

Rozrzedzona atmosfera planety wreszcie wzmocniła się na tyle, by podtrzymywać burze. Oczywiście, nie mogły się one równać z ziemskimi kuzynami pod względem gwałtowności – ale wreszcie powstawały.

– te kuzynki to strasznie kiepski i często stosowany chwyt. Moim zdaniem naciągany po prostu. Marsjańskie burze jako kuzynki ziemskich burz brzmi głupio.

W tym czasie pobudzony umysł umykał do nieskończonego wszechświata snów, rozpiętego pod zamkniętymi powiekami.

– pojechałeś z tą poetycką metaforą. Po co sadzić w tekście takie kwiatki?

‘Pokład widokowy’ statku […]

– cudzysłów tak nie wygląda.

 

Nie dziwiło ją że do owego grona zaliczał się jej dziadek.

– na maturze chyba byłaby pała za taki błąd interpunkcyjny.

Ludzie dusili się we własnych domach, zabijani przez powietrze którym powinni móc oddychać.

– i znowu. Za takie babole interpunkcyjne w niektórych stanach idzie się do więzienia.

Zapisane w pamięci tabletu wiadomości mówiły o nienasyconej pustyni, siłą odbierającej ludziom to, co zdołano już ucywilizować.

– Tablet, jak i kilka innych elementów świata przedstawionego, nie pasuje mi za bardzo do tej dosyć odległej w czasie (jak mniemam) wizji.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Przed chwilą pochwaliłem Twój tekst W toku. Zachęcony nim przybyłem tutaj i… Niestety, tutaj dla odmiany się zawiodłem. Jako impresja tekst może być, jako ćwiczenie również, ale trochę brakuje właściwego “ładunku”. Pal licho przesłanie, czasem przydaje się przeczytać “teksty-widokówki”, ale na takowy niestety wyszło zbyt długo.

Nie zrozum źle – tekst nie jest zły. Ale zwyczajnie “nie zostaje” w głowie. Przynajmniej mnie.

Ale jednocześnie wydaje mi się, że to, co tutaj jest za długie jako samodzielna całość, spokojnie w tej formie mogłoby być częścią czegoś dłuższego (byle nie była to rozbudowa cały czas tego, co tu, a raczej jakieś dodatkowe sceny).

 

A mnie się, dla odmiany, bardzo podoba. Szczególnie poetyka pewnych zdań, choć w kilku miejscach przeszarżowałeś, ale ja również mam za sobą podobne szarże, więc przyczepię się tylko jednej:

 

Wszechwidzące oko Jowisza, wieczny cyklon, niemo obserwujący okruchy metalu wlatujące w jego zionącą źrenicę, nikłe i żałosne na tle władcy bogów. 

Musiałem dwa razy to przeczytać, żeby trafiło do mnie o czym mowa.

Fajna impresja, ciekawa, poruszająca temat, który przestanie być już wkrótce, za wiek lub dwa, fiction. Poleciłbym do biblio, ale jeszcze nie mogę, bo za krótko tutaj jestem.

 

PS. Trochę prywaty. Jeśli chodzi o impresję i poetyckie szarże w moim wydaniu: Naga osobliwość. Nie czuj się zobowiązany, tak tylko wrzucam, może Cię zainteresuje ;)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Aj waj, aj waj… Ponownie, wyszło moje nieobycie ze sposobem funkcjonowania tego forum. Po ostatnim komentarzu Ghosta i kilku dniach ciszy uznałem, że pewnie wątek umarł i przeszedłem dalej… Po czym zwyczajnie przeoczyłem nową serię komentarzy. Nadrabiam, jak również wprowadzam poprawki bezpośrednio do posta, a nie tylko do własnej kopii na dysku.

Jeszcze raz (podobnie jak pod “W toku”) przepraszam wszystkich za to przeoczenie. I korzystając z okazji – dziękuję za taki wysyp komentarzy i uwag. Wszystkie teksty tutaj wrzucam z ciężkim sercem, pierwsze 24h spędzam na nerwowym odświeżaniu stronki i schodzę na zawał, widząc pierwszy komentarz… Nie ukrywam, nie spodziewałem się ani tak licznego, ani tak… pozytywnego odzewu. Bo już zdążyłem zauważyć, że naprawdę złe teksty tutaj nie mają co liczyć na taryfę ulgową. ;)

 

Outta Sewer – “Nagą osobliwość” dodałem sobie do kolejki, postaram się ją przeczytać i skomentować ASAP :) Zdanie o Jowiszu spróbowałem poprawić – piękną rzeczą w polskim jest to, jak bardzo “flow” zdania może zmienić poprzestawianie jego członów. Poza tym fajnie się tym straszy obcokrajowców.

