- Opowiadanie: Wicked G - Współlokator

Współlokator

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy V

Oceny

Współlokator

Gaz, zgniłe śmieci, wymiociny? Może wszystko naraz? Jarhi nie potrafił zidentyfikować źródła smrodu na klatce schodowej. Fetor panował tu nieustannie, lecz zmieniał się tak często, że kto przechodził tędy o różnych porach dnia, nigdy nie wyczuwał dwa razy tego samego zapachu. Był to jeden z dziwnych szczegółów, które czasem przyprawiały mieszkańców ulicy Skaggran numer szesnaście o silny niepokój.

Co zaliczało się do pozostałych? Dudniące dźwięki dochodzące z lokum na drugim piętrze w środku nocy. Niezrozumiałe napisy na ścianach, wymalowane sprejem lub wydrapane w tynku. I kliki typów spod ciemnej gwiazdy, stojących w bramie, popijających tanie, mocne alkohole i uważnie obserwujących otoczenie.

Lista na tym się nie kończyła, lecz przy obecnym budżecie Jahri mógł jedynie pomarzyć o przeprowadzce. Tak czy inaczej, przypuszczał, że to niewiele by zmieniło. Miejsca, gdzie człowiek czuł się naprawdę beztrosko i bezpiecznie, dawno zniknęły z tego świata.

Po krótkim truchcie po schodach Jahri dotarł pod mieszkanie, w którym wynajmował pokój, a raczej klitkę będącą skromnie umeblowanym składzikiem. W szczelinę pomiędzy drzwiami a framugą ktoś wsunął wypłowiałą ulotkę z napisem: „Nawróć się, zanim nadejdzie Zagłada”.  

Jahri nawet nie podniósł jej po tym, jak uwolniona z drewnianych okowów powoli opadła na zakurzoną podłogę. Nie wiedział, kto miał na tyle pomieszane w głowie, aby rozpowszechniać takie bzdury, i tych wątpliwości wcale rozwiewać nie chciał.

Poszedł do kuchni, wyciągnął z reklamówki mleko, jajka oraz masło i włożył wszystko do rzężącej lodówki. Głód doskwierał mu dość mocno, lecz zanim Jahri zabrał się za jedzenie wczorajszych kanapek, umył ręce w łazience.

Widok w lustrze nie napawał optymizmem. Niechlujny zarost, worki pod oczami, pierwsze siwe włosy. Jahri starzał się, gnił razem z tym przeklętym miastem. Wytarł dłonie w zatęchły ręcznik i wrócił po kolację

Pszenny chleb smakował tak samo miałko jak zwykle. Świat za oknem, skąpany w blasku sodowych lamp, wyglądał równie ponuro co zawsze. Po posiłku czas na czytanie bezsensownych nowinek i historyjek w sieci do późna. Kolejny wieczorny epizod nudnej parodii życia.

Nagle Jahri usłyszał ciche skrzypnięcie. Ktoś przemykał po korytarzu. Malise wyjechała na dwa tygodnie do rodziny, zatem musiał być to nowy współlokator, o którym wspominał wynajmujący mieszkanie. Właściciel nie sprecyzował nic na jego temat, poinformował tylko, że miał wprowadzić się dzisiaj.

Jahri wyjrzał z kuchni. Do pokoju po prawej od łazienki wchodził niewysoki, krótko ostrzyżony blondyn.

– Cześć – przywitał się Jahri.

– Cześć – rzucił nowy mieszkaniec, nie odwracając głowy.

Po chwili zniknął za drzwiami. Nawet się nie przedstawił. Wyglądało na to, że zajmowało go coś niecierpiącego zwłoki.

Jahri wzruszył ramionami. Dokończył posiłek i udał się do własnego kąta. Uruchomił starego laptopa i zaczął szperać w Internecie. Słuchawki zagrały charakterystyczny dżingiel. Wiadomość na społecznościówce, od kuzyna z rodzinnego miasta. Nie mieli ze sobą kontaktu przez długi czas.

 

Dajar Mahron:

Hej, co tam u ciebie?

Dalej siedzisz w tej przeklętej stolicy?

 

Jahri Mahron:

Przeklętej? Które miasto nie jest teraz przeklęte?

 

Dajar Mahron:

Co racja, to racja.

 

Jahri Mahron:

Wracając do pytania – jakoś leci.

Nadal mieszkam w Lassrot, ale zmieniłem robotę.

 

Dajar Mahron:

Gdzie teraz pracujesz?

 

Jahri Mahron:

W warsztacie samochodowym.

Niech zgadnę, masz do mnie sprawę?

 

Dajar Mahron:

Nie, nie tym razem.

Po prostu dawno się nie odzywałem. Wypada to nadrobić.

Czuję się samotny… Kobieta mnie zostawiła.

Tydzień temu zwinęła manatki, kiedy byłem w fabryce, i już nie wróciła.

 

Jahri Mahron:

Kiepska sytuacja.

Przeżyjesz. Też przez to przechodziłem.

 

Dajar Mahron:

Ta.

W Saldur robi się jeszcze dziwniej niż zwykle.

Podobno na rejonie operuje sporo specjalnych.

 

Jahri Mahron:

Nasilenie anomalii?

 

Dajar Mahron:

Pewnie tak.

Ostatnio, kiedy byłem w banku, w kolejce przede mną stał typ w kapturze.

Nagle upadł i zaczął turlać się po podłodze. Z pyska leciała mu piana.

Miał szarą skórę…

I jakby… popękaną.

Ochroniarze nie mogli go podnieść w czwórkę.

 

Jahri Mahron:

Chore.

 

Dajar Mahron:

Wykidajła zadzwonili na policję.

Zanim zdążyli przyjechać, przyszedł taki dziwny typ.

Wyglądał podobnie do tarzającego się gościa.

Po prostu wyszli razem z banku, jak gdyby nigdy nic.

 

 

Jahri Mahron:

Czekaj, zaraz wracam.

 

Jahri wstał od biurka, zaniepokojony ciągłym basowym buczeniem. Tym razem hałas nie dobiegał ze znajdującego się poniżej mieszkania, lecz z pokoju nowego współlokatora. Mahron wyszedł na korytarz. Osłonięta plastikowym kloszem żarówka zaczęła mrugać, a natężenie dźwięku narastało.

Energiczne pukanie nie przyniosło efektu. Jahri pokręcił głową i kilka razy walnął pięścią w pilśniowe drzwi.

– Już, już! – Z wewnątrz dobiegł nerwowy krzyk. Rumor nagle ucichł. – Podłączam głośniki, wzmacniacz wariuje.

– Nie możesz robić tego za dnia?! – zapytał poirytowany Mahron.

– Przepraszam, to już się nie powtórzy – odparł nowy.

Jahri westchnął głęboko i wrócił do sypialni, aby z powrotem zasiąść na skrzypiącym krześle. Na komputerze czekały kolejne wiadomości od kuzyna.

 

Dajar Mahron:

OK.

Co ty tam robisz?

 

Jahri Mahron:

A, nic. Koleś, z którym mieszkam, zaczął hałasować.

Strasznie skryty facet. Może ma fobię społeczną czy coś w ten deseń.

 

Dajar Mahron:

W tych czasach to nic nadzwyczajnego.

Chciałbym, żeby wszystko było jak dawniej.

Wiesz, jak za dzieciaka, jeszcze przed Intruzją.

 

Jahri Mahron:

Ta, wtedy żyło się łatwiej.

Chociaż ci, którzy przyszli na świat już po, nie narzekają aż tak bardzo.

Owszem, jest źle, ale anomalie występują dość rzadko.

A te groźne dla życia prawie w ogóle.

Wcale nie ma tragedii. Po prostu ludzie zbytnio nakręcają panikę.

 

Dajar Mahron:

Chyba traktujesz to zbyt niepoważnie.

Wiesz, czytałem ostatnio w gazecie ciekawy artykuł.

Według autora świat wcale się nie zmienił po Intruzji, on zawsze tak wyglądał.

Zmianie uległa ludzka percepcja. Zaczęliśmy widzieć prawdę.

Dostrzegać fakt, że rzeczywistość jest zepsuta.

 

Jahri Mahron:

Może coś w tym jest.

Chociaż dla mnie to brzmi trochę jak te głupoty, co wypisują sekty.

Dobra, muszę kończyć, zaraz idę się położyć. Jutro rano do roboty.

Na razie.

 

Dajar Mahron:

Rozumiem.

Do zobaczenia.

 

Mechanik zamknął kartę przeglądarki z portalem społecznościowym i otworzył nową, by wpisać adres witryny z serialami. Nie chciało mu się spać, lecz miał już dosyć czatowania z kuzynem. Odkąd pamiętał, Dajar wciąż gadał i gadał o zaburzeniach, wprowadzając rozmówców w ponury nastrój. Te kilkanaście zdań zamienił z nim wyłącznie dla przyzwoitości.

Jahri przejawiał dosyć defetystyczne podejście wobec sytuacji, jednak starał się nie okazywać tego na zewnątrz. Sam nie wiedział, dlaczego tak czynił. Uznawał to za oznakę słabości, albo udzieliła mu się powszechna postawa negacji i zamiatania wszystkiego pod dywan. Koniec końców każdy pragnął żyć normalnie. To nie zmieniło się nigdy. Nawet po tym, jak dwadzieścia cztery lata temu na całym świecie zaczęto odnotowywać zjawiska paranormalne, występujące z niespotykaną dotychczas częstością.

Pewien dziennikarz nazwał w gazecie ten moment dziejów Intruzją. Społeczeństwo etykietkę przyjęło niemal powszechnie, chociaż liczne sekty preferowały własne, wymyślne określenia, na przykład „Otwarcie Bram Piekła”. Co prawda wśród anomalii dominowały raczej te nieprzyjemne, lecz Jahri uważał, że większość z religijnych frazesów jest przesadzona. Zdarzały się również i pozytywne zaburzenia rzeczywistości, choćby drzewa owocowe wyrastające na środku pustyni.

Choć niektórzy ogłaszali apokalipsę, znakomita większość ludzi podeszła do sprawy z pewną dozą spokoju, w czym pomagali liderzy państw i organizacji międzynarodowych. Powstały specjalne, nieistniejące oficjalnie jednostki do zajmowania się nadnaturalnymi przypadkami. Media głównego nurtu konsekwentnie milczały na temat anomalii.

Wciąż pozostawały jednak plotki, historie bliskich czy filmy w Internecie. Nie sposób było zapomnieć o tym, iż któregoś dnia może czekać cię to, czego jeszcze trzy dekady temu nie pokazywano nawet w horrorach w kinie.

Po kilku minutach zamyślenia Mahron zorientował się, że nie śledził fabuły kolejnego odcinka odmóżdżającego serialu komediowego. Zaczął oglądać od nowa, tym razem uważnie. Zbyt głębokie pogrążenie w refleksjach na temat świata nie nastrajało pozytywnie przed snem.

Po zakończeniu epizodu poszedł do łazienki wziąć prysznic. Współlokator najwyraźniej nabrał rozsądku, w mieszkaniu było bowiem cicho jak w kościele. Po kąpieli mechanik legł na wygniecionym materacu, przykrywając się kołdrą i grubym kocem. Musieli oszczędzać na ogrzewaniu.

Nazajutrz Jahriego znów czekało obcowanie ze zrzędliwym szefem, kapryśnymi klientami i leniwymi praktykantami. Ta perspektywa przygnębiała jeszcze bardziej niż przeklęte anomalie. Przynajmniej zarabiał odrobinę więcej niż na linii produkcyjnej w fabryce i znów pracował w wyuczonym zawodzie, ale przez konieczność spłacania długów nie mógł pozwolić sobie na wynajęcie własnego mieszkania.

Jahri z trudem odepchnął przykre myśli. Po chwili jego umysł spowiła mgła senności. Tuż przed, a może już po opuszczeniu jawy ponownie usłyszał niskie buczenie, tym razem nieco przytłumione, lecz półświadomy nie zareagował w żaden sposób. Nazajutrz nawet tego nie pamiętał.

 

***

 

Promienie słońca przebiły się przez brudne szyby, budząc Mahrona tuż przed momentem, w którym miał uczynić to ustawiony w telefonie alarm. Mężczyzna zwlókł się z łóżka i ziewnął głęboko. Nie był typem rannego ptaszka, zazwyczaj czuł się zmęczony jeszcze przez dwie godziny po wstaniu. Nie zmieniała tego nawet mocna kawa wypijana na śniadanie. Warsztat otwierano dopiero o dziewiątej, lecz szef zawsze kazał mu przychodzić wcześniej, żeby pomagał przy wypełnianiu i archiwizowaniu dokumentów.

Pieprzona papierologia. Faktury, reklamacje, zwolnienia lekarskie, zaświadczenia z urzędu pracy. Ludzie przestali sobie ufać dawno temu, więc wymyślili podpisy i pieczątki. Biurokratyczny labirynt nie posiadał wyjścia, a Jahri, choć przebywał w nim wiele lat, nadal czuł się nieswojo, przepisując rzędy cyfr do formularzy i obsesyjnie sprawdzając, czy nie popełnił błędu.

Mahron poszedł do kuchni, aby coś przekąsić. Gdy otworzył drzwi, zauważył nowego współlokatora smażącego jajecznicę. Gość podskoczył z przestrachu i spojrzał za plecy, sprawdzając, kto wlazł do pomieszczenia, po czym na powrót wlepił wzrok w patelnię.

– Cześć – odezwał się mechanik. – Chyba jeszcze się nie przedstawiłem. Jahri – powiedział, wyciągając dłoń.

– Famol – rzekł współlokator. Podał mu prawą dłoń i natychmiast ją odciągnął, jakby chciał ograniczyć czas cielesnego kontaktu do minimum.

– Podoba ci się mieszkanie? – zapytał Jahri, w myślach stwierdzając, że szczera odpowiedź nie mogłaby być twierdząca. – Zadomowiłeś się już?

– Ta, jest okej – odparł zdawkowo Famol, przekładając jajecznicę na talerz.

Mahron zlustrował go dokładnie, gdy krzątał się po kuchni, przyprawiając danie. Wyglądał młodo z twarzy. Miał ślady po trądziku, wyłupiaste oczy i odrobinę przygarbioną sylwetkę. Nosił ubrania ze średniej półki.

– Czym się zajmujesz? – Jahri miał problemy ze stwierdzeniem, kim był współlokator, biorąc pod uwagę wyłącznie aparycję. – Ja pracuję w warsztacie samochodowym.

– Studiuję na uniwerku i dorabiam jako pomoc w antykwariacie. Wybacz, ale nie mam czasu gadać, za chwilę zaczynam zajęcia.

Famol opuścił kuchnię z talerzem w dłoniach. Mahron celowo nie poruszył tematu wczorajszego hałasu. Bał się, że spłoszy nowego znajomego, choć koniec końców ten nie podtrzymywał pogawędki zbyt długo. Nie zapowiadało się, że będzie gadatliwym typem, lecz Jahriemu niezbyt to przeszkadzało – bądź co bądź wolał milczków od plotkarzy.

Mahron zjadł na śniadanie owsiankę z mlekiem, założył robocze łachy, po czym wyszedł przed blok i odpalił starego sedana. Dojechał do końca Skaggran i skierował się na północną obwodnicę, z której później odbił na aleję Zwycięstwa, gdzie znajdował się warsztat.

Ulica była wyjątkowo zakorkowana. Kierowcy trąbili, wymachiwali pięściami, jakiś motocyklista lawirował pomiędzy kolumnami samochodów. Co tym razem? Wypadek, zepsute światła drogowe, anomalia?

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Jahri został unieruchomiony na dłuższą chwilę. Szanse na spóźnienie się do pracy rosły z każdą minutą. Nagle radio zaczęło trzeszczeć.

– Do cholery, co jest z tym sprzętem?! – krzyczał poirytowany mechanik, tłukąc pięścią w deskę rozdzielczą.

Agresja nie sprawiła, że odbiornik ponownie złapał sygnał, ale przynajmniej pojazdy ruszyły. Jahri stwierdził, że rozsądniej będzie zostawić samochód na pobliskim parkingu przy supermarkecie i pokonać ostatni fragment drogi do pracy piechotą. Miał nadzieję, że szef doceni poświęcenie, jakim było zostawienie wozu na pastwę wagarujących gnojków, lubiących dla zabawy rysować lakier ostrymi przedmiotami.

Mahron ruszył szybkim krokiem w kierunku warsztatu. Po chwili marszu ujrzał przyczynę zatoru: osobówka zderzyła się czołowo z dostawczakiem. A zatem to nie anomalia, tylko zwykły wypadek.

Zwykły…

Sądząc po stanie pojazdów, ktoś na pewno zginął, a przynajmniej walczył o życie. Musiał ogromnie cierpieć, a rodzinę – o ile miał szczęście takową posiadać – czekały szok, rozpacz i wiele nieprzespanych nocy.

Jahri nawet zbytnio się nie przejął. Zastanawiał go powód własnej niewrażliwości. Czy to przez to, że po Intruzji śmierć w tak prozaiczny sposób przestała wywierać jakiekolwiek wrażenie? Czy może raczej cały świat pogrążony w konsumpcjonistycznym pędzie znieczulił się na krzywdę jednostek? Mały trybik w machinie łatwo wymienić…

I Mahron nie był niezastąpiony na swoim stanowisku, zatem przyspieszył kroku, by choć odrobinę ograniczyć spóźnienie. Gdy w końcu dotarł do warsztatu, szef oczywiście od razu wyskoczył z pyskiem, nie pytając o powód opieszałości, jednak po krótkich wyjaśnieniach odrobinę spokorniał.

Dzień okazał się obfity pod względem pracy. Ktoś przywiózł minivana z uszkodzonym sprzęgłem, kolejny klient zostawił coupé do wymiany klocków i tarcz hamulcowych, jeszcze inny kombi w dieslu z turbiną do regeneracji. Do tego niedokończone naprawy z wczoraj i przedwczoraj.

Normalnie przy takim natłoku zajęć Jahri nigdy nie błądził myślami. Zawsze automatycznie skupiał uwagę na robocie, by uniknąć omyłek i późniejszego suszenia głowy przez szefa lub niezadowolonych klientów. Tym razem jednak wciąż coś go rozpraszało. Zakatarzony praktykant, tandetna muzyka lecąca z bumboksa, brzęczące owady obok kosza na śmieci. Na rozdrażnienie nie pomogły nawet wypalone papierosy ani to, że szef pozwolił mu przestawić auto pod warsztat, tym samym nieco wydłużając przerwę na obiad.

Mahron odetchnął z ulgą, gdy o siedemnastej wreszcie wyszedł z pracy. Nie potrafił zliczyć, ile razy wziął do ręki złe narzędzie czy został półżartobliwie zbluzgany przez kolegów za niezdarność. Po drodze stwierdził, że jest zbyt zmęczony, aby samemu ugotować obiad, i wstąpił na hamburgera do ulubionej budki z fast foodem. Smakował wyjątkowo pikantnie, chociaż znajomy kucharz, Uto, wypierał się użycia ostrych przypraw. Jahri zażartował, że może to anomalia, choć po tak ciężkim dniu niezbyt było mu do śmiechu.

Zabawne, jak drobiazgi wprowadzają człowieka w poczucie winy i pogardy wobec własnej osoby. Prozaiczna bułka z kotletem sprawiła, że mechanik zaczął myśleć o byłej żonie. Gdyby nie odeszła, pewnie nadal pichciłaby mu posiłki o wiele smaczniejsze i zdrowsze od tego tłustego gówna. On jednak wolał przepuszczać pieniądze w automatach do gier. Ostrzeżenia o uzależnieniu zbywał szorstkimi odzywkami. Skończył na dnie, od którego teraz powoli się odbijał.

Niechętnie dokończył hamburgera i wsiadł z powrotem do samochodu, by za niecałe dwadzieścia minut zjawić się na Skaggran szesnaście. Tym razem klatka schodowa uraczyła go wyjątkowo intensywnym swędem spalenizny. Po otwarciu mieszkania okazało się, że smród dobiega właśnie stamtąd. Pewnie Famol zjarał coś na patelni. Przynajmniej próbował to wywietrzyć, bo wewnątrz panował większy chłód niż na korytarzu.

Jahri zdjął buty i kurtkę, po czym wszedł do kuchni wstawić wodę na herbatę. Żadnych śladów po spartolonym smażeniu. Gdy mył ręce w łazience, zza ściany zaczęło dobiegać znajome buczenie. Natężenie dźwięku wciąż narastało, pogłębiając irytację Mahrona. Hałas wprawiał podłogę w wibracje, katował bębenki uszne. Mechanik wybiegł na korytarz i walnął kilka razy pięścią w drzwi od sypialni studenta.

– Co ty wyprawiasz! – krzyczał, trzymając się za uszy.

– Uciekaj stąd! Wynoś się! – Odpowiedź była ledwie słyszalna.

Nie zdążył zareagować. Basowy ton umilkł, a ze szpar przy futrynie zaczęła wypływać maź o kolorze czerni przechodzącej w fiolet. Płyn uformował się w niby-pnącza zakończone ostrymi kolcami. Jahri rzucił się do ucieczki, lecz macka pochwyciła go za kostkę i upadł, jęcząc z bólu. Breja powoli spowijała całe mieszkanie.

Mahron dopatrywał się anomalii wszędzie, a nie zauważył jej pod własnym nosem. Teraz przyszło mu słono za to zapłacić.

Gdy lepka zawiesina przykryła ostatni fragment ściany, Jahri odniósł wrażenie, że nie znajduje się już wewnątrz budynku, lecz na otwartej, ogromnej przestrzeni. Zupełnie jakby świat zniknął i zastąpiła go całkowita pustka. Mechanik zaczął wzywać pomocy. Głos poniósł się echem, nikt nie odpowiedział. Chciał wierzyć, że tylko zawodzą go zmysły, jednak doznanie przebywania w otchłani gęstej, cuchnącej spalenizną cieczy zdawało się niesamowicie realne, wręcz niemożliwe do zanegowania.

Macki pełzły po jego ciele. Próbował oswobodzić kończyny, lecz bezskutecznie. Wrzeszczał wniebogłosy. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak żałośnie to brzmi. Maź przenikała przez pory w skórze, wywołując uczucie kłującego, paraliżującego chłodu. Sukcesywnie zapadał się w czarne bagno. Z całych sił dążył do tego, by utrzymać głowę ponad powierzchnią płynu, aczkolwiek przychodziło to z coraz większym trudem.

Kurczowo trzymał się życia, jakkolwiek mizernym by nie było. Nie chciał umrzeć. Nie w taki sposób. Żałował, że nie zwrócił większej uwagi na podejrzane zachowanie Famola. Pewnie to on stał za anomalią. Teraz mógł wyłącznie przeklinać współlokatora w myślach, by nie tracić cennego tchu na wypowiadanie słów. Jego los został przypieczętowany.

Wici brei wtargnęły do ust i nozdrzy, oblepiając gardło i stopniowo odcinając dostęp do tlenu. Jahriego ogarnął najpotężniejszy z lęków. Przerażenie miażdżące świadomość żelaznym uściskiem. Strach przed końcem istnienia zakodowany głęboko w umyśle każdego człowieka. Zmysł wzroku odbierał już tylko czerń, choć nie wiedział, czy to dlatego, że maź dostała się do jego oczu, czy po prostu umierał…

Nagle ujrzał oślepiające światło. Niby-pnącza wyzwoliły go z duszących objęć. Nie dostrzegał nic przez powidok po rozbłysku, jednak czuł, że ktoś ciągnie go za ramię, jednocześnie podtrzymując głowę, a potem wyjmuje z oceanu lepkiej cieczy i kładzie na twardym podłożu.

Gdy Mahron częściowo odzyskał wzrok, zauważył, że znajduje się na klatce schodowej. Było przeraźliwie zimno, a smród spalenizny wciąż unosił się w powietrzu. Tuż przy nim klęczał wybawca.

– W porządku? Wstawaj, musimy stąd spadać, zanim anomalia rozlezie się jeszcze bardziej – powiedział Famol. – Przepraszam, że cię na to naraziłem.

Skonfundowany Jahri z trudem podniósł się do pionu i prędko podążył za studentem w dół kamienicy, zostawiając pytania na później. Famol walił w drzwi mijanych mieszkań i krzyczał ostrzegawczo o pożarze. Uznał, że będzie to najlepszy sposób na skłonienie ludzi do ewakuacji. W końcu wylecieli na ulicę. Famol wziął Mahrona na stronę i spojrzał mu prostu w oczy.

– Słuchaj, sprzedaj mieszkańcom ściemę, że coś zapaliło się u nas w kuchni, a mieliśmy odkręcony gaz. Trzymaj ich z dala od kamienicy, spróbuję wysadzić mieszkanie, może to powstrzyma zaburzenie. Czekaj na mnie na Rattelin, na końcu zaułka, wszystko ci wyjaśnię.

Jahri skinął głową, po czym student zniknął za rogiem kamienicy. Pozostali lokatorzy wybiegli na zewnątrz. Mahron zaczął opowiadać zmyśloną historię o pożarze, jednocześnie odciągając ich jak najdalej od budynku. Zgromadzeni dziwnie spoglądali na niego, prawdopodobnie przez ubrania brudne po kontakcie z mazią. Moment później z okien na ostatnim piętrze buchnęły płomienie.

Mechanik zostawił zdezorientowany tłum i puścił się pędem w kierunku umówionego punktu spotkania. Po dotarciu na miejsce zgiął się w pół i oparł dłonie na kolanach, z trudem łapiąc oddech. Stracił cały dobytek poza samochodem, ale przynajmniej wyszedł cało ze śmiertelnie niebezpiecznej sytuacji.

Po chwili przybył Famol, nerwowo rozglądając się dookoła i poprawiając kaptur.

– Co to, do cholery, miało być?! – wyrzucił mu rozsierdzony Jahri.

– Spokojnie, spokojnie – odparł Famol. – I nie wrzeszcz tak, bo ktoś nas usłyszy. W tamtym pokoju była anomalia. Uśpiona, przeciętny człowiek nie miał prawa jej wykryć. Starałem się ją zneutralizować, stąd hałasy. Nie chciałem cię niepokoić, dlatego nic nie mówiłem… Niestety, tym samym naraziłem cię na niebezpieczeństwo. Mój błąd, przepraszam.

– Kim ty w ogóle jesteś? Specjalnym? – zapytał Mahron.

– Nie. Niewiele mam z nimi wspólnego, choć teraz musiałem ich wezwać, żeby posprzątali ten syf. Wspiąłem się po rynnie i zdetonowałem gaz w mieszkaniu, ale wybuch mógł nie wystarczyć do pozbycia się istoty.

– Istoty? – Mechanik zrobił zdziwioną minę.

– Ta – odrzekł sucho student. – Maź przejawiała pewien rodzaj… inteligencji. Ale jej zamiary nie należały do dobrych. Otaczając pewien obszar, tworzyła kieszonkowy wymiar zawarty w jej ciele. To wyjątkowo niebezpieczne.

– No co ty pieprzysz? – zakpił Jahri. – Tak w ogóle, to ogromne dzięki, zawdzięczam ci życie. Jak udało ci się mnie stamtąd wyciągnąć?

– Nazywają nas Emergentami – wyjaśnił Famol. – Ostojami porządku w świecie chaosu. Większość anomalii nie ma na nas wpływu. Potrafimy usuwać ich działanie. Ta… była dosyć problematyczna, dlatego trwało to tak długo. Niestety, chyba się spóźniłem.

– Co masz na myśli? – spytał Mahron.

– Spójrz na swoją twarz. – Famol wskazał mu sporą kałużę na chodniku.

Mechanik pochylił się nad taflą wody. Jego oczy zrobiły się jednolicie czarne, a po policzkach powoli pełzła sieć naczynek o tym samym kolorze. Nie zdążył zauważyć, jak Famol wbija nóż w jego lewy bok.

– Wybacz – rzekł ze spokojem Emergent, gdy ofiara z jękiem osunęła się na betonowe podłoże, intensywnie krwawiąc. – Prewencja.

Pospiesznie oddalił się z miejsca zdarzenia. Miał nadzieję, że nikt niczego nie zauważył. W przeciwnym wypadku musiałby sporo się napracować, żeby pozacierać ślady.

Trochę żałował człowieka. Wyglądał na porządnego gościa, lecz w tych szalonych czasach podążanie za sentymentami oznaczało jednoznaczne skazanie na porażkę. Mahron z pewnością przeistoczyłby się w coś potwornego.

Gdy Famol wiedział już, że nie ma ratunku dla Jahriego, zdradził mu swój sekret.

Cyniczne, pomyślał. Podarować komuś kilka dodatkowych chwil życia tylko po to, żeby się wygadać.

Czuł jednak, że tego potrzebował. Nie pamiętał, jak dawno temu mógł choć na chwilę przestać udawać inną, przeciętną osobę.

Koniec

Komentarze

Ech. Bardzo mi czytelniczo namieszałeś. Bo tak: zdecydowanie podoba mi się pomysł na świat i pomysł na Intruzję. Ale właściwie nic się o nim nie dowiaduję… Jeśli to jest kawałek cyklu, to ok, ale jeśli samodzielne jednostrzałowe opowiadanie – za dużo waty, za mało świata. Są kawałki bardzo klimatyczne, jest przygnębiająco, ale fabuła w swej szczątkowości nie daje czytelniczej satysfakcji, zwłaszcza że zakończenie też oryginalnością nie powala, od strony egzystencjalnej jest ok, choć pobrzmiewa różnymi Blade Runnerami.

Sama mam w uniwersum nieco lovecraftowską czarną maź, więc o elemencie horrorowym zmilczę ;)

 

“wyświechtaną ulotkę” – mam wrażenie, że ten przymiotnik nie dotyczy stanu fizycznego

wyświechtany pot. «pozbawiony wartości, znaczenia z powodu zbyt częstego powtarzania»

 

“Po krótkim marszobiegu po schodach” – marszobieg wydaje mi się dość technicznym określeniem ;) Mam wrażenie, że taka fraza sprawdziłaby się w humorystycznym tekście, ale nie poważnym, choć może to idiosynkrazja

 

“wyciągnął z reklamówki mleko, jajka oraz masło i włożył je do rzężącej lodówki” – włożył wszystko? Zaimek je to teoretycznie także liczba mnoga, ale przy tej wyliczance sprawia wrażenie, jakby odnosił się tylko do masła

 

“zanim Jahri zabrał się za konsumpcję wczorajszych kanapek, wstąpił do łazienki umyć ręce” – i powinien dostać pochwałę od jakiegoś inspektora sanitarnego czy bhp ;) A serio, troszkę to sztywno brzmi

 

“ciągłym, basowym buczeniem” – chyba bez przecinka bo raczej dookreślasz basowe buczenie, a nie wymieniasz cechy buczenia?

 

“Mechanik wyszedł na korytarz.” – niefortunne to mechanik. Niby wiemy z komunikatora, kim jest Jahri z zawodu, ale tu bardzo przyciąga uwagę, chyba niepotrzebnie, nazwisko lub coś neutralnego byłoby lepsze

 

“Strasznie skryty facet. Może ma fobię społeczną?” – nie za szybko na daleko idące wnioski?

 

Dwie następne wypowiedzi zawierają za dużo infodumpu – wymieniający je przecież wiedzą, co się wydarzyło… Sporą część komunikatu Jahriego (a tak w ogóle od “przez Intruzją”) lepiej byłoby przerzucić do jego refleksji, a nie pisać do kuzyna, bo to czytelnik nie zna kontekstu, a nie Dajar ;) Dalej, jak rozmawiają o tym, co się dzieje, już jest ok, bo to są ich przemyślenia na bieżąco. Na dodatek zaraz potem masz kolejny infodump o Intruzji, w sumie naturalniejszy

 

“teraźniejszej sytuacji” – imho samo sytuacji wystarczy

 

“oficjalnie nieistniejące” – nieistniejące oficjalnie ?

 

Trochę nadużywasz “iż” zamiast “że” (po części dla uniknięcia powtórzeń, fakt), ten pierwszy spójnik uważany jest za z wyższego rejestru i w zwykłym tekście brzmi pretensjonalnie

 

Ta perspektywa przygnębiała jeszcze bardziej niż te przeklęte anomalie.” – oba zaimki konieczne?

 

“kto wstąpił do pomieszczenia” – strasznie podniosłe to wstąpił

 

“odał mu prawicę” – prawą rękę?

 

“odpalił swojego starego sedana” – zaimek niepotrzebny

 

“na pastwę wagarujących gnojków[+,] lubiących dla zabawy rysować lakier ostrymi przedmiotami.”

 

“Po chwili marszu ujrzał przyczynę zatoru; osobówka zderzyła się czołowo z dostawczakiem.” – raczej dwukropek lub półpauza, a nie średnik

 

“zdesensytyzował się” – oj. Znieczulił się nie wystarczy?

 

“ograniczyć wielkość opóźnienia” – ograniczyć/zmniejszyć spóźnienie/opóźnienie

 

“Stwierdził, że jest zbyt zmęczony, aby samemu ugotować obiad. Smakował wyjątkowo pikantnie” – to Jahrona już ktoś zjadł ? ;)

 

“pogardy do własnej osoby” – lepiej chyba byłoby wobec

 

“– Uciekaj stąd! Wynoś się! – Ledwie usłyszał w odpowiedzi.” – raczej: Odpowiedź była ledwie słyszalna.

 

“ze szpar pomiędzy ościeżami” – to jest poprawne, ale zbyt techniczne, poza tym formalnie między ościeżami są całe drzwi (SJP PWN: “ościeże wewnętrzna powierzchnia otworu okiennego lub drzwiowego w ścianie budynku» ), a szpary między ościeżami a drzwiami…

 

“maź o kolorze czerni przechodzącej w fiolet. Płyn” – maź i płyn to nie to samo

 

“Pospiesznie oddalił się z miejsca zdarzenia. Miał nadzieję, że nikt niczego nie zauważył. W przeciwnym wypadku musiałby sporo się napracować, żeby pozacierać ślady.” Tu nagle zmieniasz punkt widzenia, co wypadałoby typograficznie oddzielić, bo wcześniej miałeś narrację bardzo konsekwentnie tylko z punktu widzenia Jahriego.

 

PS. Czemu masz tag wulgaryzmy? Jestem wyjątkowo wyczulona i uczulona na ich używanie w literaturze (utwory, w których uważam je za naprawdę uzasadnione, mogę chyba na palcach policzyć), a nie zwróciły uwagi (znalazłam dwa wyszukiwarką), więc chyba nie ma co tagować ;)

http://altronapoleone.home.blog

Czy to aby na pewno jest horror?

Owszem, opisujesz dziwny świat, w którym występują różne anomalie, ale może dlatego, że jest ich wiele, przypadek bohatera nie zrobił na mnie większego wrażenia – nie zdziwił, nie przestraszył, grozą nie powiało. Nie było szczególnego zaskoczenia, bo wszystko wskazywało na to, że w końcu coś się wydarzy, a może dlatego, że nie wiem, czym było czarne w pokoju współlokatora.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

zanim Jahri za­brał się za kon­sump­cję… –> …zanim Jahri za­brał się do kon­sump­cji

 

na całym świe­cie za­czę­to od­no­to­wy­wać zja­wi­ska pa­ra­nor­mal­ne z nie­spo­ty­ka­ną do­tych­czas czę­sto­ścią. –> Czy wcześniej odnotowywano je nie tak często?

A może miało być: …na całym świe­cie za­czę­to od­no­to­wy­wać zja­wi­ska pa­ra­nor­mal­ne, występujące z nie­spo­ty­ka­ną do­tych­czas czę­sto­ścią.

 

nie po­ka­zy­wa­no nawet na hor­ro­rach w kinie. –> …nie pokazywano nawet w hor­ro­rach w kinie.

 

cze­ka­ło ob­co­wa­nie z zrzę­dli­wym sze­fem… –> …cze­ka­ło ob­co­wa­nie ze zrzę­dli­wym sze­fem

 

Mah­ron zjadł na śnia­da­nie owsian­kę z mle­kiem, ubrał ro­bo­cze łachy… –> W co ubrał robocze łachy???

Ubranie można włożyć, założyć, przywdziać, ubrać się w nie, odziać się w nie, wystroić się, ale ubrania nie można ubrać!

 

wy­jąt­ko­wo in­ten­syw­nym swą­dem spa­le­ni­zny. –> …wy­jąt­ko­wo in­ten­syw­nym swędem spa­le­ni­zny.

 

Po­zo­sta­li lo­ka­to­rzy za­czę­li wy­bie­gać na ze­wnątrz. Mah­ron za­czął opo­wia­dać… –> Powtórzenie.

 

Po do­tar­ciu na miejsc zgiął się w pół… –> Literówka.

 

dla­te­go za­ję­ło mi to tak długo. –> …dla­te­go trwało to tak długo. Lub: …dla­te­go za­ję­ło mi to tak dużo czasu.

 

w tych sza­lo­nych cza­sach po­dą­ża­nie sen­ty­men­ta­mi ozna­cza­ło… –> Raczej: …w tych sza­lo­nych cza­sach kierowanie się sen­ty­men­ta­mi ozna­cza­ło

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Drakaino.

Utwór powstał jeszcze w zeszłym roku, wysyłałem go po różnych magazynach, niestety bez skutku, więc ostatecznie wylądował tutaj. W założeniu miał być otwarciem do conworldu horrorowego, w którym miałem tworzyć, ale nie wiem, czy będę kontynuował ten projekt, przynajmniej nie w najbliższym czasie – na razie mam inne plany pisarskie.

Tag wulgaryzmy wywaliłem. Błędy techniczne poprawiłem zgodnie z sugestiami. Nie zgodzę się tylko co do płynu i mazi – maź może być określeniem cieczy o bardzo dużej lepkości, więc formalnie nie jest to błędem (np.: maź stawowa «kleisty płyn na powierzchni kości stawów» https://sjp.pwn.pl/slowniki/ma%C5%BA.html). Nie oddzieliłem też zmiany POV z Jahriego na Famola, zależało mi na dynamicznym przeskoku.

 

Edit:

Dzięki za przeczytanie i komentarz, Reg. Błędy poprawiłem.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Tak, przyznam, że zastanawiałam się, czy nie dodać, że z punktu widzenia fizyki maź zapewne jest cieczą, ale ponieważ moje związki z fizyką ograniczają się do połowy genów ;) to nie wdawałam się w to. Napisałam tylko o odczuciu zwykłego użytkownika języka, dla którego maź to jest coś ciągnącego się, a płyn – no, jest płynny ;) Czasem definicje naukowe nie zgadzają się z potocznym odbiorem, a to nie jest tekst naukowy.

 

Szkoda, że nie zamierzasz kontynuować tego uniwersum, choć z drugiej strony sam typ świata jest trochę wyeksploatowany przez erpegi i literaturę, więc tak naprawdę trzeba by tu mieć super pomysł na fabuły i bohaterów. Jahri zresztą wyszedł dobrze, szkoda, że poległ…

 

Skądinąd – czy to się dzieje w jakimś konkretnym miejscu? Bo brzmi po części skandynawsko, ale konkrety mi się średnio guglały.

http://altronapoleone.home.blog

Uniwersum osadzone jest w nieistniejącym świecie, lustrzanym odbiciu współczesnej Ziemi.

Kwestia ewentualnej kontynuacji, ale wydaje mi się, że w tej chwili w szufladzie mam lepsze pomysły do zrealizowania. Aktualnie piszę kontynuację jednego z opublikowanych wcześniej opowiadań, chcę też poprawić powieść, bo dostałem opinie i wskazówki od betareaderów.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Mam sporo skojarzeń (w pozytywnym sensie) z pisaniem Mievilla – “Miasto i miasto” i szczypta Nowego Crobuzon. Z jednej strony, podoba mi się, że nie ma przeładowania szczegółami. Tworzy to ciekawy klimat – szary, ciężki i smutny. Czytając, miałam przed oczami odrapane, szare blokowiska. Też mam niedosyt. Od początku wiedziałam, że coś z tym nowym współlokatorem będzie nie tak, a śmierć głównego bohatera mało szokująca. Co nie zmienia faktu, że te motywy spodobały mi się. Po prostu jeszcze czegoś mi brakuje, żeby to nabrało więcej kolorytu. Może będzie kontynuacja w przyszłości, więc nie będę marudzić, a cierpliwie czekać :)

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Deirdriu! Cieszę się, że spodobał się klimat. “Miasto i miasto” kiedyś czytałem, ogółem lubię miejską, przygnębiającą atmosferze, i to nie tylko w literaturze – wzoruję się też na serialu Mr. Robot czy estetyce z niektórych teledysków.

Mistrzem fabuł w sumie nie jestem, więc nie wiem, czy jest na co czekać :D

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Ech. Bardzo mi czytelniczo namieszałeś. Bo tak: zdecydowanie podoba mi się pomysł na świat i pomysł na Intruzję. Ale właściwie nic się o nim nie dowiaduję… Jeśli to jest kawałek cyklu, to ok, ale jeśli samodzielne jednostrzałowe opowiadanie – za dużo waty, za mało świata. Są kawałki bardzo klimatyczne, jest przygnębiająco, ale fabuła w swej szczątkowości nie daje czytelniczej satysfakcji, zwłaszcza że zakończenie też oryginalnością nie powala, od strony egzystencjalnej jest ok, choć pobrzmiewa różnymi Blade Runnerami.

No dokładnie to. Klimat jest, ale akcja wygląda bardziej na prolog niż skończoną całość.

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Dzięki za przeczytanie i komentarz, Wybranietz :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

– Ja pracuje w warsztacie samochodowym.

Literówka.

Gdy Mahron częściowo odzyskał wzrok, zauważył[+,] że znajduje się na klatce schodowej.

Mnie się podobało :)

Przyznaję, że nowy współlokator od razu jest podejrzany, zwłaszcza gdy zaczyna buczeć, ale to wcale nie musiało oznaczać, że zabije bohatera.

Wykreowałeś taki brudny, szary świat i to mi się podobało. Ciekawy pomysł na Intruzję i to, że anomalie mają różne formy.

Dobrze mi się czytało.

Przynoszę radość :)

Dzięki, że wpadłaś, Anet :) Błędy poprawiłem. Cieszę się, że spodobała Ci się kreacja świata przedstawionego.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Hmmm. Mam podobnie jak Drakaina.

Interesujący świat, wart dalszego zbadania (czym są intruzje i anomalie?), ale fabuła jakoś nie rzuca na kolana. Bohater też niespecjalnie pociągający. Ot, z własnej winy wylądował w nieodpowiednim miejscu i źle skończył. Czasami jednak warto słuchać żony.

I zgadzam się, że tekst mógłby zyskać na rozwinięciu i pociągnięciu akcji dalej.

Babska logika rządzi!

Dzięki za przeczytanie i komentarz, Finklo!

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Fajny pomysł na świat. Intruzja oraz związane z nią elementy egzystują gdzieś pomiędzy SF a fantasy i to jest przyjemna mieszanka. Dodatkowo podoba mi się motyw rozmowy z pierwszej części tekstu – bardzo ciekawy sposób przedstawienia świata.

Postacie nawet ciekawe, jednak główny bohater z lekka mnie denerwował swoją antypatycznością. Taki gość ciągle na “nie”. Bywa.

Jednak na koniec miałem wrażenie, że pokazałeś mi jedynie początek czegoś większego. To zaledwie wstęp, początek, nie zaś kompletne dzieło. Trochę szkoda.

Podsumowując: ładny wstęp do koncertu fajerwerków – szkoda, że nie ma nic dalej :(

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, NoWhereManie! Odpowiadam z lekkim poślizgiem, bo w weekend byłem zajęty przez Comic Con. Ostatnio mam ten problem, że piszę za dużo opowiadań, które wydają się być “wstępem” do czegoś większego – pewnie przez to, że przesadzam z otwartością zakończenia. Postaram się to zmienić, może rozbudować te rzeczy, które już zacząłem.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka