- publicystyka: Zapomniany świat Holdstocka

publicystyka:

Zapomniany świat Holdstocka

 

Wiele lat wcześniej, w małej bibliotece miejskiej otarłem się o nią, miałem ją w ręku, zerkałem niepewnie na intrygującą okładkę, u dołu której widniał dumny napis „Nagroda World Fantasy Award”. Wahałem się, rozważałem czy naprawdę chcę ją wziąć ze sobą do domu i poznać jej treść. Odkryć, co kryje się za tą niepokojącą oprawą.

 

Wówczas zrezygnowałem i zadowoliłem się jakąś niewartą wspominania papką. Zostawiłem ją samotną na półce, gdzie tkwiła dalej w oczekiwaniu na kogoś, kto okaże się bardziej zdecydowany i zabierze ją do domu, by tam zagłębić się w świat, który skrywała w swoim wnętrzu. Jakoś nazwisko Autora nic mi nie mówiło, budziła obawy, że jednak mnie przerośnie i za kilka dni wrócę, aby ją oddać i poszukać czegoś bardziej odpowiedniego na mój ówczesny poziom czytelniczy. Tak więc zrezygnowałem.

 

Dni mijały, a ja znudzony i zniesmaczony poziomem ówczesnej lektury postanowiłem, że jednak wrócę po nią i spróbuję. Jak sobie postanowiłem, tak zrobiłem i w kilka godzin później rozłożyłem się wygodnie w fotelu. Obok gorąca filiżanka mocnej kawy parowała uwodzicielskim aromatem i obietnicą smaku. Miałem tylko przeczytać początek, zapoznać się, musnąć wnętrze, jak muska się smak cukierka – końcówką języka. Raz i dwa, przeleciała godzina, a zaraz potem następna. Kawa stała w tym samym miejscu, co wcześniej, już nie tak zachęcająco aromatyczna. Zimna i wystygła. Słońce powoli zbliżało się ku zachodowi.

 

Wraz z postępującym mrokiem, wypełzającym z zakamarków pokoju oddalałem się od ulic miasta, zapominając, że coś jeszcze prócz Oak Ledge otacza moje zmysły. Nie było szarego miasta, już nie. Była puszcza, dzika i pradawna, gdzie pomiędzy skrzypiącymi na wietrze drzewami przemykały jakieś niewyraźne cienie. Coś jak obłoki w kącikach oczu, lewie uchwytne, na samym końcu pola widzenia. Postacie. Czasem ludzkie, czasem zwierzęce. Z każdym kolejnym zdaniem, z każdą przełożoną stroną coraz bardziej realne i rzeczywiste. Widziałem go, na pewno go widziałem, zaczajonego, skrytego wśród listowia obok innych jemu podobnych. Pierwotna, niemal zapomniana wersja Robin Hooda. Obok niego łowczy z ogromnym rogiem nawołujący zwierzynę. Byli tam i inni, dawno zapomniani, bohaterowie i złoczyńcy, myśliwi i ofiary. Odgrywali swoje historie, opowiadali baśnie dzikie i krwawe. Zabrali mnie w miejsce, gdzie każda legenda stawała się rzeczywista.

 

Zabrali mnie do lasu ożywionego mitu.

 

Stałem się młodym Huxley’em, weteranem wojennym, który po latach rozłąki z rodziną dostaje list, że jego ojciec nie żyje, a on musi wrócić do starej posiadłości leżącej tuż przy granicy z ogromną puszczą. Tam wojna i jej skutki zostały daleko w tyle. Została rodzinna tajemnica, która próbowałem poznać razem z bratem Stevenem. Ale on już nie był taki jak dawniej, w jego oczach widziałem jakiś rodzaj szacunku i obawy do Starego i tego co robił; jakie badania prowadził we wnętrzu lasu. Twarz Stevena się zmieniła, stała się dzika i nieokiełznana, niczym oblicze wilka kryjącego się pod osłoną drzew i patrzącego z obawą ku ludzkim osadom. Zmienił się tak samo jak dawniej Stary. Posiadłość już nie była jego domem. Domem stała się puszcza. Czy dam radę za nim pójść? Czy odważę się zostawić cały znany mi świat i zagłębić w tym strasznym i fascynującym miejscu oderwanym od czasu? Czy odnajdę tam brata? Czy znajdę tam tą cząstkę Starego, której nie dane nam było poznać? Ojca, którym nie chciał być?

 

Nie wiedziałem tego, mogłem się jedynie łudzić, że puszcza znajdzie odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania.

 

Nie czekałem już dłużej, nie mogłem. Las ożywionego mitu pochłonął mnie na zawsze. Jeśli nawet miałem stamtąd wrócić już nigdy nie będę taki sam.

 

Świat nigdy nie będzie taki sam.

 

Ciemną nocą, gdy już odłożyłem ją na stół z żalem spoglądając na pełny kubek z kawą, długo jeszcze zbierałem swoje chaotyczne myśli do ładu. Wiedziałem, że o niej nie zapomnę, że będzie ze mną przez cały czas, czająca się w ten sam sposób jak niewyraźne postaci w polu widzenia Huxley’ów.

 

Kiedy minęło wiele lat, wróciło do mnie jej wspomnienie. Zapragnąłem znowu wejść w ciemny gąszcza niezgłębionej, pradawnej puszczy. Zacząłem jej poszukiwać jak narkoman upragnionej działki prochów. Przeszukiwałem księgarnie i antykwariaty, śledziłem strony internetowe, codziennie sprawdzałem allegro. I nic. Zniechęcony, tuż przed tym, gdy data moich urodzin zbliżała się nieuchronnie, sporządziłem mojej drugiej połówce listę książek, jakie chciałbym dostać. Ona była pierwsza na liście, ale od razu zastrzegłem, że i tak jej nie znajdzie, dlatego niech się lepiej skupi na innych pozycjach z listy. Jakież było moje zdziwienie, gdy jeszcze przed urodzinami dostałem drobny podarek, a w środku pod arkuszami kolorowego papieru wyjrzała ta sama niepokojąca okładka, z tym samym nazwiskiem u góry. Robert Holdstock „Las ożywionego mitu”.

 

I znowu tam wróciłem.

 

Teraz, patrząc na obwolutę spoczywająca pomiędzy innymi, szczególnymi dla mnie książkami, zastanawiam się dlaczego nigdy nie przyniosła rozgłosu? Dlaczego została zapomniana, jakby była jedną z wielu zwyczajnych powieści. A przecież nie jest.

 

Zawsze wówczas ogarnia mnie żal. Myślami wracam pomiędzy pnące się ku górze drzewa, przedzieram się przez dzikie listowie i żałuje, że tak mało ludzi mogło poznać tajemnicę Oak Ledge. Że obok mnie przez leśne ścieżki podąża raptem kilka niewyraźnych sylwetek, ledwie widocznych na granicy pola widzenia. Ale oni wiedzą, że było warto tam pójść i wrócić odmienionym. Innym, dzikim i pierwotnym.

 

Dlatego jeśli znowu usłyszę przejmujący dźwięk rogu Łowczego, wiem, że pobiegnę do puszczy bez wahania. A ten świat zostawię daleko za plecami.

Komentarze

Nie pij kawy, szczawiku. :) Bardzo mi się spodobała Twoja "zachęta". Poszukam, połowię.

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Pewnie wiesz, że są dwie części. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Aleś mi narobił smaku! Tylko gdzie ja teraz tę książkę dostanę…

pdfy można dopaść, ale z książką gorzej…

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

No! Junior, jestem pod wrażeniem. Nie myślałam, że kiedyś "przeczytam" recenzję wszystkimi zmysłami. To co piszesz na początku ( aż do kawy;)),  jest tak zbieżne z moimi doświadczeniami, że aż strach;) Niedawniej, jak kilka dni temu wspominałam "Las ożywinego mitu". Takiej opowieści nie da się zapomnieć. Ciekawostka: autor napisał pod pseudonimem Chris Carlsen cylk Berserker. Przeczytałam go, taki conanowaty, nic szczególnego. Tak zupełnie odmienny styl, świat, bohaterowie, że nie było szansy bym skojarzyła, że to ten sam autor. Dowiedziałam się po latach, przypadkowo i się zdziwiłam;) Pozytywnie, bo to spora sztuka tak zgrabnie, bez zająknięcia poruszać się w różnych stylach. Junior, bardzo dobry tekst, sensualny, intrygujący i czyta się "sam". A poza tym edukacyjny;) Bravo!  

Dzieki wszystkim za komentarze. koik80 – wiem, że jest druga część, nawet mam ją w domu, spoczywa tuż obok "Lasu ożywionego mitu" i zwie się "Lavondyss" – bardzo dobra, ale jednak tego czegoś zabrakło. Jezeli ktos jeszcze sięgnie po książkę Holdstocka zachęcony moją recenzją, to będzie to dla mnie największa nagroda. Ta powieść naprawdę zasługuję na to by być uznawana za klasykę, której niepodobna nie znać. Tak więc, lordofthedreams –   szukaj, kupuj i czytaj. I oczywiście nie zapomnij o kawie ;) LadyBlack – dzieki wielkie za uznanie, po Twoim komentarzu wnoszę, że udało mi się to co zamierzałem. A zamierzałem dać przedsmak tego co kryje się w książce, żeby ktos jeszcze mogł poczuć to co ja czytając ją.  Tak więc, Panie, Panowie zdobywajcie, czytajcie, a potem razem piszemy petycje do Zysku aby wydali wreszcie dwa pozostałe tomy ( łącznie jest 4 )

"I needed to believe in something"

Hmm. Jak na recenzję to średnio, jak na zajawkę – za długo. Wydaje mi się, że zbyt wiele miejsca poświęcasz okolicznościom niezwiązanym, a za mało samej książce. W połączeniu ze spoetyzowanym językiem otrzymujemy raczej opis wrażeń czytelniczych – trochę zbyt zagmatwany, ale w sumie całkiem fajny – odciągający uwagę od meritum. Już w samej treści tekstu dobrze by było wspomnieć, że tomów jest kilka. Poza tym – ta kropka w tytule ; )

I po co to było?

syf. – recenzja recenzją, ale zamierzenie było takie, by przedstawić odczucia wiążące się z książką, stąd taka forma, a nie inna. Chciałem zachęcić ludzi do sięgnięcia po książkę i tyle. I to się w niektórych przypadkach powiodło ;). A o innych tomach nie pisałem z jednej prostej przyczyny – moja nierecenzja dotyczyła tylko i wyłącznie "Lasu ozywionego mitu". To ta książka wywołała te wszystkie wrażenia. Nie kontynuacja, dlatego o niej nie pisałem. A z tą kropką – cóż, gafa ;) Dzieki za komentarz. 

"I needed to believe in something"

Perfidna i złośliwa kropka już została wyeliminowana ;)

"I needed to believe in something"

Syf. ale cóż mi po formie, jeśli sztywna i nic nie wnosi?;) Nawet najdoskonalsza recenzja nic nie wskóra, jeśli serca nie poruszy:) Junior uzyskał fajny efekt, bardziej usztywniona forma popsułaby go. Moim zdaniem. A! Pozdrowienia dla fajnej dziewczyny Juniora!

LadyBlack – na pewno jej przekaże ;)

"I needed to believe in something"

Miło, że przypomniałeś "Las Ożywionego Mitu" – to znakomita powieść, jedna z tych, które nie powinny popaść w zapomnienie.

No właśnie :) jest to książka szczególna, a niestety mało kto ją czytał, chyba ze względu na dostępność i brak wznowień. Ja nad tym ubolewam, bo powieść zasługuje na miano klasyki, którą w Polsce nigdy się nie stała. Mam nadzieję, że chociaż kilka osób więcej dzięki tej nie-recenzji do książki się przkona, znajdzie ją i przeczyta. 

"I needed to believe in something"

Mógłbym się podpisać pod tą recenzją, czytałem "Las…" dość dawno, i ogromnie mi się spodobał. A recenzje właśnie takie lubię, bardziej wrażenia estetyczne, a nie streszczenia. A autor [Holdstock] faktycznie pisał pod pseudonimem jakieś szmiry, bylo tego więcej, chyba, jesli dobrze pamiętam, serię horrorow "Labirynt", czy jakoś tak, wydawana to u nas na samym początku lat 90-tych. Wydało mi się to takie dziwne, że autor chałturzy, a jednocześnie zdobywa World Fantasy, i to zdaje się nie jedną.

Świętej pamięci R. Holdstock to faktycznie dość specyficzny autor – tak jak piszesz z jednej strony pisał dość mocne średniawki, a z drugiej napisał cykl o lesie, który był nagradzany. Napisał m.in. cykl Nocny Łowca oraz Berserker ( cos z pogranicza horroru ). A w międzyczasie spłodził "Las…", który jak sie dowiedziałem miał łącznie 7 tomów, a nie 4 jak pisałem wczesniej. A w Polsce ukazały się niestety tylko dwa. Chociaż kto wie, może to i dobrze. Mogło by się bowiem okazać, że pozostałe tomy nie trzymają poziomu poprzedników. "Las" to w moim przekonaniu książka wybitna, "Lavondyss" conajmniej bardzo dobra, ale jednak nie tak dobra jak poprzedniczka. Kto wie czy kontynuacje nie były średnie i dlatego Zysk nie wydał pozostałych – chociaz pewnie bardziej to kwestia sprzedaży dwóch pierwszych. Nie chciał się sprzedawać, więć dali sobie spokój. No cóż, jak angielski będę miał na lepszym poziomie ( nie zanosi się ) to może po prostu zdobędę je w oryginale. 

"I needed to believe in something"

No to zrobię to dla Ciebie i kuknę później i na kolejne tomy (może będziesz miał mobilizację, by się podpoziomować anglojęzycznie), tylko nieprędko pewnie. ODezwę się wtedy (za parę miesięcy pewnie) w tym wątku, chyba że ktoś inny mnie wyprzedzi. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

koik80 – będę niezmiernie wdzięczny jesli uda ci się je upolować :). A pospiechu nie ma. Może w międzyczasie poczytam cos innego po angielsku, co by podszlifować formę.

"I needed to believe in something"

Pewnie Holdstoch był takim typem pisarza, że z jednej strony tworzył wysmakowane artystycznie utwory, które slabo się sprzedawały, a dla pieniędzy pisał takie tam lekkie czytadełka. Innego wyjasnienia nie widzę.  Wdawnictwo Zysk słabo promowało swoje książki, a właściwie wcale ich nie promowalo, dlatego i u nas słabo się sprzedały, jak sądzę. Podobnie było z "Kronikami Thomasa Covenanta" Donaldsona, na Zachodzie książka legenda, a u nas bez reklamy, bez niczego i przeszła bez echa. Takie to dziwadełka zdarzały się u polskich wydawców.

To rawda, polityka Zysku często bywała mało zrozumiała. Najpierw wydawali książkę, a potem chyba liczyli, że się sama zareklamuję, dlatego tak się pewnie cieszą z wydawania Martina – nie musza robić nic, bo serial robi za nich a "Zysk" jest i kasa się zgadza. A "Kronik Thomasa Covenanta" nie czytałem, ani nawet o nich nie słyszałem, ale jeśli ciekawe, to nie omieszkam się zainteresować.  

"I needed to believe in something"

Może to nie na temat, ale dodam, ze "Kroniki" to najlepsza fantasy, jaką czytałem. Bezapelacyjnie. Zysk to wydał nawet dość ładnie, w dobrym tłumaczeniu, ale nawet nie zadał sobie trudu, by jakoś zachęcić czytenikow, choćby na tylnej stronie okładki. I zero reklamy. A ta powójna trylogia jest jedyną, którą można porownać z Tolkienem, bez żadnej przesady, jak to bywało w tylu innych przypadkach, kiedy wydawcy w żałosny sposób swoich autorów kreowali na drugich Tolkienów.

No to jeszcze bardziej mnie zachęcisłeś. Nie wiem jeszcze kiedy, ale na pewno sięgne po te książki. Już się wstepnie rozglądałem, nawet sprawdzałem opinie i wydaje mi się, że może być interesujące. Dzięki za polecenie :)

"I needed to believe in something"

"Kroniki Thomasa Covenanta" czytałem kilkanaście lat temu zachęcony opinią Sapkowskiiego o tej książce. Nie odczułem tej wybitność ale chyba wiem dlaczego. Niektóre cykle najlepiej sobie dawkować, a nie łykac naraz. Tak właśnie miałem z trylogią o Skrytobójcy Robin Hoob – pierwsza i druga częśc świetna, a przy trzeciej odczuwałem znużenie. A co do MArtina to te pierwsze wydania "gry o tron" ginęły w tłumie chyba z powodu szaty graficznej ( ach te okładki dzieł literatury fantastycznej– to osobny temat :), do mnie dotarło że to chyba coś dobrego gdy "Uczta dla wron" pojawiła się nagle ni stąd ni zowąd wysoko na listach bestsellerów w miesiącu premiery te kilka lat temu. ..

Akurat moim zdaniem "Skrytobójca" to zły przkład, bo ja łyknąłem trylogię bez zająknięcia ;) Potem w kilka lat później przeczytałem również kontynuacje – trylogię "Złocisty" i również zrobiłem do bez żadnych oporów, a nawet bym powiedział, że z nieukrywaną przyjemności. A w międzyczasie czytałem też "Kupcy i ich zywostatki", które równiez uważam za bardzo dobre. Robin Hobb to w ogóle zdolna Pani i jesli jeszcze coś napisze, to na pewno sięgne bez wahania.  Chociaż do moich ulubionych autorów sie nie zalicza. Po prostu to dobra rozrywkowa –  acz nie tylko – literatura.  Tak samo mam z Martinem – moge czytać bez opamiętania. To kwestia stylu i tematyki, które mi wyjątkowo podchodzą. Fantasy, ale takie krwiste i poważne, bezkompromisowe. 

"I needed to believe in something"

Ja sobie kiedyś "Skrytobójcę" chętnie odświeżę, żeby sprawdzić czy wrażenie z lektury "Wyprawy" się powtórzy. Dalszych części już nie czytałem, może dopiero na emeryturze bo ciągnie mnie jednak do tego świata. W ogóle cykl o skrytobójcy przywrócił mi swojego czasu wiarę w fantasy– czytałem wtedy Sapkowskiego i bałem się, że trudno mi będzie znaleźc coś, co zbliży się poziomem do twórczości AS-a no i wpadł mi w ręce "Skrytobójca" i było naprawdę nieźle… A potem przeczytałme Martina "Grę o tron" i było po prostu świetnie :)

A Holdstocka w ogóle nie kojarzę, z lekka tytuł książki tylko…

Z tym Spkiem miałem podobnie jak Ty ;) A jesli nie czytałeś Lasu ożywionego mitu, to koniecznie sięgnij. Tak nietuzinkowej fantasy to ze świecą szukać. Bez ogranych schematów, bez sztampy, tak częstej w tym gatunku. Trochę z pogranicza fantasy i horroru, cos jakby trochę z Lovercrafta, ale lżejsze, bardziej sttrawne. Czytasz i czujesz swoisty niepokój. Jedna z moich the best of – a że jestem bardzo wybredny, to powinna być podójna rekomendacja. 

"I needed to believe in something"

Podwójna oczywiście ;)

"I needed to believe in something"

No, no, no! Cóż za zbieżność gustów i wrażeń:) Nie będę sie rozczulać nad szczegółami i przyłączę się tylko do stwierdzenia, że Robin Hobb bardzo utalentowana jest, a mam wrażenie, że też trochę zapomniana. I "Skrytobójca" i 'Żywostatki" to solidna, przyjemna i niegłupia fantasy. Nie robi człowiekowi światopoglądowego "ŁAŁ", ale zapada w pamięć i budzi sentyment. Komentarze zdryfowały;) Ale warto przypomnić zakurzone fantastyczne  światy.

My w komentarzach pod publicystyką bardzo lubimy dryfować, wystarczy zajrzeć pod "Made in China…" koika :)

Ilość tematów poruszana w "Made in China" jest po prostu zatrważająca ;)

"I needed to believe in something"

LadyBlack – oj warto, tym bardziej, że tych zapomnianych światów jest całkiem dużo jak się okazuję ;)

"I needed to believe in something"

O nas bez nas?! Beze mnie, znaczy się?! :) Moja wina, bo przestałem tutaj zaglądać. Dzięki Made in China poznało się bliżej paru interesujących ludzi i nikt nie krzyczy za off topy ;) Poza tym, to Janek wszystko zaczął :P ;)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Zaczęło się od polonistek :) A potem się okazało, że jakoś nam tu dobrze, tu, w  publicystyce :)

Nie wazne jest miejsce, ważny jest temat i odpowiedni ludzie do jego prowadzenia ;)

"I needed to believe in something"

Nowa Fantastyka