
To chyba “najradośniejsze” i najbardziej rozrywkowe opowiadanie, jakie potrafię stworzyć. Miłej podróży! ;)
To chyba “najradośniejsze” i najbardziej rozrywkowe opowiadanie, jakie potrafię stworzyć. Miłej podróży! ;)
Dzień czwarty
Od czterech dni jedziemy tunelem wewnątrz pętli czasowej. Jest nas dwanaścioro, nikt jeszcze nikogo nie zjadł, rzeczy mają się więc całkiem dobrze. A przynajmniej tak było do wczoraj, bo dziś zaczyna brakować ZŻ-erów i niektórzy pasażerowie robią się markotni.
– Mówię wam – jęczy Henry. – Jeszcze trochę i zaczniemy jeść papier. Ja kiedyś jadłem papier i nie chcę tego robić znowu. To było za Thatcher w osiemdziesiątych. Dla górników…
Dalej nie słucham. Chyba nikt go nie słucha, ale Henry’emu to nie przeszkadza. Ma na oko sto dwadzieścia tysięcy lat, nosi kraciastą koszulkę z krótkim rękawkiem, a na niej – rybacką kamizelkę. Miał jeszcze zielonkawy, miękki kapelusz z rondem do kompletu, ale trzeciego dnia zdjął go i nie może od tamtej pory znaleźć. Przeszukaliśmy cały przedział, ale wszystko na nic. Nie wiem, co się stało z kapeluszem Henry’ego, przysięgam. Może ktoś go zjadł.
– Daj spokój. – Johann macha ręką i przerywa wywód swojego rówieśnika. Johann ma kwadratową szczękę i od czterech dni miętoli w dłoniach ubiegłotygodniowe wydanie Die Zeit. – Co ty wiesz o głodzie? Jak my za Honeckera nie mieliśmy nawet papieru. A wszystko to przez waszego Churchilla…
I tak to się kręci.
Ta podróżnicza niedogodność byłaby znacznie łatwiejsza do zniesienia, gdybym utknęła tu z gronem moich znajomych, jakichkolwiek innych młodych ludzi albo i nawet grupą skautów. Jednak wszystko musiał trafić szlag akurat, gdy jechałam wypełnioną turystami-emerytami zabytkową kolejką z początku dwudziestego wieku. Dodajmy jeszcze: kolejką na Majorce, sunącą z Palmy do Sóller po torach skąpanych w złotym słońcu, w którym błyszczą także nachylające się ku oknom wagonów drzewa pomarańczowe.
A my utknęliśmy akurat w tunelu.
Nie możemy nazbierać nawet zagubionej w czasie deszczówki, chyba że wywieje nas do epoki, gdy jeszcze nie było tu gór, a szczerze w to wątpię. Zapasowe żarcie – ZŻ-ery – kończy się w zastraszającym tempie, bo mamy na pokładzie kobietę w ciąży.
Joana, bo o niej mowa, wraz z mężem Simonem są najmłodszymi, zaraz po mnie, uczestnikami naszej eskapady. Nieznośnie miłymi uczestnikami.
– Nie, Simonku, nie, spokojnie. Nie muszę tego jeść – mówi Joana i zjada całą ostatnią porcję naszego prowiantu chowanego w specjalnej, czasoodpornej skrzynce.
Wszyscy patrzymy na kęsy znikające w jej ustach. Patrzy Henry, patrzy Johann, patrzą te wszystkie bezimienne starsze panie o upierścienionych dłoniach i kolorowych trwałych, patrzą mężczyźni z zaczątkami łysiny i zmarszczkami znaczącymi lata spłacanego kredytu.
Patrzę i ja, w zasadzie zadowolona z takiego obrotu spraw. Po prostu cieszę się, że spojrzenia wszystkich skupiają się na Joanie.
Nikt bowiem nie wie, że to ja wepchnęłam nas w tę pętlę.
I że nie mam bladego pojęcia, jak nas z niej wyciągnąć.
Dzień piąty
– Coś jest nie tak – rezolutnie zauważa Henry i wkłada grube kciuki w szlufki beżowych spodni. – Grupa czasowników powinna nas już dawno znaleźć i uratować.
Wszystkie głowy, jak na komendę, obracają się w stronę alarmu czasowego. Przesuwamy spojrzenia po otwartej szybce, kryjącej się pod nią wypustce pozbawionej przycisku i zwisającym obok smętnie bezpieczniku. To właśnie Henry jako pierwszy zauważył, że alarm musiał zostać popsuty jeszcze zanim wpadliśmy w pętlę.
Po tym odkryciu zdjął nas strach, ale uznaliśmy, że przecież maszynista zorientuje się, że zgubił jeden skład. Ba, wszyscy pasażerowie zorientują się, że coś poszło nie tak. Nie byliśmy przecież w ostatnim wagonie kolejki.
Zdecydowaliśmy więc, że trzeba czekać. Jednak teraz, gdy powoli kończy się woda sączona przez pięć dni z butelek awaryjnych, wszystkich zaczyna ogarniać paranoja. Johann przebąkuje coś o ataku terrorystycznym, jedna z pań oznajmia, że to napad rabunkowy, jak w starych filmach o Dzikim Zachodzie. Mówiąc to kładzie rękę na piersi, jakby przeżywała najprawdziwszą przygodę. Jej wizja nie jest tak bardzo odległa od prawdy; jedziemy historycznym składem o drewnianych ścianach, z wiszącymi nad głowami siatkami o dużych oczkach, na których leżą atrapy skórzanych walizek. Przez chwilę i ja daję się nabrać. Koła miarowo turkoczą, niemal słyszę soundtrack à la filmowa preria.
Wizja rozmywa się, gdy do Henry’ego zbliża się żwawa staruszka w okularach przeciwsłonecznych, z bordowymi włosami upiętymi w wysoki kok na czubku głowy. Przechodząc wzdłuż wagonu, naznacza go zapachem wypełnionej starymi futrami operowej szatni.
Zadaję sobie pytanie: czemu nosi ona okulary przeciwsłoneczne w tunelu? Jest niewidoma? Nic na to nie wskazuje.
– Ej, ty! – Dźga mężczyznę palcem w pierś. Unoszę w zaskoczeniu brwi. Wszyscy je unosimy. Henry jest dziwny, ale Henry’ego nie dźga się w pierś, tylko ignoruje. Staruszka łamie zasady i chyba nikomu się to nie podoba. – Ej, ty, tak, ty! A może nas wszystkich oszukujesz, co? Skąd mamy wiedzieć, że ten alarm był już zepsuty, kiedy do niego podszedłeś? A może to ty go zepsułeś, co?
Henry wyciąga palce ze szlufek, chrząka zaskoczony. Chce złapać rondo kapelusza, ale kapelusza tam nie ma. Mężczyzna wygląda żałośnie.
– Po co miałbym to robić? No, mówię wam! Przecież ja też chcę się stąd wydostać! W Sóller czekają na mnie wnuki, Rose, Adam i…
– Wymówki! – parska kobieta. W jej obwisłych uszach dyndają długie kolczyki, które drżą tym mocniej, im mocniej dźga Henry’ego w pierś.
Mężczyzna podczas minionych dni wielokrotnie odgrażał się, co by to nie zrobił Thatcher, gdyby tylko miał okazję. Teraz wszyscy pasażerowie obserwujący tę scenę nabywają przekonania, że nie zrobiłby nic.
– Słuchajcie! – Bordowy kok wskazuje czubek nosa Henry’ego, gdy kobieta obraca się ku reszcie pasażerów. – To sabotażysta! To przez niego tu jesteśmy!
Myślę sobie: wariactwo. Zaraz ktoś każe jej usiąść i dać spokój. Ale Johann już kiwa głową. Tak, mówi, tak. To ci przeklęci Anglicy, to wszystko przez nich. Kobieta od westernów widziała też chyba trochę filmów szpiegowskich, bo zaczyna coś wołać o agentach wywiadu. Powoli do tego zgromadzenia wariatów dołączają inne głosy, aż Henry zostaje dosłownie przyparty do ściany. Za nim widać w drzwiach okienko, w którym przesuwa się tunel.
– To nie ja!… – protestuje słabo. – Moja rodzina!…
Siedzę i dalej zastanawiam się, jak to wszystko naprawić. Spoglądam na Simona i Joanę. Czuję, że są ostatnią ostoją zdrowego rozsądku. A potem nagle Joana zaczyna pochlipywać. Simon marszczy brwi, kiedy jego żona szepcze:
– Czemu on to zrobił… Mnie i Karlowi… – Gładzi się po brzuchu.
Ze zgrozą pojmuję, że zaraz pasażerowie wyrzucą Henry’ego z wagonu. Może znajdzie tam swój kapelusz, pojawia się w mojej głowie irracjonalna myśl. Nie, nie. Ogarnij się, przywołuję się do rozsądku. Przełykam ślinę.
Gwałtownie wstaję i wołam teatralnie:
– To ja! – Zapada cisza. – Ja ćwiczyłam operowanie czasem! Mam za tydzień egzamin na uczelni i wzięłam ze sobą artefakty. Nie pomyślałam, że…
Nie kończę. Nie wiem, na co liczyłam. Na to, że wszyscy będziemy Spartakusami? Chyba też widziałam za dużo filmów.
W każdym razie oto co się wydarza: kobieta z bordowym kokiem przepycha się do przodu i dźga mnie w pierś. Na zausznikach jej okularów zauważam markę Ray-Ban. Aha, czyli nie jest niewidoma, tylko bogata, myślę bez sensu. Po chwili inni pasażerowie dołączają do staruszki, powoli spychając mnie do przeciwległego końca wagonu. Joana tylko chlipie, a Simon patrzy na mnie tak, jakbym zamordowała ich nienarodzone dziecko.
Ponad głowami ludzi widzę Henry’ego stojącego pod ścianą naprzeciw. Wygląda jak zwiędłe drzewo.
Potem ktoś otwiera drzwi i zostaję wypchnięta poza bezpieczną bańkę czasoprzestrzeni.
Dzień pierwszy
Sprawa wygląda tak: jeśli utkniesz w tunelu czasoprzestrzennym, nigdy, ale to nigdy nie wychodź poza bańkę. To pierwsza zasada bezpieczeństwa, nauczana podczas kursu BHP czasowników (z kursu dostałam piątkę. Gdyby tylko prowadząca widziała mnie tego dnia w wagonie… Niniejszym przepraszam serdecznie panią profesor Godek).
Nie ma żadnej drugiej zasady, bo w gruncie rzeczy, jeśli złamiesz pierwszą, to już po tobie. O ile anomalia czasowa nie wyrzuci cię akurat w miejsce, gdzie znajduje się góra, głęboki ocean, wulkan albo krwiożercze zwierzęta, to po prostu musisz zacząć układać sobie życie na nowo. Takie wyrzutki pojawiają się w przeróżnych liniach czasowych, nieraz nawet zakładają tajne stowarzyszenia i tak dalej.
Kiedyś na uczelni mieliśmy specjaln gościa. Nie pamiętam, jak się nazywał, imię chyba Micheal, nazwisko God coś tam. Można to łatwo sprawdzić w Internecie.
Do rzeczy: Micheal God (przyjmijmy to piękne miano dla uproszczenia historii) był niezwykły dlatego, że wpadł kiedyś do pętli czasowej i wyskoczył z niej dokładnie pięć minut później. Jeśli ma się do dyspozycji całą historię świata, to faktycznie niezły zbieg okoliczności, prawda? Micheal God z wdzięczności za drugą szansę postanowił poświęcić życie na objeżdżanie uczelni, szkół i kościołów, opowiadając o tym cudzie i przestrzegając młodych ludzi przed zabawami z czasem.
Możecie sobie zatem wyobrazić moje zdziwienie, gdy po wyrzuceniu z wagonu przez współpasażerów, obudziłam się w tym samym pociągu na linii Palma – Sóller, u boku Henry’ego, który zajmował trzy czwarte naszej wspólnej ławeczki. Aktualnie nachylał się nade mną, by zrobić zdjęcie mijanym drzewom pomarańczowym.
Co jest?! – myślę. Potem czuję ulgę. Zdarzył się cud, tak jak u Micheala Goda. Bogowie, myślę dalej. Objadę wszystkie uczelnie, szkoły i kościoły. Będę najlepszym czasownikiem, jakiego widział świat.
A potem przypominam sobie słowa wyżej wspomnianego. O tym, że jeśli pętla jest wyjątkowo mała i odłączona od świata, nie można się z niej w ogóle wyrwać. Dlatego to Goda spotkał taki cud – bo wyrwał się z pętli tak ciasnej jak węzeł marynarski.
I dociera do mnie, że jest naprawdę bardzo, bardzo źle.
– Przepraszam, może pani się zamienić ze mną miejscem? – wysapuje Henry.
Chwilę zajmuje mi przetworzenie jego prośby. Wreszcie, gdy zdrętwiałe ze strachu ciało zaczyna reagować na polecenia, kiwam głową i przesuwam się na ławeczce. Henry klapie obok, poprawiając zielony kapelusz i zajmuje się robieniem rozmazanych zdjęć.
Przez dłuższą chwilę wpatruję się tępo w skórzane obicie fotela przede mną. Co robić? Co robić? Wszystkie wykłady wywietrzały mi z głowy, pozostawiając tylko kaznodziejskie opowieści Micheala Goda.
Kiedy wraca mi rozum, sięgam do plecaka. Może wcale nie jestem w pętli? Może udało mi się tu trafić przed wykonaniem ćwiczebnego rytuału?
Rozpinam suwak. W środku zegarek wypożyczony ze szkolnej biblioteki jarzy się fioletowo. No tak, czyli już po wszystkim. Cała spocona, podnoszę się z siedzenia, zostawiając na nim mokrą plamę w kształcie moich ud. Ignoruję pytające spojrzenie Henry’ego i wychodzę na przednią platformę, której krawędzie powoli zostają pochłonięte przez bańkę. Kiedy ostrożnie wychylam się przez barierkę, dostrzegam w oddali wjazd do tunelu.
To już, myślę. Koniec. Pętla w pętli.
Muszę coś zrobić i to szybko.
Olśnienie przychodzi nagle, niezwiązane z żadnym kursem BHP, a raczej zwykłą desperacją: alarm!
Wracam do środka i moje spojrzenie pada na nietknięty bezpiecznik alarmu. Trzymając się poręczy foteli, zaczynam iść w stronę przeciwnego końca wagonu. Mijam staruszkę w okularach, Johanna, Simona i Joanę; wszyscy nieświadomi, z błogimi uśmiechami wpatrują się w słoneczny krajobraz.
Dopadam do ściany. Nikt na mnie nie patrzy, wszystkie siedzenia ustawione są przodem do kierunku jazdy. Usuwam bezpiecznik i otwieram szybkę; wiem, że jeśli utkniemy w ciasnej pętli, sygnał może być znacznie trudniejszy do odnalezienia przez czasowników. Naciskam przycisk na chwilę przed tym, zanim wjeżdżamy do tunelu – tak, udało się!
Nic się nie wydarza. Nie, nie, nie.
Naciskam go drugi, trzeci, czwarty i dziesiąty raz, aż kawałek plastiku odpada i toczy się po podłodze. Wodzę za nim wzrokiem, widzę, jak zatacza pętlę i ląduje pod fotelem kobiety z bordowym kokiem.
Przeklęta stara kolej. Przeklęta kontrola BHP, która nigdy nie sprawdza tego, co trzeba. Profesor Godek by ich zniszczyła.
Na sztywnych nogach wracam na swoje miejsce. Kilka chwil później Henry krzyczy:
– Hej, ludzie, mówię wam, utknęliśmy w pętli!
Dzień piąty
Przez wszystkie kolejne dni pasażerowie śpią na zmiany, kładąc się w pozycji embrionalnej na krótkich ławeczkach, jedzą pozostałe ZŻ-ery, a ja powoli zaczynam rozumieć, że pomoc nie nadejdzie. Johann czyta Die Zeit, kobieta z bordowymi włosami głośno wzdycha, a Henry miętosi kapelusz, który tym razem nie zniknął trzeciego dnia. Pewnie mogłabym wyjaśnić ten paradoks czasowy, gdyby mi dano odpowiednie tablice i kilka godzin spokoju, ale naprawdę nie wydaje mi się to w tej chwili ważne.
Poza tą sprawą z kapeluszem, wszystko toczy się znów tak samo. Chcę przeprosić rodzinę Henry’ego (niestety, nie znam jego nazwiska) za to, że tak długo czekałam z powiedzeniem prawdy, ale miałam nadzieję, że tym razem sytuacja okaże się inna.
Całkiem szczerze muszę też przyznać, że tym razem czekam nawet dłużej, bo staruszka pachnąca naftaliną zdąża otworzyć drzwi wagonu, podczas gdy reszta pasażerów napiera na Henry’ego. Czasoprzestrzenny wiatr zwiewa kapelusz z głowy przerażonego mężczyzny. Dopiero wówczas wstaję i krzyczę:
– Dość!
Zatrzymują się. Tym razem mam dość rozumu, by nie mówić prawdy od razu. Muszę wytłumaczyć, jak się mają sprawy, żeby wspólnie dojść do jakiegoś konsensu. Zatem kłamię:
– Wiem, jak to naprawić, tylko go zostawcie!
Puszczają Henry’ego, który się zatacza i zdejmuje mnie strach, że jednak wypadnie z wagonu. Ale nie, chwyta się mocno krzesełka i dyszy zgięty wpół.
Kobieta z bordowym kokiem przyskakuje do mnie w kilku susach, zaskakująco szybkich jak na jej wiek.
– Taak? A skąd wiesz, co?
Odchrząkuję i zaczynam przemowę. Miałam pięć dni, by wszystko przemyśleć. Pasażerowie patrzą na mnie z mieszanką zaciekawienia i nieufności. Joana nadal chlipie.
– Wiem, bo jestem studentką Czasoprzestrzennictwa i Ochrony Pętli. Jeśli zachowamy spokój, na pewno uda nam się wydostać. Tak się składa, że już raz… przeżyłam tę sytuację. Wyskoczyłam poza pętlę tego wagonu i zostałam cofnięta do momentu przed wjazdem tunelu. To ja spróbowałam uruchomić alarm, ale okazało się, niestety, że jest on popsuty…
– Sabotażystka!
I wszystko od nowa: bordowy kok, dźganie palcem, otaczający mnie tłum, zwiędły Henry, otwarte drzwi wagonu i uczucie lotu, kiedy wpadam w dziurę czasoprzestrzenną.
Pętle mają to do siebie, że lubią się powtarzać.
Dzień pierwszy
– Przepraszam, możemy się zamienić miejscami?
– Och, właśnie chciałem to zaproponować.
Henry siada pod oknem, robi rozmazane zdjęcia, ja wstaję, zostawiając mokrą plamę. W plecaku zegarek jarzy się fioletowo, szybka alarmu jest już odsunięta, pod fotelem widzę plastikowy przycisk.
Nadal jest jednak nadzieja. Tym razem wiem, co się dzieje, więc działam sprawnie. Wychodzę na platformę, uważając na zwężającą się powoli do obrębu wagonu bańkę. Oczywiście ludzie spoza pętli już nas nie widzą, ale z ulgą dostrzegam, że łączenie między wagonami jeszcze nie zostało wchłonięte.
Znajduję metalową wajchę i wpycham ją w łączenie. Okazuje się, że nie jest to tak proste, jak myślałam, ale w końcu z głośnym stęknięciem odłączam nas od jadącego z tyłu wagonu. Z przodu nie próbuję: bez przyspieszenia nie wydostaniemy się z pętli.
Wypruta z sił padam na siedzenie obok Henry’ego. Musi się udać. Zanim wjedziemy do tunelu, ludzie w wagonie za nami zauważą, że coś się stało. Maszynista zorientuje się, że brakuje jednego ogniwa.
Przecież nie zignorowaliby tak oczywistego sygnału. Przecież nie mogliby pomylić się w liczeniu wagonów i uznać tego za zwykłą awarię. Zatrzymają się przed wjazdem do tunelu i…
Zapada ciemność. Henry przylepia nos do szyby.
– Hej, ludzie, mówię wam…
Nie. Nie, nie, nie, nie.
Tym razem nie czekam. Nie chcę, by Henry musiał znowu przeżywać ten koszmar. Jak w transie podnoszę się z siedzenia, otwieram drzwi.
– Ej, ty! – słyszę kobiecy, wysoki głos, dobiegający zza moich pleców.
Wyskakuję w ciemność tunelu poza obrębem bańki.
Dzień pierwszy
Kiedy tylko otwieram oczy, zaraz sięgam do plecaka. Odciągam suwak i chwytam fioletowy zegarek. Podnoszę wzrok tylko na chwilę: za mną widzę otwarty alarm i oddalający się skład z pozostałymi wagonami. Nikt nie zwraca na to uwagi, wszyscy robią zdjęcia.
– Przepraszam, może się pani zam…
– Nie – odpowiadam chłodno.
Henry coś tam mamrocze pod nosem i nagle zauważa:
– Och, ma pani taki sam kapelusz, jak ja. – Maca się po pozbawionej nakrycia głowie. Marszczy brwi. – Zaraz, czy to nie mój…
Nie zwracam na niego uwagi. Mocniej zaciskam palce na zegarku. Jego tarcza jarzy się, przepływają po niej jaśniejsze błyski. Wracają do mnie wspomnienia notatek, zwłaszcza tych z chronometrii: nigdy, ale to nigdy nie psuj narzędzia, które mogło wprowadzić cię w pętlę. No ale co mi pozostało?
Żywię nadzieję, że może jeśli zniszczę je przed wjazdem do tunelu, to nic z tego się nie wydarzy.
Rzucam zegarek na ziemię i wbijam w niego podeszwę koturnu.
– Co pani robi? Z tym zegarkiem w sensie? Co pani! – Henry wydaje się oburzony, ale zaraz milknie, bo wjeżdżamy do tunelu.
Czuję, jak pod moimi plecami obicie nasiąka potem. Opieram się tak mocno, że niemal wtapiam się w siedzenie. Z przerażeniem obserwuję mijane za szybą skały. Henry milczy i biorę to za dobry znak. Przez dłuższą chwilę wstrzymuję oddech.
A potem oślepia mnie światło, gdy wyjeżdżamy z tunelu.
Mam łzy w oczach. Ściskam Henry’ego za ramię.
– Co pani…
Zakładam mu kapelusz i klepię przyjacielsko po głowie. Stary, dobry Henry. Z radości mam ochotę tańczyć, ale ograniczam się do radosnych podrygów wynikających z nagromadzonej w żyłach adrenaliny.
Wyglądam przez okno: najpierw widzę miasto w dolinie, potem, zakosami, pociąg zbliża się do budynków. Przełykam ślinę, wyrównując ciśnienie w uszach. Wreszcie dostrzegamy w oddali białe, beżowe i pomarańczowe budynki o brązowych dachach. Z każdym stuknięciem kół są coraz bliżej. Serce wali mi jak szalone.
Niedługo później dojeżdżamy do stacji w Sóller. Nie mogę się powstrzymać i krzyczę:
– Wkrótce zobaczy pan swoje wnuki, Rose i Adama!
Henry mruga, wyraźnie zaskoczony.
Przykładam dłoń do szyby, podekscytowana jak małe dziecko. Nawet nie martwię się już przyszłotygodniowym egzaminem. Obiecuję sobie, że będę zawsze pilną studentką, żeby dostać się na specjalizację czasowniczą, by ratować ludzi z pętli.
Pędzimy i mijamy budynki. Dopiero po chwili myślę sobie, że powinniśmy już zwalniać, ale może – o ironio – źle wymierzyłam czas. Zaczynam się wiercić. Złe przeczucie ogarnia całe moje ciało.
Potem mijamy napis „Sóller”. Mijamy go, chociaż to jest ostatnia stacja.
Nie mam pojęcia, jak to możliwe. Tam nie ma nawet torów. Fruniemy, a za oknem migają rozmazane budynki i drzewa. Pozostali pasażerowie też wyglądają przez szyby, rozdziawiają usta. Pani od westernów przykłada dłoń do piersi, Johann wstaje, Joana zaciska dłonie na ramieniu Simona.
Pani z bordowym kokiem nagle woła:
– Hej, ludzie, mówię wam, utknęliśmy w pętli!
Henry patrzy na mnie z ukosa. Chwilę trwa, zanim połączy fakty. Wreszcie podnosi się i krzyczy:
– Ej, ty! – Potem obraca się do ludzi. – Ta tutaj zniszczyła zegarek i mówiła o moich wnukach! To musi być jakaś paraczasowniczka, bo skąd by to wiedziała? – Poprawia nakrycie głowy. – I zabrała mi kapelusz! Sabotażystka!
W wagonie następuje poruszenie, a potem sprawy toczą się szybko.
Jak już mówiłam, pętle mają to do siebie, że lubią się powtarzać. A ta jest wyjątkowo krótka, więc muszę się streszczać.
To, co czytasz, udało mi się napisać w ciągu trzydziestu pętli; czasem potrafię je wydłużyć, żeby zyskać choć kilka chwil. Jeśli obrócisz kartki, po drugiej stronie znajdują się moje kserówki na egzamin – proszę, nie wyrzucaj ich. Jeszcze wierzę, że dojadę na zaliczenie.
Powyższą wiadomość wyrzucam poza bańkę i nie wiem, gdzie i kiedy dotrze, więc muszę dodać kilka szczegółów. Jestem studentką drugiego roku Czasoprzestrzennictwa i Ochrony Pętli na Uniwersytecie im. Petera Henleina w Warszawie. Jadę pociągiem linii Palma – Sóller, który odjechał z Palmy siedemnastego lipca dwa tysiące dziesiątego roku o godzinie 11:37.
Serdecznie proszę: jeśli to czytasz, wyciągnij nas z pętli czasowej.
Z wyrazami szacunku,
Katarzyna Poniedziałek
PS Ta wiadomość wróciła do mnie jak dotąd po raz: pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty, siódmy, ósmy, dziewiąty, dziesiąty, jedenasty, dwunasty, trzynasty
To była bardzo miła podróż.
PS Mam nadzieję, że trzynastka okazała się szczęsliwa.
Kiedy zobaczyłem tytuł, od razu wiedziałem, że mi się spodoba, bo bardzo lubię taką tematykę. Tekst dobrze napisany i całkiem zabawny. Najlepsze było to PS.
Bardzo ciężko ocenić mi ten tekst. Naprawdę. Pomysł na pętlę w pętli, studnia czasoprzestrzenne… no super, rewelacja. Mam problem z narracją, bo o ile na końcu wiadomo dlaczego była akurat taka (co fajnie zaskoczyło i to na plus), to początek był istną mordęgą. Opisy wydają się przerysowane, piszesz o bohaterze, mówisz że był taki i taki. No nic ciekawego w tym nie ma, jakbyś poszła trochę na łatwiznę, Miniskuło. Niektóre akapity to najzwyczajniej nudny, rozciąganięty opis sytacji w pociągu, bez większych emocji i z kilkoma próbami rozbawienia. Nie podeszło. Choć fragment jak wszyscy patrzyli był fajny. A to wszystko jakby widziane z boku, przez co nieporywające. Co prawda późnej wyjaśnia to zakończenie, które zaskoczyło i było bardzo dobre. Podchodziłem dwa razy, ale to bardziej przez warunki, choć trochę się męczyłem. Przyjemność z czytania zacząła się od drugiego dnia piątego. Normalnie, jakbym widział nowy tekst. Jakbyś dopiero wtedy naprawdę go poczuła. Generalnie bardzo dobre, ale popsute przez początek. Gdzieś tam wtrąciły się dwa przysłówki, których osobiście bardzo nie lubię, ale nie mogę zacytować. Przepraszam za chaotyczny komentarz, ale pierwszy raz piszę tu na telefonie ;)
Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.
MaSkrol, przecież tytuł wyjaśnia czemu taka narracja.
Wiem, powiedziałem, że wszystko się wyjaśnia, co nie zmienia faktu, że początek tekstu jest poprowadzony gorzej niż jego druga połowa, a narracja przecież się nie zmienia.
Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.
Hej panowie, cieszę się, że przypadło do gustu i dzięki za komentarze.
Trzynastka przecież zawsze jest szczęśliwa ;)
MaSkrol, sprawa ma się pewnie tak dlatego, że od fragmentu, o którym wspominasz (tam, gdzie wszyscy patrzą i dowiadujemy się, że to bohaterka nabroiła), a punktem zwrotnym mniej więcej w środku (tam gdzie dzień piąty) historia sobie narasta w wolniejszym tempie, żeby podbudować jakieś tło, bohaterów i “zasady” (bohaterka wyjaśniłaby je lepiej, ale nie ma tablic, no i jest trochę poza zasięgiem). Jak najbardziej rozumiem, że tempo mogło być dla Ciebie zbyt wolne, choć ciężko uniknąć nudy w pętlach. Natomiast w kwestii opisów; mamy tu narrację pierwszoosobową, nie odpowiadam więc za potencjalnie nieśmieszne żarty i ubogi język panny Poniedziałek ;)
Fajnie, że “zażarło” chociaż od połowy i zakończenie nie pozostawiło Cię nieusatysfakcjonowanym!
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Przeczytane :)
Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing
Melduję, że bilet został skasowany.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Minuskuło, przykro mi to pisać, ale opowiadanie okrutnie mnie zmordowało, bo tak po prawdzie to tytuł zapowiada wszystko, a to, co działo się w pociągu kojarzyło mi się z mieszaniem już gęstej zupy, do której co chwilę dodaje się jeszcze jakiś składnik, co sprawia, że robi się jeszcze bardziej gęsta.
Wykonanie mogłoby być lepsze.
…nosi kraciastą koszulkę z krótkim rękawkiem… ―> Z jednym krótkim rękawkiem?
…utknęła tu z grupą znajomych, jakichkolwiek młodych ludzi albo i nawet grupą skautów. ―> Powtórzenie.
Proponuję: …utknęła tu z gronem znajomych, jakichkolwiek młodych ludzi albo i nawet grupą skautów.
Przesuwamy spojrzeniem po otwartej szybce… –> Raczej: Przesuwamy spojrzenia po otwartej szybce…
…żwawa staruszka w okularach przeciwsłonecznych i bordowych włosach spiętych w wysoki kok… ―> Czy dobrze rozumiem, że staruszka była w bordowych włosach?
Proponuję: …żwawa staruszka w okularach przeciwsłonecznych i z bordowymi włosami upiętymi w wysoki kok…
…i chyba nikomu się do nie podoba. ―> Literówka.
Chce złapać za rondo kapelusza… ―> Chce złapać rondo kapelusza…
…kobieta w bordowym koku przepycha się… ―> …kobieta z bordowym kokiem przepycha się…
…w przeróżnych liniach czasowych, czasem nawet… ―> Czy to celowe powtórzenie?
…na linii Palma–Sóller… ―> …na linii Palma – Sóller…
…kobieta w bordowych włosach… ―> …kobieta z bordowymi włosami…
…Henry miętosi kapelusz, która tym razem… ―> Literówka.
…i dyszy zgięty w pół. ―> …i dyszy zgięty wpół.
Kobieta w bordowym koku… ―> Kobieta z bordowym kokiem…
– Przepraszam, możemy zamienić się zamienić miejscami? ―> Dwa grzybki w barszczyku.
…z głośnym stęknięciem rozłączam nas od jadącego z tyłu wagonu. ―> …z głośnym stęknięciem rozłączam nas z jdącym z tyłu wagonem. Lub: …z głośnym stęknięciem odłączam nas od jadącego z tyłu wagonu.
Pani w bordowym koku nagle woła… ―> Pani z bordowym kokiem nagle woła…
…a potem rzeczy toczą się szybko. ―> Raczej: …a potem sprawy/ zdarzenia toczą się szybko.
Jadę pociągiem na linii Palma–Sóller… ―> Jadę pociągiem na linii Palma – Sóller…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorzy, nie ma sprawy, każdemu jego bajka. Taka natura pętli czasowych, że się zacieśniają i kręcą w kółko jak łyżka w zupie ;)
Za poprawki dziękuję, naniosłam je na tekst za wyjątkiem tego krótkiego rękawka (zdaje się, że to jest dość utarte sformułowanie, używa go np. Mirosław Bańko w wytłumaczeniu tutaj).
Pozdrawiam!
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Bardzo proszę, Minuskuło. Cieszę się, że uznałaś uwagi za przydatne. ;)
Wiem, że powszechnie używa się określenie koszula/ bluzka z krótkim rękawem, ale tak mam, że widzę wtedy ubiór z jednym rękawem… ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Jak widać gust jest rzeczą indywidualną, bo mnie opowiadanie przekonało. Dobrze, że czytałem już po wprowadzeniu poprawek, bo miałem przyjemność “płynąć wzrokiem po tekście” i skupić się na treści.
Sympatyczne, ciekawe, lekkie. Myślę, że zasługuje na “bibliotekę.”
Silver_advent, cieszę się, że lektura sprawiła Ci przyjemność i dzięki za bibliotekę.
Pozdrawiam!
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Czytałam już kilka dni temu, więc o szczegółach nie będę mówić, natomiast z lektury byłam bardzo zadowolona i do tej pory pamiętam, co się działo.
Z pewnością atutem tekstu jest jego ciekawa forma i nielinearna narracja, która koresponduje z oczekiwaniami czytelnika. Fabuła ustępuje tu nieco miejsca formie, jest jednak dobrze podporządkowana – nie uwiera, widać, że dobrze dobrałaś narrację do historii.
Otwarte zakończenie ładnie spełnia moje oczekiwania, końcówka wywołała uśmiech na twarzy.
Bohaterowie raczej nie zapadają w pamięć, ale też nie wymagam wiele od tekstu na 20k znaków.
Barwne wstawki opisujące fantastyczny świat – małym kosztem urozmaiciłaś podróż ;)
Radości tu wielkiej nie dostrzegłam, jednak wiedząc, o czym napisałaś książkę, jakoś mnie to nie dziwi. Niektórzy mają bardzo dobrze zgłębione niektóre emocje, przy powierzchownej znajomości (lub też unikaniu) innych. Dobrze jest wiedzieć, w czym jesteśmy dobrzy.
Jestem zaskoczona, że ten tekst nie jest jeszcze w bibliotece.
Pozdrawiam :)
www.facebook.com/mika.modrzynska
Kam, dzięki za rozbudowany komentarz i klika. Bardzo mi miło, że tekst się spodobał!
No, może na wyrost z tą radością (stąd cudzysłów), ale – jak sama zauważyłaś – w porównaniu z innymi moimi tekstami i tak jest tu jej całkiem sporo. Cóż, każdy raduje się tak, jak umie :D
Pozdrawiam również! ;)
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
O, znowu zjadło mi komentarz. :o
Jeszcze raz…
Już po tytule można się orientować, że będzie się działo w kółko to samo. Jednak tak fajnie i na dodatek podwójnie to zapętliłaś, że czytałam z dużą przyjemnością i bynajmniej się nie nudziłam. Tak to, kurcze, jest, gdy adepci wiedzy już na początku studiów myślą, że pozjadali wszystkie rozumy i właściwie to wszystko już wiedzą i mogą sami popróbować. ;)
Na zakończenie się uśmiechnęłam, choć pewnie nie powinnam, bo biedactwa tam utknęły na amen. ;)
Klik. :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
nosi kraciastą koszulkę
Tak w zasadzie, to "nosi" oznaczałoby, że nosi ją stale (tj. ma taki zwyczaj). Ale – to pętla. Więc jeśli uznasz tę uwagę za czepialstwo, nie będę się spierać.
co stało się
Co się stało. Proszę. Bo naślę Daleków.
swojego rówieśnika
Hmm. Chyba obeszłoby się bez tego.
z gronem znajomych, jakichkolwiek młodych ludzi albo i nawet grupą skautów.
To jest kapinkę niejasne. Może tak: z gronem znajomych, albo i nieznajomych młodych ludzi, nawet z grupą skautów.
musiał trafić szlag, akurat gdy
Musiał trafić szlag akurat, gdy.
jadącą z Palmy do Sóller, sunącą po torach
"Sunącą" bym wycięła, i może jakoś wpakowała tę Majorkę głębiej.
chyba że
Chyba, że.
na kęsy znikające w jej ustach
Hmm. Coś tu jest nie tak, ale nie do końca wiem, z której strony.
szczęśliwa z takiego obrotu spraw
Zadowolona. Szczęście jest stanem długotrwałym.
Nikt bowiem nie wie
Zbyt wysokie na tle całości.
otwartej szybce
Kapkę mnie to zmyliło, ale potem zobaczyłam, jak to wygląda.
Tuż po tym odkryciu zdjął nas strach
A ile czasu normalnie upływa od odkrycia do strachu? Hmm?
kończącej się wody z butelek awaryjnych
Nie przez cały czas ta woda się kończyła, dopiero teraz. Prawda?
Mówiąc to kładzie
Mówiąc to, kładzie.
Jej wizja nie jest tak bardzo odległa od prawdy;
Hmm.
naznacza go zapachem
Naznacza?
Skąd mamy wiedzieć, że ten alarm był już zepsuty, kiedy do niego podszedłeś? A może to ty go zepsułeś, co?
(Couldn't stop myself – not sorry!)
kapelusza tam nie ma
"Tam" zbędne – jest anglicyzmem.
W jej obwisłych uszach dyndają długie kolczyki, które drżą tym mocniej, im mocniej dźga Henry’ego w pierś.
Dobry szczegół, choć nie podobają mi się te "obwisłe" uszy.
Mężczyzna podczas minionych dni wielokrotnie odgrażał się
Niejednolite w tonie.
Teraz wszyscy pasażerowie obserwujący rozgrywającą się przed ich oczami scenę, nabywają przekonania, że nie zrobiłby nic.
Dwa imiesłowy – skróciłabym: Teraz wszyscy pasażerowie obserwujący tę scenę nabywają przekonania…
Mi i Karlowi…
Mnie.
tajemne stowarzyszenia
Tajne. Don't ask me why.
O tym, że jeśli pętla jest wyjątkowo mała i odłączona od świata, to często nie można się w ogóle z niej wyrwać.
Nie można się z niej w ogóle wyrwać. Poza tym:
Chwilę zajmuje mi przetworzenie jego prośby.
Nie dałabym głowy za ten szyk.
Dłuższą chwilę wpatruję się
Przez dłuższą chwilę.
obicie krzesła
W pociągu – to raczej fotele.
trafić tu
Tu trafić.
Cała spocona podnoszę się
Cała spocona, podnoszę się.
uchwytów krzeseł
Znaczy czego? Bo takie nowoczesne, plastykowe, to mają rączki u góry oparcia, ale mówiłaś, że wagon jest stylizowany na stary.
dokładnie chwilę
"Chwila" to nie jest dokładne określenie.
widząc jak zatacza pętlę
Widząc, jak zatacza pętlę. Ale może być też: widzę, jak zatacza pętlę.
wzrokiem, (…) kokiem.
Rym.
Przeklęta, stara kolej.
Bez przecinka (grupa nominalna).
gdyby dano mi odpowiednie tablice
Gdyby mi dano.
niestety nie znam
Niestety, nie znam.
Całkowicie szczerze
"Całkiem" lepiej by pasowało.
zdąża otworzyć
Nie bardzo mi pasuje to zdążanie – niektóre czasowniki nie mają wszystkich form, i "zdążyć" (użyte w tym sensie) do nich należy.
dyszy zgięty wpół.
Dyszy, zgięty wpół.
okazało się niestety, że jest on popsuty…
Okazało się, niestety, że jest popsuty. Albo: niestety, okazał się popsuty.
wiem już, co się dzieje
"Już" zbędne.
do obrębu wagonu
Hmm.
tak proste jak myślałam
Tak proste, jak myślałam.
bez pędu, nie wydostaniemy się z pętli
Bez przecinka. I – pędu?
brakuje im jednego ogniwa
Wycięłabym "im". I – ogniwa? Ogniwa czego?
Żywię się nadzieją
Ee, nie. Można żyć nadzieją albo ją żywić, ale żywić się nią?
ograniczam się do radosnych podrygów wynikających z nagromadzonej w żyłach adrenaliny.
Nienaturalne.
wykrzykuję, nie wytrzymując.
Mogłoby być tak: nie mogę się powstrzymać, żeby tego nie powiedzieć; ale imiesłów tutaj? Nope.
żeby dostać się
Się dostać. Obiecany Dalek.
Pędzimy szybko
Można pędzić wolno?
Jeśli obrócisz kartki, po drugiej stronie znajdują się moje kserówki na egzamin – proszę, nie wyrzucaj ich.
Dobrze, nie wyrzucę :)
pociągiem na linii Palma – Sóller,
Pociągiem linii.
Uuuch! You're bloody brilliant, you are! Yes, you are!
Misiom spodobało i koniec. Misie zazdrosne :) Misie mają coś o podróżowaniu w czasie, ale to nie jest nawet w proszku, grr, grr.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Bardzo mi się podobało! Naturalna narracja całkowicie wpasowuje się w prawdę o pochodzeniu tekstu, którą poznajemy na końcu. Opis kolejnych pętli nie nuży, choć na pewno przy tego typu zabiegu istnieje takie zagrożenie. No i uczynienie z czytelnika poniekąd uczestnika zdarzeń, już od samego tytułu, także na bardzo duży plus. Aż dziw, że opowiadanie nie trafiło jeszcze do biblioteki (trza to naprawić!)
Zastanowiło mnie za to, jak zapobiegano sytuacji, w której student po nieudanym egzaminie cofał się w czasie, by zdać jeszcze raz?
Na razie klik. Wrócę później z komentarzem. :)
Edit:
Skoro to najradośniejsze i najbardziej rozrywkowe Twoje opowiadanie, to boję się zaglądnąć do innych :D
Myślę, że to sposób narracji, sprawia, że opowiadanie jest lekkie i świetnie się czyta, natomiast tematyka raczej przygnębiająca. Jak zauważyli inni temat pętli czasowej nie jest czymś nowym, ale akurat mnie zupełnie to nie przeszkadza. Przyznam, że miałam momenty zawieszenia i mocno zastanawiałam się gdzie i kiedy właśnie rzecz się dzieje i nawet jeśli się w tej pętli zapętlałam, to i tak miałam dużą satysfakcję z lektury. No i przy okazji dowiedziałam się kim był Peter Henlein. :)
"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol
Zastanowiło mnie za to, jak zapobiegano sytuacji, w której student po nieudanym egzaminie cofał się w czasie, by zdać jeszcze raz?
Skoro mają te fioletowe zegarki, to wiedzą. Chyba? Autorko?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Uff, puff, puff, pociąg z odpowiedziami wjeżdża na stację!
Kiedy dostajesz listę poprawek od Tarniny:
Dzięki za gify, miłe słowo i wypunktowanie błędów; większość naniosłam, zostawiłam tylko te, w których nie było aż tak rażącego bubla, a raczej niezręczności stylistyczne (np. zależało mi na “bowiem”, na “zdąża” – tam jest dość trudne przejście czasowe i nie miałam pomysłu, jak inaczej przełączyć się z przeszłego do teraźniejszego) zostawiłam też rym – nie mogę ograniczać prób poetyckich Katarzyny ;) ), interpretacje przecinków i akcentów zdaniowych (chyba że, kapelusz i anglicyzm, bo tam oznacza miejsce na głowie, bez tego zdanie traci sens, fotele z rączkami – jechałam tym pociągiem i może źle to opisałam, ale fotele mają takie metalowe rurki ponad zagłówkami :D, dostać się – nie boję się Daleka!). Poza tym dziękuję za wychwycenie baboli i rozbudowany komentarz, a przede wszystkim, że nie wyrzuciłaś notatek – Kasia jest Ci wdzięczna!
A swoje pisz, pisz, podróży w czasie nigdy nie za wiele! :)
Światowiderze, raduje mnie, że podjąłeś grę z tekstem i zgodziłeś się zostać uczestnikiem zdarzeń, a także że opowiadanie przypadło Ci do gustu i mimo powtórzeń – nie znudziło.
Zastanowiło mnie za to, jak zapobiegano sytuacji, w której student po nieudanym egzaminie cofał się w czasie, by zdać jeszcze raz?
Jestem pewna, że profesorowie dokładnie zabezpieczają sale egzaminacyjne i są trochę sprytniejsi od studentów ;) Do manipulacji czasem są potrzebne konkretne artefakty i pozostawia ona ślady. Ups, złapanie na cofaniu czasu to chyba trochę jak przyłapanie na ściąganiu!
AQQ, obawa całkiem uzasadniona, jeśli nie lubisz smutnych tekstów! ;D Oczywiście masz rację, że w “radości” nie chodzi raczej o happy end, tylko luźną narrację i formę tekstu. Tak czy inaczej, cieszę się, że mimo utknięcia w pętli pętli pętli jesteś zadowolona z lektury i poznania Petera Henleina ;)
Dzięki wszystkim za kliki!
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
anglicyzm, bo tam oznacza miejsce na głowie, bez tego zdanie traci sens
Nie traci – po polsku niebycie bez zaimka może być egzystencjalne, ale nie musi: zdanie "Nie ma rogalików." nie oznacza, że rogaliki nie istnieją, tylko, że nie ma ich w pomieszczeniu pracowniczym. Ot :)
fotele z rączkami – jechałam tym pociągiem i może źle to opisałam, ale fotele mają takie metalowe rurki ponad zagłówkami :D
OK, trochę niedoopisałaś.
dostać się – nie boję się Daleka!
A swoje pisz, pisz, podróży w czasie nigdy nie za wiele! :)
Będę :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnino, poprawiłam te nieszczęsne uchwyty, faktycznie niedokładne to było.
Ja się zgadzam, że rogalików po prostu nie ma, ale jeśli pozbędziemy się “tam” ze zdania: Wacław sięga po odłożonego na bok rogalika, ale rogalika tam nie ma, to moim zdaniem traci ono sens. Wydaje mi się, że w tekście też jest ten szczególny przypadek.
(Daleku, nie smuć się!)
Edit:
Pociąg z odpowiedziami przypadkowo ominął stację Irka_Luz – szybko naprawiam! Bardzo się cieszę, że lektura okazała się nieuciążliwa, a nawet przyjemna i że mimo wszystko wywołała uśmiech :) Tak to jest z tymi studentami; biedactwa, a jednocześnie niecnoty.
Pozdrawiam!
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Ja też mam mieszane uczucia do tego tekstu. Początek nużący, postacie niby ciekawe, ale jednak zwyczajne. Mimo narracji ciężko mi było wczuć się w główną bohaterkę. Nie przekonała mnie.
Sam pomysł bardzo fajny. Wykonanie nietypowe, ale niezłe, może się podobać. Zakończenie ciekawe, ale nie powaliło.
Na pewno plus za przemyślaną akcję i szczegóły. Można się było pogubić, ale przedstawiłaś to tak dobrze, że akcja nie umyka. Wiadomo, co po czym następuje.
Jednak po tytule oczekiwałam czegoś więcej.
Pozdrawiam!
Tytuł jest tak chwytliwy, że nie mogłem się powstrzymać i od razu kliknąłem :) Niestety, jego wadą jest to, że wiemy jak tekst się skończy. Ale gdyby wyjście z pętli było łatwe to co to by była za pętla. Na plus przede wszystkim opisy postaci, nieznośnie miła parka jest faktycznie nieznośnie miła, a babsztyl z bordowym kokiem wzbudza niechęć od samego początku. To w połączeniu z lekkim stylem sprawia, że czyta się świetnie
Saro, Fladrifie, dzięki za komentarze – jak widać chwytliwy tytuł może być i atutem i pułapką ;) Cieszę się, że mimo niewygód zapętlonej podróży, znaleźliście aspekty teksty, które przypadły Wam do gustu.
postacie niby ciekawe, ale jednak zwyczajne
na plus przede wszystkim opisy postaci
I bądź tu człowieku mądry! De gustibus… ;)
Pozdrawiam!
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
jeśli pozbędziemy się “tam” ze zdania: Wacław sięga po odłożonego na bok rogalika, ale rogalika tam nie ma, to moim zdaniem traci ono sens.
Hmm, no, traci. Chyba mamy tu nieusuwalną różnicę interpretacyjną, zatem decyzja należy do Ciebie.
(Daleku, nie smuć się!)
chwytliwy tytuł może być i atutem i pułapką ;)
Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza :D
postacie niby ciekawe, ale jednak zwyczajne (…) na plus przede wszystkim opisy postaci
A co tu się wyklucza?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza :D
Padłam.
A co tu się wyklucza?
Wykluczać może i nie, ale jeden rabin, mówi, że postaci ciekawe, a drugi, że nie bardzo. Chyba że to są ciekawe-nudne postaci, wtedy wszystko się zgadza! ;)
( dla Daleka)
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Zwyczajne i nudne – to dwie bardzo różne rzeczy. A Dalekowie nie lubią kwiatków :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Przeczytane. Całkiem ciekawe opowiadanie. Też jestem w trakcie myślenia nad swoją pętlą czasową.
Nigdy się nie poddawać
Fajne, podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Anet, cieszę się! :)
Zielonka, dzięki za opinię i powodzenia z Twoją zabawą z czasem ;)
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Spodobało mi się. Niebanalne podejście do częstego motywu, czyli dobry dowód na to, że zawsze da się nadać nowe życie owym motywom.
Jakoś tak naturalnie napisane, nawiązujące do tego, jak pasażerowie pociągów postrzegają się nawzajem (starsi rozgadani, wyłączanie się na ich przemowy, szukające winnych pasażerki, współpasażerowie włączający się w dyskusje, miks podróżniczy znany każdemu kto swoje w pociągach się najeździł).
Zabawne wtręty nawiązujące do samych pociągów, kto kojarzy pociągi z tym rodzajem obitych na bordowo siedzeń, na których latem zostają ślady po siedzących pasażerach, pewnie od razu wychwycił ;-)
Gif z rozwijaną listą w sumie w pewnym sensie pasuje tez do samego opowiadania ;-)
No i nazwiska. Nazwisko głównej bohaterki zakładam bez odniesień do rzeczywistości, ale trafnie wpasowane do stylu opowiadania. Patron uczelni – historyczny zegarmistrz. Aż się zacząłem zastanawiać czy student-kaznodzieja też ma być jakimś nawiązaniem.
Tytuł – bardzo dobry, a przecież wbrew pozorom z tytułami bywa trudno.
Napisałbym o tym tekście w wątku bibliotecznym, ale już przecież w bibliotece jest. Przynajmniej do czasu następnej pętli czasowej… ;-)
BTW, w opowiadaniu pojawia się pewien bardzo charakterystyczny zwrot. Czy czytałaś względnie niedawno Atwood?
Wilku, dzięki za komentarz i cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu, a także że udało Ci się wychwycić podróżniczo-realistyczne elementy i onomastyczne ciekawostki. Hmm, Atwood czytałam i oglądałam adaptacje już dobrą chwilę temu. Co tam ciekawego skopiowałam? ;)
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
U Atwood bardzo często padają zdania zaczynające się od “a oto co…”. To znaczy nie tylko u niej, ale u niej w charakterystycznych momentach i w charakterystyczny sposób.
A co z tym studentem-kaznodzieją – tez nawiązanie, czy już nie?
Ach, tak, już sobie przypominam. Nie zrobiłam tego świadomie, a przynajmniej nie celowo. Może jakoś utkwiło mi w głowie albo po prostu odkryłam Amerykę na nowo ;)
Co do kaznodziei – żałuję, że nie mogę dodać tekstowi wartości interpretacyjnej, ale nie miałam tu akurat na myśli żadnego szerszego kontekstu, poza żartobliwym powiązaniem nadanego mu przez Katarzynę przydomku-nazwiska “God” z przeżytą przezeń historią “boskiej” interwencji :)
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
ninedin.home.blog
Przeczytałem i również mam mieszane uczucia. Osobiście nienawidzę (w moim przypadku, to słowo aż wymaga podkreślenia) motywu z Dnia Świstaka, tak więc większa część opowiadania po prostu mi nie podeszła. Przyczyną zapewne był fakt, iż zachowania postaci nie były jakoś specjalnie zaskakujące czy zajmujące. Samo wykonanie tekstu było dobre, ale w treści czegoś jakby brakowało… Czegoś spontanicznego i wyrazistego, co mogłoby wyrwać z pętli samego czytelnika. Bohaterka próbowała się wydostać, a więc tym czymś mogłaby być np. chwilowa pewność, że jej się to nie uda. To z kolei daje pole do popisu, bo czas i tak się zresetuje. Osobiście wstawiłbym tam np. uderzenie irytującej kobiety, albo pocałunek Henry’ego.
Bardzo mi się jednak spodobało zakończenie i pomysł z nauką dla osób korzystających z podróży w czasie. Tytuł i zakończenie “robią robotę”.
P.S. Dla osób lubiących “Dzień Świstaka”, polecam film “Śmierć nadejdzie dziś” – jest to jedyny, jaki akceptuję z podobnym motywem.
Wykonanie techniczne tekstu okej. Sam pomysł także. Jednak i ja mam mieszane odczucia. Głównie przez brak klimatu desperacji wśród uwięzionych. Czułem, że nie oglądam zdesperowanych ludzi, tylko wycieczkę, która na kilka godzin utknęła w windzie. A przez brak klimatu pada jakiekolwiek przejęcie się losem bohaterów. Jeśli w ich zachowaniu, słowach, opisach nie widzę emocjonalnego zmęczenia, jeśli w oskarżeniach nie czuję gniewu – to jak mam to poczuć? Na duży plus definitywnie zakończenie, fajnie podkreślająca samą formę tego koncertu fajerwerków.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Dzięki za komentarze, panowie.
Adamie, wydawało mi się, że pewność/niepewność gdzieś tam się pojawiała, ale może nie w takiej konfiguracji, która okazałaby się odpowiednia. Tak tylko dodam do tego pocałunku, że Henry ma na oko “około 120 tysięcy lat”, a bohaterka około 21… ;)
Z filmów “w pętli” mnie z kolei podobał się “Kod nieśmiertelności”.
NoWhereMan, desperacji faktycznie nie ma, bo utknięcie w pętli jest w tym świecie czymś, co się zdarza (właśnie tak, jak utknięcie w windzie) i nie budziło paniki do tego piątego dnia, gdzie zaczęto wypychać ludzi z wagonów ;) Ale masz rację, że opowiastka jest napisana raczej w lekkim tonie i z takiejże perspektywy przedstawiona.
Cieszę się, że obu Wam przypadło do gustu zakończenie.
Pozdrawiam!
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Dobry wieczór. Podoba mi się dobrze zaplanowana struktura i styl, w jakim to napisałaś. Czepiam się jednej rzeczy. Trochę trudno mi kupić nagły skok emocji u pasażerów i przejście do zdecydowanych i radykalnych rekoczynów. Rozumiem motywację tych państwa, jednak chyba zabrakło mi tu budowy napięcia. Pozdro.
Hej Łosiocie, dzięki za komentarz. To prawda, że od razu od dnia pierwszego przechodzimy do piątego, pomijając całe narastanie niepokoju; chciałam w ten sposób dodać tekstowi dynamiki i uczynić go nielinearnym. Niemniej jak najbardziej rozumiem Twój zarzut. Raduje mnie natomiast, że spodobała Ci się struktura i styl.
Pozdrawiam również!
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Studiować na CZOPie??
Fajne, bo takie bezpretensjonalne. Myślę, że jakaś groza zepsułaby wydźwięk tego opka, a tu jest właśnie tak… klasycznie. Jak u Connie Willis. Troche też Ijona Tichego można dostrzec.
Nie wiem tylko, skąd katedra CZOPu w roku 2010?
Z uwag:
– “w starych filmach o dzikim zachodzie” – słowniki podają, że pisze się “Dzikim Zachodzie”?;
– “Spartacusami” – no niby wiem, że to od filmu, ale jakoś wolę swoskiego Spartakusa.
Klikałbym, bo łyknąłem w kilka chwil :)!
A motyw pętli czasowej najbardziej spodobał mi się w “Na skraju jutra” (książce, choć film też niezły).
Częścią tolerancji jest uwolnienie się od kompulsywnej potrzeby słuszności - JeRzy
A motyw pętli czasowej najbardziej spodobał mi się w “Na skraju jutra” (książce, choć film też niezły).
Polecam ten film :)
Connie Willis jest najlepsiejsza.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Rozłożyłeś mnie na łopatki CZOPem, Staruchu, jakkolwiek by to nie brzmiało :P W sumie nie planowałam tego skrótu, ale wpasowuje się w całość idealnie.
Miło mi, że zajrzałeś i przypadło Ci do gustu. Cieszą mnie także Twoje skojarzenia literackie; prawdą jest, że “Jeśli to czytasz…” to tekst dość prosty i klasyczny.
Katedrę CZOPu być może założyli jacyś czasowi wyrzutkowie… A tak serio, to chciałam to umieścić w jakiejś równoległej linii czasowej/alternatywnej rzeczywistości, żeby nie musieć wprowadzać elementów technologii sci-fi.
Dziki Zachód i Spartakusy pójdą do poprawki. A “Na skraju jutra” też mi się podobało :)
Pozdrowionka!
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
A tak serio, to chciałam to umieścić w jakiejś równoległej linii czasowej/alternatywnej rzeczywistości, żeby nie musieć wprowadzać elementów technologii sci-fi.
Słuszne podejście.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Fajowo, że się zgadzamy, Tarnino :)
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Czyli pętle czasowe są w tunelach? To wyjaśnia naprawdę sporo rzeczy na moim osiedlu.
No, na pewno umiesz w humor. Faktycznie, czuć, że to pamiętnik, trochę nabazgrolone, trochę beztroski z nadzieją na normalne jutro (te, który student chce wracać na zaliczenie, a nie do pubu?), ale są poważniejsze emocje – pamiętnik zmienia się w list w butelce z prośbą o pomoc – ta komediowa narracja podkreśla tylko beznadzieję sytuacji, w której znalazł się pociąg z panną Poniedziałek na pokładzie. Umiesz też w cięcia – powroty do zamiany miejsca Henry’ego i protagonistki to bardzo zgrabne przejścia. Tu i tam były jakieś drobne usterki językowe, ale kto sprawdza poprawność, bazgroląc instrukcje na odwrocie notatek? Lubię panią od westernów, często sama trzymam się za serce, jadąc pociągami ;) Za to odżywcze podejście do tematu należą Ci się moje ściśnięte kciuki, powodzenia w konkursie!
Aha, czyli nie jest niewidoma, tylko bogata, myślę bez sensu.
To mnie tak rozbawiło, że zaczęłam niekontrolowanie chichotać. Nie potrafię tego wytłumaczyć.
Czy 17 lipca 2010 jest celowy?
Dzięki za komentarz, Żonglerko, cieszę się, że Twoim zdaniem udało się zbalansować tu desperację i humor (w sumie dwie kluczowe składowe studenckiego życia).
Czy 17 lipca 2010 jest celowy?
Parafrazując zdanie, które Cię rozbawiło: niestety nie, jest on zupełnie bez sensu :D
Dzięki za kciuki i wzajemnie, o ile można odwzajemniać kciuki ;)
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Cześć Min:)
Budzik brzęczy, wciskam i zaczyna się… kolejny dzień.
Mamy zamknięty na klucz pokój, czyli Agatę Ch. O, Majorka, też jechałam tą kolejką, ale w deszczu!
Kurcze, dobre! Pierwsza scena boska, w kilku miejscach można byłoby cośtam powykreślać, ale wciąga. W ogóle – filmowe:)
Przeczytałam i zapomniałam wypisać w trakcie. Bardzo dobre opowiadanie!:) Zupełnie inne, takie wprost, bez żadnych kombinacji, metafor, za to nawiązań filmowych bez liku. Nie wiem, czy dlatego że wiem o Twojej pasji/zawodzie, czy ponieważ one tam są i kręcą się po tym wagonie. Dynamicznie i narracja dobrana w punkt oraz postawa dziewczyny. Niby gołe, chropowate, a takim nie jest.
Psiakostka, jest z października, zwróciłabym się o nominację, bo inne i stylem, i charakterem. A coż z tego, że to niekończąca się historia, znaczy że już było. Pewnie, musiało, przecież jesteśmy w pętli! Czasowej:)
Może dałoby radę trochę jeszcze bardziej uwydatnić styl tego akurat opowiadania, co nieco, aby nie zahaczać się na niepotrzebnościach. Napiszę, co mogłoby to być i drżę, aby mi się nie oberwało… żartuję:)))
,Chyba niepotrzebne podawanie wieku Henry’ego, te sto dwadzieścia tysięcy lat kłóci się z tytułem pierwszego rozdziału – czwarty dzień. Rozumiem intencję, ale zdziwiło.
‚jakichkolwiek innych młodych ludzi
Wyrzucałabym takie rzeczy jak „jakichkolwiek”, najczęściej nie mają znaczenia. Tu nie ma.
‚Zdecydowaliśmy więc, że trzeba czekać.
Chyba „więc” do usunięcia? Piszesz filmowo i czasowo, więc może zrezygnować z „wynikania”, klaps i akcja.
,i z wiszącymi nad głowami
„i” do usunięcia?
,i z bordowymi włosami
Tu też „i” zbędne.
,i dalej myślę
„dalej myślę” może podmienić na coś innego?, ale “i “ tym razem zostawić :)
,To pierwsza zasada bezpieczeństwa, nauczana podczas kursu BHP czasowników
„nauczana” – niezręczne
,mieliśmy gościa.
a tu akurat brakuje „pewnego gościa” albo podmienić na jakieś inne określające faceta, który jeździ z objazdowymi wykładami.
,zatem wyobrazić moje zdziwienie
to „zatem” też rodzaj wynikania, może usunąć?
I jeszcze kilka takich tam drobiazgów. A tak w ogóle to bezbłędnie, przecinki na swoim miejscu i w ogóle.
pzd srd:), a
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Parafrazując zdanie, które Cię rozbawiło: niestety nie, jest on zupełnie bez sensu :D
A ja nawet sprawdziłam, czy to nie był przypadkiem Poniedziałek ;)
Asylum, dziękuję za pozytywny komentarz i uwagi – postaram się wprowadzić je w życie w wolnej chwili w tym tygodniu. Faktycznie trochę mi się do filmów ponawiązywało, najwyraźniej panna Poniedziałek także jest fanką ;) A przede wszystkim pasowało mi to do popkulturowego stylu. I prawda to, że tekst wyjątkowo niemetaforyczny, a raczej rozrywkowy. Trzeba wychodzić ze strefy komfortu i próbować różnych rzeczy. No i super, że łączy nas podróż majorkańską kolejką!
Żonglerko, o kurczę, to byłoby super, aż żałuję, że na to nie wpadłam! ;)
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
,Chyba niepotrzebne podawanie wieku Henry’ego, te sto dwadzieścia tysięcy lat kłóci się z tytułem pierwszego rozdziału – czwarty dzień. Rozumiem intencję, ale zdziwiło.
A, widzicie, to, to bym akurat zostawiła. To zdziwienie jest tutaj na miejscu, przykuwa uwagę, domaga się wyjaśnienia – i je napotyka. Ma sens.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Jeśli tak uważasz, Tarnino, to możesz mieć rację. Wyjaśnię, dlaczego miałam wątpliwości – chodziło mi o to, że pętla dopiero się zaczęła, przynajmniej nie ma wzmianki, że było ich już tyle. Trwała pięć dni, czyli rocznie ok. 72 (przyjmijmy dla uproszczenia, że rok składa się z 360 dni), więc 10 lat to 720 pętli.
I teraz powróćmy do możliwego wieku staruszków w momencie zero, niechby nawet ten pan miał lat dziewięćdziesiąt to brakowałoby mu trzydziestu do osiągnięcia stu dwudziestu, co daje dwa tysiące sto sześćdziesiąt pętli.
A teraz wracając do tekstu, czy tyle już nasza bohaterka ma za sobą? Nie byłabym tego taka pewna.
Minuskuło:), uważaj z tym poprawianiem podług moich wskazówek, albowiem mogę nie mieć racji. przyjrzyj się po swojemu, zanim zmienisz!
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Drogie Panie, dziękuję za obie opinie, w ciągu kilku dni przyjrzę się proponowanym poprawkom i postaram się podjąć jak najlepsze decyzje ;)
Pozdrowionka!
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Minuskuło, bardzo dobrze się bawiłam przy lekturze :) I to nawet ku mojemu zaskoczeniu, bo zazwyczaj motywy pętli czasowych są dla mnie irytujące. Spodobał mi się humor, fajne żonglowanie detalami (jak kapelusz), zwięzłe i plastyczne opisy i charakterystyki postaci, zdeterminowana bohaterka i twist pod koniec (gdyby rzeczywiście dotarli do stacji wtedy, gdy wydaje się, że to się dzieje, byłoby marniutko, Ty za to serwujesz bardzo satysfakcjonujące zakończenie). Całość odebrałam jako lekkostrawną i humorystyczną, choć można by do tematu podejść z dużo większym ciężarem. Wtedy pewnie oczekiwałabym więcej emocji i rozwinięcia tego, co dzieje się między uczestnikami feralnej wycieczki, jednak w takiej konwencji, na jaką się zdecydowałaś, zupełnie nie przeszkadza mi brak tych elementów.
Zwróciłam uwagę na jeden techniczny szczegół, być może nieistotny zupełnie, ale przykuł mój wzrok, czy tam może raczej moje wewnętrzne ucho. W opisach często stosujesz taka powtarzającą się konstrukcję “<coś jakieś> i z <czymś>. Zwróć uwagę, może wyszło tak przez przypadek, a może jakoś rzeczywiście często sięgasz po taki schemacik, co w dłuższych tekstach może brzmieć jak taki niezamierzony refren. Przykłady, krótko po sobie:
kolejką na Majorce, sunącą z Palmy do Sóller po torach skąpanych w złotym słońcu i z nachylającymi się ku oknom wagonów drzewami pomarańczowymi.
jedziemy historycznym składem o drewnianych ścianach i z wiszącymi nad głowami siatkami o dużych oczkach, na których leżą atrapy skórzanych walizek.
żwawa staruszka w okularach przeciwsłonecznych i z bordowymi włosami upiętymi w wysoki kok na czubku głowy.
W tym pierwszym przykładzie wydaje mi się że coś też nie gra gramatycznie – co właściwie jest z drzewami?
Werweno, dzięki za merytoryczny komentarz i pochlebne słowa.
Całość odebrałam jako lekkostrawną i humorystyczną, choć można by do tematu podejść z dużo większym ciężarem.
Bardzo kusiło, jako że lubię takie cięższe teksty, no ale trzeba wychodzić ze swojej strefy komfortu i próbować różnych rzeczy. Tak więc tym bardziej cieszę się, że chwyciło.
Dziękuję też za zwrócenie uwagi na refren; takie rzeczy samodzielnie trudno jest wyłapać, a to bardzo cenna uwaga. Przejrzałam “ctrl+f” powieść (największa próbka) i szczęśliwie nie znalazłam takiej konstrukcji, co oznacza że chyba tylko tutaj taki feler się znalazł. Ale kiedy będę masowo nanosić poprawki, spróbuję zaradzić tym zdaniom, którym coś dolegało :)
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Fabuła: Bardzo ciekawie dobrana struktura utworu, pomimo powtarzalności elementów i retrospekcji historia rozwija się w dynamiczny sposób i niejednokrotnie zaskakuje. Elementy humorystyczne dodatkowo rozjaśniają całość, postaci napisane wiarygodnie, mimo niedużej objętości tekstu udało się obdarzyć je "duszą".
Oryginalność: Na temat pętli czasowych różnych utworów było już wiele, więc tekst zbytnio nie zaskoczył mnie w tej kwestii, choć tutaj plus za dodanie elementów światotwórczych (wyższe szkoły kształcące czasowników). Całość ogólnie skojarzyła mi się nieco ze sceną w metrze z "Matrixa: Rewolucji". Plus za wplecenie wszystkiego w hiszpańsko-wakacyjne klimaty.
Styl: Przyjęcie formy zapisków sporządzanych na uczelnianych notatkach wyszło bardzo dobrze, to w umiejętny sposób łamie barierę pomiędzy narratorem a czytelnikiem. Kilka przykładów fajnego słowotwórstwa, ale też kilka przykładów problemów z interpunkcją. Ogółem warsztat jest bardzo sprawny, jednak – jako że narratorem była studentka – brakowało mi w języku nieco więcej frywolności, potoczności.
Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing
Wickedzie, dzięki za treściwy komentarz pokonkursowy i odnalezienie pozytywnych aspektów w tekście :)
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Wracam z komentarzem jurorskim:
Ciekawie zrobiona wariacja na znany temat. Sprawnie i pomysłowo napisana, światotwórczo niby nie jakoś specjalnie zaskakująca, ale dzięki tonowi i pierwszoosobowej narracji dobrze się czytało. Drobne wstawki indywidualizujące bohaterów (jak prośba o niewyrzucanie notatek) też dodają tekstowi życia. Zdecydowanie udany tekst.
ninedin.home.blog
Spełnienie podstawowego założenia – fantastyczny środek transportu – jest.
Bardzo sympatyczne i przyjemne opowiadanie. Trochę na początku miałam obaw, co do tematyki (czy przypadkiem sama się tu nie zapętliłaś), ale ciekawie podeszłaś do kwestii pętli czasowej. Postaci, zróżnicowane i z własnymi smaczkami osobowościowymi dodają tekstowi uroku i lekkości.
Dodatkowy plus za wakacyjny klimat, aż mi się przypomniała jazda kolejką wycieczkową, wprawdzie w Grecji, nie Hiszpanii i nie w tunelu, ale prawie, bo w kanionie, gdzie ściany prawie muskały wagoniki.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Dziękuję pięknie paniom jurorkom za komentarze i cieszy mnie, że lektura opowiadania okazała przyjemna. No i że mogłam przywołać trochę wakacyjnych wspomnień; o tej porze roku są one szczególne cenne ;)
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson
Bardzo fajny pomysł na świat, ale nie przekonuje mnie bohaterka. OK, studentom różne głupie pomysły strzelają do łebków, ale żeby aż tak ryzykować i to na trzeźwo? Ona powinna wiedzieć, jakie mogą być skutki. To trochę tak, jakby student medycyny strzelił do siebie z pistoletu, bo “hej, w tym miejscu nie ma żadnych witalnych organów”.
Styl lekki i przyjemny.
Babska logika rządzi!
Ze sromotnym opóźnieniem dzięki Finklo za komentarz; generalnie bohaterka nie planowała tworzyć pętli, a jedynie delikatnie wahnąć czasem. Niestety pojawiło się tu kilka feralnych zmiennych: nieudany rytuał, podróż, tunel, zepsuty alarm i nieuwaga maszynisty. Wyobraź sobie okno w pociągu, w którym jest napisane “nie wychylać się”, a tuż pod tym: “wychyl się, a może zdasz sesję” ;) Potrafię sobie wyobrazić reakcje studentów i to, że musieliby by mieć naprawdę pecha, by coś im się stało, a jednocześnie gdyby takie coś faktycznie nastąpiło, późniejsze komentarze, że powinni byli to przewidzieć.
Aczkolwiek głupota, zgadzam się :) Cieszę się, że styl okazał się znośny.
Pozdrawiam.
"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson