- Opowiadanie: Finkla - Chłodna miłość

Chłodna miłość

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Chłodna miłość

Δ

 

Młod­szy in­spek­tor Ali­cja Ślę­żyń­ska, dla wta­jem­ni­czo­nych bytów Ślęża, prze­glą­da­ła ra­port. Jej krze­sło – cho­ciaż po­rząd­nie wzmoc­nio­ne, nie żaden no­wo­mod­ny pla­sti­ko­wy fotel – trzesz­cza­ło przy każ­dym gwał­tow­nym ruchu. A tych nie bra­ko­wa­ło – wśród kra­dzie­ży, drob­nych bójek, ka­ram­bo­li, za­bójstw i in­ne­go chła­mu wy­róż­nia­ły się dwie spra­wy: za­bi­cie dwóch psów i póź­niej­sze wła­ma­nie oraz zbu­rze­nie ścia­ny wię­zie­nia w Cheł­mie skut­ku­ją­ce – jak na­le­ża­ło­by ocze­ki­wać – uciecz­ką grup­ki ska­za­nych.

Łą­czy­ło je kilka rze­czy. Po pierw­sze, naj­bar­dziej oczy­wi­ste – po usu­nię­ciu z drogi dwóch bul­te­rie­rów i wtar­gnię­ciu na teren po­se­sji wy­so­ko po­sta­wio­ne­go funk­cjo­na­riu­sza, skra­dzio­no tecz­kę z do­ku­men­ta­mi na temat wię­zie­nia w Cheł­mie. Nie po­wi­nien w ogóle wy­no­sić tych pa­pie­rów poza teren za­kła­du kar­ne­go, ale lu­dzie czę­sto na­gi­na­li prawo. A naj­czę­ściej ro­bi­li to wła­śnie wy­so­ko po­sta­wie­ni, szyb­ko awan­su­ją­cy ka­rie­ro­wi­cze.

Po dru­gie – i tu już nie­zbęd­ny był aneks spo­rzą­dzo­ny przez Betkę czyli tajne Biuro do spraw Ta­len­tów – w obu przy­pad­kach klu­czo­we oka­za­ło się uży­cie zimna. Pa­to­lo­dzy – ci na­le­żą­cy do zwy­czaj­nych ludzi, zwa­nych nie­kie­dy bez­ta­len­cia­mi – nie po­tra­fi­li podać przy­czyn na­głe­go zej­ścia dwóch psów. Tak samo ze zbu­rze­niem ścia­ny – in­ży­nie­ro­wie tylko roz­kła­da­li ręce i sprze­cza­li się, czy to osła­bie­nie ma­te­ria­łu, czy błąd kon­struk­cyj­ny. Ana­li­ty­cy z Betki usta­li­li, że bul­l­te­rie­ry zabił nagły atak mrozu. W czerw­cu. A ścia­nę osła­bi­ło za­mro­że­nie – każda dro­bi­na wody po­zo­sta­ła po nie­daw­nej ule­wie rap­tow­nie za­mie­ni­ła się w lód. W lipcu. Nie­wąt­pli­wie ro­bo­ta śnież­ni­ka.

Po trze­cie, każdy śnież­nik miał swoje od­ci­ski lo­do­wych pal­ców – two­rzo­ne przez niego gwiazd­ki śnie­go­we od­zna­cza­ły się po­dob­nym kształ­tem. W obu spra­wach tech­ni­cy zdo­ła­li go usta­lić, a Ślęża bez trudu roz­po­zna­ła szkic – na­le­żał do jej pod­wład­ne­go, aspi­ran­ta Krzysz­to­fa Zim­nia­ka.

 

❄Δ

 

Po­le­ce­nie sta­wie­nia się w ga­bi­ne­cie sze­fo­wej ta­len­tów samo w sobie jesz­cze nie za­po­wia­da­ło kło­po­tów. Ale wark­nię­cie Ślęży roz­wia­ło wąt­pli­wo­ści:

– Aspi­ran­cie Zim­niak!

– Mel­du­ję się! – szczek­nął Krzy­siek, sta­jąc na bacz­ność i za­sta­na­wia­jąc się, czym tak pod­padł sze­fo­wej.

Jak na lo­dow­ca, my­ślał na­praw­dę go­rącz­ko­wo. Nikt nie wie­dział, co zrobi wście­kły wul­ka­no­id. Krzy­siek już miał wra­że­nie, że ka­mien­ne przy­wiesz­ki na na­szyj­ni­ku sze­fo­wej dziw­nie na niego pa­trzą.

Stresz­cze­nie dwóch zbrod­ni wal­nę­ło go jak obu­chem. Po­czuł, że się ru­mie­ni, od­ru­cho­wo ob­ni­żył tem­pe­ra­tu­rę w po­miesz­cze­niu, zo­rien­to­wał się, że tym tylko zdra­dza zde­ner­wo­wa­nie i na pewno chło­dem nie po­pra­wi hu­mo­ru Ślęży. Po­śpiesz­nie wchło­nął zimno z po­wro­tem.

– Jak mi to, kurwa, wy­ja­śni­cie, aspi­ran­cie?

Krzy­siek wspo­mi­nał in­ten­syw­nie. Ósmy czerw­ca, ósmy czerw­ca… To wtedy po raz pierw­szy po­szli z Izą do łóżka. Uwa­żał się za do­świad­czo­ne­go w tych spra­wach, ale seks ze śnież­ką zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wał jego po­glą­dy w wielu aspek­tach. Wcze­śniej są­dził, że ta­lent śnie­żek, po­zwa­la­ją­cy im na ob­ni­ża­nie tem­pe­ra­tu­ry w bar­dzo ogra­ni­czo­nej prze­strze­ni, po­rów­ny­wal­nej wła­śnie z dzie­cin­ną śnież­ką, a do tego w bez­po­śred­nim są­siedz­twie ciała, jest pra­wie bez­war­to­ścio­wy. Ale kiedy do­świad­czył pre­cy­zyj­ne­go ste­ro­wa­nia tem­pe­ra­tu­rą punk­tów ero­gen­nych… To otwo­rzy­ło nowy wy­miar do­znań. Jakby do­tych­czas ko­chał się wy­łącz­nie po omac­ku, a teraz zdjął opa­skę z oczu i robił to przy świe­cach albo na na­grza­nej słoń­cem po­la­nie. Tych unie­sień nie dało się za­po­mnieć!

Potem, koło trze­ciej nad ranem, Iza po­wie­dzia­ła, że musi wra­cać do domu. Nie, nie trze­ba jej od­pro­wa­dzać. Ale niech Krzy­siek ochło­dzi jej drogę, bo w łóżku spraw­dził się do­sko­na­le, a ona musi coś zro­bić, żeby ro­dzi­ce nie za­czę­li po­dej­rze­wać, jak cu­dow­nie spę­dzi­ła wie­czór. Po­ka­za­ła mu na mapie, któ­rę­dy bę­dzie szła.

Wię­zie­nie. Nawet nie mu­siał się za­sta­na­wiać – w Cheł­mie był tylko raz. Wpa­dli z Izą na week­end do jej przy­ja­ciół­ki. W so­bo­tę wie­czo­rem po­szli na długi spa­cer, tylko we dwoje. Nagle na­szła ich nie­prze­par­ta ocho­ta na seks. Zna­leź­li jakiś ciem­ny za­ką­tek. Krzy­siek pa­mię­tał Izę opar­tą o ścia­nę i tłu­mią­cą krzy­ki do chra­pli­we­go szep­tu: „Tak, tak mnie rżnij! Jesz­cze zim­niej! Och, Krzy­siu! Jesz­cze zim­niej, mój śnież­ni­ku!”.

Co za nie­fart, że ktoś podle wy­ko­rzy­stał chwi­le jego sza­leń­stwa.

Prze­cież nie mógł tego opo­wie­dzieć sze­fo­wej! Wpraw­dzie wul­ka­no­idy po­win­ny ro­zu­mieć, czym jest afekt, ale szcze­rość w kon­tak­tach z prze­ło­żo­ny­mi, do tego ba­ba­mi, musi mieć swoje gra­ni­ce.

– To jakiś pa­skud­ny zbieg oko­licz­no­ści. W czerw­cu po­pi­li­śmy ze zna­jo­mym, dziec­ko mu się uro­dzi­ło – im­pro­wi­zo­wał. – Potem wra­ca­li­śmy i chyba się tro­chę po­pi­sy­wa­łem, nie pa­mię­tam. Słowo daję, nie mia­łem po­ję­cia, że tam są ja­kieś psy! A w Cheł­mie…

 

Δ❄

 

Po wyj­ściu Krzysz­to­fa Ślęża przez dłuż­szą chwi­lę sie­dzia­ła w bez­ru­chu, ana­li­zu­jąc roz­mo­wę. Z pew­no­ścią in­for­ma­cja o wła­ma­niu i uciecz­ce za­sko­czy­ła chło­pa­ka. Żaden lo­do­wiec nie po­tra­fił­by tak prze­ko­ny­wa­ją­co ode­grać zdu­mie­nia. Nie po­peł­nił świa­do­me­go prze­stęp­stwa. Ale przy tłu­ma­cze­niu, jak do­szło do nad­uży­cia mocy, za­czął ściem­niać, wi­dzia­ła to jak na dłoni.

Ślęża była strasz­nie stara, nawet jak na wul­ka­no­ida. Magma w jej ży­łach już dawno wy­sty­gła, ta­len­tu po­zo­sta­ło aku­rat tyle, by od czasu do czasu za­go­to­wać her­ba­tę – uko­cha­ny dar­je­eling z wio­sen­nych zbio­rów. Jed­nak wciąż miała w za­na­drzu kilka sztu­czek. Rzad­ko kto o tym pa­mię­tał, ale wul­ka­ny zbu­do­wa­ne były przede wszyst­kim ze skał. Oprócz spek­ta­ku­lar­nej magii ognia, miała więc do dys­po­zy­cji magię ka­mie­ni.

Za­wa­li­ła Krzyś­ka pa­pier­ko­wą ro­bo­tą, upew­nia­jąc się, że aż do końca dnia chło­pak nie ruszy się zza biur­ka. Niech myśli, że to kara.

Sama wy­szła z ko­men­dy, lek­ce­wa­żąc py­ta­ją­ce spoj­rze­nie dy­żur­ne­go. Po­je­cha­ła pod ka­mie­ni­cę, w któ­rej miesz­kał Krzy­siek, ale za­par­ko­wa­ła po dru­giej stro­nie ulicy. Wy­cze­ka­ła, aż sta­rusz­ka z wóz­kiem na za­ku­py znik­nie za ro­giem. Do­pie­ro wtedy wy­sia­dła i po­de­szła do bu­dyn­ku. Od­cze­pi­ła od na­szyj­ni­ka Niedź­wie­dzia i przy­ło­ży­ła do ścia­ny, w my­ślach wy­da­jąc mu kilka roz­ka­zów. Miał nie ro­snąć, tylko wto­pić się w mur, zo­sta­wia­jąc na ze­wnątrz tylko pysk, i wspiąć na wy­so­kość dru­gie­go pię­tra, a potem pa­trzeć, co bę­dzie się dzia­ło i do­no­sić o zmia­nach. Do mo­men­tu wyj­ścia Krzyś­ka z pracy aku­rat po­wi­nien zdą­żyć. Ema­na­cje wul­ka­no­idów, osią­ga­ją­ce pręd­kość około metra na go­dzi­nę, zde­cy­do­wa­nie nie nada­wa­ły się do po­ści­gu. Za to nie miały sobie rów­nych w szpie­go­wa­niu – bez­gra­nicz­nie cier­pli­we, nie mu­sia­ły jeść, cho­dzić do to­a­le­ty ani nawet mru­gać.

 

Men­tal­ne szturch­nię­cie od Niedź­wie­dzia na­de­szło kilka minut po sie­dem­na­stej. Ślęża za­mknę­ła oczy i prze­łą­czy­ła się na wzrok ema­na­cji. Krzy­siek przed chwi­lą wró­cił do domu, wła­śnie ścią­gał buty. Pod­szedł do ze­sta­wu ste­reo, znik­nął z pola wi­dze­nia, za­pew­ne w ła­zien­ce, za­pa­lił świa­tło w kuch­ni i otwo­rzył lo­dów­kę… Ru­ty­na. Ślężę za­sko­czył po­rzą­dek pa­nu­ją­cy w miesz­ka­niu. Żad­nych ciu­chów wa­la­ją­cych się po sy­pial­ni, brak ster­ty na­czyń w zle­wie… Ka­wa­le­ro­wie na ogół nie wy­ka­zy­wa­li ta­kie­go za­mi­ło­wa­nia do ładu. Przy­naj­mniej biur­ko Krzyś­ka o ni­czym takim nie świad­czy­ło – kiedy przed po­łu­dniem kła­dła tam for­mu­la­rze do uzu­peł­nie­nia, długo mu­sia­ła szu­kać sta­bil­ne­go miej­sca.

Wy­co­fa­ła się z oczu Niedź­wie­dzia, po­sta­na­wia­jąc, że co kilka minut bę­dzie spraw­dzać sy­tu­ację.

 

Wiele od­po­wie­dzi po­ja­wi­ło się pod wie­czór – Krzyś­ka od­wie­dzi­ła ko­bie­ta. Drob­na blon­dyn­ka, dwa­dzie­ścia lat, może kilka wię­cej, sek­sow­na pra­wie jak Ma­ry­lin Mon­roe. Nie dzi­wo­ta, że chło­pak zgłu­piał i pa­trzył na świat przez źre­ni­ce w kształ­cie ser­du­szek. Nie po­pi­sy­wał się przed ko­le­gą, tylko pró­bo­wał za­im­po­no­wać pan­nie. Ślęża zru­ga­ła się w my­ślach, że sama nie za­uwa­ży­ła ma­śla­ne­go wzro­ku. Ale nie spo­dzie­wa­ła się ta­kiej erup­cji uczuć po śnież­ni­ku. Lo­dow­ce za­zwy­czaj były ozię­błe i roz­sąd­ne aż do prze­sa­dy.

Ża­ło­wa­ła, że nie po­wie­dzia­ła Krzyś­ko­wi, co zo­sta­ło skra­dzio­ne pod­czas wła­ma­nia. Teraz za żadne skar­by nie uwie­rzy, że luba go wra­bia. Ślęża mogła w ciem­no strze­lać, że już stwo­rzył sobie jakąś teo­ryj­kę o strasz­nym pechu. Zgrzyt­nę­ła zę­ba­mi. Dłu­gie życie na­uczy­ło ją, że jeśli spró­bu­je zdys­kre­dy­to­wać wy­bran­kę, może stwo­rzyć co naj­wy­żej ko­lej­ne­go Romea, go­to­we­go na wszel­kie po­świę­ce­nia w imię swo­jej pło­mien­nej mi­ło­ści. A w po­łą­cze­niu z le­gen­dar­nym upo­rem lo­dow­ców…

Nie ocze­ki­wa­ła ta­kie­go za­an­ga­żo­wa­nia pod­wład­ne­go, ale po­tra­fi­ła je do­sko­na­le zro­zu­mieć. W końcu to jesz­cze dziec­ko, co to jest trzy­dzie­ści lat… Pew­nie ma ja­kieś lo­dow­co­we hor­mo­ny i wła­śnie do­świad­cza ich burzy. A i dziew­czy­na jak lalka.

Wła­śnie, dziew­czy­na. Ślęża sku­pi­ła się na za­pa­mię­ty­wa­niu wy­glą­du ko­bie­ty. Przy całej swo­jej uży­tecz­no­ści, ema­na­cje nie po­tra­fi­ły robić zdjęć ani no­ta­tek, wszyst­ko trze­ba było za­ob­ser­wo­wać we wła­ści­wym mo­men­cie. Blon­dyn­ka usłuż­nie krę­ci­ła się do­oko­ła Krzyś­ka, po­zwa­la­jąc obej­rzeć się z każ­dej stro­ny.

Kiedy za­ko­cha­ni po­rzu­ci­li na pa­stwę losu pu­char­ki z nie­do­je­dzo­ny­mi lo­da­mi (Ślężę bar­dzo uba­wi­ła śnież­ni­ko­wa wer­sja ro­man­tycz­nej ko­la­cji) i za­czę­li się ob­ści­ski­wać, wul­ka­no­id­ka wy­co­fa­ła się.

Po­li­cyj­ny ry­sow­nik oczy­wi­ście zdą­żył już zmyć się do domu. Trud­no mu się dzi­wić – do­cho­dzi­ła dwu­dzie­sta druga trzy­dzie­ści. Ślęża za­pi­sa­ła klu­czo­we cechy cha­rak­te­ry­stycz­ne. Jutro go do­rwie. Nawet jeśli coś za­po­mni, to nic stra­co­ne­go – Niedź­wiedź cią­gle tkwił na po­ste­run­ku, a ro­mans dzie­cia­ków do­pie­ro się roz­wi­jał.

 

 

Iza bez więk­szych trud­no­ści po­wstrzy­ma­ła się od trium­fal­ne­go krzy­ku, cho­ciaż cze­ka­ła na po­dob­ne­go SMS-a od dawna. Śnież­ki na ogół świet­nie pa­no­wa­ły nad emo­cja­mi, wy­róż­nia­ły się spo­ko­jem nawet wśród lo­dow­ców.

Po mie­sią­cach tre­no­wa­nia z ła­two­ścią od­czy­ta­ła za­szy­fro­wa­ną wia­do­mość: „Gno­jek je­dzie na szkol­na wy­ciecz­ke. Tatry, pocz. pazdz.”. Na­resz­cie!

W tym mo­men­cie chło­pak zaj­rzał jej przez ramię:

– Z kim tak pi­szesz? Co to jest? To jakiś cy­wi­li­zo­wa­ny język w ogóle?

– Tak, Krzy­sień­ku, koci – za­czę­ła opo­wia­dać przy­go­to­wa­ną za­wcza­su ba­jecz­kę. – Mój wujek ma wiel­kie ko­ci­sko. A ono z kolei ma oso­bo­wość. Uwiel­bia sprzęt elek­tro­nicz­ny. Lap­to­py, smart­fo­ny, ta­ble­ty, wszyst­ko. Wy­le­gu­je się, cho­dzi po kla­wia­tu­rze, wy­cią­ga lu­dziom z to­re­bek, paca łapką, po­lu­je na diody…

– Co za nie­zwy­kły kotek!

– Chęt­nie bym cię mu przed­sta­wi­ła, ale nie to­le­ru­je mnie i wolę nie ry­zy­ko­wać zbęd­nych wizyt, żeby wujek nie za­czął roz­k­mi­niać dla­cze­go.

– Koty za­zwy­czaj nie zno­szą lo­dow­ców – oznaj­mił Krzy­siek. – Nie­zgod­ność cha­rak­te­rów. Za to z ryb­ka­mi się nie­źle do­ga­du­je­my. Nie mie­li­ście tego na szko­le­niach?

– Le­piej za­pa­mię­ta­łam, że do­sko­na­le czu­je­my się w gó­rach. Słu­chaj, a może po­je­cha­li­by­śmy do Za­kop­ca? – Przy­tu­li­ła się do aman­ta, za­ser­wo­wa­ła kilka lo­do­wych piesz­czot. – Na przy­kład w pierw­szej po­ło­wie paź­dzier­ni­ka? Już nie bę­dzie tłu­mów, złota pol­ska je­sień w gó­rach i my. Co, Krzy­sień­ku? Dadzą ci urlop w ro­bo­cie?

 

Δ

 

Po­szu­ki­wa­nia prze­pro­wa­dzo­ne przez Ślężę przy­nio­sły nie­wie­le efek­tów. Oczy­wi­ście, udało się usta­lić toż­sa­mość dziew­czy­ny, która omo­ta­ła Krzyś­ka – Iza­be­la Led­ni­kow, lat dwa­dzie­ścia osiem (wy­glą­da­ła o wiele mło­dziej, zołza jedna!), nie­fi­gu­ru­ją­ca w spi­sach ta­len­tów, stu­dent­ka, kie­ru­nek Psy­cho­lo­gia Sprze­da­ży i Mar­ke­tin­gu. Jesz­cze nie­no­to­wa­na.

A po­win­na być, na cięż­kie młoty Swa­ro­ga, bo prze­cież ewi­dent­nie miała po­wią­za­nia z oby­dwo­ma prze­stęp­stwa­mi. To ona mu­sia­ła skło­nić Krzyś­ka do uży­cia ta­len­tu – na uczel­ni z pew­no­ścią opa­no­wa­ła sztu­kę ma­ni­pu­lo­wa­nia. Ślęża po pro­stu wie­dzia­ła, że szcze­nia­ra mu­sia­ła być za­mie­sza­na w ma­chloj­ki jed­ne­go z trzech chełm­skich osa­dzo­nych, któ­rych do­tych­czas nie udało się zła­pać. Ktoś mu­siał im po­ma­gać w uciecz­ce, uprze­dzić, co się sta­nie, gdzie po­win­ni wtedy być i jak się za­cho­wy­wać…

Mimo to ten dupek pro­ku­ra­tor nie dawał zgody na aresz­to­wa­nie Led­ni­kow, pod­słuch, nic! A że był bez­ta­len­ciem, Ślęża nie mogła opo­wie­dzieć mu ani o udzia­le śnież­ni­ka w obu spra­wach, ani o do­wo­dach uzy­ska­nych przez Niedź­wie­dzia.

Mu­sia­ła się ogra­ni­czyć do śle­dze­nia Krzyś­ka. Siłą rze­czy, ozna­cza­ło to trzy­ma­nie go w nie­wie­dzy, żeby nie zdra­dził się przed ko­chan­ką. I li­cze­nie, że uda się za­po­biec ko­lej­ne­mu nad­uży­ciu ta­len­tu, zła­pać tę Led­ni­kow na go­rą­cym, a wła­ści­wie zim­nym, uczyn­ku. I wtedy szcze­nia­ra bek­nie za swój wkład. A ktoś inny – za wta­jem­ni­cza­nie bez­ta­len­cia w moż­li­wo­ści śnież­ni­ka. Ślęża miała na­dzie­ję, że to nie Krzy­siek. W końcu lo­dow­ce sły­nę­ły z roz­sąd­ku i nie­pod­da­wa­nia się emo­cjom.

 

Δ❄

 

Krzy­siek po­pro­sił o dwa ty­go­dnie urlo­pu na po­cząt­ku paź­dzier­ni­ka. Z uwag rzu­ca­nych przy eks­pre­sie do kawy – głów­nym punk­cie in­te­gra­cyj­nym w ko­men­dzie – wy­ni­ka­ło, że za­mie­rza wy­je­chać. W końcu Ślęża nie wy­trzy­ma­ła i spy­ta­ła wprost, dokąd się wy­bie­ra, rze­ko­mo na wy­pa­dek, gdyby pil­nie mu­sia­ła się z nim skon­tak­to­wać. Bez zbyt­nie­go en­tu­zja­zmu, ale Krzy­siek wy­ja­wił, że za­mie­rza od­wie­dzić Za­ko­pa­ne i po­włó­czyć się po Ta­trach. Nawet podał adres pen­sjo­na­tu na Krzep­tów­kach.

Tam już Niedź­wiedź do ni­cze­go by się nie przy­dał – był co naj­mniej o trzy rzędy wiel­ko­ści za wolny do śle­dze­nia ru­chli­wych tu­ry­stów. Ślęża mu­sia­ła po­słać ży­we­go zwia­dow­cę, bez­ta­len­cie oczy­wi­ście. Miał śle­dzić za­ko­cha­nych tra­dy­cyj­nie, przy po­mo­cy plu­skiew i dro­nów (jed­nak ist­nia­ło ry­zy­ko, że Krzy­siek roz­po­zna twarz) i mel­do­wać in­spek­tor Ślę­żyń­skiej wszyst­ko, co wyda mu się dziw­ne. Choć­by i w środ­ku nocy. Nawet za­do­wo­lo­ny z za­da­nia (acz w pełni świa­dom, że nie dla kra­jo­znaw­czych za­chwy­tów od­wie­dza zi­mo­wą sto­li­cę Pol­ski) sier­żant Mły­nar­czyk wy­je­chał dwa dni przed po­cząt­kiem Krzyś­ko­we­go urlo­pu.

 

Pierw­sze mel­dun­ki nie zwia­sto­wa­ły ni­cze­go nad­zwy­czaj­ne­go: „spa­ce­ro­wa­li Drogą pod Re­gla­mi”, „po­szli na Gu­ba­łów­kę”, „ku­po­wa­li oscyp­ki i skó­rza­ne port­fe­le na tar­go­wi­sku”… Nor­mal­ne rze­czy, które każdy przy­by­wa­ją­cy do Za­kop­ca ceper czuje się w obo­wiąz­ku za­li­czyć.

Coś się zmie­ni­ło ósme­go paź­dzier­ni­ka. Ran­kiem Mły­nar­czyk za­dzwo­nił do Ślęży, po­in­for­mo­wał, że za­ko­cha­ni po­je­cha­li do Pa­le­ni­cy Biał­czań­skiej, ale za­miast za­koń­czyć na tym roz­mo­wę, kry­go­wał się jak pa­nien­ka przed nocą Ku­pa­ły:

– Ja nie wiem, czy to ważne, ale pani in­spek­tor roz­ka­za­ła, żeby mel­do­wać, jeśli oni zro­bią coś dziw­ne­go…

– No? – za­chę­ci­ła Ślęża sier­żan­ta, ale takim tonem, że bie­dak naj­chęt­niej od­gry­zł­by sobie język.

– Pew­nie mnie pani in­spek­tor wy­śmie­je…

– Co. Oni. Zro­bi­li?!

– Nooo… Wła­ści­wie to nie cho­dzi o to, że coś zro­bi­li… – Ślęża pró­bo­wa­ła w my­ślach po­li­czyć do dzie­się­ciu, ale mózg upar­cie pod­su­wał jej wizje Mły­nar­czy­ka pod­da­wa­ne­go coraz bar­dziej wy­szu­ka­nym i bo­le­snym tor­tu­rom. Wresz­cie chło­pak prze­ła­mał się i wy­du­kał: – Za każ­dym razem, kiedy aspi­rant Zim­niak chce się napić wody, naj­pierw po­da­je bu­tel­kę tej ko­bie­cie, Led­ni­kow. Nawet jeśli ona sama nie pije, trzy­ma ją przez chwi­lę, a potem od­da­je. I sobie pomyś…

– Kurwa, kurwa, kurwa!

– Co, pro­szę, pani in­spek­tor? Ja­kieś za­kłó­ce­nia…

– Nic. Do­brze, że mi o tym po­wie­dzia­łeś. Śledź ich dalej! In­for­muj mnie o każ­dej pier­do­le, nawet bar­dzo głu­piej.

– Tak jest!

To zmie­nia­ło po­stać rze­czy. Trzy­ma­nie bu­tel­ki przez chwi­lę su­ge­ro­wa­ło, że Led­ni­kow jest śnież­ką – Krzy­siek za­wsze wolał lo­do­wa­te na­po­je.

Ślęża pluła sobie w brodę. Jak mogła być taką kre­tyn­ką?! Mnó­stwo razy pa­trzy­ła na tę całą Led­ni­kow oczy­ma Niedź­wie­dzia. Oswo­iła się z wi­do­kiem, za­pa­mię­ta­ła dziew­czy­nę do­kład­nie. Aż za­po­mnia­ła, że nigdy nie spoj­rza­ła na nią bez­po­śred­nio. A ema­na­cje nie wi­dzia­ły aury. Ow­szem, do­strze­gła, że kolor aury Krzyś­ka nieco się zmie­nił, ale – jak ostat­nia de­bil­ka – uzna­ła to za sku­tek za­ko­cha­nia. Nawet nie za­sta­no­wi­ła się, dla­cze­go dziew­czy­na nie pro­te­stu­je prze­ciw­ko zim­nym po­sił­kom, jakie nie­odmien­nie przy­go­to­wy­wał go­spo­darz.

Praw­da, Betka upew­ni­ła się, że w Cen­tral­nym Re­je­strze Ta­len­tów nie fi­gu­ru­je żadna Iza­be­la Led­ni­kow, jed­nak naj­wy­raź­niej można było unik­nąć wcią­gnię­cia na listę. Może nawet przejść jakiś nie­le­gal­ny tre­ning. I wul­ka­no­id­ka star­sza od al­fa­be­tu ła­ciń­skie­go nie po­win­na czuć się tym fak­tem za­sko­czo­na.

 

Ślęża nie mu­sia­ła się długo za­sta­na­wiać ani pa­ko­wać. Po­świę­ci­ła ja­kieś pół mi­nu­ty, by zaj­rzeć do kadr i wspo­mnieć Ma­ryl­ce, że wy­jeż­dża w de­le­ga­cję. Chwi­lę potem wła­do­wa­ła się do wy­słu­żo­ne­go, ale nie­za­wod­ne­go dżipa i ru­szy­ła na po­łu­dnie.

 

 

Oczy­wi­ście, do­oko­ła Mor­skie­go Oka krę­cił się tłu­mek ludzi wy­sta­wia­ją­cych twa­rze do słoń­ca, jakby nad­zwy­czaj cie­pły paź­dzier­nik ich nie sa­tys­fak­cjo­no­wał. Ol­brzy­mia więk­szość po­prze­sta­wa­ła na je­zio­rze i piwku w schro­ni­sku. Oprócz Izy i Krzyś­ka w stro­nę Czar­ne­go Stawu wy­ru­szy­ły tylko trzy osoby. Wszyst­kie trzy­ma­ły się czer­wo­ne­go szla­ku, pro­wa­dzą­ce­go na Rysy. Iza skrę­ci­ła w prawo – zie­lo­nym, idą­cym na Ka­zal­ni­cę. Od­cze­ka­ła, aż in­tru­zi po­zwo­lą się po­łknąć ska­łom, wy­bra­ła do­brze wy­glą­da­ją­cą kępę ko­so­drze­wi­ny i po­le­ci­ła Krzyś­ko­wi:

– Nie oglą­daj się za sie­bie.

Zsu­nę­ła majt­ki i kuc­nę­ła na wy­pa­dek, gdyby jed­nak się obej­rzał. Ale nie przej­mo­wa­ła się fi­zjo­lo­gią, tylko te­le­fo­nem. Oby zna­la­zła się cho­ciaż odro­bi­na za­się­gu! Bły­ska­wicz­nie skom­po­no­wa­ła za­szy­fro­wa­ne­go SMS-a: „Za ok. 1,5 h za­cznie­my”. Smart­fon stę­kał, ale w końcu wy­słał. Iza szyb­ko do­go­ni­ła aman­ta.

Za szyb­ko. Kiedy za­czę­ły się atrak­cje i skal­ne rynny, cią­gle jesz­cze od­czu­wa­ła wy­si­łek wło­żo­ny w do­ści­gnię­cie chło­pa­ka. Nie sku­pi­ła się wy­star­cza­ją­co na wspi­nacz­ce i nagle chwyt – wiel­ko­ści dwóch ce­gieł – zo­stał jej w ręce. Ob­su­nę­ła się z pół metra. Co gor­sza, ode­rwa­ny kamor przy­gniótł jej dwa palce, spod pa­znok­cia ser­decz­ne­go le­cia­ła krew. Iza od­ru­cho­wo za­mro­zi­ła ska­le­cze­nia, od­no­sząc sporo ko­rzy­ści. Nie tylko prze­sta­ła pla­mić bluzę i roz­sie­wać swoje DNA, ale i ból ze­lżał.

Po chwi­li był przy niej Krzy­siek. I – jak to durny chłop – wpadł w pa­ni­kę.

– Jezu! Nie po­ła­ma­łaś sobie kości?!

– Nic mi nie jest! To tylko dra­śnię­cia – od­burk­nę­ła ze zło­ścią.

– Usiądź spo­koj­nie, pokaż rękę. Boże, wy­glą­da pa­skud­nie. Mo­żesz ru­szać pal­ca­mi?

– Mogę, prze­stań hi­ste­ry­zo­wać.

– Je­steś w szoku, nie wolno tego lek­ce­wa­żyć. Na­tych­miast wra­ca­my do schro­ni­ska, tam chyba mają ja­kie­goś le­ka­rza…

– Po­gię­ło cię?! Nie po to szli­śmy taki kawał, żeby teraz za­wró­cić z po­wo­du ob­tar­te­go palca. – Iza zde­cy­do­wa­nie nie za­mie­rza­ła re­zy­gno­wać z celu. Tylko jak prze­ko­nać za­ko­cha­ne­go kre­ty­na, że są waż­niej­sze rze­czy niż uszko­dzo­ny palec?

– Jezu! Masz lo­do­wa­tą rękę! Czu­jesz co­kol­wiek? Wzy­wam TOPR!

– Uspo­kój się! – wark­nę­ła. – Schło­dzi­łam ob­ra­że­nia, żeby za­ta­mo­wać krwa­wie­nie.

Krzy­siek mo­men­tal­nie się roz­po­go­dził, jego twarz za­świe­ci­ła bał­wo­chwal­czym za­chwy­tem, który za­wsze iry­to­wał Izę. Ta­lent śnie­żek do ma­ni­pu­lo­wa­nia chło­dem na po­zio­mie mikro po pro­stu mu­siał bu­dzić po­dziw. Ale po co tak się afi­szo­wać z oczy­wi­stą rze­czą?

– Wow! Ko­lej­na prze­wa­ga śnie­żek nad śnież­ni­ka­mi. Pra­cu­je­cie w szpi­ta­lach?

– Nie wiem. Pew­nie też. Ko­niec prze­rwy, idzie­my dalej.

– Cze­kaj, za­ło­żę ci opa­tru­nek. Krew po­wstrzy­ma­łaś, ale może ci się rana za­sy­fić. Gdzie masz ap­tecz­kę?

Krzy­siek za­czął wy­wa­lać na ka­mie­nie za­war­tość ple­ca­ka Izy.

 

Δ

 

Mły­nar­czyk za­dzwo­nił po raz ko­lej­ny w oko­li­cach Kra­ko­wa.

– Pani in­spek­tor, oni idą nie na Rysy, jak my­śle­li­śmy, tylko zie­lo­nym szla­kiem, w stro­nę Prze­łę­czy pod Chłop­kiem.

– Przy­ję­łam.

– Mieli jakiś drob­ny wy­pa­dek, Led­ni­kow ma za­ban­da­żo­wa­ną rękę…

– W po­rząd­ku.

– …i, nie mam po­ję­cia, po co, ale wzię­ła ze sobą koc.

– Co ta­kie­go?!

– Koc, nie lekką folię NRC, tylko gruby i cie­pły koc, taki w czer­wo­no-nie­bie­ską krat­kę, jak na pik­nik.

– Je­steś w oko­li­cy oso­bi­ście? To spier­da­laj w do­li­ny albo do naj­bliż­sze­go schro­ni­ska, na górze w każ­dej chwi­li może się roz­pę­tać pie­kło! Zo­staw tylko drony.

Ślęża roz­łą­czy­ła się. Gdyby już nie była w tra­sie, wła­śnie dzi­kim ry­kiem za­żą­da­ła­by he­li­kop­te­ra. Ale teraz nie miała czasu na szu­ka­nie sprzę­tu po Kra­ko­wie. Za­miast tego po­sta­wi­ła kogut na dach i gniew­nie dep­nę­ła pedał gazu. Przed nią pie­przo­na, wiecz­nie za­tło­czo­na Za­ko­pian­ka!