 

wilk-zimowy – “Tekst-widokówka” to chyba najlepsze określenie dla konceptu jaki miałem w głowie siadając do tego szorcika. “Wanderers” pokazało cały ciąg wizji, tutaj, biorąc pod uwagę różnicę formatu, chciałem skupić się na jednej, wybranej. Jeśli nie zapadło w pamięć to cóż… Następnym razem postaram się bardziej :)

 

mr.maras – tutaj więcej. Bardzo dziękuję za rozbudowaną recenzję. Pora jest późna, więc przepraszam, że nie odniosę się tutaj do całości i skupię na uwagach technicznych… 

Na pewno Autor ma spory problem z interpunkcją i to podstawową.

Auć. Czyli jednak jest aż tak źle… Wytknięte babole poprawione, na resztę zapoluję przy najbliższej okazji. Przyznaję, że interpunkcja nigdy nie była moją mocną stroną…

Zastrzeżenia mam również do kilku miejsc wskazanych przez poprzedników i dziwię się, że takie kwiatki jak: „A jej zadaniem – tak jak legionu ludzi podobnych jej i jej dziadkowi” nie zostały jeszcze poprawione.

Tutaj kajam się i to potężnie – poprawki już wprowadzam. Jak wspomniałem teraz na wstępie, z jednej strony nie spodziewałem się dalszego feedbacku tyle dni po zapostowaniu, a z drugiej nie wpadłem na pomysł by edytować już wrzucony tekst. Po prawdzie uznałem, że najwyraźniej nie jest na tyle dobry, by się starać o ewentualne przeniesienie do biblioteki…

– pojechałeś z tą poetycką metaforą. Po co sadzić w tekście takie kwiatki?

Od strony samej narracji – dziadek jest stary, ma nadaktywną wyobraźnię i tyle co skończył się zachwycać jednym z najpiękniejszych znanych mu widoków. Od strony “co autor miał na myśli” – chciałem utrzymać do końca podniosły nastrój całej końcówki tego fragmentu.

Patrząc z perspektywy, można by było spokojnie wyciąć całe to zdanie… Co zresztą zrobię.

Tablet, jak i kilka innych elementów świata przedstawionego, nie pasuje mi za bardzo do tej dosyć odległej w czasie (jak mniemam) wizji.

Być może jest to jeden z powodów, dla których nie czuję cyberpunka… Po prostu nie wydaje mi się, by pewne rzeczy miały się w przyszłości wiele zmienić. Oczywiście, zmieni się forma, materiały i sposób działania – ale IMHO, nawet przeniesieni w 2400 czy 2500 rok, powinniśmy być w stanie rozpoznać takie urządzenie, tak samo jak nasz praszczur z 1000 roku raczej rozpoznałby książkę czy pióro do pisania.

 

Oderwane zdania – note taken, pisząc przyszłe/poprawiając już istniejące teksty będę miał to na uwadze. Wytknięty przykład poprawiony. “Kuzynki” zastąpione. 

 

Sagitt – O egzystencjalizmie i sporze romantyzm/pragmatyzm nie rozmawiam między północą a świtem. ;) Nie ukrywam że w tej materii jestem bardzo dużym optymistą, głównie po swoim ojcu. Od małego dostawałem od niego książki o podboju kosmosu, bardzo wcześnie zapoznał mnie z postaciami Gagarina i Hermaszewskiego (na spotkanie z tym drugim nawet zabrał mnie osobiście), oglądaliśmy razem starty wahadłowców i reportaże z Mira. Potem, już na własną rękę, odkryłem Ciołkowskiego i Fiodorowa… I tak jakoś się kręci po dziś dzień. Jedyne co, to staram się nie poruszać tematu SpaceX – nie uśmiecha mi się znalezienie się w krzyżowym ogniu fanboy’ów Elona i jego hejterów. Od takich wojen miałem sequele Star Warsów. Wolę w spokoju oglądać streamy z Boca Chica i po cichu trzymać kciuki za ten absolutnie poroniony pomysł.

A Kerbale są jedną z trzech gier na moim Steamie z ponad tysiącem wygranych godzin ;)

 

Hmmm. Bardzo ładnie zarysowane tło. To dobry pomysł, żeby pokazać je z dwóch punktów widzenia. Naprawdę fajny.

Tylko pierwszego planu brakuje.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka