- Hydepark: Fantastyczny kalendarz adwentowy 2023 i wątek świąteczny!

Hydepark:

inne

Fantastyczny kalendarz adwentowy 2023 i wątek świąteczny!

Cześć!

Ku kontynuowaniu tradycji, chciałabym zaproponować wspólne stworzenie kolejnego (czwartego!) kalendarza adwentowego. Tu, tu i tu można znaleźć poprzednie edycje.

 

Na czym to polega?

 

W ramach kalendarza zbieram chętnych, którzy konkretnego dnia grudnia (od 1 do 24) chcieliby zamieścić w niniejszym wątku krótkie teksty fantastyczne o tematyce świątecznej. Górny limit – standardowo płynny, bo to nie konkurs, nie spinamy się – wynosi 300 słów (w przypadku par – 500 słów). Jeżeli ktoś woli stworzyć komiks, grafikę, jakąkolwiek inną formę – wszystko jest dopuszczalne, tylko proszę podejść logicznie do limitu. :D Jak i w poprzednich edycjach, głównym celem, poza celebrowaniem świąt, jest integracja, także zapraszam, aby pisać czy rysować w parach!

 

Sprawy organizacyjne

 

Poniżej znajduje się lista terminów, do których sukcesywnie będę dopisywać ludzi (kto pierwszy, ten lepszy!). Jeżeli szukacie pary do stworzenia czegoś świątecznego, nie krępujcie się pisać o tym w tym wątku – na pewno uda się kogoś znaleźć. Teksty, po publikacji w komentarzu, będą przeklejane do niniejszego postu, aby można je było łatwo i szybko znaleźć. :D

I tak jak rok temu: wątek ten mianuję również oficjalnym wątkiem okołoświątecznym, więc śmiało wrzucajcie tu ładne obrazki, chwalcie się swetrami i choinkami czy pytajcie o dobór kolorowych światełek pod kolor kota, psa, świnki morskiej czy pająka.

 

 

1.12 – Ananke

Symbol

 

Płatki śniegu wirowały w tańcu z wiatrem. Choinka była trochę za niska, gruba, donica zachwiała się, oparła o stajenkę. Osiołek stanął obok, oklejony szarymi taśmami, spod których gdzieniegdzie prześwitywał zielonkawy grzbiet. Na drzewko wlazła gwiazda, złota farba opryskała jadeitowe gałęzie.

– Ej no, nie do oczu! – Choinka pluła igiełkami.

– Oczy na całym ciele – prychnęła gwiazda i usadowiła się na czubku. Rozpostarła ramiona, których miała osiem, wciągnęła wystający brzuch.

– Dobrze policzyliście? – Wężowy łańcuch o barwie rubinów, oplatał złączone nogi w donicy.

– Amikoł sprawdzał w tym jej… adwentowcu. – Jeden z płatków pomachał i usiadł na osiołku.

– Kaldendorz adwentorz. – Amikoł wyszedł z chaty ubrany w czerwony strój, postrzępiony u dołu. Szara twarz z doczepionymi roślinami na brodzie zajaśniała. – Zaznaczyła grudzień, no to jedziemy z tymi świętami!

– Grudzień to tylko miesiąc! – Tuż przed całą maskaradą wylądowała postać utkana z mgły. – Wigilia jest w inny dzień, wszystko popsujecie!

Nikt nie zdążył odpowiedzieć. Po ścieżce szła, utykając, dziewczynka. Omijała toksyczne kwiaty. Była chuda i blada, o krótkich włosach zaczesanych na bok. W ręku trzymała włócznię na latające dhiny, które o tej porze roku rozpoczynały polowania. Na planecie Tee nadchodził czas szukania schronienia.

 – Ej, Pola, my… – zaczął choinka, wyskakując z donicy. Miał gadzie nogi, a jego ciało pokrywały igły. – Myśleliśmy, że…

– Wiem, że za miesiąc dhiny opanują  niebo. Musimy zejść do podziemi. – Pola pogłaskała wężowego przyjaciela. – Nie szkodzi, że wtedy nic nie przygotujemy… Możemy zacząć świętowanie dziś, przed podróżą.

– Taak! – Gwiazda zeskoczyła z choinki. – To co robimy?

– Nic. – Pola uśmiechnęła się. – Święta w moim domu były gonitwą. Od domu do domu… Miałam prezenty, ale nie potrzebowałam tego. Spędźmy czas razem, jak zawsze, ale bez pośpiechu.

Stworzenia podeszły bliżej Poli, aby wysłuchać opowieści o życiu na Ziemi. Jeszcze zanim nadciągnęła wojna, zanim rodziny musiały szukać schronienia na innych planetach, lecąc do wszechświatów, na których nikt nie znał świąt.

I jeszcze na długo po śmierci Poli, jedynej Ziemianki ocalałej po rozbiciu wielkiego statku wiozącego ludzi na Tee, symbole świąt były przywoływane w hołdzie ku jej pamięci, zawsze pierwszego grudnia. 

 

2.12 – Vacter

Noc żywego świętowania

 

Drugiego grudnia spojrzałem w lustro

Twarz zalały łzy, niczym pot

W domu było strasznie pusto

Uciekł z podwórza bezdomny kot

 

Na zewnątrz było ciągle ciemno

Czy dostrzegał mnie choćby cień?

Dumałem tak chwilę, nadaremno

Kolejny minie tak samo dzień

 

Poświeciłem latarką, w kącie łopata

Stała jak miotła czarownicy

Kopał nią niegdyś jeszcze tata

Ukrył ją dziadek przed wojną w piwnicy

 

Chwyciłem łopatę i ruszyłem przez śnieg

Świeży spadł, widziałem ślady swe

Radość poczułem, chód przeszedł w bieg

Jeszcze zostały minuty dwie

 

Cmentarna brama niby zamknięta

Lecz znałem sztuczkę hieny

Kłódka była lekko szarpnięta

Wyrwałem ją bez wielkiej sceny

 

I z łopatą, już szedłem na groby

Ludzi, których dawniej kochałem

Ich ominęły złe świata mody

Tak zastygli, jak ich pamiętałem

 

Szedłem, łopatą brodząc w śniegu

Śpiewając lulaj, że lulaj

Myślałem o śledziu, o czasu biegu

A potem sylwester, hulaj a hulaj

 

Nagle wyskoczył z ciemności

Stróż cmentarnego spoczynku

Zatrzymał mnie bez uprzejmości

Czułem, że był już po winku

 

Poszedłem za nim, miał tam chatkę

W środku było dość jasno

Dawno pochował, swą własną matkę

W tym domku nie było ciasno

 

Lecz gdy tam wszedłem, już wiedziałem

Że jest to miejsce radości

Niczego tam się nie bałem

Widząc znakomitych gości

 

Usiedliśmy, przy stole z trupami

Niektóre żywymi się stawały

Jeden z nich rozmawiał z nami

Inne kolędy śpiewały

 

To drugi grudnia, chyba za wcześnie

Spytałem, co tu się dzieje

A stróż cmentarny, z łyżką w cieście

Głową kiwa, głośno się śmieje

 

Trupy już poszły lepić pierogi

Na pianinie grała truposzka

A jednej trupiej piękniały nogi

Niezła z niej była kokoszka

 

Ja już po winku zrozumiałem

Że tutaj do stycznia zostanę

Choć trupy słabo te znałem

Opłatkiem się z nimi połamię

 

Truposzce oczy wróciły do świata

Byłem z tego bardzo dumny

Że wzrokiem mnie tak omiata

Może z nią pójdę do trumny

 

3.12 – Verus

Cynamonowe pierogi z kotła

 

– Myślę, że światełka to delikatna przesada.

– Przesada to by była, gdybyśmy mu tu aniołki powiesili. A światełka, to no, każdy lubi.

– Nie wiem, czy on akurat lubi cokolwiek.

– Cicho! Idzie! – wtrącił się ktoś trzeci.

Faktycznie, po jaskini echem rozchodziły się kroki. Kolorowe lampki szybko zgaszono, a nastała ciemność godna była czeluści piekielnych. Gospodarz nie przyniósł ze sobą żadnego źródła światła, dokładnie tak jak spodziewali się zebrani, siedzący teraz cicho jak aniołki (choć porównanie to wołało o pomstę do nieba (i to również)).

W milczeniu odczekali, aż gospodarz bez zawahania czy potknięcia przejdzie przez jaskinię, wyjmie szklankę i butelkę, naleje sobie i opadnie na fotel za biurkiem.

Nie zdążył upić ani łyka, gdy cała zawartość szklanki znalazła się w powietrzu do pierwszych dźwięków We wish you a Merry Christmas w wersji metalowej. 

– Co do…?! – wrzasnął.

W tym momencie zapaliły się lampki rozwieszone wokół jaskini. Ich kolorowe, mrugające światło wyłoniło z mroku kilkanaście osób. Części brakowało kończyn, inne nosiły wyraźne ślady poparzeń. Jedna, której z głowy została tylko czaszka z samotnym okiem, błyskała kolorami nawet spomiędzy zębów i z dziurek nosa.

– Wesołych świąt! – wrzasnęła dziewczyna, która rozwieszała lampki. Głowa opadła jej przy tym na ramię, ukazując wnętrze przeciętej nieostrym narzędziem szyi.

Chluśnięte w powietrze whisky zdążyło opaść na głowę gospodarza. Odgarnął kosmyki mokrych włosów z twarzy i z głuchym westchnieniem założył je za rogi.

– Jeszcze trzy tygodnie do świąt – wyjąkał.

– No. Ale jakby to były święta, to przecież byś się spodziewał i znowu musielibyśmy wyciągać cię spod tego kotła w dziewiątym kręgu.

– Trzy tygodnie, Małgośka.

Dziewczyna poprawiła głowę i podeszła do gospodarza, aby posadzić go z powrotem na krześle. Jeden z przypalonych, na którym wciąż tliły się resztki ubrania, postawił na biurku talerz z pierogami.

– Pierogi takie jak nienawidzisz. Z kapustą i grzybami. Posypaliśmy cynamonem – zaśmiała się słodko Małgorzata. – Torturujesz nas codziennie, więc z tej jednej okazji możemy to robić my.

– Żeby to była jedna. To samo mówicie przy Wielkanocy… – burknął Szatan, ujmując widelec w dłoń.

 

4.12 – Golodh

Powrót do domu

 

Idę ulicą. Sam. Ludzie wyjechali, miasto opustoszało, zgasili wszystkie neony. Jedynie niektóre okna świecą się – czy to zwykłym, żarówkowym światłem, czy wielokolorową mozaiką lampek. W oddali grają kolędy.

Owijam się szczelniej szalem, zakrywając usta. Smog jest nie do wytrzymania. Ta szarawa mgła jest tak gęsta, że wręcz krępuje moje ruchy, podobnie jak zaspy wczorajszego śniegu. Nie stopniał, choć dziś był upał – piętnaście stopni w południe, teraz bliżej zera.

W ręce ciąży mi torba z zakupami. Chleb, pasztet, dwa pomidory. Nieco przegniłe, ale na promocji. Robi się coraz ciemniej i chłodniej. Trochę marznie mi dłoń, pęka wyschnięta skóra.

Zbliżam się do furtki, prowadzącej do mojego osiedla. Sięgam do kieszeni, wyciągam kartę… nie mam jej! Jest tylko ta do mieszkania. Zapomniałem jej wziąć? Kurwa. Do tego nie pamiętam kodu. Zawsze korzystałem z fabrycznego, dopóki go nie zmienili.

Marznę. Kto może mi pomóc? Stróż wziął urlop, sąsiadów nie ma – też wyjechali. Wyciągam telefon, przeglądam kontakty. Emil miał zapasową kartę, ale jest u rodziny na wsi. Zuza wyprowadziła się rok temu. Może ma jeszcze jak otworzyć? Nie zaszkodzi spróbować. Wybieram numer, dzwonię.

Zrzuca mnie.

– Ja pierdolę – klnę na cały głos.

– Zły dzień, co?

Odwracam się. Za mną stoi starsza kobieta. Dzięki Bogu! Otwiera drzwi, wpuszcza mnie do środka, ja dziękuję, mamrocząc coś pod nosem. Rozchodzimy się w swoje strony.

Sprawdzam godzinę – jeszcze zdążę przed pierwszą gwiazdką. Znajduję swoją klatkę, wsiadam do windy, wybieram piętro.

Staję przy drzwiach. Karta, przycisk, pstryknięcie. Wchodzę do domu. Zdejmuję buty, odwieszam kurtkę, zdejmuję kapelusz. Zakupy zostawiam w kuchni, nalewam szklankę tych ścieków nazywanych wodą i wracam do salonu. Wzdycham.

W rogu świeci się choinka.

 

5.12 – PsychoFish

 

6.12 – SNDWLKR

 

7.12 – grzelulukas

Prezent

 

Blask księżyca wpadał przez okno, oświetlając nieznajomego mężczyznę stojącego w największym pokoju jednorodzinnego domu. Postać odziana w czarny płaszcz trzymała w dłoniach sześcienne pudełko opakowane w papier ozdobiony złotymi gwiazdami. Nieznajomy podszedł do obwieszonego kolorowymi dekoracjami drzewka i położył prezent z napisem Adaś pod gałązkami świerku. Po chwili tajemnicza osoba przeniknęła przez ściany i rozpłynęła się w chłodzie nocy. Nietypowe odwiedziny w żaden sposób nie zaniepokoiły pogrążonych we śnie domowników.

 

***

 

Pierwsza obudziła się babcia. Zaczęła się krzątać po kuchni i przygotowywać zupę grzybową. W kolejnych godzinach dom wypełnił gwar dzieci oraz aromat pomarańczy i goździków, który w dalszej części dnia ustąpił zapachom smażonego karpia i gotowanej kapusty z grochem.

Do prezentu leżącego pod choinką dorośli dołożyli po kryjomu kolejne paczki i ozdobne torby.

Po kolacji dzieci rzuciły się na świąteczne upominki. Adaś sięgnął po paczuszkę zapakowaną w papier ozdobiony złotymi gwiazdami. Rozdarł opakowanie i wydobył ze środka kartonika czarną jak smoła kulę o średnicy kilkunastu centymetrów. Zagadkowy prezent nie odbijał prawie żadnego światła, przez co sprawiał wrażenie dwuwymiarowego.

– Wooow! – westchnął Adaś.

– Co to? – zapytała starsza siostra.

Adaś wzruszył ramionami.

– Pewnie jakiś gadżet od wujka Jacka – powiedział tata, zerkając na swojego brata.

– To nie ode mnie.

Nikt już więcej nie dociekał, rodzinna tradycja zabraniała rozmawiać o tym kto komu wręczał świąteczne podarunki. Po chwili dzieci zapomniały o tajemniczym prezencie, rozpakowując kolejne, dużo ciekawsze upominki. Dorośli w ogóle nie zawracali sobie tym głowy.

Kula przypadkowym szturchnięciem jednego z domowników potoczyła się pod choinkę, znikając z pola widzenia.

 

***

 

Kiedy wszyscy odpłynęli w objęcia Morfeusza, w salonie pojawił się ponownie tajemniczy mężczyzna. Pochwycił kulę, po czym jak zjawa przedostał się na zewnątrz, kierując się w głąb pobliskiego lasu. Dotarł do swojego pojazdu i umieścił sferyczny obiekt w podajniku na kształt cylindra. Naładowana magią świąt czarna kula wtoczyła się do rdzenia konstrukcji, pobudzając statek kosmiczny. Wigilia była najefektywniejszą ładowarką.

 

[CZAS DO NASTĘPNEGO ŁADOWANIA: 365 DNI]

 

Zagadkowy mężczyzna odleciał w stronę gwiazd.

 

8.12 – Asylum

Zagadka

 

Dobiegała północ. Na rynku wyludnionego miasteczka, położonego na skraju arabskich map, tam, gdzie widnieją słowa: "Dalej są już tylko smoki", zgromadziła się garstka przebierańców. Krzątali się niemrawo wokół kamiennego kręgu. Jedni układali chrust, ktoś próbował podpalić go zapalniczką, inny zapałką, jeszcze inny dmuchał. Wyglądali na zmęczonych i zniechęconych. 

Prószył śnieg. W kręgu światła pobliskiej latarni migocące drobinki, przecząc sile ciążenia, tańczyły lekuchno. Zapalały się i gasły. Raz jedna, raz druga śnieżynka ściągała żółtawy blask w swoją lodową pajęczynę i wtedy w mgnieniu oka zmieniała się w ognik. A może to światło wędrowało wśród płatków śniegu i niczym pszczoła przeskakiwało z koniczyny na koniczynę, nie mogąc zdecydować się, który nektar smaczniejszy, który wzór ładniejszy?

W chruście pojawiły się ogniki i nagle płomień wystrzelił wysoko. Gromadka przebierańców niepewnie rozpoczęła rytuał. Pe stojący najbliżej ogniska wrzucił do niego wyprasowany, nieskazitelny mundur. Er wyjęła wszystkie spinki z ciasno upiętego koka, rozstając się z nimi z ulgą. Garść metalowych spinek podążyła w stronę płomieni, a okrągłe "o" wypuszczone przez Kra, deptało im po piętach, pilnując je jak pies pasterski owce, aby żadna sztuka się nie oddaliła. Z szyi Ty ześlizgnął się wąż i sycząc "sss" odpełzł w ciemność. Ty odetchnął pełną piersią, po czym zrzucił z pleców worki z niknącymi w oczach oznaczeniami waluty. Na się rozchichotało, poluźniło pasek ze złowrogą klamrą w kształcie litery "c" o cztery dziurki i wtedy z brzucha wyskoczyło radośnie Ja, dopełniając obrzędu.

– "Hura!" – dobyło się z wszystkich piersi. – "Niech żyje nadzieja!"

Przybyło nowe. W powodzi iskier pląsali do przyjazdu nocnego autobusu.

– Wracacie? – zawołał kierowca, otwierając pierwsze drzwi.

– Tak! – odkrzyknęli.

Rozgadani wchodzili do autobusu. Światło latarni prześlizgiwało się po ich mokrych twarzach. Topniejące na skórze drobiny śniegu mieszały się ze łzami szczęścia.  

Na ławce pod wiatą leżała fotografia Blue Marble. Ludzie sztywnieją, lecz i tak ich lubię, pomyślała latarnia.

 

blue-marble-image-of-earth-from-apollo-17

 

9.12 – stn

 

Nie będzie w Niebie ani Ziemi takiej zbieraniny jak ta przede mną. 

Grupa różnobarwnych aniołów stała w grupie i nad czymś debatowała.

– Tylko srebrni są coś warci! – krzyczała część ze srebrnymi skrzydłami.

– Każdy był brązowy! – wrzeszczała parka brązowoskrzydłych.

Z dala od reszty, na siódmej chmurze od nieba, rozmawiały ze soba trzy istoty, których pióra dumnie prezentowały swój złoty odcień.

– Załóżmy Lożę, do której wpuścimy tylko równych sobie. Będziemy sławić jego Słowo.

– Pomniejsze aniołki są zbyt niedojrzałe! Niech brązowe wezmą te strzały z sercami, a srebrni pomogą nam podczas pogrzebów.

– No dobra – odezwał sie w końcu trzeci i zapytał – ale jak ją nazwiemy?

Trójca pochłonęła się w rozmyślaniach. Nie chciałem im przeszkadzać, ale zanim się zorientowałem,  nadeszły święta! Rozgoniłem więc kolorowe towarzystwo na trzy wiatry , by zajęły się gotowaniem chmurek i strojeniem karpia. Nie przeszkodziło im to myśleć nad nazwą. Już podczas wieczerzy ich wysiłki skupiły się na mnie. Chciały mi się przypodobać, więc zaczęły adorować me cnoty i zalety.

– Twą piękność… – rozmyślał jeden ze złotych, przeżuwając pieroga z kapustą.

– Twa mądrość… – dukał srebrny, licząc oka w zalewie octowej.

Trzeci, brązowy i świeżo opierzony, celował we mnie ością z ryby.

– Twa elokwencja nas onieśmiela – mruczał. – Twa uroda… Twa…

Tego było już dosyć! Pstryknąłem palcami, aż gwiazdką na choince zatrzęsło. Wpadła w rezonans z moją wściekłością, aż słyszałem tylko ciągle powracające echo ich słów: twa, twaa, twaaa… 

Zamknąłem oczy, az mi pociemniało a później pojaśniało. Zaciskałem powieki mocniej niż polityk chwyta się teczki, a moje skrzydła drgnęły. Wyskoczyłem z gabinetu redakcji i przyjaciół , i poszybowałem w dół ku Ziemi. Ciągnęło mnie do ich błahostek, do prezentów pod choinką i tęskniłem nawet za wąsem mojego wujka, umoczonego w wódeczce. A te grupkę bałwochwalców zostawię samych sobie. Te grupę zafajdanych piórkowych ignorantów. Te towarzystwo wzajemnej adoracji.

Poczekam, aż im się znudzi, o tutaj, w poczekalni.

 

10.12 – Ambush

 

Opal nie mogła się doczekać ubierania choinki. Jak co roku zdecydowała się na świeżą, prosto z lasu. Mimo że okoliczni handlarze oferowali choinki wykonane z wielobarwnych piórek czy tkanin, ona była tradycjonalistką.

Główna aula była już ozdobiona, kupionymi od skrzatów, łańcuchami z papieru, szyszkami i jabłkami.

Opal zawahała się, westchnęła i wybrała mosiężną ozdobę w czarne lwy i powiesiła z przodu.

– A kule z piórkami gdzie? – spytał Agat.

– Wyżej, żeby było je dobrze widać. Są takie ładne…

– Staram się robić wzorki – sapnął z zapałem Jaspis. – Kulki z czerwonymi piórkami ustawiam pasami obok siebie, te z żółtymi w osobnym pasie i te z niebieskimi też…

– Masz rację, ślicznie to wygląda!

Jaspis, Agat i Opal krzątali się przez godzinę wyciągając ozdoby ze skrzynek i pudełek. Było tego bez liku.

Na samym dole umieścili gustowne czarne dekoracje, zdobne w złote strzały i gwiazdy.

Opal chciała dodać jeszcze zielone i rude, znalezione na dnie skrzyni, ale przyjaciele pokręcili głowami.

– Tych to chyba używał jeszcze dziadek Ametyst! Zostaw starocie! Mamy dość nowych i ładnych ozdób.

Wielka choinka pyszniła się wszystkimi kolorami tęczy. Lśniły złote i srebrne zdobienia.

– Pięknie i ekologicznie – westchnęła zadowolona Opal. – Nie zostawiamy śmieci na łąkach!

– I jest miejsce na prezenty! – dodał Agat.

– Magia Świąt! – Jaspis był wzruszony.

– A czubek?! – zaniepokoił się Agat. – Czubek to zwieńczenie choinki!

