- Opowiadanie: Staruch - Nim zaryczą silniki

Nim zaryczą silniki

Kiedy Beryl ogłosił konkurs, zorientowałem się, że mam na dysku idealnie pasujące, przez nikogo niechciane, opowiadanie.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że miało coś koło pięciu tysięcy znaków. Trudno! Dopompowałem je do limitu (co niestety widać), i podrzucam Wam do lektury.

Wiem, że opowiadanie jest konstrukcyjnie mocno kulawe, do tego mój styl daleki jest od słowotryskowego. Ale osądziłem, że warto o moim pomyśle z Wami podyskutować! Tekst jest na tyle krótki, że dacie radę go przeczytać, zanim się wam do reszty nie spodoba ;).

A na koniec jeszcze raz – Berylu, to twoja wina ;)!

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Nim zaryczą silniki

Budził się powoli, wynurzając z odmętów snu niczym z basenu treningowego do symulowania nieważkości.

Rozejrzał się, choć głowa niezbyt chciała słuchać jego poleceń, jakby obracając w zardzewiałym łożysku. Mętnie przypomniał sobie, że ktoś bezceremonialnie cisnął go na łóżko. Z drugiej strony – ktoś postawił butelkę mineralnej i szklankę przy jego posłaniu.

„Bądź błogosławiony, zbawco”, pomyślał z wdzięcznością i przyssał się do szyjki flaszki, lekceważąc naczynie, a woda, gulgocząc, spływała mu do żołądka.

Z wolna, wraz z mijającym pragnieniem i odchodzącymi zawrotami głowy (przypominającymi te z wirówki przeciążeniowej), ogarniało go paskudne uczucie, że coś wczoraj poszło zupełnie nie tak, jak powinno.

A dzień zaczął się tak pięknie, cudownie wręcz. Najpierw Dyrektor Instytutu zaprosił do gabinetu i poinformował, oczywiście nieoficjalnie, że to jednak jego wyznaczono na dowódcę wyprawy. Mimo oporu dostojników kościelnych, frakcja naukowa przeforsowała tę kandydaturę. Śmiałe poglądy nie zaszkodziły więc ani jemu, ani obozowi Postępowców. Kapitan Pierwszej Wyprawy Międzygwiezdnej – ach, jak to brzmi, jak smakuje. Jak kakao z miodem, jak indyk z chilli i wanilią. Gwiazdy w końcu znalazły się na wyciągnięcie ręki, odległe o ledwo ponad parsek. Wystarczy tylko podać komendę „start” i…

Uradowany, niemal pijany szczęściem, wybrał się z resztą załogi na mecz piłki. Jak świętować, to świętować! Cała metropolia żyła ostatnim spotkaniem finałów. Bilety były już dawno wyprzedane, ale któżby zabronił im, kosmonautom, wejścia na stadion? Najpierw modły o pomyślność, a potem już ryk tłumu i czysta adrenalina. Podobno kiedyś zawodników drużyny przegranej… hm, wysyłano na emeryturę, ale to już nie te barbarzyńskie czasy. „Może szkoda?”, pomyślał. „Zawodnicy graliby z większym zaangażowaniem. Ech, to musiały być kiedyś mecze. O taką stawkę? Mogę sobie tylko wyobrazić”. Westchnął. „Chociaż… przecież sam walczę z barbarzyństwem i przemocą, to miałbym je popierać na stadionach?”. Skupił się na meczu, poddał się nastrojom tłumu, skakał i wrzeszczał wraz z innymi. Opłaciło się! Stołeczni roznieśli w pył tych zadzierających nosy południowców, trzy razy przerzucając piłkę przez pierścień i kończąc mecz przed czasem. Wspomniał dreszcz euforii, który przebiegł mu po plecach, gdy cały stadion odśpiewał chóralnie hymn klubowy.

A potem…

Potem było już tylko gorzej. Kto zaproponował wycieczkę do Zakazanej Dzielnicy? Drugi pilot? Już on mu wybije z głowy te głupie pomysły. Jednak poszli. Tequila kusi wszystkich. Nie dość, że dzięki niej można strząsnąć z siebie troski tego świata, to jeszcze jest zakazana. A cóż może być bardziej interesującego dla przyszłych zdobywców nowych światów niż owoc zakazany?

Obiecał sobie, że się nie upije. Jednak ta czarnulka ciągle mu dolewała… Przecież nie zobaczy kobiet, innych niż te kilka z załogi, do… kiedy? „Do końca życia”, zachichotał zły duszek siedzący na jego ramieniu i dodał: „pij, raz się żyje”.

I może nie skończyłoby się to wszystko źle, gdyby nie zbyt głośne pożegnania. Wszyscy już wyszli, tylko on nie mógł rozstać się z czarnulką. Może trochę podniósł głos, ale żeby od razu wzywać straż? Wiele słyszał o brutalności straży, mimo to nie spodziewał się, że ta paralizatorów używa nader często, i to zupełnie bez ostrzeżenia.

Następne, co sobie przypomniał, to jak wymiotuje na szatę podtrzymującego go strażnika, czemu z odrazą przygląda się… Kapłan.

Na to wspomnienie aż się wzdrygnął ze strachu. A więc to tak? Przegrał całe swoje życie? A może… Jak to było?

– Witaj, mój synu. – Pamiętał te syczące z uciechy słowa grubasa, który wpatrywał się w niego badawczo. – Jednak do nas trafiłeś. I jak teraz poradzisz sobie z tymi zabobonami, gusłami, idiotyzmami urągającymi rozsądkowi współczesnego, wykształconego człowieka? Czyż nie takimi słowami raniłeś me uszy? Wszak wiesz, co grozi za publiczne upicie się! Degradacja, bo przecież nie ogolenie głowy ani zburzenie domu, prawda? Nie tobie. Co mi powiesz? Co masz na swoje usprawiedliwienie? Jak przekonasz Kościół, jak przekonasz wiernych, że to jednak ty jesteś tą właściwą osobą? Wybraną spośród tysięcy, dostępującą największego zaszczytu, jaki może spotkać członka naszego narodu?

– Sssspieerd… alaj! – czknął astronauta.

– Nie, nie, to nie jest właściwa odpowiedź. To nie jest żadna odpowiedź. Będziesz miał czas ją przemyśleć, bo widzę, że jeszcze nie wytrzeźwiałeś. Wiesz, że tequila to boski napój? Wyciąga prawdę o człowieku na sam wierzch, nie schowa się po niej za kłamstwem czy udawaniem. No, ty już dałeś się poznać od tej gorszej strony. – Spojrzał z wyraźną odrazą na wymiociny, powoli spływające po mundurze strażnika. – Jeszcze się spotkamy. Jeśli tego zechcesz, wystarczy, że mnie zawiadomisz!

Z uciechy kapłan aż drobił małymi, tłustymi nóżkami.

– To jak? Do zobaczenia?

 

***

 

Wygodnie usadowiony w fotelu przyszły dowódca pierwszej międzygwiezdnej wyprawy badawczej wyraźnie błądził gdzieś myślami. Niewidzącym wzrokiem wodził po wiszących na ścianach panoramach odległych galaktyk, podobiznach gwiazd w ich wielorakich wcieleniach, planach olbrzymiego statku kosmicznego. W zdenerwowaniu bębnił palcami o spodek filiżanki.

Rozległo się delikatne pukanie.

– Wejść! – rzucił ostro. Kiedy jednak zobaczył, kto wchodzi do kajuty, zerwał się na równe nogi i wykrztusił: – Wasza Wielebność, taki zaszczyt…

Korpulentna postać drobnymi kroczkami podeszła do Kapitana i poklepała go poufale po ramieniu.

– No no, przecież chciałeś się ze mną spotkać. A skoro teraz, przed startem, masz tyle na głowie, że nie mogłeś opuścić statku, więc…

Kapłan uśmiechnął się jowialnie, dodając odwagi rozmówcy. Zmieszany dowódca zająknął się:

– Wasza Wielebność, ależ…

– Nie przesadzaj z tą Wielebnością, przecież znamy się od lat. Nie mówiąc o naszym ostatnim spotkaniu. – Tu mrugnął filuternie. – Wystarczy: ojcze.

Astronauta machinalnie przeczesał włosy ręką.

– Niech ojciec usiądzie. Kakao?

– Dziękuję, nie. Wszak nie przyszedłem tu na plotki, mój synu. – W słowach Kapłana zadźwięczała niespodziewana ostra nuta, jak gdyby głosem chciał skarcić Kapitana niczym krnąbrne dziecko. Zaraz jednak zabrzmiał dobrodusznie: – Bardzo się denerwujesz przed nadchodzącym startem? Wielka to sprawa, pierwsza załogowa wyprawa do gwiazd. I to my, my ją wysyłamy.

– Istotnie, olbrzymi to dla mnie zaszczyt i honor. Oraz spełnienie dziecięcych marzeń. – Kapitan zawahał się. – Ale ja co innego chciałem… Co z… tamtą sprawą? I czy rytuału nie mógłby przeprowadzić jednak ktoś inny? – wypalił w końcu.

– Inny? – Kapłan świdrował rozmówcę badawczym wzrokiem.

– Tak, ojcze. Bo ja… Ja właściwie nie wierzę w jego skuteczność! Przecież to przesądy, sztuczki, kuglarstwo. Żebyśmy my, którzy stoimy na pokładzie tego cudu techniki, tego triumfu intelektu człowieka, musieli zajmować się takimi bzdurami. – Gorączkował się astronauta.

Wielebny uśmiechnął się lekko.

– Przesądy? Sztuczki? Cóż, powinienem ci właściwie powiedzieć, że bluźnisz i zostaniesz potępiony. Tak jak i powinienem cię surowo ukarać za “incydencik” z tequilą. Ale wiesz, jesteśmy przecież dorośli. Jesteśmy istotami myślącymi, które wysyłają swoich przedstawicieli do gwiazd. Być może się mylimy, być może nasza droga nie jest jedyną słuszną… Być może. Ale co wtedy, jeśli jednak jest? I jemu, naszemu stwórcy i opiekunowi, zawdzięczamy tę wspinaczkę na wyżyny ludzkich możliwości?

Astronauta niepewnie kiwnął głową, zakłopotany.

– Pomyśl o czymś innym. Sztuczki, mówisz? Kuglarstwo? Może i tak. Ale te sztuczki pomagają wskazywać masom, gdzie leży dobro, a gdzie zło. Jak być porządnym człowiekiem, jakich błędów nie popełniać, czego unikać, a co cenić. Pomyśl o naszym ludzie, o tych wszystkich ciężko pracujących mężczyznach i kobietach, urabiających sobie ręce po łokcie, abyś ty mógł badać kosmos. Wszak ofiarę składać będziesz nie dla siebie, nie dla naszego Kościoła nawet, ale dla nich. Żeby mogli poczuć tę więź, to uczucie: jesteśmy razem, razem posyłamy ten gwiazdolot w kosmos, a łączy nas w tym wspólnym wysiłku nasza wiara. Wiesz, jak tego potrzebujemy w dzisiejszych czasach. Musimy zdążyć pierwsi. Wojna czeka tuż za progiem – zafrasował się Kapłan. – Pamiętaj, że to przecie tylko symbol. Nie powinienem ci tego mówić, ale nawet jeśli nie wierzysz, czujesz, że nasza wiara już ci nie wystarcza, porzuciłeś ją, zapomniałeś, co dać ci może, to dla nich będzie to oznaka jedności, połączenia, spełnienia. Wiesz, że nasz naród wiele przeszedł w przeszłości. I to, że stoimy dziś tu, gdzie stoimy, na pokładzie tej wspaniałej maszyny, to przecież ich zasługa. Musimy, musimy docenić ich trud i wyrzeczenia. Historia zawsze dawała nam w kość. Znalazłem ostatnio w archiwach naszej Biblioteki ciekawe dokumenty na temat pewnego całkiem już zapomnianego awanturnika, Kolumba…

– Nie przyszedł tu ojciec uczyć mnie historii – warknął Kapitan, który, co widać było po jego nerwowym zachowaniu, bił się z niewesołymi myślami. W końcu wyrzucił z siebie:

– Czy nie można… Nie można użyć wody? Zwykłej wody? Zamiast…

– A wiesz, że właściwie można? Boć to przecie tylko symbol, więc i zwykła kranówka spełniłaby swoją rolę. Trochę kłóciłoby się to z obrazem naszej surowej religii, czyż nie? Ale zapominasz o wielowiekowej tradycji, o naszych zwyczajach, o pamięci przodków. Czyli można teoretycznie, ale praktycznie nie wolno. Nie jutro, nie przy tej okazji. Może kiedyś…

– Ojcze, boję się, że nie dam rady. Że coś pójdzie nie tak, coś dokumentnie spartaczę. Zresztą czy to nie byłoby bluźnierstwo, jeśliby agnostyk… Może mój zastępca poprowadziłby rytuał? Ambicja go zżera, a tu grałby pierwsze skrzypce.

– Twój zastępca? Oczywiście, może cię zastąpić. Ale pamiętaj – ten, który poprowadzi nabożeństwo, poprowadzi też naszych ludzi na tę historyczną wyprawę. I zostanie bohaterem po wieki. A ty… wszak są świadkowie twego niedawnego, skandalicznego zachowania. Pamiętasz jeszcze o tym? Bacz: to twoja, i tylko twoja, decyzja!

Hierarcha wstał i skierował się ku wyjściu. W drzwiach kajuty odwrócił się jeszcze.

– A więc żegnaj! Bo, jak rozumiem, zobaczymy się jeszcze tylko raz… Podczas uroczystości?

I, uśmiechając się samymi kącikami ust, zamknął za sobą drzwi.

Odłamki porcelany, zostawiając za sobą brunatny kleks, zsunęły się po nich chwilę później.

 

***

 

Kapitan wziął do ręki, mocno już wyślizgany wielowiekowym używaniem, obsydianowy nóż. Wprawnie, trzema cięciami otworzył klatkę piersiową, wyrwał serce ofiarowanego i skropił buchającą z niego krwią dyszę wylotową głównego silnika gwiazdolotu.

Koniec

Komentarze

Staruchu – napisałeś “A na koniec jeszcze raz – Berylu, to twoja wina ;)!” – no właśnie, przecież wiadomo, że wszystkiemu winien jest administrator.

Wybaczcie tautologię, ale to, no, ekhem, taki śledź na rozgrzewkę.

No faktycznie, niestety widać rozciąganie na siłę tego tekstu. Ale przebijająca spod tego treść właściwego opowiadania jest całkiem ciekawa. Całkiem odjechany pomysł z zaawansowaną technologicznie SF cywilizacją prekolumbijskiej (w sumie bardziej post, ale nie dość zarysowałeś tu alternatywę historii, żeby ocenić co tam się stało) lecącą w kosmos. I sam pojazd kosmiczny musiałby wyglądać super. 

Zgrabnie też trzymałeś wszystko w tajemnicy, nie odsłaniając do końca kart. Były małe wskazówki, ale na tyle nienachalne, że spokojnie mogła to być zupełnie alternatywna cywilizacja, oderwana od wszystkich nam znanych. A potem dwa zgrabne zdania wszystko ładnie określają. Podoba mi się. 

Nieco mniej podoba mi się niestety wykonanie. Początkowo narracja wydawała mi się nieco sztywna, ale chyba szybko się przyzwyczaiłem. Bardziej raziła mnie dziwna i niezbyt konsekwentna stylizacja w wypowiedziach kapłana w ostatniej scenie. Większość czasu wypowiada się w miarę normalnie, a potem nagle rażą teksty typu “Boć to przecie tylko symbol” albo “Bacz: to twoja, i tylko twoja, decyzja”. Domyślam się, że taka stylizacja miała w jakiś sposób rozróżnić bohaterów, gdzie jeden był Postępowcem, a drugi reprezentował przestarzałą religię, ale w kontekście opisywanych realiów wypada to, moim zdaniem, dość słabo. 

No i w zasadzie mam też dość poważne zastrzeżenia fabularne. Czy kapłan z czasu aresztowania i kapłan w ostatniej scenie to ten sam bohater? Trochę słabo to zaznaczyłeś. Jeśli to ten sam, to mocno mnie to dziwi, bo zupełnie inaczej się zachowuje. Co sugeruje, że to inny… ale wtedy wychodzi na to, że ten upadek moralny, aresztowanie, pobicie przez straż i upodlenie na oczach kapłana w zasadzie nie mają zupełnie żadnych konsekwencji. A jeśli tworzysz świat, w którym zasadniczo skostniała kasta kapłanów wydaje się trzymać władzę, to nie widzę jak po takim czynie dowódca nie został zdegradowany. Przecież to zupełna kompromitacja. Tak jak się obawiał, powinno to skończyć jego karierę. Z drugiej strony fragment “przecież znamy się od lat. Nie mówiąc o naszym ostatnim spotkaniu” sugeruje, że to jednak może być ten sam kapłan. I już nie wiem co o tym myśleć. 

No co tu jeszcze można dodać? Ciekawy pomysł z rozwojem pierwotnie połodniowoamerykańskiej cywilizacji, która uchroniła się przed wpływami europejczyków, przynajmniej w pewnym stopniu. To zdecydowanie na plus. Sam pomysł z misją kosmiczną i ofiarą w jej intencji też. Ale mogłeś te pomysły wykorzystać trochę lepiej. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Czy kapłan z czasu aresztowania i kapłan w ostatniej scenie to ten sam bohater? Trochę słabo to zaznaczyłeś.

No widzisz, tak to jest, jak się świat pompuje. Bo kapłan z pierwszego spotkania został opisany tydzień temu, a z drugiego – ze dwa lata temu. I to jednak widać :(.

to nie widzę jak po takim czynie dowódca nie został zdegradowany

Tu wymyśliłem sobie, że kapłani działają jak PRL-owska SB, na przykład z Jankowskim. Po co karać? Mamy dowody na “zbrodnię” i możemy nimi szantażować. To się bardziej opłaca. Przecież dzięki temu Kapitan zmuszony był zrobić to, co zrobił. A w innym przypadku? Nie wiadomo.

Ale mogłeś te pomysły wykorzystać trochę lepiej. 

Też tak myślę, ale na razie nie umiem :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ok, faktycznie taka motywacja kapłana o której mówisz miałaby sens, gdyby wyraźniej było zaznaczone, że to jednak ten sam bohater :D No i trochę wyraźniej można by to zaznaczyć w samej rozmowie, taka odrobinka chociaż uprzejmie ukrytej groźby (ok, odrobinka niby była, ale może trochę wyraźniejsza? albo to tylko moje odczucie). Insza sprawa, czy opłacało się szantażować kapitana który zaraz poleci w cholerę w kosmos i pewnie nie wróci, jeśli na podorędziu był ambitny zastępca który aż palił się, żeby się wykazać i wskoczyć na jego miejsce? W każdym razie podoba mi się taki pomysł z SB-kapłanami :D 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

jeśli na podorędziu był ambitny zastępca który aż palił się, żeby się wykazać i wskoczyć na jego miejsce?

No tak, ale ten może był posłuszny kaście kapłańskiej? A tu – pognębienie przeciwnika politycznego, zmuszenie do ukorzenia. Wiesz, jaki to przykład dla maluczkich?

 

Aha, i pomyślałem sobie, że przecież nie wiadomo, ile czasu dzieli rozmowy. Mogli się chłopcy trochę przez ten czas zmienić ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Smutny ten szort. Nieważne czy historia potoczylaby się tak, jak potoczyła, czy to będzie daleka przyszłość czy obecne czasy, to pewne sfery zawsze będą się przenikać, pewne pierwotne instynkty zawsze będą oddziaływać, zniekształcać idę, w tym wypadku sięgania po gwiazdy… Opuściłeś bark przed zadaniem ciosu – tweest sygnalizowany ;)

Ps. IMO bohater to stracił twarz dopiero, gdy zgodził się złożyć ofiarę. Ergo, nie wpisałeś się w temat konkursu ;)

IMO bohater to stracił twarz dopiero, gdy zgodził się złożyć ofiarę.

W oczach mas – zyskał.

pewne sfery zawsze będą się przenikać, pewne pierwotne instynkty zawsze będą oddziaływać, zniekształcać idę,

O, coś w tym stylu chciałem osiągnąć :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Punkt widzenia bohatera jest dla mnie najważniejszy dla wymowy szorta. W oczach masy niczego nie stracił, czy sprawa popijawy była naglasniana?

W oczach masy niczego nie stracił, czy sprawa popijawy była naglasniana?

Nie była, bo była “materiałem kompromitującym” w rękach kapłanów. Materiałem mogącym posłużyć do szantażu.

W oczach masy niczego nie stracił, czy sprawa popijawy była naglasniana?

W oczach mas stracił, należąc do frakcji Postępowców. Masy są z reguły konserwatywne. A teraz – poszedł “za” społeczeństwem. Czyli zyskał w oczach tłumów.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No, ale tak, czy inaczej, tracił w zależności od punktu widzenia/grupy interesu… Nieważne. To nawet lepiej. Szorta jest bardziej przewrotny. Ciekawszy. Powodzenia w konkursie :)

napisz opowiadanie, w którym „upadły” protagonista poprzez swoje czyny odzyskuje (lub uzyskuje) uznanie w oczach otoczenia/społeczeńswa

To miało być z deczka przewrotne. Pomyśl na przykład o społeczeństwie kanibali – tym to zrobiłby dobrze, gdyby zeżarł to serce ;P.

Społeczeństwa (w swej masie) to jednak strasznie głupie twory są.

Dzięki!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A to nie Retrowizje aby?:)

 

I druga sprawa, poważniejsza – społeczeństw totalitarnych (więc i skrajnie teokratycznych) NIE STAĆ na technologiczno-naukowe fanaberie typu – wysyłamy pierwsi coś tam w kosmos, jeśli nie jest to elementem globalnej gry i rywalizacji militarno-technologiczno– ideologicznej. Zwyczajnie – mają inne zupełnie priorytety.

A u Ciebie tych konkurentów dla post-prekolumbijczyków w ogóle nie widać. Może daj to właśnie, zamiast nadmiernego dmuchania tekstu? Bo fajny. I nie potrzeba od razu do gwiazd. Ichni Gagarin też wystarczy:).

Rybaku, ładnie tropisz, ale to przeoczyłeś -

Musimy zdążyć pierwsi. Wojna czeka tuż za progiem – zafrasował się Kapłan.

Czyli to jest dokładnie casus Gagarina czy lądowania na Księżycu.

Ichni Gagarin też wystarczy:).

Pewnie by mógł, ale kto by wtedy Kapitana na tequilę zaciągnął ;)?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Masz rację, prześlepiłem :)

Mętnie przypomniał sobie, że ktoś bezceremonialnie cisnął go na łóżko. Z drugiej strony – ktoś postawił butelkę mineralnej i szklankę przy jego łóżku. – powtórzenie

 

woda(+,) gulgocząc(+,) spływała mu do żołądka

 

Mimo oporu dostojników kościelnych, frakcja naukowa przeforsowała tę kandydaturę. Śmiałe poglądy nie zaszkodziły więc ani jemu, ani frakcji Postępowców. – powtórzenie

 

Uradowany, niemal pijany szczęściem, wybrał się z resztą załogi na mecz piłki. – aż się prosi zapytać: jakiej piłki? Nie lepiej zostawić sam mecz?

 

Z uciechy kapłan aż drobił małymi, tłustymi nóżkami. – To jak? Do zobaczenia? – brakło entera

 

Pamiętaj, że to przecie tylko symbol. – aż się prosi o przecież

 

warknął niemal Kapitan – pogubiłam się, o co chodziło: niemal warknął czy niemal Kapitan? Bo jak na razie wychodzi, że to niemal Kapitan warknął

 

Wprawnie, trzema cięciami, wyrwał serce ofiarowanego – cięcie i wyrwanie jakoś mi się gryzą – albo wycina, albo wyrywa

 

Pompowanie pompowaniem, ale mogłeś dać tekstowi trochę odleżeć.

Ale wrobiłeś biedaka… I pokazałeś jak na dłoni, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Patrząc z miejsca Kapitana – stracił twarz zdradzając własne ideały i zgadzając się na szopkę. Z punktu widzenia społeczeństwa (jak wnioskuję mocno jednak religijnego) Kapitan odzyskał twarz “nawracając się” i pełniąc rolę “mistrza ceremonii”. 

To będzie Beryl miał zagwozdkę, jak potraktować ten tekst. 

 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki Śniąca.

Większość poprawiłem.

Co do piłki – specjalnie tak zasygnalizowałem, bo Aztecy grali w piłkę, acz na pewno nie była to piłka nożna. To tak w ramach lekkiego konfundowania czytelnika :).

Pamiętaj, że to przecie tylko symbol. – aż się prosi o przecież

Hm, ja to sobie powiedziałem na głos. “Przecie” pozwala uniknąć zbitki dwóch “ż” – że to przecież”. To się wymawia niezręcznie trochę.

mogłeś dać tekstowi trochę odleżeć

Właściwie jego połowa kisiła się na dysku od ponad dwóch lat ;). A tak poważnie – to opko dopompowałem do wymogu limitowego jako wymówkę dla niepisania “Retrowizji”, w których utknąłem. A że uznałem, że temat się nadaje…

Poza tym wiesz, że ja przesadnego stylizowania nie lubię. Miałem pomysł, którym chciałem się podzielić. Fajny był w wersji kilku tysięcy znaków, wersji dziesięciu tysięcy – widać szwy i klejenia. Ale pomysł uważam za ważniejszy od tego, żeby teraz siedzieć kolejne pół roku i cyzelować każde słowo. Nqapisałem jak umiałem. A że na razie umiem tylko tak?

I uważam, że Beryl nie ma zagwozdki. Wymowa tego tekstu idealnie spełnia założenia tego konkursu. A że trochę przewrotnie ;)?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

To tak w ramach lekkiego konfundowania czytelnika

No chyba że tak ;) 

 

“Przecie” pozwala uniknąć zbitki dwóch “ż” – że to przecież”. To się wymawia niezręcznie trochę.

Mnie się wymawia z ż dobrze, bez ż mi nie pasuje, ale sprzeczać się nie będę, bo nie twierdzę, że to błąd. 

 

jako wymówkę dla niepisania “Retrowizji”, w których utknąłem

Ale rozumiem, że to utknięcie, to tylko tymczasowe? Bo dokończysz, prawda? Prawda?

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ale rozumiem, że to utknięcie, to tylko tymczasowe? Bo dokończysz, prawda? Prawda?

Dziś mogę powiedzieć, że raczej tak :). Bo napisałem zakończenie!

Ale mam dobrą i złą wiadomość (dla siebie).

Zła to taka, że natrzaskałem już prawie 60 tysięcy znaków, a zostały jeszcze do opisania ze dwie sceny. Brak też na razie kompletnie opisów, po zakończeniu się trochę ślizgnąłem, gdy dostrzegłem, że limit zostaje gdzieś hen…

Dobra – że chyba wytnę z tego długaja część, która będzie miała jakiś wewnętrzny sens, i taką postaram się skończyć na “Retrowizje”. Ile tam wejdzie słowokapków (bo słowotrysków zdecydowanie pisać nie umiem), co wytnę, co zostawię – jeszcze nie wiem.

Czyli coś będzie, acz raczej jakiś kulawiec się objawi :P

 

EDIT: A ponieważ zacząłem stukać już w grudniu, dopiero po dłuższym czasie okazało się, że wybrałem najbardziej oklepany temat świata. Ale żal mi go było porzucać, to chcę wrzucać jako jeden z pierwszych, żeby potem nie biadolić, że wszyscy o tym samym…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

chcę wrzucać jako jeden z pierwszych, żeby potem nie biadolić, że wszyscy o tym samym…

Ciekawa strategia :D 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Staruchu, czytało się zacnie, aczkolwiek uważam, że to nie są wyżyny twoich możliwości :). Po twoim Czasie milczenia i czasie mówienia, którym mnie rozpieściłeś w grudniu, nie czuję niestety satysfakcji. 

Szort trochę przegadany, chociaż muszę przyznać, że ukazanie cywilizacji prekolumbijskiej w czasach podboju kosmosu to ciekawa rzecz :). Zakończenie mnie zaskoczyło i tu faktycznie jest zagwozdka dotycząca odzyskania twarzy przez bohatera. Sprytnie to wykombinowałeś :D.

 

Musimy zdążyć pierwsi. Wojna czeka tuż za progiem – zafrasował się Kapłan.

głupiam chyba, ale nie zrozumiałam za bardzo o jaką wojnę może chodzić :<

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Szort trochę przegadany

Wina Beryla i jego limitu ;). Bo w wersji oryginalnej tekst był o połowę krótszy.

głupiam chyba, ale nie zrozumiałam za bardzo o jaką wojnę może chodzić :<

A czy ja wiem, z kim ci Aztecy mogą w XXI wieku wojować? Z Inkami, a może z Nipponem? Ważne, że potrzebują sukcesu medialnego. A i nowi jeńcy na ofiary by się przydali.

to nie są wyżyny twoich możliwości :

Jeśli chodzi o formę, to pewnie tak. Ale ja swoje teksty oceniam trochę inaczej – co miałem do powiedzenia i czy udało mi się to przekazać? Tutaj – ujdzie, choć spodziewałem się żywszej dyskusji na pewne tematy.

Ale jeszcze cierpliwie poczekam :).

 

Dzięki Sy, za lekturę i komentarz :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jeśli chodzi o formę, to pewnie tak. Ale ja swoje teksty oceniam trochę inaczej – co miałem do powiedzenia i czy udało mi się to przekazać? Tutaj – ujdzie, choć spodziewałem się żywszej dyskusji na pewne tematy.

tak, chodziło mi o formę :). To, co chciałeś przekazać wydaje mi się klarowne.

 

Dzięki Sy, za lekturę i komentarz :)!

nie ma sprawy, trochę sobie ponarzekałam, ale ogólnie to podobało mi się, jak większość twoich tekstów, które sobie ukradkiem dawkuję :3.

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

które sobie ukradkiem dawkuję :3

Ależ dawkuj sobie w pełni oficjalnie, a nie ukradkiem ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Pomysł fajny, to naprawdę mógł być dobry szort. Ale prawdopodobnie to właśnie napompowanie go zabiło. Aż mi autentycznie szkoda. Trzeba było nie zmieniać i dać tutaj albo wysłać gdzie indziej, a na konkurs stworzyć coś nowego. :)

 

EDIT: Aha, i jeszcze jedno:

ktoś postawił butelkę mineralnej i szklankę przy jego posłaniu.

„Bądź błogosławiony, zbawco”, pomyślał z wdzięcznością i przyssał się do szyjki flaszki, lekceważąc naczynie, a woda, gulgocząc, spływała mu do żołądka.

Naprawdę, lepiej powtórzyć szklankę, nawet wiedząc, że niektórzy zaczną marudzić, niż zastąpić ją nienaturalnie tu brzmiącym naczyniem.

albo wysłać gdzie indziej

Że tak powiem – “przez nikogo niechciane opowiadanie”.

Też mi się pomysł podobał, ale że kisiłem tego szorta już ponad dwa lata na dysku, postanowiłem go w końcu “urodzić”.

a na konkurs stworzyć coś nowego. :)

Moja droga, nie nazywam się Finkla ani Wybranietz i nie strzelam opowiadaniami jak kulami z karabinu maszynowego ;). U mnie to zawsze proces długi i bolesny. A że osądziłem, że temat się wpasuje, to dopompowałem w try miga.

Ważne, że pomysł podszedł, bo o to mi właściwie chodziło :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

 

– Nich ojciec usiądzie. Kakao? ---> powinno być “niech”, chyba że kakao było wysokoprocentowe ;p

 

Za dużo już nie mogę dodać co do samej formy opowiadania, ale uważam, że pomysł z tequilą aka serum prawdy był niezwykle udany :D

Hmm, czyli to stąd u cywilizacji prekolumbijskich takie zainteresowanie mierzeniem ruchów ciał niebieskich. Teraz pozostaje pytanie, czy Cortes tylko przerwał przygotowania do wielkiej odysei kosmicznej Azteków, czy może natknął się na to co pozostało z tego społeczeństwa, po jakiejś atomowej zagładzie ;)

Dzięki za lekturę :).

Babol poprawiony. Ile byś nie czytał, zawsze coś zostanie.

Aztecy, hmmm… Raczej stawiałbym na zbawienny wpływ Corteza. Coś jak w zakończeniu “Apocalypto”.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Aztecy, wyprawa kosmiczna, kapłani jak SB… no, fajne połączenie. Bardzo fajne :) Podobało mi się to powolne odsłanianie realiów. Pierwsze skojarzenie z Aztekami miałem przy okazji meczu i wysyłaniu przegranych na “emeryturę”, ale pewność zyskałem dopiero po “zapomnianym awanturniku Kolumbie”. 

Trochę mi tylko (po fakcie i delikatnie) zazgrzytało określenie “dostojnicy kościelni” i “kościół”. Czy w kontekście Azteków nie powinni to być jednak “dostojnicy świątynni” i “świątynia”? Taka tam pierdółka. .. :) 

Ciekawie też nakreśliłeś “konflikt” frakcji naukowej z kapłanami. Zakończenie z rytuałem super.

 

Tekst może i lekko napompowany, ale jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało ;)

Podobało się :) 

 

wysyłaniu przegranych na “emeryturę”

Lubię takie smaczki, fajnie, że dostrzegłeś. A wiesz, kto kogo wysyłał na “emeryturę”, i to właśnie w roku 2019 ;)?

nie powinni to być jednak “dostojnicy świątynni”

Teoretycznie powinni, ale to by mi zepsuło niespodziankę. Poza tym – przez te 500 lat sporo się mogło u Azteków zmienić ;).

 

Dziękuję bardzo! Pierwszy zadowolony czytelnik – piwo się należy :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tekst, choć może przedstawioną wizją nie wywracający światopoglądu do góry nogami, to dość intrygujący. Wiara rdzennych mieszkańców Ameryki Łacińskiej sugerująca krwawą ofiarę została tutaj ukryta pod dość ogólnikowym określeniami pokroju “Kapłana” i “Kościoła”. Do tego ciekawy komentarz na temat roli wierzeń i godzenia ich ze zdroworozsądkowym podejściem we współczesnych czasach.

 

Sugestie poprawek:

 

Bu­dził się po­wo­li, wy­nu­rza­jąc się z od­mę­tów snu jak z ba­se­nu tre­nin­go­we­go do sy­mu­lo­wa­nia nie­waż­ko­ści.

Ro­zej­rzał się, choć głowa nie­zbyt chcia­ła słu­chać jego po­le­ceń, jakby ob­ra­ca­ła się w za­rdze­wia­łym ło­ży­sku.

Powtarzany w nadmiarze zaimek zwrotny.

 

„Może szkoda?”, pomyślał. „Zawodnicy graliby z większym zaangażowaniem. Ech, to musiały być kiedyś mecze. O taką stawkę? Mogę sobie tylko wyobrazić”.

Osobiście jestem zwolennikiem wydzielania myśli w podobny sposób co kwestii dialogowych, więc dla lepszej czytelności sugerowałbym przeniesienie tego do nowego wiersza.

 

Ale ta czarnulka ciągle mu dolewała… Przecież nie zobaczy kobiet, innych niż te kilka z załogi, do… kiedy? „Do końca życia”, zachichotał zły duszek siedzący na jego ramieniu i dodał: „pij, raz się żyje”.

I może nie skończyłoby się to wszystko źle, gdyby nie zbyt głośne pożegnania. Wszyscy już wyszli, tylko on nie mógł rozstać się z czarnulką. Może trochę podniósł głos, ale żeby od razu wzywać straż? Wiele słyszał o brutalności straży, ale nie spodziewał się, że ta paralizatorów używa nader często, i to zupełnie bez ostrzeżenia.

Powtórzenia.

 

Wygodnie usadowiony w fotelu przyszły dowódca pierwszej międzygwiezdnej wyprawy badawczej wyraźnie błądził gdzieś myślami.

To zdanie formalnie poprawne, ale przez tak rozbudowane przydawki opisujące podmiot jest według mnie dość niezręczne pod względem stylu.

 

W słowach Kapłana zadźwięczała niespodziewana ostra nuta, jak gdyby słowami chciał skarcić Kapitana jak krnąbrne dziecko.

To powtórzenie, nawet jeśli celowe, na mój gust wygląda dość dziwnie. Podobnie drugie “jak” można zamienić na “niczym”.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wickedzie, większość poprawiłem, za wyjątkiem tego “przydawkowego zdania”, na które nie mam pomysłu.

Aczkolwiek ciekaw jestem, czy nie udziwniłem tego zbytnio i czy powtórzenia nie są jednak lepsze?

W każdym razie – dziękuję za dobre słowo, massa WiG ;)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

piwo się należy :D!

Staruchu, właśnie zostałeś moim ulubionym autorem ;D 

 

A wiesz, kto kogo wysyłał na “emeryturę”, i to właśnie w roku 2019 ;)?

Hmm… Dałeś niezłą zagwozdkę, ale przyznaję się bez bicia, że nie wiem. Grał ktoś ostatnio w aztecką piłkę? ;) Podpowiesz coś? :) 

 

Od razu się przyznam, że to nawiązanie jest kompletnie od czapy, ale mi się spodobało.

Minuta 2:43 i dalej :D

https://www.youtube.com/watch?v=-fu7jN2_2pE 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ha :D To był nie wymyślił. Ale pasuje! Bardzo pasuje ;) 

Tekst oparty na fajnym pomyśle, sprytnie wykonany. Podobało mi się, że podrzucasz mnóstwo podpowiedzi, ale i tak zgadłam dopiero po puencie. :-)

No, tak ideologicznie mi się podoba – konserwatyści wygrywają podstępem i podłością.

Łagodność kapłana. Pomyślałam, że on jest biologicznym ojcem kapitana i to stąd. Bo azteckich kapłanów chyba nie obowiązywał celibat. Ktoś wie?

Ale widać, że opko lepiej by się czuło w mniejszym rozmiarze. Tu nie ma akcji na 10k znaków. Chrzczona ta Twoja tequila. ;-)

Babska logika rządzi!

Podobało mi się, że podrzucasz mnóstwo podpowiedzi, ale i tak zgadłam dopiero po puencie. :-)

Tak to sobie wymyśliłem. Super, że się udało i nawet Finklę zwiodłem :).

No, tak ideologicznie mi się podoba – konserwatyści wygrywają podstępem i podłością.

A teraz to przesadziłaś ;). Ja jestem zatwardziałym konserwatystą (;P) i mam nadzieję, że podstępny ani podły nie jestem :P. Mnie ta podłość wydawała się z władzą związana bardziej.

Łagodność kapłana.

On był łagodny? Mnie się raczej wydawało, że jest spokojny, bo ma wszystko w garści. Kapitan nijak mu nie może podskoczyć. Kapłan to raczej kot, który bawi się ze złowioną myszą.

Ale widać, że opko lepiej by się czuło w mniejszym rozmiarze.

Się czuło. Znaczy – tak mi się wydawało. Ale że Beryl lubi dużo czytać i walnął takim limitem… ;)

Dziękuję za sporo ciepłych słów, Finklo :D!

 

PS. A Tobie to chciałem podrzucić jeszcze jeden trop, jedną myśl, która mi przyszła przy pisaniu do głowy. Nie uważasz, że chrześcijaństwo lepsze, bo mu woda wystarczy ;)?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tak, pod tym względem chrześcijaństwo jest lepsze. Religia Azteków słabo nadawała się na coś ponadpaństwowego, bo wymuszała antagonizowanie sąsiadów przy każdej koronacji. Skądś te gorące serca trzeba było brać.

Babska logika rządzi!

Ta zbliżająca się wojna, którą wspomniałem, też miała być prowadzona w celu pozyskania, hm, “surowca”. Tak to być musiało, że oni non stop musieli z kimś wojować.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ciekawy pomysł z połączeniem technologii i Azteków. Zakończenie mnie zaskoczyło, podejrzewałam, że historia zupełnie inaczej się potoczy. Duży plus za pokazanie wieloznaczności “odzyskania twarzy”.

No i fajnie, ANDO!

Dokładnie tak miało to wyglądać w zamysłach autora.

Znaczy – jesteś czytelniczką doskonałą!

Dzięki :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Cieszę się :)

Nie jestem w stanie stwierdzić co konkretnie zostało dodane , ośmielę się tylko stwierdzić, że początek z lekka mi zgrzytał, ale później zrobiło się słowopłynnie i wdzięcznie. Dziękuję.

I dobrze zauważyłaś, LAYV :).

Początek jest dopompowany!

Dziękuję!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, wow! Świetny tekst! Fajne? :)))))

 

Już w scenie “papa don’t preach” miałem dziwne skojarzenie, że ten kapłan to jakiś taki przekonywacz, no, trochę mroczny. I to zakończenie! No palce lizać! King, “Smentarz dla zwierząt” niemalże, gdzie ostatni strach zamyka całość. Wcześniej u Ciebie może nie było zbyt mrocznie, lecz, dopełniłeś rytuału/ceremoni/nastroju/opowiadania (niepotrzebne skreślić).

Tak, tekst zdecydowanie wpisuje się – wg. mnie – w koncepcję konkursu, inna sprawa, że właśnie realia są takie jakby nieco obce, ale może przez to jeszcze bardziej nasze (wyłączając empatię). W zasadzie to połączyłeś rytuały wyrywania serc Azteków z technologią lotów do gwiazd. Ekscytująca kombinacja. Ciekawe, jaki jeszcze tekst można wyciągnąć z tej fuzji.

Jako, że jestem S/skowronkiem nieopierzonym <rara avis> bo wszystkie pióra gdzieś pogubiłem albo najzwyczajniej w świecie ich nie miałem, ekhem, no dobrze, właśnie tak było – więc pragnę tu zaznaczyć iż klikam. Na tym jednak nie poprzestaję i samochwalstwa ciąg dalszy poniżej.

Jeden tekst na konkurs napisałem, a pozostałe, póki co, trzy, przeczytałem. O tak, zdarza mi się być systematycznym, a ostatnio coraz częściej i robię się w tym konsekwenty. Aż strach pomyśleć, co może się wydarzyć, jeśli szczęśliwie dożyję emerytury!

Wróćmy jednak do meritum sprawy. Technika narracji użyta sprawnie. Literówek nie dostrzegłem.

Dzięki Piotrze :)!

Sporoś się rozpisał, i to same pozytywy. Bardzo mnie ukontentowałeś!

Jeden tekst na konkurs napisałem

Wiem, widziałem, na pewno odwiedzę. Na razie mam przerwę w czytaniu forumowym, ale bez obaw ;).

jeśli szczęśliwie dożyję emerytury

Polecam! Świetna sprawa :P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Upilnowałam :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ojej. Bardzo mi się pomysł podoba, oj, jak bardzo. I tylko ten limit – bo opowiadanie jest rzeczywiście okołopiórkowe, ale w pewnym momencie traci rytm :(

 

W każdym razie, kolejny świetny pomysł spod Twojej klawiatury, nawet jeżeli wykonanie nie do końca mu oddaje sprawiedliwość.

 

 

Czytałam na komórce, więc łapanki brak, ale wielkich baboli tu nie ma.

http://altronapoleone.home.blog

No tak, wiem, że krótsze było lepsze :(. Ech, ty niedobry Berylu.

Ale i tak poczytuję za sukces, że się to jakoś klei, bo pompowanie to nie jest coś, co Staruchy lubią najbardziej.

Dziękuję, Drakaino :)!

 

A Palenque zawsze na czasie. Czy obrazek poziomy, czy pionowy? Czy król pochyla się w przód, czy do tyłu? Czy drzewo, czy rakieta? Czy…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Szczerze mówiąc, nie pamiętam, jak ten glif był oryginalnie ustawiony – z wykładu z mezo wydaje mi się, że właśnie poziomo, ale nie jestem pewna. Taki układ wydał mi się bardziej stosowny jako ilustracja do opowiadania :)

 

Skądinąd bardzo chętnie bym przeczytała wersję oryginalną.

http://altronapoleone.home.blog

A jak była ustawiona, to jest właśnie clou programu :).

Bo jeśli poziomo, to gość siedzi w pojeździe, nogą dociska gaz, za nim jest silnik i dysze, a do nosa ma podawany tlen.

A jeśli pionowo – to gość marzy o niebieskich migdałach, odchylając się do tyłu, a siedzi pod jakimś Świętym Drzewem (już nie pamiętam jakim), a nad nim siedzi Święte Ptaszysko.

A i tak wszystko rozbija się o zdeformowany wielki palec u stopy :P.

 

Wersja oryginalna jest zamieszczona niemal w całości, z niewielkimi zmianami – wyrzuć po prostu początek do pierwszych gwiazdek. Wtedy opko miało dobitniejszą wymowę (moim zdaniem), no i Kapłan był spójniejszy :).

Aha, a jako że jestem fanem Pomysłu, a nie Stylu, to jestem w 200% usatysfakcjonowany, że koncepcik chwycił :D.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ale fotel pilota może być ustawiony poziomo…

http://altronapoleone.home.blog

Dzielisz włos na czworo :P.

W każdym razie – spór jest o to, czy to rzeźbiarskie zdjęcie, czy rzeżbiarska poezja.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

O kurczę, Staruchu, udało Ci się mnie zaskoczyć :O

No taką bombę dać na koniec :O???

Bardzo, bardzo ładnie, w dodatku chociaż po drodze zostawiłeś wiele okruszków, niezwykle smacznych, to nie domyśliłam się. I nie ja jedyna, z tego, co wnioskuję po komentarzach. Dobra robota! 

Ale, jak sam przyznałeś w przedmowie, opowiadanie zostało nieco rozdmuchane. Może gdyby zamiast pompowania dodać jeszcze jakąś scenkę albo dwie? Nie mam pomysłu, jak by to mogło wyglądać, ale jestem pewna, że dałoby się. Albo zostawić to w formie szorta, a na konkurs napisać nowe opko, jak sugerowała ocha :)

Wiem, łatwo narzekać, ja też nie strzelam opkami jak z karabinu, ale w przypadku tego opka krótsza forma byłaby lepsza (wiesz, że to chyba pierwszy raz, gdy komuś coś takiego piszę? Na ogól wspominam, że pomysł zacny i warty rozbudowania :D). Bo bomba na koniec ma świetną siłę rażenia :)

 

A i jeszcze dodam tylko, że tekst fajnie napisany, przepłynęłam przez niego szybciutko, co przy braku czasu jest niewątpliwą zaletą :D

yes

Dziękuję, Iluzjo!

Miło czytać takie słowa :). W wersji krótkiej było mniej okruszków, czyli coś za coś. Ja w ogóle lubię krótkie, treściwe teksty. Im krócej, tym lepiej ;)!

(patrz moja pocztówka – “Tygodniowy wypad w plener” :P).

Być może dałoby się ten tekst dopieścić bardziej, ale nie miałem już do niego serca. Parę razy odrzucony, leżakował na dysku i dopompowałem go właściwie tylko dlatego, że utknąłem w Retrowizjach :/.

A że uznałem, że pomysł wart sprzedania…

Na szczęście widzę, że nie tylko ja jeden :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No tak, jako juror Retrowizji jestem zawiedziony, że wybrałeś konkurencyjny konkurs.

Odzyskać twarz możesz tylko w jeden sposób ;)

 

– No no, przecież chciałeś się ze mną spotkać. A skoro teraz, przed startem, masz tyle na głowie, że nie mogłeś opuścić statku, więc…

Kapłan uśmiechnął się jowialnie, dodając odwagi rozmówcy.

– Wasza Wielebność, ależ…

tutaj źle umieściłeś didaskalium

 

Stołeczny zespół pokonał tych patałachów z południa

bardzo złe zdanie…

 

 

Po pierwsze primo – poprawiłem. Czy na lepiej… hm.

Po drugie primo – na Retrowizje też coś mam, spokojna pana nieuczesana. Tylko jak tu miałem literkowe manko, tam mam olbrzymią superatę :/. Na razie zaprzyjaźniona kapłanka wycina ser… yyy, sprawdza czwórkończynowość tekstu.

Po trzecie primo – oprócz fauli stylistycznych może by tak o samej rozgrywce? Czy napompowany pęcherz też kłuł? Czy końcowy gwizdek usatysfakcjonował? Itp itd.

A ktoś tu coś o twarzy ;).

 

EDIT: Czy jest na sali lekarz ;P? Bo zapomniałem dopytać mądrzejszych, jak to jest z tym otwieraniem klatki piersiowej. Trzy cięcia mogą być?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Mogą być trzy. W końcu był niedoświadczony.

 

A co do meczu, właśnie sobie uświadomiłem, że mogłeś mieć na myśli tych z przeciwnej strony Wielkich Pampasów. Chociaż i tak wolałbym do tego stołecznych nie mieszać ;)

wolałbym do tego stołecznych nie mieszać ;)

Ponieważ Kapitana niespecjalnie lubię, to zrobiłem go kibicem bardzo przeze mnie nielubianej drużyny ;P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dobrze mi się czytało :)

Przynoszę radość :)

Miło mi :).

Dzięki za dość rozbudowany komentarz ;P!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ej, umiem krócej ;)

No, w pewnym momencie nie byłam pewna, czy w obu scenach występuje ten sam ksiądz, ale w końcu domyśliłam się, że tak. No i jakoś nie spodziewałam się krwawej ofiary, myślałam, że chodzi o wodę święconą czy coś w tym rodzaju. No, ogólnie przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Wiem, że umiesz, toteż byłem zbudowany ilością słów ;).

A drugi koment to już słowotok niemal ;). 

Tych dwóch księży dzieli jakieś dwa lata. Stąd pewnie ta wyczuwalna niespójność. Sorry!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Całkiem udany szort. Koniec wziął mnie z zaskoczenia, bo spodziewałem się dużo dłuższego tekstu (zgrałem go z samymi długimi, więc nie znałem długości). Ale w sumie ok.

Miło mi, Zygfrydzie :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

I cóż mam rzec, Staruchu, skoro wcześniej komentujący już powiedzieli, że to naprawdę fajne opowiadanie. Dołączę więc do grona czytelników zadowolonych i zaskoczonych ostatnią sceną.

 

– Witaj, mój synu – Pa­mię­tał te sy­czą­ce z ucie­chy słowa gru­ba­sa… –> Brak kropki po wypowiedzi.

 

Sss­spie­erd…alaj! – czknął astro­nau­ta. –> Sss­spie­erd… alaj! – czknął astro­nau­ta. Lub: Sss­spie­erd-alaj! – czknął astro­nau­ta.

 

Tak jak i po­wi­niem cię su­ro­wo uka­rać… –> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, Bogini!

W końcu tekst, który uczyniłem komunikatywnym :).

Tylko coś ostatnio kropki mi szaleją :/. Już wiem – to wina klawiatury! Wymienię w najbliższym czasie ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ano, uczyniłeś, Staruchu. Nie da się zaprzeczyć. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajnie, że kogoś jeszcze ostatnia scena zaskoczyła pozytywnie :)

Oj, Staruchu, i tym razem nie przychodzę z dobrym słowem. Przyznaję, że obawiam się trochę pisać komentarz, abyś nie uważał, że sobie Ciebie upatrzyłem i przychodzę się znęcać, ale… opowiadanie nie zachwyciło, w ogóle nie spodobało. Ale od początku.

Jesteś dla mnie idealnym przykładem tego polskiego pisarza obarczonego polską martyrologią, tego, który tworzy bohatera z ciągłym grymasem na twarzy, i coś mi się wydaje, że już to gdzieś u Ciebie pisałem. Ale jak nie pisać, jeśli wprowadzasz swojego bohatera słowami:

 

Mętnie przypomniał sobie, że ktoś bezceremonialnie cisnął go na łóżko. (…)

„Bądź błogosławiony, zbawco”, pomyślał z wdzięcznością i przyssał się do szyjki flaszki, lekceważąc naczynie, a woda, gulgocząc, spływała mu do żołądka. Z wolna, wraz z mijającym pragnieniem i odchodzącymi zawrotami głowy (przypominającymi te z wirówki przeciążeniowej), ogarniało go paskudne uczucie, że coś wczoraj poszło zupełnie nie tak, jak powinno.

I widzę już oczami tego zblazowanego gościa, po przejściach, pełnego doświadczeń, który życie przyjmuje już na spokojnie, który poddał się w wielu sprawach, bo i tak wie, że z systemem nie wygra, ironicznego, kąśliwego. I pytam się, ale skąd? Ale dlaczego akurat taki? Bo może być, i może wchodzić właśnie w takiej scenie, tylko dlaczego prawie zawsze taki? Mam już po dziurki w nosi bohaterów budzących się i zmęczonych życiem na starcie.

Drugi zarzut, a raczej pytanie, to dlaczego opowiadanie skończyło się, zanim się zaczęło? I nie kupuję tej bomby na końcu. To nie bomba, to śliwka wpadająca w kompot i chlapiąca po stole. Acz Twojemu bohaterowi pewnie by to nie przeszkadzało.

Przepraszam Cię za zabarwiony nutą sarkazmu komentarz, ale to dlatego, że w moim mniemaniu, serwujesz ciągle to samo. Pomijam bowiem fakt jakiegoś dialogowego manifestu religijnego. Sam popełniłem kiedyś podobną gafę. Wkładałem idee w słowa bohaterów, zamiast popchnąć ich do działania. A kto chce słuchać ględzenia? I u Ciebie jest to samo, dwie gadające głowy w kajucie, jedna astronauty, sam zwrot "astronauta" jest nietrafiony. Używasz go nie nadając bohaterowi krztyny charakteru, tylko robiąc z niego obojnaka. I klechy, mówiącego coś w sztucznie stylizowanych wypowiedziach.

No lipa, panie, lipa.

I teraz pytanie, które sam sobie stawiam. Czy ten bystry gość, co ma łeb nie od parady, napisze coś ciekawego, czy będzie tułał się wiecznie po tych samych, ogranych schematach?

I pytam się, ale skąd? Ale dlaczego akurat taki?

Bo ja taki jestem :P?

dlaczego opowiadanie skończyło się, zanim się zaczęło?

To Twoja opinia, Darconie. Dla mnie skończyło się właśnie tam, gdzie powinno się skończyć.

A kto chce słuchać ględzenia?

Mam nadzieję, że są jeszcze tacy. Których zmęczyło nic niewnoszące machanie toporami, obrzucanie się fireballami i chcą czasem poczytać o sobie :). Takimi, jacy są, jacy mogliby być…

No lipa, panie, lipa.

Bardzo przyjemne drzewo ;). A tak serio – no trudno, Tobie nie podchodzi, łapię. Bywa!

Czy ten bystry gość, co ma łeb nie od parady, napisze coś ciekawego

Tego nie wiem. Ale wiem, że będę się “tułał się wiecznie po tych samych, ogranych schematach”, bo one mnie po prostu interesują.

A piszę (rzadko), głównie by sprawić przyjemność sobie, wyrzucić z siebie jakieś myśli. Jeśli ktoś chce podyskutować – super, ale nigdy nie napiszę czegoś z pytaniem z tyłu głowy “co na to powie Darcon?” (czy jakikolwiek inny czytelnik) :).

W każdym razie – dziękuję za krytykę, Darconie. Mniej więcej wiem, co ci się nie podoba. Dokładnie to, co podoba się mnie :D.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Oj, tam, Staruchu.

Mam nadzieję, że są jeszcze tacy. Których zmęczyło nic niewnoszące machanie toporami, obrzucanie się fireballami i chcą czasem poczytać o sobie :)

Przecież ja nie mówię, że to musi być od razu lądowanie w Normandii. :)

 

Mniej więcej wiem, co ci się nie podoba. Dokładnie to, co podoba się mnie :D.

A wiesz, że coś w tym musi być. :) Zauważ jednak, że wyraziłem obawę przed napisaniem komentarza, właśnie z tą myślą, żeby Cię nie demotywować. Ale puszczasz uśmieszki, znaczy więc, że nie jest źle. ;)

Faktycznie czuje się, że trochę na siłę dopompowane. Gorzej mi się czytało, niż inne twoje teksty, ale pomysł miałeś przedni. :D

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

@Darcon – ależ Ty mnie wcale nie demotywujesz. Po prostu kolejny raz uświadamiasz mi, że ludzie kompletnie się od siebie różnią. Zerknij do mojej “Ostrygi”, a raczej – do dyskusji z Finklą. Wszak to jak spotkanie Beguna Południowego z Północnym ;). I dobrze – ważne jest, by poznawać się wzajemnie, by zrozumieć swoją odrębność, ale też uszanować cudzą.

I ja kompletnie nie odebrałem Twojego komentarza jako czegoś w rodzaju “ataku”. Ba, tak pięknie wyłożyłeś swoje racje, że je rozumiem (choć się z nimi nie zgadzam :P). 

I wrócę do myśli, którą tu uporczywie lansuję. Opłaca się po stokroć wrzucać swoje opka na portal, a nie gubić w otchłaniach internetowych zinów. Bo tylko tu mogą trafić się tak wspaniałe dyskusje, jak te pod “Czasem mówienia”, pod “Ostrygą” czy tutaj.

Nauczyłem się na portalu, o sobie i o innych ludziach, więcej, niż mógłbym sobie wymarzyć!

Uff, sorry! Jakoś tryb ględzenia włącza mi się automatycznie :/. Może jakimś kaznodzieją jeszcze zostanę ;)?

 

@Irka – no niestety, dopompowane :(.

#winaberyla

;P

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

I wrócę do myśli, którą tu uporczywie lansuję. Opłaca się po stokroć wrzucać swoje opka na portal, a nie gubić w otchłaniach internetowych zinów. Bo tylko tu mogą trafić się tak wspaniałe dyskusje, jak te pod “Czasem mówienia”, pod “Ostrygą” czy tutaj.

A to musiało mi wcześniej umknąć, ale w 100% się z Tobą zgadzam.

A to musiało mi wcześniej umknąć, ale w 100% się z Tobą zgadzam.

Bo do tego tekstu jeszcze nie dotarłeś :D.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

 

do tego mój styl daleki jest od słowotryskowego

Nie będę go rozczesywała, kiedy tak :D A resztę Arnubis już adekwatnie skrytykował.

Hmm. Bardzo głośne hmm. Z jednej strony, światotwórstwo świeże. Z drugiej – mało prawdopodobne (temat – rzeka). Z trzeciej – cywilizacje mezoamerykańskie to nie tylko wycinanie ludziom serc (sama wiem niewiele, ale coś tam czytałam).

 Ale pomysł uważam za ważniejszy od tego, żeby teraz siedzieć kolejne pół roku i cyzelować każde słowo.

No, widać tu szkicowość i pogoń za pomysłem. Ale już mi mówiłeś i klarowałeś, że dla Ciebie liczą się pomysły, więc furda. To Twój tekst.

 Naprawdę, lepiej powtórzyć szklankę, nawet wiedząc, że niektórzy zaczną marudzić, niż zastąpić ją nienaturalnie tu brzmiącym naczyniem.

Możesz się zdziwić, ale tu się z ochą zgadzam – taka uwaga do stylu, bo jak widać, nie mogę się powstrzymać :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie będę się kłócił z Tarniną :O?

Strasznie się zestarzałem od poprzedniego tygodnia…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Fajny pomysł na opowiadanie. W ciekawy sposób przedstawiłeś konflikt między przywiązaniem do tradycji i postępem. Smaczku dodaje fakt, że w tym wypadku tradycja jest bardzo krwawa i wyjątkowo barbarzyńska, co bardzo kontrastuje z wysokim stopniem rozwoju cywilizacji. Mam tylko, podobnie jak Blacktom, problem z odzyskaniem twarzy. Po lekturze nie bardzo potrafię powiedzieć, kto i dlaczego ją stracił, i w którym momencie ją odzyskał. 

Dzięki!

Kapitan stracił twarz, postępując przeciw uświęconej tradycji, czyli się upijając (Aztekowie mieli surowe poglądy dotyczące alkoholu – https://ciekawostkihistoryczne.pl/2015/11/04/czy-poszedlbys-na-piwo-gdyby-grozilo-ci-ukamienowanie-prohibicja-u-aztekow/ ). Kapłan go szantażuje, bo astronauta jest przedstawicielem opozycji.

Toteż żeby zostać dowódcą pierwszej wyprawy międzygwiezdnej, Kapitan musi zmazać grzechy względem społeczeństwa (i wkupić się w łaski konserwatystów).

Jaśniej?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jakoś cały czas miałem wrażenie, że incydent z pijaństwem został zamieciony pod dywan, więc kapitan nie mógł stracić twarzy przed społeczeństwem. Ale przecież upił się publicznie… ok, kupuję to ;)

został zamieciony pod dywan

Został – tymczasowo. Jak gość będzie podskakiwał, to się upubliczni :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Pomysł ciekawy, dla mnie całą robotę robi zakończenie – świetne. Opis meczu przywodził mi na myśl Azteków, choć loty kosmiczne trochę mnie od tego odciągnęły. Dla mnie dość wyraźnie wskazałeś w tekście, że to ten sam kapłan. 

Powodzenia:)

Dzięki Monique!

Właśnie całe opowiadanie powstało w oparciu o zakończenie. Czyli odebrałaś tak, jak chciałem :).

To super :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Wizyta w ramach nadrabiania zaległości.

Czytało się trochę… specyficznie. Dlaczego? Bo też widząc stosunkowo skromną liczbę znaków miałem takie poczucie, że wszystko rozwija się tu trochę za wolno. Wniosek był następujący:

– albo opowiadanie w jakiś sposób rozmija się z moim gustem,

– albo szykujesz na końcu jakiś zamach

Zwyciężyła opcja numer dwa.

Przede wszystkim gratuluję skrzętnego ukrycia tych Azteków. Niby po przeczytaniu wiedziałem już, że były w tekście pewne, delikatne wskazówki odnośnie ich “obecności”. Szacunek zwłaszcza za “emeryturę”. Drobiazg, ale bardzo zabawny. Nie miałem jednak do siebie ani krzty pretensji, że nie udało mi się ich domyślić. W skrócie: zamach niezwykle udany. :)

Drugi plus tego krótkiego opowiadania to sam pomysł wykorzystania Azteków i ich… dosyć specyficznych wierzeń. Ten temat jest dla mnie o tyle wdzięczny, że sam próbuję się nim teraz trochę bawić (widzę w nim nawet pewien potencjał komediowy), więc fajnie zobaczyć, że nie tylko ja dostrzegam w tej barwnej nacji pewną inspirację. Zwłaszcza, że ten kontrast pomiędzy rozwojem technologicznym, a pewnymi, nazwijmy to, prymitywnymi praktykami religijnymi wypada bardzo fajnie (nawet jeśli pewien element mi zgrzyta, o czym za chwilę).

Trochę żałuję, że nie mogłem przeczytać krótszej wersji tego opowiadania. Nieco za długo przyszło mi czekać, aż spróbujesz zastrzelić mnie swoim zabójczym zakończeniem. Miałem też problem, by wyobrazić sobie Azteków, u których zaawansowany rozwój technologiczny, nie oznacza jednocześnie odejścia od barbarzyńskich praktyk. Zrzucam to jednak na moją leniwą wyobraźnię. Pewnie na świecie istnieją niezliczone przykłady takich rozwojowych sprzeczności.

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

miałem takie poczucie, że wszystko rozwija się tu trochę za wolno

To pewnie z powodu “dopompowania” :/.

których zaawansowany rozwój technologiczny, nie oznacza jednocześnie odejścia od barbarzyńskich praktyk

Widzisz, gdzieś tam w tle tłukła mi się myśl, czy tradycja może “zakonserwować” pewne zachowania, które zgodnie ze współczesną etyką są nie do obronienia.

A czy to jest możliwe obecnie? Skoro zgadzamy się na torturowanie zwierząt (foie gras czy ubój rytualny), to ile brakuje, by tak samo traktować człowieka?

Ponadto – przecież to nie muszą być praktyki religijne, bo przecież w imię “postępu” dokonywano chyba nawet gorszych zbrodni, niż w imię wiary.

W skrócie: zamach niezwykle udany. :)

A za to dziękuję, bo jak zawsze powtarzam – u mnie liczy się pomysł, który staram się sprzedać czytelnikowi. Jeśli ten kupi – to juuupi ;)!

Dzięki, CM :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Widzisz, gdzieś tam w tle tłukła mi się myśl, czy tradycja może “zakonserwować” pewne zachowania, które zgodnie ze współczesną etyką są nie do obronienia.

A czy to jest możliwe obecnie? Skoro zgadzamy się na torturowanie zwierząt (foie gras czy ubój rytualny), to ile brakuje, by tak samo traktować człowieka?

Ponadto – przecież to nie muszą być praktyki religijne, bo przecież w imię “postępu” dokonywano chyba nawet gorszych zbrodni, niż w imię wiary.

Tak też sobie właśnie myślałem, że ta sprzeczność jest jednak (niestety!) trochę życzeniowa. I wcale nie tak nierealna, jakbym sobie tego życzył. :(

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Nowa Fantastyka