- publicystyka: I see Smaug- recenzja Hobbit: Pustkowie Smauga

publicystyka:

I see Smaug- recenzja Hobbit: Pustkowie Smauga

 

„Hobbita" czytać nie ma komu, bo nudny. Pojawia się film, to okazuje się, że jednak zbyt rozrywkowy, że za bardzo odbiega od książki. Przy ekranizacji przygód niziołka, jak tylko w świat poszła fama, że Peter Jackson planuje kolejną trylogię, od razu posypały się oburzone głosy. Dla kasy, dla kasy, dla kasy. Miłośnicy prozy Tolkiena nie zdążyli doczekać pierwszej części – nie mówiąc o drugiej i trzeciej – obejrzeć, podumać, podsumować i dopiero brać się za krytykę. Nie, przecież wiadomo – dla kasy. Minął rok podczas którego ekipa aktorów, operatorów, choreografów, charakteryzatorów, dźwiękowców, speców od efektów, grafików – słowem – całe mnóstwo ludzi walczyło przy części "Hobbit: Pustkowie Smauga". No to mamy już dwie trzecie za sobą. Jak to wygląda?

 

Wylądowałam w kinie ze znajomymi. Po lewej mój luby, zapalony grafik oczekujący na efekty. Po prawej koleżanka walcząca z okularami, jak i ja, (tak to jest, jak się soczewek nie nosi). A dalej jej chłopak, który o Tolkienie wie, że coś tam kiedyś napisał, narobił dużego zamieszania i miało to związek z pierścieniem. Tyle. Na szczęście po pierwszych minutach filmu wszystko stało się jasne. Krótka wycieczka w przeszłość – krótka, bo „Hobbit" to książka dla młodych, nie ma w niej skomplikowanej fabuły, więc tłumaczenia też niewiele. A więc ci co nie wiedzieli, dowiedzieli się, a cała reszta miała okazję przypomnieć sobie o co w „Hobbicie" chodzi.

 

A później już z górki. Załoga w osobie trzynastu krasnoludów, jednego niziołka i czarodzieja, choć ten dość szybko znika, pędzi na złamanie karku przez Śródziemie. Zatrzymać tę zgraję nie sposób – udaje się dopiero elfom, choć zaledwie na moment, dla zaczerpnięcia tchu. Po chwili ruszamy dalej i to z przytupem. Pod tym względem film niewiele różni się od poprzednika. Kompania większą część filmu ucieka, a to przed elfami, a to przed orkami, a to wielkim łuskowatym… Z tą różnicą, że pościg, na co skarżyli się widzowie "Hobbita: Niezwykłej podróży", tym razem nie dłuży się, bo często zmienia się sceneria. Nie ma gołych pustkowi, jest puszcza, rzeka, wodne miasto, podziemne komnaty i to robi swoje. A przy okazji gonitwy po Śródziemiu znów odwiedzamy Nową Zelandię i podziwiamy zapierające dech krajobrazy, na przemian z pejzażem wygenerowanym przy pomocy napędu procesorów. Miasto Dale dla przykładu, choć oczywiście najbardziej wyczekiwanym elementem uniwersum jest Smaug – mieszkaniec Samotnej Góry.

 

Było trochę smoków w fantastyce, o czym można poczytać w styczniowej NF, wspomnę tylko naprędce o Draco, całkiem przyjemnym gadzie z filmu „Ostatni Smok", któremu głosu użyczył Sean Connery. Obiecująco wygląda też trójka z „Gry o Tron", choć te nie gadają. Niemniej, takiego smoka jak Smaug kinematografia jeszcze nie widziała. Kulminacyjny moment, na który czekali wszyscy, zastanawiając się jaki on będzie. Skopią czy nie skopią? Nie wiem jak wam, ale mnie się wydaje, że przerósł najśmielsze oczekiwania.

 

No dobra, zachwyt nad Smaugiem w pewnym momencie mija i, niestety, zaczyna się ziewanie. Brodate bractwo wraz z Bilbem gania po komnatach Ereboru, a zwieńczeniem morderczego maratonu jest żenująca scena z „czekoladowym krasnoludem”, która walczy o prywatną złotą malinę z elfką Tauriel. Pewnych rzeczy nie da się wytłumaczyć. Międzyrasowe love story, to, chyba każdy się zgodzi, wątek bardzo niepotrzebny i zabierający cenne minuty, jakie mogły być wykorzystane sensowniej. Może Jackson chciał stworzyć coś na miarę Arveny i Aragorna, niestety, nie udało się. A propos „Władcy Pierścieni", w "Hobbicie: Pustkowie Smauga" pojawia się kilka rozwiązań fabularnych, które kłują w oczy powtarzalnością. Nie chcę za dużo mówić, myślę, że wprawne oko w mig załapie, o co chodzi. Choć o jednym mogę, bo nie narażam się na wyjawienie żadnej tajemnicy. Mianowicie królestwo elfów z Mrocznej Puszczy rozczarowało, bo wygląda jak żywcem wyjęte Lothlorien, a myślałam, że może jednak najpiękniejsze miejsce Śródziemia nie będzie miało swojej kopii tak niedaleko…

 

Mimo kilku niedociągnięć, to zdecydowanie lepiej dograna część niż „Hobbit: Niezwykła podróż". Owszem, proporcje można by pozmieniać, wyrzucić wątek miłosny, a zamiast niego oddać w oryginale scenę u Beorna. Liczyłam, że spotkanie z niedźwiedziowatym zostanie wiernie odwzorowane, bo jest świetnym przykładem czystego, Tolkienowego humoru. Niestety, tak się nie dzieje, a zamiast dobrej jakości psot Gandalfa otrzymujemy dziwny humor w dialogach, żeby daleko nie szukać, elfki z krasnoludem …

 

Obejrzałam „Pustkowie Smauga" i nie wyobrażam sobie, by „Hobbita" upchnąć w trzygodzinny seans. Może w dwa, ale w jeden? Tak, tak wydany w trzech tomach „Władca Pierścieni" to lektura znacznie obszerniejsza, a mimo to każda część doczekała się jednego seansu filmowego. Kosztem wielu ciekawych wątków, czego dało się uniknąć w „Hobbicie". A że Gandalfa tu za dużo? Myślę, że za rok obrażeni na Jacksona zmienią zdanie, bo wyjaśni się po co i dlaczego.

 

Dochodząc do konsensusu, rzeknę, że oprócz hodowania kury niosącej złote jaja, dostrzegam pasję, wielki nawał pracy w odtworzeniu Śródziemia, tchnienia w nie ducha przygody, która porywa widza i sprawia, że autentycznie czuje tęsknotę za światem fantasy. Jeśli o mnie chodzi, udało się. Straciłam poczucie czasu podczas seansu. Z lękiem oglądałam kolejne sceny, mając świadomość, że w pewnym momencie bajka dobiegnie końca. Po trzech godzinach było mi mało. Przykrego uczucia niedosytu nie zagłuszyła nawet piękna „I see fire” w wykonaniu Ed Sheerana.

Komentarze

Smok miał przede wszystkim głos fantastyczny :)

o, wiele naszych spostrzeżeń się pokrywa :) też natychmiast skojarzyłem pałac elfów z Lothlorien. a międzyrasowy (czy raczej międzygatunkowy) wątek radosny też raczej bawił… nie zgodzę się z ziewaniem w trakcie potyczki ze Smaugiem, ale fakt, że niektóre sceny były ryzykownie długie.  "Po prawej koleżanka, jak i ja, walcząca z okularami (tak to jest, jak się soczewek nie nosi)." – w pierwszym odruchu pomyślałem, ze ty jesteś koleżanką jak koleżanka, a nie że też masz okulary. więc przeniósłbym "jak i ja" parę słów dalej.  "Zatrzymać tę zgraję nie sposób, udaje się dopiero elfom, choć zaledwie na moment – dla zaczerpnięcia tchu." – po "sposób" dałbym średnik, a nawet myślnik (ten kolejny w zdaniu bym wywalił, zastępując przecinkiem).  "trylogia „Władcy Pierścieni"" – to właściwie nie jest trylogia ;) tylko powieść wydana w trzech tomach.  poza tymi trzema małymi zgrzytami, recenzja bardzo mi się podobała. zawierała wszystko, co powinna, a w niektórych portalowych recenzjach tego brakowało. nawet lepsza niż ta z popularnej papierowej gazety… choć nie wiem czy to dobry wyznacznik.   PS zaglądam od paru dni do Empiku, a nowego numeru wciąż nie ma :( co za zadupie.

Heh, a wiecie, jak trudno tą piosenkę zagrać? ;/

Pisz tylko rtęcią, to gwarantuje płynność narracji.

Podoba mi się Twoja recenzja; widać, że jest przemyślana i – w odróżnieniu do Hobbita 2 – wyważona ;) Czekoladowy dłorf i taczka nietopliwa to przegięcie toporka, ale widowisko poza tym przednie. Książka piękna (książeczka), a i śliczna lostka mi nie przeszkadzała tak bardzo, ale romans między nią a prześlicznym krasnoludem ciut. :) I szeroka szczęka Legolasa o zmienionych oczach.

Smok Smaug to taka piekąca ogniem wisienka na torcie, a miasteczko (w obu wersjach – przed i po) smakowało jak najsłodszy krem :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Ha! A ja mam ważkie pytanie, bo męczy mnie. Czy to źrenica jest w kształcie Nieprzyjaciela, czy Nieprzyjaciel w kształcie źrenicy…? :) I czy wam też "scena w świetle i na orzechach" włącza ostrzegawczą żarówkę: "O-ho! W ten prawie pornograficzny sposób buduje się kult maryjny!" :) Czekoladowy krasnolud to dobre określenie. Ja potem się zastanawiałem, kto po wystygnięciu tego złota – no kto – skuje tę cholerną posadzkę… :) A recenzja podoba mnie się ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Mnie Tauriel nie przeszkadza, a co więcej, widzę celowość jej umieszczenia i wątku miłosnego. Jaką? Ano taką, że UWAGA SPOILER DLA OSÓB, KTÓRE NIE CZYTAŁY "HOBBITA"!!! Kili ginie podczas Bitwy Pięciu Armii, a zatem w przeciwieństwie do miłosnego wątku Aragorna i Arweny, ten będzie miał tragiczne zakończenie. Mozna przypuszczać, że Tauriel również polegnie albo pod wpływem tych wydarzeń podejmie decyzję o odpłynięciu ze Śródziemia. KONIEC SPOILERA. Może się zatem okazać, że właśnie ten wątek, który obecnie wydaje się doklejony na siłę, w ostatecznym rozrachunku doda filmowemu "Hobbitowi" dramatyzmu.

Celowowść może i jest ale… Ale tak strasznie jak pięść do nosa, tak zatrzymuje w biegu, gryzie taką dość naiwną eksplozją uczuć li tylko na podbudowie młodości Kiliego i czarnej polewki otrzymanej od elfiego króla-psychopaty – więc już, w te dyrdy, odreagować miłość bez szans z krasnoludem…  Ale to może tylko ja i moje skrzywione spojrzenie na świat ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Alicjo, oczywiście masz rację, doskonały pod każdym względem :)   Othersun, jesteś nadzwyczaj łaskawy! Dziękuję za dobre słowo i wytknięcie błędów, poprawiłam, co się dało. Przy końcówce dopadło mnie lekkie poirytowanie, osobisty wskaźnik, że coś trwa już zbyt długo …;) Lekkie, ale jednak. Smok super, ale nie można się nim zasłaniać!   Melo, nie wiemy, ale wierzymy:D   Koiku, Tobie również dziękuję za komentarz, i zgadzam się, Legolas strasznie rozpraszał twarzą. Jednak wolałam elfy z WP,były naturalnie dostojne i piękne. Do lostki nic nie mam, bo sama ją lubię, tylko kurczę, mogli dać jej ambitniejszą rolę do odegrania…   Psychofiishu, obawiam się, że nie znam odpowiedzi na te pytania:D Co więcej, sam Tolkien prawdopodobnie by Ci nie odpowiedział, a to on jest Bogiem tego świata:P Ktoś mu się ewidentnie wtrąca do interesu:D   Jerzy, jeśli po to jest ten wątek, to i tak wolałabym dłuższą scenę u Beorna. Ale pewnie masz rację, w dobrej produkcji o ratowaniu świata nie może zabraknąć wątku miłosnego ….

Lostka miała być ładna i powiedzieś parę zdań po elficku – co każdego faceta kręci :) Plus ta zaradność, że tak powiem – obiecująca ;)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Wciągający ten kawałek; synek przy nim tańcuje :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Po pierwszym Hobbicie chciałem zbojkotować drugą część, ale po tej recenzji chyba jednak się skuszę :)

Ja jednak jestem z tego złego obozu, że nie powinno się dzielić Hobbita aż na trzy części ;p Skoro Jackson potrafił dokonać selekcji materiału przy WP, to tym bardziej mógł to zrobić przy Hobbicie. Od paru znajomych już słyszałam, że finał jest bardzo rozciągnięty. Zaplanowany wątek miłosny już wcześniej wydał mi się nietrafiony. Być może będzie tak jak Jerzy mówi, że się wszyscy przekonamy!    Dobra recenzja :)   Pozdrowionka! 

Kulminacyjny moment, na który czekali wszyscy, zastanawiając się jaki on będzie. Skopią czy nie skopią? Nie wiem jak wam, ale mnie się wydaje, że przerósł najśmielsze oczekiwania.

No dobra, zachwyt nad Smaugiem w pewnym momencie mija i, niestety, zaczyna się ziewanie.

No to w końcu przerósł najśmielsze oczekiwania czy przyprawia o ziewanie? ; )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Smaug wspanialy, ale ziewanie, bo za dużo ciuciu babki w tym. 

Nowa Fantastyka