- publicystyka: Podołek, gangbang, pawiujący żółw i klaun z dżenderowego koszmaru

publicystyka:

Podołek, gangbang, pawiujący żółw i klaun z dżenderowego koszmaru

Podołek, gangbang, pawiujący żółw i klaun z dżenderowego koszmaru, czyli refleksje na temat “To” S. Kinga

„Obie ręce oparłszy o poręcz drewnianą, rzekł z uporem, że ducha zobaczył dziś rano.”

Bill Denbrough

 

Odkąd sam wziąłem się za pisanie, inaczej patrzę na książki. Analizuję je wnikliwiej niż wyciągi bankowe, oceniam już od okładki, choć nigdy nie po okładce. Nie zatracam się tak często w lekturze, liczę nierzadko z trudem pokonane strony, wyłapuję potknięcia, podpatruję stylistyczne sztuczki. Czytanie stało się poniekąd pracą.

I wściekam się na siebie za tę wiedzę, która pozbawia mnie niejednokrotnie przyjemności. Gryzienie piórka kończy się czytelniczym zgonem, ale „To” Kinga działa jak defibrylator. Nieliczne potknięcia nie irytują, nie ma człowiek odruchu wyłapywania ich, a gdy zerka się na dolny róg kartki, to z największym strachem, który ze sobą niesie ta powieść – z obawą, że jak wszystko, co wybitne, tak i ta opowieść musi się skończyć.

Stephen King ponoć czytał ją swoim dzieciom – niektórzy się oburzą, ale najwidoczniej zadziałało, bo zaszczepił w pociechach literackiego bakcyla. Podejrzewam, że oszczędził im niektórych fragmentów, ale nie szedłbym o żaden zakład. Książki zresztą straszą subtelniej od filmów. Zwykle mniej topornie i z finezją niedomówień. To my w zasadzie precyzujemy – poprzez stopień omijania dosłowności czy wyobrażania sobie metafor – poziom naszego przestraszenia.

 

Nie sądzę zresztą, że groza i rozlane rzeki krwi przyciągają do tej powieści najmocniej. Mam w nosie analizy typu: książka o dojrzewaniu, pozostawianiu za sobą dzieciństwa, pętlowej czasowości i tęsknocie za brzdącem w sobie. Król daje nam coś wspaniałego: przyjaciół, z którymi razem zaglądamy do paszczy lwa, o których martwimy się i razem nie chcemy o przeszłości zapomnieć.

Jak miał na nazwisko Eddie? Kaspbrak? Czy będę pamiętał za rok?

Ich moc nie tkwi w magicznej siódemce, piątce, ale w milionach, które przy nich – podczas lektury – walczą ze złem. Splatamy z „frajerami” dłonie, zakochujemy się w Beverly, słuchamy tysięcy głosów Richiego, wypytujemy o drogę Eddiego i liczymy na rozwagę Billa, na ochronę Bena i racjonalizm Stana.

Zazwyczaj mamy skłonność – przynajmniej ja, ale już dawno przestałem myśleć o sobie, jak o wyjątku – do utożsamiania się z postaciami. Mistrz grozy serwuje nam całą paletę osobowości – wybór szeroki, jak uśmiech Pennywise’a! Tak łatwo jest wybrać coś dla siebie, przybrać na parę dni nowe imię. Udało się Wam? Bo mnie niespecjalnie.

Przez całą lekturę wciąż byłem sobą, tam, z nimi. Wściekałem się na ojca Bev, unikałem wraz z Eddiem nadopiekuńczości matki, rzucałem kamieniami w Henry’ego i jego bandę zbirów, aspiratorem psikałem w wilkołaka, nie mogłem pogodzić się ze śmiercią braciszka Billa, na głos wypowiadałem zacytowane na wstępie zdanie…

I u mnie minęło wiele lat od podwórkowych przygód, i ja wkroczyłem w trzydziestkę, zapominając zbyt wiele, tracąc to prawdziwe, choć przepełnione dziecięcą magią spojrzenie na świat, o którym nic jeszcze się nie wie. Spojrzenie na czas, na ludzi i ich zabawne troski, na siebie samego, strasznie wyjątkowego, wciąż pełnego niewinności zbudowanej ze snutych marzeń.

 

„To” jest książką pełną zawirowań, książką która wciąga. Nie jest jednolitą powieścią, trafiają się nierówności, przez co jest bardziej ludzka. King powoli odkrywa wszystkie karty, pozbawia nas dziecinnych złudzeń, pozwala nam przez ten wspólnie spędzony czas dorosnąć i na nic się zdadzą nasze opory. Stajemy się racjonalni, musimy wszystko wiedzieć, poznajemy „To”, przez co wydaje się nieco mniej groźne. Boi się nas i słusznie! Też trochę boję się dorosłego siebie.

 

A przecież i ja, i Ty mieliśmy takich kumpli, a pewnie i kilka koleżanek. Powtarzaliśmy durne powiedzonka, zakochiwaliśmy się po szczeniacku, posiniaczeni przeżywaliśmy przygody, o których nasi rodzice woleliby nigdy nie usłyszeć i podążaliśmy za liderem, który może i się nie jąkał, ale braku kreatywności nie można mu było zarzucić.

Spędzaliśmy ze sobą szmat najcenniejszego czasu, tego najwolniej uciekającego, bo służącego poznaniu. Dzięki wszystkim Bogom świata za to, że nie było wtedy komputerów, a telefony produkowano w stacjonarnych, a nie mobilnych wersjach! Ograniczone kablami nie mogły biec razem z nami po polach zboża, piwnicach bloków, klatkach schodowych obijanych piłką. Nie hamowały nas podczas akrobacji na trzepaku, nie istniały. Nie dano im jeszcze żadnej władzy.

Kochaliśmy podwórko, które w zasadzie było całym naszym światem, a baloniki nie wzbudzały w nas strachu – nawet te pierwszomajowe, o inne zresztą nie było łatwo.

Mieliśmy swoich bandziorów i wspólne sukcesy w potyczkach z nimi. Siniakami, zadrapaniami, a nawet złamaniami znaczyliśmy każdy dobrze przebawiony dzień, na przerośniętych rowerach ścigaliśmy się z wiatrem, który przegrywał, rozmazując się na naszych twarzach. Na szczęście nie było w okolicy żadnego klauna.

 

Ciekawe, czy ktoś policzył, ile razy King użył w powieści słowa „podołek”? Klimatyczne i niewinne to słówko bardzo mi do całości pasowało. I najważniejsze! Czy żółw może zwymiotować?

A dla tych, którzy „Tego” jeszcze nie czytali, mam jedną radę: nie bójcie się dwunastu setek stron. W środku znajdziecie potężniejsze straszaki.

 

Podsumowując: książka jest zajebiaszcza. I „przepraszam za mój język, jeżeli jesteście ludźmi religijnymi…” A tych, których przyciągnął zachęcający tytuł zapewniam, że o tym wszystkim w tej powieści przeczytacie.

"Bip-bip", wszystkim wtajemniczonym! Czas wskoczyć do innych lektur.

(Humbak) koik80.

Obrazek pochodzi ze strony: www.parade.condenast.com

Komentarze

Czytałem, czytałem i nie mogłem zapomnieć. 

To chyba dobrze… :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Tekst powyższy przeczytałem już parę dni temu, rozumiem o czym piszesz, trafia to do mnie, pewnie dlatego, że czytałem tę książkę Kinga. Jeśli kednak ktoś nie czytał powieści i przeczyta koiku ten tekst, to wydaje mi się, że się może pogubić… choć niby konkretna informacja jest :  "książka jest zajebiaszcza". 

Dlatego sa to refleksje poprzeczytaniowe, a nie recenzja, czy cusik takiego. Tak sie jakos podzielic nimi chcialem, a z drugiej strony nie chcialem spojlerki uskutecznic :) Dzieki za przeczytanie!

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Nowa Fantastyka