– Mam! – szepnęła dumna Opal. – Idealny. Wciąż jeszcze połączona ozdoba z kulką i piórami!

– Daj! – poprosili towarzysze.

Opal wymknęła się na zewnątrz i chwilę jej nie było. Wróciła, niosąc spory pakunek.

– Już myślałam, że ktoś mi ukradł – mruknęła.

Potem ostrożnie wyjęła czubek i umieściła na czubku choinki.

Pióra były szmaragdowe, ozdoba srebrna, a na środku pysznił się krwistoczerwony smok.

– Aleś wybrała! – westchnęli z uznaniem towarzysze.

– To chyba najpiękniejsza choinka, jaką udało nam się ubrać! – szepnęła zachwycona Opal.

– Dzięki Bogu, że wciąż przybywają nowi rycerze.

 

11.12 – ostam

Jedenasty grudnia

 

W kuchni było ciemno, tylko dwie świece adwentowe wyganiały mrok ze stołu. Na krześle siedział grudzień i odprowadzał wzrokiem dziesiątego. Gdy zegar wybił północ, wszedł jedenasty.

– To niesprawiedliwe – rzucił od progu.

– Co? – Grudzień westchnął. Nie dość, że dostawy śniegu znowu nawalały, musiał się użerać z podopiecznymi.

– W grudniu są mikołajki, Wigilia, święta, ale nic z tego nie dzieje się jedenastego. Przychodzę sobie na świat i wszyscy mnie ignorują.

– Przecież większość dni w roku jest normalna.

– Ale teraz ludzie są tak zabiegani, że nawet nie zwracają uwagi na datę, jak się podpisują. Głupi okres przedświąteczny. Gdybym był jakimś piątym lutego, nie miałbym takich problemów.

– I co ja ci na to poradzę?

– Nie wiem. Jesteś przecież potężnym miesiącem, początkiem zimy. Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, ale masz natychmiast sprawić, że ludzie mnie zapamiętają!

– Idź do diabła.

Jedenasty fuknął, tupnął, odwrócił się na pięcie i wybiegł z kuchni. Grudzień zmroziło. Bez jedenastego nie będzie mógł przyjść dwunasty. Miesiąc lubił swojego imiennika, ale nie to było największym problemem. Bez dwunastego nie przyjdzie trzynasty, potem czternasty, aż w końcu zabraknie świąt!

Grudzień wybiegł z kuchni za zbuntowaną datą i odetchnął z ulgą. Jedenasty wpadł prosto w zastawiony przez panią Anię kalendarz adwentowy.

 

12.12 – OldGuard

 

13.12 – cezary_cezary

Wystrojona krypta, czyli krótka rzecz o samotności, współpracy i dekoracjach bożonarodzeniowych

 

Salvadore siedział na starym, popękanym nagrobku i posępnie wpatrywał się w drzwi od krypty.

– Brakuje polotu e finezza na tym, smutnym jak focaccia, cimitero – mruknął pod nosem.

Na sąsiedniej mogile wylądował pokaźnych rozmiarów kruk.

– A ty co? Dlaczego siedzisz ze skwaszoną miną? – zapytało ptaszysko.

– Mefistofeles recentemente nie ma dla mnie żadnej lavoro. Więc lontano è volato sto seduto e mi chiedo perché. – Westchnął, kruk najwyraźniej nic nie zrozumiał. – Siedzę sam jak palec i rozmyślam.

– Zbliżają się święta Bożego Narodzenia… – Widząc grymas na twarzy Włocha, dodał pospiesznie. – Wiem, że to, technicznie rzecz ujmując, konkurencja dla szefa. Ale przecież raz do roku i w tym parszywym zakątku znajdzie się miejsce dla odrobiny ciepła i radości. A diabeł się nawet nie dowie. Bo i skąd?

– Masz coś specifica na myśli?

– Naturalnie. Co powiesz na to, żeby udekorować trochę tę twoją kryptę? Zupełnym przypadkiem. –Mrugnął porozumiewawczo. – Zupełnym przypadkiem obok cmentarza przejeżdżała ciężarówka i, wyobraź sobie, spadło z niej kilka kartonów ozdób bożonarodzeniowych.

Oczy Włocha żywo zapłonęły.

– Kruku, è geniale! – wykrzyknął. – Zabieramy się za to. Już teraz, adesso!

W powietrzu nieopodal sunęła zjawa.

– Uhuuuu! Co wy tutaj knujecie?

– Planujemy ozdobić cripta. Un po' di atmosfera natalizia nie zaszkodzi, o! – odpowiedział Salvadore.

– Uhuuuu! Wyborny pomysł! Zawołam nieumarłych, pomogą.

Niecałe pół godziny później mężczyzna oraz kruk patrzyli z podziwem, jak praca wre. Zombie, ghule i te dziwne, małe czarne istoty, w pocie czoła, pracowały razem. Efekty tego osobliwego przymierza widoczne były w okamgnieniu. Krypta, do niedawna brudna i poniszczona, lśniła czystością i mieniła się setką lampek. Ostre krawędzie gzymsów udekorowane zostały iglastymi łańcuchami. Jeszcze większe wrażenie robiło wnętrze. Nieumarli wykonali kawał fantastycznej roboty, gdy sarkofag tymczasowo przerobili na elegancki, świąteczny, stół przykryty białym obrusem. W jego centralnej części ustawiono zapalone świece, które dodawały pomieszczeniu elegancji. Obok nich pyszniły się gwiazdy betlejemskie. Na podłodze ustawiono udekorowaną choinkę i drobne, iglaste ozdoby.  

 

 

Wzruszenie odebrało Włochowi mowę. Kruk otwierał już dziób, gdy dostrzegł poruszenie przy wejściu do krypty. Spojrzał badawczo i zamarł. Po schodach szedł diabeł.

– Co tu się wyprawia? – warknął nowoprzybyły.

– My tylko trochę przystroiliśmy… – nieśmiało odpowiedział Salvadore.

– Takie bluźnierstwo? I to na samym przedsionku mojego dominium? Za chwilę poznacie pełnię mojego gniewu! – Zrobił pauzę, podczas której objął wzrokiem Włocha, kruka i, skulone z przerażenia, nieumarłe istoty. Wykrzywił twarz, zacisnął pięść i uniósł ją nad głowę. Gdy napięcie sięgnęło zenitu, roześmiał się głośno. – Nie no, żartuję przecież. Muszę przyznać, że ładnie wam wyszło, to całe ozdabianie krypty. Dam znać Mikołajowi, żeby wpadł w Wigilię i zostawił porządny prezent. Akurat wisi mi przysługę, nie powinien grymasić.

Tymczasem Salvadore zupełnie zdębiał. Sprawiał wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć, jednak żadne słowa nie opuszczały jego ust.

– A tobie co znowu? Potraktuj to jako premię świąteczną – powiedział z uśmiechem diabeł, a następnie po przyjacielsku poklepał podwładnego po plecach.

 

14.12 – krar85

Wzięcie

 

– To straszne! – Mała Anetka z wrażenia zrobiła krok w tył.

– Taki jest świat, córeczko. – Mama przysunęła się do Anetki. – To niewielka cena za bezpieczeństwo.

– Niewielka? A kuzyn Tomek, a wujek Bartek. Przecież oni wszyscy…

– Zostali wzięci – dokończył Tata. – Taki jest świat, córeczko. Któregoś dnia mnie również może czekać ten los. Ty bądź spokojna, dziewczynek nie biorą… Auuu!

Mama niespodziewanie naparła na Tatę.

– No dobrze, czasem biorą, ale rzadko – dokończył Tata, z obawą wpatrując się w sarnie oczy Mamy.

– Ucieknijmy stąd! – zaproponowała Anetka. – Przecież płot nie jest wcale taki wysoki. Będziemy razem wędrować przez łąki i lasy.

– Ale płot nie jest po to, by nas zatrzymać, kochanie. On nas chroni, pamiętasz? Jest zaczarowany, kto go dotknie, tańczy jak szalony.

– Aż iskierki lecą! – dodała Mama.

– Nie przejmuj się. – Tata trącił Anetkę nosem. – Szansa, że ktoś z nas zostanie wzięty…

Na nocnym niebie pojawiło się jasne światło, które szybko się zbliżało.

– Nadlatuje! – wrzasnął Tata. – Kryć się!

Spokojna jeszcze przed chwilą zagroda wybuchła. Mieszkańcy, piszcząc i rycząc, biegali w koło, desperacko szukając jakiejkolwiek kryjówki. Rodzice przywarli do siebie, zasłaniając córkę. Anetka położyła, dygocąc ze strachu, zamknęła oczy. Gdzieś z góry dało się słyszeć cichy szum i nieoczekiwany dźwięk dzwonków.

– Którego bierzemy, szefie?

Ciekawość i beztroski głosik sprawił, że Anetka, pomimo paraliżującego lęku, podniosła powieki. Nad zagrodą wisiało coś wielkiego, drewnianego i na swój sposób groteskowego. Oto do potężnych, zdobionych sań jakiś sadysta przywiązał jedenaście reniferów.

– Tego łaciatego, który siedzi obok tej małej! – rozkazał gruby mężczyzna w czerwono-białym stroju. – Szybko, robota czeka!

– Nieee! – ryknął Tata, ale było już za późno.

Renifer zaczął wznosić się ku saniom w strudze różowego światła. Anetka, w akcie desperacji, próbowała chwycić jego ogon, ale na niewiele się to zdało.

– Ho, ho, ho! Jak się rwie do pracy. – Mężczyzna w czerwono–białym stroju położył ręce na biodrach. – Poczekaj do przyszłych świąt, mała, z takim nastawieniem na pewno szybko dołączysz do drużyny.

Elfy szybko zaprzęgły Tatę. Świsnął bat, dzwonki wesoło rozbrzmiały, kiedy zwierzęta zaczęły galopować. Sanie momentalnie zniknęły za horyzontem.

– Spokojnie, córeczko. – Roztrzęsiona Mama trąciła nosem drobiąca nerwowo Anetkę. – Tata niedługo wróci. Święta są tylko raz w roku.

– Widziałam go! Widziałam! – Anetka wciąż wpatrywała się w niebo. – VALIS* istnieje!

 

KONIEC

 

*Jak nie rozumiesz (jest zbyt hermetycznie) to zastąp słowo VALIS słowami Święty Mikołaj. Też będzie dobrze, a nawet bardziej świątecznie.

 

15.12 – Monique.M

 

– Jasiu, Jasiu! Zbudź się. Już pierwsza gwiazda rozbłysła na choince.

Jaś otworzył swoje czekoladowe oczy i spojrzał na jaśniejącą Gwiazdę Betlejemską na czubku zielonej sosny. Zapach leśnego igliwia zmieszany ze słodko-ostrą żywicą przeplatał się z aromatem cynamonu, goździków i kardamonu niedawno upieczonych pierników. Zapach świąt zdał sobie sprawę Jaś, choć nie znał go wcześniej. Renifer trącił Jasia nosem, zwracając na siebie uwagę.

– Głodny jesteś, przyjacielu? – spytał, podsuwając mu cukrową marchewkę.

– Braciszku, pomóż mi udekorować dom. Czas nas goni! – zawołała z przejęciem Małgosia, sadząc przy drzwiach czerwonobiałe cukrowe laski.

Jaś tymczasem zajął się posypywaniem śnieżnobiałego dachu kolorową posypką. Praca szła im szybko i przyjemnie przy skocznych dźwiękach „Dzisiaj w Betlejem”. Z zadowoleniem stanęli przed udekorowanym domkiem. Złapali się za ręce i uśmiechnęli do siebie radośnie. I właśnie wtedy zaczął sypać biały puch.

– Śnieg! – zakrzyknęła Małgosia.

Jaś odchylił głowę i otworzył buzię, czekają aż biały pył napada mu na język.

– Słodki – oznajmił z zadowoleniem.

 

Dzieci wbiegły do jadalni ze śmiechem na ustach, wprost na pierniczkową farmę, stojącą na komodzie.

– Łał! Jaki kolorowy domek z cukrowym laskiem!

– I całe pole marchewek. – Zosia wzięła jedną do buzi. – Pyszne!

– A ten renifer jest przesłodki. Może to Sven?

– Nie pasuje do Jasia i Małgosi – odparła stanowczo Oliwka.

– I co z tego. W święta może zdarzyć się wszystko!

 

16.12 – dogsdumpling

Prawie-babcia

 

Co roku, w święta Bożego Narodzenia, odwiedzam prawie-babcię. Moje wizyty to tajemnica. Ani mama, ani tata nie chcą, żebym o nich komukolwiek opowiadał. Kiedy pytam dlaczego, tata zawsze tłumaczy, że prawie-babcia jest tylko jedna, a jak ktoś się o niej dowie, to może spróbować ją porwać. Wiem, że wiele dzieci chciałoby mieć prawie-babcię. A jednak tata nigdy nie patrzy mi w oczy, kiedy to mówi.

 

Prawie-babcia jest duża, miękka i ma okulary z bardzo grubymi szkłami. Kiedy się do niej przytulam, w gardle drapie mnie zapach spreju do odświeżania łazienek. Rodzice mówią, że to aromat lawendy, podobno odstrasza mole. Prawie-babcia nosi gryzący sweter w renifery, a kieszenie spodni ma wypchane karmelkami Werther’s Original. Nigdy mnie nimi nie częstuje – dba w ten sposób o moje zęby. To pewnie od nadmiaru cukierków wypadły jej jej własne. Sztuczne trzyma na półce z książkami w zielonym plastikowym kubku.

 

Spędzam z nią czas w każdą Wigilię. Prawie-babcia siedzi po turecku, a ja kokoszę się między jej nogami. To od niej nauczyłem się tego słowa – kokosić. Bardzo dużo się od prawie-babci uczę. Na półkach i podłodze leży mnóstwo książek. Prawie-babcia słabo widzi, więc czytam jej na głos. Lubimy takie same książki. Najciekawsze są te o ludach zamieszkujących dalekie krainy i historie o smokach. Razem też przeglądamy obrazkowe słowniki i uczymy się nowych słów. Od prawie-babci dowiedziałem się, skąd się bierze cynamon i jak się robi pierniki. Może kiedyś z tatą upieczemy całą blachę tylko dla niej.

 

Jeszcze zanim przyjdą goście, mama zawsze woła mnie na dół. Z żalem żegnam się z prawie-babcią, ściskam ją mocno i obiecuję odwiedzić za rok. Klapa strychu zamyka się z cichym jękiem. Prawie-babcia zostaje sama. 

 

17.12 – MrBrightside

Najdroższy

 

Śpisz tak spokojnie. Nadal z tą miną wkurzonego, kiedyś chłopca, teraz już mężczyzny. Wiem, to tylko maska. Twój sposób, by sobie radzić. Nie sądzę, by znowu cię bolało, bo nie wyrażałbyś niezadowolenia; narzekałbyś, że po prostu nie masz już na to siły. Leki w końcu działają. Więc śpisz. Widzę, że odpoczywasz.

Nasze wnuki z wrzaskiem ekscytacji przebiegają pod oknem, bo pędzą właśnie na ślizgawkę lub znowu okładają się śniegiem. Z wysokiego parteru ich sylwetki są dla mnie niewidoczne. Widzę za to dokładnie grube jak pnie wiekowych dębów sznury, które opuszczają ich ciała przez potylicę i nienachalnie znikają gdzieś pośród chmur.

To linie życia. Sama je tak nazwałam. Zaczęłam je widzieć niedługo po twojej diagnozie, czyli niecały rok temu; na pewno już po ostatnich świętach. Gdy zadzieram głowę i widzę niepozorny kabelek łączący twe ciało z sama nie wiem czym, to serce mi pęka. Za wcześnie. Nie zasługujesz. Nikt nie zasługuje.

– Znowu rozmyślasz – twój głos rozdziera sączącą się w tle kolędę i krótko przewiercasz mnie wzrokiem, który mimo miesięcy trudów nie stracił na bystrości. – A nie ma nad czym. Naprawdę.

Peszę się niczym trzpiotka, bo czytasz we mnie jak w otwartej księdze. Bo nigdy nie powiedziałam ci, co widzę, choć zdajesz się rozumieć, co czuję. Nie, tu nie ma wątpliwości. Ty doskonale rozumiesz.

– Masz rację – mówię. – Czasem to silniejsze ode mnie.

Siadasz i wkurzoną minę burzy grymas. Opanowujesz go szybko.

– Być może nie zbudujemy już razem zbyt wiele. – Łapiesz mnie za dłonie. – Ale mieliśmy dobre życie. Ten magiczny czas co roku był dla nas wyjątkowy, nie psujmy tego, proszę. Te wigilie u twoich rodziców, sylwestry u mojego brata. Zakrapiane pasterki, uszka z własnoręcznie zbieranymi grzybami, roraty o świcie, czułe pocałunki nocami…

Oczy mi się szklą.

– Jeśli to ma być nasz ostatni taki grudzień – ciągniesz, – to przeżyjmy go najintensywniej, jak tylko się da. Niech następne pokolenia patrzą i się uczą.

Wzruszenie odbiera mi głos. Próbuję odwrócić głowę, ale nieporadnie skręcam nią tylko i ją zadzieram.

– Dasz sobie radę – szepczesz, gdy gorącym uściskiem otulasz mocniej me dłonie.

A ja zerkam pod sufit. Twoja wątła linia mimo wszystko jakoś się trzyma, ale towarzyszy jej moja – rachityczna nić targana powiewami wiatru przeznaczenia. Mogąca w każdej chwili się zerwać. I zabrać z tego ciała wszystko, co we mnie żywe.

Przez tyle miesięcy milczałam, bo byłam pewna, że wieść o tym, co potrafię i co przypuszczam, jedynie pogorszy twój stan. Dlatego nie dźgnę cię w plecy tymi informacjami. Nie teraz, gdy potrzebujesz jedynie mojego wsparcia.

– Wesołych świąt, najdroższy. Ten ostatni raz.

 

18.12 – Tarnina i Koala75

Świąteczny prezent

 

Obudził mnie dźwięk telefonu. Zdrzemnąłem się po pracy, korzystając z tego, że Sylwia poszła na fitness.

– Hallo – odebrałem, chociaż numer był nieznany.

– Witaj, Jim. Tu mówi Greg.

Rozpoznałem ten głos i sposób ogłaszania światu, kto telefonuje – to papcio Sylwii. Jakiś dobry duch kazał mi podnieść słuchawkę.

– Dobry wieczór, Sylwii nie ma. Coś mam jej przekazać?

– Nie, Jim. Nawet dobrze, że jej nie ma, bo to z tobą muszę poważnie porozmawiać.

Skóra mi ścierpła, zacząłem robić rachunek sumienia, ale nie mogłem sobie przypomnieć niczego takiego, co by uzasadniało interwencję Grega. Dotychczas dzwonił tylko, gdy córka się poskarżyła, że jej nie słucham. Być może jedynaczka coś wymyśliła, bo to jej przychodzi z łatwością. Jest kochana, ale zdarza się jej namieszać.

– Słucham, sir.

– Jim, miałeś mi mówić po imieniu. Musisz się do tego przyzwyczaić, bo postanowiliśmy z Sylwią, że zajmiesz moje miejsce. To będzie mój świąteczny prezent dla was.

– Tak jest, Greg, ale twoja handlowa firma, to nie moja branża. Ja się na tym nie znam.

– A kto mówi o firmie? Zostaniesz przewodniczącym w naszym Fantasy Authors’ Club. Wybieram się w podróż do Europy, ciebie poprowadzi za rękę moja osobista wena. Zgodziła się, więc nie zawiedź nas. Żegnam.

Nie wiedziałem, czy się śmiać, czy płakać. Gdyby mi chociaż przekazał najnowszą AI, której używał do pisania ‘swoich’ fantastycznych tekstów. Wszyscy o tym wiedzieli, ale udawali, że nic się nie dzieje. Greg hojnie dotował działalność FAC. Wenę starego już miałem okazję poznać i polubiliśmy się od pierwszej chwili. Była niemłoda, zmęczona utarczkami z przydzielonym jej ‘pisarzem’, który zawsze wiedział lepiej i bardziej ufał AI. Przypuszczam, że chętnie się zgodziła zajmować mną, zamiast nim. Dogadamy się, bo oboje nie przepadamy za Gregiem.

– Dobrze byłoby porozmawiać z jego weną, upewnić się, że będzie mi pomagać – westchnąłem. W tym momencie na fotelu przy oknie pojawiła się dziewczyna.

– Chciałeś mnie widzieć, więc jestem – powiedziała z rozkosznym uśmiechem.

Byłem tak zaskoczony, że głupio spytałem:

– Ktoś ty? Jak weszłaś?

– Jestem weną, właśnie przydzieloną Gregowi na miejsce poprzedniej, która z nim nie wytrzymała. Teraz będę inspirować ciebie i tobie pomagać w pisaniu, jeśli zechcesz.

Była ładna, miła i bardzo potrzebowałem takiej pomocy, więc z entuzjazmem odpowiedziałem:

– Oczywiście, że chcę, ale będziemy mogli się spotykać tylko, gdy Sylwii nie będzie w pobliżu, bo jest piekielnie zazdrosna i nie pozwoliłaby mi spotykać się z kimś tak ładnym.

– Umiesz prawić komplementy. Do zobaczenia po Świętach – odrzekła i znikła, uśmiechając się ślicznie. Spotkanie z nią podniosło mnie na duchu.

 

Mam trochę wyobraźni potrzebnej w mojej pracy w NASA, bo jestem astrofizykiem. Mój stopień doktora to dla Sylwii i jej tatusia za mało. Wymyślili, że po Świętach muszę zostać pisarzem. Może z pomocą weny Grega zacznę tworzyć opowiadania sci-fi i nie będę grafomanem. Czy się uda? Czas pokaże.

 

19.12 – Krokus

Magia świąt

 

Jak się okazało, wybudowanie chatki na samym skraju osady i trzymanie się z dala od innych nie wystarczyło, by zaznać świętego spokoju. Co prawda grudzień w wiosce Świętego Mikołaja rządził się swoimi prawami, ale sądziłem, że kilkoma radykalnymi wypowiedziami wypisałem się z tego szaleństwa na dobre.

– Idę – krzyknąłem, choć pukanie do drzwi wcale nie było namolne.

Gdy otworzyłem, gęba mi opadła.

Przede mną stała Andżela, elfka sukcesu, za której bujnymi kształtami wodził wzrokiem każdy mieszkaniec osady i co druga mieszkanka. Teraz również trudno było odwrócić oczy. Biało-czerwony kożuszek nie sięgał nawet do połowy ud, a u góry brakowało co najmniej trzech guzików, by zasłonić czarną kreskę między piersiami.

– Cześć, Mati, masz może pożyczyć sól? – powiedziała niskim głosem, dokładnie w ten sposób, w jaki to sobie wyobrażasz.

Nie czekając na odpowiedź, minęła mnie w drzwiach, ale zamiast do kuchni weszła do sypialni. Nie wiem jak, ale skończyło się na tym, że leżałem na wznak, a bujna Andżela siedziała na mnie okrakiem.

Idyllę zburzyły dwa kliknięcia. Nie zauważyłem, kiedy elfka przykuła mi ręce kajdankami do ramy łóżka. Próbowałem ją zrzucić z siebie nogami, ale bujne kształty ważyły swoje i chwilę później nogi również miałem skrępowane policyjnymi bransoletami.

– Cel unieruchomiony! – wrzasnęła Andżela. – Wchodźcie!

Wtedy wszystko zaczęło się dziać jeszcze szybciej. Do sypialni wpadło kilka elfów, na komodzie wylądowała kuchenka turystyczna, a na niej wielki gar, do którego raz po raz ktoś wrzucał kolejne składniki.

Pierniki, gałązki świerku, cynamon, mandarynki, rozkruszone bombki, papier do pakowania prezentów, lukier, kapusta z grochem, dwa karpie, opłatek, sianko, zastawa stołowa (pojedyncza, pewnie ta dla spóźnionego gościa), uszka, czerwona czapka z białym pomponem, pierogi, makiełki, stajenka, bałwan z marchewkowym nosem, sałatka warzywna, nos renifera…

Wszystko to, przed czym uciekałem od lat.

– Co robicie?! Puśćcie mnie! Niiieeee!

– Pani kierownik, melduję, że wywar z magii świąt prawie gotowy! Gdzie aplikujemy? – powiedział elf, wyciągając strzykawkę wielkości ramienia.

Andżela popatrzyła na mnie z pogardą.

– Aplikujcie tam, gdzie wsadził se Święta – wysyczała z pasją. – Nauczymy go szacunku do tradycji!

– Szeregowy – elf przekazał rozkaz podwładnemu – aplikacja per rectum!

 

20.12 – Arnubis

 

Pierwsza gwiazdka rozbłysnęła znienacka. Choć ledwie co było przesilenie zimowe i wciąż jeszcze krótkie dni szybko ustępowały miejsca nocy, to jednak do zmierzchu było jeszcze daleko i żadna szanująca się gwiazdka nie powinna pojawiać się na firmamencie. Ta jednak najwyraźniej była wyjątkowo bezczelna, nie tylko bowiem świeciła w najlepsze, za nic mając sobie słoneczny blask, to jeszcze z każdą chwilą świeciła coraz mocniej, roszcząc sobie prawo do totalnej dominacji.

– Mamo! – zawołał Raaaaorgharrranek, wyciągając krótką łapkę ku niebu. – Patrz, pierwsza gwiazdka!

Mama Raaaaorgharrranka prychnęła tylko, całkowicie zajęta próbą powieszenia łańcucha na dorodnym kalamicie, co nie było łatwym zadaniem, biorąc pod uwagę fakt, że używała do tego celu przede wszystkim imponującego zestawu zębisk.

– Mamo! – powtórzył Raaaaorgharrranek, a w jego ryku tym razem usłyszeć można było odrobinę zaniepokojenia, jako że gwiazdka była już znacznie większa, znacznie jaśniejsza i znacznie bardziej podejrzana.

– Raaaaorgharrraniusz, ja cię proszę, miejże litość! – zaryczała mama, wypuszczając łańcuch z paszczy.

Odwróciła się, by dobitniej zrugać urwisa i zagonić go do pomocy, zamarła jednak w pół ruchu, gdy dostrzegła jasny obiekt na niebie. Gwiazdka wydawała się już jaśniejsza od słońca, prawie tak duża jak księżyc i ciągnęła za sobą długi warkocz dymu.

– Mamo, co to? – spytał Raaaaorgharrranek drżącym głosem.

– Nic złego, dziubasku, to tylko pierwsza gwiazdka. Wszystko będzie dobrze – odpowiedziała mama.

Stanęła nad synkiem, przesłaniając mu widok swym kolosalnym cielskiem. Pochyliła łeb i delikatnie trąciła nozdrzami pysk dziecka.

– Zamknij oczy, dobrze? A potem pomyśl życzenie, jakie tylko chcesz. Gwiazdka je spełni.

Raaaaorgharrranek się uspokoił. Mama zawsze wiedziała, co mówi. Z całych sił zacisnął powieki i pomyślał życzenie. A potem nagle zrobiło się bardzo, bardzo jasno. 

 

 

21.12 – Fascynator

Święta... Święta...

(Lekko tylko chaotyczny fotokolaż tematyczny)

 

Przyszła zima, ptaki chudną,

chudych ptaków jest nam żal.

W mroźne przedpołudnia grudnia

zrób w karmniku dla nich bal...

 

Już Mikołaj umęczony w kącie głośno chrapie,

reniferek zaś marchewkę chrupie na kanapie...

 

         

Piernikowa chatka kusi tym, co w środku.

Choć ma cztery latka – da się zjeść bez młotka...?

 

       

Choinka – germanizm! Zakrzyknęły “młode”,

ale kto zbuduje taką wieżę Babel?...  (110x60x220)

 

         

Życzenia z partykułą...

 

Niech te Święta tak wspaniałe

Będą cudne – niechby całe

UFO z gwiazdek niech przyleci

Niech Mikołaj tuli dzieci

Szczęście niech nam z nieba spada

I niech piesek w nocy gada

Niech choinka pachnie pięknie

I niech radość będzie wszędzie.

A że braknie tylko kroczku

Niechaj brzmi – do siego roczku!

 

...i po świętach...

 

(Unikamy wchodzenia na wagę! – Wyświetli komunikat: ‘proszę wchodzic pojedynczo’...)

 

22.12 – Bailout

Ciekawe czasy

 

automatyczna kasa Biedronki pali papierosa przed sklepem podczas Bożego Narodzenia

 

Kasa Biedronki siedziała przed sklepem i paliła szluga. Po chwili podeszła kasa Żabki, klapnęła i poszła za przykładem koleżanki z konkurencji.

– Szaro jak fiut  – zagaiła biedronkowa.

– Ano – mruknęła ta z Żabki.

– I tak się żyje powoli na tej wsi…

– Zaraz będzie po świętach, za chwilę Wielkanoc i ani się człowiek obejrzy, jak przyjdą sianokosy.

– Taka prawda.

Ze sklepu dobiegały dźwięki “White Christmas”, niby wspomnienie odległych czasów, kiedy Boże Narodzenie nie kojarzyło się z błotem i przepychankami polityków.

– Ruscy trzymają się mocno – zauważyła żabia.

– Wszystko przez Żydów i lewaków – wypaliła owadzia.

– O.o Ale weź obczaj Iran, Chiny i tego koreańskiego dyktatora.

– Tiaa…

– A inflacja jak zaiwania. Klientów tak mało, że czasem pół paczki szlugów idzie w godzinę...

– Ja chyba rzucę.

– Postanowienie noworoczne?

– Oszczędności.

Przez chwilę siedziały w milczeniu.

– Amelia, wracaj na sklep, kolejka jest! – rozległo się z tyłu.

– Muszę lecieć – powiedziała kasa z Biedronki.

– Pasuje ci to imię – zdążyła napomknąć kasa z Żabki.

– Niestety – rzuciła na odchodne druga.

 

Stefan robił zakupy w osiedlowej Biedronce w samym środku przedświątecznej gonitwy. W końcu dotarł do końca kolejki, ale po kilku piknięciach samoobsługowej kasy usłyszał tekst z koszmaru każdego klienta – “W strefie pakowania znalazł się przedmiot, który nie powinien się tam znaleźć!”. Cholera. Naruszył uświęcony nietykalnością obszar. Trudno, wkrótce kawaleria nadciągnie z odsieczą. Miał wrażenie, że od kasy da się wyczuć woń tytoniu. Ech, sam by zapalił. Ciężkie czasy, galopujące podwyżki cen, kredyt na głowie, żona odeszła z Azjatą… Nagle na ekranie kasy uformowały się usta.

– Spokojnie, panie Stefanie, jakoś się ułoży – powiedział kobiecy głos. ”Czego to nie wymyślą z tym automatyzowaniem”, pomyślał zaskoczony mężczyzna.

– Pan wpadnie po świętach, będą wyprzedaże tego, co nie pójdzie teraz. – “Skąd wie jak mam na imię”, zdziwił się w duchu. “A, no tak, zeskanowałem kartę rabatową.”

W końcu zdjęto blokadę i udało się dokończyć zakupy.

– Wesołych Świąt! – rzucił w stronę kasy, wychodząc, wykrzesawszy resztki poczucia humoru.

“A żebyś wiedział, że będą wesołe”, pomyślała z diabelskim uśmiechem Amelia. Dwa i pół dnia bez pikania nad głową, swawole z Mocniakami i oglądanie seriali w biurze kierowniczki. “Szkoda, że święta są tak rzadko”, zdążyła jeszcze pomyśleć, zanim ktoś wrzucił do strefy pakowania stojak na choinkę i ośmiopak Harnolda.

 

23.12 – Koala75

Zimowy obrazek

 

Ten obrazek Setkowicza zawsze wisiał w domu dziadka, teraz jest u mnie. Dwójka jednoosobowych sań, nieśpiesznie ciągnionych przez pojedyncze konie na zasypanej śniegiem drodze między polami, przyciągała często moją uwagę, szczególnie zimą przed Świętami. Coś kazało mi wyobrażać sobie, że ten woźnica na drugich saniach to ja, a konie idą tak powoli, bo są zmęczone.

W tym roku, w czasie przedświątecznych przygotowań, którymi zajęte były moje dorosłe dzieci, zdarzyło się coś dziwnego. Chciałem pomóc i zabrałem się do ścierania kurzu, niewidocznego, ale zawsze się gromadzącego na ramce obrazka. Nagle zakręciło mi się w głowie. Oparłem się ręką o drugie namalowane sanie i znalazłem się na nich, na miejscu woźnicy. Nie było mi zimno, bo zamiast mojego dresu miałem zimową szubę tego człowieka. Siedzący obok na saniach psiak, nie zwracał na mnie uwagi, jakby nie zauważył, że zastąpiłem jego pana. Sanie posuwały się wolno, koń był wyraźnie utrudzony brnięciem po zasypanej śniegiem polnej drodze. Zawołałem do woźnicy na saniach przede mną:

– Macieju, może byśmy dali koniom odpocząć?

Nie odwracając się odkrzyknął:

– Nie możem, panie, bo wilcy się zwołują. Jak nas wyczujom, bieda będzie.

– No to pośpieszaj, może zdążymy na Wigilię.

W tym momencie konie, słysząc dalekie wycie, ruszyły tak gwałtownie, że wypadłem z sań. „Jaki zimny” – pomyślałem, gdy twarzą wpadłem w śnieg.

– Tato, w porządku? Stałeś jak posąg, dotykając obrazka. Nie reagowałeś na słowa do ciebie. Nagle byłbyś upadł, ale zdążyliśmy cię złapać – usłyszałem słowa córki.

– Nic mi nie jest – odpowiedziałem.

Leżałem na kanapie, córka przykładała mi zimny kompres do czoła, syn mierzył ciśnienie. Na obrazku scena się nie zmieniła.

– Poleż spokojnie. Nie musisz nam pomagać, zdążymy wszystko przygotować do Wigilii. Najważniejsze, że będziemy razem, wszystko inne nieistotne – zgodnie dodali.

 

24.12 – Irka_Luz

Laweta z prezentami

Wycieraczki nie nadążały, kurtyną deszczu szarpał dodatkowo orkanowy wiatr. Droga była pusta, wszyscy już pewnie przygotowywali się do wigilijnej wieczerzy. Mietek wiedział, że wktótce do nich dołączy. Jak tylko odstawi opróżnioną lawetę do bazy. Jechał, pogwizdując Christmas time.

– O, w mordę! – Zahamował gwałtownie, gdy przed maską pojawiły się sunące na jednej płozie sanie, zaprzężone w renifery. Jeden ze zwierzaków potknął się i upadł, pociągając inne za sobą.

Rutyna wzięła górę nad zaskoczeniem i Mietek wyskoczył z szoferki, żeby pomóc. Facetowi w stroju Mikołaja nic się nie stało. Klął pod nosem, sprawdzając stan reniferów.

– Pyszałek m złamaną nogę, a reszta jest poobijana. Co ja teraz zrobię?! Jeszcze tyle prezentów do rozwiezienia – biadolił. – Musisz mi pomóc! – zażądał, odwracając się do Mietka.

– A-ale jak?

– Załadujemy sanie na twoje auto i pojedziemy. – Mietek pomyślał o domu. – Nie martw się, zdążysz na wieczerzę, pracujemy w pożyczonym czasie.

Mietek, oszołomiony absurdalnością sytuacji, nie protestował. Załadował sanie na lawetę, trochę się natrudził, żeby je zabezpieczyć, bo pojazd był nietypowy. Mikołaj tymczasem odesłał renifery; zniknęły w chmurze srebrnego pyłu.

Obaj, mocno przemoczeni, wsiedli do szoferki.

– I co teraz, gdzie mam jechać? – zapytał Mietek.

Mikołaj rozpylił srebrny pył. Kierowcy zrobiło się ciepło, ubrania jakimś cudem wyschły, a przed sobą widział szosę, prowadzącą w niebo. Ruszył z obawą, ale auto pewnie trzymało się drogi.

Następne godziny spędzili podróżując po niebie. Zatrzymywali się w wygodnych zatoczkach przy dachach domów. Mikołaj nie schodził przy komin, znikał w chmurze srebrnego pyłu. Odwiedzili też blok, w którym mieszkał Mietek i szofer zastanawiał się, czy znajdzie dodatkowe prezenty pod choinką. Na koniec odwiózł Mikołaja na Biegun Północny.

– Dziękuję, uratowałeś święta! Wracaj bezpiecznie!

Mietek nie zauważył, kiedy podniebna droga przeszła w ziemską i wylądował przed bramą bazy. Gdy tylko wysiadł z auta, przygoda wydała mu się niewiarygodna. Tym bardziej, że mimo dodatkowego kursu nie był spóźniony.

Przysnąłem, albo co – pomyślał lekko przestraszony.

 

***

 

Mietek patrzył, jak żona rozpakowuje prezent. Kupił jej wypasioną złotą bransoletkę, którą razem oglądali i podobała jej się. Zmarszczył brwi, kiedy zamiast złota zobaczył srebro.

Co, u licha? – pomyślał.

Twarz żony rozpromieniła się.

– Bałam się, że kupisz mi to złote brzydactwo, ale dobrze udawałeś! – zawołała.

Mietek uśmiechnął się głupio i przypomniał sobie, że na srebrną bransoletkę żona najpierw zwróciła uwagę. Popatrzył na siedzącego na podłodze syna, który też miał inny prezent, niż mu kupił i był w siódmym niebie.

A więc tak to działa – pomyślał i już nie miał wątpliwości, że Mikołaj istnieje naprawdę i faktycznie pomógł mu rozwieźć prezenty.

Komentarze

obserwuj

A, co mi tam

Wpisz mnie na 22

P.S. Renifer czadowy

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Wpisane. :D Też uważam, że bardzo udany. Niestety nie mój.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Renifer oposycjonista

Known some call is air am

Poproszę 20

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

12.12 :)

17

 

EDIT: Albo przesuń na 4, bo chyba brakuje ludzi

Слава Україні!

13 :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

6. ;)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

No to biorę 1 grudnia :D

11.12, gdyby ktoś chciał się dołączyć, to zapraszam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

smiley

21.12 poproszę...

dum spiro spero

Powoli nam się wypełnia kalendarz. :D Dzięki za zgłoszenia!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dla Tarniny i dla mnie poproszę o 18.12.

19 wygląda na pusty – biorę!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

10.12 – Ambush

Lożanka bezprenumeratowa

Zaklepuję 9.12

Raz się żyje, 14 grudnia poproszę!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Niech będzie 16.

It's ok not to.

Dobry wieczór, poproszę numerek 2. Taśma profesjonalna.

Piąty grudnia poproszę.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

3/4 zapełnione, nie jest źle

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Yep, idzie. :) Dzięki za nowe zgłoszenia, wszystkich powpisywałam, a Golodha na jego życzenie przesunęłam na początek miesiąca. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Symbol

 

Płatki śniegu wirowały w tańcu z wiatrem. Choinka była trochę za niska, gruba, donica zachwiała się, oparła o stajenkę. Osiołek stanął obok, oklejony szarymi taśmami, spod których gdzieniegdzie prześwitywał zielonkawy grzbiet. Na drzewko wlazła gwiazda, złota farba opryskała jadeitowe gałęzie.

– Ej no, nie do oczu! – Choinka pluła igiełkami.

– Oczy na całym ciele – prychnęła gwiazda i usadowiła się na czubku. Rozpostarła ramiona, których miała osiem, wciągnęła wystający brzuch.

– Dobrze policzyliście? – Wężowy łańcuch o barwie rubinów, oplatał złączone nogi w donicy.

– Amikoł sprawdzał w tym jej… adwentowcu. – Jeden z płatków pomachał i usiadł na osiołku.

– Kaldendorz adwentorz. – Amikoł wyszedł z chaty ubrany w czerwony strój, postrzępiony u dołu. Szara twarz z doczepionymi roślinami na brodzie zajaśniała. – Zaznaczyła grudzień, no to jedziemy z tymi świętami!

– Grudzień to tylko miesiąc! – Tuż przed całą maskaradą wylądowała postać utkana z mgły. – Wigilia jest w inny dzień, wszystko popsujecie!

Nikt nie zdążył odpowiedzieć. Po ścieżce szła, utykając, dziewczynka. Omijała toksyczne kwiaty. Była chuda i blada, o krótkich włosach zaczesanych na bok. W ręku trzymała włócznię na latające dhiny, które o tej porze roku rozpoczynały polowania. Na planecie Tee nadchodził czas szukania schronienia.

 – Ej, Pola, my… – zaczął choinka, wyskakując z donicy. Miał gadzie nogi, a jego ciało pokrywały igły. – Myśleliśmy, że…

– Wiem, że za miesiąc dhiny opanują  niebo. Musimy zejść do podziemi. – Pola pogłaskała wężowego przyjaciela. – Nie szkodzi, że wtedy nic nie przygotujemy… Możemy zacząć świętowanie dziś, przed podróżą.

– Taak! – Gwiazda zeskoczyła z choinki. – To co robimy?

– Nic. – Pola uśmiechnęła się. – Święta w moim domu były gonitwą. Od domu do domu… Miałam prezenty, ale nie potrzebowałam tego. Spędźmy czas razem, jak zawsze, ale bez pośpiechu.

Stworzenia podeszły bliżej Poli, aby wysłuchać opowieści o życiu na Ziemi. Jeszcze zanim nadciągnęła wojna, zanim rodziny musiały szukać schronienia na innych planetach, lecąc do wszechświatów, na których nikt nie znał świąt.

I jeszcze na długo po śmierci Poli, jedynej Ziemianki ocalałej po rozbiciu wielkiego statku wiozącego ludzi na Tee, symbole świąt były przywoływane w hołdzie ku jej pamięci, zawsze pierwszego grudnia.  

 

 

Skrzacik, który jest zawsze na święta u mojej mamy. :)

I mamy grudzień. :D Można bez wyrzutów sumienia rozwieszać kolorowe lampki i zaczynać wałkować piosenki świąteczne.

Bardzo fajny pierwszy szorcik. :3 Jakiś taki “nasz”, mimo że na nieznanej planecie. A i pewnie ta świąteczna gonitwa się wielu wyda znajoma.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Jaj, Ananke, jaki przeskok w drugiej połowie. Fajne rozpoczęcie sezonu świątecznego, chociaż smutnawo się na koniec zrobiło :0 

Ananke, dobrze, że tekst świąteczny mimo... Cieszmy się, że Święta nadchodzą i może nie będziemy zmuszeni wędrować na inne planety. Zwolnijmy też trochę. :)

Verus, no świąteczna gonitwa najgorzej. ;p

 

OldGuard, miałam zrobić wesoły tekst, ale... wyszło jak wyszło, muszę się pogodzić z tym, że na wesoło umiem. :D

 

Misiu, taak, to był mój przekaz, najważniejsze to spędzić czas razem, bo kto wie, czy kiedyś nie zabraknie tych spokojnych dni.

 

 

Fajnie zakręcony tekst, Amikoł najlepszy :P

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Chciałbym się wpisać na 17go grudnia! :>

Bailout – dzięki. :) Musiałam wycinać opisy Amikoła dla limitu. :D

Coś mi mózg ostatnio pracuje na wolniejszych obrotach, bo dopiero za drugim razem chyba zrozumiałem. XP Ale wyszło fajnie.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

– Kaldendorz adwentorz.

 

SNDWLKR – to chyba norma przy moich opowiadaniach. XD

 

Vacter – :D

Hoł hoł hoł! 

Dobre rozpoczęcie kalendarza, Ananke :)

 

Known some call is air am

Dzięki, Outta. ;)

 

Albo trochę jak w “Miłość, śmierć i roboty”, tam był jakiś dziwny stwór jako “Mikołaj”. XD

No dobra, to wpisuję się na 7 grudnia cool

surprise

Vacterze, to powyżej to komentarz do Twojej kartki, ale gdzie kartka?...

cheeky

dum spiro spero

Jeszcze ma pięć godzin, chce nas potrzymać w napięciu...

 

...albo zapomniał. :P

laugh

Zapomniał... Tak się zajął tymi kasjerkami w Castoramie, że...

wink

dum spiro spero

Może opowiadanie będzie o poznaniu żony w święta w Castoramie. :D 

 

 

Vacter, planujesz przed północą napisać i dodać? :)

Noc ży­we­go świę­to­wa­nia

 

Dru­gie­go grud­nia spoj­rza­łem w lu­stro

Twarz za­la­ły łzy, ni­czym pot

W domu było strasz­nie pusto

Uciekł z po­dwó­rza bez­dom­ny kot

 

Na ze­wnątrz było cią­gle ciem­no

Czy do­strze­gał mnie choć­by cień?

Du­ma­łem tak chwi­lę, nada­rem­no

Ko­lej­ny minie tak samo dzień

 

Po­świe­ci­łem la­tar­ką, w kącie ło­pa­ta

Stała jak mio­tła cza­row­ni­cy

Kopał nią nie­gdyś jesz­cze tata

Ukrył ją dzia­dek przed wojną w piw­ni­cy

 

Chwy­ci­łem ło­pa­tę i ru­szy­łem przez śnieg

Świe­ży spadł, wi­dzia­łem ślady swe

Ra­dość po­czu­łem, chód prze­szedł w bieg

Jesz­cze zo­sta­ły mi­nu­ty dwie

 

Cmen­tar­na brama niby za­mknię­ta

Lecz zna­łem sztucz­kę hieny

Kłód­ka była lekko szarp­nię­ta

Wy­rwa­łem ją bez wiel­kiej sceny

 

I z ło­pa­tą, już sze­dłem na groby

Ludzi, któ­rych daw­niej ko­cha­łem

Ich omi­nę­ły złe świa­ta mody

Tak za­sty­gli, jak ich pa­mię­ta­łem

 

Sze­dłem, ło­pa­tą bro­dząc w śnie­gu

Śpie­wa­jąc lulaj, że lulaj

My­śla­łem o śle­dziu, o czasu biegu

A potem syl­we­ster, hulaj a hulaj

 

Nagle wy­sko­czył z ciem­no­ści

Stróż cmen­tar­ne­go spo­czyn­ku

Za­trzy­mał mnie bez uprzej­mo­ści

Czu­łem, że był już po winku

 

Po­sze­dłem za nim, miał tam chat­kę

W środ­ku było dość jasno

Dawno po­cho­wał, swą wła­sną matkę

W tym domku nie było cia­sno

 

Lecz gdy tam wsze­dłem, już wie­dzia­łem

Że jest to miej­sce ra­do­ści

Ni­cze­go tam się nie bałem

Wi­dząc zna­ko­mi­tych gości

 

Usie­dli­śmy, przy stole z tru­pa­mi

Nie­któ­re ży­wy­mi się sta­wa­ły

Jeden z nich roz­ma­wiał z nami

Inne ko­lę­dy śpie­wa­ły

 

To drugi grud­nia, chyba za wcze­śnie

Spy­ta­łem, co tu się dzie­je

A stróż cmen­tar­ny, z łyżką w cie­ście

Głową kiwa, gło­śno się śmie­je

 

Trupy już po­szły lepić pie­ro­gi

Na pia­ni­nie grała tru­posz­ka

A jed­nej tru­piej pięk­nia­ły nogi

Nie­zła z niej była ko­kosz­ka

 

Ja już po winku zro­zu­mia­łem

Że tutaj do stycz­nia zo­sta­nę

Choć trupy słabo te zna­łem

Opłat­kiem się z nimi po­ła­mię

 

Tru­posz­ce oczy wró­ci­ły do świa­ta

Byłem z tego bar­dzo dumny

Że wzro­kiem mnie tak omia­ta

Może z nią pójdę do trum­ny

O matko, Vacter, co się w tym wierszu wydarzyło. XD

Odważnie zdążył z wierszem.

To po pierwsze.

A po drugie:

wiersz jest długi.

Nie wiem, czy to nie horror,

bo trupów moc. 

Więc daję kolor 

i taka noc 

z jadłem i piciem

rozbrzmiewa życiem.

Świąteczny duch

i wszyscy w ruch.

Super macie te wiersze. :D

Cóż to za kolor, czy może przestworzy?

Czy jego blask nas do snu nie zmorzy?

Wiecznego, co go nie rozjaśnia dzień

i wśród ludzi w głowach, mknie jak cień.

Cienie na święta są inne, spokojne,

Nie łapią, nie straszą, są dość oporne

I kolorami przestworzy do nas machają,

Bo lubią przesyt i z nim do nas grają.

Ananke & Vacterze yes yes

Bo nie zagwiazdkowałam.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Można zmienić “bah humbug” na “big humbak”. :)

Dobra historia w wierszu. Poezja to nie moja bajka, ale lubię cmentarze. :p

 

No i wrzucam trzecią kartkę z kalendarza. :D

Cynamonowe pierogi z kotła

 

– Myślę, że światełka to delikatna przesada.

– Przesada to by była, gdybyśmy mu tu aniołki powiesili. A światełka, to no, każdy lubi.

– Nie wiem, czy on akurat lubi cokolwiek.

– Cicho! Idzie! – wtrącił się ktoś trzeci.

Faktycznie, po jaskini echem rozchodziły się kroki. Kolorowe lampki szybko zgaszono, a nastała ciemność godna była czeluści piekielnych. Gospodarz nie przyniósł ze sobą żadnego źródła światła, dokładnie tak jak spodziewali się zebrani, siedzący teraz cicho jak aniołki (choć porównanie to wołało o pomstę do nieba (i to również)).

W milczeniu odczekali, aż gospodarz bez zawahania czy potknięcia przejdzie przez jaskinię, wyjmie szklankę i butelkę, naleje sobie i opadnie na fotel za biurkiem.

Nie zdążył upić ani łyka, gdy cała zawartość szklanki znalazła się w powietrzu do pierwszych dźwięków We wish you a Merry Christmas w wersji metalowej. 

– Co do…?! – wrzasnął.

W tym momencie zapaliły się lampki rozwieszone wokół jaskini. Ich kolorowe, mrugające światło wyłoniło z mroku kilkanaście osób. Części brakowało kończyn, inne nosiły wyraźne ślady poparzeń. Jedna, której z głowy została tylko czaszka z samotnym okiem, błyskała kolorami nawet spomiędzy zębów i z dziurek nosa.

– Wesołych świąt! – wrzasnęła dziewczyna, która rozwieszała lampki. Głowa opadła jej przy tym na ramię, ukazując wnętrze przeciętej nieostrym narzędziem szyi.

Chluśnięte w powietrze whisky zdążyło opaść na głowę gospodarza. Odgarnął kosmyki mokrych włosów z twarzy i z głuchym westchnieniem założył je za rogi.

– Jeszcze trzy tygodnie do świąt – wyjąkał.

– No. Ale jakby to były święta, to przecież byś się spodziewał i znowu musielibyśmy wyciągać cię spod tego kotła w dziewiątym kręgu.

– Trzy tygodnie, Małgośka.

Dziewczyna poprawiła głowę i podeszła do gospodarza, aby posadzić go z powrotem na krześle. Jeden z przypalonych, na którym wciąż tliły się resztki ubrania, postawił na biurku talerz z pierogami.

– Pierogi takie jak nienawidzisz. Z kapustą i grzybami. Posypaliśmy cynamonem – zaśmiała się słodko Małgorzata. – Torturujesz nas codziennie, więc z tej jednej okazji możemy to robić my.

– Żeby to była jedna. To samo mówicie przy Wielkanocy… – burknął Szatan, ujmując widelec w dłoń.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

@Verus mordeczko, dopisz mnie tam proszę na 7 grudnia

Pozostałe zrecenzuję później, ale Verus musiałam. Zwłaszcza, że przez moment przeczytałam z z kota. Mimo, że okazało się, że to kociołek i tak mi się podobało.

Lożanka bezprenumeratowa

Pierogi z kota? Zdjęcie Tiabeanie, której na sam pomysł zrobiło się słabo.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Widzę, że wszyscy chcą świętować wcześniej. :D Po rogach go poznałam, ale i tak nie przeszkodziło mi to czerpać przyjemności z lektury. :) 

Fajne te dotychczasowe teksty ;) Sezon świąteczny uważam za otwarty ;)

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

W świątecznym duchu nawet taki z rogami pierogi będzie wsuwał. A my? Uszka?

Ja tam najchętniej pierogi. Ruskie, nie uznaję innych (chyba że z owocami). A w imię sezonu świątecznego, lecę zaraz rozwieszać lampki po domu. :3

 

Po rogach go poznałam

To git, zastanawiałam się, czy to nie będzie za delikatna wzmianka. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Verus, pierogi ruskie zawsze najlepsze. :D

Zalepię najbliższą lukę w kalendarzu, czyli prośba o wpisanie, Verus, na 8.12. Te luki są silniejsze ode mnie. :-)) Jeśli ktoś zechce się dołączyć – zapraszam srd. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Graveyard dating, przejdź się po cmentarzu a powiem ci kim jesteś. Widzę po Twojej karce Verus, że zeszliśmy nieco głębiej, w czeluście pieropiekieł. Wszyscy chcą już świętować, przejąć obchody. A co czeka nas dalej?

Ananke, piątka za pierogi!

 

Vacter, mówisz, że kalendarz powinniśmy urozmaicić jakimś wyzwaniem? Kto zejdzie niżej? XD

 

Asylum, wpisałam Cię. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Pierogi (uwaga, surrealizm).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie znalazłam pierogów xd. 

 

Zaraz muszę lecieć, filmik obejrzę później. :) 

 

Wyzwanie, hm? :) Świąteczne wyzwanie? 

Vacter, dawaj wyzwanie na wiersz fantasy. :D

Jeżeli jeszcze jest wolny 23.12, poproszę dla siebie. Podobno bez ryzyka nie ma zabawy.

Powrót do domu

 

Idę ulicą. Sam. Ludzie wyjechali, miasto opustoszało, zgasili wszystkie neony. Jedynie niektóre okna świecą się – czy to zwykłym, żarówkowym światłem, czy wielokolorową mozaiką lampek. W oddali grają kolędy.

Owijam się szczelniej szalem, zakrywając usta. Smog jest nie do wytrzymania. Ta szarawa mgła jest tak gęsta, że wręcz krępuje moje ruchy, podobnie jak zaspy wczorajszego śniegu. Nie stopniał, choć dziś był upał – piętnaście stopni w południe, teraz bliżej zera.

W ręce ciąży mi torba z zakupami. Chleb, pasztet, dwa pomidory. Nieco przegniłe, ale na promocji. Robi się coraz ciemniej i chłodniej. Trochę marznie mi dłoń, pęka wyschnięta skóra.

Zbliżam się do furtki, prowadzącej do mojego osiedla. Sięgam do kieszeni, wyciągam kartę… nie mam jej! Jest tylko ta do mieszkania. Zapomniałem jej wziąć? Kurwa. Do tego nie pamiętam kodu. Zawsze korzystałem z fabrycznego, dopóki go nie zmienili.

Marznę. Kto może mi pomóc? Stróż wziął urlop, sąsiadów nie ma – też wyjechali. Wyciągam telefon, przeglądam kontakty. Emil miał zapasową kartę, ale jest u rodziny na wsi. Zuza wyprowadziła się rok temu. Może ma jeszcze jak otworzyć? Nie zaszkodzi spróbować. Wybieram numer, dzwonię.

Zrzuca mnie.

– Ja pierdolę – klnę na cały głos.

– Zły dzień, co?

Odwracam się. Za mną stoi starsza kobieta. Dzięki Bogu! Otwiera drzwi, wpuszcza mnie do środka, ja dziękuję, mamrocząc coś pod nosem. Rozchodzimy się w swoje strony.

Sprawdzam godzinę – jeszcze zdążę przed pierwszą gwiazdką. Znajduję swoją klatkę, wsiadam do windy, wybieram piętro.

Staję przy drzwiach. Karta, przycisk, pstryknięcie. Wchodzę do domu. Zdejmuję buty, odwieszam kurtkę, zdejmuję kapelusz. Zakupy zostawiam w kuchni, nalewam szklankę tych ścieków nazywanych wodą i wracam do salonu. Wzdycham.

W rogu świeci się choinka.

Слава Україні!

Faktycznie  zły dzień. Nie wesoło. Dobrze, że chociaż trafiła się ta kobieta. Może to znak, że los się odwróci.

No tak smutno i nostalgicznie się zrobiło, ale zawsze jest jednak ta choinka. :)

 

Ja w domu nie mam. ;p

O! dawno nie zaglądałam i dopiero teraz widzę ten wątek. Jeśli można jeszcze ostatni termin (15 grudnia) to poproszę :). Żeby tradycji stało się zadość :).

Scenka od Verus urocza, scenka od Golodha smutnawa. I chyba nie widzę w tej drugiej fantastyki :P

Known some call is air am

@Ananke Ładne, klimatyczne otwarcie.

@Vacter już się bałam, że będzie wtopka, ale wiersz przedświąteczny super. I również wprowadza w nastrój.

@Golodh – No takie Święta też bywają, choć nie powinny. A może powinny, czasem ludzie tak chcą, albo tak sobie pościelili.

Lożanka bezprenumeratowa

Po zerknięciu na artykuł o “Szlachetnej Paczce” na Trójmieście ( a właściwie na komentarze) stwierdzam, że ludziom już naprawdę odbiło i nie ma czego ratować. A najgłośniej narzekają ci, którzy to wywołali. Jakby nie widzieli konsekwencji własnych czynów.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A ja spóźniony 5 grudnia.

 

Państwo wybaczą, rzeczywistość dojeżdża. 

 

To ten, ja obrazkowo.

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowy portal pod choinkę ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Oo, jakie przyszłościowe, wszystko jest. Planeta z rogami, już wiadomo skąd gadające renifery. :p

Golodh, to postapo klimatyczne? Tak mi się skojarzyło po tym krótkim obrazku. Depresyjne, ale ładne.

 

Rybo, jestem fanką planet powieszonych na choince. I prezentu oczywiście również. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Nowy portal pod choinkę ^^

Wolno marzyć, nie? XD

 

Planeta z rogami, już wiadomo skąd gadające renifery. :p

Ja jednak podejrzewałbym, że ich macierzą jest dno flaszki... ;-)

 

@Verus – jedna czarna dziura tez jest, ale nie pokolorowałem środka przed skanem :-( Późno było, ja zmęczony... Została Biała Dziura XD

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Została Biała Dziura XD

A spoko, jest takie hipotetyczne zjawisko. :p Równie hipotetyczne, co nowa wersja. XD

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dobra, ludzie, mam dość rysowania na najbliższe pięć lat.

 

Przepraszam za formę, nie mam skanera, więc zrobiłem zdjęcie telefonem, ale, kurde, tu chyba nawet coś widać! XD

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Bajera, jest nawet Pikachu laugh

Super :D Ale się napracowałeś, podziwiam. :) 

Vader jak nieśmiało macha. XD

 

O nice. :D Kot z Cheshire. <3

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dzięki. Przynajmniej część postaci jest rozpoznawalna, więc nie wyszło najgorzej. ;D

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Rybo & SNDWLKR jacy Wy jesteście zdolni! Brawo!

Lożanka bezprenumeratowa

I chyba nie widzę w tej drugiej fantastyki :P

Golodh, to postapo klimatyczne? Tak mi się skojarzyło po tym krótkim obrazku. Depresyjne, ale ładne.

A, no takie naciągane i bardzo w tle – a pewnie mogłoby być i współczesne. Bardzo lekka przyszłość i lekki cyberpunk, rzeczywiście z elementami katastrofy klimatycznej – ale chyba właśnie takiej wpisanej w bardziej cyberpunkowy sztafaż.

 

Obejrzałem obrazki, ładne:) SNDWLKR bardzo dobrze widać postaci, nawet takie nieoczywiste:P Czy to Bill jest tam na gwieździe?

Teksty nadrobię w weekend, bo jakoś zajęty jestem w tym tygodniu:P

Слава Україні!

Obrazki fajne.

SNDWLKR – propsy za Cthulhu, Hellboya, Felixa i Gotreka, Godzillę i King-Konga, Spocka, Aliena i Predatora, Spideya i Venoma, a także za Larę oraz Gandalfa. Reszty nie znam albo nie lubię.

 

PS. Na gwieździe to po mojemu jest Azathoth, a nie żaden Bill :P

Known some call is air am

Bardzo fajne obrazki – oba. Postacie rozpoznawalne bez trudu. 

Teksty jeszcze muszę doczytać ;)

It's ok not to.

Tam Pikachu.

Cthulhu jest i jest git ;-)

 

 

Bardzo ładne otwarcie pierwszego grudnia, świąteczne w duchu mimo pewnej melancholii.

Tortury dla Szejtana przewrotne, zwłaszcza te pierogi.

 

Zimna biel śniegu

Chłód błękitu strof nieba

Mózg zamarzł w trakcie

 

Okruch ludzkiej życzliwości przed życiową przeszkodą – refleksyjny ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

07.12.2023

 

Prezent

 

Blask księżyca wpadał przez okno, oświetlając nieznajomego mężczyznę stojącego w największym pokoju jednorodzinnego domu. Postać odziana w czarny płaszcz trzymała w dłoniach sześcienne pudełko opakowane w papier ozdobiony złotymi gwiazdami. Nieznajomy podszedł do obwieszonego kolorowymi dekoracjami drzewka i położył prezent z napisem Adaś pod gałązkami świerku. Po chwili tajemnicza osoba przeniknęła przez ściany i rozpłynęła się w chłodzie nocy. Nietypowe odwiedziny w żaden sposób nie zaniepokoiły pogrążonych we śnie domowników.

 

***

 

Pierwsza obudziła się babcia. Zaczęła się krzątać po kuchni i przygotowywać zupę grzybową. W kolejnych godzinach dom wypełnił gwar dzieci oraz aromat pomarańczy i goździków, który w dalszej części dnia ustąpił zapachom smażonego karpia i gotowanej kapusty z grochem.

Do prezentu leżącego pod choinką dorośli dołożyli po kryjomu kolejne paczki i ozdobne torby.

Po kolacji dzieci rzuciły się na świąteczne upominki. Adaś sięgnął po paczuszkę zapakowaną w papier ozdobiony złotymi gwiazdami. Rozdarł opakowanie i wydobył ze środka kartonika czarną jak smoła kulę o średnicy kilkunastu centymetrów. Zagadkowy prezent nie odbijał prawie żadnego światła, przez co sprawiał wrażenie dwuwymiarowego.

– Wooow! – westchnął Adaś.

– Co to? – zapytała starsza siostra.

Adaś wzruszył ramionami.

– Pewnie jakiś gadżet od wujka Jacka – powiedział tata, zerkając na swojego brata.

– To nie ode mnie.

Nikt już więcej nie dociekał, rodzinna tradycja zabraniała rozmawiać o tym kto komu wręczał świąteczne podarunki. Po chwili dzieci zapomniały o tajemniczym prezencie, rozpakowując kolejne, dużo ciekawsze upominki. Dorośli w ogóle nie zawracali sobie tym głowy.

Kula przypadkowym szturchnięciem jednego z domowników potoczyła się pod choinkę, znikając z pola widzenia.

 

***

 

Kiedy wszyscy odpłynęli w objęcia Morfeusza, w salonie pojawił się ponownie tajemniczy mężczyzna. Pochwycił kulę, po czym jak zjawa przedostał się na zewnątrz, kierując się w głąb pobliskiego lasu. Dotarł do swojego pojazdu i umieścił sferyczny obiekt w podajniku na kształt cylindra. Naładowana magią świąt czarna kula wtoczyła się do rdzenia konstrukcji, pobudzając statek kosmiczny. Wigilia była najefektywniejszą ładowarką.

 

[CZAS DO NASTĘPNEGO ŁADOWANIA: 365 DNI]

 

Zagadkowy mężczyzna odleciał w stronę gwiazd.

 

 

 

A tak to widzi bing:

    Dobra, ludzie, mam dość rysowania na najbliższe pięć lat.

Świąteczni Dalekowie forever :)

    Naładowana magią świąt czarna kula wtoczyła się do rdzenia konstrukcji, pobudzając statek kosmiczny. Wigilia była najefektywniejszą ładowarką.

... oookeeej...

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Xd

Ale fajne. :D Można było poczuć święta, a pomysł na ładowanie abstrakcją przyjemny. :) Baśniowe sf na święta. :) 

Kosmici farmią święta XD 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Piękne te Wasze rysunki. Aż budzą  w człowieku: – Szkoda, że tak nie umiem.

Pomysł z ładowaniem emocjami wigilijnymi napędu statku kosmicznego też mi się podoba.

Fajna sprawa ten kalendarz. yes

Dziękuję wszystkim jeszcze raz. :) Golodh, chyba wyszło mi lepiej niż myślałem, skoro widać tam nieplanowane postacie. XD Kim jest Bill?

 

Poza tym obczaiłem resztę kartek:

Verus, ja wroga nr 1, czyli Maryję Carrey (Carry?) pierwszy raz w tym roku usłyszałem drugiego października, więc rozumiem ból Księcia Ciemności. ;P

I też notorycznie czytałem ,,kota” zamiast ,,kotła”...

Golodh, sympatyczne, chociaż na motyw ,,Idą święta, okażmy sobie dobroć” przypominają mi się wszystkie denerwujące reklamy Coca Coli. Zabili całą magię. ;(

Świryb, Piórko i Nowa Wersja na święta, czegóż chcieć więcej? :D

grzelulukas, ciekawy pomysł z tą ładowarką, tylko chyba trzeba trafić na dobry dom, nie? Przygotowania do Wigilii nie zawsze przebiegają w miłej atmosferze, potem zostaje takie nieprzyjemne napięcie... :P

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Fajne dzieła malowane, można powiedzieć, że mój zmysł estetyczny wykrył elementy sztuki przez s. To oznacza, że będę jeszcze doszukiwał się piękna. Teksty jeszcze muszę doczytać, ale w sprawie osiągania dna piekieł i jeden poziom niżej, widzę, że Golodh zastosował jako pierwszy wulgaryzm, pomagając nam w planie świątecznych odwiertów. Także mrugam do Verus. A co do pojedynku to widzę, że Ananke już uzbrojona. Chciałbym zobaczyć wierszyki przesycone sielanką, do bólu miłe i dobre  dla serca, że aż mdli :

 

O, tekst Verus już czytałem, ale na tyle mi wlazł w pamięć, że już tam został. Całkiem niezły pomysł na święta. Może to tylko gra z tą karą? Kto wie co ten diabeł sobie uknuł. Może wszyscy dajecie się nabrać?

Kosmici farmią święta XD 

Lepiej, żeby reszta kosmitów się nie dowiedziała angel

 

grzelulukas, ciekawy pomysł z tą ładowarką, tylko chyba trzeba trafić na dobry dom, nie? Przygotowania do Wigilii nie zawsze przebiegają w miłej atmosferze, potem zostaje takie nieprzyjemne napięcie... :P

 

No tak, z tym bywa różnie... xD

Pan Świryb jest także utalentowanym artystą malarzem? Jestem zaskoczon!

Kim jest Bill?

SNDWLKR, pewnie chodziło Golodhowi o postać z “Wodogrzmotów małych”

 

Known some call is air am

Potwierdzam xD

Слава Україні!

Zagadka

 

Dobiegała północ. Na rynku wyludnionego miasteczka, położonego na skraju arabskich map, tam, gdzie widnieją słowa: "Dalej są już tylko smoki", zgromadziła się garstka przebierańców. Krzątali się niemrawo wokół kamiennego kręgu. Jedni układali chrust, ktoś próbował podpalić go zapalniczką, inny zapałką, jeszcze inny dmuchał. Wyglądali na zmęczonych i zniechęconych. 

Prószył śnieg. W kręgu światła pobliskiej latarni migocące drobinki, przecząc sile ciążenia, tańczyły lekuchno. Zapalały się i gasły. Raz jedna, raz druga śnieżynka ściągała żółtawy blask w swoją lodową pajęczynę i wtedy w mgnieniu oka zmieniała się w ognik. A może to światło wędrowało wśród płatków śniegu i niczym pszczoła przeskakiwało z koniczyny na koniczynę, nie mogąc zdecydować się, który nektar smaczniejszy, który wzór ładniejszy?

W chruście pojawiły się ogniki i nagle płomień wystrzelił wysoko. Gromadka przebierańców niepewnie rozpoczęła rytuał. Pe stojący najbliżej ogniska wrzucił do niego wyprasowany, nieskazitelny mundur. Er wyjęła wszystkie spinki z ciasno upiętego koka, rozstając się z nimi z ulgą. Garść metalowych spinek podążyła w stronę płomieni, a okrągłe "o" wypuszczone przez Kra, deptało im po piętach, pilnując je jak pies pasterski owce, aby żadna sztuka się nie oddaliła. Z szyi Ty ześlizgnął się wąż i sycząc "sss" odpełzł w ciemność. Ty odetchnął pełną piersią, po czym zrzucił z pleców worki z niknącymi w oczach oznaczeniami waluty. Na się rozchichotało, poluźniło pasek ze złowrogą klamrą w kształcie litery "c" o cztery dziurki i wtedy z brzucha wyskoczyło radośnie Ja, dopełniając obrzędu.

– "Hura!" – dobyło się z wszystkich piersi. – "Niech żyje nadzieja!"

Przybyło nowe. W powodzi iskier pląsali do przyjazdu nocnego autobusu.

– Wracacie? – zawołał kierowca, otwierając pierwsze drzwi.

– Tak! – odkrzyknęli.

Rozgadani wchodzili do autobusu. Światło latarni prześlizgiwało się po ich mokrych twarzach. Topniejące na skórze drobiny śniegu mieszały się ze łzami szczęścia.  

Na ławce pod wiatą leżała fotografia Blue Marble. Ludzie sztywnieją, lecz i tak ich lubię, pomyślała latarnia.

 

blue-marble-image-of-earth-from-apollo-17

Bez jednego wyrazu – trzysta słów, poza tym Ziemia do góry nogami i zagadka. :-) 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Tu nie wystarczy logika. Potrzebna jest wyobraźnia. :) Ładne, ciepłe.

cheeky

...i kiedy Prokrastynacja spokojnie sadowiła się na siedzeniach autobusu, cichutkie mruczenie

śmigiełek drona (z arabskimi oznaczeniami ale na chińskich częściach i naprowadzanego

ze sputnika) przeszło w równie cichy gwizd... Huk!... Kiedy opadł piasek i pył nowa mulda

niczym nie wyróżniała się z pustynnego otoczenia... 

A Błękitny Bąbelek biegł dalej ku przeznaczeniu...

wink

dum spiro spero

Przyjemnie się czytało, ale nie wszystko zrozumiałam, przyznaję. :) 

O, przy okazji czarnej kulki w końcu trafił nam się tekst jednoznacznie radosny. :D Bardzo miły pomysł, taki ciepły. Mnie się <3

 

Asylum, ja mam wrażenie, że srogo czegoś nie ogarnęłam w tym tekście, ale jestem osobistą fanką tabliczki "Dalej są już tylko smoki" i gadającej latarni. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

@grzelulukas Fajne ładowanie akumulatorów.

@Asylum Czuję zadowolenie i zagubienie;)

Lożanka bezprenumeratowa

Golodh & Outta, aaa, nie oglądałem tego... co jest dziwne, bo z opisu wynika, że mogłoby mi się spodobać. XP

Asylum, a ja zrozumiałem, przynajmniej na tyle, żeby to sobie zwizualizować, chociaż nie podejmuję się rozkminiania, co autorka miała na myśli. ;)

 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Nie będzie w Niebie ani Ziemi takiej zbieraniny jak ta przede mną. 

Grupa różnobarwnych aniołów stała w grupie i nad czymś debatowała.

– Tylko srebrni są coś warci! – krzyczała część ze srebrnymi skrzydłami.

– Każdy był brązowy! – wrzeszczała parka brązowoskrzydłych.

Z dala od reszty, na siódmej chmurze od nieba, rozmawiały ze soba trzy istoty, których pióra dumnie prezentowały swój złoty odcień.

– Załóżmy Lożę, do której wpuścimy tylko równych sobie. Będziemy sławić jego Słowo.

– Pomniejsze aniołki są zbyt niedojrzałe! Niech brązowe wezmą te strzały z sercami, a srebrni pomogą nam podczas pogrzebów.

– No dobra – odezwał sie w końcu trzeci i zapytał – ale jak ją nazwiemy?

Trójca pochłonęła się w rozmyślaniach. Nie chciałem im przeszkadzać, ale zanim się zorientowałem,  nadeszły święta! Rozgoniłem więc kolorowe towarzystwo na trzy wiatry , by zajęły się gotowaniem chmurek i strojeniem karpia. Nie przeszkodziło im to myśleć nad nazwą. Już podczas wieczerzy ich wysiłki skupiły się na mnie. Chciały mi się przypodobać, więc zaczęły adorować me cnoty i zalety.

– Twą piękność… – rozmyślał jeden ze złotych, przeżuwając pieroga z kapustą.

– Twa mądrość… – dukał srebrny, licząc oka w zalewie octowej.

Trzeci, brązowy i świeżo opierzony, celował we mnie ością z ryby.

– Twa elokwencja nas onieśmiela – mruczał. – Twa uroda… Twa…

Tego było już dosyć! Pstryknąłem palcami, aż gwiazdką na choince zatrzęsło. Wpadła w rezonans z moją wściekłością, aż słyszałem tylko ciągle powracające echo ich słów: twa, twaa, twaaa… 

Zamknąłem oczy, az mi pociemniało a później pojaśniało. Zaciskałem powieki mocniej niż polityk chwyta się teczki, a moje skrzydła drgnęły. Wyskoczyłem z gabinetu redakcji i przyjaciół , i poszybowałem w dół ku Ziemi. Ciągnęło mnie do ich błahostek, do prezentów pod choinką i tęskniłem nawet za wąsem mojego wujka, umoczonego w wódeczce. A te grupkę bałwochwalców zostawię samych sobie. Te grupę zafajdanych piórkowych ignorantów. Te towarzystwo wzajemnej adoracji.

Poczekam, aż im się znudzi, o tutaj, w poczekalni.

Opal nie mogła się doczekać ubierania choinki. Jak co roku zdecydowała się na świeżą, prosto z lasu. Mimo że okoliczni handlarze oferowali choinki wykonane z wielobarwnych piórek czy tkanin, ona była tradycjonalistką.

Główna aula była już ozdobiona, kupionymi od skrzatów, łańcuchami z papieru, szyszkami i jabłkami.

Opal zawahała się, westchnęła i wybrała mosiężną ozdobę w czarne lwy i powiesiła z przodu.

– A kule z piórkami gdzie? – spytał Agat.

– Wyżej, żeby było je dobrze widać. Są takie ładne…

– Staram się robić wzorki – sapnął z zapałem Jaspis. – Kulki z czerwonymi piórkami ustawiam pasami obok siebie, te z żółtymi w osobnym pasie i te z niebieskimi też…

– Masz rację, ślicznie to wygląda!

Jaspis, Agat i Opal krzątali się przez godzinę wyciągając ozdoby ze skrzynek i pudełek. Było tego bez liku.

Na samym dole umieścili gustowne czarne dekoracje, zdobne w złote strzały i gwiazdy.

Opal chciała dodać jeszcze zielone i rude, znalezione na dnie skrzyni, ale przyjaciele pokręcili głowami.

– Tych to chyba używał jeszcze dziadek Ametyst! Zostaw starocie! Mamy dość nowych i ładnych ozdób.

Wielka choinka pyszniła się wszystkimi kolorami tęczy. Lśniły złote i srebrne zdobienia.

– Pięknie i ekologicznie – westchnęła zadowolona Opal. – Nie zostawiamy śmieci na łąkach!

– I jest miejsce na prezenty! – dodał Agat.

– Magia Świąt! – Jaspis był wzruszony.

– A czubek?! – zaniepokoił się Agat. – Czubek to zwieńczenie choinki!

– Mam! – szepnęła dumna Opal. – Idealny. Wciąż jeszcze połączona ozdoba z kulką i piórami!

– Daj! – poprosili towarzysze.

Opal wymknęła się na zewnątrz i chwilę jej nie było. Wróciła, niosąc spory pakunek.

– Już myślałam, że ktoś mi ukradł – mruknęła.

Potem ostrożnie wyjęła czubek i umieściła na czubku choinki.

Pióra były szmaragdowe, ozdoba srebrna, a na środku pysznił się krwistoczerwony smok.

– Aleś wybrała! – westchnęli z uznaniem towarzysze.

– To chyba najpiękniejsza choinka, jaką udało nam się ubrać! – szepnęła zachwycona Opal.

– Dzięki Bogu, że wciąż przybywają nowi rycerze.

 

-

 

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

stn TWA opowieść była mało świąteczna, ale poruszająca;)

Lożanka bezprenumeratowa

Stn, w końcu wiadomo skąd pochodzi twa, sam je stworzyłeś w opowiadaniu. XD 

 

Tarnino, chyba bardziej świąteczne niż Golodha. :p To w końcu kalendarz, nigdy nie wiesz, co się trafi. :) 

 

Ambush, ładne przystrajanie choinki, robi klimat. :) 

Tarnino, chyba bardziej świąteczne niż Golodha. :p To w końcu kalendarz, nigdy nie wiesz, co się trafi. :) 

Pomarańczowe, bleee :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Stn’ie, jakoś nieświątecznie coś sugerujesz ?

Łowuszko, ładne. Też chciałbym małego smoka na choinkę, ale może być pod choinkę też, byle lubił pierniczki. :)

 

Misiu może być nawet Zygmunt, ale musisz mieć dla niego sporo ozdób;)

Lożanka bezprenumeratowa

Też chciałbym małego smoka na choinkę, ale może być pod choinkę też, byle lubił pierniczki. :)

Mmm, to nie jest smok... heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, lepsze takie niż o smaku skarpetek. XD

 

To chyba chibi diplodok. :D 

@Świryb zapomniałbym – bajera rysunek :) czarna dziura jak z obrazka ;)

 

@Ambush fajne 

Celebrate Merry Christmas GIF by Acorn TV

Lubię nasz adwentowy kalednorz jak powiedział Amikoł z tekstu Ananke. Dla mnie ten czas jest odliczaniem do dnia zrównania dnia z nocą. Początkowo go nie zauważam, potem usilnie ignoruję, a czas kroczy, idzie, przyspiesza i ani się obejrzysz pozostały dwa tygodnie. Ciemny czas przeżyłam tego roku dzięki setkom. Promocja pewnej sieci rychło w czas, zwróciła mi uwagę na żarówki i wkręcone setki rozproszyły mrok, niestety z ogonami kurzu, które znalazły fajne miejscówki po kątach i nie tylko. :p

Wszystkie kartki z kalendarza mi się spodobały! Każda przynosi inny smak, nie sposób się znudzić, przejeść słodyczą. :-))

Ananke, b. polubiłam Polę i stworzenia. :-)

Vacterze, wigilia na cmentarzu – niezwykły pomysł, w dodatku poszedłeś wierszem. :-)

Verus, przyklaskuję niespodziance dla Szatana i przemyślności jej zorganizowania. Przyłożyłabym się nawet, niech tam, stracę czas, do lepienia znienawidzonych pierogów dla Szatana. :-)

Golodh, twój tekst przypomina moje zaskoczenia, coroczne, czyż to możliwe? Coś podobnego do procesu: nie zwracam nań uwagi, wszystko napiera i zmusza, więc pomijam, jeden fuck up, a za nim drugi, lecz się kręci. I wreszcie, zwykle, gdy wracam, dochodzi do katastrofy. Początkowo myślę sobie: "Jak zwykle, teraz? Naprawdę?".  I wtedy coś się zdarza. Nigdy nie wiem, czy jest ze mnie (przyczyna), czy z zewnątrz (nie z tego w ogóle, którego nie ma, bądź nie sposób o nim wnioskować). Najważniejsze, że przechodzi iskra, która może, bądź nie, coś zmienić i przypomina o tym, jak bardzo jestem bezradna (ups, przerwę, bo wpuszczam się w filozofowanie starożytnych, które ogromnie lubię). :-)

Psychofish – cudna choinka ze spodkami, gwiazdami, planetami, stojąca na silnych gąsienicach – znaczy może się przemieszczać. A prezent – w_y_m_a_rz_o_n_y. :-)

SND, uuu, kurcze, niesamowity, skomplikowany obraz, szkoda że nie dołożyłeś waloru. Przed chwilą chciałam się jemu jeszcze raz przyjrzeć, lecz zniknął, pozostała kropka (wiem, zdarza się, choć nie wiem od czego to zależy, że czasami obrazy zmieniają się w kropki). :-)

grzelulukas, bombowa Wigilia, bombowy czas. Tak, może naładować baterie. Cwana gapa z tego tajemniczego mężczyzny. :-)

stn, celne, wieloznaczne. W ostatnim tygodniu wymiksowywałam się ostrożnie z różnych wigilii. Dla mnie zdecydowanie okołoświąteczne! Dołączam do poczekalni. :-)

Ambush, wigilia kamieni, a na czubku smok, Czaderska choinka. :-)

 

Dziękuję za respons na moją kartkę z kalendarza. :-))) Nie ma czego odkrywać, kochani, to tylko literówka i rodzaj impresji, więc wszystko zrozumieliście! xd

Aby pozostało ciepłe, Koalo, powalczę jeszcze z Fascynatorem.

 

"Z nowej muldy wystrzelił gejzer piasku i pyłu. Gdy pierwsze ziarno spadło na ziemię, zainicjował się proces przyciągania cząstek atomów, okruchów. Ja stanęło na nogi, przeciągnęło się, rozejrzało i zobaczyło szybko oddalającego się Błękitnego Bąbelka. 

– Ho, ho, ho! – Rozłożyło ręce i wykrzyczało za nim, a potem dało nura w lej w piasku.

Drążyło muldę w poszukiwaniu zaginionych, zapomnianych. Piach się osypywał (lecz nie przedłużajmy tego xd). Nie minęło dziewięć minut i cała piątka stanęła na twardym gruncie, a Ja krążyło pomiędzy nimi.

– No, jesteście, wreszcie! Mamy zadanie!

Franek, Asia, Janek, Nik, Elo spróbowali odetchnąć.

– Jeszcze się da, lecz trzeba popracować – zauważył Elo.

– Patrzcie, bąbelek zawraca. Do nas?

Nie  wierzyli własnym oczom,  Coś samo się działo. Bąbelek zbliżał się do nich. Czy to możliwe?

 

PS. Śpiący smok.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Strzelają do mnie ostatnio ze wszystkich stron, także nie miałem nawet czasu skomentować poprzednich tekstów (mam nadzieję, że w końcu nadrobię, na razie powiem tylko, że się podobały), ale udało się coś napisać :-)

 

Jedenasty grudnia

 

W kuchni było ciemno, tylko dwie świece adwentowe wyganiały mrok ze stołu. Na krześle siedział grudzień i odprowadzał wzrokiem dziesiątego. Gdy zegar wybił północ, wszedł jedenasty.

– To niesprawiedliwe – rzucił od progu.

– Co? – Grudzień westchnął. Nie dość, że dostawy śniegu znowu nawalały, musiał się użerać z podopiecznymi.

– W grudniu są mikołajki, Wigilia, święta, ale nic z tego nie dzieje się jedenastego. Przychodzę sobie na świat i wszyscy mnie ignorują.

– Przecież większość dni w roku jest normalna.

– Ale teraz ludzie są tak zabiegani, że nawet nie zwracają uwagi na datę, jak się podpisują. Głupi okres przedświąteczny. Gdybym był jakimś piątym lutego, nie miałbym takich problemów.

– I co ja ci na to poradzę?

– Nie wiem. Jesteś przecież potężnym miesiącem, początkiem zimy. Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, ale masz natychmiast sprawić, że ludzie mnie zapamiętają!

– Idź do diabła.

Jedenasty fuknął, tupnął, odwrócił się na pięcie i wybiegł z kuchni. Grudzień zmroziło. Bez jedenastego nie będzie mógł przyjść dwunasty. Miesiąc lubił swojego imiennika, ale nie to było największym problemem. Bez dwunastego nie przyjdzie trzynasty, potem czternasty, aż w końcu zabraknie świąt!

Grudzień wybiegł z kuchni za zbuntowaną datą i odetchnął z ulgą. Jedenasty wpadł prosto w zastawiony przez panią Anię kalendarz adwentowy.

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ostamie, podoba mi się. Misię czytało z uśmiechem. Dobry początek dnia. yes smiley

@Ostamie Niezła pułapka na daty;)

 

A nadmienię jeszcze, że u mnie na choince nie kamienie, tylko zbroje i szyszaki. Myślałam, że będzie jasne;)

Lożanka bezprenumeratowa

Tarnino, też uważam, że trzeba zjadać wszystko, a nie tak dla ozdoby mają wisieć i się zepsuć. XD

 

Asylum, piękne podsumowanie. :) 

 

Ostamie, ale sympatyczne i miłe! Podobał mi się ten bunt jedenastego. No tak, gdyby był w lutym – to jak wszyscy inni, ale że w grudniu to mu szkoda, że jednak się nie może wybić, a był tak blisko. Bardzo fajne. :) 

Nadrobiłem teksty, począwszy od Vactera. Jest klimacik :). Najbardziej podobały mi się szorty Verus, Golodha i Grzela yes

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

A nadmienię jeszcze, że u mnie na choince nie kamienie, tylko zbroje i szyszaki. Myślałam, że będzie jasne;)

Ja się domyśliłam ^^

trzeba zjadać wszystko, a nie tak dla ozdoby mają wisieć i się zepsuć. XD

No!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

stn, fajne, zabawne. Uszczypliwości wobec towarzystwa dookoła zawsze w cenie. A literackie to już w ogóle! :D

 

Ambush, bardzo przyjemny obrazek. Jakoś nam się kolorowo zrobiło po cmentarzach i innych rozrywkach. A i smok na szczycie mnie kupuje. Mogłabym takiego swojej choince założyć.

 

Przyłożyłabym się nawet, niech tam, stracę czas, do lepienia znienawidzonych pierogów dla Szatana.

Asylum, mam nadzieję, że znienawidzonych tylko ze względu na lepienie, nie na smak? :D A smok piękny.

 

ostam, dobrze poszło kontynuowanie radosnego trendu. Fajna scenka, a i jedenasty ma teraz za co być zapamiętany. Końcówka z kalendarzem złoto. XD

 

Bailu <3

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

szkoda że nie dołożyłeś waloru

Asylum, kiedyś próbowałem się tym bawić, ale w większości przypadków efekt był... mało porywający. ;\ Mój problem polega na tym, że o ile same rysunki ołówkiem wychodzą mi nieźle, to takie wykończenia typu kolor, tusz (ło Jezu, tylko nie tusz...), światłocień – już niezbyt.

 

stn, świąt jako takich faktycznie mało, ale się pośmiałem. ;)

Ambush, są smoki, jest plusik. +

ostam, trochę abstrakcyjne z tym kalendarzem, więc średnio siadło. :\

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

@Bail heart

 

@ostam ale super :)

 

Merry Christmas GIF

Jakie śliczne i harvestmoonowe ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ja tu jeszcze wrócę i odpiszę, tylko się z wirusem pożegnam. :)

W sumie ten powyższy pixelart mega jest.

Znajdź siebie ;)

 

A dla tych, dla których niestety zabrakło dedykowanych obrazków, jest jeden ogólny :) 

 

 

 

 

Łaaał, jaki świetny pomysł! 

 

Nie wszystkich wyłapałam, bo jedne według nazw, inne według obrazków, wygląda to tak uroczo i przyjemnie. :) 

 

Sympatycznie. :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Znalazłam siebie. Dość umownie, ale radość ogromna!)

Lożanka bezprenumeratowa

Rewelacyjne te obrazki :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hah, nie podpowiadam, kto jest kim, może w ten sposób więcej osób się odnajdzie na obrazkach :P wszystkie jednak wg nicków :P

Strażniczko, jesteś niesamowita. Chapeau bas.

Z takich co się od razu rzucają w oczy: Ośmiornica, Zimowy wilk, BosmanMat Ślimak Zagłady, Tarnina, Koala, Krokus, Bardjaskier, Niebieskie Kosmita, Psychofish, OldGuard, Black_cape, Sonata, 

 

Z takich, co nie jestem pewna: Silver, Ambush, Beryl, Nova. 

 

:) 

A ten w masce to słynny Anonim? ;)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Anonim Gall, ale on chyba jeszcze się nie zarejestrował...

Lożanka bezprenumeratowa

Rewelacyjne obrazki!

Te większe poznałem, z tego na dole, zbiorczego – przyznam, że nie poznałem nikogo. XD

Ambush, niezrozumiale wyszło z moim komentarzem. :-( Te kamienie to "ludzie/stworzenia". Wyobraziłam je sobie natychmiast przez imiona: Opal, Jaspis, Agat, zwłaszcza, że znam właśnie te, lubię, w dodatku kilka nawet leży nieopodal na półce, bo zbieram i noszę niekiedy po kieszeniach.  Wybrałaś te, które dla mnie mają znaczenie: opal kamień Wagi, znaku mojej przyjaciółki, kiedy ją wspominam zawsze opalizuje; pasiaste, harmoniczne agaty i jaspis – zabawny różnobarwny kamień, smoczy, kocham go w niebieskościach. Zauroczył mnie kontrast, że stroili swoją choinkę w delikatne, wymyślne ozdoby, a choinka miała być ekologiczna. Smok był pysznym tajemniczym dodatkiem. :-)

Verus, kocham jeść pierogi, w zasadzie każde, a z lepieniem – nigdy tego nie robiłam, nawet leniwych. Wyższa sztuka jazdy. XD

SND, walorowanie  jest trudne, a co dopiero kolory. Niedościgłe. :-)

 

ostam, ależ kartka! Zmroziłoby mnie jak grudnia, szczęściem wpadł w sidła kalendarza. :-))

Strażniczko, obrazki misię! Bajeczne. Część użyszkodników rozpoznałam. A w tej radzie chyba nie ma parytetów. DDD

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dobra, kaldendorz adwentorz nadrobiony:P Moje komentarze:

1 grudnia, ananke – fajny pomysł:P Święta z kosmitami, po wymarciu ludzi – zasługuje to na rozwinięcie w pełnoprawnym opowiadaniu:P Z minusów – trochę dużo bohaterów, gubiłem się nieco na początku;)

2 grudnia, Vacter – Nieco te rymy nierówne xP Ale przyjemny wierszyk, taki z pozytywnym, świątecznym klimatem xD

3 grudnia, Verus – Cóż, czyli tak można zamęczyć szatana xD Wobec tak przemyślnej intrygi i pierogów z kapustą zdecydowanie musiał ulec xD Cudowne połączenie xD

7 grudnia, grzelu – Świetne. Najlepszy kaldendorz adwentorz, świetny szorcik:P

8 grudnia, Asylum – Chyba nie ogarnąłem xD Ale chwała prokrastynacji!

9 grudnia, stn – Nie wiem czy ten podły atak na TWA dobrej woli zasługuje na odpowiedź, ale zapewniam, że nasi prawnicy pracują już w dziale reklamacji kaldendorza adwentorza i na pewno spotka się z konsekwencjami.

10 grudnia, Ambush – Widzę, że temat piórek się spodobał xD Przyjemne.

11 grudnia, ostam – Dobrze, że nie wybrałeś 13 grudnia, bo tekst mógłby mieć zupełnie inny wydźwięk xD

 

Bardzo podobają mi się również wszystkie obrazki, choć żałuję, że ta gwiazdka to jednak nie był Bill :<

 

Слава Україні!

Wystrojona krypta, czyli krótka rzecz o samotności, współpracy i dekoracjach bożonarodzeniowych

 

Salvadore siedział na starym, popękanym nagrobku i posępnie wpatrywał się w drzwi od krypty.

– Brakuje polotu e finezza na tym, smutnym jak focaccia, cimitero – mruknął pod nosem.

Na sąsiedniej mogile wylądował pokaźnych rozmiarów kruk.

– A ty co? Dlaczego siedzisz ze skwaszoną miną? – zapytało ptaszysko.

– Mefistofeles recentemente nie ma dla mnie żadnej lavoro. Więc lontano è volato sto seduto e mi chiedo perché. – Westchnął, kruk najwyraźniej nic nie zrozumiał. – Siedzę sam jak palec i rozmyślam.

– Zbliżają się święta Bożego Narodzenia… – Widząc grymas na twarzy Włocha, dodał pospiesznie. – Wiem, że to, technicznie rzecz ujmując, konkurencja dla szefa. Ale przecież raz do roku i w tym parszywym zakątku znajdzie się miejsce dla odrobiny ciepła i radości. A diabeł się nawet nie dowie. Bo i skąd?

– Masz coś specifica na myśli?

– Naturalnie. Co powiesz na to, żeby udekorować trochę tę twoją kryptę? Zupełnym przypadkiem. –Mrugnął porozumiewawczo. – Zupełnym przypadkiem obok cmentarza przejeżdżała ciężarówka i, wyobraź sobie, spadło z niej kilka kartonów ozdób bożonarodzeniowych.

Oczy Włocha żywo zapłonęły.

– Kruku, è geniale! – wykrzyknął. – Zabieramy się za to. Już teraz, adesso!

W powietrzu nieopodal sunęła zjawa.

– Uhuuuu! Co wy tutaj knujecie?

– Planujemy ozdobić cripta. Un po' di atmosfera natalizia nie zaszkodzi, o! – odpowiedział Salvadore.

– Uhuuuu! Wyborny pomysł! Zawołam nieumarłych, pomogą.

Niecałe pół godziny później mężczyzna oraz kruk patrzyli z podziwem, jak praca wre. Zombie, ghule i te dziwne, małe czarne istoty, w pocie czoła, pracowały razem. Efekty tego osobliwego przymierza widoczne były w okamgnieniu. Krypta, do niedawna brudna i poniszczona, lśniła czystością i mieniła się setką lampek. Ostre krawędzie gzymsów udekorowane zostały iglastymi łańcuchami. Jeszcze większe wrażenie robiło wnętrze. Nieumarli wykonali kawał fantastycznej roboty, gdy sarkofag tymczasowo przerobili na elegancki, świąteczny, stół przykryty białym obrusem. W jego centralnej części ustawiono zapalone świece, które dodawały pomieszczeniu elegancji. Obok nich pyszniły się gwiazdy betlejemskie. Na podłodze ustawiono udekorowaną choinkę i drobne, iglaste ozdoby.  

 

 

Wzruszenie odebrało Włochowi mowę. Kruk otwierał już dziób, gdy dostrzegł poruszenie przy wejściu do krypty. Spojrzał badawczo i zamarł. Po schodach szedł diabeł.

– Co tu się wyprawia? – warknął nowoprzybyły.

– My tylko trochę przystroiliśmy… – nieśmiało odpowiedział Salvadore.

– Takie bluźnierstwo? I to na samym przedsionku mojego dominium? Za chwilę poznacie pełnię mojego gniewu! – Zrobił pauzę, podczas której objął wzrokiem Włocha, kruka i, skulone z przerażenia, nieumarłe istoty. Wykrzywił twarz, zacisnął pięść i uniósł ją nad głowę. Gdy napięcie sięgnęło zenitu, roześmiał się głośno. – Nie no, żartuję przecież. Muszę przyznać, że ładnie wam wyszło, to całe ozdabianie krypty. Dam znać Mikołajowi, żeby wpadł w Wigilię i zostawił porządny prezent. Akurat wisi mi przysługę, nie powinien grymasić.

Tymczasem Salvadore zupełnie zdębiał. Sprawiał wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć, jednak żadne słowa nie opuszczały jego ust.

– A tobie co znowu? Potraktuj to jako premię świąteczną – powiedział z uśmiechem diabeł, a następnie po przyjacielsku poklepał podwładnego po plecach.

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Widzę Cezary_cezary, że klimacik nie chce Ci wyjść z głowy;)

Nastrojowo i krzepiąco wyszło.

Lożanka bezprenumeratowa

Widzę Cezary_cezary, że klimacik nie chce Ci wyjść z głowy;)

Mam takie nieodparte uczucie, że Salvadore (Salceson) i diabeł mają jeszcze trochę historii do opowiedzenia... Także rzeczywiście, jakoś tak utkwiło mi to :P

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Dobre. Miły początek dnia. Praca będzie lepiej szła, gdy się przypomni, że nawet diabeł może mieć poczucie humoru, jak każdy inteligentny stwór. :)

Ananke

 

Z takich co się od razu rzucają w oczy: Ośmiornica, Zimowy wilk, BosmanMat Ślimak Zagłady, Tarnina, Koala, Krokus, Bardjaskier, Niebieskie Kosmita, Psychofish, OldGuard, Black_cape, Sonata, 

prawie – siebie skromnie nie ujęłam na obrazkach :P

 

SNDWLKR

 

jak najbardziej – anonim jest ważną postacią tego forum :D

 

Asylum,

 

Strażniczko, obrazki misię! Bajeczne. Część użyszkodników rozpoznałam. A w tej radzie chyba nie ma parytetów. DDD

trzeba zmrużyć oczy :P 

 

MrBrightside,

 

Te większe poznałem, z tego na dole, zbiorczego – przyznam, że nie poznałem nikogo. XD

a bo ten na dole to małe oszustwo i potrzeba dużo dobrej woli, aby się tam odnaleźć, ale mam nadzieję, że w takim okresie jej nie zabraknie :P

 

Cieszy, że obrazki się spodobały :D

 

Resztę tekstów świątecznych muszę czym prędzej nadrobić, bo się podziało :D

Cezary, jakie sympatyczne. :) Taki fanfik do własnej twórczości, fajnie się czyta, kiedy znamy bohaterów. :) Może jeszcze kiedyś napiszesz coś z Salvadorem i diabłem. ;) 

 

OldGuard, to ja myślałam, że ten z toporem to strażnik. XD

To jest chyba Barbarzyńca. :D

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Tak jest, to był barbarzyńca :P

Aa, myślałam, że jak wystąpi to na koniu. XD

Ananke

Może jeszcze kiedyś napiszesz coś z Salvadorem i diabłem. ;) 

Może kiedyś... ;) Pomysłów kilka mam, gorzej z czasem :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Wzięcie

 

– To straszne! – Mała Anetka z wrażenia zrobiła krok w tył.

– Taki jest świat, córeczko. – Mama przysunęła się do Anetki. – To niewielka cena za bezpieczeństwo.

– Niewielka? A kuzyn Tomek, a wujek Bartek. Przecież oni wszyscy…

– Zostali wzięci – dokończył Tata. – Taki jest świat, córeczko. Któregoś dnia mnie również może czekać ten los. Ty bądź spokojna, dziewczynek nie biorą… Auuu!

Mama niespodziewanie naparła na Tatę.

– No dobrze, czasem biorą, ale rzadko – dokończył Tata, z obawą wpatrując się w sarnie oczy Mamy.

– Ucieknijmy stąd! – zaproponowała Anetka. – Przecież płot nie jest wcale taki wysoki. Będziemy razem wędrować przez łąki i lasy.

– Ale płot nie jest po to, by nas zatrzymać, kochanie. On nas chroni, pamiętasz? Jest zaczarowany, kto go dotknie, tańczy jak szalony.

– Aż iskierki lecą! – dodała Mama.

– Nie przejmuj się. – Tata trącił Anetkę nosem. – Szansa, że ktoś z nas zostanie wzięty…

Na nocnym niebie pojawiło się jasne światło, które szybko się zbliżało.

– Nadlatuje! – wrzasnął Tata. – Kryć się!

Spokojna jeszcze przed chwilą zagroda wybuchła. Mieszkańcy, piszcząc i rycząc, biegali w koło, desperacko szukając jakiejkolwiek kryjówki. Rodzice przywarli do siebie, zasłaniając córkę. Anetka położyła, dygocąc ze strachu, zamknęła oczy. Gdzieś z góry dało się słyszeć cichy szum i nieoczekiwany dźwięk dzwonków.

– Którego bierzemy, szefie?

Ciekawość i beztroski głosik sprawił, że Anetka, pomimo paraliżującego lęku, podniosła powieki. Nad zagrodą wisiało coś wielkiego, drewnianego i na swój sposób groteskowego. Oto do potężnych, zdobionych sań jakiś sadysta przywiązał jedenaście reniferów.

– Tego łaciatego, który siedzi obok tej małej! – rozkazał gruby mężczyzna w czerwono-białym stroju. – Szybko, robota czeka!

– Nieee! – ryknął Tata, ale było już za późno.

Renifer zaczął wznosić się ku saniom w strudze różowego światła. Anetka, w akcie desperacji, próbowała chwycić jego ogon, ale na niewiele się to zdało.

– Ho, ho, ho! Jak się rwie do pracy. – Mężczyzna w czerwono–białym stroju położył ręce na biodrach. – Poczekaj do przyszłych świąt, mała, z takim nastawieniem na pewno szybko dołączysz do drużyny.

Elfy szybko zaprzęgły Tatę. Świsnął bat, dzwonki wesoło rozbrzmiały, kiedy zwierzęta zaczęły galopować. Sanie momentalnie zniknęły za horyzontem.

– Spokojnie, córeczko. – Roztrzęsiona Mama trąciła nosem drobiąca nerwowo Anetkę. – Tata niedługo wróci. Święta są tylko raz w roku.

– Widziałam go! Widziałam! – Anetka wciąż wpatrywała się w niebo. – VALIS* istnieje!

 

KONIEC

 

*Jak nie rozumiesz (jest zbyt hermetycznie) to zastąp słowo VALIS słowami Święty Mikołaj. Też będzie dobrze, a nawet bardziej świątecznie.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dzisiaj muszę nadrobić kalendarzyk. Czy 25. grudnia wolny jeszcze?

Vacterze, wolny ustawowo

Слава Україні!

To biere.

Zaskoczyło. Dobrze, że te Święta są raz w roku i Tata niedługo wróci. Valis zadba o ciągnących sanie, chyba. :)

NADROBIŁEM!

Wszystkie mi się podobały i przyznam, że dołożyły swoją cegiełkę do budowania atmosfery Świąt ;)

 

Mam tylko taką uwagę do króciaka od Krara. Jestem w trakcie pisania pozakrokusowego tekstu na Konkurs Świąteczny z reniferami w rolach głównych (ostrzegam, przekroczę limit konkursowy i limit słodkości) i w ramach riserczu trochę poczytałem.

Pamiętacie te wszystkie “wzorcowe” obrazki zaprzęgu VALIS’a? Sanie z Mikołajem, wielki wór prezentów i dziewięć rogatych reniferów: Rudolf, Kometek i kilku innych? Otóż te renifery, to... samice. Tak. Samce zrzucają poroże na zimę, samice nie. Więc zaprzęg ciągnie Rudolfa, Kometka (jak z babingtona), Złośniczka, Pyszałka itd.

Tak.

Stary grubas rok w rok zaprzęga do sań dziewięć kobiet, żeby zrobić sobie rundkę dookoła świata. Dilujcie z tym.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Krarze, świetny short! Bardzo mi przypadł do gustu, niezwykle zakręciłeś jak w apokalipsie, a tu na koniec renifery! Cudowne :D

 

Krokusie – haha, no bo zawsze do wszystkiego biorą płeć męską, nie zwracając uwagi na sens. W sumie tak było dawniej, teraz się od tego odchodzi. Gdyby dziś wymyślono Mikołaja, w zaprzęgu mielibyśmy same reniferki, a Mikołaj byłby kobietą, mężczyzną zaś jeden elf pomocnik. 

Jak nie rozumiesz (jest zbyt hermetycznie) to zastąp słowo VALIS

Prawdziwy fantasta zrozumie :P

Krokusie – haha, no bo zawsze do wszystkiego biorą płeć męską, nie zwracając uwagi na sens.

Akurat w języku polskim męskie formy przymiotników są domyślne. Also: https://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/MenAreGenericWomenAreSpecial

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, mi chodziło o to, że biorą mężczyzn, że jest ich więcej, tzn. było, bo to się zmienia. Czyli nie forma, a występowanie postaci, już nawet przy takich reniferach. :p 

Ulubiona_emotka_Baila.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ciekawe czy samotność zamieniają na kobietę czy mężczyznę.

Nawet nie sądziłem, że uda mi się poruszyć kwestię ojców, którzy są kobietami (często nawet o tym nie wiedząc). Wesołych Świąt! ;-)

Może w weekend uda mi się nadrobić choć część kalendarza.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Super krarze85! Nieco przerażająca historia, ale w sumie z happyendem. No i jest klimacik, zwłaszcza z Mikołajem;)

Lożanka bezprenumeratowa

cezary, a ja nie znam tych gości. 0_o Przegapiłem coś?

krar, trochę mi to przywodzi na myśl walkę o prawa zwierząt, nawet najpierw myślałem, że to krówki. I jakoś smutno się zrobiło...

Krokus, ubiegłeś mnie z ciekawostką. ;(

Ananke, lepiej sobie nie wyobrażać, jak dziś wyglądałby orszak Mikołaja. :P

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

cezary, a ja nie znam tych gości. 0_o Przegapiłem coś?

Salvadore i diabeł to postaci z mojego opowiadania na złodziei, więc miałeś prawo przegapić;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Golodh – na pohybel prokrastynacji! :p

Strażniczko, po zamknięciu oczu, są, są, jest parytet. :-)

 

Nowe kartki z kalendarza – coraz ciekawsze. 

Mamy kryptę, cezary, a czemu nie i robienie sobie żartów z dodatkiem biurokracji w wersji korpo.

Niespodziewana końcówka w reniferowej zagrodzie, krarze. Dramatyczna opowieść. Św. Mikołaj zaistnieje, jeśli w niego uwierzymy. :-) Technicznie: za dużo w około dialogowych i za mało o miejscu.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Salvadore i diabeł to postaci z mojego opowiadania na złodziei, więc miałeś prawo przegapić

Aaa, jasne. Złodziei na razie nie czytam, bo nie mam czasu na dłuższe teksty, ale może w końcu nadrobię. ;)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Dzisiejsza kartka z kalendarza smiley:

 

– Jasiu, Jasiu! Zbudź się. Już pierwsza gwiazda rozbłysła na choince.

Jaś otworzył swoje czekoladowe oczy i spojrzał na jaśniejącą Gwiazdę Betlejemską na czubku zielonej sosny. Zapach leśnego igliwia zmieszany ze słodko-ostrą żywicą przeplatał się z aromatem cynamonu, goździków i kardamonu niedawno upieczonych pierników. Zapach świąt zdał sobie sprawę Jaś, choć nie znał go wcześniej. Renifer trącił Jasia nosem, zwracając na siebie uwagę.

– Głodny jesteś, przyjacielu? – spytał, podsuwając mu cukrową marchewkę.

– Braciszku, pomóż mi udekorować dom. Czas nas goni! – zawołała z przejęciem Małgosia, sadząc przy drzwiach czerwonobiałe cukrowe laski.

Jaś tymczasem zajął się posypywaniem śnieżnobiałego dachu kolorową posypką. Praca szła im szybko i przyjemnie przy skocznych dźwiękach „Dzisiaj w Betlejem”. Z zadowoleniem stanęli przed udekorowanym domkiem. Złapali się za ręce i uśmiechnęli do siebie radośnie. I właśnie wtedy zaczął sypać biały puch.

– Śnieg! – zakrzyknęła Małgosia.

Jaś odchylił głowę i otworzył buzię, czekają aż biały pył napada mu na język.

– Słodki – oznajmił z zadowoleniem.

 

Dzieci wbiegły do jadalni ze śmiechem na ustach, wprost na pierniczkową farmę, stojącą na komodzie.

– Łał! Jaki kolorowy domek z cukrowym laskiem!

– I całe pole marchewek. – Zosia wzięła jedną do buzi. – Pyszne!

– A ten renifer jest przesłodki. Może to Sven?

– Nie pasuje do Jasia i Małgosi – odparła stanowczo Oliwka.

– I co z tego. W święta może zdarzyć się wszystko!

Tak, Monique, w święta i w około nich może zdarzyć się wszystko. Słodkie. :-)

I ja dzisiaj kupiłam czekoladę dla jutrzejszego  gościa (ostatnio, jak słyszałam, sporo jej pożera, zdziwi się bo jest z dodatkami, trza przełamać, poza tym będą ziarna i orzechy). 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Sympatyczne, Monique, ale czy to na pewno cały tekst? Nie brakuje zakończenia?

Monique, taki tekst, jak się spodziewałem. Miłe, świąteczne, dobre na sobotni poranek, bo dopiero dziś przeczytałem. Wszystko się zdarzyć może...

Tak Monique, jeśli trzeba zrobić ciepełko, jesteś niezastąpiona;)

Lożanka bezprenumeratowa

Dziękuję za miłe słowa:) MrBrightside Tak, to cały tekst. A dlaczego nie miałby być? :)

Tak jakoś mi się wydawało, że urywa się nagle. Ale późno czytałem, teraz widzę, że to zamierzone działanie. ;D

Ładne, Monique. :) Takie słodkie, dziecięce i w sumie fajnie rozwija znaną baśń w innym kierunku. :) 

Słodkie heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To teraz ja :D

 

Prawie-babcia

 

Co roku, w święta Bożego Narodzenia, odwiedzam prawie-babcię. Moje wizyty to tajemnica. Ani mama, ani tata nie chcą, żebym o nich komukolwiek opowiadał. Kiedy pytam dlaczego, tata zawsze tłumaczy, że prawie-babcia jest tylko jedna, a jak ktoś się o niej dowie, to może spróbować ją porwać. Wiem, że wiele dzieci chciałoby mieć prawie-babcię. A jednak tata nigdy nie patrzy mi w oczy, kiedy to mówi.

 

Prawie-babcia jest duża, miękka i ma okulary z bardzo grubymi szkłami. Kiedy się do niej przytulam, w gardle drapie mnie zapach spreju do odświeżania łazienek. Rodzice mówią, że to aromat lawendy, podobno odstrasza mole. Prawie-babcia nosi gryzący sweter w renifery, a kieszenie spodni ma wypchane karmelkami Werther’s Original. Nigdy mnie nimi nie częstuje – dba w ten sposób o moje zęby. To pewnie od nadmiaru cukierków wypadły jej jej własne. Sztuczne trzyma na półce z książkami w zielonym plastikowym kubku.

 

Spędzam z nią czas w każdą Wigilię. Prawie-babcia siedzi po turecku, a ja kokoszę się między jej nogami. To od niej nauczyłem się tego słowa – kokosić. Bardzo dużo się od prawie-babci uczę. Na półkach i podłodze leży mnóstwo książek. Prawie-babcia słabo widzi, więc czytam jej na głos. Lubimy takie same książki. Najciekawsze są te o ludach zamieszkujących dalekie krainy i historie o smokach. Razem też przeglądamy obrazkowe słowniki i uczymy się nowych słów. Od prawie-babci dowiedziałem się, skąd się bierze cynamon i jak się robi pierniki. Może kiedyś z tatą upieczemy całą blachę tylko dla niej.

 

Jeszcze zanim przyjdą goście, mama zawsze woła mnie na dół. Z żalem żegnam się z prawie-babcią, ściskam ją mocno i obiecuję odwiedzić za rok. Klapa strychu zamyka się z cichym jękiem. Prawie-babcia zostaje sama. 

It's ok not to.

Mmmm... słodkie, ale z kwaskiem.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przyjemnie się czytało, miły, świąteczny klimat, fajnie niedopowiedziane, czy prawie-babcia to duch, czy inna zmora xd. 

Frapujące kim, albo czym, jest prawie-babcia i dlaczego jest odwiedzana tylko raz w roku. w Wigilię. Potrzeba wyobraźni. :)

Urocza miniaturka, a spod słodkiej warstewki przebija niepokojące niedopowiedzenie. Podoba mi się. :>

Miało być słodko i niepokojąco zarazem. Cieszę się, że się udało :3

 

Edytka. Powoli nadrabiam zaległości (od końca):

 

Monique – smakowicie lukrowane i świąteczne :)

Krar – fajne, klimatyczne opko, ciekawie odwracające perspektywę.

Ty bądź spokojna, dziewczynek nie biorą… Auuu!

Mama niespodziewanie naparła na Tatę.

A tu pomyślałam o wilkołakach XD

It's ok not to.

Mam troszkę więcej słów niż 300, ale mam nadzieję, że wybaczycie.

 

“Najdroższy”

 

Śpisz tak spokojnie. Nadal z tą miną wkurzonego, kiedyś chłopca, teraz już mężczyzny. Wiem, to tylko maska. Twój sposób, by sobie radzić. Nie sądzę, by znowu cię bolało, bo nie wyrażałbyś niezadowolenia; narzekałbyś, że po prostu nie masz już na to siły. Leki w końcu działają. Więc śpisz. Widzę, że odpoczywasz.

              Nasze wnuki z wrzaskiem ekscytacji przebiegają pod oknem, bo pędzą właśnie na ślizgawkę lub znowu okładają się śniegiem. Z wysokiego parteru ich sylwetki są dla mnie niewidoczne. Widzę za to dokładnie grube jak pnie wiekowych dębów sznury, które opuszczają ich ciała przez potylicę i nienachalnie znikają gdzieś pośród chmur.

              To linie życia. Sama je tak nazwałam. Zaczęłam je widzieć niedługo po twojej diagnozie, czyli niecały rok temu; na pewno już po ostatnich świętach. Gdy zadzieram głowę i widzę niepozorny kabelek łączący twe ciało z sama nie wiem czym, to serce mi pęka. Za wcześnie. Nie zasługujesz. Nikt nie zasługuje.

              – Znowu rozmyślasz – twój głos rozdziera sączącą się w tle kolędę i krótko przewiercasz mnie wzrokiem, który mimo miesięcy trudów nie stracił na bystrości. – A nie ma nad czym. Naprawdę.

              Peszę się niczym trzpiotka, bo czytasz we mnie jak w otwartej księdze. Bo nigdy nie powiedziałam ci, co widzę, choć zdajesz się rozumieć, co czuję. Nie, tu nie ma wątpliwości. Ty doskonale rozumiesz.

              – Masz rację – mówię. – Czasem to silniejsze ode mnie.

              Siadasz i wkurzoną minę burzy grymas. Opanowujesz go szybko.

              – Być może nie zbudujemy już razem zbyt wiele. – Łapiesz mnie za dłonie. – Ale mieliśmy dobre życie. Ten magiczny czas co roku był dla nas wyjątkowy, nie psujmy tego, proszę. Te wigilie u twoich rodziców, sylwestry u mojego brata. Zakrapiane pasterki, uszka z własnoręcznie zbieranymi grzybami, roraty o świcie, czułe pocałunki nocami…

              Oczy mi się szklą.

              – Jeśli to ma być nasz ostatni taki grudzień – ciągniesz, – to przeżyjmy go najintensywniej, jak tylko się da. Niech następne pokolenia patrzą i się uczą.

              Wzruszenie odbiera mi głos. Próbuję odwrócić głowę, ale nieporadnie skręcam nią tylko i ją zadzieram.

              – Dasz sobie radę – szepczesz, gdy gorącym uściskiem otulasz mocniej me dłonie.

              A ja zerkam pod sufit. Twoja wątła linia mimo wszystko jakoś się trzyma, ale towarzyszy jej moja – rachityczna nić targana powiewami wiatru przeznaczenia. Mogąca w każdej chwili się zerwać. I zabrać z tego ciała wszystko, co we mnie żywe.

              Przez tyle miesięcy milczałam, bo byłam pewna, że wieść o tym, co potrafię i co przypuszczam, jedynie pogorszy twój stan. Dlatego nie dźgnę cię w plecy tymi informacjami. Nie teraz, gdy potrzebujesz jedynie mojego wsparcia.

              – Wesołych świąt, najdroższy. Ten ostatni raz.

@dogsdumpling miły klimat, w tle jakiś smuteczek, ale nie wiem kim jest Prawie-babcia.

@MrBri­ght­si­de przejmująca opowieść. W atmosferze codzienności, a nawet błahości, łamiesz czytelnikowi serce.

Lożanka bezprenumeratowa

Hmm.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przywołuję was do porządku, dajcie coś optymistycznego! D,>

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Rozejrzyj się. Jest źle, będzie gorzej, ludzie niby o tym wiedzą, a brną tylko głębiej w to, co im szkodzi.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie bądźmy Australijczykami, odrobina smutku występuje w święta.

Lożanka bezprenumeratowa

Smutne, ale ciepłe.

Dwie ostatnie kartki – nostalgiczne. Życie po życiu, śmierć, tajemnica.

Wspomnienie choinki sprzed lat, szkoda, że nie zrobiłam wtedy zdjęcia chacie z pierników lukrowanych na żółto, niebiesko i różowo. Nie sposób było zmieścić na niej wszystkich bombek i drobiazgów z kartonów. ;-)

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Osiemnasty! Dzieło Misia, nieco podszlifowane przez Waszą ulubioną marudę wink:

 

Świąteczny prezent

 

Obudził mnie dźwięk telefonu. Zdrzemnąłem się po pracy, korzystając z tego, że Sylwia poszła na fitness.

– Hallo – odebrałem, chociaż numer był nieznany.

– Witaj, Jim. Tu mówi Greg.

Rozpoznałem ten głos i sposób ogłaszania światu, kto telefonuje – to papcio Sylwii. Jakiś dobry duch kazał mi podnieść słuchawkę.

– Dobry wieczór, Sylwii nie ma. Coś mam jej przekazać?

– Nie, Jim. Nawet dobrze, że jej nie ma, bo to z tobą muszę poważnie porozmawiać.

Skóra mi ścierpła, zacząłem robić rachunek sumienia, ale nie mogłem sobie przypomnieć niczego takiego, co by uzasadniało interwencję Grega. Dotychczas dzwonił tylko, gdy córka się poskarżyła, że jej nie słucham. Być może jedynaczka coś wymyśliła, bo to jej przychodzi z łatwością. Jest kochana, ale zdarza się jej namieszać.

– Słucham, sir.

– Jim, miałeś mi mówić po imieniu. Musisz się do tego przyzwyczaić, bo postanowiliśmy z Sylwią, że zajmiesz moje miejsce. To będzie mój świąteczny prezent dla was.

– Tak jest, Greg, ale twoja handlowa firma, to nie moja branża. Ja się na tym nie znam.

– A kto mówi o firmie? Zostaniesz przewodniczącym w naszym Fantasy Authors’ Club. Wybieram się w podróż do Europy, ciebie poprowadzi za rękę moja osobista wena. Zgodziła się, więc nie zawiedź nas. Żegnam.

Nie wiedziałem, czy się śmiać, czy płakać. Gdyby mi chociaż przekazał najnowszą AI, której używał do pisania ‘swoich’ fantastycznych tekstów. Wszyscy o tym wiedzieli, ale udawali, że nic się nie dzieje. Greg hojnie dotował działalność FAC. Wenę starego już miałem okazję poznać i polubiliśmy się od pierwszej chwili. Była niemłoda, zmęczona utarczkami z przydzielonym jej ‘pisarzem’, który zawsze wiedział lepiej i bardziej ufał AI. Przypuszczam, że chętnie się zgodziła zajmować mną, zamiast nim. Dogadamy się, bo oboje nie przepadamy za Gregiem.

– Dobrze byłoby porozmawiać z jego weną, upewnić się, że będzie mi pomagać – westchnąłem. W tym momencie na fotelu przy oknie pojawiła się dziewczyna.

– Chciałeś mnie widzieć, więc jestem – powiedziała z rozkosznym uśmiechem.

Byłem tak zaskoczony, że głupio spytałem:

– Ktoś ty? Jak weszłaś?

– Jestem weną, właśnie przydzieloną Gregowi na miejsce poprzedniej, która z nim nie wytrzymała. Teraz będę inspirować ciebie i tobie pomagać w pisaniu, jeśli zechcesz.

Była ładna, miła i bardzo potrzebowałem takiej pomocy, więc z entuzjazmem odpowiedziałem:

– Oczywiście, że chcę, ale będziemy mogli się spotykać tylko, gdy Sylwii nie będzie w pobliżu, bo jest piekielnie zazdrosna i nie pozwoliłaby mi spotykać się z kimś tak ładnym.

– Umiesz prawić komplementy. Do zobaczenia po Świętach – odrzekła i znikła, uśmiechając się ślicznie. Spotkanie z nią podniosło mnie na duchu.

 

Mam trochę wyobraźni potrzebnej w mojej pracy w NASA, bo jestem astrofizykiem. Mój stopień doktora to dla Sylwii i jej tatusia za mało. Wymyślili, że po Świętach muszę zostać pisarzem. Może z pomocą weny Grega zacznę tworzyć opowiadania sci-fi i nie będę grafomanem. Czy się uda? Czas pokaże.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina jest skromna i dla ucznia łaskawa. Bez niej i jej rad ten tekst nie ujrzałby Kalendarza.  

 

 

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

cheeky

Jak już jesteśmy w klimatach amerykańskich, to bardziej konweniuje Sylvia a nie polska

Sylwia... Na duży plus zaliczam pojawiające się wielokrotnie (dwa razy), klimatyczne i ‘magiczne’

słówko Święta – skojarzenie w tym kalendarzu, w końcu adwentowym, często ledwo

wyczuwalne... Fajna kartka i podszlifowana perfekcyjnie...heh

smiley

 

dum spiro spero

MrBrighside, jakie to ciepłe i przygnębiające zarazem. Bardzo dobry tekst, wprowadza dużo smutku, ale w taki życiowy, naturalny sposób. A wszystko w magicznej dla bohaterów otoczce świąt. 

 

Misiu i Tarnino – bardzo pozytywne, przyjemna lektura. I nawet moje imię występuje. :D Imię Sylwia pochodzi z lasu, ja też jestem cała z lasu, więc teraz, gdy mam go mniej, usycham. Jeszcze miałam wspomnieć, że wszelkie personifikacje weny to zawsze wielki plus jak dla mnie, uwielbiam taki motyw. :) 

bardziej konweniuje Sylvia a nie polska Sylwia...

Kurczę, prawda. Jak ja to przegapiłam...

Imię Sylwia pochodzi z lasu, ja też jestem cała z lasu, więc teraz, gdy mam go mniej, usycham

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, przecież mama Sylwii jest Polką. Stąd Sylwia, a nie Sylvia. Pamiętasz?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina była zapracowana, a( ja ciągle ją o coś pytałem. Z imionami w ogóle jest cienka (będę klęczał na grochu?) sprawa. Fantazja rodziców przewyższa pomysłowość autorów na NF. :)

333 słowa.

 

Magia świąt

 

Jak się okazało, wybudowanie chatki na samym skraju osady i trzymanie się z dala od innych nie wystarczyło, by zaznać świętego spokoju. Co prawda grudzień w wiosce Świętego Mikołaja rządził się swoimi prawami, ale sądziłem, że kilkoma radykalnymi wypowiedziami wypisałem się z tego szaleństwa na dobre.

– Idę – krzyknąłem, choć pukanie do drzwi wcale nie było namolne.

Gdy otworzyłem, gęba mi opadła.

Przede mną stała Andżela, elfka sukcesu, za której bujnymi kształtami wodził wzrokiem każdy mieszkaniec osady i co druga mieszkanka. Teraz również trudno było odwrócić oczy. Biało-czerwony kożuszek nie sięgał nawet do połowy ud, a u góry brakowało co najmniej trzech guzików, by zasłonić czarną kreskę między piersiami.

– Cześć, Mati, masz może pożyczyć sól? – powiedziała niskim głosem, dokładnie w ten sposób, w jaki to sobie wyobrażasz.

Nie czekając na odpowiedź, minęła mnie w drzwiach, ale zamiast do kuchni weszła do sypialni. Nie wiem jak, ale skończyło się na tym, że leżałem na wznak, a bujna Andżela siedziała na mnie okrakiem.

Idyllę zburzyły dwa kliknięcia. Nie zauważyłem, kiedy elfka przykuła mi ręce kajdankami do ramy łóżka. Próbowałem ją zrzucić z siebie nogami, ale bujne kształty ważyły swoje i chwilę później nogi również miałem skrępowane policyjnymi bransoletami.

– Cel unieruchomiony! – wrzasnęła Andżela. – Wchodźcie!

Wtedy wszystko zaczęło się dziać jeszcze szybciej. Do sypialni wpadło kilka elfów, na komodzie wylądowała kuchenka turystyczna, a na niej wielki gar, do którego raz po raz ktoś wrzucał kolejne składniki.

Pierniki, gałązki świerku, cynamon, mandarynki, rozkruszone bombki, papier do pakowania prezentów, lukier, kapusta z grochem, dwa karpie, opłatek, sianko, zastawa stołowa (pojedyncza, pewnie ta dla spóźnionego gościa), uszka, czerwona czapka z białym pomponem, pierogi, makiełki, stajenka, bałwan z marchewkowym nosem, sałatka warzywna, nos renifera…

Wszystko to, przed czym uciekałem od lat.

– Co robicie?! Puśćcie mnie! Niiieeee!

– Pani kierownik, melduję, że wywar z magii świąt prawie gotowy! Gdzie aplikujemy? – powiedział elf, wyciągając strzykawkę wielkości ramienia.

Andżela popatrzyła na mnie z pogardą.

– Aplikujcie tam, gdzie wsadził se Święta – wysyczała z pasją. – Nauczymy go szacunku do tradycji!

– Szeregowy – elf przekazał rozkaz podwładnemu – aplikacja per rectum!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

PRZYBIEŻELI DO BETLEJEM PAASTERZE! PAASTERZEE!!!

Ą i Ę - wyroby rzemieślnicze

 

Ten nieszczęsny nos renifera mnie zaniepokoił – to będzie go bolało!... Może kawałek rogu wystarczy?

Finezyjnie i przyjemnie. Misię...

smiley

 

Edit 

Gdy otworzyłem, gęba mi opadła.

Błahostka, ale... Gęba to twarz lub usta, opada szczęka..

dum spiro spero

Nadrabiam teksty, których jeszcze nie skomentowałam. Ruchliwy weekend z pierwszą wigilią odciągnął mnie nieco do świata pozainternetowego. :D

 

cezary_cezary, fajny klimacik, trochę mrocznie, a głównie ciepło. <3 I piątka za diabła!

krar85, mroczny ten Święty Mikołaj. W Rudolfie nie tak to opowiadali. :o Ale podobało mi się, dobrze nabudowane napięcie. :D

Monique.M, trochę czekałam na wejście wiedźmy, skoro byli Jaś i Małgosia. :D Ale ja bym się na takie słodkie święta totalnie pisała. Osobny żołądek na cukier już mam przygotowany.

dogs, w sumie bardzo niepokojąca historyjka. Zastanawiam się teraz, czy prawie-babcia to na pewno człowiek i żałuję, że nie wiem, co robi na strychu, ale czuć smutek w tym ostatnim zdaniu szorcika.

MrB, widzę, że idziemy w smutne tony. Spodziewałam się faktycznie jakiegoś ciepłego zakończenia, takiego jak słowa mężczyzny, ale myśli narratorki jednak wzięły górę. Ciekawy, choć prosty, twist. Podobało mi się.

Tarnino, Koalo, a pośmiałam się. Po co komu firma, jak można mieć klub fantastyki? :p

Krokus, w przeciwieństwie do Matiego nabrałam jakichś podejrzeń, jak mu elfka sukcesu poszła do sypialni. Bardzo zgrabne i zabawne. XD

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Krokusie, udane ostrzeżenie dla wszystkich, którzy mają Święta gdzieś, gdzie nie powinni ich mieć. :D

Ekhm.

    zastawa stołowa (pojedyncza, pewnie ta dla spóźnionego gościa)

ŹLE! Pojedyncze nakrycie, tak. "Zastawa" podobnie jak "pościel", "ptactwo", "listowie", "chłopstwo", "twórczość" etc. jest COLLECTIVUM  https://shtg.uw.edu.pl/entry/790 (i singulare tantum https://pl.wikipedia.org/wiki/Singulare_tantum ). Oznacza ZBIÓR rzeczy, i nie taki ot, byle zbiór, tylko ogół rzeczy wykazujących jakąś cechę. Zatem – zawsze jest pojedyncza (singulare tantum) choć złożona z wielu przedmiotów.

To jest groch. Na kolana!

(A reszta uroczo przewrotna, w taki mało przewrotny sposób...)

     Po co komu firma, jak można mieć klub fantastyki? :p

Firma to same kłopoty...

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tar­ni­no, ład­nie tutaj punk­tu­jesz, ale za przy­ta­cza­nie in­ter­ne­to­wych słow­ni­ków w tak waż­kiej wy­po­wie­dzi, to by cię pu­ry­ści, jesz­cze ja­kieś pięt­na­ście lat temu, wy­trza­ska­li żółtą za­ku­rzo­ną en­cy­klo­pe­dią. O Wi­ki­pe­dii nie wspo­mnę (którą wła­ści­wie każdy może mo­dy­fi­ko­wać, więc też po­win­naś do­pi­sać “stan z dnia”). Jak można wo­jo­wać w tak waż­kiej spra­wie upa­da­ją­cy­mi “do­tco­ma­mi” :). 

 

Za brak po­waż­nych źró­deł, ten groch wrzu­cam do gro­chów­ki. Bez kolan. Za­chę­cił mnie ob­ra­zek.

https://www.facebook.com/reel/312429441760763?s=yWDuG2&fs=e

 

Za późno, Tarnino i Fascynatorze, Verus skopiowała już treść do kalendarza...

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Już za późno.

Mu­ha­ha­ha

 

Świę­ta za­koń­czo­ne.

Żegnajcie

Krokusie, w tak krótkim tekście te zwroty akcji sprawiają, że świetnie się czyta. :D Zabawne, udane opowiadanie. :) Ciekawe co dalej... Może na pocieszenie dostanie prezent od elfki. :) 

Za późno, Tarnino i Fascynatorze, Verus skopiowała już treść do kalendarza...

Co tam, Vacter i tak zjadł groch, więc Ci się upiecze ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Święta zakończone.

Żegnajcie

Vacterze, nie, bo Kalendarz jeszcze trwa i pierniczki się cieszą, jak widać wyżej. Weź przykład z Pierniczka Tarniny, nie znikaj, ciesz się i tańcz.

Zabrałem jej groch, to nagle pierniczki się znalazły :D

Dementuję, jakoby pierniczki były z grochu.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Księżniczka na ziarnku pierniczku ;)

sad

Jutra może nie być (pogoń za karpiem...halibutem...robienie śledzi...) więc zaraz zabieram się

do roboty (s)twórczej...

cheeky

dum spiro spero

Tarnino&Koalo, bardzo lubię Twoje/Wasze opowieści z cyklu wena. :-)) Motyw zaraźliwy, dotykający. Bawi i uczy – tak głupio napiszę. :-)

Tekst wydaje mi się ciut sztywniejszy niż zazwyczaj. Chyba ponad wszystko cenię naturalność, tak mam, taka wada, że lubię uganiać się za motylem. xd

Krokusie, jakie zabawne i Twoje z tą kreską. :-) Odkąd czytam forumowe, i nie tylko, opowiadania zauważyłam, że sama zauważam kreski pomiędzy piersiami.

 

Przypomniało mi się pewne zdjęcie i dwie biblioteczne choinki z pajęczyn i szlachetnego kurzu. :-)

 

 

 

Już pora, Fascynatorze. :-)))

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Święta... Święta...

(Lekko tylko chaotyczny fotokolaż tematyczny)

 

Przyszła zima, ptaki chudną,

chudych ptaków jest nam żal.

W mroźne przedpołudnia grudnia

zrób w karmniku dla nich bal...

 

Już Mikołaj umęczony w kącie głośno chrapie,

reniferek zaś marchewkę chrupie na kanapie...

 

         Piernikowa chatka kusi tym, co w środku.

Choć ma cztery latka – da się zjeść bez młotka...?

 

        Choinka – germanizm! Zakrzyknęły “młode”,

ale kto zbuduje taką wieżę Babel?...  (110x60x220)

 

         Życzenia z partykułą...

 

Niech te Święta tak wspaniałe

Będą cudne – niechby całe

UFO z gwiazdek niech przyleci

Niech Mikołaj tuli dzieci

Szczęście niech nam z nieba spada

I niech piesek w nocy gada

Niech choinka pachnie pięknie

I niech radość będzie wszędzie.

A że braknie tylko kroczku

Niechaj brzmi – do siego roczku!

 

...i po swiętach...

 

(Unikamy wchodzenia na wagę! – Wyświetli komunikat: ‘proszę wchodzic pojedynczo’...)

 

dum spiro spero

cool

Żeby nie było – figurki oczywiście chińskie, ale reszta artefaktów miejscowy wyrób ręczny.

Szkoda, że nie słyszycie (w mp4, nie przechodzi) jak Tofik czarująco chrupie tę marchewkę,

ale i tak naprodukowałem tu pixeli...masakra...

cheeky

 

EDIT – edytor znów ma coś do mnie, nie koryguje bo zrobi się całkowita sieczka...

dum spiro spero

Fajne :) (na lic.Anet). Zarówno obrazki(Tofik najlepszy), jak i zabawa słowem. :)

Reniferek z marchewką przecudny!

It's ok not to.

Reniferek z marchewką przecudny!

It's ok not to.

Milutko.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

smiley

Dzięki...dzięki...dzięki...dzięki...

blush

Dobranocki ani dziennika już nie będzie, to chociaż figurki się poprzestawia...heh

wink

dum spiro spero

Musimy sobie sami zapewniać rozrywkę, jak powiedział Chesterton.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tofik do schrupania jak marchewka. smiley Fajny kolaż i bardzo gścinne wejście! Zaprasza. :-)

Szronowa choinka

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Krokus, auuuć. Teraz się boję, że po mnie też przyjdą. :\

Fascynator, Tofik. heart

Już mi się wiesza przeglądarka, jak tu wchodzę, tyle jest obrazków. :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Asylum, SNDWLKR

Dzięki... Tofik uwielbia naganiać dwa miejscowe kocurki do domu – problem w tym, że to

koty sąsiadów (wiecznie głodne...), heh.

dum spiro spero

A to dziś nie była kolej Arnubisa?

Nadrobione! Te mniej wesołe i te radosne! Wszystkie mi się podobają, ale bez cienia wątpliwości najbardziej podoba mi się Tofik. Fascynatorze, jest do wykupienia jakaś subskrybcja na jego zdjęcia?

auuuć. Teraz się boję, że po mnie też przyjdą. :\

<Andżela, namierzyłem kolejny cel!>

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Wybaczcie, że tak późno, trochę przeciągnęła mi się wigilia w pracy. Nie tłumacząc się więcej:

 

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Pierwsza gwiazdka rozbłysnęła znienacka. Choć ledwie co było przesilenie zimowe i wciąż jeszcze krótkie dni szybko ustępowały miejsca nocy, to jednak do zmierzchu było jeszcze daleko i żadna szanująca się gwiazdka nie powinna pojawiać się na firmamencie. Ta jednak najwyraźniej była wyjątkowo bezczelna, nie tylko bowiem świeciła w najlepsze, za nic mając sobie słoneczny blask, to jeszcze z każdą chwilą świeciła coraz mocniej, roszcząc sobie prawo do totalnej dominacji.

– Mamo! – zawołał Raaaaorgharrranek, wyciągając krótką łapkę ku niebu. – Patrz, pierwsza gwiazdka!

Mama Raaaaorgharrranka prychnęła tylko, całkowicie zajęta próbą powieszenia łańcucha na dorodnym kalamicie, co nie było łatwym zadaniem, biorąc pod uwagę fakt, że używała do tego celu przede wszystkim imponującego zestawu zębisk.

– Mamo! – powtórzył Raaaaorgharrranek, a w jego ryku tym razem usłyszeć można było odrobinę zaniepokojenia, jako że gwiazdka była już znacznie większa, znacznie jaśniejsza i znacznie bardziej podejrzana.

– Raaaaorgharrraniusz, ja cię proszę, miejże litość! – zaryczała mama, wypuszczając łańcuch z paszczy.

Odwróciła się, by dobitniej zrugać urwisa i zagonić go do pomocy, zamarła jednak w pół ruchu, gdy dostrzegła jasny obiekt na niebie. Gwiazdka wydawała się już jaśniejsza od słońca, prawie tak duża jak księżyc i ciągnęła za sobą długi warkocz dymu.

– Mamo, co to? – spytał Raaaaorgharrranek drżącym głosem.

– Nic złego, dziubasku, to tylko pierwsza gwiazdka. Wszystko będzie dobrze – odpowiedziała mama.

Stanęła nad synkiem, przesłaniając mu widok swym kolosalnym cielskiem. Pochyliła łeb i delikatnie trąciła nozdrzami pysk dziecka.

– Zamknij oczy, dobrze? A potem pomyśl życzenie, jakie tylko chcesz. Gwiazdka je spełni.

Raaaaorgharrranek się uspokoił. Mama zawsze wiedziała, co mówi. Z całych sił zacisnął powieki i pomyślał życzenie. A potem nagle zrobiło się bardzo, bardzo jasno. 

 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

smiley

Niestety... Fotogeniczny (Tofik), ale nie współpracuje z fotografem...hehe. Niecierpliwy.

dum spiro spero

Jasność, zawsze u mnie na propsie, Arnubisie, niech jak najszybciej jej przybywa. :-))

 

Toffiki nie współpracują, mają swoje uważanie i melodię. xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ekhm. Świąteczne jak jasny piorun.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Raaaaorgharrranek się uspokoił. Mama zawsze wiedziała, co mówi. Z całych sił zacisnął powieki i pomyślał życzenie. A potem nagle zrobiło się bardzo, bardzo jasno. 

Jeszcze bardziej potem zrobiło się ciemno, bo gwiazda minęła planetę Raaaaorgharrraneka i poleciała sobie dalej. Takie było życzenie  smoczka i gwiazda nie mogła go nie spełnić.

Róbmy swoje. Nie ma co panikować. I tak skończymy jak Raaaaorgharrranek.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Znaczy, jak zamkniemy oczy i pomyślimy życzenie, to nam gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie?

Ekhm. Świąteczne jak jasny piorun.

Jasna gwiazdka :D Wybacz Tarnino, ostatnie kilka razy pisałem bardziej klasyczno-świąteczne teksty, potrzebowalem czegoś nieco innego.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

cheeky

Hehe... Ten prosty chwyt psychologiczny to wizualizacja , czyli rodzaj indukcji. Niektórym 

pomaga (vide ”Sami swoi” – jak się tak napatrzę...laugh), ja zaraz usypiam, niestety...

 

dum spiro spero

Fascynatorze, piękny kolaż, słodki reniferek Tofik. :)

Wiersz też mi się bardzo podobał, zwłaszcza fragment z balem dla ptaków w karmniku. ;)

 

Arnubisie, no niezłe pożegnanie dinozaurów. Już nigdy nie spojrzę na nie tak samo. XD Fajny tekst, no nie może być w życiu zbyt dobrze. :D

smiley

Dzięki Ananke, a Tofik jednak woli golonkę i wątróbkę smażoną...laugh

dum spiro spero

Wybacz Tarnino, ostatnie kilka razy pisałem bardziej klasyczno-świąteczne teksty, potrzebowalem czegoś nieco innego.

A czy mnie to uchybia? Stwierdzam tylko, że mało świąteczne.

wizualizacja , czyli rodzaj indukcji

…? Mózg wykonał nieprawidłową operację.

 

A w Świętach nie o gwiazdki chodzi: https://www.youtube.com/watch?v=bW-y3UTkFC4

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tryb zawieszenia niewiary nawalił. Skoro jesteśmy jakieś 66 – 65 milionów lat w przeszłość, to... z jakiej okazji ta choinka??? 0_o

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Po pierwsze – nie choinka, tylko kalamit, w tamtych czasach nie było jeszcze choinek, z tego co pamiętam. A jeśli chodzi o główny zarzut, odpowiem używając wyższych autorytetów, z którymi dyskutować nie należy:

 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Oo! Ktoś określił koordynaty. Fajnie!

Ą i Ę - wyroby rzemieślnicze

SNDWLKR:

 

ẞwięta Niewiary

 

Dinozaury tuż przed śmiercią

Ostatnią gwiazdkę ujrzały

Mogłyby się zatruć rtęcią

A od gwiazdki umierały

 

Zanim jednak świat oczadział

Pterodaktyl uśmiechnięty

Czubek choinki przyodział

Poczuł się jak Mikołaj święty

 

Gdy łamały się opłatkiem

W czasach kredy, pierwotniaków

Czuły barszczyk z pięknym smakiem

Choć nie istniał nawet Kraków

 

Zmiotła ich jednak gwiazdka

Dla nas pierwsza, ich ostatnia

Jak wtyczka wyrwana z gniazdka

Miłość ich umarła bratnia

 

A dziś takich ludzi mamy

Co w adwentu kalendarzu

Szukać będą raczej dramy

Zamiast szczęścia apanażu

 

Ja mam dla nich to przesłanie

Niech wam rózga sprawi lanie

A przy stole zapanuje

Miłość co smutek zrujnuje.

 

 

GLORIME AMENO...

Ą i Ę - wyroby rzemieślnicze

GU-MO-WY GU-MO-WY-KROKODYL...

Ą i Ę - wyroby rzemieślnicze

Fascynatorze, no nie dziwię się, pewnie dostał już po sesji. :D

 

Vacter, dobre! :D Trafiłeś!

 

Dobra, trzeba zjeść wszystkie zaległe czekoladki z kalendarza 

Christmas Countdown GIF

A dziś takich ludzi mamy

Co w adwentu kalendarzu

Szukać będą raczej dramy

Zamiast szczęścia apanażu

Ano, właśnie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Oj. W takim razie naprawdę po mnie przyjdą. :(

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Nadrobiłem kolejne dzieła. Moimi faworytami tym razem – OldGuard, Krokus, Arnubis (aś poryczałem :<), Krar i Tofik.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Ananke,.jestem w szoku. Wygląda na to, że podświadomie pamiętam lekcje biologii/geografii.

22.12.

 

Ciekawe czasy

 

automatyczna kasa Biedronki pali papierosa przed sklepem podczas Bożego Narodzenia

 

Kasa Biedronki siedziała przed sklepem i paliła szluga. Po chwili podeszła kasa Żabki, klapnęła i poszła za przykładem koleżanki z konkurencji.

– Szaro jak fiut  – zagaiła biedronkowa.

– Ano – mruknęła ta z Żabki.

– I tak się żyje powoli na tej wsi…

– Zaraz będzie po świętach, za chwilę Wielkanoc i ani się człowiek obejrzy, jak przyjdą sianokosy.

– Taka prawda.

Ze sklepu dobiegały dźwięki “White Christmas”, niby wspomnienie odległych czasów, kiedy Boże Narodzenie nie kojarzyło się z błotem i przepychankami polityków.

– Ruscy trzymają się mocno – zauważyła żabia.

– Wszystko przez Żydów i lewaków – wypaliła owadzia.

– O.o Ale weź obczaj Iran, Chiny i tego koreańskiego dyktatora.

– Tiaa…

– A inflacja jak zaiwania. Klientów tak mało, że czasem pół paczki szlugów idzie w godzinę...

– Ja chyba rzucę.

– Postanowienie noworoczne?

– Oszczędności.

Przez chwilę siedziały w milczeniu.

– Amelia, wracaj na sklep, kolejka jest! – rozległo się z tyłu.

– Muszę lecieć – powiedziała kasa z Biedronki.

– Pasuje ci to imię – zdążyła napomknąć kasa z Żabki.

– Niestety – rzuciła na odchodne druga.

 

Stefan robił zakupy w osiedlowej Biedronce w samym środku przedświątecznej gonitwy. W końcu dotarł do końca kolejki, ale po kilku piknięciach samoobsługowej kasy usłyszał tekst z koszmaru każdego klienta – “W strefie pakowania znalazł się przedmiot, który nie powinien się tam znaleźć!”. Cholera. Naruszył uświęcony nietykalnością obszar. Trudno, wkrótce kawaleria nadciągnie z odsieczą. Miał wrażenie, że od kasy da się wyczuć woń tytoniu. Ech, sam by zapalił. Ciężkie czasy, galopujące podwyżki cen, kredyt na głowie, żona odeszła z Azjatą… Nagle na ekranie kasy uformowały się usta.

– Spokojnie, panie Stefanie, jakoś się ułoży – powiedział kobiecy głos. ”Czego to nie wymyślą z tym automatyzowaniem”, pomyślał zaskoczony mężczyzna.

– Pan wpadnie po świętach, będą wyprzedaże tego, co nie pójdzie teraz. – “Skąd wie jak mam na imię”, zdziwił się w duchu. “A, no tak, zeskanowałem kartę rabatową.”

W końcu zdjęto blokadę i udało się dokończyć zakupy.

– Wesołych Świąt! – rzucił w stronę kasy, wychodząc, wykrzesawszy resztki poczucia humoru.

“A żebyś wiedział, że będą wesołe”, pomyślała z diabelskim uśmiechem Amelia. Dwa i pół dnia bez pikania nad głową, swawole z Mocniakami i oglądanie seriali w biurze kierowniczki. “Szkoda, że święta są tak rzadko”, zdążyła jeszcze pomyśleć, zanim ktoś wrzucił do strefy pakowania stojak na choinkę i ośmiopak Harnolda.

 

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Takie przedświąteczne: samo życie ‘kasiarek’, nie kasiarzy, bo oni chyba mają lepiej. Chociaż, jest inflacja, to kto wie... :)

No, kasy też mają prawo do odpoczynku, zwłaszcza na święta. :)

cheeky

Odpoczną po świętach. Kasy będą puste, bowiem konsumenci pojadą na resztkach, i vice

versa – konsumenci pojadą na resztkach, więc kasy będą puste...heh

wink

dum spiro spero

Hę... zaskoczyłeś mnie. Na plusik.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nadrobiłem!

Arnubis, Ty zwyrolu...

Bail, warto się z taką kasą umówić – będzie miała wolną chatę z zapasem alkoholu.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

23.12.2023

Zimowy obrazek

 

 

Ten obrazek Setkowicza zawsze wisiał w domu dziadka, teraz jest u mnie. Dwójka jednoosobowych sań, nieśpiesznie ciągnionych przez pojedyncze konie na zasypanej śniegiem drodze między polami, przyciągała często moją uwagę, szczególnie zimą przed Świętami. Coś kazało mi wyobrażać sobie, że ten woźnica na drugich saniach to ja, a konie idą tak powoli, bo są zmęczone.

W tym roku, w czasie przedświątecznych przygotowań, którymi zajęte były moje dorosłe dzieci, zdarzyło się coś dziwnego. Chciałem pomóc i zabrałem się do ścierania kurzu, niewidocznego, ale zawsze się gromadzącego na ramce obrazka. Nagle zakręciło mi się w głowie. Oparłem się ręką o drugie namalowane sanie i znalazłem się na nich, na miejscu woźnicy. Nie było mi zimno, bo zamiast mojego dresu miałem zimową szubę tego człowieka. Siedzący obok na saniach psiak, nie zwracał na mnie uwagi, jakby nie zauważył, że zastąpiłem jego pana. Sanie posuwały się wolno, koń był wyraźnie utrudzony brnięciem po zasypanej śniegiem polnej drodze. Zawołałem do woźnicy na saniach przede mną:

– Macieju, może byśmy dali koniom odpocząć?

Nie odwracając się odkrzyknął:

– Nie możem, panie, bo wilcy się zwołują. Jak nas wyczujom, bieda będzie.

– No to pośpieszaj, może zdążymy na Wigilię.

W tym momencie konie, słysząc dalekie wycie, ruszyły tak gwałtownie, że wypadłem z sań. „Jaki zimny” – pomyślałem, gdy twarzą wpadłem w śnieg.

– Tato, w porządku? Stałeś jak posąg, dotykając obrazka. Nie reagowałeś na słowa do ciebie. Nagle byłbyś upadł, ale zdążyliśmy cię złapać – usłyszałem słowa córki.

– Nic mi nie jest – odpowiedziałem.

Leżałem na kanapie, córka przykładała mi zimny kompres do czoła, syn mierzył ciśnienie. Na obrazku scena się nie zmieniła.

– Poleż spokojnie. Nie musisz nam pomagać, zdążymy wszystko przygotować do Wigilii. Najważniejsze, że będziemy razem, wszystko inne nieistotne – zgodnie dodali.

Oooj, Misiu.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Tarnina&Koala Ależ to sobie sprytnie wymyśliliście. Ładna, inspirująca, za plecami żony. Prezent na święta?;P

 

@Krokusie bardzo proświąteczne opowiadanie.  Sprawia, że zagorzali ateiści śpiewają kolędy. I @Fascynator też śpiewa, widać coś ma na sumieniu;) No, ale jaki ładny kolaż wymodził;)

 

 

@Arnubisie, Twoja apokaliptyczna gwiazdka rozczuliła mnie;) Tak mogło być, tylko czy dinozaury na pewno były Polakami i katolikami?;) Do tego zainspirowałeś Vactera!

 

@Bailout Ulubiona ikonka Bailouta...

 

@Koala Plastyczna opowiastka. Chętnie poczytałabym takie obrazkowe historie, jak u Kaczmarskiego.

Lożanka bezprenumeratowa

Misiu, jakie ładne, bohater dostał prezent przed Wigilią, taka symboliczna magia. :) Czuję, że teraz przy kolejnej Wigilii znowu podejdzie do obrazu. :D

smiley

@Ambush – dzięki, ale kudy mojej szopie do Waszych, ‘krakoskich’ cudeniek...

@Ananke – nie podejdzie, wie, że wilcy juże tamój czekają...wink

 

PS – pogoda się spisała:

 

 

 

dum spiro spero

Trochę przekroczyłam limit, ale że to Wigilia, mam nadzieję, że będzie mi wybaczone :)

 

Laweta z prezentami

Wycieraczki nie nadążały, kurtyną deszczu szarpał dodatkowo orkanowy wiatr. Droga była pusta, wszyscy już pewnie przygotowywali się do wigilijnej wieczerzy. Mietek wiedział, że wktótce do nich dołączy. Jak tylko odstawi opróżnioną lawetę do bazy. Jechał, pogwizdując Christmas time.

– O, w mordę! – Zahamował gwałtownie, gdy przed maską pojawiły się sunące na jednej płozie sanie, zaprzężone w renifery. Jeden ze zwierzaków potknął się i upadł, pociągając inne za sobą.

Rutyna wzięła górę nad zaskoczeniem i Mietek wyskoczył z szoferki, żeby pomóc. Facetowi w stroju Mikołaja nic się nie stało. Klął pod nosem, sprawdzając stan reniferów.

– Pyszałek m złamaną nogę, a reszta jest poobijana. Co ja teraz zrobię?! Jeszcze tyle prezentów do rozwiezienia – biadolił. – Musisz mi pomóc! – zażądał, odwracając się do Mietka.

– A-ale jak?

– Załadujemy sanie na twoje auto i pojedziemy. – Mietek pomyślał o domu. – Nie martw się, zdążysz na wieczerzę, pracujemy w pożyczonym czasie.

Mietek, oszołomiony absurdalnością sytuacji, nie protestował. Załadował sanie na lawetę, trochę się natrudził, żeby je zabezpieczyć, bo pojazd był nietypowy. Mikołaj tymczasem odesłał renifery; zniknęły w chmurze srebrnego pyłu.

Obaj, mocno przemoczeni, wsiedli do szoferki.

– I co teraz, gdzie mam jechać? – zapytał Mietek.

Mikołaj rozpylił srebrny pył. Kierowcy zrobiło się ciepło, ubrania jakimś cudem wyschły, a przed sobą widział szosę, prowadzącą w niebo. Ruszył z obawą, ale auto pewnie trzymało się drogi.

Następne godziny spędzili podróżując po niebie. Zatrzymywali się w wygodnych zatoczkach przy dachach domów. Mikołaj nie schodził przy komin, znikał w chmurze srebrnego pyłu. Odwiedzili też blok, w którym mieszkał Mietek i szofer zastanawiał się, czy znajdzie dodatkowe prezenty pod choinką. Na koniec odwiózł Mikołaja na Biegun Północny.

– Dziękuję, uratowałeś święta! Wracaj bezpiecznie!

Mietek nie zauważył, kiedy podniebna droga przeszła w ziemską i wylądował przed bramą bazy. Gdy tylko wysiadł z auta, przygoda wydała mu się niewiarygodna. Tym bardziej, że mimo dodatkowego kursu nie był spóźniony.

Przysnąłem, albo co – pomyślał lekko przestraszony.

 

***

 

Mietek patrzył, jak żona rozpakowuje prezent. Kupił jej wypasioną złotą bransoletkę, którą razem oglądali i podobała jej się. Zmarszczył brwi, kiedy zamiast złota zobaczył srebro.

Co, u licha? – pomyślał.

Twarz żony rozpromieniła się.

– Bałam się, że kupisz mi to złote brzydactwo, ale dobrze udawałeś! – zawołała.

Mietek uśmiechnął się głupio i przypomniał sobie, że na srebrną bransoletkę żona najpierw zwróciła uwagę. Popatrzył na siedzącego na podłodze syna, który też miał inny prezent, niż mu kupił i był w siódmym niebie.

A więc tak to działa – pomyślał i już nie miał wątpliwości, że Mikołaj istnieje naprawdę i faktycznie pomógł mu rozwieźć prezenty.

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Jadałam mniej słodkie makowce :)

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Irko, nie zawiodłaś. Liczyłem na tekst, nie smutny i nie dołujący. Ciepłe zakończenie Kalendarza. kiss

Tarnino, wybrałaś piękny obrazek. heart

Wszystkim, Świąt, jakich sobie życzycie i jakich Wam życzą, dobrze życzący.smiley

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Irko, bajkowo, ciepło, wigilijnie. :) Dlatego prezenty lepiej kupić samemu, a dostać coś niematerialnego, bo nam Mikołaj nie zmieni tego, co niepotrzebne. :) 

 

Wszystkim życzę wysypiania się i pisania z lekkością. :) 

Miłość, przyjaźń, sympatia, gest, kruszy i nadwyręża smutek, Vacterze. :-)

Bailout, ciekawe, choć pracownicy z mojej Biedronki wyłamują się lekko ze schematu, ci z pobliskiej Żabki też. Fajni, młodzi ludzie, robota jak robota. A Mocniaki dają radę i końcówka ekstra. ;-)

Koalo, tak, najważniejsze jest, aby być razem, spotkać się w życiu, a nie w nieciągłości. :-)

Mikołaje istnieją, Irko! Dziękuję za ostatnią kartkę z kalendarza. :-)) Czegoś się trzeba trzymać.

 

Pysznie, że wypełniliśmy kalendarz, uwielbiam rytuały!

Podziękowania dla wszystkich i dobrego świątecznego czasu. Niech się skrzy I rozwijają inspiracje, myśli smutne, radosne, bliskie i dalekie, każde.

 

PS. Kontekst – w rysowaniu staram się pracować nad perspektywą (głębia, te rzeczy, xd). Pomysłów z przeszłości jest mnóstwo, trudno je opanować, moźe się nie uda. Nic to, pójdę za popędem, wypróbuję kolor, wreszcie akwarele. A jak wyjdzie, to niech wyjdzie, trudno. Warto podążać za swoimi pasjami, marzeniami i odlotami. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Grafika biedry ze szlugiem pierwsza klasa. Zrobiła mi święta:D codziennie po obudzeniu wchodzę na forum i chłonę ten obraz, aż zacznie mi się chcieć jarac.

Ą i Ę - wyroby rzemieślnicze

DALL-E poleca się na przyszłość

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Misiu, obrazy w starym domu babci zawsze mnie intrygowały i trochę przerażały. Bardzo ładnie!

Irko, morał z tego taki, że kupowanie żonie biżuterii to zawsze wielkie ryzyko. Ale świątecznie pozytywne zakończenie kalendarza!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ech @Irko, czasem by się właśnie tak przydało;)

No i co? Święta, Święta i po Świętach;)

Lożanka bezprenumeratowa

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zabawa z czasem. Właściwa na NF. :)

Nareszcie kuniec, pora wracać do normalności. ;P

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Pytanie, czy warto?

Odpowiedzi:

  1. nie
  2. tak
  3. co to jest normalność?
  4. nie ma normalności...

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

  1. sorbet malinowy lepszy...

dum spiro spero

  1. jest źle i będzie gorzej.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

  1. gorzej być nie może (optymista)

  1. a jednak jest gorzej... (realista)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

  1. normalnością będzie AI (pesymista)

OK, spamerzy

Przeczytałem ostatnie dwa szorty i mogie z czystym sumieniem czekać na Sylwestra, opierniczając się w pracy

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Chyba nie ma tu opcji ankiet? ;) Pozostają takie niedorobione. XD

Ankiet nie ma, ale listy są. Jak je zaczniesz, nie możesz skończyć...

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ja z minimalnym spóźnionym zapłonem przyszłam skomentować ostatnie teksty, bo czas okołoświąteczny okazał się na to nieco zbyt intensywny. :p

 

Fascynator, fajny kolaż. :D Jestem fanką zdjęcia z psem i tekstu o chatki z piernika, którą można zjeść bez młotka. Choć z mojego doświadczenia, młotek jednak bywał potrzebny. :p

Arni, wielkie serduszko za szorcik o dinozaurach, szkoda tylko, że taki smutny. Ale wizja tyranozaura próbującego powiesić łańcuch świąteczny trochę to nadrabia.

Vacter, drugie serduszko za pociągnięcie tematu dinozaurów. No i komentarz o dramach. :D

Bail, nie wiem, czy miało być depresyjnie, ale ja tam się głównie pośmiałam z okołoświątecznego narzekania. :D Dobre.

Koala, a miły obrazek, taki rodzinny.

Irka, limit na pewno wybaczony na takiego szorcika. :D Podoba mi się koncept takiego rozdawania prezentów. Dobry patent!

 

Uf. Wybaczcie zwłokę. Mam nadzieję, że święta mieliście jak najpiękniejsze i korzystając z tego, że jeszcze początek stycznia życzę wszystkim co najmniej znośnego roku. :p A najlepiej to szczęśliwego!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

A gdzie tam taki absurd depresyjny ;)

Dzięki za życzenia i nawzajem :P

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Verus, pomyślności w 2024. :)

smiley

Verus

 

 

Dzięki w imieniu Tofika – marchewka i orzechy włoskie to jego ulubione przekąski...

Piernikowy domek nie potrzebuje młotka, ale zjeść się nie da – po czterech latach frakcje zaczynają

się rozdzielać...

Szczęścia, zdrowia i jeszcze raz pieniędzy (jak mawia pewien znajomy) w ‘2024...

dum spiro spero

Nowa Fantastyka