- publicystyka: Język Ambasadorii

publicystyka:

Język Ambasadorii

 

Byłem conajmniej podekscytowany "Ambasadorią". Już same zapowiedzi i recenzje sugerowały coś diametralnie inego od jego poprzednich dokonań, co w moim przypadku mogło zaowocowac na plus ( od razu dodam, że "Dworzec perdido" pomimo kilku wad, które trochę zepsuły wrażenia z książki jest wg mojej oceny książką bardzo dobrą, w przeciwieństwie do "Blizny" ). China w sci-fi? To budziło na pewno jakieś zainteresowanie, spotęgowane faktem, że okładka i wydanie są całkiem zgrabne, jeszcze bardziej zachęcając tym do czytania.

 

Pierwsze wrażenia z obcowania z książką były naprawdę pozytywne i rosło we mnie przekonanie, że tym razem jednak China mnie nie zawiedzie. Co pierwsze rzuca się w oczy to niesamowita koncepcja świata, w którym powieść została osadzona. Można spokojnie pokusić się o stwierdzenie, że swiat odgrywa tutaj rolę pierwszoplanową, bo bez niego powieść Chiny nie byłaby tym samym. I choć z pozoru jest to sci-fi, to zdecydowanie bliżej tej powieści do new weird – może nie koncepcją świata, ale na pewno poprzez klimat i to w jakim stopniu świat gra pierwsze skrzypce w całej opowieści.

 

Tutaj dla Chiny należą się gromkie brawa za koncepcję świata opartego niemal w całości na komunikacji, a ściślej rzecz ujmując na Języku, przez duże "J" właśnie. To, że Mievillowi nie brak wyobraźni było jasne od dawna. W zasadzie od pierwszej wydanej książki. Dlatego też i w tym przypadku spodziewałem się czegoś nietuzinkowego. Jednakże to co dostałem, co autor zaprezentował przechodzi w moim skromnym przekonaniu najsmielsze oczekiwania. Powalił mnie swoją koncepcją, co spowodowało, że pierwsza połowę powieści przeczytałem praktycznie jednym tchem i bez żadnych przestojów. Dałem się wciągnąć Językowi. Czułem się jak porównanie, którym Ariekeni rzucają od kąta do kąta, by przedstawić pewne zagadnienia, które normalnie nie są mozliwe. Jednym słowem – byłem oczarowany.

 

Niestety, im dalej brnąłem w przedstawioną historię, tym mniej mnie ona pasjonowała. Mój pierwszy zachwyt koncepcją, zaczął powoli stygnąć i wychodziły pewne wady, które na pierwszy rzut oka były wczesniej niewodoczne. Bohaterka tak naprawdę jest dla mnie pustą niezapisaną kartką, na której ktoś w chaotycznym porządku zapisał pojedyńcze słowa i frazy. W pierwszym odruchu podobało mi się jak opowiada nam swoją historię począwszy od dzieciństwa, dawało to jakiś przedsmak głębi bohaterki, liczyłem przez to na jakieś wewnętrzne animozje, konflikty, głębię, której nie znajdowałem wcześniej w poprzednich powieściach Chiny. Niestety, to kim była Avice zostało przykryte światem przedstawionym. I kiedy już wszstko co otaczało głównych aktorów tej sztuki stało się stosunkowo jasne i przejrzyste okazało się kim tak naprawdę jest Avice i było to odkrycie przykre, psujące ostatecznie odbiór "Ambasadorii". W tym momencie miałem uczucie deja vu, bo przypominała mi ona głowną postać "Blizny" – była równie bezosobowa. Patrząc z perspektywy nie wiem do teraz kim jest Avice, jakie są jej poglądy na poszczególne tematy dotyczące Ambasady i samych Ambasadorów. Jej podejście i stosunek do wszystkiego okazały się zwyczajnie nijakie, bez subiektywizmu charakterystycznego dla każdego człowieka.Jak wspomniana wyżej pusta kartka z rozrzuconymi słowami, niczego nie okreslającymi. A wystarczyło te słowa uporządkować i ułożyć w całe zdania, by nadac jej trochę charakteru. Ożywić.

 

I gdyby chodziło tylko o Avice, to mógłbym powiedzieć, że jest i tak doskonale. Mógłbym, ale tego nie zrobię, ponieważ tak od połowy ukazywała się stopniowo największa wada "Ambasadorii". Albo raczej niknęła. Bo chodzi oczywiście o fabułę, historię, opowieść, która początkowo jest spójna i zdaje się zmierzać w jakimś określonym kierunku, by nagle okazać nam całą swoją płaskość, by nie powiedzieć brzydko prostotę. Historię tę można by spokojnie streścić w dwóch zdaniach i wcale nie byłaby to krzywda dla powieści. Historia to w zasadzie niezbyt odpowiednie słowo, bo tej historii pratycznie rzecz biorąc nie ma. Nawet teraz jest dla mnie niejasne o co chodziło Mievillowi w tej książce. Może o jakieś przesłanie dotyczące polityki i tego, że polityka zacznie tak naprawde funkcjonować dopiero, kiedy możliwe będzie w niej kłamstwo. Kłamstwo, które czyni wolnym i nadaje świadomość, że dzieki kłamstwu jest mozliwa komunikacja pomiędzy obcymi sobie istotami. Mówiąc szczerze, nie mam pojęcia. Zgaduję i próbuję w ten sposób nadać znaczenia temu, co autor opisywał przez prawie 500 stron. Może kiedyś spłynie na mnie jasność i zrozumiem zamysł Chiny, ale póki co nie dana była mi ta łaska.

 

 

Reasumując, trzeba powiedzieć, że "Ambasadoria" to powieść, którą należy przeczytać, chociażby po to, by wyrobić sobie o niej jakieś zdanie. Może pozytywne, może negatywne, a może nawet obojętne. Wperspektywie, nie ma to większego znaczenia. Trzeba ją przeczytać z jednego powodu. Z tego samego, dla którego ja sięgnąłem po kolejną powieść Mieville'a, chociaż moje poprzednie czytania jego dzieł pozostawały w moim mniemaniu sporo do życzenia. Wyobraźnia. Niczym nieograniczona, szalona, jedyna w swoim rodzaju i wyjątkowa. Dla tego jednego czynnika warto czytać Chine Mievile'a, niezależnie od wad, które charakteryzują jego działa. Każda strona, to podróż do świata, jakiego nie ujrzycie nigdzie indziej. I dlatego warto siegnąć po nią, jak i inne książki tego autora. Wyobraźnia, bo to ona przecież jest podstawą funkcjonowania szeroko pojętej fantastyki. China udowadnia nam to po raz kolejny.

Komentarze

Znalazłem, przeczytałem :) Ambasadorię również, ale o tym wiemy.:) Przynajmniej do tej połowy, a na pewno w połowie, się zgadzamy :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Hura! Junior_13j podziela moje odczucia co do "Ambasadorii"! "Niestety, im dalej brnąłem w przedstawioną historię, tym mniej mnie ona pasjonowała."  Czyli I am not alone! Warto było przeczytać i książkę i potem taką recenzję. Napisałbym pewnie bardzo podobną (recenzję, nie książkę ;)

Jedyni piszą o niej pozytwynie, drudzy negatynie… Jest już w domu, więc za kilka dni trzeba zacząć! :)

Mee!

Żeby było jasne, ja pisze pozytywnie, bo czytało mi się ją naprawdę dobrze, tylko posiada niewątpiliwie wady. 

"I needed to believe in something"

Znowu podczas czytania pojawia się mysl, że China wymyslił świat, który zamierzał opisać, ten świat mu sie spodobał, dlatego zaczał pisać, a dopiero w trakcie próbował dobierać do tego jakąś historię i fabułe, dlatego tak naprawdę jakiś zamysł historii pojawia się dopiero gdzieś takod połowy. 

"I needed to believe in something"

Ciekawa książka z wadami – normalka ;)

Nie często zdarzają sie idealne, to prawda :)

"I needed to believe in something"

  Nie ma książek idealnych, to moje subiektywne zdanie. Dobrze że nie przepadam za rozkładem gów… na  atomy . Dla mnie dobra książka i wrócę do niej za jakiś czas, bo nie wszystko przyswoiłem jak to u mievilla za pierwszym podejściem ( lubię czytać  jego książki drugi raz) aktualnie blizna replay ;-) 

Dla mnie również ksiązka dobra, chociazby z uwagi na niezwykłą koncepcję świata przedstawionego, ale biorąc pod uwagę, że pokusiłem się o zamieszczenie tej recenzji, pozwoliłem sobie na – jak to ładnie ująłeś – rozłożenia g…na na atomy ;). 

"I needed to believe in something"

Nowa Fantastyka