Młod­sze i sil­niej­sze wul­ka­no­idy w ta­kich sy­tu­acjach pod­krę­ca­ły spa­la­nie w sa­mo­cho­dzie – do­da­wa­ły okta­nów, pre­cy­zyj­nie do­bie­ra­ły mo­ment za­pło­nu, po­pra­wia­ły wy­daj­ność sil­ni­ka… Różne sto­so­wa­no me­to­dy i żadna nie była do­stęp­na dla Ślęży. Jesz­cze ty­siąc lat temu… Praw­da, wtedy w ogóle nie ist­nia­ły sa­mo­cho­dy, a woły bar­dzo źle re­ago­wa­ły na przy­spie­sza­nie me­ta­bo­li­zmu.

Kiedy korki na dro­dze wy­mu­sza­ły zdję­cie nogi z gazu, Ślęża dzwo­ni­ła do róż­nych przed­sta­wi­cie­li Betki: w TOPR, GOPR, In­sty­tu­cie Me­te­oro­lo­gii, kra­kow­skiej ko­men­dzie… Gdy na Za­ko­pian­ce ro­bi­ło się odro­bi­nę luź­niej, gnała przed sie­bie, klnąc w kil­ku­na­stu ję­zy­kach, w tym sze­ściu wy­mar­łych. Jeśli Krzy­siek na­praw­dę to zrobi, za­mie­rza­ła ugo­to­wać idio­tę we wrzą­cym oleju.

Ślęża ostrze­ga­ła za­in­te­re­so­wa­ne osoby i sama do­sta­wa­ła in­for­ma­cje. Do­bi­ła ją wia­do­mość, że rano grup­ka li­ce­ali­stów wy­ru­szy­ła zdo­by­wać Rysy.

Po Betce przy­szła kolej na bez­ta­len­cia. Tu dys­ku­sje były o wiele trud­niej­sze. Naj­bar­dziej wku­rzył Ślężę jakiś ka­rie­ro­wicz z za­ko­piań­skiej ko­men­dy. Po­wie­dział, że nie wyśle he­li­kop­te­ra po mło­dzież – po­go­da jest pięk­na, pro­gno­zy twier­dzą, że utrzy­ma się jesz­cze do na­stęp­ne­go dnia. Li­ce­ali­ści prze­ży­wa­ją przy­go­dę życia, długo cze­ka­li na tę wy­ciecz­kę i nie wolno im psuć za­ba­wy z po­wo­du ka­pry­su ja­kiejś pani z cen­tra­li. Tym bar­dziej, że po­dob­no wśród na­sto­lat­ków jest syn ja­kie­goś VIP-a, więc bla­maż gro­ził­by strasz­li­wy­mi kon­se­kwen­cja­mi. Odło­żył słu­chaw­kę, zanim Ślęża mogła przy­to­czyć po­waż­niej­sze ar­gu­men­ty. Być może nie po­win­na była wrzesz­czeć, że jest mniej po­moc­ny niż chuj z bu­dy­niu. Za­kar­bo­wa­ła sobie, żeby, jeśli po wszyst­kim nie za­po­mni o tym dro­bia­zgu, po­zba­wić kre­ty­na stoł­ka razem z dupą i ja­ja­mi.

 

 

Z Ka­zal­ni­cy roz­ta­czał się pięk­ny widok. Ma­je­sta­tycz­ne Tatry, przy szczy­tach nagie i su­ro­we, niżej po­kry­te ciem­no­zie­lo­ną ple­śnią lasów. Ku ra­do­ści Izy z tej od­le­gło­ści nie było widać żad­nych ludzi, cho­ciaż wie­dzia­ła, że gdzieś tam się kryją, w pocie czół wdra­pu­ją pod górę, sie­dzą na ple­ca­kach, jedzą ka­nap­ki, strze­la­ją pa­miąt­ko­we fotki… Z per­spek­ty­wy szczy­tu łatwo za­po­mnieć o in­nych. Je­steś ty, góra i niebo nad wami.

I Krzy­siek. Przy­tu­li­ła się do aman­ta.

– Nigdy nie ma­rzy­łeś, żeby to zro­bić?

– Co zro­bić? – Idio­ta, za­wsze wolno kumał.

– Od­pra­wić ry­tu­ał po­łą­cze­nia. Jak kie­dyś.

– No, co ty? Prze­cież to za­bro­nio­ne! Dwa lo­dow­ce w po­łą­cze­niu? Wy­wo­ła­li­by­śmy burzę śnież­ną, to­tal­ne za­ła­ma­nie po­go­dy…

– Oj tam, oj tam. Mnie mó­wio­no, że to gruba prze­sa­da. Stare ta­len­ty stra­szą młode, bo w ry­tu­ale wy­zwa­la się ol­brzy­mie ilo­ści magii. Po wchło­nię­ciu by­li­by­śmy sil­niej­si od sta­rych pry­ków, więc nam za­bra­nia­ją. Jak ro­dzi­ce dzie­ciom gra­nia na kom­pu­te­rze. Ale ty chyba nie je­steś dziec­kiem. – Po­ło­ży­ła mu lewą, zdro­wą, rękę na roz­por­ku, po­czu­ła ruch pod spodnia­mi. – Chyba się nie mylę? Nie ukry­jesz, że tego chcesz!

– Prze­stań! Tu w oko­li­cy są lu­dzie, ktoś szedł na Rysy…

– Po sło­wac­kiej stro­nie jest schro­ni­sko, mogą się w nim scho­wać. Zresz­tą, za­czerp­nie­my tylko odro­bi­nę magii i prze­sta­nie­my. Czuję się osła­bio­na, utrzy­my­wa­nie chło­dze­nia – mach­nę­ła Krzyś­ko­wi przed nosem oban­da­żo­wa­ną dło­nią – kosz­tu­je mnie wię­cej ener­gii niż my­śla­łam.

 

Δ

 

Ulewa za­czę­ła się nie­da­le­ko za Za­ko­pa­nem. Ślęża wy­chy­li­ła się do przo­du, by do­strzec co­kol­wiek przez pły­ną­cą po szy­bie wodę – wy­cie­racz­ki nie da­wa­ły rady. Prze­sta­ła re­ago­wać na te­le­fon, a i tak mu­sia­ła zwol­nić.

Pa­le­ni­ca Biał­czań­ska – do desz­czu do­łą­czył śnieg. Wul­ka­no­id­ka sku­pi­ła się wy­łącz­nie na kil­ku­na­stu me­trach as­fal­tu przed maską. Le­d­wie za­uwa­ży­ła straż­ni­ka Ta­trzań­skie­go Parku Na­ro­do­we­go, który pró­bo­wał znie­chę­cić ją do wjaz­du.

Z każ­dym me­trem w górę śnie­gu przy­by­wa­ło, sa­mo­chód sła­biej trzy­mał się as­fal­tu. Ja­kieś czte­ry ki­lo­me­try za Wo­do­grz­mo­ta­mi mu­sia­ła go po­rzu­cić – uzna­ła, że gór­ska droga z prze­pa­ścią po lewej i drze­wa­mi po pra­wej nie na­da­je się do tre­no­wa­nia jazdy w po­śli­zgu.

Wy­sia­dła, mróz wal­nął ją jak ka­fa­rem. Nigdy nie sły­sza­ła, żeby jakiś wul­ka­no­id za­marzł, ale zimno spo­wal­nia­ło ich re­ak­cje, utrud­nia­ło ruchy. Jakby samej za­mie­ci było mało! Mimo to po­truch­ta­ła pod górę. Para bu­cha­ła z niej jak ze zła­cha­ne­go konia.

Odro­bi­nę ode­tchnę­ła do­pie­ro przy Mor­skim Oku. Wpraw­dzie tem­pe­ra­tu­ra cią­gle spa­da­ła, ale skoń­czył się as­falt. Tutaj, stą­pa­jąc po na­tu­ral­nym pod­ło­żu, choć­by i przy­kry­tym pie­rzy­ną śnie­gu, Ślęża mogła wy­ko­rzy­sty­wać magię ka­mie­ni. Za­pew­nia­ły jej opty­mal­ną przy­czep­ność, wręcz słały się pod stopy. Przy­spie­szy­ła, ogra­ni­cza­na głów­nie trud­no­ścią wy­pa­trze­nia ścież­ki. Od dzie­się­cio­le­ci tu nie była. Pa­mię­ta­ła, że za­sad­ni­czo szlak pro­wa­dzi wzdłuż brze­gu, jakoś roz­po­zna­wa­ła pła­skie ka­wał­ki te­re­nu.

Ślęża wciąż była przy Mor­skim Oku, kiedy prze­sta­ło padać. Naj­wy­raź­niej po­rą­ba­ne lo­dow­ce prze­sta­ły się gzić na szczy­cie. Jak oni śmie­li w ogóle do­tknąć TEJ magii?!

Skoro już wi­dzia­ła na co naj­mniej kil­ka­dzie­siąt me­trów do przo­du, mogła przy­spie­szyć jesz­cze bar­dziej. Wkrót­ce do­go­ni­ła czte­rech męż­czyzn w ja­skra­wych kurt­kach – to­prow­ców. Wszy­scy mieli oszro­nio­ne brwi, dwóm wy­ro­sły białe wą­si­ska. Wy­ru­szy­li w śnie­ży­cę, w któ­rej nie mógł star­to­wać śmi­gło­wiec, bo gdzieś tam wyżej utknę­ła wy­ciecz­ka li­ce­ali­stów.

Jeden rzu­cił do ko­le­gów:

– Idź­cie, do­go­nię was.

Sam za­ta­ra­so­wał drogę Ślęży. Ko­lej­na prze­szko­da, ko­lej­na stra­ta czasu.

– Nie może pani pójść dalej. Nie przy tej po­go­dzie, nie w takim stro­ju, nie w ta­kich bu­tach.

Do­pie­ro teraz uświa­do­mi­ła sobie, że ma na no­gach stare adi­da­sy. I tak do­brze, że nie czó­łen­ka albo ba­le­ri­ny, które cza­sa­mi za­kła­da­ła do pracy. Prze­mo­czo­na cien­ka kurt­ka ze­sztyw­nia­ła od mrozu. Ale Ślęża nie mogła wy­tłu­ma­czyć mło­dzień­co­wi, że wul­ka­no­idy po pro­stu nie skrę­ca­ją ko­stek na ru­mo­wi­skach ani się nie prze­zię­bia­ją.

– Chłop­cze, mimo nie­od­po­wied­nie­go stro­ju i butów do­go­ni­łam was. Nie daje ci to do my­śle­nia?

– Pro­szę za­wró­cić do schro­ni­ska. Mamy wy­star­cza­ją­co dużo pro­ble­mów, nie po­trze­bu­je­my jesz­cze za­mar­z­nię­tej tu­ryst­ki. To w ogóle cud, że ktoś zor­ga­ni­zo­wał aku­rat dzi­siaj ćwi­cze­nia nad Mor­skim Okiem.

Ślęża wes­tchnę­ła i wy­cią­gnę­ła ko­mór­kę, mo­dląc się do bogów tech­ni­ki o zła­pa­nie za­się­gu. Jedna marna kre­ska, ale był.

Wy­bra­ła z kon­tak­tów Ję­dr­ka Ba­chle­dę – le­gen­dę wśród go­prow­ców i to­prow­ców, naj­sil­niej­szy ta­lent gór­ski w Pol­sce. Wta­jem­ni­cze­ni twier­dzi­li, że Gie­wont ma jego pro­fil. Roz­ma­wia­ła już z Ję­dr­kiem dzi­siaj, to do niego pierw­sze­go za­dzwo­ni­ła z trasy.

Za­ję­te.

Na­le­ża­ło tego ocze­ki­wać.

Od­dzwo­nił po trzech mi­nu­tach, dłu­gich jak epoka lo­do­wa.

– Je­stem przed Czar­nym Sta­wem, muszę się do­stać na Ka­zal­ni­cę. To tam wszyst­ko się za­czę­ło. Wy­tłu­macz temu mi­łe­mu panu z TOPR, że nie po­wi­nien mi prze­szka­dzać.

– Za mo­ment. Skąd wiesz, że Ka­zal­ni­ca?

– Mój czło­wiek wszyst­ko śle­dził, wspo­mi­na­łam ci o nim przed po­łu­dniem.

– Gdzie on teraz jest?!

Ślęża przy­po­mnia­ła sobie treść ostat­nich SMS-ów od Mły­nar­czy­ka, na które le­d­wie rzu­ci­ła okiem.

– W schro­ni­sku nad Mor­skim Okiem. Czeka, aż po­go­da się unor­mu­je. Mo­żesz mu po­wie­dzieć, że roz­ka­za­łam współ­pra­co­wać z wami i od­po­wia­dać na wszyst­kie py­ta­nia.

– Dzię­ki. Daj mi tego to­prow­ca.

Ślęża prze­ka­za­ła te­le­fon mło­dzia­ko­wi. Gdy tylko usły­szał, z kim roz­ma­wia, sta­nął na bacz­ność i stra­cił chęć do dys­ku­sji.

– Oczy­wi­ście. – Oddał ko­mór­kę Ślęży, ustę­pu­jąc z drogi. – Dla­cze­go od razu nie po­wie­dzia­ła pani, że jest ku­zyn­ką pana Ję­drze­ja?

Potem już tylko z za­zdro­ścią pa­trzył, jak zwa­li­sta ko­bie­ta śmiga po gó­rach ni­czym ko­zi­ca.

 

Δ❄▲

 

Kilka minut póź­niej Ślęża usły­sza­ła war­kot śmi­głow­ca le­cą­ce­go od stro­ny Mor­skie­go Oka. Wi­docz­nie ra­tow­ni­cy do­szli do wnio­sku, że atak śnie­ży­cy już się nie po­wtó­rzy. Albo uzy­ska­li od Mły­nar­czy­ka klu­czo­we in­for­ma­cje – jego drony mogły sfil­mo­wać rów­nież przy­pad­ko­wych tu­ry­stów.

Kiedy do­tar­ła na Ka­zal­ni­cę, Krzy­siek z ko­chan­ką le­że­li nadzy na kocu. Za­mar­z­nię­ty na ka­mień, nie dawał żad­nej izo­la­cji, ale chyba im to nie prze­szka­dza­ło. Pa­trzy­li w niebo, jakby mogli zo­ba­czyć wi­ru­ją­cą wszę­dzie magię, która sta­wia­ła na bacz­ność wszyst­kie wło­ski na skó­rze wul­ka­no­id­ki i nada­wa­ła po­wie­trzu za­pach ozonu. A może i fak­tycz­nie wi­dzie­li, kto mógł to wie­dzieć? Ry­tu­ału po­łą­cze­nia za­ka­za­no przed wie­ka­mi, cho­ciaż wtedy jesz­cze nie ce­nio­no życia bez­ta­len­ci i ni­ko­mu nie prze­szka­dza­ło, że dwie isto­ty wy­bi­ły wszyst­kie owce razem z ju­ha­sa­mi i spo­wo­do­wa­ły zej­ście la­wi­ny na bez­bron­ną wio­skę. Nie­wie­le już żyło ta­len­tów, które roz­ma­wia­ły z by­ta­mi bio­rą­cy­mi udział w ry­tu­ale. Z sa­mych uczest­ni­ków nie do­trwał nikt. Magia pły­ną­ca z ry­tu­ału w jakiś spo­sób ska­ża­ła no­si­cie­li – po­py­cha­ła ich w stro­nę sza­leń­stwa, nad­mier­ne­go ry­zy­ka i życia krót­kie­go, choć in­ten­syw­ne­go. A może było na od­wrót i tylko de­spe­ra­ci się­ga­li po nie­bez­piecz­ną moc?

Ślęża wła­ści­wie nie miała po­ję­cia, co po­win­na teraz zro­bić. Po­czu­cie od­po­wie­dzial­no­ści za Krzyś­ka i całą tę sy­tu­ację we­pchnę­ło ją na szczyt i nagle sklę­sło. Być może dla­te­go, że mleko już się wy­la­ło, a ona nie zdo­ła­ła ni­cze­mu za­po­biec. Za­wio­dła.

Nie wąt­pi­ła, że spraw­cy zo­sta­ną uka­ra­ni, ale nie do niej na­le­ża­ło wy­da­nie ani wy­ko­na­nie wy­ro­ku. Co więc po­win­na uczy­nić?

Los za­de­cy­do­wał za nią. Wier­ne ka­mie­nie nie wy­da­ły nawet naj­cich­sze­go stuk­nię­cia, ale zdra­dziec­ki mróz grał po stro­nie lo­dow­ców i po­niósł skrzyp­nię­cia śnie­gu pod bu­ta­mi pro­sto do ich uszu. Ko­bie­ta ze­rwa­ła się na równe nogi, Krzy­siek sku­lił się, a po chwi­li za­sło­nił przy­ro­dze­nie ko­szul­ką i usiadł.

– Za­mroź ją! – krzyk­nę­ła Led­ni­kow. – Albo ona za­bi­je nas!

– Zwa­rio­wa­łaś? Prze­cież to moja sze­fo­wa!

Wła­ści­wie, to był jakiś po­mysł. Ślęża wy­szarp­nę­ła służ­bo­we­go gloc­ka z ka­bu­ry. Nie­ste­ty, ziąb spo­wal­niał jej re­ak­cje, a sprzy­jał śnież­ce. Zanim wul­ka­no­id­ka po­cią­gnę­ła spust, a kula do­le­cia­ła, Iza zdą­ży­ła wy­two­rzyć w oko­li­cy most­ka kil­ku­cen­ty­me­tro­wą war­stwę lodu, w któ­rym uwiązł nabój.

– Nawet nie pró­buj się do mnie zbli­żyć, suko!

Ślęża nie po­trze­bo­wa­ła tego ostrze­że­nia. Pole ra­że­nia śnie­żek było ogra­ni­czo­ne, ale na­bu­zo­wa­na magią dziew­czy­na mogła za­mro­zić do tem­pe­ra­tu­ry cie­kłe­go azotu i roz­sy­pać w proch każdą rękę, która jej do­tknie. Albo kaj­dan­ki.

– Krzy­siek! Na co cze­kasz? Za­mroź ją! Ona albo ja!

– Aspi­ran­cie, nie po­gar­szaj swo­jej sy­tu­acji. Na razie można cię oskar­żyć o współ­udział przy kra­dzie­ży pla­nów wię­zie­nia i zor­ga­ni­zo­wa­niu uciecz­ki z niego. Nie do­kła­daj do tego mor­der­stwa.

Ślęża, skon­cen­tro­wa­na na smar­ku­li, kątem oka pa­trzy­ła, co zrobi pod­wład­ny. Jeśli zde­cy­du­je się po­słu­chać ko­chan­ki, po­li­cjant­ka nie miała szans.

– Jak to: kra­dzie­ży pla­nów? – zdzi­wił się Krzy­siek.

– Nie po­wie­dzia­ła ci? – Głos Ślęży ocie­kał fał­szy­wą sło­dy­czą. – Te dwa psy, które za­bi­łeś, pil­no­wa­ły mię­dzy in­ny­mi do­ku­men­tów do­ty­czą­cych ochro­ny wię­zie­nia w Cheł­mie.

– Ko­cha­nie, my, lo­dow­ce, mu­si­my trzy­mać się razem!

– Jeśli po­tra­fisz, za­mroź tę ko­bie­tę, która od po­cząt­ku tobą ma­ni­pu­lu­je. Prze­ko­naj mnie, że po­ma­ga­łeś jej nie­świa­do­mie – per­swa­do­wa­ła Ślęża.

– Jeśli mnie ko­chasz, nie słu­chaj tej sta­rej jędzy. Naj­le­piej ze­pchnij ją w prze­paść – kon­tro­wa­ła śnież­ka.

Krzy­siek, mio­ta­ny sprzecz­ny­mi uczu­cia­mi, od­szedł na bok. Pil­no­wał się, aby sta­nąć w rów­nej od­le­gło­ści od obu ko­biet. Teraz two­rzy­li trój­kąt rów­no­bocz­ny: dwoje na­gich lo­dow­ców i wul­ka­no­id­ka w sztyw­nym od zimna ubra­niu. Mróz kon­tra ogień, ko­bie­ty kon­tra męż­czy­zna, po­li­cja kon­tra prze­stęp­ca… Troje ludzi, a tyle po­dzia­łów. Nad nimi po­wie­trze ki­pią­ce magią.

Ślęża go­rącz­ko­wo za­sta­na­wia­ła się, co dalej. Ona nie mogła po­dejść do Led­nia­kow, nie ry­zy­ku­jąc za­mro­że­nia. Śnież­ka bała się zbli­żyć do pi­sto­le­tu. Krzy­siek ewi­dent­nie nie chciał opo­wia­dać się po żad­nej ze stron.

Pat.

Mogą tak stać do końca świa­ta.

Głów­ko­wa­ła, czy nie wy­ko­rzy­stać Niedź­wie­dzia do od­wró­ce­nia uwagi dziew­czy­ny, ale od­rzu­ci­ła ten po­mysł – ema­na­cja osią­ga­ją­ca tempo śli­ma­ka nie mogła przy­dać się do ni­cze­go.

Nagle Led­nia­kow krzyk­nę­ła i za­pa­dła się po ko­la­na w śnie­gu. Nie, nie w śnie­gu, a w skale, która na­tych­miast stward­nia­ła, wię­żąc szar­pią­cą się i wrzesz­czą­cą śnież­kę. Ślęża ro­zej­rza­ła się za­sko­czo­na.

– Ję­drek!

Szczu­pły, mocno opa­lo­ny męż­czy­zna w czer­wo­nym po­la­rze wy­ło­nił się zza skał i prze­ła­mał klą­twę trój­ką­ta. Na szczy­cie Ka­zal­ni­cy było już dwóch męż­czyzn, dwoje nie-po­li­cjan­tów i dwoje nie-lo­dow­ców.

– Po­my­śla­łem, że zaj­rzę, co tu u was sły­chać. A więc to tych dwoje mło­do­cia­nych kre­ty­nów od­pra­wi­ło ry­tu­ał i roz­pę­ta­ło śnie­ży­cę? Do­pil­nu­ję, żeby po­nie­śli karę.

Le­d­wie wy­ar­ty­ku­ło­wa­ne prze­kleń­stwa Izy za­głu­szy­ły wszyst­ko.

– Och, za­mknij się wresz­cie! – syk­nął Ję­drek.

Kiedy to nie po­mo­gło, wle­pił oczy w uwię­zio­ną ko­bie­tę. Z ziemi za­czął wzno­sić się… Śnieg? Nie, piach! Ślęża nawet nie sły­sza­ła plo­tek o czymś takim. Jej magia ka­mie­ni – ge­ko­no­wa przy­czep­ność czy ste­ro­wa­nie ema­na­cja­mi – nijak nie mogły się z tym rów­nać. Dro­bi­ny wi­ro­wa­ły do­oko­ła Led­ni­kow jak w tor­na­dzie, przy­le­pia­ły się do niej i za­sty­ga­ły, two­rząc jakby po­mnik z za­mknię­tym w środ­ku czło­wie­kiem. Iza pró­bo­wa­ła zdra­py­wać z sie­bie okru­chy, ale bez­sku­tecz­nie. Jej wrzask pod­niósł się o dwie okta­wy. Kiedy mur urósł już do bio­der, mu­sia­ła za­czerp­nąć tchu. Ję­drek wy­ko­rzy­stał chwi­lę ciszy:

– Do­ra­dzam przy­ję­cie w miarę wy­god­nej po­zy­cji. I jak naj­głęb­szy wdech.

Po­mnik-wię­zie­nie prze­stał ro­snąć, gdy do­szedł do szyi Led­ni­kow. Dziew­czy­na nie wrzesz­cza­ła już, tylko pła­ka­ła bez­gło­śnie.

– A co z nim? – Ję­drek po­pa­trzył na Krzyś­ka.

– Sama nie wiem… – od­po­wie­dzia­ła Ślęża. – Co ci strze­li­ło do dur­ne­go łba, żeby od­pra­wiać ry­tu­ał po­łą­cze­nia? I to jesz­cze tak wy­so­ko? Wiesz, ilu lu­dziom za­gro­zi­ło twoje bzy­ka­nie?

– Tam byli jacyś lu­dzie? – Krzy­siek jakby obu­dził się z le­tar­gu. – Iza mó­wi­ła… Chcie­li­śmy tylko wy­zwo­lić tro­chę magii, żeby wy­le­czyć jej palec. Zmiaż­dży­ła sobie przy wcho­dze­niu tutaj…

– I za­wcza­su to prze­wi­dzie­li­ście, więc za­bra­li­ście kocyk, żeby sobie nie po­ka­le­czyć tył­ków o ka­mie­nie? – prze­rwał mu Ję­drek. – Nie, chłop­cze, mu­sisz po­szu­kać sobie lep­sze­go uspra­wie­dli­wie­nia.

Krzy­siek zbladł tak, że nie­mal zsi­niał.

– Ilu ludzi… – wy­chry­piał.

– Pięć­dzie­się­ciu czte­rech cep… tu­ry­stów. W tym dzie­się­ciu chłop­ców z li­ceum, z kółka tu­ry­stycz­ne­go. Ktoś im za­spon­so­ro­wał wy­ciecz­kę w Tatry za dobre wy­ni­ki w nauce.

– Nie żyją? – Krzy­siek upu­ścił ko­szul­kę, którą do­tych­czas za­sła­niał ge­ni­ta­lia, i opadł cięż­ko pro­sto na śnieg.

– Żyją. Chyba. Więk­szość jest już bez­piecz­na. W do­li­nach, schro­ni­skach, kilka osób w szpi­ta­lu z lek­ki­mi od­mro­że­nia­mi. Ale jed­ne­go ucznia nie mo­że­my zna­leźć. Osiem­na­stu moich ludzi prze­cze­su­je ten szlak – mach­nął ręką w stro­nę Rysów – żeby go zna­leźć. Ry­zy­ku­ją ży­ciem tylko dla­te­go, że wam za­chcia­ło się łamać za­sa­dy. Tak się skła­da – zwró­cił się do Ślęży – że to syn wła­ści­cie­la sieci sta­cji ben­zy­no­wych i ta­len­tu che­micz­ne­go…

Iza wy­buch­nę­ła hi­ste­rycz­nym śmie­chem.

– Nie, chło­piec nie jest waż­niej­szy od in­nych tylko dla­te­go, że jest bo­ga­ty – cią­gnął Ję­drek. – Ale jeśli coś mu się sta­nie, to jego oj­ciec nigdy wam tego nie da­ru­je.

– Czy mogę jakoś pomóc? – za­py­tał Krzy­siek.

– A po­tra­fisz pod­grzać oko­licz­ne do­li­ny, sto­pić śnieg, który tu ścią­gną­łeś?

– Nie po­tra­fię. Mogę wchło­nąć tro­chę zimna, ale nie tyle. – Spu­ścił głowę. – A pani, pani in­spek­tor? Wul­ka­no­idy mogą robić takie rze­czy!

Chło­pak z na­dzie­ją po­pa­trzył na sze­fo­wą, ale ta tylko po­krę­ci­ła głową.

– Z mojej magii ognia zo­sta­ła już le­d­wie iskier­ka. Za stara je­stem na takie eks­ce­sy. Wcze­śniej trze­ba było my­śleć o kon­se­kwen­cjach. Wiesz, że za taki wy­bryk Biuro Ta­len­tów może po­zba­wić cię mocy?

– To jest myśl! – krzyk­nął Krzy­siek i rzu­cił się do ple­ca­ka, zo­sta­wia­jąc na śnie­gu rzą­dek śla­dów bo­sych stóp.

– Krzy­siu – za­nie­po­ko­iła się Ślęża. – Nie rób nic po­chop­ne­go. Bę­dziesz tego ża­ło­wał. Za­sta­nów się.

– Już po­sta­no­wi­łem i nie pró­buj­cie mnie po­wstrzy­mać.

Usiadł ze skrzy­żo­wa­ny­mi no­ga­mi na kocu, twa­rzą w stro­nę Rysów.

– Ja, Krzysz­tof Zim­niak, wy­rze­kam się swo­je­go ta­len­tu. Zbłą­dzi­łem i uży­łem go prze­ciw lu­dziom. Bła­gam was, Ży­wio­ły, aby nikt nie ucier­piał z po­wo­du mo­je­go błędu. Niech wszy­scy tu­ry­ści i ra­tow­ni­cy bez­piecz­nie wrócą do domów. – Wy­ję­tym z ple­ca­ka nożem na­ciął lewą dłoń. – Do­bro­wol­nie prze­ka­zu­ję moją magię Ślęży.

Z rany za­czę­ła wy­pły­wać krew. Nie była jed­nak czer­wo­na, tylko tę­czo­wa. Mie­ni­ła się ni­czym bańka my­dla­na, jakby nie mogła się zde­cy­do­wać, jaki przy­brać kolor. Krzy­siek zło­żył dło­nie w mi­secz­kę, która po­wo­li wy­peł­nia­ła się esen­cją ta­len­tu, pier­wot­ną, plu­ri­po­ten­cjal­ną, bez­cen­ną, pięk­ną.

Ję­drek szturch­nął Ślężę pod żebra.

– Przej­muj! Zanim się ten kre­tyn wy­krwa­wi.

Wul­ka­no­id­ka po­słusz­nie padła na ko­la­na obok Krzyś­ka.

– Ja, Ślęża, do­bro­wol­nie przej­mu­ję twój dar, Krzysz­to­fie Zim­nia­ku, i obie­cu­ję wy­ko­rzy­stać go zgod­nie z twoją wolą.

Pod­sta­wi­ła dło­nie pod ręce Krzyś­ka i po­zwo­li­ła, aby cie­kły opal spły­nął do nich. Le­d­wie esen­cja do­tknę­ła wul­ka­no­id­ki, przy­bra­ła kolor pą­so­wy – wła­ści­wy dla krwi i ognia.

Ślęża po­de­rwa­ła się na nogi z mło­dzień­czą werwą.

– Gdzie może być ten uczeń? Gdzie mam ocie­plać? – spy­ta­ła Ję­dr­ka.

– Naj­pierw ogrzej tego głup­ka. – Wska­zał na Krzyś­ka, który już szczę­kał zę­ba­mi i za­czy­nał si­nieć. – Chłop­cze, za­im­po­no­wa­łeś mi. Masz jaja, ale ro­zu­mu nadal ci bra­ku­je. Trze­ba było się ubrać, zanim od­rzu­ci­łeś ta­lent śnież­ni­ka.

Koniec

Komentarze

Przeczytałam.

 

Sugeruję dodać tag “kobiecy bohater”, możesz w ten sposób ściągnąć paru czytelników więcej :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Po to napisałom, żeby ludzie czytali. ;)

Dobry pomysł, już dodaję. Na przemyślenie tagów już mi zabrakło czasu.

Babska logika rządzi!

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Kamień z serca. :)

Babska logika rządzi!

 

Przeczytałem :) Baco, a cymu ten chłop z goluśkim psyrodzeniem po Kazalnicy goni? 

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

I prawidłowo, po to napisałom.

Panocku, gusła jakieś bezecne łodprawiają. Cego to te cepry nie wymyślom…

Babska logika rządzi!

Cześć Anonimie:)

Opowiadanie zakręcone:), twistujące (taniec) w najlepszym znaczeniu tego słowa, a w kontekście konkursu jeszcze silniej tę cechę odbierałam. Kusiło mnie, aby komentarz napisać w podobnym stylu, ale na szczęście się powstrzymałam, więc komentarz będzie wyważony, sformalizowany i pochwały za to oczekiwać będę.

Misię bardzo! rzecz wiadoma jak fakt, że Słońce okrąża Ziemię (gdyby ktoś przypadkiem zdziwił się tej nowinie, proszę uprzejmie:D). Kiedy z niedowierzaniem przeczytałam Ślęża, a potem… ale cóż ja tam będę Wam streszczała, przeczytajcie sami, drodzy kolejni użyszkodnicy wałkujący komentarze.

Tekst stoi pomysłem, wybraźnią, kryminalna fabułą i sf, poza tym – odważnie napisany z odcieniem brawury, a research w znaczeniu niektórych podawanych informacji nienachalny, z krwi płynący. 

Co by tu jeszcze dodać? Opko pogodne i heroizm zaznaczony.

Bardzo przyjemnie mi się czytało! Kolejne odmienne opowiadanie:)

 

W kilku miejscach delikatnie haczy, ale może tylko mi. Dwa miejsca wynotowałam, zerknij, czy tak ma zostać:

,na trzecie zdanie

,Bez zbytniego entuzjazmu, ale Krzysiek

Tu chyba bez ale

 

Pzd srd :) i życzę powodzenia w konkursie Anonimie!

a

PS Z tego wszystkiego zapomniałam dodać, że idę poskarżyć się.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć :)

Jaki piękny komentarz! Prawdziwy, długi, rozbudowany, wyważony i pochwalny…

Nie miałom czasu jechać do Ślęży, wezwałom Ślężę do siebie.

Czyli napisałom tekst na wielu nogach. Dobrze.

Wskazane miejsca obejrzę po ogłoszeniu wyników.

Pozdrawiam.

Babska logika rządzi!

Dziękuję za „głaski”, Anonimie, przyjemność dużą mi sprawiły:D

Anonimie, jestem ciągle pod wrażeniem Twojej opowieści i elastyczności warsztatu. skrycie Ci się przyznam, że lubię takie opowieści.

Twoja historia jak górski strumyk bystro mknie pośród skał metamorficznych, śniegu (bo można go tam spotkać w odróżnieniu od reszty Polski, z małymi wyjątkami). Właśnie przeczytałam o gabro na Ślęży.  Nie wiedziałam, że w Polsce największym kompleksem ofiolitowym jest Ślęża (pełna sekwencja występuje na Cyprze, info dla ciekawskich)

Przyznam Ci się na osobności, że zbieram kamienie. Zawsze staram się kilka przywozić z wędrówek. Niestety, w domowym szkle ich piękno znika, jest nie do utrzymania.

 

Nóg tekst ma dużo, w sam raz:)

srd:)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ratunku! TWA nam się tworzy! :)

Dobrze, że lubisz takie opowieści i moja Ci się spodobała. Sama radość.

Śnieg dwa talenty sprowadziły, nikt go wtedy nie przewidywał.

Gabro, ofiolit, posągi, kamienne kręgi – to magiczna góra.

Dziękuję za zaufanie, nikomu nie powiem o tych kamieniach :D

Babska logika rządzi!

:D. Zatem, zamilknę, ale nie na wieczność:) Za dużo tych konkursów i zatrzęsienie kapsuł, a one kompaktowe.

dobrej nocki:)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Miałom wiernego czytelnika i spłoszyłom. Jak pech to pech!

Babska logika rządzi!

Hi, hi:D

O tak łatwo Ci ze mną nie pójdzie, wierny czytelnik czai się w pobliżu i będzie czekał na kolejne opki w tym czy innym stylu. Zdaje się, że masz, jak to się powiada, przechlapane, Anonimie:p

Masz naturalną łatwość wplatania merytorki w tekst, fabularyzowania i opowiadania niestworzonych historii, acz prawdą stojących, a Asylum, na Twoje nieszczęście, Anonimie, kocha bardzo takie teksty:)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Wierny i niełatwy czytelnik… Jestem w raju! :D

Jeszcze zobaczymy, kto potrafi lepiej nachlapać.

Babska logika rządzi!

:D

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Oryginalne podejście do tematu konkursu. Zgadzam się z Asylum, opowiadanie zakręcone (w pozytywnym sensie) i twistujące. Poza tym – śmieszne, zwłaszcza początek, ale też sposób potraktowania relacji damsko-męskich.

Oprócz humoru, znalazłam klimaty, które lubię: trochę magii i kryminału, w zupełnie nowej odsłonie. Idę zgłosić do biblioteki. :)

Cześć!

Super, że Ci się spodobało, aż do zgłoszenia włącznie. I że razem z Asylum widzisz tyle zalet.

Babska logika rządzi!

Staruch tu był!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Był i znikł, jak sen jaki złoty.

Babska logika rządzi!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jędrek, to ty?

Powitało.

Babska logika rządzi!

Wiedziałam :D

www.facebook.com/mika.modrzynska

A ja nie:(, buuu

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nie potrafię wyskoczyć ze swojego ironicznego, ale pełnego sympatii spojrzenia na bohaterów. ;-/

Cieszę się, że przynajmniej niektórych udało się zmylić. :-)

Asylum, a kogo posądzałaś o autorstwo?

Babska logika rządzi!

Kiedy zobaczyłam, że odpowiedziałaś, zalogowałam się ponownie:)

Początkowo myślałam o Belli, lecz nie pasowało mi, za dużo przymrużenia oka było, rozważałam też Ninedin, lecz z kolei za wiele kamieni i rzeczywistości, poza tym “cholernie” poprawnie napisane było. I w tym momencie zabrakło mi kandydatów. Nikt mi nie pasował ze znanych tekstów, nie wiedziałam, że jesteś tak plastyczna, chociaż to oczywistewink, post factum. Mogłam się tego spodziewać:D

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

O, zacne typy, miło mi. :-)

A właśnie, muszę rzucić okiem na Twoje uwagi. I gdzieś tam literówkę wypatrzyłam.

Już nie musisz odpisywać, idź sobie spokojnie spać. :-)

Babska logika rządzi!

Fabuła:

Bardzo przyjemne opowiadanie, z humorem, bez dłużyzn. Pomysł oryginalny na tle pozostałych tekstów. Rozczarowało nieco zakończenie, które nie wybrzmiało wystarczająco mocno jak na heroiczny konkurs.

 

Styl i język:

Również mocny element. Językowo bez wpadek, styl lekki, dopasowany do tematyki. Dobrze się czyta. Pod tym względem zdecydowanie jest to pierwsza dziesiątka w konkursie.

 

Iza bez większych trudności powstrzymała [+się] od triumfalnego krzyku.

 

Tematyka:

Opowiadanie spełnia wymogi konkursowe, choć troszkę kręciłem nosem na te Tatry, ale tylko troszkę. Sami bohaterowie i ich charakterystyka wystarczająco to rekompensują.

 

Potencjał motywacyjny i efekt wzruszenia:

Tu niestety tekst poległ. Humor i wysokie emocje rzadko idą w parze, a „Chłodna miłość” bazuje głównie na humorze. W końcówce, gdy robi się poważniej, a upadły bohater wznosi się na wyżyny poświęcenia, trudno się tym wzruszać, kiedy wciąż ma się przed oczami mało rozgarniętego naiwniaka z odmarzniętym tyłkiem, skrywającego przyrodzenie na szczycie Kazalnicy. Rozumiesz, autorze, co mam na myśli?

I trochę szkoda, że poległ, bo to jeden z dwóch tekstów jakościowo dobrych, które wypadły w mojej cząstkowej ocenie poza pierwszą dziesiątkę właśnie przez mizerny potencjał emocjonalny.

 

Moja punktacja konkursowa: Poza pierwszą dziesiątką

Ocena portalowa: 4.9/6

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Tak w sumie, to zasługujesz na dyskwalifikację. Deus ex machina, temat ledwie muśnięty, zgrany sztafaż. Ale – ten kawałek po prostu jest dobry. Fajnie się czyta, i tyle. I, pomimo ex machina, fabuła jest spójna, zdarzenia wynikają jedno z drugiego sensownie i logicznie, są zapowiadane, bohaterowie muszą trochę pracować na swoje sukcesy, i te sukcesy nie są ani gwarantowane, ani stuprocentowe. Porządny styl, z ikrą, dopasowany do konwencji urban fantasy, i widać, że masz frajdę z pisania. Przyjemne opowiadanie, i tyle.

 

Jeśli chcesz poznać wszystkie moje paskudne uwagi, proszę o adres na priv.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję Jurorom. :-)

Aleście zaatakowali w środku nocy…

 

Chrościsko,

Nie ukrywam, że heroizm był dla mnie największym wyzwaniem. Do wzruszeń nawet nie startowałam – nie umiem w to. Tak rozumiem, że goły facet dużo traci na heroiczności (wiadomo, że prawdziwy heros powinien mieć co najmniej opaskę biodrową, resztę mięśni jak ze stali można pokazać). Stawiałam raczej na toprowców – oni naprawdę ryzykują i coś poświęcają.

Może i Krzysiek powinien się ubrać, ale nie miał kiedy. Leży sobie człowiek, trochę zmęczony po rytualnym bzykaniu, wchłania magię, a tu nagle wpada szefowa. Ale tyłka sobie nie odmroził, co za insynuacje?! Lodowce są ponad takie rzeczy. ;-)

Jestem zaskoczona, że tekst wylądował tak wysoko. Z moim przechyłem w stronę humoru, wymagania konkursowe postrzegałam jako wyśrubowane.

 

Tarnino, ale jakie ex machina? Ukrywałam tylko tyle, że talentu można pozbawić (uch, kara gorsza od dekapitacji) i że można się go zrzec. To raczej nagłe schowanie deusa w machinie niż wyciągnięcie go. ;-)

Miło mi, że mimo zarzutów widzisz tyle zalet. :-)

Tak, będę chciała uwagi, później Ci wyślę adres, teraz pora się zbierać do roboty. :-(

 

Babska logika rządzi!

Może i Krzysiek powinien się ubrać, ale nie miał kiedy. Leży sobie człowiek, trochę zmęczony po rytualnym bzykaniu, wchłania magię, a tu nagle wpada szefowa.

Tak, bez wątpienia zrozumiałaś mój przekaz. ;)

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Nie no, rozumiem, że trudno zostać herosem, kiedy ma się goły tyłek. Zwłaszcza, jeśli jest się facetem. Baba w tej sytuacji (nie każda, oczywiście) może wyglądać pięknie, wyniośle, uwodzicielsko… A facet będzie się kulił i zasłaniał przyrodzenie.

Ale on naprawdę nie miał kiedy się ubrać. Ulubiona emotka Baila.

Babska logika rządzi!

Ale on naprawdę nie miał kiedy się ubrać.

Ale to Ty jesteś autorką, to od Ciebie zależy czy dasz się mu ubrać, czy nie, i czy w ogóle o tej nagości wspomnisz. Wydaje mi się, że wolałaś, by jednak było zabawnie, więc postawiłaś go w tej sytuacji z premedytacją.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

No, niby jestem autorką, ale taka jest logika wydarzeń. Do tego Krzysiek jest taki heroiczny, że ratuje dzieciaka, nie pamiętając, że zaraz go mróz dorwie. Co ja poradzę, że Ciebie to śmieszy? ;-)

Tak bardziej serio – wydaje mi się, że jeśli człowiek poświęca się dla innych, zapominając o takich drobiazgach jak ubranie, to jest szczera chęć pomocy. I dowód męstwa i takich tam. Gdyby się zaczął zastanawiać, którym profilem obrócić się w stronę obiektywów, to już nie będzie to samo.

Babska logika rządzi!

Hm, miało być o Trójkącie Sudeckim, a została Gubałówka…

Znaczy się triumfalny powrót Morskiego Oka tu widzę ;P

 

W konkursie jest kilka tekstów, które znajdują się gdzieś „na krawędzi” Trójkąta Sudeckiego. Najczęściej jest to sytuacja, gdy z trzech szczytów został jeden (z mojej strony w takich przypadkach daję mniej punktów, niż dałbym, gdyby były wszystkie szczyty). Jest sytuacja, gdy szczyty są innymi szczytami (jak w „Jej własnym trójkącie”) i jest sytuacja, gdy – podobnie jak tu – szczyty Trójkąta są mianami bohaterów. Z tą tylko różnicą, ze w „Gigantesie” ostatecznie bohaterowie zmieniają się właśnie w te góry, a tu nadal są to tylko nazwiska. Z drugiej strony cały czas pozostaje ten jeden szczyt (Gubałówka), więc powiedzmy, że mieści się w obrębie tematu z gwiazdką, ze to jeden zamiast trzech szczytów.

 

No dobra, ale co o samym opowiadaniu? Podobało mi się!

 

Choć jak wspomniałem, wśród wszystkich konkursowych opowiadań tutaj widzę najbardziej dyskusyjną kwestię dopasowania do tematu (ratowaną elementem heroicznym, co też nie wszędzie było; tu mało akcentowane, ale obecne), to jednak kreatywność doceniam. Już tam pal licho nazwiska same w sobie (jeśli dobrze odgaduję kim jest Anonim, to Anonim ma wprawę w takich zabawach nazwiskami postaci). Ciekawie nawiązuje do „Trójkąta Sudeckiego” scena z utworzeniem przez te postacie trójkąta na Gubałówce.

 

Scena i jej opis. To opisanie każdej z podstaw trójkąta jako osobnego układu sił. A potem jeszcze jedna scena, gdy tworzy się czworobok. To akurat bardzo udane. Takie… trochę łukjanienkowe (zakładając, że nawiązuję tu do wcześniejszych części „Patrolu”, a nie tych późniejszych, gdy już Łukjanienko odcinał kupony i nie bawił się w wymyślne sentencje w treści).

 

"– Kurwa, kurwa, kurwa!

– Co, proszę, pani inspektor? Jakieś zakłócenia…"

 

Nawet bluzgi potrafią rozśmieszyć ;-)

 

"– Pięćdziesięciu czterech cep… turystów"

 

Też dobre ;P

 

 

A czemu to jeszcze nie w bibliotece? (klik)

 

PS. W sumie widać pewne podobieństwo do tekstu z “Nowym graczem”.

Zobacz, Finklo, jeszcze dzisiaj rano miałaś 4 punkty do biblioteki, a jak się odkryłaś, szybko wpadł piąty punkcik od dobrej duszy, jakbyś miała ich w profilu za mało. Dobre wydają się być te publikacje anonimowe.

I ja się pytam, gdzie jest Nagroda Wojownika. :)

 

Ten punkcik ode mnie był już dawno zaplanowany, ale wypadało najpierw doczekać do wyników, a potem jeszcze wkleić komentarz ;-)

E, tam, napisałem, że jesteś dobra dusza, w końcu jesteśmy tylko ludźmi. :)

Dziękuję, Jurorze Wilku,

Cosik mi się widzi, że mylisz Kazalnicę z Gubałówką.

Gubałówka to taki nieduży szczycik w Zakopcu. Można tam wjechać kolejką prawie z głównego targowiska.

Kazalnica to szczyt (dyskusyjny, niektórzy uważają, że to grzbiet) niedaleko Rysów. Po drodze z Morskiego Oka na Rysy trzeba odbić w prawo.

Starałam się, żeby trzy Ś były nie tylko nazwiskami – Ślęża ma coś wspólnego z wulkanem, śnieżka i śnieżnik – jako nazwy pospolite – władają magią lodu… Gdybym wzięła tylko gołe nazwisko, to by było pójście na łatwiznę.

Ale z drugiej strony – wymyślenie powodu, dla którego bohater musi zaliczyć trzy konkursowe szczyty i postawienie mu na drodze Liczyrzepy w ramach elementu fantastycznego wydaje mi się pójściem po linii najmniejszego oporu. I nieoryginalne strasznie.

Mnie też podoba się opis trójkąta. I późniejsze zaburzenie każdego boku. :-)

“Patrol” czytałam tak dawno, że już prawie nic nie pamiętam. A i to nie wszystkie części.

Ech, jak u kogoś bohater rzuci kurwą, to jest to kurwa poważna, a nawet tragiczna. A te moje kurewki jakieś takie rozchichotane, trzpiotowate… Jak żyć?

Podobieństwo z “Nowym graczem”, powiadasz? Możliwe… Urban fantasy w końcu.

 

Darconie, odkryłam się wczoraj wieczorem. To nie może być takie słabe opowiadanie, skoro załapało się do dychy. Tylko wstawiane w ostatniej chwili, mało kto zdążył przeczytać poza jurkami.

“Nagroda” jest w Fantazmatach. :-)

A jurki to dobre dusze, nie zamierzam polemizować. ;-)

Babska logika rządzi!

Ano pomieszała się Gubałówka z Kazalnicą :D 

Zgodnie z moją obietnicą, po ogłoszeniu wyników przyszedłem dokładniej przeczytać i wreszcie skomentować Twoje opowiadanie.

Podobało mi się. Krwisty fantastyczny kryminał. Aczkolwiek nie wzruszył i nijak nie zmotywował, a trójkąt sudecki potraktowałaś w sposób rzeczywiście nieszablonowy ;). Choć to akurat uważam za zaletę Twojego opka.

 

Ale nic to.

Zwróciłem natomiast uwagę na jedno, i przyznam szczerze – zdezorientowało mnie to nieco.

 

Oto fragment z Twojego opowiadania:

“Wpadli z Izą na weekend do jej przyjaciółki. W sobotę wieczorem poszli na długi spacer, tylko we dwoje. Nagle naszła ich nieprzeparta ochota na seks. Znaleźli jakiś ciemny zakątek. Krzysiek pamiętał Izę opartą o ścianę i tłumiącą krzyki do chrapliwego szeptu: „Tak, tak mnie rżnij! Jeszcze zimniej! Och, Krzysiu! Jeszcze zimniej, mój śnieżniku!”.

 

A to fragment Twojego dość ostrego komentarza pod moim opowiadaniem, sprzed ogłoszenia wyników, kiedym jeszcze był anonimem, a Ty – biorąc udział w konkursie, oceniłaś moje opowiadanie dość surowo (trudno, świetnie, jak by powiedziała Kaśka ;). :

“Ja, Finkla, nie trawię obyczajówki. Jest nudna. Praktycznie nie czytam książek obyczajowych. Życie składa się głównie z obyczajówki, dostaję wystarczającą dawkę na co dzień, w literaturze szukam ciekawszych rzeczy. Nie należy do nich erotyka, więc nie chcę podglądać pieszczot bohaterów na łonie przyrody i w namiocie. Źle się z tym czuję. Być może jestem w tym odosobniona.”

 

Tak że ten: nie uważasz, że te dwa fragmenty są jakby to powiedzieć – sprzeczne? ;P

 

Pozdrawiam

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Wilku, widocznie, skoro po Kazalnicy nie da się biegać, to już wypada poza zasięg Twoich zainteresowań. ;-)

 

Dziękuję, Rrybaku. :-)

Podobało się – to dobrze. Że nie wzruszyło – nie jestem zaskoczona. Nie umiem we wzruszenia.

 

Seks w opowiadaniu. Opis, który przytaczasz, uważam za niestety niezbędny – to wydarzenie miało wpływ na fabułę. Bez tego nie byłoby ucieczki z więzienia i reszty historii. To właściwie nie tyle seks, co popełnianie przestępstwa (a kryminały lubię :-) ). I obawiam się, że muszę dostarczyć Czytelnikowi informację, w jaki sposób do niego doszło. I dlaczego Krzysiek tak bardzo zamroził ścianę.

Co mogłam, to pominęłam. Zauważ, że scenkę na Kazalnicy ucinam, kiedy Iza dopiero trzyma Krzyśkowi rękę na spodniach. Wracam, gdy już jest po wszystkim. Co się działo w międzyczasie – niech sobie Czytelnik dośpiewa.

Babska logika rządzi!

A gdzie ja napisałem, że słabe. :] Nie czytałem przecież jeszcze.

Nie napisałeś, że słabe, ale coś kręcisz nosem na kliki biblioteczne.

Babska logika rządzi!

Tarnino, ale jakie ex machina? Ukrywałam tylko tyle, że talentu można pozbawić (uch, kara gorsza od dekapitacji) i że można się go zrzec. To raczej nagłe schowanie deusa w machinie niż wyciągnięcie go. ;-)

A Jędruś, to nie deus? I faktycznie, przydałoby się wcześniej zasygnalizować tę możliwość pozbawienia lub zrzeczenia sie talentu – to, że o tym nie pomyślałam, dobrze świadczy o potencjale wciągalnym tekstu :)

Miło mi, że mimo zarzutów widzisz tyle zalet. :-)

Cieszę się, że Ci miło.

A te moje kurewki jakieś takie rozchichotane, trzpiotowate…

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie, Jędrek to nie deus. Ślęża do niego dzwoni (podczas rozmowy z toprowcem), podaje informację, gdzie odbył się rytuał, a potem słyszy warkot helikoptera.

No to radość ciągle rośnie. ;-)

Babska logika rządzi!

A ja powtórzę, dobre nieszablonowe opowiadanie! Seks musiał wystąpić, jest fatalne zauroczenie. Mnie tam wzruszył. Chłopak wyrzeka się talentu, to nie dość? Heroizm nie zawsze jest zaplanowany i nie zawsze to łzawa historia. Wyobraźcie sobie Krzyśka bez talentu;)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nie, Jędrek to nie deus. Ślęża do niego dzwoni (podczas rozmowy z toprowcem), podaje informację, gdzie odbył się rytuał, a potem słyszy warkot helikoptera.

Ale dzwoni do niego dość późno, prawie tuż przed tym, kiedy jest potrzebny. Mówię – deus ex machina też można zrobić dobrze. Wszystko można zrobić dobrze albo źle.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie kręcę, mam na myśli, jak bardzo szybkość klików bibliotecznych uzależniona jest od popularności. Nie jest istotne, kiedy wrzuciłaś tekst, mogło to być w pierwszy dzień konkursu, jak i w ostatniej minucie, a trafiłabyś do biblioteki maksymalnie w dobę, a nie w dobre dwa tygodnie, jak dzisiaj. Oczywiście, że na tę popularność ciężko zapracowałaś. I dobrymi opowiadaniami i dużą ilością komentowanych tekstów. Co nie zmienia mojego wniosku, że wiele osób cieszy się, jak szybko trafia do biblioteki, gdy tym czasem popularność ma tu duże znaczenie, niekoniecznie wybitność tekstu. Nie zmienia to faktu, że pewien dobry poziom opowiadanie musi mieć, bez względu na autorstwo, ale statystyczny debiutant będzie czekał dłużej, dopóki nie wyrobi się w towarzystwie. ;)

To może wprowadzić w całym portalu wymóg anonimowości przez pierwszy tydzień zgłoszonego i zawieszonego w portalu opka?;) By się działo!;D

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Hmm, Darconie. Lekko uogólniasz, ale ok.

Ja staram się być obiektywnym czytelnikiem, acz pewnie gusty, subiektywność mogą grać też pewną rolę.  Biblioteka ma dla mnie dwa kryteria: dobra historia i poprawność. Nie ma tu znaczenia – kto napisał.  Piórko to oryginalność, czy to zapis,  czy myśli, czy wizja.

Pomyślałam sobie też, że być może znajomość Autora, chociażby z komentarzy i poprzednich tekstów może ułatwiać jego zrozumienie, np. że coś jest napisane tak, a nie inaczej nieprzypadkowo lecz celowo/świadomie. To może nieznacznie zmienić odbiór tekstu.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dzięki za wsparcie, Asylum. :-)

Racja, Krzysiek teraz będzie miał przerąbane. Jakby oczy stracił. Oprócz tego, czego już nie może uczynić, nagle robi się wrażliwy na przeziębienia, a tu żadnej naturalnej odporności. Będzie musiał kupić auto z klimą, wcześniej nie potrzebował. Zapewne nie będzie mógł wykonywać poprzedniej pracy. Ślęża zadba o niego, zaproponuje jakiś inny etat, ale to tak jak policjant oderwany od śledztw i przeniesiony do archiwum, bo na tyle zdrowie pozwala.

 

Tarnino, a kiedy ma się pojawić w opowieści? Ślęża dzwoni do niego po raz pierwszy gdzieś spod Krakowa. Tej rozmowy nie przytaczam, bo nic nie wnosi do opowieści, a Ślęża nie wie jeszcze, na który szczyt idą lodowce (szlak prowadzi dalej, za Kazalnicę).

A poza tym… W pewnym sensie zapowiadam wprowadzenie na scenę nowego talentu. Sami sobie kombinujcie jak. :-)

 

Darconie, marudzisz jak Mańka, co na piegi umarła. Jako anonim zebrałam trzy czy cztery kliki. Wolniej niż wiele anonimowych tekstów, bo opublikowałam kilka minut przed końcem, w zalewie innych trójkątów. Ludzie po prostu nie zdążyli przeczytać. Do ogłoszenia wyników poza jurkami skomentowały Anet, Asylum i Ando (wszystkie na A, pszipadek?), dwie z nich zgłosiły do biblioteki. Kam klikała od razu, Chrościsko i Wilk już po ogłoszeniu wyników. Nie tylko na mój tekst, na inne też. Również po ogłoszeniu wyników przyznałam się do autorstwa. Mylisz korelację z przyczynowością.

Oczywiście, że świeżynka ma trudniej, ale portal jest na tyle sprawiedliwy, że ja też kiedyś debiutowałam. Co i komu próbujesz udowodnić, bo się gubię?

Babska logika rządzi!

Rrybaku, niby można wprowadzić, ale wydaje mi się, że koszty przewyższą korzyści. Część ludzi będzie czytać teksty dopiero po tygodniu. Część będzie (jak i teraz) publikować cykle, po których natychmiast się ich rozpoznaje. No, wstawisz anonimowo kolejnego Nawigatora i co? Trochę by to namieszało w terminarzu Loży – co z nominowanymi tekstami opublikowanymi 31, które powinny się odanonimizować do 5, ale nie mogą tego zrobić przed 7? Notka na pierwszej stronie będzie ogłaszać, kto jest autorem.

A poza tym i tak nie mamy armat…

 

W dyskusję Asylum i Darcona już się nie chcę wpychać…

Babska logika rządzi!

Napisałem, że szybkość trafiania do biblioteki powiązana jest z popularnością na forum. Aż tyle i tylko tyle.

Nie pisałem nic o konkretnych kryteriach trafiania do biblioteki, oprócz ogólnego dobrego poziomu. Nie sugerowałem też żadnej wymuszonej anonimowości. Nadal uważam, że kilki dostałabyś dużo szybciej, na przykład od innych osób nie związanych z konkursem. Zarówno komentarz Asylum jak i Rybaka nie odnosi się bezpośrednio do mojego, więc pozostawiam je bez odpowiedzi. Wydawało mi się, że mój przekazuje jedną tezę, powtórzoną wyżej w pierwszym zdaniu i pod tym względem jest czytelny.

No tak – liczba czytelników, a razem z nią prędkość bibliotekowania i liczba komentarzy, zależy od popularności autora.

Mnie się wydaje, że to banał.

 

No dobra, to teraz napisz coś o tekście.

Babska logika rządzi!

Oj, nie wiem, sam kiedyś wpadłem w tą pułapkę. Szybkości.

Musisz dać mi chwilę.

Same opka na Kaspułę to było ile? 27 x ~8 tysi = jedna książka? :)

Oj tam, trochę ponad 200 kilo – pół książki. A nie wszystkie teksty dociągają do górnego limitu.

Babska logika rządzi!

Niby racja, ale rok temu zaobserwowałem, że wraz z ilością przeczytanych znaków spadała jakość moich własnych tekstów. Poprosiłem więc Szyszkowego Dziadka, żeby mi to wyliczył. I okazało się, że miałem rację!

Z tego powodu nie było mnie tyle czasu, no i jeszcze z innego, pewnego “projektu” nie związanego z pisarstwem. Dlatego muszę teraz uważać, żeby nie przekroczyć dopuszczalnej dawki.

To ja wam tylko podpowiem, że jest tu kilka opowiadań jeszcze nie w bibliotece, a fajnych.

“Trójkąt sudecki” mógłbym polecić Tobie, Finklo (dość w Twoim stylu), a “Odcienie” Tobie, Darconie (w pewnym sensie podobne do “Coś ważnego”).

Darconie – Twój wybór, do niczego Cię nie zmuszę. Ale skoro już zacząłeś komentować jakiś tekst i reagujesz na gwiazdkę, to musisz się liczyć ze spojlerami w komentarzach.

 

Wilku, będę czytać trójkątne teksty. W pierwszym rzędzie – nominowane. Ale kiedyś przeczytam wszystkie…

Babska logika rządzi!

Darconie, a z poniższym pewnie bym się zgodziła, chociaż i mnie przynajmniej ze dwie sprawy dodatkowo i poważnie odciągają od pisania. I na tym kończę polemikę.

wraz z ilością przeczytanych znaków spadała jakość moich własnych tekstów.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

A dziękuję, Wilku, za przesiew, pewnie przeczytam, tym bardziej, że kiedyś dałem opowiadaniu podobny tytuł.

Już znikam, Finklo. Bez spojlerów, bez odbioru. ;)

Darconie, podobnie jak wilk czekałem z klikami do ogłoszenia wyników, więc zarzuty w tym konkretnym przypadku nietrafione. Co nie zmienia faktu, że z zasady autor przyciąga czytelnika i nie ma co kręcić nosem. W księgarniach jest tak samo, chętniej sięgniesz po książkę znanego Ci autora niż nieznanego.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Co nie zmienia faktu, że z zasady autor przyciąga czytelnika i nie ma co kręcić nosem. W księgarniach jest tak samo, chętniej sięgniesz po książkę znanego Ci autora niż nieznanego.

A skąd ta pewność? Autor jest jednym z czynników, niekoniecznie najistotniejszym dla wszystkich. Często są tu inne elementy, jak:

– atrakcyjna okładka,

– miejsce na półce nowości, chociażby w Empiku,

– miejsce na półce rankingowej, w tej samej sieci,

– gatunek,

– atrakcyjny tytuł, który często wykorzystywany jest także tutaj, na forum,

– polecenie przez kogoś.

Dołożyłbym do tego wyłożenie dziesięciu tych samych egzemplarzy na wejściowym regale, czy krótką recenzję na tylnej okładce, praktycznie każdej wydawanej książki. Widać nie wszyscy wierzą, że do sprzedaży wystarczy sam autor.

 

Nie twórz z wypowiedzi faktu, jakby miało to dodać jej wiarygodności, jeśli nie możesz podeprzeć jej rzeczywistymi faktami czy też innymi statystykami. Autor oczywiście jest ważny, ale to nie jedyny argument.

Nie stawiałem też zarzutów, a jedynie tezę i wniosek, że szybkość trafiania do biblioteki może być postrzega jako wybitność dzieła, a niekoniecznie tak jest, może być związana z popularnością autora.

 

Panowie, nie kłóćcie się, przecież w zasadzie nie ma o co. Chyba wszyscy się zgadzamy, że nazwisko/nick autora stanowi istotny czynnik przy wyborze lektury.

Babska logika rządzi!

Nie twórz z wypowiedzi faktu, jakby miało to dodać jej wiarygodności, jeśli nie możesz podeprzeć jej rzeczywistymi faktami czy też innymi statystykami. Autor oczywiście jest ważny, ale to nie jedyny argument.

Oto fakt:

Znaczna część wydawnictw nie publikuje debiutantów. Dlaczego? Przecież wszystkie elementy, które wymieniłeś (za wyjątkiem polecenia przez kogoś) są w gestii wydawnictwa i więc zarówno znany autor jak i debiutant mają identyczne szanse na starcie. A jednak wydawnictwa wolą znane nazwiska, bo one gwarantują sprzedaż.

Polecenie przez kogoś potwierdza zaś tylko tezę, że autor jest istotny, bo poleca się konkretny tekst lub konkretnego autora, a nie okładkę czy miejsce na półce w Empiku.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Nie zgadzam się, Chrościsko, ale na prośbę Autorki kończę też dyskusję.

(tekstu jeszcze nie czytałem, przepraszam za offtop, ale zostałem wywołany do tablicy)

 

Niby racja, ale rok temu zaobserwowałem, że wraz z ilością przeczytanych znaków spadała jakość moich własnych tekstów. Poprosiłem więc Szyszkowego Dziadka, żeby mi to wyliczył. I okazało się, że miałem rację!

Z tego powodu nie było mnie tyle czasu, no i jeszcze z innego, pewnego “projektu” nie związanego z pisarstwem. Dlatego muszę teraz uważać, żeby nie przekroczyć dopuszczalnej dawki.

Darconie, kiedy? Gdzie? Nie przypominam sobie, żebym gdzieś liczył coś tak subiektywnego jak “jakość tekstów”… Zabrzmiało to tak, jakbym pośrednio spowodował Twój exodus z portalu, a serio nic takiego nie pamiętam.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Ech, żeby taki nieciekawy offtop mi się trafił. ;-)

Babska logika rządzi!

Tarnino, a kiedy ma się pojawić w opowieści? Ślęża dzwoni do niego po raz pierwszy gdzieś spod Krakowa. Tej rozmowy nie przytaczam, bo nic nie wnosi do opowieści, a Ślęża nie wie jeszcze, na który szczyt idą lodowce (szlak prowadzi dalej, za Kazalnicę).

Prawda, kruca bomba, że trudno by go było upchnąć wcześniej… hmm.

 Ech, żeby taki nieciekawy offtop mi się trafił. ;-)

Pech. Normalnie pech.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No, no… Nawet nie mogę przytoczyć rozmowy, bo tylko niepotrzebnie zdradzę, że nad Morskie Oko nadciąga sztorm.

Babska logika rządzi!

Oto fakt:

Znaczna część wydawnictw nie publikuje debiutantów.

Zjawisko znane na rynku pracy: zatrudnimy studenta z minimum 30-letnim doświadczeniem.

Na umowę-zlecenie…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A na stanowisko gońca potrzebujemy kogoś z wyższym wykształceniem, biegłą znajomością dwóch języków obcych i ambicją. Oferujemy płacę minimalną, możliwość pracy z wieloma interesującymi ludźmi i perspektywy awansu.

Babska logika rządzi!

Ostatnio w modzie jest B2B.

A co to?

Babska logika rządzi!

“Panie, załóż pan firmę i podpiszemy kontrakt”.

Aha. Tysz sprytnie.

Babska logika rządzi!

A ludzie jeszcze się cieszą (do czasu aż odkryją, że ni ma L4).

Wiesz, kontrakt jest kontrakt. I brzmi tak dumnie. ;-)

Babska logika rządzi!

Czytałem łącznie na trzy razy, bo co chwilę ktoś ode mnie coś chciał i nijak nie mogłem się skupić. A opko mnie wciągnęło, musiałem dokończyć.

Nie wiem dlaczego, ale całość mi się kojarzy z “Poniedziałek Zaczyna się w Sobotę” Strugackich. Może chodzi o naukowe podejście do magii i tym podobnych zagadnień, a może o umiejętnie wplatane poczucie humoru. Uśmiałem się przy emanacjach wulkanoidów, które “chodzić do toalety ani nawet mrugać” nie muszą, uśmiałem się przy ciekawych wyzwiskach, jakimi przez telefon rzucała Ślęża.

No właśnie – Ślęża. Przypadła mi do gustu. Stara wyjadaczka, która patrzy na świeży narybek i przewraca oczami. Lubie takich bohaterów. Świetnie nakreślona jako postać.

Kwestia magii, a szczególniej mechaniki tejże i działania zasad, bardzo ciekawa. I ładnie wpleciona w nasze realia.

Słowem, super opowiadanie. Czytało się samo.

— Nie cmyka! Mówiłem, że nie ma zębów.

Dziękuję, Paraduście. :-)

Oj, jak tak można odrywać człowieka od czytania? Niedobre otoczenie… ;-)

Cieszę się, że wciągnęło. “Poniedziałek” cały czas na półce do przeczytania. Nawet nie wiedziałam, że to fantasy. Nie posądzałam Strugackich o takie skoki w bok.

A widziałeś kiedyś sikający kamień? Fontanny się nie liczą, to hydraulika, nie kamienie. ;-)

Ciekawe wyzwisko chyba było tylko jedno. Ale jestem z niego dumna.

Magia a nasze realia. A Ty myślałeś, że skąd się biorą te nagłe załamania pogody w górach? ;-)

Babska logika rządzi!

Oj, “Poniedziałek” Strugackich polecam. Moja trzydziestoletnia kopia całkowicie się rozpadła – i niech to wystarczy za recenzję. Magia ujęta przez pryzmat nauki Związku Radzieckiego, z wszelkimi absurdami tego ostatniego. Gdzieś między Bareją a Tolkienem :)

Z tymi załamaniami pogody to faktycznie ciekawa sprawa. Zawsze myślałem, że to Matka Natura nas raczy, a tu się okazuje, że to po prostu jakiś śnieżnik ze śnieżką się gzi pokątnie. Te huragany w Anglii to też pewnie nie przypadek!

— Nie cmyka! Mówiłem, że nie ma zębów.

Kiedyś przeczytam… Słowo pioniera! ;-)

To nie musi być koniecznie ten śnieżnik i ta śnieżka. Dwoje dowolnych talentów zimna.

A huragany biorą się z rytuałów dwojga talentów powietrza. A jak talent powietrza bzyknie talent ciepła – halny. Mnóstwo opcji.

Babska logika rządzi!

“Poniedziałek” rewelacyjny!

 

“A cmykać zębem na pewno nie będziesz?” – zapytała starucha.

 

I oczywiście bohater zacmykał, a co z tego wyszło!

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

No, wiadomo – Krzysiek już przekazał swój talent w ręce Ślęży, niemal dosłownie :)

W Anglii doszło chyba do spółkowania między talentem powietrza a niezbyt utalentowanym śnieżnikiem / śnieżką – niby wiało porządnie, ale śnieg był jakiś taki nieforemny i topniał od razu.

Wracając do Krzyśka – myślisz, że kiedyś swój talent odzyszcze? Choć Ślęża przypadła mi do gustu, chętnie bym go widział w kolejnym opku, już ociosanego ze swojego sztubactwa.

— Nie cmyka! Mówiłem, że nie ma zębów.

Przeczytałem szybciej, niż planowałem, bo miałem małe wyrzuty sumienia za ten offtop.

To drugie Twoje opowiadanie, jakie czytam po rocznej przerwie i przyznaję, że widzę progres. Taki, którego ja bym oczekiwał. To znaczy nadal piszesz utwory “na lekko”, ale przeziera przez nie większa dojrzałość pisarska albo zmienione częściowo podejście. Być może tylko ja to widzę.

Lektura jest przyjemniejsza, nie czuję się już tak, jakbyś pisała je, cytując NWMa, przy obiedzie. Historie są bardziej poważne, dążą do konkretnego celu, może jeszcze nie w okowach dramatu, ale też już nie w kupie śmiechu. 

Skupiając się na tym powyżej, to jednak najpierw uśmiech. :) Wiedziałem, że u Chrościska będziesz poza dziesiątką, facet stanął na wysokości zadania, i choć zawiązał sobie krawat trochę zbyt ciasno, to organizator biegu Kreta nie mógł dać punktów za “górski kabaret” w scenerii fantasy 2020. Oczywiście kabaret jest tu przejaskrawieniem, ale patrząc od strony zwycięskiego chłopa z PTSD, to raczej lajtowy temat. Ale co tam. :) Czytało się dobrze. :) Są nowe pomysły, zdecydowani i wyraziści bohaterowie, jest szybka fabuła. Gdzieś tam mi lekko zgrzytnęła, gdy Ślęza wyciągnęła pistolet. Nie wiedziała co z nim zrobić, a ja się zastanawiałem, czy Ty czasem też nie wiedziałaś co z tym zrobić. ;) Ale ostatecznie skończyło się logicznie, a ja byłem zadowolony z lektury. Od razu dodaję, że to nie jest Nagroda Wojownika, ale myślę sobie, że może wzięłaś w końcu do głowy niektóre komentarze i zaczęłaś pisać coś, co powinno podobać się szerszemu gronu odbiorców portalu NF, niż dyżurnym śmieszkom.

Pozdrawiam.

 

Ps. Dziadku, no stress.

 

Bez spojlerów mi tu. Kiedyś przeczytam. ;-)

 

Paraduście, nie wiem dokładnie, co się działo na Wyspach. Na pewno jakiś talent od powietrza. Może sobie zrobili orgię z jakąś śnieżką?

Obawiam się, że utrata talentu jest nieodwracalna. Jak utrata ręki. Ale może kiedyś utalentowana medycyna pójdzie do przodu. Tylko czy wtedy Ślęża będzie chciała oddać magię?

 

Dziękuję, Darconie. :-)

Nie jestem pewna, czy powinnam się cieszyć z tego progresu, który widzisz. Bo raczej co innego uznajemy za fajne w literaturze.

Zawsze mogę twierdzić, że ten tekst jest wyjątkowo poważny, bo miał być heroizm. Naprawdę starałam się, żeby nie wyszło zbyt śmiesznie. :-)

Ślęża i pistolet. Nie wiedziała, co właściwie ma zrobić po dotarciu na szczyt – powstrzymać katastrofy nie zdążyła, chociaż uważała, że to jej obowiązek. Doszła do wniosku, że spróbuje zabić śnieżkę, ale i to nie wyszło – niska temperatura spowalniała jej reakcje, a podkręcała Izy. Ale jak wyciągnęła gnata, to wiedziała, po co.

Babska logika rządzi!

Otóż to, katastrofa już się stała, więc mamy policjantkę, która chce zabić? Właściwie z jakiego powodu?

“Tylko czy wtedy Ślęża będzie chciała oddać magię?” – hmm, ciekawa zagwozdka, że tak powiem. Znaczy, zalążek fabuły.

p.s. Śnieżka + śnieżnik i niespodziewana ingerencja wulkanu. Już wiem, dlaczego tegoroczna zima jest, że tak się wyrażę, dupowata (przynajmniej u nas) :)

— Nie cmyka! Mówiłem, że nie ma zębów.

Darconie, dobre pytanie. Ale nie aż tak dobre, żebym nie miała żadnej odpowiedzi. Talenty mają własne prawa, własną Betkę. Iza jest niezarejestrowana, a to już dość poważne wykroczenie. Doprowadziła do poważnego zagrożenia życia kilkudziesięciu osób – gdyby Ślęża ją zabiła, nikt by się jej nie czepiał. Do tego namawia Krzyśka, żeby zabił Ślężę. Nawet naga – pozostaje niebezpieczna. Może na przykład schłodzić śnieżkę do temperatury ciekłego azotu i rzucić w Ślężę. To szczeniara bez porządnego szkolenia, nie pomyślała o tym, ale Ślęża to stara wyjadaczka i nie takie sposoby zna. Iza stanowi zagrożenie dla funkcjonariusza na służbie. I może na decyzję Ślęży wpływa trochę to, że chce wyciągnąć z tego Krzyśka. Zrzucenie całej winy na martwą śnieżkę to jest jakieś wyjście.

 

Paraduście, jeszcze tej medycyny nie rozwinięto, a Ty już się martwisz na zapas… ;-)

Albo mogło być inaczej – już dawno temu zabroniono rytuału połączenia, dokonuje się go bardzo rzadko, to i klimat się powoli ociepla. Nic nie jest tak proste, jak się wydaje. ;-)

Babska logika rządzi!

Talenty mają własne prawa, własną Betkę. Iza jest niezarejestrowana, a to już dość poważne wykroczenie. Doprowadziła do poważnego zagrożenia życia kilkudziesięciu osób – gdyby Ślęża ją zabiła, nikt by się jej nie czepiał. Do tego namawia Krzyśka, żeby zabił Ślężę. Nawet naga – pozostaje niebezpieczna. Może na przykład schłodzić śnieżkę do temperatury ciekłego azotu i rzucić w Ślężę. To szczeniara bez porządnego szkolenia, nie pomyślała o tym, ale Ślęża to stara wyjadaczka i nie takie sposoby zna. Iza stanowi zagrożenie dla funkcjonariusza na służbie. I może na decyzję Ślęży wpływa trochę to, że chce wyciągnąć z tego Krzyśka. Zrzucenie całej winy na martwą śnieżkę to jest jakieś wyjście.

:) :) :)

Ta kobieca logika…

Chciałbyś skrytykować kobiecą logikę? ;-)

Babska logika rządzi!

(…) już dawno temu zabroniono rytuału połączenia, dokonuje się go bardzo rzadko, to i klimat się powoli ociepla.

How dare they! :)

— Nie cmyka! Mówiłem, że nie ma zębów.

Wiesz, śmiertelność była spora. I to po obu stronach. To jednak taka… czarniawa magia.

Babska logika rządzi!

Chciałbyś skrytykować kobiecą logikę? ;-)

Mam ochotę zostać hodowcą kwantyfikatorów :) będę je karmiła funkcjami zdaniowymi XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mam nadzieję, że na takiej karmie dobrze rosną. ;-)

Babska logika rządzi!

Z małych robią się duże XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A jak im potem idzie mnożenie? Czy może należy mówić o iloczynach? ;-)

Babska logika rządzi!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Good luck! :-)

Babska logika rządzi!

Finklo… <nachyla się konspiracyjnie> myślę, że mam głupawkę. :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Pfff! Ja w co trzeźwiejszych momentach podejrzewam, że żyję w stanie permanentnej głupawki. Ale dobrze mi z tym, wesoło, więc co się będę przejmować. :-)

Babska logika rządzi!

Anonimowe opowiadanie Finkli po tygodniu: 10 komentarzy

Opowiadanie Finkli dzień po odanonimizowaniu się: 100 komentarzy

 

;)

 

– tytuł zniechęcał, ale pierwsze zdanie – klasa! Jestem zaintrygowana i na chwilę wróciła mi chęć do życia

 

– jestem pod wrażeniem kreatywności i pomysłowości autora, rozbawiają mnie kolejne sceny

 

– językowo bardzo dobrze, kilka zdań błyskotliwych, kilka zabawnych („Wtajemniczeni twierdzili, że Giewont ma jego profil.”, no przecież to jest świetne)

 

– chyba jedyny tekst w tym konkursie, o którym mogę powiedzieć, że nie stosował infodumpów i nadmiernej ekspozycji przy wyjaśnianiu świata – brawo, autorze, pokazałeś, jak można dawkować wyjaśnienia oszczędnie, a mimo to czytelnik zrozumie opowiadanie i świat przedstawiony

 

– prychnęłam przy zakończeniu – no, to nie jest może dobry moment, by kończyć opowieść, ale przynajmniej kończysz „jakoś”; natomiast tekst kończy się gwałtownie, urywa się za szybko. Czy to przez limit czy ładne zdanie na koniec? Szkoda! Poza tym zakończenie też trochę jak królik z kapelusza – przydałaby się jakaś strzelba Czechowa, bo w obecnej budowie to oddanie mocy to deus ex machina, a istnienie “syna stacji benzynowych” na doklejkę i zbyteczne, tam się tyle dzieje, że jest niepotrzebny

 

– spełnienie warunków: heroizm jako pozbawienie się własnej supermocy, by pomóc drugiemu człowiekowi – uznaję, fantastyka jest, oryginalna, świeża, zabawna i interesująca interpretacja hasła konkursowego

 

– kawał dobrego tekstu; czytałam z przyjemnością – u mnie czołówka ;)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Dziękuję, Kam. :-)

A, z tytułami często mam problem. Ten przynajmniej dobrze, IMO, oddaje treść. I można go interpretować na różne sposoby. No i miałam nadzieję, że nikt nie będzie posądzał Finkli i takie słowo w tytule. ;-)

Infodumpy. No, trochę musiałam stosować. Ktoś musiał wyjaśnić, czym jest Betka, dlaczego Ślężą (duża i ciężka kobieta przecież) śmiga po górach jak kozica…

Zakończenie. Szanuję Twoje zdanie, ale pozostanę przy swoim – to był dobry moment na finisz, bo podomykałam wątki – miłość Krzyśka i Izy raczej się skończyła, śnieżyca w Tatrach już nieaktualna, Ślęża odzyskała moc, Krzysiek zamknął utalentowaną część życia, Iza została uwięziona i będzie ukarana, bandyci przegrali… Pozostało sprzątanie: dzieciaka raczej znajdą (przy takiej ofierze nie wypada inaczej), Izę przetransportują do Betki, Ślęża ogrzeje okolicę, Krzysiek zacznie układać sobie życie na nowo. To nie było tak, że skończyły mi się znaki, tylko interesujące wydarzenia.

Syn VIP-a. On jest potrzebny, IMO. Pokazuje motywacje Izy i jej mocodawców – właśnie po to rozpętali śnieżycę, żeby go porwać. Wprowadzam go już wcześniej – to jego dotyczy SMS do Izy, że gnojek jedzie na wycieczkę.

Prawda, nie zdradzam wcześniej, że talentu można pozbawić albo go przekazać. Trochę to deusowate, ale nie widzę dobrego momentu na powieszenie strzelby.

Babska logika rządzi!

Ojej, ja cię chwalę i chwalę, a ty się tłumaczysz, aż mi głupio :D To był dobry tekst, wiesz? Może to nie wynika z mojego komentarza, ale to jest dobry tekst :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Oj, ale co ciekawego można odpisać na chwalenie? Podziękować i koniec. To zarzuty dają więcej opcji – można polemizować, przepraszać, zgadzać się, obrażać… :-)

Babska logika rządzi!

Na początek.

“Niestety mało czasu u mnie ostatnio. Toteż moje komentarze będą krótkie, kilkuzdaniowe. Zaręczam jednak, że teksty przeczytałem z taką uwagą i starannością, na jaką było mnie stać!”

 

Rzepy:

– “wśród doniesień o kradzieży, drobnych bójek” – jedna kradzież się zdarzyła? i “wśród doniesień o…” czyli “o drobnych bójkach”;

– “nie zwiastowały nic nadzwyczajnego” – niczego;

– “oderwany kamor” – co to kamor?;

– “jak ze złachanego konia” – co to złachany?

 

Całkiem sympatyczne… napisałbym “urban fantasy”, ale Wilk się doczepi :), to napiszę – “investigation fantasy”. Może trochę za bardzo pędzące, ale wiadomo – limit. Tylko czemu są tu Tatry zamiast Sudetów? Znowu żonglerka nazwami własnymi, co mi się nie podoba, ale góry są, czyli obleci. 

Język czasem zbyt kolokwialny, momentami ocierający się o knajacki. Po co?

Ogólnie – anetne czytadło!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dziękuję, Jurorze Staruchu. :-)

Z kradzieżami masz rację, zaraz zmienię. Z doniesieniami i bójkami będę marudzić. Nie znam się, ale wyobrażam sobie tak, że jak komuś ukradną komórkę, to zgłasza o tym na policję (doniesienie o kradzieży), a jeśli ludzie się pobiją w knajpie, to policja jest wzywana na miejsce, robi coś więcej niż tylko przyjmuje formularz. Więc wolę zostawić drobne bójki jako oddzielną kategorię niż doniesienie o kradzieży.

Kamor to duży kamień.

Złachany – bardzo zmęczony.

Według mnie to urban fantasy – nasze czasy, nasza rzeczywistość, ale jest w niej jakaś forma magii, na ogół utrzymywana w tajemnicy przed zwykłymi śmiertelnikami. No dobra, miast, czyli elementu urban maławo. ;-)

Limit mi jakoś za bardzo nie dokuczał. Nie lubię dłużyzn, to i nie obcyndalałam się w tańcu z opisami przyrody.

Czemu Tatry? Bo Sudetów prawie nie znam, a w Tatrach parę razy byłam. No i przegonienie bohaterów po wszystkich trzech szczytach wydawało mi się takie sztampowe… Nie znudziły się Wam teksty tego typu?

Nazwy własne – tylko ze Ślężą nic nie mogłam zrobić i przerobić na pospolity. Ale za to ma coś wspólnego z wulkanami.

No i tu właśnie wskakują bluzgi. Klnie chyba tylko Ślęża. Ale jeśli wulkan byłby człowiekiem, to jaki miałby charakter? Próbowałam pokazać to przy pomocy niewyparzonego ozora.

Babska logika rządzi!

Więc wolę zostawić drobne bójki jako oddzielną kategorię niż doniesienie o kradzieży.

Szacownemu Starcowi chodziło chyba o to, że powinny być doniesienia o kradzieżach. Licznych. Bo naród u nas interesowny jest ;)

Kamor to duży kamień.

Też nie znałam, ale dość jasne.

Złachany – bardzo zmęczony.

A to znałam.

Według mnie to urban fantasy – nasze czasy, nasza rzeczywistość, ale jest w niej jakaś forma magii, na ogół utrzymywana w tajemnicy przed zwykłymi śmiertelnikami.

Klasyczne urban fantasy. I detektywi też się w to wpisują.

Syn VIP-a. On jest potrzebny, IMO. Pokazuje motywacje Izy i jej mocodawców – właśnie po to rozpętali śnieżycę, żeby go porwać.

O? Ale tego nie wyłapałam?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Liczne kradzieże już wprowadziłam.

Syn VIP-a. No, z porwaniem to już trzeba po poszlakach. Ale kiedy Iza podejmuje decyzję, żeby jechać w Tatry?

Babska logika rządzi!

Klasyczne urban fantasy

Powiedzcie to Wilkowi :). Nie dzieje się w mieście – znaczy, nie urban (wg niego). Dyskusja pod którrymś Trójkątnym opkiem.

Z doniesieniami i bójkami będę marudzić

Wiesz, mnie tu chodziło o odmianę. Doniesienie o czym? O kradzieżach. O czym? O drobnych bójkach.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

OK, możemy nazwać rural fantasy albo mount fantasy. Cóż w nazwie…

Staruchu, rozumiem. A mnie chodzi o to: wśród doniesień (o kradzieżach) i bójek.

W sumie, zmienię na wśród kradzieży i bójek. Będzie spokój.

Babska logika rządzi!

Teraz jest dobrze :)

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ale kiedy Iza podejmuje decyzję, żeby jechać w Tatry?

Tyż prawda.

mount fantasy

Dwuznaczne. Lepiej: mountain fantasy, albo alpinist fantasy. “Rural” to wiejskie. Hmm. Wilderness fantasy? National park fantasy?

(… czy ja nie miałam teraz czegoś robić?)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Mountain i alpinist to raczej angielski. A urban i rural nie są z łaciny? Jak będzie “górski” w narzeczu Cezara? “Dziki” też się nada. Ktoś wie?

Babska logika rządzi!

Są. Ale angielskie (połowa angielskich słów jest z łaciny).

Górski: montanus. Dziki: ferox (nie jestem pewna, czy w tej konotacji – drakaina, ninedin?)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

O! Ferox fantasy brzmi nieźle. :-)

Babska logika rządzi!

Zabawne, lekkie opowiadanie, dobrze się czytało. Pomysł z tymi "talentami" oryginalny i dziwny. Nie do końca jednak do mnie trafiło, chyba nie jestem targetem.

Dziękuję, Sonato. :-)

Ja wiem, czy taki oryginalny? Magia jak magia, tyle tylko, że każdy czarownik ma ograniczony zakres działania.

Trudno, że nie trafiło. Dobrze, że przynajmniej lektura bezbolesna.

Babska logika rządzi!

To znaczy, chodziło mi bardziej o osoby czarowników, że gadające lodowce i wulkanoidy są oryginalne :) 

A, z tym się prędzej zgodzę – wymyślałam na potrzeby konkursu. :-)

Babska logika rządzi!

Magia jak magia, tyle tylko, że każdy czarownik ma ograniczony zakres działania.

Jakby każdy czarownik był wszechmogący, toby się wszechświat podzielił przez zero (tak serio, można dowieść, że istnieje najwyżej jeden byt wszechmogący, i nie potrzeba do tego dyplomu – zostawimy to jako ćwiczenie dla czytelnika, innymi słowy – teraz mi się nie chce) wink

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No, ale moi są bardziej ograniczeni niż standardowo. Harry Potter mógł rzucić każde zaklęcie, które opanował – otwarcie drzwi, wezwanie patronusa, rozcięcie przeciwnika… A lodowce tylko schładzają.

Babska logika rządzi!

<zastanawia się, czy zaspoilerować, co właśnie pisze… lepiej nie, co będzie, jak nie skończę? dziki tłum z pochodniami pod domem XD>

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Lepiej nie, jeszcze skończysz i popsujesz ludziom przyjemność z lektury. ;-)

Babska logika rządzi!

Optymistka XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Pisz, to mój optymizm okaże się uzasadniony. :-)

Babska logika rządzi!

Finklo, Twoja Chłodna miłość kończy mój bój z opowiadaniami z konkursu TSH i muszę powiedzieć, że był to szalenie satysfakcjonujący finał boju. I choć nie dopatrzyłam się tu heroizmu, a Tatry przesłoniły Sudety, historię Ślęży i dwojga śnieżników opisałaś w sposób zajmujący, dowcipny i mimo paru wulgaryzmów, niepozbawiony dobrego smaku. Przeczytałam z przyjemnością. ;)

 

Iza bez więk­szych trud­no­ści po­wstrzy­ma­ła od trium­fal­ne­go krzy­ku… ―> Czy tu aby nie miało być: Iza bez więk­szych trud­no­ści po­wstrzy­ma­ła się od trium­fal­ne­go krzy­ku

 

dwa dni przed po­cząt­kiem krzyś­ko­we­go urlo­pu. ―> …dwa dni przed po­cząt­kiem Krzyś­ko­we­go urlo­pu.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/przymiotniki-dzierzawcze-od-imion;13752.html

 

– Co zro­bić? – Idio­ta, za­wsze cięż­ko kumał. ―> – Co zro­bić? – Idio­ta, za­wsze z trudem kumał.

 

Zanim wul­ka­no­id­ka po­cią­gnę­ła za spust… ―> Zanim wul­ka­no­id­ka po­cią­gnę­ła spust… Lub: Zanim wul­ka­no­id­ka nacisnęła spust

 

i wul­ka­no­id­ka w sztyw­nych od zimna ubra­niach. ―> …i wul­ka­no­id­ka w sztyw­nym od zimna ubra­niu.

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach; odzież, którą mamy na sobie to ubranie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, Reg. :-)

Za przykłady heroizmu mieli służyć ratownicy i Krzysiek, który w finale oddał talent, żeby ratować ludzi (to mniej więcej tak, jakby poświęcił wzrok).

Bluźni głównie Ślęża – co zrobić, wulkanoidy taki już mają wybuchowy charakterek. ;-)

Dzięki za poprawki. Oj, jednak widać pośpiech.

 

 

Babska logika rządzi!

Bardzo prosze, Finklo, i dziękuję za wyjaśnienia. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

PB, PSNP. ;-)

Babska logika rządzi!

Doobre. Lubię Tatry i wielu ce… turystów powinno to przeczytać. Tym razem dobrze, że opowiadanie nie leży na półce Humor, bo więcej osób do niego sięgnie. Mam taką nadzieję i polecam chociaż “Trójkąt sudecki…” 

Dzięki, Koalo. :-)

No i widzisz – wielu komentujących uznało, że to jest zabawne. A skoro nie ma tagu “humor”, to znaczy, że pisałam na poważnie, a śmieszne sytuacje pojawiły się same. Jak to w życiu,

Babska logika rządzi!

Teksty z Trójkąta Sudeckiego Heroicznego to fantastyczne żerowisko dla miłośnika gór, ale tego dotychczas nie widziałem. I myślę, że znalazłem swój ulubiony. Spróbuję pobieżnie wyliczyć zalety, jakie w nim znalazłem…

Kreacja świata. Bardzo dobrze obmyślony element fantastyczny. Wydawało mi się, że z magii żywiołów już niewiele można wycisnąć, a jednak tutaj jest ukazana oryginalnie i inspirująco.

Wartka, spoista fabuła. Wszystko logicznie się rozwija, napięcie rośnie. Spisek nie jest objaśniony, czytelnik musi sam go sobie złożyć z podanych wskazówek, a jednocześnie nie jest to bardzo trudne.

Rzetelny opis gór. Potrafiłem formułować zastrzeżenia górskie nawet do opowiadania Chrościska (na ile były uzasadnione, to osobna sprawa, ale przynajmniej z początku wydawały mi się potrzebne), tutaj natomiast czepianie się byłoby bardzo na siłę. Może, odrobinę, zazgrzytało mi, gdy wymieniłaś jednym tchem “goprowców i toprowców” – to nie jest tylko odmienna lokalizacja działań, ale też znaczne różnice w typowym przebiegu akcji i zakresie niezbędnych umiejętności. To jednak zupełny drobiazg. A Iza miała sporo szczęścia… na tym szlaku jest parę miejsc, w których taki lot z urwanym chwytem zakończyłby się kilkaset metrów niżej.

Niewysilony humor sytuacyjny, racjonalnie wynikający z rozwoju zdarzeń. Mój osobisty faworyt:

Prawda, wtedy w ogóle nie istniały samochody, a woły bardzo źle reagowały na przyspieszanie metabolizmu.

Wyobrażam sobie, że bardzo źle.

 

Po tych wszystkich tłustych plusach dodatnich przyszła jeszcze pora na plus ujemny. Gdyby tak udany tekst był zamknięty równie udanym zakończeniem, pewnie wyszłoby z tego jedno z najlepszych opowiadań, jakie widziałem na portalu. Niestety, ostatnia scena nie wydaje mi się zadowalająca. Spróbuję to opisać możliwie płynnie i obiektywnie.

Całość jest raczej lekkostrawna, wprowadzasz nas w ten świat talentów żywiołów ze swadą i humorem. Nie zarysowujesz na razie poważniejszych pytań ogólnoludzkich czy wyborów etycznych, miła opowieść kryminalna w pięknym górskim otoczeniu. A potem – grom z jasnego nieba – w zakończeniu jeden z głównych bohaterów zostaje dożywotnim kaleką. W geście nie tylko wykraczającym poza zwykły zakres “ponoszenia konsekwencji swoich działań”, ale też łamiącym logiczne (w logice opowieści) następstwo zdarzeń – czytelnik nie jest wcześniej nawet uwiadomiony, że podobny akt byłby możliwy. Okraszone złośliwymi komentarzami Jędrzeja, które – choć niczego sobie – nie zatrą już tego wrażenia. Odczucia po lekturze są więc zmącone, smakowity koktajl górsko-kryminalno-światotwórczy złamany nutą ciężkiego odium heroizmu, które mogłoby nawet pozostawić wartościowe przemyślenia, ale w zamknięciu zupełnie innego tekstu, opowiedzianego w odmiennym tonie oraz z odmiennym nastawieniem, a także wprowadzającego niezbędne akcesoria z odpowiednim wyprzedzeniem. Szkoda – mogła z tego być literatura najwyższej próby, a wyszedł “tylko” tekst bardzo dobry (w znaczeniu: istotnie lepszy od wszystkich moich prób literackich). Przynajmniej – takie mam odczucia.

Podkreślę tylko jeszcze raz: miałem mnóstwo przyjemności z lektury. I jeszcze… nie powstrzymam się przed uwagą wynikającą z mojej natury:

Emanacje wulkanoidów, osiągające prędkość około metra na godzinę, zdecydowanie nie nadawały się do pościgu.

emanacja osiągająca tempo ślimaka nie mogła przydać się do niczego.

Ślimak (ściślej: typowo kojarzący się w naszych warunkach ze słowem “ślimak” ślimak winniczek) osiąga prędkość około 3,6 metra na godzinę. Może Ci się wydaje, że to żadna różnica, ale zaręczam – spora. Przeliczając skalę – to tak, jak gdybyś twierdziła, że nie ma znaczenia, czy biegasz 28 km/h, czy 100 km/h.

Pozdrawiam,

Ślimak Zagłady

Dziękuję, Ślimaku. :-)

Co, myślałeś, że po północy nie zauważę komentarza? Niedoczekanie… ;-) Piękny i tłusty, nie da się przeoczyć.

Miło mi, że znalazłeś aż tyle plusów dodatnich.

Magia żywiołów. Wszystko zaczęło się od kombinowania, jak można nietrywialnie zinterpretować słowa “śnieżka” i “śnieżnik”. Ze Ślężą nie dałam rady, znam tylko jedno znaczenie.

Lubię szybkie fabuły i zależności przyczynowo-skutkowe.

Opis gór. Sudetów nie znam prawie wcale, dlatego przeniosłam akcję w rejon, gdzie przynajmniej byłam kilka razy. Acz na Kazalnicę nigdy nie wlazłam, chociaż słyszałam, że to nie jest łatwy szlak i widziałam helikopter ratowniczy, jak kogoś stamtąd ściągał.

Goprowcy i toprowcy. Kiedy Ślęża zorientowała się, co jest grane, ściągnęła w okolice wszystkich, którzy mogli się przydać. Jak masz pożar lasu, to nie ograniczasz się do pracowników leśnictwa, tylko ściągasz straż pożarną, wojsko i każdego, kto się nawinie.

Gdyby Iza miała mniej szczęścia, wszyscy inni mieliby go więcej. Ale nie byłoby opowieści… A tak szczerze – potrzebowałam pretekstu do wyjęcia koca z plecaka i podpowiedzi dla Ślęży, po co oni tam idą.

Humor pchający się do każdego tekstu to mój problem, znak rozpoznawczy i duma. ;-)

A woły błyskawicznie się starzały. I chudły w oczach.

Ofiara Krzyśka. Ale wiesz, że heroizm był wymagany w konkursie? Nie umiem w takie patetyczne i wysokie uczucia, kombinowałam, jak się dało.

A Izę Betka pewnie też pozbawi talentu, tylko siłą.

Ale racja – mogłam wcześniej zasygnalizować, jakie są kary za takie narażanie ludzi.

No masz! Nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić rekordy sprinterskie ślimaków, bezrefleksyjnie porównałam do przysłowiowo powolnego stworzonka. A faktycznie, tak na oko to będzie kilka centymetrów na minutę.

Jeszcze raz dzięki – piękny komentarz. :-)

Babska logika rządzi!

I odpowiedź też piękna!

Lubię szybkie fabuły i zależności przyczynowo-skutkowe.

Zależności przyczynowo-skutkowe są cudowne!

Acz na Kazalnicę nigdy nie wlazłam

Wiesz, że ja też nie? Kiedy raz miałem się wybrać, to akurat przy poprzedniej wycieczce dotkliwie uszkodziłem nogę na Giewoncie. Zresztą tamta historia mogła się skończyć dużo gorzej. Może w tym roku?

ściągnęła w okolice wszystkich, którzy mogli się przydać.

Nie wątpię. Z ostatnich lat – o ile pamiętam – jedyna sytuacja, w której TOPR potrzebował wsparcia GOPR-u (Grupy Podhalańskiej), to ta sławetna burza latem 2019. Przypuszczam, że masowy wypadek w rodzaju utknięcia kilkudziesięciu turystów w ciężkim załamaniu pogody pod Rysami też mógłby doprowadzić do takiego wezwania. To konkretne zdanie, które mi trochę zgrzytało, to “legenda wśród goprowców i toprowców, najsilniejszy talent górski w Polsce”, ale na pewno nie stanowi ono żadnego rażącego uchybienia.

A woły błyskawicznie się starzały. I chudły w oczach.

Nie wątpię, że chudły w oczach, ale starzenie jest zbyt złożonym procesem (jeszcze zresztą bardzo mało rozumianym, nie w pełni objaśnionym naukowo), aby doprowadzić do niego zwykłym przyspieszeniem metabolizmu. Oczywiście nie wiemy, co dokładnie im nasza pani wulkan przestawiała w procesach życiowych; ona sama może dokładnie nie wiedzieć.

Ale wiesz, że heroizm był wymagany w konkursie? Nie umiem w takie patetyczne i wysokie uczucia, kombinowałam, jak się dało.

To wiele tłumaczy. Popatrz, mogłem zauważyć albo się domyślić, że ten “Heroiczny” w nazwie nie był dla ozdoby. Wciąż szkoda tego zakończenia dosztukowanego na potrzeby konkursu, ale widzę, że zrobiłaś, co się dało.

Ale racja – mogłam wcześniej zasygnalizować, jakie są kary za takie narażanie ludzi.

Mnie by to na pewno nieco pomogło na odbiór tekstu, ale nie mam dostatecznego doświadczenia, aby sensownie wypowiadać się w imieniu wszelkich czytelników.

 

Zapomniałem dodać, że bardzo mi się podobała scena ze Ślężą i młodym toprowcem. Coś wiem na temat tempa, jakim toprowcy poruszają się po górach (zresztą jednym z testów przy rekrutacji jest wspięcie się na Kasprowy Wierch od samego dołu, bodajże w półtorej godziny czy nawet szybciej). Wizja wyprzedzania ich przez Twoją masywną inspektor, akurat na tym wybitnie przykrym podejściu pod Czarny Staw… niczego sobie.

Z górskim pozdrowieniem.

I tak rodzi się piękny dialog. ;-)

Wiesz, że ja też nie? Kiedy raz miałem się wybrać, to akurat przy poprzedniej wycieczce dotkliwie uszkodziłem nogę na Giewoncie.

Podobna historia. Tylko nie nogę, a ogólnie wyczerpałam organizm (z powodu wcześniejszego uszkodzenia nogi – a jednak!). I nie na Giewoncie, tylko na Gerlachu i potem, podczas przemarszu ze Słowacji przez Rysy. Normalnie zużyłam wszystkie rezerwy organizmu i oczy mi zaczęły świecić na czerwono.

“legenda wśród goprowców i toprowców, najsilniejszy talent górski w Polsce”

Facet jest trochę młodszy od Ślęży, ale niewiele. Dla niepoznaki od czasu do czasu zmieniał góry. Teraz wydaje się silniej związany z TOPR-em, ale wcześniej był w GOPR-ze. I do dzisiaj krążą w tym środowisku legendy o jego dokonaniach. A talenty z Betki wiedzą, że to wcale nie legendy, tylko ocenzurowane wersje. ;-)

Woły. Jako rzeczesz – sama dokładnie nie wiedziała. Ale zapasy tłuszczu się bydlątkom szybko zużywały, a komórki dzieliły na potęgę, aż się telomery strzępiły jak nieobrębiony jedwab.

Ślęża ma górski talent – czuje się tam lepiej niż ryba w wodzie. Gdyby chciała narobić sensacji (i szybko roztrwonić także tę resztę talentu), mogłaby poprosić kamienie, żeby ją wwiozły na szczyt jak eskalator. Ale ogranicza się do takich drobiazgów jak sprężynowanie pod stopami czy układanie w wygodne stopnie. No i siły baba ma niespożyte.

Babska logika rządzi!

I tak rodzi się piękny dialog.

W takim razie spróbujemy podkręcić mu metabolizm…

tylko na Gerlachu i potem, podczas przemarszu ze Słowacji przez Rysy.

Gerlach dla mnie jest gdzieś w odleglejszych planach, na pewno nie na ten sezon. Jeszcze nawet nie wiem, jaką metodą do tego podejść. Z przewodnikiem – drogo i niehonornie, bez przewodnika – potencjalnie jeszcze drożej i niebezpiecznie. I wpierw musiałbym się do końca rozliczyć z lękiem wysokości: jest dużo lepiej niż kilka lat temu (gdy nawet ten Giewont czy Małołączniak Kobylarzowym Żlebem stanowił poważny problem), ale wciąż niezupełnie dobrze.

Normalnie zużyłam wszystkie rezerwy organizmu i oczy mi zaczęły świecić na czerwono.

Jeżeli kiedyś natrafimy na siebie w górach, będę wiedział, po czym Cię poznać…

Dla niepoznaki od czasu do czasu zmieniał góry.

Ujęłaś to dosyć skrótowo, ale uchodzenie za normalnych członków społeczeństwa musiałoby sprawiać sporo problemu tak długowiecznym bytom. Przypuszczam, że niektórzy podawaliby się po prostu za przedstawicieli kolejnych pokoleń swojej rodziny.

i szybko roztrwonić także tę resztę talentu

Ten fragment mnie zdziwił w pierwszej chwili – pomyślałem, że wyobrażasz sobie “talent” jako metafizyczne źródło, z którego dany osobnik może zaczerpnąć tylko ograniczoną ilość mocy, ale zaraz zorientowałem się, że chyba masz na myśli coś innego. Bardziej w takim stylu: mistrz sztuk walki może spokojnie się starzeć, zachowując swoje umiejętności i przekazując je młodszym pokoleniom, ale jeżeli w wieku 60 lat okoliczności zmuszą go do pobicia czterech profesjonalnych porywaczy, ma wszelkie szanse doznać przy tym szeregu ciężkich kontuzji, które kompletnie wyłączą go z dalszej używalności.

 

Wspomnę jeszcze, że ten tekst przyciągnął mnie także dlatego, iż powoli układa mi się w głowie zarys opowiadania z pewnym odległym podobieństwem. Tatry, biegi górskie, tajemnicze siły natury, spektakularny pojedynek, dylematy moralne, a w centrum tego wszystkiego nieco zdezorientowany kostyczny intelektualista… Jeszcze nie wiem, kiedy – a nawet czy – usiądę do pisania, ale wydaje mi się, że może to mieć jakiś potencjał.

Na Gerlach wchodziliśmy z przewodnikiem. Może i niehonornie, ale legalnie. Było całkiem fajnie, tylko że chcieliśmy zdążyć na jakiś ostatni pojazd powrotny i musiałam dać z siebie wszystko.

Czerwone oczy. Teraz już wygasły, znak rozpoznawczy diabli wzięli. Chociaż, gdybym z obecną, pandemianą kondycją polazła w góry… Nie mam pojęcia, co by się zadziało.

No, udawanie własnego syna albo wnuka to jest jakieś rozwiązanie, ale właśnie trzeba zejść ludziom z oczu na kilkadziesiąt lat.

W sumie nie wiem (nie pamiętam?), jak to jest z tymi talentami. Ślęża już magii ognia praktycznie nie ma. Ale trudno powiedzieć, czy to dlatego, że zużyła wszystko, co miała, czy dlatego, że jej góra już nie jest aktywnym wulkanem. Podejrzewam, że to się ze sobą wiąże. Ale ofiara Krzyśka odnowiła jej siły. Kto wie, może powinniśmy spodziewać się wybuchu w Sudetach. ;-)

Na pewno taki wjazd na szczyt byłby głupotą – jeszcze jakiś zabłąkany dron by to sfilmował i tłumacz się, dlaczego spadasz w górę… A starsza pani popitalająca stromizną jeszcze ujdzie za normalne zjawisko.

Zapowiada się nieźle. To teraz weź i to napisz. ;-)

Babska logika rządzi!

Z przyjemnością przeczytałem dzisiaj po raz drugi-tak mnie jakoś naszło :)

Fajnie, że za drugim razem też było przyjemnie.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka