- Opowiadanie: Wicked G - Cerumbra

Cerumbra

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Cerumbra

Nasza wieś była oazą spokoju. Kilkanaście krytych strzechą chat pośród bezkresnych pól zboża, niby bielone stateczki płynące przez złocisty ocean. W pobliżu niewielka, zielona wysepka – bukowy zagajnik, który zapewniał drewno na opał. Wiosną jego runo raczyło nas pięknymi przebiśniegami i konwaliami, latem obdarzało soczystymi jeżynami, zaś jesienią rodziło grzyby o ogromnych kapeluszach, potem wrzucane do potrawek gotowanych w żeliwnych kotłach. Ich zapach roznosił się po całej osadzie, nęcąc puste brzuchy zmęczonych robotą chłopów.

Ta i wiele innych woni – pieczonego chleba, ogniska czy świeżo skoszonej trawy – kojarzyły mi się z łączącą nas więzią. Wspólnotę spajała walka z kłodami rzucanymi pod nogi przez los i radość z doniosłych chwil. Choć zdarzały się zwady, razem właściwie tworzyliśmy jedną wielką rodzinę.

Tak przynajmniej wyglądało to do momentu, w którym poznałem Cerumbrę. Czy może też jej zaznałem? Trudno orzec.

Pewnej wrześniowej nocy nie mogłem zasnąć. Wciąż kręciłem się z boku na bok, nawiedzany przez dziwne myśli… Wtedy przybyła ona. O świcie widziałem już wszystko takim, jakim jest naprawdę.

Parę dni później miałem już dość. Niemal idealny kształt otaczającej mnie rzeczywistości zaczął się sypać, powoli spływać w bezdenną otchłań.

 

***

 

 

Wracałem do domu z koszami pełnymi porąbanych pniaków. Robiło się coraz zimniej, nie pamiętałem jeszcze tak chłodnego końca wiosny. W sercach mieszkańców mej wioski zagościł lęk. Lęk przed głodem. Rośliny mogły zmarznąć, zanim nastałby czas zbiorów. Niektórzy mówili, że to gniew boży, inni, że działanie nieczystych duchów.

Ja wiedziałem, że oba wyjaśnienia są równie bzdurne. Przyczyną niskich temperatur była zwykła pogodowa anomalia, nadzwyczaj mocne odchylenie od normy. Figiel spłatany przez ślepy los.

Lecz moja rodzina i sąsiedzi nie mieli prawa zdawać sobie z tego sprawy. Nie znali pojęcia atmosfery, a prawdopodobieństwo ledwie rysowało się w ich umysłach jako pierwotny, niematematyczny koncept.

Nacisnąłem klamkę biodrem i pchnąłem drzwi. Wewnątrz chałupy panowała niemal grobowa cisza. Nawet moi młodsi bracia, zazwyczaj weseli i rozkrzyczani, teraz siedzieli osowiali przy stole, powoli jedząc wieczerzę.

– Przyniosłem drewno – oznajmiłem sucho. Chciałem wlać w swój głos choć odrobinę radości, lecz nie potrafiłem się do tego zmusić. Nie po tym, co zobaczyłem dzięki Cerumbrze.

Nikt nie odpowiedział. Postawiłem kosze przy piecu, delikatnie stukając o klepisko. Zająłem miejsce przy stole obok małego Jędrzeja. Matka nałożyła mi na talerz kilka gotowanych kartofli ze słoniną.

– Jedzże, Adaś – rzekła zatroskanym tonem – bo zmizerniejesz. Dziwnie się zachowujesz przez ostatnie dni. Guzdrasz się przy robocie, do Bogumiły już nie wzdychasz. Mało gadasz, a kiedy już mówisz, to jak wielcy uczeni z miast. Co ci wlazło do tej łepetyny?

 

 

Dobre pytanie… Cerumbra przyszła do mnie owej nocy pod postacią wizji. Ujrzałem idola strachu przed nieznanym. Podłużną, wijącą się figurę pełną wypustek i kolców, pokrytą nieustannie falującymi plamami dwóch barw – ceruleum i umbry – których istnienia wcześniej nawet nie byłem świadom.

Dla mnie, młodego wieśniaka, ta rzecz jawiła się jako zupełnie abstrakcyjna. W najśmielszych snach nie widziałem czegoś tak oderwanego od codziennej rzeczywistości. Mimo tego od razu potrafiłem ją nazwać, przyszło mi to zupełnie naturalnie.

Cerumbra to coś, co kryje się chyba w każdym człowieku. Jest nam przyrodzone, tkwi w mózgach niczym głęboko schowany w skrzyni skarb. Z tym, że raczej nikt nie chciałby tego skarbu zobaczyć.

Idol wciąż ulegał przemianom, raz przybierał postać maski w kształcie czaszki kozła, z wyrytymi miriadami run oraz symboli, a raz ogromnych stworów o setkach macek i rogów. W tym czasie mój umysł nasiąkał wiedzą przeszłych i przyszłych pokoleń, za którą niejeden mędrzec dałby odciąć sobie rękę.

 

 

Wiedza ta okazała się jednak przekleństwem, nie darem. Świadomość tego, jak bardzo nieistotny jestem wobec wszechświata, spoczęła na mych barkach, brzemię ciężkie niczym krzyż z żelaza.

Byłem tylko zwierzem wyłonionym z pierwotnej zupy; podłym zlepkiem prochu wegetującym na uboczu cywilizacji, która z kolei zalęgła się na uboczu kosmosu. Ja i moi bliscy walczyliśmy o podtrzymanie zgoła bezsensownej egzystencji. Nikt nie słuchał naszych modlitw. Staliśmy samotnie naprzeciw uciskowi, głodowi i chorobom, a rzeczy mogące nas od tego wybawić jeszcze nie zaistniały w czasie.

Tamtego poranka ledwie zwlokłem się z łóżka. Mego serca nie kurczyła już chęć do życia, lecz strach, niewypowiedziany strach przed rzeczywistością.

– Nic. Wy też zachowujecie się dziwnie. Jakbyście bali się czegoś więcej niż chłodu.

Spojrzałem po zafrasowanych obliczach braci i rodziców. Odpowiedziałem zbyt późno, jeżeli to miałaby być normalna rozmowa. Stanowczo zbyt późno.

Nie chciałem mówić im o Cerumbrze. Nie mogłem przewidzieć ich reakcji. Pewnie pomyśleliby, że zwariowałem, albo że opętał mnie demon. Lecz nie potrafiłem utrzymać wszystkiego w tajemnicy. Zbyt wiele zdradzałem swym zachowaniem. Nie umiałem tego maskować. W ciągu jednej nocy przemieniłem się w inną istotę. Nie byłem już Adasiem, tylko kimś innym, nie wiem nawet, czy człowiekiem, choć z zewnątrz wyglądałem tak samo.

Matka wstała od stołu i wzięła ze sobą pusty garnek. Zahaczyła stopą o nierówność w klepisku i runęła jak długa. Gliniane naczynie potłukło się i powbijało w brzuch mojej rodzicielki. Krew zbrukała śnieżnobiałą suknię.

Wszyscy dopadliśmy do niej, krzycząc w przestrachu. Ojciec rozkazał mi, bym pobiegł po Mateusza, znachora mieszkającego pod zagajnikiem.

Pędem wyleciałem na zewnątrz, mimo iż wiedziałem, że mój pośpiech zapewne jest daremny. Nawet jeżeli Mateusz zdoła wyciągnąć wszystkie odłamki i rany się zabliźnią, to pewnie wcześniej dojdzie do infekcji, której nie wyleczą żadne zioła. Na sprowadzenie lekarza z miasta nie wystarczy czasu. Ani tym bardziej pieniędzy.

Na zewnątrz było niespodziewanie jasno. Od lasu biła pomarańczowa łuna…

Dom znachora stał w płomieniach. Wieczorną ciszę rozdzierał krzyk, jaki mógł wydawać z siebie tylko bardzo cierpiący człowiek. Na przykład trawiony ogniem.

Los okrutnie ze mnie zakpił. Prawdopodobieństwo wystąpienia dwóch tak tragicznych wydarzeń niemal jednocześnie było wyjątkowo niskie. Lecz nie zerowe, i na tym polegał problem.

Sytuacja absurdalna, nielogiczna w swej złośliwości, a jednak prawdziwa. Nie mogłem już utrzymać krzyża z żelaza. Upadłem na zimną, pokrytą warstewką pyłu ziemię.

Leżałem tak przez chwilę, topiąc się we własnej beznadziei. Po chwili zdałem sobie sprawę, że coś jest nie tak. Jakbym odbył daleką podróż, nie drgnąwszy nawet o centymetr.

Uniosłem głowę. Moja wioska zniknęła. Na jej miejscu wyrosło potężne miasto, pełne sięgających chmur budowli i błyskających świateł.

 

 

Poczułem, że temperatura jest wyższa niż wcześniej, część energii zużywanej przez wieżowce uciekała pod postacią ciepła. Przelewający się obok mnie tłum reprezentował setki różnych narodowości, a hologramy na fasadach wyświetlały reklamy zarówno w mej ojczystej mowie, jak i języku angielskim.

Przemieściłem się w czasie, lecz nie w przestrzeni. Wylądowałem w przyszłości.

Zacząłem spacerować po ruchliwej alei. Ludzie zupełnie ignorowali mą obecność, mijali na dystans, nie spoglądali w oczy. Nie wiedziałem, czy to dlatego, że dla nich nie istniałem w fizycznej formie, czy przez to, że byli całkowicie zobojętnieni na inne osoby, nawet jeśli wyglądały jak żywcem wyjęte sprzed kilku wieków.

Przez chwilę czułem się oczarowany powiewem futuryzmu, nową, wspaniałą epoką, do której trafiłem. Później jednak oprzytomniałem i ujrzałem prawdę. Piękna fasada skrywała drażniący duszę brud. Ludzie z przyszłości cierpieli tak jak i ci mi współcześni, choć na inny sposób. Męczyła ich samotność, przesyt konsumpcją, ciągła pogoń za podwyższaniem statusu. I oni nic nie znaczyli dla wszechświata, byli tylko trybikami w maszynie.

 

 

Miałem już dość. Czyżby Cerumbra chciała mi pokazać, iż ma niedola nie polegała na tym, że urodziłem się w złych okolicznościach, lecz dlatego, że w ogóle się urodziłem?

Czy w tym tkwił problem ludzkości? W zakodowanym w naszych umysłach dążeniu do idealności, której nigdy nie zdołamy osiągnąć?

Cerumbra zabrała mnie jeszcze dalej. Przebiegłem z nią po całej rozgałęziającej się ścieżce czasu, zatoczyłem krąg i wróciłem do punktu wyjścia, do momentu, w którym ujrzałem płonącą chatę Mateusza.

Nie znalazłem tego, czego szukałem. Nie ujrzałem perfekcji.

Resztę życia spędziłem jako myśliciel, nękany przez poczucie pustki i ludzi, którym nie podobało się to, co opowiadałem.

Umarłem w małej polskiej wiosce, ja, niezrozumiany przez nikogo wieszcz. Nie żałowałem tego niezrozumienia. Wątpliwość to jedyna słuszna postawa wobec rzeczywistości.

Ten, który zarzeka się, że w pełni coś pojął, jest głupcem.

 

Koniec

Komentarze

Adorno ujął to w jednym zdaniu: “Wszystko co nie jest negacją, jest uwikłane w ideologię”

 

To miał być jakiś manifest? Moralitet?

Podoba mi się narracja. Niewymuszona, tylko czasami troszkę przekombinowana.

 

Wątpliwość to jedyna słuszna postawa wobec rzeczywistości.

Ten, który zarzeka się, że w pełni coś pojął, jest głupcem.

Podoba mi się ten klasyczny, grecki paradoks.

 

Hmmm. Nie uwiodło.

Bohater nic nie robi, tylko przytrafiają mu się dziwaczne rzeczy. Cudownie mądrzeje chyba tylko po to, żeby potem móc opisać, co się z nim stało.

A przesłania wydają mi się banalne i słabo powiązane z fabułą. Ot, genialny facet, to wie, że cierpimy z powodu konsumpcjonizmu.

czy świeżo skoszonego siana

IMO, świeżo skoszona jest trawa. Dopiero po wysuszeniu zamienia się w siano.

Babska logika rządzi!

Mój główny problem jest taki, że bardzo lubię tego typu tematykę w tekstach. Wydaje się banalna, ale moim zdaniem to bardzo złudne. Po prostu może kuleć z powodu fabuły i taniego moralizowania. Niestety, poszedłeś w tym nieciekawym kierunku. Nie wycisnąłeś nic, co mogłoby przyciągnąć czytelnika i zachęcić do refleksji. Szkoda, bo gdyby nie moja naturalna tendencja do przyjmowania takiego tematu, też bym przyznała, że kupuję tekstu. A kupuję, tylko wolałabym w o wiele lepszym opakowaniu, a wiem, że akurat Ciebie, to na to stać.

ps. podobają mi się ilustracje.

A ja lubię takie krótkie teksty. Dobre do czytania podczas chwili przerwy w pracy. Nic nie rozumiem, ale to dla mnie normalny stan.

Mówią że wiedza ubogaca, ale też bogactwo szczęścia nie daje – co widać w powyższym szorcie. Wiedza bez mądrości to już całkowicie szczęścia nie daje… czy jakoś tak :)

Doceniam przede wszystkim jako interesujące doświadczenie. W tym przypadku wciągające nie tylko dzięki urokliwej narracji, lecz także multimedialnej oprawie (bdb kawałek Overlooka!). Na temat treści wypowiedzieli się już mądrzejsi ode mnie.

I am surrendering to gravity and the unknown.

Dziękuję za komentarze :)

 

Siano poprawiłem na trawę.

 

Nie chodziło mi w sumie o sam konsumpcjonizm… Człowiek jest ciągle niezadowolony nie tylko jeżeli chodzi o stan materialnego posiadania, lecz także o ogólny stan otaczającej go rzeczywistości – środowisko, relacje międzyludzkie itp.

 

Fajnie, że spodobały się ilustracje i proponowana muzyka :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wydaje mi się, że zaskoczenie chłopa, który nagle wie wszystko, ale niekoniecznie wszystko rozumie byłoby ciekawsze, niż jego mądrości w tej formie.

 

Robiło się coraz zimniej, nie pamiętałem jeszcze tak chłodnego końca lata. W sercach mieszkańców mej wioski zagościł lęk. Lęk przed głodem. Plony mogły zmarznąć, zanim nastałby czas zbiorów.

Jak koniec lata, to już po żniwach, czyli zboże zebrane. Wszelkim ziemniakom w ziemi też nie będzie tak zimno, więc ten głód nie jest aż tak nieunikniony. Tak myślę.

 

Bardzo podoba mi się słowo Cerumbra – aż się prosi o niepokojące, monotonne skandowanie ;>

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Dzięki za przeczytanie i komentarz, Wybranietz!

 

Poprawiłem lato na wiosnę, teraz to powinno bardziej współgrać – majowe przymrozki często nękają rolników nawet i w obecnych czasach.

 

Wydaje mi się, że zaskoczenie chłopa, który nagle wie wszystko, ale niekoniecznie wszystko rozumie byłoby ciekawsze, niż jego mądrości w tej formie.

To też mogłoby być ciekawe… Ja chciałem ukazać świadomość własnej małości i niezadowolenia jako piętno, bogactwo, które nie daje szczęścia, jak pisał Homar.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

No cóż, zadziwiła mnie Cerumbra, wyznania chłopa, niestety, nie zdołały. :(

 

Plony mogły zmar­z­nąć, zanim na­stał­by czas zbio­rów. –> Plony nie mogą zamarznąć przed zbiorami, albowiem plony są tym, co się zbierze.

Za SJP PWN: plon  «to, co się uzyskuje z roślin uprawnych»

 

cią­gła pogoń za po­więk­sza­niem sta­tu­su. –> …cią­gła pogoń za po­dwyższe­niem sta­tu­su.

Statusu nie można powiększyć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Motyw Cerumbry fajny, bardzo mi przypadł do gustu. Jednak sam bohater nie pociąga. Głównie przez swą bierność – czegoś dotknął, coś zobaczył i na opisach tegoż się skończyło. Zabrakło pociągnięcia tego tematu dalej. Jakiś głębszych refleksji bohatera, dalszego działania.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję za przeczytanie i komentarze, błędy poprawiłem. 

 

Cóż, wygląda na to, że za bardzo skupiłem się na kreacji tego, kto ma straszyć, pomijając przy tym osobę straszoną…

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nie chodziło mi w sumie o sam konsumpcjonizm… Człowiek jest ciągle niezadowolony nie tylko jeżeli chodzi o stan materialnego posiadania, lecz także o ogólny stan otaczającej go rzeczywistości – środowisko, relacje międzyludzkie itp.

 

Tsk, mówiąc szczerze, zaskoczyła mnie interpretacja z konsumpcjonizmem Finkli. I po części wybaczałam też bierność bohatera, która wielu się nie podoba. Jeżeli wybrałeś opcję szamańskiej inicjacji, to jest jak najbardziej ok. Tylko dla większości czytelników to będzie mało porywające, bo oczekuje się niezwykłego bohatera. A ten zwykły bohater musi być jednak nieco “uzbrojony”, żeby czytelnik nie kręcił za bardzo nosem.

https://www.tor.com/2016/07/27/the-art-of-space-travel/ Jeśli czytasz po angielsku. Nie te klimaty, ale autorka zastosowała zupełnie zwyczajną osobę (sprzątaczkę) i perypetie jej zwykłego życia, a w tle poważna katastrofa, skażenie środowiska i wylot na Marsa. Rozkład akcentów zrobił na mnie wielkie wrażenie. Polecam, bo i w ogóle to piękne opowiadanie. Na Tor można znaleźć sporo takich perełek.

Zapisałem w zakładkach, przeczytam w wolnej chwili.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Tsk, mówiąc szczerze, zaskoczyła mnie interpretacja z konsumpcjonizmem Finkli.

Toż to nie interpretacja, w tekście żywcem stoi:

Męczyła ich samotność, przesyt konsumpcją, ciągła pogoń za podwyższaniem statusu.

Babska logika rządzi!

Owszem, poruszyłem konsumpcjonizm jako problem, ale w odniesieniu do jednej epoki w dziejach. Całość raczej chciałem odnieść do wiecznego ludzkiego spleenu, niezadowolenia z egzystencji:

 

Ludzie z przyszłości cierpieli tak jak i ci mi współcześni, choć na inny sposób.

Czyżby Cerumbra chciała mi pokazać, iż ma niedola nie polegała na tym, że urodziłem się w złych okolicznościach, lecz dlatego, że w ogóle się urodziłem?

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Podoba mi się narracja, ładnie pasująca do treści. Prostoty i czytelności przesłania też nie uważam za wadę. Być może jest też w tym wszystkim sporo racji. Zresztą, niekoniecznie całe to cierpienie i niezadowolenie nacechowywałbym negatywnie, może jest to jedna z głównych sił napędowych ludzkości – dążenie do zmiany tego stanu – a na szczęście tylko nieliczni zdają sobie sprawę, że to niemożliwe :-) 

Nie jestem miłośnikiem tekstów, w których fabuła stanowi tylko pretekst do przedstawienia ciągu przemyśleń autora, ale w tak krótkiej formie, jest to zupełnie strawne. Pomysł na Cerumbrę fajny, choć (mimo, że jest to w sumie dla tekstu nieistotne) brakuje mi jego pociągnięcia (co to, po co i dlaczego). 

Ogólnie – zupełnie przyjemny tekst i zasługuje na bibliotekę, choćby z powodu narracji. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dzięki za komentarz i bibliotekę, Thargone :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Coś jak u Platona: dusze ludzkie posiadają pełnię wiedzy, gdy przebywają w świecie idei, gdy jednak łączą się z ciałem w chwili narodzin, wszystko zapominają. Można jednak tę ukrytą wiedzę z nich wydobyć, na przykład za pomocą odpowiednio dobranych pytań. Tutaj wiedza ta objawia się dzięki tajemniczej, i słabo wyjaśnionej, Cerumbrze. Najistotniejszą informacją, która została dzięki niej zdobyta, jest zaś ta, że ludzie są samotni i nic nie znaczą dla wszechświata, co prowadzi do postawy zgorzkniałego filozofa. Sądzę jednak, że nawet jeżeli to o wszechświecie jest prawdą, to niekoniecznie musi być prawdą o ludzkim społeczeństwie. Dlatego Cerumbra zamiast przekazać Adasiowi prawdę o świecie, zwiodła go na manowce.

Dziękuję za wpadnięcie i obszerny komentarz, Marcinie Robercie! Ciesze cię, że lektura skłoniła cię do refleksji.

Cerumbra rzeczywiście mogłaby by być takim świetlikiem w jaskini Platona, otworem przez który dostaje się wiedza ze świata idei.

Zaś co do ludzkiego społeczeństwa… Bohater szorta nie potrafił się w nim odnaleźć, postrzegał je właśnie jako dziwną narośl na zimnym i chaotycznym wszechświecie, zniekształcony system oparty na pierwotnych, naturalnych odruchach. 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Temat jak najbardziej ciekawy, ale bohater wypadł trochę blado. Może gdyby forma była dłuższa, wyszłoby lepiej?

Przedostatnia ilustracja jest za to absolutnie fantastyczna. :)

Dzięki za przeczytanie i komentarz, Rosso! Tę ostatnią ilustrację robiłem techniką hybrydową, odréczny rysunek obrabiałem graficznie na komputerze.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Kliczek chociażby za ilustracje… Mają w sobie coś niepokojącego, mrocznego i psychodelicznego. Opowiadanie też na plus. Za ogólny przekaz, filozofię i klimat takiego wyobcowania, osamotnienia i zwątpienia? Trochę dołujące, ale prawdziwe…

Dziękuję za przeczytanie i bilbiotekę, Katio :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Też jestem rozczarowana tym moralizatorskim kierunkiem. Wolałabym się dowiedzieć, co się stało z matką, znachorem, jak w nowej sytuacji odnalazł się bohater i co z tego wynikło: ostatecznie w końcu mieszkańcy wsi musieli się zorientować, że coś jest nie tak, ciekawe, jak na to zareagowali. W sumie to mnie bardziej interesuje niż “odkrycie”, że w każdych czasach ludziom czegoś brakuje ;)

Ale czytało mi się bardzo dobrze :)

Przynoszę radość :)

Dzięki za przeczytanie i komentarz, Anet :)

Racja, być może zbyt bardzo skupiłem się na głównym bohaterze…

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Czy ja wiem?

Ja sobie marudzę i tyle. Jakbyś się skupił bardziej na życiu wsi, to by Ci wyszło zupełnie inne opowiadanie przecież ;)

Przynoszę radość :)

Ciekawy tekst. Bardzo dobry pomysł, by uzupełnić tekst ilustracjami. Wiem, że u Ciebie to żadna nowość, tym nie mniej właśnie przy takiej charakterystyce tego szorta, jego pewnej tajemniczości, one bardzo dodają mu i kolorytu i wartości.

Długość tekstu dobrana dobrze, bo z jednej strony masz na tyle przestrzeni, by zbudować ciekawość czytelnika, z drugiej nie przeciągasz owego zainteresowania i koniec przychodzi, nim czytelnik zacznie się męczyć.

Wiadomo, że tajemnica zawsze stanowi wabik na czytelnika, więc i tu nie mogło być inaczej. Tutaj dostajemy wariant tajemnicy dosyć osobliwej i wypada to całkiem fajnie. Pewnie, podobnie jak przedpiścy wolałbym trochę innego “rozłożenia proporcji” w tym opowiadaniu – więcej straszenia, mniej tego moralizatorstwa, jak to nazwała Anet (a leniwy CM ochoczo skopiował). Inna rzecz, że jednak w dalszym ciągu mam poczucie fajnie spędzonego czasu na lekturze.

Wizyta w ramach akcji “podaj szortowi tlen w długiej drodze do biblioteki”.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

@CM

Dzięki za przeczytanie i wpadnięcie :)

Szczerze pisząc, to zapomniałem, o czym dokładnie był ten szort ;) Jak przeleciałem po nim wzrokiem po dłuższej przerwie, to z perspektywy czasu stwierdziłem, że jednak nie był zbytnio udany (lepiej od samego tekstu wyszły mi ilustracje), ale cieszę się, że lektura okazała się ciekawa :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wow! Wreszcie dotarłam tu po Twoim tekście na Granice… i naprawdę było warto. Urzekła mnie narracja i ta historia jak z wczesnych opowiadań Grabińskiego. Ilustracje dopinają efekt na ostatni guzik. Podobnie jak spora grupa przedpiśców nie do końca kupuję bohatera jako jednostkę, aczkolwiek sztuka pisania jest też sztuką grania na uczuciach za pomocą środków językowych, które dotykają tego, co trzeba. I ponieważ w moim wypadku tak też się stało, klikam bibliotekę. smiley I pozdrawiam.

@oidrin

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, miło mi widzieć porównanie do Grabińskiego :)

 

Jeśli chcesz poczytać coś więcej w podobnych klimatach, to na forum mam jeszcze:

Etos – połączenie lovecraftowskich klimatów z SF, ale to trochę stary tekst (2016), więc poziom językowy jest niższy

Współlokator – pogranicze obyczajówki i weird fiction

Terrapercepcja – krótki szorcik, który wygrał konkurs “Morskie Oko”

Tańcz, niech twa dusza żywym ogniem płonie – też osadzone we współczesnych klimatach jak dwa powyższe teksty, ale rodzaj horroru jest inny: to demoniczny slasher

 

A z komercyjnie wydanych opowiadań:

Myślopłatacz – to element dodatku do Zewu Cthulhu RPG, więc tu już jest typowy Lovecraft

Dziewiątka (w “Snach Umarłych 2020 t. 1”) – psychodeliczne weird fiction

 

Również pozdrawiam i zapraszam do kolejnych lektur :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka